Dziś o tym, czego Leńczuk naważył i co go łączy ze słynnym Andrzejkiem z Plutycz, jednym z bohaterów „Rolników Podlasia” A także cała garść refleksji i hipotez dotycząca dalszego rozwoju sytuacji w krasnostawskim muzeum. A na koniec złowróżbne ostrzeżenie dla wszystkich kierowników ze starostwa i takich którzy mogliby… a co!? Odpowiedź w felietonie!
Na miasto wyciekła informacja, że zarząd powiatu niebawem, bo już za niespełna miesiąc zadebiutuje na krasnostawskich „Chmielakach”. Czym!? Bo przecież nie budą z kebabem albo stoiskiem z rękodziełem. Choć trzeba przyznać, że tam kilku potrafi to i owo wystrugać. Otóż kochani czytelnicy starosta Leńczuk z kolegami naważył piwa. Zwać się ma „Muzealne”, ale są propozycje, by nazwać je „Koszmarem Kustosza”. Piwsko ponoć ohydne w smaku i wyjątkowo dolnej i „nieudolnej” fermentacji.
Epoka Regentów nadchodzi
We wtorek 11 lipca odbył się konkurs mający wyłonić dyrektora Muzeum Regionalnego. Ten był zwieńczeniem procesu fermentacji i dojrzewania właśnie tego piwska. Konkurs odbył się i tyle można o nim powiedzieć, albowiem „stan posiadania” jest po, taki sam, jak i przed. Wielu wieszczyło taki finał, który nic nie zmienia. Pesymiści mówili nikt się nie zgłosi, a optymiści jak się ktoś zgłosi, to i tak nie wybiorą. Zatem linia frontu nie drgnęła nawet na milimetr. Dyrektora nie ma i się zanosi, że długo nie będzie. Czeka nas „epoka regentów”.
Klęska urodzaju i Marta która kiedyś może wypłynie
Szanowne gremium siedziało od godziny 10 do 16, a w ofertach doświadczyli typowej klęski urodzaju co kiedyś było corocznym zjawiskiem w radzieckim rolnictwie! W konkursowe szranki stanęło czterech kandydatów mimo wyśrubowanych i zaporowych warunków. Te „zasieki” były zmajstrowane pod „znienawidzonego” Gołębia to było wiadomym od dawna. Dwóch kandydatów z terenu powiatu i dwóch spoza. Nawet w płciach były zachowane parytety! Dwie panie i dwóch panów. Nikt w międzyczasie płci nie zmieniał, czyli wszystko jeszcze po staremu.
W pierwszej fazie, weryfikacji zawartości ofert względem wymagań odpadła dwójka i też zgodnie z parytetami i równością płci. Pierwszy Andrzej Gołąb i bardziej przez to, że jest byłym dyrektorem, który w ciągu 3 lat zorganizował 40 wystaw i pozyskał 550,000 tys. złotych środków zewnętrznych. Przez to stał się niechcący większym człowiekiem kultury od Leńczuka. To, że ma zarządzanie kulturą jakoś ich nie przekonało, ale to nie będzie koniec, bo dzięki temu coś wiemy. Drugi zweryfikowany negatywnie to Pani Marta i do tego krasnostawianka, której brak do wymaganych 3 lat na stanowisku kierowniczym coś z pół roku, ale ona jeszcze wypłynie. Musi poczekać i znaleźć protektorów, tyle że konfliktu w muzeum nie zgasi, a wręcz przeciwnie, ale to tytułem dygresji.
Finał bez goli
Do ścisłego finału przeszedł archeolog i pewna pani, która jest tak mocno z zewnątrz, że gdyby została wybrana, to musiałby mieszkać kątem jak ta „uczycielka” z Konopielki u jakichś krasnostawskich Kaziuków… Drugi aspirujący to archeolog i jak ćwierkają wróble persona, w której rozmiłowali się ci z kółka rewolucyjnego w muzeum. Ale to mu nie pomogło, bo tak się chłop zaprezentował przed komisją, że przepadł, jak ciotka Mańka w Czechach. Oględnie mówiąc to zapamiętali go przedstawiciele rady i starostwa, tak że długo nie zapomną, a gdyby dyrektorem został to podejrzewam, że Muzeum Regionalne ogłosiłoby niepodległość i na jego terenie obowiązywałyby wizy.
