Protest rolników

 

Drodzy rolnicy z powiatu krasnostawskiego, na dzień 20.03.2024 został zgłoszony protest na ulicy majora Sokołowskiego od ronda im. Unii Europejskiej do ronda ulicy Lwowskiej (Orląt Lwowskich) w godzinach od 9:00 do 18:00. Zapraszam wszystkich chętnych do przyjazdu traktorem lub samochodem. Współorganizator Szczegółowe informacje w wiadomości prywatnej tel 604906182

 

15
5

VOX populi vox Szpaka czyli „dzień kobiet” po siennicku

 

 

W Siennicy Różanej kolebce ruchu ludowego 8 marca w piątek obchodzono „hucznie” Dzień Kobiet, ale to duże słowo i nie oddaje istoty zagadnienia. „Hucznie” to w mateczniku ludowym inaczej się definiuje i rzecz w tym, że siennickie niewiasty były tylko tłem, ale i tak nie powinny narzekać!

Kierownictwo siennickiego folwarku doszło do odkrywczego wniosku, że teraz nie czas na uniesienia. Mamy wszak czas wojenny i ważniejsza jest kampania wyborcza, która ma dać dziaduniowi Szpakowi powrót do powiatowego „Gabinetu Owalnego”, gdzie biurko, fikus i sekretarka, a skoro tak to cel uświęca środki. Przy tak rozłożonych akcentach nie obyło się bez zgrzytów i sytuacji rodem z pierwszych lat PRL.

Na okoliczność święta „zegnano” panie na „sali zwierciadlanej i kolumnowej” siennickiego centrum kultury – nie mylić z „muzeum sztuki nowoczesny nazywanym dla niepoznaki Tworem Sztuki” który stoi w parku „nad stawem opodal krzaczka”. Kobiety na zaproszenie odpowiedziały „lekko półśrednim zainteresowaniem”, a niektóre były tam urzędowo, ale i znalazłby takie, co to przyszły z ciekawości albo z nudów. Byli i goście z zewnątrz płci męskiej, ich przyciągnął koncert, dlatego sala kolumnowa prawie się zapełniła. Gwiazdą drugiej wielkości był reaktywowany zespół VOX w składzie okrojonym, który miał przygrywać i umilać czas.

A dlatego drugiej, bo tak naprawdę na sali rządziły „lokalne polityki” i dziadek Janusz, i to dla nich „śpiewak śpiewał” a VOX był jego głosem. W końcu są wybory i uroczystości gminne należy przestawić na „tory produkcji wojennej” W trakcie rozruchu widowiska „władza” pokazała, kto tu rządzi i co myśli o mieszkańcach płci pięknej i to jest w pewnym sensie tutejsze „równouprawnienie” bo i chłopstwo podobnie się traktuje.

Powitano najpierw zaproszonych gości, czyli kolegów Janusza, a dopiero potem kobiety. Wyszło topornie, bo inaczej nie mogło, czyli jak zwykle, bo po siennicku i kobitki w dniu swojego święta były jak już wspomniano tylko tłem. Takie traktowanie w tym wypadku kobiet, czy innej formy życia, jaka się tam nawinie władzy jest normą w Siennicy i nawet trzy „ogniska kultury” w gminie (bo jest jeszcze „prężna Remiza na Siennicy Dużej”) tego „antykulturowego” trendu nie zmienią. To jest element obyczajności stepu z dalekiego wschodu i tak widać ma być! Nie wszystkim się to podobało, ale większość tak się przyzwyczaiła do roli „tła”, że o buncie nawet im nie wspominaj. Nie czas na dąsy i nie ma żartów, kiedy Szpak; 75-letni dziadzio idzie po władzę.

Janusz miał ze sobą „asa w rękawie” i gościa specjalnego. Nawet podzielił się z nim sceną i czasem „antenowym”. Naród kobiecy musiał to zaakceptować, bo niechby spróbował inaczej!? Ten as to były starosta włodawski Andrzej Romańczuk, teraz „jasny pan” i dyrektor lubelskiego oddziału ARiMR, ale przede wszystkim kandydat na radnego sejmiku samorządowego w Lublinie. Oczywiście Szpak go zaanonsował jak sklepowe baleron w stanie wojennym i wydał „rozkaz”, żeby na niego głosować. Nie omieszkał wspomnieć o tym, że w ARiMR są pieniążki na Koła Gospodyń. Oczywiście tylko na te zarejestrowane, a takich w gminie to chyba mamy ledwie dwa. To ciekawe, bo kasa na koła to pomysł PiS, ale, jak widać, peeselowi też się podoba! A ileż to było wrzasku, że PiS-owcy tym pomysłem kupują głosy wsi…

Po tej prezentacji Romańczuka to Szpak zasmucił wszystkich, a przynajmniej tak mu się wydawało, bo on jest przekonany, że w gminie naród cały nic innego nie robi tylko myśli o nim… I taki rozrzewniony Janusz pożegnał się mówiąc, że musi jechać do Izbicy na podobny „apel podległych” Wypada się o niego troskać, bo modlić to już wedle uznania, w tym ferworze politycznej naparzanki i zważywszy na jego wiek może znów gdzieś zjechać w rów i nie mieć tyle szczęścia co blisko siedem lat temu, gdy palnął w furtkę od sadu i otarł się o brzozę a nam zapachniało Smoleńskiem. Wiadomo! Wiek i pośpiech to może być zabójczy koktajl, a takiej straty jak on i jego ojcowska troska o nasze dobro, to byśmy nie przeżyli. Jego się po prostu zastąpić nie da! Wracając na salę bankietową, bo tam się działo! VOX coś tam pośpiewał i pograł, a w przerwach między utworami zabawiał gości i „tło żeńskie” dowcipami, ale żaden nie był o naszym wójcie.

Potem raz dwa skończono te smutne obrzędy, bo piątek był późnym popołudniem i ileż można! A na „kobiece tło” czekała wypasiona niespodzianka! Na dole tuż przy wyjściu stało jak mur trzech pomnikowych apostołów siennickiej zgody w osobach radnego z Maciejowa i wiceprzewodniczącego rady gminy Bogusia Kargula, przewodniczącego rady Banacha Piotra i wójta Leszka. Rozdawali na przemian po cukierku i tulipanie wszystkim gościom bez względu na płeć, bo lepiej rozdać jak się ma zmarnować, i to jest gospodarskie podejście.

Te „okazałe” i „gustowne” prezenty były wypadkową przebiegu całych uroczystości. A wspomnieć trzeba, że taki prawdziwy bukiet, taki wypasiony i wielgaśny, którego  i sam biskup by się nie powstydził dostała Pani Agnieszka dyrektor „Centrum Bezkultury” w Siennicy Różanej i tylko nie wiadomo, czy za to, że jest kobieta, czy za to, że dała twarz na ten cyrk…

34
9

Manifest „politycznych bezkręgowców” czyli Nowosadzki na listach „Trzeciej drogi”

Dziś o pewnej gazecianej, ale doniosłej deklaracji Marka Nowosadzkiego, która urasta do rangi manifestu wszelkiej maści „bezkręgowców” politycznych których on staje się twarzą, symbolem i znakiem firmowym. Jest co prawda niepozorna, ale rzeczy wielkie miewają skromne początki, a jemu takiej bezrozumnej szczerości tylko „pozazdrościć”. Jednym słowem „wylazło szydło z worka” i niżej już się upaść nie da. Choć, kto go tam wie, póki piłka w grze…

Średniowiecze miało swoje zalety, a choćby, wtedy gdy ktoś się chciał dowiedzieć co człowiek ma pod koszulą, to tak kombinował by się naocznie przekonać, że korzystał z „zaufanych oczu”. Bo zdarzyła się taka historia Jadwidze Andegaweńskiej, że musiała zweryfikować krążące plotki o szpetnym i zwierzęcym wyglądzie „jeszcze poganina” Jagiełły którego miała poślubić. W tym celu wysłała na Litwę rycerza „o zaufanych oczach” Zawiszę z Oleśnicy. Bystry Litwin przejrzał zamiary „gościa” i pomógł jemu i sobie prosząc go do łaźni na wspólne pluskanie. Bo czymże jest „poświecić golutkim zadkiem” w kąpieli i w rycerskim towarzystwie, gdy ma się perspektywę korony całkiem przyzwoitego królestwa oraz rękę jednej z najpiękniejszych kobiet tamtej epoki? Ano to jest nic i tak dzięki jego „jędrnym pośladkom” mieliśmy prawie 200 lat udanego panowania Jagiellonów.

Co zostało napisane w „Nowym Tygodniu” ?

Dziś nie ma potrzeby ciągnąć delikwenta pod prysznic, a wystarczy szarpnąć za jęzor i pozwolić mu gadać by „pokazał co ma pod koszulą” A jak to jest nasz Nowosadzki, to można się spodziewać niezłego widowiska. W ostatnim numerze „Nowego Tygodnia” z 4 marca w artykuliku pt. „Były sekretarz zrezygnował z kandydowania” nasze „podwórkowe bożyszcze” krasnostawskich emerytek i rencistek „wicestarosta bezobjawowy” Nowosadzki Marek zawartymi tam wyznaniami „rozebrał się do rosołu” i pokazał co ma pod koszulą!? Pomógł mu w tym niewątpliwie były już kolega Hryniewicz Wojtek za co należą mu się siarczyste podziękowania i owacje na stojąco. 

Ale do rzeczy! W treści artykułu idzie o to, że Wojtek Hryniewicz były sekretarz powiatu i niegdysiejszy filar rządów Szpaka Janusza zrezygnował ze startu z miasta do rady powiatu z list „Trzeciej Drogi” Wszystko dlatego, że na Wojtkowej drodze w „Trzeciej drodze” pojawił się Nowosadzki i nie na poboczu… z jagodami, czy w innej roli tylko na pozycji numer 7! Bo do tej pory Nowosadzki był członkiem PZK, ale że obaj z Jakubcem doszli do wniosku, że sami nie zmontują listy na caluśki powiat to kopnęli w dupsko PZK i poszli do Szpaka i „Trzeciej Drogi”. Hryniewicz na takie porządki odpowiedział rezygnacją, bo uznał, że on się na jednej liście z Nowosadzkim nie widzi. Szlag go o mało nie trafił i krew nie zalała a zły był jak diabeł z kościelnych obrazów! Wszystko przez to, że ma do niego uraz i dwa zarzuty.

O co ma Wojtek złość!?

Pierwszy o to, że ostatnio zarząd powiatu podjął wadliwą uchwałę w sprawie obsadzenia stanowiska geodety powiatowego, którą Hryniewicz zaskarżył do wojewody, a Nowosadzki jest członkiem zarządu. Ten „geodeta” nie jest najważniejszy, a nawet można powiedzieć, że nie ma większego znaczenia. Jest o tyle istotny, że Nowosadzki przez niego musiał wydusić z siebie nie za mądre tłumaczenia. „Musiał” to też dużo powiedzieć! „Chciał” bardziej, bo on uwielbia z byle czego się tłumaczyć, a to wynika z tego, że ma fioła na punkcie „wybielania się” przed innymi. Jak nie zaprzestanie tej praktyki, to gotów się wybielić do stanu „przejrzystości absolutnej” i zniknie co nie byłoby takie złe!

