„Brakuje słów, aby podziękować za matczyną odwagę, cierpliwość, dobroć, zrozumienie, a tak bardzo chcę wyrazić wdzięczność właśnie tobie Mamo”
W Australii taki baran życie ma proste jak z łuku szył – żre trawę, chodzi po łące i ją w międzyczasie jeszcze użyźnia. Potem jest strzyżony i znów się pasie. I to jest jedyny wpływ barana na politykę i gospodarkę Australii.
U nas nie ma tylu łąk, więc barany trzeba gdzieś upchnąć. Część upchnięto w dobrze płatnych spółkach skarbu państwa, radach nadzorczych, ale i w publicznym Radiu.
Cmentarna lekkomyślność
„Straszny” Kaczor pojechał na cmentarz w czasie pandemii. Sama wizyta odbyła się zgodnie z prawem i przy zachowaniu wszelakich standardów przepisami wymaganych. Ale prawne aspekty to jedno, a opinia publiczna to drugie. Ta ma swoje bezlitosne kryteria. Kaczyński pod tym względem jest niewyuczalny i być może nigdy do tego uwagi nie przykładał, a to jest niestety ważne, nawet bardzo. A może liczył, że się przemknie niezauważony? Wcześniej wprowadzono obostrzenia i za wizytę na cmentarzu można było zarobić mandat. Poszedł, bo widać musiał, ale opinii publicznej to nie interesuje, każdy tak może powiedzieć… Nie ma równych i równiejszych. „Opinia publiczna” się po tym zagotowała, a najbardziej Kazik Staszewski. Co ciekawe Kazik nawet lubił PiS. Owocem tego wrzenia była piosenka „Twój ból jest większy niż mój”. Zdaniem tych, co się na muzyce znają jest słaba. Z jej powodu rozpętało się istne pandemonium w radiowej „Trójce”.
Salto mortale
Usłużny i zbaraniały dyrektor z politycznego nadania wywinął takie salto, że słynny gest posłanki Lichockiej, kiedy środkowym palcem odsłaniała sobie grzywkę był tylko preludium do wstępu i nic nie znaczącą etiudą kręconą telefonem komórkowym. W swoim daleko posuniętym zbaranieniu wydał dyspozycję, by coś zrobić z piosenką Kazika. Najlepiej tak ją tak schować żeby nikt nie znalazł. Podczas gdy ją należało puścić, bo artystycznie jest byle jaka. Po tym wszystkim zeszła lawina. Niedźwiecki powiedział, że się nie ugnie i nie puści sprostowania na stronę, w którym wszystko bierze na siebie, cały ten bajzel z rzekomym liczeniem głosów. Potem się obraził i wśród oskarżeń o upolitycznienie „Trójki” zrezygnował z posady i odszedł. Dołączyli do niego inni dziennikarze. Jedni chwalą ten „heroiczny” czyn, inni wyciągają Niedźwieckiemu przeszłość. Przypomnijmy, że pracę w Trójce rozpoczął w kwietniu 1982 r, kiedy po stanie wojennym z pracy wyrzucono tabuny dziennikarzy.
Dowody z historii
Polityka zawsze była w każdym medium, szczególnie publicznym. Jeśli ktoś uważa, że ich upolitycznienie czy upartyjnienie to robota PiS, to jest zwykły baran, taki co się w Australii pasie. PiS nie robi w tej materii niczego czego nie robiła Platforma, PSL a wcześniej SLD czy PZPR. Jak każda liczna formacja polityczna ma również w swoich szeregach pokaźne stado lizusowatych baranów. Te kłęby wełny zawsze robią wszystko, by się zwierzchnikom przypodobać. Ta forma serwilizmu jest spuścizną zaborów, szczególnie rosyjskiego. Dyrektor jest jednym z nich. Jego nazwisko Kowalczewski, dotąd zupełnie nie znane wypłynęło w jak najgorszych okolicznościach. Nieszczęśnik przypomina Herostratesa, znudzonego szewca z Miletu, który mając dość robienia butów podpalił świątynię Afrodyty. Ta się sfajczyła do szczętu, ale on przeszedł do historii jako patron takiej właśnie drogi do chwały i podręczników. Jakim ekumenicznym zjawiskiem jest bezrozumna służalczość, widać choćby po naszym powiatowym podwórku. Jeszcze się nie zatarły w pamięci bardzo medialne występy i dowcipasy naczelnika Wydziału Oświaty Sławka Kamińskiego, który tymi Szpakowi taką prasę zrobił, że ten w mieście ani jednego mandatu nie zdobył. Trzeźwa i chyba jedyna możliwa w tej sytuacji była reakcja PiS. Ci się odcięli od całej chryi i tym sposobem ból zbaraniałego dyrektora stał się jeszcze większy.
