Pan Bartnik…

Kto jest Agnieszka Pocińska Bartnik radna miejska „Krasnostawian” przedstawiać nie trzeba. Ale z kronikarskiego obowiązku wypada skreślić krótką charakterystykę.

Bo jest to przede wszystkim moja faworyta, a to dzięki płomiennym przemowom na sesjach rady miasta, w których nie liczy się ani z umiarem, ani ze zdrowym rozsądkiem. Bez względu na podłoże i warunki atmosferyczne dąży do celu. W jej skrzyni biegów wstecznego „niet”. Ma przy tym tyle ognia w oczach, że teraz już rozumiem, w jakim celu co sesja jest wśród zaproszonych gości komendant Państwowej Straży Pożarnej. Podobno gaśnicę ma dyskretnie schowaną za pazuchą, bo jakby tak iskra z tych rozgorączkowanych oczu przeskoczyła na coś łatwopalnego to nieszczęście gotowe. Wtedy, gdyby przegapił ten moment to wszystkie gaśnice z ARPAPOL-u byłyby bezradne. Dlatego jest i czuwa bo taka z Agnieszki „ognista Walkiria”.

Każda jej wypowiedź przypomina salwę katiuszy, jeśli chodzi walory widowiskowe, ale i o celność może nawet przede wszystkim. Ona jedna jest w stanie zastąpić całą zmianę celników na przejściu granicznym w Dorohusku tyle w niej zapału drzemie. Nikt, tak jak Agnieszka zagadnienia nie „wytrzepie” Czasem można odnieść wrażenie, że pomyliła salę plenarną urzędu miasta z salą tronową Pałacu Buckingham… Jak zacznie pytać, dociekać to końca nie widać ani zmiłowania. Inna rzecz, że na burmistrzu Danielu Miciule adresacie tych kąśliwych zaczepek wrażenia to nie robi, a nawet zaczyna mu się to podobać. Wyniosła przy tym i przekonana o swojej nieomylności, że ojej i kiedyś to ją zgubi, ale że jest dużą dziewczynką to pewnie wie o tym. Jest też bardzo obrażalska, ale dziś o tym pisać nie będę.

Bo tymczasem w nieodległym starostwie powiatowym schedę po Dariuszu Pylaku emerytowanym komendancie Państwowej Straży Pożarnej, który ogarniał zarządzanie kryzysowe przez kilka miesięcy po zmarłym Arturze Sysa obejmie nowy i bardzo kompetentny Pan. Ten Pan to nie, kto inny jak małżonek wielce szanownej i wspomnianej, radnej Agnieszki Pocińskiej Bartnik. Pan Bartnik, bo tak go należy tytułować obejmie swój wakat 1 listopada…

I teraz, gdyby ktokolwiek chciał mu zarzucać brak kompetencji albo cokolwiek to niech szczeźnie, przepadnie i zamilknie na wieki. Pan Bartnik musi być kompetentny, albowiem praktykę ma, i to jaką!? Jest mężem Pani Agnieszki i kompetencji oraz biegłości w sztuce zarządzania kryzysem nabył w okolicznościach niepozostawiających wątpliwości co do ich wysokiego poziomu. Bo skoro żona Pani Agnieszka przez kilkanaście lat małżeństwa zadawała mu jako mężowi choćby 10% pytań z taką samą gracją, nieustępliwością i częstotliwością jak robi to na sesjach rady miasta obecnie, a nie ma podstaw by sadzić, że tego nie robiła a mimo to tworzą bardzo udane stadło to on musi mieć szczególny dar do meandrów zarządzania kryzysowego. I do tego w jednym palcu!

Nie ma siły we wszechświecie na taką szkołę, a wszystkie dyplomy MBA, czy akademie wojskowe mogą być co najwyżej kwiatkiem do kożucha. Dlatego ja jestem za, bo jest to właściwy człowiek na właściwym miejscu.

PS. A tak na poważnie to Bartnik jest, stąd, że Jelonek szef klubu „Koalicji Ubywatelskiej” w powiecie i radny powiatowy też chce mieć jakiegoś „dyrektora” Póki co ma Bartnika, ale wkrótce do starostwa 4 listopada na osiołku wjedzie następny. Długo się na ośle nie nawozi, bo z ZDP blisko…

30
9

Co gryzie Marcina?

Polityka w mieście czy powiecie utkana jest z małych zawiści, traum, prywatnych uraz, czy niespełnionych ambicji. I jak sięgniemy pamięcią, to w radzie powiatu poprzedniej kadencji było epicentrum głupoty. Każdy z każdym o wszystko darł koty. Widać Marcin doszedł do wniosku, że skorzysta ze sprawdzonych wzorców, bo ma powody.

