Problemy z chodnikiem w Rudce. Mieszkańcy mogli wiedzieć wcześniej?

W Starostwie Powiatowym w Krasnymstawie na wniosek wicestarosty Marka Nowosadzkiego zwołano spotkanie, w którym uczestniczyli przedstawiciele wszystkich stron zainteresowanych budową chodnika w Rudce. Oprócz Nowosadzkiego obecni byli dyrektorzy krasnostawskiego zarządu dróg powiatowych, wójt i sekretarz gminy Siennica Różana oraz reprezentujący mieszkańców Rudki radny gminny Andrzej Korkosz.

  • TK 

  •  01.03.2023 12:06

Jak już wcześniej informowaliśmy, rozwiązania zaproponowane przez projektanta zatrudnionego do stworzenia planu budowy trotuaru nie przypadły do gustu miejscowym. Przypomnijmy, że dezaprobata wynikała w dużej mierze z faktu, że opracowana dokumentacja wymagałaby zmniejszenia części działek znajdujących się przy drodze i przesunięcia ogrodzeń niektórych posesji. Stąd też władze powiatu zdecydowały się na zainicjowanie spotkania, na którym wszystkie zainteresowane problemem strony będą miały szansę spokojnie porozmawiać i wypracować swoisty konsensus.

Spotkanie było bardzo pozytywne. Po krótkiej dyskusji ustaliliśmy, jakie sprawy budzą emocje wśród osób z Rudki. Następnie wspólnie skontaktowaliśmy się z projektantem odpowiedzialnym za dokumentację i przekazaliśmy mu te aspekty, które są ważne dla mieszkańców. Projektant zobowiązał się, że przeanalizuje sprawę pod tym kątem – twierdzi Dariusz Turzyniecki, sekretarz gminy Siennica Różana. – Myślę, że jeśli zaproponuje jakieś konkretne zmiany, wtedy naturalnym będzie zapoznanie z nimi mieszkańców – dodaje nasz rozmówca zapytany o możliwość kolejnego spotkania w świetlicy wiejskiej w Rudce.

Pewną konsternację wywołała jednak informacja, że siennicki samorząd już w lecie znał zakres wywłaszczeń potrzebnych do realizacji zadania. Mieszkańcy, których bezpośrednio sprawa dotyczy, dowiedzieli się o tym dopiero na specjalnym spotkaniu, zorganizowanym na początku lutego.

 

 

Nie rozumiem, dlaczego ta wiedza nie została znacznie wcześniej przekazana osobom, których dotknie, tylko musieliśmy się o tym dowiedzieć dopiero od projektanta. Dla wielu osób był to szok, stąd wcale się nie dziwię, że zareagowały one oporem wobec zaproponowanych rozwiązań – powiedział nam reprezentujący mieszkańców Rudki radny gminny Andrzej Korkosz.

 

Potwierdziliśmy to w rozmowie z wicestarostą krasnostawskim.

Samorząd powiatowy poprzez ZDP zlecił wykonanie dokumentacji technicznej na zrealizowanie rozbudowy tego chodnika. W trakcie okazało się, że niestety nie mieścimy się w pasie drogowym i w związku z tym pojawiły się dodatkowe koszty. Wszystkie te informacje były na bieżąco przekazywane samorządowi z Siennicy Różanej, zresztą musieli oni wyrazić zgodę na zwiększenie środków na opracowanie dokumentacji – przekazał Marek Nowosadzki.

 

Słowa wicestarosty potwierdza Marek Klus, dyrektor zarządu dróg powiatowych. Podkreśla on, że urząd gminy był w pełni świadomy sytuacji, ponieważ to on we wstępnym etapie wystąpił o wydanie decyzji środowiskowej. Poza tym ZDP informował, że do realizacji zadania brakuje terenu, co wymusi pozyskiwanie fragmentów działek. Projektant nie mieścił się bowiem w pasie drogowym w tworzonym przez siebie schemacie rozbudowy. 

A co na to przedstawiciele siennickiego urzędu?

W ogłoszeniu dotyczącym postępowania przetargowego zostały podjęte pewne decyzje, w tym określono działki, po których będzie przeprowadzana rozbudowa chodnika. To odbyło się już znacznie wcześniej. Natomiast my, jako samorząd gminny mniej więcej rok po ogłoszeniu przetargu dostaliśmy wykonaną dokumentację. Nasza decyzja w tym momencie ograniczała się do stwierdzenia tego, czy jest ona zgodna z zakresem przetargu, czy też nie. Nie mogliśmy natomiast zaproponować, żeby np. robić chodnik po drugiej stronie w momencie, kiedy znajdujące się tam działki nie były uwzględnione w przetargu. Na tym etapie nie było już możliwości wprowadzenia zmian, tylko trzeba by było całą procedurę przetargową ogłaszać od początku. Myśmy tylko rozpatrywali, czy to, co zostało zaprojektowane z postępowaniem projektowym nie koliduje z infrastrukturą gminną – twierdzi sekretarz gminy Siennica Różana.

 

Co się stanie w przypadku, gdy zaprezentowane przez projektanta zmiany nie będą satysfakcjonujące?

Jedyna szansa to procedura wystąpienia do odpowiedniego ministra o odstępstwo od reguły, ale to też wiąże się z dodatkowymi kosztami. I tu rodzi się pytanie, czy gra jest warta świeczki, bo nie gwarantuje nam to niczego, a pewne koszty poniesiemy. Równie dobrze minister będzie mógł stwierdzić, że mamy działać wedle obowiązujących rozporządzeń i wydane na wniosek do ministra pieniądze po prostu przepadną, a my wrócimy do punktu wyjścia. Należy przy tym zaznaczyć, że nawet zgoda ministra nie uchroniłaby wszystkich mieszkańców przed koniecznością redukcji powierzchni działek i przesunięcia ogrodzeń. Najzwyczajniej w świecie jest ciasno. Po prostu nie da się czegoś wybudować bez działki i odpowiedniego terenu – podkreśla Marek Klus.

Wszystkie strony starają się pogodzić władze powiatowe, które podkreślają, że liczy się intencja przyświecająca zadaniu. A przecież mieszkańcy Rudki od wielu lat nie mogą doczekać się budowy bezpiecznej strefy dla ruchu pieszych. Przy okazji wicestarosta przyznał, że inicjatorem całej akcji budowy chodnika był Andrzej Korkosz, który od dawna zabiegał o jego powstanie. Z kolei władze gminy Siennica Różana zaproponowały, by w sposób znaczący rozszerzyć zakres prac i żeby był on znacznie dłuższy, niż pierwotnie proponowana wersja.

Trzeba mieć na uwadze to, że dwa samorządy – powiatu i gminy – chcą wybudować kilometr chodnika na terenie gminy Siennica Różana i to jest cel nadrzędny. Gdyby to zależało wyłącznie od woli samorządowców, to przeprowadzilibyśmy projekt tego trotuaru tak, żeby nie kolidował z interesem mieszkańców. Natomiast tu w grę wchodzą wymogi i przepisy. Projektant zresztą podkreśla, że nie podpisze się pod czymś, co nie jest zgodne z obecnymi wymaganiami prawnymi i nie gwarantuje bezpieczeństwa uczestników ruchu – kwituje wicestarosta.

Źródło: Super Tydzień.

15
1

Greg napisał

Użytkownik o nicku :Greg…

Witam proszę o zamieszczenie komentarza, a Państwa o dyskusję.
Uważam, że należy przyciąć/wyciąć część drzew na naszym cmentarzu na Różanej, może wspólnymi siłami byśmy to zrobili by po takich wiatrach jak ostatnio nikt nie miał szkody ma grobie? jak ludzie to widzicie? Trzeba zebrać się i to zrobić!

17
6

The End Ajlawiu Marek czyli „żale” Panny

Dziś o „zawodzie miłosnym” co zmaterializował się w lokalnej polityce. Dowiemy się o tym, kto jest czyim parasolem i dlaczego. Będzie parę słów o zgubnej polityce i psuciu powiatu przez tych co go powinni naprawiać, bo mają ku temu całą furę instrumentów…

Praca w samorządzie lub szeroko pojętych jednostkach naszego porąbanego i nieszczęsnego państwa łamie kręgosłupy, dlatego ja, bym tam pracować nie chciał, za żadne skarby świata i póki się da, to uciekam nawet od takich myśli. Ale jakby kto chciał, to i na to jest sposób. Problem znika, gdy trafia się w te „tryby” bez niego, a jak z własnej nieprzymuszonej woli to jeszcze lepiej, bo się wie o co chodzi. Wtedy jest dobrze, a instytucje nie mają czego kruszyć.

Mój ulubieniec, w którym mam upodobanie

Mój ulubieniec, w którym mam upodobanie ma właśnie taką zaletę i trafił tam z własnej nieprzymuszonej woli, a szczęściarz z niego, bo ewolucja wyposażyła go w coś jeszcze doskonalszego. Marek Nowosadzki, bo o nim mowa przekonań politycznych nie ma, co doskonale emanuje ideą PZK. Być może ta ichniejsza bezideowość to jego pomysł. Nowosadzki to szczytowa forma ewolucji klasy politycznej krasnostawskiego grajdołu. To „polityk”, który w miejscu, gdzie zwykły Kowalski posiada przekonania ma pionową ścianę pokrytą teflonem, dlatego tam nic nie przywiera na dłużej. Ta objawia się w sytuacjach, gdy Marek znajdzie się w dowolnym środowisku.

Wejdzie dajmy na to między piekarzy, to wtedy jest z miejsca jednym z nich, nawet przyprószy się mąką dla niepoznaki. Gdy znajdzie się między lekarzami jest to samo, bo stetoskop wyskoczy mu zza pazuchy i tak kolejno… Oczywiście przyswaja problemy środowiska, w które wdepnie i poglądy. Marek to żagiel doskonały ze wmontowaną aplikacją do samodzielnego szukania wiatru. W Maroku jest Berberem, a w Egipcie przechodzi na islam, bo tak i już. Strach go do lasu wpuścić, bo stanie się drzewem.

Kameleon co w ułamku sekundy przyjmuje poglądy swojego rozmówcy. Jest znany jeden wyjątek, kiedy takie zjawisko nie zachodzi, a jest to rozmowa ze mną. Wtedy za Chiny Ludowe nie chce przyjąć tego co mówię, broni się przed tym, jak dziewica przed naturalnym poczęciem. Być może dlatego, że mój pogląd na uprawianie polityki przez jemu podobnych jest stanowczy i wywraca wszystko do góry nogami.

Dochodowa ale zgubna

Ta elastyczność i nijakość piekielnie wygodna i przynosi profity, bo o czadzony zewnętrznym pięknem elektorat głosuje na niego i wybiera. Tak więc Mareczek jest tak naprawdę jedynym wygranym tej sytuacji, bo jego sukces jest liczony w banknotach emitowanych przez NBP Glapińskiego i o to tu chodzi. A to, że oszczędności zżera mu inflacja może być jakąś pociechą, ale tylko jakąś. Taki bezideowy Marek nie wnosi niczego wartościowego do powiatowej polityki, żadnego powiewu świeżości, a wręcz ją psuje tak jak Szpak, tylko w oparach dobrych perfum i z gębą pełną frazesów.

Przy takiej postawie nie może być dobrze, bo to chaos w czystej postaci. To tak jakby próbować ukręcić bat z…wiadomo czego albo jak obrazek z pogrzebu Kuronia, na którym był rabin, ksiądz, pop, pastor i wyszło z tego, że chłop wierzył we wszystko, a przecież tak się nie da. Wszystko i nic… Efekt Szpakowej polityki i Markowej jest ten sam, to puste kalorie i tym się człowiek nie naje. Bo jeden wrzeszczy i bazuje na społecznych „ciemniackich instynktach” a drugi mówi co ludzie chcą usłyszeć. Tam nie ma niczego po czym bylibyśmy mądrzejsi, mowa trawa i dyrdymały.