Tak że komisja w składzie Nieścior Ewa vel Nieścioressa – przewodnicząca komisji i księżna prawie łowicka, Janeczek medyk i historyk z własnej ulotki jako wice, Artur Capała były dyrektor MR, Konrad Grochecki poeta, archeolog i posiadacz oprócz doktoratu nagany za szarpanie wierzchnich warstw dyrektora Gołębia i reprezentujący pracowniczą Solidarność oraz Aleksandra Stachula oko i ucho Nowosadzkiego i Małgorzata Bandosz odtwórców ludowych nie mogli się zdecydować i jest, co jest, czyli nie ma amnestii dla Tomasza Nagowskiego, który teraz tam siedzi, nawet dosłownie i o tym za chwilę.
Walka o Ogień i kogo się Leńczuk obawia
A co dalej!? Dalej jest już jeno popiół i łzy, a kraj zniszczony, a wilcy po zgliszczach chutorów wyją. Sytuację bezrefleksyjnego Leńczuka i zarządu powiatu, ale głównie jego, bo on w muzeum „nadaje ton” można zilustrować kadrem z filmu „Walka o Ogień” To ten moment, kiedy trzech jaskiniowców siedzi na rachitycznej brzozie na pustkowiu, a pod nimi spacerują tygrysy szablozębne.
Foto; Kadr z filmu Walka o Ogień. Źródło: You Tube
Jak widać zarząd obraduje w składzie niepełnym. Jest ich na brzozie trzech. Pod drzwiami…pardon, pod brzozą opozycja już ostrzy ząbki.
Tak wygląda sytuacja Leńczuka on może tylko opędzać się od dzikich zwierząt i sam do tego stanu doprowadził. Jest politycznie w tej muzealnej kwestii zaorany i cytując jego od niedawna nowego kolegę „ober medyka” Janeczka „Durniem trzeba być…”, by się do takiego punktu krytycznego doprowadzić. Mając doskonały punkt wyjścia co trzeba pamiętać, bo póki poseł Tereska Hałas miała pieczę to było jako tako i przy założeniu, że on ciut słuchał. O, takich jak on mówili kiedyś bacowie, że „nim słonko zasło wsyćkie owiecki wygubieł”.
Gdy rozpisze nowy konkurs, to będzie musiał obniżyć wymagania. Wtedy wpakują mu się takie siły, których on się obawia, a które sam wyhodował, czyli rewolucjoniści z muzeum bądź koledzy rewolucjonistów. A mają takich kolegów na mieście, i to całkiem sporo. Boi się i Nowosadzkiego, że ten wirtuoz intrygi wepchnie mu jakieś jajko niespodziankę. Nowosadzki jak chce to takiego pirueta wykręci, że biblijny wąż co Ewę namówił to przy nim zwykły siermiężny parkowy padalec. Marek zawsze działa na sferę emocji, i to tak subtelnie, podprogowo. Najnowszego kolegi; Janeczka, który mu ostatnio kadził na sesji pokazem starych gazet, mówiąc, że każda władza ma swoje czasy i swoje problemy też zalicza do grona takich, których się obawia. Wie jak ten potrafi namieszać.
Artur się napatrzył i nie chce
Sytuacja dla mnie osobiście arcyzabawna i materiału źródłowego więcej, niż ryb w sieci po połowie w Jeziorze Galilejskim… Bombardowany jak Hamburg przez aliantów, ale nie bombami tylko propozycjami startu bądź objęcia „Pełniącego Obowiązki Dyrektora” był i jest Artur Capała. Z punktu widzenia spokoju i porządku w muzeum kandydat idealny i on mógłby tam porządek zaprowadzić oczywiście na pewnych warunkach. Tylko jest jedno małe „ale” Artur nie chce, bo jak tłumaczy nagabującym on już był. Poza tym nie jest durniem i stosuje się do zasady, że jak władzę mają nie za mądrzy, to rozsądni trzymają się od tego z dala. To jest facet, który jak coś kupuje, to za gotówkę. Wie, co to zdrowy rozsądek, dlatego do wejścia w bagno żadna siła go nie namówi. I tak podczas trwania konfliktu w muzeum doskonale widział, jak zachował się Leńczuk z całym zarządem i ile były warte jego zapewnienia i gwarancje.
