Dziś trochę absurdów, które wydarzyły się w poprzedniej kadencji, jest to przegląd „ lepszych kawałków” jak również tłumaczeń ssanych na poczekaniu z palca. Doskonale korespondują z aktualnymi absurdami, z resztą to ciągle ci sami twórcy, zmieniają się tylko okoliczności. Prezentujemy część pierwszą, gdyż jest tego pokaźna ilość i rozumem tego nie pojmiesz a wzrokiem nie obejmiesz. No to jedziemy w oparach absurdu i na wesoło.
„Odkrycie” przez Banacha 20 procentowego wzrostu ilości śmieci na skutek częstszego ich odbioru w ciągu tego samego okresu rozliczeniowego to dobry punkt wyjścia do przypomnienia jak to kiedyś bywało z wymyślaniem różnych dyżurnych głupot, by dociekliwego zbyć i wyprowadzić na manowce.
W tym wypadku nieocenionym źródłem są wspomnienia Jędrka Korkosza z czasów gdy był radnym kadencji 2014-2018. A to wspomnienia malownicze, niemalże jak te z wojska albo z wieczoru kawalerskiego. Wtedy to się działo, a to jak Korkosz wchodził w to wszystko, jak go próbowano temperować, przycinać, to dopiero materiał na scenariusz siennickiej wersji „Rancza”
Niesforny koalicjant
Były nawet takie sugestie, gdy Andrzej zaczął pytać i drążyć różne drażliwe kwestie, że przecież startował z komitetu PO więc obowiązuje go lojalność, przecie na szczeblu rządowym jest koalicja! Korkosz zawsze zbywał i odpowiadał, że jego ludzie wybrali i takie argumenty nie mają żadnego znaczenia. Doszło do tego, że w pewnym momencie zainteresował się sam „Pan Janek”, który był ambasadorem PeŁo we wsi, po tym jak na sesję jesienią 2015 roku przyszło kilku mieszkańców Rudki w sprawie chodnika. A to była pamiętna sesja, trwała ponad 4 godziny, co było wtedy rekordem. To wtedy Proskura pierwszy raz publicznie oberwał za dziki, że aż wiór się z niego posypał, a „Nowy Tydzień” to ślicznie opisał. Oberwał też Stasiuk Rysiek, za „nasze NKWD” Zaskoczenie było wtedy zupełne, bo nikt się takiego obrotu sprawy nie spodziewał. Potem było już z górki, bo się Korkosz w pojedynkę wziął za samorządową partyzantkę.
A po co do gazet!?
Na komisji rewizyjnej latem 2015 roku jeden ze „znacznych” w otoczeniu wójta, którego nazwisko przemilczymy ze zwykłej litości, powiada: „Stała się rzecz przykra i smutna, tu u nas…” Korkosz jak to usłyszał to pomyślał, że pewnie umarł kto i zaraz na wieniec zbierać będą. A tu się okazało, że to o niego samego idzie! Wszystko o to, bo się wypowiedział do gazety z kilkoma rolnikami z terenu gminy na temat szkód łowieckich i bezczynności wójta, jak również jawnego konfliktu interesów, gdyż Lechu myśliwy w Kole Łowieckim „Szarak” z którym największy problem. Oczywiście biadolenie się zaczęło nad radnego głową, że jak tak można, przecież trzeba było przyjść i porozmawiać, i, że w ten sposób cierpi „siennicka zgoda” Korkosz wyśmiał to wszystko i stwierdził, że gazety są od tego żeby pisały, o tym, co władzy nie wygodne i skoro władza „leci w kulki” to niech się nie dziwi. Za rok jak powstał „Dziennik Siennicy” to wszystko się ziściło, co do joty i jakby jeszcze bardziej.
Struski miał ubaw
Z problemem szkód łowieckich też była jazda bez trzymanki z elementami woltyżerki. Przecież Proskura tak naprawdę o to ma do dziś kłopot, albowiem od tego wszystko się zaczęło. Bo ile można było znosić impertynencję „towarzyszy” od św. Huberta i głupawe tłumaczenia jego samego? I do czego to podobne, żeby w tak „świetnie zarządzanej gminie” jak Siennica rolnicy spali po polach, jak zwierzęta pilnując zasiewów? Proskura migał się jak mógł, organizował spotkania z Kołami Łowieckimi a sam siadał z boku. W zasadzie użyczał tylko sali, bo przecież jemu bliższa myśliwska brać niż chłopstwo. To ostatnie ma tylko płacić podatki i korzyć się przed jego wójtowskim majestatem.
Sytuacja diametralnie się zmieniła gdy na przełomie roku2015/16 grupka rolników poświęciła kilka dni i odwiedziła parę instytucji. Jak po sznurku poszli z wizytą- Związek Łowiecki w Chełmie, Dyrekcję Lasów Państwowych w Lublinie i Sejmik Samorządowy, jeszcze wtedy peeselowski. W tym ostatnim Dyrektor Wydziału Rolnictwa Sławomir Struski gały przecierał ze zdziwienia, gdy posłuchał o porządkach w proskurowej Siennicy. Przecie cała śmietanka PSL/PO zjeżdżała do Siennicy na „Opłatki Ludowe”, a Proskura się puszył jak hrabia, jaki to on menadżer, gospodarz. Tylko że nikt nigdy słowem się nie zająknął jak tu jest naprawdę. Po tej wizycie u Struskiego „coś” do Lecha dotarło, dostał tą wizytą, rzec by można, jak kaczym śrutem z solą i podejście musiał zrewidować.
