Kolejny list, kolejne ciekawostki

 

Zagroda, dnia 24 sierpnia 2021 rok.

Szanowny Panie

Piszę do Pana kolejny list, ponieważ w dalszym ciągu szukam informacji na temat Pana wybitnych i trwałych zasług na rzecz rozwoju i promocji gminy Siennica Różana za które otrzymał Pan tytuł Honorowego Obywatela Gminy. Podkreślam „wybitnych i trwałych”, ponieważ zgodnie z regulaminem nadawania tego tytułu, tylko za takie zasługi przyznaje się to szczególne wyróżnienie, będące wyrazem uznania i podziękowania za trud, pracę i uzyskane rezultaty.

Zgodnie z tym Regulaminem wniosek o nadanie tytułu powinien być przedstawiony w formie pisemnej. Jak informowałam Pana w poprzednim liście gmina takim wnioskiem nie dysponuje. Kontynuując poszukiwania poprosiłam gminę o udzielenie informacji co stanowiło podstawę procedowania uchwały o nadanie Panu tytułu „Honorowego Obywatela Gminy” oraz kto zgłosił tę inicjatywę i jak ją przedstawił (poprosiłam o udostępnienie jej treści). W odpowiedzi gmina odpisała, że nie jest w stanie określić prekursora tej inicjatywy oraz przesłanek skłaniających do podjęcia uchwały o nadanie Panu tytułu „Honorowego Obywatela Gminy”. Nasuwa się więc pytanie jak to się stało, że otrzymał Pan ten zaszczytny tytuł a nikt nie wie za co i kto zgłosił tę inicjatywę. Jak to się stało, że uchwała została podjęta bez wniosku i zgłaszającego a co najistotniejsze z naruszeniem zasad określonych w Regulaminie Przyznawania Tytułu „Honorowego Obywatela Gminy Siennica Różana”, który wyraźnie określa formę zgłaszania, zakres informacji jakie wniosek powinien zawierać oraz określa możliwego wnioskodawcę.

Uważam, że Pan wie kto był inicjatorem tego wniosku, ja mogę się tylko domyślać, ale zastanawiające jest dlaczego w chwili obecnej ta osoba milczy a wręcz wypiera wszystko, co wówczas proponowała i przedstawiała do procedowania. Czy to znaczy, że zrozumiała niewłaściwość swojego postępowania oraz to, że być może nie było z Pana strony żadnych wybitnych i trwałych zasług na rzecz rozwoju i promocji gminy. Proszę rozważyć to we własnym sumieniu i jeżeli moje wnioski są dla Pana krzywdzące, proszę przedstawić własną wersję tamtych wydarzeń i określić zasługi, abyśmy wszyscy mieli przeświadczenie, że rzeczywiście zasługuje Pan na miano „Honorowego Obywatela Gminy Siennica Różana” a brak przestrzegania procedur przewidzianych przepisami regulaminu to tylko uchybienie.

Jest też kolejna kwestia związana z Pana osobą a mianowicie nazwanie Pańskim imieniem sali konferencyjnej Urzędu Gminy w Siennicy Różanej.

Okazuje się, że Rada Gminy nie podejmowała uchwały w tej sprawie. Zapytałam więc gminę w jakim trybie, przez kogo i w oparciu o jakie przepisy nadano sali konferencyjnej imię Janusza Jutrzenki Trzebiatowskiego. W odpowiedzi otrzymałam, że jedyną informacją w sprawie nadania imienia sali konferencyjnej jest wzmianka w protokóle z obrad sesji Rady Gminy podczas której nastąpiło otwarcie sali i nadanie jej Pana imienia. Ponownie powtarza się więc sytuacja, że nie można określić inicjatora tego wniosku, trybu procedowania oraz nie wskazano przepisów prawa jakie stanowiły podstawę tego rodzaju działania. Zapytany przez mnie o to radca prawny powiedział, że samorząd może działać tyko w oparciu o przepisy prawa ustawowego lub w oparciu o uchwały Rady Gminy stanowiące akty prawa miejscowego. Każde działanie gminy i każda inicjatywa winny znaleźć odzwierciedlenie w obowiązujących przepisach prawa. Tutaj takiego odniesienia nie ma. Wynika z tego wniosek, że nadając imię Sali konferencyjnej nie przestrzegano żadnych przepisów prawa ani nie zastosowano żadnych procedur, ani zasad. Imię jednak sala ma, był więc ktoś, kto to zainicjował i przeprowadził, ale znów ta osoba, z nieznanych nam pobudek, nie chce albo nie może przyznać się do nieuzasadnionego, bezpodstawnego działania.

Czy zatem honory jakie otrzymał Pan od Gminy w Siennicy Różanej w kontekście opisanych przeze mnie naruszeń procedur są ważne, zapytam o to stosowne instytucje sprawujące nadzór nad stosowaniem i przestrzeganiem prawa przez samorząd gminny.

Uważam, że zasadnym jest weryfikowanie Pana zasług dla społeczności ziemi siennickiej w kontekście perspektywy przeznaczenia dla Pana prac i potrzeb znaczącej części rewitalizowanego dworku stanowiącego dziedzictwo historyczne i kulturowe tej ziemi. Zdaniem wielu w budynku tym winno być w pierwszej kolejności miejsce dla zachowania pamięci o tych wszystkich, którzy tej ziemi służyli, bronili jej, kultywowali tradycje, dbali o jej rozwój i promowali ją a na co dzień dworek powinien służyć mieszkańcom gminy.

Tak naprawdę to Pan nawet nie wie gdzie leży ziemia siennicka. W jednym z wywiadów udzielonym gazecie „Dziennik Polski” w dniu 3 grudnia 2016 r. powiedział Pan „Przygotowuję też eksponaty, które pojadą na Zamojszczyznę, do dworku w Siennicy Różanej, gdzie powstaje kolejne muzeum Trzebiatowskiego … .”

Informacyjnie podaję, że ziemia siennicka nie leży na Zamojszczyźnie tylko na ziemi krasnostawskiej ( w powiecie krasnostawskim) w województwie lubelskim.

W kontekście przedstawionych faktów, gdzie gmina nie dysponuje żadnymi dokumentami wskazującymi na Pana zasługi, gdzie wszystkie działania mające na celu uhonorowanie Pana zostały przeprowadzone z naruszeniem przepisów prawa, proszę Pana o rzetelną i obiektywną refleksję, czy ziemia siennicka zobowiązana jest w jakiś szczególny lub jakikolwiek sposób zadbać o pamięć o Panu udostępniając dla Pana prac i potrzeb znaczną powierzchnię, jedynego jaki ma i odremontowanego za kwotę ponad 4 miliony dworku.

Z wyrazami szacunku

Alicja Pacyk

Radna Rady Gminy Siennica Różana

38
6

Liel Leibovitz: Nieskończone żale Izraela. To Polska ma rację w sporze o roszczenia

 

 

Nie tylko Żydzi chcą zwrotu mienia po swoich przodkach – bez terminu przedawnienia swoich roszczeń. Marzą o tym także Palestyńczycy – pisze Liel Leibovitz*, komentując w magazynie Tablet najnowszy spór Polski i Izraela.