Skołowany naród

Skołowany naród, w którym tkwią elementy pańszczyzny i wypływającego zeń przekonania, że jak ktoś ma władzę albo jest dobrze ubrany to musi mieć rację, wierzy, że ten styl i to, że ta narracja to właściwy kierunek i tak ma być! I innej polityki nie ma ! Oni „Nowosadczycy” co prawda „mają racje”, ale „swoje” i tak je przedstawiają, żeby zawsze na końcu na ich wyszło. Polityk poważny, któremu dobro ogółu leży na sercu winien mówić jak powinno być i co jest a nie opowiadać to co ludzie chcą usłyszeć. Taki ktoś musi być odważny, a nie trząść portkami, bo ktoś zada jakiekolwiek pytanie. Czasami prawda bywa przykra, ale jest nieodzowna, jest jak tlen. To, że sam powinien wiedzieć czym jest wspólne dobro interes narodowy i sprawne państwo to rzecz oczywista i truizm. Tu właśnie leży problem, a „politykierzy” pokroju Nowosadzkiego nie zaprzątają sobie tym głowy. Ich definicja państwa, to taka, w której oni są na szczycie hierarchii i im jest dobrze. I jakby kto pytał, czy mają idee i znają definicję, to proszę mają…ale taką jak wyżej skrojoną pod siebie, a to jest nieszczęście. I Rzeczypospolita miała ten sam grzech pierworodny, bo była szlachecka. Reszty nie uświadczysz, chłop, mieszczanin…zapomnij. Ten pierwszy to był cham a drugi łyk. Tylko szlachta miała coś do powiedzenia. Ale jak tak, to my daleko z takimi furmanami nie zajedziemy.

Za kim tęskno

Za takimi politykami tęsknię co mają odwagę i wizję, a nie za takimi pozorantami, psujami, którym tylko w głowie, żeby się nachapać i drzeć gębę pod publikę. W tej kadencji rady jest cała fura sytuacji w których można zabłysnąć rozsądkiem, dobrym zwyczajem czy zwykłą uczciwością w ocenie zajść. Bo Muzeum, chmielnik szpital, DPS…i jeszcze by znalazł. Przecież można, bo kiedyś mimo, że za mówienie prawdy była „kula w łeb” chętnych do jej głoszenia było dużo więcej. Teraz gdy pacyfizm króluje, ze świecą szukać, taki paradoks!

On ten nasz…

On ten nasz już czapkowanie posunął do rangi sztuki, parodiuje sam siebie. Marka ideał sprawowania władzy to taki w którym nikt go o nic nie pyta, a wszyscy mówią ciągle jaki jest fajny. Gdyby to coś, co robi trafiło w poczet dyscyplin olimpijskich byłby multimedalistą, a Phelps pływak ze swoimi 23 złotami schodziłby mu z drogi. Tego oglądać nie sposób, bo aż mdli. Bo cóż on tak naprawdę sobie zawdzięcza!? Jego rzeczywisty sukces, to ten mandat. Tu można polemizować ile w tym Marka a ile naiwności ludzkiej, bo przeciętny wyborca z zewnętrznej obserwacji Nowosadzkiego dojdzie do wniosku, że ten powinien być skuteczny i prawdziwy, bo ma pozycję, wykształcenie. Jednym słowem atrybuty człowieka z klasą, takiego, jakiego szukamy. Ale niech tam ma i można uznać, że ten mandat to jego zdobycz i tylko jego. Marek nie ma natury „prawdziwego polityka”, brak mu cywilnej odwagi i im starszy, tym bardziej dziecinny. Tu już poprawy nie będzie, a ja wręcz wieszczę ostry zjazd w kierunku całkowitego zdziecinnienia.

Mitologia Marka

A wszystko, co Nowosadzki ma ponad mandat to zasługa innych, mówiąc ostatnio modnym terminem wśród naszych radnych to zasługa parasola. Marek taki parasol miał przez kilkanaście lat w osobie Szpaka. Ten go namaścił na przewodniczącego rady powiatu. Przez lata wiernej służby Marek przywiązał się do swojego jedynego i prawdziwego dobroczyńcy i jest mu wdzięczny po dziś dzień. Lekko nie miał pod „Papą” Januszem, ale ma atrybuty męskości a do tego wpis w dowodzie osobistym i powinien być charakterny. Wiatry polityczne mają taką właściwość, że się zmieniają i traf chciał, że Tereska Hałas odgoniła Szpaka prawie do ciepłych krajów. Marek i na tym skorzystał, tylko teraz jakby zapomniał. Uwierzył, że wicestarostwo to zasługa jego geniuszu i mu się należało! Iluż jest takich co im się należy a mimo to nie dostają… On na to wszystko ma swoją mitologię, w której wszyscy w koło są z czyjegoś nadania i mają parasole, a on nie! Bo kiedyś nad ulicą Piekarskiego rozstąpiły się niebiosa i Marek zjechał na słonecznym rydwanie jak Egipski Ra, a potem było już tylko lepiej.

Człowiek Papy

Naiwne to, bo przecież Marek nauczyciel historii i powinien wiedzieć, że nawet Bonaparte musiał związać się z Józefiną, a ta ze swoich cielesnych znajomości z „członkami” Dyrektoriatu zrobiła użytek. Tak więc nawet geniusz potrzebuje iskry… Zawsze albo nader często i szkoda, że o tych, co delikatnie pchnęli karierę się zapomina. Szczególnie o takich nienachalnych. Taki Truman był całe życie nazywany człowiekiem Toma Pendergasta. Aleksander Macedoński sobie wszystko przypisywał, ale to ojciec zostawił mu machinę wojenną, a Fryderyk II Wielki miał to samo… Tak więc w Marka przypadku ostatnią iskrą była Tereska Hałas, ale on jej tego nie pamięta a szkoda.

Dziwne, że Szpak jego kompetencji nie zauważył tylko kisił taki talent w „kajdanach” przewodniczącego rady. To ona dała mu wolną rękę i gdzie jej tam do czaru Szpaka, to właśnie ta jej nie nachalność. Uznała, że dla sprawiedliwości dziejowej Nowosadzki powinien zostać wicestarostą, ma też jakieś kompetencje i to zauważyła, ale co z tego, jak on nie ma „politycznego charakteru”. Na objaw tego ostatniego nie trzeba było długo czekać, bo strach u Marka jak czort z przysłowia karty rozdaje. Za to Marek oddany jest Szpakowi i należałoby go nazwać człowiekiem Szpaka, ale ta sytuacja jest bardziej złożona, bo tu istotna jest wspomniana wyżej słabość charakteru Nowosadzkiego. Marek nigdy o siebie nie zawalczył przed Januszem, tam nigdy nie było chłopskiego k… mać ! Szanuj ty mnie Szpak, bo ruski rok popamiętasz!

No tak nigdy nie było, a były wiernopoddańcze epistoły umizgi i wszystko na klęczkach, zupełnie bezsensowne i degradujące osobowość. Jemu brak zwyczajnej cywilnej odwagi, a to owocuje działaniami o skutkach szkód w łonie rady i przestrzeni publicznej, bo inaczej być nie może. Widać czapkuje przed tymi, których się boi, a ci, co go traktują po partnersku nie znajdują uznania w jego kiedyś zapłakanych oczach. Zapłakanych, ale otartych chusteczką od Tereski. Szkoda, że Nowosadzki zapomniał kto dał zielone światło na jego wicestarostwo, wielka szkoda, ale my tu jesteśmy, by przypominać i recenzować. Tereska Hałas w dobrej wierze dała mu to wszystko i zrobiła z niego niemalże księcia. To ona wyciągnęła go spod pokładu Szpakowej galery gdzie wiosłował pod dyktando Janusza. Ale on widać woli rolę galernika, bo Janusza traktuje z nabożną czcią, jak chłop swojego plebana.

Do dziś nie mogę znaleźć usprawiedliwienia…

Do dziś nie mogę znaleźć usprawiedliwienia dla wypowiedzi Nowosadzkiego z końca roku 2021 jak tylko bezmyślne czapkowanie i lizusostwo. A czytał sprawozdanie z tego ile to dróg wybudowali jako zarząd. W pewnym momencie ni stąd, ni zowąd padło sformułowanie, że współpraca między gminami a powiatem doskonale się układa, albowiem wcielono za tamtego zarządu z poprzedniej kadencji, na którego czele stał Janusz Szpak zasadę polegającą na współfinansowaniu inwestycji drogowych pół na pół, czyli 50% powiat i 50% gmina. To było najważniejsze w Marka przekazie, bez tego przekaz byłby nieważny. To jak Amen w pacierzu. Szpak i jego wynalazek! Prawdopodobnie Szpak nie miał świadomość swojej wynalazczości i doniosłości swojego odkrycia. Ale jak nie wiedział to wierny pomagier mu to uświadomił, taki wielbiciel ślepo oddany jak Nowosadzki to skarb! Oczywiście o tym, że za funduszami na drogi biegała posłanka Tereska Hałas nawet nie wspomniał, bo i po co? A przecież dla równowagi powinien! Trzeba się jednak było podlizać Szpakowi, teraz zwykłemu radnemu. Hałasową zamilczał przemilczał, ale miejsce dla Szpaka wynalazku znalazł, który tak naprawdę w tym wywodzie pasował, jak gumofilce do fraka. Mógł Nowosadzki w swojej lizusowskiej filipice nawiązać do Marka Sobieskiego, bo też był starostą krasnostawskim i o Jelonku też byłby wspomniał, bo jak się bawić to się bawić.

Tak wygląda „charakterna polityka”

Tak wygląda „charakterna polityka” Marka, arbitra kultury elegancji i powiatowego dyżurnego etyka. Patrzeć na to nie można i słuchać, bo mierzi i zbiera na torsje. Od Szpaka dostawał okruchy i zgryzoty a od Tereski udzielne księstwo, ale to temu pierwszemu kadzi! No rzecz niepojęta i wypada zapytać, czy Pan Marek to dobrze się czuje? Może to wina tego, że Janusz jest radnym, a Teresa tylko posłem i głównie rezyduje na ulicy Poniatowskiego. Gdyby była bliżej, kontakt wzrokowy i poczucie bliskości działałyby jak pępowina, a tak w rolę pępowiny wszedł Szpak. Takich występów wymierzonych w Tereskę było więcej, wszak w bajzlu w Muzeum Regionalnym Marunio również ma spore udziały. Ponadto przemilcza bardzo istotne sprawy i udaje Greka ( Grecja ze swoją kulturą bardzo mu imponuje, ale na Boga Grecy byli Odważni) a przecież nijak go nie przypomina.

Dochodzi do takich kuriozów, że on WICESTAROSTA co to wszystkich poucza (sam nigdy za nic nie odpowiadał i nikim nie zarządzał) nagle wstrzymuje się od głosu, bo nie ma zdania, na temat gdzie zna prawdę! Na ostatniej sesji tak się zachował, a to, że nie był sam w ty odruchu nie jest żadnym wytłumaczeniem, albowiem Nowosadzki jest tylko jeden i o niego tu idzie! Powiedzieć o tym jaja, kabaret, wygłupy to tak jakby nic nie powiedzieć… Po prostu Nowosadzki pomylił miejsca i czasy. Z takim podejściem nadaje się do show-biznesu i różnych ścianek, wywiadów albo poziomu telewizji śniadaniowe. Bo polski show-biznes jest taki, że tam trzeba być kameleonem i kolegą wszystkich.

Panie Nowosadzki zawiódł mnie Pan po całości mówiąc potocznie. Mój zawód proszę traktować jakby to był zawód uczyniony kobiecie, bo ja spod Panny jestem. Pan spod Wagi i, mimo że sąsiadujemy w zodiaku, to ja z takim Panem nic wspólnego mieć nie chcę. I niech Pan ma świadomość co zawiedziona kobieta czuje i co może zrobić. Nie tak miało być, a dostał Pan od opatrzności i Teresy Hałas wszystkie instrumenty. Nikt przed Panem ani po Panu takim dzieckiem szczęścia nie będzie a Pan mając to wszystko nawet „NIE PRÓBOWAŁ” robić dobrej uczciwej i przejrzystej polityki i o to mam „żal” Nikt w tej radzie nie jest predysponowany do tej roli jak Pan. Ale mimo wszystko pańskie czyny zasługują na uwiecznienie i ja będę pańskim kronikarzem. Potraktuje Pana metodami rodem z „Nauk Pomocniczych Historii” nie będzie przemilczeń, bo to już pańska domena. Tylko proszę nie mieć żalu ni pretensji, bo jak mawiała Leonia Pawlak „Był czas przywyknąć”

 

 

 

44
7

Marusia, Adonis czyli rzecz o Marku😉

Dziś o kolejnym absolwencie do okazania młodzieży w I LO. A to nie w kij dmuchał persona, tylko sam szef „Stowarzyszenia Absolwentów” Marek „Marusia” Nowosadzki alias „Powiatowy Adonis”. O nim kilka słów, które zapewne go zezłoszczą i focha strzeli, bo oprócz dobrych garniturów kocha się obrażać.

