Czy można nawtykać Idze Świątek, bo śmiała przegrać mecz po 37 wygranych pod rząd ? Chyba można ale do tego trzeba być arbitrem elegancji i „papieżem oświaty” jak Marek Nowosadzki. By nie przedłużać i zachęcić to uchylę rąbka tajemnicy i powiem, że w naszym wypadku Iga to dyrektor Antyga.
Jesteśmy zaniepokojeni wynikiem, jakie uzyskało II LO w Krasnymstawie -mówi Marek Nowosadzki, wicestarosta krasnostawski. – To jedyna z podległych nam szkół, która uzyskała słabszą średnią, jeśli chodzi o zdawalność matury, w porównaniu do ubiegłego roku.
Fragment pochodzi z „Nowego Tygodnia” nr 28, a cały tytuł jest jeszcze bardziej intrygujący i brzmi „W „Norwidzie” matura poszła tak sobie” Jak to przeczytałem tom oniemiał i pomyślałem, a cóż on się tak nagle i akurat teraz uczepił tych biednych dzieci!? Dalej w tekście jest jeszcze bardziej zagadkowo, bo Marek powiada, że 78,2% nikogo nie zadowala i on musi coś z tym zrobić! W sumie nie ma o co wrzeszczeć, wynik II LO jest powyżej średniej wojewódzkiej i te 78,2% to nie jest powód do czegokolwiek, a tym bardziej do zaniepokojenia i medialnych lamentów. To jest liceum o zupełnie innym profilu niż to I im. Władysława Jagiełły przez Nowosadzkiego umiłowane, którego jest przecież absolwentem tak samo, jak Janusz Szpak jego niegdysiejszy pryncypał. I czymże ta matematyka jest, żeby tak o niej mówić? Ano jest doskonałym pretekstem do „szpili” akurat teraz.
Bez matematyki można żyć.
Sam Marek jest dowodem, że niezbędne minimum matematyki wystarczy, żeby szczęśliwym być. Jako wieloletni przewodniczący rady powiatu przez większość sprawowania tej funkcji liczył biegle do góra dziewiętnastu! Przy czym nie twierdzę, że matematyki nie zna, ale akurat tyle z tego, co umiał było mu potrzebne na publiczny użytek, żeby dorobić do pensji belfra. Dziewiętnastu wszak było radnych w radzie powiatu i wystarczyło ich sprawnie policzyć do stwierdzenia quorum i wyniku głosowań. Całkowania, macierzy czy rachunku różniczkowego na sesjach nie robił, to co tak się czepia!? Dopiero za chwilę przyszło do mnie olśnienie! No tak! Toż konkurs na dyrektora II LO niebawem i Anna Antyga ma się ubiegać o reelekcję. W tym wypadku trzeba było jej wbić szpilę. Jeszcze jak ją „pięknie wyróżnił” mówiąc, że to „jedyna z podległych nam szkół”! W zeszłym roku „doradzał Gontarzowi” na łamach gazety odnośnie zastępcy, a teraz przyszła pora na „tresowanie” dyrektor II LO.
Agata Duda z II LO
Wyróżnił liceum jak jasna cholera i olaboga, ale się narobiło. Musi Pani Anna w czerń się przyodziać i wyglądać jak Agata Duda na audiencji u Papieża! A toć z Marka prawie Papież, bo użył sformułowania „jesteśmy zaniepokojeni”, czyli w liczbie mnogiej i trzeciej osobie. Tak zwykli wypowiadać się namiestnicy Piotrowi w Rzymie. Byłem kilkukrotnie u Nowosadzkiego w gabinecie i „liczby mnogiej” nie widziałem a jest tam jedynie szafa, biurko, stół, krzesła, godło, wygnieciony fotel na kółkach, paprotka: chyba sztuczna i on sam.
