Marku…a dajże spokój!

Mój ulubieniec, któremu nachyliłbym nieba; Marek Nowosadzki też chce do ratusza, tak jak jego „towarzysz niedoli” starosta Leńczuk. Najsłodszy cukierek powiatowej polityki, którego jestem admiratorem i nadwornym biografem chce iść na zatracenie!? A nie może tak być! Ja się na takie coś nie godzę! Trzeba go ratować przed nim samym! Dlatego, tak jak kiedyś mówiono Tuskowi „Tusku musisz” ja powiadam Markowi „Marku…a dajże spokój” To dziś o tym, jak ja go w ratuszu nie widzę.

Biorę ostatnio „Najmądrzejszy Tydzień” w ręce, a tam napisali, że Marka Nowosadzkiego niektórzy widzą w ratuszu jako burmistrza! Mój Boże! To aż tak!? I kto go widzi? Co za szatany! Okazało się, że ci „widzący” są anonimowi. Nowosadzki i burmistrzowski stołek, przecież to się wzajemnie wyklucza! No jak! Toż arabskim wierzchowcem za parę milionów nie wozi się kartofli i orze pola! Ratusz!? To musi być prowokacja! W zeszłym roku jakoś w maju, ten sam periodyk napisał, że „Wicestarosta zerka na ratusz”, ale od patrzenia nikt jeszcze burmistrzem nie został. To wszystko bardzo zabawne i uważam, że Marek może zostać burmistrzem, ale tylko na potrzeby filmu. Gdzież on tam się nadaje do takiej funkcji! Oj! No głupi by był, jakby się dał wziąć w ministry; cytując klasykę.

Może tak być, że zgłupieje od tych podszeptów i da się namówić! Jeszcze go niechcący wybiorą. Marek co zaobserwowałem na starość buńczucznieje. Korci go spróbować. Jednak tu w powiatowym zapiecku, gdzie jest, ma dobrze a tam w ratuszu jest odpowiedzialność. On caluśkie życie za nic nie odpowiadał, ale opowiadał w tym wypadku dzieciom historię. Na tym miejskim podwórku jak w szczerym polu i przez to jak na strzelnicy. Na tym wygwizdowie jest się odsłoniętym ze wszystkich stron i nie ma się za kogo schować, na kogo zrzuć ewentualnej winy. Nowosadzki to nie klasyczna „9” jak Lewandowski, co to wyskakuje zza pleców i egzekwuje. Marek za plecami się chowa i zawsze ustawia się w przysłowiowych drzwiach, coby prysnąć nimi migusiem i wrzeszczeć; to nie ja, to nie ja, tylko oni! Lubię czytać mimo wszystko takie spekulacje, bo co się ubawię to moje!

M jak Mesjasz i komar w bursztynie

Wspomniał Stępień, bo on ojcem tych rewelacji; ile to lat Marek w lokalnej polityce i jaki zasłużony. To akurat wszystko prawda co napisał i bardzo dobrze. Nowosadzki, gdy się pojawił na krasnostawskiej arenie te ponad 20 lat temu, to wielu mruczało pod nosem: Mesjasz! Albo; O! Nadchodzi wielka nadzieja białych… tak jak kiedyś o Gołocie. Widziano go w wielu rolach i to nawet prawda, że miał być następcą Jakubca. Marek ma imponującą ilość miejsc i funkcji, w których optymiści go widzieli i tylko UFO było widziane więcej razy i Matka Boska. Już nie raz o tym pisałem, ale dziś wspomnę, że on ma inny pomysł na siebie. Szczegółów nie zdradza, ale założenia można wydestylować z bieżącej działalności. Jak go zapytać, kiedy wreszcie zakwitnie i wystrzeli z pąków, to mówi, że ciągle czeka na właściwy czas. Marek w tej pozie oczekiwania przypomina komara, który wpadł w żywicę a ta zastygła. Potem stała się bursztynem, a bursztyn miły dla oka tak jak i Marek w pełnym rynsztunku, perorujący do wpatrzonej weń gawiedzi. Mimo wszystko Marka widzę w mieście, ale nie w ratuszu. Może jako właściciela sieci salonów fryzjerskich dla obojga płci lub sklepów z odzieżą męską i wszelkimi doń dodatkami? Na tym ostatnim to się zna, jak mało kto i tu nikt go nie zagnie.

Błoto, szczury i  zarobaczone suchary

Tymczasem burmistrzowanie to nie są przelewki, to jak okop na pierwszej linii frontu, taki z pierwszej światowej! Tam, gdzie błoto, szczury, wszawica i śmierć wkoło. Marek tymczasem całe życie spędził na placu defilad w wypastowanych butach, paradnym mundurze i zawsze talerz grochówy miał podsunięty pod samiuśki nos. To jak on i jakim cudem zamieni plac defilad i cieplutkie koszary na okop ze szczurami, wszawicą i grochówę na suchary z robakami? Burmistrzowanie gorsze niż bycie dyrektorem I LO, tam ciągle ktoś coś chce i trzeba się uśmiechać nawet do takich, do których normalnie się nie uśmiecha. Tam się trzeba codziennie mierzyć z takimi problemami jak z konkursu na dyrektora I LO. Konkursu, z którego Marek zrejterował…

Znów zapomnieli o matce

Napisali, że Marek to nauczyciel, pedagog znany w miasteczku i jako wicestarosta drogi w mieście buduje i w szkołach tyle inwestycji poczynił, że ojej. No to prawda, ale nie byłoby to możliwe, gdyby nie wygrana PiS a za to odpowiada poseł Tereska Hałas. Jakoś w całym tekście nie znalazłem o tym wzmianki. Nic tylko Marek i Marek… Przecież Nowosadzki miał dzięki temu taką sytuację, że „robiło się samo”. To dobrze zilustrować przykładem z jego historycznego podwórka. Odzyskanie niepodległości w 1918 nie byłoby możliwe, gdyby nie amerykański pomysł poczyniony rękami prezydenta Wilsona, który polegał na poszatkowaniu Europy na państwa narodowe. I jak to ktoś ujął dosadnie w takiej sytuacji nie dało się niepodległości spie… to znaczy zrobić źle. Tu mamy podobnie, bo czy się to, komu podoba, czy nie wszystko zaczęło się na ulicy Poniatowskiego w biurze Tereski. Leńczuk jest starostą dzięki Teresce, a Marek wicestarostą. Suchorab w zarządzie tym bardziej! To ona po wyborach ustawiała ich na szachownicy i dzięki temu w zarządzie powiatu na 5 jego członków, miasto ma aż 3. Wobec tego durniami by byli, gdyby przy takiej nadreprezentacji nic nie robili w miasteczku. Z takiej perspektywy największym dobroczyńcą dla miasta jest Teresa Hałas. A zobaczymy co będzie jak posła w krasnostawskim grajdole braknie! O czym nie wolno zapominać, to ona jeszcze za tym wszystkim „chodziła” Oni, czyli zarząd są w takich okolicznościach tylko wykonawcami i to niejednokrotnie marnymi jak zupa z brukwi na przednówku. Gdyby nie jej dreptanina nie mieliby czym się pochwalić, ale jakoś tak im bliżej wyborów, to co raz więcej ojców sukcesu. Na szczęście matka może być tylko jedna i jest z Topoli.

Na obiedzie u Marka

Niech Marek porzuci wszelką nadzieję, że na drogi w mieście będzie miał monopol. Jeśli Kościuk będzie kandydował to najzwyklej w kampanii podepnie się do miejskości dróg powiatowych i też znajdzie zwolenników. Tu wystąpi masowe eksploatowanie asfaltu i kostki brukowej do celów reklamy politycznej. Zjawisko „podczepki” do powiatowych inwestycji w mieście już wystąpiło kilkukrotnie i za każdym razem Marek Nowosadzki bardzo się denerwował. Można to z ilustrować obiadem, który przygotowała perfekcyjna kucharka i pani domu a tu w momencie siadania do stołu do drzwi łomocą „sąsiady” i mówią, że powąchali zapachów z kuchni i poczuli się zaproszeni… W Marka przypadku te „sąsiady” to „Krasnostawianie” i Wilkołazki Marcin. Ci robili sesje plenerowe na drogach powiatowych i opowiadali, że i oni mają w tej sprawie coś do powiedzenia. Mieli ku temu podstawy, bo w zarządzie powiatu zasiada „adoptowany” przez nich Piotr Suchorab.

Plebiscyt i kompleksy

Markowi najlepiej byłoby startować do ratusza w sytuacji, gdyby do wyborów stanął tylko on. Wtedy byłby plebiscyt, a nie niepewne wybory, ale na to się nie zanosi. Marek panicznie boi się porażki i chce być tylko kojarzony jako człowiek sukcesu. To jest właśnie jego kolejna słaba strona, a nawet kompleks. Jakubiec starszy kolega Marka z PZK nigdy nie bał się porażki i nawet napisali, że jeśli przegrywał to o włos. Jak widać i porażki wyborcze są dla ludzi i nim się zacznie wygrywać trzeba nauczyć się przegrywać. Tu wypada dodać, że kto widział Jakubca to wie, że w jego wypadku przegrywanie o włos nie wchodzi w rachubę. Bo co to znaczy przegrać!? To jest w sumie nic. Marek tego nie rozumie i już nigdy nie zrozumie, bo jest opętany ideą człowieka sukcesu i kolegi wszystkich. To wszystko kładzie się głębokim cieniem na jego funkcjonowaniu w samorządzie. To dlatego milczy na sesjach nawet wobec dziejących się tam hucp i zwyczajnych świństw. Jeśli już coś ma to dzięki komuś, bo sam zdobywa mandat, a to że dziś jest wicestarostą to zasługa Hałas Teresy.

Marek na Majorce 

Doradzałbym Markowi siedzenie w powiecie. Niech się dobrze tam okopie, okno zamuruje i czeka. Nigdzie mu tak dobrze nie będzie, jak tam. Przecież Marek nie lubi politycznych przeciągów i niepewności, on kocha jak zachodnioeuropejski emeryt stabilizację i spokój. Słońce Majorki, talerz winogron, wino jakieś lepsze i niech tam się inni martwią. On się lubuje w inwestycjach o gwarantowanym zwrocie i stałej stopie zysku, a nie spacerach po brzytwie.

Mówią, że największa kara jest wtedy jak się dostaje to czego się chce, to niechby tam był tym burmistrzem. A jakby to miałoby być karą, to tym bardziej. Skoro jako wicestarosta jest nijaki, to jako burmistrz na samiuśkim szczycie świecznika stanie się pełnokrwisty i się w cudowny sposób przeistoczy? Wolne żarty! Na starość nikt się nie zmienia, chyba że w proch i pył. Nie ma podstaw do wiary w Nowosadzkiego „herosa”, ale zabronić marzyć innym nie wypada.

 Dlatego z tego miejsca apeluję do pana Marka. Niech pan będzie głuchy na podszepty „podżegaczy wojennych” i nie idzie w tę stronę! Ja panu to wszystko zrekompensuję i wynagrodzę! Gdy będą „Chmielaki” to obiecuję, że obaj zabawimy się jak na prawdziwych facetów przystało. Pójdziemy na karuzelę i zjemy po wacie cukrowej. Andrzeja starosty nie weźmiemy ze sobą, bo się zbiesił! Niech się sam buja na osiedlowej huśtawce albo trzepaku! 

 

 

32
4

Krwawi moje serce, szlocha moja dusza… Leńczuk Andrzej chce do ratusza!

 

Ponoć karpie z herbu Krasnegostawu wpadły w panikę na wieść o tym, że niektórzy chcieliby widzieć Andrzeja Leńczuka w ratuszu. Nerwowo rozglądają się na prawo i lewo (co widać na herbie) czy Andrzej nie nadchodzi z tłuczkiem. Są poruszone do samych ości, albowiem zanosi się na to, że mogą trafić do gara, a herbem zostanie śpiewająca Eleni z koncertów „Gloria Vitae” albo dyrektor z głową w dybach. To dziś o tym kandydacie…

 

W „Najmądrzejszym Tygodniu” napisali, że grupa widzących (chyba z PiS) chciałaby zobaczyć w ratuszu Leńczuka Andrzeja obecnego starostę. No tak… Andrzej jest obecnie „szczęśliwym emerytem i nieszczęsnym starostą”. Jak udało mu się sięgnąć po te dwie „korony”, wie tylko on i to jego słodka tajemnica.

