Wesoła Lwowska Fala i Wyprawa Kijowska

Wiatrem od wschodu powiało na sesji powiatu 29 listopada, a to za sprawą dwóch incydentów. Pierwszy to wizyta „Szczepcia i Tońcia” ze Lwowa alias Zamościa. A ściślej z zamojskiego oddziału „Wód Polskich” Drugi powiew, to propozycja medyka Janeczka „wyprawy kijowskiej” tropem Bolesławów; Chrobrego i Szczodrego oraz Naczelnika Piłsudskiego na objętą wojną Ukrainę.

Najsamprzód parę słów o gościach ze Lwowa co jechali przez Hrubieszów i Zamość. Panów przybyło dwóch, jeden mówił po polsku, bez akcentu i być może w tym duecie jest po to, by tłumaczyć tego pierwszego, który jest jego szefem. Szefem nie byle jakim, bo „hosudar” Daciuk Eugeniusz, to jak podaje „Polsat News” teść samego Jacka nad Jackami „sokoła” Sasina. Sasin z kolei jest kolegą naszego burmistrza Roberta Kościuka i taka to sztuka! Jak powszechnie wiadomo, na skutek „badań naukowców od powiązań rodzinnych” teść nie jest rodziną, tylko to już zupełnie odrębna forma istnienia. Takie czasy, taka semantyka. Przyjemnie było słuchać Pana Daciuka, który oprócz „niebycia” rodziną dla Sasina był albo ciągle jest tłumaczem języka rosyjskiego. Ta miłość i zapamiętanie dla mowy Puszkina, Lermontowa i Majakowskiego skutkuje co słychać co rusz pięknym zaśpiewem. Dlatego ja się upajałem burzanami znad Dniepru, zapachem traw i świeżo ruszonej ziemi. To wszystko było w jego mowie obecne jak „Polska” w muzyce Chopina. Szkoda, że kto na pomysł nie wpadł i w tle tak rzewnie opowiadającego Daciuka „Dumki na dwa serca” nie puścił, ale może następnym razem.

Radni brodzili w polskich wodach…

Radni skorzystali z wizyty „malowniczego” duetu i pytali. Jasio Mróz jako „namiętny nawlekacz robaka na haczyk” próbował dociekać, jak to jest z zarybianiem, bo ci z Warszawy wskazują jakimi gatunkami, a jego to irytuje. Odpowiedział mu „tłumacz Daciuka”, że pierwszy raz słyszy o takiej praktyce. Natomiast Marek Nieścior dopytywał, jak to jest z rowem melioracyjnym na łące. Tu litości nie było i dowiedział się, że obowiązek utrzymania spoczywa na właścicielu nieruchomości. Alie gienieralnie Polskije Woodi biedne jako ta mysz koscielna i riubelków u nich tolko szo kot napłakał. Ot, i samie prabliemy! Na szczęście na wypłaty starcza, bo po to firma jest, a Pan Daciuk tak malowniczo perorujący wart każdych rubelków. W tym duecie od merytorycznego opowiadania był „tłumacz Daciuka z Daciuka na polski” co było widoczne aż nadto. Wniosek z wizyty jest taki, że „Wody Polskie” będą płynąć nawet jak ich nie będzie. Panowie a szczególnie ten drugi i merytoryczny dużo wie i chętni wchodzi w dyskusję, ale pieniędzmi, to oni nie śmierdzą. W związku z tym ich wizyty noszą znamiona objazdowej działalności rozrywkowej, które dla podniesienia dochodowości winny być biletowane.

Janeczkowi wody odeszły!

A potem miał występ medyk Janeczek, tak prawie na sam koniec sesji w wolnych wnioskach, jak na gwiazdę pierwszej wielkości przystało. Tym samym fenomen IV kwartału stał się „faktycznym faktem”, takim udowodnionym ponad wszelką wątpliwość. Przypomnę coby czytelnik wiedział, że ów polega na tym, że Janeczek w ostatnim kwartale roku musi palnąć coś cholernie wyjątkowego, co postawi jego postać w centrum uwagi. Nasza „doktor Quinn w portkach” był całą sesję mało aktywny i o dziwo bardziej słuchał niż gaworzył. Jak przyszło do wolnych wniosków to się uruchomił i wychynął z chaszczy. Wszak koniec wieńczy dzieło i on tym końcem chciał być, no i był!

„Począł” się ciut krygować (a poczęcie u ginekologów jest kluczowe), że niby nie wie jak zacząć, bo Boruczenko tymi porządkami, które na tej sesji wprowadził zbił go z pantałyku. Dla jasności przypomnę, że Witold Boruczenko zaczął egzekwować zapisy statutu, które mówią o zgłaszaniu interpelacji i zapytań przez radnych na piśmie. Jest to „przełomowy przełom”, coś jakby woda zaczęła płynąć pod górę. Daj Boże Witkowi wytrwałości w ogarnianiu tego bajzlu i pieprznika. Właśnie Janeczek, gdy się o tym nasłuchał, to zaczął się tłumaczyć, stękać, że niby nie wie, że się waha. Po prostu dopadło go coś, jak bóle porodowe, ale on grał jednym słowem i to dość marnie. W końcu nadszedł ten moment, a „wody odeszły” i wydusił z siebie, jak matka dziecię i powiada tak! Trzeba jechać na Ukrainę, bo mamy jako powiat podpisaną współpracę z tamtejszymi jednostkami samorządu terytorialnego!

Drang nach Osten” i jak wrócić w jednym kawałku!?

Drang nach Osten” tak to zabrzmiało i bardzo wiarygodnie w ustach naszego medyka. Wszak mowę Goethego zna, jak Daciuk mowę swoich „patronów”, a to tłumaczyłoby jego pewność w głoszeniu na forum rady pewnych opinii i politycznej buty! Bo jak wiemy wkoło same Dyzmy! Niemiecki to taki język, w którym można komuś wypowiedzieć wojnę albo czegoś żądać. No i wyjaśniła nam się przy okazji zagadka Janeczkowej zawziętości i pewności siebie.

Wracając na wschodnie bezdroża, warto wiedzieć czemu akurat teraz i po jasną cholerę? Leszek i tu słuchaczy nie pozostawił bez wyjaśnień i wszystko pięknie uzasadnił.
Mamy wojnę powinniśmy tam pojechać, co by zobaczyć jak funkcjonuje ichniejsza służba zdrowia, obrona cywilna i podpatrzeć rozwiązania systemowe. Po prostu jechać, żeby obejrzeć, na wycieczkę! No ba! Widać Janeczkowi mało tytułu ginekologa Lubelszczyzny za 2022 rok! Jeszcze i tak chce zabłysnąć. Ale czy z urwaną głową przez zabłąkany pocisk da się prowadzić praktykę lekarską i być ordynatorem? Nawet przyszycie tej części ciała nic nie pomoże, a to, że Frankensteina złożono z kawałków nie jest żadną rekomendacją. Może być i tak, że Leszek zna chińskie powiedzenie, bo on często je cytuje, ale nie do końca rozumie (na Bismarcka też się lubi powoływać, tak gwoli ścisłości). Owa mądrość z Kitaju brzmi, że tego, co się na własne oczy zobaczy, to nie zastąpi 1000 opowiedzianych przez kogoś słów. 

I tu warto zatrzymać się dłużej i skąd te pomysły?

Szkoda, że medyk i „historyk z własnej ulotki” nie był taki dociekliwy i żądny naocznej weryfikacji rzeczywistości w DPS na Kwiatowej w Krasnymstawie w kontekście anonimów i tej wojny co ją tam rozpętał dwa lata temu. Kowalik Ewa pamięta mu tę „wyprawę bez wyprawy”, jak mielił ozorem, a potem pokazał publicznie zdjęcie, na którym byli pensjonariusze na zbiorowej sali, bo akurat było docieplanie budynku. To przecież o to wylądował przed komisją etyki.

Janeczek chce jechać na ogarniętą wojną Ukrainę i podnosi to na sesji z właściwym sobie temperamentem. A to jest jakieś kilkaset kilometrów na wschód, w rejon objęty walkami, gdzie trup ścieli się gęsto, rakiety latają i często spadają gdzie popadnie. Ale co tam! Dla kontrastu dwa lata temu, w czasie „Covid-19” ani razu nie pofatygował się do DPS na Kwiatowej, do którego ma tak blisko, że mógłby iść w przysłowiowych ciapkach. Tam o rakietach nie słyszał nikt ani o ścielącym się trupie. Jednym słowem, to miejsce spokojne a wręcz przyjazne. Nie pomagały tłumaczenia Ewy Kowalik, że nic w DPS nie dzieje się złego. Głuchy na fakty zawarte w wyjaśnieniach grzmiał jak kalwiński kaznodzieja, a Kowalikowa rzeczowo odpowiadała. Odpowiedzi trafiały w próżnię, bo on i tak wiedział lepiej. Dla niego informacje od „tajemniczych ktosiów” były wiążące, bo akurat pokrywały się z tym co chciał osiągnąć. W ogóle tamto zajście z finałem za pół roku, kiedy pokazał sławne zdjęcie pensjonariuszy o czym było wyżej, zasługuje na odrębne opracowanie, albowiem motywacja Janeczka i sekwencja zdarzeń jest bardzo ciekawa, a najbardziej rozbieżność między tym, co wiedział, a co powiedział. Miał w głębokim poważaniu fakty, bo on wiedział najlepiej a teraz jak wyżej… Nach Ukraina! Tam będzie szukał nauki. Ot i jak to się wszystko pięknie dopięło, jak radny Piwko dopina się pasem przy swoich portkach nim pójdzie w CIS posiedzieć… Szczegółów medyk nie podał, jak miałoby to wszystko wyglądać. Ale cugle wyobraźni można popuścić. Ja sobie Janeczka wyobrażam na kasztance jak Piłsudskiego. Kobyła oczywiście z pod krasnostawskiej Białki, a on w mundurze legionowym, bo ma taki ! W ręku buława, wzrok piorunujący a reszta konduktu na osiołkach, bo hierarchia musi być. Moim zdaniem takie „krucjatowe” pomysły rodzą się przez ten mundur, ale to temat na inną okazję…

Reakcje słuchaczy

Starosta Leńczuk odpowiedział, ale chyba nie do końca zrozumiał albo tak chciał zrozumieć, bo Andrzej to taka „chałupnicza konstrukcja”. Zaczął opowiadać, że oni Ukraińcom już pomogli, co jest zgodne z rzeczywistością. Janeczek dawaj swoje, że jemu o wyjazd chodzi… Skończyło się tym, że nie pojechali. A reakcja kolegów radnych była taka, że jej w ogóle nie było. Bo trzeba wiedzieć, że Janeczek te pomysły „wyprawy na Kijów” snuł już na komisji. On tym poważnym jak 9 miesiąc gadaniem napędził im stracha, jak jasna cholera i spowodował nie lada konsternację! Bo kto pojedzie w strefę działań wojennych, gdzie rakiety latają jak jaskółki po niebie a na drogach bandyterka.