Marek Nowosadzki lubi I LO, bo on lubi wszystko, co pierwsze i pierwszorzędne, ale o tej fascynacji za chwilę. Jedyny wyjątek to z pozoru drugie danie, ale tam jest zazwyczaj pierwszorzędny kotlet. Jak był mały, to bardzo lubił pierwszą gwiazdkę; ta zwiastowała prezenty.

Perfekcjonista

Marek, jeśli chodzi o wygląd jest perfekcjonista i nie jedna kobieta szybciej się ubierze, niż on dobierze koszulę do krawata i spinki do mankietów. Ponoć nad ranem wstaje, by nosa przypudrować, bo to jest cały ceremoniał. Trzeba się zawczasu obudzić i wybrać strój, w którym będzie się wybierało strój. Potem gdy jest już szczęśliwie w pracy, to mamy 8 godzin widowiska, gdzie zapachy, dobre tkaniny, dźwięczne słowa i gesty mieszają się, jak tłum na stambulskim bazarze. W jego szafie „Bytom” walczy z „Vistulą” a „Pruchnik” szczerzy zęby na „Armaniego” Pracuje na swój wizerunek całym ciałem, jak tancerka samby na platformie w czasie karnawału w Rio. Z tą różnicą, że tak się nie odsłania, tu czy tam i nie kręci tym i owym. Gwoli ścisłości, kiedyś związał się z platformą, ale obywatelską, aczkolwiek był to przelotny romans i do konsumpcji nie doszło. Wianuszka nie stracił i po dziś dzień jest wierny samemu sobie i trochę PZK, które jest formacją luźną, bez ideowego kośćca, coś jak galaretowata meduza, przejrzysta, wyślizgująca się z rąk, ale taka, którą można się poparzyć.

Zapracowane jak żniwiarki w sierpniu są jego ręce, ze szczególnym uwzględnieniem dłoni i zęby takoż. Te ostatnie okazuje w niegasnącym uśmiechu na wielu fotografiach, przez to wąsów nie nosi, bo zasłaniałaby ich czarującą harmonię. By demonstrować niezadowolenie, do perfekcji opanował technikę kręcenia nosem, gdy jest ku temu potrzeba. Tym organem potrafi wywijać jak koczownik arkanem. A i wspomniane ręce spracowane są wielce, ale nie od obierania kartofli, tylko żywiołowej gestykulacji i wręczania paczek, tudzież kwiatów, po różnych rautach, spędach czy laudacjach.

Admirał Nelson z I LO

Wszystko, co pierwsze i pierwszorzędne ma u niego znaczenie, byle czego nie uznaje i tam przypadku nie ma. Przeto dyrektorkę Anię Patejuk  lubi, bo jest Ania, a literka „A” pierwsza w alfabecie. Ania u niego jest „Admirałem Nelsonem”. To on ją ulepił, wystrugał jak nie przymierzając Gepetto Pinokia. On dla niej jest „Pierwszym Lordem Admiralicji”. Natomiast I LO, to odpowiednik okrętu flagowego HMS „Victory”, ale już w suchym doku. Dlatego Marek dba o tę jednostkę, jego żagle nowiutkie i szyte w Mediolanie, jak Markowe koszule…może nawet przez tego samego krawca. Dba też coby jego admirałowi nigdy nie trafił się Trafalgar, bo ten choć zwycięski, to jak wiadomo prawdziwy Nelson skończył jako zimny trup od kuli francuskiego strzelca wyborowego. Nawet przetransportowanie go w beczce brandy do Albionu nie było dlań żadną pociechą. W ogóle Marek ma dwie Anie na stanie w swoim „Ministerstwie Mody i Wygody”.

Okręt korsarski

Druga to dyrektorka II LO ,co ma patrona w Norwidzie, ale tę to „musi” lubić, tak między paniami różnica. Obie dla Marka są jak witaminy, bo to polskie dziewczyny a Rosiewicz to wyśpiewał. Tylko że Ania Patejuk, to multiwitamina na soku z jabłek a Ania Antyga to w czystej postaci tran. Mimo że dwa razy pierwsza z imienia i po mężu ,to jednak musi być druga. Oba dekokty zdrowe, ale po tym drugim Markowi facjatę skręca , jemu ona straszna i jeszcze się go nie boi. Pod skrzydła Ani Norwidowej Marek może wrócić, jak go z wicestarostwa eksmitują, a wróci na ulicę Okrzei już nie jako „Pierwszy Lord Admiralicji”, tylko zwykły majtek. A jak już trzymamy się marynistycznych terminów, to II LO pod kapitanem Antygą, to dla Marka okręt korsarski. W II LO ma etat, na którym dzieciom opowiada historię, w którą muszą wierzyć, jeśli chcą zdać maturę.

Studniówka Fideckiej i „Taniec Mocarstw”

Z liceami to jest cała historia wcale romantyczna i tak I LO to, jak wyżej oczko w głowie. Nad nim rozpostarł Marek „Żelazną Kopułę”, do tego ze dwie baterie „Patriotów” strzegą pogodnego nieba. Tam nawet mrugnąć nie wolno, bo mrugnięcie jest zamachem. Toteż dyrektor Ania Patejuk ma takie bezpieczeństwo, komfort, jak małe kangurzątko w matczynej kieszeni i nikt jej nie podskoczy. Nawet Fidecka za protektoratu Szpaka tak dobrze nie miała, a to „dowód”, że Nowosadzki udały szczególarz i ma coś z zegarmistrza, bo jak się skupi na detalu(w tym wypadku I LO) to wiercił będzie i cel osiągnie. Tylko dobrze by pamiętał, że czasem zegarmistrze trafiają na szafot vide losy Ludwika XVI, który oddawał się pasji składania czasomierzy, a przede wszystkim miał być królem światowego imperium. Jednak gdy wybiła jego godzina, to głowę bez żalu mu ucięli. Z Markiem podobnie, bo jest wicestarosta przede wszystkim, a nie gwiazdor.

Tylko że ten gwiazdor w nim siedzi zdecydowanie i na studniówce w I LO albo tak zwanej „Markowiźnie” był obecny i dokonał przy pomocy bardzo zmysłowego tańca resetu stosunków z Edytą Fidecką swoją antagonistką, utrapieniem, przyczyną zgryzot i w końcu trampoliną do sukcesu. Marek wdał się w takie pląsy, że lakier na parkiecie zwijał się jak faworki. Edyta o podkreślonej talii przez odzienie tańczyła w kreacji barwy burgunda albo dobrze dotlenionej krwi, takiej z aorty. Suknia i cała kompozycja wymyka się wszelkim ocenom i temu, co dotychczasowe studniówki widziały. Na głowie miała diadem i rękawy po kolana tak jak się drzewiej na dworze Plantagenetów chadzało. Można było odnieść wrażenie, że to jej wesele, a nie studniówka, ale wracając do pląsów z Nowosadzkim to te były przełomem albowiem oni nigdy za sobą nie przepadali, a wręcz jedno przepadło przez drugie. Tany z miejsca zasłużyły na miano „Tańca mocarstw” może tekstylnych, póki co ale jednak. Oboje odzieżowych i politycznych antagonistów to absolwenci I LO… A Edyta reklamować nigdzie się nie musi, bo jak się ma taką figurę to można tylko odcinać kupony. Marek również jest figurą, ale w typie wczesnego Wojciecha Manna… Mimo wszystko jak takiego absolwenta nie pokazywać młodzieży? Przecież to odpowiedź dla tych, co nie mają co z sobą zrobić w małej mieścinie.

 Baby, ach te baby!

Imponować może szczególnie to, w jaki sposób Marek o gromadził wokół siebie wierny i oddany fraucymer. Ten taki, że Cecylia Renata, Marysieńka Sobieska mogłyby cmokać. To są najlepsze wzorce, plus jego autorskie korekty i udoskonalenia. U Marka wszystko hula na wysokich obrotach, takiego zgrania nie ma nawet w balecie.

Ma w swym otoczeniu grono pań gotowych pójść za nim w ogień i bronić go do ostatniej kropli szampana! Choćby Pani Ola „Trzecie Oko”, wszędzie drepcze z aparatem i stanowi z nim nierozerwalną całość. Do tego wierna pomagierka i szefowa Marka „gabinetu politycznego” Są i inne a wystarczy z Marka zażartować by je natychmiast spotkać a wzrok wtedy mają taki że więcej ciepła znajdziesz w oczach kanibali z Nowej Gwinei albo u panów z plutonu egzekucyjnego. Trzeba wiedzieć, że nie na wszystkie panie metody Marka działają, są takie o w typie Sharon Stone i woli nieugiętej. Wtedy zrozpaczony Marek nazywa je żandarmami, bo one za nic mają jego wypudrowany autorytet i potrafią mu nawtykać, że na „Dzienniku Siennicy” to prawdę napisali.

Większość jednak poddała się hipnozie i tak je koło swojej idei okręcił, że lisy na szyjach modniś za PRL mogłyby „zazdraszczać”. Kiedyś słynny Kali babka; uwodziciel, żeby kobietę ku sobie skłonić i potem obrać z oszczędności musiał się nagłowić, a Nowosadzki nie musi robić nic. Wystarczy, że jest ! A do tego za wszystko płaci mu państwo, czyli my. W takiej sytuacji motyw rabunkowy odpada, a on jest czysty jak łza. No i jak tego młodzieży nie pokazać! Widać on to wie i jego metoda jest bardzo widowiskowa oraz intelektualna. To się odbywa w taki sposób podprogowy. Panie z racji zwierzchności przynoszą mu różne pisma i teksty do zaopiniowania. On na nie zerka, policzki nadyma, sroży się, brew podnosi, czasem ofuknie. Nakrzyczy na znaki interpunkcyjne, że co one tu robią, bo być powinny gdzie indziej. Potem skrytykuje sformułowanie, a na koniec do powtórnego okazania i tak do południa! Oczywiście na panie złego słowa nie powie, ale sukienkę nową zauważy, fryzurę pochwali, o samopoczucie zapyta. Kobiety to lubią, a on to wie! Istnieje całkiem uzasadnione podejrzenie, że panie znaki interpunkcyjne oraz stylistyczne błędy robią celowo, żeby do Marka wbić się na „miodobranie”. Tyle, co u niego komplementów nie usłyszą nigdzie indziej. Wobec tego, jak takiego absolwenta nie pokazywać młodzieży?

Marek na „Czarnym Szlaku”

Ma też Marek i zasługę na order albo „męczeństwo”. Otóż wziął się za obłaskawianie radnej Nieścior, a to jest czarny szlak przez Andy od Ziemi Ognistej po Alaskę! Fakt jest bezsporny, że po tych wizytach Ewa mniej wyrywna i już nie plecie, tak jak drzewiej bywało. Zdarzają się jej wyskoki, a choćby ostatnio na komisji Oświaty i Kultury. Można te „małe cuda” przypisać Nowosadzkiego poświęceniu i akcji politycznego cywilizowania Merkel vel Nieścioressy z Gorzkowa. To szczytne dzieło odbywało się w jego gabinecie przemianowanym na tę okazję w pokój zwierzeń i konfesjonał. Tam debata przy herbacie trwa do zamknięcia starostwa. Oczywiście przy herbacie nie słodzonej, czarnej i z cytryną, bo Ewa taką uważa. Wszystko podane w filiżance wielkości doniczki na palmę. Marek przyjął w takiej sytuacji rolę biernego pochłaniacza dźwięków, odzywał się, tylko gdy trzeba wrzątku dolać.