Rzucanie kwitami
Radiowa „Trójka” to symbol, na którym wychowały się miliony Polaków. Tych co mają w nosie politykę a słuchają muzyki najbardziej to cale zajście oburzyło. Dziwi reakcja środowiska dziennikarskiego. Czy nie rozsądniej było zostać i walczyć ale w redakcji – o to o czym krzyczą teraz z wysokości ulicy. Rzucanie kwitami to reakcja przesadzona i trudno wytłumaczalna. Przecież Marek Niedźwiecki miał całe kierownictwo Trójki na deskach, gdyby postawił się okoniem, wsparty kolegami zdziałałby więcej. No niech ich wszystkich powyrzucają! Skoro Trójkowa Lista przebojów to jego dziecko i w pewnym sensie idea, to dlaczego tak łatwo oddał pole? Tak jednym kłapnięciem drzwi zaprzepaścić 35 letni dorobek? Powinien zostać dla tych słuchaczy, których tylko interesowała muzyka. Wystarczyło odwrócić narrację. No, Panowie z PiS, powyrzucajcie nas wszystkich! Ci by tego nie zrobili, bo Straszny Kaczor popełnia błędy, takie jak z wizytą na cmentarzu, ale w życiu nie pozwoli na kult świeckich męczenników. A tych by stworzył z wywalonych na zbity pysk dziennikarzy… Mieć Kaczora i PiS na deskach, pozwolić mu wstać i jeszcze z fasonem odciąć się od całego bałaganu. No rzeczywiście opozycja jest rozbita. Infantylne, tego nie sposób pojąć. Należało zostać, jak ten emigrant z anegdoty, któremu ksiądz emigrację wybił jednym zdaniem. „Zostań! Bo tu jest twój ksiądz i twoja parafia!” Słuchacze stanęliby murem za Trójką, a tak konflikt przeniósł się na „ulicę”. I gdy ktoś zarzuci PiS, że Radio zniszczył, ci odpowiedzą, że myśmy się odcięli. A redaktorzy odeszli sami, czyli sami przyczynili się do dewastacji Trójki. Będzie to niestety wyglądało, jak ten śmieszny pucz w sejmie sprzed paru lat. Widać po reakcjach, że kult barana czy to lizusa, czy barana infantylnego jest wszędzie i święci tryumfy.
Kawiorowy protest
A za jakiś czas może być i tak, że pojawi się radio, w którym znajdą przytulisko wszyscy, co poodchodzili. Z naciskiem na „poodchodzili”. Za komunistycznego reżymu ludzi z robót wyrzucano i to jeszcze z wilczym biletem. Tu chyba o żadne radio nie chodzi i dobro słuchacza. Taką formę „kawiorowego” protestu szary prowincjonalny Kowalski co muzyki słucha mało podda w wątpliwość. Odejść a zostać wyrzuconym to nie to samo, inny ciężar gatunkowy.
Znając chronologię takich sytuacji, pojawi się za jakiś czas anonimowy donator, który sypnie groszem na nową rozgłośnię. A potem okaże się, że oprócz muzyki są i wywiady z ludźmi tylko jednej opcji i to dziennikarzom przeszkadzać nie będzie. W ten sposób historia wykona pełny obrót, a klamra się domknie. Już teraz Trzaskowski z Wojtkiem Mannem razem leją krokodyle łzy.
Jakie czasy, taki heroizm, dziś podeptane buty w tramwaju albo urażone ego to przedsionek dantejskiego piekła. Gdy się to skonfrontuje z postawą Janusza Korczaka, który do komory gazowej ze swoimi dzieciakami poszedł, inaczej nie potrafił, bo się im poświęcił. Mimo że miał oferty ratowania własnej skóry…
Zbaraniały obie strony barykady. I jedyne co ich łączy, to barania reakcja – niewspółmierna do wagi problemu. Życie radiowca nie jest różami usłane, a szczególnie tych, co odeszli, bo mieli bardzo dobrze płatne etaty. Tylko kto do licha ma lekko?! Czy ból jednych jest większy niż drugich? Nie zapominajmy, że mamy kampanię wyborczą i chyba to wszystko na jej ołtarzach złożone. Taka całopalna ofiara najlepsza z barana. Nie wierzycie? Zapytajcie Izaaka.
