Bogusław I Reformator

Boguś Domański kiedyś członek PiS i z jego list radny powiatowy, a przy tym prężny ultrakatolicki przedsiębiorca oraz obiekt politycznych westchnień niektórych pań w radzie powiatu będzie w poszukiwaniu oszczędności udzielał reformatorskich wskazówek! W takim duchu nasz Bogusław I Reformator wypowiedział się na sesji 3 października.

Z PiS się z hukiem rozwiódł ponad 2 lata temu. Tworzył z nim burzliwy związek i było to małżeństwo typowo polityczne. A że „serce nie sługa” to jego rozpad był tylko kwestią czasu. Przyczyn mogło być kilka, ale tą oficjalną była niezgodność charakterów i rozrzutna natura „małżonki”. Boguś nie lubił, jak wydaje jego pieniądze na pierdoły i w związku z tym tak ostygł, że ustało pożycie. Ostatnie miesiące spędził w separacji. Długo nie cierpiał i zaraz pocieszył się w ramionach bardzo ponętnej „Korony” Zwieńczeniem nowego uczucia był cichy ślub z wybranką, która w posagu wniosła udział w „Konfederacji”. „Korona” to „partia” religijna i bardzo patriotyczna tak jak on. Boguś ponoć się w niej podkochiwał i smalił cholewki będąc jeszcze w związku z PiS. Tak więc był to klasyczny, ale partyjny skok w bok. No i „Korona” młodsza!

Zmyślny gość i na tym koniec

Smykałki do interesów nie można mu odmówić i to jest koniec dobrych informacji. Skłonność do robienia „dutków” nie przekłada się na to co mówi i jak się zachowuje. Do tego jest „okropnie” religijny, ale tak po swojemu. Trudno machanie łapami przed nosem i wrzeszczenie na dyrektora Muzeum podczas sesji 21 lipca wytłumaczyć czymś racjonalnym, ale może Boguś „szanuj bliźniego” rozumie tak jak wymaga tego sytuacja i aktualny nastrój. Wielu takich „katolików” jest w polityce. Tak się przedsiębiorca z „miłości do bliźniego” uniósł, że inni radni musieli go uspokajać. Co Domański od Gołąba chce? Jaką mu potwarz wyrządził, że ten się tak pastwi. Trzeba pamiętać, że to nie tylko ten incydent. Na komisji etyki 23 września też zaprezentował taki program indywidualny, że Poperczyn, z którego pochodzi biłby brawo na stojąco. Paniom w niego wpatrzonym mimo wszystko to się bardzo podoba, bo to bardzo męskie! Może gdyby z nimi tak rozmawiał zmieniłyby zdanie, ale na razie są wpatrzone, że hej!

Obrażalski Bogunio

Jest też Boguś obrażalski jak jasna cholera. Zwróciłem mu uwagę na jego profilu FB, że machanie łapami przed nosem dyrektora i darcie gęby niezbyt pasuje radnemu. Zareagował błyskawicznie i usunął komentarz razem ze mną i już nie jestem Bogusia znajomym. Widać uznał, że jak ma cztery domy to nie będzie słuchał kogoś kto ma jeden. Teraz nie mogę korzystać z jego mądrości życiowych i głębokich przemyśleń. Odciął mnie od takiej krynicy wiedzy i zdroju cnót, że nic tylko palnąć sobie w łeb!

Kwiatki Bogunia i przebłyski

Tak więc Boguś wiele rzeczy mówi i robi w radzie powiatu chyba tylko po to, żeby zabłysnąć i paniom zaimponować, bo te spijają z jego ust każdą sylabę. Tym niewyszukanym sposobem jest dla nich Bradem Pittem z Poperczyna!

Ma w dorobku takie kwiatki jak pandemia, co jest robotą szatana. Widać musi szatana znać skoro takie szczegóły ujawnia ale zna też Krzysia Zielińskiego. Mając takich kamratów w kompanii nie można się nudzić. No cóż, jak się ma pieniądze, to o ciekawych kolegów nie trudno, bo oni sami cię znajdą.

Potem było opowiadanie, że pandemii nie ma, ale jakby kto chciał olejkiem tymiankowym się na nogi postawić po covidzie, którego nie ma to on wie gdzie go dostać. Łączył też powiatową bibliotekę z muzeum w jeden organizm, ale to zszywanie psa z kotem nie wyszło, albowiem Warszawa nie dała zgody.

Miewa i przebłyski rozsądku zupełnie nie zawinione, jak wtedy gdy tłumaczył bezsens budowy blokowiska na chmielniku. O tak! Taki Boguś miły dla oka i ucha, niechby gadał długo. Ten występ był racjonalny do tego stopnia, że Krzyś Zieliński ze skóry wychodził i warczał; Boguś wstyd mi za ciebie! Wyszło z tego zgrabne widowisko, bo Krzyś jak diabeł święconej wody unika racjonalnych argumentów, a właśnie Boguś i do tego jego przyjaciel popsuł mu cyrkuśne przedstawienie. Niestety, ale mimo wszystko Domański ekscentrycznych zachowań ma całkiem sporo.

Ja wam oszczędności znajdę!

Nie ma co się „rozwodzić” tylko pora powiedzieć o co Bogulowi w tych reformach chodzi. Otóż nasz przedsiębiorca stwierdził, że można oszczędności znaleźć i przeznaczyć na podwyżki przez restrukturyzację zatrudnienia. Jak stwierdził, w administracji niektórzy są niepotrzebni! On postuluje, żeby skrzyknąć wszystkich dyrektorów podległych powiatowi jednostek na komisję finansów i etyki, a tam już wszystko wytłumaczy. Tak czy siak, program naprawczy zasadza się na zwalnianiu, bo inaczej się nie da.

Nie tak dawno, kiedy Andrzej Gołąb dał dwa wypowiedzenia z Muzeum podniosło się larum, a Boguś ochoczo do nagonki się przyłączył. Nie on jeden, jednym z największych krytyków był i jest Krzyś Zieliński „przyjaciel” Bogusia i zausznik. Wrzeszczał Krzysio, że zwalnianie to głupota i przecież ci ludzie tu; czyli w mieście płacą podatki. A jak Boguś będzie restrukturyzować, to zapewne takie zjawisko nie wystąpi?

Wymowne milczenie

Gdy Boguś dawał rady na sesji to siedzący obok Krzyś nie zareagował, bo widać im wolno, a wrzaski w Muzeum były tylko potrzebą chwili, żeby poudawać przed ogłupionym narodem, jak to się walczy, i coby słupki poparcia poszły w górę. Krzyś w demagogi jest „primus inter pares”. Gdyby powołano na uczelni wydział „demagogi i pierdół namolnych” to on byłby profesorem belwederskim. Taki dobry jest! Piwko następny krzykacz, podobnie jak Zieliński milczał. Wystroił się akurat w czerń i wyglądał jak proboszcz tylko bez koloratki. Jemu się to może nie podobać, bo niechybnie zburzyłoby jego spokój. Rola Wałęsy skakającego przez płot jakoś się post komuniście co mieszczaninem został nie widzi. On woli w zaciszu CIS smarować bułę masłem od burmistrza Kościuka i to z obu stron. W zeszłym roku wysmarował na 94 tysiące. Jeszcze Boguś mu narobi roboty i zwolnieni przyjdą do niego szlochając ;Trybunie ludowy nasz czerwony Janosiku ratuj! W muzeum tak, żeś gardłował, ratuj i nas! Piwko to taki sam obrońca miejsc pracy, jak i gilotyna jest lekarstwem na bóle głowy.

Chory fundament państwa

To teraz ciut historii, w 1998 roku na skutek reformy koalicji AWS-UW powstała między innymi nowa struktura terytorialna, która miała usprawnić funkcjonowanie kraju poprzez likwidację województw, ale to był cel deklarowany. W ten sposób wygenerowano miejsca pracy dla swojego zaplecza. Wszystko dlatego, że rządząca wcześniej Polską koalicja SLD-PSL dosłownie obsiadła kraj na wszystkich szczeblach i nie było gdzie swoich powciskać. Gwoli ścisłości były jeszcze trzy reformy; oświaty, zdrowia i emerytalna. Boguś o tym nie wspomina i tak sobie lekko o wszystkim opowiada jakby był u siebie w Krauteksie. Bez likwidacji powiatów Bogusia gadanina jest tylko popisami dla omdlewających na jego widok pań. Jeśli ktoś w Warszawie się nie obudzi to tak będzie jak jest, ale na razie to się nie zanosi.

Liberał bezlitosny w łódzkim stylu ?

Chce Boguś reformować, szukać oszczędności poprzez redukcję zatrudnienia, ale gdy rok temu podnoszono wysokość diet to rzucił się na tę kasę jak wilk na owcę. Niczego nie proponował, rękę podniósł „za”. Przecież liberał z niego, wolnościowiec i bogobojny patriota. W ostatnim roku uzyskał dochód w wysokości 2 milionów i ma 4 domy, z czego jeden wart 2 miliony, ale widać doszedł do wniosku, że 1700 drogą nie chodzi. Przy tym, co ma, to w sumie grosze. Mógłby zrezygnować z diety bądź przekazać na zbożny cel, bo przecież rozmodlony, że ojej! To byłoby dobrym zaczynem, ale widać uważa, że jak jest finansowo niezależny to może robić co chce.

Będzie oszczędności szukał kosztem takich co mają tyle co kot napłakał i co oni winni, że grupa cwanych łajdaków akurat pod koniec lat 80. wymyśliła taki model gospodarczy? Sam Adaś Michnik ideolog postkomuny powtarzał, że my tu Polakom zafundujemy coś pośredniego między komuną a kapitalizmem żeby oszczędzić narodowi „pazernego kapitalizmu”. Czyli Michnik chciał chronić rodaków przed takimi jak Boguś; prywatnymi przedsiębiorcami. A tak naprawdę była to zasłona dymna na złodziejskie uwłaszczenie postkomuny. W efekcie czego mamy udoskonalonego Gierka. Te Bogusia pomysły „bawią” Są wyrwane z kontekstu dziejowego, a on jako uzdrowiciel jakoś mi nie pasuje, albowiem reformowałby takie zakamarki, ale tylko po to żeby nikomu znacznemu nie nadepnąć na odcisk. A to, że wszędzie widzi pieniądze to niebezpieczne jest. Ci, co promują eutanazję też pieniądz widzą, bo człowiek im starszy, tym więcej kosztuje.

Liberalna Anglia w szczycie prosperity nie była rajem a liberalizm owszem ciekawy, ale wszystkiego nie rozwiąże. Tylko czy Boguś jest liberał i kto on jest !? Bo ja odnoszę wrażenie, że dla niego ważne tu i teraz. On by taką Polskę urządził, że ta dzisiejsza w porównaniu byłaby rajem i nie chciałbym żyć w tej zmajstrowanej przez niego. To byłaby Łódź z „Ziemi Obiecanej” z nim w roli Bucholca. Nie po drodze mi z jego pomysłami i nie daj Boże być przez niego uszczęśliwianym. Ten kraj jest chory, ale Boguś lekarstwa nie ma. Te jego zioła, owszem wartościowe, ale to tylko suplementy i nie na wszystko pomagają.

Szpital… Panie Bogdanie!

Mimo wszystko jest takie miejsce gdzie Bogulo mógłby rozładować napięcia reformatorskie i rozwinąć teorie ekonomiczne. Wcale nie daleko tylko tuż za miedzą. Jest nim powiatowy szpital, ta jednostka generuje kosmiczne koszty. Jego „Krautex” z czterema domami, gdyby wpadł w czarną dziurę szpitala nie zostawiłby nawet śladu. Dałoby się tylko usłyszeć; chlup! Tam dopiero jest pole do popisu i poligon! Tam się ścierają interesy, a Hipokrates ogania się od „ekonomistów w kitlach” Ma Bogulo w nim „krew z krwi”; brata medyka, a poza tym bratanica również tam się dobija i to z takim wdziękiem, że w średniowieczu tak szturmowano bramy obleganych miast. Tylko wiór leci! Tak zaopatrzony, w takie autorytety winien medykom wytłumaczyć; że wicie rozumicie dla wspólnego dobra oraz ratowania ojczyzny, gdybyście zechcieli mniej zarabiać.

Należałoby z tego powodu czym prędzej zwołać nadzwyczajną sesję, a jak to nie wystarczy to cały cykl. Obecnie przedstawia się „szpitalne historie” od zupełnie innej strony, tej politycznej. Lekarze są niemalże traktowani jak nienaruszalne fundamenty i na pewne tematy mówić nie wolno, a tymczasem należałoby pokazać stronę ekonomiczną. Który oddział, jakie przynosi dochody. Tu medyk Janeczek powinien być nieocenionym źródłem informacji. Winien Leszek poopowiadać ze swadą, tak jak mówi o muzeum czy DPS o swoim oddziale, na którym jest tyle samo co Putin w Rosji prezydentem, a on ordynatorem . Leszek toć pół milioner i jeszcze ma praktykę prywatną. Boguś w takich okolicznościach poczułby się zapewne jak Jan Kazimierz próbujący ogarnąć rozwydrzonych oligarchów. Byłaby to piękna rekonstrukcja historyczna, a może zakończona malowniczą rzezią bratobójczą jak pod Mątwami w 1666 roku. Ciekawe co usłyszałby od lekarskich królewiąt?

Parafrazując Bonapartego. Szpital Panowie! Szpital ! Tam można dokonać rzeczy wielkich, a starostwo i restrukturyzacja urzędniczego proletariatu to marne kretowisko. W związku z tym dziś zakończenia nie będzie… Scenariusz i Reżyseria; Boguś Domański. Czytała; Krystyna Czubówna.

 

32
7

Jesień ormowca

W maju czytał plugawy anonim, a w październiku dał popis ormowskiej buty. Kto taki? Janusz Szpak, facet który przez 16 lat nami rządził. Przez ten czas pchał się do szkół i na pierwsze strony gazet. Tak samo jak kiedyś do ORMO, ale tym ostatnim nie chce się chwalić. To dziś o tym i co z tego dla nas wynika.

Czytanie plugawego anonimu przez ormowca Szpaka już było, bezrozumna i nie wiadomo, w jakim celu prezentacja fotografii pensjonariuszy DPS również, ale gwoli ścisłości to ostatnie jest osiągnięciem Janeczka Leszka radnego i medyka z prowincjonalnego szpitala. To on położył fundamenty pod deprecjację dyrektora Muzeum Regionalnego Andrzeja Gołąba, bo jak wiadomo BIOLOG jako dyrektor w muzeum to rzecz kuriozalna! W krasnostawskim grajdole można być starostą 16 lat i mieć w biografii zatajony 12-letni staż w ORMO i to nikomu nie przeszkadza. Tuzy intelektu jak Janeczek akceptują takie hybrydy. BIOLOG, mimo że w zgodzie z ustawą jest wrogiem publicznym i hańbą. Gołąb, póki co gorszy niż faszysta…

Na sesji 3 października Januszek Szpak radny z PSL oraz jego powiatowy prezes, jak również były starosta z 16-letnim stażem na tym stanowisku, do tego prezes powiatowych struktur OSP. Ponadto kawaler kilku orderów, sześciokrotny kandydat do parlamentów z ramienia PSL, a także posiadacz dwóch pozwów sądowych za pomówienie z paragrafu 212. Te ostatnie medalowe trofea Janusz ustrzelił za jednym zamachem po przeczytaniu plugawego anonimu godzącego w Bogu ducha winnych ludzi. Znów dał popis swojego geniuszu, kultury osobistej i politycznej oraz humanizmu rodem z ORMO. W tym ostatnim był 12 lat, co skrzętnie przemilczał w swojej biografii.

