Dziś o tym jak Andrzej Leńczuk dla niektórych starosta ratował ostatni rok swojego panowania konkursem w Muzeum Regionalnym. Bo jak wiadomo absolutorium to coroczna prolongata dla takich jak on. Dowiemy się co mu z tego wyszło i czy było warto. Poza tym słów kilka o tym co niektórym radnym w związku z konkursem w duszach gra…
Proszę sobie wyobrazić taką sytuację… Gromnice na nocnym stoliku, a w łóżku obok, leży blada jak ściana babcia. Oddech płytki, pot perlisty na skroniach, puls ledwo co. Coś tam mamrocze i wzrok ma nieobecny. Jednym słowem dogorywa, „końcowa” i jak nic do rana „nogi wyciągnie” Wkoło łóżka, w wianuszku stoi zapłakana rodzina. Płaczą jak bobry, pochlipują nochale czerwone, a ksiądz już w drzwiach, bo sakramentów udzielił i wraca na plebanię. Jeszcze rzuca mimochodem, żeby jutro przyjść i ustalić szczegóły pogrzebu. A tu na drugi Dzień Babcia wstaje, jak gdyby nigdy nic, a wczorajsi żałobnicy na taki obrót sprawy są… wku… i to nawet mało powiedziane. Radości tam nie ma nawet tyle co brudu za paznokciem. Nie tak miało być, bo jasna cholera babcia żyje!? A to mieszkanie miało być nasze, bo babcia fajnie mieszkała w dobrej dzielnicy i ponoć jakieś ciekawostki w szufladkach ma!
Sanacja, naprawa, odrodzenie…
Tak, właśnie jak z wymyślonej historyjki reagują niektórzy radni na warunki konkursu na dyrektora w Muzeum Regionalnym ogłoszonego 12 czerwca przez Leńczuka. Bo to widać nie tak miało być! Kiedy zobaczyli kryteria, jakie musi spełnić potencjalny kandydat dostali szmergla i powiedzieć, że to jaja jak berety albo dom wariatów, to tak, jakby nic nie powiedzieć…
To teraz do rzeczy! Ogłoszone zasady są proste i jedyne możliwe w tym „politycznym klimacie”. Idą w kierunku „naprawy sytuacji” w jednostce kultury, tak żeby już nigdy nie pojawił się tam na dyrektorskim stołku biolog, chemik astronauta, czy inny „luter” To ma być powrót do korzeni, zgodnie z tym, co przez ponad 3 lata postulowali wrzaskiem radni na wielu sesjach. To ma być sanacja, i to taka, jakiej świat nie widział! Tymczasem, gdy dostali to, co chcieli i ich marzenia się urzeczywistniły to znów jest źle, ale żeby nie mówić o abstraktach to wypada przytoczyć część wymagań konkursowych. I tak…
Kandydat ma mieć wykształcenie, na jakie w muzeum można się natknąć ; historia, historia sztuki, archeologia czy etnografia. Do tego 3 lata zarządzania jednostką kultury. Niekaralność za przestępstwa ścigane z oskarżenia publicznego, zdrowie. Standard rzec, by można, ale nie dla wszystkich?! Bo nie tak miało być!
Krzyś kąsa jak doberman ale na oślep
Na sesji 15 czerwca Krzyś Zieliński jeden z tych właśnie uzdrowicieli sytuacji w muzeum i samozwańczy szaman z Rejowieckiej skoczył jak doberman do Leńczuka „starosty” z pretensjami; co to za warunki!? I czy aby te nie są skrojone pod samego Leńczuka! Bo jak to ujął : widać starosta chce sobie uwić gniazdko w Muzeum Regionalnym! Jak zwykle Krzyś przestrzelił, bo zapalczywy jak dziecko i zwyczajnie nie doczytał. Leńczuk nie spełnia kryterium wykształcenia i nie jest historyk, czy archeolog itd. Wynika z tego, że atak był objawem skrajnej wściekłości bezrobotnego radnego i frustracji, bo może sam o etacie myślał albo ma kogoś na myśli… Może a to wielce prawdopodobne, że Krzyś w wypadku innych wymagań, bardziej „liberalnych” złożyłby papiery, wiedząc, że i tak dyrektorem nie zostanie, ale tylko po to by zrobić na konkursie widowisko, a potem wrzeszczeć na pół powiatu, że afera jak przy zakupie Caracali albo na moście w Łopienniku. Widzę, że od jakiegoś czasu zaczął się radny specjalizować w widowiskach estradowych o charakterze płomiennych przemów i monodram. To coś jak synergia Palinocki z Chmielakami.