 A Marek się „wybiela”

Bronił się Marek tym, że akurat, gdy głosowali to go nie było na posiedzeniu zarządu. Ale gdyby był obecny, to ciekawe, jakby głosował? No i czy jego absencja nie wynikała z tego, że musiałby zająć jakieś stanowisko? W takich okolicznościach lepiej było posiedzenie opuścić. Gdyby podniósł rękę „za”, jak reszta, to dopiero byłby cyrk! Inni głosowali jak głosowali i w nosie mają co sobie Hryniewicz myśli, ale nie Nowosadzki, bo on chce być, jak wyżej „wybielony”. W jego tłumaczeniach zawsze muszą być winni, jeśli nie „żywi ludzie” to okoliczności. To jest notorycznie powtarzający się motyw, gdzie zawsze „ktoś i coś”, a on jest biedny nieszczęśliwy i poszkodowany. Nic tylko słać esemesy o treści „pomagam” albo „zbierać do puszki”. 

Jak porównać „nieporównywalne” ?

Drugim zarzutem wedle Wojtka są; różnice polityczne, i to dopiero arcyciekawe studium przypadku. I jak to musi wyglądać w praktyce!? Bo o ile Hryniewicz ma pewien „kościec poglądów” to Nowosadzki nie ma żadnych poglądów stałych, tylko takie, które dają mu w najbliższej perspektywie możność zanurzenia „dzioba” w powiatowej melasie. Nie on jeden taki, bo Zieliński Krzyś ma podobne przymioty, i to nie przypadek, że są na tej samej liście tylko w innych okręgach. Tak że Wojtka sformułowanie o różnicach politycznych jest karkołomne, bo trudno o nie, gdy jeden coś „wyznaje”, a drugi jeszcze się nie zdecydował co „wyznawać”. Nowosadzki co ważne, a ludzie tego nie chcą widzieć ma poglądy wszystkie, jakie są akurat w użyciu i jeszcze kilka na wszelki wypadek. Z nim jest jak z Pawłowską, co to z nie jednego pieca wygarniała, a zapytana, jakie ma poglądy – odpowiedziała; wszystkie!

 Manifest i co „pachnie kaftanem” ?

Jest w artykule taki fragment, który zasługuje na miano perełki erystyki i można śmiało zeń uczynić pierwsze przykazanie dekalogu politycznych „bezkręgowców” Nowosadzki tłumaczy jak to się na liście „Trzeciej drogi” znalazł i z jakich powodów. To może wstrząsnąć, bo chyba ludzi ma za durni i myśli, że wszyscy zapomnieli, skąd mu nogi wyrastają. Twierdzi, że poszedł zasilić listę, bo Janusz Szpak zapragnął zbudować silny komitet z mocnymi nazwiskami, a jego jest mocne! To silne nazwisko ma pomóc Szpakowi odzyskać władzę, którą utracił na rzecz PiS w 2018 roku. Z tego, co napisał „Nowy Tydzień” wynika, że to są słowa Nowosadzkiego, a nawet jeśli niedosłowne, to taki jest kontekst całego wywodu. Nowosadzki idzie ze Szpakiem odzyskiwać władzę. Tym samym Szpakiem, który tak go podobno uciskał i upokarzał? Ale czy nie prościej było 5 lat temu z nim pójść, by jednak utrzymał władzę? Przecież jesienią 2018 roku tuż po wyborach była ku temu okazja, bo Janusz składał Nowosadzkiemu propozycję pięknej kolaboracji. Gdyby wtedy wsparł Szpaka, to dziś nie musiałby nic odzyskiwać!? Można pokusić się o podejrzenie, że Marek „zgłupiał ze strachu” w efekcie czego głosi te kuriozalne i bezczelne głupoty!

Można jeszcze z tych wykwitów Nowosadzkiego wydestylować następną „prawdę” która też „pachnie kaftanem”. Otóż w 2018 roku Nowosadzki stanął po „jasnej stronie”, która odbierała władzę znienawidzonemu ormowcowi. Władzę…przypomnijmy, którą dzierżył 16 lat, a to, że Nowosadzki był jej cichym filarem i politycznym klakierem przemilczał, bo wszyscy widzieli, choćby to jak się z Januszem wydurniał, lepiąc u Wojtka Maślony na „Gotuj z Vipami” pierogi i kadząc mu na każdym kroku ponad miarę. On wtedy – jesienią 2018 roku lansował się na ofiarę systemu i zakładnika, prawie więźnia politycznego. A obecnie jest tak, że Nowosadzki znów odbiera władzę, ale znienawidzonemu PiS-owi !? Tu też był filarem i „naczelnym intrygantem”, jak w „szpaczym” układzie. Na razie nie raczy nas szczegółami czym go „uciskali”, ale może coś na dniach palnie, bo diabli wiedzą, co się mu uroić może. Pewnikiem gnębili go sowitą pensją i własnym gabinetem z tabliczką oraz bezustannym fotografowaniem, a on przecież taki wstydliwy.

Wynika z tego, że Nowosadzki buduje legendę tak samo odrealnioną jak ta szurniętego Wałęsy, w której ciągle jest po „właściwej stronie” i obala znienawidzone reżimy, które pokątnie wspierał, a choćby 1000 złotych wpłaconym na kampanię parlamentarną PiS w 2019 roku, ale i czerpał z nich profity. U Szpaka był przewodniczącym rady powiatu za 1900 złotych, a teraz wicestarostą z „tłusto kocim uposażeniem”.

Lewatywa nie jest zła!?

Są również w Marka gazetowych wyznaniach kawałki wyciskające łzy z oczu i pewnie, gdy będą je czytały oddane „fanki” z Trzeciego Wieku to płakać będą jak bobry. Marek wspomina jak, to będąc 12 lat przewodniczącym rady powiatu płynnie i pięknie współpracował z sekretarzem Wojciechem. Do tego uważa, że przecież zadbał o odpowiednią oprawę uroczystości na której żegnano odchodzącego na emeryturę Hryniewicza! Bo przecież żegnanie emeryta to jest dopiero coś! A Nowosadzki zrobił z tego osiągnięcie na miarę przekopu kanału Sueskiego. Za to Wojtek winien mu pewnie swoim sumptem wystawić pomnik albo dawać przez rok na msze! Tymczasem cel tej czczej gadaniny jest prozaicznie prosty. Chodzi w nim o to; że jak ten Wojtek mógł mieć do Marka uwagi i do tego walić tak prosto z mostu, nie owijając w bawełnę!? To jest sprawa gardłowa i obraza majestatu! Niech się Hryniewicz wstydzi i w piekle sczeźnie, bo o Marku tylko dobrze! Jest to ulubiona, ale zarazem bardzo prymitywna metoda, której Nowosadzki nadużywa w stopniu zastraszającym, jak kiedyś lewatywy w CK Armii. Próbuje w ten sposób swoich antagonistów wpędzić w zakłopotanie i najlepiej, aby natychmiast padli przed nim na kolana i posypali łby popiołem. Tylko że z Hryniewiczem tak się nie da, bo co by o nim nie myśleć, to jest odważny i ma w głębokim poważaniu wszystkie „zafajdane konwenanse”. I tu po raz kolejny mamy zgrzyt i można metodę Nowosadzkiego odwrócić i zapytać, czemu opuścił PiS? Przecież kiedyś tak pięknie współpracowali… Absurdów jego wypowiedzi i erystycznych sztuczek można w tym gazetowym wyznaniu znaleźć jeszcze kilka.

Po takiej lekturze rysuje się obraz zagubionego i zrozpaczonego polityka bez „politycznych właściwości”. O którego stan umysłu można mieć obawy, bo mu się w tym ferworze i wyścigu do powiatowego paśnika wszystko pomieszało. Ta perspektywa zamoczenia dzioba po same uszy w powiatowej melasie tak mu instynkty i zmysły destabilizuje, że strach na te oberki, salta i uniki, a czasem zwyczajne głupoty patrzeć. A i te ciągłe zmiany politycznych watach, do których się łasi muszą się na kruchej osobowości odciskać bolesnym piętnem. Dlatego tak to wygląda… Jesteśmy dzięki zwierzeniom Marka mądrzejsi, to wiadomo! A „deklaracja programowa bezkręgowców politycznych” stała się faktem. Można ją sprowadzić do prostego hasła; Byle utrzymać się w nurcie nie bacząc w jakiej cieczy się pływa i z kim. Natomiast niepozorny artykulik wypada traktować również jak wypowiedzenie wojny przez Nowosadzkiego okruchom rozsądku i przyzwoitość, dobrego smaku, jakie jeszcze gdzieś w tym zapomnianym przez Boga nieszczęsnym powiecie pozostały…

 

39
7

Daniel Miciuła odpowiada na „zarzuty”

W ostatnim czasie w Krasnymstawie, a właściwie w kilku sklepach i punktach na jego mapie oraz na profilu społecznościowym FB jednej z byłych mieszkanek miasta Krasnystaw powołującej się na cyt. „konekcje” z jednym z moich kontrkandydatów na Burmistrza Krasnegostawu pojawił się artykuł na mój temat.

Mowa o gazecie, periodyku? „Głos Krasnegostawu”, redagowanym przez Pana Romana Żelaznego. Piśmie, które z założenia i zapewnienia samego redaktora jest pismem niezależnym i obiektywnym! ? Zdecydowana większość nie ma pojęcia czy jest to dziennik, tygodnik czy miesięcznik. Są jednak osoby z lokalnej sfery politycznej które mają wiedzę na temat terminu wydania i mogą zaprezentować swoją osobę. Tak stało się też i tym razem. Lider ugrupowania, które „wystawiło” kontrkandydata na Burmistrza zaprezentował tam swoje osiągnięcia i oznaczył je materiałem wyborczym KWW. Szczęściarz ?. Mi tego szczęścia (a może bardziej wiedzy na temat terminu wydania? ?) zabrakło. W czwartek okazało się, że i na mój temat jest artykuł i to zupełnie za darmo ? (to może jednak trochę szczęścia miałem)

Artykuł świetny! Ze zdjęciami (szkoda, że czarno białe, ale to na pewno przez to, że tylko jeden komitet się tam promuje)

Zostałem przedstawiony jako niezwykle ważny i prężnie działający biznesmen obracający milionami niczym „handlarz bronią”, który zrobił deal życia (i śmierci, bo podobno nie żyje). W artykule redaktor doszukuje się i wręcz zmusza czytelnika do zastanowienia się czy faktycznie i sprawiedliwie prowadzę interesy przez to, że jestem na tym samym zdjęciu co Mariusz Kamiński ?

Pisze bzdury i insynuuje, nie mając prawdopodobnie wiedzy na temat formy finansowania projektów ani zasad udzielania zamówień. Dopytuje, pod zdjęciem ze słynnym już w Krasnymstawie Ryszardem Madziarem w obecności druha z OSP Płonka, czy jestem sojusznikiem PIS czy jednak niezależną osobą. Pan Roman Żelazny ma strasznie kiepskiego informatora i doradcę, który w mojej ocenie skompromitował go w oczach społeczności (oczywiście poza Panią od wspomnianych wcześniej „konekcji” ) dodatkowo też, prawdopodobnie wpakował w tarapaty…

Pan Redaktor zadał sobie trochę trudu (chociaż twierdzi, że nie) żeby odnaleźć moje zdjęcie z Ryszardem Madziarem, ale nie wystarczyło sił na odszukanie informacji na temat postępowania o którym piszę. Gdyby Szanowny Pan chciał, znalazłby tam wszelkie odpowiedzi na nurtujące go pytania. Widocznie nie chciał lub ktoś nie pozwolił mu ich szukać? Dziwne jest to, że nie było choćby najmniejszej próby kontaktu ze strony Pana Romana Żelaznego przed „prezentacją” mojej osoby. Jego artykuł odbieram więc jako próbę ośmieszenia mnie i zdyskredytowania czyżby na zamówienie?

