Jeden obrazek wart 1000 słów. Nie zadzieraj z Babą z Topoli, bo ci…powie aż zaboli!

 

24 czerwca na krasnostawskim rynku zakończył się plener rzeźbiarski. Na uroczyste zakończenie wpadła przelotem poseł Teresa Hałas. Po placu między rzeźbami plątał się „syn marnotrawny” Andrzej Leńczuk… dzięki niej starosta, a miejskie wróble podsłuchały cierpką uwagę…

 

-Andrzej, gdybym Panów rzeźbiarzy poprosiła 5 lat temu, to by mi wystrugali takiego starostę jak ten tu. Gorszy, by nie był, głupot tyle co ty, by nie narobił, a ja bym się nie rozczarowała. I ludzie, by nie wiedzieli coś ty za jeden. Ten drewniany nie potrzebowałby absolutorium tylko drewnochronu i nie bałby się opozycji tylko korników. Andrzej, czemu ty taki politycznie bezmyślny jesteś? Rysiek Madziar… a toś sobie protektora wybrał…😉

 

24
3

Szarpanina w zadymionej remizie czyli krasnostawskie wojny diadochów

Dziś kilka spostrzeżeń dotyczących kolejnej fazy powiatowej „wojny diadochów”, w której ginekolog i samozwańczy historyk z własnej ulotki bierze się za interpretację historycznych napisów na tablicach i to z jakim zapałem! Jest jednym słowem na tropie afery która wstrząśnie powiatem. W tym duchu na ostatniej sesji absolutoryjnej 15 czerwca dał taki popis, że trudno nie zapytać; od kiedy ma Pan te objawy Panie Janeczek? I oczywiście słów kilka o krotochwilach Marka Nowosadzkiego przed, którymi go ostrzegałem, a które źle się dla niego skończyły, bo słuchać „niecnota” nie chciał…

 

Większość normalnych i zdrowych chłopów bez względu na wiek pożąda obiekty o wymiarach 90-60-90 uzbrojone w blond fryzurę długie nogi i obdarzone powłóczystym spojrzeniem sarnich oczu… Taki obiekt zawrócić może i zmienić stosunki własnościowe w najbliższym otoczeniu takiego absztyfikanta. Tymczasem naszemu medykowi i radnemu Janeczkowi w głowie zawrócił obiekt o wymiarach 60 -10 – 60 i do tego z kamienia, bo jest to nieszczęsna tablica na SOSW w Krasnymstawie wraz z jej treścią. I to się dzieje naprawdę! Mnie to jednak nie dziwi i już dawno to przewidziałem.

Drugie podejście „himalaisty  i samozwańczego historyka”

Janeczek znów wrócił na sesji 15 czerwca do tematu napisu na tablicy ufundowanej kilkanaście lat temu przez Stowarzyszenie Absolwentów Liceum im. Władysława Jagiełły. To jest już drugie podejście, bo on swoje K2 chce zdobyć i już! Zapału pozazdrościć, tylko komu oprócz niego jest to potrzebne!? Tradycyjnie potwierdził swoje żądania względem zmiany treści, ale nie byłby sobą, gdyby nie podbił stawki i przy okazji zmodyfikował swoje żądanie, bo widać coś do niego dotarło, że przestrzelił. To dobra wiadomość i znak, że czyta co o nim piszą! Teraz tablica zawiera wierutne kłamstwo, bo brak na niej czasów okupacji. O 4 lata  idzie walka!

 Cała operacja Janeczka z napisem przypomina walenie łepetyną w mur. Nie przyjmuje tradycyjnie, że to nie temat na sesję. Uważa, że ma rację i pewnie jest przekonany o tym, że nie może przepchnąć swoich arcysłusznych postulatów, gdyż jest zbyt łagodny w swoich zabiegach, a ponawiając zarzut zachował się, tak jakby wziął przy tym waleniu łepetyną większy rozbieg. Metody tym samym nie kwestionuje czego wypada pogratulować. Logika sytuacji podpowiada, że łeb niechybnie roztrzaska, ale my się, nim to nastąpi nasłuchamy i ubawimy. Pomijam już to, że skoro treść tablicy obraża pamięć, to wykładnia Janeczka obraża inteligencję mieszkańców. Cytując jego samego z jednej sesji, gdzie dyskutowano o szczepieniach a on wrogów kłucia rugał swoim „To trzeba być durniem…”, by w tym wypadku tak interpretować intencje fundatorów i odczucia czytających. Jest medyk na ostatniej prostej do tego, że niebawem absolwentki I LO, szczególnie te starsze obrzucać go będą pogardliwymi spojrzeniami. Jak która straci cierpliwość to i cierpkim słowem a po zmroku różnie może być. Parasolka nie służy tylko do ochrony przed tym co pada z góry, ale i sama może spaść na czyjś grzbiet…

Nowosadzki jako niemiecka agentura dla niepoznaki mówiąca po polsku!

Skąd u medyka taka podejrzliwość o znamionach obsesji? Chyba stąd, że to amator, a ci tak miewają, bo coś tam sobie uroją, i już. Historia to człowiek na przestrzeni wieków w różnych aspektach swojej egzystencji. A ta jest podzielona na osobne zagadnienia, tylko po to by lepiej badać pewne procesy. Jest więc historia, polityczna, gospodarcza, społeczna i wiele innych. W gospodarczej nacisk kładzie się na zjawiska ekonomiczne, a polityki tam mało albo w ogóle itd. Treść tablicy jest w myśl tej zasady. Fundatorom zależało na oznaczeniu samego miejsca, a nie na niemieckich zbrodniach, które były bezdyskusyjnie, ale to już zupełnie inna historia. Natomiast jak on sobie napis wyobraża nie precyzuje, ale znając jego namolność to żaden mu nie dogodzi. I to będzie kolejna „furtka” do nowej wojny. A to, że nikt o tym nie napisał, że Niemcy mordowali absolwentów i nauczycieli w czasie okupacji na tablicy złem nie jest, bo zostało to wszystko ujęte w papierowo – internetowym wydaniu historii szkoły. Tego nikt nie zamilcza. 

Czekać tylko oskarżeń  i podejrzeń, że Stowarzyszenie Absolwentów Liceum im. Władysława Jagiełły to zawoalowana opcja niemiecka prawie Wervolf, a obecny szef Nowosadzki Marek po domu chodzi w skórzanym płaszczu z doklejonymi wąsikami à la Adolf i ćwiczy przemówienia na parteitagi! A oni się spotykają w swoim gronie zawsze w urodziny Hitlera i na rocznicę zjednoczenia Niemiec. Nowosadzki w domu ma na każdej ścianie portrety Bismarcka i cesarza Wilhelma oraz mapę II Rzeszy w granicach z 1914 roku. Na wakacje jeździ do Norymbergii, a nie do Włoch! Do żony mówi Frau! By zostać członkiem tej „wywrotowej” organizacji trzeba wylegitymować się posiadaniem niemieckiego auta i co miesiąc przedstawiać do wglądu Markowi paragony z niemieckiego Lidla ewentualnie Kauflandua. Netto od biedy może być ale lepsze te dwa pierwsze…

Od dawna powtarzałem…

… że medyk do końca stabilny emocjonalnie nie jest. To jak pastwił się nad Andrzejem Gołębiem dyrektorem muzeum było dowodem na pewne rozchwianie emocjonalne. Jeśli ktoś poniewiera w sumie obcego mu człowieka za nic, to normalne nie jest. Bo gdzie szpital, gdzie muzeum!? Wytykał mu biologię, jakby to była zbrodnia przeciw ludzkości i odmieniał ją we wszystkich przypadkach. Co sesja o tym plótł, a pchał paluchy do Muzeum Regionalnego bełcząc w nim poza granice rozsądku. Bełtał w DPS na ul. Kwiatowej. Co za krzyż pański z nim miała Ewa Kowalik wie najlepiej ona sama, bo natrętnemu Janeczkowi nic wytłumaczyć nie było można. Nie słuchał argumentów, miał swoje pasujące do jego tezy… Teraz wziął w obroty absolwentów I LO na czele z Nowosadzkim. Dlaczego? Bo taką ma konstrukcję opartą na egocentryzmie jak u jedynaka przewrażliwionego na swoim punkcie. Zawsze musi być w centrum uwagi a to że był podczas własnego chrztu i pierwszej  komunii jemu nie wystarcza, bo to było dawno!

