Jak tu nie wierzyć w chłopską mądrość radnego z Rudki- Jędrka Korkosza, który swego czasu powiedział i co rusz powtarza, że nasza umiłowana władza na czele z jaśnie oświeconym Wójtem Leszkiem Proskurą funkcjonuje wedle zasady brzmiącej: co nie ubijesz, to nie ujedziesz. I tak oto pokazały się esemesy, które w treści informują, że woda smaczna, zdrowa i czysta. Widać system informacji poruszony niewidzialną siłą zaczął działać, jak szwajcarski zegarek od Patka. W tym miejscu może należy przypomnieć sobie również inną obiegową prawdę, znaną wszem i wobec, że skoro władza „przemówiła ludzkim głosem” to albo święta blisko albo wybory… A jakby Proskura obiecał, że nic bezmyślnego do końca kadencji nie zrobi to byłby jeszcze i mały lokalny cud !
Marek, masz tu bombki, światełka i ubierasz w tym roku choinkę. A tam stoi drabina…
Ja ? A czemu ja! Poza tym ta drabina wygląda na okropnie niestabilną, jak nasza większość w radzie! Ja od szkół i dróg jestem, a nie od wieszania bombek. A jak do tego spadnę i się boleśnie potłukę!?
Marek co ty gadasz? Przecież ty w każdej sytuacji lądujesz na czterech łapach. Koty tyle szczęścia nie mają co ty… no i o wieszanie bombek poszerzyłem ci zakres czynności. Nikt tak jak ty się elegancko nie ubiera. Ty masz zawsze tak na sobie wszystko skomponowane, że palce lizać. I skoro tak, to ty choinkę ubierzesz…
O ! Już ty mnie nie podchodź. Zrobili ze mnie tłustego kota!
Oj tam, ty jak zwykle, ale dobrze żeś wspomniał, bo jak już powiesisz te niebieskie bombki, to nie zapomnij jeszcze tych w kształcie tłustych kotów!
Andrzej ale czemu!?
Bo to symbol i przesłanie dla radnych! Taki mój żart i zemsta człowieka kultury!
Andrzej ale ja też głosowałem i oberwałem, a jako wicestarosta diety nie biorę!
Marek!? A coś ty się taki wrażliwy zrobił? Ja jestem starosta spoza rady, a leją mnie jak w kaczy kuper ! Choć raz mam satysfakcję, że nie mam z tym nic wspólnego. Jeszcze damy tysiąc siedemset światełek, tyle ile dieta radnego!
A to ty taki człowiek kultury!?
A taki! Ja też swoją wrażliwość mam, i im dłużej z nimi siedzę, to ona mi się co raz niżej obsuwa jak portki. No ale ty już nie płacz nad swoim losem, bo dzięki tej drabinie i wieszaniu bombek zajdziesz najwyżej w swojej politycznej karierze. Pod sufitem będziesz i przez parę chwil wyżej niż ja, starosta…
Andrzej, a ta wielka czerwona bombka z namalowaną biedronką, co się w pudełku ledwo mieści, to po co ona taka duża ?
No jak to po co!? Ona symbolizuje spełnione ideały i cele lewicy, oraz stan konta ich lidera. Nawet ma tam z boku korek wlewu. Jakby znów była jakaś podwyżka z ratusza.
Sprytne!? Andrzej, a ty to masz łeb! Niby taki z ciebie spokojny ciaputek, ale potrafisz! Powieszę ją od ściany w ciszy i spokoju niech sobie dynda…
No bo do fryzjera rzadko chodzę i muzyki słucham. Wódy nie piję i jeszcze mam jasny umysł. Choć czasami jak posłucham tych naszych radnych, to mam ochotę się w gorzale wykąpać.
Andrzej, a te zielone bombki, to gdzie wieszać?
Marek na samiuśkim dole i sznureczki daj dłuższe, żeby podłogi dotykały!
A czemu tak?
Oj Marek, niech Janusz widzi swoje miejsce i poparcie. Jak on to zobaczy to szału dostanie i się zagotuje. Zły będzie i znów zacznie głupoty gadać.
A toś wymyślił ! A ja mogę coś powiesić od siebie?
Możesz…półtorej bombki, w waszych kolorach.
Czemu półtorej?
Bo jedna to symbolizuje ciebie i dobrze żeby mocno błyszczała, a te pół to Witia. Drugie pół od Witka to nie wiadomo gdzie jest! U nas tej połówki nie ma…Sam wiesz jakie on ma pomysły.
Andrzej, a jakby skropić choinkę olejkiem z tymianku? I jeszcze nawieszać strzykawek z połamanymi igłami, wiesz taki ukłon w kierunku Bogusia i tej jego fobii do szczepionek. Może się ucieszy i przestanie marudzić i prychać. Co?
Olejek tak a reszta nie! On się z Krzysiem zwąchał i jak tak to tu nawet egzorcyzmy nie pomogą. Zresztą Boguś to jest zjawisko astronomiczne…
Andrzej, a jakby Krzysia spróbować docenić na choince, żeby tyle tych głupawych pytań nie zadawał?
Marek co ty gadasz, przecież to wykracza poza nasze możliwości i zdrowy rozsądek! Trzeba by choinkę powiesić do góry nogami i ciebie też. Niech on tam dalej te głupoty gada…
Ano tak! Andrzej, a na Ewę masz jakiś pomysł?
Mam, sam zobacz !
Uuuu ale cacko!… Ale bombka! Ewa siedzi na kuli ziemskiej w czerwonej sukience. Prawą dłonią stawia snopki w kopki, a w lewej ma zaproszenie na studniówkę!
Marek ty wiesz jak się ten chłop od bombek umordał, nim to wydmuchał. Mówił że takiego zamówienia jak żyje nie miał. O mały włos rozedmy płuc nie dostał, ale wyszła jak żywa!
Andrzej, na czym ona lewą stopę trzyma?
No nie wiesz? To makieta Berlina!
A to już wiem o co chodzi! Że niby ona taka jak Merkel!
A nie jak Merkel? Ona tylko po niemiecku nie gada. Chociaż jak po naszemu mówi to też nie do końca rozumiem co chce powiedzieć…
Andrzej, a jaka będzie szopka, bo raczej być powinna?
Marek zastanawiałem się czy szopka potrzebna w tych warunkach, bo jak sam wiesz szopka to u nas cały rok, dzień w dzień…Ale mam tu takie coś! Patrz…Całą noc to kleiłem i zbijałem, aż sąsiedzi pytali: czemu tłukłem się w nocy!
O matko ale zgrabnie wyszło!? Święta rodzina, dzieciątko? Ale tych dzieciątek to jest cała masa!? I to nie jakaś szopka, tylko…
Tak Marek, to nie szopka w Betlejem tylko oddział ginekologii i położnictwa z naszego szpitala!
Ale dzieci tyle!?
No chociaż tu!
A te postacie w tle, co tak stoją wkoło, to pastuszkowie ?
Marek, jacy pastuszkowie, to są te doktorowe Dyzmy!
Uuuu… Andrzej jak on to zobaczy, to krew go zaleje!
A czym ty się martwisz? Krwią to się hematologia zajmie…
Andrzej ja się tej choinkowej operacji trochę obawiam , będzie zaraz na mnie!
Marek weź się w garść. Jakby co to się zachowasz po niemiecku i powiesz, że wykonywałeś rozkazy! A poza tym jesteś koalicjant. I powiem ci, a zapamiętaj sobie to raz na zawsze, że jak Ewa zostanie starostą, to ci zabierze drogi, szkoły i jeszcze ci chałupę znacjonalizuje. Będziesz za nią w upalne dni parasol nosił i przemówienia jej pisał. A na dokładkę zamawiał dla niej sukienki na Allegro. Tak że trzymaj ty się mnie, bo źle to dopiero może być!
Dziś informacja o tym, że na ujęciu wody w Kozieńcu zaopatrującym około 90% gospodarstw domowych z terenu gminy wykryto bakterię coli. System gminnej informacji SMS jakoś milczy i kto może przesyła na zasadzie podaj dalej. Ale widać jaki pan taki kram. Wójt wodę ma z innego ujęcia i jak mu kto zarzuci, to powie, że na stronie internetowej gminy wisi. Tylko kto tam zagląda, i po co te SMS-y, skoro w takiej sytuacji milczą? A tymczasem z tą colą żartów nie ma, w Łopienniku było kilka przypadków zatrucia po spożyciu takiej wody. Informujemy więc, wyręczając wójta i jego pożal się Boże służby😉
Kiedyś pisaliśmy o Witi Boruczence jak jechał na kocie prezesa, jak się okazało to nie dość, że się utrzymał w siodle to jeszcze na tym środku lokomocji dojechał na jarmark w Berdyczowie. Czy kota sprzedał za rower i dwa worki pszenicy tego nie wiemy. Wiemy natomiast to, że dziś wszystko na wesoło, wszak inaczej nie sposób.
