Co ten Daniel kombinuje (!?)

 

Jedni zachodzą w ciążę, a inni w głowę co też w duszy gra nowemu burmistrzowi Miciule i kto on tak naprawdę jest! Wszystko przez to, że ostatnio zrobił sobie takie zdjęcie, że niektórzy pukają się w czoło, czy nie lepiej było sfotografować zachód słońca nad zalewem w Tuligłowach albo wiadukt na Piłsudskiego. Daniel „szczęścia” do fotografii nie ma i tym bardziej powinien uważać, ale to już zrobił sobie „sam”.

Jakoś tak przed Chmielakami na swoim profilu „Daniel Miciuła Burmistrz Krasnegostawu” przypiął fotografię z „Kukuńkiem” Wałęsą i jak z niej wynika radości obaj mają co niemiara. Lecho siedzi w białej koszuli z Matką Boską „w klapie”, ale z meksykańskiego Guadelupe, bo ta jasnogórska prawdopodobnie połapała się w jego cymbalstwie i „nieudawanej głupocie” Zwyczajnie powiedziała „non possumus”. Daniel ściska go za grabę być może tą samą, którą kwitował kasę od ubecji i podpisywał porozumienia sierpniowe!?

Obaj to ludzie sukcesu i optymiści, a wszystko miało miejsce na gali „bardzo ważnego” plebiscytu któremu może tylko dorównać ten z „Kuriera Lubelskiego”, w którym ober doktor Janeczek przy „pomocy” 40 głosów został „ginekologiem Lubelszczyzny”. Plebiscyt organizowała fundacja Mariusza Pujszo „Jestem Optymistą” co w Wiszenkach Kolonii gmina Skierbieszów ma agroturystykę na czterech hektarach słynącą z walorów, jakich świat nie zasmakował, ale generalnie to jest postrzelony warszawiak. Do tego podobno aktor, reżyser i scenarzysta znany z tego, że jest znany dalej niż w Wiszenkach Kolonii. I właśnie tak się złożyło, że cudownym zbiegiem okoliczności, bo tam, gdzie Wałęsa to i cuda to miasto Krasnystaw zostało nagrodzone statuetką, dyplomem i cholera wie, czym jeszcze, ale przede wszystkim tytułem „Optymistycznego Miasta 2024 roku”

A na dokładkę optymistą roku wybrali właśnie Lecha wspomnianego wyżej Wałęsę… i żeby nie było gala odbyła się w sierpniu, kiedy do końca roku było jeszcze ponad cztery miesiące. By ten fenomen pełnego roku bez czterech miesięcy zrozumieć to trzeba oprzeć się na cudami słynącej biografii Wałęsy, w której takich „cudaczności” jest bez liku. A choćby taki pierwszy z brzegu cud, jak Lecho seryjnie wygrywał w toto lotka i sam z dziećmi i Danką komunę obalił, bo jak powiedział do portugalskiej telewizji w 2005 roku, że z nimi musiał, bo ludzi nie miał…

Ten cały plebiscyt to pies go trącał, i to wielkie nic. Ot taki żart, może nawet śmieszny… Tylko że na świecie dzieją się rzeczy dużo ważniejsze, które wypadałoby jakoś skomentować i się do nich odnieść na swoim profilu, jak się jest młody, prężny i spoza lokalnej watahy. Daniel, tymczasem idzie w elementy przemysłu rozrywki i niektórzy uważają, że tymi uściskami z głupkowatym Lechem, z którym się wałęsa po idiotycznych plebiscytach to on już zasygnalizował swój światopogląd i stosunek do rzeczywistości. I „Nie o take Polskę my walczyli”, parafrazując wąsatego i nie za mądrego elektryka.

Tymczasem Daniela prawie rówieśnik prezydent Chełma Jakub Banaszek pokazuje że można i nogi nie odstawia. Komentuje jak nie wypowiedź bezczelnego ukraińskiego ministra, który z bestialsko pomordowanych Polaków na Wołyniu robi kpinę, to „otwarcie igrzysk w afrykańskim i sowieckim Paryżu”. Na którym kąpano katolików w czyściutkim gównie i które komentowali szeroko zwykli mieszkańcy Krasnegostawu, żeby nie było. Daniel oczywiście krzty odwagi nie znalazł i milczał w obu przypadkach.

Dlatego wielu pyta, gdzie ten On z kampanii, kiedy odnosił się do każdego zarzutu i każdej potwarzy. Sądzili a mieli ku temu solidne podstawy, że taki stosunek do rzeczywistości będzie u niego zjawiskiem trwałym, a nie „figurą na wybory”, bo czemu nie, i to byłoby coś nowego i ożywczego w tym grajdole. Zyskałby wiele w oczach wyborców za tak w sumie niewiele… I to byłoby dopiero coś! Poza wszelką wątpliwością jest to, że wypadało burmistrzowi ustosunkować się szczególnie do obsrywania katolików, bo jest mąż ojciec i do konfidencji na przysiędze przy obejmowaniu urzędu samego Pana Boga dopuścił, żeby mu pomagał w rządach, w tym nieszczęsnym padole pełnym emerytów, pustostanów, banków, ciuchlandów i Wilkołazkiego Krasnostawian. A to było i odważne, i piękne. Bo skoro Pana Boga się za brodę szarpie, to należy być konsekwentnym…

Daniel, tymczasem włazi w stare śmierdzące buty i ciekawe przez kogo podsunięte, ale jak chce, żeby nogi mu cuchnęły przy każdej okazji to, co zrobić. Jest przecież powiedzenie dotyczące skrajności w gustach, które mówi o tym, że są tacy co lubią jak im gra cygańska muzyka, ale są i tacy co lubią jak im śmierdzą nogi. Widać on z tych drugich… Dorosły jest i chyba wie, co robi… Idzie jak nic w kierunku bycia kolegom wszystkich, co się u nas zwie „znowosadczeniem”, a akuszerem tego terminu i postawy jest nie, kto inny tylko sam Marek Nowosadzki, który już na wszystkich powiatowych kobyłach siedział i nie zawsze zgodnie z kierunkiem ich jazdy. Marek Daniela historii w szkole uczył to może i było się, gdzie tym bakcylem zarazić.

Ale jak chce chłopak z Olszanki być jak te słynne buty szyte w Tyszowcach co pasowały na obie nogi, jakbyś je nie zakładał, to droga wolna. Tylko że burmistrzem się bywa, a Danielem jest i niech tam robi po swojemu i czeka cierpliwie końca…

Tak na koniec to warto wspomnieć, że nie jest dobrze i weź tu znajdź „plusy ujemne i plusy dodatnie” w takiej sytuacji, a „nie chcę, ale muszem” jakoś to podsumować… To może tak! Daniel coś kombinuje i widzą to ci co obserwują dłużej politykę niż on w niej jest. Widzą że wykonuje takie posunięcia które przypominają umizgi i o których dziś nie ma sensu wspominać, bo może przyjdzie na to właściwszy czas. Ale bardzo często przypomina w nich o dziwo Wałęsę i ta fotografia z nim staje się niechcący symboliczna. Bo Lechu zasłynął z tego że wzmacniał lewą nogę a Daniel robi to samo. Jak się to skończyło to wiemy bo Lecho został między nogami i skoro tak to i Danielowi taki los pisany. Mimo tego są jeszcze tacy, którzy „są za a nawet przeciw” i jeszcze mają tyle cierpliwości do Miciuły, że wolą się denerwować na niego, niż wstydzić za „grzywkę Hukiewicza”.

 

27
7

Podsłuchane w starostwie. Gorączka sobotniej nocy na SOR

 

Siostro a co tu tak lasem zalatuje?

A to Panie doktorze od tej sosnowej gałęzi…

To jakieś części zamienne dla Pinokia? I co to tutaj robi?

Panie doktorze przywieźli to razem z pacjentem w karetce.

Co takiego!? To karetkami wozi się drewno!? To leśniczy jakiś był, czy stuknięty ekolog, co się łańcuchem do drzewa przypasał jak w Rospudzie na Podlasiu?

Gorzej Panie doktorze to nasz wicestarosta…

E no nie wierzę, a co ten znowu nawyrabiał?

Panie doktorze, bo to było tak, że w piątek wieczorem tak się cieszył z tych matur w naszych szkołach, że polazł na spacer… No i zaczął obdzwaniać wszystkich znajomych i się chwalić wynikami i że to jego zasługa. I jak tak gadał i, gadał, i szedł, to wlazł do lasu… tylko że on nigdy wcześniej w tym lesie nie był, bo on tylko z domu do starostwa albo czasem do sklepu i na własnym trawniku ma jako taką orientację. No i wziął, i zginął…

W tym lesie co do niego doszedł zginął siostro, żebym dobrze zrozumiał!?

Tak Panie doktorze w tym lesie zginął. Ale żeby tam od razu las! Parę drzew i trochę krzaków, ale dla niego to już była puszcza!

I co dalej?

Panie doktorze ciemno się zrobiło, a on to nie jest za odważny i wyobraźnia zaczęła mu pracować. Podobno Smerfów się wcześniej naoglądał i ten Gargamel tak go wystraszył. No i wie Pan! Ciemno, coś tam w krzakach zaszurało, a on hyc z tego strachu na drzewo!

Na to, z którego ta gałąź?

Tak! Na to samo! Panie doktorze i tu się zaczyna dopiero historia, bo jak on się tam wdrapał to do dziś nie wiadomo. Bo gałąź jest osiem metrów nad ziemią i ona jest pierwsza! Musi ze strachu tak podskoczył, a my się tu od dwóch dni zastanawiamy jak on się musiał bać, że tyle metrów poszedł w górę.

Siostro a mało to się na przeskakiwał z koalicji do, koalicji? To może tam się naumiał?

Panie doktorze, ale tam to się „w bok” skacze a nie do góry.

No tak siostra ma rację, ale co dalej?

A nic! Przesiedział na tej gałęzi do rana. Komary go tylko zgryzły i kleszcze oblazły. No i się jeszcze żywicą wysmarował jak nieboskie stworzenie. To dla tego musieli go strażacy wycinać, bo odkleić się sam nie dał rady.

A kto wezwał straż i pogotowie?

A jakaś kobita z rana poszła psa wyprowadzić i patrzy, że na drzewie coś jęczy i stęka. Trochę się wystraszyła, bo myślała, że to jakiś ruski spadochroniarz albo wisielec, ale jak zaczął się ruszać i gadać po naszemu to się wydało, kto on.

A wiadomo co go tak wystraszyło?

A to też dobre i tu jest cały on! Panie doktorze w tych krzakach to licealiści z tego liceum co on nie chciał do niego wracać, bo wolał być wicestarostą świętowali dobrze zdane matury. Wino rozpijali jak to kiedyś i grali w butelkę!