Warszawskie „ego” i kontratak wiekiem od trumny

Janeczek rozpętał wojnę, bo coś go prawdopodobnie ugryzło. W końcu ma mundur i szablę, a ta żeby nie zardzewiała jak w piosence o Krakowiaczku, to ją wyciągnął i siecze. Szkoda że na oślep, bo macha nią jak Kmicic przed nosem Wołodyjowskiego, za co ten go wykpił i nazwał ten fechtunek- machaniem cepem  Może nikt nie docenia jego pomysłów w SPZOZ albo nie zapraszają go do I LO jak Husa- profesora i kardiologa? Co by nie mówić, to jest lekarzem z wielgaśnym „ego” prawie na Warszawę, ale kisi się w prowincjonalnym szpitalu, gdzie za płotem już tylko wojna i Azja. Żeby odreagować to znalazł tablicę, a ta z miejsca stała się pretekstem. Nie powiem Marek nawet próbował kontratakować, ale bardziej to był turniej rycerski niż prawdziwa potyczka. Zaskoczył medyka wiekiem od trumny, za którym schował się jak średniowieczny piechur za pawężą. Zarzucił Janeczkowi, że jak miesiąc temu pierwszy raz atakowała, to na dzień przed pogrzebem byłej szefowej Stowarzyszenia Absolwentów. Na Janeczku to nie zrobiło wrażenia, bo jeśli ktoś codziennie spaceruje koło prosektorium i namiętnie od czasów pandemii czyta klepsydry pod „Małym kościółkiem u Skowrona” to można mu co najwyżej nagadać. Odpowiedział tak jak zwykle, że nie wiedział, co może być przełomem i dobrą prognozą, albowiem oficjalnie przyznał, że czegoś nie wie.  A riposta medyka na słuszny zarzut Nowosadzkiego, że robi wszystko dla widowiska- bo jemu na rozgłosie nie zależy dowodzi, że traktuje słuchaczy i obserwujących jego występy jak durni. 

Kozy na drzewie i mściciel w kitlu

Co się Nowosadzki nadenerwował to jego! Niestety nie jest bez winy, zbiera zasłużone owoce swojego zaniechania i nonszalancji oraz polityki kłaniania się wszystkim w pas, jakby był pierwszokadencyjnym radnym, a nie wicestarostą. Gdy się jest jak pochyłe drzewo, na które włażą wszystkie kozy z okolicy to dziwić się nie można, że i Janeczek się wdrapał, ale uwaga… bo i Piwko się gramoli ! Ciężaru tego drugiego Nowosadzki zwyczajnie może już nie unieść. Bo gdy medyk okładał Gołębia i Kowalik Ewę, to Marek oczywiście nie sam, bo z Andrzejem Leńczukiem stał z boku. Nie wykazywał większej aktywności. Wręcz miał kupę radości, że rozszarpywany jest ktoś inny. Owszem czasem coś tam na obu poleciało, ale było tego niewiele. W przypadku ataków Janeczka na Gołębia z Muzeum Regionalnego było im to na rękę, bo Janeczek był wyrazicielem ich opinii o tym człowieku i czymś na kształt mściciela w kitlu. Gdyby nie funkcje, jakie sprawują i są przez nie skrępowani to z Gołębiem zrobiliby to samo, co medyk. Marek był przeciw kandydaturze Gołębia, na jego miejscu widział przez siebie namaszczoną Elżbietę Sobczuk. A Leńczuk też swoje za uszami ma … Wystarczy powiedzieć, że Gołąb miał wyfrunąć po góra pół roku, tak że działalność Janeczka wpisywała się w ich interesy.

Zakolegował się z Leńczukiem ale na jak długo?

Odnoszę wrażenie, że Janeczek na obecnym etapie swojej misji w samorządzie zakolegował się z Leńczukiem, a dyrektor SPZOZ Jarzębowski, kiedyś przez Janeczka sekowany stał się jego przyjacielem! Tak się porobiło! Może i Marek obrywa za to, że od jakiegoś czasu przyzwoicie zachowuje się wobec Teresy Hałas „znienawidzonej” przez Janeczka i zdradzonej przez bezmyślnego Leńczuka. Ale żeby to był koniec, to byłoby pół biedy, jak mawiają starsi ludzie. Na tej samej sesji, tylko w innej części Janeczek zaprezentował pokaz slajdów z wycinkami z „Gazety Wyborczej” sprzed 10 lat. Ładna to była prezentacja, która miała na celu stępienie ostrza krytyki innych radnych odnośnie raportu o stanie powiatu. To był wyraźny ukłon w stronę Leńczuka, bo taka narracja brała go w obronę, a to jego okładano za raport. Janeczek w swoim wystąpieniu mówił o problemach z jakimi muszą się mierzyć rządzący w myśl powiedzenia „Neuer Tag, neue Überraschungen” co się tłumaczy -nowy dzień nowe niespodzianki i w pewnym momencie zalecał krytykom dystans!  Dystans którego doprosić się od niego nie można w sprawie; tablicy, DPS czy muzeum! To jest ten sam Janeczek a nie inny podmieniony, tylko akurat tu miał interes!  Innym rekomenduje to czym sam nie grzeszy! Paradne! W takich okolicznościach wypadałoby zapytać po raz drugi: od kiedy ma Pan te objawy Panie itd…

Gdy Gołębia brakło Marek na ofiarę

W takich okolicznościach ktoś musiał zostać złożony na ofiarę i padło na Marka…z absolwentami przy okazji. Jest jak na wojnie, bo ci ostatni są ofiarami cywilnymi i przypadkowymi. Zawsze mu powtarzałem, że jeśli Janeczek rozkręci swój mobilny trybunał sprawiedliwości i szafot na kółkach to sięgnie za jakiś czas i po niego. On na takie dictum kręcił nosem i nie słuchał, bo akurat bardziej ekscytowała go kaźń takiego Gołębia, ale tym samym przyjął metody uprawiania polityki w radzie powiatu przez Janeczka jak coś oczywistego. Certyfikował to coś. Przeciwdziałań nie było żadnych, a wystarczyło dopytywać co tam na ginekologii!? Dysponował i dysponuje wiedzą na ten temat o sile rażenia kartaczy. W ten sposób bezczynnością dał przyzwolenie i niemą zgodę. A teraz już jest jak w powiedzeniu, że jak się z chłopem wódkę pije, to z nim pod płotem leży. Cóż… Pan Marek pozwolił sobie puszczać prosto w nos bąki to teraz ma… Może to i „dobrze”, bo to już trzeci przypadek „dręczenia”, ale z Markiem Nowosadzkim w roli głównej i jak wtedy nie wierzył w prawdziwe intencje, to teraz może uwierzył, kiedy jego zadek jest przypiekany żywym ogniem.

Podsumować tego nie można, bo to nie koniec i Janeczek dopisze nowe akty do tej sztuki. Tak że mamy przaśną, bo remizową bijatykę, gdzie wszyscy wszystkich leją po pyskach i czym popadnie. Zieliński Leńczuka szwagrem, a Janeczek Nowosadzkiego tablicą. To przypomina Wojny Diadochów – wodzów Aleksandra Macedońskiego, którzy po jego śmierci skoczyli sobie do gardeł uprzednio mordując najbliższą rodzinę kiedyś ukochanego króla. To porównanie jest tylko po to co by ciut to nobilitować i pokazać mierzwę ideową tych przedsięwzięć, a także, dlatego że Marek lubi historię Grecji – stąd ci „diadochowie” krasnostawscy. To bardziej ukłon w kierunku Nowosadzkiego i  pewnej estetyki wypowiedzi nie zawsze mądrej ale jednak, bo co by nie mówić jakąś „estetykę” i ogładę reprezentuje.