Człowieku, życie to nie polityka! Takimi słowy zwrócił się na sesji nadzwyczajnej 29 listopada do obecnego starosty Andrzeja Leńczuka Janusz Szpak były starosta, a obecny radny powiatowy i w swoim mniemaniu „pater terra krasnostawiensis”. Akurat z tą złotą myślą ludowego Seneki z Latyczowa trudno się zgodzić, bo polityka to interakcja z innymi, a życie z nich jest utkane i nawet definicja nic nie wyjaśnia. Tym samym życie jest jednak polityką w skali mikro. Ale widać jak brak argumentów i chce się komuś swoją wyższość zademonstrować, to wypada sięgnąć po wyświechtany ogólnik, tak samo prawdziwy jak hasła z reklam. Co jednocześnie „zadziwia” w tym wystąpieniu i wielu innych, a staje się ciągłe uporczywe i permanentne, to co raz częstsze „napady braku ogłady” i szczątkowego szacunku w relacjach z obecnym starostą Leńczukiem. Jeszcze tylko krok i Szpak go odczłowieczy. Janusz tak się zachowuje, jakby nie obowiązywały go cywilizowane normy…
Miss Mokrego Podkoszulka” i brednie Szpaka
Gdyby ta koalicja rządząca powiatem była „zdrowa” to komisja etyki zajęła by się tym zjawiskiem i innymi, a jest tego bez liku. Szpak wygaduje momentami takie głupoty, że w innych okolicznościach skończyło by się to pozwem. Bo jak można z pełną premedytacją powiedzieć publicznie, że Majewski z Muzeum Regionalnego został wyrzucony? Wiadomo że odszedł do takiej samej placówki w Biłgoraja na własna prośbę. Tamtych pisowców widać bardziej lubi, zna i ma bliżej, w końcu on kiedyś tam Kaczyńskiego witał chlebem i solą. Taki jest obrotny, że kurek na wieży mógłby się uczyć od niego jak szukać politycznych wiatrów.
Koalicja w takich „okolicznościach” jest „chorym człowiekiem” ślepą uliczką samorządowej ewolucji. Jej żywot i funkcjonowanie to taki abstrakt jak udział Anny Grodzkiej w konkursie „Miss Mokrego Podkoszulka” ale komisja to rzecz wtórna albowiem od porządku i upominania radnych jest jeszcze i przede wszystkim Przewodniczący Rady Powiatu Boruczenko Witold. Na którego roli wypada skupić się na chwilę. Ten na takie „wyskoki” i inne zachowania nie reaguje, uwagi nie zwraca i nie tylko o Szpaka chodzi. Sesje w efekcie są rozlazłe i chaotyczne jak westernowa bijatyka w barze. Gada kto chce i kiedy chce, a przecież Boruczenko jest od pilnowania porządku i za to bierze pieniądze. Te są wcale nie małe, po podwyżce to 3200 złotych. Takie kwoty, i to bez podatku, po ulicach same nie chodzą, nawet w Łopienniku po zmroku. Doprowadził do takiej sytuacji „łopieński interrex”, że przewodniczący rady trzeba chyba zacząć pisać małą literą i to bez względu na kontekst. Widać Boruczenko chce być kolegą wszystkich, co wyraźnie widać, i o czym za chwilę. Jest jeszcze coś takiego jak dewaluacja funkcji, ale on zdaje się tego nie dostrzegać. Witold alias Witia jest w tej „fraternizacji” taki przebiegły jak ten ruski z ruskiej anegdoty, co to ukradł spirytus. Zapytany na komisariacie przez milicję kuda spiryt, odpowiedział, że go sprzedał. A jak dopytali co zrobił z pieniędzmi, to powiedział, że przepił!? Trzeba przyznać, że logika pokrętna i taka w skutkach jak Witkowa metoda „fraternizacji”.
Proste jak budowa szubienicy
Ta metoda jest prosta jak budowa szubienicy. Podczas prowadzenia sesji co jakiś czas po przeczytaniu uchwały Witold stosuje taki trick, że filozoficznie zawiesza głos, rozgląda się i nagle porządkuje papiery na stole, które ma przed sobą. Ma ich tyle co Janeczek siwych włosów, ale jemu akurat wtedy przychodzi do głowy robić ordnung. Po prostu spada to olśnienie na niego jak na Nieścorową marzenie o byciu starostą. Przekłada więc je, poprawia, przesuwa do kantu i trwa to kilka lub kilkanaście sekund. Szkoda, że nie wpadł na to żeby portki ładzić albo buty ściągać i skarpety, co by stopy rozmasować. To byłby choreograficzny majstersztyk i ludzie by relacje z sesji oglądali z wypiekami na twarzach, jak kiedyś losy niewolnicy Isaury. Gra tym na czas, jak widać, taki niewinny geścik ale w skutkach opłakany. W piłce kopanej to jest karane żółtą kartką, ale on nie jest na boisku, tylko w sali i gra o siebie, a to już jest powód, przynajmniej dla niego. Swoją drogą to czas do przedyskutowania i zadawania pytań jest na komisjach, po to one są. Rada jest od procedowania, a ten czas dany przez Witię wystarcza żeby radnym pootwierały się bramki na autostradach pytań i zaczęła się kanonada głupawych przemyśleń i dociekań. Wszystko w jakości kalamburów u trzylatków, gołym okiem widać jak niektórzy wymyślają o co zapytać. Oczywiście celuje w tym Zieliński, który inaczej wprost nie potrafi, i pyta, gada, plecie, przedłuża wszystko w opór, zanudza do takiego stopnia, że po paru chwilach nie wiadomo o co mu chodzi. Skrzętnie Krzyś korzysta z takich darów losu, bo żal okazji nie wykorzystać. Potem dołącza Angela Merkel z Gorzkowa wspomniana już Nieściorowa, która nawet jak nie ma co powiedzieć to i tak to powie. Widać wietrzenie organu oralnego u radnej trwa 24h, bo przecież jak nie powie, to kury przestaną się nieść, a mleko skiśnie. Znowu Janeczek celuje w rozwlekłych perorach albo lubi palnąć głupawą uwagę i burknąć gdy ktoś inny ma głos, tak jak miało to miejsce na sesji 30 września w czasie wypowiedzi Mroza Jana. Jemu się zdaje, że jest na oddziale ginekologii i położnictwa, tylko gdzieś zapodział biały kitel i stetoskop, a pielęgniarki zaraz przyjdą…
Bywa i tak, że Witia pyta wprost: czy są pytania!? Całkiem niepotrzebnie, efekt tego jest taki, że sesja przypomina jarmark i tylko czekać jak ktoś wywlecze spod stołu gęś i zacznie z niej drzeć pierze w akompaniamencie ptasiego wrzasku. A całości dopełni widok pokwikujących w drewnianej klatce rumianych prosiąt w kacie sali, i ryczącej krowy na postronku pod oknem. No i jeszcze zacznie spacerować za stołem prezydialnym w te i z powrotem chłop w sukmanie z batem i z dwóch Żydów w chałatach przemknie dyskretnie. Normalnie jarmark w Berdyczowie!? Takie projekcje można było mieć po sesji z 30 września, ale i ta ostatnia z 29 listopada miała swoje smaczki. Ogólnie każda sesja nie trzyma „cywilizowanej normy”
Koty starej panny i stosunki bilateralne
Witia nie panuje nad niczym, ale jak ma to robić, skoro on nie chce, a wręcz sam to prokuruje i nęci radnych jak stara panna, która w naiwnym pojmowaniu kociej natury przed dom wystawia miskę mleka i resztki z obiadu myśląc, że jak mruczki i dachowce pojedzą to pójdą do siebie. Dziwi się potem skąd ich tyle, jak i pamiątek po nich w doniczkach z kwiatkami i na podwórzu, że aż trudno wśród tych suwenirów nogę postawić żeby nie wdepnąć.
Dla Wici ważniejsze widocznie stosunki bilateralne ze wszystkimi niż ład, porządek i powaga rady oraz sprawowanej funkcji. Tak więc…i tym sposobem ostatnia sesja trwała blisko 5 i pół godziny. Być może ta dłużyzna jest związana z podwyżką diet. Wszak wcześniej opowiadali głupoty do 3-4 godzin mając dietę w wysokości blisko 1000 złotych. Teraz po podwyżce doszli do wniosku, że teatr musi potrwać dłużej, żeby naród widział swoich wybrańców przy pracy i stąd te pięć i pół godziny, a to nie jest ostatnie słowo i wynik można podkręcić, doba ma godzin 24. Normalnie Nowosadzki „nieformalny minister koordynator” zbiłby przeciętną sesję do góra 2 godzin. Doświadczenie ma, bo podobno tak potrafi koszulę poskładać, że się do dziecięcego piórnika zmieści i jeszcze miejsce zostaje na krawat i skarpetki. Ale Wicia widać wielbiciel barokowej rozpasanej formy, trwają więc sesje jak nabożeństwa w cerkwi.
