Mój ulubieniec, któremu nachyliłbym nieba; Marek Nowosadzki też chce do ratusza, tak jak jego „towarzysz niedoli” starosta Leńczuk. Najsłodszy cukierek powiatowej polityki, którego jestem admiratorem i nadwornym biografem chce iść na zatracenie!? A nie może tak być! Ja się na takie coś nie godzę! Trzeba go ratować przed nim samym! Dlatego, tak jak kiedyś mówiono Tuskowi „Tusku musisz” ja powiadam Markowi „Marku…a dajże spokój” To dziś o tym, jak ja go w ratuszu nie widzę.
Biorę ostatnio „Najmądrzejszy Tydzień” w ręce, a tam napisali, że Marka Nowosadzkiego niektórzy widzą w ratuszu jako burmistrza! Mój Boże! To aż tak!? I kto go widzi? Co za szatany! Okazało się, że ci „widzący” są anonimowi. Nowosadzki i burmistrzowski stołek, przecież to się wzajemnie wyklucza! No jak! Toż arabskim wierzchowcem za parę milionów nie wozi się kartofli i orze pola! Ratusz!? To musi być prowokacja! W zeszłym roku jakoś w maju, ten sam periodyk napisał, że „Wicestarosta zerka na ratusz”, ale od patrzenia nikt jeszcze burmistrzem nie został. To wszystko bardzo zabawne i uważam, że Marek może zostać burmistrzem, ale tylko na potrzeby filmu. Gdzież on tam się nadaje do takiej funkcji! Oj! No głupi by był, jakby się dał wziąć w ministry; cytując klasykę.
Może tak być, że zgłupieje od tych podszeptów i da się namówić! Jeszcze go niechcący wybiorą. Marek co zaobserwowałem na starość buńczucznieje. Korci go spróbować. Jednak tu w powiatowym zapiecku, gdzie jest, ma dobrze a tam w ratuszu jest odpowiedzialność. On caluśkie życie za nic nie odpowiadał, ale opowiadał w tym wypadku dzieciom historię. Na tym miejskim podwórku jak w szczerym polu i przez to jak na strzelnicy. Na tym wygwizdowie jest się odsłoniętym ze wszystkich stron i nie ma się za kogo schować, na kogo zrzuć ewentualnej winy. Nowosadzki to nie klasyczna „9” jak Lewandowski, co to wyskakuje zza pleców i egzekwuje. Marek za plecami się chowa i zawsze ustawia się w przysłowiowych drzwiach, coby prysnąć nimi migusiem i wrzeszczeć; to nie ja, to nie ja, tylko oni! Lubię czytać mimo wszystko takie spekulacje, bo co się ubawię to moje!
M jak Mesjasz i komar w bursztynie
Wspomniał Stępień, bo on ojcem tych rewelacji; ile to lat Marek w lokalnej polityce i jaki zasłużony. To akurat wszystko prawda co napisał i bardzo dobrze. Nowosadzki, gdy się pojawił na krasnostawskiej arenie te ponad 20 lat temu, to wielu mruczało pod nosem: Mesjasz! Albo; O! Nadchodzi wielka nadzieja białych… tak jak kiedyś o Gołocie. Widziano go w wielu rolach i to nawet prawda, że miał być następcą Jakubca. Marek ma imponującą ilość miejsc i funkcji, w których optymiści go widzieli i tylko UFO było widziane więcej razy i Matka Boska. Już nie raz o tym pisałem, ale dziś wspomnę, że on ma inny pomysł na siebie. Szczegółów nie zdradza, ale założenia można wydestylować z bieżącej działalności. Jak go zapytać, kiedy wreszcie zakwitnie i wystrzeli z pąków, to mówi, że ciągle czeka na właściwy czas. Marek w tej pozie oczekiwania przypomina komara, który wpadł w żywicę a ta zastygła. Potem stała się bursztynem, a bursztyn miły dla oka tak jak i Marek w pełnym rynsztunku, perorujący do wpatrzonej weń gawiedzi. Mimo wszystko Marka widzę w mieście, ale nie w ratuszu. Może jako właściciela sieci salonów fryzjerskich dla obojga płci lub sklepów z odzieżą męską i wszelkimi doń dodatkami? Na tym ostatnim to się zna, jak mało kto i tu nikt go nie zagnie.