Odnoszę wrażenie, że wcale nie chodzi o troskę i dobro miasta o czym powiedział w rozmowie, którą odbyliśmy po publikacji, a o ukierunkowanie czytelników poprzez doszukiwanie się powiązań politycznych. Jestem człowiekiem honoru, nie jestem i nie byłem członkiem żadnej partii politycznej, a jeżeli byłbym to na pewno nie krył bym tego i reprezentował własne poglądy tak jak to teraz czynię kandydując z Porozumienia Ziemi Krasnostawskiej.

Zastanawia mnie jeszcze jedna rzecz, jak połączyć ze sobą „apel Pana redaktora ( str. 4 pisma) do uczestników kampanii wyborczej w Krasnymstawie

o poszanowanie godności człowieka i nie licytowanie się kto rzuci gorszą obelgę…” z publikacją oskarżających, obraźliwych i niesprawdzonych informacji na mój temat.

Podsumowując, Roman Żelazny dostał wszystkie odpowiedzi na nurtujące go w tekście pytania. Stwierdził, że rozważy sprostowanie w następnym wydaniu ??? . Czekam wobec tego z niecierpliwością na Jego decyzję .

Jeśli dotarliście do końca, proszę o reakcję i udostępnienie, bo p. Redaktor twierdzi, że i tak nikt nie przeczyta…

Mam tylko jeden apel , aby w swoich komentarzach nie zamieszczać obraźliwych czy poniżających kogokolwiek treści ponieważ ani ja ani Komitet Wyborczy z którego startuję nie zamierzamy budować swojej kampanii na pomówieniach i atakach na konkurentów lecz na argumentach merytorycznych.

31
8

O wyższości inseminatora nad ginekologiem (!?)

W sobotę 2 marca bieżącego roku w godzinach wieczornych wieść marsowa lotem błyskawicy obiegła krasnostawskie zaułki, bruki, strychy, wychodki, piwnice, pustostany i chaszcze, by dać upust swej mrocznej furii na rynku. W efekcie piroklastycznego podmuchu „klon klęczący” zaległ plackiem na jedną zdrowaśkę, a karpie z fontanny stanęły na głowach i przemówiły po hebrajsku. Twierdząc, że jak tak się rzeczy mają, to one chcą być „po żydowsku” i na tę okoliczność błyskawicznie wyrosły im pejsy! Pomnikowy Bojarczuk nie odstawał od reszty tylko zarwał się na równe nogi, chcąc uciekać na Latyczów przepalikować krowy, bo sobie przypomniał, że akuratnie pora. Ale jak to chłop! Nie mógł się zdecydować to w bezradności swojej tylko westchnął donośnie, by znów klapnąć na cztery litery…

Tak przedmioty martwe i jeden ożywiony, symbole grajdołu obmierzłego, jakim jest Krasnystaw zareagowały na fakt, iż „najmądrzejsze jajo” w powiatowym gnieździe oraz „historyk z własnej ulotki wyborczej” medyk Leszek Janeczek nie będzie startował z miejskiej listy PiS do rady powiatu w najbliższych wyborach samorządowych. I to mało powiedzieć, no gdzież… On Leszek „Ginekolog Lubelszczyzny” uhonorowany za to wybitne osiągnięcie statuetką oraz wiecznym piórem nigdzie nie będzie startował! Tak postanowił i żadnej listy swym zacnym „autorytetem”, jak i dorobkiem nie wesprze. Wraca do ginekologicznej macierzy, bo w politykę nie wierzy!

Na takie dictum „nóż się otwiera w kieszeni” … ale są i zadowoleni! No cóż… i o nich również trzeba wspomnieć. Za tak fartowny obrót sprawy na msze dziękczynne dają właściciele nieruchomości, na których znajdują się jakiekolwiek tablice, jak i posiadacze aut. Radość tych pierwszych wynika stąd, że coś z rok temu nasze „mądre jajo” upatrzyło sobie tablicę na Specjalnym Ośrodku – Szkolno – Wychowawczym im. Janiny Doroszewskiej. Żądał domorosły inkwizytor z zapałem neofity zmiany jej treści, bo ta obecna wedle jego rojeń zakłamuje historię stosunków polsko – niemieckich. Insynuował na sesjach rady powiatu, dociekał i prał bezmyślnie kilka miesięcy, a to w zarząd powiatu, a to w Stowarzyszenie Absolwentów I LO im. Władysława Jagiełły, a to w samego Nowosadzkiego. Ten miał przez to serię bezsennych nocy, bo śnił koszmar, że do domu na ul. Piekarskiego dokwaterowali mu Janeczka z Mojżeszem i jego tablicami. W tym śnie Janeczek kłócił się z leciwym Żydem i chciał mu na tablicach osobiście pisać nowe przykazania znacznie lepsze od poprzednich. Nowosadzki w koszmarze jak to on ma w zwyczaju nie mógł się zdecydować czyją trzymać stronę. Po tym wszystkim musiał Marek kupować nowe piżamy, bo stare nie nadawały się nawet na ścierki do podłogi.

Ale w „realu” i w wojnie z tablicą na SOSW skończyło się na tym, że „historyk z własnej ulotki” nic nie wskórał. Nawet mu nie odpisywali na głupawe apele, bo ktoś uznał, że należy mu się pozwolić wyszumieć i wszystko „zlać” tym i owym, ku uciesze urologów.  A część obserwatorów pukała się w głowę, patrząc z zażenowaniem i pewną wyrozumiałością na jego dokazywania. Zyskał przez to opinię, której do biografii raczej sobie nie wpisze, a tym bardziej na wyborczą ulotkę. Tyle i aż tyle… Poza tym istniało całkiem uzasadnione podejrzenie, że jak przy tablicy na SOSW ochoty nabierze to czepi się innych. A w drugim wariancie dotyczącym posiadaczy aut to jak powszechnie wiadomo każdy pojazd ma dwie tablice, nie wspominając o tych „znamionowych” pod maską. Tu można weryfikować pod dowolnym zarzutem i w nieskończoność. Wariantów szaleństwa jest więcej niż drzew w lesie. Tak że jest dobrze przynajmniej dla jednych i nie ma co zapeszać, choć to dorobek wygłupów medyka zaledwie z ostatnich 12 miesięcy.

Wspomniany już Nowosadzki również świętował dość hucznie jak na jego skromne możliwości wynikłe z pielęgnowanej do granic obłędu cykorii. A było co, albowiem ubył mu kolejny pretendent w wyścigu do powiatowego paśnika z miasta. Tu, jak wiadomo jest tylko pięć mandatów a chętnych z widokami kilkunastu. Wedle „fałszywych pogłosek krążących po mieście” widziany był wieczorową porą w ambasadzie Niemiec, to jest w Kauflandzie, gdzie kupował całą „kratę” szampana Piccolo o smaku landrynkowym. Ponoć później pił go w domu prosto z butelki, śpiewając przy tym do białego rana żurawiejki i sprośne przyśpiewki. A z „landrynek” wydmuchał dziewięć promili. Nic to jednak! Bo rześki i wesoły pojawił się na niedzielnych obchodach „630 Rocznicy” nadania praw miejskich dla Krasnegostawu! A to już pośredni dowód na to, że brak Janeczka na listach PiS spowodował chwilowe zawieszenie praw fizyki…

No dobrze, ale tak ciut poważniej wypada to, co „wywinął” Janeczek skomentować i objaśnić. Po mieście tłukła się od jakiegoś czasu, jak dusza pokutna informacja jakoby Janeczek „walczył” o „jedynkę” dla siebie na liście PiS. Pisze o tym „Najmądrzejszy Tydzień” w ostatnim numerze. Znając jego rozdęte ego jest to możliwe, a nawet nie wypada w to nie wierzyć, bo byłoby to doprawdy niegrzeczne. Zbliżające się wybory to dla niego najlepszy czas by zabłysnąć. On uwielbia jak go proszą, błagają, słodzą mu i kadzą. To jak nie skorzystać z takich okoliczności !? To przecież „żniwa pochlebstw” i prawdziwa uczta. Niosą miejskie ploteczki, że skoro nie dali mu „jedynki” to się obraził. Trzasnął drzwiami i „przyjaciołom” z PiS zrobił na złość. Oczywiście „mądre jajo” nie wpadł na to by skomentować. Milczy wymownie, czym tylko potwierdza istnienie głębokiego „niezadowolenia”, bo u niego milczenie jest znamieniem urażonego ego i te egzemplarze tak mają.

Leńczuk może w takiej sytuacji palnąć sobie w łeb, bo ma co prawda „jedynkę”, ale Janeczek swoim posunięciem całej liście odebrał kilkaset głosów i ją wydatnie osłabił. Po tej operacji lista przypomina Janeczkowy słynący z cudów licznych narodzin oddział w powiatowym SP. ZOZ, gdzie wieje pustką i nudą na dyżurach, ale że dobrze płacą to idzie wytrzymać taką „niedolę”. Teraz to i „ciapowaty” Leńczuk nie ma pewności, czy w ogóle złapie mandat, bo trzeba pamiętać, jak było pięć lat temu u Korkosza z PSL, który co prawda miał „jedynkę”, ale za plecami wielkie nic. Trzeba zwrócić uwagę, że cały długaśny proces ocieplania stosunków na linii „Leńczuk – Janeczek” poszedł w ułamku sekundy psu w dupę i na budę, i to może nawet jest pies samego postkomuszego Piwki. Wszystkie ofiary, które położono na ołtarzu porozumienia również poszły się czochrać. Widać z tego, że z Janeczkiem nic zbudować się nie da, bo to prawdziwy dopust boży i utrapienie złośliwe, zarozumiałe, pamiętliwe i megalomańskie. O zaorane trzy palce by wojował „kładąc pokotem” wszystko, by tylko jego było na wierzchu.

A gdy się pamięta, jak między oboma ostatnio było dobrze, to aż dziw bierze jak szybko, to przemieniono w stertę dymiących zgliszczy. Przecież w czerwcu zeszłego roku na sesji absolutoryjnej „mądre jajo” Janeczek tak pięknie bronił Leńczuka. Potem gdy chciano starostę odwołać, to medyk nawet o tym słyszeć nie chciał. Na tym nie poprzestał, bo po drodze to i Jarzębowskiego dyrektora szpitala również „pokochał” A może było tak, że za tą „obronę” i uczucie do dyrektora chciał zapłaty „jedynką” na liście? Zanosiło się na przyjaźń do grobowej deski i konsumpcję małżeństwa, a tymczasem wystarczyło takie „nic”, jak ta „ spróchniała jedynka” by wszystko runęło z hukiem.

Oni tymczasem dawali mu każde miejsce, tylko nie to pierwsze, bo przy Janeczka rozpoznawalności każde miejsce jest biorące… ale on „zgłupiał” na swoim punkcie i spuścił „kolegów” po brzytwie. Jak te „miejscówki” w praktyce mają się do „rozpoznawalności” i wyniku, to wystarczy rekapitulować przypadek z wyborów parlamentarnych fircyka z Wołomina niejakiego Ryśka Madziara, co to z „dwójki” przepadł, jak Wieśka kalesony z balkonu. Janeczek jako historyk – czyli taki co umie wyciągać wnioski – powinien to w mig pojąć, ale tu znów mamy kolejne objawienie. Jako że medyk jest samozwańczy „historyk z własnej ulotki wyborczej” to nie mógł takowy „cudak” zrozumieć sensu zdarzeń z jesiennych wyborów. Jak widać, pewnych braków warsztatowych zamaskować się nie da mimo szczerych chęci. A jak się czasami słuchało prognoz historycznych, którymi raczył słuchaczy na sesjach to był ubaw, ale i trwoga. Łącznie z przesławną „wyprawa kijowską” z jesieni 2022 roku, która już „obrosła legendą”.

