Dziś o kolejnym absolwencie do okazania młodzieży w I LO. A to nie w kij dmuchał persona, tylko sam szef „Stowarzyszenia Absolwentów” Marek „Marusia” Nowosadzki alias „Powiatowy Adonis”. O nim kilka słów, które zapewne go zezłoszczą i focha strzeli, bo oprócz dobrych garniturów kocha się obrażać.
Marek Nowosadzki lubi I LO, bo on lubi wszystko, co pierwsze i pierwszorzędne, ale o tej fascynacji za chwilę. Jedyny wyjątek to z pozoru drugie danie, ale tam jest zazwyczaj pierwszorzędny kotlet. Jak był mały, to bardzo lubił pierwszą gwiazdkę; ta zwiastowała prezenty.
Perfekcjonista
Marek, jeśli chodzi o wygląd jest perfekcjonista i nie jedna kobieta szybciej się ubierze, niż on dobierze koszulę do krawata i spinki do mankietów. Ponoć nad ranem wstaje, by nosa przypudrować, bo to jest cały ceremoniał. Trzeba się zawczasu obudzić i wybrać strój, w którym będzie się wybierało strój. Potem gdy jest już szczęśliwie w pracy, to mamy 8 godzin widowiska, gdzie zapachy, dobre tkaniny, dźwięczne słowa i gesty mieszają się, jak tłum na stambulskim bazarze. W jego szafie „Bytom” walczy z „Vistulą” a „Pruchnik” szczerzy zęby na „Armaniego” Pracuje na swój wizerunek całym ciałem, jak tancerka samby na platformie w czasie karnawału w Rio. Z tą różnicą, że tak się nie odsłania, tu czy tam i nie kręci tym i owym. Gwoli ścisłości, kiedyś związał się z platformą, ale obywatelską, aczkolwiek był to przelotny romans i do konsumpcji nie doszło. Wianuszka nie stracił i po dziś dzień jest wierny samemu sobie i trochę PZK, które jest formacją luźną, bez ideowego kośćca, coś jak galaretowata meduza, przejrzysta, wyślizgująca się z rąk, ale taka, którą można się poparzyć.
Zapracowane jak żniwiarki w sierpniu są jego ręce, ze szczególnym uwzględnieniem dłoni i zęby takoż. Te ostatnie okazuje w niegasnącym uśmiechu na wielu fotografiach, przez to wąsów nie nosi, bo zasłaniałaby ich czarującą harmonię. By demonstrować niezadowolenie, do perfekcji opanował technikę kręcenia nosem, gdy jest ku temu potrzeba. Tym organem potrafi wywijać jak koczownik arkanem. A i wspomniane ręce spracowane są wielce, ale nie od obierania kartofli, tylko żywiołowej gestykulacji i wręczania paczek, tudzież kwiatów, po różnych rautach, spędach czy laudacjach.
Admirał Nelson z I LO
Wszystko, co pierwsze i pierwszorzędne ma u niego znaczenie, byle czego nie uznaje i tam przypadku nie ma. Przeto dyrektorkę Anię Patejuk lubi, bo jest Ania, a literka „A” pierwsza w alfabecie. Ania u niego jest „Admirałem Nelsonem”. To on ją ulepił, wystrugał jak nie przymierzając Gepetto Pinokia. On dla niej jest „Pierwszym Lordem Admiralicji”. Natomiast I LO, to odpowiednik okrętu flagowego HMS „Victory”, ale już w suchym doku. Dlatego Marek dba o tę jednostkę, jego żagle nowiutkie i szyte w Mediolanie, jak Markowe koszule…może nawet przez tego samego krawca. Dba też coby jego admirałowi nigdy nie trafił się Trafalgar, bo ten choć zwycięski, to jak wiadomo prawdziwy Nelson skończył jako zimny trup od kuli francuskiego strzelca wyborowego. Nawet przetransportowanie go w beczce brandy do Albionu nie było dlań żadną pociechą. W ogóle Marek ma dwie Anie na stanie w swoim „Ministerstwie Mody i Wygody”.
