Z władzy trzeba korzystać póki się ją ma

 

Czy są jakieś pytania? Nie ma… to przechodzimy do następnego punktu i tak prawie przez 55 minut sesji rady powiatu mruczał sobie przewodniczący Piwko w ostatni czwartek 27 czerwca. Mruczał jak najedzony kocur taki tłusty jak kiedyś napisali w „Nowym Tygodniu” chełmskiej gazecie dla krasnostawiaków.

Taka to sesja, na której roboty wcale nie miał, czyli ideał socjalistyczny sięgnął zenitu i tak już będzie do końca kadencji. Piwko swego czasu był wielkim orędownikiem idei zza wschodniej miedzy, ale że lewicę krasnostawską ogryzł do samiutkich kosteczek i nawet własnemu psu nic nie zostawił to się tylko on ostał i jeszcze mu się ziściło. Sesja, żeby nie było to nie jakaś tam poślednia! Ona najważniejsza w „roku liturgicznym”, bo absolutoryjna. A na takiej jest debata nad raportem o stanie powiatu. Dyskutować jednak nikomu się nie chciało, bo cóż tu opowiadać. Czym się chwalić? Chyba tym, że pierdołowaty PiS oddał władzę ormowsko esbeckiej koalicji, a Nowosadzki znów jest po „właściwej stronie” i chłepce melasę, aż miło popatrzeć, ale to byłoby niemerytoryczne.

Opozycja nie istnieje

Opozycji w radzie nie ma praktycznie żadnej. Jeszcze na tej sesji dwóch radnych z PiS Cichosz i Szewczyk było nieobecnych. Ale czy z Cichoszem, czy bez Cichosza PiS jest taki sam, czyli pierdołowaty, bezwolny, nijaki, jednym słowem – gradobicie. Szewczyk… a to już jest zupełnie coś innego i widać, że on wie, czym kaczor wodę pije… To jest rolnik z Krupego i z niego jak z tej mąki może być chleb. To radny pierwszej kadencji i świeży jak Miciuła w mieście, a ile wart to się okaże tylko trzeba poczekać.

Grubsza sprawa z tym szpitalem!

Leńczuk próbował nawet kontratakować, ale „koń pod nim okulał” i na nikim to nie zrobiło wrażenie, bo coś tam sobie bajdurzył o środkach na kulturę. Wspomniał jeszcze o istotnej rzeczy i chyba świadomie, ale nikt go nie wsparł. Zwrócił uwagę na fakt, że Szpak w swoim sprawozdaniu mówił o spotkaniu w Lublinie dotyczącym służby zdrowia.

To jest grubsza sprawa, bo już od jakiegoś czasu tłucze się pomysł łączenia szpitali, a przy łączeniu różnie może być. No i jak się wróci pamięcią do czasów, kiedy Szpak ściągał Grabczuka i obaj pajacowali przed szpitalem z czerwonym nochalami, bo akurat zima była, plotąc, że niby szpital na zakręcie to aż się człowiekowi błogo na duszy robi. Janusz, gdy już „rządzi” to jemu wypada zapomnieć, na co się „oburzał”, kiedy był w „opozycji”. Jemu już lekarze z Ukrainy nie przeszkadzają i nawet ich polubił, ale…żeby tak było to trzeba było „oddać mu zabawki”, czyli władzę.

Łączenie, co zaważył Leńczuk może wiązać się z likwidacją nierentownych oddziałów. I jak Bóg na niebie „zamkną nam niechybnie familijny oddział Janeczka”! Na nim najwięcej rodziło się nie dzieci, a głupich pomysłów takich – jak dopiec Teresce albo Gołębiowi. Czy – co z napisem na tablicy, i to było w czasach, gdy Janeczek był radnym, gdyby ktoś nie pamiętał. Wiadomo! Dzieci mało, czasu dużo, a doktory jak dzieci podczas deszczu się nudzą… a jak się nudzą to wymyślają.

Siedzący obok Leńczuka pisowiec Nieścior „Minister Oświecenia Powiatowego vel przewodniczący komisji oświaty i kultury” milczał w najlepsze. Oklapły był i bez życia. On już jedną nogą w koalicji rządzącej powiatem, tak półoficjalnie. A doprawdy szczegóły tego, jak ministrem został ciekawe, zabawne i takie krasnostawskie, czyli nic górnolotnego. Wydusił tylko z siebie zdanie, że komisja przyjęła raport jednogłośnie, i to dobre jak na niego.

Obniżone kryteria

W takiej sytuacji, kiedy opozycja leży na łopatkach i ledwo dycha to wymagania stawiane przewodniczącemu rady powiatu zredukowały się do niemalże zera, nie to, co kiedyś! I jedyną umiejętnością, jaką musi się przewodniczący wykazać jest płynne czytanie oraz na tyle sprawności fizycznej, aby wgramolić się na piętro. W tej materii Marek Zdzisław „Trzecie Piwko” nie zawodzi i, jak widać, czytać potrafi. Podobno takiej biegłości w trudnej sztuce składania liter nabył w czasach, gdy chodził na kontrole do Muzeum Regionalnego. Musiał czytać wszystkie dęte i wyssane z własnego dużego palucha u lewej nogi zarzuty. Co prawda to przebywanie w otoczeniu ówczesnego dyrektora Andrzeja Gołębia i w szacownych murach jednostki z historią ciut oszlifowały proletariusza z CIS. Jednak nie na tyle, by wyzbył się durnych pomysłów na betonowanie chmielnika w mieście które od 50 lat organizuje Chmielaki. I jak w takich okolicznościach nie mówić, że podróże trochę kształcą, choćby tylko do muzeum?

Zdjęcie pochodzi z posta. Jak widać rozumieją się bez słów i poznają po zapachu. Ten z lewej to wkrótce nowy członek prezydium rady w powiecie…

Jego poprzednik Witold „Misiek z Łopiennika” Boruczenko oprócz czytania musiał jeszcze posiadać umiejętności z zakresu „poskramiania dzikich zwierząt i panowania nad rozszalałym tłumem”. Ileż to razy przywoływał do porządku radnych. Dla odmiany Piwko nie musi robić nic, bo akurat ci, co najwięcej „dymili” w poprzedniej radzie dziś mają „zabawki oddane” i siedzą spokojnie, bo „rządzą” albo przynajmniej tak im się wydaje…

Chodakowska u Piwki

O kondycję radny również i należycie dba, bo przecież w kampanii wyborczej lansował się jako najaktywniejszy rady albo jeden z najaktywniejszych. Dlatego wierny zapewnieniom dba o tężyznę co uwieczniły aparaty z miasta, bo Marek Zdzisław został przyłapany na gorącym uczynku, gdy leży prawie w pozycji horyzontalnej na leżaku w strefie kibica i jak wisi na barierce w tej samej strefie. Jak mówią na mieście ten morderczy trening podobno rozpisała mu sama Chodakowska…

Ciemne strony 

Ale są i ciemne strony przewodniczenia radzie, które bardzo dotknęły Marka Zdzisława… Teraz już nie może napychać się bezkarnie paluszkami. Argusowe oko kamery gapi się w niego i musi trzymać fason. Dlatego paluszki są bezpieczne, a Markowi cieknie ślinka i burczy w brzusiu… Pstrokatych portek też nie założy, bo nie wypada, choć z nim to nigdy nic nie wiadomo. Na składanie wiązanek w zeszłym roku zestroił się jak pierrot albo stażysta z cyrku.

Są jeszcze te pieniądze, które „Trzeciemu Piwkowi” nomen omen przelewają za sprawowanie funkcji, a są to te oprotestowane przez niego samego 3 lata temu pamiętnej jesieni 2021 roku, kiedy podnosili sobie diety. Wtedy nasz postkomuszek wrzeszczał na cały regulator, że to rozbój w biały dzień. Teraz gdy wszystko ucichło i piana na piwku opadła, a on został przewodniczącym to te same pieniążki co je oprotestowywał bierze w najlepsze. Obecnie to jest godziwa zapłata za trud, znój i wszelakie niedogodności. Tak sobie pewnie to tłumaczy…

Tak że rysuje nam się wielce obiecujący obraz kadencji, gdzie póki co PiS jest w rozsypce. Ale jest jeszcze furtka prawna z której można wyciągnąc dodatkowy grosz.  Piwko powinien w tajnej bazie Koalicji UB – ywatelskiej na strzelnicy w Borowicy wyszkolić swojego psa. Musi tylko nauczyć go właściwych komend. A choćby : bierz Leńczuka!  Zostaw Cichosza, bo to kolega z ARiMR. Nieściora nie ruszaj, bo to swój !  A to wszystko po to by warował przy prezydialnym stole i dbał o porządek obrad.  Powiat winien mieć maskotkę i ma być uśmiechnięty i kto powiedział, że nie psim pyskiem. Wystarczy zmienić statut powiatu i psa wciągnąć na listę płac. Obecna koalicja ma już doświadczenie w tej materii, bo z Frąca Mariusza bez większych ceregieli zrobiła etatowego członka zarządu. To co tam dla nich pies. Z władzy trzeba korzystać póki się ją ma.

