Ostatnia sękata deska ratunku „starosty” Leńczuka

Na odcinku muzealnym Leńczuk et consortem wreszcie dopięli swego i powołali na „pełniącego obowiązki” Tomasza Nagowskiego, który z muzealnictwem ma tyle wspólnego co parówki z mięsem, cytując klasyka z „Nowego Tygodnia”. Jak zareaguje na to „historyk z własnej ulotki wyborczej” ginekolog Janeczek, znany stróż praworządności oraz zbuntowane pracowniki, którym „biologia” byłego dyrektora Gołąba również wadziła ? Nie jest w stanie usprawiedliwić tego fakt, że to forma przejściowa. Tym bardziej, że kiedyś na „ PO” dyrektora powołano archeologa z muzeum. No skandal jak nic albo etyka sytuacyjna! To dziś o tym i o owym …

25 kwietnia po posiedzeniu zarządu powiatu z komina starostwa poszedł biały dym prościutko do nieba. Stąd to wszystko, bo pod światłym przywództwem „utrapienia wszystkich fryzjerów” Andrzeja Leńczuka „powiatowe konklawe” wybrało na stanowisko „pełniącego obowiązki dyrektora muzeum regionalnego” imć Tomasza Nagowskiego. Ten Pan to osobowość wcale niemedialna, ale „wybitny muzealnik” ponieważ często chadzał tam na kontrole zlecane przez miłującego pokój i spokój Leńczuka. Tą drogą nabył doświadczenia i niech mu kto co zarzuci!? Poza tym jest „umiłowaną duszeńką” obydwu starostów, bo się zgodził być „pełniącym obowiązki”. Tak że mamy początek epoki, która może przejść do lokalnej historii jako „Nagowszczyzna”, „Tomkowizna”… Zdarzyło mi się z Panem Tomkiem rozmawiać, coś ze trzy razy. Wrażenie odniosłem, że to przeciąganie liny albo dialog z sierżantem, jeśli już coś mówi, to są to krótkie komunikaty jak „we wojsku”. Żart u niego ciężki i cały czas wyglądał końca rozmowy. Jak on się dogada w muzeum; nie wiem, ale tam o co innego idzie, bo Tomek ma tam misję i jest do tej placówki „zadaniowany”

Tomek- ostatnia sękata deska ratunku

Sięgnięcie po ostatnią i sękatą deskę ratunku, jaką jest szef wydziału audytu wewnętrznego i bezpośredni podwładny starosty, to dowód na beznadziejną kadrową sytuację Leńczuka, który stanął nad przepaścią, bo tak naprawdę nikt z „zaczepionych” nie chciał się dać wkręcić w muzealną maszynkę do mięsa, której korbą kręci w tej chwili Leńczuk. Przy takim szefie, tak dbającym o dyrektorów, jak starosta Andrzej; ciężko o kolejki chętnych. A do tego jest jeszcze wspomniana misja w muzeum, sformułowana w dość enigmatyczny sposób. Ta ma polegać na uzdrowieniu sytuacji wewnątrz placówki.

Uzdrowienie to nic innego, jak przywrócenie do pracy zwolnionej dyscyplinarnie dwójki pracowników, którzy są fachowcami w swoich dziedzinach jakich świat nie widział. No tego sformułowania inaczej zrozumieć nie sposób. Leńczuk robił wszystko żeby znaleźć zastępcę na miejsce Gołąba i szukał nawet w muzeum regionalnym z podziwu godnym zapałem, ale bardzo się zdziwił gdy niektóre drzwi zatrzaskiwano mu przed nosem. Nachodził się więc, naprosił a tu nic! Mało do Częstochowy rowerem nie pojechał w intencji znalezienia chętnego. Wbrew temu co się plecie po mieście, to nie wszyscy uważają, że Gołąb jest „złym” dyrektorem. Tylko w tym jest problem, że akurat ci co tak uważają nie są decyzyjni. Jeśli ktoś opinię o Gołąbie opiera na wiedzy zawartej w pisarstwie Stępnia z „Nowego Tygodnia” i tym co mówią podpuszczeni przez radnych „muzealnicy” a także Leńczuk z Nowosadzkim z niektórymi radnymi; to sam sobie szkodzi. A poza tym los Gołąba był od samego początku przesądzony, ale o tym jaki był pomysł na jego „aborcję” innym razem.

Informacja od lutego krążyła po korytarzach starostwa

Informacja o zamiarze powołania Nagowskiego od lutego krążyła po korytarzach starostwa. Kiedy dwa tygodnie temu „Nowy Tydzień” podzielił się z opinią publiczną informacją o możliwości jego rezurekcji, to pozwoliłem sobie zadzwonić do Pan Tomaszka. Rozmowa odbywała się w jako takiej atmosferze do momentu gdy powiedziałem, że z tego co napisali wynika, że nowy „pełniący obowiązki” będzie miał za zadanie przywrócić zwolnionych dyscyplinarnie pracowników. Po tym wtręcie słuchawka tylko szczęknęła i zaległa cmentarna cisza. Jako że nie mam takiej mocy perswazji jak Archanioł Gabriel, który zwiastował Pannie Maryi w 6 miesiącu, postanowiłem odczekać i zadzwonić za jakiś czas, co by Pan Tomek ochłoną. Zapewne mógł poczuć się przytłoczony tym szczęściem, które na niego spadło tak niespodzianie. Kiedy odebrał, był już spokojniejszy, widać się pozbierał i oswoił z niewątpliwym zaszczytem. Taki uspokojony Tomek już nie zaprzeczył ani nie potwierdził, ale o wszystkim wiedział. Przynajmniej ja takie odniosłem wrażenie. A słuchawka mogła mu tak normalnie wypaść z dłoni, ze złości na to, że wylazło wszystko do gazet.

Tam u nich w starostwie to spokój jest największą wartością. To że wypłynęło wszystko do publicznej informacji „tym z zarządu” narobiło trochę zamieszania. Musieli się tłumaczyć przed niektórymi z prezydium rady, że ci o takich rzeczach dowiadują się z prasy, a nie z poufnych rozmów. W starostwie teraz każdy chce być ważny, taka tam mądrość panuje, ale jak ma być skoro jest „bezkrólewie” bo starosta „słabiuśki” jak bigos z gruszek ulęgałek.

To teraz więcej o misji stabilizacyjnej

Sąd wyznaczył kolejne rozprawy ze zwolnionymi dyscyplinarnie pracownikami na maj i lipiec, ale wcale nie trzeba czekać tak długo. Można zawrzeć ugodę poza sądem, a o tym fakcie sąd tylko poinformować. Odwlekanie nie jest na rękę w Leńczukowi, jeśli już jest jego człowiek w muzeum a tym bardziej, że obaj z Nowosadzkim zostali przez Gołąba na ostatniej rozprawie zgłoszeni jako świadkowie. Oczywiście mają do niego o to żal! Bo jak on mógł! Tacy wrażliwi… W takich okolicznościach „chłopaki” powinni unikać wizyty u Temidy, poprzez zawarcie ugody polegającej na wymarzonym przywróceniu. No po co się denerwować, jak można się nie denerwować ! Jeśli dojdzie do ugody, a tego już nikomu nie trzeba tłumaczyć dwa razy, to nigdy nie poznamy co o tym myśli sąd….

Jest jeszcze coś co może mieć znaczenie przy rozstrzygnięciu. Ten konflikt jest silnie spersonalizowany i dotyczy konkretnego dyrektora i konkretnych okoliczności. Sąd może dojść do wniosku, że skoro Gołąb nie jest już dyrektorem, to problem sam się rozwiązał i może wydać wyrok satysfakcjonujący pracowników i ich patronów ze starostwa. Niby sądy rozstrzygają tylko stronę merytoryczną ale oceniają dowody i całokształt kierując się zasadą swobodnej oceny dowodów. Nachodziłem się po sądach i parę dziwnych wyroków widziałem, zachowań sędziów też. Po prostu uważam, że Gołąb powinien być od początku do końca, ale widać Leńczuk wie coś czego ja nie wiem. Inna rzecz ale równie ciekawa czy w takich okolicznościach gdy sąd orzeknie po ich myśli to czy nowy „PO” skorzysta z apelacji…

Obaj z Nowosadzkim i niektórzy z zarządu powtarzali jak mantrę, że Gołąb sprawę przed sądem pracy przegra. Może… ale może i wygrać, tego nie wiadomo. A coś mi się zdaje, że główny atut czyli ochrona związkowa dwójki zwolnionych nie istnieje albowiem nie dopełniono formalności. A mówiło się po mieście, że w związku z ochroną przywrócą ich z miejsca. Dla przypomnienia; pracownik mający ochronę związków jest nie do ruszenia, ale by tak było musi być spełniony jeden jedyny warunek; należy takich pracowników wpisać na listę i poinformować pracodawcę o liczbie związkowców na dzień 30 czerwca i 31 grudnia. Tu tego obowiązku nie dopełniono, a o ile pamiętam na sławnej sesji 21 lipca, na której darto gęby nad Gołąbem jak to przepisów nie zna, to „związkowa walkiria” z Zamościa pani Głąb powoływała się na właśnie ochronę i wadliwą procedurę poinformowania związku o zamiarze zwolnienia pracowników.

Wobec tego niejednokrotnie mówiłem wprost do Nowosadzkiego i Leńczuka, że skoro tacy pewni swojego to powinni Gołąbowi dać przegrać przed sądem. Ba! Nie tylko ja tak uważałem, bo mało kto wie ale kiedy rozważano powierzenie Andrzejowi Gołąbowi obowiązków dyrektora (jak wiadomo zawiodły inne kandydatury) pod koniec lutego „starsi i mądrzejsi” proponowali 6 miesięcy. Argumentując, że przez pół roku wszystko się wyjaśni i Gołąb dokończy procesy z pracownikami, bo tak podpowiada logika. Leńczuk o 6 miesiącach nie chciał nawet słyszeć, bo przecież w sierpniu ogłosił swoją „nowelę sierpniową” w której zakomunikował, że jednak będzie konkurs i pomyślał, że wreszcie się Gołąba pozbędzie a nowy dyrektor przywróci zwolnionych do pracy skoro on nie chciał. Przecież cofnięcie zwolnień było „gwoździem programu” Leńczuka. To dlatego zawiedziony i zły, krzyczał o konkursie gdy Gołąb powiedział, że wypowiedzeń nie cofnie.

Festiwal złośliwości

Wracając do okoliczności powierzenia obowiązków Gołąbowi, to w pierwszej wersji Leńczuk proponował jeden miesiąc tylko dlatego, że Andrzej Gołąb miał do odebrania zaległy urlop, a on nie chciał się zgodzić na wypłatę ekwiwalentu za niewykorzystany urlop. Jeszcze był zły na niego, że urlopów nie wykorzystał, a ten mu odpowiadał, że przecież ciągle był im potrzebny w starostwie! Widać przy tym jaki Leńczuk dbały o finanse powiatu. Może lekcja wyniesiona z KDK taki w tym wypadku odniosła skutek. Szkoda że wcześniej tak troskliwy nie był, gdy zawierał ugodę z koleżanką z „Gloria Vitae” i dyrektor DPS panią Mróz. Jej wypłaciło starostwo ładny grosz, a wcale tak nie musiało być. Ale wracając do meritum, to w końcu po targach stanęło na dwóch miesiącach…

Tu muszę wspomnieć sytuację z tym nieszczęsnym urlopem, bo warta tego jak diabli, a czytelnik dowie się jak Leńczuk Gołąbowi nieba przychyla, bo przecież on go broni, jakby kto nie wiedział. Kiedy Andrzej Gołąb rozpisał swoje urlopy, bo przecież sam najlepiej wie kiedy chce na nie iść, to Leńczuk to wszystko zakwestionował i zrobił mu awanturę. Takiego czegoś świat nie widział i niektórzy zdębieli, a pani Ola z oświaty powiedziała, że Gołąbowi pomoże tak urlopy rozpisać, żeby starosta był zadowolony choć te urlopy są Gołąba a nie Leńczuka. No komedia i kuriozum! Jakby tego było mało to Leńczuk odwiną oberek widać ze złości, bo jego plan spławienia Gołąba się nie powiódł i przed zbaraniałymi członkami zarządu zażądał od Gołąba by ten odpowiedział na piśmie na wnioski pokontrolne komisji rewizyjnej. Na wnioski o których sam mówił na sesji, że są polityczne! Kolejna komedia… Przecież dziecko wie że takie wnioski są odzwierciedleniem opinii w tym wypadku postkomuszego Piwki a nie prawa. Ba! Sam postkomuszy Piwko nie oczekiwał odpowiedzi na piśmie. Gołąb do jego wypoconych wniosków odniósł się na sesji i je obśmiał i obalił do spółki z Jasiem Mrozem z zarządu powiatu; jedynym który potrafi bronić Andrzeja Gołąba. Tymczasem Leńczuk w furii żąda odpowiedzi i od tego uzależnia powołanie na dwa miesiące…Ręce opadają na takie złośliwości i to, że Leńczuk rozmontował majestat urzędu nie dziwi, bo to się inaczej skończyć nie mogło, ale jak tego mu było mało to się wziął za rozmontowywanie własnego. Niech go tam rozkręca a dużo roboty miał nie będzie, bo autorytet maluśki i taki jest Leńczuk przy bliższym poznaniu.