Tak jak diadochów-wodzów Aleksandra Macedońskiego łączyła osoba władcy, tak ich łączy osoba Tereski Hałas, dzięki której są tu, gdzie są i mają to, co mają. Poza tym walczący ze sobą są z tej samej strony barykady, ale tamci sprzed wieków bili się o władzę nad połową znanego im świata. Chociaż ci mieli rozmach i inne to były czasy. Nasi leją się dla samego lania i nic więcej. Bo szczerych intencji w działaniach Janeczka nie widzę, tak jak wzrostu liczby urodzeń na oddziale ginekologii i położnictwa pod jego światłą komendą. I tą refleksją z Bliskiego Wschodu via SPZOZ ale pozbawioną nadziei na lepsze jutro z tymi co u władzy w powiecie żegnam czytelników do następnego felietonu.

 

 

27
8

Stawiarski i klątwa Bońka

Naszą prastarą krasnostawską ziemię ostatnio nawiedził nowy jasny idol z całym zapleczem. Oczywiście lepsze to od oberwania chmury, gradobicia czy trąby powietrznej, bo tu skutki występują natychmiast, ale nawiedził i co zrobić.

Nowy idol nazywa się Jarosław Stawiarski i słynie z bujnej czupryny, srogiego wyrazu twarzy i tego, że jest kolegą Marka Nowosadzkiego ze studiów. Poza tym jest marszałkiem województwa lubelskiego. Celem odwiedzin było wystąpienie w Zespole Szkół Rolniczych im Bartosza Głowackiego w Krasnymstawie, które dotyczyło Akcji Reinhardt, czyli ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej. Nie powiem takie uświadamianie o tym, kto Żydów mordował jest potrzebne, bo jak wiadomo nazistów już obarczono, ale nie wiemy, jakim ci mówili językiem. Na pomocników wyznaczyli spece od zakłamywania holokaustu Polaków. W kontekście roszczeń „organizacji żydowskich” związanych ze zwrotem mienia bezspadkowego opiewającym według stawek sprzed pandemii na 60 miliardów dolarów jest to niezbędne.

Wystąpienie to jedno, ale wieść gminna niesie, że Stawiarski ma być jedynką w naszym okręgu. Leńczuk skoro udostępnił ZOL Madziarowi to Stawiarskiemu musiał udostępnić Rolniczaka.  A jak tak, to czas na pierwszy krok, i kampanię czas zacząć. Dwójką ma ponoć być Rysiek Madziar, w którym zadurzył się nasz starosta Leńczuk. Tak że sytuacja staje się dynamiczna, a przejście do Madziara naszych orłów takie sobie… Lepiej było nie przechodzić, bo skoro jest się emerytem jak Leńczuk, to jest to dobry czas na rozbrat z polityką. Z polityką, do której nie ma się głowy… W PiS panika, bo 800 plus nie dało zwyżki poparcia i być może poproszą nawet o start Teresę Hałas, bo jak jest źle, to wszystkie ręce na pokład! A skończy się tym, że Teresa Hałas zostanie ostatnim posłem stąd i długo nikt jej wyczynu nie powtórzy.

Będziemy mieli wtedy swoją klątwę Bońka, który rozgoryczony po 1/8 finałów MŚ w Meksyku w 1986 roku, gdzie mimo dobrej gry musieli przegrać z Brazylią 4 : 0 powiedział, że jeśli w następnych czterech mundialach dotrzemy do 1/8, to będzie powód do satysfakcji, a jak było potem, to już wie każdy. Dlatego obawiam się, że poseł w tym krasnostawskim zapyziałym grajdole trafić się może w najbliższym czasie, ale tylko przejazdem. Natomiast w zbiorowej pamięci jako zdobycz dekady zagości spektakularne i niesmaczne „matkobójstwo” Leńczuka dokonane na poseł Teresie Hałas…

 

18
7

Jeden obrazek wart 1000 słów. Kicha w Kiszyniowie…

Trener Santos powiedział : – Nasza porażka z Mołdawią to wina wygranej z Niemcami w sobotę 0 : 1 . Zemścili się Lidlem na mołdawskej ziemi! Mój serdeczny przyjaciel z Krasnegostawu Doktor Janeczek ma takie same problemy tylko, że z tablicą na której ewidentnie pomija się niemieckie zbrodnie. O tu za moimi plecami mamy niemieckiego Lidla. Tam gdzie Lidl tam kłopoty! U doktora też jest! Jak w takich warunkach można wygrać…Doktor już z głosił akces do komisji PZPN w celu zbadania niemieckich wpływów w polskiej piłce!!!!

Źródło: screen Polsatsport

Eksperci odkryli przyczynę i zgodnie orzekli; Ach… gdybyśmy mieli dresy Nowosadzkiego…

 

20
4

Radny Krzyś Zieliński jako „narzędzie zagłady”😉

POWIAT KRASNOSTAWSKI Ni stąd, ni zowąd Radny pytał o szwagra starosty

Krzysztof Zieliński, radny powiatowy, zwrócił się do starosty Andrzeja Leńczuka o wyjaśnienie okoliczności przeprowadzenia naboru oraz powołania kierownika Zespołu Terapeutyczno Opiekuńczego w Domu Pomocy Społecznej w Bończy. Choć miało to miejsce trzy lata temu, dopiero teraz radny dowiedział się, że kierownik to szwagier starosty. Wprost jednak o tym nie wspomniał. W sprawie konkursu na kierownika Zespołu Terapeutyczno-Opiekuńczego w Domu Pomocy Społecznej w Bończy radny Krzysztof Zieliński złożył interpelację na ostatniej sesji. Zaznaczył, że robi to, mając na uwadze niepokojące informacje, które dotarły do niego, a dotyczą spraw bardzo istotnych dla mieszkańców powiatu krasnostawskiego, jakimi jest transparentność życia publicznego.

Na wstępie wyłożył, czym jest nepotyzm. – To faworyzowanie członków rodziny przy obsadzaniu stanowisk i przydzielaniu godności. Obecnie nepotyzm jest powszechny w krajach Trzeciego Świata, gdzie lojalność wobec rodziny jest nakazem kulturowym i gdzie faworyzowanie krewnych przybiera nierzadko karykaturalne formy. W reżimach dyktatorskich zdarza się „dziedziczenie” najwyższych stanowisk w państwie, czego przykładem jest Korea Północna, gdzie stanowisko przywódcy państwa i partii po Kim Ir Senie objął jego syn Kim Dzong Il, a następnie wnuk Kim Dzong Un. Różne państwa w różny sposób regulują kwestie pokrewieństwa w administracji publicznej. Do nepotyzmu może dochodzić zarówno na poziomie państwowym, jak również w organizacjach, instytucjach i firmach – wyjaśniał radny Zieliński, zanim przeszedł do konkretów. 

Z informacji o wyniku naboru na wolne stanowisko urzędnicze kierownika Zespołu TerapeutycznoOpiekuńczego w Domu Opieki Społecznej w Bończy sporządzonej 28 kwietnia 2020 r. przez dyrektora tejże jednostki Mariusza Rysaka dowiadujemy się, że wybrany został Dariusz Kowalczyk, zamieszkały w Krasnymstawie. W związku z tym mam kilka pytań – zapowiedział. Radny chciał wiedzieć, kto wcześniej sprawował funkcję kierownika i dlaczego powstał wakat oraz ile osób przystąpiło do naboru na to stanowisko. Kolejne pytania radnego dla starosty były już mniej wygodne. – W jaki sposób towarzysko, biznesowo, rodzinnie Dariusz Kowalczyk jest powiązany z panem starostą? – dociekał Zieliński. – Czy w jakikolwiek sposób starosta lobbował za zatrudnieniem Dariusza Kowalczyka na stanowisku kierownika Zespołu Terapeutyczno-Opiekuńczego w DPS Bończa? Czy starosta posiada wiedzę, że po zatrudnieniu Dariusza Kowalczyka na stanowisku kierowniczym, dyrektor DPS Mariusz Rysak podjął decyzję o przekształceniu pokoju socjalnego pracowników i przekazaniu go w indywidualne użytkowanie kierownikowi? Zarówno w czasie pandemii Covid-19, jak i po jej zakończeniu, czyli obecnie, pracownicy dzielą nowe pomieszczenie socjalne wraz z pensjonariuszami. Choć radny wprost nie stwierdził, że kierownik, o którego pyta, to prywatnie szwagier starosty Andrzeja Leńczuka i poprosił o udzielenie odpowiedzi na piśmie, to starosta zareagował już w trakcie sesji. – Starosta nie prowadzi polityki kadrowej w jednostkach tak, jak to było wcześniej. Dyrektorzy ogłaszają konkursy i zatrudniają pracowników. I tyle! – stwierdził poirytowany włodarz powiatu. (s)