Marcina trauma sięga czasów, jak z Robertem Kościukiem w poprzedniej kadencji wpadli sobie w ramiona. Był to romans na oczach całego miasteczka, i to musiało się tak skończyć, bo Robert z dwójką radnych nie był na samorządowym rynku matrymonialnym żadną partią. Sztandar miał co prawda PiS-owski, ale poszarpany jak dziadka portki, w których koło domu chodził.

W 2019 dzięki dreptaniu Lucjana Cichosza przy Sasinie dokleili mu pełnomocnictwo PiS na powiat i wtedy pytano retorycznie, po co? Po czasie okazało się, że był to „przyczółek” do wojny z Tereską Hałas, ale to już inny wątek i nie na dziś.

W mieście te PiS-owskie błyskotki nie znaczyły nic i był tu Robert w miasteczku, przykładając do niego standardy towarzyskie pierwszej Rzeczypospolitej zubożały szlachcic, któremu po sławie przodków ostał się herb mocno nadwyrężony, wspomnienia, zardzewiała karabela i kulawy wałach. Marcin natomiast to już większy „cwaniak” ze swoją piątką radnych! On, jak ormiański kupiec ze Lwowa co na handelku z Multanami dorobiony, ale bez widoków na karierę, bo nieherbowy. Dlatego aby przebić szklany sufit awansu omotał „herbowego golasa” Kościuka i się udało.

Był co prawda jeszcze z siódemką radnych wyniosły Prusak i zimny jak styczniowy poranek w Jakucji Andrzej Jakubiec, ale u Roberta na samą myśl o nim zadawnione urazy odzywały się jak zgaga. Bo nie daj Boże, jakby doszło do ożenku to Robert miał wizję siebie siedzącego w kuchni i obierającego kartofle dla niego. A trzeba wiedzieć, że Prusacy w kartoflach gustują. Dlatego Wilkołazki zagościł w Roberta serduszku na bliżej nieokreślony czas…

Efektem tej płomiennej współpracy był „dżentelmeński układ”, bo jak nam tak dobrze teraz, to czemu tego nie kontynuować? Polegał na tym, że jak Robert wygra, a Marcin wykręci dobry wynik to oczywiście koalicja, ale przede wszystkim weźmie go na „wice” A za 5 lat tak „podrasowany” Marcin już samodzielnie wystartuje na burmistrza, bo Kościuk już nie będzie mógł. Ta impotencja to już wynika z ustawy, która mówi, że można „być” najwyżej dwie kadencje z rzędu, czyli 10 lat.

To, że Robert nazbiera radnych to nawet nikt nie zakładał, bo sadząc po składzie list były to nazwiska wybłagane albo z łapanki. I jakby to wypaliło, to wtedy Marcin miałby piękną drogę do upragnionego fotela w ratuszu. Drogę bezpieczną, pewna i z piękną emeryturą, bo do niej to ma coś z czternaście lat. Nic nie stałoby na przeszkodzie, aby Marcin potem wziął Roberta na wice. Zmienialiby się jak żurawie w kluczu i dotrwali do emerytur. Ale  jak wiemy ten zabieg „chirurgii politycznej” zupełnie się nie udał, bo zza pleców wyskoczył Miciuła, który skazywany na pożarcie wygrał i „namieszał”.

Jednak nim do tego przykrego końca doszło ratował Marcin Kościuka jak mógł i jak już mógł w drugiej turze. Zadecydował o jego poparciu jednoosobowo, a cała formacja przy tej czynności pełniła rolę statystów. Desperacji w tym akcie było więcej, jak rozsądku, bo mieszkańcy przecierali oczy ze zdumienia. Skoro trąbi się o zmianie na fotelu, to skąd wsparcie „lichutkiego” Kościuka którego ta zmiana z pierwszej tury miała dotyczyć? No bo jest „dżentelmeński układ”, ale kto tam o nim wiedział! Co prawda w tak zwanym międzyczasie pojawił się Kamil Hukiewicz jako kandydat „Krasnostawian” na burmistrza, ale mimo że to kolega ze stowarzyszenia był bardziej pomysłem własnych teściów i Marcina swoim kandydowaniem zmroził. Marcin unikał pokazywania się z Kamilem i wspierania jak tylko mógł i przez ten czas paznokcie ogryzał z nerwów zamiast płatków na śniadanie.