Teraz jakby kto słyszał z Marka gabinetu psalmy po łacinie i czuł dym kadzidła to niechybny znak, że jego „eminencja oświatowy papież” ma audiencję z dyrektorami liceów. No i słyszał kto! Marek i „oni” są zaniepokojeni przez te 78,2% Jak nic trzeba budynek liceum kirem nakryć, a matematyków wytarzać w smole i pierzu za karę!
Cyklop Nowosadzki?
Nowosadzki ma „dwoje licealnych dzieci” i jak się w I LO coś pokiełbasi to co wtedy powie? Czy też przez prasę będzie dyrektor stawiał do raportu? Ewidentnie fory daje „Jagielle”, bo to jego „okręt flagowy” a Anna Patejuk to jego „Admirał Nelson” Skoro tam ma „serce” to powinien pamiętać, że „portfel” ma w „Norwidzie” i stamtąd wyrastają mu nogi. Gdy mu podziękują w starostwie, bo po wyborach różnie może być, wróci do „Norwida” gdzie matematycy „chyba za słabo się przykładają”, a oni mu to powinni pamiętać, skoro tak pogrywa. To krzywdzące, ale za Szpaka też tak było, że fory miał „Jagiełło” i był oczkiem w głowie. Tylko co szkodzi mieć dwoje oczu, a nie jedno jak mityczny cyklop?
Może „wreszcie” wygra jak się „wreszcie” zdecyduje?
W związku z tym i dla odmiany od blisko roku jestem Markiem Nowosadzkim zaniepokojony, tak jak on matematyką w liceum. Mnie ta jego „polityczna matematyka” niepokoi szczególnie. On się tak zachowuje jakby nie rozumiał istoty rachunku prawdopodobieństwa. Chyba uważa, że jak chlapnie coś w gazecie to „prawdopodobnie” nikt tego nie dojrzy.
Im uważniej mu się przyglądam to dochodzę do wniosku, że bycie wicestarostą nie dla niego, to go przerasta. Staje się Marek infantylny, nierozsądny i często bezmyślnie złośliwy, bo to ostatnie to wedle mnie złośliwość albo głupota, lub jedno i drugie. Teraz wbił szpilę Antydze, ale chyba zapomniał, że tam są nauczyciele, jego koledzy. Gdy tam uczył to bywało tak samo! Może trzeba było w szkole zostać, a nie „iść na wicestarostę”? Mógł powiedzieć, że politykę odstawia na boczny tor i się poświęci co by wychować pokolenia odważnych Polaków. Przy okazji, służyć radą i wspierać wszystkich matematyków dając im światłe rady. Już ja go widzę jak spocony uczy ich przy liczydle na sali gimnastycznej.
W tym samym numerze „Nowego Tygodnia” jest artykuł poświęcony zbliżającym się konkursom na dyrektorów szkół średnich podległych powiatowi. Taki zbieg okoliczności. Dla Marka to okazja, żeby swoje intencje uwiarygodnić jak również reformatorski zapał. Niech Marek w nim „wreszcie” wystartuje i „wreszcie” wygra. A jak wygra to zakasze rękawy i pokaże jak to się robi, a nie doradza z boku. Najlepszy przykład to swój własny.
Jak pisano kiedyś ?
Przejrzałem na potrzeby tego felietonu dostępne artykuły w „Nowym Tygodniu” z poprzednich lat dotyczące właśnie matur i nigdzie nie trafiłem na tak „bezmyślny” komentarz. Nie trafiłem na taki, żeby tytuł ustawiał cały przekaz, by zaczynano od „zaniepokojenia 78 procentami” Raczej artykuły zaczynały się od analizy wyników od najlepszych, by potem mimochodem wspomnieć że gdzieś tam było ciut słabiej. Takiego odwrócenia narracji i „napiętnowania” za nic, nie spotkałem. To pierwszy taki przypadek, być może były jakieś, ale mnie się do takowych dotrzeć nie udało.