Przewodniczy Boruczenko czyli bajzel i tandeta

A było tak, że dziadunio Szpak skierował 4 zapytania. W tym miejscu warto przypomnieć, że dla usprawnienia ustawodawca zapisał taką zasadę, że interpelacje i zapytania zgłaszane są do przewodniczącego rady przed sesją na piśmie. Nie trudno zgadnąć, że w tym wypadku tak nie było i Szpak gadał tak sobie, albowiem nieudolny Boruczenko nie potrafi już niczego wyegzekwować. Jest to ewidentne i świadome łamanie Ustawy o Samorządzie. Fajtłapowatość „Furmana powiatowej bryczki z Łopiennika” w takich okolicznościach jest kuriozalna, ale żeby szyku zadać to za to „dziadostwo” bierze Wicio ponad 3 tysiące złotych. Ta kwota nie jest opodatkowana, to czysty grosz, w sumie za nieudolność, byle jakość i tandetę. Przeciętnego Kowalskiego powinna w tym momencie zalać krew, albowiem zwykły zjadacz chleba, by zarobić równowartość jego diety musi ponieść koszty dojazdu, za coś odpowiadać i coś wymiernego robić, ale to tylko tak tytułem dygresji. Takiego słomianego interreksa wydał Łopiennik i Porozumienie Ziemi Krasnostawskiej.

Ormowiec w akcji

Wracając do meritum to wspomniane zapytania dotyczyły CPK i DPS, jak również drożyzny, problemów z zakupem węgla. Pytał, bo chciał sobie podokazywać. Jednak ostatnie pytanie nie pozostawia złudzeń co do intencji. Janusz nie strzymał i powiada tak; A kiedy się skończy ta ciemna „noc smuty rządów” dyrektora w Muzeum? Kiedy sobie pójdzie tak jak przyszedł? Bo on jest BIOLOG i nie ma kompetencji, a skoro tak to jako biolog może gołębie bujać i zajmować się pszczołami!

To kącik sojuszu chłopsko-robotniczego albo „Mały PRL” ; Piwko, Zając i Szpak. Jak widać gęby roześmiane świadczą o podobnym poczuciu humoru wynikającym z tych samych czerwonych korzeni.

 Rzucanie gównem

Widać, że siennicko-latyczowski ormowiec koniecznie chciał czymś zabłysnąć i coś jeszcze dodać. Przywalił więc w dyrektora muzeum i trudno to czymś racjonalnym uzasadnić, był to instynktowny jaskiniowy odruch. Ormowcy w stanie wojennym tak miewali, że potrafili przylać przypadkowemu przechodniowi po nogach albo plecach tylko, dlatego że mogli, gdyż mieli pałę i kolegów. Musiał Januszek słowem „kopnąć” i „gównem rzucić”, bo nie byłby sobą a sesja byłaby dla niego zmarnowana. A ta była przecież zwołana w sprawie sytuacji w DPS i między innymi przez niego. To po cholerę walić w Gołąba? Czemu Szpak kąsa w taki sposób, skoro za sprawozdaniem rocznym z Muzeum Regionalnego głosuje i nie tylko on? Wszak wszyscy radni przegłosowali je w czerwcu tego roku jednogłośnie tak jak i w latach powszednich. Gdzie zatem tkwi przyczyna Szpakowej „insurekcji” czy to ormowski, prostacki i prymitywny etos czy przypadłość związana z wiekiem?

A może wina metryki ?

Z tym ostatnim coś może na rzeczy być, albowiem w Liście do Ziobry, w którym skarżył się na „Dziennik Siennicy” i który Janusz ormowiec wysmarował do spółki z aktywem ludowym z Siennicy w marcu 2019 roku powołał się na jeden z komentarzy jego dotyczący, a ten brzmiał; „stary pryk z demencją starczą” Wtedy Janusza to bolało, ale patrząc co wyczynia ostatnimi czasy, jak się zachowuje i o co pyta oraz kogo to ów może wcale nie jest przesadzony a autor błyskotliwie już wtedy zdiagnozował przyczynę. Może niezbyt elegancko, ale Szpak dziwnym zbiegiem okoliczności też lwem salonowym nie jest czemu daje wyraz co jakiś czas. Można się pokusić o stwierdzenie, że w jakiś cudowny sposób idzie w sukurs postawionej diagnozie. Bo czy człowiek w pełni władz umysłowych czyta anonim na sesji albo z prostacką pogardą i niczym nieuzasadnioną wyższością traktuje swoich rozmówców. Jednocześnie co rusz powtarzając, jakie to ma doświadczenie w samorządzie liczone w dziesiątkach lat!? 

Student ormowiec i do tego prymus

Jeśli ormowiec mówi o „ciemnej nocy” to czy aby dobrze się czuje w tym momencie? Szpak tam terminował całe 12 lat od 1977 do 1989 roku. Siedział jak pilny uczeń do momentu aż rozformowano jednostkę macierzystą i przesiąkł do szpiku kości tą ideologią co widać na każdym kroku. W efekcie tych 12-letnich studiów i wiedzy tam nabytej jego rządy były tak oświecone, jak atomowy rozbłysk. A na ten bez uszczerbku na zdrowiu patrzeć nie sposób. Czy jak zarządzał to czerpał pełnymi garściami z podręczników do administracji i zarządzania, czy raczej posiłkował się zapamiętanymi ormowskimi szeptankami? Szkoda, że się chwalić swoimi perełkami nie chce a mógłby, tak dla kontrastu. Powinien sypać przykładami swoich salomonowych decyzji jeżeli Gołąbowi zarzuca brak kompetencji. Skoro już o tych mowa to niechby Janusz przedstawił stosowne dokumenty na swoje kompetencje. O ile wiadomo to opierając się na jego biografii żadnych podyplomowówek z zarządzania lub administracji nie posiada. Nawet wykształcenie wyższe ponoć ekonomiczne zdobył, ale na uczelni, której nazwy nie podaje. Dlaczego? Czyżby to był WUML co po rozwinięciu brzmi; Wieczorowy Uniwersytet Marksizmu Leninizmu? Potępiany przez niego Gołąb studiował na UMCS…

Anonimy chleb powszedni

Janusz winien opowiedzieć jak w 2013 roku robił swoją autorską politykę kadrową i czytał na zarządzie powiatu, w skład którego oprócz niego wchodzili; Grabek Andrzej, Piwko Marek, Henio Czerniej i Pędzisz Janusz; anonim dotyczący dyrektora PCPR Waldka Fedorowicza. Czego tamten anonim dotyczył ani kto był autorem nie wiadomo, ale wszystko się zbiegło ze zmianami regulaminów w PCPR. Bardzo się to wtedy Romkowi Żelaznemu nie podobało i słusznie. Grzmiał w „Echu Krasnegostawu” nad tą praktyką jak Savonarola nad grzechami mieszkańców XV wiecznej Florencji. Dzięki temu wiemy, że Janusz pewną biegłość w używaniu anonimów posiada co stawia jego wyczyn z 5 maja tego roku gdy czytał na sesji „ścierwo” dotyczące Ewy Kowalik i opiekunki z DPS w innym świetle. Już wiadomo skąd ta łatwość i brak oporów, jak widać dla niego czytać plugastwa nie pierwszyzna.

Szpaczyzm

O innych błyskotliwych posunięciach okresu „szpaczyzmu” najlepiej opowiada wspomniany Romek Żelazny; Gall wcale nie Anonim, kronikarz tamtej „świetlanej epoki” O wojnie z Żerebcem dyrektorem DPS na ul. Kwiatowej, któremu zafundowano wizytę u prokuratora, ale jak to nic nie dało to Szpak publicznie wrzeszczał że „Tomuś bija ludzi” coby zrobić mu czarną legendę. Finał tej batalii był w sądzie pracy i powiat wypłacił mu sowite zadośćuczynienie podobno w wysokości 40.000 złotych. Było tych „perełek” więcej niż pereł w naszyjniku Barbary Radziwiłłówny. A choćby wojna o rozszerzenia programowe w I LO tuż przed wyborami 2018 roku albo zgodne z prawem (tak samo, jak biologia Andrzeja Gołębia) dzielenie działek, którymi zajmowało się 3 lata temu CBA, tyle że z etyką to wspólnego nic nie miało. W 2016 roku dyrektora w II LO też tak powoływał, że wojewoda mu całe przedsięwzięcie uchylił, a było to w 14 wiośnie sprawowania urzędu starosty. Taki z niego fachowiec ! A konkurs w I LO gdzie Nowosadzki wycofał swoją kandydaturę, bo może coś usłyszał?

Doczekaliśmy takich barbarzyńskich czasów gdzie zwykłego dyrektora, który nie jest osobą publiczną poniewiera się co sesja i traktuje jak szmatę, mając w przysłowiowej dupie jego uprawnienia do własnej polityki kadrowej wynikające z mocy prawa. O jego godności z racji człowieczeństwa nawet nie ma co wspominać, albowiem nieformalnie Gołąb został zdehumanizowany. Okłada go kto chce, tylko dlatego, że słaby zarząd ze starostą pozbawionym wyobraźni na czele, rzucił go na pożarcie rozhukanej opozycji, by kupić tym własny spokój. W żadnych kanonach sprawowania władzy to się nie mieści, albowiem tak się nie rządzi. Ot po prostu „takie zwierze nie istnieje” Poniewiera go kto chce i jak chce, nawet gdy jest nieobecny. Co wygląda już na stałe nękanie i pachnie medialno-werbalnym linczem. Czekać tylko jak będą próbować go wieszać jak koniokrada na Dzikim Zachodzie. Leńczuk z Nowosadzkim akurat wtedy wyjdą za potrzebą a Boruczence zaparują binokle. Dumny również powinien być ze swojego „dzieła” „historyk z ulotki” medyk Janeczek, albowiem on tę modę na poniewierania BIOLOGIEM wprowadził i jak widać ta „ciąża rozwija się prawidłowo”. No i taki z niego „historyk”, że w jego pojmowaniu i „ulepszaniu” świata biolog ma odejść a ormowiec ma zostać. Amen

PS. Skoro Szpak BIOLOGA odsyła do bujania gołębi to wypada jego jako pełnoprawnego dziadka wyekspediować na emeryturę do piastowania wnuka. Pszczelarzy i bartników w dawnej Polsce zwalniano od przysięgi przed sądami. Widać uważano, że ktoś kto potrafi „dogadać się” z pszczołami musi być z natury uczciwy. Tym samym etos pszczelarza odległy etosowi ormowca. Ten ostatni dogadywał się, ale przy pomocy pały i okutych buciorów…

 

26
10

Majty w grochy i Wiciowe fochy

Dziś trochę przemyśleń i obserwacji z „najzabawniejszej tragedii” ostatnich lat, czyli rozpadu powiatowego PiS. Dowiemy się jak Andrzej Leńczuk wcisnął się w zbroję Wallenroda, a także czemu Marek wicestarosta mógłby wybierać Papieża. No i parę słów o pasji Wicia „Furmana z Łopiennika” do szerzenia anarchii. Ponadto wyjaśnimy o co chodzi z tymi majtami!

Kiedy Francją rządził Ludwik XIV to wymyślił „politykę reunionów” co się tłumaczy jak: zjednoczenie. Polegało to na wyszukaniu powodu, najczęściej błahego co by przyłączyć jakieś ościenne księstwo lub jego fragment do Królestwa Francji. Upatrzył sobie na tę zabawę rozparcelowaną na blisko 300 organizmów państwowych Rzeszę Niemiecką. Nad wszystkim czuwały trybunały przez niego powołane, żeby nie było, że to bezprawie i samowola! Tak działając nadoklejał bezkrwawo sporo terytoriów etnicznie niemieckich. Musiał potem część zwrócić, ale taki Strasbourg od zawsze niemiecki od tamtego przyłączenia stał się francuski i jest w granicach Francji po dziś. W tej zabawie Ludwisiowi nikt nie powiedział; ręce precz! Nawet Cesarz z Wiednia na te gwałty był głuchy i ślepy, a przecież tereny Niemiec były strefą jego wpływów. Powód bierności Wiednia był prozaiczny, wtedy Habsburgowie mieli spore kłopoty z Turcją, a były to czasy oblężenia Wiednia. Ludwiś przebiegle wybrał akurat ten moment na swoje fikołki, bo wyczuł słabość przeciwnika zaangażowanego w wojnę z półksiężycem. Właśnie słabość jest w tej i w naszej historii kluczem.

Gadanie o Dupie Maryny

Dziś w XXI wieku ponoć jesteśmy mądrzejsi, bo mamy ustawy, konstytucje, zakresy kompetencji, i wszystko tak wyregulowane, że powinno hulać jak ciotka Baśka po kielichu na weselu o czwartej nad ranem. Teraz jest wszystko jasne, o bezprawiu myśleć nawet nie wolno! Żyć nie umierać!

A tymczasem na zakuprzu krasnostawskim historia się powtórzyła, już bez Turków ale z wyraźnymi wpływami mongolskimi. Reinkarnowała się akurat tutaj, bo miała intelektualne podglebie w osobie radnego Piwko, który na sesji „bezrady powiatu” 6 września mówił otwartym tekstem, że mimo tego iż sprawy kadrowe w Muzeum Regionalnym nie są w gestii radnych to on będzie o tym gadał ! To że Piwko jest demagog z metra cięty i do tego infantylny widać na pierwszy rzut oka, ale zastanawia brak reakcji triumwiratu rządzącego powiatem czyli: Nowosadzkiego, Leńczuka i Boruczenki, jak i całego „bezrządu powiatu” To tak można gadać o czym się chce!?

Oni tym głuchym milczeniem nad tym o czym bajdurzy Piwko sprawili, że to „bełkotliwe coś” stało się pełnoprawne i jest traktowane na poważnie, a radny wyczuł słabość i wpakował się w nią z buciorami. Gadają więc o przysłowiowej „Dupie Maryny” po kilka godzin i nic z tego nie wynika. Bo jak można poświęcać cenny czas na coś co nie może być przedmiotem obrad rady?

Przewodniczący Boruczenko w takim momencie powinien to przerwać i radnego przywołać do porządku, ale dla niego jest ważniejsza „demokracja” niż porządek. Przecież cała sesja nadzwyczajna z 21 lipca z punktu widzenia prawa nie miała sensu i zakończyła się niczym. Dlatego jeszcze trochę to Nowosadzki z Leńczukiem doczekają takiej sytuacji, że Krzyś Zieliński i Piwko będą debatować nad tym jaką powinni zakładać bieliznę. Jeden będzie twierdził, że Nowosadzkiemu i Leńczukowi lepiej w majtach w grochy a drugi, że absolutnie nie! A potem obaj zażądają sesji wyjazdowej w ich chałupach i tam będą radzić. Oczywiście Boruczenko się zgodzi, bo jakżeby inaczej…

Wituś; wytrwały krzewiciel anarchii

By na sesji panował porządek przewodniczący musi być adwokatem zarządu, ale w powiecie to zjawisko nie występuje. Boruczenko wypracował sobie oryginalny styl, taki niepowtarzalny. Polegający między innymi na wygłaszaniu na jednym wydechu swoich mentorskich przemyśleń. Nikomu te pienia nie są do niczego potrzebne, nic nie wnoszą, ale on widać lubi sobie pogadać. Warto przypomnieć, że przewodniczący rady gminy w Siennicy Różanej Banach też ma taką skłonność. Poza tym, dopuszcza wszystkich do głosu, a nawet dopytuje czy ktoś jeszcze chce coś powiedzieć. To się stało już tak popularne jak powiedzonko Rysia z Klanu: dzieci myjemy rączki!