 

 

 

29
3

Pilot od klimatyzacji czyli nagonka ruszyła

Ze zmierzwioną czupryną i ogniem w oczach, ale na szczęście bez skarpet do swoich „nieśmiertelnych sandałów” przemówił głosem pełnym oburzenia 20 czerwca na sesji rady miasta Krasnystaw „krasnostawski Michnik” redaktor Romek Żelazny i znów mu nie wyszło…

W oratorskiej pasji przegonił samego Św. Pawła, bo wielkie słowa o demokracji i wartościach leciały jak „gówno z barana” i tylko jednego Turzynieckiego docenił, a reszta do kąta i klęczeć na grochu.

Romek w krasnostawskim zaścianku zwyczajnie się dusi, bo Lublin to może by go zrozumiał, ale to miasto na lessowej skarpie dla niego piekłem na ziemi, a ci ludzie zaściankowi tacy jacyś i słuchać go nie chcą, a on ma im tyle do powiedzenia. Do tego Romek na starość jeszcze bardziej się zradykalizował i uwierzył w to, że ma jakąś misję akurat tu na dzikim PiS-owskim wschodzie. PiS-u to tak nie lubi jak kiedyś dzieci tranu. 

Okazję ostatnio wydybał, aby zaistnieć i dać wskazówki nieopierzonej radzie miasta i burmistrzowi „prawie PiS-owcowi przez te zdjęcia z Madziarem”. Akurat w ratuszu 20 czerwca trafiła się sesja, a na niej ta nieszczęsna debata nad raportem o stanie miasta. Dla Romka to wymarzone warunki do rezurekcji…

Trzeba wiedzieć, że nasz „cadyk w sandałach” ma spory udział w sukcesie wyborczym burmistrza Miciuły, ale to go jakoś nie uskrzydla i ciekawe dlaczego? W swoim pisaniu w czasie kampanii okładał go tak „fantastycznymi” zarzutami, że zamiast go zdruzgotać to, uczynił zeń burmistrza z rekordową różnicą głosów nad przegranym Kościukiem.

 „Efekt Madziara” był taki, że ludzie po przeczytaniu głosowali chyba Romkowi na złość, bo takie tam były głupoty, że średnio rozgarnięty wyborca wyczuwał instynktownie, że to fantastyka. Bo jakim cudem jeden człowiek w tym wypadku kandydat Miciuła mógł tyle narozrabiać i jeszcze wystawić się pod publiczny osąd? No chyba, że to wszystko na potrzeby kampanii wyborczej i jak tak to wszystko jasne.

My przy okazji dowiedzieliśmy się po raz kolejny, że Madziar źle użyty szkodzi. Kiedyś pogrążył krasnostawski PiS, a teraz Romka. To właśnie po tej operacji obrzucania gównem Miciuły, nasz Romcio zamilkł i co najwyżej dreptał czasem zamyślony i strapiony po miasteczku, myśląc sobie „i co ja żem biedny narobił”. Nawet pedałować siły nie miał swoim bicyklem. Tak się chłop zapadł w sobie jak dach na dziadkowej stodole.

Przez to publicznie nigdzie go widać nie było, aż do 3 czerwca. Wtedy pierwszy raz nasza „etyczna latarnia w sandałach” ukazała swoje umęczone oblicze na sesji rady powiatu, siedząc pod oknem sam, jak ten palec emerytowanego pracownika tartaku. Ale do miasta to już zebrał się w sobie i wdał w dyskusję, choć nie bez pewnych obiektywnych trudności. Jak przymaszerował to od razu zrobił się problem, bo chciał tak po prostu, żeby mu dali głos! Bo on jest Romek bywalec salonów co ma zdjęcia z Michnikiem, Mazowieckim i innymi cymbałami.

Przewodniczący Wilkołazki, który z Romkiem ma stosunki bardzo serdeczne, a nawet kumpelskie, bo obaj wierzą, że w Europie tylko spadkobiercy Adolfa wiedzą, co jest dla Polski najlepsze publicznie musiał zachowywać powagę stanowiska. Zaczął cierpliwie tłumaczyć, że przepisy stanowią o tym, że aby wziąć udział w debacie nad raportem to należy wcześniej zebrać 20 podpisów i przedłożyć je stosownym organom. Jakby tego nieszczęścia było mało, to sekretarz miasta powtórzyła to samo.

Romek na takie porządki oburzył się, bo w oburzaniu to ma wielkie doświadczenie, albowiem przez 8 lat rządów PiS doskonalił się w tej sztuce… Ale jak mu już ten upragniony głos w wolnych wnioskach dał Wilkołazki na całe 5 minut ewidentnie po znajomości i ze strachu, żeby mu tam Romek w tej swojej gazetce nie nawtykał, to wylał żale. To była prawdziwa kaskada i uczta pustosłowia, a szczególnie jak się pamięta co Romek wypisywał w kampanii wyborczej. Inaczej o tym powiedzieć nie można jak – nie ważne co mówi tylko ważne kto…

Te darowane 5 minut wykorzystał jak rozemocjonowana głowa pozwoliła i najpierw ucieszył się z faktu odmłodzenia rady, a potem zauważył, że w niej dużo kobiet. Doszedł do wniosku, że taki parytet spowoduje, że rada wypłynie wyżej. Nad debatą o stanie miasta bardzo ubolewał, że ona chaotyczna i kierownik inwestycyjny więcej wie niż całe kierownictwo, a tylko jeden Turzyniecki wie, o czym mówi.

To nawet prawda, ale kiedy kierownictwo miało nabyć wiedzy? To Romek nie wie, że „nie od razu Wyborczą zbudowano”? Miciuła burmistrzem jest od niespełna 2 miesięcy. Oczywiście, gdyby burmistrzem został Wilkołazki to nie byłoby całej dyskusji, albowiem Marcin doskonale się w tej materii orientuje. Tworzył ją i kreował, ale że w momencie krytycznym dał drapaka w maliny, to jest, co jest. A Romek wyzłośliwia się, bo nie tak miało być, a on przecież robił co mógł, żeby burmistrzem był, kto inny…

W tej całej gadaninie rykoszetem oberwali Krasnostawianie, bo mają większości i jeśli już ktoś zadawał chaotyczne pytania, to właśnie oni… ale tego Romek nie chciał zauważyć mimo sprawnego słuchu i okularów na nosie.

A to, że mu nie dali głosu, jak chciał w czasie debaty straszliwie skrytykował. Powiedział, że radni tylko chcą głosu obywateli przy urnach, a później to już nie, i to jest bardzo niedemokratyczne i jego zdaniem to kneblowanie! O, i to jest ciekawe, bo trzeba wrócić do czasu, jak Romek pisał o Miciule w swoich „panegirykach”. Gdzie wtedy była demokracja i jej prawa? Czy pozwolił odnieść się na swoich łamach Miciule do szkalujących go zarzutów? Oj, chyba nie!?

A dziś Romek po tym wszystkim, jak gdyby nigdy nic na pierwszej linii w walce o demokracje i z gębą pełną frazesów. Krótka ma Romcio pamięć, a przecież to było zaledwie kilka miesięcy temu…

Romek, jak wprawny mówca, aby szyku dodać to się sam nobilitował na potrzebę dyskusji, bo chyba chciał zrobić na zgromadzonych większe wrażenie i powiedział, że on jest głosem społeczeństwa. Ciekawe, co społeczeństwo na to?

Mimo wszystko to piękna figura retoryczna, ale ciekawe, kto mu dał glejt na takie oberki. Ale jak się zerknęło na to jak się ten głos społeczeństwa prezentował przed kamerą w pomiętolonej pomarańczowej koszulce to się człowiek zastanawiał, czy społeczeństwo nie zasługuje na lepiej skrojonego herolda. I wypada dopytać, czy ten paradny strój reprezentuje dolne, górne czy środkowe warstwy społeczeństwa. Gdy się powołuje na wartości i tarabani na obrady organu przedstawicielskiego, a tam reprezentuje wyborców, to wypadałoby się jakoś stosownie ubrać. Może  Nowosadzki, arbiter elegancji mógłby coś Romkowi doradzić w tej kwestii? 