Okręt korsarski
Druga to dyrektorka II LO ,co ma patrona w Norwidzie, ale tę to „musi” lubić, tak między paniami różnica. Obie dla Marka są jak witaminy, bo to polskie dziewczyny a Rosiewicz to wyśpiewał. Tylko że Ania Patejuk, to multiwitamina na soku z jabłek a Ania Antyga to w czystej postaci tran. Mimo że dwa razy pierwsza z imienia i po mężu ,to jednak musi być druga. Oba dekokty zdrowe, ale po tym drugim Markowi facjatę skręca , jemu ona straszna i jeszcze się go nie boi. Pod skrzydła Ani Norwidowej Marek może wrócić, jak go z wicestarostwa eksmitują, a wróci na ulicę Okrzei już nie jako „Pierwszy Lord Admiralicji”, tylko zwykły majtek. A jak już trzymamy się marynistycznych terminów, to II LO pod kapitanem Antygą, to dla Marka okręt korsarski. W II LO ma etat, na którym dzieciom opowiada historię, w którą muszą wierzyć, jeśli chcą zdać maturę.
Studniówka Fideckiej i „Taniec Mocarstw”
Z liceami to jest cała historia wcale romantyczna i tak I LO to, jak wyżej oczko w głowie. Nad nim rozpostarł Marek „Żelazną Kopułę”, do tego ze dwie baterie „Patriotów” strzegą pogodnego nieba. Tam nawet mrugnąć nie wolno, bo mrugnięcie jest zamachem. Toteż dyrektor Ania Patejuk ma takie bezpieczeństwo, komfort, jak małe kangurzątko w matczynej kieszeni i nikt jej nie podskoczy. Nawet Fidecka za protektoratu Szpaka tak dobrze nie miała, a to „dowód”, że Nowosadzki udały szczególarz i ma coś z zegarmistrza, bo jak się skupi na detalu(w tym wypadku I LO) to wiercił będzie i cel osiągnie. Tylko dobrze by pamiętał, że czasem zegarmistrze trafiają na szafot vide losy Ludwika XVI, który oddawał się pasji składania czasomierzy, a przede wszystkim miał być królem światowego imperium. Jednak gdy wybiła jego godzina, to głowę bez żalu mu ucięli. Z Markiem podobnie, bo jest wicestarosta przede wszystkim, a nie gwiazdor.
Tylko że ten gwiazdor w nim siedzi zdecydowanie i na studniówce w I LO albo tak zwanej „Markowiźnie” był obecny i dokonał przy pomocy bardzo zmysłowego tańca resetu stosunków z Edytą Fidecką swoją antagonistką, utrapieniem, przyczyną zgryzot i w końcu trampoliną do sukcesu. Marek wdał się w takie pląsy, że lakier na parkiecie zwijał się jak faworki. Edyta o podkreślonej talii przez odzienie tańczyła w kreacji barwy burgunda albo dobrze dotlenionej krwi, takiej z aorty. Suknia i cała kompozycja wymyka się wszelkim ocenom i temu, co dotychczasowe studniówki widziały. Na głowie miała diadem i rękawy po kolana tak jak się drzewiej na dworze Plantagenetów chadzało. Można było odnieść wrażenie, że to jej wesele, a nie studniówka, ale wracając do pląsów z Nowosadzkim to te były przełomem albowiem oni nigdy za sobą nie przepadali, a wręcz jedno przepadło przez drugie. Tany z miejsca zasłużyły na miano „Tańca mocarstw” może tekstylnych, póki co ale jednak. Oboje odzieżowych i politycznych antagonistów to absolwenci I LO… A Edyta reklamować nigdzie się nie musi, bo jak się ma taką figurę to można tylko odcinać kupony. Marek również jest figurą, ale w typie wczesnego Wojciecha Manna… Mimo wszystko jak takiego absolwenta nie pokazywać młodzieży? Przecież to odpowiedź dla tych, co nie mają co z sobą zrobić w małej mieścinie.