No to jak on te osiem metrów nad nimi siedział to można powiedzieć, że samorząd u nas na wysokim poziomie!

Tak Panie doktorze, ale tylko wtedy jak siedzi ze strachu na drzewie…

No to niezły siostrzyczki miały weekend!

Ale co też doktor opowiada to była zaledwie sobota rano jak tego wicestarostę przywieźli! Gdzieś po południu tak w obiad wparował tu z wrzaskiem ten drugi!

Który drugi?

No Janusz! Ten, no… starosta ozdobny…

A czemu ozdobny?

Bo Panie doktorze on ma tyle władzy, że spełnia funkcje ozdobne. Może tylko po dożynkach i pogrzebach, i innych takich obiema łapami trzymać mikrofon i gadać od rzeczy. Ci z Koalicji Obywatelskiej pilnują, żeby nic nie mógł, bo ma być równowaga… No i jak coś chce po swojemu, to ci go trach! Po łapach. No i właśnie on tu w sobotę przyleciał z siną całą prawą łapą. Widać dali mu po niej i stąd taka sina była.

No to fajnie, ale co dalej?

A normalnie jak to on zaczął się drzeć, że nas wszystkich pozwalnia jak kupi ten szpital i że ma zięcia „farmaceutę”, a potem zażądał, żeby mu sprowadzić tego chirurga Andrzeja, co jest radnym!

No i co, Andrzej przyszedł?

E, gdzie tam!? Panie doktorze! No bo jak miał przyjść jak poleciał do Grecji na wczasy.

To jak żeście sprawę załatwili ?

A na sam początek tośmy wysłali do niego lekarzy z Ukrainy? On tam za młodu jeździł po nauki to myśmy myślały, że się ucieszy.

I co, ucieszył się ?

I to jeszcze jak! Od samych drzwi zaczął się drzeć na nich „paszła won!” Oni się poczuli jak u siebie, bo to u nich jak u nas „dzień dobry”

No to rozumiem, że operacja się nie powiodła, ale jak to się skończyło?

Ażby się Pan doktor zdziwił, ale bardzo dobrze! Bośmy wpadły na genialny pomysł i posłały do niego taką młodą pielęgniarkę. Ona przyjęta po znajomości i łokieć myli z kością ogonową, ale ma inne zalety.

A jakie?

No jakby to powiedzieć… Wystarczy, że jeden guzik rozepnie rzęsami zatrzepocze i największy furiat spokojny jak osesek przy cycu…

I co? Tu zadziałało?

No ba! Panie doktorze jeszcze mu naopowiadała, że na niego głosowała i że jest jej „samorządowym bohaterem” A jak mu zaczęła cytować Senekę, to się rozpłakał.

A ona rzeczywiście głosowała na niego?

No gdzie tam! Dziewczyna z Lublina i zielonego pojęcia nie ma, ale na takie sytuacje to lepszej nie ma. Dyrektor to nawet myśli, że jak odejdą anestezjolodzy to nią zaczniemy „znieczulać” Taka dobra! A Janusz po tym opatrunku to był taki zadowolony i oczy miał takie maślane, że nic tylko na chleb i smarować. Do ciemnej nocy z nią siedział! Nawet nie jęknął, jak go bandażowała, tym bardziej żeby był zadowolony to mu opatrzyła zdrową rękę, a on się nie połapał z tego wszystkiego i jeszcze mu telefon dała… do swojej babci, że niby to jej. Wyleciał po tym od nas w podskokach, jak jelonek w rui! Wyłożył się na parkingu po ciemku co prawda, ale my wtedy drzwi na klucz i światła zgasiłyśmy i niech się tam drze. U nas „gwarancja jest do bramy, a potem się nie znamy”

No siostrzyczki, ale domniemam, że to nie koniec gorączki sobotniej nocy?!

Dobrze doktor kombinuje, bo przecież jest po sobocie niedziela!

No to zamieniam się w słuch!

Gdzieś tak po trzeciej po południu przynieśli nam na drzwiach od toy toya Marcina przewodniczącego rady miasta…

Na drzwiach!? A co się stało?

Panie doktorze to jest opowieść niesamowita z dosłownie mrożącym zakończeniem!

No słucham siostra opowiada…

Marcin uwziął się, że wreszcie coś sam wygra, bo jak Pan wie w naszym miasteczku wszyscy widzieli go burmistrzem, tylko że on nie wystartował, a teraz ma pretensje do całego świata, że do niego nie mówią „Panie burmistrzu”.

No ale siostro, bo nie rozumiem!? Jak mają mu mówić jak on nie startował?

No właśnie Panie doktorze! Tylko że jemu tego nie można wytłumaczyć, bo za cholerę nie chce tego zrozumieć. On jest nauczyciel informatyki i może złapał jakiegoś wirusa albo po wyborach się zawiesił jak komputer. Sama nie wiem, ale cudak z niego pierwszorzędny. No ale z tego wszystkiego to jak już mówiłam zawziął się, że wreszcie coś wygra i padło na półmaraton chmielakowy, bo on co roku w nim startuje. Dlatego poszedł w południe, w największy upał trenować. Czapki se nie wziął… i słońce zrobiło robotę i dostał udaru. Jak go znaleźli, to cały był strzaskany jak rak i majaczył, że jest burmistrzem. Wpakowali go na te drzwi i przynieśli do nas.

I co z nim?

No z nim to prosta robota była. Wylądował w piwnicy na posadzce, a głowa w wiadrze z lodem. I to jest to mrożące zakończenie. Już po godzinie zaczął odzyskiwać kontakt z rzeczywistością i pytać, jaki ma czas. No to my żeśmy mu powiedziały, że najwyższy, ale nie zrozumiał tradycyjnie. Pod wieczór to już sam do domu polazł, ale czy coś zrozumiał to ciężko powiedzieć… Oczywiście kolor mu został, ale jak się z komunistami zwąchał w wybory to niech ma i niech go tam skóra piecze. I tak to z nim było…

No to niezły koniec!

Panie doktorze co Pan taki optymista! Niedzielne przygody jeszcze się nie skończyły, bo po dziesiątej w nocy przyszedł sam burmistrz Daniel!

Matko, a temu co?

W sumie nic, ale o własnych siłach przyszedł z podrapaną prawą ręką.

Podrapaną?

No tak jakby podrapaną, pogryzioną albo pokąsaną…

Jak to!?

A tak to Panie doktorze, bo gazety napisały i choć raz prawdę, że Daniel tym radnym z rady miasta od Marcina co mają większość w radzie.

Tego, co go na drzwiach od toy toya przynieśli?

Tak ! Od tego samego! To właśnie Daniel wyciąga do nich rękę, a oni mu tę rękę wyciągniętą na zgodę kąsają. I to widać, stąd ta jego wizyta.

No to niezła „wścieklizna” w tym miasteczku…

Ano Panie doktorze niezła, i to mało powiedziane!

A coś poza tym na szpitalu się wydarzyło? Może u doktora Leszka się coś urodziło podczas mojej nieobecności?

Gdzie tam Panie doktorze, jakby się urodziło to na Lublin 112 już by o tym pisali. Co Pan nie wie jak tam u niego jest!?

No siostrzyczki, tak czy siak bieda idzie i mają szpitale zamykać i łączyć! Co to będzie jak ten nasz zamkną? Kto tych wszystkich VIP leczył będzie i się z nimi użerał?

No kto Panie doktorze? Nie będzie tak źle póki są jeszcze weterynarze na ul. Granicznej!

 

37
5

Pomidorowa na rosole czyli o Nowosadzkim w „szkole”

 

 

Jak ktoś myśli, że poniedziałkowa pomidorowa nie jest na rosole z niedzieli to jest zwyczajnie naiwny, a jak ktoś myśli, że Nowosadzki ma coś wspólnego z „wyśmienitymi wynikami matur” krasnostawskich liceów to też ma tę samą przypadłość. Marek kocha się chwalić i teraz ma żniwa, bo uwielbia się podpinać pod nie swój „sukces”, tym bardziej że jest ku temu okazja, albowiem w „grze”, ze „starego układu” ostał się tylko on. Można powiedzieć, że ci, co ocaleli historię piszą…

 

Nim rozwiniemy zagadnienie „matur” to parę słów wyjaśnienia, dlaczego co tekst to zawsze jest coś o naszym „prowincjonalnym Adonisie”. Powód jest banalnie prosty i można go znaleźć na FB starostwa. Tam w relacjach z czegokolwiek Maruś jest obecny w stopniu zatrważającym. Są i takie, gdzie jest na 80% ujęć, wykadrowany poza granice śmieszności przez swój nieodstępujący go na krok fraucymer. Dlatego „Dziennik Siennicy” podjął wyzwanie i skoro tak to w miarę naszych możliwości również Marka wciskać będziemy, gdzie tylko się da, ale na naszych warunkach, tak jak wciskali kawę i wuzetkę w „Misiu”. Sam to zaczął, a my mu zrobimy taką promocję, że jego służby paznokcie ze złości i zazdrości do krwi ogryzać będą i z nich też się pośmiejemy. Oczywiście to się nie spodoba, bo oprócz fioła na swoim punkcie Maruś posiada drugiego fioła, a ten już jest cenzorski! Chciałby dyktować co o nim pisać i jak. Ile to ja się nasłuchałem co robię nie tak z jego osobą i jak to powinienem się wstydzić i go przepraszać. Tu, jednak jego władza nie sięga i jak tak to będzie wesoło…

 

A jak fioł jest wielki, to wystarczy za dowód, że ostatnio na rajdzie rowerowym wręczał zgrzewkę cukru, że niby chyba taki słodki i jego spec służby musiały to uwiecznić, bo jakby tego nie zrobiły to byłaby dziura w niebie. I to że znów coś pod namiotem, gdzie częstowało koła gospodyń z Kraśniczyna wciskał w siebie również musiało zostać uwiecznione by potem trafić na stronę FB. Czekać tylko na fotorelację z drugiej części, w której wciśnięte górą smakołyki szczęśliwie osiągają linię mety na dole… No jak wyścig ma start to musi mieć i metę nomen omen! We wrześniu Nowosadzki skończy 60 lat, jakby ktoś nie wiedział i póki, co będzie najbardziej wyrośniętym sześciolatkiem w powiecie. Chyba na prezent trzeba mu dać pluszowego misia, klocki i coś na słodko.

 Czyja to sprawka?

A teraz to już do rzeczy i w takim razie, kto stoi za „świetnymi” wynikami matur w liceach, gdzie przypomnijmy I LO miało 97% zdawalności a II 95%. Skoro to nie Nowosadzki, to kto? W pierwszym rzędzie są to „woły robocze”, czyli nauczyciele i sami maturzyści, bo jednym i drugim się chciało. Co do tego nie może być wątpliwości. Kierownictwo również może liście wawrzynu do wieńca sławy czepiać, bo czemu nie. Szczególnie Anna Antyga z II LO, jej Nowosadzki nie lubi, dlatego że jest odważniejsza od niego i lubuje się w dopiekaniu jej, jak tylko może.

