Władza zużywa rządzących im dłużej ją dzierżą. Jak bardzo musi być zużyty Proskura i jego „trupa cyrkowa”, skoro niektórzy siedzą z nim za „prezydialnym stołem” 30 lat? A świat się szybciej zmienia niż im się wydaje. Dlatego dziś słów kilka o narastających objawach zmęczenia władzą i zblazowaniu na przykładzie epizodu „Karty Dużej Rodziny” z sesji Rady Gminy 28 maja. No to jedziemy na wesoło o kulejącej władzy…
Pomysł objęcia obniżką ceny odpadów dla wielodzietnych rodzin tzw. „Karta Dużej Rodziny” był inicjatywą radnego Andrzeja Korkosza, którą zgłosił w formie interpelacji już na poprzedniej sesji- 11 marca. Wydybał taką nowinkę-udogodnienie, bo wertował przykłady korzystnych rozwiązań dla licznych rodzin w innych jednostkach samorządu terytorialnego. Koniec końców Korkosz „zarzucił” go jeszcze na komisjach rady , te zaopiniowały pomysł pozytywnie, bo czemu nie!? Doszło nawet do tego, że wprowadzenie obniżek cen śmieci dla wielodzietnych rodzin o 2 złote umieszczono w porządku obrad piątkowej sesji. Kto wiary nie daje, niech sprawdzi na stronie UG.
Sęczkowski saper
Ale niestety na jej początku padł wniosek o wycofanie punktu z porządku obrad. Wszystko było jak widać z góry ukartowane. Proskurowa „trupa” karnie i w sumie bezmyślnie podniosła ręce „za” i punkt poszedł się „czochrać” Do zgłoszenia wycofania wniosku wytypowali oddanego „sapera” Sęczkowskiego, ten rozbrajał minę i wydukał cały wniosek z „mętnym” uzasadnieniem, tak jak mu napisali. Czytał z kartki, bo język urzędowy zawiły, ale jak się podjął, to co zrobić. Sęczkowski dywagował czy duża rodzina to nie to samo co wielopokoleniowa. Bo są rodziny z trójką dzieci z dziadkami w domu i Darek nie wie co w takiej sytuacji.
Cała sytuacja była z pogranicza surrealizmu, jakby rolnik z 40 letnim doświadczeniem nagle, w mgnieniu oka zapomniał kiedy się sieje, a kiedy żniwuje. Ale widać kazali mu, to plótł w interesie mocodawców, tak, że się kurzyło jak z zagrzybionej pszenicy za kombajnem. Szkoda i to wielka, że Sęczkowski przez prawie 30 lat sprawował mandat radnego niewiele przez ten czas się nauczył, a jeszcze mniej zrozumiał z tego czym jest jego sprawowanie. Wstyd takie bzdury opowiadać skoro ma się „autorytet” Trzeba było doczytać czym jest duża rodzina w myśl „Karty…”, czasu było wszak mnóstwo.
Dywagacje Sęczkowskiego dowiodły jedynie tego, że argumenty były po to by przekonać samych siebie. Nikt rozsądny w to nie uwierzy, a wręcz przeciwnie. Ci myślący dojdą do wniosku, że to teatralne zagrywki, coś trzeba było powiedzieć. Jednocześnie może być Sęczkowski dumny z siebie, z powierzonego zadania wywiązał się znakomicie, choć w oczach myślących ludzi skompromitował się po całości. Wójt zaś winien w podzięce rzucić mu się na szyję i znów na wesele zaprosić. A ten argument Sęczkowskiego- w sumie „ich”, ta dbałość o finanse żeby nadużyć nie było, wręcz łzy wyciska. Tylko gdzie ta dbałość była razem z nim, gdy pryncypał Leszk „golił” ekwiwalenty za urlopy ? Ale „wspaniałomyślnie” obiecali, że do tematu wrócą po półroczu, jak dane spłyną. To czekanie jest niczym innym jak „grą na przeczekanie”
Skoro tyle „kontrowersji” pojawiło się nagle i znaków zapytania, to po co umieszczano w porządku obrad ten punkt, skąd takie przeoczenie? Przecież na komisjach doskonale wiedzieli czym jest „duża rodzina” i głosowali za nim na „tak”?