Andrzej powinien zniknąć

Jednak dla dobra ludzkości (na razie tej powiatowej) powinien Andrzej zaniechać wyprawy na ratusz i poświęcić się poprzez zniknięcie z lokalnej polityki. Najlepiej, gdyby zaszył się na swojej działce. Miejsce jest ustronne o zdrowym klimacie i tonie w zieleni, a ten kolor jak wiadomo uspokaja i relaksuje. Z jednym tylko wyjątkiem, jeśli jest w logo PSL. W takiej konstelacji relaksacyjne właściwości zieleni są „wyjątkowym wyjątkiem”, ale jeśli zieleń jest w bujnych roślinach to uspokaja i co do tego nie ma wątpliwości. Dobrze mu to zrobi, albowiem jeśli się nie ma rozsądku politycznego to pozostaje dbać o zdrowie. Cóż począć skoro tak się wybrało? Tam, na swojej „rajskiej działce” winien uprawiać marchew, kartofle i kapustę. To nie jest złośliwość z mojej strony; ja nie jestem złośliwy, no gdzież! A jedynie troskliwy, tym bardziej że już taki precedens w historii istnieje. Ja tylko podpowiadam, bo skoro wtedy się udało i wszyscy byli zadowoleni, to czemu miałoby się nie udać teraz!?

Jest precedens w zamierzchłej przeszłości

Otóż w III wieku po Chrystusie cesarz Dioklecjana, gdy uznał, że jego misja dziejowa dobiegła końca złożył cesarską sakrę i udał się na emeryturę do swego pałacu w Spalletum, obecnie Split w Chorwacji. Tam oddał się z pasją i zapałem ogrodnictwu, ze szczególnym uwzględnieniem kapustowatych i z tego, co wiadomo najbardziej zadowolony był z kapusty głowiastej. Nie wiedzieć czemu akurat to warzywo wychodziło spod jego ręki najlepiej. Złośliwi zawistnicy przedstawiali go w wieńcu z jej liści na głowie. Co naszemu Andrzejowi urośnie, co będzie jego warzywem po-pis-owym pojęcia nie mam ale obstawiałbym marchew!? Ona trochę go przypomina, bo ma imponującą nać, ale co ją od spodu podgryza i jaka jest tego nie wiemy. Tajemnice marchwi skrywa ziemia, tak jak pewne zdarzenia z przeszłości, nad którymi spuszczono zasłonę milczenia skrywają to dlaczego taki Andrzej jest. My widzimy tylko zewnętrze tego objawu w postaci różnej maści głupot wypowiadanych tu i ówdzie oraz czynów, które trudno racjonalnie wytłumaczyć.

Trzeba mówić, ale i wiedzieć co i do kogo

Wracając do jarzyn i ogródków, to podobno do roślin trzeba mówić by dobrze rosły. Żadna to nowina, do ludzi również, tylko trzeba wiedzieć co. Zatem Andrzej musi do roślinek gadać, ale nie tak jak do niektórych dyrektorów i nie z taką bezmyślną szczerością jak kiedyś do Wojtka Hryniewicza, gdy mu wręczał bilet powrotny ze stanowiska sekretarza starostwa. Wtedy gadał tak jowialnie, że Wojtek dziś o tym opowiada do gazet a Andrzej głupio się tłumaczy. Nie ulega wątpliwości, że jeśli warzywa będzie traktował tak jak dyrektorów podległych jednostek, to może bardzo się rozczarować i nic mu nie urośnie. Po jarzynki będzie musiał biegać do niemieckiego „Lidla” albo „Piwdronki”

Andrzej i rozrywka masowa

Poza tym Andrzej jest bogobojny i wyjątkowy w tym, co robi. Dokonał chałupniczej fuzji myśli cesarza Nerona w kwestii przemysłu rozrywkowego i widowisk masowych oraz chrześcijańskiej etyki. Dzięki temu mogliśmy oglądać przecudnej urody kaźnie dyrektorów podległych jednostek z DPS i Muzeum Regionalnego. W imię tego tych ostatnich rzucało się na pożarcie lwom, w których rolę wcieliła się opozycja ze Szpakiem na czele. Nawet nie przeszkodził temu brak stosownej areny (Circus Maximus) jak w Rzymie, ale dzięki komunikatom prasowym, które wygłaszał do lokalnych gazet Andrzej, a także dzięki transmisjom obrad rady powiatu szczegóły kaźni docierały pod strzechy. Tym sposobem wyhodowano męczenników świeckich. Rzec można, że to żywe lekcje historii, coś jak jasełka. To, że oni na etaty męczenników się nie pisali, tylko na dyrektorskie nie ma znaczenia, bo wola naszego Andrzeja stanowi w tym wypadku prawo. Wspomniana „etyka chrześcijańska” przejawia się w tym, że on uważa, że im mimo wszystko pomaga, jak na wrażliwego chrześcijanina przystało. Łatwo sobie wyobrazić co się stanie, gdy trafi do ratusza! Zapewne i tam zacznie dyrektorów podległych jednostek rzucać na pożarcie. Komu!? Chętni się znajdą, bo to bardzo widowiskowe zajęcie i wszyscy są zadowoleni oprócz dyrektorów. W ratuszu to są dopiero możliwości. Materiału ludzkiego wystarczy swobodnie na 5 lat kadencji.

Andrzej broni Jana Pawła II

Ostatnio zarząd powiatu na czele z naszym Andrzejem zajął stanowisko w sprawie obrony dobrego imienia i dziedzictwa Jana Pawła II. Wszystko w związku z nagonką środowisk „Wyborczej” i TVN o szczegółach nie będziemy wspominać, każdy mniej więcej wie o co chodzi. Nasi obrońcy przelali odpowiednie sformułowania na papier, a papier na stronę internetową. Ten akt strzelisty pięknie się prezentuje, ale interesujące jest to, czy w tej obronie będą tak skuteczni, jak w obronie swoich racji na forum rady i czy Andrzej będzie tak bronić papieskiego dorobku i dobrego imienia jak „bronił” dyrektorów, bo przecież na zarzuty, że ich nie broni odpowiada oburzony, że to potwarz! Skoro tak to Jan Paweł II będzie miał kłopoty…

Demontaż do fundamentów albo gołej ziemi

Dioklecjan oprócz kapusty wprowadził formę rządów zwaną dominatem. O szczegółach nie będziemy się rozwodzić, ale Andrzej również na tym polu wynalazczości form sprawowania władzy ma spore zasługi. To, co spłodził można określić potocznie mianem „cholerawiecotojest” albo „obłąkanego ekumenizmu politycznego”. Otóż jako starosta najpierw dokonał demontażu majestatu władzy starościńskiej, autorytetu i wszystkiego, co się z tym wiąże i to w zastraszającym tempie oraz z wyjątkową pieczołowitością. Trzeba podziwiać tę sprawność zważywszy, że Andrzej to człowiek, który gdy zostawał starostą miał skończone 61 lat! Pozornie jak widać jest apatyczny, żeby nie powiedzieć flegmatyczny. A tymczasem gdy zapiał kur to robota paliła mu się w rękach, nie przymierzając jak ekipie, która zawodowo zajmuje się wyburzaniem starych budynków. Potem było już z górki… To zaskutkowało tym, że Szpak Januszek może siedzieć spokojnie, bo większość jego postulatów realizuje Leńczuk, na którego on jeszcze wrzeszczy i popędza, kpiąc z niego niemiłosiernie co rusz. Czego chcieć więcej niż takiego starosty, który realizuje pomysły opozycji i sam płaci za to rachunki?

Andrzej wszystkich zwodzi i hipnotyzuje swoją wysoką wrażliwością na muzykę i na wszystko, co śpiewane. Rządzi z zaangażowaniem odwrotnie proporcjonalnym do tego, gdy organizuje i słucha koncertów „Gloria Vitae” Muzyka ponoć łagodzi obyczaje tylko nie wiadomo jakie i czyje. U niego tak wyłagodziła, że jego wigor w pewnych sprawach urzędowych przypomina zapis kardiogramu tygodniowego nieboszczyka.

Tak jak Dioklecjan, który nie był złym władcą, a jednym z lepszych, ale miewał słabsze dni porwał się na niemożliwe; wprowadził ceny minimalne. Operacja poniosła fiasko i spowodowała potężne zamieszanie oraz rozkwit spekulacji. Tak w naszym przypadku, Andrzeja pomysł; obłąkańczego ekumenizmu politycznego to jest pogodzenia interesów wszystkich, doprowadził do takiej sytuacji, w której patrzący z boku przecierają oczy ze zdumieniem, bo nie wiadomo; kto jest kim i o co chodzi. Z jednej strony Ewa Kowalik zostaje tarczą strzelecką dla Janeczka i Szpaka. By potem Leńczuk zaczął bronić dziedzictwa Jana Pawła II. O tym, jak „wyobracał” w Muzeum Regionalnym dyrektora Gołąba nie wspomnę. Przecież to kociokwik i kompletne pomieszanie! Nikt o zdrowych zmysłach tak nie rządzi. Swoje dokładają radni z PiS żrąc się bezmyślnie między sobą. Ci w Leńczukowej koncepcji są bardzo ważni i nim co powie, to zawsze sonduje co radni na to, czym dowodzi, że nie czuje się starostą przynajmniej w takiej sytuacji.

Pora kończyć, ale trudno to zebrać do kupy i jakoś podsumować. To może tak; gdy w listopadzie 2018 roku na sesję inauguracyjną nowej kadencji rady powiatu zaproszono księdza Gzika, a ten poświęcił (wody święconej nie szczędząc) a potem pobłogosławił salę oraz radnych to czas pokazał, że nic to nie dało. Nikt wtedy nie przypuszczał, że woda święcona i błogosławieństwo są skuteczne na „złego ducha” a wobec zwykłej głupoty są bezradne.

 

30
1

Takie rewelacje…

Przepychanki z chodnikiem na Rudce wobec tego co poniżej nabierają sensu. Korkoszowi ma nic się nie udać...

Były starosta naciska, wójt powoli kruszeje…

Janusz Szpak, były starosta krasnostawski i szef powiatowych struktur Polskiego Stronnictwa Ludowego, usilnie namawia Leszka Proskurę, swojego partyjnego kolegę, by w przyszłorocznych wyborach ponownie ubiegał się o stanowisko wójta gminy Siennica Różana. Kilka miesięcy temu Proskura zapowiadał, że obecna kadencja jest jego ostatnią.