Źródło; Nowy Tydzień

 

PS. Starosta Leńczuk i Krzyś Zieliński są siebie warci i dobrali się jak w korcu maku. Obaj za uszami mają to samo. Pierwszy wyparł się poseł Teresy Hałas, która ulepiła go starostą, a drugi tych, którzy mu pomogli zostać radnym. Krzyś zapomniał o zapleczu szybciej, niż zdążył złożyć ślubowanie. Tak więc widok, gdy jeden okłada drugiego wart każdych pieniędzy, cytując filmowego wójta Kozła, który delektował się znokautowanym przez Kusego Czrepachem leżącym na podłodze UG Wilkowyje. Czego chcieć w takich okolicznościach więcej!? Piękny to widok, jak zachód słońca nad Pacyfikiem. Ale słowa starosty; „Starosta nie prowadzi polityki kadrowej w jednostkach tak, jak to było wcześniej. Dyrektorzy ogłaszają konkursy i zatrudniają pracowników. I tyle!” są chyba nie na miejscu, bo w Muzeum Regionalnym to starosta miał więcej do powiedzenia w sprawach pracowniczych niż dyrektor!? O radnych nie wspominam… Skoro zmusza się dyrektora muzeum do wycofania dyscyplinarek w muzeum dwa razy. A raz skutecznie to jak to nie jest polityka kadrowa w wykonaniu Leńczuka, to ja jestem chiński mandaryn. Aczkolwiek w Bończy mogło być inaczej, ale o tym innym razem.

 

24
6

Konkursem w Muzeum Regionalnym Leńczuk ratuje absolutorium czyli krasnostawskie szachy

Dziś o tym jak Andrzej Leńczuk dla niektórych starosta ratował ostatni rok swojego panowania konkursem w Muzeum Regionalnym. Bo jak wiadomo absolutorium to coroczna prolongata dla takich jak on. Dowiemy się co mu z tego wyszło i czy było warto. Poza tym słów kilka o tym co niektórym radnym w związku z konkursem w duszach gra…

Proszę sobie wyobrazić taką sytuację… Gromnice na nocnym stoliku, a w łóżku obok, leży blada jak ściana babcia. Oddech płytki, pot perlisty na skroniach, puls ledwo co. Coś tam mamrocze i wzrok ma nieobecny. Jednym słowem dogorywa, „końcowa” i jak nic do rana „nogi wyciągnie” Wkoło łóżka, w wianuszku stoi zapłakana rodzina. Płaczą jak bobry, pochlipują nochale czerwone, a ksiądz już w drzwiach, bo sakramentów udzielił i wraca na plebanię. Jeszcze rzuca mimochodem, żeby jutro przyjść i ustalić szczegóły pogrzebu. A tu na drugi Dzień Babcia wstaje, jak gdyby nigdy nic, a wczorajsi żałobnicy na taki obrót sprawy są… wku… i to nawet mało powiedziane. Radości tam nie ma nawet tyle co brudu za paznokciem. Nie tak miało być, bo jasna cholera babcia żyje!? A to mieszkanie miało być nasze, bo babcia fajnie mieszkała w dobrej dzielnicy i ponoć jakieś ciekawostki w szufladkach ma!

Sanacja, naprawa, odrodzenie…

Tak, właśnie jak z wymyślonej historyjki reagują niektórzy radni na warunki konkursu na dyrektora w Muzeum Regionalnym ogłoszonego 12 czerwca przez Leńczuka. Bo to widać nie tak miało być! Kiedy zobaczyli kryteria, jakie musi spełnić potencjalny kandydat dostali szmergla i powiedzieć, że to jaja jak berety albo dom wariatów, to tak, jakby nic nie powiedzieć…

To teraz do rzeczy! Ogłoszone zasady są proste i jedyne możliwe w tym „politycznym klimacie”. Idą w kierunku „naprawy sytuacji” w jednostce kultury, tak żeby już nigdy nie pojawił się tam na dyrektorskim stołku biolog, chemik astronauta, czy inny „luter” To ma być powrót do korzeni, zgodnie z tym, co przez ponad 3 lata postulowali wrzaskiem radni na wielu sesjach. To ma być sanacja, i to taka, jakiej świat nie widział! Tymczasem, gdy dostali to, co chcieli i ich marzenia się urzeczywistniły to znów jest źle, ale żeby nie mówić o abstraktach to wypada przytoczyć część wymagań konkursowych. I tak…

Kandydat ma mieć wykształcenie, na jakie w muzeum można się natknąć ; historia, historia sztuki, archeologia czy etnografia. Do tego 3 lata zarządzania jednostką kultury. Niekaralność za przestępstwa ścigane z oskarżenia publicznego, zdrowie. Standard rzec, by można, ale nie dla wszystkich?! Bo nie tak miało być!

Krzyś kąsa jak doberman ale na oślep

Na sesji 15 czerwca Krzyś Zieliński jeden z tych właśnie uzdrowicieli sytuacji w muzeum i samozwańczy szaman z Rejowieckiej skoczył jak doberman do Leńczuka „starosty” z pretensjami; co to za warunki!? I czy aby te nie są skrojone pod samego Leńczuka! Bo jak to ujął : widać starosta chce sobie uwić gniazdko w Muzeum Regionalnym! Jak zwykle Krzyś przestrzelił, bo zapalczywy jak dziecko i zwyczajnie nie doczytał. Leńczuk nie spełnia kryterium wykształcenia i nie jest historyk, czy archeolog itd. Wynika z tego, że atak był objawem skrajnej wściekłości bezrobotnego radnego i frustracji, bo może sam o etacie myślał albo ma kogoś na myśli… Może a to wielce prawdopodobne, że Krzyś w wypadku innych wymagań, bardziej „liberalnych” złożyłby papiery, wiedząc, że i tak dyrektorem nie zostanie, ale tylko po to by zrobić na konkursie widowisko, a potem wrzeszczeć na pół powiatu, że afera jak przy zakupie Caracali albo na moście w Łopienniku. Widzę, że od jakiegoś czasu zaczął się radny specjalizować w widowiskach estradowych o charakterze płomiennych przemów i monodram. To coś jak synergia Palinocki z Chmielakami.

Krzyś Markowi portki szarpie

To nie był koniec Krzysia pisków, bo dalej było jeszcze ciekawiej. Zapytał Krzyś, czy członkowie zarządu powiatu byli jednomyślni w czasie głosowania tych kryteriów do konkursu na poniedziałkowym posiedzeniu zarządu. Wiedział, o co pytać, bo nie byli! Na pięciu członków zdecydowanie na „nie” był tylko Marek Nowosadzki! No i żeby mu się wytłumaczył ten vetujący, czym się kierował. Taki radny ciekawski… Krzyś prawdopodobnie wszedł w posiadanie tej informacji od Piwki. Tak po prawdzie to i Piwce nie odpowiadają te warunki, bo im o co innego chodzi tak samo jak tym z historyjki o babci.

O co im chodzi i Józio Wroński jak Wernyhora!?