Innym razem gdy na zarządzie powiatu, już po powołaniu Gołąba na te dwa miesiące stanęło, że muzeum pozyskało od ministerstwa 109 tysięcy dofinansowania. Leńczuk zamiast udać że się cieszy z tego i przejść nad tym przy minimum rozsądku to Gołąbowi zarzucił, że ten o pracach nad wnioskiem do ministerstwa nie informował zarządu. Przecież powinien, bo jak wiadomo Gołąbowi zarzuca się, że chodzi samopas. Gołąb odpowiedział, że informował samego Leńczuka a ten się upierał, że nie…ale po zarządzie Gołąb poszedł do muzeum i odnalazł korespondencję w której stało czarno na białym, że jednak informował. Zrobił z tego wydrukowaną kopię i zaniósł Leńczukowi na biurko do gabinetu. Akurat byli przy tym niektórzy członkowie zarządu, bo się widać jeszcze nie rozeszli. Minę Leńczuk miał kwaśną, a informacja była wysłana na jego starościński adres meilowy, jakoś w listopadzie. Może nie czytał, może był zajęty planowaniem koncertu „GloriaVitae”, tego nie wiadomo.

Rezygnacja z przywileju, chaos i „maski” opadły razem z gaciami

Czy to jest normalne i mieści się w zdrowo rozsądkowych schematach żeby starosta świadomie zrezygnował ze swojego przywileju jakim jest powołanie dyrektora bez konkursu! Tego nikt nie rozumie. W innych samorządach za łby się łapią na takie „napoleońskie koncepcje” byłego kierownika kina a teraz „starosty”. W co gra Leńczuk już powoli widać, i o tym nie dziś ale jest pewne jedno „głowy” do rządzenia to on nie ma. Nowosadzki który też ma zasługi w grzebaniu w muzeum i wcale niemałe, na te komunikaty Leńczuka reaguje bólami głowy i ściskaniem w dołku i się przez to postarzał, ku rozpaczy wielbicielek. Marek uważa, że trzeba jak najmniej mówić, a nawet doszło do tego, że pozyskane z ministerstwa 109 tysięcy Nowosadzki pochwalił na zarządzie, gdy jak wspomniałem Leńczuk fukał i prychał na nie. Być może była to sprytna sztuczka, ale jednak…

Na finał… Od lata zeszłego roku kiedy Andrzej Gołąb po sesji rady powiatu 21 lipca nie uległ Leńczuka głupim namowom by przywrócić pracowników (raz już to zrobił i nic z tego nie miał, oprócz masy kłopotów) Leńczuk w mojej opinii nic mądrego nie powiedział, jeśli chodzi o muzeum. Wdzięczny dyrektorowi jestem za to, że dał wypowiedzenia, bo jego los już dawno był przesądzony i niczym nie ryzykował. Dzięki temu dowiedzieliśmy się kim jest Leńczuk a „maski opadły” i to z hukiem, bo do tej pory nasz Jędruś „umiejętnie się ukrywał” Od tego czasu „starosta” co chwila raczy opinię publiczną swoimi „nieprzemyślanymi przemyśleniami” i wedle tego raz będzie konkurs potem nie i powierza obowiązki na dwa miesiące, by sięgnąć po Nagowskiego. Teraz znów palnął, że może konkurs na dyrektora w muzeum będzie…ale jesienią i to ostatnie napisał Stępień w „Nowym Tygodniu” ale Leńczuk powiada, że to nie prawda! Bo on tak nie powiedział a konkurs będzie w przeciągu dwóch miesięcy! No dom wariatów…Trzeba pamiętać, że te komunikaty wypadły ciągle z tych samych ust i urodziły się w tej samej głowie…To jest ciągle ten sam Leńczuk a polityka powiatowa kreowana przez niego zaczyna przypominać sytuację w Krasnostawskim Domu Kultury za jego rządów o którym Żelazny pisał tytułami „Bagno KDK” I Amen na dziś…

PS. Na innych polach „starosta” też rozwinął skrzydła po „sierpniowej noweli” z zeszłego roku i puścił wodze fantazji. Ostatnio zapałał wielkim uczuciem do Ryszarda Madziara „nawet nie posła” a ledwie pełnomocnika PiS na Chełm;  mając dwie ulice dalej posła który go „ulepił” starostą z uposażeniem 15,800 brutto co miesiąc. Idąc dalej to skoro poseł Teresa Hałas poszła u Leńczuka w odstawkę, to czego mógł się spodziewać Gołąb i zaledwie dyrektor!?

 

26
5

Pluszowa ofensywa!?

Dziś 27 kwietnia odbyła się sesja nadzwyczajna zwołana przez zarząd powiatu, na której darto gęby na siebie , a Szpak o mało ze skóry nie wylazł i z pierza nie obleciał, bo tak się złościł… Do tego po sali obrad latał operator kamery z TV Lublin, co już było pomysłem „ciaputka” Leńczuka. Ale do pełnoformatowej awantury ze skakaniem sobie do gardeł dojdzie jutro; 28 kwietnia; na następnej sesji nadzwyczajnej, która jest bardziej nadzwyczajna niż ta poprzednia!

Dla mnie to są jaja w pełnym wymiarze i kabaret!? To teraz, o co w tym chodzi. W zeszły piątek grupa „7 rolników” z rady powiatu; Szpak, Domański, Piwko, Zieliński, Zając, Chruściel i Babiarz skrzyknęła się i wysmarowała wiosek do przewodniczącego rady powiatu Wicia Boruczenki o zwołanie sesji, której tematem przewodnim miała być sytuacja w rolnictwie. Chodzi głównie o ten niekontrolowany import zboża podłej jakości z Ukrainy… tak myślę!? Wśród tej siódemki troskliwych obecności dwóch ciężko wytłumaczyć poważnie, nie rżąc przy tym pod nosem. Pierwszy to Krzyś Zieliński miastowy obszarnik z Rejowieckiej. Ale jeszcze ciekawszy jest przypadek „postkomuszego” Piwki. Ten z centrum miasta i jego związki z rolnictwem polegają na tym, że w „Biedronce” sprzedają warzywa i mąkę…

Reszta „rolników” od biedy ma obecność usprawiedliwioną. Choć pewne jest, że to wszystko teatrzyk, a nie żadna prawdziwa troska, albowiem posądzanie naszych wsiowych parlamentarzystów o „zdrowy polityczny rozsądek” byłoby dowodem na własny brak rozsądku. Tak jak wspomniałem; im chodzi o pozory do tego by na siebie powrzeszczeć i poudawać jak im na ludziach zależy. I taka właśnie mozaika troskliwców zawnioskowała o sesję nadzwyczajną, która dzięki uprzejmości Boruczenki odbędzie się 28 kwietnia w piątek. Tymczasem „ciaputek” Leńczuk „przezywany starostą” doszedł do wniosku, że to najlepszy moment na demonstrację własnego pomysłu na siebie. Wpadł więc na pomysł (co w jego przypadku nie jest częstym zjawiskiem), że dzień wcześniej, czyli dziś 27 kwietnia zorganizuje sesję, na której wysmaruje stanowisko w sprawie obrony interesów polskiego rolnictwa a potem podda to pod głosowanie.

Przebiegłe to jak diabli i nawet to się nazywa ucieczką do przodu. Szpak i spółka się wściekli, bo chłopaki z miasta (w zarządzie jest ich trzech) zrobiły w konia tych ze wsi! Janusz wrzeszczał do kogo ten apel ma być skierowany i powtarzał to w kółko nawet jak Leńczuk mu to wytłumaczył. Potem prosił o „normalność”! Wiadomo, że jak były ormowiec prosi o normalność to albo się „nawrócił”, albo coś zrozumiał. Tu było to ostatnie, bo zrozumiał, że go „ciaputek” ograł. Zły był jak jasna cholera, aż go Boruczenko uspokajał i jeszcze ci z telewizji latali po sali z kamerą. Krzyś Zieliński też się pieklił, ale jak na jego możliwości to maluśko, widać zdrowie najważniejsze. Tym bardziej że „pięćdziesiątka” niebawem radnego do tańca porwie. Janeczek chciał podyskutować i powiedział, że on se nie wyobraża, że w tym punkcie nie będzie dyskusji. No to warto zapamiętać i przypomnieć doktorkowi coby poopowiadał o tym, co u niego na ginekologii i położnictwie. Janeczek toć znany rolnik i może on na tę Ukrainę w grudniu chciał jechać, bo tam gospodarkę ma!? Podważały „chłopaki ze wsi” legalność zwołania sesji, ale radca Cieślik im wytłumaczył, że sprawa „czysta” Chcieli nawet porządek obrad zmieniać, tylko że w takim wypadku o porządku decyduje okoliczność na czyj wniosek sesję zwołano. W tym wypadku był to zarząd powiatu.

Potem jak przyszło do głosowania to z kwaśnymi minami jak jasna cholera Szpak i spółka głosowali „za” Wszystkich „za” było „17” radnych, jeden był nieobecny a jeden się wstrzymał. Cała sesja zamknęła się z 5 minutową przerwą w niespełna 50 minutach co jest osiągnięciem nie lada w obecnej kadencji. Tak że do „mordobicia” dojdzie w piątek i Szpak dziś „oszukany” będzie lał w Leńczuka…tak mi się przynajmniej wydaje.

Wypada podsumować… Ruch Leńczuka jest bardziej jego jak zarządu powiatu. Zresztą wyjaśniał ile zrobił by los chłopa poprawić, ile odbył w tym celu spotkań. Niektórzy okrzyknęli to zagranie OFENSYWĄ, ale widać tylko dlatego, że nigdy ofensywy nie widzieli. Jemu widać jakaś kariera się marzy i chce się wybić na niezależność. Mimo wszystko Leńczuk do polityki się nie nadaje. Ja w nim potencjału nie widzę i nawet dziś było w nim tyle „ognia” co w stercie mokrego drewna. O zgrozo Andrzej w piątek też chce być stanowczy i wziąć oponentów „za pysk”. Dobrze, że w związku z tym na sali będzie lekarz, bo raczej Janeczek powinien przyjść i jakby co nie wyszło, to pomocy tak rozbuchanemu Leńczukowi udzieli. To poczucie „czegoś tam” i smak do kariery można wiązać z tym, że Andrzej „utrapienie fryzjerów” znalazł wielkie oparcie, które przeszło w fascynację w Ryśku Madziarze pełnomocniku PiS na powiat chełmski, a także kierowniku gabinetu politycznego wicepremiera i Ministra Zasobów Państwowych „Jacka nad Jackami” Sasina. Coś mi się zdaje, że „zapałał miłością” do tego Ryszarda i uwierzył, że w worku z kapciami nosi buławę marszałkowską a dzięki wsparciu Ryśka ta kariera będzie możliwa! Tereskę Hałas odstawił na bocznicę i nawet ostatnio dostarczył na ten fakt dowodu do spółki z Markiem Nieściorem kolejnym orłem od „spraw dynastycznych” w obrębie własnej familii… Ta wolta i pobudka na emeryturze trochę przypomina sytuację, kiedy stary chłop, któremu strzyka w kręgosłupie chce się żenić z 40 lat młodszą dziewuchą, w której chuć i hormony grają jak diabeł na organach a wszystko dlatego, że dziadek uwierzył w reklamy i opowieści kolegów. No jak się takie cuda kończą to chyba nie trzeba nikomu tłumaczyć. Jedno jest pewne, będzie wesoło, a my pożyjemy to zobaczymy…

28
3

„Bąbelek” z gwiazdozbioru „Biedronki” czyli chwalebne czyny radnego Piwko

Dziś o chwalebnych czynach radnego Piwko, który od kilku miesięcy jest w ofensywie na wojnie z niegodziwością. W imię tego na ostatniej sesji rady powiatu nawtykał Leńczukowi, pouczał komendanta policji i radnego z Siennicy Różanej a przy okazji ratował z opresji kolegę ormowca. Nie ma co… czyny kwalifikują go do miana „Bohatera Związku Radzieckiego”, ale ten się rozpadł i nie ma go kto odznaczyć. Serce pęka, że 18 lat temu, kiedy w mieście pojawi się żarłoczny owad z rodziny Biedronek nie miał tyle zapału, i pladze nie zapobiegł… A i jeszcze jedno! Radny Piwko Nowosadzkiego garnitury wysłał do lamusa, śmiało zakładając pstrokate łapcie „NIKE” do kreacji, jakiej krasnostawskie salony nie widziały. Tak, że mamy nowy „trynd” i nowe turla się ku nam!

