Śpioch

Dziś krótko i z przymrużeniem oka o „występie” radnego Piotra Górnego. Jak już się „bidny” odezwał, to tak niefartownie jak to często bywało z wyczekiwanym deszczem, który padał w sianokosy albo żniwa. Tak naprawdę Górny radnym być nie powinien…

Na sesji Rady Gminy 23 czerwca głos zabierał radny Górny Piotr z Siennicy Różanej. Tym samym podtrzymał swoją niesamowitą passę, którą zapoczątkował w Chojnicach dwa tygodnie temu. Jak pisałem ostatnio, tam właśnie powiedział historyczne: tak! Zrobił to własnymi ustami, ciut przyparty do muru. Teraz przemówił zwartymi zdaniami i można to uznać za słowotok, mały „cud” albo wynik ostatniej fali upałów. Na ten wyczyn zbierał się prawie 3 lata i należy to docenić… Górny poruszył nader ważną sprawę. Ta dotyczyła budowy masztu telefonii komórkowej w jego okręgu tj. Siennicy Różanej. Z jego relacji wynika, że mieszkańcy są zirytowani, ponieważ maszt ma stanąć blisko ich siedlisk, na działce jednego z mieszkańców, a nikt im wcześniej nic nie powiedział. Inwestycja zaszła już tak daleko, że zaczęto wylewać fundamenty. Górny dopytywał czy będzie jakieś zebranie wioskowe i odbędą się konsultacje. Górny nie wspomniał że zebrano około 40 podpisów przeciw budowie i dostarczono je tuż przed sesją do UG na ręce Proskury.

Opór ludzi na tego rodzaju instalacje jest całkiem zrozumiały, media co rusz straszą skutkami negatywnego wpływu na otoczenie, a w tym przypadku nikt z mieszkańców tak naprawdę nie zna specyfikacji tego urządzenia. Ale oprócz tego w tym wypadku widać inną prawidłowość. Jest nią fakt, że mamy do czynienia ze skutkiem, a nie przyczyną albowiem ta ostatnia tkwi w pewnej metodzie. To teraz po kolei…Radny odezwał się za co jednorożec mu się należy i tablica pamiątkowa na Kościele. Tylko że on sam tak naprawdę wszystko koncertowo sknocił, spartolił i przespał.

O owym maszcie była mowa na kilku komisjach, mówił o nim sam Proskura… Maszt telefonii komórkowej miał być sadowiony na Zagrodzie, ale dzięki Alicji Pacyk i oporowi mieszkańców przegnano inwestora stamtąd w diabły. Oczywiście Proskura gdy już o maszcie bąknął, że będzie na Różanej to nie robił tego tak jak zwykł to robić ksiądz w Kościele gdy zapowiedzi ślubne czyta trzy niedziele pod rząd. Zrobił to zgodnie z siennickim zwyczajem, czyli w postaci nienachalnej informacji, opartej na zasadzie działania echa leśnego. Ale mimo wszystko powiedział i przy całej niechęci do metod Proskury nie można powiedzieć, że przemilczał…Po prostu trzeba być cholernie czujnym przy tak „gadającym” wójcie żeby ze strzępków informacji wypowiadanych półgębkiem coś wyłuskać i złożyć w logiczną całość. Nieszczęsny Górny tego nie rozumie i nie docenia, a za to naiwnie ufa wójtowi, dlatego że taki jest i już. I tu dochodzimy do wspomnianej metody.

Metoda to nic innego jak to wedle jakich kryteriów został Górny dobrany, wyselekcjonowany jako kandydat na radnego do „Komitetu Wyborczego Leszka Proskury” w 2018 roku… Widać ten kompletny brak zainteresowania tym co się we wsi będzie dziać, to zblazowanie i ospałość połączona z dziecięcą naiwnością było i jest wójtowi na rękę. Wszak najlepszy taki radny który nic nie chce, o nic nie pyta, prawie niczym się nie interesuje, a za wszystkim rękę podniesie. Taki co bardziej za zaszczyt poczytuje sobie fakt, że wójt go do swojego komitetu wziął, że rękę mu uściśnie, posadzi obok siebie i czasem słowo zamieni. Żeby Górny nie czuł się pokrzywdzony to Knap jest tak samo dobrany, wedle takich samych kryteriów i tak samo jak Górny wyobcowany na problemy wsi…