Dalszy przebieg wypadków pokazał, że Romek na sesję przyszedł przede wszystkim, żeby dokopać Miciule i nawet mu się udało! Przez kilka sekund triumfował, by potem wyjść na durnia. A było tak, że Romek śledził każdy ruch i gest Miciuły. No i jak tak to podsumował te obserwacje taką zdawałoby się bezlitosną uwagą i stwierdził, że w polskim parlamencie był nieraz i wiele widział, ale żeby podczas posiedzenia rządu premier chodził po sali i robił sobie zdjęcia to on nie widział, i to mu się nie mieści w głowie!

Rzeczywiście tak było, że Miciuła chodził po sali co wyjaśnił Żelaznemu w ripoście i tylko to się zgadzało w Romka opowieści. Chodził, bo został poproszony o wyregulowanie klimatyzacji przez radnych. A tak się złożyło, że pilot od niej leżał obok niego, a on, jak widać, jest uprzejmy chłopak i jak go poproszono, to nie odmówił. Żelazny na to odpowiedział z głębi sali, że zwraca honor, co zabrzmiał w jego ustach zabawnie jak się pamięta co i jak pisał. Ale Miciuła nie ustąpił tylko  zwrócił mu uwagę, żeby powtórzył do mikrofonu, bo to ważne dla tych, co słuchają transmisji. Romek wyjścia nie miał i posłuchał, a, tym bardziej że go Wilkołazki ponaglił i podszedł do mikrofonu i powtórzył, że zwraca honor, ale dodał tak do końca nie wiadomo, po co, że nie przypuszczał, że w dzisiejszych czasach można pomylić pilot od klimatyzacji z aparatem fotograficznym…

Na zakończenie wypada wspomnieć, że z tymi pilotami w historii było różnie. Niemcy od jesieni1944 szkolili swoich tak by tylko potrafili wystartować. Natomiast Japończycy w akcie desperacji nakłaniali do samobójczych ataków ale żeby pilotem od klimatyzacji próbować walczyć politycznie to tego „jeszcze nie grali” A skoro tak to niechybny znak, że „krasnostawski grajdół” rozpoczął nagonkę na Miciułę w której sięgnie po wszystko.

 

20
10

Kto ważniejszy w mieście i co Pan Bóg na to (!?)

Marcin Wilkołazki jest obciążony wszystkimi grzechami lokalnej elity władzy, a niektóre z nich zaczynają być groteskowe im on staje się starszy. Z tego powodu idzie mu w polityce, tak że można ten „fart” ubrać w ludowe spostrzeżenie „co się polepszy to się popieprzy”.

To nic innego jak skutek pewnej bezsensownej strategii politycznej z góry skazanej na porażkę, a której on hołduje. Marcin słynie z daleko posuniętego kunktatorstwa i na tym polu to tylko lepszy od niego Nowosadzki, bo ten to już we własnej lidze gra. Jakby kto nie wiedział to owo nieszczęście polega na tym, że Wilkołazki wzdraga się przed wzięciem odpowiedzialności za miasto jako jego włodarz i jest w tym postanowieniu cholernie konsekwentny.

W związku z tym tak kombinuje i tak kluczy, aby ustawić się zawsze za tronem, aby odpowiedzialność spadała na tego, kto akurat na nim zasiada. Gdy jest krucho, to on wtedy tylko teatralnie wzrusza ramionami i wzrokiem wskazuje na lokatora tronu, że jak pretensje to do niego, bo Marcin to tu tylko herbatę parzy. Tak było za Kościuka i kręcił nim jak karuzelą. To był chyba szczyt jego możliwości, a za razem triumf „metody”. Jednak elektorat tego uchylania nie pochwala, żeby była jasność.

W ostatnich wyborach tradycyjnie Marcin nie stanął w szranki tylko czekał do końca nie wiadomo, na co. Wielu uważa, że „wahanie” to był cichy układ z Kościukiem polegający na tym, że Krasnostawianie nie wystawią kandydata, by wygrał Robert, z którym tak dobrze im się współpracuje czytaj, którym tak dobrze się kręci. Gdyby to się udało to metoda sterowania zza pleców byłaby prolongowana.

Ale że Marcin nie jest sam w lokalnym grajdołku, a przyroda pustki nie znosi, a on jeszcze sobie do Krasnostawian komunistów nabrał to ci go raz dwa rozpracowali. Dlatego jego wahanie wykorzystał „Krasnostawianin” podporucznik Jelonek, wrzucając mu swojego zięcia przyszywanego Kamila Hukiewicza na kandydata „Krasnostawian” w wyścigu o burmistrzowski stolec. No i piekło zamarzło!

Marcin musiał drżeć co z tego będzie, bo gdyby Hukiewicz wygrał, to jest po Marcinie. W takich okolicznościach liderem Krasnostawian zostałby duet Hukjelonek… A Marcin kończyłby jako krasnostawski odpowiednik angielskiego Jana bez Ziemi, bo byłby Marcinem bez Ziemi.

Opłaciła się ta „febra”, bo Pan Bóg jest w niebiesiech i Hukiewicz odpadł w pierwszej turze, a my żeśmy się przekonali, że Bóg jest antykomunista. A skoro tak to Marcin utrzymał fotel szeryfa razem z gwiazdą. I jeszcze Pan Bóg raz o sobie przypomniał, dając mu 11 mandatów, co jest miejskim rekordem w tej dyscyplinie i boską inwestycją przy założeniu, że Marcin jest rozsądny. Tylko że on się długo tą boską „dopłatą obszarową” nie nacieszył, bo z do dziś nieujawnionych przyczyn poparł przed drugą turą Kościuka i wtedy podobno Pan Bóg parsknął śmiechem, aż się Święty Piotr na bramie drzemiący poderwał na równe nogi. Rozsierdził Marcin przy tym swoich wyborców, bo poczuli się jak durnie, albowiem cały czas wmawiano im zmianę, a tu takie coś!?

Skorzystał na tym Daniel Miciuła, który w drugiej turze zdmuchnął Kościuka jak gromnicę dzięki między innymi głosom, które przeszły na niego po deklaracji wsparcia Kościuka.

Tak że w Marcina ostatnim politycznym czasie przeplatanka – raz gnat, a raz kaszanka. Bo jak mu co Pan Bóg da to on tego nie uszanuje i skrewi, i tak to wygląda. Pan Bóg ważny w tym wszystkim, ale niedoceniany i o tym na koniec. A na dzień dzisiejszy wygląda to tak, że jest Marcin liderem szczęśliwie ocalałym póki co, i to nawet z 12 szablami, bo dołączył do nich osierocony Berezowski Lech od Kościuka, który robi za listek figowy i o tym również na koniec.

Tylko co z tego ocalenia i 12 szabel! Bo, masz ci los! Te sukcesy przyćmił Miciuła Daniel nowy świeży burmistrz, którego ulica „polubia” za to, że jest spoza układu i ma mandat społecznego poparcia, o jakim Wilkołazki może tylko pomarzyć. Dlatego w mieście po wyborach rozgorzała wojna podjazdowa, kto ważniejszy i przeniosła się w media, a sytuacja wygląda na rewolucyjną. Za czasów Kościuka i wcześniej to Marcin rządził w nich, bo burmistrze do mediów nie przykładali większej wagi, ale teraz się zmieniło, bo to kwestia pokoleniowa.

Dlatego Marcin dwoi się i troi, a gazety zaczynają puszczać relację z „aktywnej aktywności” „Krasnostawian” w ilościach hurtowych. Gazety to łykają, bo mają co drukować, ale wartości poznawcze są żadne. Walczy Marcin, a obserwujący mają ubaw, albowiem miałkość tematów i chęć dominacji nad Miciułą jest bardziej niż widoczna.

I tak w dniach ostatnich, bo w sobotę 15 czerwca swoich „Krasnostawian” powołał pod broń i ściągnął na strzelnicę do Borowicy by w środku lasu dali upust pierwotnym instynktom. Strzelali jak Kmicicowa Kompania we dworze w Wołomontowiczach, tylko nie do portretów przodków a tarcz strzelniczych. Dziewek nie gorszyli, ale huk był i groźne miny i cała masa słodziutkich fotek.