Nieściorowa była przerażona, toć ona ze swojego Gorzkowa to najdalej na wschód jeździ do Krasnegostawu, ale tylko dlatego, że tam jest 2200 złotych do wzięcia i musi i chce. Ale dalej to za żadne skarby świata nie pojedzie. Ewa wójtem chce być w Gorzkowie, a nie trupem na Ukrainie! Szpak Janucho wielki miłośnik wschodu, co we wrześniu zeszłego roku jęczał nad upadkiem stosunków z ukraińskimi obłastiami, teraz ni zipną. Milczał jak kurhan spopielały i nie rwał się do Janeczkowego orszaku! Nawet z Zającem Marcinkiem swoim oddanym „doręczycielem anonimów” w trakcie medykowej encykliki wyszli z sali. Krzyś Zieliński też gdzieś poleciał, a Nieścior Marek również spacerował. Widać uznał, że to pora na rozprostowanie kości. Po prostu chętnych trzeba by było szukać w łapankach na mieście!

Tabletka tuż po…

To nie pierwszy taki „psikus”, kiedyś wymyślił wyjazd na poznańską „Polagrę”, by szukać kontrahentów na owoce miękkie gdy tymczasem Kościuk inicjował zagłębie przetwórstwa rolno spożywczego… Łączył też muzeum regionalne z biblioteką powiatową, ale tylko po to, żeby Gołąba się pozbyć z tego pierwszego, bo po takiej fuzji potrzebny byłby nowy konkurs. Mądrala z Wólki Orłowskiej ma sporo ślepych uliczek samorządowej pomysłowości, ale miewa i przebłyski rozsądku, jak wtedy gdy pytał w kontekście budowy mieszkań na chmielniku o ilość pustostanów w mieście. Jednak mimo tych jaskółek to jego występy są owocem gonitwy pomysłów i to takiej na oślep. Ten ostatni z krucjatą na Dzikie Pola do takich się zalicza i jakby kto wymyślił „tabletkę dzień po” na głupie inicjatywy, to tu należałoby je zażyć i popić wodą z granicznego Bugu, tak dla pewności.

Na finał… to chętnie posłuchalibyśmy relacji z jego własnego podwórka, czyli oddziału ginekologii. Zapewne dane na temat ilości urodzin, kwestii finansowych i „porządków dynastycznych” byłyby ciekawe. Ukrainne tematy są jedynie odciąganiem uwagi od właściwego teatru działań; nomen omen wojennych. To taki front fiński z czasów II światowej, a jak wiadomo tam nie działo się nic godnego uwagi, oprócz jazdy na nartach Finów i Rosjan. Po cholerę tam się pchać skoro media obydwu nurtów informują na bieżąco!? Akurat relacje z tego, jak funkcjonuje służba zdrowia zasługują na wiarę, co do reszty przekazu trzeba mieć wątpliwości, albowiem pierwszą ofiarą wojny zawsze jest prawda. Ale żeby nie być gołosłownym w kwestii drażliwości krasnostawskiej ginekologii, to powołam się na krótki kadr z sesji jak mgnienie oka i sprzed chyba prawie roku. Gdy Leńczuk rzucił w kierunku Janeczka uwagę dotyczącą finansów oddziału, tak mimochodem, od niechcenia. Ledwie się otarł, nawet słowo „ginekologia” nie padło!? To reakcja medyka była natychmiastowa i przeszła wszelkie oczekiwania! Paluch doktorski poszedł w górę, jak pocisk z granatnika w sufit na Komendzie Głównej Policji w Warszawie, a on sam wyrzucił jednym tchem z siebie; proszę nie iść w tę stronę ! Czyli ginekologia to; Zakazane Miasto, teren za Styksem, Terra incognita, zwał jak zwał, ale moim skromnym zdaniem tam jest ciekawiej niż na Ukrainie i o tym byśmy posłuchali. Zagadnienia z Muzeum Regionalnego, DPS, Janeczek już z wielką pieczołowitością naświetlił, a kiedy zacznie opowiadać o swoich „sukcesach”? A poza tym ze wschodnich wycieczek, jeśli wyniesie się całą głowę to już jest osiągnięcie, ale równe zeru i nie o to tu chodzi. To jak dochód z eksportu surowców, tu i tam nie ma wartości dodanej. Tam żadnej nauki nie ma, co najwyżej jest to doskonały przykład złego przykładu. Jeśli podglądać rozwiązania systemowe na czas wojny, to w krajach poważnych, a nie w państwie upadłym. Takiej samej jakości są i prezenty stamtąd. O czym przekonał się Komendant Policji, który na imieninach prezent od ukraińskiego kolegi rozpakował. Miał być ponoć nie nabity, ale ten nienabity przebił dwa stropy i na szczęście obyło się bez ofiar. Jedyny wschód, który inspiruje i ma znaczenie, to ten daleki. A to, że Krasnystaw ma ulicę Gawryłowa, który był felczerem, zielarzem, z Petersburga stanowi wyjątek od reguły, ale i ją potwierdza i tyle nauk z „tego” wschodu wystarczy w sam raz. Amen

PS. A teraz rzuty karne! Nasz Janeczek bardzo niespójny… Kiedyś dawno temu, ale nie tak, żeby nie pamiętać szukał nauki na zachodzie i odbywał liczne staże medyczne: w Holandii, w Niemczech, w Bawarii u profesora Fritza Dietmara, ucznia prof. Semma, twórcy europejskiej laparoskopii, w 1998 r. miesięczny staż z zakresu chirurgii onkologicznej w ginekologii, w Klinice Grosshadern w Monachium, u profesora Hermanna Heppa, wybitnego operatora, onkologa ginekologicznego. Po latach Leszek zmienił kompas i chce jechać na wschód po naukę, a tak naprawdę bardziej po rozgłos! Dlatego Leszkowi w nowym roku życzę zdrowia i niech mu te pomysły „rosną” jak mawiają Chińczycy jak bambus po deszczu! Niech tam rosną i obojętnie jakie. On tym sposobem się spełnia, a ja mam o kim i o czym pisać. No i czekamy na szczegółowy raport z ginekologii!

 

26
8

Dziennik Siennicy życzy czytelnikom i nie tylko

U nas życzenia są ciągle te same, bo uniwersalne i nie wypada życzyć czegoś innego. Poza tym życzenia powoli się spełniają co dowodzi tezy, że szczęścia na świecie jest ograniczona ilość i w kontekście przyrostu ludności, nie starczy dla każdego. Tak więc kto pierwszy ten lepszy! No i nie zapominajmy, że był taki ktoś jak Jezus i od niego to się zaczęło, a jak powiedzą wojujący ateiści; przez niego. Ilustrację też mamy ciągle tą samą, bo ładna. I nawiązuje do istoty Świąt. Dlatego dla wszystkich bez podziału na kategorie i elektoraty; zdrowych spokojnych i pełnych rodzinnego ciepła świąt Narodzenia Pańskiego. Odpoczynku od codziennego zabiegania oraz chwili zadumy. Wszelkiej pomyślności w Nowym Roku oraz spełnienia w życiu osobistym i  zawodowym.

Życzy Dziennik Siennicy.

38
5

Fiasko „reform” i „anatomia złości” (!?)


Dziś o dalszych losach pomysłów Bogusia Domańskiego w sprawie odchudzenia administracji jednostek starostwa. Temat co prawda sprzed blisko dwóch miesięcy, ale uznałem, że warto. Tym bardziej że „Najmądrzejszy Tydzień” ni słowem nie wspomniał. Na usprawiedliwienie „obsuwy” powiem tylko tyle, że przecież tak wiele się działo w powiatowym gnieździe szerszeni! A poza tym Bogusia trzeba doceniać, toć po to jest nasza „poperczyńska lawenda”, co pachnie tak intensywnie, aż w nosie wierci! Będzie i parę słów o drugiej „wesołej wiewiórce” Krzysiu Zielińskim i jego anatomicznych rojeniach w sprawie „pleców” z ulicy Poniatowskiego. Opowiemy o tym, jak dostał malowniczo po nochalu, bo jakoś tym się pochwalić do „swojego organu prasowego” nie chciał…

Na początku lat 90 tych w telewizorni bawił dzieci duet wiewiórek bliźniaków Chip i Dale. Różniły się tylko rozstawem zębów. Pierwszy miał jedynki w kupie, a drugi legitymował się furtką między nim jak brama na parking przed starostwem. W fabule gryzonie założyły biuro detektywistyczne pod nazwą „Brygada Ryzykownego Ratunku” i dawaj bawić widzów! Dlatego jak patrzę co robi Zieliński z Domańskim i w jaki sposób, to analogia z tymi dwoma od Disneya sam mi się nasuwa. Po prostu nie mogę! No i jeden z gryzoni był w kapeluszu…

Apostoł reform w akcji.