To co dobre dla wójta, wcale nie musi być dobre dla mieszkańców. W tej kwestii interes rządzących rozmija się z interesem rządzonych. Pisałem kiedyś i często powtarzam, że stawianie na takich ludzi w wyborach na radnych, którzy nie posiadają naturalnego ciągu do zdobywania wiedzy, informacji, właśnie tak się kończy. Bidny Górny dowiedział się dopiero o wszystkim od sąsiadów, gdy ci zaszli do niego, ponieważ zbierali podpisy. Ale żeby nie było tak różowo to Leszek też nie jest bez „winy” Jego „wina” polega na tym, że taką selekcję zainicjował, wprowadził w czyn i tym samym wyjałowił lokalny samorząd na przestrzeni lat z wartościowych dla niego jednostek. Przy czym chcę być właściwie zrozumiany i nie deprecjonuję rzeczywistych umiejętności Górnego, zapewne je posiada ale na radnego to się wybitnie nie nadaje. Efekt tego jest taki że reszta społeczności żyje w błogiej nieświadomości, że jutro będzie jutro. Wszak ich interesów pilnuje „super Górny” pomazaniec Proskury.

Tymczasem jutro będzie, ale z widokiem na maszt. I teraz ta część Siennicy Różanej może śmiało okrzyknąć się Paryżem. Wszak wygon utwardzony dzięki staraniom poprzednika Górnego-Andrzeja Mochnieja spokojnie można ochrzcić „Polami Elizejskimi”, a maszt „siennicką wieżą Eiffla” Choć winien nazywać się bardziej swojsko- „wieżą śpiocha Górnego”

Przypomnę jednocześnie z kronikarskiego obowiązku, że takie rzeczy by nie uszły uwadze Alicji Pacyk, Andrzeja Korkosza czy Kołtuna Piotra. Tej trójki nie da się tak łatwo zaskoczyć, a jeśli ktoś nie wierzy, to przypomnę próby lokalizacji PSZOK w Zagrodzie i czym się to dla wójta skończyło. Korkosza interesuje nawet skrzynka gazownicza wystawiona prawie w drodze dojazdowej do pól w Rudce. Pytał o nią wójta na poprzedniej sesji, taka jego rola. Kołtun Piotrek gdy trzeba było, wiedział gdzie „uderzyć” by droga na Wierzchowinach nie wypadła z planów inwestycyjnych starostwa. A w Siennicy Górny dowiaduje się o maszcie dlatego, że mu ludzie powiedzieli, zamiast samemu z tą informacją do ludzi iść… Sołtys również się nie popisał ale ten artykuł o Górnym, więc Manachiewicz niech się tylko po głowie podrapie dlaczego nic nie wiedział. Rola jednego i drugiego polega na byciu „pasem transmisyjnym” między mieszkańcami a UG.

Na całym zamieszaniu skorzystał inwestor i mieszkaniec na którego działce posadowiono maszt. Ospałość Górnego i zdawkowa informacja Proskury dobrze zrobiła inwestycji. Wszystko odbyło się „po cichu”, finalnie inaczej niż z PSZOK w Siennicy Dużej. Fundamenty już są lane i żadna moc ich nie rozkruszy. Warto jeszcze dodać, że na Kozieńcu powstanie taki sam maszt. Ten będzie ponoć jeszcze bliżej domostw. Nawet zwrócił na to uwagę radny z Kozieńca Sęczkowski, który też zaspał, tylko ciut mniej niż Górny…

24
8

Banach przy Finsterze jak Martyniuk przy Operze

Dziś słów kilka o niektórych wystąpieniach na wyjazdowej sesji 11 czerwca w Chojnicach i nie tylko. Docenimy również erudycję i kulturę osobistą Banacha w kontekście jego apelu o wzajemny szacunek. Wszystko z przymrużeniem oka.

Sesja trwała półtorej godziny i odbyła się w sali Ratusza z początków XX wieku, a przewodniczący Banach razem ze swoim zastępcą Bogusiem „filozofem, aktorem i wirtuozem kielni” w jednym, zasiedli na podwyższeniu jak dwa gołębie na parapecie. To ostatnie pewnie najbardziej zapadło naszemu siwiutkiemu mądrali w pamięci. Nic tylko czekać, jak taki piedestał w siennickiej sali obrad rady postawią, ale wyższy żeby po drabinie na niego wchodzić. Lubi wszak Banach z góry na ludzi patrzeć i to bardzo. Z tego upojenia władzą nie raz mu się w siwej głowie kręci. Dał nawet temu dowód i upust w Chojnicach, przy ludziach. A jak!? Co się będzie szczypał…

Knap i Górny przemówili!?