Potencja drzemie jak wulkan

Jednak potencjał medialny Pana Marka jest w pełni nie wykorzystany, wręcz odłogiem leży. Kościół walcząc o rząd dusz powinien zaprząc Marka by użyczył swoich talentów oratorskich. Korzyść będzie obopólna a transakcja wiązana. Zaprząc trzeba Marka „powiatowego Adonisa” do czytania Ewangelii, najlepiej jego imiennika- św. Marka i jeszcze „Dziejów Apostolskich”. Głos ma ci on jak mało kto… Msze będą widowiskami i wzrośnie liczba ozdrowień, nawróceń i omdleń. To ostatnie należy rozumieć jako powikłania po Markowe, ale to tylko lektorowi chwałę przynosi. Kobiety takiego „konferansjera” słuchać będą, bo to głównie oferta dla nich. Nie jedna matka córkę weźmie do Kościoła mówiąc; chodźmy Marka posłuchać , bo jak on czyta to mam ciarki i czuję się tak jakbym tam była? A i męża wyciągnie… chodź stary zobaczysz jak zadbany facet w twoim wieku wygląda i dowiesz się co w tym sezonie modne i jak dobierać krawat do koszuli. A jak będzie trochę czasu to może i autograf dostaniesz. Zatem sukces zdaje się gwarantowany, a stopa zwrotu wysoka i pewna, bo ważne co i kto czyta… i jak wygląda.

Dojdzie niebawem do takich sytuacji, że Nowosadzki na spacer nie wyjdzie spokojnie. Mało tego, to jakby swojego „radiowego” głosu użyczył w nawigacji po Krasnymstawie. To czy nie będzie wzruszające jak na koniec wyprawy z domu do Piwdronki z słuchawek dobiegnie głos komunikatu: prowadził cię Marek Nowosadzki. A jakby audiobooki czytał, ale tylko tam, gdzie fragmenty o zgodzie, urodzie i słonecznej pogodzie A jakby ktoś z hierarchii kościelnej wpadł na pomysł żeby Marka zainstalować jako kościelnego z funkcją zbierania ofiary w trakcie mszy… to gwarantuję dzienny utarg na poziomie utargu z Piwdronki w okresie świątecznym. Wrzucać będą całe portfele i kosztowności z takim zapałem, że Rydzyk z Owsiakiem poczują się nieswojo. I to będzie nie wiklinowy koszyczek, tylko druciany na kółkach, taki jak w Tesco, którego już nie ma, a po którym Marek swego czasu jeździł z wielką wprawą i swadą…prawie jak Louis Hamilton. Tam to dopiero było widowisko, jak Pan Marek przechadzał się z wózkiem po wiktuały, swobodnie lekko leniwie, nonszalancko, jak ten kot na wystawowym ringu albo po perskim dywanie i tylko nie mruczał. Tu zagaił, tam pochwalił, tam doradził. Melona dotknął, czy dojrzały, okiem na nabiał rzucił a wszystko w zwolnionym tempie. Nim co kupił, to spiker wrzeszczał, że kasy zamykają ale swoje zrobił, bo spotkał się z wyborcami, no mistrzostwo świata!

Czasami Marek „czasami niecnota”, a to dresy kupi, a to ufunduje nagrodę na dzień patrona albo zostanie Mikołajem, bo Markiem już jest i też za swoje ciężko zarobione to zrobi. Tak że tłusty to on ciut jest, jak to mu kiedyś napisali, gdy za dietami zagłosował, ale „nasz” ci on… jak Zbyszko dla Jagienki tylko nałęczką nie nakryty.

 

Reasumując Marka wesołą działalność to ona z poważną polityką nie ma nic wspólnego, to coś z pogranicza kuglarstwa i przedszkola. Z tego widowiska bardzo bezpłodnego, ale miłego dla oka profity są rzeczywiste i beneficjentem jest Marek a liczone są w tysiącach złotych regularnie przelewanych na jego konto. Takim sposobem lepiej się „Marusia” ustawił niż Tusk w Brukseli. Jakby nie patrzeć to wicestarosty z krwi i kości nie mamy, starosty takoż. Bo Leńczuk to jest „klęska wrześniowa z rozbiorami do kupy wzięte” Marek wypełnił swój urząd „Piotrusiem Panem” i gdyby ktoś chciał kręcić polską wersję, to ja podpowiadam; bierzecie Nowosadzkiego on wam to zagra perfekcyjnie. Lepszego nie znajdziecie, bo taki jest i do tej roli urodzony! A jest dużym chłopcem zakochanym w sobie i odklejonym od rzeczywistości, a to, że ładny i paniom się podoba tylko utwierdza go w tym przekonaniu… No i jak go w takich okolicznościach młodzieży nie pokazywać? Ta niech już sobie sama wnioski wyciągnie. Amen!

 

PS. „W życiu wygrywają ci, którzy potrafią zachować dystans do siebie. Nie traktują siebie zbyt poważnie” Te słowa dedykuję Markowi vel „Marusi”, bo są cytatem z wywiadu Poli Raksy serialowej „Marusi” z „Czterech Pancernych” Przydałoby mu się ciut powietrza z tego balonu spuścić dla zdrowotności i ogólnie…

 

 

61
10

Nie będzie do śmiechu

Po obejrzeniu fragmentów dzisiejszych obrad rady powiatu straciłem definitywnie „szacunek polityczny do osób tam zgromadzonych”. Oczywiście poza Józiem Wrońskim… Wy się towarzystwo wzajemnej szarpaniny i adoracji nie nadajecie do poważnej polityki. Dlatego mnie to wisi, kto będzie rządził tym grajdołem. Teresce Hałas współczuję, albowiem niektórym w pańskim geście dała po najnowszym modelu »Bugatti« a ci w aucie za miliony… wożą kartofle. Taki jest obraz i metafora rządów Leńczuka et consortes. PiS powiatowy to już jest Porażka i Samozagłada oraz głupota w czystej postaci. Ważne, żeby tylko zięciów i córek nawtykać. Do tego rzucać dyrektorów na żer lichej opozycji w nadziei, że nas nie ruszą. Ot i cała koncepcja. Dziś przehandlowano Gołąba w sposób karygodny mając na bezmyślnie plotącego Piwkę atomówkę. O mizerii opozycji nie można nawet mówić, bo w języku ludzi cywilizowanych brak słów, by odzwierciedlić stan umysłu niektórych radnych. Mnie wypada mieszkańcom pokazać; klatka po klatce i sekwencja po sekwencji, kto i gdzie zawalił. Nie będzie do śmiechu…😉

27
18

Absolwenci czyli „skandal” w cudzysłowie

 

Dziś o pewnej praktyce mającej miejsce na okręcie flagowym Marka Nowosadzkiego, czyli w I LO. To fajny w sumie pomysł, ale w takiej postaci jak obecnie bardzo niebezpieczny, dlatego póki czas należy wprowadzić korekty i „błąd” naprawić. Co by skandal został w cudzysłowie.

Skandalem” na razie w cudzysłowie powiało i to tak, że na takim podmuchu latawce z żelbetonu można puszczać. Miejsce tegoż to mury I LO imienia Władka Jagiełły w Krasnymstawie. To ten sam co mu się fucha jakiś czas temu trafiła w postaci jednej Jadzi bardzo nieletniej i całego królestwa. Potem nastawiali mu pomników, bo w sumie był wybitny i jak na polskie warunki abstynent, pił tylko wodę. Na ścianie szkoły też jest w rozmiarach gargantuicznych, albowiem niegdysiejsza dyrektorka Edysia Fidecka „królowa szpilek i krótkich form scenicznych” umieściła go tam, kierując się szczwaną dewizą, że jak ona jest królowa to król by się jej przydał i adoptowała go do siebie jako „małżonka malowanego” nomen omen na ścianie. Edysia, choć w tym duecie była malusia, to była nader żywotna i widoczna, a jak się wdrapała na szczyt schodów w galerii handlowej w Lublinie z Krzysiem Hetmanem to jakby bardziej. Chciała być posłanką i wielka szkoda, że nie została, bo byłaby najurodziwszą, ale to już prehistoria…

Wymyślili fajny plan

Wymyślili sobie plan, który zasadza się na zapraszaniu w te zacne mury absolwentów liceum co doszli do czegoś, kimś są, mają jakieś zasługi i dorobek. To ma widać przekonać dzieciaki, że warto wybrać ten przybytek nauki, bo potem jest się takim kimś. No i zważywszy na te kryteria w ostatnim czasie pojawił się profesor i prawnik Marcin Szewczak uczony tak, że ojej. Tytułów i specyfikacji ma więcej niż pralka programów albo robot kuchenny wariantów użycia. Ma również profesor w naszym starostwie u Leńczuka fuchę i doradza w różnych sprawach. Gadał więc ów gość coś z 45 minut, a po wszystkim dzieciakom rozdał świecidełka, bibeloty i poszedł skąd przyszedł. Przewodnikiem, towarzyszem oraz konferansjerem w tej ekskursji był wicestarosta Marunio Nowosadzki, nienagannie zestrojony, bo on też absolwent i zasłużony. Marek przewodniczy również „Stowarzyszeniu Absolwentów I LO” a czyni to z „godnościom osobistom”, w oparach dobrych perfum i podobno to on Papieżowi doradza co mówić z okna do tłumu i co na siebie włożyć.

Od złego końca zaczęli, bo absolwent był od zawsze

Wszystko niby dobrze, ale źle zaczęli, od niewłaściwego końca! Wypatrzyli w Lublinie profesora a tu na miejscu mają co najmniej kilku utytułowanych absolwentów których winni zaprosić! Zaprosić to mało powiedziane ! Powinni zapraszać non stop, w koło Macieju, bo to są lokomotywy lokalne i łby kanclerskie. Pierwszy to Leszek Janeczek doktor medycyny! Kończył szkołę podstawową im. Bitwy Grunwaldzkiej u siebie w Wólce Orłowskiej a potem wylądował w I LO im Władysław Jagiełły. Widać w tym przypadku nie ma, bo i wojowniczy Leszek jest na co dzień w polityce, tylko że nie tak przewidujący, jak Jogajła. Ale ta ciągłość i konsekwencja plasuje go jako absolwenta nad absolwentami i od niego winni zacząć. Jest ekspertem od równika w dół ze specjalnością grotołaz-speleolog, bo to ginekolog! Leszek taki popularny, że sława wykracza za powiat i narodek to docenił. Pod koniec zeszłego roku naród w plebiscycie na najpopularniejszego ginekologa Lubelszczyzny przyznał mu zwycięski laur. Potrzeba było do tego zaledwie 40 głosów. Koledzy w innych województwach potrzebowali setek, a nawet tysięcy, a nasz Leszek 40. Geniusz… Wzbogacił się o bardzo rzadkiej urody dyplom i wieczne pióro. No i jak w takich okolicznościach nie powiedzieć, że on wybitny!? Jak go dzieciom nie pokazywać!

Do tego Leszek ma mundur legionowy i się w niego przebiera, szablę też ma. O ego nie wspominam, bo to truizm… Ponadto Leszek jest autorytet we wszystkim prawie, uwielbia innych pouczać. Muzeum tak zreformował, że do dziś pożaru zgasić nie mogą a w DPS tak Kowalikowej porządku pilnował, że ta z wdzięczności uhonorowała go komisją etyki.

Fotograficzna pasja absolwenta

W tym miejscu zazębia nam się kolejna pasja Leszka, a jest to mięta do fotografii. Wystawiał więc swoje prace po różnych galeriach bibliotecznych, a nawet w „dalekim” Nałęczowie. Ta skłonność do utrwalania przelotnej chwili spowodowała, że na jednej z sesji pokazał zdjęcie pensjonariuszy DPS, ale z tego, co wiadomo on autorem mistrzowskiego ujęcia nie był. Nie nominowali go za to do „World Press Foto”, ale do wspomnianej już komisji etyki. Prezentacja odbiła się szerokim echem a prasa musiał usuwać mistrzowskie ujęcie ze swoich szpalt. Taki nasz Leszek fotograf z pasją, drugi Puchalski… To właśnie tym postępkiem „bardzo rozsądnym” zaskarbił sobie szacunek dyrektor DPS Ewy Kowalik i rozsławił swoje fotograficzne pasje. No i jak kogoś takiego dzieciom nie pokazać?