W poniedziałek 24 października odbyło się posiedzenie komisji etyki i finansów pod egidą Bogusia Domańskiego, biznesmena, humanisty, lokalnego filozofa i kolegi Krzysia. Było to posiedzenie, którego Boguś zażądał na sesji 3 października, pisałem o tym w felietonie „Boguś I Reformator”. To tu Bogulo miał wszystkich oświecić jak znaleźć oszczędności w administracji jednostek podległych starostwu. Nikt nie odważył się mu odmówić, toteż skrzyknięto jak szeregowców na placu apelowym i stawili się dyrektorzy DPS w szyku zwartym, by chłonąć Domańskiego światłe wskazówki. Radny snuł swoje wizje pewny ich doniosłości, a czuł się przy tym pewnie jak Święty Paweł „Apostoł Narodów”. Ale wizje jak to wizje… Nikt poza Bogusiem chyba tego, co powiedział nie traktował na poważnie, bo jego rojenia zasadzały się na tym, by sformować jedną księgowość dla wszystkich DPS-ów. Sugerowałbym ze swojej strony, by jeszcze wyposażyć ten lotny oddział w kobyły z PSO Białka i niechby na oklep księgowi jeździli od jednego DPS-u do drugiego. To latem, a na zimę kobyły ciągnęłyby barakowóz, taki jak ten Drzymały albo sanie takie same jak w scenie kuligu z „Potopu” Hoffmana. Byłoby tanio i ekologicznie oraz widowiskowo.

Chruściel i jego krótka pamięć.

Tak czy siak, prośbie Bogusia stało się zadość i „pogadał se” tak jak kiedyś Janeczek na sesji nadzwyczajnej w sprawie szczepień na Covida. Ewa Kowalik zauważyła, że pomysły Domańskiego są nie realne bo-i tu odwołała się do pamięci Tadzia Chruściela, który był swego czasu na kontroli z komisją rewizyjną w DPS na ul. Kwiatowej i widział ile jest faktur oraz papierów wszelkiej maści z jednego tylko miesiąca do opisania! A były tego całe naręcza. Radny tak wywołany milczał i jakoś w swojej pamięci nie mógł sobie tej sceny odgrzebać. Widać Tadziowa „księgowość” ma zastoje i to jej reforma by się przydała. No i chyba Chruściel nie chciał sobie przypomnieć, bo jest w opozycji do PiS, a bardziej do zdrowego rozsądku i w takich okolicznościach wolał udać „zgapionego”, bo to burzyło wnioski reformatorskie Domańskiego, który jak on z PiS wojuje. Oni w tej radzie tak miewają, że są gotowi na czarne mówić białe, jeśli to tylko w jakiś sposób może drugiej stronie dopiec. Głupie to ale co zrobić jak oni tak lubią!? Ale dla ciekawostki warto powiedzieć, że w takim DPS Surhów jest miesięcznie do 800 sztuk faktur i wszelakiej makulatury do opisania. A na kontroli, której nie chciał Chruściel pamiętać segregatorów było 8 z jednego miesiąca! To chyba sporo!? W sztukach „bezwzględnych” jest to ponad 2 tysiące papierów. Właśnie dla tych 2 tysięcy w „papierologii” zatrudnionych jest 18 osób a są jeszcze zintegrowane pod to systemy komputerowe, które sporo kosztowały.

Wicio Boruczenko miał chwilę bohaterskiego uniesienia i wydusił z siebie bardzo trzeźwą uwagę, że rachunkowość, na którą powołuje się Domański, to nie to samo co księgowość. Ano mądrze prawi, bo i Wiciowi zdarzają się takie chwile chwały, aczkolwiek za mało w stosunku do potrzeb. Teraz już Witek zmienił kurs i zaczął być asertywny, tylko czy to trwała zmiana?

Wiewiórka Krzyś i „Wspólny Krasnystaw”

Na komisji był i Krzyś Zieliński, bo jest jej członkiem. Jak zobaczył Ewę Kowalik, to mu się worek z pytaniami rozsupłał tak jak małym dzieciom sznurowadła. Najpierw dociekał z wypiekami na policzkach o to, czy w DPS na Kwiatowej pracuje Prezes Stowarzyszenia „Wspólny Krasnystaw”. Już mu się zdawało, że zębiska zatopi w łydce dyrektor Kowalik, a tu pudło! „Prezes” kiedyś tam pracował, ale się wziął i zwolnił sam, bo ponoć znalazł coś lepszego! To zwalnianie na własną prośbę trochę zabrzmiało dla Krzysia znajomo. On też tak robi, ale z tą różnicą, że nie znajduje nic lepszego. Tym samym wyszedł niezamierzony efekt komiczny. A trzeba wiedzieć, że od jakiegoś czasu trwa nagonka na „Wspólny Krasnystaw” i tam jest afera jak jasna cholera. „Najmądrzejszy Tydzień” rozpisuje się o rzekomym zatajaniu dochodów w oświadczeniu majątkowym przez Księżuka Mirka radnego i wiceprezesa wspomnianego stowarzyszenia i pracownika biura poselskiego Hałas Tereski. Te wszystkie sprawy łączy właśnie osoba Tereski, bo to wygląda na obrzucanie gównem ludzi z nią związanych. Prymitywne to i w sumie gówno warte, ale jak ktoś lubi ręce w takiej substancji zanurzać, to nie można mu zabronić. Ludzie mają różne pasje. Toć Polska wolny kraj, nieszczęśliwy, ale wolny.

 „B” jak „plecy”

Potem Krzyś przystąpił do „planu B” i dawaj na drugą nóżkę pytać o zastępcę dyrektora DPS. Tu triumfem powiało, bo już był pewny, że w tę łydkę to na pewno zębiska zatopi! A tu znów dupa i nawet gorsza niż wcześniej! Jeszcze oberwał po nochalu. To była scena epicka. Krzyś pytał czemu nie było konkursu na to stanowisko! Kowalikowa odpowiedziała, że jest to awans wewnętrzny zgodny z prawem na podstawie artykuł 20 Ustawy o Pracownikach Samorządowych i nikogo o zgodę pytać nie musi, a już jego to na pewno. Ponadto stanowisko jej zastępcy wynika z zaleceń pokontrolnych. I to jest dopiero ciekawostka! Radni niejednokrotnie wnioskują o kontrole, ale po nich nie czytają protokołów pokontrolnych i zaleceń, a potem strzępią jęzory, tak jak zrobił to w tej chwili Krzyś. Gdyby przeczytał to by wiedział. Ano! Widać, że jak wpadnie Krzyś w ten swój „szał zakupowy”, to pyta jak obłąkany. No i pojawiły się w końcu wątki anatomiczne. Czy ten zastępca to nie miał, aby pleców, Bo te plecy to jak zwykle biuro poselskie na ul. Poniatowskiego; dopytywał Krzyś?

 Triada; dupa, plecy, głowa.

Plecy to część ciała położona strategicznie i z góry zwieńczona głową, a z dołu dupą. To po trosze taka ziemia niczyja i terytorium tranzytowe. Jak się na to patrzy z perspektywy, to jest w tym jakiś pomysł na człowieka i ważne w życiu, żeby głowa z tym drugim nie zamieniły się miejscami, bo wtedy jest kłopot. Być może po to są plecy, by jedno nie było blisko drugiego, bo zdrowy dystans w tym wypadku ma zbawienne skutki. Ot tak, dla bezpieczeństwa. Bywa i tak, że niektórym udaje się jakimś cudem zamienić te dwa elementy nie naruszając podstaw anatomii. Ponadto oba organy są łudząco podobne w budowie. Oba mają dwie półkule, ale zupełnie do czego innego i czym innym wypełnione. Być może właśnie to niektórych zwodzi i prowadzi na manowce. Jak kto ulegnie tej pokusie, to wtedy takie życie jest pasmem udręk. Wspomniane zjawisko dość często występuje w polityce wszystkich szczebli i tu uprzywilejowanych nie ma!

 Stateczny Tomek i Krzyś „zazdrośnik”

Są i plecy w życiu synonimem protekcji, poparcia albo przyśpieszonego awansu. Taki Bonaparte pleców nie miał, ale miał Józefinę, która spółkowała leżąc na plecach ze wszystkimi znacznymi osobistościami tamtej epoki! No takie życie…
Najważniejsze są jednak kompetencje i nawet radny Zieliński je ma, ale do maszyn spożywczych i produkcji cukru z buraka, a nie do oceniania innych. To teraz parę słów o kogo ta Krzysiowa utarczka. Zastępcą Ewy Kowalik jest Tomek Duda. Młody w sumie chłopak, ale z dużym doświadczeniem w pracy oraz z mocnymi papierami. Ponoć te ostatnie tak dobre, że nawet Zieliński byłby zielony z zazdrości. Najważniejsze jest to, że Tomek wie o co w tym wszystkim chodzi. Ma też Tomek ciągłość pracy sięgającą ponad 12 lat. On po prostu robi swoje i się z roboty nie zwalnia i nie wybrzydza. Mógłby Krzyś od Tomka, 35-letniego statecznego chłopaka uczyć się konsekwencji i racjonalnej oceny rzeczywistości, ale to tylko tak na marginesie.

Troszkę statystyki i Krzyś dostaje po nochalu.

O tym, jak jest w DPS wiemy z gazet, ale są to informacje o charakterze nie poznawczym, bo co z tego, że ktoś tam szedł w stringach grać w tenisa stołowego. To żadna sensacja skoro niektórzy pensjonariusze są ludzie z intelektualnymi uszczerbkami, ale jak to ma służyć politycznej wojnie to, czemu nie skorzystać. Pisać o tym w duchu sensacji, to trzeba mieć problemy ze zbyt ciasnym obuwiem albo coś z przysadką. Dlatego wypadałoby podać ciut statystyki, skoro Stępień pisze o bieliźnie i tenisie stołowy. I tak Kowalik Ewa dowodzi prawie batalionem, albowiem ma ponad 500 dusz w placówce. W tej liczbie zawiera się około 300 podopiecznych i ponad 200 pracowników różnej maści. Dla porównania batalion liczy od 300 do 700 dusz, czyli wojskowa analogia ma tu zastosowanie i nawet odpowiedzialność podobna. Budżet DPS to już ponad 16 milionów złotych, a dla porównania budżet Gminy Rudnik to coś ponad 17 milionów. Dużo… No i jak w takich okolicznościach nie mieć zastępcy? Kowalik Ewa to sumienny dyrektor ale niedoceniany przez starostę i zarząd, a dlaczego? O tym można by napisać epos. Najlepsze było pod koniec, kiedy Ewa zbierała się do wyjścia z komisji. Zapytała kierowana „babską ciekawością”, taką samą, jak wtedy gdy Ewa w Raju zainteresowała się zawartością pewnej jabłonki i powiada: Panie radny Zieliński! A Pan to tak dopytuje o ten konkurs na mojego zastępcę. To czy aby Pan nie chciał nim zostać? No po takim wyznaniu wszyscy parsknęli śmiechem, a Krzyś się speszył…

Logika Kalego alias Zielińskiego.