„Polska ma rację w tej konkretnej potyczce o zmianę prawa, które ma zakończyć bezterminowe roszczenia. Izrael boleśnie i rażąco myli się w tej kwestii” – pisze Leibovitz

  • „Żydowskie cierpienie nie może być zamieniane, jak żeton w kasynie, na tanią walutę, którą można przegrać, wykonując w przekonaniu obecnych władz Izraela, sprytny ruch na arenie międzynarodowej” – ocenia, wskazując na próbę zaskarbienia sobie sympatii administracji Bidena poprzez krytykę władz w Polsce

  • Historia żydowska, a dokładniej pamięć żydowska, pisze Leibovitz w swoim komentarzu, zawsze sprzeciwiała się takim „prostackim transakcjom”

„Polska ma rację w tej konkretnej potyczce o zmianę prawa, które ma zakończyć bezterminowe roszczenia. Izrael boleśnie i rażąco myli się w tej kwestii” – pisze Leibovitz

  • „Żydowskie cierpienie nie może być zamieniane, jak żeton w kasynie, na tanią walutę, którą można przegrać, wykonując w przekonaniu obecnych władz Izraela, sprytny ruch na arenie międzynarodowej” – ocenia, wskazując na próbę zaskarbienia sobie sympatii administracji Bidena poprzez krytykę władz w Polsce

  • Historia żydowska, a dokładniej pamięć żydowska, pisze Leibovitz w swoim komentarzu, zawsze sprzeciwiała się takim „prostackim transakcjom”

Najnowszy spór między Polską a Izraelem toczy się wokół nowelizacji Kodeksu postępowania administracyjnego. Zapisy noweli oznaczają m.in. że po upływie 30 lat od wydania decyzji administracyjnej niemożliwe będzie wszczęcie postępowania w celu zakwestionowania, np. w sprawie odebranego przed laty mienia. I jak zauważa Liel Leibovitz, takie prawo obowiązuje w wielu innych krajach na świecie, ale nie wywołało ono oskarżeń o antysemityzm ze strony izraelskiego rządu. Inaczej jest w przypadku Polski.

„Izraelski szef MSZ wierzy więc, że roszczenia do własności posiadanych przed wybuchem wojny w konsekwencji której doszło do zmiany granic danego kraju, podlegają zwrotowi i to bezterminowo. Nie uważa, że dany kraj ma prawo, a nawet moralną odpowiedzialność, do wytyczenia linii między przeszłością a przyszłością tak, by zapewnić sobie stabilny rozwój. Wyobraża sobie pokolenia Żydów wymachują zardzewiałymi kluczami do swoich rodzinnych domów w Krakowie, czy do już nieistniejącego sztetlu (prowincjonalne miasteczko żydowskie na terenach dawnej Rzeczypospolitej – red.)” – pisze w swoim komentarzu Liel Leibovitz.

W tym kontekście Leibovitz wskazuje tu na stosunek Izraela do własności Palestyńczyków, wytykając izraelskim władzom szereg decyzji, które spowodowały, że zwrot ich mienia w Izraelu nie jest możliwy. Krytycznie ocenia sposób w jaki Izrael odniósł się do decyzji władz Polski, by zabezpieczyć swoje mienie. „Bo taka strategia nieustannego nękania i odgrywania ofiary, domagania się odszkodowania za rany historii, zmieniła Palestyńczyków w politycznych przegranych. Jest więc czymś zadziwiającym, że wysoki rangą izraelski urzędnik, przyjmuje teraz tę samą logikę”.

„Polska ma rację w tej konkretnej potyczce o zmianę prawa, które ma zakończyć bezterminowe roszczenia. Izrael boleśnie i rażąco myli się w tej kwestii” – pisze Leibovitz

  • „Żydowskie cierpienie nie może być zamieniane, jak żeton w kasynie, na tanią walutę, którą można przegrać, wykonując w przekonaniu obecnych władz Izraela, sprytny ruch na arenie międzynarodowej” – ocenia, wskazując na próbę zaskarbienia sobie sympatii administracji Bidena poprzez krytykę władz w Polsce
  • Historia żydowska, a dokładniej pamięć żydowska, pisze Leibovitz w swoim komentarzu, zawsze sprzeciwiała się takim „prostackim transakcjom”

Najnowszy spór między Polską a Izraelem toczy się wokół nowelizacji Kodeksu postępowania administracyjnego. Zapisy noweli oznaczają m.in. że po upływie 30 lat od wydania decyzji administracyjnej niemożliwe będzie wszczęcie postępowania w celu zakwestionowania, np. w sprawie odebranego przed laty mienia. I jak zauważa Liel Leibovitz, takie prawo obowiązuje w wielu innych krajach na świecie, ale nie wywołało ono oskarżeń o antysemityzm ze strony izraelskiego rządu. Inaczej jest w przypadku Polski.

„Izraelski szef MSZ wierzy więc, że roszczenia do własności posiadanych przed wybuchem wojny w konsekwencji której doszło do zmiany granic danego kraju, podlegają zwrotowi i to bezterminowo. Nie uważa, że dany kraj ma prawo, a nawet moralną odpowiedzialność, do wytyczenia linii między przeszłością a przyszłością tak, by zapewnić sobie stabilny rozwój. Wyobraża sobie pokolenia Żydów wymachują zardzewiałymi kluczami do swoich rodzinnych domów w Krakowie, czy do już nieistniejącego sztetlu (prowincjonalne miasteczko żydowskie na terenach dawnej Rzeczypospolitej – red.)” – pisze w swoim komentarzu Liel Leibovitz.

W tym kontekście Leibovitz wskazuje tu na stosunek Izraela do własności Palestyńczyków, wytykając izraelskim władzom szereg decyzji, które spowodowały, że zwrot ich mienia w Izraelu nie jest możliwy. Krytycznie ocenia sposób w jaki Izrael odniósł się do decyzji władz Polski, by zabezpieczyć swoje mienie. „Bo taka strategia nieustannego nękania i odgrywania ofiary, domagania się odszkodowania za rany historii, zmieniła Palestyńczyków w politycznych przegranych. Jest więc czymś zadziwiającym, że wysoki rangą izraelski urzędnik, przyjmuje teraz tę samą logikę”.

Autor przytacza słowa premiera Izraela i szefa MSZ o Polsce, które były reakcją na nowelizację. Jair Lapid oświadczył, że Polska „zaaprobowała – nie po raz pierwszy – niemoralną, antysemicką ustawę”. Następnie ogłosił błyskawicznie decyzję o wycofaniu izraelskiego charge d’affaires z Polski oraz „zarekomendował”, aby ambasador Polski nie wracał już do Tel Awiwu”.

„Podążając teraz wspomnianą logiką nieskończonego żalu za przeszłość” – komentuje dalej Leibovitz – „domagajmy się Madrytu czy Kordoby, by odzyskać hacjendy, w których niegdyś mieszkali nasi przodkowie. A co z Surą i Pumbeditą? (Pumbedita to miasto w starożytnej Babilonii, będące wraz z Surą jednym z najważniejszych centrów badań talmudycznych – red.) Z pewnością tam też mamy roszczenia – podobnie jak w Aleppo. Co powiesz na dom Majmonidesa w Kairze? (…) Współczesna Polska należy do Polaków. Jakkolwiek czasami jej władze dziś wydają się zamroczone, drażliwe i nieczułe, Polska jest ojczyzną Polaków, a nie naszą”.

„Polska ma rację w tej konkretnej potyczce o zmianę prawa, które ma zakończyć bezterminowe roszczenia. Izrael boleśnie i rażąco myli się w tej kwestii” – pisze Leibovitz

  • „Żydowskie cierpienie nie może być zamieniane, jak żeton w kasynie, na tanią walutę, którą można przegrać, wykonując w przekonaniu obecnych władz Izraela, sprytny ruch na arenie międzynarodowej” – ocenia, wskazując na próbę zaskarbienia sobie sympatii administracji Bidena poprzez krytykę władz w Polsce
  • Historia żydowska, a dokładniej pamięć żydowska, pisze Leibovitz w swoim komentarzu, zawsze sprzeciwiała się takim „prostackim transakcjom”

Najnowszy spór między Polską a Izraelem toczy się wokół nowelizacji Kodeksu postępowania administracyjnego. Zapisy noweli oznaczają m.in. że po upływie 30 lat od wydania decyzji administracyjnej niemożliwe będzie wszczęcie postępowania w celu zakwestionowania, np. w sprawie odebranego przed laty mienia. I jak zauważa Liel Leibovitz, takie prawo obowiązuje w wielu innych krajach na świecie, ale nie wywołało ono oskarżeń o antysemityzm ze strony izraelskiego rządu. Inaczej jest w przypadku Polski.