Leszek Proskura jest wójtem Siennicy Różanej nieprzerwanie od 1990 roku, a wcześniej był jej naczelnikiem. Jest jednym z najdłużej urzędujących włodarzy samorządowych nie tylko w regionie, ale w całym kraju. Od wyborów w 2006 roku przez cztery kolejne elekcje nikt nawet nie odważył się, by powalczyć z nim o fotel wójta. Śmiałek, Andrzej Korkosz, znalazł się dopiero w ostatnich wyborach w 2018 roku, ale Proskura nie dał mu żadnych szans, zdobywając prawie 70% głosów. Choć takie wyniki i tak długoletnie urzędowanie często idą w parze ze spoczęciem na laurach, bądź zawodowym wypaleniem, po Siennicy Różanej tego nie widać. Gmina rozwija się, inwestuje w nowe technologie, m.in. OZE, a w ubiegłym roku wójt podjął decyzję o uruchomieniu w odrestaurowanym dworze w Siennicy Różanej pierwszego w kraju muzeum sztuki współczesnej na obszarze wiejskim. Otwarta na początku tego roku placówka okazała się – tak przynajmniej wskazują pierwsze miesiące funkcjonowania – strzałem w dziesiątkę. Wyjątkowy udany, bo rekordowy pod względem inwestycji, ma być dla gminy cały ten rok. Tymczasem jeszcze w maju ubiegłego roku Leszek Proskura, w przeddzień swoich 65. urodzin i osiągnięcia wieku emerytalnego, publicznie wyznał, że po ponad 30 latach pracy dla gminy przyszedł moment, by pożegnać się z urzędem. Zapowiedział, że dokończy obecną kadencję i w kolejnych wyborach na wójta już nie weźmie udziału, ale chciałby wypromować kandydata na swojego następcę. Choć nie wskazał, kogo ma na myśli, naturalnym pretendentem wydawał się być najbliższy współpracownik wójta – Dariusz Turzyniecki, były wiceburmistrz Krasnegostawu, a od 2017 roku sekretarz gminy Siennica Różana. Proskura zastrzegał przy tym, że z samorządem nie zamierza się całkiem żegnać i powalczy o mandat radnego powiatu krasnostawskiego (był radnym powiatowym, a nawet przewodniczącym rady w latach 1999-2002, kiedy przepisy pozwalały na łączenie mandatu radnego z urzędem wójta). Przekonywał, że chciałby jeszcze coś zrobić dla gminy Siennica Różana, a radni mają zdecydowanie mniej obowiązków od wójta. W radzie powiatu tę gminę od lat reprezentuje Janusz Szpak, były wieloletni starosta krasnostawski, szef powiatowych struktur Polskiego Stronnictwa Ludowego. Co ciekawe, o jednego więcej radnego w powiecie ma sąsiednia gmina Kraśniczyn i Proskura kalkulował, że gdyby wystartował w wyborach do rady powiatu, Siennica Różana mogłaby mieć w niej dwóch swoich przedstawicieli. Jaka będzie samorządowa przyszłość Leszka Proskury, jeszcze nie wiadomo, bo bardzo mocno do ponownego ubiegania się o mandat wójta namawia go właśnie Janusz Szpak. Były starosta uważa, że Proskura mógłby rządzić jeszcze przez jedną kadencję, z pożytkiem dla gminy. Obu panów łączy wieloletnia przyjaźń, związana nie tylko ze znajomością z partii czy samorządu. Obaj przez wiele lat w Siennicy Różanej na początku każdego roku organizowali niezwykle prestiżową uroczystość – opłatek ludowy, na który przyjeżdżali najważniejsi ludzie z PSL, w tym: Waldemar Pawlak, Marek Sawicki, Jarosław Kalinowski, Janusz Piechociński i Władysław Kosiniak-Kamysz. Leszek Proskura przyznaje, że ma ciągłe naciski ze strony Janusza Szpaka, by jeszcze raz ubiegać się o reelekcję. – Ale nie tylko on mnie namawia do ponownego startu. Jest jeszcze wiele innych osób, które mówią, żebym kandydował. Spotykam się z tym cały czas – mówi wójt Siennicy Różanej. – Czy ulegnę tym namowom? Nie potrafię tego dziś powiedzieć. Myślę, że więcej na ten temat będę wiedział po jesiennych wyborach do sejmu. Zobaczymy, jak będzie wyglądała scena polityczna w kraju – deklaruje. (s)

Źródło: Nowy Tydzień

11
0

Lesio…i chodnik.

 

Dziś o ciężkim porodzie chodnika na Rudce i powikłaniach w jego trakcie. Dowiemy się o tym, że Leszek jest „fajny chłopak”, ale nie dla wszystkich. Nie byłoby dziwnym to, że nie dla wszystkich, gdyby nie fakt, że jest wójtem i od wszystkich ściąga podatki!? Gdyby nim nie był to niech tam będzie sobie, jaki chce, ale w takich okolicznościach to bezmyślność i głupota.

Tytułowy „Lesio” to jedna z najdowcipniejszych i najczęściej wznawianych sensacyjno — humorystycznych powieści Joanny Chmielewskiej. Autorka nakreśliła realia życia w Polsce początku lat 70 i stworzyła postać prześmiesznego tytułowego bohatera — architekta pracującego w biurze projektów, który wplątuje się w serię niezwykłych, zabawnych przygód. Gdyby dziś chciała pisać, to jej inspiracją byłby nasz wójt. Nie musiałaby specjalnie niczego wymyślać, albowiem to, co dzieje się w Siennicy jest rzeczywiste i dzieje się na naszych oczach…

A dziad wiedział, nie powiedział, za to będzie w kozie siedział…

Przepychanki i dziwne zbiegi okoliczności w sprawie budowy chodnika na Rudce to niechybny znak, że kampania wyborcza do samorządu ruszyła z kopyta! To jest chodnik mocno polityczny, za którym buty zdzierał od 8 lat Andrzej Korkosz radny z Rudki od dwóch kadencji i do tego kontrkandydat w ostatnich wyborach obecnego wójta; Lesia Proskury. Poza tym z Andrzeja jest krytyk zajadły Lesiowych bezmyślnych poczynań i gość, który nie kuca przed majestatem chłopskiego syna, który upaja się władzą. Tak że…jakby kto się dziwił, dlaczego akurat teraz i w Rudce takie cuda, to ma czarno na białym. Przypadki to nie są, bo z tego, co zostało napisane na łamach „Super Tygodnia” w artykule z 1 marca „Problemy z chodnikiem na Rudce. Mieszkańcy mogli wiedzieć wcześniej” wynika, że w UG wiedzieli o wszystkim latem zeszłego roku i zainteresowanych mieszkańców nie raczyli poinformować o projektowaniu chodnika. Dostali dziwnej apatii, decydentów ogarnęła amnezja i wyszło jakoś tak!? Rabanu narobiło się dopiero w lutym tego roku. Co ciekawe, to wśród protestujących są i tacy co nie muszą drżeć o swoje płoty, bo ich zwyczajnie tam nie mają. Mają za to powiązania polityczno-towarzyskie z władzą gminną. Od lat ćwierkają w chórze jej pochlebców i chętnie robią to o co władza ich poprosi. Ci raczej wiedzieli o co chodzi i ich oburzenie było częścią spektaklu. No i tak to wygląda, ale to nie jest jednak wszystko, bo ta historia ma jeszcze ciąg dalszy zupełnie nieoczekiwany dla Proskury. O tym za chwilę.

Dziwolągi „bezruchu ludowego”

Trzeba wspomnieć z kronikarskiego obowiązku, że chodnika nie ma a mógł być, bo trio chłopskich synów; Szpak, Banach i wspomniany Lesio, gdy budowano osławioną „szpakówkę” w latach 2004-06 to tak wcześniej projektowano wszystko, że wychodziły później dziwolągi. Właśnie w tym duchu na Rudce chodnik urwał się w połowie wsi i nikt nie wie czemu akurat tu, bo dalej o kilkaset metrów i na łuku zakrętu jest przystanek autobusowy. Wyszło takie dziwadło jak ten cały ruch ludowy pod kierownictwem byłego ormowca z dziurawą biografią. Ludziska z torbami w łapach oraz z duszą na ramieniu, żeby im coś w dupsko nie wjechało maszerują z przystanku do domu. Co zrobić jak tych trzech pozjadało wszystkie rozumy, a sądząc po pomysłach to te nie były pierwszej świeżości. Żeby było paradniej to z przystanku jest przejście dla pieszych…w rów i do lasu. Zachodzi podejrzenie, że ten przystanek i przejście to głównie dla saren borsuków i dzików, coby swobodnie przemieszczały się po okolicy.

Wyczerpał słuchacza, a nie temat…

Na ostatniej sesji rady gminy 9 lutego, Andrzej Korkosz stwierdził bez zbędnych ceregieli, że chodnika nie ma przez tych trzech. To bardzo ubodło cnotę „trzech mędrców z bezruchu ludowego” i obruszony Banach próbował cnoty bronić. Zaczął tak tłumaczyć, że w tym jego wywodzie nic się nie trzymało kupy, to był gorszy bajzel niż ten, który zostawił na placu ZDP w 2019 roku. Wyczerpał słuchacza, a nie temat. Opowiadał jak to budowali drogę, z jakich programów i ile kosztowała. Pitolił trzy po trzy stękał przy tym, ale nie dowiedzieliśmy się, dlaczego wtedy i później chodnik nie powstał. To w sumie ciekawe, bo chodnik można było wybudować nawet potem. Co to dla Banacha za wysiłek, skoro po oddaniu „szpakówki” i po protestach mieszkańców Siennicy Dużej w te pędy kładł swoim sumptem chodnik, który ochrzciłem Aleją Garbatego, bo był robiony szybko i posadowiony na ściętych pniach jesionów, które z czasem, gdy zmurszały zaczęły opadać a chodnik razem z nimi. Potem Klus Marek, kiedy zmienił Banacha w ZDP, musiał to prostować, ale to już inna historia. Ci, co mieszkają w tych okolicach wiedzą o co chodzi.

Zemsta polityczna

Przecież Lesio et consortem nie może przepuścić takiej okazji i dopiec Korkoszowi, nawet kosztem w sumie swoich wyborców. W tej sprawie rzucane na szalę jest zdrowie i życie mieszkańców, bo to, że w tej części Rudki gdzie brak chodnika nikt nie wpadł pod auto albo ucierpiał na inny sposób zakrawa na cud. Cuda i dobra passa nie trwają wiecznie i wszystko może się skończyć w okamgnieniu. Wie o tym każdy nawet Proskura, ale „polityczna zemsta” jest ważniejsza. Nie jest to przypadek odosobniony tych złośliwości. Pod koniec zeszłego roku umieszczono w budżecie około 20 tys. na oświetlenie w Rudce na tym fragmencie przy lesie. Korkosz od dawna o to wnioskował, ale na komisjach wycofano tę kwotę w całości i to dość demonstracyjnie, żeby nie powiedzieć bezczelnie. Tłumaczyli później mętnie, że istnieje możliwość pozyskania środków na zrobienie oświetlenia dla całej gminy. Tylko że w ten argument nie wierzą nawet urzędnicy w UG…bo to patykiem na wodzie pisane, ale dobrze brzmi jak się chce komuś dopiec i znaleźć kulawe uzasadnienie. W bajce Ezopa, gdy się owce pytały wilków czemu je rozszarpują, to te powiedziały, że mącą im wodę w rzece…

Szpak; ormowiec na służbie, ale w sąsiedniej gminie!

Szpak też w całym zamieszaniu ma swoje chwile „chwalebne”. Jak wiadomo jest radnym z okręgu obejmującego gminy; Siennica Różana, Kraśniczyn i Izbica. Janusz na jednej z tegorocznych sesji rady powiatu prosił stosowne władze powiatu coby zamontowały zapory na przejeździe kolejowym w Wincentowie, a to gmina Krasnystaw. Biadolił, że tak jak jest teraz to jest bardzo niebezpiecznie i jeszcze kto tam życie postrada. Piękny to przykład troski o życie i zdrowie współobywateli w sąsiednim okręgu wyborczym. A w Rudce chodnik urywa się w połowie wsi, ludzie spacerują krawędzią jezdni i jak wspomniałem tylko Boska Opatrzność jest jedyną asekuracją. Szpak z tego powodu o Rudkę się nie dopomina i nie grzmi, choć to jego okręg wyborczy i jeździ tamtędy do Krasnegostawu teraz i przez 16 lat, kiedy był starostą i tak to wygląda, że cudze widzi pod lasem a swojego pod nosem nie. Ot! Taka specyfika tutejszego bezruchu ludowego. Janusz jak na byłego ormowca przystało pełni służbę w sąsiednim okręgu wyborczym, bo widać byłych ormowców na Wincentowie nie mają albo ci są, ale pełnić służby nie chcą. Z tego, co wiem jest tam przynajmniej jeden, którego Janusz zna.