Wypada wspomnieć historyjkę z Krzysia udziałem sprzed kilku lat, gdzie plecy były w tle, a Krzyś się oburzył do żywego! Bo to w sumie smutne, że jak jemu coś sugerują to tupie nóżkami, a jak on komuś to jest wszystko dobrze. To się nawet nazywa „Logika Kalego”. Ale wracając do rzeczy, to jakiś czas temu, jeszcze za rządów nieżyjącego już wójta gminy Krasnystaw- Korczyńskiego; Krzyś wystartował na kierownika Gminnego Zakładu Komunalnego. Mnie się wydaje, że zrobił to celowo, bo cienia szansy nie miał, ale to temat na osobne rozważania.

No wszystko było fajnie, ale tylko do momentu ogłoszenia wyników. Tu Krzyś przepadł, bo nie mogło być inaczej, startował jako były kandydat na miejsce Korczyńskiego z wyborów samorządowych i jego antagonista. Trzeba wiedzieć, że Krzyś po skończonej kadencji 2006-10 jak już wszelakie mosty do powiatu spalił, to się chciał „spróbować” w zawodach; kto Korczyńskiego zepchnie z gminnego zydla. W tym spychaniu Krzyś przepadł, ale do rady wprowadził kilku radnych ze swojego komitetu i poprzez nich był aktywny w gminnej polityce. Innymi słowy, był rywalem urzędującego wójta i to takim zapiekłym. Wszystko byłoby się rozlazło po kościach, ale Krzyś wysmarował skargę na przebieg konkursu do komisji rewizyjnej, że go niesprawiedliwie „uwalili” i dawaj wrzeszczeć! Krzyś z Korczyńskim w jej trakcie poprztykali się, a po wszystkiemu Zieliński zwołał konferencję prasową, ale najlepiej odmaluje tę atmosferę fragment prasowy o co tam szło „Sygnatariusz skargi (Krzyś Zieliński) twierdzi ponadto, że podczas posiedzenia ( komisji rewizyjnej- przyp. autora) wójt miał sobie pozwolić na wycieczki pod jego adresem, więc jak wspomnieliśmy na wstępie, złożył oświadczenie, w którym domaga się publicznego potwierdzenia lub zaprzeczenia postawionym podczas obrad komisji tezom. Mianowicie pyta, czy wójt podtrzymuje tezę, że Zieliński miał „położyć” krasnostawski oddział PKS Wschód w Lublinie w latach 2008-2010 pracował tam jako dyrektor. Kolejna kwestia dotyczy tego, że Janusz Korczyński w 2007 roku miał „załatwić” Zielińskiemu awans służbowy podczas jego pracy w Cukrowni Krasnystaw, a ten, zamiast go przyjąć, wolał wziąć odprawę i odejść z pracy”.

Zły był przy tym, jak widać, jak jasna cholera, tupał nóżętami jakby kapustę w beczce deptał i zapowiadał kroki prawne. Ja mu się nie dziwię i taka to historia!

Na oślep

Przytaczam tę historię co by Krzysiowi przypomnieć, że skoro jemu były takie posądzenie a szczególnie „załatwienie” awansu nie w smak, to doskonale wie jak to „smakuje” Tymczasem mija kilka lat a on sam takie sugestie wysnuwa pod adresem osoby w sumie dla niego neutralnej. Przecież Tomek Duda nie jest z nim w żadnym konflikcie, nie są rywalami na żadnej płaszczyźnie. Krzyś wtedy miał na pieńku z Korczyńskim i jeśli ten mu coś odpalił, to tylko dlatego. Wie Krzyś, że to „miłe” nie jest, to, po jaką jasną cholerę rzucać w kogoś gównem? Uważam, że Korczyńskiego konfabulacja była obliczona na to, by Zielińskiego „zamknąć”, bo się zwalczali.

Tak się żyć chyba nie da szukając wszędzie spisków, knowań i pleców. To droga do obłędu i latania po mieście w jednym bucie i rozchełstanej koszuli z pianą na ustach. Rok temu Krzyś ląduje w radzie nadzorczej „KRAS-EKO” Wypada zapytać dlaczego akurat on, i skoro jest przedstawicielem miasta, to kto jest jego plecami? W 2019 roku, kiedy Krzyś zostawał szefem promocji miasta „Najmądrzejszy Tydzień” napisał, że był widziany w sztabie wtedy jeszcze kandydata na burmistrza Roberta Kościuka. Powiązano w ten sposób Krzysia obecność z objęciem stanowiska i tak jak wyżej; kto był czyimi plecami?

Krzyś Zieliński buduje „konsekwentnie” legendę swojej ponad przeciętnej aktywności w lokalnej polityce. Ale w tym marszu na szczyty obrywa po nosie. Plan, który sobie na tę okazję wymyślił widać nie jest genialny i zapewne z nikim go nie skonsultował. A przecież reklama mówi, że wszystko trzeba konsultować z lekarzem bądź z farmaceutą. Można też z Paniami z Poradni Pedagogicznej, która znajduje się na parterze starostwa.

Na finał kilka „nieproszonych rad” Krzyś na Tomków powinien uważać, bo oni przynoszą mu pecha. Ze 13 lat temu jeden Tomek i radny miejski wyprowadził Krzysiowi zęba na spacer. Prasnął go w dziób, bo widać uznał, że szkoda słów. W ten sposób zmaterializowała się rzymska dewiza; Acta non verba, czyny zamiast słów. Pisał o tym Romek Żelazny „Krasnostawski Michnik, że radnemu na imprezie w Borku drugi radny gębę obił. A potem koledzy radni postawili Krzysia przed komisją etyki i też był zły, bo nie dość, że ząb, to jeszcze komisja i przecież to suma summarum on najbardziej ucierpiał. No ale tak to jest, jak się wchodzi w niemerytoryczne spory, czego i na październikowej komisji byliśmy świadkami? Po jaki… (i tu należałoby powołać się na męski organ, za pomocą którego przedłuża się rodzaj ludzki i którym ponoć świat podparty) czepił się Tomka, osoby niepublicznej i z dala od polityki? Prawdopodobnie stoi za tym osobista uraza do Tereski Hałas. W efekcie czego rąbie na oślep, bo Tomek jest zastępcą Ewy, która jest z Teresą kojarzona. Trochę to Krzysiowe odgrywanie się na Bogu ducha winnych, przypomina zachowanie wsiowego urwisa, co nie lubi sąsiada, ale, że ten silniejszy to się go boi. Lecz gdy gdzieś w polu dojrzy jego kota albo psa, to drogi nadłoży, żeby futrzaka kopnąć, albo wyrządzić inny despekt. Ot i tyle. Zwykła „gówniażeria”. Amen!

 

25
9

„Filozof” z Poperczyna na sesji w Łopienniku, czyli co i dlaczego ludzie mają w dupie

Biłgoraj wydał filozofa Palikota, co gorzałę destyluje i lata w białej wełnianej czapce. To już jest pewien postęp, bo kiedyś latał z silikonowym fiutem po konferencjach, ale to było, wtedy gdy „był w polityce” My mamy Bogusia Domańskiego, co aspiruje niechcący do miana „filozofa” i jest w polityce. Nasz  lata po sesjach bez silikonowych wspomagaczy, ale z głupim gadaniem. W tym celu był ostatnio w Łopienniku. Co istotne biłgorajski Janusz do swoich destylatów dodaje „zioło”, a nasz w ziołach siedzi. Siedzi i bredzi… dziś właśnie o tym i czemu ludzie mają na szczęście głupie gadanie w dupie!

 

Doda alias Dorota Rabczewska obecnie realizuje się w reality show „12 kroków do Miłości” Formuła jest prosta, musi być gość i trza do niego dojechać, a jak już dojedzie, to chłop ją czaruje i adoruje. Dorotce ciężko sprostać, toteż wychodzi nabzdyczona, a później opowiada, co było nie tak. No tak to ona nic nie znajdzie oprócz „piniędzy”, ale spokojna głowa, to o nie chodzi. Dorota ma powodzenie, bo silikonowy cycek i rybie usta mają amatorów, a poza tym nie jest brzydka. Jest też „popularna”. Gorzej z tym, co w głowie. No dobra! Wspominam o tym, bo Boguś Domański uczestniczy w podobnym show. Miłości nie szuka, „piniądze” już ma, a szuka jedynie słuchaczy. To ostatnie jest zabawne i karkołomne, bo nie jest mówcą. Również musi do nich dojechać i jeśli jakieś „kroki” u niego występują, to on już zrobił co najmniej pierwszy! Ostatnio był w Łopienniku na sesji rady gminy!

 Alleluja, Boguś wreszcie znalazł czas!

Boguś 18 listopada wparował na obrady rady gminy w Łopienniku Górnym. Wiadomo, że w tej gminie ma swoją firmę. Gdzie Boguś mieszka tak naprawdę, to do końca nie wiadomo, bo „wyrok” komisji etyki zwołanej w celu wyjaśnienia gdzie orzeł biznesu „gniazduje”, to znaczy jak na orła przystało; gdzie znosi jaja i wychowuje pisklęta nic nie wyjaśniły. Wiemy jedynie, wnioskując po jej przebiegu, jak bardzo radni chcą być ślepi i stronniczy. Ot, żeby tylko koledze włos z czupryny nie spadł, ale to temat na inny felieton.