„Izraelski szef MSZ wierzy więc, że roszczenia do własności posiadanych przed wybuchem wojny w konsekwencji której doszło do zmiany granic danego kraju, podlegają zwrotowi i to bezterminowo. Nie uważa, że dany kraj ma prawo, a nawet moralną odpowiedzialność, do wytyczenia linii między przeszłością a przyszłością tak, by zapewnić sobie stabilny rozwój. Wyobraża sobie pokolenia Żydów wymachują zardzewiałymi kluczami do swoich rodzinnych domów w Krakowie, czy do już nieistniejącego sztetlu (prowincjonalne miasteczko żydowskie na terenach dawnej Rzeczypospolitej – red.)” – pisze w swoim komentarzu Liel Leibovitz.

W tym kontekście Leibovitz wskazuje tu na stosunek Izraela do własności Palestyńczyków, wytykając izraelskim władzom szereg decyzji, które spowodowały, że zwrot ich mienia w Izraelu nie jest możliwy. Krytycznie ocenia sposób w jaki Izrael odniósł się do decyzji władz Polski, by zabezpieczyć swoje mienie. „Bo taka strategia nieustannego nękania i odgrywania ofiary, domagania się odszkodowania za rany historii, zmieniła Palestyńczyków w politycznych przegranych. Jest więc czymś zadziwiającym, że wysoki rangą izraelski urzędnik, przyjmuje teraz tę samą logikę”.

Autor przytacza słowa premiera Izraela i szefa MSZ o Polsce, które były reakcją na nowelizację. Jair Lapid oświadczył, że Polska „zaaprobowała – nie po raz pierwszy – niemoralną, antysemicką ustawę”. Następnie ogłosił błyskawicznie decyzję o wycofaniu izraelskiego charge d’affaires z Polski oraz „zarekomendował”, aby ambasador Polski nie wracał już do Tel Awiwu”.

„Podążając teraz wspomnianą logiką nieskończonego żalu za przeszłość” – komentuje dalej Leibovitz – „domagajmy się Madrytu czy Kordoby, by odzyskać hacjendy, w których niegdyś mieszkali nasi przodkowie. A co z Surą i Pumbeditą? (Pumbedita to miasto w starożytnej Babilonii, będące wraz z Surą jednym z najważniejszych centrów badań talmudycznych – red.) Z pewnością tam też mamy roszczenia – podobnie jak w Aleppo. Co powiesz na dom Majmonidesa w Kairze? (…) Współczesna Polska należy do Polaków. Jakkolwiek czasami jej władze dziś wydają się zamroczone, drażliwe i nieczułe, Polska jest ojczyzną Polaków, a nie naszą”.

 

„Żydowskie cierpienia nie może być zamieniane, jak żeton w kasynie, na tanią walutę”

Leibovitz podkreśla też, że obecny szef MSZ – Lapid – w 2023 r. ma stanąć na czele izraelskiego rządu, zastępując w ramach umowy koalicyjnej obecnego premiera – Naftaliego Bennetta. „Lapid, który z pełną świadomością wykazuje się ignorancją do podstawowych założeń, na których zbudowaliśmy Izrael” – zaznacza.

Leibovitz zwraca też uwagę na Niemcy, które jak podkreśla, odpowiadają za Holokaust. „Te Niemcy, które w minionym miesiącu odmówiły odszkodowań dla dziesiątek tysięcy potomków Herero i Namaqua, których wymordowali w Namibii podczas okrutnej kolonizacji na początku XX w. (wydarzenie to uznawane jest za pierwsze ludobójstwo w XX w. – red.) Zaoferowali za to skromną inwestycję w rozwój infrastruktury – jako wyraz wyrzutów sumienia”.

Dalej Leibovitz wskazuje też na inne motywacje władz Izraela – jego zdaniem jest to chęć zapunktowania u nowych władz USA. „Ten atak jest sposobem na odcięcie się od miłości Izraela do Donalda Trumpa – tak charakterystycznej dla rządów Benjamina Netanjahu”. Izrael zapomniał już, pisze Leibovitz, chociażby o zorganizowanej przez Polskę w 2019 r. konferencji na temat Bliskiego Wschodu. Doszło wtedy do spotkania władz Izraela w władzami arabskich państw, z którymi nie utrzymywano stosunków: Arabią Saudyjską, ZEA i Jemenem.

„Polska to kraj, który cierpiał jak niewiele innych w piekle, zgotowanym przez nazistów i sowietów” – podkreśla autor. „Ma prawo pozwolić tym, którzy dziś mieszkają w przedwojennych domach, by spali spokojnie. Polska ma prawo wyznaczyć limit czasu do roszczeń. I ma pełne prawo oburzać się, że raz po raz zostaje obsadzona w roli centrum historycznego europejskiego antysemityzmu, podczas gdy Niemcy są wychwalane jako wzór historycznej pokuty – nawet jeśli nadal jawnie zarabiają pieniądze na obcym reżimie, który do dziś neguje Holokaust”.

„Żydowskie cierpienia nie może być zamieniane, jak żeton w kasynie, na tanią walutę, którą można przegrać, wykonując w przekonaniu obecnych władz Izraela, sprytnych ruch na arenie międzynarodowej” – ocenia. „Historia żydowska, a dokładniej pamięć żydowska, podkreśla Leibovitz w swoim komentarzu, zawsze sprzeciwiała się takim „prostackim transakcjom”.

Leibovitz publikuje w żydowsko-amerykańskim magazynie Tablet, prowadzi również podcast Unorthodox. Urodził się w Izraelu, po studiach zamieszkał w Nowym Jorku. Wcześniej pracował m.in. w Armii Obrony Izraela.

Źródło: Onet

10
2

Dwie sekcje dęte w jednej orkiestrze czyli wojna domowa po krasnostawsku na wesoło

 

Tak jak kości ogonowej nie wsadzisz w gips, tak i nie pojmiesz celu wojny w powiatowym PiS. Jedni okładają drugich i tym samym poziom absurdu przekroczył stany alarmowe. Tylko kwestią czasu jest gdy przez szeroko otwarte drzwi na salę obrad wjedzie doktor Janeczek na kosiarce ogrodowej, tak jak Karol Strasburger w reklamie i zapyta: do czego wy dodajecie ketchup? Dziś właśnie o tym z przymrużeniem oka…

Lenin twierdził, że złodzieje i rewolucjoniści są sobie klasowo bliscy. A ja posiłkowany obserwacją sesji rady powiatu uważam, że ginekolodzy i partyzanci również. Na naszym powiatowym podwórzu mamy do czynienia z nową formą działalności, jest nim „partyzant miejski”. Leszek Janeczek na sesjach rady powiatu pożenił te profesje i robi takie widowisko, że „Cyrk Zalewski” nawet do Krasnegostawu zaglądać nie chce, tak się boi jego konkurencji. Program ma bogaty, raz wygłasza płomienne przemowy, innym razem bawi śmiałym „roztłumaczaniem rzeczywistości”

Róże Teresy

Leszek „Partyzant Samochwała” Janeczek nie jest samotnym wilkiem. No gdzież by tam! Powiedzieć można, że po trosze lideruje nieformalnej „grupie rekonstrukcyjnej o charakterze partyzancko -cyrkowo-wywrotowym” działającej w radzie powiatu, ale operującej głównie w „ogródku przydomowym” rządzącego PiS! Biegają więc chłopcy i dziewczę z uśmiechami na umorusanych czekoladą z „Lidla” buźkach z pistoletami na wodę i szablami wyciętymi z grubej tektury po jego grządkach, depcząc nowalijki i obłamując róże poseł Teresy. Wrzeszczą przy tym w wniebogłosy, jedno przez drugie. Chcą władzy, posłuchu splendoru i stołków. Posłanka patrzy na to co raz bardziej zdegustowana i ponoć skłania się ku pomysłowi by powołać w Krasnymstawie: pierwsze w Polsce samorządowe przedszkole dla rzekomo dorosłych.