Organ… tańcujący na studniówkach

Ale jeśli chodzi o udział, w tym wszystkim tak zwanego „organu prowadzącego”, a na studniówkach żrącego, bo się namolnie dzieciom pcha, no i co tu ukrywać dzięki głupocie rodziców tychże, bo ci z jakichś przyczyn uważają, że jak organ przyjdzie to będzie lepiej pachnieć. A to towarzystwo na studniówki przyłazi, tylko aby się tam za darmola najeść i poskakać. I tu Nowosadzki jako przedstawiciel organu jest na szarym końcu, a nawet, i to za dużo. Jego powinno się przegnać precz, lejąc kijem od miotły po grzbiecie tak samo jak Papież Juliusz II lał Michała Anioła za obsuwę przy freskach w Kaplicy Sykstyńskiej.

Zgłupiał nasz intrygant

Maruś taki ambasador oświaty, że lepiej takiego nie mieć niż mieć. Ostatnio próbkę jego odwagi widzieliśmy niedawno, bo za poprzedniej władzy w marcu tego roku… Na posiedzeniu zarządu powiatu wtedy wicestarosta Marek – odpowiedzialny za oświatę tak jak i obecnie – zgodził się na konkursy dyrektorów podległych powiatowi szkół. Każdy konkurs był na zarządzie głosowany osobno, a Nowosadzki za każdym głosował obiema rękami i gdyby potrzebne były do tego jeszcze nogi, to też by się nie zawahał. Wtedy wiedział, że Szpak, gdyby „chyci władzę” to pchałby swoich i ci, za którymi głosował nie mieliby szans, a wśród tej piątki była jego faworyta Anna Patejuk z I LO.

Tylko że jak Maruś trafił na listę Trzeciej Drogi to na sesji zwołanej właśnie o te konkursy, które zdaniem Szpaka były przedwczesne, bo jak twierdził powinien je organizować nowy zarząd, to na tej sesji Nowosadzki, gdy przyszło głosować zaparł się swojego wcześniejszego postanowienia i wstrzymał od głosu, choć to durne głosowanie nie miało żadnej mocy sprawczej i było zwykłą dętą demonstracja cholera wie, po co!? Zgłupiał więc nasz intrygant, w tym „głosowaniu” w ułamku sekundy, i to całkiem!

 

Ryczeli ze śmiechu z niego wszyscy i kpili z takiej odwagi, a Nieściorowa miała ochotę rozerwać go na strzępy za głupotę hipokryzję i tchórzostwo. I to właśnie Ewunia teraz już „Żalaznoboka”, jak lwica broniła decyzji o konkursach w takim a nie innym terminie. Szpakowi wywaliła wszystko, co miała na wątrobie, a tę ma niemałą i w wywalaniu jest całkiem sprawna. Nowosadzki nawet próbował się do jej odwagi przykleić i chować pod jej spódnicą. Coś, w związku z tym zaczął pobrzękiwać, ale tak na niego spojrzała, że zamilkł.

Ona temu winna

No i właśnie doszliśmy, kto za tym „maturalnym” sukcesem stoi od strony nieszczęsnego organu prowadzącego i może to się wydać przerysowane, ale bliższe jakiejś tam „prawdy”, bo przewodniczący komisji coś do powiedzenia ma! Tym bardziej ktoś, taki jak Ewa Nieściory vel „Nieścioressa” i „Żelaznoboka” radna z Gorzkowa. W poprzedniej kadencji przewodnicząca właśnie komisji Oświecenia Powiatowego i Kultury… To ona miała ostatnie słowo we wszystkim co dotyczyło oświaty. I właśnie na tej sesji, o której wyżej wygarnęła Szpakowi, w jakim stanie szkoły zostawił i ile musieli po nim sprzątać. Nowosadzki spełniał w tym wszystkim tylko funkcje ozdobno – pomocniczo – wykonawcze, ale sam się w takiej konstelacji z własnej woli znalazł i umościł. Ileż to godzin spędzili u niego w gabinecie na rozmowach o oświacie!

 

W nich to Ewunia narzucała temat i rozwiązania, a Nowosadzki mógł się jedynie zgodzić i ewentualnie dolać Ewie wrzątku do herbaty czarnej z cytryną i niesłodzonej. Byłem świadkiem kilku takich spotkań na wysokim szczeblu co prawda przez chwilę, ale widok był cudny i któż ten opisać zdoła!? Ewa za stołem rozparta i żywiołowo gestykulująca, a Marek obok przycupnięty jak wymiętolony krasnoludek. To była groza majestatu, jak posłuchanie u samego Hulagu-chana. Gdy jej się herbata kończyła, to nawet nie musiała mówić, bo Nowosadzki cały czas śledził poziom płynu w filiżance która była wiadrem z uchem, bo Ewa nie lubiła minimalizmu. Plastyczna to była kompozycja jak jasna cholera i można nią zilustrować różnicę potencjałów w czasie spotkania Stasia Poniatowskiego z carycą Katarzyną II w Kaniowie.

 

Czasem jak Marek był grzeczny to pozwoliła mu coś powiedzieć… Była coś ze dwa lata temu na komisji sprzeczka między nimi o coś, co dotyczyło liceów i nie pamiętam dokładnie, ale pamiętam finał. Nowosad czak próbował coś powiedzieć, ale gdzie tam! Ewcia zgasiła go jak gromnicę i musiał uznać jej prymat. Dlatego, choć Ewa nie była postacią z mojej bajki, bo też ulegała instynktom stadnym dominującym w radzie poprzedniej kadencji to do „pognębienia” strachajły i intryganta Nowosadzkiego lepszej nie znajdzie.

Kozły ofiarne i bezrozumne złośliwości

O jego bezrozumnej złośliwości, bo osobniki pozbawione odwagi cywilnej tak mają niech świadczy fakt, jak to się troskał dwa lata temu w prasie o poziom wyników matur z matematyki w II LO. No tak się złożyło, że akurat był konkurs na dyrektora i startowała Antyga i trzeba było się troskać nie przy kawie i dyskretnie tylko do prasy. Sam dyskrecję uwielbia, ale tylko jak ma w tym interes…

To jest gość, który nigdy za nic odpowiedzialności brać nie chciał, a jak go do niej zapędzą, to szuka kozła ofiarnego, byle tylko na niego żaden cień nie padł. W starostwie jak trzeba odpowiadać na interpelacje, w których gdzieś tam może być Nowosadzki to jest łapanka na takiego kozła. Zawsze się złości jak przypominam, jak lat temu dziesięć wycofał papiery z konkursu w I LO, bo się wystraszył, a w 2016 mógł startować na dyrektora II LO, ale wolał nie składać papierów w starostwie tylko z papierami latał gdzie indziej…

 

Nie przeszkadzało mu być bezmyślnie złośliwym w stosunku do Gontarza, gdy ten postawił na Lidię Jurkiewicz jako swojego zastępcę, tak jakby puścił w niepamięć sytuację sprzed paru lat, kiedy jemu zastępcę wybierali. No i wyszło, że jemu nie dogodzisz, bo jak to skwitował w placówce są inni, którzy by chcieli być, a do tego wyszło, tak że Lidia nie pasowała ani w starostwie jako naczelnik, ani u Gontarza! I to on będzie mówił, gdzie, kto ma być i jak robić… On który niczym nie kierował, a wszystkich by pouczał i chyba tylko dlatego, a innego powodu nie znajduję jak to, że kierowniczej wprawy nabrał, gdy „powoził” wózkiem w Tesco, kierował myszką od laptopa i autem. Tym ostatnim to najdalej do Lublina, bo jakoś w Polsce albo za granicą to go nie widzę. Tam przecież tyle skrzyżowań i zakrętów, na których trzeba się zdecydować a z tą decyzyjnością to wiadomo jak u niego jest.

 

No i na koniec parę klapsów… Do szkoły miał wracać, ale wybrał stołek wicestarosty, czyli do poświęceń to on nieskory, tym bardziej że innych do takich namawia. I jak to może być, że facet co nie chce wrócić do szkoły do pięknej pracy, do pięknej młodzieży, którą tak kocha, bo powtarzał to w kółko to sprawdza matury i bierze za to czasem 1200, a czasem 1500 złociszy. No niby wszystko od strony prawnej zgodne, ale jest coś takiego, jak umiar i wymiar etyczno moralny. W tych ostatnich wymiarach to się nasz „Adonis powiatowy” rozsmakował, ale tylko jak trzeba innym szpilę wbić !? Bo jak nie chciał do szkoły wracać, to po cholerę ciągnie z niej kasę przecież wybrał lepiej płatne wicestarostwo i co do tego nie można mieć wątpliwości. A jak ktoś mi powie, że przez to chce mieć kontakt ze szkołą to go wyśmieję, bo najlepszy kontakt jest wtedy jak się do niej wraca, a nie dorabia ideologię do zwykłej pazerności…

 

35
7

Miciuła jak Trump i inne „przemyślenia”

W Pensylwanii na wyborczym wiecu strzelali do Trumpa, ale nie trafili, ucierpiało jego ucho. Kula nie była żartem i zabiła dwie przypadkowe osoby. Podobno snajpera szkolił sam Arek Milik słynący ze skuteczności w SSC Napoli i stąd taki efekt. Gdyby instruował go jakiś Niemiec, to pewnie nagłówki gazet wyglądały by inaczej, bo co jak co, ale Niemcy strzelać potrafią. Nauczyli się tego na dwóch wojnach i nawet do rodaków, bo Trump ma niemieckie korzenie strzelać potrafią. Swoich jeszcze są w stanie wieszać na fortepianowych strunach, ale to w wyjątkowych sytuacjach, jak ci podnoszą rękę na Führera.

O tym, co w Ameryce wypowiedział się biłgorajski filozof Palikot i stwierdził, że to była ustawka zmajstrowana przez samego Trumpa, który kazał strzelać do siebie by zyskać w oczach wyborców. Takie wnioski tylko u Janusza po „Wyjebongo”. Skoro się pije, co się pędzi to do innych dojść nie można. Zapewne nie omieszkał zaczerpnąć z krynicy własnego doświadczeniem i sądzi wedle siebie. Przecież w zeszłym roku wyszło, że naciągnął spore grono naiwnych na 220 milionów, a wiedział, że tak się to skończy nim zaczął całe przedsięwzięcie. Jeszcze po tym książkę wydał o tym, jak wydał te miliony.

