Żydzi, Rzymianie…i Krasnostawianie

W Krasnymstawie Rzymem powiało z czasów Wespazjana. Stan finansów przypomina skarbiec stolicy imperium po awanturze „roku czterech cesarzy”, bo jest tak samo zasobny w przestrzenie puste… Wtedy po śmierci rudzielca Nerona wszyscy bili się ze wszystkimi i ogołocili go do samego dna, bo wojna to kosztowna zabawa.

Z tamtego zamieszania zwycięsko wyszedł Wespazjan, który przy okazji założył nową całkiem udaną dynastię, choć krótko panującą. Ale jak zobaczył co zastał to ciężko westchnął i opodatkował szalety. Jego syn Tytus obdarzony umiejętnością podrabiania dowolnego charakteru pisma, nosem na taki pomysł kręcił, ale jak mu ojciec pod ten sam nos podsunął sesterca i kazał go powąchać, a ten stwierdził, że nic nie czuje w lot pojął tatową koncepcję i już zastrzeżeń nie miał. Dzięki temu zabiegowi mamy na tę okoliczność powiedzenie „pecunia non olet”, czyli pieniądze nie śmierdzą.

A tu w Krasnymstawie też pieniądz wkrótce może nie śmierdzieć, bo są na to znaki. Sam Lech Berezowski radny „od Kościuka”, ale z „Krasnostawian” „poszedł za potrzebą” na ostatniej sesji rady, nie ruszając się z miejsca i zasugerował budowę wychodka, bo dać sobie ulgę w ustronnym miejscu to ważna sprawa jest. No i jak taka świątynia zadumy powstanie za choćby złotówkę, to Rzym jak nic z tą tylko różnicą, że Wespazjan opodatkował zawartość, a tu może być płatny wstęp, czyli doświadczymy podatku od luksusu. Miciuła nie ma takiej władzy jak cesarz, a zamiast senatu ma coś znacznie gorszego… „Krasnostawian” którzy są hybrydą demokracji to jest najgłupszego z ustrojów i żydowskiego rabinicznego judaizmu.

Dlatego Marcinowcy jak Żydzi naginają rzeczywistość w stopniu niepokojącym, próbując robić durni ze wszystkich dookoła. Przyczyn ich zapiekłość można szukać w tym, że Miciuła również zburzył na podobieństwo syna Wespazjana Tytusa nie Jerozolimę ze świątynią, ale pewną wizję i zaplanowany porządek, który zakładał Kościuka w ratuszu, a nie jego. Dlatego dziś jadą po nim jak po przysłowiowej łysej kobyle i nie pomoże mu nawet fakt, że Żydowi z Hollywood Jesse Eisenbergowi miasto nadało tytuł honorowego obywatela.

Krasnostawianie traktują Miciułę z dziwną manierą wyczuwalną w charakterze składanych interpelacji. Tak mówią do niego, że aż ciarki po grzbiecie przechodzą i takim tonem, jakby Miciuła był już burmistrzem co najmniej kilka kadencji i mimo próśb i ponagleń z jakichś przyczyn czegoś tam zrobić nie chciał. Żydzi podobny zabieg zastosowali na osobie Jezusa, bo on, opowiadając o tym, że jest Synem Bożym psuł im interesy. Dla nich jego przyjście akurat wtedy było nie na rękę, a czas pokazał, że oni chcą decydować, kiedy i kto jest Mesjasz. Wystarczy teraz zapytać dowolnego rabina co o nim sądzi to można usłyszeć, że Jezusa nie było w ogóle i o co chodzi? Jak rabin ma dobry humor, to w jego przypływie wspomni, że może gdzieś tam był jakiś Joszka co dokazywał z kolegami, ale żeby Mesjasz!? Dlatego czekają na pierwsze nadejście w najlepsze.

Krasnostawianie pomysł zastosowali z wielkim powodzeniem tylko odwrócili wektor i jak tamci odmawiali istnienia, to ci wmawiają istnienie i teraz rozmawiają o Miciule, jakby był od bardzo dawna i jak tak to wszystko jego wina. Oni są oczywiście od kwietnia i wszyscy niepokalani. Czyli śmieci, most i ogólny rozgardiasz w mieście to wina tego okularnika z Olszanki co w poprzedniej kadencji przebierał się za Kościuka! No kto by pomyślał, że tak można!?

Gdzie oni takiej biegłości nabyli to chyba wiadomo? Nie wiadomo tylko jak to się odbyło. Czy to są jakieś seanse połączone z piciem dekoktów, naparów i innych wspomagaczy? Rąbka tajemnicy co do lokalizacji „miejsca mocy” uchylił Lucjan Wąsiura w swojej interpelacji. Powiedział, że trzeba jakoś zagospodarować plac targowy między PSP a Lidlem. To słuszna uwaga i użył sformułowania, że „czas tam się zatrzymał” widać coś wie i tam trzeba szukać miejsca mocy Krasnostawian, bo taka anomalia, gdzie czas stoi to może mieć szersze zastosowanie… Jak się o niej dowie naczelny fircyk powiatowy Nowosadzki, to się tam ze śpiworem wyniesie, bo uzna, że zachowanie wiecznej urody jest sprawą wagi państwowej, a powiat musi mieć swojego Ibisza. No i pewnie Janeczek „ober doktor” również z tego miejsca, gdzie czas stoi jak stójkowy korzystał, bo nie mógł o nim nie wiedzieć. On przecież wie wszystko i dowodem, że korzysta z magii tego miejsca jest to, że próżno na jego mądrej głowie szukać siwych włosów!