Szpaka nie ruszać, lać swoich!?

Sama grupa to twór endemiczny politycznie i nigdy wcześniej w 20 letniej historii powiatu nie notowany. Za Szpaka takie formy działalności „wywrotowo-rozrywkowej” nie istniały, gdyby próbowali takowej, niechybnie wylądowaliby w poprawczaku albo kozie. Co zabawne i dość oryginalne, to jak wspomniałem grupa atakuje głównie swoich kolegów z listy z której startowali. Widać w tym wypadku ma to gwarancję 100% zaskoczenia i w efekcie powodzenia. Rozliczenie i wypunktowanie, a jest za co- byłego starosty Szpaka, który rządził powiatem 16 lat nie leży w kręgu ich renesansowych zainteresowań. Janeczek wszak miałby z nim porachunki ze szpitala, ale on i „et consortem” upodobali sobie swój zarząd powiatu i starostę Leńczuka, który jest na tym stołku zaledwie od niespełna 3 lat. Co prawda jest starostą spoza rady ale jest członkiem PiS od kilkunastu lat. A żeby było ciekawiej, to żadne z członków grupy „wywrotowo-cyrkowej” do PiS nie należy. Tak więc „Złapał Kozak Tatarzyna, a Tatarzyn za łeb trzyma”

Szubienica dla „pluszowego” Leńczuka!?

Obiekt ustawicznych ataków, wycieczek oraz wieszania przysłowiowych psów: Leńczuk Andrzej to skądinąd człowiek spokojny, apatyczny, wręcz szarmancki i nigdy nie był w ORMO. Był za to, nie raz w Filharmonii, a ożywia się, że gotów dać komuś po gębie, gdyby próbowano ją podpalić albo nie daj Boże podnieść rękę na twórczość Krystyny Prońko. Na co dzień uśmiechnięty i wrażliwy ponadnormatywnie, do tego stopnia, że gdy zdepcze stokrotkę to gotów nad nią łzę uronić. Wprowadził do kanonu zachowań władzy bardzo ludzki ale dla wielu staroświecki odruch przepraszania za swoje gafy, jak również gafy podległych mu pracowników. Zwyczaj o tyle nowatorski, że jego poprzednik „Papcio Janusz” nie wpadł na to, a choćby po głupawym incydencie z opowiadaniem żenujących anegdot przez Naczelnika Oświaty: Kamińskiego. Do tego ograniczył wiele z bizantyjskiej celebry ormowskiego poprzednika, lecz to naszym „partyzantom” jest zupełnie obojętne, a może nawet odbierają to jako objaw słabości? Poza tym Leńczuk to przede wszystkim pasjonat muzyki, a dopiero potem starosta-polityk, nie pijący… aczkolwiek jedynym jego nałogiem jest wspomniana muzyka i unikanie fryzjera. To co nosi na głowie, to polska odpowiedź na artystyczno-twórczy nieład w stylu premiera Wielkiej Brytanii: Borisa Johnsona, ale w duchu słowiańskiego bocianiego gniazda na wiekowej gruszy, która dodatkowo ociepla i tak serdeczny wizerunek „pluszowo-kościołowego” sternika powiatu. Być może muzyczna pasja jest odtrutką na rzeczywistość i nie pchnęła go w objęcia alkoholizmu, albowiem po tym, jakie grupa „wywrotowo-rozrywkowa” rości sobie pretensje i jakie podnosi zarzuty względem jego osoby, to nic tylko się rozpić…Praktycznie Leńczuk wszystko robi źle, nawet oddycha jak Dyzma!?

Powiatowe Gowiny

Ale póki co, to tak to sobie „cyrkuśnie” wymyślili i jest w tym logika ale brak namacalnych powodów, a korzyści tym bardziej. Tę logikę najlepiej zobrazować boiskową zagrywką strzelania goli do własnej bramki dlatego, że w swoim polu karnym nikt nie atakuje, a bramkarz za cholerę nie spodziewa się strzału. Zabawy piłką we własnym polu skończyły się tym, że nie dali swojemu zarządowi wotum zaufania i to ich 4 głosy spowodowały zamieszanie oraz ubaw gawiedzi. Ostatecznie zarząd z Leńczukiem się obronił, ale na kolejną sesję nie przyszło dwoje z partyzantów…Tym samym ubiegli wypadki warszawskie, gdzie koalicji „Zjednoczonej Prawicy” nie ma ale większość parlamentarna jest. Takie z nich  powiatowe Gowiny!?

Bogdan Domański trochę bezpański i Szpak w oleju!?

Grupa „wywrotowo-cyrkowa” składa się oprócz Janeczka z 3 radnych. Są to: Nieścior Ewa z Gorzkowa: emerytowana nauczycielka, o charyzmie gaździny co bunc, żętycę i oscypki w Dolinie Chochołowskiej sprzedaje. Potem jest Bogdan „ Tymiankowy” Domański lokalny króla ziół, naparów, olejków i wszelakiego dobra które da się zebrać wysuszyć, wycisnąć i ludziom wcisnąć. Finansowo niezależny, rozmodlony i bawi się polityką, a ona nim. W poczynaniach i poglądach bardzo niespójny, trochę przypomina dzieciaka na zakupach, który rodzicowi wszystko pakuje do koszyka tylko dlatego, że kolorowe i w zasięgu rączek. Ma radny z Łopiennika, choć tak naprawdę nie wiadomo skąd, bo jedni twierdzą, że mieszka w Kalinówce, a inni, że w Poperczynie. Otóż ma na wiele tematów swoje przemyślenia i nie waha się ich głosić na sesjach rady powiatu. Pandemię Covid-19 poddał ostatnio w wątpliwość. Spowodowało to histeryczna reakcję Janeczka, który poprosił by głupot nie opowiadał. Potem po kilku miesiącach Bogdan zareklamował na sesji i w całym starostwie olejek tymiankowy, który pomaga na Covid. Tym samym zwykły widz może czuć się zagubiony, wszak wcześniej Bogdan negował pandemię, a teraz suplement chce sprzedawać? Koniunkturalnie olejek zachwalał nawet Szpak! Co prawda widok leciwego Janusza wysmarowanego od stóp do głów olejkiem, jak Pamela Anderson w „Słonecznym Patrolu” jest bardzo sugestywny i stanowi to pewną rekomendację, lecz mimo tego, ta akcja reklamowa może ponieść fiasko. Ale to cały Bogdan i cała powiatowa polityka… No i jeszcze te jego pomysły z diabłem albowiem jego sprawkę Bogdan zwęszył w tym wszystkim, tak jakby masonów i Żydów było mało. Chciał również łączyć Bibliotekę Powiatową i Muzeum w jedno ale pomysł upadł, nikt na to zgody nie dał. Tak jak na magazyny na Borowej za ZDP. To zapewne Bogdana zniesmaczyło i zdziwiło, studząc reformatorski zapał. Potem odbił sobie to wstrzymując się za wotum dla zarządu, tak mniemam. Obecnie Domański jest częściowo bezpański, albowiem rzucił legitymację PiS w zeszłym roku ale z klubu się nie wypisał. W „Koronie” Grzegorza Brauna ma chody i jak dobrze pójdzie, to i na nich też się obrazi, jak mu „jedynki” na liście nie dadzą w najbliższych wyborach, bo marzy o karierze posła. Bogdan bardzo wierzy w geniusz i charyzmę Ewy, ale na jakiej podstawie i czy wcześniej tę opinię konsultował z lekarzem bądź farmaceutą, tego nie wiadomo.