U nas w powiecie i mieście coraz ciekawiej! Czekać tylko jak ktoś zacznie strzelać do Miciuły, bo tu mody przychodzą z poślizgiem, ale jednak… Na razie Krasnostawianie pokąsali mu tylko rękę wyciągniętą na zgodę. W co będą celować, a w co trafią to czas pokaże, ale pewnie do tej „przyjemności” ustawi się kolejka jak kiedyś pod mięsnym… Spotykają się przecież regularnie na strzelnicy w Borowicy i ćwiczą strzelanie. Teraz wiadomo, po co.

Ale mamy też sezon letni i urlopowy. Dlatego ludzie chwalą się tym, gdzie, kto był albo gdzie jest. I tak radny Kamil Hukiewicz moczy się z rodziną gdzieś na Sardynii. Fajnie mu tam co widać po fotografiach i radości ma z tego powodu kupę. On opalony, żona zadowolona i dzieciaki takoż. Sardynia to jest bliźniaczka Korsyki, a na tej drugiej na świat przyszedł nie byle kto tylko sam Napoleon Bonaparte. Może Kamil nieprzypadkowo wybrał to miejsce i jak się tam wymoczy i inspiracją nasiąknie, to wróci do Krasnegostawu jako bonapartysta i zmajstruje przewrót wojskowy do spółki ze strażą miejską albo strażakami z OSP? Wszak chodzą po sołectwach i ciekawe, po co? Może rekrutują?

Ale i burmistrz Miciuła prezentuje swoje zdjęcia z „wakacji”, a te są więcej niż ubogie. Na nich obejmuje małżonkę i ten moment okrasza stwierdzeniem „Chwila razem” Co dowodzi, że więcej chwil są osobno, a ponoć najmłodsza córka zwraca się do niego per Pan. Dzięki tym dwóm wyznaniom wiemy, jak wygląda urlop radnego i niedoszłego, bo „przegranego” burmistrza a jak aktualnego. A skoro tak, to czego tu zazdrościć? To wygląda jak to, co Polacy widzieli na zgniłym Zachodzie w latach sześćdziesiątych i co podsumowywali retorycznym ni pytaniem, ni stwierdzeniem: to przecież myśmy wojnę wygrali!? Tak i tu Miciuła jest co prawda w koronie, ale już tam Wilkołazki i spółka dbają by ta była cierniowa. Są jeszcze pieniądze i o te głównie chodzi, tylko że w przypadku Miciuły nie mają większego znaczenia, bo on je już miał jak zostawał burmistrzem. Kamil zdecydowanie po nie szedł i taka między nimi różnica…

A z sierpniem Chmielaki zbliżają się wielkimi krokami. Wśród ofert dla publiczności są wybory Miss Chmielaków. Ten konkurs to szansa na ocieplenie stosunków ratusza ze starostwem powiatowym. Należy tylko zmienić regulamin i wprowadzić nową kategorię taką, pod Nowosadzkiego który uchodzi za „powiatową piękność” Ucieszyłby się z tego gestu i burmistrz miałby wielkiego ambasadora i to dosłownie! Może nie tak wielkiego jak Marek „trzecie piwko” ale blisko . Nowosadzki spełnia wszystkie kryteria, bo jest kapryśny jak kapryśna baba i wpatrzony w siebie jak rozkapryszona baba. Mareczek to krasnostawska odpowiedź na amerykańską Jackie Kennedy. Co prawda widać pewne niedoróbki i amatorskie szwy ale to jest Polska wschodnia. Tak jak i Jackie swego czasu wylądował w ramionach Kennedy’ego-Leńczuka a po tym, jak Andrzeja odstrzelili, choć nie w Dallas, a w wyborach to znalazł pocieszenie w ramionach Onasisa – Szpaka…

Nie takie rzeczy widziało to miasto i ten powiat. Był już Grunt na Medal zwany kartofliskiem, Rysiek Madziar jako lokalny świątek, czy budowa tanich mieszkań w drogich czasach na nieswoim gruncie. Teraz jest esbecko-ormowski układ choreograficzny potocznie zwanym uśmiechniętym powiatem to, co tam Nowosadzki jako Miss Chmielaków…

29
14

Podsłuchane w starostwie. Pies a może mundur czyli dylematy wicestarosty

Janusz poprosiłem cię do siebie, choć nie jesteś już radnym miejskim tylko zaledwie dyrektorem powiatowego urzędu i…

Marek ja to wiem, bo zbyt często mi o tym przypominasz, żebym mógł zapomnieć.

Nie przerywaj mi, bo ja jestem wicestarostą… i możesz od biedy być moim kolegą, ale ja się z tym nie będę afiszować.

Marek czy tylko po to mnie tu prosiłeś, żeby mi to wszystko powiedzieć?

Nie, Janusz! Podjąłem decyzję i chciałem, żebyś mi powiedział, że jest dobra.

O! Podjąłeś decyzję! To coś nowego i kredą w kominie zapisać…

Janusz kupuję psa!

Mój Boże, a co ja mam do tego?

Bo ciebie Janusz lubią zwierzęta.

No i co z tego? Przecież pies będzie twój?

No tak, ale powiedz, że dobrze zrobiłem.

Marek a skąd ja mam to wiedzieć? I po co ci pies?

Janusz, bo przewodniczący rady powiatu ma i ja nie mogę być gorszy! A jeszcze ci powiem, że facet z odpowiednim psem na smyczy wzbudza szacunek, respekt i jest bardzo medialny.

A to o to chodzi! Ty chcesz spacerować po mieście i żeby ci robili z psem zdjęcia. No to żeś wymyślił! A kto ci te zdjęcia będzie robił, jak to nie tajemnica?

No kto!? Dziewczyny z promocji! Zresztą one mi ten genialny pomysł podsunęły.

No tak, a ty żeś jak zwykle w to uwierzył…

Co tam mówisz?

A nic… Ale co za rasę żeś wybrał?

No Janusz! Doga Arlekina! To jest odpowiedni pies do mojej funkcji i osobowości. Duży majestatyczny piękny… prawie jak ja! Już widzę jak się z nim przechadzam w stroju angielskiego dżentelmena w meloniku i z laską po mieście!

Marek a weź mi przypomnij. Czy Dog Arlekin to nie jest takie wielkie bydlę prawie jak koń?

Tak to jest właśnie on. Majestatyczny, prawda?

Marek a ty nie pomyślałeś o tym, że jak to bydle kota zobaczy i za nim pójdzie to ty nie będziesz miał nawet czasu wrzeszczeć. Przecież jak nabierze rozpędu to będzie cię wlókł przez miasto jak kukłę. No jak to ma być medialne to będzie i nawet bardzo. Tylko że po wszystkim twoja poobijana gęba już nie będzie medialna, i to przez dłuższy czas. Tak że jak chcesz…

No nie pomyślałem!

Marek nie pierwszy i nieostatni raz…

Janusz to jak nie Dog to, jakiego psa mi proponujesz? Może Rottweilera?

Wiesz Marek… pies powinien odpowiadać osobowości właściciela. Rottweilery są bojowe, odważne, silne. No sam rozumiesz… jak ktoś cię na ulicy z takim zobaczy, to parsknie śmiechem. Marek, jak cię z nim na mieście zobaczą to gotowi pomyśleć, że to on cię na spacer wyprowadza i pilnuje, żebyś się nie bał. Taki pies to respekt i przez to nie dla ciebie… Ludzie przed nim będą czapkować, a nie przed tobą. Po takim spacerze to ty się zamkniesz w pokoju i rozkleisz jak baba. Daj spokój!

Janusz!? To może Doberman!

Marek… Doberman, taki sam jak Rottweiler… odpada.

To może Labrador?

Marek no nie bardzo, bo to są psy rodzinne lubiące dzieci i przywiązują się do domowników. Wiesz takie z zasadami! A ty to zmieniasz te poglądy częściej, niż skarpety i weź tak pomyśl, w ilu koalicjach już byłeś? No i jak w takich okolicznościach chcesz takiego psa!? Do tego do szkoły nie chciałeś wrócić to widać dzieci nie lubisz! Marek daj spokój Labrador odpada. Ale jest rasa dla ciebie!

No dawaj Janusz! Jaka?

Ciułała!

Co to takiego? To pies, czy żeś się zakrztusił?

Marek nie zakrztusiłem się tylko to jest pies wielkości wiewiórki, a jak się nażre, to dwóch wiewiórek. Ogólnie brzydki jak jasna cholera i jazgocze bez sensu. Do tego cały się trzęsie, jakby się bał i przez to w sam raz dla ciebie. Taki do noszenia w torebce. Paris Hilton takiego ma!

Janusz czyś ty zgłupiał!? Mnie coś takiego? Przecież to pies dla bab!

No dlatego mówię, że on w sam raz dla ciebie. Bo ty jesteś z charakteru, jak rozkapryszona baba, złośliwy, obrażalski, zapatrzony w siebie i bojący jak jasna cholera. No to i pies taki! Chciałeś przyjacielskiej porady to ją masz!?

Janusz myślałem, że jesteśmy kolegami, a ty mi tu takie rzeczy mówisz. Ja cię obdarzam zaufaniem swoją przyjaźnią, a ty tak!?

Marek ty mnie przyjaźnią obdarzasz w czasie kampanii, bo ci potrzebny jestem do lepienia plakatów. A prawdziwa przyjaźń polega na mówieniu prawdy, a nie picowaniu. I nie zawracaj mi już głowy, bo po południu mam zjazd Piłsudczyków w Sulejówku. Muszę jeszcze się spakować i mundur odebrać z pralni.

Janusz a jakbyś mnie do Piłsudczyków wkręcił!?

Marek, jak ja bym cię tam wkręcił to ja bym stracił wielu przyjaciół, a poza tym, jaki stopień by ci pasował. Bo ty byś od razu chciał zostać marszałkiem, a nas na to nie stać…

Janusz jesteś bezczelny i się obrażam na ciebie…

Marek, czemu mnie to nie dziwi? A z psami daj spokój i kup sobie chomika. Ten gryzoń dla ciebie w sam raz! Jak wejdzie w kołowrotek to ma tyle radości z tego, że biegnie, ale przecież nigdzie nie dobiegnie. Ty właśnie jesteś, taki sam!  Całe życie mentalnie stoisz w miejscu…

37
3

Jak Marcin z Markiem polowali na Daniela czyli miejskie ognisko politycznej głupawki

Adam Grzymała Siedlecki w swoich pamiętnikach wspominał jak w Paryżu tuż po zakończeniu Wielkiej Wojny siedział przy winie z Francuzem, który w pewnym momencie zaczął narzekać, że w jednym z kabaretów będzie występ „kobiety całkiem nagiej” Przeraziła go ta informacja, tak że prawie krzyczał, bo uważał, że kiedy się ten zwyczaj upowszechni to mężczyźni napatrzą się na to, co zawsze było ukryte, a przez to pożądane i stracą pociąg do kobiet. Czas pokazał, że miał rację…

Ale o dziwo i z polityką jest podobnie! Tu wystarczy że się człowiek osłucha wygłupów naszych mężów opatrznościowych to traci zupełnie smak i zainteresowanie… i nawet niektórzy gotowi dać wiarę, że polityka tylko na tym polega i że tak było w niej od zawsze.