Można odnieść wrażenie, że Wicio jest, „głuchy” tylko o tym nie wie. Może w jego uchu siedzi krasnoludek i wali młotem w kowadełko albo dmucha w trąbkę Eustachiusza i zakłóca odbiór informacji z zewnątrz? Dlatego czasem nie rozumie co się do niego mówi. Bajzel który prowokuje osiąga chwilami takie rozmiary, że inni radni zwracają mu uwagę na to, że nie panuje nad salą. Wtedy Wicio strzela „focha” i bajzel trwa nadal. Skutkiem tego sesje przypominają oddział noworodków, na którym jeśli jedno zapłacze, to za chwilę wrzeszczą wszystkie. W naszym wypadku zapalnikiem jest zwrot; ad vocem, który działa jak; sezamie otwórz się. Jeśli on już padnie to zaczyna się gwar jak w kolejce do mięsnego za Gierka, a Wicio tylko się poci i poprawia binokle.

Wicio jest zafascynowany swoją władzą i pozycją. Nie on jeden, bo radny Zieliński to wręcz popadł w opętanie. W tym wypełnianiu swoich obowiązków za które bierze ponad 3 tysiące złotych żadnej maestrii ani majestatu nie widać. Widać za to wielgaśnego chłopa podobnego żmudzkiemu niedźwiedziowi, który stoi bezradny i patrzy na swoje poplątane gacie i wzdycha; co to robić!? Wicio twierdzi, że czasy się zmieniły i teraz tak będzie! Piękna laurka, ale tak może powiedzieć 6 latek gdy nóg myć nie chce. Gdy się prowadzi obrady, za takie pieniądze, wypada robić to sprawnie. Nowosadzki byłby o niebo lepszy, może kosztowałoby go to ze dwie koszule na sesje, i tu musiałby się starać, bo nie miałby na kogo się oglądać. Byłoby sprawniej.

Jego otwartości i „umiłowaniu wolności i każdego słowa” zawdzięczamy to, że Szpak mógł przeczytać anonim. Fakt! Dzięki temu zarobił dwa pozwy i teraz może mieć pretensje do Wicia, że mu nie przerwał a mógł. Ale fakt następny i bezsporny; to przewodniczący widząc co radny chce zrobić powinien mu zabrać głos i zażądać wydania paszkwila. Na tym nie koniec, bo po tym jaka Szpak podał Boruczence przez usłużnego Zająca anonim to Boruczenko powinien pofatygować się z nim do miejscowej prokuratury, a tak wyszło że musiała zrobić to Ewa Kowalik. Jak wiadomo anonim jej dotyczył i wyszło jak w czarnej komedii; donosiła na siebie.

A to jak prowadził sesję z 21 lipca na której „patroszono” Gołębia to była klasyka Wiciowej „ciamajdowatości”. Radni wchodzili w słowo, gadali do siebie a Domański wymachiwał łapami przed nosem Gołąba jak holenderski wiatrak. Boruczenkę to wszystko przerosło i powożąc zaprzęgiem kucyków wywalił furmankę, tak tą sesję można podsumować; jak i „furmana z Łopiennika”

Nowosadzki: przyczajony tygrys i ukryty smok!?

Jest jeszcze w odwodzie Nowosadzki, który mimo „autorytetu” na takie dziwactwa jak to Piwkowe milczy i w ogóle zszedł do podziemia jak żołnierz Wietkongu. Cieszy się, że jego nie pytają, tylko grillują na przykład Gołębia. On go nie darzy sympatią i to jest z jego punktu widzenia bardzo fajne. Najbardziej jest ukontentowany jak „mordują” kogoś obok, a nie akurat jego. Zapomina że jak tamtego „zamordują” to przyjdą po niego, bo tak to działa. Chyba mu umknęło, jak na początku kadencji Krzysiu Zieliński dzioba dzierał, bo wedle niego zajął jego miejsce jako wicestarosta. Przez to bycie wicestarostą „nie rzucającym się w oczy” Nowosadzki nauczyciel historii, powinien wiedzieć, że danie zgody na wchodzenie sobie na głowę w imię świętego spokoju źle się kończy i nie jest warte ceny jaką się ponosi. To droga donikąd. Przecież historia której uczy, kipi od takich przykładów, a choćby to co wyprawiał z Rzeczypospolitą w czasie wojny 7-letniej Fryderyk II. Ale widać Pan Marek historii tylko uczy, a nie stosuje w praktyce. On przygotowuje dzieci do zdania matury z historii i tylko tyle. Czego się obawia i czym ryzykuje?

Przecież na papierze Nowosadzki wypada najlepiej, zna historię i jest chłop szykowny, co krasnostawskie matrony doceniają w wyborach! Podobno po nich, nawet swoich plakatów nie musi sprzątać. Te w cudowny sposób znikają z płotów albowiem wspomniane panie chyłkiem znoszą je do swoich domów i traktują jak relikwie drugiego stopnia. Ponoć Marka plakaty wiszą nad ich łóżkami zamiast „Jezusa w Ogrójcu” a czasami pospołu. Ma Nowosadzki powodzenie jak śledź w Wielki Piątek.

Te Marka podyplomówki, magisteria to jak skład Realu Madryt z nim jako Zidanem w awangardzie. A jak się odszykuje i wypachni to się prezentuje jak kardynał przed konklawe, taki blichtr i majestat bije z niego. Brak mu tylko płaszcza podbitego sobolami. Tak więc samym swoim widokiem winien krew w żyłach ścinać a tymczasem nic takiego u jego antagonistów nie występuje. Włażą mu na głowę, a on kwili mysim barytonem miarowo popiskując. Czemu te zalety i potencjały nie mają przełożenia na rzeczywistość, to już temat na rozprawę doktorską.

Andrzej; Wallenrod z wyboru?

Leńczuk Andrzej trzeci triumwir, to człowiek dziwny a starosta jeszcze dziwniejszy. Podobno jest tym ostatnim ale nie do końca, bo nie potrafi się zdecydować czy nim być czy nie i trwa to już 4 rok! Jemu w głowie gra Orkiestra Polskiego Radia albo śpiewa Eleni. On się wstydzi, że może komuś nie przypaść do gustu tym co powie. Jako że silnie kościołowy to wymyślił bardzo chrześcijańską technikę obrony dyrektorów, tych ze swojej strony barykady i kojarzonych z poseł Hałas. Jest bardzo widowiskowa i sprowadza się do rzucania ich, jak pierwszych chrześcijan na ofiarę, ale nie lwom tylko opozycji, czy to z własnych szeregów czy tej od Szpaka. Poza tym Andrzej lubi nadstawiać policzek, jak na gorliwego katolika przystało, zgodnie z maksymą nowo testamentową. Tylko że policzek nie jest jego, ani ten pierwszy ani tym bardziej drugi. Puchną więc gęby dyrektorom, bo Ewa Kowalik swoje przeżyła, tak jak i Gołąb Andrzej, który jest w trakcie przeżywania.

Janeczek szaleje a „bezrząd” udaje Greka

Dość powiedzieć, że kiedy Janeczek w DPS szalał w zeszłym roku i zwieńczył to demonstracją głupoty w czystej postaci poprzez opublikowania fotografii mieszkańców DPS z ul. Kwiatowej podczas sesji, to nikt mu w tym nie przeszkadzał. Fotografię uzyskał od osób trzecich, a wizerunki pensjonariuszy były ich prywatnym dobrem i zgody na fotografowanie nie dawali nikomu. Skończyło się to komisją etyki dla Janeczka, a prasa usuwała fotografię ze swoich szpalt. Zrobiło się gorąco i zapachniało nawet pozwem. Rola „bezrządu” i Leńczuka w całym zajściu ograniczyła się do pozy biernych widzów. Bronić dobrego imienia DPS musiała samotnie jego dyrektor Kowalik Ewa, właśnie skierowaniem Janeczka na komisję etyki, co było dla bufonowatych radnych szokiem. Czas pokazał, że nie był to ostatni raz, a baba z niej charakterna. Co istotne to w trakcie Janeczka występów Ewy Kowalik nie było na sesji albowiem nikt nie wpadł na pomysł by ją zaprosić. Jak mogła wobec tego odpierać „furiackie” ataki medyka i czy można taką sytuację zrozumieć na trzeźwo!?

O dyrektorach bez dyrektorów

Skoro już mowa o bytności dyrektorów na sesjach, to warte odnotowania jest to, że ich na nie nie zapraszano. Trwał ten proceder dość długo. Od niedawna coś drgnęło ale Gołębia zaprosili, bo chcieli go pookładać, a Ewę Kowalik poproszono tylko dlatego, że sesje poświęcono DPS i w takich okolicznościach jej obecność była obowiązkowa. Wracając do wcześniejszej praktyki, to skutek tego był taki, że na zadawane pytania przez radnych dotyczące jednostek odpowiadał Leńczuk starosta. Odpowiadał tak, że niektórzy obgryzali ze złości paznokcie, a opozycja ganiała Leńczuka jak zwierzynę łowną. Jemu się to chyba podobało, widać Andrzej lubi taką formę aktywności ruchowej, bo lepsze to niż chodzenie na basen. Tu się choć rozbierać do majtek nie trzeba. Potęgowano w ten sposób chaos a „Nowy Tydzień” miał żerowisko jak mało kiedy i wykreował się obraz „pierdołowatego” obozu władzy. Panujący wtedy Covid nie jest wytłumaczeniem ponieważ istniej coś takiego jak łącza internetowe. Dyrektorzy dysponują taką wiedzą, że rozjechaliby antagonistów w try miga, ale Leńczuk tak zarządził jak zarządził. Co o tym pomyśleć i czy tak można rządzić?

Kurtyna opadła razem z portkami

Jeśli chodzi o sytuację dyrektora Muzeum Regionalnego, to tu jest arcyciekawie. Widać gołym okiem, że Leńczuk z większością zarządu powiatu odcięli się od niego. Zrobili to dyskretnie już grubo ponad rok temu, a pierwsze jaskółki pokazały się nawet tuż po konkursie w 2020 roku w którym Gołąb został wybrany na dyrektora, ale wylazło wszystko oficjalnie do przestrzeni publicznej w ciągu ostatnich 3 miesięcy. Ciężko to ukryć, tak samo jak maszerującą dywizję piechoty po otwartym stepie. Leńczuk wygłasza do gazet takie komunikaty, że te nie pozostawiają wątpliwości, o co mu chodzi i co zamierza. Dla kontrastu, czy ktoś pamięta Januszka, byłego starostę okładającego na sesjach Banacha z ZDP lub Anetę Mróz z DPS? Okładali inni ale i to dużo powiedzieć. Oni zaledwie próbowali i byli z opozycji, ale nigdy z obozu władzy. Za Szpaka takie praktyki nie wchodziły w grę. Tam było zwarcie szyków i więcej solidarności niż solidarności w „Solidarności” u Mańka Króla z Lublina.

Zarząd po prostu poszedł na skróty i uwierzył w to co mówi opozycja i przyjął ich narrację. A skoro tak, to oni już uwierzą we wszystko. W wielu sprawach dotyczących Muzeum Leńczuk mówi jednym głosem z opozycją. W ogóle wobec Gołąba realizuje się łajdacki i wredny plan. Tam nikomu nie zależy na wyjaśnieniu o co chodzi, bo Gołąb ma pełnić funkcję spluwaczki i „przedmiotu” nad którym można się pastwić.

Jasio Mróz wiosny nie czyni, ale dobrze że jest

Może jeden Jasio Mróz z „bezrządu” zachowuje w tym muzealnym amoku zdrowy rozsądek, ale on jest osamotniony. Jest również jego postawa dowodem, że większość wcale nie musi mieć racji. Janek Mróz czego nie ukrywa, podchodzi do tego racjonalnie, sam kiedyś był dyrektorem. Wiele by o tym wszystkim pisać, bo smaczków jest cała spiżarnia a zima za pasem.

Generalnie zarząd powiatu z PiS-em przegrał bitwę w mediach i uwierzył opozycji oraz rozwrzeszczanej gawiedzi na ulicy. Przegrał dlatego, że jej nawet nie podjął, padli już w szatni trzymając się futbolowych terminów. „Ich” strona internetowa nie istnieje, tak jak współpraca z mediami. Na sesjach brakuje ripost, celnych odpowiedzi i szeroko pojętej obrony swoich racji, a jest czego bronić i czym. Można pokusić się o stwierdzenie, że zarząd siedzi na stosie nabitych karabinów, ale jak już strzela to w swoje kolana.

Jest za to przesyt przemilczania, uchylanie się i naiwnej wiary, że jeśli się kogoś poświęci to tym zyska się spokój. Leńczuk twierdzi, że tak właśnie ma to wyglądać ale skoro tak to kartofel jest owocem…Dlatego opozycja narzuciła swoją narrację i to oni mówią co jest właściwe, ot tak jak z polityką kadrową w Muzeum Regionalnym. W tej chwili już nawet wygrana PiS w wyborach parlamentarnych może nie pomóc naszym powiatowym przebierańcom. Jak wiadomo te „wybory warszawskie” mają pewien wpływ na samorządowe. Póki co, to ci co się za powiatowy PiS uważają rozpaczliwie się bronią w odosobnionych gniazdach oporu jak kapitan Raginis w bunkrach pod Wizną. Ot i tyle z nich zostało. Cała formacja szybciej się rozlazła niż chusteczka higieniczna na deszczu, ale jak się prawie 4 lata przespało i pogniewało na swojego posła, to jak ma być…

22
9

Skały osadowe i drzewa klęczące

Piotr Suchorab członek Zarządu Powiatu reprezentujący w nim „Krasnostawian” w ostatnim numerze „Nowego Tygodnia” dał popis takiego hartu ducha i niezłomności, że można spać spokojnie, bo jakby co to on nas obroni. A jak sobie weźmie do kompanii starostę Leńczuka i wicestarostę Nowosadzkiego oraz  Wicia Boruczenkę to przepędzą Putina za Ural, a może nawet dalej. Takie w nich drzemią zuchy!

Dopadły Piotrka prasowe charty i zapytały, dlaczego podpisał się pod wnioskiem zarządu powiatu do burmistrza Kościuka, w którym mowa o zmianie w planie przestrzennego zagospodarowania sławnego „chmielnika”, co to jest polem bitwy między miastem i powiatem i tym samym kolejnym aktem wojny domowej.

Świnia po krasnostawsku w chmielowym sosie

Warto przypomnieć w formie dygresji, że leją się od momentu wygranych wyborów samorządowych w 2018 bez oglądania na skutki dwie grupy przedszkolaków z PiS. Żeby nie było! Tak do końca nie są pisowcami z krwi i kości, ale 4 lata temu wszyscy pisowcami się czuli i sztandar biało-niebieski całowali, jak żołnierze na przysiędze co to zaraz idą na front prosto w okopy. Wtedy byli pozornie zgodni. Teraz naparzają się, bo jak widać, do władzy nie dorośli. Na tej wojnie gdzie pól bitewnych jest znacznie więcej, korzystać będą inni, ale pisowcom skonfliktowanym w sumie o nic; tłumaczyć kretynizm wojny domowej jest takim samym sensem, jak gadać do głupiego, że sikanie do własnej zupy nie podnosi jej walorów smakowych.