Zaczęto od przegłosowania porządku obrad i doszło do historycznej chwili, bo głos z siebie wydusiły dwie „etatowe niemowy” Górny z Knapem. Obaj przy użyciu organu oralnego, powiedzieli, że są za przyjęciem porządku! Wyrazili to krótkim i zwięzłym: tak! Tym samym dziarsko przeszli do historii albowiem jest to pierwszy udokumentowany przypadek gdy coś komunikatywnego wyrzucili z siebie. Zazwyczaj mówią „tak” wciskając przycisk na tablecie. Dalej było jeszcze ciekawiej albowiem dwójka radnych: Alicja Pacyk i Andrzej Korkosz wstrzymali się od głosowania nad porządkiem obrad. Zrobili tak, bo uważali iż cała wyprawa i dyskusja w Chojnicach o Siennicy jest bez sensu. Pojechali ale to był ich obowiązek, a nie oni wymyślili to całe cyrkuśne przedsięwzięcie.

Bufonady Banacha

Padły pierwsze pytania i zadudniły jak grad po blaszanym dachu. Pytał Korkosz tylko to zupełnie „nie leżało” Banachowi który swoim zwyczajem zaczął pokazywać swoje „narowy”. A to mu się nie podobało, że Korkosz dużo pytań zadaje, a to rzekomo ingeruje w przebieg sesji. Szczególnie to ostatnie bezmyśnie złośliwe, kamery wszystko zarejestrowały, sesja była wszak transmitowana i nic takiego nie miało miejsca. Korkosz znosił te „smarkate” prowokacje spokojnie, i jak później stwierdził do zaczepek Banacha podchodził z pewnym politowaniem. Ale za to zachowanie Banacha nie uszło uwadze innych. Dąży Banach do wojny z Korkoszem, dlatego, że widzi w nim zagrożenie i inaczej nie potrafi… Dwa tygodnie wcześniej ten sam Banach plótł o wzajemnym szacunku. Tymczasem w Chojnicach popisuje się jak dziesięciolatek i to przed burmistrzem Finsterem. Cała sesja i cały wyjazd był zdominowany przez jego namolność i paplaninę. Latał Banach zawsze na przedzie, jak przysłowiowy Żyd po pustym sklepie i gdzie mógł wciskał swoje trzy grosze.

Moskiewski ekonomista

Wracając do przebiegu sesji, pytania Korkosza były na tyle kłopotliwe, że Finster gdy na nie odpowiadał to nie padały z jego ust żadne konkrety. Cały czas próbował narzucić swoją narrację i zagadać. Korzystał z przywilejów gospodarza i „swoich ścian” ale Korkosz nie kruszył kopii, a raczej spokojnie punktował. Trzeba Finsterowi przyznać, że operuje językiem na poziomie wyższym niż zadowalający, ale z tego słowotoku mało wynika konkretów, zważywszy na ogrom użytych słów. Jak na ekonomistę z moskiewskim doktoratem, którym się pochwalił, to burmistrz nie podawał żadnych twardych i mierzalnych wartości. Zapytany o ilość odwiedzających „Muzeum Trzebiatowskiego” odpowiedział, że myśli iż było ich tysiące!? Taka odpowiedź nie dość, że nic nie wnosi to jest wyświechtanym ogólnikiem i to bardziej własna opinia z kategorii domniemania lub pobożnego życzenia. Od burmistrza-ekonomisty należało oczekiwać konkretów. Powinien mieć to we krwi, ale może ja się mylę i po doktoratach z ekonomii na moskiewskich uczelniach ma się co innego we krwi? Bardziej wyłania się z tych opowiastek polityk niż ekonomista, choć w trakcie swojego wystąpienia upominał żeby Trzebiatowskiego nie upolityczniać…

Spór z  Wałdochem

Co warte wzmianki to Arseniusz powołał się na swojego chojnickiego adwersarza Marcina Wałdocha, założyciela „Chojnickiego Bloga Politycznego” Widać wyczuł w pytaniach Korkosza wiedzę posiłkowaną treścią zawartą w artykułach wspomnianego, albowiem Wałdoch krytycznie odnosił się i odnosi do idei „muzeum jednego artysty” Jest również  doktorem, ale nauk politycznych. Często i dość boleśnie chłoszcze Finstera i spółkę. Przyznał burmistrz, że prowadzi z nim spory o różnym stopniu ucywilizowania, zarzucił mu jakoby ten całą wiedzę o Trzebiatowskim opiera i czerpie z mediów. Tymczasem jego zdaniem dobrze by było gdyby przyszedł do Baszty i porozmawiał z mistrzem…

Marta Żmuda-Trzebiatowska albo wielkość urojona?