Niespodziewany obrót i problem żyje własnym życiem

Często tak jest, że gdy się coś zainicjuje to nie wiadomo jak się to skończy i taka zasada przyświeca wojnom. Bo jak się zaczynają wie każdy, a jak się skończą tego nie wie nikt… Proskura na Rudce tym cyrkowym zagraniem uruchomił domino i teraz za lasem już na Siennicy Dużej, gdzie też ma być chodnik ludzie biegają od domu do domu i zbierają podpisy, albowiem też chcą mieć coś do powiedzenia! Wszystko dlatego, że doszły ich słuchy z Rudki co tam się dzieje. Przeczytali też artykuły w prasie i się w nich zagotowało. Oni tam nie za bardzo wiedzą do kogo mieć pretensje, bo chodnik to może by i chcieli, ale… Wyszło z tego niezłe zamieszanie i podobno sam Banach wprasza się do pomocy. W takich okolicznościach nie dziwi ta jego pomocna dłoń, bo przecież to wszystko w jego okręgu wyborczym i żeby było weselej to ta część chodnika, która łączy się z tym z Rudki została przez Proskurę i Banacha doklejona do całej inwestycji. A trzeba pamiętać, że Andrzej Korkosz zabiegał o chodnik tylko do granicy Rudki z Siennicą Dużą. Wspomnianych dwóch mędrków być może chciało skorzystać z okazji i się podpiąć. To był nawet warunek postawiony zarządowi powiatu, że gmina będzie partycypować w kosztach, ale pod warunkiem budowy chodnika od granicy z Rudką do Siennicy Dużej. W ten sposób przykryliby bezmyślność własną sprzed kilkunastu lat. W sumie logiczne… Teraz jest kwas, bo problem chodnika wymknął się spod kontroli, żyje własnym życiem, ale coś mi się zdaje, że UG będzie chciał i tu upiec swój interes. Tutaj do rozbiórki też jest jeden płot… ponoć w pasie drogowym.

Na finał moim zdaniem najlepsze! Coś ze dwa tygodnie temu UG w Siennicy Różanej poprosił tych z powiatu coby zorganizować spotkanie mieszkańców Siennicy Królewskiej Małej z projektantem, bo oni też chcą chodnik i też chcą wnieść do tego projektu swoje uwagi. Czy dojdzie do spotkania nie wiadomo, ale propozycja padła i UG pod kierownictwem jaśnie oświeconego Lesia stanął na wysokości zadania i wykazał się wysoką kulturą polityczną? Na Siennicy Małej jest radna, jego oddana gwardzistka; Marysia Jeleń. Wobec tego Lesio potrafi upominać się o spotkanie we właściwym czasie, bo jakżeby inaczej!? Właśnie tej synchronizacji zabrakło na Rudce, ale tam jest zupełnie kto inny radnym i jakby to tak mogło być, żeby Korkoszowi coś wyszło. Jemu ma nie wyjść, nawet jeśli przy okazji ucierpią Bogu ducha winni. Tak wygląda wójtowanie alias wojowanie Lesia i jego zdolności pojednawcze oraz rozsądek polityczny przy bliższym poznaniu. Amen…

 

23
3

Problemy z chodnikiem w Rudce. Mieszkańcy mogli wiedzieć wcześniej?

W Starostwie Powiatowym w Krasnymstawie na wniosek wicestarosty Marka Nowosadzkiego zwołano spotkanie, w którym uczestniczyli przedstawiciele wszystkich stron zainteresowanych budową chodnika w Rudce. Oprócz Nowosadzkiego obecni byli dyrektorzy krasnostawskiego zarządu dróg powiatowych, wójt i sekretarz gminy Siennica Różana oraz reprezentujący mieszkańców Rudki radny gminny Andrzej Korkosz.

  • TK 

  •  01.03.2023 12:06

Jak już wcześniej informowaliśmy, rozwiązania zaproponowane przez projektanta zatrudnionego do stworzenia planu budowy trotuaru nie przypadły do gustu miejscowym. Przypomnijmy, że dezaprobata wynikała w dużej mierze z faktu, że opracowana dokumentacja wymagałaby zmniejszenia części działek znajdujących się przy drodze i przesunięcia ogrodzeń niektórych posesji. Stąd też władze powiatu zdecydowały się na zainicjowanie spotkania, na którym wszystkie zainteresowane problemem strony będą miały szansę spokojnie porozmawiać i wypracować swoisty konsensus.

Spotkanie było bardzo pozytywne. Po krótkiej dyskusji ustaliliśmy, jakie sprawy budzą emocje wśród osób z Rudki. Następnie wspólnie skontaktowaliśmy się z projektantem odpowiedzialnym za dokumentację i przekazaliśmy mu te aspekty, które są ważne dla mieszkańców. Projektant zobowiązał się, że przeanalizuje sprawę pod tym kątem – twierdzi Dariusz Turzyniecki, sekretarz gminy Siennica Różana. – Myślę, że jeśli zaproponuje jakieś konkretne zmiany, wtedy naturalnym będzie zapoznanie z nimi mieszkańców – dodaje nasz rozmówca zapytany o możliwość kolejnego spotkania w świetlicy wiejskiej w Rudce.

Pewną konsternację wywołała jednak informacja, że siennicki samorząd już w lecie znał zakres wywłaszczeń potrzebnych do realizacji zadania. Mieszkańcy, których bezpośrednio sprawa dotyczy, dowiedzieli się o tym dopiero na specjalnym spotkaniu, zorganizowanym na początku lutego.

 

 

Nie rozumiem, dlaczego ta wiedza nie została znacznie wcześniej przekazana osobom, których dotknie, tylko musieliśmy się o tym dowiedzieć dopiero od projektanta. Dla wielu osób był to szok, stąd wcale się nie dziwię, że zareagowały one oporem wobec zaproponowanych rozwiązań – powiedział nam reprezentujący mieszkańców Rudki radny gminny Andrzej Korkosz.

 

Potwierdziliśmy to w rozmowie z wicestarostą krasnostawskim.

Samorząd powiatowy poprzez ZDP zlecił wykonanie dokumentacji technicznej na zrealizowanie rozbudowy tego chodnika. W trakcie okazało się, że niestety nie mieścimy się w pasie drogowym i w związku z tym pojawiły się dodatkowe koszty. Wszystkie te informacje były na bieżąco przekazywane samorządowi z Siennicy Różanej, zresztą musieli oni wyrazić zgodę na zwiększenie środków na opracowanie dokumentacji – przekazał Marek Nowosadzki.

 

Słowa wicestarosty potwierdza Marek Klus, dyrektor zarządu dróg powiatowych. Podkreśla on, że urząd gminy był w pełni świadomy sytuacji, ponieważ to on we wstępnym etapie wystąpił o wydanie decyzji środowiskowej. Poza tym ZDP informował, że do realizacji zadania brakuje terenu, co wymusi pozyskiwanie fragmentów działek. Projektant nie mieścił się bowiem w pasie drogowym w tworzonym przez siebie schemacie rozbudowy. 

A co na to przedstawiciele siennickiego urzędu?

W ogłoszeniu dotyczącym postępowania przetargowego zostały podjęte pewne decyzje, w tym określono działki, po których będzie przeprowadzana rozbudowa chodnika. To odbyło się już znacznie wcześniej. Natomiast my, jako samorząd gminny mniej więcej rok po ogłoszeniu przetargu dostaliśmy wykonaną dokumentację. Nasza decyzja w tym momencie ograniczała się do stwierdzenia tego, czy jest ona zgodna z zakresem przetargu, czy też nie. Nie mogliśmy natomiast zaproponować, żeby np. robić chodnik po drugiej stronie w momencie, kiedy znajdujące się tam działki nie były uwzględnione w przetargu. Na tym etapie nie było już możliwości wprowadzenia zmian, tylko trzeba by było całą procedurę przetargową ogłaszać od początku. Myśmy tylko rozpatrywali, czy to, co zostało zaprojektowane z postępowaniem projektowym nie koliduje z infrastrukturą gminną – twierdzi sekretarz gminy Siennica Różana.

 

Co się stanie w przypadku, gdy zaprezentowane przez projektanta zmiany nie będą satysfakcjonujące?

Jedyna szansa to procedura wystąpienia do odpowiedniego ministra o odstępstwo od reguły, ale to też wiąże się z dodatkowymi kosztami. I tu rodzi się pytanie, czy gra jest warta świeczki, bo nie gwarantuje nam to niczego, a pewne koszty poniesiemy. Równie dobrze minister będzie mógł stwierdzić, że mamy działać wedle obowiązujących rozporządzeń i wydane na wniosek do ministra pieniądze po prostu przepadną, a my wrócimy do punktu wyjścia. Należy przy tym zaznaczyć, że nawet zgoda ministra nie uchroniłaby wszystkich mieszkańców przed koniecznością redukcji powierzchni działek i przesunięcia ogrodzeń. Najzwyczajniej w świecie jest ciasno. Po prostu nie da się czegoś wybudować bez działki i odpowiedniego terenu – podkreśla Marek Klus.

Wszystkie strony starają się pogodzić władze powiatowe, które podkreślają, że liczy się intencja przyświecająca zadaniu. A przecież mieszkańcy Rudki od wielu lat nie mogą doczekać się budowy bezpiecznej strefy dla ruchu pieszych. Przy okazji wicestarosta przyznał, że inicjatorem całej akcji budowy chodnika był Andrzej Korkosz, który od dawna zabiegał o jego powstanie. Z kolei władze gminy Siennica Różana zaproponowały, by w sposób znaczący rozszerzyć zakres prac i żeby był on znacznie dłuższy, niż pierwotnie proponowana wersja.

Trzeba mieć na uwadze to, że dwa samorządy – powiatu i gminy – chcą wybudować kilometr chodnika na terenie gminy Siennica Różana i to jest cel nadrzędny. Gdyby to zależało wyłącznie od woli samorządowców, to przeprowadzilibyśmy projekt tego trotuaru tak, żeby nie kolidował z interesem mieszkańców. Natomiast tu w grę wchodzą wymogi i przepisy. Projektant zresztą podkreśla, że nie podpisze się pod czymś, co nie jest zgodne z obecnymi wymaganiami prawnymi i nie gwarantuje bezpieczeństwa uczestników ruchu – kwituje wicestarosta.

Źródło: Super Tydzień.

15
1

Greg napisał

Użytkownik o nicku :Greg…

Witam proszę o zamieszczenie komentarza, a Państwa o dyskusję.
Uważam, że należy przyciąć/wyciąć część drzew na naszym cmentarzu na Różanej, może wspólnymi siłami byśmy to zrobili by po takich wiatrach jak ostatnio nikt nie miał szkody ma grobie? jak ludzie to widzicie? Trzeba zebrać się i to zrobić!

17
6

The End Ajlawiu Marek czyli „żale” Panny

Dziś o „zawodzie miłosnym” co zmaterializował się w lokalnej polityce. Dowiemy się o tym, kto jest czyim parasolem i dlaczego. Będzie parę słów o zgubnej polityce i psuciu powiatu przez tych co go powinni naprawiać, bo mają ku temu całą furę instrumentów…

Praca w samorządzie lub szeroko pojętych jednostkach naszego porąbanego i nieszczęsnego państwa łamie kręgosłupy, dlatego ja, bym tam pracować nie chciał, za żadne skarby świata i póki się da, to uciekam nawet od takich myśli. Ale jakby kto chciał, to i na to jest sposób. Problem znika, gdy trafia się w te „tryby” bez niego, a jak z własnej nieprzymuszonej woli to jeszcze lepiej, bo się wie o co chodzi. Wtedy jest dobrze, a instytucje nie mają czego kruszyć.

Mój ulubieniec, w którym mam upodobanie

Mój ulubieniec, w którym mam upodobanie ma właśnie taką zaletę i trafił tam z własnej nieprzymuszonej woli, a szczęściarz z niego, bo ewolucja wyposażyła go w coś jeszcze doskonalszego. Marek Nowosadzki, bo o nim mowa przekonań politycznych nie ma, co doskonale emanuje ideą PZK. Być może ta ichniejsza bezideowość to jego pomysł. Nowosadzki to szczytowa forma ewolucji klasy politycznej krasnostawskiego grajdołu. To „polityk”, który w miejscu, gdzie zwykły Kowalski posiada przekonania ma pionową ścianę pokrytą teflonem, dlatego tam nic nie przywiera na dłużej. Ta objawia się w sytuacjach, gdy Marek znajdzie się w dowolnym środowisku.