Radnym chodziło o dwie rzeczy. Pierwsza to dokopać Teresie Hałas, bo Gołąb poprzedni dyrektor był z nią utożsamiany, ale to już osiągnęli. Drugi powód; pozbycie się Gołębia dawało możliwości do zatrudnienia kogoś od siebie. Pięknie to ujął radny Józio Wroński wierny Teresce do samego końca i prosty, ale trzeźwo myślący chłop z Fajsławic. Stwierdził na posiedzeniu komisji etyki 23 września po tym, jak Wysłuchał ataków Piwki i Zielińskiego na Gołębia; Panowie radni to wreszcie powiedzcie, kogo tam macie na miejsce dyrektora? Piwko „kolegów” ma i na początku roku kręcił się koło muzeum jeden Wojtek Gęś, który czasem udaje Szymona Pietruszkę, bo bardzo chciał do muzeum. Wojtek jest podobnego koloru, jak Piwko i niestety z takimi muzealnymi kryteriami nic wspólnego nie ma, ale zna postkomuszka z CIS. Wobec tego nadawałby się!?

Radni oburzali się na Gołębia i jego biologię tylko dlatego, że był od Teresy Hałas, a ta była doskonałym punktem zaczepienia, ale i pewnym krokiem naprzód, który można było obrócić na swoją korzyść tak jak w czasie bitwy pod Marengo Francuzi odwrócili zdobyczne austriackie armaty, by razić kartaczami kolumny piechoty cesarskiej. Była de facto zdobyczą, na której utracie nikomu nie zależy, a wręcz, jeśli już jest to niech zostanie Był to precedens! Bo oczywiście, kiedy dyrektorował ktoś nie od nich i bez wykształcenia kierunkowego to owszem gęby darli i wytykali niekompetencje, choć to wszystko zgodne z ustawą. Co istotne w tym wszystkim to ostatecznie warunki konkursu tworzy w oparciu o nią organizator w tym wypadku starostwo. Po prostu organizator ma spory wachlarz możliwości wynikający z liberalnej ustawy.

Kiedy Gołębia już brakło, bo Leńczuk się go wreszcie pozbył to im zależało by wcisnąć tam kogoś od siebie i nieistotne czy będzie miał wykształcenie kierunkowe o kompetencjach, nie wspominając. Ważne, by był od nich i basta. To bycie z ich kręgu koleżeńskiego dawałoby mu mandat do wszystkiego i po ich stronie byłaby cała rozdarta wniebogłosy opinia publiczna, która poparłaby ten jawny „przekręt” w imię rewanżu.

To się często nazywa logiką Kalego lub etyką sytuacyjną albo wchodzeniem w buty poprzednika, którego za „uszycie” tych butów chciało się wcześniej powiesić! Stąd ta wściekłość i frustracja Zielińskiego i w sumie Piwki ustami tego pierwszego. No przecież myśmy tylko o naprawie mieli wrzeszczeć, a nie ją robić! I to coście zrobili, czyli niech tam będzie, kto chce dyrektorem to już zostawcie jak jest!? Tak to można podsumować, a „bezmyślny” Leńczuk wziął i zrobił wszystko na poważnie i popsuł zabawę, bo on się kierował swoim imperatywem zaspokojenia radnych w kontekście absolutorium. Przedobrzył!?

Marek i jego „veto” czyli Hugo Boss w ofensywie

Jest jeszcze „veto” Marka Nowosadzkiego, o którym ja myślę, że tam jest coś głębiej schowane, jak to u Marka. To jest wirtuoz wykorzystujący okazje do swoich celów i po najlepszych piekielnych Oxfordach. Jego, jakby zostawić koło (już nieboszczki) Elżbiety II na rok, co by tylko jej herbatkę parzył to 6 maja on byłby koronowany, a nie jej syn Karol III.

Zaprotestował Marek, bo niby warunki są wyśrubowane i będzie znów impas, albowiem nikt się nie zgłosi… Zaprotestował, ale prawdy raczej nie powiedział i mnie się zdaje, że jego „znerwowało” to, że w warunkach padł wymóg 3 lat doświadczenia w zarządzaniu zespołem w jednostce kultury. W tak sformułowanym wymogu z kretesem przepada Pani Elżbieta archeolog i niegdysiejsza pełniąca przez pół roku obowiązki dyrektora muzeum po odejściu Majewskiego do Biłgoraja. Marek w 2019 roku był wielkim zwolennikiem Pani Elżbiety i nawet dla niej stworzył ideologię sprawiedliwości społecznej, w której punktem centralnym byłaby jej osoba na dyrektorskim stolcu i pod którą podpisał się obiema rękami! Dlatego forsował jej kandydaturę z takim zapałem, że św. Paweł cmokałby z zachwytu i dzięki temu „znienawidził „Gołębia, bo jego Elżbieta przegrała z tym pierwszym rywalizację w konkursie.

On tą „Elżbietańską” koncepcją prał łepetyny biednych PiS-owców, jak poplamione kalesony. To w tamtych czasach od słuchania etycznych uwag Marka Jasio Mróz do szczętu wyłysiał i powiedział, że jednak woli ryby! Marek chętnie wróciłby do tego pomysłu sprzed ponad trzech lat, bo on dawał mu nowy przyczółek w Muzeum Regionalnym. Byłoby to poszerzenie strefy wpływów i sukces wizerunkowy, a teraz jeszcze przed wyborami to byłby lepszy prezent niż garnitur Hugo Bossa pod choinkę! A już o tym, że Pani Ela bardzo odpowiadała części pracowników, tej części młodej i zbuntowanej pisać wprost nie wypada, bo to truizm… Dość powiedzieć, że tak ich lubi, a oni ją, że razem z nimi podpisała list odczytany na sesji 21 lipca i za którego treść Gołąb pozwał całą piątkę za pomówienie. Jest jeszcze pozostała część pracowników, która przygląda się wszystkiemu ze spokojem nilowego krokodyla, ale to tak na marginesie, bo oni i ich zdanie nie istnieje w obecnej narracji.

Konkurs potrzebny jak Leńczukowi dzwonek

Leńczuk organizował ten konkurs w tempie stachanowskim. Jego wręcz opętało! O niczym nie myślał tylko o nim. Powód był jeden; niebawem absolutorium, trzeba radnym dogodzić i tak ma być w warunkach wszystko ujęte, co by Gołąb nie mógł wrócić. Absolutorium dostał, aczkolwiek Piwko wstrzymał się, a Zieliński oprócz tego że był przeciw to jeszcze nawrzeszczał i dzięki temu wyszły prawdziwe intencje tych dwóch naprawiaczy do samego wierzchu. A jeśli nikt oferty do 4 lipca do godziny 16 nie złoży? To też jest rozwiązanie. Leńczuk może zmienić warunki i rozpisać nowy konkurs, bo teraz to już absolutoriom ma. A jak się rewolucyjna piątka z muzeum zezłości, bo sąd już jedną rewolucjonistkę przywrócił do pracy, co było do przewidzenia po odsunięciu Gołębia, a następnego „powstańca wielkopolskiego” pewnie przywróci również początkiem lipca to różnie może być, i to oni mogą Leńczukowi dyktować co ma napisać w nowych warunkach nowego konkursu… Mogą i teraz szukać wśród znajomych kogoś „pod siebie” albo poczekać. Wbrew rzekomo wyśrubowanym warunkom jest spore zainteresowanie konkursem nawet na zewnątrz powiatu, a odsłon na BIP jest ponad 120 co może coś znamionować… albo nic.

A na podsumowanie, to póki co jedyną osobą, która z miejsca może stawać w konkursowe szranki jest były dyrektor i po trosze wychowanek Fedorowicza Artur Capała, który bombardowany jest zewsząd namowami między innymi tych, którym dobro muzeum leży na sercu, co by startował. I tą arturiańską aluzją żegnam czytelników do następnego felietonu…

 

20
6

Rysa na dyrektorze Rysaku czyli o co chodzi w DPS Bończa

To artykuł z portalu Lublin 24 pl …Treść dotyczy ciekawej sytuacji w DPS Bończa. A jest tam pełnoskalowy konflikt między dyrektorem a częścią pracowników. Konflikt przemilczany na forum rady i w Nowym Tygodniu.

Dopiero co trzęsła województwem. Dziś nie jest już w Solidarności i ma ogromne problemy
Pod jej przewodnictwem pracownicy DPS-ów na terenie całego województwa wyszli na ulice, weszli na sesje rad powiatów i głośno powiedzieli o swoich problemach. Wszystko działo się pod szyldem „Solidarności”. Dziś Małgorzata Guz nie jest już członkinią Solidarności.