 

Na sesji 31 marca Piwko alias „Bąbelek” rozlał swój urok jak niewprawna kelnerka na oktoberfeście piwo. Musiał! Sytuacja dojrzała, a on teraz jest w samorządowym zenicie. Zenit to stan do którego jak do nirwany dąży każdy samorządowiec. U niego objawił się w mowie ciała i zewnętrznych atrybutach w postaci „luzackiej, ale przełomowej” kreacji, a także mentorskich uwagach, którymi szafuje na prawo i lewo. Emanuje z „Bąbelka” „nietłusty kot”, który pieniądze z podniesionych diet wziął i wcześniej teatralnie powrzeszczał! Ale triumfator co ma osiągnięcia w Muzeum Regionalnym w tropieniu „niemoralnych postępków podłego Gołąba” No taka gwiazda nam się pojawiła w nowo powstałym lokalnym gwiazdozbiorze „Biedronki” Jakby kto chciał się na własne oczy przekonać, to szukać trzeba po lewej stronie nieboskłonu. Gwiazdozbiór najlepiej widoczny z ulicy PCK w godzinach 6-22 i w niedziele handlowe.

Nowe trendy i Nowosadzki w lamusie

To teraz ciut o kreacji z sesji 31 marca. Od razu zaznaczam, że mnie się ona bardzo podoba i wobec tego Nowosadzkiego zgrzebne garniaki potępiam z całą surowością, bo są od tego momentu passe i do kontenera PCK z nimi! Nasamprzód idzie u „Bąbelka” koszula biała wypuszczona z portek, do tego piaskowe portki i pstrokate buty NIKE. NIKE to grecka bogini zwycięstwa i jak widać nie jest to przypadek. Marynarka dla zwieńczenia całości i podkreślenia sportowego stylu, plus okulary przeciwsłoneczne skrywające mądre i wrażliwe oczęta. I ma się rozumieć do tego „Bąbelek” dodał kocie ruchy i zwinność radzieckiej baletnicy oraz niepoślednią inteligencję.

Poza tym trzeba zaznaczyć stanowczo, że oczęta skrywane za okularami wrażliwe na „niegodziwości” o-k-r-o-p-n-i-e. Bardziej niż fotoradar w Łopienniku na tych, co duszą pedał gazu w opór. Tak że drzyjcie złoczyńcy! O tym, co jest niegodziwością decyduje sam „Bąbelek”, a nie jakaś tam etyka. Tak jest prościej… I to są najczęściej takie rzeczy z których Piwko może coś dla siebie „ugrać” a choćby tak jak w Muzeum Regionalnym. Bo dla przykładu do Bończy, to znaczy do tamtejszego Domu Pomocy Społecznej łapek nie pcha i noska nie wtyka. Tam to już ślepy jak ten kret! Wypadałoby go zapytać czemu i ciekawe co by odpowiedział. Tak na marginesie. W DPS Bończa od kilku lat jest konflikt pomiędzy jedną z pracownic a dyrektorem Rysakiem co wybrzmiało na sesji 31 marca, ale słabiuśko i nie z ust „Bąbelka”. To, co tam się dzieje, zdaniem niektórych jest wojną w pełnym wymiarze, ale o dziwo w mediach o tym nie uświadczysz nawet pół wiersza! Tam jest taka zmowa milczenia, że ojej. O tym konflikcie trzeba osobnego opracowania.

Leńczuk  dostaje po grzbiecie

„Oblizał” od tak szczytującego „Bąbelka” „ciamajdowaty” Andrzej Leńczuk i „podobno starosta”. Otóż Jędrula użył określenia, że na sesji panuje gwar i określił to mianem targu. Marunia ta uwaga uraziła i postanowił Leńczukowi dać po grzbiecie a jak zamyślił tak i zrobił z podziwu godną konsekwencją. Powiedział „Bąbelek”, że w punkcie zapytania i interpelacje radnych odpowiadać starosta nie musi, a jak chce się odzywać to tym chciejstwem powoduje chaos i jak tak to niech nie narzeka! Biedny Leńczuk skulił się jak bity parobek we dworze przez karbowego a oberwał jeszcze kilka razy od innych na sesji, żeby nie było! No co by nie myśleć, ale piorą go za głupią nadgorliwość i dogodzenie radnym. Leńczuk musi chyba czuć się zagubiony w tej sytuacji, ale za bezmyślne rozmontowanie autorytetu starosty i brak zdecydowania należy mu się i nie ma co go żałować. Niech go tam „leją” i patrzą czy równo puchnie… Takich czasów naiwny pisowiec doczekał, że postkomunista leje w niego jak w kaczy kuper, ale jak tak lubi to, co zrobić…

„Biedronka” w tle i swojego trza bronić!

Tymczasem uwaga Piwki jest jak najbardziej na miejscu i do tego prawdziwa, bo starosta nie musi odpowiadać. Mógłby później i to taka sama prawda, jak i to, że swego czasu „Biedronka” wcale nie musiała powstać na ul. PCK. A jej powstanie tak jak nadgorliwe odpowiedzi Leńczuka narobiło zamieszania, że hej! Te protesty i wzburzenie jeszcze „Bąbelek” powinien pamiętać, bo 18 lat to nie tak dawno. Taka to analogia między jednym i drugim oraz historyczna ciągłość „zamieszań” o różnych źródłach. No i może albo przede wszystkim w postkomuniście co burżujem został krew się zagotowała na pojęcie sprzedaży bezpośredniej, bo taka jest idea targu, że każdy przywozi co tam ma i sprzedaje bez pośredników. To jak wiadomo godzi w handel wielkopowierzchniowy którego bliskim serca Piwki symbolem jest właśnie ta wspomniana Biedronka z ul.PCK. No wypada podziwiać rewolucyjną czujność „Bąbelka”. Tak że, jak po cokolwiek to nie na targ, ale do Biedronki a interesu trzeba pilnować i pewne słowa nie powinny pojawiać się w publicznej debacie jako synonimy, bo jeszcze coś, ktoś. Jednym słowem parafrazując słowa piosenki; targom, jarmarkom śmierć!

Policja do raportu, a kodeks do poprawki!

To jednak nie koniec, bo nasz „Bąbelek” poturlał się dalej i upomniał się o tych co dostają mandaty w mieście za wykroczenia. Skierował więc do obecnego na sesji komendanta Policji bardzo ciekawy wniosek racjonalizatorski, taki, że wszystkie 4 latki oniemiałyby z wrażenia! Ze srogich analiz „Bąbelka” wynikło, że policjanty smarują dużo mandatów za drobne przewinienia i to zjawisko głównie dotyczy tych co przechodzą na przysłowiową pałę przez jezdnię, a nie przez przejście dla pieszych. Jak widać w pchaniu łap tak zasmakował, że i Policji mówi co mają robić. Takich żeśmy czasów doczekali, że dyżurnym etykiem został postkomunista z CIS…jeszcze trochę to i im napisze nowy kodeks wykroczeń.

Nie mam ja smaku do służb mundurowych, bo wielu tam nigdy nie powinno trafić co nawet znalazło potwierdzenie w licznych dowcipach o tej formacji ale Piwko jako organ doradczy to już jakiś absurd. No, ale jeśli go policjanty posłuchają, to się przy okazji okaże, że te dowcipy o nich są uzasadnione. Z drugiej strony, to się w przysłowiowej pale nie mieści, żeby radny na takie pomysły wpadał i publicznie upominał. I jak już tak sobie doradzamy, to może podpowiem, że jak kogo policjant złapie szczególnie na ulicy PCK to niech się taki złapany tłumaczy tym, że idzie do „Piwdronki”, bo akurat przecena na wędlinę i banany. A jak to nie pomoże, to niech postraszy, że się do Piwki na funkcjonariusza poskarży. W końcu przejścia są po to co by przez nie przechodzić, a nie latać po asfalcie w tę i z powrotem. Jednocześnie ten sam „Bąbelek” zgłosił na sesji interpelację o doświetleniu przejść dla pieszych. Tego to już nie rozumiem… z jednej strony doświetlać a z drugiej strony tylko upominać!? No i po co doświetlać jak można chodzić jak się chce, a za to grozi tylko pouczenie!? A jakby tak przechodzić na drugą stronę pod latarnią to i doświetlać nie ma potrzeby.

Niepojęta logika

No niepojęta logika „Bąbelka”, bo w muzeum Piwko na głowie staje w czym jest bardzo malowniczy żeby Gołąbowi coś udowodnić i dorabia ideologię. Tak już wymyśla, że bracia Grimm w zaświatach wybałuszają gały ze zdziwienia, że też tak można!? A tu wręcz przeciwnie sugeruje patrzenie przez palce. Szkoda, że jak mógł sam pójść lokalnej społeczności na rękę (tak jak teraz policjantom sugeruje) te 18 lat temu to jednak był głuchy na wrzaski „Kupców Krasnostawskich, gdy lokował się żarłoczny owad zwany Biedronką z którego jego układ rodzinny, jak pisał Romek Żelazny czerpał dochody w wysokości 15. 000 zł a on był tego układu adwokatem jako radny miejski.

Janusz w kropce…ale od czego są koledzy

Na sam koniec sesji „Bąbelek” pękł i dopiero było. Wyszło z niego zdziecinnienie na całego! Poszło o to, że w wolnych wnioskach radny z Rudki gmina Siennica Różana Andrzej Korkosz zapytał Szpaka Januszka, kiedy zajmie się chodnikiem w Rudce. Szpak zaczął wrzeszczeć, bo był zaskoczony obrotem sprawy i on tak ma, że, jak brak mu argumentów to wrzeszczy jak przekupa na jarmarku. A poza tym przyczyn „nerwowości” można upatrywać w traumie po rozwiązaniu ORMO. Ale od czego są koledzy postkomuniści i Piwko pulchną rączkę podał i dawaj niepytany pouczać radnego Korkosza, że źle pytania zadaje, bo miał pytać o drogownictwo a on osądza Szpaka!? No jaja jak w kurniku pod Siedlcami! Niby człowiek kulturalny, a przynajmniej na takiego się kryguje a tu wchodzi komuś w słowo i gardłuje!

Może to zasługa tego energetyka z puszki co go do szklanki przelewał i siorbał. A może pokłosie tych pstrokatych łapci marki NIKE!? Tego to już nie ustalimy i chyba szkoda czasu na to, ale fakt jest faktem, że „Bąbelkowi” coś się zdaje i głupota oraz infantylność postkomunisty przeszła w bezczelność. Może kilkanaście lat temu, kiedy opowiadał w czasie interpelacji o psich kupach w mieście tak jakby nic innego w życiu nie robił też coś wcześniej pił pobudzającego. Do dziś się zastanawiam czy nie mógł powiedzieć, że psy zanieczyszczają miasto i na tym poprzestać, zamiast opowiadać o tym, że dzieci psimi kupami się zabawiają. Do tego jeszcze chciał budować psie toalety… No i czy Piwko jest w tych malowniczych opisach i zachowaniach „normalny, bo mnie się zdaje, że chyba nie do końca. Tym sposobem mamy kuriozum, bo się postkomunista z byłym ormowcem za ręce wzięli, ale może trzeba stare długi spłacać.

Przecież gdy Piwko był członkiem zarządu powiatu w kadencji 2010-14, to CBA wysmarowało wniosek o jego odwołanie, bo jednocześnie był w radzie nadzorczej firmy poligraficzno-reklamowej „Kropka”. Szpak po tym, jak go odwołał, bo wyjścia nie miał a Piwko zrezygnował z zasiadania w zarządzie „Kropki” zaraz go powołał na tej samej sesji. Uzasadnił tę natychmiastową rezurekcję do zarządu powiatu walorami radnego. Skoro tak sobie chłopaki ufają i tyle dobra widzą w sobie nawzajem to obrona Szpaka przez „Bąbelka” nabiera rumieńców i jest w pełni uzasadniona.