 

Wyszło, że Bogusia na sesji wyczekiwali jak cytrusów przed Bożym Narodzeniem za komuny, a jak wreszcie przyszedł to dostał głos i skrzętnie tę szansę wykorzystał! Najpierw podziękował wójtowi Sawie za zaproszenie i przyznał się, że on nie mógł przyjść, bo był zajęty. Robotę miał, tak powiedział. No i lepiej późno niż wcale; dodał! Z tym „późno” to można tak komuś powiedzieć, gdy w końcu rozsądku nabierze na stare lata, czego wypadałoby Bogusiowi życzyć, ale to tak na marginesie. Gospodarzowi Boguś za zaproszenie zrewanżował się całą stertą komplementów. Wobec tego bardzo mu się nowy budynek Urzędu Gminy spodobał i nie omieszkał pochwalić. Powiada Boguś, że gratuluje siedziby, bo kosztowała 2 miliony i ta cena była zdaniem Bogusia bardzo atrakcyjna. No i Boguś nie byłby sobą, gdyby nie wypomniał łącznika między starym a nowym szpitalem w Krasnymstawie, bo ten to już za 4,7 miliona. Tradycyjnie zapomniał, w jakich czasach rozbudowywano UG w Łopienniku i ile co kosztowało oraz jaki był charakter obu inwestycji. Siedziba urzędu była rozbudową, a nie budowaniem od fundamentów.

No i bardzo mu się dobrze z wójtem współpracuje, bo z poprzednikami Artura Sawy nie było tak miluśnie. Uuu… to się Kuchta z Rybakiem wściekną! Ale jak kto ma pieniądze, to może mówić co chce, tak to jest. Tematu jednak dalej nie ciągnął, bo miał coś znacznie ważniejszego do powiedzenia.

Boguś jako czwarty mędrzec ze Wschodu.

Boguś przyszedł łopieńczaków oświecić przynosząc im dobrą nowinę na temat zmian w świecie, bo on wie jak je rozumieć i chyba tylko on! Widać uznał, że na wsi nie mają telewizorów ni internetu i przez to są ciemne, jak torba po cukrze w środku nocy. Dlatego wizyta na sesji miała charakter duszpastersko-misyjny.

Zaczął więc Domański opowiadać jak to się świat zmienia! Bo idzie nowy światowy ład, w którym 1% ludzkości ma mieć wszystko, a pozostałe 99% ma nie mieć nic! To jak! Czyli co? Zabiorą nam nawet koszule, gacie, o majtach nie wspominając. Żony też zabiorą, ale razem z teściowymi! Jak kto ma długi, też mu zabiorą, bo jak wszystko to wszystko. W sumie…może warto! No a jak kto rozumu nie ma, to mu nie zabiorą. Super! Głupi to ma zawsze szczęście. Po opowiadał, że wszystko będzie na kartki, a nawet już jest, bo on jako przedsiębiorca to prąd będzie miał reglamentowany. Pandemii też nawtykał, bo wymyślona i po to, żeby ludzi okraść. Tu wypadałoby się zatrzymać i zerknąć na Bogusia oświadczenie majątkowe i przypomnieć jak olejki sprzedawał właśnie na tę pandemię co była wymyślona. A po oświadczeniu widać, że jego nie okradli!

Dalej było jeszcze mroczniej, bo stwierdził, że świat będzie wielkim obozem! Ciekawe, bo skąd tyle drutu kolczastego nabrać. Może Boguś powinien otworzyć fabrykę drutu? Straszył Domański tak z 10 minut, a wszyscy słuchali, ale bez strachu. Powiedział, że radni jednakowo ci w powiecie czy tu w gminie nie mają instrumentów, żeby się przed tym wszystkim bronić, bo mało mogą, ale powinni próbować. Na koniec Bogdan się ulitował i wlał w serca niewylęknionych słuchaczy otuchę.

Otrzyjcie łzy płaczący!

Pocieszył, żeby się nie bali, bo ten nowy światowy ład to nie wejdzie w życie. To się nie uda i on to wie, bo gdzieś tam jest widoczne światełko nadziei. Boguś tylko nie doprecyzował czy to światełko to nie przypadkiem z tego reglamentowanego prądu. Przyczyną porażki sił zła leży w prędkości wprowadzania ładu! Za szybko to się dzieje i przez to ludzie się zorientowali! A potem Boguś złożył hołd kuchni francuskiej (widać oprócz tego, że biznesmen to i smakosz) i powiedział, że jakby społeczeństwu powoli wprowadzali ten ład i  gotowali tak powolutku, jak tę żabę z przysłowia, to siły zła by triumfowały, a tak to nic z tego nie będzie. No i zapewnił, że jest wierzący w Boga ( ciekawe co Bóg na to), i wie, że kłamstwo przegrywa zawsze. No ba! Ja bym dodał, że nawet siły zła przegrają jak są niezbite dowody, że się racji nie ma, a ma się dobrych kolegów i do tego radnych. Tu istotne jest zdefiniowanie, co akurat jest tym złem. Bo jak babcia Leonia Pawlak mawiała; póki granaty są w kieszeni kościołowej marynarki, sprawiedliwość musi być po naszej stronie!

Com się pośmiał, to moje!

Słuchałem i ja z zaciekawieniem internetowej relacji jego wycieczek, a szczególnie ubawiła mnie uwaga o fiasku ładu. Bo skoro tak, to po cholerę było to opowiadać!? Tak można gadać o deszczu na pustyni Atacama, który ma nadejść, ale nie nadejdzie…bo tam nie padało od 500 lat! No niepojęte są ścieżki i meandry Domańskiego zamysłów. Przy nim Jurek Lewczuk, burmistrz Izbicy i kolejny facecjonista urasta do rangi zwykłego zatroskanego o stan swoich włości samorządowca. To wszystko, co powiedział było facecją , bełkotem, zwykłym marnowaniem cudzego czasu.

To nawet mogłoby być ciekawe, ale by te teorie sprzedać trzeba mieć więcej wiedzy niż chęci. Gdyby nie mandat radnego powiatowego to przewodniczący rady wyprosiłby go z jej obrad. Poza tym przydałaby się Bogusiowi umiejętność barwnej narracji. Ciekawie opowiadać nie potrafi, gramatyka i składnia w jego wywodach nie istnieje i bajdurzy przez to nieskładnie jak potłuczony.  Żeby opowiadać o czymś abstrakcyjnym trzeba mieć oprócz wiedzy bogaty i „żywy” język. Do tego dobrze w takiej opowieści opierać się na historycznych analogiach. Do jednej się Boguś nawet odwołał i powiedział że Związek Radziecki upadł w pół roku. Ciekawa interpretacja, nie powiem ale skoro tak to niech radny powie ile tworzył swój „Krautex” Rozpad czy budowa to procesy rozłożone na dziesiątki lat. Czasem trzeba tworzyć na poczekaniu barwne metafory, by słuchacz nie pierzchnął do domu z nudów. Z taką gadką to Domański może „iść na Grójec”, jak pisał Wiech w swoich satyrycznych warszawskich opowiastkach o takich co wciskają kit. Miliony na koncie jednak nie przekładają się na jakość przemyśleń, ale są jak widać przepustką, mandatem lub czymś co dodaje pewności. Być może niektórzy uważają, że jeśli ktoś ma głowę do biznesu to zna się na wszystkim. Tak jednak nie jest i swego czasu w swoich felietonach pisał o tym Stefan Kisielewski.  Stwierdził, że można być mistrzem szachowym ale w kwestii Bliskiego Wschodu kompletnym ignorantem. 

Barbarzyńcy mieli filozofa w dupie !

A poza tym sesja rady gminy to nie czas i miejsce na takie salta. I chyba z tym ostatnim jest coś na rzeczy, bo w sukurs temu idzie reakcja słuchaczy a ściślej słuchaczki. Jedna z radnych (chyba z Borowicy) mimo Bogusia „strasznego wykładu” zapytała o rzeczy przyziemne (tak jakby puściła mimo uszu jego gadaninę), ale dla lokalnej społeczności bardziej niż istotne, a dla niej to wręcz gardłowe. I choć na początku „doceniła” Bogusia mówiąc, że i ona też wie, co to ten Polski Ład. Tym samym pomieszała wszystko, bo światowy i ten nasz to dwa programy zupełnie niezależne i taka między nimi różnica, że światowy ma nadejść a nasz jest i to utrapieniem! Bogusia cały „wykład” potraktowała eufemizmem mówiąc, że odważny i takie tam, ale ona brnąć w tę stronę nie będzie, żeby nie było draki. Normalnie w cztery oczy i w bardziej sprzyjających okolicznościach powiedziałaby; panie co pan pieprzy za głupoty, ale że obrady są transmitowane to widać gryzła się w język. Radna zaczęła dopytywać o inwestycje powiatu na terenie gminy Łopiennik pytając; co z drogami w Borowicy i Żulinie. A co to znaczy? Ano tyle i to, że ludzie w dupie mają Bogusia facecje i może nawet kierując się własną wygodą w przemieszczaniu po gminie, po równym asfalcie, są do bólu rozsądni w tej przyziemności.  Prości ludzie częściej bywają rozsądni niż ci lepiej sytuowani, bo życie ich do tego zmusza. Pytają go, bo jest radnym powiatowym i tylko inwestycje powiatu na terenie gminy absorbują ich uwagę, a nie pieprzenie o abstraktach w nudny jak flaki z olejem sposób. Jakby chcieli wykładu to poszliby z powrotem do szkoły. Jest to pociecha, że prosty naród wie co do czego, i w sumie naród kalkuluje nawet nieświadomie, i to dobrze. Stanley Becker za taką obserwację, o ekonomicznych teoriach zachowań ludzkich w 1992 roku dostał Nobla!

No dramat !