Maj ruszył z kopyta, wypłaszczyła się krzywa zachorowań na koronawirusa. Ale są i tacy którzy uważają, że nie ma pandemii, a to wszystko to” światowy spisek na którym zarobi Bill- Lisek”
Szymon Hołownia, kandydat na Prezydenta padł ofiarą akcji „zostań w domu, czytaj książki”. Biedak przeczytał konstytucję Kwaśniewskiego i to nie raz. Rozbeczał się, posmarkał po jej lekturze, jak pensjonarka po miłosnym zawodzie. Osobiście znałem jednego Szymka, który też łkał często, ale tylko jak pół litra się skończyło. Po trzeźwemu nigdy nie szlochał…
Siła spokoju
Do ochrypnięcia wrzeszczą ci, co się szczepić nie pozwolą, a jeśli już do tego dojdzie, to po ich trupach. Kidawie poparcie spadło do 2%, a tyle to wspomniany już Kwaśniewski miał w Charkowie w wydychanym powietrzu, jak się turlał po oficerskich grobach. Teraz wymienili ją na Trzaskowskiego, żeby się totalnie nie ośmieszyć. Takie podmienianie to kiedyś na wsi stosowały gospodynie. Jak kwoka była dobra to jej jajka podkładały. Nigdy się nie zdarzyło, żeby kura się połapała. W polityce to pierwszy taki przypadek, ale naród nie kura i już się chyba połapał. A w ogóle to ten Trzaskowski, do siennickiego Proskury podobny, bo i on miał aferę z oczyszczalnią jak Lesio. Wybory prezydenckie mają być, tylko że z nimi jest tak, jak było ze zniesieniem wiz do USA. Bo że będą wiedzieli wszyscy, ale kiedy to już nie wiedział nikt…
Ale to wszystko w Polsce się dzieje, hen daleko. U nas spokój, bo widać nasza krasnostawska chata skraja. Dziś ciut o burmistrze Robercie Kościuku, którego prywatnie bardzo szanuję i jest mi niezmiernie przykro cokolwiek o nim napisać…Albowiem Robert jest bez wątpienia najsympatyczniejszym ze wszystkich dotychczasowych włodarzy grodu nad świńską rzeką.
Chłopisko z niego spokojne, jak toń jeziora w głębi dziewiczej puszczy, pokrytego kobiercem rzęsy wodnej w taki sposób, że czołgiem po nim jeździć można. Taki niewzruszony jest. Ot, człowiek bez układu nerwowego… Taki jakby rozbrykanym dzieciom w przedszkolu zaczął bajkę czytać, po dwu wersach maluchy by się pospały, jak styrany górnik po szychcie. Pruskiego błysku w oku takiego, jak u Jakubca nie uświadczysz. Co najwyżej bukiet fiołków…Głosu nie podnosi. Jak mu tam czasem coś Jakubiec wytknie, to się najwyżej skrzywi jak 3 latek po łyżce tranu. A jakby Robert dał twarz do kampanii walki z nerwicami, wszyscy by mówili, że to fotomontaż, bo takiej facjaty nie ma w naturze. Taki ten Robert jest – krasnostawska siła spokoju. Był już taki jeden w naszej najnowszej historii. Tadek Mazowiecki się zwał.
Żelazny pomagier
Ma Robert jednego radnego w Radzie Miasta i sieć sklepów. Tylko w rządzeniu to pierwsze ma znaczenie, a drugie zupełnie nie. Dlatego Robert I Spokojnolicy ma ciężko, jak koń węglarza i zawsze pod górę. Otoczenie polityczne ma bardzo intrygujące. Taki Wilkołazki mimo, że swoje dostanie, to i tak publicznie Kościukowi szpilę wbije. Znowu PZK, te stare lisy szarpią Robertowe portki wedle uznania. Ale na tych jest sposób. Niestety, Wilkołazki od PZK gorszy politycznie, bo swój organ prasowy ma. Jakby go tak zapytać o ów, by się Marcin zaparł jak ksiądz nieślubnej córki…To co w takim razie pomyśleć o pisemku wydawanym periodycznie, w zależności od potrzeb politycznych przez Romka Żelaznego? Oczywiście ów periodyk do nabycia w sklepiku na rogu. A sklepik czyj? Czytałem parę numerów i jeśli nie pisano o „Krasnostawianach” patetycznie, pomijano ich milczeniem. Ostatni numer ukazał się pod koniec marca.