 Tak na finał trzeba zapytać bez zbędnych ceregieli. Kiedy będzie to stypendium dla utalentowanego sportowca co je postkomunista obiecał w kampanii 2018 roku? Bo na razie „Bąbelek” wykonuje szereg czynności o charakterze maskującym, a stypendium jak nie było tak nie ma a sportowcy są.

 

29
6

Wielkanoc

 

 

Święta Zmartwychwstania Pańskiego w roku liturgicznym są najważniejszymi i dowodzą wyjątkowości chrześcijaństwa. Takiego poświęcenia za grzechy innych i rezygnacji ze swoich „przywilejów” nie ma w żadnej znanej mi religii. Po sąsiedzku… Mahomet zmarł wśród rodziny i w głębokiej starości a Jezus zhańbiony i skatowany na krzyż to powinno dawać do myślenia. Dziś wielu chce Kościół reformować, ale jakoś tak, żeby go nie było w ogóle, bo taki jest ich prawdziwy cel skrzętnie ukryty za parawanem wielkich słów. To są tacy, co do niego nie chodzą i się na Pana Boga pogniewali, bo się obrazili na swojego proboszcza. Tymczasem Kościół obroni się sam, bo przecież jest święty. Ludziom pokręciła się instytucja z ponadczasową i duchową wspólnotą zawartą w słowach „tam, gdzie dwóch albo trzech się zbiera w moim imieniu tam i ja jestem” A jegomość szatan chyba zgłupiał, bo zarzuty po śmierci kardynała Sapiehy i Jana Pawła II włożone w usta niektórych to najlepszy dowód. Ale nie ma dymu bez ognia i jak nie wiadomo o co chodzi to zawsze chodzi o politykę i pieniądze. Biskupi widocznie nie są pewni co komisja Michnika znalazła w archiwum MSW i stąd to wszystko, ale Jezus za wszystkich umarł na krzyżu a niektórzy nadal nie wiedzą co czynią… I może w związku z ostatnimi wypadkami wypada życzyć sobie by wiedzieć co się czyni… Jeszcze jedno… Myśmy zapomnieli o tym, że poświęcenie powinno wiązać się z narażeniem własnego komfortu. Danie do puszki Caritas czy Owsiaka sprawy nie załatwia…to nie o to chodzi, bo jak ktoś daje to widać ma i chce się podzielić. To miłe, ale… co z tymi, w których interesie trzeba by zabrać głos, bo danie w puszkę niczego nie załatwia? Jeszcze są tacy, którym płaci się za bycie odważnymi a odważni nie są, bo nie chcą być i to ostatnie robią z pełną świadomością. W myśl zasady „ludzi się przekupi a Pana Boga przeprosi”. Dla takich pewną wskazówką może być przykład Nikodema, który ze strachu nie poszedł za Chrystusem. Nie poszedł, bo bał się utraty życia, komfortu i pozycji. Potem żałował, ale jak mógł naprawiał błąd…Trzeba tylko się odważyć i tego życzę…

25

6

»Słońce Latyczowa« czyli nowa historia powiatu w „prima aprilis” pisana

 

1 kwietnia wyciekły fragmenty nowej „Tajnej historia powiatu za rządów »Słońca Latyczowa« Janusza Szpaka”. Po wsiach gadają, że kiedy z powrotem „chyci” władzę, to „wkleją” ją dzieciom do podręczników. Wtedy dostanie się do jakiejkolwiek roboty w jednostkach powiatowych bądź awans będzie uzależniony od jej znajomości „na wyrywki”. „Powiatowy Kongres Historyków z Ulotki Wyborczej” pod kierownictwem „ober” historyka Leszka Janeczka pracuje nad ostateczną wersją w szpitalnych piwnicach. Nam z narażeniem życia udało się zdobyć szkic. Oto on…

Zaczyna się tak! Gdy wybory samorządowe 2018 roku w powiecie wygrała Tereska Hałas, to po tej dacie jak wiadomo rozpoczęła się era protektoratów i takiego ucisku, że ojej i ona temu winna, jak kiedyś w wyliczance spółdzielnia gminna. Wzmógł się zatem ucisk nawet na cegły w murach i te na samym dole miały najgorzej…

Za rządów naszego „Ojca Narodów i Słońca Latyczowa” Janusza… ucisku i protekcji nie było i takie zjawisko nie śmiało nawet występować! Byliśmy rajskim kwitnącym ogrodem demokracji i tolerancji. Na dowód tego krasnostawscy weterynarze potwierdzą, że wtedy nawet psy nie miały pcheł i wszyscy tolerowali laktozę! W naszym „powiatowym domu” nawet sam Papież chciał zamieszkać. A ci bardziej wierzący po wsiach gadali, że chciał tu przenosić Państwo Kościelne, bo Rzym wiecznie zakorkowany! Tak mu się spodobało! Ponoć urzekły go mowy pogrzebowe oraz dożynkowe kazania naszego Janusza. Obama z Ameryki, ten czarnoskóry prezydent co podobno z Czarnej Białostockiej jego dziadek pochodził wpadał po drodze w rodzinne strony podglądać nasze rozwiązania systemowe a potem jechał na narty do Bobliwa nawet w środku lata! Śnieg wtedy padał, kiedy Janusz chciał i leżał tyle ile mu kazał. Z deszczem było tak samo. Tak dobrze żeśmy mieli! I Putin „psiajucha” chciał się wprosić, ale Janusz go spławił. Akuratnie w remizie OSP brał udział w filozoficznej dyspucie w odwiecznym dylemacie wszystkich druhów; co ratować najpierw, gdy płonie gorzelnia; spirytus czy ludzi? A potem miał iść karmić króliki i jednego zająca z Żółkiewki.

Ze świata do nas przyjeżdżali by chłonąć nasze zdobycze i pytać „Ojca Janusza” jak do takiej równowagi oraz idylli doszedł. On wszystkim tłumaczył popijając zsiadłe mleko z blaszanego kubka, że to zasługa intuicji i skromnie przy tym spuszczał wzrok. Czasem… w chwili roztargnienia, zamyślony dodawał, że siłę czerpie z kosmosu i dzieł Seneki, którego cytował przy każdej okazji. Stosunki międzyludzkie kwitły więc jak miejskie rabaty w czerwcu. Opozycji nie było, bo wszyscy przebywali na „placówkach dyplomatycznych” w zaprzyjaźnionej Korei Północnej. We wszystkich jednostkach starostwa miód płynął na przemian z mlekiem a kury znosiły po dwa jaja…

Przewodniczący Rady Powiatu, teraz „Pierwszy Tłusty Kot” Marek Nowosadzki do starostwa przybywał w korowodzie płochych dziewcząt oraz swoich emerytowanych wielbicielek, które w wiankach na głowach sypały obficie kwiecie, gdy przemieszczał się z ulicy Piekarskiego przemianowanej na „Bulwary Męczenników Samorządu i Odwagi Cywilnej” do Kapitolu alias Starostwa. To było widowisko! Siedział Marek wypachniony, na różowym jednorożcu, odziany w zwiewne jedwabne kimono grając, na cytrze i w wieńcu ze świadectw maturalnych, ale tych najlepiej zdanych, rzucając przy tym przechodniom landrynki. Każdą sesję Nowosadzki rozpoczynał od chóralnych śpiewów i wznoszenia modłów przed posągiem Janusza „Najlepszego Remizowego i Powiatowego” Posąg stał w sali plenarnej starostwa na ulicy Sobieskiego przemianowanej na Aleje Latyczowskie i był ponad naturalnej wielkości wykonany z masy solnej, by wszystko było w zgodzie z trendami EKO. Poza tym, co dzień modlono się, palono kadzidełka i śpiewano a co rano procesje petentów pod posągiem składały ofiary z jajec kurzych, słoniny, wieńców cebuli oraz księżycówki pokątnie pędzonej. Żyło się jak w raju albo ruskiej bajce gdzie jak wiadomo dobro zawsze zwycięża!

Inni dygnitarze też nieba przychylali ludowi i tak skarbnik Cienciera rozdawał uśmiechy oraz pieniądze w każdy czwartek przez godzinę pod krasnostawskimi kościołami. Banach z ZDP już nie był jego dyrektorem, tylko cały piepsznik na Borowej przemianowano na „Instytut Powierzchni Gładkich” a Piotruś stał się jego rektorem i nosił tytuł „Wielkiego Asfalta” Do tego śpiewał w kościelnym chórze i służył do mszy a w Boże Ciało sypał kwiatki w procesji. Zimą sam pługiem jeździł i sam solą sypał a jak zaszła potrzeba to dzieciom lepił bałwany i stawiał w ogródkach. Na takie okazje zawsze miał przy sobie garść węgielków i kilka marchwi, żeby bałwan nie był taki bałwan.

Henio „wiceojciec powiatu” w przedszkolach z milusińskimi kleił ludziki z plasteliny i grał na fujarce a kanclerz-sekretarz Wojtek Hryniewicz staruszki przenosił przez jezdnię na plecach i wyprowadzał im psy na spacery. Zimą w parku na drzewach wieszał słoninę dla sikorek a 6 grudnia w przebraniu Mikołaja wchodził ludziom do domów przez kominy. Na każdej ulicy w mieście i po wioskach rozdawano róże a w dni świąteczne czekoladki owinięte w papierki z podobizną Szpaka. Jeśli kto chciał to mógł zamówić do domu samego starostę Janusza na wieczorne czytanie dzieciom bajek i głaskanie po głowie.

W szpitalu do dyrektora Mateja lekarze odnosili się z nabożną czcią. Bywało i tak, że dopraszali go do operacji by doradził jak i co wyciąć. Czasami wystarczyła tylko jego rozmowa z chorym by ten ozdrowiał i na własnych siłach pobiegł do domu. Co tydzień notowano po kilka ozdrowień a „Śmierć” została aresztowana przez lotną brygadę reaktywowanego ORMO pod zarzutem sprowadzenia zagrożenia życia i obrazę moralności poprzez spacery z niebezpiecznym narzędziem. A potem skazana edyktem „Ojca Narodów” na …śmierć, lecz pod wpływem opinii publicznej zamieniono wyrok na dożywocie. Na tym nie koniec… Medyczny świat zelektryzowała i obiegła informacja, że w krasnostawskiej placówce w katedrze chirurgi plastycznej udał się przeszczep krowich piersi. Nie dość, że zabieg się powiódł to po jakimś czasie pacjentka regularnie zaczęła dawać mleko i żreć trawę. Podobnie było w katedrze transplantologii z pewnym chłopem, któremu przeszczepiono końską kończynę, bo swoją stracił w czasie kradzieży drzewa z lasu, gdyż ścinając po ciemku sosnę pomylił ją z własną nogą. Za rok od udanego zabiegu zgłosił się do „Wielkiej Pardubickiej” i wygrał! Osiągając przy tym rekordowy czas i to wszystko z dżokejem na plecach! Poza tym sukcesami zadbano by wszystkie zakręty zostały wyprostowane, by nikomu nie przyszło do głowy wpaść na pomysł i nie daj Boże powiedzieć, że szpital na zakręcie!

Janeczek ginekolog zarzucił praktykę. Miał przez to więcej czasu na stawianie horoskopów, to jego pasja, jak i badana historyczne. Całe dnie robił wywiady z samym sobą i patrzył w gwiazdy -nawet w samo południe. Do tego ostatniego służyło mu lustro, w którym siebie widział jako gwiazdę pierwszej wielkości. Ponadto rozszerzył teorię Kopernika o udowodniony fakt, że wszystko kręci się wokół niego! Stąd ta nadwyżka czasu wolnego, albowiem wpadł na genialny pomysł i dogadał się z bocianami. Z ptakami też potrafi gadać, ale z wyjątkiem gołębi! Leszek w wyniku tej koalicji z boćkami przestał być ordynatorem, a został ornitologiem-ginekologiem i do tego realizował się jako kontroler lotów, albowiem na dachu szpitala urządzono lotnisko gdzie przybywały tysiącami bociany z noworodkami w dziobach. Leszek odbierał zawiniątka i dawał pozwolenia na odlot i lądowanie. Cała Europa tu się rodziła i CPK przy tym to przysłowiowy pryszcz! W liceach nabory były takie, że rodzice jeszcze przed urodzeniem swoich pociech zaklepywali w nich miejsca.