Leją się więc o abstrakcję i bzdurę wymyśloną na poczekaniu, tylko po to, żeby się lać, bo rzekome tanie mieszkania, które mają powstać na chmielniku to bzdura i kretynizm czystej próby jak kolumbijska kokaina. To tak samo realne, jak elektryczne auta Morawieckiego albo inwestorzy z Kataru za Tuska. Główny lajtmotiw jest taki, że Kościuk z miasta chce budować, a Leńczuk starosta nie chce sprzedać gruntu pod budowę. Ludzie bijali się o mniejsze rzeczy niż „chmielnik” a choćby o świnię jak w 1858 roku, gdy na wyspie u zachodnich wybrzeży USA świnia wlazła w szkodę i spowodowała wojnę na poważnie zakończoną arbitrażem międzynarodowym. W krasnostawskim przypadku świnią i to podłożoną było zaplanowanie przez miasto na gruntach powiatu za powiatu plecami osiedla!

Piotrek na spowiedzi a PiS na deskach

Wracając do Piotrkowej pokuty to rzecz poszła o to, że zdaniem Wilkołazkiego lidera Krasnostawian, co jest „szefem” Suchoraba we wniosku przeznaczono na infrastrukturę sportową jedynie 60 arów z ponad 7 hektarów „chmielnika” a miało być 1,5 ha. Mowa tam jeszcze o zabudowie jednorodzinnej i wielorodzinnej, co też się Marcinowi nie widzi. W ogóle oni wszyscy powariowali i sami wprowadzili się w stan głupawej ekstazy i czekać tylko jak zaczną w mroźne ranki biegać po mieście w bieliźnie wrzeszcząc w niebogłosy. Sztorcuje Marcin Suchoraba, którego można by nawet żałować, bo z drugiej strony co miał zrobić? Nawymyślali głupot i teraz trzeba ze spiżowym czołem do nich się odnosić. Być może jest to początek nagonki na Piotra, coby się go pozbyć z listy, bo jak wieść powiatowa niesie „Krasnostawianie” szykują się do wielkiego skoku po władze by PiS wyciąć. Być może chcą przebudować listę, a Piotrek im nie pasuje. Skok, jeśli do niego dojdzie byłby ciekawym widowiskiem, bo PiS się rozsypał. Jakby go wycięli poniżej korzeni nikt by nie płakał, z wyjątkiem Stępnia z NT, bo nie miałby o czym pisać. Dowiedli pisowce, że strach im władzę dawać nawet w sołectwie, bo i tu narobiliby bajzlu. Anarchia u nich jest tak daleko posunięta, że gdyby dziś przyszło to nie stworzą nawet listy ale to temat na inny felieton. A podejrzewam, że jak zaczną ją tworzyć to się dopiero wezmą za łby i Tutsi z Hutu będą się mogli od nich uczyć.

W dobrej wierze…

Tymczasem to wszystko nic, bo najbardziej urzeka reakcja samego Suchoraba na zarzut; jak mógł pod czymś takim się podpisać. Ten nawet nie pomyślał, czy ten jest uprawniony, tylko na ślepo uznał, że popełnił prawie grzech śmiertelny i począł się kajać i to jak! Łyknął to wszystko na jeden raz, aż zadzwoniło. Piotrek się prawie rozsypał w tej pokucie i powiedział, że on tego, co podpisywał to nie czytał i wszystko robił w dobrej wierze…

No ba! W dobrej wierze to Konrad Mazowiecki Krzyżaków do siebie w 1226 zaprosił i w takiej samej dobrej wierze jego wnuk; Władysław Łokietek poprosił w 1309 coby wypędzili z jeszcze jego Gdańska Brandenburczyków a ci jak już to zrobili to weszli i zajęli ich miejsce a siedzieli w nim do 1466… No i w końcu jeden chłop w dobrej wierze poszedł do spowiedzi i w dobrej wierze księdzu powiedział, że spał z jedną Zośką bardzo zamężną i nie byłoby w tym nic dziwnego tylko, że ksiądz też tam zachodził i przy Zośce robił za termofor. To wszystko było w dobrej wierze, jak i podpis Piotra, a poza tym to czy on mógł podpisywać w jakiejś innej wierze !? No i jak widać działanie w dobrej wierze często jest początkiem kłopotów ale i ciekawych obserwacji…

Piotrek i czteroletni „napastnik”

Chłop z niego dorosły, a podeszli go jak dzieciaka. Piotrek widać bardzo spolegliwy i jakby go czterolatek zaczepił w południe na ulicy i wyseplenił: Piotrek dawaj kasę, bo mam w ręku misia i nie zawaham się go użyć; to radny oddałby portfel razem z portkami, kluczami do domu i auta. Jeszcze by przeprosił za ociąganie i napastnika zaprosił na lody. Radny Piotruś co by nie mówić ze swoim stażem w samorządzie powinien być znacznie twardszym zawodnikiem, a nie takim o konsystencji kisielu. Tłumaczenia powinien dobierać zdecydowanie lepsze. Nawet można uznać, że dobrał, bo pod koniec artykułu powiedział, że żadna klamka nie zapadła i decyzja nie jest ostateczna Jakby pociągnął tłumaczenie w tym kierunku to miałoby to ręce i nogi, ale bez opowiadania, że nie czytał a tak to wyszedł z tego materiał źródłowy do kabaretu…

Tusk też nie czytał…

W tym miejscu warto przypomnieć w formie ciekawostki i na otarcie łez, że gdy Tusk podpisywał Traktat Lizboński amputujący Polsce kawał suwerenności to też go nie czytał i się do tego przyznał jak nasz Piotrek! To nie koniec, bo dla równowagi ostatnie tłumaczenie Kaczyńskiego na spotkaniu z wyborcami w Nysie czemu za traktatem głosował jest dopiero zabawne! Stwierdził właściciel kota i połowy Polski, że głosował za nim by obóz patriotyczny doszedł w przyszłości do władzy. Do dziś nikt nie wie co to ma znaczyć.

U radnego nie było powodów do takiego kajania i przepraszania za to, że się żyje. Jest członkiem zarządu i obowiązuje go względem Leńczuka jakaś lojalność a poza tym to wszystko duby smalone i bzdury cała ta inwestycja na chmielniku. No i przecież kiedy wiosną głosowano czy sprzedać jego część Suchorab był „za”, ale tym samym przeciw Leńczukowi. O lojalności w tej kadencji wielu pozapominało i mamy „burdel” jak ta lala, ale dla kurażu i zdrowotności bronić się wypada skoro portki się na rzyci nosi. Zamieszanie wynika z takich wrzutek jak chmielnik, które mają taki sens i prawdopodobieństwo jak postawienie znaku „teren zabudowany” na autostradzie przez pustynię.

Rewanż i jest remis

Nowosadzki w tym podpisywaniu udziału nie brał i się z tej Jałty ulotnił, tak napisali w gazecie, ale dokonała się „zemsta” na Suchorabie, bo gdy głosowano w zeszłym roku podwyżki diet to Suchorab wstrzymał się od głosu ale dietę wziął. Nowosadzki, choć diety nie bierze, bo jest wicestarostą lojalnie głosował „za”. Odchorował to bidulek… Dzięki temu został Marek tłustym kotem, choć kęska nawet nie powąchał. Teraz jakby rachunki się wyrównały i obaj mają w siniakach i zadrapaniach remis…

Nowa praktyka i co z niej wynika

W związku z Piotrkową pielgrzymką pokutną można wysnuć wniosek, że w zarządzie i części rady powiatu wyewoluowała nowa moda. Bo są w radzie dwie grupy o biegunowo odległych reakcjach na bodźce zewnętrzne. Pierwsza grupa to ta służalczo-cierpiętnicza w postawie względem swoich adwersarzy. Można to określić dendrologicznym terminem mając na względzie klona z miejskiego rynku i ochrzcić ich „samorządowymi klęczącymi drzewami”. W tym zacnym gronie jest Leńczuk starosta, Nowosadzki wicestarosta, Boruczenko „przewodniczący bezrady i Mojżesz kulejący”. Wicio co trzeba wiedzieć, tak charyzmatycznie prowadzi obrady, że jakby Mojżesz tak Izraelitów wiódł do Kaananu, to chodziliby w kółko. Teraz już Suchorab dołączył rzutem na taśmę i w tym gronie chyba trwa zażarta rywalizacja; kto bardziej klęknie i pozwoli sobie wejść na głowę. Piotrek w debiucie wniósł całkiem niezłe widowisko i teraz czekać na ripostę reszty. Pozostała trójka co rusz wypuszcza serwilistyczne balony a Leńczuk Andrzej „utrapienie wszystkich fryzjerów” w ciągu ostatnich miesięcy popadł w jakiś bliżej nie określony amok i jest krok od tego, że na wiosnę bociany uwiją mu w kędziorach czupryny gniazdo, a on ani drgnie. O szczegółach tego przedsięwzięcia innym razem, bo ciekawe to jak jasna cholera. Tak czy siak, to wspomniany klon ma towarzystwo, ale i konkurencję…

Druga frakcja to ci, co pozjadali wszystkie rozumy i przez to pławią się w bucie, arogancji a zwykła prostacka głupota urosła u nich do rangi charyzmatu. Wystarczy posłuchać wynurzeń Janeczka, bełkotu Zielińskiego, pierdół Domańskiego, wrzasków Szpaka czy paplaniny Nieściorowej. Właśnie ci pastwią się nad tymi pierwszymi. Jest i cała reszta, która biernie się temu przygląda z różnych powodów. No i jest Józio Wroński, który jak podsumuje mądrali to idzie w pięty…

Na zakończenie ciut otuchy radnemu się należy. Wypada twardszym być, tym bardziej, że imię Piotr zobowiązuje, bo z greki to znaczy tyle, co skała; petros. Tylko że znając skłonność radnego do dziwnych tłumaczeń gotów powiedzieć, że jest skałą, ale osadową jak piasek czy less i skoro tak to wystarczył strumień zarzutów i popłynął. Mimo wszystko Suchorab ma zalety i jedna z nich to brak skłonności do intrygowania. A w tej radzie powiatu to wartość dodana, bo jest kilku rzemieślników intrygi, jak i jeden „wirtuoz”.

 

 

29
8

Kot jednak ma lepiej

Doczekali my takich czasów, w których kot instynktownie wyczuwa, co jest dla niego najlepsze, i w tym przekonaniu utwierdza nawet reklama telewizyjna. Wniosek z tego taki, że kocur może o sobie dowolnie decydować. My nie mamy takiego luksusu instynktu, który coś by podpowiadał. Mamy za to władzę, która instynkt zastępuje. W Siennicy Różanej jest nią wszechmocny wójt Leszek Proskura.

W ostatnim numerze „Nowego Tygodnia” zostało napisane w artykule pod wszystko mówiącym tytułem „Czy wójt głębiej sięgnie do kieszeni ?”, że nasz jasny idol unieważnił przetarg na budowę przedszkola. Szkoda, bo przedszkole ma być takie jak ogierek Kargula, który jak wiadomo był fajny i „amerykancki” Ponadto za tytuły powinni w „Nowym Tygodniu” przydzielać sowite premie, bo czyja ta kieszeń na pierwszy rzut oka nie wiadomo i można dojść do wniosku, że Leszka! Przez takie sugestie może jeszcze ktoś uwierzyć, że  Proskura jak hetman i kanclerz Jan Zamoyski funduje  za swoje. Dopiero potem autor daje do zrozumienia, że kieszeń „nasza” a tylko ręka jest wójta. Czyli klasyka.

Cwany plan

Gmina otrzymała od państwa z programu „Polski Ład” 9,444 miliona na budowę przybytku o nazwie „przedszkole”. Było to „prawie” rok temu. To „prawie” z czasem zdaje się kluczowe. Wójt sobie pomyślał, że jak tak, to te „prawie” 10 baniek będzie w 85% pokrywać jego cwany plan, a on sobie dołoży oczywiście nie ze swoich tylko z naszych te 15% i mu się to wszystko domknie i zbilansuje. Potem odtrąbi sukces… Tak sobie to skalkulował, tylko że zapomniał gdzie żyje i że inni: czytaj- wykonawcy na takie kalkulacje mają swoje anty kalkulacje, bo chcą zarobić. Tym bardziej, jeśli do trwającej pandemii w międzyczasie dochodzi wojna na Ukrainie, którą żyje cały naród, a do tego inflacja co miesiąc większa, bo rząd jakby było mało nieszczęść rozdaje na prawo i lewo i ją nakręca.

Szok po otwarciu kopert

Leszek myślał jak ostatni naiwny, że jemu jakimś cudem się uda i….bardzo się zaskoczył, gdy zajrzał do kopert w trakcie przetargu. Doznał chłop prawie szoku, który redaktor Stępień określił zaledwie mianem „sporego zaskoczenia” i być może są to nawet słowa samego Leszka. To dobrze, niech wie co to zaskoczenie, albowiem wielu jest notorycznie w takim stanie, gdy słucha jego pomysłów i pokrętnych tłumaczeń…

Najtańsza oferta opiewała na „zaledwie” 13,2 miliona, a najwyższa na 20 milionów. Była i trzecia, ale o tej cicho sza, może to było coś pośrodku? Dobrze to nie wygląda, bo do najniższej trzeba by dołożyć prawie 5 milionów z „naszej” kieszeni.

 Walczy dalej

Czy wójta po tym czytaniu podnosili z podłogi, to nie wiadomo, bo nie napisali o tym, ale jakby gruchnął o parkiet byłoby to zupełnie na miejscu. Po wszystkiemu jak się nasz Leszek z zaskoczenia otrząsnął, to wziął i przetarg unieważnił, a wie jak się to robi bo parę tygodni wcześniej unieważnił konkurs na dyrektora Centrum Kultury. Drugi ogłosił 10 sierpnia i następne otwarcie kopert z ofertami przetargowymi wyznaczył na 29 sierpnia w nadziei, że będzie taniej!

Ta nadzieja jest bardzo płonna i przypomina marzenie skazańca o tym, że akurat nad jego karkiem gilotyna się zatnie! Zapowiada również, że jakby co to się zakres prac przy planowanym przedszkolu okroi, żeby się zmieścić w kosztach. No, jest to jakieś wyjście tylko czy to już nie za późno. Jak dalej tak pójdzie to te prawie 10 milionów starczy mu na fundamenty!? W takiej sytuacji należy sobie zadać pytanie; czy ta budowa ma jeszcze sens i czy kiedykolwiek miała?

Nadal nie wiemy ile kosztowałaby modernizacja już istniejącego przedszkola przy szkole podstawowej, albowiem tam rzecz się rozbija o klatkę schodową. Mówi się, że miałoby to kosztować „dużo” tylko nikt nie wie co znaczy „dużo” Żadnych kalkulacji na owo „dużo” nikt nie przedstawił…

Brać bo dają

Dla pojmowania świata przez Proskurę i jego otoczenie nie bez znaczenia jest ten magiczny zwrot mówiący o dofinansowaniu, z którego wynika, że wystarczy coś tam dołożyć, jakieś przysłowiowe grosze i za nie będzie coś zupełnie nowego. Tak tymczasem nie jest, bo nie jest to do końca prawda, ale działa owa sztuczka jak hipnoza i rozpala umysły tych, którym się za specjalnie główkować nie chce. A nie chce im się, bo to nie ich pieniądze i ich odpowiedzialność. Ludzie lubią jak im się coś daje taki wniosek z tego wynika.