W tej radzie, a szczególnie koalicji występuje odwrócenie wartości. To takie samo salto jak rewolucja obyczajowa w UE. Normalnie aktywny radny to skarb ale tu dochodzi do takiej paplaniny i bałaganu, że nagle milczenie staje się przysłowiowym złotem i rzeczą pożądaną. Oczywiście „rozgdakana diaspora” ma inne zdanie i uważa, że to oni mają rację i tak to powinno być, żeby mieć zawsze jakąś uwagę i pogląd, nawet jak to nie ma sensu. Tak sobie zdefiniowali na własne potrzeby aktywność i tak wynika z ich zachowań. Ale że jednak milczenie jest złotem, najlepiej puentuje tę tezę scenka rodzajowa z sesji 30 września. Radni rozdokazywali się przy cieknącym dachu na budynku Muzeum. Szczególnie rajcowało to Janeczka, tak go ta dziura bawiła, że uśmiech z facjaty mu nie schodził. Żartował bo akurat wiadomo, że pod tym dachem siedzi Gołąb Andrzej, którego on nie cierpi i któremu non stop pcha przysłowiowe rączki do Muzeum. Dołożył i do tego Krzyś swoje androny, plotąc, że zła to praktyka, bo ktoś miednicę pod dziurę podstawia. On też ma uwagi do Gołębia, widać za to, że ten kiedyś odmówił mu uczestnictwa w politycznej głupocie. Obaj z Janeczkiem tak się rozdokazywali, a obaj wysoce kształceni, Zieliński to nawet wszechstronnie. Wszystko by może miało inny finał, jakby nie prosty chłop, zazwyczaj milczący i do tego z Fajsławic- Józio Wroński. Józio szczyt intelektualno-politycznych wzmożeń miał ponad 30 lat temu, ale, że w ogóle miał, to coś mu z tego zostało i trzeźwo zapytał: ile lat ma ten dach i kto wtedy rządził? Tym samym tylko Wroński wykazał się zdrowym rozsądkiem i wystarczyło jednym pytaniem aby wszystko sprowadzić na ziemię, do naturalnej kolei rzeczy, bo dach i jego pokrycie ma już z 15 lat- więc ma prawo przeciekać. I tak to rada. Jeden milczy, drugi gada. Andrzej się waha, Marek się boi…Cudem to stoi
.
Dziś z przymrużeniem oka o lękach lidera tubylczej lewicy: Marka Piwko, oraz o potrzebie integracji. Poza tym kilka ciekawostek z życia i diety tłustych kotów . Dowiemy się również, czym i jak trzeba karmić swoją świnkę -skarbonkę żeby była pulchna i rumiana. Wszystko w historycznym sosie, aż kręci w nosie…
Troskliwe oburzenie wyraził Marek na łamach Nowego Tygodnia w artykule „Powiatowe tłuste koty”- „Tak wysokie diety to zachęta dla mieszkańców powiatu krasnostawskiego do startu w kolejnych wyborach samorządowych. Radny Marek Piwko obawia się, że wiele osób zdecyduje się na kandydowanie głównie z powodów finansowych, a nie dlatego, by coś zrobić dla powiatu” Jak widać trochę się obawia, że w wyniku podwyżek diet jego pozycja może ulec zachwianiu albowiem w szeregi komitetów wyborczych nawłazi znęconych tym faktem uchodźców ekonomicznych. Tym samym może mu odjechać w siną dal soczysta powiatowo-miejska golonka. Nikt nie lubi konkurencji, szczególnie takiej ze swoich dalszych szeregów…
Tłusty kot od dawna
Lewica ma specyficzną rolę, walczy z nierównościami o tak zwany utylitaryzm i z takiego postrzegania świata wyrosła, a tymczasem wygląda na to, że największym beneficjentem „dobrej zmiany” w samorządach po 2018 roku jest właśnie Piwko. On już w zasadzie formułę lewicy wyczerpał i wskoczył na wyższy szczebel. Nowy Tydzień pisząc o tłustych kotach zrobił jak PZPR w 1968, kiedy komuniści mówili tak: nie ten Żyd kto Żyd ale ten kogo partia wskaże. Dlatego gazeta tłustymi kotami określiła tylko tych co głosowali za podwyżką, a tymczasem wzięli wszyscy. Tak czy siak… i póki co, Piwko bierze od pisowskiego burmistrza rocznie 94 tyś wynagrodzenia, a od pisowskiego powiatu 2145 co miesiąc, po podwyżce ze przewodniczenie komisji rewizyjnej. Na przewodniczenie której się zgodził, bo oni mu ją zaproponowali. Nie słyszałem by zdeklarował, że tego kielicha goryczy z „łapsk podłych pisowców” nie przyjmie, bo ma idee, które droższe mu niźli całego świata kosztowności. Oczywiście do gazety powrzeszczał, poudawał ale wziął, tak jak kolejny krzykacz Szpak… Nie ma podstaw by uważać, że Piwko nie jest sytym i miluśnym koteczkiem, bo jest i to jakim!?
Czerwony kasztelanic
Piwko nie jest taki wylewny w sprawie stypendium dla najlepszego sportowca, o nim jakoś cicho. Ale widać to była obietnica i niech tak zostanie, będzie ją mógł wykorzystać w następnych wyborach. Po co nowe wymyślać, jak można starą i sprawdzoną ciągle odkurzać, rzeczy sprawdzone trzeba oszczędzać. Jak na razie jest Mareczek jak głaz narzutowy, którego czerwony lodowiec wepchnął tam gdzie jest obecnie. Do tego okopał się jak krasnoarmiejec w CIS, i to głęboko aż pod fundamenty dworku starościńskiego. Stamtąd żadna siła go nie ruszy, nawet zrewoltowany tłum obdartych Sankiulotów z kosami na sztorc. Wrósł tam „czerwony kasztelanic” jak maszt na Piaskach w perspektywę Lublina. Przyznam, że mnie rozbawił wielce odkrywczy tytuł z Nowego Tygodnia o tłustych kotach, bardzo trafny i na czasie ale wymagający uzupełnienia i pewnej korekty…
Ministerstwo astronautyki i podboju drogi mlecznej
W Polsce w roku 89 było około 45 tyś urzędników, a teraz jest blisko 700 tysięcy, każdy z nich robi coś piekielnie ważnego i bez jego pracy ten kraj stanie, jak ochwacony koń. Piwko jest jednym z nich, on z tych lepiej opłacanych, bo to szczebel zarządzający. W mieście „konającym powoli”, jakim jest Krasnystaw, liczącym niespełna 16 tysięcy mieszkańców, a teraz może jeszcze mniej, instytucji o podobnym profilu działalności jak CIS jest 5 . I tak mamy kolejno: Powiatowy Urząd Pracy, Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie, Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej, Dzienny Dom Seniora i oczywiście Centrum Inicjatyw Społecznych. Do tego są dwa ośrodki krzewienia kultury, które idą integracji w sukurs. Ten co CIS wymyślił musiał być wielkim admiratorem „mądrości bajkowych” bo inspirował się zachowaniem Królewny Śnieżki, która wparowała krasnoludkom do jadalni, a że był głodna to z nalanych talerzy zupy każdemu zjadła po łyżce. Krasnale się nie połapały, a ona była najedzona. Jakby sen ją nie zmorzył, to te nawet by nie wiedziały, że ktoś im w zupie grzebał i po chałupie myszkował…
I ojciec założyciel CIS chyba był z „lewa”, a to poczęcie miało miejsce za rządów Hanny „Beztroskiej”. Wtedy przecież lewica otoczyła ją wianuszkiem, jak druhny pannę młodą. Sekretarzem był Gałan, a potem w wyniku „morderczego konkursu” w CIS wyrósł jak grzybek po deszczu dorodny i pełen werwy Piwko. Tak w skrócie powstał krasnostawski pierwowzór- ministerstwa kosmonautyki i podboju drogi mlecznej. No i CIS co oczywiste, najkrótszy ma staż z instytucji mających przychylić nam nieba ale pracy ma co nie miara. Po tym wnoszę, że musiał powstać, bo pozostałe wyżej wymienione jednostki nie potrafiły sprostać integracji i za cholerę nie dało się tego problemu, o ile był, rozwiązać inaczej niż tylko poprzez powołanie do życia CIS. Zapewne gruntownie i dogłębnie zbadano społeczne potrzeby i to nie raz, by nikt nie miał wątpliwości! Ale skąd my to znamy? Podobny trend barwnie zilustrował w tak spektakularnie „konającym mieście” poeta i biskup- Ignacy Krasicki strofami poematu heroikomicznego „Monachomachia”- „Były trzy karczmy, bram cztery ułomki. Klasztorów dziewięć, gdzieniegdzie domki…”
Ile jest warta integracja ?