Na przedmieściach Krasnegostawu od strony Siennicy Różanej pobudowano monumentalne gmaszysko z aluminium, marmuru i szkła a w nim powstał „Instytut Myśli Janusza Szpaka” w randze Uniwersytetu. Krzyś Zieliński, gdy już zreformował PKS i utworzył z niego firmę o globalnym zasięgu co woziła prezydentów USA i brytyjską rodzinę królewską to wybudował w Krasnymstawie metro, które sam zaprojektował przez co było wyjątkowe… nie miało przystanków i tylko pół jednej szyny. Jak twierdził Krzyś właśnie na tym polegała jego wyjątkowość i niskie koszty utrzymania!
Skarbiec starostwa pękał od nadmiaru gotówki a powiat trząsł giełdami świata. Pod Żółkiewką odkryto złoża gazu, ropy i pokłady złota…

W Muzeum Regionalnym miłości też było na pęczki a ta sięgnęła zenitu w czerwcu 2017 roku. To wtedy Marek Majewski został dyrektorem wchodząc do muzeum wprost z ulicy. Ponoć szedł ze starostwa, w którym był Naczelnikiem Oświaty po bułki z nadzieniem i jak raz zaczęło padać. Parasola nie miał to wlazł pod dach muzeum i mu się spodobało. Złośliwi twierdzą, że jakby wlazł jedne drzwi wcześniej to wpakowałby się do kościoła i został proboszczem. Pomyślał, że skoro ładnie tu, miło i chłodno a taki mikroklimat bardzo mu odpowiada to on chce być dyrektorem. No i został. Tak się za Szpaka robiło kariery, lekko miło i przyjemnie. Nawet miejska fauna i flora odebrała Majewskiego bardzo pozytywnie i dała temu wyraz, albowiem po jego intronizacji ponoć muzealne myszy do spółki z miejskimi kotami chodziły pod rękę i piły bruderszafta. A klon w rynku właśnie od tego czasu zaczął klęczeć, bo przed taką doskonałością jak turobińczyk nic innego nie wypada. Postępowa część załogi Muzeum Regionalnego szybko się w nim zakochała.
W powiecie za Szpaka takich cudów było masę i „wiele by o tym pisać” To była belle époque… Żyło się jak w Edenie… Już myślano o pierwszych koloniach na Marsie…. No i przyszła ta Tereska i od tego czasu mamy Księżuka grochówkę i na Rejowieckiej „Mrówkę”

PS. Przepraszam za „obsówę, ale w zeszłą sobotę przy zmianie czasu źle przesunąłem wskazówki zegara. Nie dość, że w złą stronę to jeszcze jak widać za dużo. W związku z tym u mnie jest 1 kwietnia a w powiecie 365 dni w roku!

26

9

Chirurg w koniczynie i Agnieszka czyli kto jeszcze chce do ratusza

Obejrzałem skrót meczu eliminacji Polska-Czechy do Mistrzostw Europy 2024. Do prześledzenia całości nie mam odwagi ani zdrowia. Potem popatrzyłem na swojską klasę polityczną i różnicy nie widzę. Jakbym przed telewizorem siedział i dalej mecz oglądał, ale to uwaga ogólna i pora wracać do naszego grajdołu. To, że Marek z Andrzejem chcieliby do ratusza, to już wiemy, ale nie tylko oni. Są i inni! Dziś ciąg dalszy o gazetowych spekulacjach, kto z kim i dlaczego?

Napisali w „Najmądrzejszym Tygodniu”, że wychynął z koniczyny kandydat PSL Andrzej Korkosz. „Ich Korkosz”, bo „nasz” jest ten z Rudki, a to ważne, żeby nie pomylić. Jest ten „ich” Korkosz kandydaturą śmiałą i nawet jestem „za”. Powiem więcej! Co tam kandydat! On powinien nawet burmistrzem zostać, ale w pewnych okolicznościach. Te wystąpią, wtedy gdy będą miasto „zamykać”, bo się wyludni i dlatego w takich „okolicznościach przyrody” burmistrzem powinien być ktoś taki jak Andrzej Korkosz; chirurg z powiatowego szpitala. No nie ma siły, ale jeśli dojdzie do takiego stanu to winien asystować jakiś medyk. Lepszy byłby Janeczek albo jakiś ksiądz, ale mamy co mamy. Korkosz jako „uprawniony” zbada puls, stwierdzi zgon i wypisze stosowne dokumenty. Potem tylko światło zgasi. Przyznam, że to czarna wizja, ale całkiem możliwa. Tylko w takich okolicznościach widzę Korkosza w ratuszu, a Szpak swoim zwyczajem palnie mowę pogrzebową. Januszowe „nad trumienne gadki” mają taką właściwość, że denatom się podobają, bo żaden z nich nie wniósł zastrzeżeń.

A teraz jeszcze lepsze i bardzo rozwojowe. Rzekłbym nowe idzie! Napisali, że kosmiczne ugrupowanie o marsjańskich korzeniach, znane szerszej publiczności pod nazwą „Krasnostawianie” dowodzone przez „kota w tygrysiej skórze” Marcina Wilkołazkiego chce… albo lepiej; może wystawić do wyścigu o burmistrzowski stolec Agnieszkę Pocińską-Bartnik. No cóż… To mocna kandydatura tak jak ona urodziwa. „Frau” Pocińska to przedsiębiorcza kobieta, brunetka o spojrzeniu ostrym jak szabla husarska, która wzrokiem rozłupuje kokosy! Głupia nie jest i można by retorycznie zapytać; to po co jej to? Odpowiedź w sumie nie nastręcza większych trudności i brzmi; bo to jest w sumie miłe! Dla kobiety parającej się polityką fakt, że ktoś ją widzi w ratuszu brzmi jak komplement. To lepsze niż usłyszeć, że wygląda młodo. Młody wygląd w jej wypadku to wyświechtany banał, a to, że ktoś ją widzi jako kandydatkę to już inne „buty” i to znacznie lepsze jest! Po prostu to komplement o wyższym stopniu technologicznego zaawansowania taka innowacja całkiem miła dla ucha. Pomyśli zatem; ładna jestem i do tego mądra i mnie widzą w ratuszu! W takiej sytuacji kręcić może tylko nosem małżonek, bo nagle w domu ma „prawie burmistrza”. Agnieszka wie, że to wszystko również i po to, co by nazwisko chodziło. Poza tym Marcin jak na „kota w tygrysiej skórze” przystało ze spokojnym sumieniem stwierdzi; patrzcie, jaki u nas pluralizm i zbiorowe zarządzanie. Szanujemy parytety, a jeśli ktoś uważa, że ja zawłaszczam przestrzeń i wszystko chcę dla siebie to koleżanka Agnieszka dowodem, że to nieprawda. Ja tylko jestem skromny samorządowiec hobbysta! I wielu w to uwierzy, bo czemu nie…

„Krasnostawianom” tak naprawdę nie jest potrzebny burmistrz. Oni już go mają i nazywa się Robert Kościuk, jest „adoptowany z politycznego sierocińca”, albowiem jako „jedyny” ostał się ze swojego komitetu. Co prawda wprowadził do rady jednego radnego, ale z jednym to można co najwyżej popłakać w kącie, reszta nie przeżyła samorządowego eksperymentu. Po jakimś czasie Marcin dzięki niespożytym zasobom uroku osobistego i wrodzonej skłonności do nachylania innym nieba roztoczył nad osieroconym i zagubionym Robertem swój jedwabny parasol, a w tej operacji nie był bez znaczenia „pruski chłód” Jakubca z PZK, o czym za chwilę. Robert jest utożsamiany z PiS, ale tak nie do końca i o jego przekonaniach politycznych nic nie wiadomo. Wiadomo na pewno, że jest z Armii Krajowej, bo na tej ulicy mieszka. Marcin w takiej sytuacji oporów nie miał i wziął go na kolana, przytulił, podniósł na duchu oraz dobrze nakarmił… obietnicami lojalnej współpracy i bezpieczeństwa. Robert po tej kuracji zarumienił się i krągłości nabrał jak kobiety z obrazów Rubensa. W takim układzie choreograficznym Robert coś tam „może” To „coś tam” w sumie to tyle, co republika w sowietach. Jak wiadomo te miały nawet prawo „wychoda”, z ustroju jakiego świat nie widział, ale niechby tylko spróbowały. Robert takoż…

Nie było to za darmo, bo „dobre serce” kosztuje z racji tego, że „dobre” „Krasnostawianie” tak głęboko przeniknęli w struktury ratusza, że jedyne co im wypada to utrzymać stan posiadania. To, co mają, czyli drugi szereg, ale mocno zagęszczony doskonale wpisuje się w doktrynę Wilkołazkiego „kota w tygrysiej skórze” Marcin wie jak ten handlowiec, że wśród analfabetów nie zarobi na zeszytach i przyborach do pisania i w związku tym jak trzeba to ściągnie własne buty i je niepiśmiennym sprzeda, bo tego to na pewno potrzebują. Stan miasta i polityka krajowa są takie jak widać, a on Holeckiej z TVP nie wierzy. Marcin dobrze wie, że w przysłowiową dupę zawsze biorą ci z szeregu pierwszego? Historia uczy, że zawsze strzelają właśnie do tych na świeczniku i to oni muszą się rumienić albo zbierać resztki ze swojej głowy vide Kennedy. On chce to przeczekać i porządzić z tylnego fotela. Tym bardziej że okazja sama pcha się w ręce. Woli trzymać zapałki i stać w bezpiecznej odległości od świecznika. Jest jeszcze w miejskiej grze PZK, które chyba będzie mieć kłopoty kadrowe a wybory za pasem. Ich ławka rezerwowych zaczyna przypominać skrzyżowanie oddziału geriatrycznego z chirurgią urazową… Mogło PZK roztoczyć parasol nad osieroconym Robertem i nawet wiele za tym przemawiało; PZK ma więcej od kosmitów Wilkołazkiego szabel w radzie miasta i Nowosadzkiego „wicestarostę” w zarządzie powiatu, ale to nie wyszło. Kościuk ponoć obawiał się tego, że Jakubiec zaraz ubrałby go w pruski mundur. Poza tym Robert nie lubi tak szorstkich tkanin i źle się w takim odzieniu czuje a z pikielhaubą na głowie jakoś mu nie do twarzy, no i mamy to, co mamy.

A na koniec… nasi w poniedziałek wbili Albanii jednego gola i fetowaniu nie ma końca. Albania to takie państwo na Bałkanach gdzie kiedyś rządził Enver Hodża. Znając naszych „symbolistów” to zaraz dorobią historię, że owszem gol tylko jeden, ale Albania to Rosja, bo obie mają za godło dwugłowego orła, a my teraz bardziej nienawidzimy Rosji niż kochamy własny kraj. Co warte uwagi to ostatnie jest po części dewizą powiatowego PiS, który jak nie ma co robić to leje się między sobą. Bo po co przechodzić na druga stronę stołu i tam szukać kogoś do dania mu w mordę jak można strzelić w pysk tego obok. A to, że on z tej samej partii to, kto by się tam tym przejmował!? Amen!

 

23

6

Marku…a dajże spokój!

Mój ulubieniec, któremu nachyliłbym nieba; Marek Nowosadzki też chce do ratusza, tak jak jego „towarzysz niedoli” starosta Leńczuk. Najsłodszy cukierek powiatowej polityki, którego jestem admiratorem i nadwornym biografem chce iść na zatracenie!? A nie może tak być! Ja się na takie coś nie godzę! Trzeba go ratować przed nim samym! Dlatego, tak jak kiedyś mówiono Tuskowi „Tusku musisz” ja powiadam Markowi „Marku…a dajże spokój” To dziś o tym, jak ja go w ratuszu nie widzę.

Biorę ostatnio „Najmądrzejszy Tydzień” w ręce, a tam napisali, że Marka Nowosadzkiego niektórzy widzą w ratuszu jako burmistrza! Mój Boże! To aż tak!? I kto go widzi? Co za szatany! Okazało się, że ci „widzący” są anonimowi. Nowosadzki i burmistrzowski stołek, przecież to się wzajemnie wyklucza! No jak! Toż arabskim wierzchowcem za parę milionów nie wozi się kartofli i orze pola! Ratusz!? To musi być prowokacja! W zeszłym roku jakoś w maju, ten sam periodyk napisał, że „Wicestarosta zerka na ratusz”, ale od patrzenia nikt jeszcze burmistrzem nie został. To wszystko bardzo zabawne i uważam, że Marek może zostać burmistrzem, ale tylko na potrzeby filmu. Gdzież on tam się nadaje do takiej funkcji! Oj! No głupi by był, jakby się dał wziąć w ministry; cytując klasykę.