To były chwile dla niego trudne jak jasna cholera. Bo gdyby Hukiewicz burmistrzem został to tak, jakby się w jedno popołudnie dowiedział, że zlikwidowali jego etat w I LO, spaliło się muzeum, gdzie też dorabia, a do tego ruska rakieta wysadziła tylko jemu mieszkanie w bloku. Kandydatura Kamila była również odpowiedzią na Miciułę z PZK i próbą przejęcia kontroli nad Krasnostawianami przez nowego drapieżnika w postaci Piotra Jelonka byłego porucznika SB i „teścia rzekomego” Kamila. Tylko że jego do stowarzyszenia to Marcin sam sobie wpuścił mamiony wizją pomocy Jelonka przy organizacji listy do rady powiatu w nadchodzących wyborach samorządowych.

Bo trzeba pamiętać, że Marcin w poprzedniej kadencji szczęśliwym splotem okoliczności miał w radzie i zarządzie powiatu radnego Piotrka Suchoraba. I po takim współrządzeniu smaku nabrał i dlaczego by nie spróbować znów. Tylko Jelonkowi wszystko się pozmieniało po jesiennych wyborach parlamentarnych, gdzie Koalicja Obywatelska z przystawkami mogła stworzyć większościowy rząd. No i jakby nie daj Boże Kamil wygrał to wtedy teście Kamila kręcili by Krasnostawianami, a Marcin siedziałby w schowku na szczotki, ale szczęśliwie Hukiewicz malowniczo poległ. Po tym „morderstwie przy urnie wyborczej” na Hukiewiczu nastał szczęśliwy koniec, a wszystko w drugiej turze zdawało się wrócić do „normy” i nadzieja odżyła. Ale nie „zgrało”, bo to ostatecznie Miciuła z PZK zmiótł Kościuka i teraz Marcin z tej złości co ma pod ręką to bierze, coby przylać w niego. Niczym nie pogardzi…

Teraz są akurat śmieci, ale za jakiś czas to może być coś innego i ogranicza go tylko jego wyobraźnia. Ma czego żałować i za czym płakać i ten żal w nim siedzi jak drzazga za paznokciem, a boli jak jasna cholera. A jeszcze jak pomyśli, że burmistrz wyżej stoi to nic tylko się powiesić z rozpaczy.

Do tej batalii za swoje urazy zapędził „Krasnostawian”, jak ruscy oficerowie sołdatów pod niemieckie cekaemy, ale tylko po to, żeby to lepiej wyglądało i nosiło znamiona poważnej oddolnej inicjatywy, a oni robią za drzewa w lesie, za którymi przebiega wilk Wilkołazki. Wszystko tam jest wyreżyserowane poza granice przyzwoitości. Oni statyści polityczni idą niechętnie i jeszcze bez słowa krytyki, bo jakby tam, który powiedział coś nie pomyśli to podpadnie liderowi i niech zapomni o karierze, bo to Marcin decyduje, kto trafi na listy. Dobrze to jednak o ich „rozumie” nie świadczy, ale co zrobić… Szczególnie „Panie Krasnostawianki” potulne w tym procederze, ale widać taki tam islamski patriarchat panuje i gdzie „prawa kobiet”? Na wsi o takich sytuacjach mówi się porzekadłem, że „jak byk pierdzi to obora słucha!”.

No i co tu na koniec powiedzieć? Chyba tylko tyle, że po 21 kwietnia wszystko, co spadło na Marcina Wilkołazkiego jest winą Miciuły i przyzwyczajmy się do tego, bo inaczej to nie będzie. Jak po tej dacie wdepnie w psią kupę na chodniku w Zamościu, to bezdyskusyjnie jest wina Daniela, bo ten ma aż dwa psy i nieważne, że jeden z nich mieści się w plecaczku najmłodszej córki. Mógł przecież z nimi być w tym mieście i zmusić, coby się sfajtały na chodnik, bo może Wilkołazki tu przyjedzie i wdepnie. I taka tam „wojenna logika”.

27
6

Wścieklizna i chryzantemy

Marcin Wilkołazki lider Krasnostawian, przewodniczący rady miasta, nauczyciel i człowiek renesansu jest w trakcie prywatnej wojny. Zwalcza w niej zaciekle dwóch wrogów jeden to burmistrz Daniel Miciuła, a drugi to „zdrowy rozsądek” Z tym drugim idzie mu zupełnie dobrze. Swój już wykończył, a teraz bierze się za ten „zbiorowy” W tym celu wypuścił radnego Ciechana Marcina, a ten, znając powinność swej służby odleciał prawie jak słynny profesor i „powiatowy kompozytor”, co to ostatnio zwyzywał burmistrza od śmieci i zalecił jego utylizację.