Ten aż kipi od rojeń autora, zabarwionych zoologiczną nienawiścią do PiS. Ale jedno jest charakterystyczne: miejsce dystrybucji i złego słowa o „Krasnostawianach”. Bo skoro, co jest u Żelaznego wyartykułowane, Nowosadzki jest zdrajcą i dezerterem, albowiem został wicestarostą i jest jako PZK koalicjantem znienawidzonego PiS. To już Suchorab, który jako „Krasnostawianie” siedzi w zarządzie Powiatu odszczepieńcem i renegatem już nie jest… Można nagiąć rzeczywistość? Można! Sam Wilkołazki to postać z najgorszego politycznego koszmaru. Ale czapka z głowy za to, jak ludzi do tej „swojej formacji pomocniczej” dobrał, jak ich omotał i wytresował.
Z diabelskim sprytem
Ma Jędrek Kmicic godnego następcę takiego, że diabły w piekle skrobią się po kosmatych łbach i gotowe się nawrócić, żeby tylko Wilkołazki jakimś cudem do nich nie trafił. No a kogóż on tam ma? Agnieszka Pocińska-Bartnik, zawsze perfekcyjnie do sesji przygotowana. Od makijażu po interpelacje, a te czyta takim tonem, że jakby mi coś kiedyś sprzedała, nie miałbym odwagi poprosić o resztę. Ma i dwóch fizjoterapeutów, ci jak wiadomo, najsprawniejsze mają dłonie. Bo jak nie niosą ulgi zmęczonym mięśniom, to wędrują do góry, tak jak Marcin chce. Są i inni… Bezwzględny jest Wilkołazki i gibki, choć zawalisty. Wszystko zrobi tak, żeby na pierwszym miejscu było jego nazwisko. A oto próbka z oficjalnej strony Muzeum Krasnostawskiego z 21 kwietnia br.
„Nad przygotowaniem projektu pracował dwuosobowy zespół w składzie Marcin Wilkołazki oraz Mateusz Soroka, przy wsparciu dyrektora muzeum Andrzeja Gołębia.”
Można odnieść wrażenie, że dyrektor Andrzej Gołąb kawę i ciastka donosił, albo jak to Gołąb – siedział na parapecie za oknem. Nie zdziwi, że jak Marcin w Bieszczady na kanikułę jedzie, wilki na ukraińską stronę wieją. Bo to basior nad basiory! Po „diabelsku” zagospodarował przestrzeń w mieście, pod chwytliwym hasełkiem, że mieszkańcy dla miasta. W ten sposób wszystko ma pod kontrolą i nic nie powstanie konkurencyjnego, bo on ma wszystko w łapach. Siedzi jak król duński na sundzkich cieśninach. Idea chwyciła, bo jak miała nie chwycić, tu krwi nie poskąpi nikt. Myślą Krasnostawianie, że miastu służą i społeczności, ale gdzie tam… Wilkołazkiemu służą tylko o tym nie wiedzą lub nie chcą wiedzieć. Po co mu ta formacja? Ano widać Marcin parcie na szkło ma, a bez armijki mógłby jedynie w domu pogaworzyć, a tak karty rozdaje – nieważne, że znaczone.