Może tak być, że zgłupieje od tych podszeptów i da się namówić! Jeszcze go niechcący wybiorą. Marek co zaobserwowałem na starość buńczucznieje. Korci go spróbować. Jednak tu w powiatowym zapiecku, gdzie jest, ma dobrze a tam w ratuszu jest odpowiedzialność. On caluśkie życie za nic nie odpowiadał, ale opowiadał w tym wypadku dzieciom historię. Na tym miejskim podwórku jak w szczerym polu i przez to jak na strzelnicy. Na tym wygwizdowie jest się odsłoniętym ze wszystkich stron i nie ma się za kogo schować, na kogo zrzuć ewentualnej winy. Nowosadzki to nie klasyczna „9” jak Lewandowski, co to wyskakuje zza pleców i egzekwuje. Marek za plecami się chowa i zawsze ustawia się w przysłowiowych drzwiach, coby prysnąć nimi migusiem i wrzeszczeć; to nie ja, to nie ja, tylko oni! Lubię czytać mimo wszystko takie spekulacje, bo co się ubawię to moje!

M jak Mesjasz i komar w bursztynie

Wspomniał Stępień, bo on ojcem tych rewelacji; ile to lat Marek w lokalnej polityce i jaki zasłużony. To akurat wszystko prawda co napisał i bardzo dobrze. Nowosadzki, gdy się pojawił na krasnostawskiej arenie te ponad 20 lat temu, to wielu mruczało pod nosem: Mesjasz! Albo; O! Nadchodzi wielka nadzieja białych… tak jak kiedyś o Gołocie. Widziano go w wielu rolach i to nawet prawda, że miał być następcą Jakubca. Marek ma imponującą ilość miejsc i funkcji, w których optymiści go widzieli i tylko UFO było widziane więcej razy i Matka Boska. Już nie raz o tym pisałem, ale dziś wspomnę, że on ma inny pomysł na siebie. Szczegółów nie zdradza, ale założenia można wydestylować z bieżącej działalności. Jak go zapytać, kiedy wreszcie zakwitnie i wystrzeli z pąków, to mówi, że ciągle czeka na właściwy czas. Marek w tej pozie oczekiwania przypomina komara, który wpadł w żywicę a ta zastygła. Potem stała się bursztynem, a bursztyn miły dla oka tak jak i Marek w pełnym rynsztunku, perorujący do wpatrzonej weń gawiedzi. Mimo wszystko Marka widzę w mieście, ale nie w ratuszu. Może jako właściciela sieci salonów fryzjerskich dla obojga płci lub sklepów z odzieżą męską i wszelkimi doń dodatkami? Na tym ostatnim to się zna, jak mało kto i tu nikt go nie zagnie.

Błoto, szczury i  zarobaczone suchary

Tymczasem burmistrzowanie to nie są przelewki, to jak okop na pierwszej linii frontu, taki z pierwszej światowej! Tam, gdzie błoto, szczury, wszawica i śmierć wkoło. Marek tymczasem całe życie spędził na placu defilad w wypastowanych butach, paradnym mundurze i zawsze talerz grochówy miał podsunięty pod samiuśki nos. To jak on i jakim cudem zamieni plac defilad i cieplutkie koszary na okop ze szczurami, wszawicą i grochówę na suchary z robakami? Burmistrzowanie gorsze niż bycie dyrektorem I LO, tam ciągle ktoś coś chce i trzeba się uśmiechać nawet do takich, do których normalnie się nie uśmiecha. Tam się trzeba codziennie mierzyć z takimi problemami jak z konkursu na dyrektora I LO. Konkursu, z którego Marek zrejterował…

Znów zapomnieli o matce

Napisali, że Marek to nauczyciel, pedagog znany w miasteczku i jako wicestarosta drogi w mieście buduje i w szkołach tyle inwestycji poczynił, że ojej. No to prawda, ale nie byłoby to możliwe, gdyby nie wygrana PiS a za to odpowiada poseł Tereska Hałas. Jakoś w całym tekście nie znalazłem o tym wzmianki. Nic tylko Marek i Marek… Przecież Nowosadzki miał dzięki temu taką sytuację, że „robiło się samo”. To dobrze zilustrować przykładem z jego historycznego podwórka. Odzyskanie niepodległości w 1918 nie byłoby możliwe, gdyby nie amerykański pomysł poczyniony rękami prezydenta Wilsona, który polegał na poszatkowaniu Europy na państwa narodowe. I jak to ktoś ujął dosadnie w takiej sytuacji nie dało się niepodległości spie… to znaczy zrobić źle. Tu mamy podobnie, bo czy się to, komu podoba, czy nie wszystko zaczęło się na ulicy Poniatowskiego w biurze Tereski. Leńczuk jest starostą dzięki Teresce, a Marek wicestarostą. Suchorab w zarządzie tym bardziej! To ona po wyborach ustawiała ich na szachownicy i dzięki temu w zarządzie powiatu na 5 jego członków, miasto ma aż 3. Wobec tego durniami by byli, gdyby przy takiej nadreprezentacji nic nie robili w miasteczku. Z takiej perspektywy największym dobroczyńcą dla miasta jest Teresa Hałas. A zobaczymy co będzie jak posła w krasnostawskim grajdole braknie! O czym nie wolno zapominać, to ona jeszcze za tym wszystkim „chodziła” Oni, czyli zarząd są w takich okolicznościach tylko wykonawcami i to niejednokrotnie marnymi jak zupa z brukwi na przednówku. Gdyby nie jej dreptanina nie mieliby czym się pochwalić, ale jakoś tak im bliżej wyborów, to co raz więcej ojców sukcesu. Na szczęście matka może być tylko jedna i jest z Topoli.

Na obiedzie u Marka

Niech Marek porzuci wszelką nadzieję, że na drogi w mieście będzie miał monopol. Jeśli Kościuk będzie kandydował to najzwyklej w kampanii podepnie się do miejskości dróg powiatowych i też znajdzie zwolenników. Tu wystąpi masowe eksploatowanie asfaltu i kostki brukowej do celów reklamy politycznej. Zjawisko „podczepki” do powiatowych inwestycji w mieście już wystąpiło kilkukrotnie i za każdym razem Marek Nowosadzki bardzo się denerwował. Można to z ilustrować obiadem, który przygotowała perfekcyjna kucharka i pani domu a tu w momencie siadania do stołu do drzwi łomocą „sąsiady” i mówią, że powąchali zapachów z kuchni i poczuli się zaproszeni… W Marka przypadku te „sąsiady” to „Krasnostawianie” i Wilkołazki Marcin. Ci robili sesje plenerowe na drogach powiatowych i opowiadali, że i oni mają w tej sprawie coś do powiedzenia. Mieli ku temu podstawy, bo w zarządzie powiatu zasiada „adoptowany” przez nich Piotr Suchorab.

Plebiscyt i kompleksy

Markowi najlepiej byłoby startować do ratusza w sytuacji, gdyby do wyborów stanął tylko on. Wtedy byłby plebiscyt, a nie niepewne wybory, ale na to się nie zanosi. Marek panicznie boi się porażki i chce być tylko kojarzony jako człowiek sukcesu. To jest właśnie jego kolejna słaba strona, a nawet kompleks. Jakubiec starszy kolega Marka z PZK nigdy nie bał się porażki i nawet napisali, że jeśli przegrywał to o włos. Jak widać i porażki wyborcze są dla ludzi i nim się zacznie wygrywać trzeba nauczyć się przegrywać. Tu wypada dodać, że kto widział Jakubca to wie, że w jego wypadku przegrywanie o włos nie wchodzi w rachubę. Bo co to znaczy przegrać!? To jest w sumie nic. Marek tego nie rozumie i już nigdy nie zrozumie, bo jest opętany ideą człowieka sukcesu i kolegi wszystkich. To wszystko kładzie się głębokim cieniem na jego funkcjonowaniu w samorządzie. To dlatego milczy na sesjach nawet wobec dziejących się tam hucp i zwyczajnych świństw. Jeśli już coś ma to dzięki komuś, bo sam zdobywa mandat, a to że dziś jest wicestarostą to zasługa Hałas Teresy.

Marek na Majorce 

Doradzałbym Markowi siedzenie w powiecie. Niech się dobrze tam okopie, okno zamuruje i czeka. Nigdzie mu tak dobrze nie będzie, jak tam. Przecież Marek nie lubi politycznych przeciągów i niepewności, on kocha jak zachodnioeuropejski emeryt stabilizację i spokój. Słońce Majorki, talerz winogron, wino jakieś lepsze i niech tam się inni martwią. On się lubuje w inwestycjach o gwarantowanym zwrocie i stałej stopie zysku, a nie spacerach po brzytwie.

Mówią, że największa kara jest wtedy jak się dostaje to czego się chce, to niechby tam był tym burmistrzem. A jakby to miałoby być karą, to tym bardziej. Skoro jako wicestarosta jest nijaki, to jako burmistrz na samiuśkim szczycie świecznika stanie się pełnokrwisty i się w cudowny sposób przeistoczy? Wolne żarty! Na starość nikt się nie zmienia, chyba że w proch i pył. Nie ma podstaw do wiary w Nowosadzkiego „herosa”, ale zabronić marzyć innym nie wypada.

 Dlatego z tego miejsca apeluję do pana Marka. Niech pan będzie głuchy na podszepty „podżegaczy wojennych” i nie idzie w tę stronę! Ja panu to wszystko zrekompensuję i wynagrodzę! Gdy będą „Chmielaki” to obiecuję, że obaj zabawimy się jak na prawdziwych facetów przystało. Pójdziemy na karuzelę i zjemy po wacie cukrowej. Andrzeja starosty nie weźmiemy ze sobą, bo się zbiesił! Niech się sam buja na osiedlowej huśtawce albo trzepaku! 

 

 

32

4

Krwawi moje serce, szlocha moja dusza… Leńczuk Andrzej chce do ratusza!

 

Ponoć karpie z herbu Krasnegostawu wpadły w panikę na wieść o tym, że niektórzy chcieliby widzieć Andrzeja Leńczuka w ratuszu. Nerwowo rozglądają się na prawo i lewo (co widać na herbie) czy Andrzej nie nadchodzi z tłuczkiem. Są poruszone do samych ości, albowiem zanosi się na to, że mogą trafić do gara, a herbem zostanie śpiewająca Eleni z koncertów „Gloria Vitae” albo dyrektor z głową w dybach. To dziś o tym kandydacie…

 

W „Najmądrzejszym Tygodniu” napisali, że grupa widzących (chyba z PiS) chciałaby zobaczyć w ratuszu Leńczuka Andrzeja obecnego starostę. No tak… Andrzej jest obecnie „szczęśliwym emerytem i nieszczęsnym starostą”. Jak udało mu się sięgnąć po te dwie „korony”, wie tylko on i to jego słodka tajemnica.

Andrzej powinien zniknąć

Jednak dla dobra ludzkości (na razie tej powiatowej) powinien Andrzej zaniechać wyprawy na ratusz i poświęcić się poprzez zniknięcie z lokalnej polityki. Najlepiej, gdyby zaszył się na swojej działce. Miejsce jest ustronne o zdrowym klimacie i tonie w zieleni, a ten kolor jak wiadomo uspokaja i relaksuje. Z jednym tylko wyjątkiem, jeśli jest w logo PSL. W takiej konstelacji relaksacyjne właściwości zieleni są „wyjątkowym wyjątkiem”, ale jeśli zieleń jest w bujnych roślinach to uspokaja i co do tego nie ma wątpliwości. Dobrze mu to zrobi, albowiem jeśli się nie ma rozsądku politycznego to pozostaje dbać o zdrowie. Cóż począć skoro tak się wybrało? Tam, na swojej „rajskiej działce” winien uprawiać marchew, kartofle i kapustę. To nie jest złośliwość z mojej strony; ja nie jestem złośliwy, no gdzież! A jedynie troskliwy, tym bardziej że już taki precedens w historii istnieje. Ja tylko podpowiadam, bo skoro wtedy się udało i wszyscy byli zadowoleni, to czemu miałoby się nie udać teraz!?