Krzyś… niesforny miś!?

Jest jeszcze w tym towarzystwie, wyklęty i niezłomny tropiciel spisków i tajnych powiązań: Zieliński Krzyś. Ten wyleciał z hukiem z klubu radnych w styczniu zeszłego roku, bo ktoś stracił cierpliwość do jego notorycznych paranoi i głupot oraz trzaskania drzwiami. Jego veto- a jako jedyny z czwórki wywrotowców głosował przeciw, reszta się wstrzymała. To wspomniane veto jest tradycyjną kontynuacją polityki, którą Krzyś uprawiał również w kadencji 2006-10-wtedy też nie dostał tego co chciał i hołubce wywijał Szpakowi. Wtedy swoich „oprawców” malowniczo nazywał „Grupą Trzymającą Władzę” By motywację Zielińskiego zrozumieć trzeba się przy tym wykazać iście hiobową cierpliwością i wiedzą z zakresu zjawisk paranormalny, wędrówki dusz i reinkarnacji. Jest Krzyś połowicznym wcieleniem angielskiego Robin Hooda. Z tą różnicą, że zabierałby stołki innym ale po to by na nich samemu klapnąć. Biednych w tej działalności nie uwzględnia, dla nich jest GOPS. No i nie ma kompanii oddanych przyjaciół, bo jest udałym solistą. Łukiem biegle nie włada ale za to łukiem omija tych którym coś zawdzięcza.

Michnikowszczyzna zaciera ręce

Właśnie oni wszyscy czworo, jak jeden mąż startowali w 2018 roku z listy PiS. Ba! Krzyś Zieliński dwoił się i troił żeby się na tę listę dostać. Wręcz na „łbie stawał”, wiedział, że tylko ona ma branie i z niej może upragniony mandat zdobyć. Tak jak cała reszta, gdyby nie lista PiS w lokalnej polityce nikt by o nich nie słyszał. To tyle o składzie grupy, a teraz ciut o niektórych brawurowych partyzanckich akcjach.

To co się wydarzyło w czerwcu tego roku było do przewidzenia. Gdyby nie pandemia przesilenie nastąpiłoby już w zeszłym roku. A zeszłoroczne wydarzenia z sąsiedniego powiatu hrubieszowskiego, gdzie zmieniono starostę spowodowały „zew krwi” naszych rodzimych „wywrotowców-cyrkowców” i Szpaka lidera PSL oraz Żelaznego Romka, który już ostrzył pióro, ale pandemia przeniosła środek ciężkości, i inwazja odwlokła się w czasie.

Fakt to powszechnie znany, że zgrzytało w radzie powiatu już od pierwszego dnia po wyborach. Zieliński wrócił do swoich nawyków i zaczął żądać stołka wicestarosty ale go nie dostał, bo się najzwyklej w świecie do akurat tego wyjątkowo nie nadaje. Nowosadzki z PZK bardziej się sprawdza i z perspektywy czasu ta inwestycja w stabilność emocjonalną i „lęk użytkowy” „Marka Mediolańskiego” bardzo się opłaciła. Z Nowosadzkim jest jak z bisiorowym rękawiczkami kupionym kiedyś przez prababcię w Paryżu. Zawsze po założeniu, na bank szyku zadają i lepiej je mieć niż nie mieć. Krzyś natomiast jest „nie koalicyjny” i mandat oraz 1000 złoty, które ma w związku z nim musi mu wystarczyć i tak po prawdzie ten „tauzen” odpowiada jego realnej politycznej wartości. Wiele co od tego pamiętnego „zawodu” zrobił Krzyś, nosi znamiona zwykłego rewanżu, infantylnej złośliwości i zwykłej wojny dla samej wojny. Doszło do tak zabawnej i kuriozalnej sytuacji, że infantylna upierdliwość Zielińskiego stała się „merytoryczna” w pisarstwie Romana Żelaznego. Ten jak wiadomo PiS nie cierpi i wszystkich którzy mu szkodzą okrzyknie rycerzami postępu i europeizacji polskiego ciemnogrodu. Takich peanów Krzyś się doczekał ze strony krasnostawskiej michnikowszczyzny. Skądinąd wychwala michnikowszczyzna również działania Leszka Janeczka… Chwali zatem ich obu Żelazny, jak PO…Banasia z NIK.

Jej Wysokość Starościna Ewa…

Znów Nieścior Ewa zapędy miała wręcz imperatorskie, i to od samego początku. Od razu przykleiła się do Teresy Hałas, jak Sergio Ramos w polu karnym. Wyszperać jej zdjęcie w czerwonej sukience albo niebieskiej i to w pierwszych szeregach koło Teresy, to żaden wysiłek. Nawet studniówkę Ewa w krasnostawskim rolniczaku zaliczyła, chyba jako przewodnicząca Komisji Oświaty, bo inny powód do zatańcowania Poloneza nie przychodzi mi do głowy. Tym sposobem tchnęła w przewodniczenie komisją nową jakość, ale czy dobrą? Wygląda to wszystko na „wszędobylskość stosowaną”. Przy tej Teresa wyglądała jak mała kropka na białym obrusie. W pewnym momencie można było retorycznie pytać: kto jest posłem!? W międzyczasie posłance najgłośniej wyśpiewała 100 lat, szczęściem Teresa nie ogłuchła od tych zawodzeń, a nawet wyostrzył jej się słuch i chyba ją to zmęczyło.

Z czasem poczucie osobistego geniuszu i wyjątkowości urosły do takich rozmiarów, że drogi wyjścia z tej sytuacji były tylko dwie: albo przejdzie jej ten „pociąg” do władzy, jak migrena albo się stan zaogni i będziemy świadkami „pstrokatego marszu” po władzę. Stało się to drugie i w czerwcu tego roku „Nowy Tydzień” napisał, że nieoficjalnie Nieścior Ewa ma chrapkę na stołek starosty. W kuluarach chodziła ta nowina od jakiegoś czasu, jak zbieracze runa po lesie. Wszak połowa kadencji minęła, nic tylko wymienić starostę, odwalił kawał roboty, przedpole wyczyścił!?

Moim skromnym zdaniem Ewa bardzo się nadaje…Politykę kadrową i rozstawianie innych po kątach ma w obu upazurzonych dłoniach. Te niezbędne każdemu politykowi umiejętności widać wyćwiczyła dwa lata temu, stawiając „snopki w kopki” na inscenizowanych przez Teresę Hałas żniwach w Widniówce. Kto by pomyślał, że przy takiej z pozoru błahej czynności można nadrobić braki w zarządzaniu zasobem ludzkim!? Wokal „władczo-ciepło-nie znoszący sprzeciwu” ma doskonale dopracowany, jak diwa operowa, bo szlifowała go pracując w szkole z dziećmi. Wnioskując po tym jak skrupulatnie sprawuje mandat, ile pasji w niego wkłada, to jej podopieczni gdy dorosną, mogą swobodnie lata spędzone z Ewą policzyć sobie jako odbytą służbę wojskową. Wychowała tym samym Ewa przyszłą kadrę oficerską, dla co najmniej Wojsk Obrony Terytorialnej. Śpiew i szeroko pojęte czynności wokalne są jak widać przysłowiowym konikiem Ewy. Leńczuk Andrzej koncerty zaledwie organizuje, Ewa pójdzie dalej i sama będzie śpiewać, a co! A cappella!