Tylko że rozmowa z mistrzem nic nie da, Korkosz z nim rozmawiał i nic z tego nie wynikło. Tu o co inne idzie. Problem w naszym wypadku leży w kosztach i celowości takiej inwestycji w Siennicy, która jest gminą wiejską. Trzebiatowski również nie ma ochoty dzielić się przestrzenią z innymi. A co najważniejsze w Siennicy już dawno zadecydowano o przeznaczeniu dworku, co oburza wielu. Chojnice to Trzebiatowskiego rodzinne miasto, skoro chciały go docenić tworząc muzeum jego „twórczości” to jest logiczne. Mimo tego w mieście nie było zgody na takie przedsięwzięcie i moim zdaniem „niestety” czas potwierdził obawy wątpiących.

Wałdoch ma rację, że dowodów na „wielkość” Trzebiatowskiego nie ma, a jeśli już mówi się o czymś podobnym, to są to cukrzone do mdłości peany płynące z towarzystwa wzajemnej adoracji. Opowieści o dojrzałym stylu, nurcie intelektualnym czy wyrafinowanej formie… Uważam  że tę twórczość można nazywać dowolnie, pod tym względem jest „doskonała”, wszystko niemalże do niej pasuje, prawie każde wyszukane określenie, a im bardziej bełkotliwe i enigmatyczne tym lepsze. Z resztą w swoim wystąpieniu, na sesji Finster użył zabawnych określeń typu „jeden z najbardziej znanych artystów w Polsce którego dzieła są w muzeach na wszystkich kontynentach…..” Tu się historia powtarza, ponieważ brak dowodów na jego słowa. Znów by trzeba sięgnąć do publicystyki Wałdocha, który pisał o „rozpoznawalności mistrza” w świecie. Moim zdaniem, póki co, to najbardziej rozpoznawalnym Trzebiatowskim w Polsce jest Marta Żmuda -Trzebiatowska, również „robi” w kulturze tylko bardziej masowej- jest aktorką.

Kuna na leśnym dukcie

To że w „muzeum jednego artysty” nie prowadzi się żadnej ewidencji odwiedzających też coś znaczy. Komisja rewizyjna z 10 lat temu wnioskowała o takie udogodnienie ale jak widać że nic nie widać to tak lepiej. Pisało o tym inne medium- Chojnice 24.pl. Finster nawet o tym nie wspominał, nawet nie próbował tłumaczyć. Ominął szerokim łukiem drażliwy temat, przemknął jak kuna przez leśny dukt i tyle było. Zaś mnie udało się wyszukać ciekawostkę dotycząca ilości odwiedzin, a jest to zapis dźwiękowy z 2010 roku rozmowy w trakcie spotkania wyborczego z Finsterem. Mówi w nim o tym, że w pierwszym miesiącu po otwarciu „Muzeum Trzebiatowskiego” odwiedziło je ponad 400 osób…Pytający chciał jeszcze dowiedzieć się ile było osób prywatnych, a ile grup zorganizowanych ale się nie dowiedział. Potem, w 2012 roku były wspominane wnioski komisji rewizyjnej o wprowadzeniu rejestru odwiedzających. 

Dwa pozytywy

W czasie zwiedzania „Muzeum…” przez „siennickich notabli” padły pytania o zwiedzających i niestety zafrasowane oblicze kustosz raczej nie odzwierciedlało deklarowanych tłumów, tabunów i tysięcy spragnionych obcowania z twórczością „mistrza”. Wynikło z słów kustosz, że przepływ zwiedzających reguluje pogoda i jeśli pada to ktoś zajrzy, a jeśli nie to wczasowicze wolą od abstrakcji naturalnych Trzebiatowskiego zwykłą naturę bez udziwnień. Poza tym coś tam Muzeum próbuje robić z dziećmi i dla dzieci. Wnioskuję że z całego „muzealnego przedsięwzięcia” wypływają dwa pozytywy. Pierwszy to bezbrzeżne zadowolenie „mistrza”, a drugi to fakt iż Julia Reca ma etat i tym samym wszystko co z tego wynika. Z resztą Finster gdy stanęło na pytaniu Korkosza o koszty „Muzeum…” sam zwrócił uwagę, że gros środków wyasygnowanych na utrzymanie „Baszty” idzie na etat dla kustosz. Dodał też, że Trzebiatowski nie zmusza by kustosz był w Siennicy. I takie to  „Muzeum…” w baszcie na której najwyższej kondygnacji Jutrzenka, maluje, śpi i załatwia potrzeby fizjologiczne, a wszystko po to żeby za hotel mu nie trzeba było płacić, jak poinformował burmistrz.