Manewry w szufladzie
No i jak się te parę szabel ma, coś się w grajdołku znaczy, inaczej na ciebie patrzą. Chciałby taką kompaniję mieć radny Zieliński Krzyś i nawet miał jej zręby tylko przekombinował, więc zostały mu już tylko ołowiane żołnierzyki w szufladzie na które wrzeszczy, że go słuchać nie chcą. I oczywiście śni, że w fotelu wicestarosty zasiada, ale takim dużym na miarę jego ego. Takim, że jak Krzyś w nim siedzi to nogami w powietrzu majta…
W wyborach samorządowych 2018 roku kandydata do wyścigu na fotel burmistrza Marcin nie wystawił. Do dziś nie wiadomo, dlaczego? Pasowałoby jemu startować, ale mógłby przegrać. Wizerunek by ucierpiał? Tylko że przegrana w niczym nie urąga, ale podnosi wartość, siłę formacji i mandatów by miał więcej. Pewny był, że tych zdobędzie więcej, ale dziadki z PZK skopali mu polityczną rzyć, bo mieli Jakubca w wyścigu do fotela burmistrza. Mógł wystawić, a co, Bartka Witkowskiego, a ten był chętny i były między nimi rozmowy. Może nie wiedzą tego wszyscy, ale Bartek jest członkiem „Krasnostawian”. Ale bezinteresowny lider Marcin znalazł więcej i w krótszym czasie argumentów na „nie” niż Ruscy na „tak” w 1939, jak się na nas szykowali…Być może brak kandydata na wybory wiąże się z czymś, co jest kresem suwerenności Wilkołazkiego, ale on to umiejętnie maskuje. Skąd wziął się pomysł z Piotrem Suchorabem na liście do powiatu? Ten najbardziej zaszkodził Stafijowskiemu, który w Krasnostawianach był od zawsze.
Należy pamiętać, skąd Marcin dostaje i dostawał przysłowiowy chleb. Jest jeszcze w otoczeniu „wszechstronnie wykształcony” Dyrektor Promocji Miasta i radny powiatowy Zieliński, który jak trzeba, to się z Wilkołazkim dogada, mimo różnic. Wszak Romek Żelazny w ostatnim numerze „periodyku ze sklepiku” o Zielińskim pisze i to tak, jakby chwalił, promował jego osobę i zachowania. Nie takie sojusze widziały krasnostawskie bruki. Choćby sojusz Szpaczo-Cichoszowy z ostatnich wyborów parlamentarnych, którego architektem był Krzysio.Tym bardziej, że pisanina Romka, Krzysiowi na rękę, bo ten wali na oślep w PiS i Nowosadzkiego. A Krzyś na PiS zły za to, że go z klubu radnych wywalili z hukiem a na Nowosadzkiego, bo mu wicestarościński stołek rzekomo zagarnął. Biedny tylko ten Robert, bo robi za zakładnika u wszystkich i tak go omotają pajęczyną intryg, że będzie musiał w dowód patrzeć i w lustro jednocześnie, by się upewnić czy to jeszcze on…
Piotr Ślusarczyk
PS.
Będzie gorzej…Była doskonała okazja tuż po wyborach samorządowych w 2018 roku. Należało, Panie Robercie, Jakubca wiceburmistrzem mianować. Wszak między wami było jedynie 40 głosów różnicy. Jakubiec zostałby doceniony i jeszcze dałby swoich radnych. Dodatkową gwarancją spokoju całego PZK byłby Nowosadzki oddany pod zastaw do Leńczuka. To byłby Pański polityczny majstersztyk – najlepsze i najdojrzalsze posunięcie i jedyne możliwe w tej sytuacji. Elektorat w mieście idealnie pękł na pół, a Jakubiec, co by nie mówić, miał niebagatelne osiągnięcia. Miałby Pan start, jak się patrzy! A teraz zamiast roztropnego sojuszu łączy Pana z Jakubcem jedynie fakt przebywania w jednym pomieszczeniu podczas obrad rady czy komisji. I niech Pan nie zapomina o tym, że grozi Panu rola politycznego chłopca na posyłki. Bo na ludziach to się Pan niestety nie zna i przyjdzie za to zapłacić. Jak Tytanik płynie Pan na kolizyjny kurs. Lecz o tej katastrofie nikt oskarowego filmu nie nakręci. Amen…
To nie jest stwierdzenie obecnej sytuacji w kraju, tylko faktu, że żaden rząd nie ma pieniędzy. Jedyne, czym obraca, to pieniądze podatników. Jeśli więc rząd chce komuś coś „dać”, to znaczy, że komuś zabierze w postaci podatków (dodatkowych podatków) i kar. Albo zabierze nam wszystkim w postaci inflacji. I jedno i drugie sięgnie nam dość szybko do kieszeni.