Wśród powołanych była nawet Pani Edyta Fidecka, która zmieniła upodobanie i teraz jest Krasnostawianką, bo Trzecia Droga na jej szpilki za wyboista i zbyt kręta oraz dziurawa. Podobno w strzelaniu wybornie jej szło, ale to niechybnie zasługa Nowosadzkiego. Bo jak sobie przypomniała o Marka „zatajonej ręce” w konkursie na dyrektora I LO w 2019 to posłała serię w środek i podobno wołała o następny magazynek…

Na strzelnicy w Borowicy był i podporucznik Jelonek, który na fotografiach ustawił się w głębi, bo wie, że dobry kamuflaż to pół sukcesu i w resorcie uczyli, że ludzi w takiej sytuacji lepiej mieć przed sobą jak za plecami. Ale czy uczył zaproszonych jak szyfrować meldunki na aparacie „Dudek” albo czołgać się pod ostrzałem to tego nie zdradzono, ale wiemy, że na koniec było ognisko i nie z płonących teczek, a takie klasyczne, na którym pieczono kiełbasy i inne frykasy. Jak widać, piękna i doniosła była, to integracja, która trafiła na FB Krasnostawian i do lokalnej prasy. W poniedziałek 17 czerwca można było oczy tym nasycić, tylko co z tego!

Burmistrz Miciuła na drugi dzień, w niedzielę 16 czerwca zapełnił strefę kibica pod przysłowiowy korek. Nasi grali na Euro 24 z Holandią… Ludzi było sporo i jedni stali inni leżeli na leżakach albo siedzieli przy stołach, a Miciuła między nimi z rodziną. Tym zagraniem „ze stałego fragmentu gry” Wilkołazkiego przykrył jak drwa brezentem na zimę. Miciuła nie rywalizuje z Marcinem tylko konsekwentnie robi po swojemu i w swoim rytmie, a Marcina szturmy można zobrazować wchodzeniem po chybotliwej drabinie do domu przez okno na poddaszu, gdy na parterze drzwi otwarte na oścież…

Wcześniej jeszcze w maju tuż po zaprzysiężeniu nowych władz Marcin jako przewodniczący rady miasta miał wzruszającą wizytę duszpastersko – kurtuazyjną u wójta gminy Krasnystaw Wojciecha Kowalczyka. Potem powędrował ze swoją trzódką do sołtysów sołectw wchodzących w skład miasta i tam było to samo. Czyli masa zdjęć z uszczęśliwiania tubylców i wszystko zrelacjonowane na FB.

Dziwili się wszyscy szczególnie po tym nawracaniu Kowalczyka, po co i co to ma znaczyć, bo takich praktyk to nikt nie widział wcześniej. Przewodniczący raczej organizuje pracę rady, a nie wchodzi w buty burmistrza, ale Marcin, jak widać, dopisał sobie do zakresu obowiązków wszystko to co by mu dawało wrażenie, że jest jak burmistrz. W tym miejscu należy wspomnieć, że wszystko byłoby prostsze, gdyby zechciał się zdecydować na start w kwietniowych wyborach. Burmistrzem pewnie by został, a tak musi posiłkować się protezą, którą sam sobie wymyślił i przez to jest wesoło.

Czekać tylko jak zacznie koncelebrować msze z krasnostawskimi księżmi i rozdawać komunię jako szafarz i z tego też będą relację w prasie i FB. A w grudniu koło szóstego, jeśli ktoś zobaczy Marcina, który poddusza na ulicy Mikołaja i zabiera mu worek oraz przebiera się w jego strój to się dziwić nie powinien, bo skoro to uczyni go lepszym od Miciuły, to czemu nie!? Jeszcze Marcina w niejednym kominie zobaczymy jak się przepycha z worem prezentów i może do Miciuły na Olszankę trafi.

Zdolny do wielu poświęceń i zmiany wyznania w imię bycia tym pierwszym. I on tak ma od zawsze, bo dawniej, gdy organizacja Dnia Żołnierzy Wyklętych dawała poparcie to Marcin ochoczo pchał się do obstalunku, a jak trzeba było oprzeć się na byłym esbeku, to też długo się nie zastanawiał. Rozkręca się, jak widać „burmistrz równoległy” i ostatniego słowa jeszcze nie powiedział.

A teraz i na koniec o co chodzi z Panem Bogiem. Otóż trzeba wiedzieć, że Krasnostawianie jako formacja stali się bardzo nowocześni. Niby zdjęcia z chrztu dzieci pokazują i śluby kościelne mają, ale kiedy składali przysięgę przy obejmowaniu mandatu to solidarnie pominęli frazę TAK MI DOPOMÓŻ BÓG. Widać uznali, że bez niego sobie poradzą, a wszystko, co osiągnęli to tylko i wyłącznie ich zasługa. Wielu pośród nich bez doświadczenia i prosto z ulicy i gdyby Bogiem się podparli w takiej sytuacji, to byłoby rozsądne, bo co szkodzi i w dzisiejszych czasach to nawet akt odwagi cywilnej. Ale widać odwagą nie grzeszą i walą z prądem, co może tylko wywołać uśmiech politowania. Istnieje podejrzenie, że rozsądkiem również, bo te wszystkie pomysły Marcina na załatanie jego urażonego ego łykają jak przysłowiowe pelikany i biegają za nim jak na komendę.

Albo może chodzić o coś zupełnie innego, bo może Marcin tak kazał! Nie od dziś wiadomo, że w Krasnostawianach to on jest bożkiem, a gdyby odwołali się do Stwórcy to w stowarzyszeniu byłaby dwuwładza i wtedy, kogo słuchać? Jeśli ktoś wybiera wiarę w Marcina, a nie w boską opatrzność to wypada pogratulować pomysłu i dopytać, czy poza nim wszyscy w domu zdrowi. Wyszło na to, że biografia Pana Boga im nie odpowiada, a ta Jelonka już tak…

Natomiast Berezowski Lech jak wspomniałem jest od Kościuka i przystał do Krasnostawian, ale na Boga się powołał i problemów z tym nie miał. Zapewne w podjęciu takiej decyzji pomógł mu jego wiek, bo jest z pokolenia, które znaczenie wiary rozumie. Marcinowi jeden Berezowski zwrotu religijnego nie zrobi, ale na listek figowy w sam raz…

 

PS. Za to problemu z Panem Bogiem nie ma burmistrz Miciuła i radny Emil Witkowski. Ten ostatni jest z tych Witkowskich, co to nogi nie odstawiają. Być może obaj znają stan kasy, ale ja bym stawiał na pokorę i wartości wyniesione z domu. A zawartość miejskiej kality jest zasługą między innym lidera Krasnostawian, bo przecież w samorządzie jest nie od dziś i z poprzednim burmistrzem wspólnie podejmowali wiele decyzji, w tym finansowych…

44
5

Daniel w jaskini lwów

 

Mnie wypada „lubić” burmistrza Miciułę, bo odważny chłopak, ale przede wszystkim wypada lubić takich, których „nie lubi” Nowosadzki, i to daje masę satysfakcji, bo to dodatkowa „zemsta”. Marek koso na Daniela łypie, bo ten był i ciągle jest odważniejszy od niego. Bez dłuższego wahania zgodził się startować z pozycji zdawałoby się beznadziejnej i wygrał!?

Został burmistrzem… a Nowosadzki „samorządowy paw i narcyz”, jakby powiedzieli piłkarscy kibice przez to, że grać do przodu nie ma odwagi to pałęta się w strefie spadkowej w dole tabeli i jak już coś osiągnie, to tylko dzięki albo „zdradzie ideałów”, albo „politycznej darowiźnie”. Ileż to razy Nowosadzkiego widziano na eksponowanych stołkach, kim to miał nie być! Tam się nawet o Stolicy Apostolskiej mówiło, a tymczasem został apostołem szpaczego układu.

Nowosadzkiemu gadam – bo nie mówię tę prawdę prosto w twarz i obaj wiemy, że tak jest i do tego „przy ludziach”. Ostatnio mu to w gabinecie powiedziałem przy jednej Pani, minę miał, że niby nic się nie stało, ale…

Daniel jest inny od nich wszystkich i daj mu Boże jeszcze syna i żeby mu tak zostało z tą odmiennością na zawsze. Oni to znaczy ta pożal się Boże elita chciałaby, żeby był taki jak oni, żeby do nich przystał. Będą go urabiać, podchodzić i kusić, bo czego jak, czego, ale świeżej krwi to się boją jak diabeł święconej wody, a on był wypadkiem przy pracy. Jeśli już jakaś świeża krew, to najlepsza po transfuzji, którą robią oni sami. Wtedy wskazują, kto się na świeżą krew nadaje, aby nic nie pozostawiać przypadkowi. Przez to zabetonowali się na swoich stołkach na amen i jeszcze trochę to trzeba będzie cmentarz komunalny przenieść na parking pod starostwo, bo wynosić ich z gabinetów będą wprost na niego, tak jak kiedyś śp. Wójta Korczyńskiego. Trochę Danielowi posłodziłem, ale niech tam chłopak ma w tych czasach pełnych zgryzot, fałszu i zawiści. Inny on, świeższy i należy mu się, bo odważnie wszedł, jak biblijny prorok Daniel między lwy, stare, zmanierowane, złośliwe, tłuste koty jednym słowem.