Baba z wozu, koniom lżej

Finster zachęcał do brania Trzebiatowskiego w ciemno. Z jego peror wynikało, że ożywi atmosferę i przyprowadzi za sobą innych artystów, by po chwili dodać że „mistrz” ma już 86 lat i może nie podołać. Ale póki co, to Trzebiatowski już atmosferę rozkręcił. Wielu mieszkańców Siennicy uważa, że jego sztuka to żadna sztuka, a on to „ciało obce”, wciskane na siłę, bo władza akurat tak chce. Problem jest w tym, że nasz duet Banach-Proskura nijak tego do wiadomości przyjąć nie chce. A sformułowanie Finstera „ jak go nie wpuścicie to go nie będziecie mieć” jest co najmniej zabawne przy założeniu, że gmina dysponuje budżetem w okolicach 16-20 milionów złotych przy zsumowaniu dotacji na aktualnie realizowane inwestycje. Natomiast Chojnice dysponują 230 milionami i nic to, że mają zadłużenie sięgające 32% wpływów budżetowych. Z naszego punktu widzenia brak Trzebiatowskiego, to również brak wydatków na jego utrzymanie. Ot, baba z wozu koniom lżej… Te nie są małe, jak stwierdził Finster, trzeba wydawać miejskie pieniądze na promujące artystę, katalogi, druki okolicznościowe i tomiki poezji. Szkoda że wstrzemięźliwy Arseniusz nie powiedział wprost że „mistrz i profesor” drogi w utrzymaniu ponieważ jego trzeba „promować” na swój koszt i samograj z tego żaden… Gdy się porachuje, to na utrzymanie „Muzeum…” Chojnice w ciągu 10 lat funkcjonowania wydały ponad 1 milion złotych a koszty adaptacji zabytkowego budynku to kolejny prawie milion.

Finster w kartoflach

I tak dochodzimy do owoców promocji Chojnic i ich skali wynikłych z faktu posiadania dorobku artystycznego „profesora rzekomego” Zapytał o nie radny Korkosz w kontekście wyprawy Trzebiatowskiego na wystawę ze swoimi dziełami do Szanghaju. Interesował go głównie aspekt ekonomiczny, a precyzyjniej jaki miała wpływ na promocję Chojnic w Chinach i jak się to przełożyło na kontakty gospodarcze z Państwem Środka… I się niestety Finster wyłożył, jak chłop który wbiegł zbyt nonszalancko w kartofle, a łęty zrobiły swoje. Powiada że o ekonomicznych fruktach to nic nie wie, bo architektem tego porozumienia nie był.  Jeśli chodzi o gdybanie, to burmistrz nie zawiódł i wydaje mu się, że atmosfera wokół chojnickich firm poprawiła się. Błysną jeszcze wiedzą o tym co znaczy skrót ChRL. Dla mnie, postronnego słuchacza, Finster  jawi się solidnym retorem, takim co to  ateiście wmówi dewocję, a dewotowi ateizm. Oczywiście po mistrzowsku operuje wszystkim tym czego zmierzyć , zwarzyć nie sposób, ale to widać „moskiewska ekonomia” W ogniu pytań wyszły inne smaczki i dowiedzieliśmy się, że w „Baszcie Nowej” również są dzieła „mistrza”, tylko te są bardziej magazynowane niż eksponowane. Wspomniał jeszcze Arseniusz o dziełach mistrza wartych miliony i w związku z tym jakie to wyróżnienie dla miasta.