Prawie poliglota

Uczył się również sześciu języków a ściślej był zainteresowany .To ostatnie to przełom i nowe spojrzenie i przede wszystkim nie żart. W jego biograficznej notce z okazji, gdy dostawał „Order Nestorii” w 2010 roku przyznawany za osiągnięcia przez czasopismo „Nestor” wpisano właśnie coś takiego, nie bez jego zgody ! Już nie biegła znajomość, czy komunikatywna ma znaczenie tylko to, że się człowiek interesuje. No i jak w takich okolicznościach nie uhonorować Leszka! Przy tak postawionej rzeczy Leszek pchnął świat do przodu i nie jednemu humor i samoocenę poprawił. Pomysł naprawdę wart zainteresowania, bo z czytelnictwem można zrobić podobnie. Ta innowacja to ukłon w stronę młodzieży co czytać nie lubi. Znaczenie może mieć ilość książek na półce a nie to ile się z nich przeczytało i zrozumiało przekaz. Warto też wspomnieć, że notkę biograficzną w Nestorze ma nasz Leszek najdłuższą. To prawie „List do Efezjan” albo skrypt „Kazania na Górze”! Wszystko wpisał! Nawet i to, co zupełnie nie przystaje do profilu czasopisma. Bo jak się jest wybitnym, to można wiele…

Nowosadzki zazdrośnik z piekła nie wyjdzie!

A tu proszę! Nowosadzki zazdrośnik jeden, widać w tym spisku paluchy po łokcie maczał i Janeczka nie zaprosili, takiego tuza! Tylko zaczęli od jakiegoś profesora! Marek w najgłębszą czeluść piekła za to trafi, a diabły będą za karę palić jego garnitury. Jego za karę odzieją w plandekę albo „garnitur” kupionych na bazarze w Mokrem pod Zamościem. Nie pierwsza to potwarz pod adresem naszego medyka, bo na ostatniej sesji rady powiatu wyszła na światło dzienne rzecz jeszcze haniebniejsza. Otóż powołano do życia „Młodzieżową Radę Powiatu” i ta już miała pierwsze inauguracyjne spotkanie. Oczywiście inicjatorem jej powstania był Janeczek i nawet na FB starostwa powiatowego wspomniano o tym fakcie, ale to go nie zadowoliło, bo on sobie to inaczej wyobrażał. Nikt inny nie byłby w stanie czegoś takiego wymyślić jak młodzieżowa rada, żeby była jasność! Takie rzeczy tylko pod smolistą czupryną Janeczką mogą zostać poczęte, inni to mogą co najwyżej nauczyć się buty sznurować. Myślał, że go w związku z tym zaproszą i jakoś docenią! Że go przyniosą w mundurze legionowym z domu do starostwa na rękach. Wszystko w akompaniamencie piszczałek, cytr i kościelnych dzwonów. Leszek pozdrawiałby wiwatujące tłumy, a rozhisteryzowane matki podawałyby mu dzieci do pocałowania. Taka forma uhonorowania zapewne by go zadowoliła, bo Leszek kocha splendor i wszędzie go na gwałt szuka. Wspominek, że to jego pomysł, to mało, prawie nic!? To tak jakby o Katedrze Notre Dame powiedzieć… ot kościół.

Tylko jak to zrobić jak on od zdrowia i rolnictwa w komisjach rady? Jak go z tą młodzieżą pożenić i skoligacić, skoro on ma z nią kontakt jak ta jest jeszcze embrionem albo oseskiem. Może czasem jak nastolatka śpieszy w dorosłość, to i do niego zajrzy, ale to są spotkania na innym gruncie i wtedy o co innego idzie. Zaprosili na inaugurację Nieścior Ewę, szefową komisji oświaty co bardziej się komponuje, choć do ideału tej koncepcji daleko, ta jest w Gorzkowie nauczycielką o nauczania początkowego, a w radzie pierwszą kadencję. Strach Ewę brać na patronkę czegokolwiek, bo jej pomysły i koncepcje rodem z azjatyckich satrapii. Na razie było to zagranie bezpieczne, bo jakby się takie dwie osobowości spotkały, w takiej konstelacji to Hiroszima przy tym byłaby eksplozja noworocznych fajerwerków.

Dlatego on się na sesji oburzał do żywego, czym rozbawił słuchaczy. Oberwał rykoszetem Nowosadzki, widać jego zatajoną rękę, ale wypachnioną wyczuł w tym pominięciu. Janeczek zwrócił uwagę, że mógłby lepiej wytłumaczyć koszta budowy ulicy Sobieskiego Szpakowi Januszkowi, bo ten jak już starostą nie jest to go wszystko interesuje jak na ormowca przystało. No ale lepiej zawsze wszystko można i więcej też, szczególnie jeśli chodzi o liczbę urodzeń, na której ginekologii właśnie somolisto włosy doktor przewodzi. Ale ! Jak tak można i niech się nasz mediolańczyk Nowosadzki wstydzi i żeby mu za tę niegodziwość mole najlepsze koszule zjadły!

Historyk z ulotki

Do tego jest Janeczek historyk, bo sam tak zadecydował… Wpisał sobie na ulotkę wyborczą i sam się nostryfikował. Czysto jak Napoleon co to sam sobie koronę cesarską na głowę założył, uprzednio wziąwszy ją z rąk Papieża Piusa VII. Studia są dla takich co muszą się uczyć, a Leszek widać już wiedział wszystko to po co? A on jak sam stwierdził w jednym wywiadzie czasu nie zwykł „haić” No i jak kogoś takiego młodzieży nie pokazać? Toż to samograj samowystarczalny i autarkia na dwu nogach!? No i przede wszystkim nadał Leszek pojęciu odwagi nowe znaczenie. Na sesji przed świętami, wtedy gdy szukał chętnych do wyjazdu na Dzikie Pola to stwierdził, że tam wojna a my nie reagując tchórzymy. Czyli brak chęci wycieczki po nie wiadomo co pod rakiety i bomby jest tchórzostwem, a milczenie o porządkach na jego ginekologii gdzie jest ordynatorem…no właśnie czym jest? To pewnie rozsądek reglamentowany!? Miłością bliźniego doktora natura też hojnie obdarzyła. Jednych określa mianem „Dyzmy” a Gołąbowi z muzeum biologie ciągle wypomina, jednocześnie broniąc wszelkiego dostępu do ginekologii i wszystkich „tajemnic” z jej funkcjonowaniem związanych.

Elastyczny absolwent

A do poseł Teresy Hałas tak pała „uczuciem”, że o mały włos grozi to samozapłonem. Królową ją swego czasu nazywał a siebie skromnie pionkiem. No i o dziwo bardzo dobrze mu się współpracuje z Januszem Szpakiem byłym starostą. Jak dwa łyse konie się rozumieją, bez słów. Zapewne to skutek 16 lat rządów tego ostatniego, jak również żelaznego uchwytu jego palatyna Mateja w SPZOZ. Janeczek może poczytać tę epokę jako złotą. Wtedy był szczęśliwy, bo chwyt „za mordę” doskonale stabilizował sytuację w szpitalu, nie to, co teraz. A owoce współpracy ze Szpakiem doskonale podsumował jeden z pracowników DPS Krasnystaw, który stwierdził na sesji nadzwyczajnej w zeszłym roku podsumowując reformatorską działalność obu samorządowców słowami; „Pan Szpak zrobił ze mnie zboczeńca a Janeczek złodzieja”

Reasumując tego absolwenta to Leszek jest doskonały przykład na wszelkie okazje, tam bracie znajdziesz wszystko. Nie przymierzając jak w Piwdronce, tylko różnej jakości te frykasy. Można dla przykładu prześledzić proces majstrowania kariery w mieście niewiele większym od wsi, w której się urodziło. Ten marsz zza gumna i przez opłotki potem pola i łąki do miasta był za szybki albo miasto było za blisko i to widać. Gdyby poszedł na Zamość czy Lublin inaczej mogłoby być. Większe skupiska ludności są surowszymi recenzentami poczynań i uczą pokory a taki Krasnystaw to w sumie Leszkowa Wólka Orłowska w trakcie jarmarku czy odpustu. Dlatego Janeczek ma tu w karpiowym bagnistym grajdole dobrze a my wesoło i niech mu tam zdrowie dopisuje. Dlatego takiego absolwenta należało zaprosić nasamprzód, by opowiedział o sobie żywym słowem i niektóre wspomniane tutaj wątki barwnie rozwinął.

PS. A może zrezygnować z absolwentów…skoro jest Janeczek, to szkoda zachodu. Ale żeby było ciekawiej to niech przychodzi na spotkania z młodzieżą, raz w kitlu ale bez stetoskopu. Potem ze stetoskopem, za jakiś czas w mundurze bez szabli a potem z szablą. Takich kombinacji można wiele spłodzić i niech opowiada. Nowosadzki zadba tylko o rzęsiste brawa co rusz i w taki sposób zyska zarząd powiatu trochę oddechu. No i czy nie trzeba było wpaść na taki pomysł 4 lata temu? Tak dowartościowany medyk i absolwent mógłby siedzieć cicho na forum rady, bo jeszcze w uszach słyszałby oklaski i wiwaty z liceum a tak to mamy co mamy. Bo w jego wypadku chodzi tylko o sławę i dowartościowanie, żeby go chwalili i słuchali jak kiedyś proboszcza…

 

 

 

 

 

23
12

„Prać” a nie paktować Panie Nowosadzki…

Najmądrzejszy Tydzień” piórem ober redaktora Stępnia zafundował nam suchą relację z fragmentu sesji powiatowej pod wszystko mówiącym tytułem „Były starosta ma niesmak. 500 metrów pod lupą…” Żadnych od redaktorskich dociekań tam nie ma, bo widać teraz u nich taka „mądrość etapu” panuje. Stępień jak ma w czymś „interes” to postrzępi jęzora, ale to musiałoby być coś z muzeum o Gołąbie albo o Księżuku czy Przysiężniakowej. Tu było bardzo postnie i głos oddał Szpakowi oraz Nowosadzkiemu. Ten ostatni mógł wykorzystać swoją szansę  lepiej, ale zrobił tradycyjnie, czyli po swojemu. A jak to po swojemu wyszło i o co w tym chodzi to za chwilę.

Rzecz, która wywołała u Szpaka „refluks”, dotyczy ponad 3 milionów kosztów remontu ulicy Sobieskiego w Krasnymstawie. Janusz policzył sobie po swojemu, ale w politycznym kalkulatorze i mu wyszło, że to bardzo drogo! Czy to nie aby wedle zasady „postaw się a zastaw się” -dociekał a potem powiedział, że ma niesmak. Bo ile na wsiach można by za takie kwoty wyremontować dróg! No ba…ale miasto, to nie wieś. 

Głupiego udaje… ale może on rzeczywiście wierzy w to co mówi? Często odnoszę wrażenie, że Szpak jest w takim stanie emocjonalnym, że widać wierzy!? On kiedyś wierzył w przewodnią rolę partii i sojusz z ZSRR, to co tam dla niego. Zresztą to był „słaby” starosta, tylko remizy go rozumiały, reszta uciekała jak tylko zaczął przemawiać. On jak już przestał być blisko powiatowej melasy, to widzi wszystko jak sokół. Rolnikom współczuje, boleje nad losem pracowników w muzeum, szpitalem się troska i wrzeszczy jak wyżej. Ale do tego potrzebne było odspawanie do powiatowego paśnika. Bo oni tak mają, że, jak już „nie są” to wtedy wiedzą, co i jak. Wtedy to już wszystko się da!

Na szczęście wszystko ślicznie wyjaśnił Nowosadzki i do części merytorycznej nie można się przyczepić, bo opowiadał tak jak wygląda. Oj tam! Markowi to i ja czasem wierzę, tak i tu zrobiłem. Otóż powiat wydał na remont coś ponad 800 tysięcy i przy całej inwestycji jest to „zaledwie”. Tak więc to jest kluczowa informacja a cała reszta stanową środki zewnętrzne. Są w tym koszta chodników zatok postojowych, kanałów burzowych i cała ta infrastruktura, której nie widać, bo schowana pod asfaltem a być musi. Marek ładnie i składnie to wyjaśnił, tak że nawet najbardziej oporny uczeń zrozumiałby i do tej części uwag mieć nie należy. Czepił się co prawda Janeczek, ale chyba tylko ze złości, że go na inaugurację obrad Młodzieżowej Rady Powiatu nie zaprosili.