Banach cenzor
Zabrała głos i Alicja Pacyk, która zwróciła uwagę, że o „Karcie…” mówiono już na sesji 11 marca. Banach oczywiście kneblował ją jak tylko mógł, przy tym puszył się jak paw były dyrektor ZDP po którym został bałagan na jego placu, jak w izbie po noclegu sowieckich sołdatów. Widać, że temat był mu niewygodny. Argument miał jeden… nie bo nie, i już. Ale że Pacyk Alicja jest konsekwentna, to temat podjęła na samym końcu sesji, w wolnych wnioskach. Definitywnie rozprawiła się z wójtową ustawką. Zapytała, jak za obniżką dla wielodzietnych rodzin zagłosowały poszczególne komisje. Wyszło z tego, że wszystkie były na „tak” dla obniżki o 2 złote. Inaczej powiedzieć nie mogli i tego się już ukryć nie dało. W takim razie zapytała: dlaczego nie przegłosować tego dziś? Jej zdaniem byłby to ukłon w kierunku rodzin i jak to ujęła „ci ludzie mieliby już teraz taniej za odpady, a my moglibyśmy się zastanawiać co robić z resztą” Jak nie trudno zgadnąć, nikt tego głosu rozsądku słuchać nie chciał, bo bezmyślny i ślepy odwet był ważniejszy…
Kiliańska ze sznurówką
Głos zabrała jeszcze Kiliańska Maria, ale słuchać jej argumentacji to tak jak wycierać podłogę sznurówką, gdy mop stoi obok. Kiliańska od paru lat konsekwentnie brnie w „bagienną” retorykę, która pogrąża jej „autorytet” albo ucieka od trudnych tematów. Jest przy tym osobą wykształconą, byłym dyrektorem I LO w Krasnymstawie i nauczycielem. O sobie mówi, że cieszy się autorytetem, tymczasem wszystko robi tak żeby było jak wójt chce. I tym razem było nie inaczej. Zaczęła Kiliańska udowadniać, że oni to naprawdę nie wiedzą co to ta duża rodzina i czy ludzie rzetelnie będą z tego korzystać. No i tego nie przemyśleli i teraz muszą. Generalnie rozbudowała to co wcześniej powiedział Sęczkowski. Czyli były dyrektor z „autorytetem” nie jest w stanie odkryć nic nowego- „przekonywującego” niż to co wcześniej powiedział prosty i usłużny chłop z Kozieńca. A kiedyś jak „ jeden mąż” obrazili się radni od Proskury na określenie „ciemnogród”…
Głupota decyzyjna znakiem firmowym
To co dominuje od lat w otoczeniu Proskury, a wręcz jest przepustką do „obcowania” z nim, to głupota. Głupota bezbrzeżna, piramidalna, taka w słowie, czynie i przemilczeniu. Nie mieli się czego czepić i jak wybrnąć z bałaganu którego sami narobili, to odegrali się na rodzinach wielodzietnych, bo najwyraźniej pomysłodawca nie odpowiadał. Nie było ważne , że pomysł był dobry i korzystny dla wielu. Paradoksalnie przegłosowanie obniżki załagodziłoby napiętą sytuację, tylko, że oni tego pojąć nie potrafią. Instrukcje Proskury są dla nich ważniejsze, są jak dekalog. Nawet jeśli w głębi duszy z nim się nie zgadzają, to i tak poprą, jak zapatrzona w swojego guru sekta.
Od czego właściwie jest urzędnik?
Z drugiej strony to jak to jest, że Korkosz wpadł na ten pomysł ? Samo urzędnicze otoczenie na czele z najdroższym sekretarzem, drogim jak „Rolex” mogło również wpaść na ten sam pomysł co radny, to ta sama wiedza, z tych samych źródeł. Mogło!? Radni też mogli „wyguglać” Wystarczyło tylko ruszyć głową i czterema literami, wszystko jest kwestią zmuszenia się do wysiłku intelektualnego. Wysiłku za który bierze się pieniądze, a te są z podatków tych na rzecz których się „rzekomo” pracuje . Piszę „rzekomo”, bo jak widać robotę się markuje i jak przychodzi co do czego, to radny ubiega dobrze opłacanych urzędników. Lepiej i wygodnie udawać, że „Karty”nie ma, po co roboty se dodawać i wójta niepokoić? Dać coś mieszkańcom nie jest w interesie władzy. To sytuacja jak z ekwiwalentami urlopowymi Proskury, bo gdy szło o pieniadze dla niego to wiedział jak je wziąć.
„Odmieniec” z Rudki
Korkosz jest „odmieniec”, radny który wedle siennickich standardów, a przynajmniej tych które obowiązują w „cyrku” Proskury mógłby nic nie robić ,tak jak „etatowe niemowy” Górny i Knap. Mógłby nie wykazywać się żadną inwencją, inicjatywą i wreszcie, mógłby kompletnie przychodzić nieprzygotowany na sesje, żeby tylko je przesiedzieć. Przecież tak robi większość wójtowych radnych i jemu w to graj ,o to nawet chodzi, by siedzieli cicho, a on tym sposobem miał spokój. Ale Korkosz jest inny, młodszy i z gospodarskiej familii. To zupełne przeciwieństwo Proskury. Całe życie pracował sam na swoim, nie tak jak Proskura, który od 30 lat „przyspawał się” rękami swoich wyznawców do budżetowej michy i ciągnie z niej ile wlezie.
Na zakończenie dodam, że do posiedzenia Komisji Rewizyjnej w środę 26 maja wszystko było na właściwej drodze. Wątpliwości i chęć nowych przemyśleń pojawiły się na dwie doby przed sesją i to u wszystkich wójtowych radnych. Ot, jaka zadziwiająca chęć kolektywnego przemyślenia? Wszystkich jednocześnie dopadły wątpliwości. W pływaniu synchronicznym, by wypracować takie zgranie trzeba lat morderczych ćwiczeń. Rzadkie, a wręcz niemożliwe zjawisko wystąpiło wśród wójtowych radnych. Nawet weselnicy pijący gorzałę równo nie upijają się równocześnie. Amen
A przecież w radzie jest pracownica gopsu niejaka Agnieszka Zaworska to co ona nie wie co to karta dużej rodziny. To po co tam siedzi jak takie rzeczy leżą w jej kompetencjach mogła by dupe ruszyć i gębę otworzyć za co bierze dyjete.
Lechu jakby mógł, to by jeszcze dziesięcinę i pańszczyznę wprowadził. Do niedawna w gminie byli tacy, co jak pierogi robili to tyle żeby i Leszkowi było. Jak będzie z dworu wracał to po drodze zajedzie .
Lecho jak by mógł, to by jeszcze ustanowił, prawo pierwszej nocy.
Gmina powinna się zająć ludźmi żyjącymi w konkubinacie i pobierającym zasiłki wszystkie.