Chyba chodziło o to, żeby Antyga publicznie tłumaczyła się z tego, że nie jest wielbłądem. O dziwo wszystko zgrabnie wyjaśniła będąc nieco zdziwiona, ale przy takim zwierzchniku to przestała się pewnie dziwić czemukolwiek już dawno.
Kamienie węgielne
Drzewiej nie było konkursu za pasem i wypowiadali się naczelnicy a wicestarostą nie był Nowosadzki, o tym też trzeba pamiętać. Pamiętać trzeba jeszcze o jednym, co jest kamieniem węgielnym Nowosadzkiego „polityki”, a nigdy nie jest nim przypadek. W jego wypowiedziach nie ma żadnych spontanicznych odruchów. Spontanicznie co najwyżej może się potknąć przed domem, gdy idzie wieczorem bramę domknąć. U Marka jest wszystko przemyślane, cyzelowane, poukładane w najlepszym porządku. Przypadek ogranicza jak tylko może i tak jak on „przekaz” szlifuje to nawet amsterdamscy szlifierze diamentów mogliby zazdrościć pietyzmu i cierpliwości. On wiedział co mówi i po co…
Pluszowy zapiecek
Marek co charakterystyczne dla jego „politycznej osobowości” uwielbia ustawić się na pozycji bezpiecznej, nieobarczonej żadną odpowiedzialnością. Uwielbia takie zapiecki pluszem wymoszczone, skąd można wszystkim patrzeć na ręce i ich pouczać. Z nich wygląda jak jaskółcze pisklę ze swojego gniazda i tak jak ono piszczy wniebogłosy. Z tą różnicą, że pisklę kiedyś poleci a on niekoniecznie. Wicestarostwo to żadna odpowiedzialność, tam jest tylko niebo błękitne nad głową, a nie zwierzchnik i żadnych realnych problemów do rozwiązywania. Tam Marek dużo pozuje do zdjęć, wręcza dyplomy i ładnie wygląda. Tym bardziej że Leńczuk to bardziej „mleczny brat”, niż surowy egzekutor. Bycie dyrektorem to już jest jakieś wyzwanie. Mógł Marek nim być i gromadzić doświadczenie, miał przecież autostradę do fotela samodzierżcy I LO, ale się „zrolował”
Kombatant samochwała
W tych swoich mentorskich opowieściach jak powinno być i jak on to widzi Marek zachowuje się jak obwieszony medalami „kombatant samochwała” co o wojnie opowiada ze swadą i z ogniem w oczach. W tych opowieściach zdobywa w pojedynkę Berlin. Gołymi rękami dusi Hitlera i wszystkich generałów, a potem dyktuje warunki pokoju. Dopiero po bliższym poznaniu okazuje się, że kombatant urodził się 20 lat po niej, mundur jest strażacki. Medale kupił na pchlim targu, a wojaczkę zna z telewizji.
Reasumując Marka zwierzenia to nie powinien nimi się dzielić z prasą, tym bardziej że właśnie trwa nabór kandydatów i takie „wykwity” szkodzą jednostce a kandydaci walą drzwiami i oknami. Mógł Nowosadzki jak już musiał, co najwyżej przy kawie wspomnieć, bo przecież wie jak z maturami jest w liceach. Jeśli chciał dyrektorkę czymś bardzo zaskoczyć to ewentualnie przepisem na jakieś wyszukane ciasto, ale po warunkiem, że ona go jeszcze nie robiła. Nowych tajników „dyrektorowania” to przed nią nie odkryje. Niby skąd ma je znać? O ile mnie pamięć nie myli to Marek nigdy nie był „kierownikiem czegokolwiek”. On jednak musiał jej o matematyce przy pomocy tuby prasowej powiedzieć. A to tak jakby Marka proszono na obiad korzystając z „Radia Lublin”, żeby o tym wiedział cały powiat, co będzie jadł, gdzie i o której godzinie. Takich „przemyśleń” nie wynosi się do prasy jak się chce uchodzić za „poważnego”, chyba że ma się w tym jakiś cel. A tak! Zapomniałem o konkursie…