Widział te piramidalne głupoty chłopaków ze starostwa, widział ich kretyńskie posunięcia, bo urządzenie sądu kapturowego w dwóch turach latem 2021 roku na wniosek Janeczka, gdzie pastwiono się nad dyrektorem, a między innymi jednym z zarzutów był słoik miodu do takich się zalicza. Widział obstrukcję i czystej próby mącenie. Widział skutki głupot Janeczka, jego pchania łapek po same obojczyki, co by tylko dokuczyć namieszać, a potem pleść głupoty na sesji… Hipokryzji się naoglądał po kokardę mówiąc kolokwialnie. Również widzi, ile, kto w muzeum zapału wkłada do roboty, bo tam pracuje od dwudziestu kilku lat. On zna to środowisko, a troje z rewolucyjnej piątki przyjmował do pracy.
Sam sobie kubeł pomyj wylał na głowę
Do Leńczuka to, co nawyczyniał chyba dotarło i można o nim powiedzieć na osłodę, że lepiej późno niż wcale tak jak kiedyś powiedział jeden Żyd, gdy spóźnił się na pociąg. Nietrudno wywnioskować, że w jego sytuacji nic się nie zmieniło. Rozpisania nowego konkursu boi się jak dziecko borowania. Chce przeczekać w gąszczu uników do wyborów w kwietniu. W ten piątek 14 lipca zebrał się zarząd powiatu i przyjął protokół z konkursu. Obradował bardzo krótko, bo coś z półtorej godziny, a na ich standardy to mgnienie. Dłużej podpisywano kapitulację Westerplatte… A miny mieli takie, jakby czytali własne nekrologii albo jak Mateusz Borek po meczu z Mołdawią.
Ma stracha, i to mało powiedzieć. Wie, że jeśli zdecyduje się na konkurs będzie znów zamieszanie, a choćby przy powołaniu nowego składu komisji. Znając Zielińskiego i Piwkę to wcześniej czy później atak nastąpi, a są i inni chętni do szarpania. Nawet jak postawił zaporowe warunki do ostatniego konkursu, to Zieliński go zrugał zupełnie bez sensu ot tak, a przecież zrobił co tamten chciał. Leńczuk uważa, że takiemu, jak Krzyś można dogodzić. Gdy rok temu bezmyślnie ogłosił, że rezygnuje z przedłużenia angażu Gołębiowi i zakomunikował, że będzie konkurs otworzył nowy rozdział, a opozycji dał nowe pole do popisu z nowymi wariantami psot.
Czyli sam sobie wylał na głowę wiadro pomyj. Za chwilę padł wniosek, żeby do komisji konkursowej powołać wszystkich przewodniczących komisji rady powiatu. Niektórzy zanosili się śmiechem, że taki przewodniczący komisji rolnictwa może uzasadnić swoją obecność tym, że w muzeum mają ekspozycję stałą dotyczącą, chmielu, chmielarstwa i piwowarstwa. No takie absurdy. Tak że zagrzęźli, a czort karty rozdaje, ale ma to Leńczuk co chciał. Wszystko jest pokłosiem durnej koncepcji, by dyrektorów rzucać na pożarcie rozszalałej opozycji. Brak politycznego rozsądku i jakiegokolwiek planu u Leńczuka tak widoczny jak braki w uzębieniu bohatera „Rolników z Podlasia” nomen omen też Andrzeja z Plutycz.
Amnestii może nie być
Najbardziej „żal” „osadzonego” Tomka Nagowskiego, który obecnie pełni obowiązki dyrektora muzeum do końca lipca. Amnestii dla niego może nie być a wręcz prolongata zesłania. Tak jak dla tych łagierników u Sołżenicyna, którym właśnie dobiegał koniec odsiadki ale komendant łagru im zakomunikował, że Moskwa dołożyła im jeszcze 5 lat. Tomek chce wracać do siebie na trzecie piętro. Tęskni jak psiak ze schroniska. Poznał specyfikę muzeum zobaczył jak tam niektórzy pracują i co mają w głowach. Przeżył to sam jak Lombard wyśpiewał i jak Gołąb doświadczył. Mimo że swego czasu uprawiał sporty walki chce ustąpić, aby zwyciężyć jak mawiają na bardzo dalekim wschodzie. W tym wypadku wygra swoje zdrowie i może odzyska równowagę.
Jedną spektakularną klęskę, ale nie do końca swoją, bo tak naprawdę ta idzie na konto Leńczuka już zaliczył, albowiem on jako audytor starostwa i dyrektor nie potrafi wyegzekwować od ponad dwóch miesięcy od administratorów nieoficjalnej strony muzeum na FB, by ta zaprzestała działania, bo to szkodzi wizerunkowi muzeum. No i tak to wygląda, ale zdaniem prasy i samego Leńczuka to Gołąb nie potrafił zarządzać. Teraz wyszło jednak że i Leńczuk z Tomaszem Nagowski również nie potrafią.