W poprzedniej kadencji na jednej z komisji stanęła sprawa budowy czegoś tam z dofinansowaniem i mniejsza co to było, a wtedy Andrzej Korkosz naszym decydentom zadał pytanie o charakterze szarady. Zapytał, czy gdyby państwo dawało 95% na budowę sieci domów publicznych, to czy też by w to wchodzili? Oczywiście odpowiedzi się nie doczekał po dziś dzień, ale charakterystyczne jest to, że wystarczy zarzucić temat dofinansowania a samorządy łykają to jak pelikany, nie patrząc czy inwestycja ma sens. Ot dają to bierzemy…

Kot ma lepiej

Jest jeszcze jeden smaczek, taki wysupłany w porywie szczerości. Stępień pisząc artykuł musiał polegać na opinii kogoś z UG, bo sformułował takie zdanie, które brzmi mniej więcej tak, że kiedyś tam planowano przedszkole w Zagrodzie, ale były obawy, że rodzice, którzy pracują w Krasnymstawie nie zechcą dowozić dzieci i zabiorą je do przedszkoli w mieście. Dla pełnego obrazu w Zagrodzie przedszkole miało być lokowane w budynku zabytkowego spichrza, który obecnie jest wystawiony do sprzedaży. To bardzo siennickie tłumaczenie, bo akurat rodzice pracujący w Chełmie podlegają podobnym prawom i dlaczego tylko jeden kierunek ma znaczenie?

Ważne w tym szczerym wyznaniu jest i to, że nikt z rodzicami nie rozmawiał, co jest niepisaną tradycją w gminie rządzonej przez Leszka. Gdyby Proskura chciał, to poznałby zdanie mieszkańców, bo co to za problem. Gmina liczy zaledwie ciut ponad 4 tysiące mieszkańców i jaki w tym problem spotkać się z zainteresowanymi? Kanały informacyjne i dystrybucyjne ma w postaci sołtysów i radnych. Gdy trzeba było podpisać się pod listem do Ziobry, żeby naskarżyć w nim na Ślusarczyka, to aktyw z całej gminy spisał się chwacko! Wobec tego zrywu, co tam dla nich odwrócić wektor w drugą stronę i iść z informacją pod strzechy? Przecież tu o dzieci idzie. W tym wypadku objawiła się w pełnej krasie przywódcza rola partii, która wiedziała lepiej, że rodzice mogliby się nie zgodzić, więc partia postanowiła co postanowiła. To nas plasuje niżej niż wspomniane koty, te wszak mają instynkt i mogą się nim kierować, a my takich co myślą za nas. A jak myślą to właśnie widać.

Nowa geografia

Mieszkańcom Zagrody po tym wszystkim została na otarcie łez łamigłówka, bo jak to jest, że ich miejscowość leży zaledwie od centrum 5 kilometrów i przy drodze głównej do tego wojewódzkiej, a tu w gazecie na potrzeby aktualnej rozgrywki stają się miejscowością na uboczu? Skoro tak, to gdzie znajdują się Baraki i Stójło? Myśleć, o czym mają jak widać wszyscy. Na to pytanie próżno czekać odpowiedzi, bo widać to władza decyduje co w gminnej geografii jest centrum, a co uboczem- jak ma w tym interes.

Wychodzi przy tym, jak rdza na Polonezie, że w gminie rządzi wójt i przypadek. Ten drugi grosza za swoje rządy nie bierze, ale ma przemożny wpływ na tego pierwszego i można powiedzieć, że tak naprawdę to on rządzi. W gminie brak jakiegokolwiek pomysłu czy koncepcji gospodarki nieruchomościami. Przedszkole powinno być już dawno i nawet nie w Zagrodzie tylko w dworku, obok szkoły w Siennicy Różanej, który tak samo, jak budynek dawnego przedszkola w Zagrodzie jest zabytkowy (a to pośredni dowód, że w zabytkach można lokować co się chce, ale jak się chce), ale ten temat omija się skrzętnie jak dziurę w moście, bo tam plany były co do zagospodarowania już dawno. Co też po części dowodzi, że wójt planować potrafi, tylko musi mieć w tym interes polityczny.

 

28
12

Wyborcze „weksle” radnego Piwko

Radny Piwko zwodzi swój elektorat obietnicami jak wnuczek babcię, że już będzie grzeczny, a tak naprawdę chce się dobrać do jej renty! W naszym przypadku baletnica z Lewicy chciałaby, żeby elektorat znów dał jej w wyborach prolongatę do powiatowej stołówki. Aktywny bardzo jest w Muzeum, gdzie wyprawia takie „salta”, że to się może skończyć hospitalizacją. Tymczasem są obietnice z kampanii i to niespełnione! Dziś o nich…

Mareczek Piwko alias „pączek w maśle” siedzi w poduchach z dobrobytu jak osesek w puchowym beciku. Dobrze mu!? Taki z tego żart historii. Brak mu tylko zdroworozsądkowej perspektywy i umiaru w aktualnej działalności, która przypomina szał zakupów. Tymczasem kadencja nieubłaganie ma się ku zachodowi powiatowego słoneczka i zaczyna zmierzchać, a radny coś obiecał na swoich wyborczych wekslach! Trzeba mu o tym przypomnieć, bo jak to tak!?

Obiecał stypendium

Gdy startował w wyborach samorządowych 2018 roku, to jedną z jego żelaznych obietnic było ufundowanie stypendium dla utalentowanego sportowca z Krasnegostawu. Piękna inicjatywa, taka kardiologiczna i dowodząca, że lewica ma serce, a może nawet duszę. Po deklaracji Kwaśniewskiego odnośnie tej ostatniej są wątpliwości. Oluś stwierdził, że duszy nie ma, ale wiemy na pewno, że kiedyś miał wątrobę i może nawet ma. Teraz dzięki temu odkryciu wiadomo, że „bezduszność na lewicy” się zdarza, prawie tak często, jak kac u Olka, ale u nas Mareczek duszę raczej ma i skoro tak, to trzeba się do niej odwołać. Minęło już prawie cztery lata i Piwko nic z tym „wekslem” nie zrobił. Z ulotkowej deklaracji wynika, że cyt „jeśli zostanę wybrany na radnego, to ufunduję… itd.” Taki zapis rozumie się jak klauzulę natychmiastowej wykonalności. W tym wypadku zaraz po wyborze, a przynajmniej w pierwszych miesiącach. Wszak sam tak to sformułował!? On widać czeka… Takowe stypendium zależy tylko od niego samego i nie ma żadnych innych ograniczeń poza jego wolą, rzecz jasna. Może brak talentu w mieście na miarę stypendium? Wątpliwe, ale trzeba poszukać. Tylko czy on szukał!? Może czasu nie ma na to szukanie, bo na razie nasz wrażliwiec lata jak Żyd tylko nie po pustym sklepie, ale po muzeum i zapowiada kontrole! Gdyby szukał z taką pieczołowitością, jak tam pcha paluchy to zapewne znalazłby sportowca albo i cały ich legion.

 

Piwko jest zawsze dobrym wyborem, ważne żeby później przekonać patrol policji. Hasło wyborcze radny też sobie sam wymyślił. 😉

 

Pasja sportowa radnego

Marek Piwko sam już uprawia dyscyplinę „prawie wyczynową” na razie jest nieoficjalna i nazywa się „chodziarstwo pielgrzymkowe świeckie” Porusza się przecież w trójkącie dworek starościński, Muzeum Regionalne i własny dom. Czasem łamie figurę i „zasuwa” na sesje rady powiatu i komisje, by tam być nieszczęśliwym przez tę podwyżkę diet, którą oprotestował, ale wziął w akompaniamencie padających słonych łez z jego troskliwych oczu. W tym pierwszym pracuje jako szef Centrum Integracji Społecznej. Do drugiego zagląda, ale nie dalej niż do pomieszczeń administracyjnych, a w trzecim mieszka. Być może ta dyscyplina, wkrótce zostanie przez niego samego certyfikowana i uznana za pełnowymiarowy sport. Wtedy sam sobie przyzna stypendium dla utalentowanego sportowca. Własnoręcznie sobie z tuzin dyplomów wypisze i uzna, że stypendium jemu się należy! Pomyśli, że skoro tyle się nachodził to jest jakiś wyczyn, a on jest wybitny. Jeśli się jeszcze informacją z krokomierza podeprze, to siebie ostatecznie przekona. Nie takie sporty na olimpiadę trafiają i nie takie mają oglądalność. Sportem jest widowiskowe pranie się po pyskach otwartą dłonią, tu może być podobnie. Dziś nie takie „cuda” się zdarzają. Tym bardziej że w jego obietnicy nie ma żadnych kryteriów oprócz pochodzenia z miasta, a to akurat Marek spełnia. No sprytnie nasz entomolog i wielbiciel nakrapianych owadów pomyślał. On z kolegami każe nam się emocjonować biologiem w muzeum, a tu proszę już 4 lata temu przewidział jak zrobić coby kasa została w rodzinie. Może tak być, może… To jest lewica.
Gdy otwierano „Stary Browar” w Poznaniu to w loterii inaugurującej jego działalność lodówkę wygrała „psiapsiółka” Kulczykowej, bo akurat miała takie szczęście i potrzeby. W tym porąbanym i zaściankowym powiecie wszystko jest możliwe. Może jednak Marek znajdzie pod koniec kadencji upragniony talent i da na parę miesięcy będzie przez to taniej!? O czasie trwania stypendium też nic nie wspomina…

Ulotka jak Talmud

Radny widać sam treść ulotki tworzył, w bólach na świat treść przychodziła i populizm aż wrzeszczy i przykładowo w takim jednym zwrocie „dobro ludzkie” stawia ponad urząd!. Figura retoryczna piękna, ale obosieczna. Do tego używa naprzemiennie zwrotu „dobro drugiego człowieka” Marks raczy wiedzieć jak to rozumieć, ale tu widać przede wszystkim chodzi o jego dobro! Jest „ludziem” i komunosocjalistą, który w swoim otoczeniu biedę wyrugował. Jeśli Piwko stanie przed lustrem to tam jako żywo znajdzie drugiego człowieka. Nawet podobnego do niego, o którego dobro można zadbać. Kryty jest i sprytne to, jak żydowskie tłumaczenia zawarte w Talmudzie na obejście różnych zakazów oraz zachowania w konkretnych sytuacjach. No nie trzeba zapominać, że przy socjal komunizmie majstrowali Żydzi. Może Piwko tym sposobem z pełną odpowiedzialnością powtarzać po Świętym Pawle, że zbawienie przychodzi od Żydów. Co prawda, co innego Apostoł Narodów miał na myśli, tak samo jak Poniatowski Staś co zawsze tak mawiał gdy żydowscy bankierzy pożyczyli mu pieniądze. No ale wszystko się tak ułożyło, że Żydzi wyskakują co chwila nawet w naszym zapyziałym powiecie. Cała jego ulotka Talmudem podszyta a Markowi tylko pejsów brak.

Klimat pomoże

Są i inne zobowiązania „powyborcze”, ale tamte tylko po to, żeby czymś zapełnić papier. Ciut niedorzeczne, ale takie są ponoć najbardziej chwytliwe. A choćby budowa basenu odkrytego lub kąpieliska na „chmielniku” To już jest czysta fantastyka. W mieście gdzie jest kryty basen i kąpielisk w jego otoczeniu Piwko będzie otwarty budować. Chyba tylko dlatego, żeby był. Może wypada poczekać na interwencję klimatu, bo ten jak wiadomo walczy z ludźmi gdyż ci nie chcą żeby się zmieniał. Klimat jednak chce się zmieniać i słuchać nie chce. Walczy z tymi co z nim walczą, i o dziwo ci klimatyczni zamordyści też z lewicy! Jeśli ten klimat przyjdzie zezłoszczony i tak powieje, że dach z basenu zwieje, ale bez kierownika MOSiR, to Piwko będzie miał i basen i do tego otwarty. Tylko poczekać musi. Wszystko może być, póki jest Lewica i nasz Piwko, rycerz niezłomny i pielgrzym świecki.

Mareczek zdziecinniał i to nawet nie jest poza, tylko on taki jest i w swoim piano biciu miarę zatracił. W Muzeum rozpoczął swoją kampanię w celu przedłużenia bytności w radzie. Ma o co walczyć, bo dziś powiatowa micha z melasą opiewa na 1700 złotych i to dla szeregowego radnego. Jak się jest tak jak on przewodniczącym komisji to ma się 2200 złotych. Jesienią bardzo się troskał, że duża podwyżka diet skusi ludzi do kandydowania i będzie tłok na listach. Jego widać ta perspektywa przeraża, a sam się uważa za predysponowanego do mandatu z „chyba” urodzenia!? Tematy, jakie podnosi są kłębkiem emocji i dziecinadą. Dlatego jak wyżej on już kampanię zaczął. Tymczasem są obietnice sprzed 4 lat i jedna w jego mocy i po to jest ten felieton, żeby Piwko nie bił piany tylko wrócił do spełnienia wcale realnych obietnic… Chyba łatwiej spełnić obietnicę niż przywrócić dwoje pracowników w Muzeum do pracy w sytuacji gdy się nie jest jego dyrektorem. Tyle że Lewica i Piwko kochają poświęcać się utopii…

 

 

 

 

 

 

 

30
6

Powiatowe przedszkole oczami dziecka czyli wszystkie nasze dzieci są

 

Nasze przedszkolaki są bardzo fajne. Oczka mają rozbiegane, czupryny zmierzwione, rączki pulchniutkie i liczka krase. Niektórzy są  z „dobrych klasowych domów”. Dziś opowiem o nich, i o tym co się w przedszkolu dzieje i dlaczego jest taki bardak!

 

W głowach naszych przedszkolaków „tysiąc Chińczyków sieka szczypiorek” i myśli się kotłują; co by tu spsocić. Może żabę napompować albo źdźbło komu w ucho wsadzić? Jak to za mało to podłożyć poduchę pierdziawkę, żeby mieć ubaw. Niektórzy mówią na to co się w przedszkolu dzieje tak, że jakbym to powtórzył to mama by mnie skrzyczała; skąd znam takie słowa! Jak ktoś wpadnie na pomysł żeby przedszkola zacząć likwidować to zaczną od naszego! No nie ma siły…

Marek „biedronkowy” 

Marek do przedszkola jak przychodzi, to zawsze przy drzwiach się bawi, a ma największy worek na kapcie. Na nim ma wydzierganą biedronkę . Mówi, że worek jest pamiątką rodzinną i u nich przechodzi z pokolenia na pokolenie. Oprócz kapci czerwonych z pomponami ma kanapki i wszystkie z szynką. Jak się go pytają; skąd szynka, to mówi, że z Biedronki. Na początku nikt mu nie wierzył, że biedronka daje szynkę, ale jak ją nam pokazał to wszyscy uwierzyli, że to taka Biedronka. Marek bardzo jest wrażliwy na niesprawiedliwość, ale jak go poprosić, żeby kanapką poczęstował to mówi, że może kanapkę odsprzedać!  Marek się jeszcze chwali, że jak urośnie to będzie siedział w dworku, jak dziedzic!