Kiedy Piwko wygrywał konkurs i zostawał dyrektorem CIS był rok 2015, wtedy wynagrodzono go kwotą, zastrzegam że nie wiem czy to brutto czy netto- 19.772 zł. To niewiele ale to kwota za około pół roku nadludzkiej harówki… W roku następnym 2016 było już 58.365 zł, a w 2017-67.625 zł. Rok 2018 to kolejny dobry rok dla Piwkowej świnki skarbonki, wpada do niej 83.415 zł. A w roku następnym 2019 dostaje jeszcze lepszy zastrzyk protein, bo – 89.956 zł. Natomiast rok 2020 mimo pandemii, świnkę skarbonkę zasila o 94.016 zł… To już nie świnka, a raczej rumiany pulchny wieprzek. Tylko czekać świniobicia. Co rok Piwko miał więcej i więcej, a o czym wspomniałem dwa ostatnie lata to rządy pisowego burmistrza, który jak widać coś musiał dorzucić, jakąś podwyżkę czy coś w ten deseń. Ale jakby co, to Piwko nie jest tłustym powiatowym kotem gdyż mimo, że nie powiedział, że nie weźmie diety, a się tylko teatralnie obruszył to jest po jasnej stronie mocy. Tylko czy aby w takich sytuacjach w ogóle istnieje ta lepsza strona? Trudno jednak to obronić… Na szczęście są konkretne liczby, logika i cytowany już Krasicki…
Samorząd to nic innego jak żerowisko dla zaplecza politycznego tych co aktualnie rządzą, spełnia tylko rolę socjalną. Jeśli ktoś popada w ekstazę po informacji o podwyżkach, to nie do końca rozumie o co w tym chodzi…Żerują wszyscy, tylko głośno o tym nie mówią, a do tego obrażają inteligencje pustymi gestami, przynajmniej niektórych. Jawi się obraz jak to jeden tłusty kot uważa, że wcale nie jest tłusty, nawet jak chłepce wcale nie pokątnie z innej miski też budżetowej…
Jak widać lewica krasnostawska ma się dobrze ale wypada radnemu życzyć zdrowia, tego nigdy dość, jak i sukcesów w integracji. A także sukcesów jego formacji, albowiem, gdy jak zapowiada Sylwia Spurek dojdzie do realizacji jej pomysłów, to wszyscy znajdziemy się w niebie…A widok radnego Piwki skupionego nad kotletem sojowym w „Zamkowej”, popijającego vegańskie piwo wart będzie każdych pieniędzy…
Wjeździe konnej, w sporcie, nie ma relacji i więzi. Tu jest eksploatacja. Mówią o tym również same zawodniczki i zawodnicy – powiedziała europosłanka Sylwia Spurek w Rozmowie #BezUników Piotra Witwickiego. Jak dodała – jeździectwo powinno zniknąć. Polityczka wyjaśniła też, dlaczego – według niej – cena mięsa nie jest prawdziwa i kto za 15 lat będzie tworzył rządy.
Piotr Witwicki: Czy jak ktoś jest weganinem, to musi o tym ciągle mówić?
Sylwia Spurek: – Jestem feministką, od ponad 20 lat walczę o prawa kobiet i o tym mówię, piszę, aktywnie zmieniam system. Jestem weganką, walczę o prawa zwierząt i o tym mówię, wpływam na prawo, poszerzam granice debaty, wspieram aktywistów i aktywistki. Jeśli chcę zmienić rzeczywistość, to nie mogę być cicho.
Czy w Polsce jest potrzebna partia wegan?
– Potrzebni są weganie i weganki w polityce, na razie jestem jedyna. I jeżeli tak zostanie, to nie mamy co liczyć na ochronę praw zwierząt i na skuteczną walkę z katastrofą klimatyczną.
Na Lewicy znalazłoby się parę osób…
– …wegan, weganek? Nie tylko nikt się nie przyznaje, ale kiedy jestem atakowana, nikt z lewicy nie staje po mojej stronie. Z chęcią bym się dowiedziała, czy jest ktoś taki, bo to jest czas, kiedy wszystkie ręce na pokład. Z tego, co wiem, żona Patryka Jakiego jest weganką, ale to ona, nie on, no i nie znam jej poglądów politycznych.
A potrzebna jest taka partia?
– Potrzebna jest partia, która w sposób pryncypialny podejdzie do kwestii walki z katastrofą klimatyczną i bezkompromisowo do praw zwierząt. Bez weganizmu taka perspektywa nie będzie możliwa.
A do weganizmu trzeba przekonywać czy trzeba go narzucać?
– Jeśli weźmiemy pod uwagę to, że stoimy u progu katastrofy klimatycznej, a w debacie publicznej i emisje gazów cieplarnianych z rolnictwa, i wpływ rolnictwa na środowisko, i prawa człowieka są pomijane, to coś z tą polityką jest nie tak.
Tylko pytałem o coś innego. Pani chce opodatkowywać tych, którzy jedzą mięso. Właściwie dlaczego?
– Weszłam do polityki, by zmieniać świat, skutecznie chronić i prawa ludzi, i środowisko, i prawa zwierząt. Nie zrobię tego bez poszerzania granic debaty. Żeby zmienić system, trzeba stawiać trudne i czasami prowokujące pytania. Podatek od mięsa to tylko część mojego programu. Proponuję zakaz reklamy produktów odzwierzęcych, bo chcę, aby ludzie w końcu dokonywali świadomych wyborów. Proponuję zerowy VAT na produkty wegańskie, bo chcę, aby każdy i każda, bez względu na dochody, miała prawo do etycznej i zdrowej żywności.
Rośnie liczba Polaków, którzy rezygnują z mięsa, to jest zresztą światowy trend.
– Te zmiany zachodzą zbyt wolno, aby rozwiązywać problemy środowiskowe, ratować życie ludzi, zakończyć erę wykorzystywania zwierząt. Musimy je systemowo przyspieszyć.
Przez opodatkowanie tych, którzy je jedzą?
– To nie ludzie są winni, ale system, który nie umożliwia podejmowania świadomych decyzji. Teraz ludzie jedzą mięso, piją mleko dlatego, że te produkty są masowe i tanie. Nie mają wiedzy na temat konsekwencji zdrowotnych, nie znają alternatywy. A obecna cena mięsa nie jest prawdziwa.
Nie jest prawdziwa?
– Nie. Wynika z dopłat, z naszych podatków, do hodowli, produkcji, reklamy. I nie uwzględnia kosztów środowiskowych i zdrowotnych produkcji i konsumpcji mięsa oraz kosztów ograniczania skutków katastrofy klimatycznej.
Zmiana w nawykach żywieniowych już się dokonuje. Jak będą odpowiednie, smaczne zamienniki, ludzie będą po nie sięgać. Czy naprawdę musimy to dekretować siłą?
– W mojej „Piątce dla branży roślinnej” pokazuję szybszą ścieżkę tych zmian. Musimy przestać dotować produkcję mięsa i mleka, zakazać reklamy takich produktów, wprowadzić zerową stawkę VAT na zamienniki roślinne i już od przedszkola – przedmiot: „Prawa zwierząt i klimat”. Dzisiaj ludzie mniej zamożni często nie mogą sobie pozwolić na nic innego niż wysoko przetworzone produkty odzwierzęce, bo one są dotowane, tanie i dostępne wszędzie. Ci ludzie nie będą kupować zdrowej, etycznej żywności, dopóki nie będzie dostępna i tania.
Ale to roślinna ma być tania czy zwierzęca droga?
– To jest jednoczesny proces. Musimy doprowadzić do sytuacji, gdy to, co zdrowe, jest dostępne dla każdego i każdej, a to, co szkodzi ludziom i planecie przestaje być dostępne.
I nie myśli pani o tym, że swoją postawą zraża do weganizmu?
– Jak popatrzymy na historię ważnych zmian społecznych, to zawsze pojawiały się jednostki, które głosiły radykalne poglądy i były oskarżane, że w ten sposób zrażają do zmian. Kiedy pojawiły się pierwsze sufrażystki, ludziom nie mieściło się w głowach, że kobiety mogą mieć prawo do pracy, prawa wyborcze i jeszcze studiować. Elizabeth Jennings Graham, Irene Morgan, Rosę Parks też oskarżano, że szkodzą.
Odważne porównanie. Tylko pani jest dziś polityczną outsiderką.
