Podobno Wiliam Pitt „Młodszy”, kiedy przetrawił gorycz porażki III koalicji anty-napoleońskiej, którą finansował, jako premier Wielkiej Brytanii – położył się w swoim łóżku, odwrócił twarz do ściany i umarł. Nasz były starosta i sułtan ruchu ludowego po podobnej porażce umarł wokalnie! I to tak na dobre, bo nawet na ostatnim Koncercie Noworocznym w Siennicy przemówić nie raczył!
Co, jak co, ale Janusz przemawiać lubił. Bo oprócz władzy przemowy były jego konikiem. Ba! Całą stadniną! Szczególnie lubił uprawiać ten proceder po remizach i wiejskich świetlicach. Uwielbiał, jak peeselowski ludek słuchał go z zachwytem, choć plótł w kółko to samo i mało, kiedy z sensem. A wiejska gawiedź biła mu gromkie brawa, starsze zaś ludowe matrony rzucały ku jego licu czułe i zalotne westchnienia. W ostatnią niedzielę zwyczaj ten zarzucił i peeselowskich tyrad nie wykrzyczał – w zamian była złość i gorycz po stracie ulubionego gabinetu – jego drugiego domu oraz wszelkich insygniów władzy. Gorzkie doznania potęgował fakt, że na Koncert Noworoczny, – bo tak teraz nazwano „wielowiekowy” siennicki Opłatek Ludowy, przybył nowy starosta Andrzej Leńczuk i wicestarosta Marek Nowosadzki. Szczególnie ten ostatni irytuje Szpaka, bo nie dość, że odrzucił awanse Janusza, gdy ten chciał go widzieć, jako swojego koalicjanta. Marek, mając dość upokorzeń, zbył go uśmiechem człowieka, który właśnie myśli o rewanżu – to jeszcze po tym wszystkim odważył się przyjechać do Mekki ludowców!
Nowosadzki jak Sinatra
Siadł tedy Nowosadzki w pierwszym rzędzie. Założył dostojnie i luzacko nogę na nogę i słuchał – wystarczyło, że był. Mówić nie musiał! Brakowało mu tylko mikrofonu, bo wyglądał jak Frank Sinatra na kameralnym koncercie, a Szpaka w tym czasie zalewała ludowa krew. No, bo jak to tak może być, żeby taki Nowosadzki przyjeżdżał i to z Leńczukiem do jego Siennicy Do jego sułtanatu? Ma to, na co przez tyle lat pracował… Tak to bywa po utracie władzy, nie raz może Janusz poderwie się na równe nogi znad talerza rosołu, bo akurat jakiś czarny, duży samochód koło okna przejechał…, Ale nie… to nie Szkałuba tylko ktoś do sąsiadów w gości zajechał.
Grabczuk zaczyna kampanię a Zając lukruje
Przemawiał i Leńczuk, ale krótko i na werbalnym luzie, przepraszając, że mówi z widoczną chrypą. Powiedział, że Siennicę to zna i pamięta, że zawsze była mocna chórami. To by się zgadzało, bo większość jednym głosem śpiewa za Proskurą i nikomu nie przeszkadza, że fałszują na potęgę a melodia trąci kiczem. Natomiast senator Józef Zając, choć po tych komplementach zasłużył na miano zająca wielkanocnego – takiego z czekolady – tak słodził, opowiadając, jak jest Siennicą zauroczony i że tam, chyba w kuluarach Sejmu o niczym innym się nie mówi tylko o siennickiej zgodzie, jako wzorze do naśladowania – naszego Proskurę i jego ludowców do Gowina chce przepisać?! W podobnym duchu przemawiał Grabczuk, który piał nad siennickim parlamentaryzmem i rozsądkiem narodu. Uczcił też Grabczuk minutą ciszy pamięć prezydenta Adamowicza zamordowanego przez psychopatycznego nożownika, a nie przez Kaczyńskiego – jakby chciała PO. Ubolewał pan Krzysztof i pytał retorycznie, gdzie i w jakim kierunku zmierza nasza polityka? Ewidentnie Grabczuk już rozpoczął kampanię wyborczą do parlamentu, bo nie omieszkał wspomnieć o tym, że w wyborach samorządowych zdobył ponad 25.000 głosów. Z taką ilością głosów może posłem zostać.
Waldek Nowosad jak Wajda
Rozdawano też siennickie Oskary, czyli statuetki jednorożca. W tym roku laureatem został Waldek Nowosad, były przewodniczący rady gminy. Tu się Waldek prawie wzruszył, bo przecież razem z Proskurą tworzyli parę, jak z powiedzenia „Takich dwóch, jak nas trzech, to niema ani jednego”. Co, jak co ale ten kawałek mosiądzu się Nowosadowi należy, bo dzielnie wspierał wójta w tym, żeby w Siennicy żadnego społeczeństwa obywatelskiego nie było a kwitły za to ruskie zwyczaje. Goście też nie dopisali. Zaledwie dwóch wójtów, ale żadnego dyrektora ze starostwa. Ale wśród ViP-ów siedział Sławomir Kamiński, świeżo odwołany ze stanowiska naczelnika oświaty przez nowego starostę. Co Kamińskiego znęciło do Siennicy, trudno zgadnąć, bo chyba nie miłość do muzyki, bo na tej zna się tak samo, jak na opowiadaniu dowcipów między nauczycielami. Tą wizytą Sławek pokazał, skąd wyrósł i potwierdził słuszność własnej degradacji. Tyle z tej wiekopomnej kiedyś imprezy, niesłusznie nazywanej ludową, bo była zjazdem urzędników. Widzów też tyle, co Mielniczuka kot napłakał. Może ze dwieście osób.
Impotencja PSL
Zespół „Plateau” zaśpiewał, za co mu zapłacono i chyba tylko on był w swoim żywiole, choć akustyka sali temu nie służyła. W swoim repertuarze mieli nawet utwór zadedykowany tym, co skończyli 40-lat. Tylko, że w Siennicy mieć 40 lat to tak jakby się jeszcze nie urodzić. Jest się zawsze za młodym, wie o tym najlepiej radny i kandydat na wójta Andrzej Korkosz, który zawsze jest za młody i to w opinii nagrodzonego Oskarem Nowosada. Ludowej ekstazy w tym roku nie było a jedyne i szczątkowe podniecenie wywołał wspomniany zespół. Ponieważ „Plateau” to w sexuologii faza podniecenia seksualnego. Lokalny PSL nie dość, że po klęsce to jeszcze boryka się z impotencją przywództwa.