Już nawet „madki na etacie” zauważyły, że 500+ jest warte dziś realnie może 200+, tak wzrosły ceny. Wkrótce, zapewne do końca roku będzie warte 100+ albo i mniej, bo NBP w ramach ratowania budżetu dodrukowuje coraz większe sumy pustych banknotów, które napędzą nam inflację. Wobec spadku PKB realny spadek wartości złotówki będzie bolesny. Pokolenie 1989+ nie pamięta zapewne szaleńczej inflacji początku lat 90-tych i wcześniejszej, gdy 100 tys zł warte było w grudniu połowę tego, co w styczniu. Będą mieli okazję posmakować tego, o czym mówią „starsi”. O 20-30% bezrobociu także.
Jednak wyszło na moje – dobry glina Gowin i zły glina Kaczyński. Jak widać, kruk krukowi oka nie wykole – „dogadali się”. Bo „raz zdobytej władzy nie oddamy nigdy”.
Na ulicę wychodzą kolejne grupy ludzi. I protestów będzie coraz więcej. W budżecie nie ma pieniędzy na żadne tarcze. A przed wyborami nikt nie sięgnie po żadne dodatkowe podatki czy kary, aby nie denerwować elektoratu. Im późniejsze wybory, tym tragiczniejsza sytuacja budżetu. Jeśli przepchną kolanem Endriu na kolejną kadencję, zacznie się rzeź niewiniątek.
Wielu starszym ludziom w PiS przedsiębiorca kojarzy się w powojennym „szmalcownikiem”. O ile duże firmy z kapitałem zagranicznym są w stanie „kupić” każdą władzę w naszym kraju, bo mają fundusze, to mniejszy krajowy biznes i mali przedsiębiorcy, dający ponad połowę wpływów do budżetu, traktowani są jak pies, którego można kopać do woli, będzie skamlał ale nie ugryzie, bo „swojego” się nie gryzie. Coraz wyraźniej widać, że już nie tylko skarbówka , ale cały rząd traktuje takich przedsiębiorców z pogardą. To, co dzieje się w wnioskami składanymi w ramach „Tarczy” to temat na sporej objętości książkę. Ludzie wracają po kilkanaście razy z poprawkami. Chodzą, dopytują, stoją w kolejkach, bo urząd nie raczy nikogo o niczym poinformować. Ukuło się już nawet parę dowcipów na ten temat:
Co tam palicie Kowalski na podwórzu? – pyta dyrektor ZUS pracownika
Wnioski do nas, które zaginęły, odpowiada Kowalski
W pierwszej kolejności odmrażany jest rynek dużych firm, a mały biznes nadal czeka na możliwość zarobienia pieniędzy na życie. W praktyce, duże firmy i sklepy mogły funkcjonować praktycznie bez przeszkód przez cały okres „wygaszenia”. Małym natomiast w praktyce zakazano czegokolwiek. Jeśli jeszcze nie widać fali bankructw i zamykania lokali, to chyba tylko z powodu ciągłej nadziei , że wkrótce to ustąpi. Nadzieja, jak wiadomo, umiera ostatnia.
Nie wiem, czy zwróciliście uwagę, jak brak komunikacji publicznej w ciągu tygodnia skutecznie zakorkował małe miasteczko Krasnystaw. Po 15:00 kolejka do miasta sięga już pod „piątkę” za mostem, bo wszyscy przyjeżdżają po mężów/żony po pracy do miasta. Naprawdę, nie ma żadnego pomysłu na to, aby jakoś ruszyć ten transport ?
A gdzie nasi parlamentarzyści ? Nie ma odsłonięć pomników, to i w prasie ich nie widać. Wybrany z Ziemi Chełmskiej pan Sasin dał ciała w całej okazałości. Ciekawe, kto „beknie ” za tę porażkę z wyborami korespondencyjnymi i odda miliony, które poszły do prywatnej firmy na druk nikomu nie potrzebnych pakietów do głosowania. Zapewne nikt, tak jak zwykle w tym kraju.
„Jeśli ustawa o wyborach korespondencyjnych zostanie odrzucona, to może nastąpić nawet kryzys polityczny, ale mam nadzieję, że do tego nie dojdzie” – zaznaczył minister zdrowia Łukasz Szumowski.
Minister powtórzył w radiowej Trójce, że w obecnej sytuacji epidemicznej wybory tradycyjne nie powinny się odbyć.
Szumowski, pytany o to, czy przedstawi swoją rekomendację dotyczącą wyborów prezydenckich w tradycyjnej formie z możliwością głosowania korespondencyjnego dla wybranych osób (powyżej 60. roku życia. i na kwarantannie), gdyby doszło do odrzucenia procedowanej w tej chwili w parlamencie ustawy o wyborach korespondencyjnych, powiedział, że w takim wypadku mogłoby dojść do kryzysu politycznego.