– Moja sytuacja jest oczywiście o niebo lepsza niż pierwszych sufrażystek czy abolicjonistek. Poza tym wspiera mnie mój think-tank Green REV Institute oraz wiele aktywistów i aktywistek. Do poszerzania granic debaty wystarczy jedna osoba. Daję do tego moją twarz. Chcę, żeby politycy i polityczki czuli się wywołani do odpowiedzi i zaczęli zajmować stanowisko w kwestii praw zwierząt. I chyba całkiem dobrze mi to wychodzi. Ale mówię również do ludzi, którzy podzielają moje poglądy: policzmy się i zacznijmy działać razem.
To oni liczą się, gdzie indziej.
– Patrzę na to, co robią aktywistki i aktywiści prawnozwierzęcy i nie chcę ich zawieść, chcę ich wspierać, chcę być ich głosem w polityce. Przekonuję ich też do wchodzenia do polityki. Partia Razem czy Lewica nie są dla nich wiarygodne, bo nie mają odwagi postawić się mięsnemu lobby. Zieloni, którzy mówią jedynie o dobrostanie, ich rozczarowują. Dlatego cały czas namawiam Zielonych do przyjęcia wyrazistego stanowiska.
Czy pani nie jest przypadkiem w Zielonych?
– Jestem członkinią frakcji Zielonych w Parlamencie Europejskim. A z Zielonymi w Polsce wiele nas łączy, jest tam wiele wspaniałych osób, ale nadal dzieli nas Platforma Obywatelska. Nie mogłabym być w koalicji z partią, która przez lata koniunkturalnie zamiatała pod dywan prawa kobiet, prawa osób LGBTIQ czy prawa zwierząt.
To, co mówię, nie jest nawet niczym oryginalnym, ale problem w tym, że nikt nie słucha ludzi nauki oraz aktywistów i aktywistek. Darek Gzyra, który zakładał „Empatię”, mówił o weganizmie ponad 20 lat temu. Karolina Kuszlewicz od ponad 10 lat mówi w sądach o prawach ryb. To nie jest nic nowego. Jak weszłam do polityki okazało się, że mogę głośniej mówić o tych rzeczach tak, że docierają one do mainstreamu.
Nie twierdzę, że to jest coś nowego, tylko zastanawiam się, na ile w takiej formie nie jest to kontrskuteczne.
– Przesuwanie granic debaty jest konieczne. Chodzi o przyszłość, prawa człowieka, prawa zwierząt, o całą planetę. Politycy nie są tylko od sprawowania władzy, tylko od wyznaczania trendów, od systemowej zmiany. Ja mówię do nich: odwagi. Robię to, bo my w ogóle nie rozmawiamy o mięsie, o hodowli zwierząt, o tykającej bombie, jaką jest współczesne rolnictwo.
Wszyscy o tym rozmawiają. Są dokumenty, książki…
– Tym problemem nadal zajmuje się garstka ludzi na uczelniach i niewielka grupa organizacji pozarządowych. Wiele osób nie ma dostępu do tej wiedzy.
To jak się ich zacznie zmuszać, to będą mieć zupełnie inne refleksje niż pani chce.
– Nagłaśniam raporty naukowe, wspieram kampanie społeczne. Chcę im umożliwić podejmowanie świadomych wyborów.
Poprzez opodatkowanie mięsa.
– Dzisiaj Polki i Polacy są codziennie bombardowani propagandą mięsnego lobby, finansowaną z naszych podatków. Powiedzmy sobie szczerze – system nie działa, polityka nie działa, nie chroni ludzi. W ostatecznym dokumencie porozumienia COP26 nie ma rozstrzygnięć dotyczących mięsa, rolnictwa i związanych z nimi zmian klimatycznych. Cały COP to była strata publicznych pieniędzy i czasu.
Docelowo trzeba wywalić w ogóle mięso z diety wszystkich?
– Tak.
Tego nie da się zrobić.
– Ten sam argument słyszały osoby, które walczyły w XIX wieku o prawa wyborcze kobiet.
Wiele osób słyszało ten argument: jedni słusznie, a drudzy nie.
– Mamy wiedzę o emisjach, metanie, amoniaku, o jakości życia ludzi mieszkających w sąsiedztwie ferm. Od lat medycyna alarmuje o korelacji tych produktów z nowotworami, chorobami krążenia i cukrzycą typu 2. Światowa Organizacja Zdrowia umieściła mięso czerwone i przetworzone na liście substancji tak samo szkodliwych, jak tytoń i azbest.
Nawet Światowa Organizacja Zdrowia zaleca zróżnicowaną dietę, a nie całkowitą rezygnację z mięsa. Zresztą tu chodzi o faszerowanie tego mięsa antybiotykami i „polepszaczami”. Przede wszystkim, to powinno się zmienić.
– Łączę kropki między różnymi raportami i obszarami życia. I uważam, że problem produkcji i konsumpcji mięsa, mleka i jaj jest jednym z największych problemów społecznych, politycznych i gospodarczych. Niszczy środowisko, powoduje katastrofę klimatyczną, zużycie wody, degradację bioróżnorodności, antybiotykoodporność, śmierć miliardów zwierząt. W mojej wizji przyszłości nie ma miejsca na jakiekolwiek wykorzystywanie zwierząt. Dlaczego mielibyśmy to robić? Czy dlatego, że się umówiliśmy, że jedne kochamy, a drugie zjadamy?
To może wyjaśnijmy jeszcze, co to jest wykorzystywanie zwierząt. Ostatnio usunięto jazdę konną z pięcioboju nowoczesnego. To jest dobry kierunek?
– Jestem przeciwko wykorzystywaniu zwierząt do czegokolwiek: sportu, rozrywki, badań i testów.
Czyli jeździectwo powinno zniknąć?
– Tak.
Znam ludzi, którzy kochają konie, dbają o nie od rana do wieczora i poświęcają im całe dnie. To jest wykorzystywanie tych zwierząt?
– Mam wrażenie, że wszystko, co powiem, otwiera w mózgu przegródkę: przesada.
Bo to jest przesada.
– Jeszcze w 2015 roku byłam wegetarianką i nie miałam żadnych refleksji na temat wykorzystywania zwierząt przy produkcji mleka. Włączyłam myślenie. Kochamy zwierzęta? My nawet nazywamy grupy zwierząt w zależności od tego, jaką pełnią dla nas funkcję, do czego ich używamy.
Słyszała pani o hipoterapii? O tym, jak jazda na koniu pomaga niepełnosprawnym dzieciom? Jak kontakt ze zwierzętami pomaga im się rozwijać. To są rzeczy udowodnione naukowo. Byłem świadkiem takich zajęć i to jest genialna, piękna sprawa. Zabraniamy?
– W jeździe konnej, w sporcie, nie ma relacji i więzi. Tu jest eksploatacja. Mówią o tym również same zawodniczki i zawodnicy.
Nie znam takich zawodników. Znam takich, którzy mają nieprawdopodobną więź z koniem i potrafią oddać ostatnie pieniądze, by go leczyć.
– Czytałam opinie ludzi tej dyscypliny. Mówią, że konie zostały w tym wszystkim sprowadzone do przedmiotu, że są traktowane jak sprzęt sportowy.
Co ze szczurami laboratoryjnymi?
– Niech naukowcy powiedzą, ile było przełomów w medycynie dzięki tym badaniom.
Czyli mamy testować na ludziach?
– Dysponujemy alternatywnymi metodami, ale wielu nie chce się na nie przestawić. Liczby zwierząt wykorzystywanych do badań i testów, ich cierpienia i śmierci nie da się logicznie usprawiedliwić wynikami badań. I testujemy leki na ludziach. Po etapie testów na zwierzętach musimy wejść w etap badań klinicznych i okazuje się, że te leki nie działają lub szkodzą.
I setki przypadków, gdy jest inaczej. Dlatego odbywają się takie testy.
– Nieproporcjonalnie mało. Gdybyśmy rozwijali alternatywne metody, to bylibyśmy na zupełnie innym etapie rozwoju medycyny. Niestety większość ludzi trzyma się kurczowo starych badań, bo na to są granty, a politycy boją się proponować zmiany. Kto na tym korzysta?
Sprawdźmy, czy nie dochodzi gdzieś do jakichś patologii, ale możemy chyba przyjąć, że naukowcy nie są psychopatami, którzy czerpią radość z cierpienia zwierząt i sprawdzają tam, gdzie muszą. Natomiast dochodzimy do filozoficznego sedna problemu: czy życie zwierząt i człowieka waży tyle samo?
– A dlaczego nie? Kto nam dał prawo do decydowania o tym?
Większość, jeśli nie wszystkie systemy religijne, etyczne i kultura od wieków opierają się na gradacji między życiem człowieka a zwierzęcia. To chyba pani musi uzasadnić, dlaczego uważa pani inaczej.