Błoto, szczury i zarobaczone suchary
Tymczasem burmistrzowanie to nie są przelewki, to jak okop na pierwszej linii frontu, taki z pierwszej światowej! Tam, gdzie błoto, szczury, wszawica i śmierć wkoło. Marek tymczasem całe życie spędził na placu defilad w wypastowanych butach, paradnym mundurze i zawsze talerz grochówy miał podsunięty pod samiuśki nos. To jak on i jakim cudem zamieni plac defilad i cieplutkie koszary na okop ze szczurami, wszawicą i grochówę na suchary z robakami? Burmistrzowanie gorsze niż bycie dyrektorem I LO, tam ciągle ktoś coś chce i trzeba się uśmiechać nawet do takich, do których normalnie się nie uśmiecha. Tam się trzeba codziennie mierzyć z takimi problemami jak z konkursu na dyrektora I LO. Konkursu, z którego Marek zrejterował…
Znów zapomnieli o matce
Napisali, że Marek to nauczyciel, pedagog znany w miasteczku i jako wicestarosta drogi w mieście buduje i w szkołach tyle inwestycji poczynił, że ojej. No to prawda, ale nie byłoby to możliwe, gdyby nie wygrana PiS a za to odpowiada poseł Tereska Hałas. Jakoś w całym tekście nie znalazłem o tym wzmianki. Nic tylko Marek i Marek… Przecież Nowosadzki miał dzięki temu taką sytuację, że „robiło się samo”. To dobrze zilustrować przykładem z jego historycznego podwórka. Odzyskanie niepodległości w 1918 nie byłoby możliwe, gdyby nie amerykański pomysł poczyniony rękami prezydenta Wilsona, który polegał na poszatkowaniu Europy na państwa narodowe. I jak to ktoś ujął dosadnie w takiej sytuacji nie dało się niepodległości spie… to znaczy zrobić źle. Tu mamy podobnie, bo czy się to, komu podoba, czy nie wszystko zaczęło się na ulicy Poniatowskiego w biurze Tereski. Leńczuk jest starostą dzięki Teresce, a Marek wicestarostą. Suchorab w zarządzie tym bardziej! To ona po wyborach ustawiała ich na szachownicy i dzięki temu w zarządzie powiatu na 5 jego członków, miasto ma aż 3. Wobec tego durniami by byli, gdyby przy takiej nadreprezentacji nic nie robili w miasteczku. Z takiej perspektywy największym dobroczyńcą dla miasta jest Teresa Hałas. A zobaczymy co będzie jak posła w krasnostawskim grajdole braknie! O czym nie wolno zapominać, to ona jeszcze za tym wszystkim „chodziła” Oni, czyli zarząd są w takich okolicznościach tylko wykonawcami i to niejednokrotnie marnymi jak zupa z brukwi na przednówku. Gdyby nie jej dreptanina nie mieliby czym się pochwalić, ale jakoś tak im bliżej wyborów, to co raz więcej ojców sukcesu. Na szczęście matka może być tylko jedna i jest z Topoli.
Na obiedzie u Marka
Niech Marek porzuci wszelką nadzieję, że na drogi w mieście będzie miał monopol. Jeśli Kościuk będzie kandydował to najzwyklej w kampanii podepnie się do miejskości dróg powiatowych i też znajdzie zwolenników. Tu wystąpi masowe eksploatowanie asfaltu i kostki brukowej do celów reklamy politycznej. Zjawisko „podczepki” do powiatowych inwestycji w mieście już wystąpiło kilkukrotnie i za każdym razem Marek Nowosadzki bardzo się denerwował. Można to z ilustrować obiadem, który przygotowała perfekcyjna kucharka i pani domu a tu w momencie siadania do stołu do drzwi łomocą „sąsiady” i mówią, że powąchali zapachów z kuchni i poczuli się zaproszeni… W Marka przypadku te „sąsiady” to „Krasnostawianie” i Wilkołazki Marcin. Ci robili sesje plenerowe na drogach powiatowych i opowiadali, że i oni mają w tej sprawie coś do powiedzenia. Mieli ku temu podstawy, bo w zarządzie powiatu zasiada „adoptowany” przez nich Piotr Suchorab.
Plebiscyt i kompleksy
Markowi najlepiej byłoby startować do ratusza w sytuacji, gdyby do wyborów stanął tylko on. Wtedy byłby plebiscyt, a nie niepewne wybory, ale na to się nie zanosi. Marek panicznie boi się porażki i chce być tylko kojarzony jako człowiek sukcesu. To jest właśnie jego kolejna słaba strona, a nawet kompleks. Jakubiec starszy kolega Marka z PZK nigdy nie bał się porażki i nawet napisali, że jeśli przegrywał to o włos. Jak widać i porażki wyborcze są dla ludzi i nim się zacznie wygrywać trzeba nauczyć się przegrywać. Tu wypada dodać, że kto widział Jakubca to wie, że w jego wypadku przegrywanie o włos nie wchodzi w rachubę. Bo co to znaczy przegrać!? To jest w sumie nic. Marek tego nie rozumie i już nigdy nie zrozumie, bo jest opętany ideą człowieka sukcesu i kolegi wszystkich. To wszystko kładzie się głębokim cieniem na jego funkcjonowaniu w samorządzie. To dlatego milczy na sesjach nawet wobec dziejących się tam hucp i zwyczajnych świństw. Jeśli już coś ma to dzięki komuś, bo sam zdobywa mandat, a to że dziś jest wicestarostą to zasługa Hałas Teresy.
Marek na Majorce
Doradzałbym Markowi siedzenie w powiecie. Niech się dobrze tam okopie, okno zamuruje i czeka. Nigdzie mu tak dobrze nie będzie, jak tam. Przecież Marek nie lubi politycznych przeciągów i niepewności, on kocha jak zachodnioeuropejski emeryt stabilizację i spokój. Słońce Majorki, talerz winogron, wino jakieś lepsze i niech tam się inni martwią. On się lubuje w inwestycjach o gwarantowanym zwrocie i stałej stopie zysku, a nie spacerach po brzytwie.
Mówią, że największa kara jest wtedy jak się dostaje to czego się chce, to niechby tam był tym burmistrzem. A jakby to miałoby być karą, to tym bardziej. Skoro jako wicestarosta jest nijaki, to jako burmistrz na samiuśkim szczycie świecznika stanie się pełnokrwisty i się w cudowny sposób przeistoczy? Wolne żarty! Na starość nikt się nie zmienia, chyba że w proch i pył. Nie ma podstaw do wiary w Nowosadzkiego „herosa”, ale zabronić marzyć innym nie wypada.
Dlatego z tego miejsca apeluję do pana Marka. Niech pan będzie głuchy na podszepty „podżegaczy wojennych” i nie idzie w tę stronę! Ja panu to wszystko zrekompensuję i wynagrodzę! Gdy będą „Chmielaki” to obiecuję, że obaj zabawimy się jak na prawdziwych facetów przystało. Pójdziemy na karuzelę i zjemy po wacie cukrowej. Andrzeja starosty nie weźmiemy ze sobą, bo się zbiesił! Niech się sam buja na osiedlowej huśtawce albo trzepaku!