Jest jeszcze coś, co przemawia nawet do mało rozgarniętych, ale bez oznak megalomanii. Do Janeczka to nie trafi, bo on skażony tym drugim, ale warto na koniec zabawić się w „odwrócenie sytuacji” Otóż ci z PiS nie mogli mu dać „jedynki”, ponieważ Janeczek nie jest członkiem PiS, a do tego, coby nie myśleć o Leńczuku jest to „urzędujący” starosta i jego członek od 2006 roku. Nie wypada, by „jedynką” był ktoś inny niż Leńczuk, i to jest żelazna zasada uniwersalna w innych dziedzinach, nie tylko w polityce. A teraz do puenty… Bo czy przemądrzały Janeczek uznałby wyższość i przewodnią rolę na swoim oddziale inseminatora nad ginekologiem? Podejrzewam, że skończyłoby się to targaniem za łby, a argument tego pierwszego, że on na tych samych „organach gra” tylko w innych „okolicznościach przyrody” byłyby oliwą na święty ogień oburzenia naszego „megalomańskiego utrapienia”.

PS. To nie koniec ! Nasze „mądre jajo” dostało propozycję od drugiego „jeszcze mądrzejszego jaja” Bogusia Domańskiego. Propozycja dotyczyła startu z list Konfederacji, której Boguś przewodzi i które zarejestrował. Tu Janeczek mógłby liczyć na kilka jedynek… ale ostatecznie się nie zdecydował. Nam wypada czekać, kiedy medyk wydorośleje i zostanie mu przywrócony pełny kontakt z rzeczywistością.

 

 

29
15

Czarny koń i pokoleniowa zmiana warty (!?)

Porozumienie Ziemi Krasnostawskiej pochwaliło się nowym nabytkiem. Jest nim kandydat na burmistrza Daniel Miciuła. W tym celu wysmarowali na swoim FB encyklikę i jest tam ciekawe sformułowanie, które trzeba obśmiać, bo tego jeszcze nie grali i co to „człowieki” potrafią wymyślić, gdy są w desperacji…

Daniel Miciuła to doskonały absztyfikant do ratusza i 100% wzorca kandydata doskonałego. Medialnie prezentuje się idealnie. Nie dość, że młody, bo 34 letni to jeszcze przedsiębiorca. Tam się nie ma czego „czepić” Wymalowany kandydat wprost, jak konie przez Kossaka… a ten spec od ich przenoszenia na płótno nie jest tu przypadkiem, bo Daniel spełnia rolę konia; póki co pociągowego. Miciuła to zupełnie inny świat i PZK na taki ideał nie zasługuje. A jeszcze ta żona i te cztery córki… No cymes i przez to wszystko prawda co o nim napisali w swoim poście na FB. Tu nakitować nie mogli, bo się nie dało, a trudno z faktami dyskutować i działać sobie na szkodę. Tak że dobrze jest i wyśmienicie wręcz, a przysłowiowe schody zaczynają się tuż za rogiem.

Te schody to rozbieżności w ich deklaracji z rzeczywistymi celami całego przedsięwzięcia. Ciężko uwierzyć w to, co napisali o swoim oddaniu Danielowi i całej sprawie. Tym bardziej, jak się ich zna, a przynajmniej niektórych i ci „niektórzy” wystarczą za wszystkich. Toż znać Nowosadzkiego to tak, jakby wiedzieć o nich wszystko! A tego fragmentu z ich manifestu obawiam się najbardziej, bo on i śmieszny, i straszny, i pod „przemyślenie” „W PZK przyszedł czas na pokoleniową zmianę warty, która dokonała się w sposób naturalny. Nasz młody kandydat ma silny mandat całej formacji i może liczyć na wsparcie doświadczonych samorządowców w przyszłym sprawowaniu funkcji burmistrza Krasnegostawu. Nasza ekipa idzie do tegorocznych wyborów w składzie zróżnicowanym wiekowo, rozpinając most między najlepszymi tradycjami samorządowymi z czasów burmistrza Andrzeja Jakubca oraz nowoczesnym podejściem i ambitnym spojrzeniem w przyszłość, o którym mówi Daniel Miciuła.”

To trzeba być „chory optymista” albo „kompletny ignorant” by uwierzyć w pokoleniową zmianę w PZK. To bajka pod takie, a nie inne okoliczności, bo coś ludziom trzeba powiedzieć, a trudno uwierzyć, że oni na czele z Jakubcem oddają stery nowemu pokoleniu, i to teraz!? Na papierze i przed wyborami to i owszem!? Doprawdy trudno temu dać wiarę bo Jakubiec nawet grzebienia by nie oddał, choć każdy wie, że już dawno zarzucił jego użytkowanie. Jeśli już „oddał stery” to tylko dlatego, że nie są mu potrzebne, albo lepiej! On je porzucił, bo się nimi znudził, bo… ale o tym za chwilę.

Oni tymczasem mieli problemy kadrowe przy obsadzie kandydata na fotel burmistrza ponieważ Porozumienie Ziemi Krasnostawskiej jest od jakiegoś czasu formacją „wymierającą” Dopadło ich coś takiego, jak kiedyś mamuty na wyspie Wrangla. Odcięte od lądu karlały, aż na koniec kopnęły w kalendarz. Tak i oni… a wszystko przez to, że latami nie dopuszczali nowej krwi tylko kisili się we własnym sosie. Młodych, jeśli już, to brali tylko po to, by ci robili za mięso armatnie obficie „krwią”, rosząc „pola samorządowych bitew”, aby „tłuste koty” z pierwszych i biorących miejsc mogły znów wylądować na żerowiskach. Sami wzorem zgody nie byli, bo co wybory zgrzytało w środku, aż leciały iskry, ale porozumienie w nazwie mają to się ostatecznie dogadywali w akompaniamencie gromów i błyskawic, i zwyczajnych fochów.

Ale zgrozą powiało, i to taką z aromatem „dołów śmierci”, wtedy kiedy „stary Prusak i zwornik układu” Jakubiec Andrzej przeszedł na emeryturę i poczuł jej błogość, i to jest to wyżej wspomniane „bo” Wtedy się zaczęły kłopoty PZK. Andrzej zaczął kręcić nosem najpierw z wolna, a potem to już bez ceregieli i dawaj robić po swojemu, bo on ma „pruskie”, a przez to dziwne poczucie humoru. Jemu się odechciało miasta i kolegów, ich „los” najwyraźniej wisi mu kalafiorem. Jest emerytem, a PZK mogłoby przestać istnieć, bo już jest w lepszej firmie co się nazywa ZUS. Zarzucają mu przez to niektórzy „egocentryzm” co akurat w takich okolicznościach ma pokrycie w faktach. Do tego jest jeszcze jego „charakterek” słynny na całą okolicę. Dość trudny z dominującą permanentną wyniosłością w niemalże każdej sytuacji. Dlatego zniechęcony miastem, w którym przegrał dwa razy z rzędu zapragnął „spróbować się” w powiecie do spółki z Nowosadzkim i ku jego rozpaczy. No bo co emerytowi szkodzi!?

Moim zdaniem ten „powiatowy kaprys” był złośliwością i sobiepańskim gestem. Zagrał Markowi na nosie i jeszcze go w zadek uszczypnął tym „pomysłem” To był i rewanż na kolegach za przeszłość, w której może mu, który uczynił jakiś afront albo co. Jakubiec pamiętliwy jak słoń… Żeby nie było to sondował, czy warto startować do ratusza! No ale wyszło jak wyszło i obaj z miasta idą do powiatu z „Trzeciej Drogi alias Nogi” do spółki z „człowiekami” od Szpaka.

W takich okolicznościach, gdzie ratunku znikąd można powiedzieć, że Miciuła Daniel jest wypadkową decyzji Jakubca i po trosze cykorii Nowosadzkiego. Bo ten drugi był naturalnym kandydatem PZK. Ale że odwagą i wyobraźnią nie grzeszy to się po oślemu uparł i startuje do powiatu w zawodach, gdzie na pięć miejsc może być nawet i kilkunastu chętnych, i to całkiem grubych ryb. Nowosadzki już nigdy takiej szansy jak obecnie miał nie będzie, bo aktualny burmistrz Kościuk jest tak słaby, że aż tego nie rozumie. Namawiali go koledzy, a jakże, ale on jak zwykle trząsł portkami. Naturalnym byłoby przeskoczyć po dwudziestu latach w powiecie do miasta, gdzie pojedynek z Kościukiem byłby formalnością i konfrontacją praktycznie jeden na jeden. Wygrałby to „Ibisz” z Piekarskiego, a jakim byłby burmistrzem to już inna rzecz. Jednocześnie Marek powtarza, że rządzenie to kwestia wyboru właściwego, bo kompetentnego otoczenia. No a jak tak, to czemu się waha wypada zapytać…

Dlatego teraz mają w mieście Daniela Miciułę, co jest i koniem pociągowym i jagnięciem ofiarnym z jednej strony i z drugiej aktem rozpaczy tych z PZK co ich Jakubiec osierocił, a Marek tradycyjnie zawiódł. Im trochę do emerytur brakuje, a chcieliby jeszcze dzioby w melasie umoczyć. Bo kandydat na burmistrza co do zasady ciągnie cały komitet, zwiększając szansę na liczbę mandatów, i to jest ta pociągowa rola Daniela. Poza tym PZK zawsze wystawiało kogoś do ratusza i nawet rządziło przez Jakubca w mieście długie lata. To jak w takich okolicznościach uwierzyć w prawdziwość zmiany pokoleniowej? Desperacja i pośpiech, a nie zmiana… O i tyle!

A jeśli oni piszą, że Daniel może liczyć na ich wsparcie to aż się śmiechem zanoszę, bo oni tacy skorzy do politycznej roboty jak Nowosadzki odważny. Toż to „prawie emeryci” przyzwyczajeni do czerpania profitów z dobrych miejsc na listach. Daniel jest „potrzebą chwili” mądrością etapu i oni żadnej mięty do niego nie czują, bo to dla nich ciało obce. Trafił im się przypadkiem i zrządzeniem losu. On chciał startować a oni kogoś potrzebowali. Dlatego jeśli chce się liczyć w wyścigu do ratusza powinien sam ze swoim otoczeniem robić sobie kampanię, nie oglądając się na geriatryczny batalion z PZK… W tym wyścigu ma szansę, a nawet można go uznać w hołdzie Kossakowi „Nie malowanym Czarnym Koniem” A my mamy w ten sposób paradoks, bo pojawił się w mieście bardzo przyzwoity i poukładany kandydat z widokami na ratusz przy dobrej kampanii. U którego brak doświadczenia samorządowego jest atutem, bo nie jest unurzany w grajdołowe układy i zależności. Jest tak dobry, że zupełnie nie pasuje do PZK, ale że scena polityczna jest zabetonowana to jest gdzie jest. Dlatego, gdybym był mieszkańcem Krasnegostawu, to głosowałbym na Miciłułę, by słowo stało się ciałem, a zmiana pokoleniowa faktem, a nie deklaracją na FB.