Wejdzie dajmy na to między piekarzy, to wtedy jest z miejsca jednym z nich, nawet przyprószy się mąką dla niepoznaki. Gdy znajdzie się między lekarzami jest to samo, bo stetoskop wyskoczy mu zza pazuchy i tak kolejno… Oczywiście przyswaja problemy środowiska, w które wdepnie i poglądy. Marek to żagiel doskonały ze wmontowaną aplikacją do samodzielnego szukania wiatru. W Maroku jest Berberem, a w Egipcie przechodzi na islam, bo tak i już. Strach go do lasu wpuścić, bo stanie się drzewem.

Kameleon co w ułamku sekundy przyjmuje poglądy swojego rozmówcy. Jest znany jeden wyjątek, kiedy takie zjawisko nie zachodzi, a jest to rozmowa ze mną. Wtedy za Chiny Ludowe nie chce przyjąć tego co mówię, broni się przed tym, jak dziewica przed naturalnym poczęciem. Być może dlatego, że mój pogląd na uprawianie polityki przez jemu podobnych jest stanowczy i wywraca wszystko do góry nogami.

Dochodowa ale zgubna

Ta elastyczność i nijakość piekielnie wygodna i przynosi profity, bo o czadzony zewnętrznym pięknem elektorat głosuje na niego i wybiera. Tak więc Mareczek jest tak naprawdę jedynym wygranym tej sytuacji, bo jego sukces jest liczony w banknotach emitowanych przez NBP Glapińskiego i o to tu chodzi. A to, że oszczędności zżera mu inflacja może być jakąś pociechą, ale tylko jakąś. Taki bezideowy Marek nie wnosi niczego wartościowego do powiatowej polityki, żadnego powiewu świeżości, a wręcz ją psuje tak jak Szpak, tylko w oparach dobrych perfum i z gębą pełną frazesów.

Przy takiej postawie nie może być dobrze, bo to chaos w czystej postaci. To tak jakby próbować ukręcić bat z…wiadomo czego albo jak obrazek z pogrzebu Kuronia, na którym był rabin, ksiądz, pop, pastor i wyszło z tego, że chłop wierzył we wszystko, a przecież tak się nie da. Wszystko i nic… Efekt Szpakowej polityki i Markowej jest ten sam, to puste kalorie i tym się człowiek nie naje. Bo jeden wrzeszczy i bazuje na społecznych „ciemniackich instynktach” a drugi mówi co ludzie chcą usłyszeć. Tam nie ma niczego po czym bylibyśmy mądrzejsi, mowa trawa i dyrdymały.

Skołowany naród

Skołowany naród, w którym tkwią elementy pańszczyzny i wypływającego zeń przekonania, że jak ktoś ma władzę albo jest dobrze ubrany to musi mieć rację, wierzy, że ten styl i to, że ta narracja to właściwy kierunek i tak ma być! I innej polityki nie ma ! Oni „Nowosadczycy” co prawda „mają racje”, ale „swoje” i tak je przedstawiają, żeby zawsze na końcu na ich wyszło. Polityk poważny, któremu dobro ogółu leży na sercu winien mówić jak powinno być i co jest a nie opowiadać to co ludzie chcą usłyszeć. Taki ktoś musi być odważny, a nie trząść portkami, bo ktoś zada jakiekolwiek pytanie. Czasami prawda bywa przykra, ale jest nieodzowna, jest jak tlen. To, że sam powinien wiedzieć czym jest wspólne dobro interes narodowy i sprawne państwo to rzecz oczywista i truizm. Tu właśnie leży problem, a „politykierzy” pokroju Nowosadzkiego nie zaprzątają sobie tym głowy. Ich definicja państwa, to taka, w której oni są na szczycie hierarchii i im jest dobrze. I jakby kto pytał, czy mają idee i znają definicję, to proszę mają…ale taką jak wyżej skrojoną pod siebie, a to jest nieszczęście. I Rzeczypospolita miała ten sam grzech pierworodny, bo była szlachecka. Reszty nie uświadczysz, chłop, mieszczanin…zapomnij. Ten pierwszy to był cham a drugi łyk. Tylko szlachta miała coś do powiedzenia. Ale jak tak, to my daleko z takimi furmanami nie zajedziemy.

Za kim tęskno

Za takimi politykami tęsknię co mają odwagę i wizję, a nie za takimi pozorantami, psujami, którym tylko w głowie, żeby się nachapać i drzeć gębę pod publikę. W tej kadencji rady jest cała fura sytuacji w których można zabłysnąć rozsądkiem, dobrym zwyczajem czy zwykłą uczciwością w ocenie zajść. Bo Muzeum, chmielnik szpital, DPS…i jeszcze by znalazł. Przecież można, bo kiedyś mimo, że za mówienie prawdy była „kula w łeb” chętnych do jej głoszenia było dużo więcej. Teraz gdy pacyfizm króluje, ze świecą szukać, taki paradoks!

On ten nasz…

On ten nasz już czapkowanie posunął do rangi sztuki, parodiuje sam siebie. Marka ideał sprawowania władzy to taki w którym nikt go o nic nie pyta, a wszyscy mówią ciągle jaki jest fajny. Gdyby to coś, co robi trafiło w poczet dyscyplin olimpijskich byłby multimedalistą, a Phelps pływak ze swoimi 23 złotami schodziłby mu z drogi. Tego oglądać nie sposób, bo aż mdli. Bo cóż on tak naprawdę sobie zawdzięcza!? Jego rzeczywisty sukces, to ten mandat. Tu można polemizować ile w tym Marka a ile naiwności ludzkiej, bo przeciętny wyborca z zewnętrznej obserwacji Nowosadzkiego dojdzie do wniosku, że ten powinien być skuteczny i prawdziwy, bo ma pozycję, wykształcenie. Jednym słowem atrybuty człowieka z klasą, takiego, jakiego szukamy. Ale niech tam ma i można uznać, że ten mandat to jego zdobycz i tylko jego. Marek nie ma natury „prawdziwego polityka”, brak mu cywilnej odwagi i im starszy, tym bardziej dziecinny. Tu już poprawy nie będzie, a ja wręcz wieszczę ostry zjazd w kierunku całkowitego zdziecinnienia.

Mitologia Marka

A wszystko, co Nowosadzki ma ponad mandat to zasługa innych, mówiąc ostatnio modnym terminem wśród naszych radnych to zasługa parasola. Marek taki parasol miał przez kilkanaście lat w osobie Szpaka. Ten go namaścił na przewodniczącego rady powiatu. Przez lata wiernej służby Marek przywiązał się do swojego jedynego i prawdziwego dobroczyńcy i jest mu wdzięczny po dziś dzień. Lekko nie miał pod „Papą” Januszem, ale ma atrybuty męskości a do tego wpis w dowodzie osobistym i powinien być charakterny. Wiatry polityczne mają taką właściwość, że się zmieniają i traf chciał, że Tereska Hałas odgoniła Szpaka prawie do ciepłych krajów. Marek i na tym skorzystał, tylko teraz jakby zapomniał. Uwierzył, że wicestarostwo to zasługa jego geniuszu i mu się należało! Iluż jest takich co im się należy a mimo to nie dostają… On na to wszystko ma swoją mitologię, w której wszyscy w koło są z czyjegoś nadania i mają parasole, a on nie! Bo kiedyś nad ulicą Piekarskiego rozstąpiły się niebiosa i Marek zjechał na słonecznym rydwanie jak Egipski Ra, a potem było już tylko lepiej.

Człowiek Papy

Naiwne to, bo przecież Marek nauczyciel historii i powinien wiedzieć, że nawet Bonaparte musiał związać się z Józefiną, a ta ze swoich cielesnych znajomości z „członkami” Dyrektoriatu zrobiła użytek. Tak więc nawet geniusz potrzebuje iskry… Zawsze albo nader często i szkoda, że o tych, co delikatnie pchnęli karierę się zapomina. Szczególnie o takich nienachalnych. Taki Truman był całe życie nazywany człowiekiem Toma Pendergasta. Aleksander Macedoński sobie wszystko przypisywał, ale to ojciec zostawił mu machinę wojenną, a Fryderyk II Wielki miał to samo… Tak więc w Marka przypadku ostatnią iskrą była Tereska Hałas, ale on jej tego nie pamięta a szkoda.

Dziwne, że Szpak jego kompetencji nie zauważył tylko kisił taki talent w „kajdanach” przewodniczącego rady. To ona dała mu wolną rękę i gdzie jej tam do czaru Szpaka, to właśnie ta jej nie nachalność. Uznała, że dla sprawiedliwości dziejowej Nowosadzki powinien zostać wicestarostą, ma też jakieś kompetencje i to zauważyła, ale co z tego, jak on nie ma „politycznego charakteru”. Na objaw tego ostatniego nie trzeba było długo czekać, bo strach u Marka jak czort z przysłowia karty rozdaje. Za to Marek oddany jest Szpakowi i należałoby go nazwać człowiekiem Szpaka, ale ta sytuacja jest bardziej złożona, bo tu istotna jest wspomniana wyżej słabość charakteru Nowosadzkiego. Marek nigdy o siebie nie zawalczył przed Januszem, tam nigdy nie było chłopskiego k… mać ! Szanuj ty mnie Szpak, bo ruski rok popamiętasz!

No tak nigdy nie było, a były wiernopoddańcze epistoły umizgi i wszystko na klęczkach, zupełnie bezsensowne i degradujące osobowość. Jemu brak zwyczajnej cywilnej odwagi, a to owocuje działaniami o skutkach szkód w łonie rady i przestrzeni publicznej, bo inaczej być nie może. Widać czapkuje przed tymi, których się boi, a ci, co go traktują po partnersku nie znajdują uznania w jego kiedyś zapłakanych oczach. Zapłakanych, ale otartych chusteczką od Tereski. Szkoda, że Nowosadzki zapomniał kto dał zielone światło na jego wicestarostwo, wielka szkoda, ale my tu jesteśmy, by przypominać i recenzować. Tereska Hałas w dobrej wierze dała mu to wszystko i zrobiła z niego niemalże księcia. To ona wyciągnęła go spod pokładu Szpakowej galery gdzie wiosłował pod dyktando Janusza. Ale on widać woli rolę galernika, bo Janusza traktuje z nabożną czcią, jak chłop swojego plebana.

Do dziś nie mogę znaleźć usprawiedliwienia…

Do dziś nie mogę znaleźć usprawiedliwienia dla wypowiedzi Nowosadzkiego z końca roku 2021 jak tylko bezmyślne czapkowanie i lizusostwo. A czytał sprawozdanie z tego ile to dróg wybudowali jako zarząd. W pewnym momencie ni stąd, ni zowąd padło sformułowanie, że współpraca między gminami a powiatem doskonale się układa, albowiem wcielono za tamtego zarządu z poprzedniej kadencji, na którego czele stał Janusz Szpak zasadę polegającą na współfinansowaniu inwestycji drogowych pół na pół, czyli 50% powiat i 50% gmina. To było najważniejsze w Marka przekazie, bez tego przekaz byłby nieważny. To jak Amen w pacierzu. Szpak i jego wynalazek! Prawdopodobnie Szpak nie miał świadomość swojej wynalazczości i doniosłości swojego odkrycia. Ale jak nie wiedział to wierny pomagier mu to uświadomił, taki wielbiciel ślepo oddany jak Nowosadzki to skarb! Oczywiście o tym, że za funduszami na drogi biegała posłanka Tereska Hałas nawet nie wspomniał, bo i po co? A przecież dla równowagi powinien! Trzeba się jednak było podlizać Szpakowi, teraz zwykłemu radnemu. Hałasową zamilczał przemilczał, ale miejsce dla Szpaka wynalazku znalazł, który tak naprawdę w tym wywodzie pasował, jak gumofilce do fraka. Mógł Nowosadzki w swojej lizusowskiej filipice nawiązać do Marka Sobieskiego, bo też był starostą krasnostawskim i o Jelonku też byłby wspomniał, bo jak się bawić to się bawić.