Teraz każdą chłopską inicjatywę w sprawie szkód łowieckich poprze, a i skorzysta z prawa do uczestnictwa w ustalaniu limitów odstrzałowych. Tylko że na razie spokój, ASF wytłukł dziki do nogi w Siennicy. Do tamtego czasu było tak jak wyżej wspomniano – Proskura tylko słuchał, salę udostępniał i miał z głowy. Jeszcze powtarzał „co ja mogę, co ja mogę” i wzruszał przy tym teatralnie ramionami.
Własnego Statutu nie znali…
Próbowano Korkosza zwalczać tym, że za młody i w związku z tym: co on tam wie… Wymachiwali jego młodością, tym „niby koronnym argumentem” ochoczo i z takim zapamiętaniem, że nie raz sami walili się nim w łeb, tak jak cepem gdy się macha bez wprawy i pojęcia. Aż kiedyś Korkosz przeczytał „Statut Gminy” i nie dość, że go przeczytał, to go jeszcze zrozumiał.
Zapytał po jego lekturze, gdzie plany pracy Komisji Rady? Wszyscy oczy w słup, nikt nic nie wie, jak w tej scenie z „CK Dezerterów” kiedy cwany Czech udawał Hucuła i na każde pytanie odpowiadał „ichś wajś nichśt” W swojej pogoni za wiedzą poszedł Korkosz znacznie dalej. Wyszedł skądinąd ze słusznego założenia; skoro jest młody to trzeba mu się uczyć i w związku z tym zapytał równolegle jeszcze o wszystko służby Wojewody. Te odpisały, że Gmina prawo złamała brakiem planów pracy dla komisji, a szczególnie dla Komisji Rewizyjnej, dla tej ostatniej jest to obligatoryjne, wynikające wprost z treści ustawy. Przewodniczącym Rewizyjnej był „naddyrektor” Banach i wstyd z tego powodu był, jak diabli, tego bezhołowia było kilkanaście lat!? Banach w pewnym momencie nawet minę taką zrobił jak „Kot ze Shreka” i jak by go kto nie znał, to, by jeszcze przytulił. Powiada „naddyrektor” do Korkosza „A po co było do Wojewody pisać, trzeba było przyjść i powiedzieć…” Korkosz wtedy go wyśmiał i odpowiedział „Przecież ja za młody i wedle was, co ja tam wiem!? To wy tyle lat w samorządzie i własnego statutu żeście nie przeczytali, przecież musieliście go przegłosować i przyjąć. To ja wam mam mówić, jak wam nie wstyd!?”
Pływające torfy
Kolejna dyżurna bzdura wymyślona na poczekaniu to „pływające torfy” na zalewie w Siennicy. Różne rzeczy i persony unosiły się na marszczonym bryzą lustrze tego akwenu, a to ksiądz z wędką na łódce. Albo myśliwy w łódce, a potem pod łódką, bo pod wodę jak kowadło poszedł gdy się ta wykopyrtnęła, ale tylko się wody ożłopał i strachu najadł. Widać jeszcze nie pora na niego. Pływały ryby, ale inaczej niż natura by chciała, bo do góry brzuchami. Pływały łabędzie, kaczki i ptactwo wszelakie. Torfów pływających nikt jednak nie widział, te się „cudownie” pojawiły gdy Korkosz zapytał, czemu kiedyś miało być kąpielisko, a potem nagle zrobili z tego łowisko? Odpowiedział mu Waldek Nowosad z miną odkrywcy, że radny jest za młody i poza tym, to tu są torfy pływające, ucinając tym wszelkie dyskusje, a zły był przy tym jak chłop na babę! Ale potem przecież, składali wniosek na kąpielisko z całym zapleczem. Cały projekt kosztował ponad 90 tysięcy. Widać te torfy gdzieś w międzyczasie popłynęły, przepadły, a może wylazły na wał i poszły na „busa” pod Kościołem na przystanek? Jak widać fantazja naszych samorządowców nie opuszcza i niektórzy winni rozważyć czy na emeryturze jakich bajek dla dziatwy nie pisać, bo jak widać, potencjał jest.
CDN
No ciekawa lektura żonie mówię zamiast serial oglądać czytaj dziennik siennica to ciekawsze! Wynika z tej lektury że status rady był od dawna a pierwsze założenie To,, po co ten szum było przejść i porozmawiać ” albo ,, przecież można było zadzwonić ” i jeszcze jeden wniosek broń Boże jakieś media niech bida śpi
O tak, najgorsze są media, bo z ustnymi obietnicami to niema problemu, wójt już na schodach remizy wychodząc z zebrania zapomina co obiecywał.
Miła lektura się zapowiada 😀 czekamy na kolejny art….
Odkąd poszedł p. Korkosz do Rady to chociaż wiemy co się w gminie dzieje, nie wiem czy kiedyś byłem młody i mnie to nie interesowało czy po prostu nie mówiło się o czym byla mowa na radach, co ustalono, a to chyba obowiązek radnych wybranych przez mieszkańców żeby ich o tym informować, no ale po co jak na prywatnym folwarku wójt coś uwidzi a reszta przyklepie i ma dzięki temu chody
Co