Takie zjawisko w całej złowrogo komicznej postaci występuje w miasteczku nad Wieprzem i po wyborach nabiera rumieńców, jak regularnie karmione prosię. Wybory jak wiadomo nie poszły niektórym po myśli i pogodzić się z tym nie mogą. A istnieje całkiem uzasadnione podejrzenie, że nie pogodzą się do samego końca kadencji. Dlatego za sprawą Krasnostawian, a szczególnie ich lidera łasego na „nieubłagane przewodnictwo wszędzie i zawsze” robi się niezły cyrk albowiem jego dotknęła to nieszczęście. Może i na to zjawisko potrzebna jakaś „strefa kibica”? Pięknie by było telebim wystawić na rynku do tego leżaków, parasoli nakropić i niech ludzie patrzą na to jak się „małostkową politykę robi od kuchni” Wszystko po to aby dokopać Miciule.

Nowy Tydzień robi za nagonkę

O tym, jak Romkowi Żelaznemu z przemożnej chęci dokopania za wszelką cenę rozum ze wzrokiem odebrało w efekcie, czego Romek pomylił pilot od klimatyzacji z telefonem, bo oczyma złośliwej wyobraźni widział to, tak że Miciuła niby lata w czasie sesji po sali i robi sobie cukieraśne zdjęcia, a on zaledwie klimatyzację regulował. To o tym już wiemy…

Ale żeby to był koniec, no to gdzież tam! W moim ulubionym „Nowym Tygodniu” 26 czerwca ukazał się tekst skrojony w stylu „nagonki na Andrzeja Gołębia” W takim to zgadzają się z reguły tylko nazwiska, ale w tym przypadku nawet i tego zabrakło i z nimi jest dopiero zamieszanie! Do tego w tak pisanych rewelacjach cała warstwa faktograficzna jest wymysłem „propagandy infantylnej zazdrości”  Natomiast autor tekstu specjalnie się swoim wykwitem chwalić nie chciał i podpisał go tajemniczym „d” Co wiele mówi o piszącym, jakości pisania oraz objaśnia przy pomocy których zakamarków ciała to wszystko powstało i czym pachnie i do czego się nadaje po przeczytaniu. A to ostatnie szczególnie ważne jak się „Nowy Tydzień” kupiło w „papierze”.

 Z „d” pisane i dwie wersje

Zaczyna się cała nagonka wielce obiecująco i już od pierwszych słów czuć aurę skandalu, bo jak pisze „d” burmistrz Miciuła nie ma czasu dla petentów, a to gorsze niż pedofilia w przedszkolu albo romans proboszcza z wikarym. Petentów to też mało powiedziane! Tu nie chodzi o szarego obywatela tylko o radnego „Krasnostawian” Marcina Wrzesińskiego, którego „podły i bezduszny” Miciuła zbagatelizował i nie przyjął mimo usilnych zabiegów zrozpaczonego samorządowca.

No dobra!? Tylko że radnego w obecnej kadencji o takim imieniu i nazwisku nie ma w radzie miasta, a tym bardziej w składzie Krasnostawian. Owszem był takowy egzemplarz w poprzedniej kadencji, ale miał na imię Marek. Już jest śmiesznie, a będzie jeszcze bardziej, bo te rewelacje z Wrzesińskim są tylko w papierowej wersji Nowego Tygodnia. W wersji elektronicznej tego samego artykułu dostępnej na stronie Nowego Tygodnia już jest po bożemu… Tylko dlaczego? Widać ktoś poszedł po rozum i go jeszcze znalazł, ale ten nie był jego i pierwszej świeżości.  I nawet ten znaleziony rozum nie pierwszej świeżości podpowiedział, coby zrobić korektę, która w takiej postaci daje jeszcze więcej radości. W niej cudownym zbiegiem Marcin stał się Markiem Wrzesińskim i byłym radnym. A ten Marcin pewnie pojawił się, dlatego że piszący chciał upamiętnić inspiratora całego przedsięwzięcia i wyszła mu pięknej urody hybryda.

Po co ten Wrzesiński ?

Teraz można porechotać, bo w tej wersji poprawionej to po cholerę ten Wrzesiński? W sumie to już „cywil” który latał do Miciuły jak kot z pęcherzem nie wiadomo, po co!? W tym pewnie maczał swój „zimny nosek” Marcin „Wilk” Wilkołazki” który cały artykuł po cichu inspirował, bo czuć z niego zapach wilczej sierści i sarniej juchy…

Wrzesiński w swoim okręgu w ostatnich wyborach rywalizował z Emilią Wiśniewską i przegrał. A jak tak, to czemu go nie uruchomić? Może jeszcze zrobić papierowym radnym i kto się tam domyśli. Jak coś na papierze to święte? Emilia nie dość, że rozgarnięta to jeszcze z PZK i tym samym jest naturalnym wrogiem dla Krasnostawian. No i czapka z głowy za koncept, coby wpaść na pomysł, aby odpalić byłego radnego i napuścić na burmistrza. Do tego zrobić z niego, aktualnego, radnego to już trzeba być w „piątym stopniu desperacji”

Oto właśnie chodziło piszącemu i zleceniodawcy, aby to był skandal, gdzie radnego na salony nie przyjmuje młody i nieopierzony burmistrz, który zaczyna rządy od uciekania przed problemami. Oczywiście, jakby był burmistrzem, kto inny, a najlepiej z Krasnostawian, to by nie uciekał. Taki, to by wręcz nogi zabetonował w cementowej balii i siedział za biurkiem w gabinecie cały tydzień. Po korekcie wyszło całkiem przaśnie, bo przecież w tym okręgu Miciuła ma radną Emilię i po co mu z Wrzesińskim debatować, skoro on wszystko od niej wie? Tym bardziej że on przyszedł szukać zaczepki, a nie merytorycznej rozmowy.

Wilk jak pies ogrodnika

Ktoś powie, że się w tym wszystkim „tylko” pomylili, ale Romek też się pomylił i nie to jest istotne, bo przejęzyczenia się zdarzają, ale coś za dużo tych pomyłek. Jak idzie o Miciułę, to mylą się hurtowo bardziej ze złości niż z przypadku. Tak jakby się nie potrafili pogodzić, że to jednak jego wybrali, a nie Marcina, który notabene nie startował… bo się jak zwykle bał, a teraz zachowuje się jak pies ogrodnika.

Tymczasem Miciuła robi po swojemu

W poprzednią sobotę 29 czerwca jak na nieszczęście był w mieście etap Tour de Pologne Pań i tak się złożyło, że Miciuła wykorzystał znów okazję. Zrobił sobie relację z samym Cześkem Langiem. W niej idą obaj objęci w… chyba lnianych białych koszulach, jak do żniw przez miasteczko. Czesio mówi jak tu ładnie i że Miciuła to sprawny gospodarz. No po czymś takim Wilkołazkiego musiał szlag trafić, że nie o nim tak mówią tylko o burmistrzu. Marcin nie zdzierżył i zrobił sobie w rewanżu zdjęcie z Cześkiem, ale filmiku nie ma… co jest w takich okolicznościach „dramatem wizerunkowym i powodem do eskalacji konfliktu”.

Tour de Wilkołazki ale po sołectwach

Marcin, jednak nie odpuszcza i na froncie spotkań z mieszkańcami znów zawitał do krasnostawskich sołectw. To już druga tura wizyt i jeszcze trochę to ludziska na widok jego „gromadki uszczęśliwiaczy” będą zamykać się w domach, a do obejść wypuszczać psy, a im większe, tym lepsze. O chowaniu cukru do szafy nie wspomnę…

Wizyty w terenie zaczynają wyglądać jak miesięcznice smoleńskie, a „Krasnostawianie” zyskają miano „świadków Marcinowych” przez analogię do Świadków Jehowy i zaczną wydawać swoją „Strażnicę”

Intytulacja

W urzędzie też mają z nimi urwanie łba, bo w ciągu dwóch ostatnich sesji złożyli ponad 50 interpelacji. Wiele z nich ma wartość papieru, na którym je wydrukowano, ale i na te trzeba odpowiedzieć. Marnuje się w ten sposób celulozę i naraża drzewostan i gdzie w takim razie ekologiczne zapędy Marcina, który chciał ładowarki w mieście do aut elektrycznych instalować? No a czekać jak im się uroi i zaczną pytać, czemu wzrosły wydatki na tusz do drukarek i papier…

Oni coś zawsze wymyślą, bo upajają się własną władzą, która jest tylko iluzją, albowiem to burmistrz jest na świeczniku. Marcin ma co prawda piękną intytulację, bo „Przewodniczący Rady Miasta Krasnystaw” brzmi harmonijnie, ale to kolejna iluzja. Może mieć przez to ciut większą pieczątkę i nic poza tym. Znów Miciuła ze swoim ledwie jednym słowem „Burmistrz” jest był i będzie zawsze w awangardzie.

A na koniec wypada zauważyć, że w poprzedniej kadencji samorządu ogniskiem głupawki politycznej był powiat. Tam na sesjach i wkoło nich działy się rzeczy przeniesione ze świetlicy w domu wariatów. Sesji były „nadzwyczajne” i zwoływane z byle powodu, tylko po to aby drzeć na nich gębę. Do tego kłócono się, urągano i czytano anonimy. Szpak dostawał białej gorączki i czasem zachowywał się, jakby zgłupiał. Działo się, że trudno to wyrazić parlamentarnymi słowami. Teraz wszystko się uspokoiło, bo ci, co kiedyś darli gęby dziś te same gęby umoczyli w powiatowej melasie i tylko o to im chodziło. Zmieniło się wszystko oprócz Nowosadzkiego, który ponoć zapuścił korzeń w swoim gabinecie jak marchew i ciągle udaje, że wicestarostuje.

Tylko że w jakiś cudowny sposób głupawka przelazła na radę miasta dotąd w miarę normalną i dotknęła Krasnostawian z Marcinem na czele. Nie wiadomo jak to się stało i jaką drogą wirus przelazł na tych z miasta. Czy kto kichną, źle się wysmarkał potem rękę podał, napluł czy z jednej szklanki pili? Może przez to, że się Wilkołazki ze Szpakiem po wyborach obściskuje? Tego nie wiadomo, ale póki co ognisko głupoty płonie równym i wysokim płomieniem i płonąć będzie przez 5 najbliższych lat. A mieszkańcom wypada w miarę możliwości grzać się przy nim, bo od lipca prąd i gaz w górę…

PS. Oczywiście jak 29 czerwca robili zdjęcia to musiał przypałętać się z Piekarskiego zapewne zupełnie przypadkiem niejaki Nowosadzki vel Nowozdradziecki Marek, czy jakoś tak. Bliżej znany jako wicestarosta, który dla zachowania własnego gabinetu zmienia poglądy częściej niż Michał Wiśniewski żony. Dla kurażu okulary założył, że niby taki Delon, ale to nic nie da, bo każdy wie, że z tego amanta to on ma tylko płeć…

25
8

Z władzy trzeba korzystać póki się ją ma

 

Czy są jakieś pytania? Nie ma… to przechodzimy do następnego punktu i tak prawie przez 55 minut sesji rady powiatu mruczał sobie przewodniczący Piwko w ostatni czwartek 27 czerwca. Mruczał jak najedzony kocur taki tłusty jak kiedyś napisali w „Nowym Tygodniu” chełmskiej gazecie dla krasnostawiaków.