– Religie, systemy polityczne, kultury przez tysiące lat odbierały prawa fundamentalne kobietom, dzieciom, osobom z niepełnosprawnościami. Wygodnie jest powiedzieć: zawsze tak było. A przecież mówimy o zwierzętach zdolnych do odczuwania bólu, myślących, czujących. Zaraz ktoś napisze, że Spurek uważa, że życie krowy jest tak samo ważne, jak Michałka z Szydłowca.
A tak jest?
– Pytanie jest takie: co nas uprawnia do eksploatacji krowy mlecznej? Co nas uprawnia do zabicia jej dziecka? Kiedyś uważano, że można zabić dziecko albo bić żonę.
Może ktoś uważał coś głupiego, ale większość systemów etycznych od zarania dziejów głosiła coś zupełnie innego.
– W Polsce zakaz karcenia dzieci obowiązuje dopiero od 2010 roku. Polska była już w Unii Europejskiej. W 2005 roku Sejm chciał odrzucić w pierwszym czytaniu ustawę o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie. Kobiety nadal nie mają prawa do legalnej i bezpiecznej aborcji. Dziś nadal etyczne wydaje nam się zabijanie zwierząt dla naszych potrzeb. A ja uważam, że czas najwyższy odpowiedzieć sobie na pytanie, czy mamy prawo zabijać i eksploatować zwierzęta.
Ale jakaś gradacja jest potrzebna.
– To znaczy?
Nie chcę sprowadzać tego do absurdu, ale jak chronimy myszki laboratoryjne, to nad komarami też się litujemy?
– Nie chciałabym, żeby dyskusja o prawach zwierząt była sprowadzona tylko do życia komara.
Ja też nie, ale interesuje mnie, gdzie pani stawia granicę, bo gdzieś musi ona być.
– Granicą jest krzywda i cierpienie innej żyjącej istoty, zdolnej do odczuwania bólu. Problem w tym, że łatwiej nam współczuć zwierzętom domowym, a trochę trudniej rybom, czy tzw. zwierzętom hodowlanym.
Nie będę już pytał o owoce morza, ale rozumiem, że delegalizujemy wędkarstwo.
– Przez lata wędkarze myśleli, że są kimś innym niż myśliwymi. Szczególnie ci, którzy łowią ryby i je wypuszczają, poczuli się dotknięci moją „Piątką dla zwierząt”. Od wielu lat w ruchu prawnozwierzęcym mówi się, że wędkarstwo niczym nie różni się od polowania. Dzięki postulatowi zakazu wędkarstwa znalazłam się cztery razy na okładce „Faktu” i polał się hejt. Ale ludzie dowiedzieli się o cierpieniu ryb.
ZOBACZ: Sylwia Spurek chce zakazać wędkarstwa. Polscy europosłowie przeciw
Trzy miliony ludzi łowi w Polsce ryby.
– Najczęściej mężczyźni. Niektórzy pisali, że powinno się mnie spalić w Auschwitz. Ale ja nie odpuszczę, bo nie można czyjejś krzywdy traktować jak zabawy i udawać, że to hobby. Okalecza się, zabija żyjące istoty.
Nie wiem, jakby to subtelnie ująć… Ma pani świadomość, że nie są to poglądy, które cieszą się wielkim uznaniem?
– Mam tego świadomość. I wiem, że to jest normalne. Nie chcę się znowu odwoływać do Gandhiego.
Za późno.
– Najpierw cię ignorują, potem się z ciebie śmieją, potem z tobą walczą, a na końcu wygrywasz. Wolę się jednak odwołać do Schopenhauera i jego słów o tym, że każda prawda ma swoje etapy.
Ks. Tischner miał tu też swoją teorię trzech prawd.
– Najpierw prawda jest ośmieszana, potem spotyka się z gwałtownym oporem, a na koniec traktowana jest jako oczywistość. Nie było w tym zakresie żadnej debaty publicznej, szkoła jest konserwatywna i hermetyczna, że polityką rządzą nie wielkie wizje zmiany świata, ale słupki w sondażach. Ja stoję mocno na ziemi, mam ścisły umysł. Korzystam z eksperckich badań i analiz. To dopiero początek tej debaty, więc trudno, żeby zgadzała się ze mną większość. Na razie chcę przekonać do mojego programu kilka procent. Za dziesięć lat przekonanych będzie jeszcze więcej, a za 15-20 lat będziemy tworzyć rządy.
Źródło; Interia
Podwyżki w czasie pandemii to nie moralne- powiedział Janusz Szpak były starosta na sesji rady powiatu 10 listopada! No ba! Ale jak już przegłosowali, to je wziął…uprzednio teatralnie wrzeszcząc. Trzy lata temu gdy odchodził z urzędu starosty wziął oprócz odprawy 17.500 tysiąca ekwiwalentu za zaległy urlop, wtedy o moralności nic nie wspominał. Dziś o podwyżkach ale z innej perspektywy i na wesoło.
Ostatnio dziadunio Janusz na powiatowej sesji odleciał na własną orbitę i zaczął z niej nadawać, jak kiedyś „Wolna Europa” z Monachium. Teraz jest zatroskany, a przynajmniej gra takiego. Ciekawe czy nie zamyśla złożyć papierów do PWST. Byłby tam atrakcją i najstarszym studentem, a my wiedzielibyśmy na pewno, że coś studiuje. Krasnystaw cieszyłby się nim i puchł z dumy, że nie tylko Witold Pyrkosz tu się urodził…
Teatralne zagrywki „dziadunia” Janusza
Otóż jaśnie panujący rząd PiS nadrukował tyle waluty, że widać doszedł do wniosku, że trzeba ten bezmiar papierowego atrybutu dostatku jakoś rozdać i w efekcie czego padło na samorząd mocą uchwały sejmu. Tak! To wszystko odgórne pomysły, jakby powiedział Szpak: warszawka! Radni powiatowi podjęli decyzję na sesji 10 listopada i wszystko sprawnie przegłosowano, za podwyżką diet było 11 radnych. Skończyło się na kwocie1700 złotych dla szeregowego radnego. Przewodniczący komisji chapnął ponad 2 tysiące, a przewodniczący rady powiatu ponad 3 tysiące złotych. Członkowie zarządu coś koło 2500 zł. Ich pazerność i bezmyślność to fakt ale oni tacy są, w sumie wszyscy siebie warci. Widać rozsądek w radzie powiatu jest jak puchar Rimeta, przechodni. Teraz akurat nie wiadomo kto go ma…
Oczywiście Szpak tylko na to czekał, choć sam nie lepszy. To co mu sprokurowali było takim kęskiem jak za komuny dla patrolu ORMO sikający młodzian tuż za węgłem kamienicy. Tu też pały poszły w ruch tylko, że te były pluszowe! Takiemu darowi niebios nie wolno odpuścić i w tym momencie zrobił Janusz widowisko takie jak potrafił. Oburzył się teatralnie ale mógł zrobić to lepiej, tak jak oni mogli sobie przyznać mniejsze podwyżki. Mógł dla wzmocnienia przekazu i podniesienia rangi rzucić się w spazmach na podłogę, koszulę rozerwać na piersiach i pianę toczyć, przy okazji wrzeszcząc w wniebogłosy. Widać u niego niedostatki warsztatowe ale też i to, że bardzo chce. W tym uniesieniu oburzenia przytoczył „zupełnie przypadkowy” artykułu z „Nowego Tygodnia”, który „zupełnie przypadkowo” miał przy sobie w którym opisano podwyżki posiłkując się zapewne „zupełnie przypadkową” wiedzą od radnych uczestniczących w obradach komisji poprzedzających sesję. Retorycznie Janusz pytał tytułem prasowym „ Czy radni wydoją powiat”? Szpak by sobą nie był jakby nie poprosił o rozwagę w podejmowaniu tej decyzji… Gdy powoływał się na artykuł w „Nowym Tygodniu” to zdziwiony był jego treścią tak samo autentycznie jak wtedy gdy się dowiedział, że zapisali go do ORMO na 12 lat. Potem jak przyszło do głosowania, oczywiście on i jego prawie cały „zielony pluton” bez Babiarza był przeciw, a jakże! Tylko co z tego, skoro…
… ze łzami ale wziął
Ludziom mydli Janusz oczy, jaki to on niby urażony i troskliwy, ale przecież podwyżkę wziął bez oglądania się i do końca kadencji do chałupy te 1700 złotych przynosił będzie, ku uciesze własnej. On najzwyczajniej rękami tych z PiS wyciągnął gorące kartofle, a teraz je pałaszuje i się cieszy, że paluchów nie poparzył i jeszcze z nich zrobił winowajców ale ci widać pogodzili się z tym. Mogą co prawda czuć się jak podpalacz stodoły z dowcipu, co to ze złością powiedział: grzać to się przylecieli wszyscy ale podpalić to nie miał kto!