Krzyś Markowi portki szarpie
To nie był koniec Krzysia pisków, bo dalej było jeszcze ciekawiej. Zapytał Krzyś, czy członkowie zarządu powiatu byli jednomyślni w czasie głosowania tych kryteriów do konkursu na poniedziałkowym posiedzeniu zarządu. Wiedział, o co pytać, bo nie byli! Na pięciu członków zdecydowanie na „nie” był tylko Marek Nowosadzki! No i żeby mu się wytłumaczył ten vetujący, czym się kierował. Taki radny ciekawski… Krzyś prawdopodobnie wszedł w posiadanie tej informacji od Piwki. Tak po prawdzie to i Piwce nie odpowiadają te warunki, bo im o co innego chodzi tak samo jak tym z historyjki o babci.
O co im chodzi i Józio Wroński jak Wernyhora!?
Radnym chodziło o dwie rzeczy. Pierwsza to dokopać Teresie Hałas, bo Gołąb poprzedni dyrektor był z nią utożsamiany, ale to już osiągnęli. Drugi powód; pozbycie się Gołębia dawało możliwości do zatrudnienia kogoś od siebie. Pięknie to ujął radny Józio Wroński wierny Teresce do samego końca i prosty, ale trzeźwo myślący chłop z Fajsławic. Stwierdził na posiedzeniu komisji etyki 23 września po tym, jak Wysłuchał ataków Piwki i Zielińskiego na Gołębia; Panowie radni to wreszcie powiedzcie, kogo tam macie na miejsce dyrektora? Piwko „kolegów” ma i na początku roku kręcił się koło muzeum jeden Wojtek Gęś, który czasem udaje Szymona Pietruszkę, bo bardzo chciał do muzeum. Wojtek jest podobnego koloru, jak Piwko i niestety z takimi muzealnymi kryteriami nic wspólnego nie ma, ale zna postkomuszka z CIS. Wobec tego nadawałby się!?
Radni oburzali się na Gołębia i jego biologię tylko dlatego, że był od Teresy Hałas, a ta była doskonałym punktem zaczepienia, ale i pewnym krokiem naprzód, który można było obrócić na swoją korzyść tak jak w czasie bitwy pod Marengo Francuzi odwrócili zdobyczne austriackie armaty, by razić kartaczami kolumny piechoty cesarskiej. Była de facto zdobyczą, na której utracie nikomu nie zależy, a wręcz, jeśli już jest to niech zostanie Był to precedens! Bo oczywiście, kiedy dyrektorował ktoś nie od nich i bez wykształcenia kierunkowego to owszem gęby darli i wytykali niekompetencje, choć to wszystko zgodne z ustawą. Co istotne w tym wszystkim to ostatecznie warunki konkursu tworzy w oparciu o nią organizator w tym wypadku starostwo. Po prostu organizator ma spory wachlarz możliwości wynikający z liberalnej ustawy.
Kiedy Gołębia już brakło, bo Leńczuk się go wreszcie pozbył to im zależało by wcisnąć tam kogoś od siebie i nieistotne czy będzie miał wykształcenie kierunkowe o kompetencjach, nie wspominając. Ważne, by był od nich i basta. To bycie z ich kręgu koleżeńskiego dawałoby mu mandat do wszystkiego i po ich stronie byłaby cała rozdarta wniebogłosy opinia publiczna, która poparłaby ten jawny „przekręt” w imię rewanżu.
To się często nazywa logiką Kalego lub etyką sytuacyjną albo wchodzeniem w buty poprzednika, którego za „uszycie” tych butów chciało się wcześniej powiesić! Stąd ta wściekłość i frustracja Zielińskiego i w sumie Piwki ustami tego pierwszego. No przecież myśmy tylko o naprawie mieli wrzeszczeć, a nie ją robić! I to coście zrobili, czyli niech tam będzie, kto chce dyrektorem to już zostawcie jak jest!? Tak to można podsumować, a „bezmyślny” Leńczuk wziął i zrobił wszystko na poważnie i popsuł zabawę, bo on się kierował swoim imperatywem zaspokojenia radnych w kontekście absolutorium. Przedobrzył!?