Taka to sesja, na której roboty wcale nie miał, czyli ideał socjalistyczny sięgnął zenitu i tak już będzie do końca kadencji. Piwko swego czasu był wielkim orędownikiem idei zza wschodniej miedzy, ale że lewicę krasnostawską ogryzł do samiutkich kosteczek i nawet własnemu psu nic nie zostawił to się tylko on ostał i jeszcze mu się ziściło. Sesja, żeby nie było to nie jakaś tam poślednia! Ona najważniejsza w „roku liturgicznym”, bo absolutoryjna. A na takiej jest debata nad raportem o stanie powiatu. Dyskutować jednak nikomu się nie chciało, bo cóż tu opowiadać. Czym się chwalić? Chyba tym, że pierdołowaty PiS oddał władzę ormowsko esbeckiej koalicji, a Nowosadzki znów jest po „właściwej stronie” i chłepce melasę, aż miło popatrzeć, ale to byłoby niemerytoryczne.

Opozycja nie istnieje

Opozycji w radzie nie ma praktycznie żadnej. Jeszcze na tej sesji dwóch radnych z PiS Cichosz i Szewczyk było nieobecnych. Ale czy z Cichoszem, czy bez Cichosza PiS jest taki sam, czyli pierdołowaty, bezwolny, nijaki, jednym słowem – gradobicie. Szewczyk… a to już jest zupełnie coś innego i widać, że on wie, czym kaczor wodę pije… To jest rolnik z Krupego i z niego jak z tej mąki może być chleb. To radny pierwszej kadencji i świeży jak Miciuła w mieście, a ile wart to się okaże tylko trzeba poczekać.

Grubsza sprawa z tym szpitalem!

Leńczuk próbował nawet kontratakować, ale „koń pod nim okulał” i na nikim to nie zrobiło wrażenie, bo coś tam sobie bajdurzył o środkach na kulturę. Wspomniał jeszcze o istotnej rzeczy i chyba świadomie, ale nikt go nie wsparł. Zwrócił uwagę na fakt, że Szpak w swoim sprawozdaniu mówił o spotkaniu w Lublinie dotyczącym służby zdrowia.

To jest grubsza sprawa, bo już od jakiegoś czasu tłucze się pomysł łączenia szpitali, a przy łączeniu różnie może być. No i jak się wróci pamięcią do czasów, kiedy Szpak ściągał Grabczuka i obaj pajacowali przed szpitalem z czerwonym nochalami, bo akurat zima była, plotąc, że niby szpital na zakręcie to aż się człowiekowi błogo na duszy robi. Janusz, gdy już „rządzi” to jemu wypada zapomnieć, na co się „oburzał”, kiedy był w „opozycji”. Jemu już lekarze z Ukrainy nie przeszkadzają i nawet ich polubił, ale…żeby tak było to trzeba było „oddać mu zabawki”, czyli władzę.

Łączenie, co zaważył Leńczuk może wiązać się z likwidacją nierentownych oddziałów. I jak Bóg na niebie „zamkną nam niechybnie familijny oddział Janeczka”! Na nim najwięcej rodziło się nie dzieci, a głupich pomysłów takich – jak dopiec Teresce albo Gołębiowi. Czy – co z napisem na tablicy, i to było w czasach, gdy Janeczek był radnym, gdyby ktoś nie pamiętał. Wiadomo! Dzieci mało, czasu dużo, a doktory jak dzieci podczas deszczu się nudzą… a jak się nudzą to wymyślają.

Siedzący obok Leńczuka pisowiec Nieścior „Minister Oświecenia Powiatowego vel przewodniczący komisji oświaty i kultury” milczał w najlepsze. Oklapły był i bez życia. On już jedną nogą w koalicji rządzącej powiatem, tak półoficjalnie. A doprawdy szczegóły tego, jak ministrem został ciekawe, zabawne i takie krasnostawskie, czyli nic górnolotnego. Wydusił tylko z siebie zdanie, że komisja przyjęła raport jednogłośnie, i to dobre jak na niego.

Obniżone kryteria

W takiej sytuacji, kiedy opozycja leży na łopatkach i ledwo dycha to wymagania stawiane przewodniczącemu rady powiatu zredukowały się do niemalże zera, nie to, co kiedyś! I jedyną umiejętnością, jaką musi się przewodniczący wykazać jest płynne czytanie oraz na tyle sprawności fizycznej, aby wgramolić się na piętro. W tej materii Marek Zdzisław „Trzecie Piwko” nie zawodzi i, jak widać, czytać potrafi. Podobno takiej biegłości w trudnej sztuce składania liter nabył w czasach, gdy chodził na kontrole do Muzeum Regionalnego. Musiał czytać wszystkie dęte i wyssane z własnego dużego palucha u lewej nogi zarzuty. Co prawda to przebywanie w otoczeniu ówczesnego dyrektora Andrzeja Gołębia i w szacownych murach jednostki z historią ciut oszlifowały proletariusza z CIS. Jednak nie na tyle, by wyzbył się durnych pomysłów na betonowanie chmielnika w mieście które od 50 lat organizuje Chmielaki. I jak w takich okolicznościach nie mówić, że podróże trochę kształcą, choćby tylko do muzeum?

Zdjęcie pochodzi z posta. Jak widać rozumieją się bez słów i poznają po zapachu. Ten z lewej to wkrótce nowy członek prezydium rady w powiecie…

Jego poprzednik Witold „Misiek z Łopiennika” Boruczenko oprócz czytania musiał jeszcze posiadać umiejętności z zakresu „poskramiania dzikich zwierząt i panowania nad rozszalałym tłumem”. Ileż to razy przywoływał do porządku radnych. Dla odmiany Piwko nie musi robić nic, bo akurat ci, co najwięcej „dymili” w poprzedniej radzie dziś mają „zabawki oddane” i siedzą spokojnie, bo „rządzą” albo przynajmniej tak im się wydaje…

Chodakowska u Piwki

O kondycję radny również i należycie dba, bo przecież w kampanii wyborczej lansował się jako najaktywniejszy rady albo jeden z najaktywniejszych. Dlatego wierny zapewnieniom dba o tężyznę co uwieczniły aparaty z miasta, bo Marek Zdzisław został przyłapany na gorącym uczynku, gdy leży prawie w pozycji horyzontalnej na leżaku w strefie kibica i jak wisi na barierce w tej samej strefie. Jak mówią na mieście ten morderczy trening podobno rozpisała mu sama Chodakowska…

Ciemne strony 

Ale są i ciemne strony przewodniczenia radzie, które bardzo dotknęły Marka Zdzisława… Teraz już nie może napychać się bezkarnie paluszkami. Argusowe oko kamery gapi się w niego i musi trzymać fason. Dlatego paluszki są bezpieczne, a Markowi cieknie ślinka i burczy w brzusiu… Pstrokatych portek też nie założy, bo nie wypada, choć z nim to nigdy nic nie wiadomo. Na składanie wiązanek w zeszłym roku zestroił się jak pierrot albo stażysta z cyrku.

Są jeszcze te pieniądze, które „Trzeciemu Piwkowi” nomen omen przelewają za sprawowanie funkcji, a są to te oprotestowane przez niego samego 3 lata temu pamiętnej jesieni 2021 roku, kiedy podnosili sobie diety. Wtedy nasz postkomuszek wrzeszczał na cały regulator, że to rozbój w biały dzień. Teraz gdy wszystko ucichło i piana na piwku opadła, a on został przewodniczącym to te same pieniążki co je oprotestowywał bierze w najlepsze. Obecnie to jest godziwa zapłata za trud, znój i wszelakie niedogodności. Tak sobie pewnie to tłumaczy…

Tak że rysuje nam się wielce obiecujący obraz kadencji, gdzie póki co PiS jest w rozsypce. Ale jest jeszcze furtka prawna z której można wyciągnąc dodatkowy grosz.  Piwko powinien w tajnej bazie Koalicji UB – ywatelskiej na strzelnicy w Borowicy wyszkolić swojego psa. Musi tylko nauczyć go właściwych komend. A choćby : bierz Leńczuka!  Zostaw Cichosza, bo to kolega z ARiMR. Nieściora nie ruszaj, bo to swój !  A to wszystko po to by warował przy prezydialnym stole i dbał o porządek obrad.  Powiat winien mieć maskotkę i ma być uśmiechnięty i kto powiedział, że nie psim pyskiem. Wystarczy zmienić statut powiatu i psa wciągnąć na listę płac. Obecna koalicja ma już doświadczenie w tej materii, bo z Frąca Mariusza bez większych ceregieli zrobiła etatowego członka zarządu. To co tam dla nich pies. Z władzy trzeba korzystać póki się ją ma.

 

 

 

28
2

Pilot od klimatyzacji czyli nagonka ruszyła

Ze zmierzwioną czupryną i ogniem w oczach, ale na szczęście bez skarpet do swoich „nieśmiertelnych sandałów” przemówił głosem pełnym oburzenia 20 czerwca na sesji rady miasta Krasnystaw „krasnostawski Michnik” redaktor Romek Żelazny i znów mu nie wyszło…

W oratorskiej pasji przegonił samego Św. Pawła, bo wielkie słowa o demokracji i wartościach leciały jak „gówno z barana” i tylko jednego Turzynieckiego docenił, a reszta do kąta i klęczeć na grochu.

Romek w krasnostawskim zaścianku zwyczajnie się dusi, bo Lublin to może by go zrozumiał, ale to miasto na lessowej skarpie dla niego piekłem na ziemi, a ci ludzie zaściankowi tacy jacyś i słuchać go nie chcą, a on ma im tyle do powiedzenia. Do tego Romek na starość jeszcze bardziej się zradykalizował i uwierzył w to, że ma jakąś misję akurat tu na dzikim PiS-owskim wschodzie. PiS-u to tak nie lubi jak kiedyś dzieci tranu. 