Kim jest Małgorzata Guz?

Małgorzata Guz od 2008 roku jest pracownicą DPS w Bończy (gm. Kraśniczyn, powiat krasnostawski). W 2019 roku wstąpiła do Solidarności. Jako że DPS w Bończy nie posiadał organizacji zakładowej Solidarności, pracownicy z tego DPS-u zrzeszyli się w

Międzyzakładowej Organizacji Związkowej NSZZ „Solidarność” przy Domu Pomocy Społecznej w Wygnanowicach (gm. Rybczewice, powiat świdnicki). „Międzyzakładówka” swoim zasięgiem obejmowała osiem DPS-ów i, co istotne dla całej sprawy, przynależała do Regionu Środkowo-Wschodniego lubelskiej Solidarności.

We wrześniu 2022 powstał Krajowy Zespół Roboczy do spraw Pomocy Społecznej NSZZ „Solidarność”, na czele którego stanął Marek Wątorski. Małgorzata Guz w 2021 roku wraz z 17 DPS-ami stanęła na czele Regionalne Zespołu NSZZ „Solidarność” Regionu Środkowo- Wschodniego Domów Pomocy Społecznej województwa Lubelskiego. Została przewodniczącą pod koordynacją Marka Wątorskiego.

Małgorzata Guz ruszyła w teren

Do tego zespołu dołączył między innymi Dom Pomocy Społecznej w Teodorówce i DPS dla Kombatantów w Biłgoraju.

Celem zespołu było wywalczenie takich zmian w prawie, które  doprowadziłyby do podwyżki płac i lepszego funkcjonowania DPS. Negocjacje z pracodawcami niewiele pomogły, dlatego związkowcy w czerwcu 2022 zapowiedzieli pikiety protestacyjne pod starostwami, które prowadzą DPS.

O tym, co działo się później, pisaliśmy na naszych łamach na bieżąco. Związkowcy pod przewodnictwem Małgorzaty Guz w lipcu 2022 odważnie pikietowali pod Starostwem Powiatowym w Biłgoraju. Byli również w Krasnymstawie, Zamościu, Lublinie i Świdniku, Lubartowie i Chełmie.

Małgorzata Guz pojawiła się również na czele związkowców z DPS w Teodorówce i w Biłgoraju na sesji Rady Powiatu w październiku 2022. Związkowców nie dopuszczono wtedy do głosu, a swoje stanowisko mogli wyrazić dopiero po sesji i poza protokołem. Ze starostą biłgorajskim Małgorzata Guz rozmawiała za zamkniętymi drzwiami, a rozmowę skomentowała później na łamach Nowej Gazety Biłgorajskiej:

– Spotkanie ze starostą zaczęło się niezbyt przyjemnie, bo zapytał nas na powitanie, czy przyszliśmy podziękować za podwyżki. Od tego zaczęła się rozmowa. Ale my nie przyszliśmy dziękować za te podwyżki, które powinniśmy mieć na początku roku, a nie dopiero we wrześniu. Przyszliśmy po to, aby zabezpieczyć nasze płace na 2023 rok, bo te podwyżki, które pracownicy otrzymali we wrześniu, zaraz w styczniu w ogromnej części zostaną wchłonięte przez najniższą krajową – mówiła w październiku 2022 w rozmowie z nami Małgorzata Guz.

Podejrzana miłość do Solidarności

U podstaw odejścia Małgorzaty Guz z Solidarności leży konflikt w jej macierzystym DPS w Bończy, którego związkowcy znaleźli się w… Solidarności mazowieckiej.

Związkowcy DPS w Bończy od 2019 roku przynależeli do Międzyzakładowej Organizacji Związkowej Solidarność przy DPS w Wygnanowicach, gdzie Małgorzata Guz była przewodniczącą od 2021 roku.

 – Jesienią 2021 dwudziestu jeden pracowników DPS w Bończy zapałało nagle miłością do NSZZ „Solidarność” i lawinowo postanowili zapisać się do Międzyzakładowej Organizacji Związkowej [red: przynależnej do Regionu Środkowo – Wschodniego w Lublinie] – czytamy w piśmie skierowanym w styczniu 2023 przez MOZ NSZZ Solidarność przy DPS w Wygnanowicach do Piotra Dudy, przewodniczącego Komisji Krajowej NSZZ Solidarność.

W efekcie konfliktu MOZ usunął nowych członków ze związku, a decyzję podtrzymał Zarząd Regionu Środkowo-Wschodniego Solidarności.

 Wykluczeni związkowcy nie poddali się i postanowili zapisać się do Solidarności w Regionie Mazowsze, który przyjął pracowników DPS w Bończy. W sytuacji, gdy „nowi” związkowcy zarejestrowali się w Mazowszu, inni formalnie nie mogli być członkami lubelskiego. Związkowcy zarejestrowani w regionie lubelskim zgodnie ze statutem w ciągu trzech miesięcy powinni zmienić przynależność.

Odeszła z Solidarności, a wraz z nią 108 osób

Małgorzata Guz mówi nam, że nie mieli oni czego szukać w regionie Mazowsze, gdyż tamtejsi związkowcy nie zaangażowali się w pracę Zespołu, nie uczestniczyli w pikietach, nie czuli potrzeby zmian. Odeszła więc z Solidarności, a wraz z nią 108 osób.

– Tworząc Zespół Lubelszczyzny i organizując te wszystkie pikiety i wejścia na sesje, nie spodziewałam się, że doznam tylu krzywd i taka spotka mnie sytuacja. Nagle zostałam w pewnym sensie przymuszona do opuszczenia szeregów Solidarności. Mój wybór i pracowników, którzy stawili opór pracodawcy, polegał na tym, że albo zostajemy w związku, który tworzy grupa pracowników zależnych od pracodawcy i zostajemy przeniesieni pod Mazowsze, albo tworzymy swój nowy związek – mówi Małgorzata Guz, która postanowiła założyć nowy związek.

– Dzisiaj jesteśmy zrzeszeni i zarejestrowani w czterech DPS w: Związek Zawodowy Pracowników Domów Pomocy Społecznej – dodaje.

Brak komentarza „Solidarności”

Długo staraliśmy się uzyskać komentarz w sprawie od przedstawicieli Regionu Środkowo-Wschodniego lubelskiej Solidarności. 19 kwietnia wysłaliśmy maila z zapytaniem o zaistniałą w Solidarności sytuację do rzecznika prasowego lubelskiej solidarności. Wiadomość pozostała bez odpowiedzi. 8 maja skontaktowaliśmy się telefonicznie z rzecznikiem, który odesłał nas do Marka Wątorskiego, zastępcy Przewodniczącego Zarządu Regionu, który w strukturach Solidarności odpowiada za DPS-y. Tego samego dnia udało nam się telefonicznie skontaktować z Wątorskim. Po dość długiej rozmowie Wątorski zapewnił, że oficjalne stanowisko prześle drogą mailową. Do dziś nie otrzymaliśmy jednak stanowiska Solidarności, nie udało nam się też ponownie skontaktować z Markiem Wątorskim.

Akt oskarżenia

Odejście z Solidarności to nie koniec problemów. Małgorzata Guz zmaga się z problemami natury prawnej. Ma postawione prokuratorskie zarzuty związane z poświadczeniem nieprawdy w celu osiągnięcia korzyści majątkowej, wyłudzeniem publicznych pieniędzy oraz fałszowaniu dokumentacji, podczas gdy równolegle pracowała w DPS Bończy i dorabiała w Klubie Seniora w innej Gminie. Nie przyznaje się do zarzucanych jej czynów.

Małgorzacie Guz prokuratura w Krasnymstawie zarzuca, że podczas gdy od września do grudnia 2019 pracowała w Klubie Seniora na umowę zlecenie, wprowadziła Urząd Gminy w błąd, co do realizacji umownych zobowiązań i doprowadziła do wypłaty nienależnego wynagrodzenia. Kwota, na jaką Małgorzata Guz miała oszukać Urząd Gminy, wynosi około 3 tys. zł.  