Tak wygląda „charakterna polityka”

Tak wygląda „charakterna polityka” Marka, arbitra kultury elegancji i powiatowego dyżurnego etyka. Patrzeć na to nie można i słuchać, bo mierzi i zbiera na torsje. Od Szpaka dostawał okruchy i zgryzoty a od Tereski udzielne księstwo, ale to temu pierwszemu kadzi! No rzecz niepojęta i wypada zapytać, czy Pan Marek to dobrze się czuje? Może to wina tego, że Janusz jest radnym, a Teresa tylko posłem i głównie rezyduje na ulicy Poniatowskiego. Gdyby była bliżej, kontakt wzrokowy i poczucie bliskości działałyby jak pępowina, a tak w rolę pępowiny wszedł Szpak. Takich występów wymierzonych w Tereskę było więcej, wszak w bajzlu w Muzeum Regionalnym Marunio również ma spore udziały. Ponadto przemilcza bardzo istotne sprawy i udaje Greka ( Grecja ze swoją kulturą bardzo mu imponuje, ale na Boga Grecy byli Odważni) a przecież nijak go nie przypomina.

Dochodzi do takich kuriozów, że on WICESTAROSTA co to wszystkich poucza (sam nigdy za nic nie odpowiadał i nikim nie zarządzał) nagle wstrzymuje się od głosu, bo nie ma zdania, na temat gdzie zna prawdę! Na ostatniej sesji tak się zachował, a to, że nie był sam w ty odruchu nie jest żadnym wytłumaczeniem, albowiem Nowosadzki jest tylko jeden i o niego tu idzie! Powiedzieć o tym jaja, kabaret, wygłupy to tak jakby nic nie powiedzieć… Po prostu Nowosadzki pomylił miejsca i czasy. Z takim podejściem nadaje się do show-biznesu i różnych ścianek, wywiadów albo poziomu telewizji śniadaniowe. Bo polski show-biznes jest taki, że tam trzeba być kameleonem i kolegą wszystkich.

Panie Nowosadzki zawiódł mnie Pan po całości mówiąc potocznie. Mój zawód proszę traktować jakby to był zawód uczyniony kobiecie, bo ja spod Panny jestem. Pan spod Wagi i, mimo że sąsiadujemy w zodiaku, to ja z takim Panem nic wspólnego mieć nie chcę. I niech Pan ma świadomość co zawiedziona kobieta czuje i co może zrobić. Nie tak miało być, a dostał Pan od opatrzności i Teresy Hałas wszystkie instrumenty. Nikt przed Panem ani po Panu takim dzieckiem szczęścia nie będzie a Pan mając to wszystko nawet „NIE PRÓBOWAŁ” robić dobrej uczciwej i przejrzystej polityki i o to mam „żal” Nikt w tej radzie nie jest predysponowany do tej roli jak Pan. Ale mimo wszystko pańskie czyny zasługują na uwiecznienie i ja będę pańskim kronikarzem. Potraktuje Pana metodami rodem z „Nauk Pomocniczych Historii” nie będzie przemilczeń, bo to już pańska domena. Tylko proszę nie mieć żalu ni pretensji, bo jak mawiała Leonia Pawlak „Był czas przywyknąć”

 

 

 

44
7

Marusia, Adonis czyli rzecz o Marku😉

Dziś o kolejnym absolwencie do okazania młodzieży w I LO. A to nie w kij dmuchał persona, tylko sam szef „Stowarzyszenia Absolwentów” Marek „Marusia” Nowosadzki alias „Powiatowy Adonis”. O nim kilka słów, które zapewne go zezłoszczą i focha strzeli, bo oprócz dobrych garniturów kocha się obrażać.

Marek Nowosadzki lubi I LO, bo on lubi wszystko, co pierwsze i pierwszorzędne, ale o tej fascynacji za chwilę. Jedyny wyjątek to z pozoru drugie danie, ale tam jest zazwyczaj pierwszorzędny kotlet. Jak był mały, to bardzo lubił pierwszą gwiazdkę; ta zwiastowała prezenty.

Perfekcjonista

Marek, jeśli chodzi o wygląd jest perfekcjonista i nie jedna kobieta szybciej się ubierze, niż on dobierze koszulę do krawata i spinki do mankietów. Ponoć nad ranem wstaje, by nosa przypudrować, bo to jest cały ceremoniał. Trzeba się zawczasu obudzić i wybrać strój, w którym będzie się wybierało strój. Potem gdy jest już szczęśliwie w pracy, to mamy 8 godzin widowiska, gdzie zapachy, dobre tkaniny, dźwięczne słowa i gesty mieszają się, jak tłum na stambulskim bazarze. W jego szafie „Bytom” walczy z „Vistulą” a „Pruchnik” szczerzy zęby na „Armaniego” Pracuje na swój wizerunek całym ciałem, jak tancerka samby na platformie w czasie karnawału w Rio. Z tą różnicą, że tak się nie odsłania, tu czy tam i nie kręci tym i owym. Gwoli ścisłości, kiedyś związał się z platformą, ale obywatelską, aczkolwiek był to przelotny romans i do konsumpcji nie doszło. Wianuszka nie stracił i po dziś dzień jest wierny samemu sobie i trochę PZK, które jest formacją luźną, bez ideowego kośćca, coś jak galaretowata meduza, przejrzysta, wyślizgująca się z rąk, ale taka, którą można się poparzyć.

Zapracowane jak żniwiarki w sierpniu są jego ręce, ze szczególnym uwzględnieniem dłoni i zęby takoż. Te ostatnie okazuje w niegasnącym uśmiechu na wielu fotografiach, przez to wąsów nie nosi, bo zasłaniałaby ich czarującą harmonię. By demonstrować niezadowolenie, do perfekcji opanował technikę kręcenia nosem, gdy jest ku temu potrzeba. Tym organem potrafi wywijać jak koczownik arkanem. A i wspomniane ręce spracowane są wielce, ale nie od obierania kartofli, tylko żywiołowej gestykulacji i wręczania paczek, tudzież kwiatów, po różnych rautach, spędach czy laudacjach.

Admirał Nelson z I LO

Wszystko, co pierwsze i pierwszorzędne ma u niego znaczenie, byle czego nie uznaje i tam przypadku nie ma. Przeto dyrektorkę Anię Patejuk  lubi, bo jest Ania, a literka „A” pierwsza w alfabecie. Ania u niego jest „Admirałem Nelsonem”. To on ją ulepił, wystrugał jak nie przymierzając Gepetto Pinokia. On dla niej jest „Pierwszym Lordem Admiralicji”. Natomiast I LO, to odpowiednik okrętu flagowego HMS „Victory”, ale już w suchym doku. Dlatego Marek dba o tę jednostkę, jego żagle nowiutkie i szyte w Mediolanie, jak Markowe koszule…może nawet przez tego samego krawca. Dba też coby jego admirałowi nigdy nie trafił się Trafalgar, bo ten choć zwycięski, to jak wiadomo prawdziwy Nelson skończył jako zimny trup od kuli francuskiego strzelca wyborowego. Nawet przetransportowanie go w beczce brandy do Albionu nie było dlań żadną pociechą. W ogóle Marek ma dwie Anie na stanie w swoim „Ministerstwie Mody i Wygody”.

Okręt korsarski

Druga to dyrektorka II LO ,co ma patrona w Norwidzie, ale tę to „musi” lubić, tak między paniami różnica. Obie dla Marka są jak witaminy, bo to polskie dziewczyny a Rosiewicz to wyśpiewał. Tylko że Ania Patejuk, to multiwitamina na soku z jabłek a Ania Antyga to w czystej postaci tran. Mimo że dwa razy pierwsza z imienia i po mężu ,to jednak musi być druga. Oba dekokty zdrowe, ale po tym drugim Markowi facjatę skręca , jemu ona straszna i jeszcze się go nie boi. Pod skrzydła Ani Norwidowej Marek może wrócić, jak go z wicestarostwa eksmitują, a wróci na ulicę Okrzei już nie jako „Pierwszy Lord Admiralicji”, tylko zwykły majtek. A jak już trzymamy się marynistycznych terminów, to II LO pod kapitanem Antygą, to dla Marka okręt korsarski. W II LO ma etat, na którym dzieciom opowiada historię, w którą muszą wierzyć, jeśli chcą zdać maturę.

Studniówka Fideckiej i „Taniec Mocarstw”

Z liceami to jest cała historia wcale romantyczna i tak I LO to, jak wyżej oczko w głowie. Nad nim rozpostarł Marek „Żelazną Kopułę”, do tego ze dwie baterie „Patriotów” strzegą pogodnego nieba. Tam nawet mrugnąć nie wolno, bo mrugnięcie jest zamachem. Toteż dyrektor Ania Patejuk ma takie bezpieczeństwo, komfort, jak małe kangurzątko w matczynej kieszeni i nikt jej nie podskoczy. Nawet Fidecka za protektoratu Szpaka tak dobrze nie miała, a to „dowód”, że Nowosadzki udały szczególarz i ma coś z zegarmistrza, bo jak się skupi na detalu(w tym wypadku I LO) to wiercił będzie i cel osiągnie. Tylko dobrze by pamiętał, że czasem zegarmistrze trafiają na szafot vide losy Ludwika XVI, który oddawał się pasji składania czasomierzy, a przede wszystkim miał być królem światowego imperium. Jednak gdy wybiła jego godzina, to głowę bez żalu mu ucięli. Z Markiem podobnie, bo jest wicestarosta przede wszystkim, a nie gwiazdor.

Tylko że ten gwiazdor w nim siedzi zdecydowanie i na studniówce w I LO albo tak zwanej „Markowiźnie” był obecny i dokonał przy pomocy bardzo zmysłowego tańca resetu stosunków z Edytą Fidecką swoją antagonistką, utrapieniem, przyczyną zgryzot i w końcu trampoliną do sukcesu. Marek wdał się w takie pląsy, że lakier na parkiecie zwijał się jak faworki. Edyta o podkreślonej talii przez odzienie tańczyła w kreacji barwy burgunda albo dobrze dotlenionej krwi, takiej z aorty. Suknia i cała kompozycja wymyka się wszelkim ocenom i temu, co dotychczasowe studniówki widziały. Na głowie miała diadem i rękawy po kolana tak jak się drzewiej na dworze Plantagenetów chadzało. Można było odnieść wrażenie, że to jej wesele, a nie studniówka, ale wracając do pląsów z Nowosadzkim to te były przełomem albowiem oni nigdy za sobą nie przepadali, a wręcz jedno przepadło przez drugie. Tany z miejsca zasłużyły na miano „Tańca mocarstw” może tekstylnych, póki co ale jednak. Oboje odzieżowych i politycznych antagonistów to absolwenci I LO… A Edyta reklamować nigdzie się nie musi, bo jak się ma taką figurę to można tylko odcinać kupony. Marek również jest figurą, ale w typie wczesnego Wojciecha Manna… Mimo wszystko jak takiego absolwenta nie pokazywać młodzieży? Przecież to odpowiedź dla tych, co nie mają co z sobą zrobić w małej mieścinie.

 Baby, ach te baby!

Imponować może szczególnie to, w jaki sposób Marek o gromadził wokół siebie wierny i oddany fraucymer. Ten taki, że Cecylia Renata, Marysieńka Sobieska mogłyby cmokać. To są najlepsze wzorce, plus jego autorskie korekty i udoskonalenia. U Marka wszystko hula na wysokich obrotach, takiego zgrania nie ma nawet w balecie.

Ma w swym otoczeniu grono pań gotowych pójść za nim w ogień i bronić go do ostatniej kropli szampana! Choćby Pani Ola „Trzecie Oko”, wszędzie drepcze z aparatem i stanowi z nim nierozerwalną całość. Do tego wierna pomagierka i szefowa Marka „gabinetu politycznego” Są i inne a wystarczy z Marka zażartować by je natychmiast spotkać a wzrok wtedy mają taki że więcej ciepła znajdziesz w oczach kanibali z Nowej Gwinei albo u panów z plutonu egzekucyjnego. Trzeba wiedzieć, że nie na wszystkie panie metody Marka działają, są takie o w typie Sharon Stone i woli nieugiętej. Wtedy zrozpaczony Marek nazywa je żandarmami, bo one za nic mają jego wypudrowany autorytet i potrafią mu nawtykać, że na „Dzienniku Siennicy” to prawdę napisali.

