Dziś o tym kto komu tak na prawdę wdzięczny być powinien. I co film porno ma wspólnego z sytuacją w gminie. Wyjaśnimy również, ile Leszek kosztuje i co to ta lokalizacja. Wszystko oczywiście na wesoło. No to bęc wuja w czoło, żeby było wesoło i jedziemy!
Puścili babulince pornosa. Ta siedzi, oczy stawia w słup, wzdycha i za głowę się łapie. Ale twardo ogląda, do samiuśkiego końca. Po wszystkiemu pytają czemu do końca oglądała, jak takie sprośne? A ta odpowiada. „A bom myślałam, że jak oni tak się kochają, to się pewnie na koniec pożenią” Tak samo i w Siennicy z PSZOK. Wielu się wkurza, ale cierpliwie czeka już ponad dwa miesiące, bo liczy, że to tylko urzędnicza głupota a nie zła wola. A jak będzie, to się może jeszcze przed Wielkanocą dowiemy. Sesja w marcu się szykuje.
Kolejna głupota
Nie docenia się w obecnej sytuacji faktu, że Proskura w samorządzie jest od ponad 31 lat. Ale gdy się jeszcze doliczy lata spędzone jako aktywista ZMW, to wyjdzie, że jeszcze więcej. Wydawać by się mogło, że taki ktoś powinien mieć wszystko w przysłowiowym paluszku. Wszystkie nastroje i oczekiwania społeczne powinien znać. Przede wszystkim znać ludzi, bo się między nimi wychował. Nie może powiedzieć, że dopiero się uczy, jak nuworysz. A tym czasem, tak się zachowuje jakby Go wczoraj w teczce z Komitetu Wojewódzkiego przywieźli. Bałagan z PSZOK nie powinien się wydarzyć. To się nie miało prawa stać, przy takim doświadczeniu!? Ale gdzie tam, jest gorzej niż było na początku.
Już niektórzy myśleli, że nastąpi jakieś przełamanie i zacznie się „przejaśniać” A tymczasem Leszek i jego „specsłużby” palnęły kolejną głupotę. Tym razem na stronie UG. Jak zaczęli udowadniać, ciemnotę wciskać, głupich szukać, to im w końcu ściągnięto „przysłowiowe gacie” i się pokazała goła prawda.
Zapomniane imperatywy
Dobrze, że jest „Dziennik Siennicy”, bo wójt przez pławienie się w uwielbieniu, chyba o pewnych imperatywach zapomniał, ale mu przypomnimy. Taka nasza rola.
Wójt jest dla mieszkańców a nie odwrotnie. Jego prywatną współwłasność stanowi obecnie nieruchomość na ulicy Kilińskiego i kiedyś nad Jeziorem Białym. Był i Stary Sąd, jak również mieszkanie w Lublinie. I to było lub jest po części jego i niech ma. Jeśli tam coś chce robić, to specjalnie nie musi nikogo o zgodę pytać. Może dysponować wedle własnej woli. Na gminę i jej mieszkańców niestety aktu własności nie posiada. Ordynat Zamoyski to On nie jest, to nie te czasy. Meblować po swojemu przestrzeni, w której żyją wyborcy, nie ma prawa. W tym wypadku musi dopełnić szczególnej staranności, albowiem pewne inwestycje skutkować będą na lata. Bez pytania o zgodę może robić wszystko, co wiąże się z jego prywatnością. Może dobierać sobie krawaty, koszule, marynarki, buty. Trofea myśliwskie może sobie wieszać gdzie chce. Nawet na bramie wjazdowej. Gdy będzie chciał jechać na wczasy w Bieszczady, również pytać nie musi. Byle tylko fuzji nie zapomniał i niech szczęśliwie jedzie, a wracać, też obowiązku nie ma.
Bardzo opłacalna służba
Został demokratycznie wybrany, zgodnie z procedurą. Zdobył ponad 1300 głosów, wielu mu zaufało. Jednak wybór i większość w Radzie Gminy nie daje przepustki do sobiepaństwa i arogancji. Ponadto, powinien pamiętać, że ta gmina a szczególnie, mieszkańcy i jednocześnie podatnicy, zapewnili mu przez ostatnich 30 lat bardzo godziwe dochody. Lecho nawet z nich zasila podatkami kasę Krasnegostawu. Z tych dochodów będzie miał sowitą emeryturę. To nie przesada. Albowiem zarobił za taki 2017 rok- 159.000 złotych. W innych latach też jest „bogato”. Może się walić, palić. Może przejść przez gminę tornado. On i tak przelew na konto dostanie. Ma Leszek to co jest udziałem nielicznych, czyli wysokie i stabilne dochody. Z tym się wiąże zdolność kredytowa i oszczędności. Tych miał na początku nowej kadencji 40.000 złotych. Do tego są osławione ekwiwalenty za niewykorzystane urlopy. Tylko za zeszłą kadencję wziął 26.000 złotych. A to nie koniec fuszeru, który wójt tak lubi. Są jeszcze inne przywileje, a choćby korzystanie z auta służbowego. Żyć nie umierać, w takich okolicznościach. Tu na wschodzie taka kwota jest marzeniem. Poza tym, niektórzy jeszcze „uświęcili” jego osobę. Obchody imienin Leszka, to do niedawna była czerwona kartka w tutejszym kalendarzu. To były takie uroczystości, że brakował tylko zwierząt ofiarnych i kapłanek w transie.