„Może nastąpić całkowity kryzys polityczny. Mam nadzieję, że to jest sytuacja, do której nie dojdzie, bo w czasie epidemii takie sytuacje kryzysowe w rządzie, obozie rządzącym są trudne do wyobrażenia” – odpowiedział.
Szumowski powtórzył też, że jego zdaniem wybory korespondencyjne są bezpieczniejsze od tych tradycyjnych. Podtrzymał też swoją rekomendację, mówiącą o tym, że w przypadku, gdyby wybory korespondencyjne nie mogły się odbyć, to kadencja prezydenta powinna być przedłużona o dwa lata.
„Tradycyjne wybory nie powinny odbywać się w obecnej sytuacji epidemicznej i wtedy rozwiązaniem, które jest bezpiecznym rozwiązaniem, jest w przesunięcie wyborów i wydłużenie kadencji prezydenta o dwa lata. Tutaj ja się podpisałem pod tym projektem. Uważam, że on jest naprawdę najrozsądniejszy w sytuacji, kiedy nie wiemy, jak ma wyglądać epidemia” – powiedział.
Uchwalona przez Sejm 6 kwietnia specustawa autorstwa PiS, dotycząca głosowania wyłącznie korespondencyjnego w wyborach prezydenckich w 2020 r., obecnie jest w Senacie. Posiedzenie izby zostało zaplanowane na wtorek i środę. Następnie ustawa może wrócić do Sejmu, jeśli senatorowie zgłoszą poprawki lub wniosek o odrzucenie specustawy w całości.
Do odrzucenia ewentualnego sprzeciwu lub poprawek Senatu wymagana jest bezwzględna większość głosów – o jeden głos więcej, niż wszystkich pozostałych głosów (przeciw i wstrzymujących się). Obecnie klub PiS liczy 235 posłów, spośród których 18 to posłowie koalicyjnego Porozumienia.
Minister zaznaczył też, że decyzje dotyczące kolejnych etapów odmrażania gospodarki nie mają nic wspólnego z wyborami prezydenckimi. Wyjaśnił, że klucz do łagodzenia kolejnych obostrzeń wprowadzonych przez rząd w związku z epidemią jest dwojaki.
„Jaka to jest część gospodarcza i jaki jest to procent PKB, jak dużo osób w tym sektorze pracuje. A z drugiej strony, jakie jest ryzyko epidemiczne. Bardzo często ludzie pytają o kosmetyczki, fryzjerów – dlaczego później, w trzecim etapie. Bo nie ma takiej metody technicznej, medycznej, jeśli ktoś pracuje blisko twarzy drugiej osoby i jest chory, żeby go nie zaraził. Żadna maseczka, osłona tutaj nie pomoże” – wytłumaczył.
„Na razie mamy stabilną dobową liczbę chorych. Ona nieznacznie się oczywiście waha, ale nie wyskakuje powyżej 4-5 proc. Myślę, że ten wzrost trochę się spowolnił i te wskaźniki R (reprodukcji wirusa) które mówią, czy jesteśmy w fazie wzrostowej czy spadkowej już zbliżają się do jedności. To oznaczałoby wypłaszczanie, ale nadal jesteśmy niewiele powyżej 1” – zaznaczył.
Minister dodał też, że do pełniejszej oceny sytuacji epidemiologicznej potrzebne są informacje, jak będzie kształtować się ona po majówce.
Szumowski podkreślił równocześnie, że w tej chwili zakażenia koronawirusem odnotowywane są „pół na pół”, zarówno w zamkniętych skupiskach ludzi np. domach opieki społecznej, kopalniach, jak i w rozproszonych grupach. „Ta transmisja pozioma jest znacznie mniejsza niż była dwa, trzy tygodnie temu” – dodał.
Minister wytłumaczył też, że zazwyczaj w weekend robionych jest mniej testów i po prześledzeniu statystyk to jest normalne zjawisko. „To pokazuje też, że ten tryb dyżurowy, który funkcjonuje, daje mniejsze możliwości testowania” – powiedział.
Szef resortu zdrowia dodał, że obecnie pracuje 100 laboratoriów diagnostycznych, a ich wydajność przekracza 25 tys. testów na dobę.
Źródło: Interia.