31
3

O przewrotach powiatowych ciał pedagogicznych i niebieskich czyli Leńczuk alias „Ciaputek” w opałach

 

Dzisiejszy felieton traktuje o próbach odwołania Leńczuka „tak zwanego starosty”  tytułowego „Ciaputka”  Ale jak przystało na satyryczną relację procesu ciągnącego się cztery miesiące to ta jest dość pokaźna. Dlatego co by czytelnik nie sarkał, to jako rekompensatę za rozmiary dostaje wartką akcję z dużą ilością zabawnych ciekawostek i obserwacji. W śmiertelnie poważnym „Nowym Tygodniu” u równie śmiertelnie poważnego Stępnia tego nie znajdziecie. Zapraszamy do lektury i na rosół z kury… 

 

Póki co krucjat po głowę Ciaputka było trzy i czy będzie więcej to jedynie Pan Bóg raczy wiedzieć. Pierwsza z nich miała miejsce tuż po ogłoszeniu składu list PiS do wyborów parlamentarnych z których wycięto Teresę Hałas. Ciaputek z Nieściorkiem już od jakiegoś czasu zaczęli stawiać na Ryśka Madziara, a za ten afront należało im się odwołanie, i to ze skutkiem natychmiastowym. Dlatego „wierni” z otoczenia Teresy Hałas zaczęli zbierać podpisy aby „słowo ciałem się stało. Szło całkiem sprawnie i nawet całe PSL gotowe był to poprzeć. A nie żądali za to dużo i można powiedzieć, że skłonni byli dać poparcie za wręcz symboliczne nabytki. „Ludowce” również byli zdradą Leńczuka „zniesmaczeni i oburzeni”, tym bardziej, że Szpak „Ciaputka” utopiłby w łyżce wody i dla tego z czortem poszedłby na układy. Jak widać „pokaranie zdrady i zdrajcy” jednoczy ponad podziałami. I nade wszystko dla tych z PiS był to wyśmienity moment na takie operacje, bo jeszcze sześć tygodni przed wyborami, których wyniku nikt – a szczególnie PSL – pewny nie był. Czas pokazał, że ten wrześniowy termin był najdogodniejszy… a okazja stracona raz okazała się straconą na zawsze. 

Sam przebieg „rabacji” miał momenty komiczne, bo Józio Wroński gdy usłyszał o przewrocie, to skołowaciał by potem zgłupieć. Poleciał w takim stanie do Leńczuka z informacją, że się na niego gotują, a on ze Szpakiem nie pójdzie. Potem przelazł, jak chłop przez płot po plebańskie gruszki na stronę Nieściora i Leńczuka. By w czasie kampanii kibicować Madziarowi, tak mu się ten Wołomin spodobał!?

Justyna na tronie w Ewy koronie!?

Przewrót zasadzał się na pomyśle, że na miejsce Leńczuka starostą zostanie Justyna Przysiężniak i ta nawet się zgodziła … by za jakiś czas zmienić zdanie. Oczywiście koło jej ucha „pobrząkiwała” „koleżanka” Ewunia Nieścior. Tak jej malowała konsekwencje przewrotu, jak ten pleban chłopu, który zamyśla opuścić wieś, idąc za chlebem. Jednym słowem lepiej na dupie siedzieć. Tak i tu… a Madziar to siłacz i co to będzie jak się dowie! I on Teresę zaciukał to nas tym bardziej i dlatego lepiej Leńczuka nie ruszać!? Ewunia wszystko tak suflowała Justynce i innym, bo sama miała ochotę na urządzenie się gabinecie starosty, a ten był jej potrzebny do gorzkowskiej rozgrywki i gdyby to jej zaproponowali „starostwo” to inaczej by „brząkała”.

Marek nawalił i co się u niego trzęsie!?

W całej operacji tradycyjnie „nawalił” Nowosadzki a nawalił koncertowo. Tak jak Marek „nawala” to „nie nawala” nikt! W tej czynności to równych sobie nie ma. Również panikował ale w sposób dyskretny, dystyngowany, siejąc kapitulanckie nastroje po cichu, konsekwentnie, tak jak to on potrafi. To był sabotaż pierwsza klasa, bo u niego nic się nie da jak się boi. W określeniu tego co jest dla niego „nie dobre” pomaga mu niezawodny „czujnik” umieszczony na tę okoliczność w nieparlamentarnej  części ciała, który nią trzęsie w razie „zagrożenia”. A robi to lepiej niż tancerki samby na sambodromie w czasie karnawału w Rio. Dlatego wił się jak piskorz, stawiał warunki, by na koniec dojść do wniosku, że poprze jak już będzie wszystko gotowe i na sam koniec złoży swój drogocenny podpis.

Miało być tak jak z tym żołnierzem samochwałą; wy zdobądźcie wrogie szańce, a jak będą dawać za to ordery, to i o mnie pamiętajcie! Ja tymczasem w szturmie nie wezmę udziału, bo jestem przeziębiony i boli mnie mały palec… Dylematów miał „pierdołowaty” Marek, tyle że ojej… Komu jak komu ale jemu wypadało to podpisać, i to jako pierwszemu, bez ceregieli, nie oglądając się na innych. Jego autograf powinien tam się znaleźć bez względu na to jak się cały przewrót miał potoczyć i czym skończyć. Gdyby podpisał to i inni mogliby przestać się wahać. W końcu Marek to „autorytet”!? W razie gdyby nic z tego nie wyszło Nowosadzki zostawiłby dobre wrażenie i przekonanie, że wie, co to lojalność względem pewnych zasad albowiem w polityce potrzebne są pewne gesty a on żadnych na koncie nie posiada. A to źle wygląda i coś znaczy… Ale oni chyba z Ewunią nadawali na tych samych falach i jedno wiedzieli. No i do takich rzeczy trzeba mieć minimum cywilnej odwagi. To jasne…

 „Gorzkowski Janosik” albo Rewolucja Październikowa czyli podejście numer dwa

Drugi zamach to już przedsięwzięcie, które miało pomysłodawcę z Gorzkowa. Początków należy szukać w okolicach połowy października po wyborach parlamentarnych.

Wtedy już było wiadomo, że Rysiek Madziar wywinął koziołka i przepadł, jak kamień w wodzie, a PiS zrobił najlepszy wynik, ale z marnymi widokami na sklecenie większości sejmowej, która poprze ich rząd. I skoro tak to w takich okolicznościach furiacko zaangażowała się Nieścior Ewa. Sama siebie namaściła na kierownika przedsięwzięcia, bo doszła do wniosku, że oto jej godzina wybiła i że teraz ona będzie  „Teresą Ewą”. Wciśnie się dla niepoznaki w jej garsonkę i nikt się nie połapie. Październikowa aura tak Ewie uderzyła do „uczycielskiej głowy”, że uwierzyła w to, że przyłożyła rękę do przegranej Madziara. Ale w czasie kampanii wyborczej nikt nie słyszał aby krytycznie się o nim wyrażała i gdy się to skonfrontuje z kapitulanctwem i podszeptami z pierwszego zamachu na Leńczuka, to można dojść do wniosku, że Ewa w ogóle nie ma pamięci do swoich „encyklik”! A taka „skleroza” u takiej „uczycielki” to wręcz katastrofa. I skoro tak, to może zgubić się w drodze ze szkoły do własnego auta! No a na taką stratę polskiej oświaty zwyczajnie nie stać!?

Teraz w październiku chciała w tych „jasełkach” wedle swojego scenariusza być  Janosikiem z Gorzkowa albo Archaniołem Gabrielem z Mieczem Gorejącym, który pokara Leńczuka z Nieściorem za niegodziwości jakich doznała od nich Teresa Hałas. Za ten „szlachetny akt strzelisty” zażądała skromnej reparacji w postaci stołka starosty, o którym przecież marzy od 2021 roku. Krzywda Teresy na chorągwi i na ustach pięknie się prezentuje. Jeszcze ktoś gotów uwierzyć, że Hałasowa dała na to przyzwolenie!? Oczywiście był to Ewy pomysł jak i wykonanie. To oczywista oczywistość, że tylko ona ma prawo do roli „wymiaru sprawiedliwości”. Przecież wiosną 2019 roku STO LAT  Teresie śpiewała najgłośniej a to już jest dla niej wystarczającą rekomendacją.

Tak się tych politycznych warcabach zapamiętała, że nawet Krzysia Zielińskiego wciągnęła do obsady swoich „jasełek”, miał być jednym z nowych pastuszków w zarządzie! Jak wiadomo Nieścior – stary pastuszek musiałby wyfrunąć, bo pogubił owce i zostały mu same barany. Nowosadzki oczywiście zachowałby stanowisko, takoż Boruczenko, a obaj z PZK jako „dwaj królowie ze wschodu”, no i Ewa jako gwiazda nad szopką zerkająca w żłób – słusznej wielkości i blasku, ale to już wiemy.

Herbatki u Marka i serniczek Ewuni czyli przez żołądek do serca 

 Marek w tym rozdaniu miał gwarancie utrzymania stanu posiadania dlatego „duszę” oddał bez wahania nie to, co we wrześniu. Tu skrupułów nie miał i się nie zawahał. Sądował dla niej opinię innych radnych a drzwi w gabinecie aż jęczały w zawiasach. Na telefonie wisiał jak radiotelegrafistka Lidka z „Czterech pancernych” na radiostacji. A nie dojadał, nie dosypiał i knuł politycznie, a to mu lepiej wychodzi niż wiązanie krawatów. Tak się zaangażował ! Dziwić to ślepe oddanie względem Ewy nie powinno, bo oprócz gwarancji to tyle, ile on jej herbaty naparzył u siebie w gabinecie to rzadko się zdarza, żeby zdrowy „chłop” sam z siebie tak „babie” usługiwał. Wieść gminna niesie, że Ewa na posiadówkach u Marka wysiorbała tyle czaju, że liczy się go w hektolitrach odpowiadających w przybliżeniu pojemności zbiornika retencyjnego w Nieliszu. Musi mu ona imponuje albo może poczęstowała go swoimi wypiekami, z których słynie. Jak nic po serniku, z którego wydłubywał rodzynki takiej ochoty na kolaborację nabrał!

Krzyś i jego namolne zaloty

No ale jak Justyna Przysiężniak usłyszała o Krzysiu w zarządzie powiatu, to szlag ją o mało nie trafił. Bo głupia musiałaby być do szczętu by za to jego „namolne zaloty” trwające grubo ponad rok, a polegające na wmawianiu jej „przestępstwa” w oświadczeniu majątkowym – podnieść rękę „za” i tym samym dać mu awans oraz większą kasę do ręki. PSL ze Szpakiem w awangardzie również było w tej układance, ale za swoje usługi chciało dużo więcej, bo po wyborach nabrało pewności siebie. A wróble ćwierkały, a to ptak dobrze poinformowany, że koniec końców to sam Boruczenko  zaczął mieć refluks na myśl o rebelii pod kierownictwem diwy z Gorzkowa. Doszedł chyba do wniosku, że nie chce żeby „baba” nad nim wrzeszczała i jak tak to on woli, żeby zostało po staremu. Jak tam było tak tam było, ale podmianka nie doszła do skutku, bo niektórzy z PiS trzeźwo zauważyli, że oni Ewki nie mogą poprzeć, bo ona po pierwsze miała swoje odloty i ma trochę na sumieniu, a po drugie to tak nie bardzo ją widzą w roli mścicielki „krzywdy Teresy”. Akurat na to był czas we wrześniu, a nie teraz!? A poza tym Ewa nawet członkiem PiS nie jest, więc jak to tak!? Niewzruszeni byli w swoich postanowieniach, dlatego Ewci marzenia musiały iść się czochrać…

Wypadki grudniowe czyli ormowskie jasełka z dożynkami w tle…

Koniec listopada to prawie grudzień, a jak jeszcze spadnie śnieg… To się robi taka atmosfera, że hej! Dlatego wobec takich znaków na ziemi i niebie Szpak Janusz były starosta i ormowiec bardzo się rozrzewnił albowiem wróciły wspomnienia. Zapachniało mu grudniami – 1970, 1981 roku, a wtedy jego formacja wykuwała sławę i reputację bijącego serca partii. Jako że i on sentymentalny to łzę wzruszenia otarłszy doszedł do wniosku, że pora samemu wziąć się za  „ostateczne rozwiązania kwestii Leńczuka”. No jemu to już musi się udać, bo jak nie on to kto! Właśnie w tym symbolicznym miesiącu by tradycji stało się zadość! Szpak chciałby „Ciaputka” powiesić na choince zamiast bombek i najlepiej w łańcuchach, bo go zwyczajnie nie cierpi. A i na co tu się oglądać, skoro rząd Morawieckiego marnieje w oczach by ostatecznie ducha wyzionąć 11 grudnia. Jak zamyślił tak zrobił i zwołał coś jak radę programową, czy bardziej konwent seniorów, bo tam w radzie w większości emeryci albo tacy co do niej dobijają. Termin tego konwentyklu wyznaczył na 14 grudnia, czyli dzień po kolejnej rocznicy stanu wojennego, bo on też chce mieć swoją kartkę w kalendarzu a z idolami młodości; Jaruzelskim i z Kiszczakiem nie wypada rywalizować ! Mieli się spotkać po komisji drogownictwa w gmachu starostwa.