Nie poszedł do polityki po pieniądze, bo ma je z biznesu, który mu się dobrze kręci. Oczywiście w kampanii wyborczej Romek Żelazny wyjaśnił po swojemu jego sukces i gdybym ja tak pisał to na drugi dzień miałbym pozew i dymiący lej w ziemi po chałupie. No ale o tym nie będziemy wspominać, bo Romeczkowe bajdurzenia są objęte prawami autorskimi i skoro tak, to po co? Ważne jest jedynie to, że ludzie w miasteczku te bzdury puścili mimo uszu, a można nawet powiedzieć że lincz medialny pomógł Danielowi w ostatecznym zwycięstwie, i to już jest za nami. Ludziska tak chcieli zmiany, że w nosie mieli głupoty wypisywane przez „krasnostawskiego Michnika”.

Chce Daniel coś zmienić i się stara, a lekko nie jest, bo Kościuk zostawił niewypałów po kątach i są jeszcze Krasnostawianie z Wilkołazkim, któremu Daniel skradł widowisko, bo jego 11 radnych przy Daniela spektakularnej wygranej milknie.

Ale teraz, kiedy bitewny kurz opadł to rozpoczęła się faza normalizacji i zalotów oraz umizgów samorządowych, dlatego 3 czerwca Daniel pojawił się razem z wiceburmistrz Moniką Sawa na sesji rady powiatu. Żeby nie było to Szpak ormowczyk, Nowosadzki „belfer hipokryta” i podporucznik Jelonek pofatygowali się wcześniej na sesję do miasta i dlatego to była rewizyta. Daniel, nim coś powiedział to przycupnął sobie przy stoliku, a potem poszedł zaanonsować się na mównicę. Długo tam nie zabawił, bo czas to pieniądz, a to, co powiedział było miłe i uprzejme. Takie tam gadanie o harmonijnej współpracy…

I najsmaczniejszy był rys historyczny tej sceny, bo mówił do ludzi, którzy w kampanii wyborczej, jakby mogli to utopiliby go w szklance wody, albo nawet łyżce. A oni po wszystkim zadeklarowali współpracę, wsparcie i takie tam, a i oczywiście Piwko wrócił do głupkowatego pomysłu zalania chmielnika betonem. Ale od niego nie można wymagać, bo na niego wystarczy popatrzeć.

Jak się ma wiedzę, jaki stosunek do Daniela miał Nowosadzki to trudno nie parsknąć śmiechem. Przecież Marek chciał być kandydatem na burmistrza, gdy już Daniel się zgodził, bo mu się żal zrobiło i ochoty nabrał. Jakubiec na takie coś Marka ofuknął, że to smarkateria, bo gdy go wcześniej prosili to nie chciał. No a ile Marek miał radości, że zdjęć Daniela z Madziarem, które miały go skompromitować i pogrążyć. Chłop się z radości nie posiadał, jakby go okrakiem na dwa ogiery wsadził! A tu Miciuła wygrał i jeszcze w jakim stylu! Dla Nowosadzkiego ta różnica głosów była szokiem i te 1056 przejdzie do historii, bo Kościuk został zdmuchnięty jak gromnica i jeszcze majtnął koziołka, a Nowosadzki stracił szansę na wieki wieków amen.

Drugi „miłośnik” to Jelonek, co to zięcia przyszywanego namaścił na burmistrza i sam wieczór wyborczy przeżywał bardzo. On nawet rozwiązania resortu tak nie przeżywał jak ten dzień, kiedy Kamil padł przed metą w pierwszej turze. Kamil również dziś zgrzyta zębami, że jakby był w drugiej to zapewne by wygrał z Robertem. Do tego Szpak, któremu Daniel co najwyżej obojętny, ale w Żelaznego pisarstwie rozmiłowany, bo promował jego ludzi na tych samych stronach, na których wieszał psy na Miciule.

To nie koniec kompozycji, bo jeszcze przyszła na sesję sama wisienka wysmarowana kremem na ten torcik zjełczały. Albowiem przymaszerował w swoich sandałach, a może nawet przyjechał swoim równie słynnym niemieckim rowerem, a ostatnie metry pokonał w sandałach Romek Żelazny, który usiadł pod oknem i zadumał się filozoficznie, bo pewnie znów coś naskrobie tylko teraz to już nie wiadomo, czego się czepi!?

Kiedy na to widowisko patrzyłem, znając historię stosunków wzajemnych głównych bohaterów to przyszło mi do głowy, że ci, co relacjonowali Napoleonowi przebieg pogrzebu cara Pawła I musieli czuć coś podobnego. A w niej było o tym, że car został zamordowany przez siepaczy nasłanych przez późniejszego cara Aleksandra I syna Pawła I. Mordercy, jakby nigdy nic kroczyli za trumną cara zamiast siedzieć w kajdanach albo wisieć na stryczku. Do tego francuscy dyplomaci dopowiadali, że pewnie przed trumną kroczą dla odmiany przyszli mordercy cara Aleksandra… Podobno ta uwaga trafiła na petersburski dwór i wywołała konsternacje. U nas podobnie, bo w kampanii Miciuła był spluwaczką i wieszakiem na przysłowiowe psy przez pewne kręgi, a teraz te same kręgi deklarują, jak gdyby nigdy nic współpracę… Dobre co!?

 

45
4

Nowy ośrodek władzy i jego lokator czyli koślawe koło historii

 

Stanisław Mikołajczyk, jak już zwiał z Polski przed komunistami, choć wielce prawdopodobne, że oni sami umożliwili mu ucieczkę by się go pozbyć, a nie mordować na miejscu, bo męczennik im niepotrzebny. To jak już był bezpieczny to w podzięce za „pół cudowne” ocalenie napisał książkę o wszystko mówiącym tytule „Gwałt na Polsce”.

Zawarł w niej między innymi opis właściwej hierarchii władzy w kraju w tamtym czasie i wiedział, co pisał, bo był naocznym świadkiem. W jego relacji Bierut, Osóbka – Morawski, czy nawet Berman nie mieli nic do powiedzenia, bo pierwszą decyzyjną osobą był „wszechwładny” Iwan Sierow pies gończy Stalina. Drugim radziecki ambasador i wreszcie Berman nie do końca nasz i tak to wyglądało… Polak z krwi i kości pojawia się tam dopiero na szarym końcu, bo i Bierut to było nie wiadomo co. A w naszym powiecie po ostatnich wyborach i zawiązaniu koalicji między Koalicją UBywatelską reprezentowaną przez porucznika UB Piotra Waldemara Jelonka, a Trzecią Drogą vel Nogą reprezentowaną przez Janusza „paszła won” Szpaka byłego ormowca jest podobnie, a przez to cholernie ciekawie i wesoło…

Tu nic nie jest tym za, co się podaje. Tu jest bal maskowy na pełnych obrotach.

O żadnej równowadze w koalicji mówić niepodobna i szkoda strzępić język, a historia zatoczyła koło, sama się przy tym zataczając. W tym układzie przewagę ma Jelonek, i to bezdyskusyjnie, bo ma trzech „swoich” w zarządzie powiatu. A dwóch figurantów zwanych starostami jedynie udaje, że coś może. Starostą zrobili co prawda byłego ormowca, bo „czasowy”, czyli emeryt, a wicestarostą Nowosadzkiego, który  dla tych fotografii na FB zarzucił wszystkie swoje ideały. Łatwo mu z tym zarzuceniem poszło, bo on tych ideałów nigdy nie miał. Gadał tylko o nich, bo w pleceniu bez sensu lubuje się, i to bardzo. Jak zacznie wartościować chwalić, międlić oczywistości to można usnąć i jak się człowiek na koniec obudzi, to w sumie nic nie stracił, bo tam początek, taki sam, jak i koniec.