Oczywiście na sesji nie mogło się obejść bez tradycyjnej „szarży lekkiej brygady” Agnieszka Pocińska Bartnik ją poprowadziła, bo któż by inny podołał. Bezlitośnie przyparła Miciułę do muru, a przynajmniej tak jej się zdawało pytaniem co on sądzi o tym, że w MPGK zatrudniono urzędnika, a nie człowieka do łopaty. Bo tu się mówi o złej kondycji przedsiębiorstwa, a się zatrudnia…

Miciuła przekierował szarżę na wilcze doły i poprosił o szczegółowe wyjaśnienia prezesa MPGK Pastuszaka, bo to był pomysł z jego koncepcji, którą przedstawił na konkursie parę miesięcy temu. A on już wyjaśnił, że takiego mu trzeba, coby wszystko poukładał. Miciuła ze swojej strony dodał, że się nie będzie wtrącał do rządzenia prezesowi co ma swoją koncepcję, bo Daniel żonie do garów też nie zagląda, ale za jakiś czas bez litości go rozliczy, a wtedy różnie może być…

W całym tym zamieszaniu nie padło nazwisko tego nieszczęśnika zza biurka, który już za nim siedział od poniedziałku, bo sesja była w czwartek 24 października. A szarża Agniechy przypadła na okres, kiedy jej małżonek czekał w blokach startowych na objęcie stanowiska w nieodległym starostwie powiatowym.

Nazwisko jednak padło, ale w okolicznościach co najmniej talmudycznych, bo w Nowym Tygodniu w artykule Stępnia pod wszystko mówiącym tytułem „Kadrowe kontrowersje w PGK”. No i okazało się, że tym nieszczęśnikiem zza biurka jest sam Wojciech Kaczmarczyk były zastępca burmistrza Kościuka i jego serdeczny kolega, który w środku pandemii rzucił papierami, a potem trzasnął drzwiami i uciekł w podskokach z ratusza. To jest ten sam, który za Kościuka był dobrym, prawym i pełnym przymiotów heroicznych, a tylko dlatego, że akurat wtedy Krasnostawianie sterowali Kościukiem, a jak tak to i Kaczmarczykiem. Może to przemilczenie było aktem łaski, ale wielu uważa, że cała szarża było zupełnie niepotrzebna, a Agnieszka zwyczajnie się wygłupiła, bo jak wyżej małżonek akurat w tym czasie obejmował stanowisko w starostwie i można by zapytać, dlaczego akurat on i czy to też nie zasługuje na miano kontrowersji? Ogólnie to Agniecha w tych szarżach okrutna i jeńców nie bierze, bo czasu nie ma, a to dlatego, że sama po nosie zbiera.

Do tego na stronie facebookowej Krasnostawian, gdzie Marcin informuje przy pomocy „ogłoszeń duszpasterskich” obywateli o tym, jak im nieba przychyla w relacji z sesji nie ma słowa o wystąpieniu Agnieszki. Cicho jest w tej materii jak makiem zasiał i są tylko interpelacje oraz wspominek o Jesse Eisenbergu. I dopiero Stępień odkrył personalia tajemniczego urzędnika zza biurka i może to była jego inwencja, bo Krasnostawianie jakoś się tym chwalić nie chcieli… Albo go dyskretnie poprosili jak to Żydzi czynili w szabas, kiedy do zakazanych prac wykorzystywali gojów. I takie to są krasnostawskie przepychanki nad łóżkiem babci, która dogorywa w ZOL. Bo tak jest z tym miastem, że jego się już naprawić nie da można co najwyżej opóźniać zgon…

Reasumując to „Krasnostawianie” nie są wielkim zagrożeniem. Są zabawną formacją, która przy właściwym podejściu przynosi więcej radości niż kłopotów. Bo problem leży w samym Danielu… Jeśli uwierzy we własną wielkość i w to, że wszystko, co osiągnął to tylko dzięki sobie to będzie początek jego końca. Bo taka wiara to „różany krzew maskujący skraj urwiska” i wielu już takich było a marnie kończyli. Jest ponadto w gierkach politycznych nuworyszem i podobnie tak jak Wespazjan przyszedł z sektora prywatnego, a tam jest inaczej, bo nim wspomniany cesarzem został miał „firmę” co na mułach woziła to i owo, ale że w tak zwanym międzyczasie został senatorem to, dzięki temu nauczył się mechanizmów władzy i meandrów polityki. Przeżył „humory” Nerona a to już jest jakaś rekomendacja. Nie miał lekko, bo tak jak Miciuła pochodził spoza lokalnej sitwy ze stanu ekwickiego, a nie senatorskiego. Miciuła, jeśli dostatecznie szybko tego nie pojmie, że musi nauczyć się rozbrajać miny przed ich nadepnięciem by sprawnie poruszać się w lokalnym żmijowisku to skończy jak Warrus, który w Lesie Teutoburskim w 9 roku p.n.e. słuchając, złego doradcy w osobie Arminiusza zgubił trzy legiony, a siebie w geście rozpaczy nadział na własny miecz…

26
9