Okazję ostatnio wydybał, aby zaistnieć i dać wskazówki nieopierzonej radzie miasta i burmistrzowi „prawie PiS-owcowi przez te zdjęcia z Madziarem”. Akurat w ratuszu 20 czerwca trafiła się sesja, a na niej ta nieszczęsna debata nad raportem o stanie miasta. Dla Romka to wymarzone warunki do rezurekcji…

Trzeba wiedzieć, że nasz „cadyk w sandałach” ma spory udział w sukcesie wyborczym burmistrza Miciuły, ale to go jakoś nie uskrzydla i ciekawe dlaczego? W swoim pisaniu w czasie kampanii okładał go tak „fantastycznymi” zarzutami, że zamiast go zdruzgotać to, uczynił zeń burmistrza z rekordową różnicą głosów nad przegranym Kościukiem.

 „Efekt Madziara” był taki, że ludzie po przeczytaniu głosowali chyba Romkowi na złość, bo takie tam były głupoty, że średnio rozgarnięty wyborca wyczuwał instynktownie, że to fantastyka. Bo jakim cudem jeden człowiek w tym wypadku kandydat Miciuła mógł tyle narozrabiać i jeszcze wystawić się pod publiczny osąd? No chyba, że to wszystko na potrzeby kampanii wyborczej i jak tak to wszystko jasne.

My przy okazji dowiedzieliśmy się po raz kolejny, że Madziar źle użyty szkodzi. Kiedyś pogrążył krasnostawski PiS, a teraz Romka. To właśnie po tej operacji obrzucania gównem Miciuły, nasz Romcio zamilkł i co najwyżej dreptał czasem zamyślony i strapiony po miasteczku, myśląc sobie „i co ja żem biedny narobił”. Nawet pedałować siły nie miał swoim bicyklem. Tak się chłop zapadł w sobie jak dach na dziadkowej stodole.

Przez to publicznie nigdzie go widać nie było, aż do 3 czerwca. Wtedy pierwszy raz nasza „etyczna latarnia w sandałach” ukazała swoje umęczone oblicze na sesji rady powiatu, siedząc pod oknem sam, jak ten palec emerytowanego pracownika tartaku. Ale do miasta to już zebrał się w sobie i wdał w dyskusję, choć nie bez pewnych obiektywnych trudności. Jak przymaszerował to od razu zrobił się problem, bo chciał tak po prostu, żeby mu dali głos! Bo on jest Romek bywalec salonów co ma zdjęcia z Michnikiem, Mazowieckim i innymi cymbałami.

Przewodniczący Wilkołazki, który z Romkiem ma stosunki bardzo serdeczne, a nawet kumpelskie, bo obaj wierzą, że w Europie tylko spadkobiercy Adolfa wiedzą, co jest dla Polski najlepsze publicznie musiał zachowywać powagę stanowiska. Zaczął cierpliwie tłumaczyć, że przepisy stanowią o tym, że aby wziąć udział w debacie nad raportem to należy wcześniej zebrać 20 podpisów i przedłożyć je stosownym organom. Jakby tego nieszczęścia było mało, to sekretarz miasta powtórzyła to samo.

Romek na takie porządki oburzył się, bo w oburzaniu to ma wielkie doświadczenie, albowiem przez 8 lat rządów PiS doskonalił się w tej sztuce… Ale jak mu już ten upragniony głos w wolnych wnioskach dał Wilkołazki na całe 5 minut ewidentnie po znajomości i ze strachu, żeby mu tam Romek w tej swojej gazetce nie nawtykał, to wylał żale. To była prawdziwa kaskada i uczta pustosłowia, a szczególnie jak się pamięta co Romek wypisywał w kampanii wyborczej. Inaczej o tym powiedzieć nie można jak – nie ważne co mówi tylko ważne kto…

Te darowane 5 minut wykorzystał jak rozemocjonowana głowa pozwoliła i najpierw ucieszył się z faktu odmłodzenia rady, a potem zauważył, że w niej dużo kobiet. Doszedł do wniosku, że taki parytet spowoduje, że rada wypłynie wyżej. Nad debatą o stanie miasta bardzo ubolewał, że ona chaotyczna i kierownik inwestycyjny więcej wie niż całe kierownictwo, a tylko jeden Turzyniecki wie, o czym mówi.

To nawet prawda, ale kiedy kierownictwo miało nabyć wiedzy? To Romek nie wie, że „nie od razu Wyborczą zbudowano”? Miciuła burmistrzem jest od niespełna 2 miesięcy. Oczywiście, gdyby burmistrzem został Wilkołazki to nie byłoby całej dyskusji, albowiem Marcin doskonale się w tej materii orientuje. Tworzył ją i kreował, ale że w momencie krytycznym dał drapaka w maliny, to jest, co jest. A Romek wyzłośliwia się, bo nie tak miało być, a on przecież robił co mógł, żeby burmistrzem był, kto inny…

W tej całej gadaninie rykoszetem oberwali Krasnostawianie, bo mają większości i jeśli już ktoś zadawał chaotyczne pytania, to właśnie oni… ale tego Romek nie chciał zauważyć mimo sprawnego słuchu i okularów na nosie.

A to, że mu nie dali głosu, jak chciał w czasie debaty straszliwie skrytykował. Powiedział, że radni tylko chcą głosu obywateli przy urnach, a później to już nie, i to jest bardzo niedemokratyczne i jego zdaniem to kneblowanie! O, i to jest ciekawe, bo trzeba wrócić do czasu, jak Romek pisał o Miciule w swoich „panegirykach”. Gdzie wtedy była demokracja i jej prawa? Czy pozwolił odnieść się na swoich łamach Miciule do szkalujących go zarzutów? Oj, chyba nie!?

A dziś Romek po tym wszystkim, jak gdyby nigdy nic na pierwszej linii w walce o demokracje i z gębą pełną frazesów. Krótka ma Romcio pamięć, a przecież to było zaledwie kilka miesięcy temu…

Romek, jak wprawny mówca, aby szyku dodać to się sam nobilitował na potrzebę dyskusji, bo chyba chciał zrobić na zgromadzonych większe wrażenie i powiedział, że on jest głosem społeczeństwa. Ciekawe, co społeczeństwo na to?

Mimo wszystko to piękna figura retoryczna, ale ciekawe, kto mu dał glejt na takie oberki. Ale jak się zerknęło na to jak się ten głos społeczeństwa prezentował przed kamerą w pomiętolonej pomarańczowej koszulce to się człowiek zastanawiał, czy społeczeństwo nie zasługuje na lepiej skrojonego herolda. I wypada dopytać, czy ten paradny strój reprezentuje dolne, górne czy środkowe warstwy społeczeństwa. Gdy się powołuje na wartości i tarabani na obrady organu przedstawicielskiego, a tam reprezentuje wyborców, to wypadałoby się jakoś stosownie ubrać. Może  Nowosadzki, arbiter elegancji mógłby coś Romkowi doradzić w tej kwestii? 

Dalszy przebieg wypadków pokazał, że Romek na sesję przyszedł przede wszystkim, żeby dokopać Miciule i nawet mu się udało! Przez kilka sekund triumfował, by potem wyjść na durnia. A było tak, że Romek śledził każdy ruch i gest Miciuły. No i jak tak to podsumował te obserwacje taką zdawałoby się bezlitosną uwagą i stwierdził, że w polskim parlamencie był nieraz i wiele widział, ale żeby podczas posiedzenia rządu premier chodził po sali i robił sobie zdjęcia to on nie widział, i to mu się nie mieści w głowie!

Rzeczywiście tak było, że Miciuła chodził po sali co wyjaśnił Żelaznemu w ripoście i tylko to się zgadzało w Romka opowieści. Chodził, bo został poproszony o wyregulowanie klimatyzacji przez radnych. A tak się złożyło, że pilot od niej leżał obok niego, a on, jak widać, jest uprzejmy chłopak i jak go poproszono, to nie odmówił. Żelazny na to odpowiedział z głębi sali, że zwraca honor, co zabrzmiał w jego ustach zabawnie jak się pamięta co i jak pisał. Ale Miciuła nie ustąpił tylko  zwrócił mu uwagę, żeby powtórzył do mikrofonu, bo to ważne dla tych, co słuchają transmisji. Romek wyjścia nie miał i posłuchał, a, tym bardziej że go Wilkołazki ponaglił i podszedł do mikrofonu i powtórzył, że zwraca honor, ale dodał tak do końca nie wiadomo, po co, że nie przypuszczał, że w dzisiejszych czasach można pomylić pilot od klimatyzacji z aparatem fotograficznym…

Na zakończenie wypada wspomnieć, że z tymi pilotami w historii było różnie. Niemcy od jesieni1944 szkolili swoich tak by tylko potrafili wystartować. Natomiast Japończycy w akcie desperacji nakłaniali do samobójczych ataków ale żeby pilotem od klimatyzacji próbować walczyć politycznie to tego „jeszcze nie grali” A skoro tak to niechybny znak, że „krasnostawski grajdół” rozpoczął nagonkę na Miciułę w której sięgnie po wszystko.

 

19
10

Kto ważniejszy w mieście i co Pan Bóg na to (!?)

Marcin Wilkołazki jest obciążony wszystkimi grzechami lokalnej elity władzy, a niektóre z nich zaczynają być groteskowe im on staje się starszy. Z tego powodu idzie mu w polityce, tak że można ten „fart” ubrać w ludowe spostrzeżenie „co się polepszy to się popieprzy”.

To nic innego jak skutek pewnej bezsensownej strategii politycznej z góry skazanej na porażkę, a której on hołduje. Marcin słynie z daleko posuniętego kunktatorstwa i na tym polu to tylko lepszy od niego Nowosadzki, bo ten to już we własnej lidze gra. Jakby kto nie wiedział to owo nieszczęście polega na tym, że Wilkołazki wzdraga się przed wzięciem odpowiedzialności za miasto jako jego włodarz i jest w tym postanowieniu cholernie konsekwentny.

W związku z tym tak kombinuje i tak kluczy, aby ustawić się zawsze za tronem, aby odpowiedzialność spadała na tego, kto akurat na nim zasiada. Gdy jest krucho, to on wtedy tylko teatralnie wzrusza ramionami i wzrokiem wskazuje na lokatora tronu, że jak pretensje to do niego, bo Marcin to tu tylko herbatę parzy. Tak było za Kościuka i kręcił nim jak karuzelą. To był chyba szczyt jego możliwości, a za razem triumf „metody”. Jednak elektorat tego uchylania nie pochwala, żeby była jasność.

W ostatnich wyborach tradycyjnie Marcin nie stanął w szranki tylko czekał do końca nie wiadomo, na co. Wielu uważa, że „wahanie” to był cichy układ z Kościukiem polegający na tym, że Krasnostawianie nie wystawią kandydata, by wygrał Robert, z którym tak dobrze im się współpracuje czytaj, którym tak dobrze się kręci. Gdyby to się udało to metoda sterowania zza pleców byłaby prolongowana.