Boguś odpowiedział na te „kąśliwe” pytania, ale tak, że powinni go kijami pogonić i nawtykać lejąc po grzbiecie, aż do samego „Krautexu” I jeszcze mu powinni wykrzyczeć, żeby im się więcej na oczy nie pokazywał, póki nie zmądrzeje! To jak się wykręcił bije wszelkie rekordy głupoty, a trza pamiętać, że w tej kategorii w naszym grajdole silna konkurencja. Powiedział, że w sumie to nie ma wiedzy na ten temat, bo on się z PiS dwa lata temu wypisał, bo go słuchać nie chcieli. Teraz jest w opozycji i na nic wpływu nie ma. Nie wierzyłem jak tego słuchałem albowiem jegomość ma chrapkę na poselski mandat albo na sejmik wojewódzki, najbiedniej! Tymczasem gada jak pierwszy lepszy, a nawet gorzej. Bycie w opozycji nie zwalnia od posiadania informacji dotyczących swojego okręgu wyborczego, a nawet jest tak, że opozycja chce wiedzieć wszystko. Boguś tymczasem sprzedaje narrację, że skoro nie jest w tej części rady, która ma władzę, to jest odcięty od szczegółów. No dramat! I co on plecie, toż to wstyd! Żeby lepiej to zobrazować, to posłużę się przykładem; po rozwodzie nie przestaje się być ojcem, a jakby kto zapomniał to jest od tego obowiązek alimentacyjny który takiemu zapominalskiemu raz dwa przypomni. O etycznej stronie zagadnienia już nie pomnę. Poza tym nikt mu się boczyć na PiS nie kazał i sam się wypisał, bo taki miał kaprys i niechby powiedział precyzyjnie; dlaczego? Poza tym, jak się ma pieniądze, to można mieć kaprysy, jak widać. Radna nie pożywiła się u Bogusia żadną wiedzą i taki z niego pożytek, że w sumie nieużytek. Z tej mąki chleba nie będzie, nawet jeśli zmienić piekarnię.

Specyficzna konstrukcja, ten Domański

Domański jest ofiarą własnego sukcesu i nie on jeden, bo łatwiej zrobić duże pieniądze w sprzyjających okolicznościach z udziałem pewnej dozy pomysłowości i odwagi (czego nie można mu odmówić) niż nabyć zdrowego rozsądku. Domańskiemu zdaje się, że pieniądzem można wszystko, a tymczasem można wiele, ale nie wszystko. Widać uwierzył, że skoro jest przedsiębiorcą majętnym to posiadł mandat do oświecania innych. W takim przekonaniu mogą go również utwierdzać wielbiciele z FB, a jest ich ciut. W takiej sytuacji żal Grzegorza Brauna i jego „Korony”, albowiem Domański nic do niej nie wniesie i to zupełnie. To nie jest transfer, który się zwróci z nawiązką. Messi z Bogusia nie jest, bo jeśli trzymać się futbolowej nomenklatury (mamy mundial w Katarze) to Boguś z upodobaniem gra dość egoistycznie i pakuje piłkę do swojej bramki. Przypomnę, że z list PiS startował i dzięki nim zdobył mandat. Potem się obraził, lecz mandatu nie oddał i na forum rady jest opozycją zupełnie „nie-konstruktywną”, czyli najlepiej strzela mu się w swoich. Czasem powie coś rozsądnego, ale tego jest zbyt mało w stosunku do potrzeb.

I kto zagwarantuje Grzegorzowi Braunowi, że Boguś i na niego się nie obrazi i nie pójdzie w siną dal, jeśli nie dostanie tego czego będzie chciał? Owszem ma kasę, ale skoro jest jego to może stawiać warunki, a to już z grą drużynową, jaką jest polityka niewiele ma wspólnego. To coś podobnego do kupowania stopni oficerskich za Burbonów we Francji. Wystarczyła pewna suma, a nie wojskowe predyspozycje i patent był twój. Dlatego już oczyma wyobraźni widzę Bogusia na Wiejskiej, jak opowiada to samo co w Łopienniku a wszyscy ryczą ze śmiechu i ktoś krzyczy by straż marszałkowska przyniosła kaftan. Z tak „ukierunkowanego” polityka nikt pożytku miał nie będzie, albowiem on ją traktuje, jak zabawkę. A jest Boguś do tego momentami bezczelny i ociera się o chamstwo. Jedyną pokorę, o której słyszał to pewnie Pokora, aktor. Na ostatniej sesji rady powiatu wyszedł w trakcie obrad, o czym wspominałem w poprzednim felietonie. Ot znudził się i palnął w drzwi, choć nie było podstaw do takich dziecięcych reakcji.

Boguś to specyficzna konstrukcja, to jak samolot z drewna w epoce odrzutowców kompozytowych. Owszem hobbistycznie przy dobrej pogodzie, to i owszem poleci, ale nie daj Boże w deszcz. Czasem nawet próbowałem z Bogusiem porozmawiać, ale wszystko spełzło na niczym, bo nie ma o czym. Jego trzeba najlepiej słuchać. Tylko to, co mówi, nie dość, że marne to jeszcze źle podane. No nie wystarczy chcieć…

 

Witek strażnik Teksasu i Łopiennika !

Ale w Łopienniku nie mają tak źle, bo ich „interesów” pilnuje Boruczenko, który ostatnio „sadła” nabrał i wziął za mordeczki radnych. Ba ! Nawet Boguś w swoim wystąpieniu 18 listopada wspomniał o nim, że informacje dotyczące inwestycji powiatowych w gminie są domeną właśnie Witka i jakby co to po informacje to do niego. Bo Domański oprócz tego, że nic nie wie to jak trzeba poprzeć coś w Łopienniku to zawsze jest „za” Tak powiedział! Choć tyle, a spróbowałby inaczej, łaski nie robi!

 

Wypada Domańskiemu zdrowia życzyć i jeśli chce rozgłosu, to niechby wlazł w komitywę ze wspominanym już biłgorajskim filozofem Palikotem. Ten znów w Boga nie wierzy, a Boguś to i owszem! Co rusz to światu przypomina, jakby się bał, że jak tego nie powie to przestanie być wierzący, a Pan Bóg się obrazi. Poza tym biłgorajski filozof gorzałę i piwo robi z suszu konopnego. Niechby Boguś mu surowca dostarczał, to wszyscy skorzystamy. A jak absolwent filozofii z absolwentem Akademii Rolniczej połączą swoje potencjały, to eksplodują feerią pomysłów i będzie dziura w ziemi, jak wyrobisko w Turowie! Potem panowie pozakładają sobie na rozgrzane czerepy wełniane czapy, takie jak teraz Palikot nosi w swoich filmikach na FB i będą się spierać o wartości, i wszystko transmitować. Finalnie wniosek z Domańskiego występu jest mało dla niego krzepiący. Wyszło na to, że radny przyszedł do mieszkańców nieprzygotowany i zielony jak wiosenna trawka. Słuchali go tylko dlatego, że zmusiła ich sytuacja. Prosta kobita ze wsi sprowadziła go na ziemię nie używając dosadnych słów. O i tyle albo aż tyle. Na razie, to taki Boguś do polityki tak pasuje, jak Dorota Welmann do żeńskiej reprezentacji w kosza. Amen!

 

27
6

Powiatowa polityka z cyckami w tle i slalom między psimi kupami, czyli „demokracja po krasnostawsku”.


Dziś o cyckach, „wolności słowa” i o tym, jak to z nią jest i było oraz o tym, jak Witold Boruczenko ryknął, uprzednio wstając z kolan. A ryknął tak donośnie, że Szpak prawie z piór obleciał, a wszyscy zobaczyli Witkowe kły i czarne podniebienie! No i słów parę o psich kupach i jakości polityki.

Kiedy Demetrios Poliorketes został królem Macedończyków, to poddani przynosili mu własne problemy spisane na kartkach, a ten potrafił je wyrzucić do rzeki. Ot tak… W końcu zdarzyło się i tak, że zaczepiony przez staruszkę, która miała do niego prośbę odpowiedział jej, że nie ma dla niej czasu! Na ripostę długo czekać nie musiał, bo babuleńka odpaliła: no jak tak, to nie bądź królem! Zamurowało go po tej uwadze, ale czy zmądrzał to nie wiadomo…

Witek wstaje, ryczy i radnych „ćwiczy”

Widać w tej anegdotce bardzo uniwersalnej, że można czasem nie rozumieć swojej roli i to tak na zabój, a problem stary jak ludzkość. W naszym dusznym grajdole też tak jest, a choćby przypadek Wicia Boruczenki przewodniczącego Rady Powiatu. Nie tylko on zapomniał o swojej roli, albowiem większość radnych dostała pomieszania pojęć dlatego sesje są jakie są. No i starosta Andrzej też miewa „przerwy w nadawaniu sygnału” i czasem jak coś palnie, to nie ma co zbierać! Wracając do wątku, to trzeba uczciwie napisać, że Witold Boruczenko wreszcie wstał z kolan i ryknął jak Pan Bóg przykazał, jak na łopieńskiego niedźwiedzia przystało. Złapał na sesji rady powiatu 29 listopada całe rozhukane towarzystwo za przysłowiową mordę i wprowadził porządek. Mnie się to bardzo podobało, bo z grubsza wszystko zaczęło być na swoim miejscu. Są tam małe niedociągnięcia, ale kierunek słuszny i tak trzymać, a Krzysia Zielińskiego niech tam krew zalewa. Dobrze mu tak!

Dlatego jak wyżej; dobrze, że Witold Boruczenko wziął się za robotę i aż miło było na niego patrzeć, bo się uwijał jak mrówka albo pszczółka. Tym bardziej że pognębił pyszałkowatych i rozhukanych radnych. No skoro tak, to, jak tu nie bić mu braw!? Czy Wicio wytrwa w postanowieniu, tego nie wiem, ale na razie to twardy był jak tatrzański granit i nie pomogły straszenia ni płaczliwe prośby Szpaka, Piwki, i Zielińskiego oraz demonstracje Romka Żelaznego, który na sesję przyszedł, ale na tym się skończyło. W takiej sytuacji za ryczącego Witka trza się modlić, żeby się nie rozmyślił albo nie daj Boże nie wywrócił na plecy.

Krzyś harcownik przodownik

Wszystko zaczęło się w punkcie „Interpelacje i zapytania radnych” Oczywiście chciał błyszczeć Krzyś Zieliński, który przygotował sobie na tę okazję cztery interpelacje. Z tej czwórki jedna miała charakter granatu zaczepnego domowej roboty. Krzyś umyślił sobie w swoim psotnym rozumku, że odczyta odpowiedzi na te 11 pytań co je zadawał Leńczukowi na poprzedniej sesji i które dotyczyły powołania Justyny Przysiężniak na pełnomocnika do kontaktów z KGW. To był ze strony Krzysia zabieg o charakterze bardzo gwiazdorskim, a chodziło mu o zwrócenie na siebie uwagi. To wszystko wina tej cholernej kamery, co wisi pod sufitem i transmituje! Jak radni tylko zobaczą jej szklane oko to dostają szaleju.