To teraz o tym, co jest nie do końca tak jak być powinno w Markowej pogadance. W przekazie Nowosadzkiego brakuje pazura i ikry, nie pierwszy to raz i zapewne nie ostatni. Szpak nie jest uczniem, tylko byłym starostą co ma swoich grzeszków w stosunku do miasta ze cztery furmanki a Marek jest miastowy od zawsze. Wchodzi przez to Szpak rządzącym na przysłowiowy łeb i jeszcze wrzeszczy, że to ich wina. W Nowosadzkiego przekazie brak woli walki i tego strzału na bramkę, która w sumie jest pusta, bo bramkarz leży plackiem vide Szpak po wyborach. Marek drybluje przez całe boisko tylko po to, żeby w najważniejszym momencie piłką trafić dzieciaka na trybunach i wybić mu przy okazji zęby, miast wpakować z zimną krwią piłkę do siatki. No taki jego urok i jemu się wydaje, że tak się mecze wygrywa a tymczasem to nie tak. Bo oni mają się czym pochwalić i czym bronić, tylko nie potrafią tego sprzedać. To tak jakby zdechnąć z głodu, siedząc w pełnej po sufit spiżarni, taki to paradoks. Leży w powiecie polityka informacyjna i im bliżej wyborów, tym gorzej. O obronie swoich racji i elastycznym reagowaniu to nawet nie ma co wspominać. Zapomnieli, że polityka to wojna tylko z użyciem innych narzędzi. A na odwrót też to tak działa i Clausewitz o tym pisał.

Szpak to jest przeciwnik, którego można do łez doprowadzić i wyłomotać, będąc obłożnie chorym i lewą ręką. Tam jest czym wojować a on jest emocjonalnie rozdygotany, czasem jak nastolatek. Reaguje często po furiacku i bezmyślnie a Kowalik Ewa pokazała jak z nim rozmawiać. Gdy skrytykować ich za brak pomysłu… to oni twierdzą, że jest dobrze, ale to tak jakby wszystkim wkoło wmawiać, że zzieleniały trup nie jest trupem, tylko śpi a zieleń to naturalny zdrowy odczyn… Widać się zarząd ze starostami na klęczące drzewo w rynku napatrzył i też chce klęczeć, ale to jest zupełnie inne „boisko” Nowosadzki winien przypomnieć jak wyglądały inwestycje drogowe w mieście za czasów Szpaka. Tu niezbędne jest porównanie do czegoś, w tym wypadku do 16 lat trwania Janusza. Niechby przypomniał ile dziesiątków kilometrów asfaltów w grodzie na skarpie położył. Chodnikami mógłby też się pochwalić… Dobrze, gdyby opowiedział,  jakich wtedy miał bezgranicznych wielbicieli na ulicy Granicznej, zapomnianej przez Boga i chyba nawet listonoszy. Długo rządził i byłoby, o co pytać. O ten klub radnych miejskich, co to miał powstać w zeszłej kadencji rady Nowosadzki też powinien głośno Szpaka zapytać. Przecież był jego pomysłodawcą a wszystko zdechło nim okrzepło, i ciekawe czemu. Szpak wtedy nie był zainteresowany, bo w jego mocy było dwóch z miasta; Suchorab i Korkosz. Taki klub Januszowi nie był w smak i to dopiero był niesmak. Teraz to co innego, miasto ma w sumie „czwarty rok miesiąca miodowego”, w zarządzie powiatu mają trzech z miasta.

Tymczasem Marek tłumaczy cierpliwie, że się powtórzę, jakby w szkole był a tu trzeba „prać”. Prać tak jak stary Kiemlicz synom doradzał. W naszym wypadku pranie sprowadza się do notorycznego przypominania Januszowi jego „złotej epoki” w mieście. To nie tajemnica, że Szpaka wybierały gminy wiejskie. Miasto mało go interesowało, tam gdzie miał interes to poszedł piechotą. Do szpitala, obu liceów….Wszędzie miał bliziutko a do Wojtka Maślony zawiózł go fiakier Szkałuba za podatników pieniądze i tak ta miłość Szpaczo — Miejska wyglądała i takie to były osiągnięcia. Nowosadzki winien mu to przypominać, bo dyskurs polityczny na tym między innymi polega, a on tymczasem tłumaczy, bo boi się narazić. Ot cały Marek, kolega wszystkich. Zapomina, że charakternych to dopiero szanują i właśnie takich możliwości koalicyjne rosną. W polityce trzeba być trochę sukinsynem, bo cię nie szanują. Niestety on jest jak widać bojący, ale ładnie ubrany i pachnący i już się nie zmieni a szkoda. Gdyby był tak odważny jak jest ładny, to ja bym był spokojny o losy powiatu a nawet Polski. A tak, to nie jestem…

 

24
8

Krasnostawska „Leśna Góra” czyli gorzkie uwagi i wcale nie tajemnicze „ciacho”!

Na profilu FB starostwa powiatowego w Krasnymstawie umieszczono informację, którą prezentujemy poniżej. To wystarczyło co by ruszyć nerw krasnostawskim kobietom. Te nie czekały do 8 marca i same zrobiły sobie prezent. Wzięły decyzję o przeniesieniu opieki świątecznej na stół sekcyjny i dawaj filetować jak karpia na Wigilię! Oberwało się służbie zdrowia i to fest.  Jest mimo wszystko nadzieja! Ta jest blondynem, „ciachem” i lekarzem ze świątecznego dyżuru! 

Prezentujemy całą żywiołową dyskusję, ale oryginał dostępny jest na profilu starostwa powiatowego. Jeśli kto chce szukać szczegółowych danych, to tam odsyłam…Panie w ocenach zgodne jak mało kiedy, a dyskusje bywały i pod licznymi udostępnieniami. Co prawda jedna z pań się wyłamała i napisała zupełnie coś innego, ale to może być pielęgniarka! A to się nie liczy!😉

Anna D

A ja bym radziła osobom które odpowiadają za zatrudnianie lekarzy z dyżurów zorientowały się kogo zatrudniają. Łaskę robią ze muszą wstać do pacjenta a jak już wstają nawet nie zbadają. Byłam ostatnio pani doktor zniesmaczona że rano musi wstać nawet mnie nie zbadała. Dala w ślepo lek.

Marta R

Anna D- to prawda, nawet osłuchać dziecka się nie chce?

Karolina Sa

Anna D– to prawda czy osoba dorosła czy dziecko to strach jechać na nocną opiekę. Zero jakiejkolwiek pomocy zbadania itp ??

Klaudia Z

To prawda. W przychodni wiecznie nie ma miejsc do pediatry. A jeśli chce się dostać to kilka dni wcześniej trzeba zapisywać dziecka. Na nocnej opiece jedno wielkie nieporozumienie. Zostają wizyty prywatne. Ale najważniejsze, że kasa ze składek zdrowotnych się zgadza.

Anna W

Klaudia Z– dlatego ja się przepisałam do innej przychodni… Dzwonię mówię że dziecko 40 stopni kaszel, a oni że miejsce za 4 dni no to jest jakaś porażka…

Klaudia Z

Anna W– ma pani rację. Tam to jest stała praktyka. Albo z racji że jesteśmy z poza Krasnegostawu pani z rejestracji mówi nam żebyśmy się przepisali bliżej swojego miejsca zamieszkania bo oni mają za dużo pacjentów.

Kamila J

Anna D- Dokładnie. Jak nie doktorka, która ” chyba słyszy zmiany w płucach” i przepisuje antybiotyk w zawiesinie a dawkowanie daje w tabletkach a po powrocie do niej słyszę ” naprawdę tak zapisałam?! Ja już sama nie wiem co ja piszę”, po lekarza który jest mega bucem i pyta po co przyszłyśmy i czego sobie same w domu nie możemy poradzić.

Ewelina N-S

Kamila J – pan „doktor” z nocnej opieki chyba sam ze sobą nie może sobie poradzić…

Agata J- W czwartek 22.12 na szczęście trafiłam na normalną lekarkę na nocnej opiece, ale to co słyszałam od znajomych potwierdza powyższe komentarze.

Ess Ka

Ta cała wasza opieka jak i SOR nie nadaje się do niczego.. Zero szacunku do człowieka, zero jakiejkolwiek empatii czy chęci pomocy osobom które naprawdę cierpią bo nikt z przyjemności do Was nie przychodzi.. Moja noga nigdy tam już nie postanie ani moich bliskich choćbym miała ich na rękach zanieść do innego miasta do szpitala.. Wstyd. Niewiem po jaką cholerę Wy tam siedzicie. ?

Ess Ka

A o dostaniu się w jakiekolwiek święta lub w nocy można zapomnieć.. Prędzej się przez Ciebie przewrócą niż pomogą wstać.

Sylwia K

Nocna opieka to porażka i dotyczy to całego personelu nawet Pan, które rejestrują bo biorąc dowód od potencjalnego pacjenta nie potrafią go prawidłowo zarejestrować . Po dwóch godzinach oczekiwania pod gabinetem okazuje się że pacjent nie jest zarejestrowany a przeszedł procedurę rejestracji tak się przynajmniej wydaje.

Edyta Ż

Dyrekcja Szpitala powinna się dogłębnie przyjrzeć pracy personelu, od pracowników rejestracji po lekarzy włącznie! Nie wiem jak można dopuścić do takiego poziomu ignorancji ze strony pracowników nocnej i świątecznej opieki w sytuacji gdy ktoś potrzebuje pomocy! Chyba nie ma kto tam nimi dobrze potrząsnąć. Szok po prostu w jakich czasach przyszło nam żyć, pozostaje ratować się prywatnie, ale z drugiej strony w imię czego chodzić prywatnie jak co miesiąc są nam potrącane składki i to nie małe! na ubezpieczenie zdrowotne!

Patrycja P

Jedna wielka porażka i pomyłka…

Agnieszka

Trudno to nazwać opieką.

Anna W

Na nocnej to tylko jeden jedyny lekarz jest naprawdę spoko. Nigdy nie pamiętam nazwiska ale młody człowiek, zawsze bardzo sympatyczny, z podejściem do pacjenta.

Justyna D

Anna W potwierdzam, byłam w Szczepana z dzieckiem, bardzo fajny pan doktor, w okularach, nazwiska tak samo nie pamiętam, ale miły i z podejściem do dzieci. Trafiłam już kiedyś na niego z dzieckiem. Jednaz pani z rejestracji też jest bardzo miła. Ogólnie kilka razy w życiu musiałam korzystać z opieki swiatecznej z dzieckiem i na szczęście za każdym razem nie trafiałam źle.

Katarzyna M

Anna W dr Olcha?

Anna W

Katarzyna M naprawdę nie przypomnę sobie a nie mam żadnej starej recepty. Wiem jedynie wysoki szczupły blondyn

Katarzyna M

Anna W to na pewno dr Olcha. Faktycznie Super podejście do pacjenta i rodzica

Patrycja Cz

Jak dla mnie to porażka totalna . Byłam ostatni raz . Pani doktor jak można ją tak nazwać wielce obrażona . Dziecko przez ręce się przelewało a ona z hukiem ,,no podejdź tu,, dziecko przestraszone . Nie wiem po co ona tam była na pewno nie pomóc..

Joanna F-F Byłam 25.12. Przyjęła mnie młoda lekarka. Jestem bardzo zadowolona. Otrzymałam pomoc, po którą przyszłam. Panie w rejestracji również życzliwe i sympatyczne.

Co ja myślę o tym…

Z przyczyn politycznych i trochę ponaglany własnymi obserwacjami przyłączam się do wniosków pań! Jest krasnostawski szpital cudactwem nad cudactwami, gabinetem osobliwości, gdzie karzeł z przyrodzeniem konia to banał a brzuchomówca to blagier. Stosunki panujące w jego trzewiach do normalnych nie należą i nawet wybrzmiało to na ostatniej sesji rady powiatu 29 grudnia, ale o tym innym razem. Walka buldogów pod dywanem to nic w porównaniu do tego, co tam się rozgrywa.