Ostatnio dał popis swojego krasomówstwa na zwieńczenie sesji rady powiatu. Marek pochwalił radnych z opozycji, że była dyskusja… Tylko jeszcze ich po głowie nie pogłaskał i nie zaczął rozdawać cukierków. To tak, jakby powiedzieć; dobrze, że w czasie deszczu pada deszcz i dobrze, że z góry na dół, tak jakby było możliwe coś innego. Może być i, tak że te pojednawcze umizgi są, po to żeby PiS-owcy nie wpadli na pomysł i nie robili sesji nadzwyczajnych, tak jak w poprzedniej kadencji robił Szpak. Marek jest odwiecznie wypachniony wyglancowany i być może, po to aby zamaskować charakterologiczną nijakość i kosmiczne intryganctwo. On najpierw przykuwa wzrok by tak pozostało i wielu go wspomina jako przede wszystkim eleganckiego faceta i tyle… bo za tą fasadą nie ma żadnej charyzmy a tylko szczere pole, po którym wiatr przegania jak na westernach krzaki i tumany piachu. A jemu samemu wystarcza, że anielice z jego fraucymeru narobią mu zdjęć i do tego zapłacą pensję tyle i aż tyle… a jak fotek dużo i na motorkach, tak jak ostatnio to żyć nie umierać. Dlatego na figuranta-intryganta doskonale się nadaje.

Szpak inaczej do tego podchodzi, ale widać i w tym bezradność i póki co jeszcze pociesza się tym, że odebrał PiS-owcom władzę, bo wrócił i przy okazji „upokorzył” Leńczuka. Leńczuka, który go bardzo obraził, bo jak był starostą to go nie zapraszał do swojego gabinetu i nie prosił o rady. Szpak myśli o sobie w kategoriach jakiegoś bytu, który funkcjonuje ponad podziałami i tego w historii nigdy nie było i jak tak, to po co wybory. Może dziadziowi z Latyczowa śni się monarchia absolutna? Leńczuk obraził go jeszcze tym, że wcześniej nie zapytał, czy może być starostą. Są i Szpaka wycieczki po podległych jednostkach, w których robi numery bardzo zabawne, bo udaje i w tym celu powiada co cytują gazety, że on tu nikogo nie będzie zwalniał jak poprzednicy, bo ludzi trzeba szanować. Jak ten szacunek mu wychodzi w praktyce, to się przekonałem na sekretariacie 13 maja i może chodzi o innych ludzi, takich jego ludzi? Tego nie wiem, ale wiem, że Szpak najchętniej wywaliłby ze starostwa wszystko oprócz mebli. Wie to Jelonek, bo pewnie ma w pamięci spotkanie na drugi dzień po wyborach. A Janusz pokazał co w nim siedzi… i że nie wolno puszczać go między ludzi.

Teraz Szpak po prostu udaje dobrego, takiego z ludzka twarzą, a kto go zna to wie, że to pozór, bo trzeba zamaskować bezradność, albowiem Jelonek w tej koalicji rozdaje karty. To on trzyma tych dwóch chwytem za twarz. I tyle Szpak może, na ile pozwoli mu Jelonek. Janusz więc dorabia do bezradności ideologię dobroci tak samo jak ruska propaganda zrobiła w 1941 roku wielkie i pierwsze zwycięstwo z wkroczenia do opuszczonego przez Niemców miasteczka Jelnia. No i takiemu zwycięstwu nikt przecież w zęby zaglądał nie będzie i dobra nasza. Trzeba coś ludziom powiedzieć krzepiącego jak się cały czas bierze w tyłek… Szpak podobnie pałęta się tu i tam, i opowiada, jaki to on wyrozumiały i dobry, i kto go tam sprawdzi tylko trudno uwierzyć w nawrócenie ormowca, skoro przez pięć lat na sesjach dzierał gębę jak rozwydrzony smarkacz. Akurat…

Ale najlepsze mam na koniec, i to jest nowa lokalizacja ośrodka władzy. Oczywiście jak nowa to nie jest to adres starostwa na ul. Marka Sobieskiego. Swoją drogą to bardzo pechowy patron dla starostów, bo sam był starostą, ale głowę dał pod Batohem w 1652 i tyle było. Podobno dobrze się zapowiadał tylko co z tego, jak o współczesnym nam Nowosadzkim kiedyś mówiono tak samo i on też „dał”, ale nie głowę tylko co innego… Ta lokalizacja to ulica Browarna i pokoik na piętrze w budynku Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. Bo tam od tego poniedziałku, to jest 10 czerwca zasiada porucznik Piotr Waldemar Jelonek, i to on jest tym zatoczonym koślawym kołem historii. Pan Bóg, to jest zgrywus i znów go „nam” wcisnął zgodnie z „naszym” życzeniem. Bo Pan Bóg dał ludziom wolną wolę a oni krzywdę zrobią sobie sami, ale co zrobić…

 Musimy pamiętać, że nasz Piotruś zna problemy rolników, bo zgłębił je w wydziale VI Służby Bezpieczeństwa, który zajmował się inwigilacją środowisk wiejskich. Smutni panowie tropili wywrotowców po stogach z sianem, szukali radiostacji w kopcach z kartoflami i przede wszystkim dbali aby chłop Polski krowy doił i świnie karmił, a nie myślał o zrywach wolnościowych… Tak że, jak widać, chłop kompetencje ma i w sam raz do ARiMR. I co więcej, powiedzieć, jak wszystko będzie mało… No ja się delektuje tą rzeczywistością jak kawiorem i bawię szampańsko, a to wcale nie koniec ciekawostek ze starostwa…

 

 

 

 

 

 

 

40
3

Jak zostałem gangsterem czyli historia prawdziwa i wesoła

Jako że nie jestem Nowosadzki, co to naobiecywał, że do szkoły wróci, bo jak przyszło co do czego, to wolał gabinet z paprotką, a nie pracę z młodzieżą, to właśnie dlatego com obiecał to będzie a będzie dziś relacja z mojej „wyprawy zbójeckiej” 13 maja do starostwa powiatowego w Krasnymstawie, po której urosła moja sława, zagończyka, terrorysty, zamachowca oraz gangstera, a ja się stałem słynny z imienia i nazwiska, bo lokalna prasa pięknie mnie „wypromowała”. Wszystko zrobiłem, nie mając brody jak ci z ISIS, i to jest kurde coś! No i trzeba pamiętać, że 13 maja 1981 Ali Agca strzelał do Papieża a Piłsudski od 12 do 15 maja robił zamach, no i strzelali ostatnio do premiera Fico. Tak że jestem w doborowym „majowym” towarzystwie!

 A Janusz tak naopowiadał do tych gazet, że chyba tylko do sądu zostaje pójść z tymi jego rewelacjami, bo to pomówienie jak jasna cholera. Ja go miałem szarpać i odpychać, no bzdura wierutna, i to pachnie 212, a ja ten paragraf znam, bo i mnie z niego skazywali. I da Bóg, ale ze Szpaka jeszcze się pierze posypie, bo mam na to rok. Gazety tradycyjnie zafundowały rozrzut opisu od ostrej szarpaniny i prawie bijatyki w Super Tygodniu do cyrku w Nowym Tygodniu. Ta druga wersja prawdzie bliższa, bo w istocie to był cyrk niebiletowany, a ja miałem ubaw po pachy.

No to, żeby nie przeciągać zapraszam do spacerku po urzędzie tamtego pamiętnego poniedziałku. Ja oprowadzam i proszę o uwagę, bo jak nie to Janusz zadzwoni na policję.

Poszedłem sobie ja skromny i szary obywatel do starostwa powiatowego 13 maja w okolicach południa. Wale jak w dym do Nowosadzkiego, bo to mój ulubiony „wąż stanu”, ale ten zajęty intrygowaniem! No jak tak to zmiana planów i dawaj na kancelarię, a, dlatego że mnie tam po prostu lubią! Trzeba gdzieś przeczekać ten niefart i może dopadnę Nowosadzkiego później „Bar” mają tam wysoki to można na nim powisieć i pogadać. Dlatego w takim zwisie spędziłem blisko godzinę, a i pogaworzyłem, bo tam miło jest, a potem poszedłem do „pieczary” Nowosadzkiego zapytać o sprawy bieżące i komentarz polityczny.

No i idę korytarzem, a humor mi dopisuje jak jasna cholera, bo maj i rześko… a starostwo to przecież najweselsze miejsce na ziemi krasnostawskiej. Gdy znalazłem się na wysokości sekretariatu obu starostów z drzwi wychynął nasz siwiutki Januszek i co za zbieg okoliczności i w sumie miłe spotkanie – taką miałem nadzieję! Janusz zapraszał petentów, co to przycupnęli na krzesłach pod ścianą, bo on teraz główny załatwiacz i kaznodzieja. Petentów było dwoje, w tym jeden taki śmieszny Pan i jak się okazało ludowiec bardzo naszemu Januszowi oddany. On w tej opowieści jeszcze wystąpi i będzie miał swoje pięć minut, bo to ciekawe studium przypadku, a Pan ma bardzo dziwaczny sposób akcentowania wypowiadanych słów i jest wiernym czytelnikiem Dziennika Siennicy, choć nasze treści mu się nie podobają. Widząc Janusza wydałem odgłos powitalny „paszczowy” – witam krajana! Bo przecież to sama najprawdziwsza prawda, że my krajanie, bo obaj z Siennicy, i to ludowej!