A co na finał? Bo coś musi być! Otóż Leńczuk ma jeszcze trzy opcje i wszystkie „atomowe”. Może poprosić o pomoc swojego nowego alianta, czyli mądralę i ordynatora ginekologii radnego Janeczka. Ten ma czasu w bród i nie odmówi, albowiem na położnictwie tłumów nie ma, a regentem jeszcze nigdy nie był. Zapłatą za to będzie wotywna tablica na fasadzie muzeum, której treść Leszek sam podyktuje i koniecznie, żeby było; „W tym budynku od sierpnia 2023 do kwietnia 2024 roku głosił kazania, umoralniał, wskrzeszał i nauczał oraz wrzeszczał na Niemców Leszek Janeczek”.
Może też Leńczuk spróbować wariantu z powołaniem któregoś z podległych mu naczelników czy kierowników zwał jak zwał na pełniącego obowiązki dyrektora muzeum. Z takiego „klucza” jest Nagowski i może takimi „nieszczęśnikami” rotować do wyborów. Dlatego u Berezy, Frąca, Klusa, Szkody, Pawelec, Sysy, Dudka, Stachuli czas spokoju dobiegł końca i zaczną się nieprzespane noce. Mogą przyjść po nich nad ranem albo w niedzielę. Leńczuk w desperacji to Leńczuk nieobliczalny. Każdy może dostać powołanie, bo podlega poborowi, a wszyscy mają kategorię „A” I taki wybraniec zostanie rzucony na odcinek „powiatowego Orzysza”, a co to było za PRL to proszę sprawdzić. Jedyne wyjście dla wspomnianych to omdlewać na widok „tak zwanego starosty”, modlić się żarliwie albo z okien gabinetów spuszczać drabinki sznurowe i wiać do domu na L 4. Po „wakacjach w muzeum” nikt już sobą nie jest do końca, a zdrowie ma się tylko jedno.
Ale ostatni wariant jest moim zdaniem najlepszy i przecież Leńczuk sam za nim lobbował, i to byłoby zwieńczeniem pewnego procesu. Obecnie w kadrach pracuje przywrócona „Pani Kierownik”, o której powrót zabiegał Leńczuk, i to dwukrotnie. Jest fachowcem w administracji, jakiego świat nie widział. Sąd to potwierdził wyrokiem przywrócenia, a Leńczuk również, bo jak wspomniałem dwa razy zabiegał, a ten trzeci to fakt, że starostwo nie wnioskowało o apelację. Czyli tuż po wyroku pierwszej instancji padnięto sobie w ramiona. Ale to nie koniec „świetnych opinii” o fachowości tej pani, bo jest jeszcze jedna i wieńcząca wszystkie. Ta jest doktora, poety, członka komisji konkursowej z naganą Pana Konrada. Wyczytałem ją z jego autorskiego i publicznego posta z 13 lipca zeszłego roku. Jest zapewne sercem przemyślana, a powstała na okoliczność zwolnienia dwójki „fachowców” i jego przyjaciół. Jak w takich okolicznościach jej nie przytoczyć „Właśnie zostały zwolnione z pracy dwie osoby, specjaliści, etnolog i kierownik kadrowy, były marką tego miejsca, częścią zespołu, który miał duże doświadczenie i współpracował ze sobą jak mechanizm w jednym z zegarków Patek Philippe” Co prawda złośliwcy na mieście gadają, że ten zegarek pokazywał czas, jaki chciał, ale nie wierzmy podżegaczom wojennym i zgodnym chórem powtórzmy za Panią Naczelnik Gminy bohaterką „Wyjścia Awaryjnego” graną przez Bożenę Dykiel „Podłość ludzka nie zna granic” A o tym, co odkrył i zapisał audytor Tomasz Nagowski, gdy kilka lat temu prowadził kontrolę w muzeum po prostu wypada zapomnieć, mając dobro instytucji kultury na względzie. Tak więc jest rozwiązanie wręcz salomonowe, które podsunęły niebiosa pod nos naszego nieszczęsnego starosty. I tą sugestią, która pośrednio dowodzi, że i w Niebie mają poczucie humoru żegnam czytelników do następnego felietonu…