Pożar i cycek

Ludzie na przestrzeni historii gonili za sławą i rozgłosem i to jak! Bidny szewc z Efezu; Herostrates wpadł na dość odważny pomysł, ale nie wyszukany i podpalił świątynię Artemidy w Efezie; cel osiągnął. Do dziś go wspominamy, a przypłacił to głową. W USA w 2004 roku Janet Jackson siostra „wybielonego” Michaela jak chciała zwrócić na się uwagę, to podczas koncertu na finał rozgrywek Futbolu Amerykańskiego z biustonosza wyskoczył jej niby przypadkiem jej własny, prywatny cycek i wesoło podskakiwał razem z nią. Dzięki takiemu zabiegowi pamiętają o niej do dziś, a prawy sutek miał swoje 5 minut i też jest zadowolony. Co śpiewała nie pamięta nikt, albo mało kto. Krzyś, jako że cycków w takiej okazałości nie posiada a podpalanie czegokolwiek byłoby ryzykowne wymyślił właśnie takie „narodowe” czytanie odpowiedzi i gadanie o tym, co mu się w nich nie podoba. Durne to a tak przecież można bez końca i znając jego przypadłość i zapamiętałość to gadałby do dnia następnego. Trzeba pamiętać o podstawowym założeniu Krzysia działalności na forum rady, a jest nim czyste wydestylowane dokuczanie innym, nic poza tym. Z jego paplaniny nic dla nas nie wynika. Dróg nie przybywa ani chodników, a termomodernizacji szkół również. To jest działalność bezproduktywna jak nucenie z rana przed lustrem. Za to ostatnie jeszcze nikt „Bursztynowego Słowika” nie dostał. Rozgłos jest natomiast produktem ubocznym bardzo pożądanym jak nomen omen wysłodek buraczany.

Na kłopoty Grabek, po nim nie ma poprawek.

Wicio zareagował jak owczarek niemiecki i Krzysia upomniał, że to nie w tym punkcie i tak nie można. A jakby chciał to może co najwyżej złożyć interpelację dotyczącą odpowiedzi, a co znaczy, że może ponowić pytania jak coś jest jego zdaniem nie tak. To nie jest punkt, w którym są przewidziane dyskusje nad odpowiedziami! Wszelkie wątpliwości rozwiał radca starostwa Grabek, a to jest postać nietuzinkowa i gdyby ktoś nie czuł się pewnie na Sądzie Ostatecznym to zalecałbym brać Grabka. Tak wytłumaczy, że nic dodać, nic ująć. Nawet niebiańska adwokatura byłaby bezradna…

Szpak dostaje lanie na żądanie.

Szpak Januszek też rączkę w górę podniósł i powiada, że ma zapytanie. Wicio odpowiedział, że nici z tego, bo zgodnie z prawem i statutem wszystkie zapytania i interpelacje zgłaszamy na piśmie przed sesją do przewodniczącego. Szpak się na takie dictum zezłościł, że ojej! Jakby miał na głowie kaszkiet to rzucałby nim o podłogę i skakał po nim jak te postacie z kreskówek. To był szok, bo jak to tak! Tego nigdy nie było! Krzyczał, że to jak za PRL! Zapomniał, że dla niego to była złota epoka, a może to dlatego do niej wraca, no i jak były ormowiec o PRL gada to wszystko stanęło na głowie. W pewnym momencie nawet wstał i zarządził wymarsz z sesji. Miał chyba na myśli siebie i kolegów z PSL, ale ci nawet tyłków nie próbowali podrywać, bo dobrze im, to co będą wychodzić. W sumie to Szpaka problem!? Mógł napisać! I tu też Grabek zamiatał miotłą ze stali i wybijał rojenia Szpakowi ze łba.

Psie kupy -problem z d….

Bronili Janusza inni. Piwko zaczął biadolić po swojemu (a uwielbiam „biedronkowo- kawiorowego” wrażliwca słuchać, nikt tak nie zawodzi i pojękuje jak on). Marunio zaczął pouczać Grabka, że źle interpretuje! Ot wszystko, byle tylko nadal stan chaosu utrzymać i „żeby było tak jak było” Po ćwierkaniu Piwki można dojść do wniosku, że istnieje coś takiego jak reinkarnacja, albowiem w jego bez mała 50-letnim ciele reinkarnowało się caluśkie przedszkole infantylnych bajtli. A po tym wnoszę, bo słyszę co Piwko mówi i jak. Piwko to jest w sumie polityk wielkiej wagi i takiegoż kalibru, doprawdy komuś takiemu co to z dyrektorami wszystkich europejskich muzeów jest się na „ty” nie wypada zaprzątać sobie głowy Grabkiem. Co tam jakiś radca!  Z 10 lat temu, gdy Piwko był w radzie powiatu to złożył interpelację o psich kupach, bo ich pełno i co to z nimi robić. No i jak zapytał to od razu pomógł! Niechby takiej tematyki się trzymał, bo ma do tego rękę. Mało powiedzieć rękę! Talent ukryty, jakiś dar czy nawet coś z pogranicza sił nadprzyrodzonych. Ma radny tę odwagę, że trudnych tematów się nie boi i potrafi po nie sięgać. Toć psie gówno temat cholernie społecznie nośny. Po jego interwencji psy ponoć zaczęły się podcierać, a jak którego na spacerze przypiliło to ogon wcisnął w zad i do domu gnał, że hej, by tam dokonać obstrukcji zgodnej z psim BHP. Koty też zaczęły robić kupy w piasek, ale w związku z tym strach na „Chmielaki” zapraszać Andrzeja „Piaska” Piasecznego. Niestety ofiary muszą być, jak ma być porządek. Taki z Piwki krasnostawski odpowiednik Sylwii Spurek… ale na wszelki wypadek niech Grabka nie poucza. Po co talent marnować. Niech na psich kupach robi politykę, bo miastowe burki już pewnie z radości merdają ogonami na takiego ambasadora! Sam przecież psa ma!

Romka manifest; prawie rewolucyjny

Szpak rzecz jasna pogodzić się z tym nie potrafił i w trakcie sesji, jak tylko mógł, to przygadywał Boruczence, ale jak to mówią „kiedy wiozą padyszachowi zboże, to kapitan nie troszczy się o wygody myszy na statku” Prawo jest prawo i Szpak winien zamknąć dziób, tym bardziej że odmówił wykonania prostej czynności w postaci przelania na papier zapytań. Był na sali obrad niegdysiejszy redaktor „Echa Krasnegostawu” Romek Żelazny alias „krasnostawski Michnik” Siedział słuchał i notował, ale jak się nasłuchał to postanowił zainterweniować jak „ Czerwony Krzyż”. Rączkę podniósł w górę i czekał aż go ktoś zauważy. Boruczenko taką gimnastykę zbywał i postawił na przeczekanie, ale niektórzy z PSL zaczęli pohukiwać, że oto jest głos z publiczności! Wicio odpalił, że nie przewiduje głosu dla publiczności tym bardziej że był to już sam koniec sesji. Uzasadnił to tym, że społeczeństwo ma swoich przedstawicieli i do nich może zgłaszać swoje problemy, a ci na sesji… Widać ta deklaracja Żelaznym wstrząsnęła, jak kiedyś jazda maluchem po ulicy Granicznej w Krasnymstawie, bo aż wstał i podszedł do stołu radnych i dawaj powoływać się na swoje prawa i konstytucję. Zaczął Wicia brać pod włos, że niby rola cenzora nie bardzo mu pasuje. Boruczenko patrzył na niego i słuchał z takim wyrazem twarzy jak ten chłop co wrócił po zachodzie słońca do chałupy od żniw. Pot się z niego leje, ręce bolą, łeb pęka, a jego Zośka wrzeszczy coby jeszcze krowę wydoił i świnie nakarmił. Bo Ona cały dzień nie miała czasu, bo była u „mamusi”… Dlatego Wicio powiada tak; Panie! Pan coś do mnie ma!? A poza tym Pan się nie przedstawił a tak w ogóle zamykam obrady sesji! Ech… Piękny to był widok jak Wicio skończył sesję „rzutem karnym” a Romek nie obronił. Bo Romek chciał sobie pogardłować, ale mu nie dali…

Jak z „wolnością” było za Janusza.

Szpak, gdy był starostą to wszystko musiało hulać na melodię pod niego skrojoną. Dziś nie chce przestrzegać statutu, za którym sam głosował 3 lata temu, bo właśnie w nim stoi to na co powołuje się Boruczenko i ten statut mu kilkukrotnie przypomniano. Jak widać wesołe towarzystwo na czele z nim zakosztowało w warcholeniu i dawaj gębę drzeć, ale Wicio, że się powtórzę; niewzruszony był jak granit. Pięknie za „mordę” towarzystwo złapał, szarpali się jak ta kura co na rosół idzie, ale Wicio nie ustąpił.

Januszek tymczasem stosuje etykę sytuacyjną jak ta lala. Dobrze pamiętam sesje za jego czasów, gdy Nowosadzki robił wszystko by pracować w służbie Janusza spokoju. Mnie głos dano tylko raz, a potem jak mawiał Nowosadzki każda moja wizyta na sesji była jak mecz piłkarski podwyższonego ryzyka, bo nie wiadomo komu Ślusarczyk „przyp….” No i wtedy za rządów Szpaka mnie się głos należał, bo w statucie nie było takich dosłownych zapisów jak teraz i był wyrok sądu w Łodzi, na który się powoływałem, ale mimo to stawali na głowie, żeby kneblować. Teraz jest statut a w nim zapis i zabawnie wyszło, a poza tym mamy wojnę polsko-polską. To już nie ma nic wspólnego ze swobodą wypowiedzi, wolnością słowa czy prawami człowieka i obywatela. To się zrobił istny dom wariatów.