Baby, ach te baby!
Imponować może szczególnie to, w jaki sposób Marek o gromadził wokół siebie wierny i oddany fraucymer. Ten taki, że Cecylia Renata, Marysieńka Sobieska mogłyby cmokać. To są najlepsze wzorce, plus jego autorskie korekty i udoskonalenia. U Marka wszystko hula na wysokich obrotach, takiego zgrania nie ma nawet w balecie.
Ma w swym otoczeniu grono pań gotowych pójść za nim w ogień i bronić go do ostatniej kropli szampana! Choćby Pani Ola „Trzecie Oko”, wszędzie drepcze z aparatem i stanowi z nim nierozerwalną całość. Do tego wierna pomagierka i szefowa Marka „gabinetu politycznego” Są i inne a wystarczy z Marka zażartować by je natychmiast spotkać a wzrok wtedy mają taki że więcej ciepła znajdziesz w oczach kanibali z Nowej Gwinei albo u panów z plutonu egzekucyjnego. Trzeba wiedzieć, że nie na wszystkie panie metody Marka działają, są takie o w typie Sharon Stone i woli nieugiętej. Wtedy zrozpaczony Marek nazywa je żandarmami, bo one za nic mają jego wypudrowany autorytet i potrafią mu nawtykać, że na „Dzienniku Siennicy” to prawdę napisali.
Większość jednak poddała się hipnozie i tak je koło swojej idei okręcił, że lisy na szyjach modniś za PRL mogłyby „zazdraszczać”. Kiedyś słynny Kali babka; uwodziciel, żeby kobietę ku sobie skłonić i potem obrać z oszczędności musiał się nagłowić, a Nowosadzki nie musi robić nic. Wystarczy, że jest ! A do tego za wszystko płaci mu państwo, czyli my. W takiej sytuacji motyw rabunkowy odpada, a on jest czysty jak łza. No i jak tego młodzieży nie pokazać! Widać on to wie i jego metoda jest bardzo widowiskowa oraz intelektualna. To się odbywa w taki sposób podprogowy. Panie z racji zwierzchności przynoszą mu różne pisma i teksty do zaopiniowania. On na nie zerka, policzki nadyma, sroży się, brew podnosi, czasem ofuknie. Nakrzyczy na znaki interpunkcyjne, że co one tu robią, bo być powinny gdzie indziej. Potem skrytykuje sformułowanie, a na koniec do powtórnego okazania i tak do południa! Oczywiście na panie złego słowa nie powie, ale sukienkę nową zauważy, fryzurę pochwali, o samopoczucie zapyta. Kobiety to lubią, a on to wie! Istnieje całkiem uzasadnione podejrzenie, że panie znaki interpunkcyjne oraz stylistyczne błędy robią celowo, żeby do Marka wbić się na „miodobranie”. Tyle, co u niego komplementów nie usłyszą nigdzie indziej. Wobec tego, jak takiego absolwenta nie pokazywać młodzieży?
Marek na „Czarnym Szlaku”
Ma też Marek i zasługę na order albo „męczeństwo”. Otóż wziął się za obłaskawianie radnej Nieścior, a to jest czarny szlak przez Andy od Ziemi Ognistej po Alaskę! Fakt jest bezsporny, że po tych wizytach Ewa mniej wyrywna i już nie plecie, tak jak drzewiej bywało. Zdarzają się jej wyskoki, a choćby ostatnio na komisji Oświaty i Kultury. Można te „małe cuda” przypisać Nowosadzkiego poświęceniu i akcji politycznego cywilizowania Merkel vel Nieścioressy z Gorzkowa. To szczytne dzieło odbywało się w jego gabinecie przemianowanym na tę okazję w pokój zwierzeń i konfesjonał. Tam debata przy herbacie trwa do zamknięcia starostwa. Oczywiście przy herbacie nie słodzonej, czarnej i z cytryną, bo Ewa taką uważa. Wszystko podane w filiżance wielkości doniczki na palmę. Marek przyjął w takiej sytuacji rolę biernego pochłaniacza dźwięków, odzywał się, tylko gdy trzeba wrzątku dolać.