W radzie powiatu środowisko szpitalne ma wcale pokaźną reprezentację! Jest przemądrzały Janeczek ordynator ginekologii, Piotr Suchorab, który lekarzem nie jest, ale ze szpitala wyrastają mu nogi. Jest i Boguś Domański lokalny przedsiębiorca uciekinier z PiS, ale przede wszystkim ambasador swojej familii, która w szpitalu chciałaby reform, ale pisanych pod siebie. W takich okolicznościach i przy takim potencjale dyrektor Matej Piotr, poprzednik Jarzębowskiego nie mógł się ostać, a trzeba powiedzieć, że z medykami miał niezłą przeprawę i malowniczy przydomek. Potrafił jednak towarzystwo trzymać krótko, wprost za mordę.

Wiele wojenek w łonie tej obecnej niby koalicji rządzącej miało początek w szpitalu albo przez szpital i to jest ciekawy temat, do którego trzeba wrócić i coś napisać, bo naród powinien wiedzieć.

Dlatego zawsze Boga proszę o zdrowie, a ilekroć przechodzę koło ponurego gmaszyska szpitala i słyszę kraczące wrony, to jakby bardziej prosić zaczynam i tylko zdrowie wtedy ma znaczenie. Dziwne, ale nad cmentarzem też kraczą i czy to przypadek!? Być może to znak, że tu się zaczyna, a tam się kończy… Ale jak o leżenie w tej jednostce w celu podreperowania zdrowia idzie to ja nie mam tyle odwagi co były starosta Janucho Szpak, który w szpitalu do zdrowia przychodził po słynnym parkowaniu w sadzie ponad 5 lat temu w wyniku czego wytorupało go jak worek kartofli. Nie chciałbym się czuć za żadne skarby świata jak ten syn, który odwiedził w szpitalu ojca i zobaczył, że ten dygoce, bo jest mu zimno. A jak zgłosił ten fakt i poprosił o dodatkowy koc dla ojca, bo swój miał przywieźć nazajutrz, to ojcu zmierzono temperaturę, zamiast dać koc od razu bez durnego gadania. Temperatura wyniosła 36 i 6 kresek co było triumfem medycyny! Starsi ludzie czasem marzną, no takie z dziadków huncwoty, że coś odczuwają inaczej niż zdrowsi i młodsi. O czajnik do zagotowania wody na herbatę też nie chciałbym się wykłócać…

Mówią też, że sukcesy lekarskie pławią się w słońcu a pomyłki skrywa ziemia. To ostatnie podsumowała pani na profilu fejsbukowym „Miasto Krasnystaw” w dość lapidarny sposób pod wspominanym wyżej postem o zmianie lokalizacji opieki…

Dziwi mnie, że medyk Janeczek milczy i mimo wielgaśnego autorytetu, którego na 10 wozów drabiniastych nie zmieścisz nie pójdzie do kolegów lekarzy i nie przemówi do nich jako autorytet i najpopularniejszy ginekolog Lubelszczyzny! I niechby ze szpitala zrobili wzór dla innych. By byli mili profesjonalni i niech będzie tak jak w Leśnej Górze! Ciekawie by to było… Prowincjonalny szpital też może być marką, a nie jedynie kością niezgody i kopalnią lekarskich fortunek. Bo co jak co lekarska brać zarabia dobrze i ciągle im mało. Ale co tam! Leszek tymczasem ma inne zajęcia i pcha łapy do Muzeum Regionalnego a kiedyś do Domu Pomocy Społecznej w Krasnymstawie. Taki z niego reformator cudzych ogródków! Chwalić się również Leszek nie chce tym, że blisko rok temu odbyło się spotkanie lekarzy ze szpitala z władzami powiatu. To było w gorącym okresie, kiedy robiono polityczną gówno burzę o rzekomym zamykaniu oddziałów. To wtedy Szpak ściągał Grabczuka i obaj zziębnięci z czerwonymi nochalami jak renifer Rudolf pitolili trzy po trzy stojąc przed szpitalem. A Januszek chciał Leńczukowi nakładać chomąto zobowiązań, że ten ma głową ręczyć za rozwiązanie problemu w szpitalu. Problemu, który był nie tak straszny jak go malowali, ot nadęty coby mieć o co powrzeszczeć, bo do gierek politycznych szpital nadaje się jak mało co. Sam nigdy takiego „chomąta” nie przyjąłby a nawet nie chciałby o czymś takim słyszeć ale taka jest gówniana polityka w tym nieszczęsnym kraju że drugiemu robi się to co sobie jest niemiłe a nawet niemożliwe. Wracając do spotkania lekarzy z władzami starostwa to padło tam wiele gorzkich słów, ale o dziwo to medycy wytykali sobie wzajemne urazy i spotkanie nie poszło po Leszka Janeczka myśli, który był jego inspiratorem. Potem była sesja i przemilczano treść owego spotkania. Było o tym tak cicho, jak w kościele po śmierci organisty. Tam się nie było czym chwalić!

Podzielam pogląd, że gdyby wprowadzić w służbie zdrowia warunki gospodarki rynkowej i prywatyzacji, gdzie wygrywa się poziomem usług i profesjonalizmem to ten szpital zostałby zdmuchnięty jak świeca. Oczywiście są oddziały, które mogłyby się ostać i lekarze takoż. Ponoć okulistyka dobrze tu stoi, ale nie zmienia to faktu jak uważają niektórzy ze mną włącznie, że tu w Krasnymstawie wieś się leczy a na nich to co jest wystarcza. Poza tym pieniądz płynie czy jest dobrze, czy źle a w takich warunkach stałego dopływu gotówki nawet święty by się zbiesił. Jest jednak promyczek nadziei w tym wszystkim, bo panie w swojej dyskusji zwróciły uwagę, że jest w szpitalu jeden lekarz Olcha ma na nazwisko i przytaczam je w pełnym brzmieniu, gdyż nasze niewiasty uznały, że nie dość, że miły to jeszcze przystojny. Tak więc jest nadzieja i takich nam trzeba. Niech i Olcha będzie byle tylko nie szedł w ślady pompatycznego Janeczka, o którym też kiedyś pisały kobiety, ale na innym profilu, że przystojny…

Tak czy siak trzeba mieć zdrowie by chorować a jak kto chce żyć spokojnie to lepiej nie drażnić kobiety, kucharza i człowieka z nożem. Ale może być i tak, że kobieta, jak na doskonałość przystało ma nóż i jest kucharzem. Wtedy to już jesteś bracie trup!… Oczywiście Ani Grodzkiej to zjawisko nie dotyczy, co nie jest żadnym pocieszeniem.

 

 

31
3

Wesoła Lwowska Fala i Wyprawa Kijowska

Wiatrem od wschodu powiało na sesji powiatu 29 listopada, a to za sprawą dwóch incydentów. Pierwszy to wizyta „Szczepcia i Tońcia” ze Lwowa alias Zamościa. A ściślej z zamojskiego oddziału „Wód Polskich” Drugi powiew, to propozycja medyka Janeczka „wyprawy kijowskiej” tropem Bolesławów; Chrobrego i Szczodrego oraz Naczelnika Piłsudskiego na objętą wojną Ukrainę.

Najsamprzód parę słów o gościach ze Lwowa co jechali przez Hrubieszów i Zamość. Panów przybyło dwóch, jeden mówił po polsku, bez akcentu i być może w tym duecie jest po to, by tłumaczyć tego pierwszego, który jest jego szefem. Szefem nie byle jakim, bo „hosudar” Daciuk Eugeniusz, to jak podaje „Polsat News” teść samego Jacka nad Jackami „sokoła” Sasina. Sasin z kolei jest kolegą naszego burmistrza Roberta Kościuka i taka to sztuka! Jak powszechnie wiadomo, na skutek „badań naukowców od powiązań rodzinnych” teść nie jest rodziną, tylko to już zupełnie odrębna forma istnienia. Takie czasy, taka semantyka. Przyjemnie było słuchać Pana Daciuka, który oprócz „niebycia” rodziną dla Sasina był albo ciągle jest tłumaczem języka rosyjskiego. Ta miłość i zapamiętanie dla mowy Puszkina, Lermontowa i Majakowskiego skutkuje co słychać co rusz pięknym zaśpiewem. Dlatego ja się upajałem burzanami znad Dniepru, zapachem traw i świeżo ruszonej ziemi. To wszystko było w jego mowie obecne jak „Polska” w muzyce Chopina. Szkoda, że kto na pomysł nie wpadł i w tle tak rzewnie opowiadającego Daciuka „Dumki na dwa serca” nie puścił, ale może następnym razem.

Radni brodzili w polskich wodach…

Radni skorzystali z wizyty „malowniczego” duetu i pytali. Jasio Mróz jako „namiętny nawlekacz robaka na haczyk” próbował dociekać, jak to jest z zarybianiem, bo ci z Warszawy wskazują jakimi gatunkami, a jego to irytuje. Odpowiedział mu „tłumacz Daciuka”, że pierwszy raz słyszy o takiej praktyce. Natomiast Marek Nieścior dopytywał, jak to jest z rowem melioracyjnym na łące. Tu litości nie było i dowiedział się, że obowiązek utrzymania spoczywa na właścicielu nieruchomości. Alie gienieralnie Polskije Woodi biedne jako ta mysz koscielna i riubelków u nich tolko szo kot napłakał. Ot, i samie prabliemy! Na szczęście na wypłaty starcza, bo po to firma jest, a Pan Daciuk tak malowniczo perorujący wart każdych rubelków. W tym duecie od merytorycznego opowiadania był „tłumacz Daciuka z Daciuka na polski” co było widoczne aż nadto. Wniosek z wizyty jest taki, że „Wody Polskie” będą płynąć nawet jak ich nie będzie. Panowie a szczególnie ten drugi i merytoryczny dużo wie i chętni wchodzi w dyskusję, ale pieniędzmi, to oni nie śmierdzą. W związku z tym ich wizyty noszą znamiona objazdowej działalności rozrywkowej, które dla podniesienia dochodowości winny być biletowane.

Janeczkowi wody odeszły!

A potem miał występ medyk Janeczek, tak prawie na sam koniec sesji w wolnych wnioskach, jak na gwiazdę pierwszej wielkości przystało. Tym samym fenomen IV kwartału stał się „faktycznym faktem”, takim udowodnionym ponad wszelką wątpliwość. Przypomnę coby czytelnik wiedział, że ów polega na tym, że Janeczek w ostatnim kwartale roku musi palnąć coś cholernie wyjątkowego, co postawi jego postać w centrum uwagi. Nasza „doktor Quinn w portkach” był całą sesję mało aktywny i o dziwo bardziej słuchał niż gaworzył. Jak przyszło do wolnych wniosków to się uruchomił i wychynął z chaszczy. Wszak koniec wieńczy dzieło i on tym końcem chciał być, no i był!

„Począł” się ciut krygować (a poczęcie u ginekologów jest kluczowe), że niby nie wie jak zacząć, bo Boruczenko tymi porządkami, które na tej sesji wprowadził zbił go z pantałyku. Dla jasności przypomnę, że Witold Boruczenko zaczął egzekwować zapisy statutu, które mówią o zgłaszaniu interpelacji i zapytań przez radnych na piśmie. Jest to „przełomowy przełom”, coś jakby woda zaczęła płynąć pod górę. Daj Boże Witkowi wytrwałości w ogarnianiu tego bajzlu i pieprznika. Właśnie Janeczek, gdy się o tym nasłuchał, to zaczął się tłumaczyć, stękać, że niby nie wie, że się waha. Po prostu dopadło go coś, jak bóle porodowe, ale on grał jednym słowem i to dość marnie. W końcu nadszedł ten moment, a „wody odeszły” i wydusił z siebie, jak matka dziecię i powiada tak! Trzeba jechać na Ukrainę, bo mamy jako powiat podpisaną współpracę z tamtejszymi jednostkami samorządu terytorialnego!

Drang nach Osten” i jak wrócić w jednym kawałku!?

Drang nach Osten” tak to zabrzmiało i bardzo wiarygodnie w ustach naszego medyka. Wszak mowę Goethego zna, jak Daciuk mowę swoich „patronów”, a to tłumaczyłoby jego pewność w głoszeniu na forum rady pewnych opinii i politycznej buty! Bo jak wiemy wkoło same Dyzmy! Niemiecki to taki język, w którym można komuś wypowiedzieć wojnę albo czegoś żądać. No i wyjaśniła nam się przy okazji zagadka Janeczkowej zawziętości i pewności siebie.