Co istotne to nikt Szpakowi głosu nie zabrał. Chodzi tylko o ucywilizowanie zasad, bo rada to nie jarmark. Proszono go jedynie, żeby zapytania przelewał na papier, a on powiedział, że tego nie zrobi! Czyli de facto sam się głosu pozbawił, bo odmówił wykonania prostej czynności zapisanej w statucie, za którym sam głosował. Widać mu się wydaje, że jak był 16 lat starostą i 12 lat w ORMO to jest ponad prawem. Z drugiej strony przecież Szpak funkcjonuje w społeczeństwie, które opiera się na pewnych zasadach. I tak na drogach królują przepisy ruchu drogowego, jeździ się prawą stroną. Ciekawe czy w stosowaniu wspomnianych też będzie jak zbuntowany nastolatek i zacznie jeździć lewą stroną, i z takimi prędkościami, jakie sobie umyśli. No skoro tak, to może do następnych wyborów nie dotrwać i albo kogo zabije, albo siebie, ale skoro taki liberał to proszę bardzo. Najwyżej zdrapią go z drzewa, a ksiądz odprawi egzekwie i tyle będzie z latyczowskiego gieroja. Jaki problem, by coś napisać i złożyć przed sesją przewodniczącemu, przecież tu o zwykły ład i porządek idzie.

To naprawdę zastanawiające, że ktoś, kto potrafił przeczytać plugawy anonim na sesji nie potrafi napisać kilku słów, a choćby odręcznie i złożyć u przewodniczącego. Starsi od niego opanowali sztukę pisania na laptopie, to nie jest takie trudne i ile zabawy przy tym. A jak już odręcznie pisać nie chce, to niech mu kolega Zając napisze, skoro usłużnie podaje anonimy, to co tam dla niego. Jest jeszcze Krzyś Zieliński, który „papie” Januszowi pomocy nie odmówiłby…

Przesyt…

Osobiście dość mam tego bajzlu, tych pierdół, kłótni i zwykłych chamskich pyskówek. To, że ktoś został oderwany od paśnika albo nie dostał tego czego chciał, nie jest powodem do robienia z sesji wychodka. Jak kto chce wychodkowej atmosfery wystarczy wleźć do Toy Toya w ostatnim dniu Chmielaków. Tam często „wolność słowa” leży na krawędzi deski, a „demokracja” wycieka na zewnątrz po podłodze. Gdy się za długo postoi, to można nią przesiąknąć. No i jaka to anielska muzyka, kiedy nie słychać tego, że papier się skończył, co na nasze się tłumaczy jako „ad vocem”. Kiedy ja chciałem głosu na sesji, za czasów „dzisiejszego demokraty i byłego ormowca” Szpaka nikt się za mną nie wstawił, tak jak za Żelaznym, byłem sam jak przysłowiowy palec. Jednak Romek narzekać nie powinien, albowiem w lipcu na sesji, na której grillowano Andrzeja Gołąba głos dostał, i gadał co chciał i ile chciał. Trzepał „worem z emocjami” tylko, że nic z tego nie wynikło, ale głos miał. No to chyba nie jest tak źle.

Stan „wolności wyrażania opinii” za PiS jest doskonały i jeszcze nigdy tak dobrze nie było. To jest szczyt doskonałości i teraz idzie walka, żeby to utrzymać jak nie przymierzając formę u Małysza albo Stocha. Słowo ma się dobrze dlatego, że na słowa i słowem się walczy. To jest ciągle udoskonalana broń, a cała sytuacja przypomina dosłownie „wyścig zbrojeń” Tylko tu udoskonalane jest „słowo”. Latają obelgi wyzwiska bardzo wyszukane w obie strony z prędkością światła i jest wesoło. To w „warszawce” jak mawiał na wszystko, co poza powiatem Szpak. Tu u nas w naszym dusznym grajdole „PiS powiatowo- nie- wiadomo jaki” przybrał pozę cierpiętnika, w którego leją wszyscy, którzy chcą. Po forach internetowych byli pracownicy starostwa plotą co im ślina na jęzory przyniesie, bo im się „dobre” skończyło, i skoro piszą to im widać nikt nie zabrania ani nie represjonuje. Nawet są tacy „kozacy” co Hałas Teresce pod zdjęciami z uroczystości wymieniają uwagi nie do końca zasadne i zwyczajnie „oborowe” i mogliby sobie darować, ale gdzie tam! Odważne są chłopaki. Spróbowaliby za Szpaka tak gębę drzeć to ruski miesiąc by popamiętali.

Natomiast to sesyjne wolne słowo to już zjawisko bardzo osobliwe o charakterze endemicznym; tylko u nas występuje jak susły perełkowe. Ma się ono jeszcze lepiej jak to z „warszawki” Wyśmienicie z nim jest! Dowodem są dwa pozwy sądowe Szpak za czytanie plugastwa na sesji i późniejsze przeprosiny dwóch pań. Jest i w tym „dorobku” komisja etyki dla Janeczka i Zielińskiego z Piwką. O złośliwościach w czasie „dyskusji” nawet nie ma co wspominać, bo jest ich więcej niż racjonalnych wniosków. Darcie mordy jest co sesja a sesji nadzwyczajnych również było ponad 20 z czego może kilka miało uzasadnienie, bo trzeba było wprowadzić zmiany w budżecie Pod tym względem powiat krasnostawski jest samotnym liderem w województwie. Skrzyknąć się, na sesję, której być nie powinno, bo tak było 21 lipca w czasie grillowania Gołębia; to jest dowód, że towarzystwo robi co chce ale i prawa nie zna. Po tej rozeszli się z niesmakiem, bo dopiero na niej dotarło do nich, że odwołać dyrektora nie mogą.

Darcie gęby urosło do rangi dogmatu i co se powrzeszczą to ich. Przecież taki Szpak zyskał w czasie pandemii przydomek „radny nadzwyczajny”, bo zwoływał sesje w trybie natychmiastowym i wrzeszczał o pandemii jakby wrzątkiem się zlał. Gówno to dało, bo „pandemię zakatrupił” Putin wojną na Ukrainie, czyli „bratnia pomoc” przyszła ze wschodu można by skonstatować, jak za PRL. Tak czy siak, wychodzi na to, że wolności jest przesyt i kwitnie jak ogrody Semiramidy.

W imię tego wszystkiego kłócą się, wrzeszczą i obrzucają „gównem”. Nazywają to wolnością słowa, demokracją a były ormowiec odwołuje się jak gdyby nigdy nic; że… PRL. To tylko kwestia czasu jak Szpak na sesję w komży z kadzidłem wparuje i zacznie wrzeszczeć, że on wie jak Kościół zreformować i zacznie pedofilii w sutannach szukać. Zagląda do kościoła co jakiś czas, żeby palnąć mowę pogrzebową, to uzna, że ma mandat i może!

Najbardziej doniosła i wręcz demonstracyjnie-górnolotna była postawa radnego Domańskiego Bogusia. Gdy popatrzył i posłuchał tej męczeńskiej Szpakowej histerii to się wziął i obraził i wyszedł. To wyglądało tak jakby na coś takiego czekał! Oddał wnioski swojej komisji Ewie Nieścior do odczytania i klapnął drzwiami i tyle go widzieli. Pofukał, po prychał i paszoł! Można odnieść wrażenie, że jemu już się samorząd powiatowy nudzi i zdziecinniał Boguś do cna. Dobrze, że na sesję klocków nie przynosi albo misiów i się nimi nie bawi.

Na zakończenie podzielę się pewną obserwacją. Może jesteśmy o krok od wiekopomnego odkrycia dotyczącego przyczyn „gównianej” jakości polityki w tym nieszczęsnym kraju. Jak wiadomo politykę tworzą ludzie tylko dlaczego akurat ci i czemu do niej trafili, na podstawie czego? Zapewne każdy choć raz zadał sobie to pytanie. Tylko jak rozpoznać we wczesnym dzieciństwie kto ma do czego skłonności i kim będzie, gdy dorośnie. Dzieci we wczesnym stadium przejawiają pewne zainteresowania i to jest banał. Jest wszak obiegowe powiedzenie; czym człowiek za młodu nasiąknie tym na starość trąci i to należy potraktować za punkt wyjścia, albowiem mądrości ludowe są sumą obserwacji poprzednich pokoleń. Dlatego nowe światło na ten problem może rzucić wystąpienie właśnie Marka Piwki sprzed 10 lat, o którym wspominałem wyżej. On widać coś wie, ale ze skromności dozuje nam tę tajemną wiedzę. Radny użył w swej interpelacji o psich kupach soczystego języka i problem odmalował jak umiał, powiedział, że to duży problem w mieście, że dzieci, które nie są jeszcze świadome co leży na ich drodze, potrafią się tymże zabawiać” i to jest cytat z niego samego a ten pochodzi z protokołu. No jak tak to jesteśmy w domu albo blisko niego! Wystarczy tylko ustalić czym się nasza krajowa klasa polityczna zabawiała w dzieciństwie! Widać jest związek między tym czym się bawi dzieciak, a tym co robi w wieku dorosłym. Polityka obecnie nosi miano albo panienki sprzedajnej, albo pospolitego gówna. Jednym słowem, jeśli dziecko bez oporów bierze w rączki psią kupę, to gdy dojrzeje może pójść w politykę, bo ma już tę odwagę i brak hamulców, pierwsze nomen omen koty za płoty! Skoro kupę bierze to w dorosłości jego pochodne weźmie bez skrupułów, a świat polityki nimi usłany. Dlatego zagadka prawie rozwiązana, choć zapewne są i wyjątki a przynajmniej więcej wiemy i można śmiało powiedzieć, że czym się bawiłeś w dzieciństwie tym na starość będziesz się upajał. Dlatego, jeśli rodzic zobaczy jak jego pociecha bierze w rączęta psi ekskrement, to jeśli rodzic świadomy wyrwie mu to z rąk, a jak mniej świadomy, to się nawet ucieszy, że ma przed sobą przyszłego posła, radnego, ministra a może i prezydenta. Nie wiemy, czy tak się robi tylko po psich odchodach i na razie badania trwają” a może za jakiś czas radny Piwko znów podzieli się z nami barwną uwagą w formie interpelacji i będziemy mądrzejsi. Bo są jeszcze koty, ale jest Kaczyński ich ambasador! Amen…

 

26
7