Ma Ewa osobliwą cechę prelekcji, której kilkukrotnie byłem świadkiem i to może być skazą na jej dziarskim bezkompromisowym wizerunku. Otóż, jak lawina toczy przed sobą skały śnieg i połamane drzewa, tak i ona wyrzuca z siebie myśli nie do końca przemyślane, ale w jej mniemaniu o sile dogmatu. Widziałem na własne oczy i słyszałem na własne uszy, jak „proletariacko koordynuje” na komisjach i wymachuje przy tym rękoma, niczym czerwonoarmistki z sowieckich kronik filmowych, co to stoją na rozjazdach dróg i kierują kolumnami wojska przy pomocy chorągiewek. Moim zdaniem kolor lakieru do paznokci, który używa może być ewentualną zapowiedzią nastroju, ale to moja dygresja. W tym wypadku adresatem „ciepłych ponagleń” był Leńczuk starosta i cały zarząd, a raz nawet Szpaka „obśpiewała jak pannę młodą w oczepiny”, co go wzburzyło, zszokowało i o mało nie zemdlał. Skutek wokaliz był żaden, chyba, że konsternację słuchaczy i adresatów uznać za jedyny owoc.

Takie zachowania są może widowiskowe ale bardzo szkodliwe, a choćby jak wtedy gdy rozsierdzona Ewunia odpaliła na komisji w 2019 roku, przy Szpaku radnym z Siennicy, że drogi w siennickich Wierzchowinach nie będzie, choć były już wykonane projekty. Całe zamieszanie wymagało ugryzienia się w przysłowiowy jęzor, tym bardziej, że nosiło znamiona prowokacji, a nie wrzeszczenia przy opozycji na własną wizerunkową szkodę i to jeszcze w roku wyborów do sejmu, gdy Teresa Hałas startuje z tego okręgu! Mało powiedzieć, po wszystkim znaleźli się tacy którzy wytłumaczyli Nieściorowej szkodliwość postępku. Była zaskoczona i zdziwiona, że caluśkie Wierzchowiny są w sumie pisowską wyspą w Siennicy Różanej. Leńczuk słuchający obok z Mrozem Janem członkiem zarządu, aluzję złapali od razu, a Ewa wybałuszyła oczy. No! Mogła dopytać ale widać uznała, że po co!? Szpak tylko czekał, by to wykorzystać i urządzić piekło…Co ciekawe to wszystkie prognozy sprawdziły się co do joty. Proskura chciał mieszkańców do starostwa wozić i kręcić polityczną burzę. Na szczęście udało się to wyjaśnić, a na Wierzchowiny zawitała Hałasowa z Leńczukiem…

Za niedługo Ewa jako przewodnicząca Komisji Oświaty odczytała stanowisko- raport z jej prac. Wynikło z niego, że stan sal lekcyjnych w wizytowanych placówkach oświatowych podległych powiatowi fatalny i wymagający szybkiej reakcji, ale ni słowa kto za to odpowiada i skąd te zaniechania. Nowosadzki prawie zemdlał, wszystko uderzyło w niego, bo jako wicestarosta odpowiada za te placówki. Nieściorowa po czytaniu usiadła zadowolona, bo w swoim mniemaniu wykonała dobrze swoją robotę. Jak się okazało to nie powiedziała najważniejszego, że stan to dziedzictwo poprzedniej władzy, na czele ze Szpakiem, a to istotne, opisywana sytuacja miała miejsce niespełna rok po zmianie władzy w powiecie!? Najzabawniejsze w tym było to, że nikt od niej takiej szczegółowej opinii nie wymagał. Wielu potem zastanawiało się czy to zwykła głupota czy zamierzona ale w jednym byli zgodni, że to na pewno głupota…

Tym samym Ewa starostą byłaby dobrym ale może pierwej niechby spróbowała swoich sił w parafii w Gorzkowie, proboszczem byłaby jeszcze lepszym. W końcu sutanna tylko ciut dłuższa od sukienek i krój zbliżony. Byłoby to doskonałe przetarcie przed starostowaniem, a jak mówią w Watykanie: Papież Franciszek na nowinki bardzo otwarty…

Kończąc… pomijam szlak bojowy doktora Janeczka, który spokojnie mógłby być materiałem na doktorat albo i scenariusz filmu dla Netflixa. O nim i jego motywacjach niebawem. A zwykli mieszkańcy odbierają ten konflikt wzruszeniem ramion, bo tak naprawdę nikt nie rozumie motywów i celu. Zwykłego wyborcę interesuje za to: ilość wybudowanych dróg, chodników i inszej infrastruktury. Poza tym, nikt nigdy wcześniej z czymś takim się nie spotkał, by brudy prać publicznie, a już z taką pasją tym bardziej. Natomiast inni bardziej obyci z polityką, oczy przecierają ze zdumienia i powtarzają pod nosem: „…im to nawet opozycja nie jest potrzebna, bo leją się między sobą…” I tyle na dziś relacji z góralskiego wesela, na którym mimo uginających się stołów pobito się jeszcze przed oczepinami.

42
20

Słońce świeci, dzięcioł stuka- Jurek Lewczuk winnych szuka

 

Dziś prezentujemy znaleziony w sieci ciąg przemyśleń związany z Tour de Pologne wójta Izbicy Jurka Lewczuka. Kto zacz? Myślę że przedstawiać nie trzeba, bo to znany wszem i wobec oryginał kresowy, facecjonista i zapalony myśliwy oraz wielbiciel jednośladów. Jak wynika z tekstu, przemyślenia pędzą przez jaźń Jurka niczym peleton kolarski, jest i kilka malowniczych kraks. Zapraszamy do lektury, a pisownia oryginalna.