Marek „Bojący” i Krzyś 

Krzyś się z Markiem od Biedronki koleguje, ale jak długo to nie wiadomo. Krzyś nim do przedszkola trafił bardzo długo musiał siedzieć w domu „z dziatkami” Coś z 8 lat tego siedzenia było, bo nikt go nie chciał do przedszkola zapisać. Przez ten czas planował przejęcie kontroli nad przedszkolem, ale jak to u Krzysia bywa nic mu z tego nie wyszło. Krzyś tak ma, że lubi rozkręcać zabawki i jak je poskłada to mu części zostaje. Potem szuka winnych tego stanu rzeczy, ale jak to tak można, przecież to on rozkręcał sam! Podobno kiedyś popsuł młotek i kulkę od łożyska!


Obaj z Markiem „biedronkowym” są zaliczani do „czerwonych skrzatów” i dokuczają „starszakom” od Andrzeja. Podbierają im zabawki i podwieczorki, a jak się da, to chowają kapcie. Straszą Marka „bojącego” co jest zastępcą Andrzeja, że mu gwizdną worek z kapciami i zrobią opinię poza przedszkolem ! Marek się boi, bo ciapy ma wypasione, szyte na miarę i z koronką! Szczególnie Markowi „bojącemu” Krzyś zabrałby zabawki i to wszystkie! Sami chcieliby rządzić w przedszkolu…

Leszek

Może jeszcze w tych psotach „starszak” Leszek z nimi się równać, ale ten to już zupełnie inna kategoria. Leszek ma swój zakątek i jak dorośnie to będzie chirurgiem, ale pewnie wyjdzie mu z tego ginekologia. Ze swojego kątka nie wychodzi i na wszystkich patrzy z góry, a uwielbia gadać do misiów i lalek. Uważa, że jest historyk i wszyscy powinni go słuchać! A kiedyś to było tak, że jeden Miś nie wytrzymał i jemu nagadał, że zrobił z niego złodzieja! Ten Miś mówił w imieniu innych, a zły był na Leszka i to tak, że Leszek zamilkł. To był mały cud, że ktoś Leszkowi dzioba zakneblował!

Boguś

Jest jeszcze w „starszakach” Boguś, który ma bardzo duże kieszonkowe i jakby się uparł to kupiłby całe przedszkole, a potem zrobił z niego magazyny! Boguś uważa, że za ostatnie przeziębienia odpowiada diabeł i jak ktoś jest niegrzeczny to wtedy straszy go piekłem. Powtarza, że przeziębienia nie ma, ale jakby kto chciał, to on mu aspirynę sprzeda, bo akurat ma przy sobie. Ostatnio jacyś źli ludzie narobili Bogusiowi zdjęć, a to nie była „Pierwsza Komunia” i był z tego powodu bardzo zły. Skąd ci ludzie byli, nikt nie wie, ale chcą Bogusiowi udowodnić, że na lewo zapisali go do przedszkola. Wszystkie przedszkolaki mu z tego powodu bardzo współczuły. Poza tym Boguś ma ambicje, żeby dostać się do jeszcze większego przedszkola w Warszawie. Boguś jest taki świętoszek, że prawie w przedszkolu śpiewa psalmy i jakby mógł to zamiast obiadku byłaby msza! Ze dwa lata temu Boguś obraził się na tych co go do przedszkola zapisywali.

Ewcia, Justynka i Ania

Bardzo wpatrzona w Bogusia jest Ewcia i Justynka… Ta pierwsza to uważa, że Boguś jest bardzo mądry, ale zaraz po niej. W ogóle Ewunia ma ambicje być szefową przedszkola w tej miejscowości co mieszka i bardzo by chciała, ale strach jej mówić, że się nie nadaje. Kiedyś to nawet chciała Andrzejowi wejść w paradę, ale jak jej powiedzieli, że deseru może dla niej braknąć to dała sobie spokój. Ewcia dużo mówi i bardziej się nadaje do kabaretu, bo mówi co myśli i to publicznie, a nawet jak nie przemyśli to też mówi… Ewa koleguje się z Justynką, bo Justynka zna tych co do przedszkola zapisują, a poza tym zawsze przynosi dobre kanapki i cukierki. Kolegują się więc, bo to jedyne dziewczyny w tej części przedszkola. Jest co prawda jeszcze Ania, ale ona się nie bawi z nimi… Ania jest w grupie starszaków „Koniczynek” Ania ma warkocz i duże kieszonkowe, które rozdaje tylko, że to nie są do końca jej pieniążki i trzeba je oddawać. Ania jest grzeczna i małomówna.

Janusza „Koniczynki” Marcin, Karolek i Tadzio 

W „Koniczynkach” rządzi Janusz, który kiedyś był szefem przedszkola tak jak Andrzej teraz i to przez 16 lat. Janusz wtedy mówił wszystkim z kim się mają bawić i czym. To były ciężkie czasy, szczególnie dla Marka „bojącego”. Marek się bał odrzucenia przez Janusza i przez to często pochlipywał rozczarowany tym wszystkim w szatni. Teraz Marek ma lepiej, ale też się boi, że mu to zabiorą. On zawsze coś sobie znajdzie, żeby się bać…

Janusz teraz narozrabiał i to tak, że podwieczorku nie dostanie. W ogóle Janusz jest rozrabiaka i dokucza Andrzejowi. Mówi, że jak on był szefem to było lepiej . To nawet prawda, bo on wtedy na siebie nie krzyczał i sobie nie dokuczał… U Janusza w „Koniczynkach” jest jeszcze kilku starszaków. Jest Marcin co ma oczka ruchliwe jak chomik w kołowrotku. Milutki jak wielkanocny zajączek. Tam, gdzie mieszka, też chodzi do przedszkola i on bardzo lubi cukierki, ale zawsze jak ktoś częstuje. Karol to kolejny starszak od Janusza. On kiedyś miał przedszkole prawie na własność i długo w nim siedział. Teraz wyszło po podliczeniu obiadków, że to już jest zerówka… Karol nic nie mówi, tylko je paluszki. No i jest Tadek co nosi okulary i gada głupoty. Ten też miał przedszkole, prawie swoje, ale mówią, że już nie chcą, żeby do niego wracał. Mają teraz takiego Janusza, co jest miły spokojny i nigdzie nie pędzi…

Stasio, Piotrek, Marek, Mirek…

Są jeszcze inni w naszym przedszkolu. Jest taki Stasio, którego kiedyś Janusz namówił, żeby był jego kolegą. Stasiu, nie odmówił, bo się bał, że z przedszkola może wracać na bosaka i dlatego z Januszem musiał się kolegować. Stasio jest grzeczny i małomówny i nosi okulary. Tam, gdzie mieszka też chodzi do przedszkola… Mówi, że jak urośnie to wyłysieje, bo nie rozumie tego, co się w przedszkolu dzieje.

Jest też blisko Andrzeja taki jeden Piotrek. On kiedyś siedział przy drzwiach i tam był przeciąg, i Janusz tam go usadził. Piotrek drzwi i okna przymykał jak Janusz rządził w przedszkolu, a teraz ma lepsze miejsce i już go nie przewiewa. Teraz siedzi blisko Andrzeja, ale się nie cieszy, bo mu Krzyś dokucza. Mamy i jeszcze jednego Marka, ale ten jest ani bojący, ani biedronkowy tylko malowany. Marek jest grzeczny i jak z obrazka do tego jest kolegą Andrzeja i zawsze ma takie samo zdanie jak Andrzej. Jest i Mirek i na niego można zawsze liczyć, a jest z niego bardzo duży przedszkolak i też jest kolega Andrzeja, ale on na Andrzeja nie może liczyć tak jak Andrzej na niego. Mirek poza tym tak, mówi jakby był zza Buga a tam jak wiadomo nie ma przedszkoli takich jak nasze!

 Święty Józio

Mamy w przedszkolu też Józia, który jest prawie święty. Józio jest kolega z Andrzejem, jest bardzo spokojny i rozsądny. Przed każdym przyjściem do przedszkola Józio idzie do kościółka pomodlić się o to, żeby Bozia dała mu siłę, żeby mógł w przedszkolu wytrzymać. Józio mówi, że jak słucha innych przedszkolaków, szczególnie tych przemądrzałych; co plotą głupoty to może to wytrzymać. Józio uważa, że to jest dowód, że Bozia jest i do tego wysłuchała jego próśb, bo dała mu siłę, o którą prosił…

 Jasio wędkarz 

Jak jest Józio, to musi być w przedszkolu Jasio i u nas też tak jest. Jasio jest bardzo spokojny prawie tak jakby go nie było. Jasio jest blisko Andrzeja i jak trzeba to mówi ale chyba jest mu smutno, że w naszym przedszkolu jest taki bajzel. Jasiu, męczy się w przedszkolu i tęskni za łowieniem ryb. Bo jak mówi, tam nad stawem wiadomo o co chodzi i na ryby nigdy nie wziąłby Ewy, bo ona dużo i głupio gada. Leszka też by nie wziął, bo by go pouczał jak ryby łowić…

Wicio

Mamy jeszcze Witka, co jest od porządku w przedszkolu. Witek nosi okulary i jest jednym z największych przedszkolaków. Podobno kiedyś, jak poszedł sam do ZOO, to wszyscy myśleli, że niedźwiedź z klatki uciekł, dopiero poznali, że to nie niedźwiedź, bo niedźwiedź nie nosi okularów! Witek jest fajny, ale mu wszyscy wchodzą na głowę i mówi, że jak urośnie to zostanie strażakiem, żeby innym wchodzić na dachy…

Andrzej

No i na koniec Andrzej. On ma najgorzej, bo mu dokucza Janusz, ale to nic, bo Janusz już taki jest. Janusza boli to, że już na stołówce nic nie znaczy i nie decyduje kto dostanie dokładkę. Andrzejowi najbardziej dokuczają ci co razem z nim dostawali się do przedszkola. Oni mówią, że on się do przedszkola dostał kuchennymi drzwiami albo, że jest adoptowany. On się nawet nie denerwuje, tylko jak mu źle, to się zamyka w schowku na szczotki i słucha muzyki. Andrzej mówi, że wolałby być kierownikiem kina niż szefem przedszkola, bo w kinie jak idzie film to jest cisza, a tu jak on mówi to wszyscy drą gęby, i kierownik ma więcej do powiedzenia, i to on decyduje jaki film puszcza i kto może być w kinie. Jeszcze Andrzejowi Marek „bojący” wcale nie pomaga, tylko się często boczy i wszystko robi żeby być kolegą wszystkich, i tyle z niego pożytku jak z misia z którego sypią się trociny. Takim misiem nie można się bawić ! No i wszystko robi, żeby na przedszkolnej gazetce były tylko jego zdjęcia! 

Jest jeszcze taka pani, Teresa ma na imię i ona wielu wpisała do tego przedszkola, i ci, co najwięcej dostali to teraz jej dokuczają. Ona nawet nie chce mieć z naszym przedszkolem niczego wspólnego, bo to już nie przedszkole, tylko poprawczak!

 

25
4

Pat i Mat zbawiają świat

 

Duet „Pat i Mat”, w osobach radnych powiatowych; Krzysia Zielińskiego i Marka Piwki  w dniach 3-4 sierpnia zawitał do krasnostawskiego Muzeum. Cel: zbawienie świata. Tym razem zaczęli od zatrudnionej emerytki na miejsce zwolnionej pracownicy. Oczywiście znalazło to oddźwięk w „Nowym Tygodniu”, ale bez pikantnych szczegółów. W ogóle można odnieść wrażenie, że serwuje się opinii publicznej tylko to co radnym jest „na rękę” 

Po sesji 21 lipca, gdzie próbowano z Andrzeja Gołębia dyrektora Muzeum Regionalnego zrobić rosół, nastąpiła „pieriedyszka” i przegrupowanie. Gołąb od jednego z samorządowców usłyszał deklarację, że niech sobie nie myśli, że to, co go spotkało na sesji jest rzeczą najgorszą albowiem jak zapewnił go wspomniany, to najgorsze dopiero ma nadejść. Po takim orędziu wypada zastanowić się, czy to jeszcze samorząd, czy już dom obłąkanych. To nic innego jak zapowiedź „samorządowej wołynki”, za którą bierze się publiczne pieniądze. Co by nie mówić, wydarzenia nie opisane, jak i te opisane przez „Nowy Tydzień” potwierdzają „zawoalowane groźby” naszych wybrańców narodu…

„Nic” jako „coś”

Wizyty wspomnianej dwójki w Muzeum Regionalnym odbyły się z godnym utrwalenia przytupem. Stępień z „Nowego Tygodnia” o tym, że były dwa naloty nie wspomina, widać mu nie powiedzieli a skupia się na rzekomych rewelacjach Zielińskiego, który tradycyjnie nic nie znalazł, ale „owo nic” przedstawił jako „coś” Uczynił to w swoim autorskim stylu. Krzyś już tak ma, że potrafi w rozjechanej przez auto żabie doszukiwać się zabójstwa z premedytacją, na tle rasowym z udziałem służb specjalnych Federacji Rosyjskiej. 

Krzyśfuria w Muzeum

Pierwsza wizyta „duszpasterska” odbyła się w środę 3 sierpnia i wtedy wpadł z „kontrolą” w solowej akcji Zieliński. Ta jest warta uwagi, gdyż miała osobliwy finał. Radny dyrektora nie zastał, bo się z nim nie umawiał. Wlazł do Muzeum prosto z ulicy, bo zachciało mu się kontrolować dokumenty. Wszystko odbywało się w tak przyjaznej atmosferze i w takich oparach kultury osobistej, że gdy na drugi dzień świeżo zatrudniona relacjonowała dyrektorowi Gołąbowi jej szczegóły to… płakała, i nie były to łzy szczęścia.

Zieliński potrafi wydobyć z siebie co ma najlepsze, byłem kilkukrotnym świadkiem takowych ekstrakcji. W sprawie wizyty i „specyficznej etykiety” radnego, Gołąb rozmawiał z Witoldem Boruczenką przewodniczącym Rady Powiatu. To nie pierwszy raz i zapewne nie ostatni. Trzaskanie drzwiami, wrzaski to podręczny arsenał „inżyniera cukrownika” niedoszłego wicestarosty i byłego szefa struktur wojewódzkich „Solidarnej Polski”. Jak również byłego członka rady nadzorczej „Dworców Lubelskich” i byłego kierownika promocji miasta Krasnystaw.

Co ciekawe to radny Krzyś zna zatrudnioną, albowiem pracowali razem w dużej państwowej firmie. Ona prowadziła sprawy administracyjne i jak widać dopracowała się emerytury. On był zastępcą kierownika działu mechanicznego.

Pytać żeby pytać

Wracając do rewelacji Zielińskiego utrzymanych w duchu „zabili go i uciekł” wypada dodać, że stanowisko „pomoc administracyjna”, na które zatrudniono panią jest obsadzone bez konkursu albowiem ten nie jest wymagany.  Zgodnie z ustawą, to nawet nie jest stanowisko urzędnicze. Zastępstwa to normalna rzecz, ale widać Zieliński tego nie wie, chyba zbyt krótko miał do czynienia z pracą. Przecież w perspektywie jest prawdopodobnie rozprawa przed sądem pracy i może dojść do przywrócenia zwolnionej. Ewentualny konkurs też byłby wodą na młyn „inżyniera” tylko wtedy krzyczałby; dlaczego konkurs, przecież nic nie wiadomo! Natomiast kolejny tropiciel Piwko sugeruje, że dyrektor zmienił regulamin a dowodów na to nie ma! I jak on mógł!  Szukał dowodów na zmianę regulaminu pod stanowisko nie urzędnicze ale nie znalazł… Może nikt regulaminu nie zmieniał? Mało tego to chce jeszcze Piwko uchwały rady powiatu by wejść do Muzeum i je skontrolować. Ciekawe w jakim zakresie?  