Jest precedens w zamierzchłej przeszłości

Otóż w III wieku po Chrystusie cesarz Dioklecjana, gdy uznał, że jego misja dziejowa dobiegła końca złożył cesarską sakrę i udał się na emeryturę do swego pałacu w Spalletum, obecnie Split w Chorwacji. Tam oddał się z pasją i zapałem ogrodnictwu, ze szczególnym uwzględnieniem kapustowatych i z tego, co wiadomo najbardziej zadowolony był z kapusty głowiastej. Nie wiedzieć czemu akurat to warzywo wychodziło spod jego ręki najlepiej. Złośliwi zawistnicy przedstawiali go w wieńcu z jej liści na głowie. Co naszemu Andrzejowi urośnie, co będzie jego warzywem po-pis-owym pojęcia nie mam ale obstawiałbym marchew!? Ona trochę go przypomina, bo ma imponującą nać, ale co ją od spodu podgryza i jaka jest tego nie wiemy. Tajemnice marchwi skrywa ziemia, tak jak pewne zdarzenia z przeszłości, nad którymi spuszczono zasłonę milczenia skrywają to dlaczego taki Andrzej jest. My widzimy tylko zewnętrze tego objawu w postaci różnej maści głupot wypowiadanych tu i ówdzie oraz czynów, które trudno racjonalnie wytłumaczyć.

Trzeba mówić, ale i wiedzieć co i do kogo

Wracając do jarzyn i ogródków, to podobno do roślin trzeba mówić by dobrze rosły. Żadna to nowina, do ludzi również, tylko trzeba wiedzieć co. Zatem Andrzej musi do roślinek gadać, ale nie tak jak do niektórych dyrektorów i nie z taką bezmyślną szczerością jak kiedyś do Wojtka Hryniewicza, gdy mu wręczał bilet powrotny ze stanowiska sekretarza starostwa. Wtedy gadał tak jowialnie, że Wojtek dziś o tym opowiada do gazet a Andrzej głupio się tłumaczy. Nie ulega wątpliwości, że jeśli warzywa będzie traktował tak jak dyrektorów podległych jednostek, to może bardzo się rozczarować i nic mu nie urośnie. Po jarzynki będzie musiał biegać do niemieckiego „Lidla” albo „Piwdronki”

Andrzej i rozrywka masowa

Poza tym Andrzej jest bogobojny i wyjątkowy w tym, co robi. Dokonał chałupniczej fuzji myśli cesarza Nerona w kwestii przemysłu rozrywkowego i widowisk masowych oraz chrześcijańskiej etyki. Dzięki temu mogliśmy oglądać przecudnej urody kaźnie dyrektorów podległych jednostek z DPS i Muzeum Regionalnego. W imię tego tych ostatnich rzucało się na pożarcie lwom, w których rolę wcieliła się opozycja ze Szpakiem na czele. Nawet nie przeszkodził temu brak stosownej areny (Circus Maximus) jak w Rzymie, ale dzięki komunikatom prasowym, które wygłaszał do lokalnych gazet Andrzej, a także dzięki transmisjom obrad rady powiatu szczegóły kaźni docierały pod strzechy. Tym sposobem wyhodowano męczenników świeckich. Rzec można, że to żywe lekcje historii, coś jak jasełka. To, że oni na etaty męczenników się nie pisali, tylko na dyrektorskie nie ma znaczenia, bo wola naszego Andrzeja stanowi w tym wypadku prawo. Wspomniana „etyka chrześcijańska” przejawia się w tym, że on uważa, że im mimo wszystko pomaga, jak na wrażliwego chrześcijanina przystało. Łatwo sobie wyobrazić co się stanie, gdy trafi do ratusza! Zapewne i tam zacznie dyrektorów podległych jednostek rzucać na pożarcie. Komu!? Chętni się znajdą, bo to bardzo widowiskowe zajęcie i wszyscy są zadowoleni oprócz dyrektorów. W ratuszu to są dopiero możliwości. Materiału ludzkiego wystarczy swobodnie na 5 lat kadencji.

Andrzej broni Jana Pawła II

Ostatnio zarząd powiatu na czele z naszym Andrzejem zajął stanowisko w sprawie obrony dobrego imienia i dziedzictwa Jana Pawła II. Wszystko w związku z nagonką środowisk „Wyborczej” i TVN o szczegółach nie będziemy wspominać, każdy mniej więcej wie o co chodzi. Nasi obrońcy przelali odpowiednie sformułowania na papier, a papier na stronę internetową. Ten akt strzelisty pięknie się prezentuje, ale interesujące jest to, czy w tej obronie będą tak skuteczni, jak w obronie swoich racji na forum rady i czy Andrzej będzie tak bronić papieskiego dorobku i dobrego imienia jak „bronił” dyrektorów, bo przecież na zarzuty, że ich nie broni odpowiada oburzony, że to potwarz! Skoro tak to Jan Paweł II będzie miał kłopoty…

Demontaż do fundamentów albo gołej ziemi

Dioklecjan oprócz kapusty wprowadził formę rządów zwaną dominatem. O szczegółach nie będziemy się rozwodzić, ale Andrzej również na tym polu wynalazczości form sprawowania władzy ma spore zasługi. To, co spłodził można określić potocznie mianem „cholerawiecotojest” albo „obłąkanego ekumenizmu politycznego”. Otóż jako starosta najpierw dokonał demontażu majestatu władzy starościńskiej, autorytetu i wszystkiego, co się z tym wiąże i to w zastraszającym tempie oraz z wyjątkową pieczołowitością. Trzeba podziwiać tę sprawność zważywszy, że Andrzej to człowiek, który gdy zostawał starostą miał skończone 61 lat! Pozornie jak widać jest apatyczny, żeby nie powiedzieć flegmatyczny. A tymczasem gdy zapiał kur to robota paliła mu się w rękach, nie przymierzając jak ekipie, która zawodowo zajmuje się wyburzaniem starych budynków. Potem było już z górki… To zaskutkowało tym, że Szpak Januszek może siedzieć spokojnie, bo większość jego postulatów realizuje Leńczuk, na którego on jeszcze wrzeszczy i popędza, kpiąc z niego niemiłosiernie co rusz. Czego chcieć więcej niż takiego starosty, który realizuje pomysły opozycji i sam płaci za to rachunki?

Andrzej wszystkich zwodzi i hipnotyzuje swoją wysoką wrażliwością na muzykę i na wszystko, co śpiewane. Rządzi z zaangażowaniem odwrotnie proporcjonalnym do tego, gdy organizuje i słucha koncertów „Gloria Vitae” Muzyka ponoć łagodzi obyczaje tylko nie wiadomo jakie i czyje. U niego tak wyłagodziła, że jego wigor w pewnych sprawach urzędowych przypomina zapis kardiogramu tygodniowego nieboszczyka.

Tak jak Dioklecjan, który nie był złym władcą, a jednym z lepszych, ale miewał słabsze dni porwał się na niemożliwe; wprowadził ceny minimalne. Operacja poniosła fiasko i spowodowała potężne zamieszanie oraz rozkwit spekulacji. Tak w naszym przypadku, Andrzeja pomysł; obłąkańczego ekumenizmu politycznego to jest pogodzenia interesów wszystkich, doprowadził do takiej sytuacji, w której patrzący z boku przecierają oczy ze zdumieniem, bo nie wiadomo; kto jest kim i o co chodzi. Z jednej strony Ewa Kowalik zostaje tarczą strzelecką dla Janeczka i Szpaka. By potem Leńczuk zaczął bronić dziedzictwa Jana Pawła II. O tym, jak „wyobracał” w Muzeum Regionalnym dyrektora Gołąba nie wspomnę. Przecież to kociokwik i kompletne pomieszanie! Nikt o zdrowych zmysłach tak nie rządzi. Swoje dokładają radni z PiS żrąc się bezmyślnie między sobą. Ci w Leńczukowej koncepcji są bardzo ważni i nim co powie, to zawsze sonduje co radni na to, czym dowodzi, że nie czuje się starostą przynajmniej w takiej sytuacji.

Pora kończyć, ale trudno to zebrać do kupy i jakoś podsumować. To może tak; gdy w listopadzie 2018 roku na sesję inauguracyjną nowej kadencji rady powiatu zaproszono księdza Gzika, a ten poświęcił (wody święconej nie szczędząc) a potem pobłogosławił salę oraz radnych to czas pokazał, że nic to nie dało. Nikt wtedy nie przypuszczał, że woda święcona i błogosławieństwo są skuteczne na „złego ducha” a wobec zwykłej głupoty są bezradne.

 

30

1

Takie rewelacje…

Przepychanki z chodnikiem na Rudce wobec tego co poniżej nabierają sensu. Korkoszowi ma nic się nie udać...

Były starosta naciska, wójt powoli kruszeje…

Janusz Szpak, były starosta krasnostawski i szef powiatowych struktur Polskiego Stronnictwa Ludowego, usilnie namawia Leszka Proskurę, swojego partyjnego kolegę, by w przyszłorocznych wyborach ponownie ubiegał się o stanowisko wójta gminy Siennica Różana. Kilka miesięcy temu Proskura zapowiadał, że obecna kadencja jest jego ostatnią.

Leszek Proskura jest wójtem Siennicy Różanej nieprzerwanie od 1990 roku, a wcześniej był jej naczelnikiem. Jest jednym z najdłużej urzędujących włodarzy samorządowych nie tylko w regionie, ale w całym kraju. Od wyborów w 2006 roku przez cztery kolejne elekcje nikt nawet nie odważył się, by powalczyć z nim o fotel wójta. Śmiałek, Andrzej Korkosz, znalazł się dopiero w ostatnich wyborach w 2018 roku, ale Proskura nie dał mu żadnych szans, zdobywając prawie 70% głosów. Choć takie wyniki i tak długoletnie urzędowanie często idą w parze ze spoczęciem na laurach, bądź zawodowym wypaleniem, po Siennicy Różanej tego nie widać. Gmina rozwija się, inwestuje w nowe technologie, m.in. OZE, a w ubiegłym roku wójt podjął decyzję o uruchomieniu w odrestaurowanym dworze w Siennicy Różanej pierwszego w kraju muzeum sztuki współczesnej na obszarze wiejskim. Otwarta na początku tego roku placówka okazała się – tak przynajmniej wskazują pierwsze miesiące funkcjonowania – strzałem w dziesiątkę. Wyjątkowy udany, bo rekordowy pod względem inwestycji, ma być dla gminy cały ten rok. Tymczasem jeszcze w maju ubiegłego roku Leszek Proskura, w przeddzień swoich 65. urodzin i osiągnięcia wieku emerytalnego, publicznie wyznał, że po ponad 30 latach pracy dla gminy przyszedł moment, by pożegnać się z urzędem. Zapowiedział, że dokończy obecną kadencję i w kolejnych wyborach na wójta już nie weźmie udziału, ale chciałby wypromować kandydata na swojego następcę. Choć nie wskazał, kogo ma na myśli, naturalnym pretendentem wydawał się być najbliższy współpracownik wójta – Dariusz Turzyniecki, były wiceburmistrz Krasnegostawu, a od 2017 roku sekretarz gminy Siennica Różana. Proskura zastrzegał przy tym, że z samorządem nie zamierza się całkiem żegnać i powalczy o mandat radnego powiatu krasnostawskiego (był radnym powiatowym, a nawet przewodniczącym rady w latach 1999-2002, kiedy przepisy pozwalały na łączenie mandatu radnego z urzędem wójta). Przekonywał, że chciałby jeszcze coś zrobić dla gminy Siennica Różana, a radni mają zdecydowanie mniej obowiązków od wójta. W radzie powiatu tę gminę od lat reprezentuje Janusz Szpak, były wieloletni starosta krasnostawski, szef powiatowych struktur Polskiego Stronnictwa Ludowego. Co ciekawe, o jednego więcej radnego w powiecie ma sąsiednia gmina Kraśniczyn i Proskura kalkulował, że gdyby wystartował w wyborach do rady powiatu, Siennica Różana mogłaby mieć w niej dwóch swoich przedstawicieli. Jaka będzie samorządowa przyszłość Leszka Proskury, jeszcze nie wiadomo, bo bardzo mocno do ponownego ubiegania się o mandat wójta namawia go właśnie Janusz Szpak. Były starosta uważa, że Proskura mógłby rządzić jeszcze przez jedną kadencję, z pożytkiem dla gminy. Obu panów łączy wieloletnia przyjaźń, związana nie tylko ze znajomością z partii czy samorządu. Obaj przez wiele lat w Siennicy Różanej na początku każdego roku organizowali niezwykle prestiżową uroczystość – opłatek ludowy, na który przyjeżdżali najważniejsi ludzie z PSL, w tym: Waldemar Pawlak, Marek Sawicki, Jarosław Kalinowski, Janusz Piechociński i Władysław Kosiniak-Kamysz. Leszek Proskura przyznaje, że ma ciągłe naciski ze strony Janusza Szpaka, by jeszcze raz ubiegać się o reelekcję. – Ale nie tylko on mnie namawia do ponownego startu. Jest jeszcze wiele innych osób, które mówią, żebym kandydował. Spotykam się z tym cały czas – mówi wójt Siennicy Różanej. – Czy ulegnę tym namowom? Nie potrafię tego dziś powiedzieć. Myślę, że więcej na ten temat będę wiedział po jesiennych wyborach do sejmu. Zobaczymy, jak będzie wyglądała scena polityczna w kraju – deklaruje. (s)

Źródło: Nowy Tydzień

11

0

Lesio…i chodnik.