Jurek Lewczuk

I po wyścigu- nawet helikopter odleciał…… Jako Wójt Gmin Izbica – dziękuję pracownikom,, administracyjnym,, UG w Izbicy, pracownikom,, fizycznym,, UG w Izbicy, paniom z Kół Gospodyń Wejskich: w Wirkowicach, Tarnogórze, Ostrzycy, Romanowie , w Dworzyskach, pracownikom GOK w Tarnogórze – sołtysom w/w wsi ; za przygotowanie wiosek zlokalizowanych na trasie wyscigu i promowanie Naszej Gminy, dziękuję wszystkim mieszkancom za aktywny udział w tym pięknym wydarzeniu…. Niestety wyścig przez teren Naszej pięknej Gminy Izbica- odbywał się tylko i wyłącznie po drogach powiatowych. Władze powiatu krasnostawskiego,, lekceważąco,, podeszły do tego zagadnienia – w Innych powiatach: zamojskim, chełmskim… Starostowie wykorzystali Tour de Pologne- do tego między innymi by położyć nowe dywaniki na swoich drogach – promując powiat i poszczególne gminy( vide chociażby drogę powiatową biegnąca przez gminę Nielisz – od Maszowa w kierunku Wirkowic.). Nasi,, krawaciaże,, z powiatu krasnostawskiego ,, zmobilizowali się przy lepieniu dziur, koszeniu poboczy i ,, obcięciu kilkudziesięciu gałązek w przydrożnych rowach,, , i chwała im za -to,, Starosta odniósł życiowy sukces – jak powiedział do-mnie- cyt…. Nie będę robił Tour de Polonge nowego asfaltu ….. Innii umieli pozyskać fundusze , by się niewstydzić( a unas coś mi się wydaje, ,,że pan starosta nie zarządza powiatem – lecz nim administruje,,), . . . I tak zrobili ,,dużo,,. . Z tym ,że prawdopodobnie na drodze powiatowej w Romanowie jeden z kolarzy na ,,idealnie,, polepionej drodze po-prpstu się wywrócił…. Jedni mogą a inni w chwale i glorii dali sobie na spocznij…. Szkoda bo następny wyścig może odbyć się za 50 lat. Nowa droga powiatowa, to nie tylko gospodarna ręka włodarza powiatu ale przede wszystkim bezpieczeństwo dla jej użytkowników…. I nie chodzi o z- ósemkowane koła- szprychy się naciagnie a życia się nie wróci. Jestem za Rozwiązaniem Powiatów, jako zbędnego ogniwa administracji samorządowej….niegdyś sprawy z zakresu chociażby: komunikacji, geodezji, ewidencji gruntów, sprawy budowlane -prowadziła gmina….. przynajmniej nasi mieszkańcy ,,nie musieli się kłaniać naszym urzędnikom w pas,, ….ktoś już policzył każda gmina poza bieżącym utrzymaniem dróg (obecnie powiatowych) prowadzenie spraw, które prowadzi powiat- to po realizacji w/w zadań- gminie zostałoby jeszcze ok 3 miliony zlotych… Więc chyba warto Panie i Panowie posłowie zrobić wreszcie porządną reformę samorządową- na miarę XXI wieku……+ Do tego prawdziwą reformę szkolnictwa- np… szkoły podstawowe……… To naprawdę byłaby tzw. popularna decyzja…. Władza Centralba by tylko zyskała na popularności i obdarzona, by zostala- tak myślę szacunkien tysięcy wójtów, burmistrzów i prezydentów miast – czyli samorządowców. A samorząd to ludzie: wiosek, miasteczek i miast…….. A może się mylę? …..

Źródło: FB Jurek Lewczuk

16
5

Piaskownica w Żdżannem czyli edukacja potrzebna od zaraz

Żdżanne to wzorcowo zarządzane sioło… Obecnie nad ładem i porządkiem oraz prawomyślnością obywateli-mieszkańców czuwa dwójka oddanych wójtowi Leszkowi prężnych działaczek „Sióstr Godlewskich” Wiele rzeczy we wsi musi przejść przez ich ręce i światłe umysły, bo przecież jak mawia teściowa Wiesia „Mamy takiego dobrego wójta!?” Nie mam pojęcia jak idzie deklarowana przez młodszą „Godlewską” -sołtyskę akcja śmieciowego uświadamiania mieszkańców ale chyba coś nie za bardzo, bo za remizą która jest ich oczkiem w głowie takie „instalacje artystyczne”, że nawet Tadeusz Hasior by się nie powstydził…

 

Trzeba przyznać, że wypełnienie piaskownicy bardzo rzadko spotykane i jak nic wygląda na zmyślną pomoc naukową. Swobodnie można maluchy uczyć przyrody z elementami geografii albowiem w tym stosie Żubra lub Tatrę wygrzebać nie trudno. Poza tym natkniemy się, jak widać na pierwszym planie: na aluminium i plastik, jednym słowem chemia się kłania z połową Mendelejewa

 

 

Wspinaczka bywa męcząca, dlatego po „ściance” warto coś przekąsić i zapalić albo śpiewał tu Kiepura i stąd te kiepy w trawie!?

 

29
13

Krasnostawski lipiec w polityce na wesoło

Lipiec w tym roku wcale nie jest „ogórkowy” Jedni odchodzą na emeryturę, inni składają rezygnację, a jeszcze ktoś inny walczy ze smrodem. My natomiast zapraszamy do lektury i przepraszamy z góry…

Ha! Już Zieliński Krzyś Jakubca Andrzeja oknem z Powiatowego Urzędu Pracy nie wyrzuci. Tym samym pierwszej defenestracji w Polsce nie dokona i prymat w tej dyscyplinie nadal będą dzierżyć Czesi. Żart! Marzył Krzyś o tym od dawna, szpile wbijał, dopytywał na sesjach rady powiatu: co tam z zastępcą Rzepki będzie. A tym czasem „Kaiser” sam budynek opuścił, na obu kończynach, po schodach, do drzwi i dalej na plac, a potem do domciu na emeryturę. Teraz żeby zobaczyć Andrzeja „Kaisera” Jakubca trza się pofatygować na sesję Rady Miasta, bo jak wiadomo jest radnym. Mogę się tym faktem czuć usatysfakcjonowany, bo ponad 3 lata temu napisałem, by Jakubiec szedł na emeryturę. Jak widać posłuchał, a ja przewidziałem śnieg zimą!

Gajowy Rzepka

Tymczasem Rzepka już zastępcy mieć nie będzie, to stanowisko zostało zlikwidowane przez Leńczuka. Tak samo zlikwidowane jak wszechobecne krzaczory wokół PUP. Stryj Janusz wyciął krzaki, parking powiększył i PUP już nie przypomina Ministerstwa Leśnictwa, a on nie siedzi w głuszy leśnej, jak ostatni tur z Puszczy Jaktorowskiej. Kto stryja Janusza pognał do tak radykalnych zmian wizerunkowych? Tego się nie dowiemy, ale może kiedy się sam wygada, bo moim zdaniem ktoś go jednak pognał, jakaś ręka smagała gajowego Rzepkę po grzbiecie, żeby się wziął za nachalną zieleń.

Ordnung muss sein!

Póki co incydent emerytalny Jakubca stał się faktem i skończyła się pewna epoka, jak mawiał klasyk. „Kaiser” to był i jest twardy zawodnik. Żywcem z Prus Wilhelmińskich jakimś cudem teleportowany i wkomponowany w tkankę krasnostawskiego ratusza, na 22 lata. Był przez ten czas, do pamiętnego 2014 roku pełnokrwistym burmistrzem, tak jak dobrze wysmażony stek.

Kilka razy podchodzili po jego skalp. Za pierwszym razem wywinął się, bo żeby skalp wziąć trzeba złapać delikwenta za czuprynę, ale Jakubiec to przewidział i przezornie wcześniej wyłysiał. Za drugim razem przyszli nad ranem i zaskoczyli, widać we śnie. Tu szans na wymyk nie miał i przegrał wtedy pierwszy raz z Hanią „Roztargnioną” Mazurkiewicz, niewielką ilością głosów.  Ale gdy Hania  wygrała to zamiast rządzić 4 lata rozmontowywała jakubcowszczyznę z takim zapałem, że rozkręciła prawie wszystko, i to do fundamentów. Do dziś się pozbierać nie można, a obecny burmistrz ma problemy z personelem. Moim skromnym zdaniem owe problemy zainicjowały się we wspomnianej „epoce demontażu”. Bo do czego to podobne żeby wiceburmistrz dobrowolnie odchodził: jak Karczmarczyk!? Za Jakubca tak nie było, to nawet nie było do pomyślenia!? O Piwce i parkingu pod „Biedronką” nie wspomnę…

Co ciekawe to w roku porażki Jakubiec otrzymał w Krynicy nagrodę dla samorządu, ale widać wielkiego wpływu na wynik wyborczy to nie miało, no może poza tym, że w sumie „mało przegrał” o zaledwie 100 głosów. Za drugim razem już nie przegrał, lecz zajął drugie miejsce za Kościukiem, tak lepiej powiedzieć. W sumie mimo wszystko narzekać nie może. Ma nadal duże poparcie, wszak 45 kart różnicy między nim, a Robertem, to prawie nic. Elektorat miejski równiutki jak dwa pośladki, które po złożeniu tworzą część ciała, której potocznym określeniem nazwać obecną sytuację ekonomiczno-społeczną miasta  można śmiało i to z przydomkiem „blada” Powiedziałbym, że nawet z perspektywy czasu, i dla zdrowia oraz kurażu to lepiej, że nie wygrał. Wszak sprzątanie pobojowiska po Hani „Roztargnionej” to bardziej zajęcie dla MPGK i Jędrka Kmicica, a ten ostatni też w tym procederze swoje „wszędobylskie łapki” maczał oraz porady ochoczo dawał.