Potencja drzemie jak wulkan
Jednak potencjał medialny Pana Marka jest w pełni nie wykorzystany, wręcz odłogiem leży. Kościół walcząc o rząd dusz powinien zaprząc Marka by użyczył swoich talentów oratorskich. Korzyść będzie obopólna a transakcja wiązana. Zaprząc trzeba Marka „powiatowego Adonisa” do czytania Ewangelii, najlepiej jego imiennika- św. Marka i jeszcze „Dziejów Apostolskich”. Głos ma ci on jak mało kto… Msze będą widowiskami i wzrośnie liczba ozdrowień, nawróceń i omdleń. To ostatnie należy rozumieć jako powikłania po Markowe, ale to tylko lektorowi chwałę przynosi. Kobiety takiego „konferansjera” słuchać będą, bo to głównie oferta dla nich. Nie jedna matka córkę weźmie do Kościoła mówiąc; chodźmy Marka posłuchać , bo jak on czyta to mam ciarki i czuję się tak jakbym tam była? A i męża wyciągnie… chodź stary zobaczysz jak zadbany facet w twoim wieku wygląda i dowiesz się co w tym sezonie modne i jak dobierać krawat do koszuli. A jak będzie trochę czasu to może i autograf dostaniesz. Zatem sukces zdaje się gwarantowany, a stopa zwrotu wysoka i pewna, bo ważne co i kto czyta… i jak wygląda.
Dojdzie niebawem do takich sytuacji, że Nowosadzki na spacer nie wyjdzie spokojnie. Mało tego, to jakby swojego „radiowego” głosu użyczył w nawigacji po Krasnymstawie. To czy nie będzie wzruszające jak na koniec wyprawy z domu do Piwdronki z słuchawek dobiegnie głos komunikatu: prowadził cię Marek Nowosadzki. A jakby audiobooki czytał, ale tylko tam, gdzie fragmenty o zgodzie, urodzie i słonecznej pogodzie A jakby ktoś z hierarchii kościelnej wpadł na pomysł żeby Marka zainstalować jako kościelnego z funkcją zbierania ofiary w trakcie mszy… to gwarantuję dzienny utarg na poziomie utargu z Piwdronki w okresie świątecznym. Wrzucać będą całe portfele i kosztowności z takim zapałem, że Rydzyk z Owsiakiem poczują się nieswojo. I to będzie nie wiklinowy koszyczek, tylko druciany na kółkach, taki jak w Tesco, którego już nie ma, a po którym Marek swego czasu jeździł z wielką wprawą i swadą…prawie jak Louis Hamilton. Tam to dopiero było widowisko, jak Pan Marek przechadzał się z wózkiem po wiktuały, swobodnie lekko leniwie, nonszalancko, jak ten kot na wystawowym ringu albo po perskim dywanie i tylko nie mruczał. Tu zagaił, tam pochwalił, tam doradził. Melona dotknął, czy dojrzały, okiem na nabiał rzucił a wszystko w zwolnionym tempie. Nim co kupił, to spiker wrzeszczał, że kasy zamykają ale swoje zrobił, bo spotkał się z wyborcami, no mistrzostwo świata!
Czasami Marek „czasami niecnota”, a to dresy kupi, a to ufunduje nagrodę na dzień patrona albo zostanie Mikołajem, bo Markiem już jest i też za swoje ciężko zarobione to zrobi. Tak że tłusty to on ciut jest, jak to mu kiedyś napisali, gdy za dietami zagłosował, ale „nasz” ci on… jak Zbyszko dla Jagienki tylko nałęczką nie nakryty.