Ale że Marcin nie jest sam w lokalnym grajdołku, a przyroda pustki nie znosi, a on jeszcze sobie do Krasnostawian komunistów nabrał to ci go raz dwa rozpracowali. Dlatego jego wahanie wykorzystał „Krasnostawianin” podporucznik Jelonek, wrzucając mu swojego zięcia przyszywanego Kamila Hukiewicza na kandydata „Krasnostawian” w wyścigu o burmistrzowski stolec. No i piekło zamarzło!

Marcin musiał drżeć co z tego będzie, bo gdyby Hukiewicz wygrał, to jest po Marcinie. W takich okolicznościach liderem Krasnostawian zostałby duet Hukjelonek… A Marcin kończyłby jako krasnostawski odpowiednik angielskiego Jana bez Ziemi, bo byłby Marcinem bez Ziemi.

Opłaciła się ta „febra”, bo Pan Bóg jest w niebiesiech i Hukiewicz odpadł w pierwszej turze, a my żeśmy się przekonali, że Bóg jest antykomunista. A skoro tak to Marcin utrzymał fotel szeryfa razem z gwiazdą. I jeszcze Pan Bóg raz o sobie przypomniał, dając mu 11 mandatów, co jest miejskim rekordem w tej dyscyplinie i boską inwestycją przy założeniu, że Marcin jest rozsądny. Tylko że on się długo tą boską „dopłatą obszarową” nie nacieszył, bo z do dziś nieujawnionych przyczyn poparł przed drugą turą Kościuka i wtedy podobno Pan Bóg parsknął śmiechem, aż się Święty Piotr na bramie drzemiący poderwał na równe nogi. Rozsierdził Marcin przy tym swoich wyborców, bo poczuli się jak durnie, albowiem cały czas wmawiano im zmianę, a tu takie coś!?

Skorzystał na tym Daniel Miciuła, który w drugiej turze zdmuchnął Kościuka jak gromnicę dzięki między innymi głosom, które przeszły na niego po deklaracji wsparcia Kościuka.

Tak że w Marcina ostatnim politycznym czasie przeplatanka – raz gnat, a raz kaszanka. Bo jak mu co Pan Bóg da to on tego nie uszanuje i skrewi, i tak to wygląda. Pan Bóg ważny w tym wszystkim, ale niedoceniany i o tym na koniec. A na dzień dzisiejszy wygląda to tak, że jest Marcin liderem szczęśliwie ocalałym póki co, i to nawet z 12 szablami, bo dołączył do nich osierocony Berezowski Lech od Kościuka, który robi za listek figowy i o tym również na koniec.

Tylko co z tego ocalenia i 12 szabel! Bo, masz ci los! Te sukcesy przyćmił Miciuła Daniel nowy świeży burmistrz, którego ulica „polubia” za to, że jest spoza układu i ma mandat społecznego poparcia, o jakim Wilkołazki może tylko pomarzyć. Dlatego w mieście po wyborach rozgorzała wojna podjazdowa, kto ważniejszy i przeniosła się w media, a sytuacja wygląda na rewolucyjną. Za czasów Kościuka i wcześniej to Marcin rządził w nich, bo burmistrze do mediów nie przykładali większej wagi, ale teraz się zmieniło, bo to kwestia pokoleniowa.

Dlatego Marcin dwoi się i troi, a gazety zaczynają puszczać relację z „aktywnej aktywności” „Krasnostawian” w ilościach hurtowych. Gazety to łykają, bo mają co drukować, ale wartości poznawcze są żadne. Walczy Marcin, a obserwujący mają ubaw, albowiem miałkość tematów i chęć dominacji nad Miciułą jest bardziej niż widoczna.

I tak w dniach ostatnich, bo w sobotę 15 czerwca swoich „Krasnostawian” powołał pod broń i ściągnął na strzelnicę do Borowicy by w środku lasu dali upust pierwotnym instynktom. Strzelali jak Kmicicowa Kompania we dworze w Wołomontowiczach, tylko nie do portretów przodków a tarcz strzelniczych. Dziewek nie gorszyli, ale huk był i groźne miny i cała masa słodziutkich fotek.

Wśród powołanych była nawet Pani Edyta Fidecka, która zmieniła upodobanie i teraz jest Krasnostawianką, bo Trzecia Droga na jej szpilki za wyboista i zbyt kręta oraz dziurawa. Podobno w strzelaniu wybornie jej szło, ale to niechybnie zasługa Nowosadzkiego. Bo jak sobie przypomniała o Marka „zatajonej ręce” w konkursie na dyrektora I LO w 2019 to posłała serię w środek i podobno wołała o następny magazynek…

Na strzelnicy w Borowicy był i podporucznik Jelonek, który na fotografiach ustawił się w głębi, bo wie, że dobry kamuflaż to pół sukcesu i w resorcie uczyli, że ludzi w takiej sytuacji lepiej mieć przed sobą jak za plecami. Ale czy uczył zaproszonych jak szyfrować meldunki na aparacie „Dudek” albo czołgać się pod ostrzałem to tego nie zdradzono, ale wiemy, że na koniec było ognisko i nie z płonących teczek, a takie klasyczne, na którym pieczono kiełbasy i inne frykasy. Jak widać, piękna i doniosła była, to integracja, która trafiła na FB Krasnostawian i do lokalnej prasy. W poniedziałek 17 czerwca można było oczy tym nasycić, tylko co z tego!

Burmistrz Miciuła na drugi dzień, w niedzielę 16 czerwca zapełnił strefę kibica pod przysłowiowy korek. Nasi grali na Euro 24 z Holandią… Ludzi było sporo i jedni stali inni leżeli na leżakach albo siedzieli przy stołach, a Miciuła między nimi z rodziną. Tym zagraniem „ze stałego fragmentu gry” Wilkołazkiego przykrył jak drwa brezentem na zimę. Miciuła nie rywalizuje z Marcinem tylko konsekwentnie robi po swojemu i w swoim rytmie, a Marcina szturmy można zobrazować wchodzeniem po chybotliwej drabinie do domu przez okno na poddaszu, gdy na parterze drzwi otwarte na oścież…

Wcześniej jeszcze w maju tuż po zaprzysiężeniu nowych władz Marcin jako przewodniczący rady miasta miał wzruszającą wizytę duszpastersko – kurtuazyjną u wójta gminy Krasnystaw Wojciecha Kowalczyka. Potem powędrował ze swoją trzódką do sołtysów sołectw wchodzących w skład miasta i tam było to samo. Czyli masa zdjęć z uszczęśliwiania tubylców i wszystko zrelacjonowane na FB.

Dziwili się wszyscy szczególnie po tym nawracaniu Kowalczyka, po co i co to ma znaczyć, bo takich praktyk to nikt nie widział wcześniej. Przewodniczący raczej organizuje pracę rady, a nie wchodzi w buty burmistrza, ale Marcin, jak widać, dopisał sobie do zakresu obowiązków wszystko to co by mu dawało wrażenie, że jest jak burmistrz. W tym miejscu należy wspomnieć, że wszystko byłoby prostsze, gdyby zechciał się zdecydować na start w kwietniowych wyborach. Burmistrzem pewnie by został, a tak musi posiłkować się protezą, którą sam sobie wymyślił i przez to jest wesoło.

Czekać tylko jak zacznie koncelebrować msze z krasnostawskimi księżmi i rozdawać komunię jako szafarz i z tego też będą relację w prasie i FB. A w grudniu koło szóstego, jeśli ktoś zobaczy Marcina, który poddusza na ulicy Mikołaja i zabiera mu worek oraz przebiera się w jego strój to się dziwić nie powinien, bo skoro to uczyni go lepszym od Miciuły, to czemu nie!? Jeszcze Marcina w niejednym kominie zobaczymy jak się przepycha z worem prezentów i może do Miciuły na Olszankę trafi.

Zdolny do wielu poświęceń i zmiany wyznania w imię bycia tym pierwszym. I on tak ma od zawsze, bo dawniej, gdy organizacja Dnia Żołnierzy Wyklętych dawała poparcie to Marcin ochoczo pchał się do obstalunku, a jak trzeba było oprzeć się na byłym esbeku, to też długo się nie zastanawiał. Rozkręca się, jak widać „burmistrz równoległy” i ostatniego słowa jeszcze nie powiedział.

A teraz i na koniec o co chodzi z Panem Bogiem. Otóż trzeba wiedzieć, że Krasnostawianie jako formacja stali się bardzo nowocześni. Niby zdjęcia z chrztu dzieci pokazują i śluby kościelne mają, ale kiedy składali przysięgę przy obejmowaniu mandatu to solidarnie pominęli frazę TAK MI DOPOMÓŻ BÓG. Widać uznali, że bez niego sobie poradzą, a wszystko, co osiągnęli to tylko i wyłącznie ich zasługa. Wielu pośród nich bez doświadczenia i prosto z ulicy i gdyby Bogiem się podparli w takiej sytuacji, to byłoby rozsądne, bo co szkodzi i w dzisiejszych czasach to nawet akt odwagi cywilnej. Ale widać odwagą nie grzeszą i walą z prądem, co może tylko wywołać uśmiech politowania. Istnieje podejrzenie, że rozsądkiem również, bo te wszystkie pomysły Marcina na załatanie jego urażonego ego łykają jak przysłowiowe pelikany i biegają za nim jak na komendę.

Albo może chodzić o coś zupełnie innego, bo może Marcin tak kazał! Nie od dziś wiadomo, że w Krasnostawianach to on jest bożkiem, a gdyby odwołali się do Stwórcy to w stowarzyszeniu byłaby dwuwładza i wtedy, kogo słuchać? Jeśli ktoś wybiera wiarę w Marcina, a nie w boską opatrzność to wypada pogratulować pomysłu i dopytać, czy poza nim wszyscy w domu zdrowi. Wyszło na to, że biografia Pana Boga im nie odpowiada, a ta Jelonka już tak…

Natomiast Berezowski Lech jak wspomniałem jest od Kościuka i przystał do Krasnostawian, ale na Boga się powołał i problemów z tym nie miał. Zapewne w podjęciu takiej decyzji pomógł mu jego wiek, bo jest z pokolenia, które znaczenie wiary rozumie. Marcinowi jeden Berezowski zwrotu religijnego nie zrobi, ale na listek figowy w sam raz…

 

PS. Za to problemu z Panem Bogiem nie ma burmistrz Miciuła i radny Emil Witkowski. Ten ostatni jest z tych Witkowskich, co to nogi nie odstawiają. Być może obaj znają stan kasy, ale ja bym stawiał na pokorę i wartości wyniesione z domu. A zawartość miejskiej kality jest zasługą między innym lidera Krasnostawian, bo przecież w samorządzie jest nie od dziś i z poprzednim burmistrzem wspólnie podejmowali wiele decyzji, w tym finansowych…

44
5