Romek „Myliłem się”

Co ciekawe to w obu polowaniach z Hanią w tle, szefem nagonki był Romek „Krasnostawski Michnik” Ten sam Romek, co to w kampanii 2018 zaczął do Jakubca oko puszczać i przymilać się jak Cyganka z bramy. Jakubiec jakoś się tymi awansami nie przejmował, widać pamiętał Romkowe wyczyny pisarskie z lat wcześniejszych w których on był celem, a poza tym widocznie w cygańskie gusła nie wierzy. Potem na jesieni 2019 Romek „pantokrator” przepraszał na sesji rady miasta, że popierał Hanię. Tak mu się poniewczasie wzrok poprawił. Mnie się widzi, że Romek skoro wpadł w taką spiralę najpierw bezrozumnej krytyki, a potem poparcia i przepraszania, to za jakiś czas PiS przeprosi. Księży krasnostawskich parafii w mankiety pocałuje i powie tak jak ostatnio: „myliłem się” Koniec końców Jakubiec może mieć satysfakcję, bo najbardziej zapiekły krytyk przyznał się do błędu i to publicznie.

Cygański Książę

Taki ten „Kaiser” jest… Sam ani jednego siwego włosa, a powodów żeby je mieć miał co niemiara. A choćby wspominany już Jędrek Kmicic. Smagły Jędrek to mój ulubiony szwarccharakter o szelmowskim uśmiechu i fizjonomii „Cygańskiego Księcia”. Od którego różni go jedynie brak złotych zębów i kolczyka w uchu, oraz rozchełstanej białej koszuli, bo wyraz twarzy jakby nic mu się nie chciało tak charakterystyczny dla Cyganów już ma od kołyski.

Ech… to jest oryginał. Gdyby w lipcu 1944 roku w czasie zamachu na Hitlera Stauffenberg zamiast samemu teczkę z ładunkiem pod stołem stawiać, zlecił tę robotę Jędrkowi to Adolf byłby bez szans. Już on by wiedział co i ile do teczki włożyć i gdzie ją postawić… Z resztą, jak kto ciekaw to odsyłam do szczegółów nieudanego zamachu o który wspominam, bo doskonale koresponduje z „krasnostawskim lipcem” To jak już mowa o zamachach, to i Jakubcowi podobny zmajstrował, ale ten bardziej w duchu tych na dworze Romanowów. Na szczęście Jakubiec nie jest pierdoła i szarfą od orderu udusić się nie dał, a „zamachowca” Kmicica „sprawiedliwość dziejowa” dopadła i padł w wyborach jak stał. Drugi raz starli się w 2018 i „Cygański Książę” poległ w pierwszej turze. Tylko że on szybciej się po upadkach zbiera jak niedzielna taca w Licheniu. Ostatnio polityka, a szczególnie to co stanowi jej esencję upomniało się o Kmicica. Możemy w prasie przeczytać, że Jędrek Kmicic szef MPGK w oku „politycznego cyklonu” albowiem w okolicach ulicy Rejowieckiej szambo wybiło, oczyszczalnia zmienia technologię. Ale spokojna głowa Jędrek jest cwany, nie takie ciecze i roztwory ogarniał, jak go znam to i ten „gówniany żywioł” okiełzna i jeszcze na swój pożytek obróci, a potem znów wyląduje na czterech łapach, jak ten przysłowiowy kot, z tą różnicą, że kot w trakcie lotu ku ziemi musi manewrować ciałem, a Kmicic szybuje jak mu wygodnie, bo to ziemia jego szuka.

Jak się zgubić we własnym przedpokoju?

Ale dość o tym, tymczasem esencjonalny zapach polityki unosi się, że hej! Pewnie dotarł i do lisich nozdrzy Krzysia Zielińskiego mieszkańca okolic oczyszczalni, a przy tym zapiekłego wroga emeryta Jakubca i całego PZK oraz domorosłego demiurga, globalnego polityka, a także inżyniera od maszyn spożywczych. Krzyś jest człowiek wykształcony jak widać i zawodowo nie głupi, ale jemu w głowie polityka. Tej zupełnie nie rozumie, a ona odpłaca mu tym samym. Krzyś to również mój ulubiony polityk w kategorii specjalnie stworzonej w uznaniu jego bezrozumnego politycznego uporu „ Jak się zgubić we własnym przedpokoju lub jak głodować siedząc w pełnej spiżarni”

Sudan Południowy czeka!?

Złożył Krzyś: Kierownik Promocji Miasta rezygnację z funkcji na biurko Roberta Kościuka. Obwieścił w nim, że odchodzi z ostatnim dniem lipca. Robert rezygnację przyjął i pewnie przez ten fakt jeszcze bardziej uwierzył, że Bóg ma go w swojej opiece, a i obiecał sobie, że za taki „Dar Niebios” to w najbliższą niedzielę na dwie msze pójdzie. Dwa razy da na tacę i rozważy pieszą pielgrzymkę na Jasną Górę albo ufunduje nowy dach na losowo wybranym kościele…

Kiedy dwa lata temu Krzyś szefem promocji zostawał to wieszczyłem bardzo krótki angaż, tak do sianokosów roku następnego. Teraz po Krzysiowej rejteradzie przed krasnostawskimi chmielakami aż sam przeraziłem się własnym jasnowidztwem, a pomyliłem się tylko o jeden pandemiczny rok. No!? Ale ja Krzysia znam chyba lepiej jak on mnie…To się inaczej skończyć nie mogło i co on teraz pocznie!? Ja bym go widział na stanowisku: szefa promocji, dróg i transportu Sudanu Południowego. Tam jest przestrzeń, a co za tym idzie: możliwości nieograniczone. W razie pomyłki konsekwencji nie wyciągnie nikt, bo tam nikogo i nic nie ma, oprócz piachu i kamieni. Zatem ! Kierunek Sudan…!?

Basia od telefonów!?

Czemu Krzyś rezygnację złożył, tego nie wiem, ale to się zbiegło z przesileniem władzy w powiecie i pełzającym zamachem na umęczonego Leńczuka. Być może Krzycho liczył na jakieś nowe rozdanie, bo to w jego stylu. Wszak w mojej ocenie już kilka razy podjął polityczną decyzję o odkryciu kart, by potem dostać bęcki. Ale jak widać ciągle robi to samo, teraz jakby bardziej i chyba wniosków nie wyciąga. Z Krzysiem jest jak z uroczą blondynką z reklamy Play. Basia Kurdej-Szatan nie burzy harmonii i sobie nie szkodzi gdy tylko uroczo uśmiecha się z reklamy. Kiedy wychodzi z salonu i chce zaistnieć aktorsko, to zaczyna narastać uczucie konsternacji, aktorka z niej żadna. Taki sam mechanizm uruchamia się w Krzysia przypadku, polityk z niego żaden. Najlepiej dla niego i otoczenia gdy siedzi na Rejowieckiej z dala od polityki. Polityki którą topornie uprawiał jako szef promocji i uprawia, bo radnym powiatowym ciągle jest. Może jednak trzeba Krzysiowi przypomnieć, że jest przede wszystkim inżynierem i niechby tego wreszcie spróbował. Ja mu źle nie życzę, to jest w sumie facet z wykształceniem tylko chyba o nim zapomniał i tyle na dziś…

38
8