Oberek Józia Wrońskiego i opłatek Stasia

Stawiło się spore grono zainteresowanych radnych, aż dziesięciu! A Józio Wroński znów odkręcił „fajsławickiego oberka”. Zaczęli mu dziękować, bo jak to miło, że został z nimi co odebrali jako poparcie dla pomysłu spławienia „Ciaputka”. Józio na takie sugestie odpalił, że gdzie tam!? On absolutnie nie popiera ale został, bo chciał posłuchać o czym będą rozprawiać. Rebelianci nie wykazali się zrozumieniem dla jego słusznej i szczerej argumentacji i go wyprosili, mówiąc, że będą gadać o wielkich rzeczach. I tak fajsławicki chłop szczerością pozbawił się informacji z pierwszej ręki, a mógł skłamać w celach „operacyjnych”. A przecież z takich okoliczności to się nawet nie trzeba spowiadać. Stasio Repeć to się akrobatycznie „wykręcił” i „urwał”  już dużo wcześniej, bo jego te przewroty tak interesują jak to czym Szpak w piecu pali. Wyłgał się opłatkowym spotkaniem z mieszkańcami w Rudniku.

 Marek jak zwykle nie zawiódł…Szpaka !?

Nie zawiódł  Szpaka za to Nowosadzki Marek, któremu ten bardzo dziękował za obecność i za to, że rozumie powagę sytuacji oraz dostrzega konieczność zmian. Marek, aż pokraśniał od tych komplementów, a szyja go miło zaswędziała do starej obroży i smyczy, na której za czasów „pierwszej dyktatury” Szpaka prawilnie chodził. O nim można powiedzieć, że już jest duszą w nowej po kwietniowej koalicji i on już „szpakowany” czytaj spakowany do przeprowadzki. Jego  trwanie przy Leńczuku męczy i chciałby, żeby się skończyło, a ten przewrót to byłby doskonałą przygrywką przed nowym rozdaniem na wiosnę. To, gdyby doszło do skutku byłoby jak okres narzeczeństwa. Tymi wizytami na konwentyklach to się Januszowi oświadczył! Ten pierścionek wziął i teraz Nowosadzki absztyfikant czeka na pierwszy pocałunek malinowych ust lidera ludowców. Rzecz w tym, że nie wiadomo, kto kogo będzie całował i w co. Bo tu trzeba 12 głosów i żeby nie było, że Marek sam się będzie musiał pocałować. Nowosadczak nic nie zmężniał i Szpaka obawia się chyba jeszcze bardziej, niż kiedy był przewodniczącym rady. Ogólnie im jest wyżej na drabinie w hierarchii stanowisk, tym cieniej śpiewa, taki z niego „powiatowy Kiepura”.

Porachunki tłustych kotów

Zieliński tradycyjnie też by chciał z tego koszyczka pełnego frykasów coś wywlec i spałaszować jak kot psotnik. Bo po co za myszami się uganiać skoro gotowe na kuchni stoi. Dla niego to ostatnia chwila i z jakichś powodów uważa, że zasłużył albo że się nadaje. Ale cały problem w tym, że akurat ten stołek co jemu pasuje i o którym od bardzo dawna marzy okupuje Nowosadzki. Krzyś Marka w tak zwanym międzyczasie, bo już od października, okłada w „internetach” i stara się go kompromitować. Między innymi tą rzekomą aferą, gdzie Nowosadzki jako bezpartyjny wicestarosta wpłacił 1000 złotych na rzecz kampanii PiS w 2019 roku. Dzielnie pomaga mu w tym „Nowy Tydzień”. Może ma to na celu zmiękczyć Marka, który tak „obrobiony” ustąpi Krzysiowi zydla, a jak nie ustąpi, to się choć „prawie poseł” Zieliński malowniczo wyzłośliwi i powścieka. Ale ciekawostką jest to że Nowosadzki w poprzednim przewrocie; tym pod egidą Nieścioressy był zwolennikiem obecności Krzysia w zarządzie powiatu. Nie miał nic przeciw a wręcz bardzo mu się ta koncepcja podobała. Tylko że Zieliński zapragnął więcej a Marek tradycyjnie wyszedł na frajera, bo naiwnie uważa, że z nim można się dogadać. A to jest niemożliwe bez oddania stołka i już wiele razy się o tym przekonał ale mimo to…on swoje!

Tak bardzo chce, że psuje wszystko !?

Krzyś Zieliński swoją obecnością w tym „maglu”, a szczególnie polityką zachęt psuje widoki na urzeczywistnienie celu przedsięwzięcia. Skutecznie zniechęca miedzy innymi trójkę radnych od Teresy Hałas; Księżuka Mirka, Przysiężniak Justynę i Mroza Jasia , którzy stanowią jakąś realną siłę. Krzysia „namolne zaloty” do Justyny Przysiężniak i Księżuka Mirka dotyczące urojonych nieprawidłowości w oświadczeniach majątkowych, skutkują tym, że ci nie myślą o poparciu podmianki w której on miałby uczestniczyć, dlatego jest jak jest. Ale podobno ktoś z „wywrotowców” pomyślał o tej trójce, co prawda nie całej. Rozważano ofertę dla Mirka Księżuka. Chciano go skusić miejscem w „nowym” zarządzie powiatu. Ten się nawet do tego nie odniósł tylko zbył to wzgardliwym milczeniem.

To wcale nie koniec „krzyśfuriackich” operacji, no gdzież! Po wyłomotaniu Nowosadzkiego i wspomnianej dwójce przyszła pora na Piotra Suchoraba z „Krasnostawian” i członka zarządu powiatu. Jego Krzyś „zachęcił”  perspektywą „koła ratunkowego uplecionego z kolczastego drutu”. A wyglądało to tak że ” ni z gruchy ni z pietruchy” wrzucił 13 grudnia ( na dzień przed spotkaniem chętnych do przewrotu ze Szpakiem) na swój FB stareńki artykuł z „Nowego Tygodnia”, sprzed prawie 6 laty. W nim mowa o tym, jak to radny padł ofiarą serii anonimowych donosów. Tłumaczył się z tego na sesji rady powiatu w marcu 2018 roku i właśnie między innymi o tym jest rekapitulowany artykuł. Natomiast Krzyś  „troskliwie i po krzyścijańsku” dopytuje w komentarzu pod postem; komu zależało na zdyskredytowaniu radnego z PSL na pół roku przed wyborami? Trzeba być pospolitym durniem, by nie zrozumieć prymitywnego i licho zamaskowanego podtekstu… No ale Zieliński taki jest.  Ale że akurat Suchorab lubi dotrzymywać obietnic to ma to w rzyci, a może to jego ostatnia kadencja? Wzruszył na takie „zachęty” tylko ramionami i tyle było wszystkiego. Dlatego powinszować rebeliantom w ich składzie Krzysia „na lewej pomocy”.  

Szpital podzielony

Natomiast Boguś Domański jak przystało na ambasadora własnej familii co chciał przy jej pomocy „domanizować” czytaj reformować radiologię powiatowego szpitala teatralnie i melodramatycznie waha się, ale podobno ostatecznie gotów poprzeć rebeliantów. Natomiast „historyk z własnej ulotki” i „Ginekolog Lubelszczyzny” Janeczek absolutnie jest na „NIE”! Od jakiegoś czasu to już jest kolegą z Jarzębowskim; dyrektorem SPZOZ. A w imię ocieplenia relacji z Ciaputkiem w czerwcu tak pięknie i ofiarnie bronił go na sesji absolutoryjnej „gazecianą kwerendą” W takiej sytuacji potrzeby zmiany nie widzi. Tak samo jak nie widzi rozwrzeszczanych osesków na swoim oddziale. Ale ich to w ogóle albo długo nie zobaczy nawet w okularach od „Stachniuka”

Jak podzielić powiatowy zjełczały tort ?

A jakby miał wyglądać nowy podział powiatowego zjełczałego tortu wedle Szpaka? Tego tak do końca nie wiadomo, ale coś tam wróble wyćwierkały. Nowosadzki i Boruczenko mieliby zatrzymać swoje zydelki to oczywiste, bez tego nie byłoby sensu. Krzyś wiadomo, jakie ma ambicje. PSL chciałby miejsca w prezydium rady i w zarządzie. Niby niewiele, ale to nie, w tym rzecz, bo Szpak, gdyby to dostał, a wszystko się udało, chodziłby w nimbie „chrzestnego papy” całego przedsięwzięcia. Przed wyborami byłby to dla niego dodatkowy atut – takoż i dla Nowosadzkiego, który, by ów układ sygnował, a wybory byłyby tylko jego prolongowaniem. Poza tym Szpakowi dałoby to osobistą satysfakcję, której łaknie jak kania dżdżu, że, w tym wieku spłodził coś tak spektakularnego i jeszcze „spoliczkował Ciaputka w jego gabinecie”. Tym samym odesłałby Korwina do lamusa, bo ten wieku 72 lat zaledwie ojcem swoich dzieci został. I tak sobie panowie myślą i tak się motywują.

Kleopatra z Gorzkowa na słoniu po urząd i władzę !?

Kto na „sezonowego starostę” u Szpaka!? To jedyne stanowisko, gdzie nie ma problemów z obsadą, bo od 2021 roku kandydat był widoczny jak słońce na niebie! Ewa Nieścior vel Nieścioressa w gestach i słowie tak się zachowuje, jakby władała Egiptem po Sudan i połową Syrii. To już jest Kleopatra z Gorzkowa i „Słońce Kraszczad”…Nowosadzkiemu na taką perspektywę wypada omdleć. Bo ona gotowa uczynić z niego swego Cezara… A wobec  takiej perspektywy to nic tylko się samemu zasztyletować!? To może być wybawieniem wobec Ewy serniczka, który musiałby zajadać i zachwalać, parząc przy tym swojej Kleopatrze czarną herbatę.

No tak… Przecież na spotkanie 14 grudnia z takim założeniem przyszła i tylko pod tym warunkiem bierze udział w „przewrotach” Ale w sumie, to po cholerę jej to!?  Bo z tego co widać to Kleopatra z Gorzkowa ma dwa marzenia. Jedno jest właściwe, docelowe a drugie pomocnicze i uzupełniające. To drugie to schwycenie stołka starosty do końca kadencji, po to aby użyć go jako tarana w walce o wójtowski fotel w swoim Gorzkowie. To niezbędne do zniwelowania przewag rywali, których ma w tym wyścigu. Choćby Parka Radosław –  gorzkowski Domański i kłoda w poprzek drogi którą Ewa chce iść po władzę. Do tego wiceprzewodniczący rady gminy i rywal jej małżonka Konstantego, który przewodniczy radzie gminy. A drugi Cichosz Piotr – aktualny zastępca wójta i klon Kasprzaka. Są jeszcze inni pretendenci, ale ci się jeszcze ostatecznie nie zdeklarowali. Każdy coś tam ma do zaoferowania i jest na miejscu, a Ewa? Ewa to „słaba kobietka” bo zaledwie radna powiatowa, która oprócz tego, że chce być wójtem żadnych atutów nie ma w stopniu gwarantującym wyborcze powodzenie lub dającym choćby jego cień. Wielu uważa, że i tak Nieściorów w „parnasie politycznym Gorzkowa” jest nadreprezentacja.