Wygodne do prasy, a niewygodne pod dywan

Tymczasem bez względu na wszystko, dyrektor musi zapewnić funkcjonowanie placówki dlatego zatrudnił kogoś kto potrafi to uporządkować. Zieliński nie chce mówić za wiele, bo to akurat nie pasuje do jego tez. Otóż, kiedy w czerwcu tego roku wpadł na podobną kontrolę, zarzucił Gołębiowi bałagan w dokumentach. Oświadczył to z płomieniem w oczach, zdawało mu się, że dyrektora „złapał”. Ten odpowiedział, że owszem; on za to odpowiada i właśnie dlatego wręczył wypowiedzenia. Zmieszał się radny, ale na sesji 21 lipca wystąpiła podobna sytuacja i tu Zieliński również się zagalopował a Gołąb odpowiedział tak samo że właśnie z racji swojej zwierzchności wręczył wypowiedzenia, albowiem takiego stanu rzeczy nie może tolerować. Wynika z tego, że radni „kontrolerzy” stąpają po kruchym lodzie i nie za bardzo chcą zaglądać w niektóre „teczki” Są przecież jeszcze protokoły z kontroli starostwa w Muzeum Regionalnym a w nich wnioski i zalecenia. Zawarta tam wiedza może całkiem Zielińskiemu i Piwce popsuć humor i oni to chyba wiedzą, dlatego o tym jest cicho jak po śmierci organisty. Poza tym trzeba brać pod uwagę, że zatrudniona pani poszerzyła krąg osób stając się depozytariuszem wiedzy na temat zastanych porządków, a to dla radnych jest bardzo niewygodne. Znamienne jest i to, że Stępień z „Nowego Tygodnia” rozmawiał ze wszystkimi tj. Zielińskim, Piwko i Leńczukiem, a z dyrektorem Gołębiem słowa nie zamienił. Jak sięgnąć pamięcią to już drugi taki numer wykręcił dyrektorowi.

Emeryt „dobry”

Co by o tym nie myśleć, to „imć radny” Zieliński zawsze potrafi znaleźć zastosowanie dla „emeryta” W jego postrzeganiu są widać emeryci „pożyteczni” i „niepożyteczni”. Tych drugich, emeryturą się piętnuje. Wypadałoby to ujednolicić, ale na razie to się nie zanosi. W 2018 emerytkę i do tego prezes jednej ze spółdzielni mieszkaniowych namówił Krzyś i wprzęgnął do rydwanu swojego planu wyborczego. Skłonił panią by startowała w wyborach do fotela wójta gminy Krasnystaw z Komitetu Prawa i Sprawiedliwości. Tak się złożyło, że gmina Krasnystaw leżała w okręgu wyborczym, z którego i on startował do rady powiatu. Operacja się powiodła, albowiem sprzężenie zadziałało i emerytka ciągnęła Krzysia, który zdobył prawie tyle samo głosów co ona. W tej batalii był największym beneficjentem, a wspomniana musiała obejść się smakiem, bo oprócz płonnych nadziei nie zyskała nic. Doszły mu jeszcze głosy w gminie Łopiennik i Fajsławice i mandat był w jego garści. By nie być gołosłownym to na 639 głosów, które zdobył 476 było efektem sprzężenia z emerytowaną kandydatką na wójta.

Emeryt „zły”

Inna „emerytka” Teresa Hałas wtedy poseł odpowiedzialna za konstrukcję list przyjęła go w poczet kandydatów na radnych PiS, żeby w ogóle mógł startować i dziś wrzeszczeć. To też pośredni dowód, że Zieliński sam siebie nie wymyślił tylko jest owocem cudzego zaangażowania i bezinteresownej pomocy. Bez „emerytów” i grupy ludzi byłby „nikim” i to, że jest radnym bardziej zawdzięcza innym niż samemu sobie. Bez wsparcia byłby tylko zdjęciem na ulotce jak wielu którzy trafiają na listy tworząc sztuczny tłum lub spełniając wymogi parytetów. A to, że obecnie doprowadził się do stanów rozstroju nerwowego jest li tylko jego zasługą i pokazem własnych umiejętności politycznych. To może sobie zawdzięczać i nikt mu autorstwa tego sukcesu podważać nie będzie. Obecnie Tereska Hałas jest „passe” i do tego emerytka. Taka Krzysia mądrość etapu i chyba ostatnie podrygi na lokalnej scenie politycznej.

Leńczuka Andrzeja i starosty „emeryta” Krzyś nie znosi ale „emeryt” Szpak nie budzi w Krzysiu „odrazy” a wręcz przeciwnie, stanowi dla niego stabilny filar w wygłupach. Obaj współpracują zgodnie jak ojciec i syn. Przecież Szpak w jego narracji sprzed wyborów 2018 roku był uosobieniem układu i przyczyną jego niepowodzeń, opowiadał o tym z wypiekami na twarzy…

Tajemniczy ZUS Majewskiego

Były dyrektor Muzeum Regionalnego również był emerytem. Majewski pobierał wynagrodzenie jako dyrektor Muzeum Regionalnego i emeryturę. Sprytnie to ujął w swoim oświadczeniu majątkowym, albowiem to drugie nazwał enigmatycznie ZUS a tego skrótu tłumaczyć nie trzeba. Kwoty były następujące: 2017 – 20 038.21, 2018- 25 603.18, 2019- 39 766. ostatnie dotyczy roku, w którym odchodził w glorii do Biłgoraja.

Wypada podsumować pienia duetu „Pat i Mat” Piwko to „krasnostawska kawiorowa lewica, co walczy z głodem na świecie siedząc przy kotlecie”. Wobec tego wypada sięgnąć po archiwalia, a tam najcelniej podsumował jakość jego działalności, w samorządzie miasta na koniec kadencji 2006-2010 „krasnostawski Michnik” Romek Żelazny. Ideolog tamtej strony sceny politycznej  napisał na łamach „Echa Krasnegostawu” tak; „Interpelacje przypadkowe i niezwracające uwagi. Przestrzega zasad dobrego wychowania nawet wobec ludzi pod wszelkimi względami różnych od siebie. Obciążają go jednak grzechy SLD-skiej młodzieży-brak zrozumienia dla krytyki, źle pojęta ideowość, obrażanie się na tych, co są poza partyjnym klanem, mentalność grupowa. Ale i to byłoby do przełknięcia…”. W tym miejscu należałoby wspomnieć jak to radny szuka kontrowersji w wyjazdach służbowych Gołębia do Urzędu Marszałkowskiego. Troska o finanse w takich okolicznościach zakrawa na żart, albowiem Piwko winien pamiętać dalszą część charakterystyki „Echa…” a ta doskonale pokazuje „kontrowersje” z jego udziałem i wcale nie wydumaną, a brzmi to tak; „Niestety, Piwce prywatny interes pomieszał się ze służbą publiczną. Jego rodzinny układ czerpie profity z Biedronki w wysokości 15.000 zł miesięcznie. Ma prawo. Tyle że Piwko pozwolił sobie jako radny być publicznym adwokatem tego układu…” Teraz dorzucił jeszcze złośliwość, która estymy nie dodaje jemu i sprawie oraz demagogię. Natomiast Krzyś Zieliński zmierza w kierunku pozy wiejskiego mędrka z anegdoty, który na wszystkim się zna i wszystko wie, ale jak poszedł na potańcówkę, a na niej w gębę dostał to nie wiedział dlaczego…

 

28
1

Osadnictwo na prawie biłgorajskim i inne ciekawostki

Dziś ciąg dalszy relacji z „muzealnego frontu”, ale teraz o tym, co radnym z „Sanhedrynu” umknęło podczas sądu nad dyrektorem Gołębiem z Muzeum Regionalnego w Krasnymstawie. A poza tym, dowiemy się jak to jest, z tym byciem dyrektorem muzeum u innych i co mówi o tym ustawa…

Majewski poprzednik Gołębia wzbudzał kontrowersje i nawet protestowała rada muzealna, gdy startował w konkursie. O zarządzaniu muzeum nie miał bladego pojęcia. Słyszy się za to, że równoważył te braki (albowiem jemu wolno równoważyć) wyjątkową ugodowością. Jednakże, na czym polegała owa ugodowość to się nie idzie dowiedzieć konkretnie. Cudowna właściwość owiana jest mgłą tajemnicy i woalem milczenia. Z tego, co udało mi się ustalić, to w tym stadle też iskry leciały, ale nikt wyżej niż trzeba było nie podskakiwał. Majewski sam sobie porządek wprowadził, a Gołąb trzeci rok nie może, bo wszyscy pchają mu tam łapy. Tym samym mamy w Muzeum wojnę jak na Ukrainie. Zarówno tu, jak i tam koniec konfliktu nie leży w gestii stron sporu, tylko w wypadku Ukrainy dogadania się USA z Rosją, a u nas to problem radnych, którzy powinni przestać być aliantem pracowników.

Co skrzętnie przemilczeli i dlaczego?

A tymczasem na sesji nadzwyczajnej 21 lipca żaden z radnych skupionych w Sanhedrynie, który próbował osądzać Gołębia na czele z arcykapłanem Janeczkiem nawet się nie zająknął w sprawie pracy części muzealników w biłgorajskim muzeum. No skoro tak ma wyglądać dochodzenie do prawdy to wypada zapytać od kiedy radni z Janeczkiem w awangardzie mają te objawy? Przecież to jest kamień węgielny wszystkiego i zwrotnica dziejów. Widać nie chcą o tym mówić, bo to burzy ich tezy i całą narrację.

W Biłgoraju pracuje w tej chwili już troje z krasnostawskiej ekipy a pierwszy poszedł tam na pół roku przed powołaniem Gołębia na dyrektora. Teraz ta trójka to już prawie kolonia i wygląda to na stałe osadnictwo „na prawie biłgorajskim” i tak jak kiedyś musi być ten pierwszy: pionier i „sołtys zasadźca”. Majewski, gdy szedł do Biłgoraja to wziął sobie, czy to w wianie, czy na pamiątkę jednego ze swoich podwładnych. Widać się lubili… Szczerze trzeba powiedzieć, że nasze tęgie „senatorskie głowy” o tym fakcie nie wiedziały i w zeszłym roku na sesji 30 września co poniektórzy byli zaskoczeni tym zjawiskiem. Wcześniej nie było takich sytuacji i doprawdy wygląda to tak, że Majewski wpływa na Muzeum w Krasnymstawie będąc dyrektorem Muzeum w Biłgoraju. Co istotne to akurat ten pracownik o pionierskich skłonnościach teraz dostał wypowiedzenie z pracy i wcześniej również.

W ogóle obie placówki zrosły się w sposób osobliwy, żeby nie powiedzieć pokraczny, ale to temat na inny felieton. To jak wspomniałem jakoś „Sanhedrynu” nie intryguje. Powiat krasnostawski płaci za pełne etaty i pracownicy dokazują w rodzimej jednostce, a w Biłgoraju gdzie mają szczątkowe lub jakąś inną formę zatrudnienia są jak do rany przyłóż. Widać nas stać, ale też nie do końca wiadomo która jednostka jest rodzima. Ta sytuacja, że się powtórzę jakoś nikogo nie intryguje, nikt nie pyta…Tymczasem, zamiast tym się zająć biolog jest na stole sekcyjnym, i kroi się go na filety.

Co na to ustawa i jak jest u innych.

Należy zauważyć, że w świetle przepisów rozporządzenia ministra kultury z 30 czerwca 2004 r. w sprawie organizacji i trybu przeprowadzania konkursu na kandydata na stanowisko dyrektora instytucji kultury (DzU nr 154, poz. 1629) formalne kryteria wyboru kandydatów na stanowisko dyrektora określa właściwy organizator (§ 2). W przepisach tego rozporządzenia brak jest zapisów określających kryteria, jakie powinien spełniać kandydat na dyrektora instytucji kultury, nie ma określonych wymogów co do kwalifikacji czy doświadczenia zawodowego, jak i sposobu dokumentowania powyższego. A zatem przepisy te cedują powyższe uprawnienie na organizatora instytucji kultury, którym w niniejszej sprawie jest zarząd powiatu. Tyle ustawa, która w tej kwestii rozwiewa wszelkie wątpliwości, a ewentualne zarzuty czyni niemądrymi…

Dyrektor tymczasem ma zarządzać i pozyskiwać środki, a od realizacji ma pracowników naukowych nazywanych merytorycznymi. Przecież organizator muzeum regionalnego Zygmunt Tokarzewski był — nauczycielem plastyki, regionalistą, żołnierzem AK i jak Janeczek mógł to przeoczyć. Wypada Tokarzewskiego wywlec z grobu jak drzewiej Czarniecki wywlókł truchło Chmielnickiego i mu nawtykać albo zrobić sąd nad nim jak papież Stefan VI nad truchłem swojego poprzednika Formozusa. W niedalekim Lublinie dyrektor Muzeum Lubelskiego na Zamku przyszła spoza muzealników i to zupełnie. Nikomu nie przyszło do głowy toczenie piany, ale Lublin to duże miasto nie to, co zaścianek zaścianka, jakim jest Krasnystaw. No i ta pani z kręgów politycznie bliższych towarzystwu zbuntowanemu w Muzeum Regionalnym. W Lublinie nie musieli się dogadywać i godzić, tylko dlatego, że się nie pokłócili. Wynika z tego, że lubelskie PO i cała reszta bardziej „otwarte” i swojaczki atakować nie będą. Co warte uwagi to nowa dyrektor Muzeum na Zamku teraz już oddziału Narodowego bardzo dobrze sobie radzi.

Po tym można wnieść, że u nas w jakiejś części idzie o wojnę z PiS a Gołąb jest z nim kojarzony ale tu znów jest knot albowiem część muzealników o których wyżej jeździ do Biłgoraja i „już pisowca” Majewskiego. Tam jak wiadomo rządzi PiS i to jak rządzi. Nie tak jak nasz, który się kłóci o byle co. Chyba że Majewski taki pisowiec, choć jest ich nominatem !? W tej kwestii jest „kociokwik” i całkowite pojęć pomieszanie, jak to na wojnie.

Eksport rewolucji

Janeczek winien swoje reformatorskie pomysły, jak przystało na pełnokrwistego rewolucjonistę, wyeksportować do Lublina i tam zacząć dyrektor Muzeum a prywatnie małżonce Prezydenta Żuka wyciągać braki kierunkowe. Niechby tam postrzępił języka. Przecież powinien, jest radnym powiatowym i skoro wziął się za porządki w tutejszym muzeum, bo jak leczyć to wszystkich! No i tam to jest dopiero pole do popisu! Idąc dalej, ale nie za daleko, to na czas sesji obok Janeczka usadzili Krzysia Zielińskiego, który po maszynach spożywczych Lubelskiej Politechniki a pracował w dziale promocji miasta Krasnystaw jako jej dyrektor nie będąc specem od marketingu i reklamy. Może stąd te „dni dinozaura i pocałunku”, ale choć za Krzysia było wesoło. Jak w takich okolicznościach „arcykapłan” może spokojnie siedzieć, toż „trąd niekompetencji” toczy powiat z radą włącznie!? A w Warszawie jest Muzeum Powstania Warszawskiego, które tworzył polonista Ołdakowski, no to już stan pandemii!