Większość jednak poddała się hipnozie i tak je koło swojej idei okręcił, że lisy na szyjach modniś za PRL mogłyby „zazdraszczać”. Kiedyś słynny Kali babka; uwodziciel, żeby kobietę ku sobie skłonić i potem obrać z oszczędności musiał się nagłowić, a Nowosadzki nie musi robić nic. Wystarczy, że jest ! A do tego za wszystko płaci mu państwo, czyli my. W takiej sytuacji motyw rabunkowy odpada, a on jest czysty jak łza. No i jak tego młodzieży nie pokazać! Widać on to wie i jego metoda jest bardzo widowiskowa oraz intelektualna. To się odbywa w taki sposób podprogowy. Panie z racji zwierzchności przynoszą mu różne pisma i teksty do zaopiniowania. On na nie zerka, policzki nadyma, sroży się, brew podnosi, czasem ofuknie. Nakrzyczy na znaki interpunkcyjne, że co one tu robią, bo być powinny gdzie indziej. Potem skrytykuje sformułowanie, a na koniec do powtórnego okazania i tak do południa! Oczywiście na panie złego słowa nie powie, ale sukienkę nową zauważy, fryzurę pochwali, o samopoczucie zapyta. Kobiety to lubią, a on to wie! Istnieje całkiem uzasadnione podejrzenie, że panie znaki interpunkcyjne oraz stylistyczne błędy robią celowo, żeby do Marka wbić się na „miodobranie”. Tyle, co u niego komplementów nie usłyszą nigdzie indziej. Wobec tego, jak takiego absolwenta nie pokazywać młodzieży?

Marek na „Czarnym Szlaku”

Ma też Marek i zasługę na order albo „męczeństwo”. Otóż wziął się za obłaskawianie radnej Nieścior, a to jest czarny szlak przez Andy od Ziemi Ognistej po Alaskę! Fakt jest bezsporny, że po tych wizytach Ewa mniej wyrywna i już nie plecie, tak jak drzewiej bywało. Zdarzają się jej wyskoki, a choćby ostatnio na komisji Oświaty i Kultury. Można te „małe cuda” przypisać Nowosadzkiego poświęceniu i akcji politycznego cywilizowania Merkel vel Nieścioressy z Gorzkowa. To szczytne dzieło odbywało się w jego gabinecie przemianowanym na tę okazję w pokój zwierzeń i konfesjonał. Tam debata przy herbacie trwa do zamknięcia starostwa. Oczywiście przy herbacie nie słodzonej, czarnej i z cytryną, bo Ewa taką uważa. Wszystko podane w filiżance wielkości doniczki na palmę. Marek przyjął w takiej sytuacji rolę biernego pochłaniacza dźwięków, odzywał się, tylko gdy trzeba wrzątku dolać.

Potencja drzemie jak wulkan

Jednak potencjał medialny Pana Marka jest w pełni nie wykorzystany, wręcz odłogiem leży. Kościół walcząc o rząd dusz powinien zaprząc Marka by użyczył swoich talentów oratorskich. Korzyść będzie obopólna a transakcja wiązana. Zaprząc trzeba Marka „powiatowego Adonisa” do czytania Ewangelii, najlepiej jego imiennika- św. Marka i jeszcze „Dziejów Apostolskich”. Głos ma ci on jak mało kto… Msze będą widowiskami i wzrośnie liczba ozdrowień, nawróceń i omdleń. To ostatnie należy rozumieć jako powikłania po Markowe, ale to tylko lektorowi chwałę przynosi. Kobiety takiego „konferansjera” słuchać będą, bo to głównie oferta dla nich. Nie jedna matka córkę weźmie do Kościoła mówiąc; chodźmy Marka posłuchać , bo jak on czyta to mam ciarki i czuję się tak jakbym tam była? A i męża wyciągnie… chodź stary zobaczysz jak zadbany facet w twoim wieku wygląda i dowiesz się co w tym sezonie modne i jak dobierać krawat do koszuli. A jak będzie trochę czasu to może i autograf dostaniesz. Zatem sukces zdaje się gwarantowany, a stopa zwrotu wysoka i pewna, bo ważne co i kto czyta… i jak wygląda.

Dojdzie niebawem do takich sytuacji, że Nowosadzki na spacer nie wyjdzie spokojnie. Mało tego, to jakby swojego „radiowego” głosu użyczył w nawigacji po Krasnymstawie. To czy nie będzie wzruszające jak na koniec wyprawy z domu do Piwdronki z słuchawek dobiegnie głos komunikatu: prowadził cię Marek Nowosadzki. A jakby audiobooki czytał, ale tylko tam, gdzie fragmenty o zgodzie, urodzie i słonecznej pogodzie A jakby ktoś z hierarchii kościelnej wpadł na pomysł żeby Marka zainstalować jako kościelnego z funkcją zbierania ofiary w trakcie mszy… to gwarantuję dzienny utarg na poziomie utargu z Piwdronki w okresie świątecznym. Wrzucać będą całe portfele i kosztowności z takim zapałem, że Rydzyk z Owsiakiem poczują się nieswojo. I to będzie nie wiklinowy koszyczek, tylko druciany na kółkach, taki jak w Tesco, którego już nie ma, a po którym Marek swego czasu jeździł z wielką wprawą i swadą…prawie jak Louis Hamilton. Tam to dopiero było widowisko, jak Pan Marek przechadzał się z wózkiem po wiktuały, swobodnie lekko leniwie, nonszalancko, jak ten kot na wystawowym ringu albo po perskim dywanie i tylko nie mruczał. Tu zagaił, tam pochwalił, tam doradził. Melona dotknął, czy dojrzały, okiem na nabiał rzucił a wszystko w zwolnionym tempie. Nim co kupił, to spiker wrzeszczał, że kasy zamykają ale swoje zrobił, bo spotkał się z wyborcami, no mistrzostwo świata!

Czasami Marek „czasami niecnota”, a to dresy kupi, a to ufunduje nagrodę na dzień patrona albo zostanie Mikołajem, bo Markiem już jest i też za swoje ciężko zarobione to zrobi. Tak że tłusty to on ciut jest, jak to mu kiedyś napisali, gdy za dietami zagłosował, ale „nasz” ci on… jak Zbyszko dla Jagienki tylko nałęczką nie nakryty.

 

Reasumując Marka wesołą działalność to ona z poważną polityką nie ma nic wspólnego, to coś z pogranicza kuglarstwa i przedszkola. Z tego widowiska bardzo bezpłodnego, ale miłego dla oka profity są rzeczywiste i beneficjentem jest Marek a liczone są w tysiącach złotych regularnie przelewanych na jego konto. Takim sposobem lepiej się „Marusia” ustawił niż Tusk w Brukseli. Jakby nie patrzeć to wicestarosty z krwi i kości nie mamy, starosty takoż. Bo Leńczuk to jest „klęska wrześniowa z rozbiorami do kupy wzięte” Marek wypełnił swój urząd „Piotrusiem Panem” i gdyby ktoś chciał kręcić polską wersję, to ja podpowiadam; bierzecie Nowosadzkiego on wam to zagra perfekcyjnie. Lepszego nie znajdziecie, bo taki jest i do tej roli urodzony! A jest dużym chłopcem zakochanym w sobie i odklejonym od rzeczywistości, a to, że ładny i paniom się podoba tylko utwierdza go w tym przekonaniu… No i jak go w takich okolicznościach młodzieży nie pokazywać? Ta niech już sobie sama wnioski wyciągnie. Amen!

 

PS. „W życiu wygrywają ci, którzy potrafią zachować dystans do siebie. Nie traktują siebie zbyt poważnie” Te słowa dedykuję Markowi vel „Marusi”, bo są cytatem z wywiadu Poli Raksy serialowej „Marusi” z „Czterech Pancernych” Przydałoby mu się ciut powietrza z tego balonu spuścić dla zdrowotności i ogólnie…

 

 

61
10

Nie będzie do śmiechu

Po obejrzeniu fragmentów dzisiejszych obrad rady powiatu straciłem definitywnie „szacunek polityczny do osób tam zgromadzonych”. Oczywiście poza Józiem Wrońskim… Wy się towarzystwo wzajemnej szarpaniny i adoracji nie nadajecie do poważnej polityki. Dlatego mnie to wisi, kto będzie rządził tym grajdołem. Teresce Hałas współczuję, albowiem niektórym w pańskim geście dała po najnowszym modelu »Bugatti« a ci w aucie za miliony… wożą kartofle. Taki jest obraz i metafora rządów Leńczuka et consortes. PiS powiatowy to już jest Porażka i Samozagłada oraz głupota w czystej postaci. Ważne, żeby tylko zięciów i córek nawtykać. Do tego rzucać dyrektorów na żer lichej opozycji w nadziei, że nas nie ruszą. Ot i cała koncepcja. Dziś przehandlowano Gołąba w sposób karygodny mając na bezmyślnie plotącego Piwkę atomówkę. O mizerii opozycji nie można nawet mówić, bo w języku ludzi cywilizowanych brak słów, by odzwierciedlić stan umysłu niektórych radnych. Mnie wypada mieszkańcom pokazać; klatka po klatce i sekwencja po sekwencji, kto i gdzie zawalił. Nie będzie do śmiechu…😉

27
18

Absolwenci czyli „skandal” w cudzysłowie

 

Dziś o pewnej praktyce mającej miejsce na okręcie flagowym Marka Nowosadzkiego, czyli w I LO. To fajny w sumie pomysł, ale w takiej postaci jak obecnie bardzo niebezpieczny, dlatego póki czas należy wprowadzić korekty i „błąd” naprawić. Co by skandal został w cudzysłowie.

Skandalem” na razie w cudzysłowie powiało i to tak, że na takim podmuchu latawce z żelbetonu można puszczać. Miejsce tegoż to mury I LO imienia Władka Jagiełły w Krasnymstawie. To ten sam co mu się fucha jakiś czas temu trafiła w postaci jednej Jadzi bardzo nieletniej i całego królestwa. Potem nastawiali mu pomników, bo w sumie był wybitny i jak na polskie warunki abstynent, pił tylko wodę. Na ścianie szkoły też jest w rozmiarach gargantuicznych, albowiem niegdysiejsza dyrektorka Edysia Fidecka „królowa szpilek i krótkich form scenicznych” umieściła go tam, kierując się szczwaną dewizą, że jak ona jest królowa to król by się jej przydał i adoptowała go do siebie jako „małżonka malowanego” nomen omen na ścianie. Edysia, choć w tym duecie była malusia, to była nader żywotna i widoczna, a jak się wdrapała na szczyt schodów w galerii handlowej w Lublinie z Krzysiem Hetmanem to jakby bardziej. Chciała być posłanką i wielka szkoda, że nie została, bo byłaby najurodziwszą, ale to już prehistoria…

Wymyślili fajny plan

Wymyślili sobie plan, który zasadza się na zapraszaniu w te zacne mury absolwentów liceum co doszli do czegoś, kimś są, mają jakieś zasługi i dorobek. To ma widać przekonać dzieciaki, że warto wybrać ten przybytek nauki, bo potem jest się takim kimś. No i zważywszy na te kryteria w ostatnim czasie pojawił się profesor i prawnik Marcin Szewczak uczony tak, że ojej. Tytułów i specyfikacji ma więcej niż pralka programów albo robot kuchenny wariantów użycia. Ma również profesor w naszym starostwie u Leńczuka fuchę i doradza w różnych sprawach. Gadał więc ów gość coś z 45 minut, a po wszystkim dzieciakom rozdał świecidełka, bibeloty i poszedł skąd przyszedł. Przewodnikiem, towarzyszem oraz konferansjerem w tej ekskursji był wicestarosta Marunio Nowosadzki, nienagannie zestrojony, bo on też absolwent i zasłużony. Marek przewodniczy również „Stowarzyszeniu Absolwentów I LO” a czyni to z „godnościom osobistom”, w oparach dobrych perfum i podobno to on Papieżowi doradza co mówić z okna do tłumu i co na siebie włożyć.