Ona sama w wyborach do rady powiatu prześlizgnęła się bez fajerwerków, zdobywając w Gorzkowie 229 głosów, a łącznie 250. Konstanty w radzie gminy również miewa chimery. Dlatego… jak to brzmi na ulotce, że o urząd wójta w Gorzkowie ubiega się aktualny starosta! Brzmi niesamowicie, że prosty elektorat gotów po jej przeczytaniu zmoczyć i splamić bieliznę z wrażenia ! W takich okolicznościach i przy takiej stawce „wyścig zbrojeń” jest nieodzowny. Niestety ale „Kleopatra felicjańska” oszałamiającą popularnością się nie cieszy. A to, że byłaby „starostą sezonowym” dla prostych i niewtajemniczonych wyborców nie ma znaczenia. Ewa w bitwie o fotel wójta wszystkich forteli się ima i chce „starościństwem” wojować jak Hannibal w Italii słoniami. Bo koncepcja podboju serc elektoratu wedle wzorca jaki preferował Jezus z grzbietu osiołka na którym wjeżdżał do Jerozolimy, zupełnie jej nie odpowiada. Wszak Nieścioressa walczy o królestwo na Ziemi a nie w Niebie i stąd te metody oraz determinacja. Mimo wszystko sprytnie to wykombinowała, łącząc jedno z drugim by zdobyć trzecie… Mają być fajerwerki i ma być spektakularnie! No i jest… prawie, bo wielu jej na tym stołku zwyczajnie „nie widzi”.

Drugie konklawe i polityczna impotencja na sesji

Ale to nie koniec operacji „ormowskie jasełka”, bo konsultacje w sprawie ich pełnej obsady 14 grudnia skończyły się bez ustaleń. Ostatecznej decyzje miały zapaść na następnym spotkaniu, którego termin wyznaczył Szpak na dzień 19 grudnia. I to drugie konklawe skończyło się… całkowitą klapą. Ponoć, gdy policzyli szable, to uciułali ich zaledwie 9, a wcześniej mieli 11! Czyli pospolite ruszenie rozlazło się do chałup. 21 grudnia odbyła się sesja budżetowa, trwała jak na krasnostawskie standardy krótko, bo ledwie coś ponad 2 godziny. Widać było w jej trakcie, że w „szpakowych kolędnikach – rebeliantach” zapał oklapł i dopadła ich impotencja polityczna, ale Szpak sam sobie winien, o czym za chwilę. Ograniczali się tylko do teatralnych wrzasków i pyskówek z Leńczukiem. Z tej wielkiej czarnej chmury, z której Szpak obiecywał Leńczukowi ulewę, która go zmyje nie spadła nawet kropla. Jedynie jak wyżej – Szpak, Zieliński i Piwko zrosili blaty stołów własną śliną, bo trzaskali dziobami jak boćki na wiosnę, ale to się mieści w kanonie i tyle było wszystkiego.

Smutny koniec rebelii „Dziadunia Szpaka” czyli Schwerpunkt a sowiecka sztuka wojenna

Okazję jaką miał Szpak i pokpił, to jest dopiero historia politycznej nieudolności ! To niechybny znak, że Janusz wiele stracił z dawnego „blasku” i teraz zostało mu tylko bezsilne machanie skrzydłami, jak na ptaka nomen omen przystało. Ma czego żałować, bo naprawdę był blisko, brakło mu jednej szabli do pełnego triumfu, ale co mu z tego „prawie zwycięstwa”. Ano nic, bo tego to się nad kominkiem nie powiesi i kurde wstyd!? W polityce jak na wojnie liczy się zwycięstwo, bo „prawie zwycięstwo” to eufemizm klęski. Tak pocieszać można w przedszkolu bajtla, by nie ryczał wniebogłosy.

Ale gdzie był błąd, bo gdzieś musiał być!? Moim skromnym zdaniem to w rozpoznaniu kluczowych dla operacji punktów i znajomości arytmetyki. To pierwsze można po trosze objaśnić w oparciu o teorię „Schwerpunktu”, to nic innego jak najsłabsze miejsce w linii frontu wroga, a który należy znaleźć i wywrzeć największy nacisk aby go przełamać i dalej już wiadomo. Ot, punkt przełamania, punkt decydujący, krytyczny, kluczowy… Tak przynajmniej opowiadali niemieccy spece od wojsk pancernych z czasów drugiej wojny.

Szpak widać, że wyrósł z sowieckiej szkoły, to i atakował po sowiecku – na wprost, frontalnie, nie bawiąc się w ceregiele i frajersko przegrał. Wystarczyło trochę pomyśleć, a przynajmniej spróbować. „Schwerpunkt” w tym wypadku to trójka radnych od Teresy Hałas. Tę trójkę należało sobie zjednać za wszelką cenę w całości, a nie próbować wydłubać jak nie przymierzając rodzynka z ciasta samego Księżuka. Oni się trzymają razem, i to było wiadomo od kilku miesięcy, że ich rozerwać trudno. Tym bardziej że Zieliński spoił ich, o czym za chwilę… Aby ich w całości zjednać należało rozmawiać i przede wszystkim wywalić z „lewej pomocy” Krzysia Zielińskiego, odciąć się od niego definitywnie. A nawet jeśli nie zmądrzeje, to również pozbyć się Ewuni Nieścior. Ona ma sporo „za uszami” i to prawdziwe utrapienie.

Zieliński swoim pieniactwem i „spiskowym fiołem” szukając w cudzych oświadczeniach przestępstw, a na mostach przekrętów vide Łopiennik z maja zeszłego roku – wyrządził całemu przedsięwzięciu Szpaka katastrofalne straty. To jest ekstrema bardzo malownicza chwilami, ale tyle co on jeden napsuje to 100 rozsądnych nie naprawi. I doprawdy Szpak marny uczeń, bo przecież towarzysz Kiszczak ekstremę umiał eliminować. Tak samo jak „Batko” Chmielnicki, co  Maksyma Krzywonosa sprzątnął, bo temu tylko były we łbie rabunki i rzezie. Od dawna Krzyś jest nieprzewidywalny i bezmyślnie złośliwy, a Szpak zapomniał jak mu hołubce w kadencji 2006-10 wywijał. Dlatego powinien wiedzieć, że z nim nic się nie zbuduje, ale jak tego nie zauważył i nie przewidział to zaprawdę pora na emeryturę, bo to zwyczajnie wstyd, poruta takiego słonia w menażerii nie zauważyć.

A teraz czysta arytmetyka. Jakby nie liczyć, to rebelianci z tą trójką bez Krzysia, a z Ewą to 13 szabel, bez niej 12, a skoro tak, to „jest po Leńczuku”. Tylko  problem polega na tym, że Szpak jest w kondycji, która go predestynuje jedynie do głupkowatych wrzasków, czytania anonimów i rzucania okularami po stole, a nie konstruktywnej krytyki i politycznego planowania. Dlatego, kiedy na sesji Janusz wrzeszczał na Leńczuka, że Pan to nawet obrazić nie potrafisz, bo i obrazić trzeba umieć, to wypada mu odpowiedzieć wedle tej samej recepty… Gdy się co sesja wrzeszczy, że było się lepszym starostą i wszystko robiło się lepiej to wypadałoby na potwierdzenie tych słów zmontować  większość, która zdmuchnęłaby Leńczuka jak gromnicę. Tym bardziej że były możliwości i to jakie! No wypadało by ale póki co, to „dziadzio Janusz” tylko w dziobie mocny i niestety nie sprostał własnemu wyzwaniu. Władzę też trzeba wiedzieć jak odebrać albo przede wszystkim. A sesyjny krzykacz nie zdołał jej nawet podnieść z „trawnika przed starostwem”. Z tej bezsilności apelował na ostatniej sesji do Ciaputka aby ten po świętach dobrowolnie odszedł, bo inaczej widać się nie da!? No i jak w takich okolicznościach nie rechotać ? I skoro tak, to niech już zostanie po staremu, bo co to da jak jeden wart drugiego !? 

A teraz do podsumowania… We wrześniu mieliśmy do czynienia z próbą odwołania Leńczuka, którą wypada ochrzcić mianem referendum z pytaniem – czy uważasz, że Leńczuk postąpił etycznie wspierając obcego nawet nie posła, kosztem lokalnego, któremu wszystko zawdzięcza?  Za potępieniem podpisało się trzech radnych, którzy z czasem nabrali wagi politycznej, ale nikt tego nie spostrzegł. Dzięki wrześniowej próbie „odgadliśmy zamiary serc wielu” a ziarno oddzielono od plew. Od października mieliśmy przyjemność obcować z serią powiatowych wywrotów – obrotów dwóch ciał pedagogicznych i jednego niebieskiego. Pierwsze to Nowosadzki i Nieścior Ewa, a drugie – Szpak Janusz w niebieskim ormowskim berecie. W tej układance występuje jeszcze Krzyś Zieliński, ale to „mgławica” w zamysłach i działaniu. No i to co oni wyprawiają na sesjach, to dowód pośredni, że powiaty nikomu do niczego nie są potrzebne. Bo pokłócić to się można na łące, na ulicy czy w prywatnej chałupie albo gdzie się chce. Ot i tyle z tego jest, że nawet nazwać tego „marnym widowiskiem” nie można… 

 

 

41
4

Życzenia Świąteczne…i prośba stałego czytelnika

 

Święta idą po wodzie i wypada czytelnikom życzyć. Ale, nim do nich dojdziemy to słów kilka o prośbie stałego czytelnika i co w związku z tym… Otóż stały czytelnik poprosił o ładne życzenia co się rozumie, ale chce zmiany ilustracji, bo jak to ujął rok w rok jest ciągle ta sama! Ale żeby nie było to czytelnik wierzący i praktykujący, i to jeszcze jak! Tylko widocznie mu się chyba obrazek opatrzył. Mimo że czas świąteczny to muszę popełnić rzecz mało świąteczną i niestety nie przychylę się do czytelnika prośby. Ilustracja jest taka, że… składa się z samych zalet.

I tak… złości postępowych lewicowców i wszelkiej maści antychrystów, ponieważ oddaje istotę świąt i pokazuje o co w nich chodzi. Można by zażartować, że to wizualizacja kłopotów młodego małżeństwa borykającego się z trudnościami lokalowymi co w Polsce ma swój ciężar gatunkowy. Bo teraz, jakby chcieć wydedukować o co w Bożym Narodzeniu chodzi z tych kartek czy jak je tam zwą, to można wywnioskować, że to jakieś święto poczty albo kurierów, a może i leśników, bo same paczki i choinki. Jednocześnie… nie powiem, bo próbowałem zadośćuczynić prośbie, ale tam, skąd biorę ilustracje jest takich jak ta albo w podobnym duchu, jak na lekarstwo i ta w sumie wypada najlepiej. Jest za to cała masa koślawych skrzatów, niewydarzonych reniferów oraz Mikołajów z nadwagą i z cukrzycą drugiego stopnia. No i całe zatrzęsienie choinek… Sama popelina i chłam.