Teatrem wojny jest batalia o podwyżkę śmieci w mieście. Ale tu i weterynarz miałby pełne ręce roboty, bo spór zaczyna ewoluować w kierunku „wścieklizny politycznej”. Marcin usłużnymi rękoma swoich janczarów alias „Krasnostawian” postawił na swoim i wbrew ustawie, która mówi, że gospodarka odpadami ma się bilansować przeforsował na sesji 14 października swoją wersję, podnosząc cenę wywozu odpadów o 4 złote, a nie o 8, jak zaproponował burmistrz. Ta połowiczna podwyżka nic nie zmienia, a wręcz wprowadza jeszcze większy chaos i dziura w budżecie jak była tak jest. On, jednak za nic ma logikę, ekonomię i zdrowy rozsądek, bo stwierdził, że jest to problem pani skarbnik. Tylko jeśli zasypie się dziurę w odpadach to braknie na inwestycje, bo tu króluje zasada naczyń połączonych. I w takich okolicznościach to, kto ucierpi? Ucierpią ci sami mieszkańcy, na których „dobro” Marcin się powołuje. No i czy w takiej sytuacji nie jest potrzebny wyżej wspomniany weterynarz? Przecież to już czystej próby „wścieklizna polityczna”

Na tych objawach nie stanęło, bo zapytani przez wiceburmistrz Monikę Sawę, na jakich danych opierają swój projekt zbyli to milczeniem. Okazało się kolejny raz, że ci w ratuszu co takie kalkulacje robią od lat i tą na 8 złotych również, co się rozumie samo przez się są niewiarygodni, a eksperci od Wilkołazkiego już tak! Uzasadnienie do uchwały, żeby nie było „Krasnostawiany” robili naprędce i w przerwie sesji. I tylko nie wiadomo na czyim kolanie.

Takie działanie to nic innego jak rewolucyjna zasada w praktyce. Sformułowana przez niejakiego Kyrylenkę, która mówiła, że zapisy prawa mają odzwierciedlać cele rewolucji. A te 4 złote to efekt przewagi w radzie i czystej złośliwości. Czystszej nawet niż kosmiczna próżnia. Interes mieszkańców to tylko parawan. Coś jak maskowanie jedwabiem sterty nawozu. Równie dobrze mogłaby być to inna kwota, byle nie te 8 złotych, bo to „ósemka” Miciuły a jego nie lubimy i tak dalej…

Ponadto powstała w wyniku udawanej podwyżki dziura ma bardzo praktyczne zastosowanie, bo jest „polityczna” i stanowi doskonały punkt zaczepienia oraz „inwestycję na przyszłość”. Jest czymś na kształt wiecznego „casus belli” „otwartej rany” po to coby za jakiś czas można było Danielowi zarzucić, że liczyć nie umie i znów się z nim wykłócać. Oni gotowi w najbliższej przyszłości powiedzieć, że to Miciuła sam przegłosował 4 złote, a oni chcieli 8, bo na tej sesji pokazali wystąpieniem Ciechana, w jakim kierunku to zmierza i jak można wykoślawić rzeczywistość.

„Bezcenny” Marcin Ciechan nauczyciel i radny z „Krasnostawian” palnął, tak że inny „Krasnostawianin” Kamil Hukiewicz może czuć się zagrożony na fotelu lidera w opowiadaniu „nieprzemyślanych przemyśleń”. Marcin znalazł można powiedzieć coś na kształt przejścia do innego wymiaru w kwestii szukania usprawiedliwień na sytuacje nie do obrony z matematyką w głębokim tle, ale „matematyką wuefisty”. Ciechan uczy wychowania fizycznego, a tam gibkość i wyginanie ma znaczenie, ale i są tego granice, o których widocznie zapomniał albo nie chce wiedzieć.

A co odkrył Ciechan? Ano nic specjalnie mądrego, ale on czuł się pewnie jak Kolumb na widok lądu w czasie pierwszej wyprawy, gdy recytował swoje rewelacje. Najpierw powiedział, że teraz to „Krasnostawianie” mają przewagę w radzie, a nigdy nie mieli! I trzeba było widzieć, jaki ogień przy tym w oczach miał! Tą deklaracją „puścił farbę o tym, co im na wątrobie leży i co będzie przez dalszą część kadencji” A leży im rewanż za wszelką cenę nawet własnym kosztem jak to mówią w internetach „Niech masło kosztuje 20 złotych, byle Kaczyński nie rządził”. Nawet jakby to ich spopielić miało to teraz oni się odegrają za wsze czasy i za wszystkie upokorzenia, te wydumane również albo przede wszystkim. Tylko cholera, na kim!? Bo z dawnego PZK ostał się tylko „kieszonkowy pancernik” Turzyniecki. Jednym słowem wojna ma być, i to krwawa!