Wracając na wschodnie bezdroża, warto wiedzieć czemu akurat teraz i po jasną cholerę? Leszek i tu słuchaczy nie pozostawił bez wyjaśnień i wszystko pięknie uzasadnił.
Mamy wojnę powinniśmy tam pojechać, co by zobaczyć jak funkcjonuje ichniejsza służba zdrowia, obrona cywilna i podpatrzeć rozwiązania systemowe. Po prostu jechać, żeby obejrzeć, na wycieczkę! No ba! Widać Janeczkowi mało tytułu ginekologa Lubelszczyzny za 2022 rok! Jeszcze i tak chce zabłysnąć. Ale czy z urwaną głową przez zabłąkany pocisk da się prowadzić praktykę lekarską i być ordynatorem? Nawet przyszycie tej części ciała nic nie pomoże, a to, że Frankensteina złożono z kawałków nie jest żadną rekomendacją. Może być i tak, że Leszek zna chińskie powiedzenie, bo on często je cytuje, ale nie do końca rozumie (na Bismarcka też się lubi powoływać, tak gwoli ścisłości). Owa mądrość z Kitaju brzmi, że tego, co się na własne oczy zobaczy, to nie zastąpi 1000 opowiedzianych przez kogoś słów. 

I tu warto zatrzymać się dłużej i skąd te pomysły?

Szkoda, że medyk i „historyk z własnej ulotki” nie był taki dociekliwy i żądny naocznej weryfikacji rzeczywistości w DPS na Kwiatowej w Krasnymstawie w kontekście anonimów i tej wojny co ją tam rozpętał dwa lata temu. Kowalik Ewa pamięta mu tę „wyprawę bez wyprawy”, jak mielił ozorem, a potem pokazał publicznie zdjęcie, na którym byli pensjonariusze na zbiorowej sali, bo akurat było docieplanie budynku. To przecież o to wylądował przed komisją etyki.

Janeczek chce jechać na ogarniętą wojną Ukrainę i podnosi to na sesji z właściwym sobie temperamentem. A to jest jakieś kilkaset kilometrów na wschód, w rejon objęty walkami, gdzie trup ścieli się gęsto, rakiety latają i często spadają gdzie popadnie. Ale co tam! Dla kontrastu dwa lata temu, w czasie „Covid-19” ani razu nie pofatygował się do DPS na Kwiatowej, do którego ma tak blisko, że mógłby iść w przysłowiowych ciapkach. Tam o rakietach nie słyszał nikt ani o ścielącym się trupie. Jednym słowem, to miejsce spokojne a wręcz przyjazne. Nie pomagały tłumaczenia Ewy Kowalik, że nic w DPS nie dzieje się złego. Głuchy na fakty zawarte w wyjaśnieniach grzmiał jak kalwiński kaznodzieja, a Kowalikowa rzeczowo odpowiadała. Odpowiedzi trafiały w próżnię, bo on i tak wiedział lepiej. Dla niego informacje od „tajemniczych ktosiów” były wiążące, bo akurat pokrywały się z tym co chciał osiągnąć. W ogóle tamto zajście z finałem za pół roku, kiedy pokazał sławne zdjęcie pensjonariuszy o czym było wyżej, zasługuje na odrębne opracowanie, albowiem motywacja Janeczka i sekwencja zdarzeń jest bardzo ciekawa, a najbardziej rozbieżność między tym, co wiedział, a co powiedział. Miał w głębokim poważaniu fakty, bo on wiedział najlepiej a teraz jak wyżej… Nach Ukraina! Tam będzie szukał nauki. Ot i jak to się wszystko pięknie dopięło, jak radny Piwko dopina się pasem przy swoich portkach nim pójdzie w CIS posiedzieć… Szczegółów medyk nie podał, jak miałoby to wszystko wyglądać. Ale cugle wyobraźni można popuścić. Ja sobie Janeczka wyobrażam na kasztance jak Piłsudskiego. Kobyła oczywiście z pod krasnostawskiej Białki, a on w mundurze legionowym, bo ma taki ! W ręku buława, wzrok piorunujący a reszta konduktu na osiołkach, bo hierarchia musi być. Moim zdaniem takie „krucjatowe” pomysły rodzą się przez ten mundur, ale to temat na inną okazję…

Reakcje słuchaczy

Starosta Leńczuk odpowiedział, ale chyba nie do końca zrozumiał albo tak chciał zrozumieć, bo Andrzej to taka „chałupnicza konstrukcja”. Zaczął opowiadać, że oni Ukraińcom już pomogli, co jest zgodne z rzeczywistością. Janeczek dawaj swoje, że jemu o wyjazd chodzi… Skończyło się tym, że nie pojechali. A reakcja kolegów radnych była taka, że jej w ogóle nie było. Bo trzeba wiedzieć, że Janeczek te pomysły „wyprawy na Kijów” snuł już na komisji. On tym poważnym jak 9 miesiąc gadaniem napędził im stracha, jak jasna cholera i spowodował nie lada konsternację! Bo kto pojedzie w strefę działań wojennych, gdzie rakiety latają jak jaskółki po niebie a na drogach bandyterka.

Nieściorowa była przerażona, toć ona ze swojego Gorzkowa to najdalej na wschód jeździ do Krasnegostawu, ale tylko dlatego, że tam jest 2200 złotych do wzięcia i musi i chce. Ale dalej to za żadne skarby świata nie pojedzie. Ewa wójtem chce być w Gorzkowie, a nie trupem na Ukrainie! Szpak Janucho wielki miłośnik wschodu, co we wrześniu zeszłego roku jęczał nad upadkiem stosunków z ukraińskimi obłastiami, teraz ni zipną. Milczał jak kurhan spopielały i nie rwał się do Janeczkowego orszaku! Nawet z Zającem Marcinkiem swoim oddanym „doręczycielem anonimów” w trakcie medykowej encykliki wyszli z sali. Krzyś Zieliński też gdzieś poleciał, a Nieścior Marek również spacerował. Widać uznał, że to pora na rozprostowanie kości. Po prostu chętnych trzeba by było szukać w łapankach na mieście!

Tabletka tuż po…

To nie pierwszy taki „psikus”, kiedyś wymyślił wyjazd na poznańską „Polagrę”, by szukać kontrahentów na owoce miękkie gdy tymczasem Kościuk inicjował zagłębie przetwórstwa rolno spożywczego… Łączył też muzeum regionalne z biblioteką powiatową, ale tylko po to, żeby Gołąba się pozbyć z tego pierwszego, bo po takiej fuzji potrzebny byłby nowy konkurs. Mądrala z Wólki Orłowskiej ma sporo ślepych uliczek samorządowej pomysłowości, ale miewa i przebłyski rozsądku, jak wtedy gdy pytał w kontekście budowy mieszkań na chmielniku o ilość pustostanów w mieście. Jednak mimo tych jaskółek to jego występy są owocem gonitwy pomysłów i to takiej na oślep. Ten ostatni z krucjatą na Dzikie Pola do takich się zalicza i jakby kto wymyślił „tabletkę dzień po” na głupie inicjatywy, to tu należałoby je zażyć i popić wodą z granicznego Bugu, tak dla pewności.

Na finał… to chętnie posłuchalibyśmy relacji z jego własnego podwórka, czyli oddziału ginekologii. Zapewne dane na temat ilości urodzin, kwestii finansowych i „porządków dynastycznych” byłyby ciekawe. Ukrainne tematy są jedynie odciąganiem uwagi od właściwego teatru działań; nomen omen wojennych. To taki front fiński z czasów II światowej, a jak wiadomo tam nie działo się nic godnego uwagi, oprócz jazdy na nartach Finów i Rosjan. Po cholerę tam się pchać skoro media obydwu nurtów informują na bieżąco!? Akurat relacje z tego, jak funkcjonuje służba zdrowia zasługują na wiarę, co do reszty przekazu trzeba mieć wątpliwości, albowiem pierwszą ofiarą wojny zawsze jest prawda. Ale żeby nie być gołosłownym w kwestii drażliwości krasnostawskiej ginekologii, to powołam się na krótki kadr z sesji jak mgnienie oka i sprzed chyba prawie roku. Gdy Leńczuk rzucił w kierunku Janeczka uwagę dotyczącą finansów oddziału, tak mimochodem, od niechcenia. Ledwie się otarł, nawet słowo „ginekologia” nie padło!? To reakcja medyka była natychmiastowa i przeszła wszelkie oczekiwania! Paluch doktorski poszedł w górę, jak pocisk z granatnika w sufit na Komendzie Głównej Policji w Warszawie, a on sam wyrzucił jednym tchem z siebie; proszę nie iść w tę stronę ! Czyli ginekologia to; Zakazane Miasto, teren za Styksem, Terra incognita, zwał jak zwał, ale moim skromnym zdaniem tam jest ciekawiej niż na Ukrainie i o tym byśmy posłuchali. Zagadnienia z Muzeum Regionalnego, DPS, Janeczek już z wielką pieczołowitością naświetlił, a kiedy zacznie opowiadać o swoich „sukcesach”? A poza tym ze wschodnich wycieczek, jeśli wyniesie się całą głowę to już jest osiągnięcie, ale równe zeru i nie o to tu chodzi. To jak dochód z eksportu surowców, tu i tam nie ma wartości dodanej. Tam żadnej nauki nie ma, co najwyżej jest to doskonały przykład złego przykładu. Jeśli podglądać rozwiązania systemowe na czas wojny, to w krajach poważnych, a nie w państwie upadłym. Takiej samej jakości są i prezenty stamtąd. O czym przekonał się Komendant Policji, który na imieninach prezent od ukraińskiego kolegi rozpakował. Miał być ponoć nie nabity, ale ten nienabity przebił dwa stropy i na szczęście obyło się bez ofiar. Jedyny wschód, który inspiruje i ma znaczenie, to ten daleki. A to, że Krasnystaw ma ulicę Gawryłowa, który był felczerem, zielarzem, z Petersburga stanowi wyjątek od reguły, ale i ją potwierdza i tyle nauk z „tego” wschodu wystarczy w sam raz. Amen

PS. A teraz rzuty karne! Nasz Janeczek bardzo niespójny… Kiedyś dawno temu, ale nie tak, żeby nie pamiętać szukał nauki na zachodzie i odbywał liczne staże medyczne: w Holandii, w Niemczech, w Bawarii u profesora Fritza Dietmara, ucznia prof. Semma, twórcy europejskiej laparoskopii, w 1998 r. miesięczny staż z zakresu chirurgii onkologicznej w ginekologii, w Klinice Grosshadern w Monachium, u profesora Hermanna Heppa, wybitnego operatora, onkologa ginekologicznego. Po latach Leszek zmienił kompas i chce jechać na wschód po naukę, a tak naprawdę bardziej po rozgłos! Dlatego Leszkowi w nowym roku życzę zdrowia i niech mu te pomysły „rosną” jak mawiają Chińczycy jak bambus po deszczu! Niech tam rosną i obojętnie jakie. On tym sposobem się spełnia, a ja mam o kim i o czym pisać. No i czekamy na szczegółowy raport z ginekologii!

 

26
8

Dziennik Siennicy życzy czytelnikom i nie tylko

U nas życzenia są ciągle te same, bo uniwersalne i nie wypada życzyć czegoś innego. Poza tym życzenia powoli się spełniają co dowodzi tezy, że szczęścia na świecie jest ograniczona ilość i w kontekście przyrostu ludności, nie starczy dla każdego. Tak więc kto pierwszy ten lepszy! No i nie zapominajmy, że był taki ktoś jak Jezus i od niego to się zaczęło, a jak powiedzą wojujący ateiści; przez niego. Ilustrację też mamy ciągle tą samą, bo ładna. I nawiązuje do istoty Świąt. Dlatego dla wszystkich bez podziału na kategorie i elektoraty; zdrowych spokojnych i pełnych rodzinnego ciepła świąt Narodzenia Pańskiego. Odpoczynku od codziennego zabiegania oraz chwili zadumy. Wszelkiej pomyślności w Nowym Roku oraz spełnienia w życiu osobistym i  zawodowym.

Życzy Dziennik Siennicy.

38
5