Tak na zdrowy rozsądek, to żeby Janusza demonstracyjna troska o moralność miała sens i była autentyczna i nie nosiła znamion „picu” to powinien publicznie ogłosić, że on i jego koledzy którzy są przeciw, część kwoty o którą podniesiono dietę czyli 800 zł będą przekazywać na szczytny cel i to co miesiąc, a nie raz…On tego jednak nie zrobił, a tylko pogadał, poplótł, jak to ma w zwyczaju. Mógł jeszcze zadeklarować albo przyjść na sesję z gotowym pismem do Morawieckiego, że te podwyżki w czasie kryzysu i inflacji to hańba, a co! A jakby z nim pobiegał po sali i zapytał: kto podpisze? Zamieszałby zdrowo, ale na to przezornie widać nie wpadł. Dlatego to zwykły prymitywny pic i przepychanka tych co już byli, z tymi co są przy powiatowym żerowisku. Przypomina to, jako żywo sytuację kiedy cesarzowa Maria Teresa namawiana do uczestnictwa w pierwszym rozbiorze Polski mając resentyment za Wiedeń miała płakać z tego powodu…Ale jak opowiadał po wszystkim Fryderyk Wielki, że ze łzami w oczach ale jednak wzięła co jej zaoferowali.
Inwestycja na przyszłość
Szpak odstawił marne widowisko ale nie tylko on i 1700 przytulił jak dziadzio długo nie widzianego wnusia do piersi. PiS odwalił kawał czarnej roboty za niego i w jego interesie ponieważ 1700 złotych diety dla szeregowego to kawałek grosza, nawet biorąc pod uwagę inflację. Za 2 lata wybory i jak życie uczy wszystkie komitety nie opędzą się od chętnych na listy, PSL też. Wszak dorobić jest okazja i nie byle jaka, bo kiedyś było coś ponad 900 złotych a teraz prawie drugie tyle!? Wątpliwe również czy przez ten manewr jakość radnych się podniesie…Przecież, szczególnie powiatowy samorząd, zważywszy na jego kompetencje to miejsce do dorobienia paru stówek miesięcznie i nic poza tym, ale niektórym wydaje się, że tam zapadają tak ważne decyzje, że ojej… Patologiczna to sytuacja kiedy zarobki radnych oscylują w granicach zarobków zwykłych zjadaczy chleba. Gdzie tu sens i logika!? Dieta ma być tylko ekwiwalentem za utracone zarobki, a nie równoległą formą zarobkowania.
Wracając do „teatralnego wątku” to Janusz niech nie zgrywa świętego, bo od niebieskiego beretu do aureoli droga daleka i wymagająca wyrzeczeń. Sam gdy 3 lata temu odchodził z urzędu starosty po 16 latach, to wziął między innymi 17,500 tyś złotych ekwiwalentu za zaległy urlop, a od 2013 był emerytem i starostą aż do 2018 roku. Nigdy od ust sobie nie odejmował tylko, korzystał pełną gębą z przywilejów władzy. Jak trzeba było to „stołki dostawiał” i kolegami obsadzał, a wszystko za publiczny grosz. Dziś gdy już nie jest „samcem alfa” powiatowej sceny politycznej dostał gonitwy pomysłów i moralno-etycznych wzmożeń. A tu jest jak w przysłowiu o motyce i gracy lub kotle i garnku. Dla zwykłego Kowalskiego jest to teatralna kłótnia po części w rodzinie i bliskim sąsiedztwie. Oni-radni powiatowi obydwu plemion, chwilowo zwaśnionych, żyją w swoim świecie, który jest tylko ich. W kwestii diet są zgodni mimo wszystko, bo każdy diety wziął. To nic innego tylko kolejna odsłona swar przy okupacji wychodka. Obydwie strony sporu czują potrzebę i jedna na tę okazję ma papier z samej warszawki i się nawet z nim zamknęła w środku. Ta druga już tam kiedyś była, ale znów chce wejść, a teraz robi demonstrację i wrzeszczy oraz ostrzegawczo stęka. W efekcie czego może się to skończyć na praniu gaci, bo fizjologia ma swoje prawa… Dla obserwatorów to bardzo widowiskowe, ale i żenujące jak jedni trzymają drzwi od środka, a drudzy za nie szarpią i oprócz zabawnego widoku nie ma w tym nic krzepiącego, bo dopóki są takie zasady tak będzie…
PS. Jedynie podwyżka dla Leńczuka na te ponad 15.000 brutto jest w pełni uzasadniona, ponieważ można ją uznać za ekwiwalent utraconego zdrowia i spokoju. Wiadomo, że w tym wieku człowiek dłużej się regeneruje, tak więc Leńczuk niech tam ma. Słuchać bełkotliwych uwag Szpaka i połajanek ze strony „swoich” to iście hiobowe zajęcie…Dlatego niech tam Leńczuk ma i tak naprawdę tylko on zasługuje. Bo zaprawdę powiadam wam nie wie nic o piekielnych mękach ten kto Nieściorowej, Janeczka, Zielińskiego światłych uwag nie słyszał…Amen!😉😉😉
Dziś prezentujemy przedruk ze strony internetowej UG Siennica Różana. Ten zawiera informację na temat sprzedaży działki w Siennicy Małej. Cała sprawa byłaby może i banalna ale działka leży w miejscu atrakcyjnym, przy drodze powiatowej i ma powierzchnię 0,78ha. Wysokość sprzedaży ustalono na 40.000 złotych… Cena za taką powierzchnię i lokalizację jest bardzo atrakcyjna w kontekście jeszcze świeżej deklaracji zakupu nieruchomości za 750.000… Przy tym zakupie użytkowa powierzchnia jest niewiele większa od powierzchni sprzedawanej działki na Siennicy Małej… Jak tak ma wyglądać przychylanie nieba, to może prościej zainwestować w maszynę drukarską i drukować pieniądze. Senator Zając dysponuje sprzętem i jak Leszek go poprosi, to ten pomoże, tym bardziej, że za 2 lata wybory i Józiowi w Senacie wygodnie siedzieć. W wypadku tych dwóch transakcji trudno wytłumaczyć rozziew cenowy!? Bo to, że jedna nieruchomość jest zabudowana niewiele wnosi i na mój nos nadal brakuje uzasadnienia na wydanie kilkuset tysięcy… Słowa Wiesi Popik o tym, że ktoś na Żdżannym kupił działkę za 60.000 rzucają trochę światła na rzeczywiste ceny nieruchomości, a te przecież wynikają z zasobności portfeli potencjalnych klientów. Towar tyle kosztuje ile ktoś za niego gotów zaoferować, to ile się chce nie ma nic do rzeczy. Tym samym dochodzę do wniosku że nasz Leszek to swój chłop. Kupuje nieruchomości za tyle ile ktoś chce i sprzedaje w cenach bardzo atrakcyjnych dla kupującego !? Gdyby tak nowatorską i odważną filozofię obrotu nieruchomościami Rotschild wcielił w życie to niechybnie w ciągu roku poszedłby z torbami ale w Siennicy to uchodzi i wszyscy są zadowoleni…
WYKAZ NIERUCHOMOŚCI PRZEZNACZONYCH DO SPRZEDAŻY
Na podstawie przepisów ustawy z dnia 21 sierpnia 1997 r. o gospodarce nieruchomościami (Dz. U. z 2021 r. poz. 1899 z późn. zm.) Wójt Gminy Siennica Różana podaje do publicznej wiadomości wykaz nieruchomości stanowiących mienie gminne, przeznaczonych do sprzedaży.
Działka ewidencyjna numer 407/1, obręb Siennica Królewska Mała 0007, jednostka ewidencyjna Siennica Różana 060610_2, gmina Siennica Różana, powiat krasnostawski, województwo lubelskie.
oznaczenie nieruchomości według ewidencji gruntów oraz w księgach wieczystych:
Działka ewidencyjna numer 407/1, obręb ewidencyjny Siennica Królewska Mała (0007), jednostka ewidencyjna Siennica Różana (060610_2).
Działka 407/1 zapisana jest w księdze wieczystej ZA1K/00062930/4 prowadzonej przez Sąd Rejonowy w Krasnymstawie;
powierzchnia nieruchomości: 0,78 ha;
opis nieruchomości:
Nieruchomość gruntowa, rolna, niezabudowana, położona bezpośrednio przy drodze powiatowej 3133L Kasjan-Siennica Różana, z możliwością pełnego uzbrojenia.
Oznaczenie użytków i klas: Ps/PsIII-0,08ha, R/RIVa-0,11ha, R/RIIIb-0,52ha, Br/RIIIb-0,07ha.