Potem euforia Ciechana poszła w kierunku udowadniania, że w radzie poprzedniej kadencji to PZK miało przewagę w głosach! A to już trąci stanami medycznymi, i to jest właśnie to wyżej wspomniane przejście do innego wymiaru w szukaniu usprawiedliwień.

Pewnie stąd taka narracja, że dotarły do nich opinie, bo ulica wcale taka głupia nie jest jakby „Marciny”  chciały, że przecież odpowiedzialność za zaniechania przy podnoszeniu i ukrywaniu stanu finansów między innymi oni ponoszą, bo rządzili z Kościukiem. Ciechan „nieszczęsny” w tym szale zapomniał, ilu radnych jest w mieście. Aby jego teza miała sens musiałoby ich być 13 albo 14! No tak bywa jak rozsądek ma wolne!?  Tymczasem od dawna jest 15 i co z tego, że PZK miało 7, skoro Krasnostawianie mieli 5, a do tego było dwóch od Kościuka i jeden z Lewicy. Łącznie było ich 8. Co po zawiązaniu koalicji dawało im możność przegłosowania wszystkiego. 7 głosów PZK było „studnią, ale bez wody” Doprawdy wypadało by wiedzieć, że większość decyduje, a nie co innego. I jakby nieszczęść było mało to i Hukiewicz nie mógł się doliczyć, ilu właściwie tych radnych w radzie jest!? I ciekawe jak w takim razie rozwija się jego firma, skoro tak liczy? No mają „Krasnostawiany” problem z matematyką na poziomie liczenia na palcach i jak tak to podwyżce o 4 złote wbrew logice i ekonomii stąd nogi wyrastają.

Na tym nie był koniec, bo byłoby zbyt trywialnie. W przerwie Ciechan podbiegł do radnej z PZK Emilii Wiśniewskiej i wręczył jej listę radnych z poprzedniej kadencji z takim samym ogniem w oczach. Listę, z której nic nie wynika no może jedynie to, że radny kipi emocjami jak dziecko. Do tego Emilia Wiśniewska w przypływie „świętokradczej bezczelności”, bo jak tak mogła!? Zwróciła się w czasie sesji do radnych Krasnostawian, ale tych, co są w radzie pierwszy raz z zapytaniem co sądzą o całej sytuacji ze śmieciami. Odpowiedź utknęła im przeponach i Emilia się jej nie doczekała, bo widać mieli zakaz otwierania ust. Za to mogli swobodnie oddychać przez nosy co też czynili bez zastanowienia i z pasją.

To nie żadna tajemnica, że tam trzeba mieć zezwolenie na złożenie interpelacji od samego Marcina, i to taki dryl, jak w pruskiej armii, gdzie szeregowcy bardziej bali się swoich oficerów niż wroga…

Natomiast Emil Witkowski brat dwóch innych Witkowskich wbił kołek osikowy w serce Marcina propozycją, aby radni obniżyli sobie diety solidarnie. Wilkołazki odniósł się, i to jak! Ogłuchł błyskawicznie i politycznie, po czym i czym prędzej przeszedł do następnego punktu sesji… I to, że w innych miastach regionu stawki opłat poszły w górę, bo jest w gospodarce inflacja, wojna i socjalizm to również nie interesuje Marcina, bo trzeba dokopać Miciule.

Źle Wilkołazki konsumuje swój sukces wyborczy, oj źle. Zapomniał, że w każdym sukcesie jest ziarno przyszłej klęski. Rzecz w tym, żeby mieć tego świadomość i nie pozwolić mu wykiełkować. Tylko że zaślepiony Marcin robi wszystko, aby wykiełkowało. Ulica, tymczasem sympatyzuje z Miciułą, bo jest inny i im bardziej Wilkołazki mu dokucza to ulica za Danielem, a jak tak to może niech tak zostanie… I za niespełna 5 lat Miciuła znów może wygrać, a Marcina wyniosą nogami do przodu na „polityczny cmentarz” i niech wtedy spróbują znaleźć chryzantemy po 4 złote za sztukę. Amen!

 

35
11