Marek i jego „veto” czyli Hugo Boss w ofensywie
Jest jeszcze „veto” Marka Nowosadzkiego, o którym ja myślę, że tam jest coś głębiej schowane, jak to u Marka. To jest wirtuoz wykorzystujący okazje do swoich celów i po najlepszych piekielnych Oxfordach. Jego, jakby zostawić koło (już nieboszczki) Elżbiety II na rok, co by tylko jej herbatkę parzył to 6 maja on byłby koronowany, a nie jej syn Karol III.
Zaprotestował Marek, bo niby warunki są wyśrubowane i będzie znów impas, albowiem nikt się nie zgłosi… Zaprotestował, ale prawdy raczej nie powiedział i mnie się zdaje, że jego „znerwowało” to, że w warunkach padł wymóg 3 lat doświadczenia w zarządzaniu zespołem w jednostce kultury. W tak sformułowanym wymogu z kretesem przepada Pani Elżbieta archeolog i niegdysiejsza pełniąca przez pół roku obowiązki dyrektora muzeum po odejściu Majewskiego do Biłgoraja. Marek w 2019 roku był wielkim zwolennikiem Pani Elżbiety i nawet dla niej stworzył ideologię sprawiedliwości społecznej, w której punktem centralnym byłaby jej osoba na dyrektorskim stolcu i pod którą podpisał się obiema rękami! Dlatego forsował jej kandydaturę z takim zapałem, że św. Paweł cmokałby z zachwytu i dzięki temu „znienawidził „Gołębia, bo jego Elżbieta przegrała z tym pierwszym rywalizację w konkursie.
On tą „Elżbietańską” koncepcją prał łepetyny biednych PiS-owców, jak poplamione kalesony. To w tamtych czasach od słuchania etycznych uwag Marka Jasio Mróz do szczętu wyłysiał i powiedział, że jednak woli ryby! Marek chętnie wróciłby do tego pomysłu sprzed ponad trzech lat, bo on dawał mu nowy przyczółek w Muzeum Regionalnym. Byłoby to poszerzenie strefy wpływów i sukces wizerunkowy, a teraz jeszcze przed wyborami to byłby lepszy prezent niż garnitur Hugo Bossa pod choinkę! A już o tym, że Pani Ela bardzo odpowiadała części pracowników, tej części młodej i zbuntowanej pisać wprost nie wypada, bo to truizm… Dość powiedzieć, że tak ich lubi, a oni ją, że razem z nimi podpisała list odczytany na sesji 21 lipca i za którego treść Gołąb pozwał całą piątkę za pomówienie. Jest jeszcze pozostała część pracowników, która przygląda się wszystkiemu ze spokojem nilowego krokodyla, ale to tak na marginesie, bo oni i ich zdanie nie istnieje w obecnej narracji.
Konkurs potrzebny jak Leńczukowi dzwonek
Leńczuk organizował ten konkurs w tempie stachanowskim. Jego wręcz opętało! O niczym nie myślał tylko o nim. Powód był jeden; niebawem absolutorium, trzeba radnym dogodzić i tak ma być w warunkach wszystko ujęte, co by Gołąb nie mógł wrócić. Absolutorium dostał, aczkolwiek Piwko wstrzymał się, a Zieliński oprócz tego że był przeciw to jeszcze nawrzeszczał i dzięki temu wyszły prawdziwe intencje tych dwóch naprawiaczy do samego wierzchu. A jeśli nikt oferty do 4 lipca do godziny 16 nie złoży? To też jest rozwiązanie. Leńczuk może zmienić warunki i rozpisać nowy konkurs, bo teraz to już absolutoriom ma. A jak się rewolucyjna piątka z muzeum zezłości, bo sąd już jedną rewolucjonistkę przywrócił do pracy, co było do przewidzenia po odsunięciu Gołębia, a następnego „powstańca wielkopolskiego” pewnie przywróci również początkiem lipca to różnie może być, i to oni mogą Leńczukowi dyktować co ma napisać w nowych warunkach nowego konkursu… Mogą i teraz szukać wśród znajomych kogoś „pod siebie” albo poczekać. Wbrew rzekomo wyśrubowanym warunkom jest spore zainteresowanie konkursem nawet na zewnątrz powiatu, a odsłon na BIP jest ponad 120 co może coś znamionować… albo nic.
A na podsumowanie, to póki co jedyną osobą, która z miejsca może stawać w konkursowe szranki jest były dyrektor i po trosze wychowanek Fedorowicza Artur Capała, który bombardowany jest zewsząd namowami między innymi tych, którym dobro muzeum leży na sercu, co by startował. I tą arturiańską aluzją żegnam czytelników do następnego felietonu…