 

Dziś o ciężkim porodzie chodnika na Rudce i powikłaniach w jego trakcie. Dowiemy się o tym, że Leszek jest „fajny chłopak”, ale nie dla wszystkich. Nie byłoby dziwnym to, że nie dla wszystkich, gdyby nie fakt, że jest wójtem i od wszystkich ściąga podatki!? Gdyby nim nie był to niech tam będzie sobie, jaki chce, ale w takich okolicznościach to bezmyślność i głupota.

Tytułowy „Lesio” to jedna z najdowcipniejszych i najczęściej wznawianych sensacyjno — humorystycznych powieści Joanny Chmielewskiej. Autorka nakreśliła realia życia w Polsce początku lat 70 i stworzyła postać prześmiesznego tytułowego bohatera — architekta pracującego w biurze projektów, który wplątuje się w serię niezwykłych, zabawnych przygód. Gdyby dziś chciała pisać, to jej inspiracją byłby nasz wójt. Nie musiałaby specjalnie niczego wymyślać, albowiem to, co dzieje się w Siennicy jest rzeczywiste i dzieje się na naszych oczach…

A dziad wiedział, nie powiedział, za to będzie w kozie siedział…

Przepychanki i dziwne zbiegi okoliczności w sprawie budowy chodnika na Rudce to niechybny znak, że kampania wyborcza do samorządu ruszyła z kopyta! To jest chodnik mocno polityczny, za którym buty zdzierał od 8 lat Andrzej Korkosz radny z Rudki od dwóch kadencji i do tego kontrkandydat w ostatnich wyborach obecnego wójta; Lesia Proskury. Poza tym z Andrzeja jest krytyk zajadły Lesiowych bezmyślnych poczynań i gość, który nie kuca przed majestatem chłopskiego syna, który upaja się władzą. Tak że…jakby kto się dziwił, dlaczego akurat teraz i w Rudce takie cuda, to ma czarno na białym. Przypadki to nie są, bo z tego, co zostało napisane na łamach „Super Tygodnia” w artykule z 1 marca „Problemy z chodnikiem na Rudce. Mieszkańcy mogli wiedzieć wcześniej” wynika, że w UG wiedzieli o wszystkim latem zeszłego roku i zainteresowanych mieszkańców nie raczyli poinformować o projektowaniu chodnika. Dostali dziwnej apatii, decydentów ogarnęła amnezja i wyszło jakoś tak!? Rabanu narobiło się dopiero w lutym tego roku. Co ciekawe, to wśród protestujących są i tacy co nie muszą drżeć o swoje płoty, bo ich zwyczajnie tam nie mają. Mają za to powiązania polityczno-towarzyskie z władzą gminną. Od lat ćwierkają w chórze jej pochlebców i chętnie robią to o co władza ich poprosi. Ci raczej wiedzieli o co chodzi i ich oburzenie było częścią spektaklu. No i tak to wygląda, ale to nie jest jednak wszystko, bo ta historia ma jeszcze ciąg dalszy zupełnie nieoczekiwany dla Proskury. O tym za chwilę.

Dziwolągi „bezruchu ludowego”

Trzeba wspomnieć z kronikarskiego obowiązku, że chodnika nie ma a mógł być, bo trio chłopskich synów; Szpak, Banach i wspomniany Lesio, gdy budowano osławioną „szpakówkę” w latach 2004-06 to tak wcześniej projektowano wszystko, że wychodziły później dziwolągi. Właśnie w tym duchu na Rudce chodnik urwał się w połowie wsi i nikt nie wie czemu akurat tu, bo dalej o kilkaset metrów i na łuku zakrętu jest przystanek autobusowy. Wyszło takie dziwadło jak ten cały ruch ludowy pod kierownictwem byłego ormowca z dziurawą biografią. Ludziska z torbami w łapach oraz z duszą na ramieniu, żeby im coś w dupsko nie wjechało maszerują z przystanku do domu. Co zrobić jak tych trzech pozjadało wszystkie rozumy, a sądząc po pomysłach to te nie były pierwszej świeżości. Żeby było paradniej to z przystanku jest przejście dla pieszych…w rów i do lasu. Zachodzi podejrzenie, że ten przystanek i przejście to głównie dla saren borsuków i dzików, coby swobodnie przemieszczały się po okolicy.

Wyczerpał słuchacza, a nie temat…

Na ostatniej sesji rady gminy 9 lutego, Andrzej Korkosz stwierdził bez zbędnych ceregieli, że chodnika nie ma przez tych trzech. To bardzo ubodło cnotę „trzech mędrców z bezruchu ludowego” i obruszony Banach próbował cnoty bronić. Zaczął tak tłumaczyć, że w tym jego wywodzie nic się nie trzymało kupy, to był gorszy bajzel niż ten, który zostawił na placu ZDP w 2019 roku. Wyczerpał słuchacza, a nie temat. Opowiadał jak to budowali drogę, z jakich programów i ile kosztowała. Pitolił trzy po trzy stękał przy tym, ale nie dowiedzieliśmy się, dlaczego wtedy i później chodnik nie powstał. To w sumie ciekawe, bo chodnik można było wybudować nawet potem. Co to dla Banacha za wysiłek, skoro po oddaniu „szpakówki” i po protestach mieszkańców Siennicy Dużej w te pędy kładł swoim sumptem chodnik, który ochrzciłem Aleją Garbatego, bo był robiony szybko i posadowiony na ściętych pniach jesionów, które z czasem, gdy zmurszały zaczęły opadać a chodnik razem z nimi. Potem Klus Marek, kiedy zmienił Banacha w ZDP, musiał to prostować, ale to już inna historia. Ci, co mieszkają w tych okolicach wiedzą o co chodzi.

Zemsta polityczna

Przecież Lesio et consortem nie może przepuścić takiej okazji i dopiec Korkoszowi, nawet kosztem w sumie swoich wyborców. W tej sprawie rzucane na szalę jest zdrowie i życie mieszkańców, bo to, że w tej części Rudki gdzie brak chodnika nikt nie wpadł pod auto albo ucierpiał na inny sposób zakrawa na cud. Cuda i dobra passa nie trwają wiecznie i wszystko może się skończyć w okamgnieniu. Wie o tym każdy nawet Proskura, ale „polityczna zemsta” jest ważniejsza. Nie jest to przypadek odosobniony tych złośliwości. Pod koniec zeszłego roku umieszczono w budżecie około 20 tys. na oświetlenie w Rudce na tym fragmencie przy lesie. Korkosz od dawna o to wnioskował, ale na komisjach wycofano tę kwotę w całości i to dość demonstracyjnie, żeby nie powiedzieć bezczelnie. Tłumaczyli później mętnie, że istnieje możliwość pozyskania środków na zrobienie oświetlenia dla całej gminy. Tylko że w ten argument nie wierzą nawet urzędnicy w UG…bo to patykiem na wodzie pisane, ale dobrze brzmi jak się chce komuś dopiec i znaleźć kulawe uzasadnienie. W bajce Ezopa, gdy się owce pytały wilków czemu je rozszarpują, to te powiedziały, że mącą im wodę w rzece…

Szpak; ormowiec na służbie, ale w sąsiedniej gminie!

Szpak też w całym zamieszaniu ma swoje chwile „chwalebne”. Jak wiadomo jest radnym z okręgu obejmującego gminy; Siennica Różana, Kraśniczyn i Izbica. Janusz na jednej z tegorocznych sesji rady powiatu prosił stosowne władze powiatu coby zamontowały zapory na przejeździe kolejowym w Wincentowie, a to gmina Krasnystaw. Biadolił, że tak jak jest teraz to jest bardzo niebezpiecznie i jeszcze kto tam życie postrada. Piękny to przykład troski o życie i zdrowie współobywateli w sąsiednim okręgu wyborczym. A w Rudce chodnik urywa się w połowie wsi, ludzie spacerują krawędzią jezdni i jak wspomniałem tylko Boska Opatrzność jest jedyną asekuracją. Szpak z tego powodu o Rudkę się nie dopomina i nie grzmi, choć to jego okręg wyborczy i jeździ tamtędy do Krasnegostawu teraz i przez 16 lat, kiedy był starostą i tak to wygląda, że cudze widzi pod lasem a swojego pod nosem nie. Ot! Taka specyfika tutejszego bezruchu ludowego. Janusz jak na byłego ormowca przystało pełni służbę w sąsiednim okręgu wyborczym, bo widać byłych ormowców na Wincentowie nie mają albo ci są, ale pełnić służby nie chcą. Z tego, co wiem jest tam przynajmniej jeden, którego Janusz zna.

Niespodziewany obrót i problem żyje własnym życiem

Często tak jest, że gdy się coś zainicjuje to nie wiadomo jak się to skończy i taka zasada przyświeca wojnom. Bo jak się zaczynają wie każdy, a jak się skończą tego nie wie nikt… Proskura na Rudce tym cyrkowym zagraniem uruchomił domino i teraz za lasem już na Siennicy Dużej, gdzie też ma być chodnik ludzie biegają od domu do domu i zbierają podpisy, albowiem też chcą mieć coś do powiedzenia! Wszystko dlatego, że doszły ich słuchy z Rudki co tam się dzieje. Przeczytali też artykuły w prasie i się w nich zagotowało. Oni tam nie za bardzo wiedzą do kogo mieć pretensje, bo chodnik to może by i chcieli, ale… Wyszło z tego niezłe zamieszanie i podobno sam Banach wprasza się do pomocy. W takich okolicznościach nie dziwi ta jego pomocna dłoń, bo przecież to wszystko w jego okręgu wyborczym i żeby było weselej to ta część chodnika, która łączy się z tym z Rudki została przez Proskurę i Banacha doklejona do całej inwestycji. A trzeba pamiętać, że Andrzej Korkosz zabiegał o chodnik tylko do granicy Rudki z Siennicą Dużą. Wspomnianych dwóch mędrków być może chciało skorzystać z okazji i się podpiąć. To był nawet warunek postawiony zarządowi powiatu, że gmina będzie partycypować w kosztach, ale pod warunkiem budowy chodnika od granicy z Rudką do Siennicy Dużej. W ten sposób przykryliby bezmyślność własną sprzed kilkunastu lat. W sumie logiczne… Teraz jest kwas, bo problem chodnika wymknął się spod kontroli, żyje własnym życiem, ale coś mi się zdaje, że UG będzie chciał i tu upiec swój interes. Tutaj do rozbiórki też jest jeden płot… ponoć w pasie drogowym.

Na finał moim zdaniem najlepsze! Coś ze dwa tygodnie temu UG w Siennicy Różanej poprosił tych z powiatu coby zorganizować spotkanie mieszkańców Siennicy Królewskiej Małej z projektantem, bo oni też chcą chodnik i też chcą wnieść do tego projektu swoje uwagi. Czy dojdzie do spotkania nie wiadomo, ale propozycja padła i UG pod kierownictwem jaśnie oświeconego Lesia stanął na wysokości zadania i wykazał się wysoką kulturą polityczną? Na Siennicy Małej jest radna, jego oddana gwardzistka; Marysia Jeleń. Wobec tego Lesio potrafi upominać się o spotkanie we właściwym czasie, bo jakżeby inaczej!? Właśnie tej synchronizacji zabrakło na Rudce, ale tam jest zupełnie kto inny radnym i jakby to tak mogło być, żeby Korkoszowi coś wyszło. Jemu ma nie wyjść, nawet jeśli przy okazji ucierpią Bogu ducha winni. Tak wygląda wójtowanie alias wojowanie Lesia i jego zdolności pojednawcze oraz rozsądek polityczny przy bliższym poznaniu. Amen…

 

23

3