Janusz na taki obrót sprawy zawahał się, a ja wyciągam w najlepsze grabę do serdecznego uścisku, bo chłopy i do tego krajany powinny się ściskać bez ograniczeń i mówię, coby się przez próg nie witać, bo to pecha przynosi. No taki przesąd! On miast się przywitać to się cofnął w głąb sekretariatu rękę schował za plecy i tym mnie brzydko zaskoczył. Bo widać miał inny pomysł na „przywitanie”, a jaki to się zaraz okazało. Mój Boże jak on się darł! Jak on się wydurniał! Jakby go ze skóry łupali i sypali solą. Łapskami machał jak wiatrak i w tej białej koszuli i z pasem prawie pod pachą to mi przypominał ostatniego sekretarza KC PZPR Mietka Rakowskiego. Bełkotał przy tym… Ja ci ręki nie podam, nie chce z tobą rozmawiać! Uuu tom się zdziwił z lekka takim tłumaczeniem, bo jeszcze cztery dni wcześniej na tym samym samiuśkim sekretariacie zachował się normalnie i rękę podał.

Właśnie z tego wcześniejszego normalnego zachowania wynikła chęć mojego powitania, tylko, skąd mogłem wiedzieć, że przeskoczyła mu wajcha, ale i na to mam wyjaśnienie, o tym na koniec.

Jeszcze mi się „zupełnym przypadkiem” wymsknęło, że to na Latyczowie widać taka kultura, coby się nie umieć przywitać? No po tym to się wściekł jeszcze bardziej i wyglądał jak kierownik remizy, co to się doliczyć taboretów po zebraniu nie może i jeszcze mu łobuzy nasikali za firanką na podłodze. Widać trafiłem centralnie, i to prawda była, że on te nawyki z chałupy wyniósł. Tak go widać wychowali, a ORMO ugruntowało i jest, co jest. Jemu przecież nie wolno zwrócić uwagi… no gdzież!? Rozsierdziła go ta prawda i gulgotał jak indor.

Proszę natychmiast wyjść, bo wezwę policję!!! Ty tu nie masz prawa być i idź stąd! Przekrzykiwał mnie i plótł nieskładnie, kiedy tłumaczyłem, że nie wyjdę, bo nie ma ku temu podstaw, a poza tym idę nie do niego, a tylko przy okazji chciałem się przywitać. Nic to nie dało, bo Januszek miał już w główce swój scenariusz i zaczął widowisko takie samo jak robił przez ostatnie 5 lat na sesjach rady powiatu. Bo na sesjach, jak coś Januszowi nie pasowało to wrzeszczał, że go obrażają albo wytykał innym brak kultury, a to on był stroną wojującą i agresywną. Walczył z wyimaginowanymi wrogami jednym słowem. Jeśli, kto nie wierzy to niech zerknie na transmisję z sesji, a tam pełno takich „kwiatków”. Pyskuje tam, najczęściej na Leńczuka ciska papierami, mikrofonem czy krzesłem. Złości się jak smarkacz, któremu ktoś zwinął zabawki. Normalnie świetlica w domu wariatów i tu na sekretariacie robił to samo, bo widać myślał, że zrobi tym na mnie wrażenie, a ja się wystraszę tego dziadkowego pokazu mocy i palnę w drzwi z płaczem. Tymczasem zamiast wystraszyć to Janusz, rozbawił.

Nie będziesz mi tu ubliżał, powtarzał jak mantrę i krzyczał, krzycząc do mnie, że niby to ja krzyczę i z krzykiem go nachodzę… Ale najlepsze to dopiero miało nadejść, bo Janusz zaczął się z każdą sylabą rozkręcać! Wyprowadzą cię jak sam nie wyjdziesz – zakomunikował mi. Dopytałem go, czy on też będzie wśród tych, co mnie wyprowadzą. A on, że nie, ale zrobi to Policja i że zaraz na nią zadzwoni. Ja mu na to, żeby dzwonił i czasu nie marnował… Posłuchał pierwszy i ostatni raz i poleciał do sekretarki Dorotki dobrej dziewczyny, która przy całym zajściu zbladła jak ściana. A że była w czarnej sukience to można było zobaczyć, że za biurkiem lewituje sama sukienka bez wsadu. Tak się dziewczyna przejęła i wcale to nie dziwi, bo furia starcza była i śmieszna, i straszna.

No ale, nim Janusz zadzwonił to zdiagnozowałem Janusza „odpały” jako upajanie się władzą. Powiedziałem do niego o sprzeczności która widzę, bo w sumie jak to jest, że 75-letni Kaczyński jego rówieśnik ma odejść, a on ma zostać… To Janusz na takie, jak on to nazwał zarzuty przytoczył przykład prezydenta USA Józia Bidena, że ten jeszcze starszy, a jego znaczy Janusza to przede wszystkim ludzie wybrali. Na to ja odpowiedziałem, że wiem, ile lat ma Biden i wiem też, jak przez ten jego wiek to wszystko wygląda… No i właśnie po tym, jak mu na to zwróciłem uwagę to ryknął na cały regulator „Paszła Won”.

A potem Janusz zaczął rozmawiać z policją i mój Boże, co to była za rozmowa! Janusz mówił do chyba komendanta jak do kolegi albo podwładnego… Słuchaj, przyślij tu kogoś, bo tu przychodzi taki Ślusarczyk i on mi mówi, ile ja mam lat, a tak nie może być Wyjść nie chce, nie słucha mnie! A na koniec Janusz powiedział do słuchawki Pa! Taki czuły z niego papa. Ja też skorzystałem z okazji i do słuchawki powiedziałem, bo stałem przez biurko, tak żeby komendant słyszał, że Szpak brzydko się do mnie odniósł…

 

Dzięki temu że wyszedłem pierwszy to mogłem zrobić to zdjęcie. Taką miałem obstawę i po mnie przyjechali!

Jak Janusz skończył, to idąc do swojego gabinetu odgrażał mi, że nie z nim te numery i on mnie tu nauczy. To ja mu na to, że najpierw to niech się sam nauczy, nim zacznie kogoś uczyć. I jeszcze dałem mu do wiwatu, jak już za klamkę trzymał, że wyłazi z niego te 12 lat w ORMO. O i po tym to dopiero ryknął drugi raz… WOONN a ryknął czysto, pięknie jak taka nie dojona krowa albo taka co jej cielaka odstawili, a ona z tęsknoty ryczy. To było takie nawet wzruszające, bo z głębi duszy i serca, w ten ryk włożył Janusz wszystko, co miał najlepsze, czyli te 12 lat w ORMO. W tym było jakieś takie prostackie piękno siermiężne, ale dał, co miał najlepszego, i to był cały on. I wszystkim się zdawało, że to echo, a to ORMO wołało, tak się mogło z koncertem Jankiela to wszystko skojarzyć.

Tak że taki z Janusza wokalista i wydaje mi się, że Janusz zdradził wszystkim, jakie było jego pierwsze słowo po urodzeniu. Ono mu bardzo pasuje do osobowości i powinni zmienić statut, by je ująć jako jego „przydomek” albo oficjalne zawołanie, czy jakoś tak.

Jak już Janusz wlazł do gabinetu, to sobie wygodnie siadłem na sekretariacie, bo przecież goście zaproszeni to znaczy policja ma zaraz przyjechać i nie wypada oddalić się, bo to byłoby bardzo niegrzeczne. No ale po kilku minutach Janusz wychylił się od siebie i zaczął rozglądać się po sekretariacie, na którym ja sobie siedziałem w oczekiwaniu na dalszy rozwój wypadków. Udawał, że niby czegoś szuka, bo coś zgubił, ale on sprawdzał, czy ja sobie „ze strachu” nie poszedłem… Bo jakbym poszedł, to byłoby jego na wierzchu.