Od złego końca zaczęli, bo absolwent był od zawsze

Wszystko niby dobrze, ale źle zaczęli, od niewłaściwego końca! Wypatrzyli w Lublinie profesora a tu na miejscu mają co najmniej kilku utytułowanych absolwentów których winni zaprosić! Zaprosić to mało powiedziane ! Powinni zapraszać non stop, w koło Macieju, bo to są lokomotywy lokalne i łby kanclerskie. Pierwszy to Leszek Janeczek doktor medycyny! Kończył szkołę podstawową im. Bitwy Grunwaldzkiej u siebie w Wólce Orłowskiej a potem wylądował w I LO im Władysław Jagiełły. Widać w tym przypadku nie ma, bo i wojowniczy Leszek jest na co dzień w polityce, tylko że nie tak przewidujący, jak Jogajła. Ale ta ciągłość i konsekwencja plasuje go jako absolwenta nad absolwentami i od niego winni zacząć. Jest ekspertem od równika w dół ze specjalnością grotołaz-speleolog, bo to ginekolog! Leszek taki popularny, że sława wykracza za powiat i narodek to docenił. Pod koniec zeszłego roku naród w plebiscycie na najpopularniejszego ginekologa Lubelszczyzny przyznał mu zwycięski laur. Potrzeba było do tego zaledwie 40 głosów. Koledzy w innych województwach potrzebowali setek, a nawet tysięcy, a nasz Leszek 40. Geniusz… Wzbogacił się o bardzo rzadkiej urody dyplom i wieczne pióro. No i jak w takich okolicznościach nie powiedzieć, że on wybitny!? Jak go dzieciom nie pokazywać!

Do tego Leszek ma mundur legionowy i się w niego przebiera, szablę też ma. O ego nie wspominam, bo to truizm… Ponadto Leszek jest autorytet we wszystkim prawie, uwielbia innych pouczać. Muzeum tak zreformował, że do dziś pożaru zgasić nie mogą a w DPS tak Kowalikowej porządku pilnował, że ta z wdzięczności uhonorowała go komisją etyki.

Fotograficzna pasja absolwenta

W tym miejscu zazębia nam się kolejna pasja Leszka, a jest to mięta do fotografii. Wystawiał więc swoje prace po różnych galeriach bibliotecznych, a nawet w „dalekim” Nałęczowie. Ta skłonność do utrwalania przelotnej chwili spowodowała, że na jednej z sesji pokazał zdjęcie pensjonariuszy DPS, ale z tego, co wiadomo on autorem mistrzowskiego ujęcia nie był. Nie nominowali go za to do „World Press Foto”, ale do wspomnianej już komisji etyki. Prezentacja odbiła się szerokim echem a prasa musiał usuwać mistrzowskie ujęcie ze swoich szpalt. Taki nasz Leszek fotograf z pasją, drugi Puchalski… To właśnie tym postępkiem „bardzo rozsądnym” zaskarbił sobie szacunek dyrektor DPS Ewy Kowalik i rozsławił swoje fotograficzne pasje. No i jak kogoś takiego dzieciom nie pokazać?

Prawie poliglota

Uczył się również sześciu języków a ściślej był zainteresowany .To ostatnie to przełom i nowe spojrzenie i przede wszystkim nie żart. W jego biograficznej notce z okazji, gdy dostawał „Order Nestorii” w 2010 roku przyznawany za osiągnięcia przez czasopismo „Nestor” wpisano właśnie coś takiego, nie bez jego zgody ! Już nie biegła znajomość, czy komunikatywna ma znaczenie tylko to, że się człowiek interesuje. No i jak w takich okolicznościach nie uhonorować Leszka! Przy tak postawionej rzeczy Leszek pchnął świat do przodu i nie jednemu humor i samoocenę poprawił. Pomysł naprawdę wart zainteresowania, bo z czytelnictwem można zrobić podobnie. Ta innowacja to ukłon w stronę młodzieży co czytać nie lubi. Znaczenie może mieć ilość książek na półce a nie to ile się z nich przeczytało i zrozumiało przekaz. Warto też wspomnieć, że notkę biograficzną w Nestorze ma nasz Leszek najdłuższą. To prawie „List do Efezjan” albo skrypt „Kazania na Górze”! Wszystko wpisał! Nawet i to, co zupełnie nie przystaje do profilu czasopisma. Bo jak się jest wybitnym, to można wiele…

Nowosadzki zazdrośnik z piekła nie wyjdzie!

A tu proszę! Nowosadzki zazdrośnik jeden, widać w tym spisku paluchy po łokcie maczał i Janeczka nie zaprosili, takiego tuza! Tylko zaczęli od jakiegoś profesora! Marek w najgłębszą czeluść piekła za to trafi, a diabły będą za karę palić jego garnitury. Jego za karę odzieją w plandekę albo „garnitur” kupionych na bazarze w Mokrem pod Zamościem. Nie pierwsza to potwarz pod adresem naszego medyka, bo na ostatniej sesji rady powiatu wyszła na światło dzienne rzecz jeszcze haniebniejsza. Otóż powołano do życia „Młodzieżową Radę Powiatu” i ta już miała pierwsze inauguracyjne spotkanie. Oczywiście inicjatorem jej powstania był Janeczek i nawet na FB starostwa powiatowego wspomniano o tym fakcie, ale to go nie zadowoliło, bo on sobie to inaczej wyobrażał. Nikt inny nie byłby w stanie czegoś takiego wymyślić jak młodzieżowa rada, żeby była jasność! Takie rzeczy tylko pod smolistą czupryną Janeczką mogą zostać poczęte, inni to mogą co najwyżej nauczyć się buty sznurować. Myślał, że go w związku z tym zaproszą i jakoś docenią! Że go przyniosą w mundurze legionowym z domu do starostwa na rękach. Wszystko w akompaniamencie piszczałek, cytr i kościelnych dzwonów. Leszek pozdrawiałby wiwatujące tłumy, a rozhisteryzowane matki podawałyby mu dzieci do pocałowania. Taka forma uhonorowania zapewne by go zadowoliła, bo Leszek kocha splendor i wszędzie go na gwałt szuka. Wspominek, że to jego pomysł, to mało, prawie nic!? To tak jakby o Katedrze Notre Dame powiedzieć… ot kościół.

Tylko jak to zrobić jak on od zdrowia i rolnictwa w komisjach rady? Jak go z tą młodzieżą pożenić i skoligacić, skoro on ma z nią kontakt jak ta jest jeszcze embrionem albo oseskiem. Może czasem jak nastolatka śpieszy w dorosłość, to i do niego zajrzy, ale to są spotkania na innym gruncie i wtedy o co innego idzie. Zaprosili na inaugurację Nieścior Ewę, szefową komisji oświaty co bardziej się komponuje, choć do ideału tej koncepcji daleko, ta jest w Gorzkowie nauczycielką o nauczania początkowego, a w radzie pierwszą kadencję. Strach Ewę brać na patronkę czegokolwiek, bo jej pomysły i koncepcje rodem z azjatyckich satrapii. Na razie było to zagranie bezpieczne, bo jakby się takie dwie osobowości spotkały, w takiej konstelacji to Hiroszima przy tym byłaby eksplozja noworocznych fajerwerków.

Dlatego on się na sesji oburzał do żywego, czym rozbawił słuchaczy. Oberwał rykoszetem Nowosadzki, widać jego zatajoną rękę, ale wypachnioną wyczuł w tym pominięciu. Janeczek zwrócił uwagę, że mógłby lepiej wytłumaczyć koszta budowy ulicy Sobieskiego Szpakowi Januszkowi, bo ten jak już starostą nie jest to go wszystko interesuje jak na ormowca przystało. No ale lepiej zawsze wszystko można i więcej też, szczególnie jeśli chodzi o liczbę urodzeń, na której ginekologii właśnie somolisto włosy doktor przewodzi. Ale ! Jak tak można i niech się nasz mediolańczyk Nowosadzki wstydzi i żeby mu za tę niegodziwość mole najlepsze koszule zjadły!

Historyk z ulotki

Do tego jest Janeczek historyk, bo sam tak zadecydował… Wpisał sobie na ulotkę wyborczą i sam się nostryfikował. Czysto jak Napoleon co to sam sobie koronę cesarską na głowę założył, uprzednio wziąwszy ją z rąk Papieża Piusa VII. Studia są dla takich co muszą się uczyć, a Leszek widać już wiedział wszystko to po co? A on jak sam stwierdził w jednym wywiadzie czasu nie zwykł „haić” No i jak kogoś takiego młodzieży nie pokazać? Toż to samograj samowystarczalny i autarkia na dwu nogach!? No i przede wszystkim nadał Leszek pojęciu odwagi nowe znaczenie. Na sesji przed świętami, wtedy gdy szukał chętnych do wyjazdu na Dzikie Pola to stwierdził, że tam wojna a my nie reagując tchórzymy. Czyli brak chęci wycieczki po nie wiadomo co pod rakiety i bomby jest tchórzostwem, a milczenie o porządkach na jego ginekologii gdzie jest ordynatorem…no właśnie czym jest? To pewnie rozsądek reglamentowany!? Miłością bliźniego doktora natura też hojnie obdarzyła. Jednych określa mianem „Dyzmy” a Gołąbowi z muzeum biologie ciągle wypomina, jednocześnie broniąc wszelkiego dostępu do ginekologii i wszystkich „tajemnic” z jej funkcjonowaniem związanych.

Elastyczny absolwent

A do poseł Teresy Hałas tak pała „uczuciem”, że o mały włos grozi to samozapłonem. Królową ją swego czasu nazywał a siebie skromnie pionkiem. No i o dziwo bardzo dobrze mu się współpracuje z Januszem Szpakiem byłym starostą. Jak dwa łyse konie się rozumieją, bez słów. Zapewne to skutek 16 lat rządów tego ostatniego, jak również żelaznego uchwytu jego palatyna Mateja w SPZOZ. Janeczek może poczytać tę epokę jako złotą. Wtedy był szczęśliwy, bo chwyt „za mordę” doskonale stabilizował sytuację w szpitalu, nie to, co teraz. A owoce współpracy ze Szpakiem doskonale podsumował jeden z pracowników DPS Krasnystaw, który stwierdził na sesji nadzwyczajnej w zeszłym roku podsumowując reformatorską działalność obu samorządowców słowami; „Pan Szpak zrobił ze mnie zboczeńca a Janeczek złodzieja”

Reasumując tego absolwenta to Leszek jest doskonały przykład na wszelkie okazje, tam bracie znajdziesz wszystko. Nie przymierzając jak w Piwdronce, tylko różnej jakości te frykasy. Można dla przykładu prześledzić proces majstrowania kariery w mieście niewiele większym od wsi, w której się urodziło. Ten marsz zza gumna i przez opłotki potem pola i łąki do miasta był za szybki albo miasto było za blisko i to widać. Gdyby poszedł na Zamość czy Lublin inaczej mogłoby być. Większe skupiska ludności są surowszymi recenzentami poczynań i uczą pokory a taki Krasnystaw to w sumie Leszkowa Wólka Orłowska w trakcie jarmarku czy odpustu. Dlatego Janeczek ma tu w karpiowym bagnistym grajdole dobrze a my wesoło i niech mu tam zdrowie dopisuje. Dlatego takiego absolwenta należało zaprosić nasamprzód, by opowiedział o sobie żywym słowem i niektóre wspomniane tutaj wątki barwnie rozwinął.

PS. A może zrezygnować z absolwentów…skoro jest Janeczek, to szkoda zachodu. Ale żeby było ciekawiej to niech przychodzi na spotkania z młodzieżą, raz w kitlu ale bez stetoskopu. Potem ze stetoskopem, za jakiś czas w mundurze bez szabli a potem z szablą. Takich kombinacji można wiele spłodzić i niech opowiada. Nowosadzki zadba tylko o rzęsiste brawa co rusz i w taki sposób zyska zarząd powiatu trochę oddechu. No i czy nie trzeba było wpaść na taki pomysł 4 lata temu? Tak dowartościowany medyk i absolwent mógłby siedzieć cicho na forum rady, bo jeszcze w uszach słyszałby oklaski i wiwaty z liceum a tak to mamy co mamy. Bo w jego wypadku chodzi tylko o sławę i dowartościowanie, żeby go chwalili i słuchali jak kiedyś proboszcza…

 

 

 

 

 

23
12