Dlatego tak zostanie jak jest i drogi stały czytelnik musi się z tym pogodzić za co ja go przepraszam. Ale w trakcie tych poszukiwań doszedłem do wniosku i widzę, że idzie do nas, a nawet przyszła z zachodu dziwna moda, że pozwolę sobie zacytować jednego z „bohaterów” moich felietonów. To szczególnie widoczne na polu symboli świąt. Boże Narodzenie zaczynają w te pędy już nawet nie komercjalizować, ale posuwają się do unikania nazwy. Zaczyna zanikać dosłowności i wszystko ma być sukcesywnie zastępowane takim politpoprawnym chłamem jak koślawe Mikołaje i rachityczne renifery. Dlatego my zostajemy przy tym, co dobre i z tym będą się wiązać częściowo życzenia. Poza tym, czy kto widział, żeby co rok zmieniano wystrój Bazyliki Św. Piotra, tam jest bez mała tak samo jak przed pięciuset laty.

Co do życzeń… Życzę wszystkim, którzy sobie tego życzą – nic na siłę, by to łajdactwo w kwestiach obyczajowych i pchanie łap w nasze dziedzictwo tu nie dotarło w całej złowrogiej okazałości. Najlepiej, żeby skręciło łeb gdzieś po drodze. Można mieć nadzieję, bo leżymy na skraju i wiele paskudztw z zachodu nie zdążyło tu dotrzeć, może i teraz się uda jak Pan Bóg pobłogosławi. Bo ten nasz prosty lud to jeszcze nie jest taki głupi, jakby ci w Brukseli chcieli. Wie, że nowe to nie znaczy dobre, a Boże Narodzenie to Boże Narodzenie, a nie jakieś tam zimowe święta. Ponadto wszystkim bez względu na barwy i przekonania zdrowia życzę, bo najważniejsze, żebyśmy wszyscy zdrowi byli, bo jak zdrowie będzie to i wszystko będzie…

25
10

Kajzer i von Moltke w okopach czyli do trzech razy sztuka

 

Kajzer” Jakubiec i jego feldmarszałek Dariusz „von Moltke” Turzyniecki wracają w okopy, bo zwietrzyli szansę. Do trzech razy sztuka! Zbliżają się wybory samorządowe i prawdopodobnie na burmistrzowskim zydlu dojdzie do podmianki. Poza tym nad ratuszem ciąży klątwa kiedyś rzucona przez Jakubca i tylko on może ją zdjąć.

 Z tymi burmistrzami od 2014 gorzej i gorzej. Co jeden to „lepszy”, ale od Hani się zaczęło, wszak porzekadło ludowe mówi: Gdzie diabeł nie może tam babę pośle! I w tej bajce diabeł jest również. Rodzimy swojski, lokalny… Dwa razy nagonka Jakubca podchodziła, by ostatecznie go wysiudać, tylko że do dziś nie wiadomo, po co!? A po tym wysiudaniu to mogło być tak, bo my wszystkiego nie wiemy… że jak rozgoryczony Jakubiec opuszczał ratusz, to, nim trzasnął drzwiami od gabinetu to go pierwszy raz przeklął.

Druga porażka w 2018 też cudaczna, bo tu pojawiła się okoliczność, na którą on wpływu nie miał. Tutaj naród zakochał się w PiS i głosował na takich, co im się z, nim bardziej kojarzyli. Miał prawo być zaskoczony, bo nie rozumiał decyzji wyborców. Myślał, że 4 lata „rozkładu” za Hanny Beztroskiej narodowi wystarczy na otrzeźwienie, a on sobie wróci i posprząta. Aniołem Jakubiec może nie był, bo tu nieświęci garnki lepią, ale zły do szczętu, jak mu zarzucali to też nie. Z Kościukiem „przegrał” o zaledwie 45 głosów. Mogło go, w tym jeszcze utwierdzić widowisko, które zrobił Romek Żelazny – kiedyś zajadły krytyk, a przed drugą turą w 2018 roku wprost „przyjaciel domu jakubcowego i najbiższy przyjaciel” Tak się łasił, że o mało się do Jakubca na niedzielny obiad nie wtarabanił. tak mu się repertuar pozmieniał! A to dlatego, że startujący wtedy w wyborach Kościuk i Kmicic byli bardziej z PiS pożenieni, i to wtedy w swoim periodyku pisał jak to koliber Turzyniecki podziurawił pancernego zdawało by się Jędrka Kmicica. A już przed drugą turą to amikoszonował się Romek nieprzyzwoicie, aż Jakubiec się z oburzeniem wzdragał i dziwił co ten chce i po jaką jasną cholerę.

Mógł się poczuć usatysfakcjonowany, bo zajadły krytyk wyciąga dłoń do pojednania, a Jakubiec jej nie przyjął, bo ma swoje dwie. Widać nie chciał, żeby krasnostawski Michnik był mu „bratem”, bo brata to już ma. Przed drugą turą Romkowi bardziej odpowiadał Jakubiec, a Kościuk który był jego przeciwnikiem ostatecznie przyjął „chrzest” od PiS z rąk Czarnka na spotkaniu w KDK, czym sobie Romka ostateczne zraził. Romek, jak PiS zobaczy albo o nim usłyszy, to białej gorączki dostaje.

Tak że Jakubiec mógł ratusz przekląć drugi raz i po drugiej „śmiesznej porażce” z Kościukem. Wydusił przez zaciśnięte zęby, że jak żeście mnie nie chcieli i źle wam ze mną było, to teraz będziecie mieć takich burmistrzów, że jeszcze za mną zatęsknicie drodzy krajanie! Będziecie mieć grunty na medal, jak wam moje rządy nie odpowiadały. Będziecie mieć wiceburmistrzów po siedemdziesiątce jak wam mój Dariuszek „Hajduczek z Rońska” nie odpowiadał. Popamiętacie! No i klątwa zadziałała.

Hanna była wyjątkowo roztargniona i ojej roztargnieniu krążą legendy. Do tego została opętana przez mojego, ulubionego, lokalnego diabła Jędrka Kmicica, któremu muszę ciut czasu poświęcić. Tylko czy w przypadku czorta „poświęcić” to właściwe sformułowanie!? Bo on oprócz wersów lub strof wart pomnika albo skweru, czy ulicy swojego imienia. Jest najlepszym kusicielem w całej okolicy i jemu żadna dusza się nie oprze, a proboszcze są bezradni. Sam Watykan jest w kropce jak Jędrek bierze się za robotę. On, jak do Rzymu jedzie na wycieczkę, to go już na lotnisku pytają o prawdziwy cel podróży. Jędrek wtedy opowiada, że jest zwykłym turystą, a te rogi to od karnawału nosi! Od maleńkości czortek taki był, a niektórzy uważają, że się urodził od razu z teczką i z tym szelmowskim uśmiechem. Talenty doradczo – kierownicze to od maleńkości przejawiał, a jego rady do dziś niektórym ustawiły życie. Jedna z nich obrosła legendą! Jak to w drodze do przedszkola spotkał diabła niskiej rangi w starej wierzbie na łące, który płakał, bo mu nie szło. W piekle też się może kopyto potknąć i o awans trudno, bo tam „piekielna konkurencja” i związków zawodowych nie ma, a jedyni związkowcy co tam są to siedzą w kotłach. Podobno Jędruś z nim porozmawiał, a szczegóły tej rozmowy są nikomu nieznane oprócz ich obu. Jakieś światło na jej treść może rzucić to, co się stało potem. Otóż diabeł za rok od rozmowy z Jędrkiem został arcybiskupem i mówią, że to o Życińskiego chodzi, a poszlaką jest to, że człowiekiem roku wybrała go Wyborcza.

Tak mu widać Kmicic skutecznie doradził to, co w takich okolicznościach dla niego taka Hania!? On ją lewą ręką i małym paluszkiem omotał. Tak diabelsko, że się wycofała z wyborów i postawiła na niego. Jędrek oberwał w wyborach, ale to tylko nam się tak wydaje. On przede wszystkim uwiódł na pokuszenie ponad 1330 krasnostawskich dusz, które na niego głosowały. Dlatego jak w piekle, to zaraportuje to dostanie awans, na co najmniej generała! Ale teraz wróble na mieście ćwierkają, że Jędrka niektórzy chcą widzieć na listach PSL z miasta…a co będzie to zobaczymy.

 „Opętana” Hania to już tak pohulała, że nawet Romek Żelazny bił się w pierś, że ją popierał, ale to już później. Za jej czasów ratusz postkomunistami w typie Gałana i Piwki zaczerwienił się, jakby kto maki zasiał. Ten drugi wlazł do dworku starościńskiego, który Jakubiec postawił na nogi, a Hania zasiedliła i siedzi do dziś i lewicę parodiuje… Pieniędzy ratusz wtedy miał, tyle że palili nimi w piecach. Tak się przelewało, że nawet nikt nie myślał o czynszu za parking pod Biedronką. Cieszył się Piwko, bo jego owad rodzinny pasł się jak kaban na wesele. Dobrze było! Ale jak już wszyscy myśleli, że „lepiej” być nie może to pojawił się Robert i pchnął klątwę na wyższy pułap, przebił szklany sufit i rozbił bank. Takiego cudaka jak on świat nie widział, a Hanna Mazurkiewicz już nie jest dopust boży, bo Robert ją zdetronizował.

No i kto teraz!? W zeszłym roku wiosną gazety rozpisywały się o ewentualnych kandydatach na burmistrzowski zydel. Oczywiście Kościuk jako naturalny kandydat, ale teraz to już ze swojego komitetu. „Nowy Tydzień” wiedziony podszeptami wykoncypował, że Marek Nowosadzki ma ochotę na to przedsięwzięcie. Ale nic z tych rzeczy, bo to jak się okazuje były prognozy o charakterze prasowej „zapchaj dziury”. Zwyczajnie coś trzeba było nasmarować, coby szpalty nie świeciły pustkami. Co prawda Marek nabrał nawet apetytu i smaka na takie prognozy z nim jako burmistrzem i chodził cmokał rozmarzał się, co by było, gdyby… Ale on się niestety do takich przedsięwzięć nie nadaje i gdyby go wybrali burmistrzem, bo co jak co, ale wybieralny to on jest to taki triumf byłby jak pierwszy szpadel wbity w grunt cmentarza, na którym w mogile spocznie. Marek ni siły ni woli do samodzielnego „kierownictwa” nie ma. Jeśli już to najlepiej czuje się w fotelu pasażera, ale dla bezpieczeństwa podróży lepiej go wozić w bagażniku. Żeby być burmistrzem trzeba być „twardym sukinkotem” A o jego przymiotach można powiedzieć to samo, co o przymiotach generała Sosnkowskiego, który słynął z podobnej przypadłości charakteru. Stanisław Cat – Mackiewicz zilustrował je sytuacją człowieka stojącego nad rzeką, który w sposób inteligentny i spokojny tłumaczy, dlaczego do tej wody wejść nie może…

No tak, ale w PZK jest grupa „pruskich militarystów” i ta ostatnio zwietrzyła szansę na powrót do władzy, bo czemu nie. Jakubiec już wyjął z szafy pikielhaubę i rozpisano plan godzinowy, który polega na tym, gdzie i kiedy ma się znaleźć, która dywizja. Bo trzeba wiedzieć, że po upadku PiS otworzyła się zupełnie nową perspektywę i „kręgi militarystyczne” w PZK zwietrzyły szansę, a poza tym, co jest innego do roboty niż startowanie w wyborach na burmistrza dla emerytowanego burmistrza w takim miasteczku, jak Krasnystaw ? A „von Moltke” Turzyniecki PiS nie cierpi i najchętniej wydusiłby ich wszystkich gołymi rękami. Przecież Jakubiec nie będzie w kółko oglądał powtórek „Klanu” ani chodził z psem na spacer. Będzie startował, bo czemu nie i do trzech razy sztuka.

 

 

25
2