Naszwasz” człowiek i stanowiska dla zaplecza

Niechby jeszcze Janeczek z Nowosadzkim zajrzeli do Biłgoraja, bo tam Majewski zastąpił dr. Dorotę Skakuj na stołku dyrektora, która też startowała w konkursie. Na upartego to też powód do wojny, bo wtedy Majewski miał pracę i nic to, że z powiatu biłgorajskiego. Tylko w Biłgoraju więcej rozumu mają i nikt nie wpadł na pomysł wojny o Majewskiego, bo może dostrzegli jej bezsens. Może uratowała go jego „turobińskość”? Pani była dyrektor i doktor miała w Muzeum Ziemi Biłgorajskiej 8-letni dyrektorski staż i sporo publikacji a musiała uznać wyższość magistra z Turobina. To, że się płaci stanowiskami za poparcie to nie nowina i trzeba mówić o tym otwartym tekstem. Przecież wicestarostwo dla Nowosadzkiego jest taką zapłatą za koalicję, a Janeczek obraziłby się, gdyby kto inny został przewodniczącym komisji zdrowia…

Majewski to ciekawe zjawisko w Krasnymstawie jest peeselowcem a w Biłgoraju pisowcem. Tak szybko nawet Jezus wody w wino nie przemieniał jak się Majewszczak przeistacza, ale co zrobić. Jak widać „elity partyjne” przenikają się jak ludność i kultura na pograniczu. Być może nikt przez to go w Biłgoraju nie atakuje, bo jest „naszwasz” człowiek. W Krasnymstawie też to zjawisko występuje, bo są tacy, że wszędzie im dobrze a choćby Nowosadzki Marek, który na każdą szafę się wdrapie jak wie że tam są cukierki. Zresztą Majewski kiedyś witał Kaczyńskiego chlebem i solą…

Tak czy siak, wypada naszym pieniaczom życzyć odrobiny refleksji, bo zalety Gołąb ma i żeby im się tak chciało jak jemu się chce a że część pracowników woli wojować niż pracować, to trudno. W Muzeum sporo się dzieje wartościowego mimo wojny domowej i dyrektor jest z terenu powiatu, a że po biologii. Ustawa cytowana wyżej jasno precyzuje. Może wypadałoby orłom samorządowym zacząć chadzać do Muzeum, ale nie w charakterze inkwizytorów albo okazjonalnie, bo akurat starostwo korzysta z lokum pod swoje spotkania. W Biłgoraju skoro już o nim mowa to mają taki zwyczaj, że nie wieszają psów na swojej poseł i Beata Strzałka jest eksploatowana jak śląskie kopalnie w swoich najlepszych latach. Nikomu tam nie przychodzi do łba, żeby się z nią kłócić i toczyć „wojny domowe”. Zalet z posiadania swojego posła jest wiele a z jego braku nie ma dosłownie nic. Jest się czarną dziurą na mapie i tyle, ale jak ktoś nie dorósł do roli radnego powiatowego, to ma problem.

Muzeum jest wytrzepane jak nie przymierzając torba po cukrze i wypadałoby znaleźć nowy obiekt do rozbijania na atomy. Zbliża się wszak 18 sesja nadzwyczajna i należałoby ją uczcić czymś wyjątkowym. Może zacząć mówić o tym, czy lekarz bez specjalizacji może asystować pod okiem lekarza ze specjalizacją. Nie, żeby potępiać takie praktyki, bo te są dopuszczalne, ale dla zdrowotności można się wziąć za łby, tak jak w przypadku biologa w muzeum, który wcale nie musi być „muzealnikiem” Amen.

 

23
6

„Darcie mordy” czyli politykowanie po krasnostawsku

Ciężko zgadnąć, dlaczego radni zwołali sesję nadzwyczajną 21 lipca. Te powody, które zawarli w porządku sesji jakoś mnie nie przekonały. Przebieg spotkania dowiódł, że sesja była bezsensem. Moim zdaniem oni się skrzyknęli, bo chcieli dobrać się do cukru w powiatowych cukiernicach.

Pięknie to widać w relacji jak się nim cieszą, oczywiście nie wszyscy. Słodzą, mieszają, szczękają garami jak Makłowicz podczas kręcenia kolejnego odcinka. Bo my tu myślimy, że oni się troskają o nasze dobro, a to ściema. Im o ten cukier chodziło, bo przecież od jakiegoś czasu jest z nim problem i jak mówią eksperci grożą nam kartki. Jak się chłodniej zrobi, a cena opału poszła w górę, to pewnie wzrośnie lawinowo ilość zwoływanych sesji. Zima, jeśli będzie mroźna to wychodzić ze starostwa nie będą, żeby się za „państwowe” grzać. Po nich wszystkiego można się spodziewać. No ale jak tu być poważnym po tym, co wyrabiają.

Niedziela Palmowa a potem krzyżowanie

Miesiąc wcześniej w czasie sesji absolutoryjnej 23 czerwca przedstawiano raporty z działalności poszczególnych jednostek starostwa. Jak przyszło głosować za sprawozdaniem-raportem z działalności Muzeum wszyscy radni byli na „tak”. Czyli biolog Andrzej Gołąb nie zawiódł i się sprawdził! W zeszłym roku było to samo ! Oni tymczasem zwołali sesję i chcieli wymóc na zarządzie powiatu zwolnienie dyrektora. Podstawa prawna do tego jest taka, że „Sanhedryn” chce i już! Czyli de facto jej nie ma.

Co to Sanhedryn ?

Czytelnikom wyjaśniam czym jest „Sanhedryn” A jest to grupa radnych przekonanych o swojej wyjątkowości jak kapłani przy świątyni w Jerozolimie. Prawdopodobnie, kiedy ci nasi byli mali nigdy nie przyszedł do nich Mikołaj i stąd są tacy, jacy są. A są w nim zacne i łebskie persony, takie jak; Janeczek „arcykapłan” i lekarz z prowincjonalnego szpitala. Szpak Janusz, były starosta „lektor od anonimów”, Zieliński Krzyś „bezrobotny ekspert od mostów, po maszynach spożywczych”, Piwko Marek „proletariusz co został mieszczaninem i obsługuje ksero w starościńskim dworku”, Domański Boguś „przedsiębiorca niezależny, katolik gorliwy z Jezusem i Maryją na TY”, Zając Marcin „doręczyciel anonimów” i „westalka z Gorzkowa” Ewa Nieścior. Jest i Nowosadzki „przyjaciel wszystkich i pilot oblatywacz” Autor scenariuszy, które realizują inni. Oficjalnie w „Sanhedrynie” bywa „przelotem”

Prawnik ich rozjechał

Prawnik starostwa rozwrzeszczanemu towarzystwu wytłumaczył, że takie działanie mija się z celem, albowiem nie mają takich uprawnień. Tym samym dupa siad! Zdziwieni byli tym autentycznie i wydaje mi się, że nie kłamali. Oni, a niektórzy siedzą w samorządzie po 40 lat tak, jak Szpak, nie znają prawa. Jezus Maria wypada jęknąć, choć wzywać nadaremnie nie wypada, wśród nich nie ma żółtodziobów. Tym samym jest to dramatyczny sygnał; kto nami usiłuje rządzić i na kogo idą pieniądze. Toż ta ich reprezentacja grosza nie warta, jeśli tak ma to wyglądać!?

Sesja trwała ponad cztery godziny i nic nie wniosła, nie było żadnego przełomu. No bo jak!? Stępień z „Nowego Tygodnia” napisał w relacji i był to raczej jego autorski pomysł, że zarząd powiatu się skompromitował. Na litość Boską. Czym! Skoro odwołać dyrektora można jedynie w wypadku, gdyby nakradł! Skompromitował się, ale Sanhedryn, ta powiatowa rozwrzeszczana i wiecznie głodna wygłupów grupa, w której jest wszystko. Są ci co z PiS startowali i część PSL. Głupim trzeba być, by się nabrać na to, że to, co robią to jest jakaś „aktywność” Z nimi jest jak z chomikiem w kołowrotku, który biegnie, ale nigdzie nie dobiegnie. Ot, tacy są, bo takie czasy i tak to wszystko upadło. Stępień też bzdury wysmarował, bo prasa zatraciła wartości edukacyjne, to co relacjonował to była jakaś „inna” sesja. Czemu tak napisał to temat na inny felieton, ale miał powody i powiem tylko tyle że dostał na sesji od Gołębia po przysłowiowym łbie.

Zapieniona elita

Wracając do amoku radnych, to co wyprawiają to czyste pieniactwo, ale co poradzić skoro nawet „arcykapłan” Janeczek nie rozumie, że walczy w przegranej bitwie, w której jedynym owocem będą sińce na jego rozbuchanym ego. Jeszcze prymitywnie docina i z wykształconego człowieka robi kogoś mniej wartościowego, bo przecież tak to wygląda. Skoro „najmądrzejszy” pakuje się w takie awantury, to siąść i płakać. Widać siedzenie w prowincjonalnym miasteczku i prowincjonalnym szpitalu ma takie skutki uboczne. Takiej Krasnystaw doczekał się elity, że pianę toczy i wrzeszczy jak wrzątkiem zlana kucharka. Janeczek widać prawa nie rozumie, a szkoda, albowiem radni dyrektorowi mogą co najwyżej nawtykać ryzykując posądzenia o głupotę i polityczne inklinacje. To ma taki skutek jakby kogoś zwyzywać na chodniku w mieście, nic poza tym. Oprócz widowiska i wystawienia sobie świadectwa braku piątej klepki nic się nie zyskuje. Janeczek zapomina, że nawet gdyby mieli „coś” na dyrektora to owo „coś” musiałoby wynikać z jego działalności statutowej ale skoro wszystko jest z nią w zgodzie, a jest, bo sprawozdanie-raport jednogłośnie przegłosowali. Mogą tak jak wyżej, tylko powrzeszczeć. Tylko po co!?

Powiatowa „mordownia”

Ta powiatowa polityka upadła do poziomu awantury przy stole w podrzędnej mordowni. Gdzie wszyscy mają w czubie na tyle, że drą gęby jeden przez drugiego. Co istotne to ten powód, dla którego zwołali sesję nadzwyczajną; omówienie sytuacji w Muzeum i jego relacje ze stowarzyszeniem historycznym jest kolejnym dowodem na brak znajomości prawa i ich ciągoty do awanturnictwa i toczenia piany z Janeczkiem w awangardzie. Chcą sobie zbić kapitalik, jak to się troskają o kulturę. Tylko że sam fakt zwolnienia i zmuszenia zarządu powiatu do zwolnienia Gołębia nie leży w ich mocy,tak jak wspomniałem, przy czym trzeba pamiętać, że sami tego bajzlu narobili, a dyrektor musiał w końcu podjąć jakieś decyzje i zrobić porządek. Dlatego dał dwa wypowiedzenia. No przecież Janeczek sam przyznał, że pchał paluchy do muzeum, a był przy tym jeszcze Nowosadzki, który na sesji milczał i w sumie dobrze, ale to mu i tak w niczym nie pomoże, bo co miał powiedzieć to już powiedział i co miał zrobić to już zrobił.

Proktolog leczy głuchotę

Janeczek co rusz kieruje do Leńczuka apele, żeby interweniował w muzeum. List, który przeczytali pracownicy, też do tego nawiązywał. Wrzeszczał tak w zeszłym roku kilkukrotnie. Niedoczytany w tej kwestii lekarz zapomina albo rzeczywiście nie rozumie, że relacje dyrektor pracownicy leżą w gestii dyrektora, a nie starosty. Wypada mu przypomnieć, że u siebie na ginekologii to on ma decydujący głos i ciekawe czy u niego personel tak fika, jak ten w Muzeum? To zastanawiające, bo medycyna to trudne studia i skoro tak, to czego Janeczek nie rozumie ? Mnie się wydaje, że on w tej niewiedzy jest autentyczny! Lekarz i „historyk z ulotki” myli kompetencje, bo emocje w nim kipią.

To można zobrazować scenką rodzajową, gdy do proktologa trafia ktoś z problemami ze słuchem i powiada; ratuj doktorze! A medyk proktolog zagląda mu tam gdzie ma dostęp z racji specjalizacji i oznajmia, że od tej strony jest wszystko dobrze. No tyle zarząd może, reszta to dyrektorskie uprawnienia. Odnoszę wrażenie, że Janeczek dopiero w trzecim roku samorządowej przygody dowiedział się o tym, że Muzeum ma podmiotowość prawną i decyzyjną suwerenność.

Nie doczytali…

Marne przygotowanie radnych mnie nie zaskakuje. Przecież w 2019, kiedy tworzono budżet na następny rok, Zieliński kolejny „orzeł truchtający” dowiedział się w 5 roku przygody z samorządem, że budżet jest autorskim przedsięwzięciem zarządu i konstruuje go na jego wniosek skarbnik starostwa. No kuriozum i jak widać „arcykapłan z prowincjonalnego szpitala” nie lepszy. Nie dziwi mnie jego frustracja na wszystko, bo on woli się sfrustrować niż doczytać co może a czego nie. Jemu się zdaje, że jest na swoim oddziale i jako ordynator. Zresztą oni wszyscy skupieni w „Sanhedrynie” mają jakieś zwidy i majaki. Im się coś zdaje i w efekcie czego raczą nas widowiskami zasługującymi na zainteresowanie co najmniej psychologa…

Poprzednią sesję, która dotyczyła DPS też zwołali po to żeby się po wydurniać i rozejść z niczym. Jedynym sukcesem były siniaki na ego Szpaka i Janeczka oraz głupawe popisy Zielińskiego.

Reasumując naszą elitę, to ta wpisuje się w najgorsze tradycji „panów braci”. To znaczy potoczne „darcie mordy” i czystej próby głupotę. Gdyby dać im karabele ubrać w kontusze i podgolić łby, byłby piękny sejmik. Głupota polityczna tak w nich buzuje, jak krew w arabskich wierzchowcach. Jeszcze trochę to tak przy warcholą, że w amoku poobcinają sobie uszy jak drzewiej bywało. Bywa przecież i tak, że kłócą się między sobą. W zeszłym roku Zieliński z Janeczkiem wadził się o szczepionki, a wiosną tego roku Zieliński warczał na Domańskiego o bloki na chmielniku. To już jest dom wariatów. Nie dziwi, że I Rzeczypospolita została rozparcelowana, a na cud zakrawa, że tylko na 123 lata. Taki kraj, tak rządzony nie jest nikomu potrzebny, co widać, bo połowa Polaków go nie chce. Wolą być europejczykami, co też osobliwe, bo takiej narodowości nie ma. Naród całkiem zgłupiał. Dlatego instrukcje i konstytucje piszą nam obcy. Jak na te durne harce powiatowej elity patrzę, to przypomina mi się gorzkie zapytanie Bismarcka, którego kiedyś cytował Janeczek w kontekście bicia piany i pary co idzie w gwizdek w szpitalu odnośnie do Pani Wiórko. To nie było tak dawno, powinien pamiętać. Notabene dziś sam bije pianę, aż żal patrzeć. A stary Prusak powiedział tak: a to nie ma, tam u was ludzi rozsądnych!? Z tego, co wiadomo żadnej odpowiedzi nie otrzymał, bo może szukają do dziś. Amen

30
9