No i w końcu przyszli! Trzech ich było, a wszyscy rośli piękni, a chłopy wielkie jak dębczaki! Boże jak ja się poczułem bezpiecznie. Stanęli na sekretariacie zwarci i gotowi jak greckie posągi, a miny mieli marsowe. Dwóch przy drzwiach, chyba po to żebym nie próbował uciekać, a trzeci podszedł i zapytał sympatycznie, w czym rzecz, aspirant młodszy mu było. Od razu go polubiłem, bo sympatyczny i taki „policjant pierwszego kontaktu”. To ja mu na to jak było, że przechodziłem i chciałem się przywitać, a Szpak zrobił widowisko i że nie do niego szedłem…

A Pani sekretarka w tym czasie poprosiła Szpaka i zaczął się akt drugi komedii. Janusz przyszedł i stanął nade mną, bo ja sobie spokojnie siedziałem rozbawiony w duszy tym całym widowiskiem i zbiegowiskiem, i zaczął opowiadać te swoje dyrdymały. Oczywiście plótł, tak żeby było dla niego dobrze, jaki to on biedny i jak to go napastowałem tymi zarzutami o jego wiek. Tylko się w tych gorzkich żalach nie powoływał na Senekę i ciekawe, czemu, bo on się zawsze na niego powołuje, bo podobno razem w ławce siedzieli tylko Seneka nie zdał z klasy do klasy. On się złościł na mnie, że ma 75 lat i że się z niego śmieję i go ignoruję. Policjant słuchał z uwagą i zaczął dopytywać, po co przyszedłem… No to ja mu na to, że do Nowosadzkiego, a on, czy się umówiłem, a ja, że nie, a on, dlaczego a ja, że Nowosadzki nie odbiera telefonów O i tak!

Potem Szpak zawołał Nowosadzkiego mówiąc Marku chodź i „Marku przyszło” i stanęło na baczność i tak zaczęło kablować, skarżyć, że tylko iskry leciały. Normalnie w szkole takiego skarżypytę to dawniej by wszyscy szerokim łukiem omijali i nikt by się z nim nie bawił, ale teraz czasy parszywe. No nie znałem Nowosadzkiego z tej strony!? On się skarżył, że i z niego się śmieję i powiedziała, że go atakuję argumentami. No to było najlepsze, a ciekawe, jakbym go zaatakował silikonowym penisem, co by mówił wtedy. Jak argument jest zły, to ja już nie wiem, co jest dobre, a co jeszcze gorsze. Ale wtedy pomyślałem, że jednak to dobrze, że on do tej szkoły nie wróci, bo z taką słabą głową i stosunkiem do prawdy obiektywnej to tylko dzieci popsuje. No tak…

Potem skarżypyta Nowosadzka zaczęła udawać głupiego i trzeba przyznać, że prima sort to było przedstawienie, bo on mi tłumaczył, że w sprawach funkcjonowania urzędu mogę rozmawiać. To ja mu, żeby przestał, bo obaj wiemy, że nie o to chodzi, bo ja wiem, gdzie, jaki wydział, a jak wiem, to po co mi Nowosadzki. A przychodzę do niego o komentarz, bo jest osoba publiczna i polityczna to on mi na to, że nic komentował nie będzie To ja mu, że dobrze, ale żebym to wiedział to muszę z nim się w jakiś sposób spotkać, żeby mógł mi to powiedzieć. To było tłumaczenie jak przysłowiowej krowie na między albo rozmowa z dużym dzieckiem nie do końca rozgarniętym.

A do tego dowiedziałem się, że Nowosadzki nie jest już mój kolega co mnie prawie zasmuciło, bo on się przyznał, że mówił, że jest kolega, ale koniunkturalnie. No i panowie policjanci spisali nasze personalia to znaczy Szpaka, moje i właśnie tego super świadka, o którym wspomniałem wcześniej.

Ten to dopiero egzemplarz. Szpak się na niego powoływał, że on taki bezstronny i wszystko widział, a ten się bardzo wczuł w swoją rolę. Bardzo ciekawe moce ma ów Pan, o których nie można milczeć, a jaką dykcję i intonację. No skarb nieodkryty. On cały czas był na korytarzu i chyba widział przez ścianę. Oczywiście opisał to ze swojej strony, tak że tylko gwałtu w tym brakło i wypruwania flaków. Powiedział, że Szpakowi do gabinetu wtargnąłem, a starosta prosił, że nie chce! Do tego on wie, że ja nie szedłem do Nowosadzkiego tylko do Szpaka i on to wie i ciągle to zaznaczał, ale skąd ta wiedza to nie powiedział. Chyba czytać umie w cudzych myślach, ale chyba się pomylił, bo przez ścianę to źle widać nawet w okularach. Do tego „świadek bezstronny”, a tak go nazwał Szpak każde słowo w obronie wypowiadał nienaturalnie. Normalnie to się tak nie mówi, bo naciskanie głosek to nie jest norma, a bardzo „er” mu się spodobało to je cisnął, aż do bólu.

Ale świadek co później ustaliłem to pracownik jednej z podległych starostwu jednostek o bardzo ciekawej drodze kariery… No i z taką dykcją to „świadek bezstronny” mógłby Tuska „er” nauczyć wymawiać i się tu chłop marnuje…

No i w końcu doszło do kulminacji, bo jak wysłuchałem tych zarzutów pod swoim adresem to mówię, co jest. Bo jest tak, że jestem w starostwie, dlatego że mi wolno, a poza tym moja strona Dziennik Siennicy jest zarejestrowana i działam na podstawie prawa prasowego, dlatego mogę tu być i chodzić, gdzie my się żywnie podoba, a to, co robi Szpak, to jest szykanowanie, zastraszanie i tłumienie krytyki prasowej. Ta informacja zrobiła wrażenie na zebranych, a aspirant zaczął dopytywać o legitymację, a ja mu na to, że nie mam przy sobie, bo to nie jest obowiązek, ale jak chce to niech sprawdzi, gdzie trzeba. Co ciekawe, to Nowosadzki wiedział o zarejestrowaniu, bo mu wiele razy o tym mówiłem, ale mimo to udawał głupiego, bo sytuacja tego wymagała. Taki elastyczny!

Aspirant jakoś chciał z tego impasu wyjść i interwencję zakończyć, więc zaproponował, żeby się jakoś umawiać na to ja mówię, że procedurę znam i tu nie w tym rzecz, bo redaktory z gazet piszących dobrze o Nowosadzkim wchodzą bez pytania, a że ja go nie chwalę to mi robi pod górę…

W końcu aspirant zapytał, czy ktoś coś zgłasza. Nikt nic nie zgłosił tylko Szpak wpadł na pomysł, żeby mnie policjant pouczył, bo Janusz jak zwykle nic nie zrozumiał. No to ja w drugą mańkę i mówię; Panie aspirancie niech Pan Szpaka tu obecnego pouczy, żeby nie mówił do mieszkańców „paszła won”. No i aspirant doszedł do wniosku, że skoro tak on nikogo nie będzie pouczał i chyba miał dość tego cyrku.

A potem ustaliliśmy, kto i kiedy wyjdzie. Ja mówię, że może niech policjanci pójdą pierwsi, a ja za kilka chwil za nimi. Na to aspirant, że może lepiej, żebym ja pierwszy wyszedł, a jak dopytałem, dlaczego to powiedział, że oni nie chcą następnej interwencji co mnie rozbawiło, bo mają poczucie humoru. Jeszcze zasugerowałem, że może boją się ich, to jest Nowosadzkiego ze Szpakiem razem ze mną zostawić.

A na koniec to powiem, że w zachowaniu Szpaka czuję intrygę Nowosadzkiego, bo coś mi tak na to wygląda. Szpak w trakcie tych swoich wrzasków na sekretariacie powoływał się na Mareczka, i to wyglądało, tak jakby tamten na mnie się mu pożalił, Janusz, jak mnie zobaczył to zrobił to całe widowisko. Zawsze powtarzałem, że Nowosadzki intrygant i lubi cudzymi rękami swoje sprawy załatwiać i tu tak było. Mój Boże co za amatorzy. Oni myśleli, że mnie żonatego 22 lata wystraszą policjantami… Dobre!

 

 

51
7

Dzień Dziecka naszych starostów

Historia o o tym, jak zostałem gangsterem i terrorystą właśnie powstaje, ale postanowiłem urozmaicić oczekiwanie fotograficzną ciekawostką. W krasnostawskim SOSW odbył się Dzień Dziecka i jakimś cudem zajechała na niego słynna i kontrowersyjna rosyjska grupa motocyklowa „Nocne Wilki” Podobno przedarli się przez zasieki na granicy – mówią jedni, a drudzy , że nie prawda bo oni byli tu od zawsze, bo „gęby jakoś tak znajome”…

Fotografie pochodzą z posta

20
2