Nie żałuję! To, co robiłam, było potrzebne

Czy żałuje tego, co zrobiła dla Solidarności i pracowników DPS-ów w całym Regionie?

– Nie, takiej decyzji nie żałuję. To, co robiłam, było potrzebne i zapoczątkowało lawinę zmian w DPS, które są w trudnej sytuacji. Pracownicy od wielu lat są źle traktowani przez przełożonych, a każda podwyżka płacy oznacza wzrost płatności dla naszych podopiecznych umieszczonych w DPS. Ten wadliwy system wymaga zmian. Niestety cała sprawa przybrała bardzo niekorzystny obrót dla mojej osoby, włącznie z donosem do prokuratury zrobionym przez mojego pracodawcę. A ciekawe jest to w sprawie, że Urząd Gminy, dla którego świadczyłam pracę w Klubie Seniora, nie czuje się w żaden sposób oszukany, a cały akt oskarżenia jest oparty na tym, co przedstawił mój pracodawca z DPS. Na zakończenie mogę dodać, że w całej sprawie zabrakło SOLIDARNOŚCI w „Solidarności” – podsumowuje Małgorzata Guz

Natalia Račaitis

Źródło; Lublin 24 pl

22
3

Obrazek wart 1000 słów. Start 1944 Krasnystaw⚽️ zdobywcą Pucharu Polski okręgu lubelskiego

Marek Nowosadzki „kierownik odzieżowy” Startu przyjmuje gratulacje…Marek ten sukces zawdzięczamy twoim dresom!!!

 Starosta Leńczuk słynie z dawania „dobrych rad” które źle się kończą. Dlatego krzepki karateka i radny miejski Brodzik siedzi obok niego. Pilnuje żeby ten nie zaczął „doradzać” piłkarzom Startu…

 

Robert Kościuk i do tego Burmistrz jak trzeba może zostać kibicem. Po minie widać, że dopiero uczy się tego fachu…

Zdjęcia pochodzą z posta

 

 

 

20
1

Obrazek wart 1000 słów. Zarząd powiatu na „Bitwie Regionów” a Leńczuk udaje, że „wszystko gra”(!?)

 

Zdjęcie pochodzi z posta

Fotografia pochodzi z Bitwy Regionów podczas dni Krasnegostawu… Bitwa Regionów jest konkursem kulinarnym, gdzie Koła Gospodyń z terenu powiatu rywalizują tym, co upichcą. Zarząd powiatu miał również brać udział w zawodach i wystawić swoje stoisko, ale z niewiadomych przyczyn nie doszło do skompletowania załogi. Na fotografii widzimy Andrzeja Leńczuka stojącego między poseł Teresą Hałas, a radną powiatową i prywatnie jej córką Justyną Przysiężniak. Zdawałoby się, że wszystko jest w najlepszym porządku, ale to złudzenie optyczne, albowiem Leńczuk „zakradł się” i wyszło ze stoi ot tak… Te zabiegi z jego strony to nic innego jak próba zatarcia niemiłego wrażenia z ostatnich miesięcy, kiedy zaparł się własnej posłanki i dobrodziejki, bo Rysiek Madziar zapiał nawet nie trzy razy, ale tylko raz… a on poleciał do niego jak panna do ułana z obrazów Kossaka. Nasza „Apokalipsa z Gloria Vitae”, jak widać, wzięła sobie swój nietakt do serca i próbuje nawiązać z Tereską jakiekolwiek kontakty. O złośliwościach Leńczuka już nie mam ochoty pisać i odsyłam do swojego felietonu z maja pt.; Człowiek Kultury w pełnej krasie… Również w ostatnim numerze Nowego Tygodnia jest spowiedź Leńczuka, który się tłumaczy, ale, tak że boki zrywać. Twierdzi, że wszystko jest w jak najlepszym porządku i Teresa Hałas jest „jego posłem”. Tylko że fakty temu przeczą, a jego są i owszem tylko głupoty, które popełnia co rusz.  A na koniec tego wątku to wedle znawców zjawisk atmosferycznych ten deszcz, który padał w sobotę był znakiem, że to niebo płacze nad Leńczukiem.

Trzeba zauważyć, że pięcioosobowy rząd powiatu talenty kulinarne posiadł w stopniu mistrzowskim… I tak ; radny Marek Nieściory specjalizuje się w pieczeniu tzw. pieczeniarstwo, tak jak on uwędzić, czy upiec swojego interesu nie potrafi nikt! Siostra Anastazja co pisze książki o gotowaniu mogłaby za nim brytfannę z rożnem nosić… Jego szynka macerowana zwana „zięciowską” znana wszem wobec. A peklowana polędwica w jałowcu i z cukrem palce lizać. Ta dla odmiany zwie się „nepotka”. 

Natomiast Jasio Mróz; serce oddał owocom jezior i stawów. Przeto inaczej być nie mogło i zakochał się w zupach rybnych. Przez dietę umysł ma dość jasny i myśli klarowne ale jego działania czasem przypominają łososia w drodze na tarło. Innym „kucharzom” idzie pod prąd i bywa, że nie zawsze dociera do celu…

Piotrek Suchorab na co dzień cichy i spokojny, zdawałoby się zagubiony. Z całej piątki najmniej obdarzony talentami kuchennymi. Aczkolwiek w dymie wędzarki Nieściora swoje uwędzić potrafi. Gdyby dać mu w ajencję budę z kebabem, po jakimś czasie rozdawałby je „co łaska”. U poprzedniego „kucharza” Szpaka dorabiał jako kuchcik – pomoc kuchenna i otwierał okna. Czynność w „kuchni powiatowej” istotna, ale to mógł robić byle kto. Jemu się zdarza nie czytać do końca tego, co podpisuje.  Tak naprawdę Suchorab specjalizuje się w kompotach… A śliwkę potrafi wrzucić do niego z wierzchołka komina ciepłowni Krasnostawskiej Spółdzielni Mieszkaniowej ale kompot musi stać na środku „chmielnika” To jedyny warunek.

Nowosadzki „łapserdak z Piekarskiego” obdarzony takim talentami kulinarnymi, że żadna szanująca się gospodyni w kuchni bez niego obyć się nie może. On jest jak rękawica do piekarnika albo pstrokaty fartuszek lub makatka z jeleniem na rykowisku. Po prostu takie cudo jak on musi w „nowoczesnej” kuchni być. Marek doskonale roznieca i podnieca „ogień”. W Muzeum Regionalnym, gdzie przez trzy lata grillowano dyrektora Andrzeja Gołębia sam paliwo donosił i pilnował temperatury. On, nie chwaląc się był jednym z „podpalaczy” To rzadkiej próby talent, bo potrafić jedną zapałką… i nie ma znaczenia, czy to muzeum, stacja paliw, czy skład amunicji. Poza tym specjalizuje się w gotowaniu jaj na miękko, i to jego danie PO-PiS-owe. Ponoć jak je gotuje, to płacze i chwali się, że jeszcze nigdy żadnego nie rozbił. Czasem korzysta z „cateringu” i innych jadłodajni, ale, tak żeby inni nie widzieli. Długo gotował u Szpaka ale niektórzy twierdzą, że tak na prawdę był tam kelnerem. Bywa i, tak że cudze przepisy przypisuje sobie. Kiedy coś przypali albo spali na węgiel to zamiast przyznać się do błędu wszystkim wmawia, że tak ma być, bo tak jest w przepisie… który gdzieś się akurat zawieruszył. Ogólnie po kuchni porusza się z gracją, ale nikt się tym, co serwuje nie najadł. Zwolennik kuchni molekularnej i kremów, sosów oraz blendowania wszystkiego w jedną pulpę. Ponoć ta skłonność wynika z tego, że łatwiej ukryć składniki i ich nie pierwszą świeżość… Lubi napuszczać szefów kuchni na klientów i odwrotnie…