Zielono nad Jeziorem Białym
Leszek wie czym jest „ właściwa lokalizacja” i co się z tym wiąże. Mógłby, jakby chciał pracę magisterską z intratnych lokalizacji pisać. Taką ma niesamowitą wiedzę. Albowiem, gdy kilkanaście lat temu kupował dwa lokale nad Jeziorem Białym musiał wiedzieć czym ona jest. Wiadomo, że wspomniany akwen to miejsce atrakcyjne i wizytówka Lubelszczyzny. Wiedział gdzie i co kupować, lokalizacja miała w tym wypadku znaczenie. Nie kupiłby przecież dwóch klitek na przedmieściach Wałbrzycha, albo gdzieś w po peegerowskim osiedlu pod Koszalinem. Podobnie musiał myśleć, gdy nabywał Stary Sąd. W tym wypadku nie kupił starej chałupy na Pniakach koło Chełmca, tylko kamienicę w krasnostawskim rynku. Jeśli chodzi o swój prywatny interes i własne dobro oraz komfort to wie w czym rzecz. Ale to nie grzech, tylko dlaczego z lokalizacją PSZOK „nerwy mieszkańcom szarpie a niektórym może głupią decyzją życie zatruć”? Przecież wystarczy postawić się w ich miejscu. Jakby się Proskura czuł, gdyby robiono z niego idiotę i wciskano mu zagrzybione mieszkanie na czwartym piętrze. W dzielnicy, w której nawet Policja boi się zajeżdżać. A żule szczają jak koty, gdzie popadnie?
Lecho na roli
Gdyby został na hektarach, a nie wdrapał się na wójtowski stołek, byłby zwykłym Leszkiem, bez tej całej celebryckiej otoczki. Życie z pracy własnych rąk dało by mu w rzyć. Wiedziałby, co to mokry i suchy rok. A na dzika patrzyłby, tak jak Tutsi patrzyli na Hutu. Co najwyżej gazeta napisałaby, że zryły mu kukurydzę i musiał spać na polu cały maj. I w ogóle, to już jest tak od kilku lat. Nic się z tym zrobić nie da, bo wójt jest w Kole Łowieckim. Albo by się wkurzał, że mu do pierwszego braknie, a tu są ciągle nowe wydatki i śmieci podnieśli. A na domiar złego, akurat koło ojcowizny, za płotem, PSZOK będą budować. Bo tak i już.
Chętnie widziałoby się Leszka w akcji, jak sieje, orze i zbiera… I niechby Leszek wypracował prawie 160.000 na czysto, tak jak ma na urzędzie. Nie docenia Leszek tego co ma, i chyba zapomina dzięki komu to wszystko. Jak mawiają starsi ludzie, nie wie komu cześć, komu chwała.
Jego nie obchodzi co ludzie myślą!?
Ta arogancja przylgnęła do niego i tworzą nieodłączną parę. Prawie jak Don Kichot i Sanczo Pansa. Pamięć ma przy tym krótką. Zapomniał zadymy z biogazownią w Zagrodzie, gdy się wszystko o Sąd Administracyjny oparło. Cały pomysł legł w gruzach, a prześcieradło z czerwonymi napisami jeszcze długo wisiało na resztkach „Starej Karczmy” Dziś Leszek powiela zachowania, żadnej nauki nie wyciągnął. Właśnie wtedy, w czasie jednego ze spotkań z mieszkańcami, padło z jego strony pamiętne i arcyaroganckie sformułowanie, że jego nie obchodzi co ludzie myślą. Radna Alicja Pacyk w zeszłym roku, na jednej z komisji przypomniała ten pyszałkowaty wyczyn. Aż zbladł gdy usłyszał siebie samego i zakorkowało Go jak Zakopiankę na moście w Białym Dunajcu.
To wszystko jest nie do pojęcia i przypomina jazdę na karuzeli. Te same błędy, te same zachowania. I tak w koło Macieju. Po prostu chłopski syn uwierzył w swoją wyższość, bo się do miasta wyprowadził. Na nią nawet dowodów nie ma. Ważne, że jemu się wydaje!? Padł Lecho, tak jak Michał Toporny bohater „Tańczącego Jastrzębia” powieści Juliana Kawalca ofiarą szybkiego awansu ekonomiczno-społecznego i w wyniku czego pogubił się w tym wszystkim, jak amator grzybobrania w lesie pod Włodawą.