Nieruchomość obciążona ograniczonym prawem rzeczowym:
„służebność gruntowa przechodu i przejazdu przez działkę nr 407/1 pasem ziemi
o szerokości 4,5 (cztery i pół) metra biegnącym od drogi gminnej nr 988 przez działkę
nr 407/1 od strony południowej działki, zgodnie ze szkicem tej drogi oznaczonym kolorem zielonym na załączonej mapie na rzecz każdoczesnych właścicieli działek nr 413/2, 414/2, 415/2, 416/2, 423/2, 424/2”.
Aktualny sposób zagospodarowania: grunty orne;
przeznaczenie nieruchomości w dokumentach planistycznych:
Gmina Siennica Różana nie posiada ważnego miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego obejmującego przedmiotową działkę.
Zgodnie z ustaleniami Zmiany Studium Uwarunkowań i Kierunków Zagospodarowania Przestrzennego gminy Siennica Różana, przyjętego uchwałą nr XXI/137/2017 Rady Gminy Siennica Różana z dnia 30 marca 2017 r. w sprawie uchwalenia Zmiany Studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego gminy Siennica Różana, Urząd Gminy Siennica Różana zaświadcza, że przeznaczenie działki 407/1 to zabudowa zagrodowa, grunty orne i użytki zielone.
Na ww. działkę nie wydano decyzji o warunkach zabudowy ani decyzji o ustaleniu lokalizacji inwestycji celu publicznego.
Przedmiotowa działka nie jest położona na obszarze rewitalizacji ani w specjalnej strefie rewitalizacji.
W stosunku do ww. nieruchomości nie podjęta została uchwała w sprawie zmiany planu lub studium.
W granicach oraz sąsiedztwie przedmiotowej nieruchomości nie planuje się lokalizacji siłowni wiatrowych;
termin zagospodarowania nieruchomości: nie dotyczy;
cena nieruchomości:
40.000 zł (słownie: czterdzieści tysięcy złotych).
wysokość stawek procentowych opłat z tytułu użytkowania wieczystego:
nie dotyczy;
wysokość opłat z tytułu użytkowania, najmu lub dzierżawy: nie dotyczy;
termin wnoszenia opłat: nie dotyczy;
zasady aktualizacji opłat: nie dotyczy;
informacje o przeznaczeniu do sprzedaży, do oddania w użytkowanie wieczyste, użytkowanie, najem lub dzierżawę:
Uchwała Nr XIX/158/2021 Rady Gminy Siennica Różana z dnia 28 maja 2021 r. w sprawie wyrażenia zgody na zbycie nieruchomości;
Termin do złożenia wniosku przez osoby, którym przysługuje pierwszeństwo w nabyciu nieruchomości na podstawie art. 34 ust. 1 pkt 1 i pkt 2 ustawy
z dnia 21 sierpnia 1997 r. o gospodarce nieruchomościami: 20 grudnia 2021 r.
Powyższy wykaz wywieszono w dniu 08.11.2021 r., na okres 21 dni, na tablicy ogłoszeń Urzędu Gminy Siennica Różana. W dniu 08.11.2021 r. wykaz ukazał się na stronie internetowej Urzędu Gminy, BIP, wywieszony został na tablicy ogłoszeń wsi Siennica Królewska Mała a informacja o wywieszeniu niniejszego wykazu opublikowana została w „Dzienniku Wschodnim”.
Moja refleksja z przymrużeniem oka po obejrzeniu występów Proskury i przeczytaniu artykułu spowodowała, że ogarnęły mnie „mięszane uczucia”. Jakubiec zrobił ile mógł, w przeciwieństwie do „orła biznesu” z ZMW i szanował inteligencję wyborców, radnych oraz finanse miasta. Czas pokazał, że był ostatnim który dbał o nie, czy się to komuś podoba czy nie. Tu widać, że decyzje zapadały wyżej, a powoływanie się na ten przykład w swoim wystąpieniu przez Proskurę mija się z celem. Różnica jest taka: miastu to było potrzebne i pozbawiając go szans na zakup działki wyrwano mu kawał żywej tkanki. Poza tym całą sytuacje w Siennicy kontrolował i kreował Proskura. „Orzeł biznesu” pokazał dobitnie w plątaninie tłumaczeń po raz kolejny, że w jego rządach nie znajdziesz mimo usilnych poszukiwań i dobrych chęci, choćby namiastki jakiegoś planu lub koncepcji wedle której ma się rozwijać gminny samorząd. Za to wszystko dzieje się przypadkiem i jest rykoszetem.
Najpierw wystąpiła faza chaotycznej wyprzedaży w myśl zasady „baba z wozu koniom lżej” W efekcie czego sprzedano budynek ośrodka zdrowia, Starą Gminę i szkołę na Wierzchowinach. Z tego jako tako można zrozumieć sprzedaż tej ostatniej… Przez te wszystkie lata Proskura moim zdaniem był beneficjentem „Szpaczej polityki”, bo ten musiał uwijać się jak w ukropie i pchać jak najwięcej inwestycji do gminy. Ta stanowiła część składową jego okręgu wyborczego. Lano więc asfalty na drogi, te najbardziej przemawiają ludziom do wyobraźni. Po nich jeżdżą wszyscy i niemal codziennie, bo to krwioobieg…Poza tym, Szpak szef powiatowego PSL, musiał się starć na chwałę własną i mateńki partii a miał przy tym parlamentarne ambicje i to pięciokrotnie. Proskura przy tej Szpakowej aktywności korzystał i dumnie wypinał pierś, zbierając pochwały po remizach. Sam niczego nie wymyślił, ambicji żadnych nie przejawiał, a przynajmniej ja ich nie widzę. Co znamienne to jako jedyny z okolicznych wójtów wytrwał przy średnim wykształceniu, a większość szła na studia. Niestety takie traktowanie samego siebie owocuje zabetonowaniem horyzontów, a ciągłe bezkrytyczne hołdy budują w człowieku złudne poczucie nieomylności. Owocem niestrawnym takiej metody są rodzynki kalibru: PSZOK pod oknem Tomaszewskich, firmy na czynnym ujęciu wody albo biogazowni w środku wsi lub farmy fotowoltaicznej w najlepszym fragmencie gminy o wybitnych walorach miejsca przeznaczonego do zabudowy jednorodzinnej.
Zalew zagospodarował tak, że tylko koledzy po strzelbie mogą być zadowoleni. W tym wypadku przespał najlepszy czas. Dworek z Trzebiatowskim to perełka wśród jego pomysłów i esencja umysłowości. W tym wypadku można na to spojrzeć metaforycznie i uznać, że sztuka Trzebiatowskiego taka jak rządy Proskury. W sumie obaj siebie warci i się w pewien sposób uzupełniają? Na budynek szkoły w Zagrodzie też pomysłu nie znalazł, a teraz ma nowa fanaberię za 750.000. Podejrzewam, że przez 30 lat nie przeczytał ustawy o samorządzie i komentarzy, gdzie jak wół stoi, że gmina zaspokaja potrzeby mieszkańców, a nie ambicyjki wójta.
Dwa „Apapy” i kompres to za mało na ból głowy, gdy się o go słucha i o tym myśli. Ale nie jest sam, bo ma radnych i nawet Jezus z Nazaretu nie miał takiego posłuchu jak on wśród swoich 12 apostoło-notariuszy. Zadziwiające jak na poczekaniu sypie tymi w sumie głupotami, które są w jego mniemaniu argumentami na poparcie swoich posunięć, ta szybkość niestety rzutuje na ich jakość, a ci nieszczęśnicy jak zahipnotyzowani podnoszą łapki w górę. Bajkowy flecista z Hameln hipnotyzował gryzonie grą na fujarce, a potem wyprowadzał je z miasta. Leszek nawet fujarki nie potrzebuje, nie wspominając o umiejętności gry na takowej, a mimo tego swoich apostoło -notariuszy tak omamił, że ręce podnieśli jak na filmie wojennym po komendzie: Hande hoch! Jeszcze sami dokładali na wyścigi swoje dyrdymały, jeden przez drugiego. To przeraża, że można tak się nie starać i wszystko przepychać. Jest gorzej niż w filmowym „Ranczu” jak to wójt wygrywał wybory nawet nie mając namiastki programu, ot tak…
To co prezentujemy to właśnie informacja ze strony UG z 25. 10. 2021 roku i wedle niej sołtysem na Siennicy Dużej jest nadal były sołtys ? Nikt tego przed umieszczeniem nie czytał, a jest to przedruk ze strony Informacyjnej Agencji Samorządowej. Ta chyba opierała się na stronie Polska Times ? A w konsekwencji takiej polityki na Siennicy Dużej od ponad 2 lat już „nie sołtys” zostanie daj Boże „Sołtysem Roku” czego ja jej z całego serca życzę!