Reasumując Marka wesołą działalność to ona z poważną polityką nie ma nic wspólnego, to coś z pogranicza kuglarstwa i przedszkola. Z tego widowiska bardzo bezpłodnego, ale miłego dla oka profity są rzeczywiste i beneficjentem jest Marek a liczone są w tysiącach złotych regularnie przelewanych na jego konto. Takim sposobem lepiej się „Marusia” ustawił niż Tusk w Brukseli. Jakby nie patrzeć to wicestarosty z krwi i kości nie mamy, starosty takoż. Bo Leńczuk to jest „klęska wrześniowa z rozbiorami do kupy wzięte” Marek wypełnił swój urząd „Piotrusiem Panem” i gdyby ktoś chciał kręcić polską wersję, to ja podpowiadam; bierzecie Nowosadzkiego on wam to zagra perfekcyjnie. Lepszego nie znajdziecie, bo taki jest i do tej roli urodzony! A jest dużym chłopcem zakochanym w sobie i odklejonym od rzeczywistości, a to, że ładny i paniom się podoba tylko utwierdza go w tym przekonaniu… No i jak go w takich okolicznościach młodzieży nie pokazywać? Ta niech już sobie sama wnioski wyciągnie. Amen!
PS. „W życiu wygrywają ci, którzy potrafią zachować dystans do siebie. Nie traktują siebie zbyt poważnie” Te słowa dedykuję Markowi vel „Marusi”, bo są cytatem z wywiadu Poli Raksy serialowej „Marusi” z „Czterech Pancernych” Przydałoby mu się ciut powietrza z tego balonu spuścić dla zdrowotności i ogólnie…
Z cyklu: Strofy dla Ciebie – „Tajemnica dobrej formy”
Autor: Andrzej Waligórski
„Rozkwitam pięknie jak polny bratek
Gdy mi zadają wszyscy pytanie:
– Jak pan to robi, że mimo latek
Jest pan w tak świetnym, kwitnącym stanie?
Inny ma wygląd, że tylko dobij,
Pan zaś poprawia się wciąż wybitnie!
Jak pan to robi? Jak pan to robi?
I co pan robi, że tak pan kwitnie?
Na to pytanie w głowę się skrobię
I szukam w myślach uzasadnienia.
Bo prawdę mówiąc ja n i c nie robię
I to jest powód mego kwitnienia…
Inni się męczą i zarywają,
Nie śpią, nie jedzą śniadań, kolacji
Nic też dziwnego, że wyglądają
Jak ciocia Klocia po ekshumacji.
A ja obiadki jem lekkostrawne,
Niezbyt obfite (bym nie stetryczał)
Czytam wyłącznie książki zabawne
(Raczej Wałęsę niż Kuśniewicza).
W żadną dyskusję nikt mnie nie wrobi,
Co trzy miesiące stan zębów badam,
Kocham się tylko w Alexis Colby
(więc mnie fizycznie to nie rozkłada).
Dwa półetaty wziąłem od razu
Co jest wysiłkiem dla mnie maciupkim:
Pół dnia pracuję i na pół gazu,
Gadam półgębkiem, siedzę półdupkiem…
Nic też dziwnego, że ludzie skrycie
Szepczą na widok mój luksusowy:
– Popatrzcie tylko! Ten to ma życie!
Krew z mlekiem! Bomba! Sklep nabiałowy!
Figluję rankiem, dobrze śpię nocą,
Wieczorem solo gram na perkusji,
I jakoś żyję… Pan pyta po co?
Stop! Już mówiłem. Żadnych dyskusji.” 😀
O studniówce w jaglance:
Rozkwitały pąki białych róż
wróć Mareczku z tej wojenki już
wróć, ucałuj, jak za dawnych lat bywało
dam ci za to róży najpiękniejszy kwiat!
Marunio Nowosadzki jest takim wicestarostą tylko po to, by docenić rządy Henia Czernieja 😉😉😉