Leńczuk to już jest coś, co się wymyka wszelkim kryteriom! W gotowaniu nie patrzy w przepis i wszystko robi, kierując się „swoim rozumem”. Zaczyna sernik, a finalnie wychodzi mu z tego pieróg biłgorajski ze śliwkami w musztardowym sosie. A w smaku są to gęsie pipki ze śledziami po kaszubsku. W ten sposób chce zadowolić wszystkich i pozwala, żeby inni grzebali mu w garach. Poprzez to notuje największą ilość zatruć i ucieczek od stołu. Temperamentem kuchennym przypomina flaki albo kluski leniwe. Ponoć przypala wodę na herbatę. Pod każdym względem jest nowatorski. W Muzeum Regionalnym upiekł gołębia nadzianego obietnicami… do dziś mają tam refluks oraz zgagę i mówi, że jeszcze coś im ugotuje. Jak ognia boi się „sanepidu” Teresa Hałas na szczęście nigdy nie siada z nim do stołu, ale on chce dla niej gotować. W kuchni nie nosi czepka! Z ryb uwielbia sumy takie ponad 15 800. Teraz chce gotować dla Ryśka Madziara, bo przez żołądek do serca najbliżej, ale w ten czwartek na „sesji” może wpaść właśnie „sanepid” i nie przedłużyć mu pozwolenia na prowadzenie całej pożal się boże garkuchni. Tak że takie są te nasze Gordony Ramsaye, Wojciechy Amaro i Gesslery. Takich mistrzów patelni i chochli ze świecą szukać, ale od nich nic do ust nie brać jak ci obywatelu życie i zdrowie miłe.

 

21
1

Jeden obrazek wart 1000 słów. Kuropatwy z PZK złapane w fotopułapkę czyli wybory niebawem!

Kiedyś na wsi starzy ludzie mówili, że jak kuropatwy zbijają się w kupy, to idzie zima i będzie sroga. W polityce też występują podobne zachowania i dowodem na to; poniższe zdjęcie-ujęcie. Widać na nim „kuropatwy z PZK” pięknie zbite w malownicze stadko, bo dla nich wybory to czas srogi jak zima, a te niebawem. Temperatura wtedy skacze jak oszalała i raz się robi gorąco, bo nie ma kto pomóc wieszać plakatów, a raz lodem wieje, bo się ktoś z komitetu wypiął i obraził. Poza tym w czasie zimy – wyborów baławanów, ile dusza zapragnie szczególnie przy urnach. Można też się i poślizgnąć jak się wywali sporo kasy, a mandatu nie ma. Występuje też „goło leć”, to jest wtedy jak się ma ochotę, a nie ma listy.

 

 

Zdjęcie pochodzi z posta

Tu widzimy od prawej radnego Brodzika z miasta. Radny to uznany karateka, krasnostawska odpowiedź na Brusa Lee. Tyle że zmienił trochę styl, gdy poszedł do polityki i do karate zaadoptował niektóre chwyty z zapasów i wolnej amerykanki. Czasami i polityczna sztacheta znajdzie się w ruchu, ale jak wyżej; to polityka. Najbardziej u Brodzika rzucał się w oczy wąs Małyszowy i czupryna prawdopodobnie skradziona kiedyś Jakubcowi. Jakubiec kradzieży nie zgłosił tylko dlatego, że na kolegę nie doniesie. Brodzik w PZK jest tak długo, że pamięta Jakubca z włosami.

Drugi to mój autentyczny ulubieniec Janusz Rzepka alias „Stryj Janusz” dyrektor Powiatowego Urzędu Pracy w skrócie PUP. Złośliwi mówią, że Janusz siedzi w pupie… ale inni bardziej optymistycznie nastawieni do jego miejsca pracy dodają, że tylko do 15 i co to niby za zarzut w obec tego, że niektórzy siedzą w PIP. Ale tego skrótu ze względów estetycznych „upotoczniać” nie będę. Ciepły miły gość i „dobre chłopisko co do pracy ma blisko” ten Janusz. Ilekroć zajrzę do niego to nigdy nie proponuje mi jakiejś roboty, ale dobre słowo i zawsze coś do picia. Cieszy się na te wizyty, a jest w tym naturalny, bo tak się udawać nie da! Taki z tego wniosek, że nikt od niego nie wychodzi z pustymi rękoma, bo jeśli nie ma roboty, to na pewno znajdzie się filiżanka czegoś … Przy okazji pięknie realizuje biblijną zasadę „bezrobotnym obiecać, a jak bezrobotny łaknący, to go napoić” Janusza wszyscy by chcieli mieć na listach, bo jest jak miejski świadomie bezdomny kot. Wszyscy go głaszczą i karmią, bo go lubią i, mimo że bezdomny to nie opłaca mu się mieć jednego właściciela, bo skoro ma się tylu przyjaciół, to każdy coś przyniesie smacznego… Jest tak lubiany, że może z ulicy wejść na cudze wesele i nikt nie zapyta, czy on od pana młodego, czy od panny. „Rzepka Janusz”, bo tak w całości brzmi jego nazwa handlowa lubi bardzo zwierzęta i jak kiedyś chodził do pracy, to wychodził dwie godziny przed otwarciem urzędu, bo się musiał przywitać ze wszystkimi psami po drodze i musiał wygłaskać wszystkie koty. Na rynku najdłużej stał, bo nakarmić tyle gołębi to trwa! Lubię go w sumie, bo… bo czemu nie, a poza tym to przeciwieństwo Nowosadzkiego!?

A tego ancymona, szałaputa staram się nie znienawidzić co nie jest łatwe. Trzeba mu przyznać, że poprzeczkę podniósł mi w tej dyscyplnie tak wysoko, że tam to już latają tylko odrzutowce. Tu na fotografii siedzi z brzegu, i to nie jest przypadek, bo Marek wszędzie jest „z brzegu” Zawsze gdy jestem w starostwie to do niego zajrzę, a to jest stały punkt wycieczek i nie tylko moich. Marek na mój widok udaje, że się cieszy i nawet dobry w tym jest! Lepszy niż Seweryn ten aktor dramatyczny, co to ostatnio chciał prz… ebać faszystom, ale że ich nie znalazł to chciał lać Orbana i Trumpa. Tak udawać radość, to jest majstersztyk. Ale nigdy mi niczego nie proponuje jak Rzepka. Potem pyta co słychać i ja mu odpowiadam, że ze względu na umiejscowienie tego gabinetu to on ma przegląd informacji jak portier w Mariocie albo babcia w kiosku „Ruchu” między gazetami i niech mnie nie złości, bo wszystko wie. To wtedy on się śmieje… Jeszcze potrafi wyrażać się o Leńczuku na głos, żeby wszyscy słyszeli per „szef” Wtedy mnie nie pozostaje nic innego jak na głos odpowiedzieć, żeby również wszyscy słyszeli, że szefa to ma Nowosadzki i ten cały Leńczuk na Poniatowskiego, a nie w gabinecie z naprzeciwka. Tam to, co najwyżej może siedzieć przedstawiciel „Estrady Polskiej”, bo starosty to my nie mamy i ten co go udaje to tylko pisze wnioski na koncerty! A i jeszcze mu przypominam, że na Poniatowskiego w biurze poselskim dostał „piernacz pułkownikowski” i „patent oficerski” On nie zaprzecza, bo wie, że to niewygodna prawda dla niego, ale lubi te historyczne aluzje… Marek nie ma dystansu do siebie i za życia chce zostać pomnikiem. PZK istnieje tylko dla niego, bo jego na listę nie weźmie nikt. W jego interesie jest istnienie całego przedsięwzięcia…

No i na koniec ostatnia „kuropatwa” Wicio Boruczenko… adoptowany w ostatnich wyborach z Łopiennika. Chłopisko wielkie jak niedźwiedź… nie jest głupi, ale też nie chce odważyć się być mądrym. Przewodniczący Rady Powiatu, który niestety poziomem prowadzenia obrad dostosowała się do całej rady. Jednym słowem nędza i upadek. Próbował Boruczenko, ale mu na tym stanowisku wybitnie nie wychodzi i wypada go podsumować takim spostrzeżeniem. To jest niedźwiedź cyrkowy, który uciekł do lasu i sobie w nim nie radzi…

 

26
7