Weekend za pasem

Inni radni również zabierali głos, a choćby Wiesia Popik alias starsza z sióstr Godlewskich. Po swojemu, jak zwykle bez sensu, byle wójt był kontent. Stwierdziła że jak Siennica Różana nadała Jutrzence tytuł honorowego mieszkańca to jest mu winna muzeum i jak profesor by zaniemógł to pewnie Chojnice Siennicy pomogą…Finster odparł, że owszem czemu nie. Wszak on nie takie rzeczy obiecywał i co miał namolnej kobiecie powiedzieć ,skoro był piątek i zaczynał się weekend? Tu ciekawostka, gdy nasi „notable” odjeżdżali nazajutrz, Finstera nie było wśród żegnających, nie przyszedł z chusteczką, nie pomachał. Ten obowiązek przypadł jego zastępcy, a on sam, moim zdaniem raczej potraktował tę wizytę jako „kłopot” ale dość oryginalny i zabawny…

Zaworska jak Rejtan

Kiliańska z Zaworską miały przebłyski osobistej chwały i cywilnej odwagi. Takiej jeszcze nie okrzepłej i nie do końca wyakcentowanej, ale wypowiedzi obu były o bliźniaczym przesłaniu. Szczególnie ta druga dosadniej zaakcentowała to, że w siennickim muzeum powinni być głównie twórcy lokalni…Duży postęp w ewolucji poglądów zważywszy, że Zaworska pracuje w Gminnym Ośrodku Pomocy Społecznej, a małżonek w Szkole Podstawowej…

Znudzony Maniek

Maniek Mielniczuk nie strzymał, bo widać gadanina o Trzebiatowskim znużyła go jak przy długie kazanie i zapytał o ceny śmieci w Chojnicach. Finster stwierdził, że teraz jest 18 złoty ale niebawem ceny podniesie. Natomiast Sęczkowskiemu bardzo funkcjonalność w mieście się podobała. Marzena Dubaj sianem się wzruszyła i góralską muzyką słyszaną w „Muzeum…” W związku z obecnością tej ostatniej, to wysnuła refleksję, że  widać „profesor” tolerancyjny dla innej twórczości niż swoja. Na koniec Proskura coś tam bąknął, szczęśliwy pewnie, że Banach trajkotał za niego. Podpisał deklarację o współpracy samorządów, po czym wymienił z Arseniuszem akty i zapachniało wielkim światem. Banach wręczył papierową torbę z prezentami burmistrzowi i taka to była sesja z elementami kresowego folkloru.

 

Na koniec skromna refleksja. Lepiej jednak było siedzieć w Siennicy, cały pomysł był głupiutki i kosztowny. Po co było na Kaszubach „portki sobie ściągać?” Nikt nie stał się po tym wyjeździe mądrzejszy, a cała sprawa jest jeszcze bardziej absurdalna. Mieli w Chojnicach ubaw po pachy, co dało się wyczuć nawet w tym jak i co Finster mówił do prasy i na sali. Co ich obchodzi jakieś zagospodarowanie dworku na wsi? Poza tym, bez sensu jest ciągnąć 12 radnych i 3 sołtysów 600 kilometrów, tylko po to żeby blokować radnemu Korkoszowi głos, zaczepiać go i głupawo komentować. Razi również infantylna paplanina Banacha, wciskana co rusz i byle gdzie. Jeśli mogę doradzić to niech Banach zacznie czytać książki, na nie nigdy nie jest za późno. Może wpadnie mu w ręce jakiś poradnik o tym jak mówić żeby być słuchanym. Natomiast fragment z refrenu piosenki „Chirurgia plastyczna” wykonywanej przez Wojciecha Młynarskiego- „Jeśli za mało książek znasz, to Ci wychodzi na twarz” daję wzorem Szpaka naszemu mądrali pod przemyślenie.

 

28
6

Egzotyka w Chojnicach

 

Egzotyczna wizyta została dostrzeżona przez media w Chojnicach i  skomentowana. Dziś właśnie w o tym…

RADNI Z SIENNICY RÓŻANEJ W LUBELSKIEM PRZYJEŻDŻAJĄ DO CHOJNIC NA SESJĘ

Dodane: 2021-06-08

 

W najbliższy piątek 11 czerwca w sali obrad chojnickiego ratusza odbędzie się o g. 14 po długiej przerwie stacjonarna sesja Rady. Ale nie będzie to sesja miejskich radnych z naszego miasta. Przyjeżdżają na wyjazdową sesję gminni radni z Siennicy Różanej (ponad 4 tys. mieszkańców) w województwie lubelskim.

W porządku obrad zawarto „Wystąpienie Burmistrza Chojnic dr inż. Arseniusza Finstera” oraz „Dyskusję związaną z możliwościami zagospodarowania rewitalizowanego „Dworku” w Siennicy Różanej oraz nawiązanie współpracy między Samorządem Chojnic i Siennicy Różanej.

Wójt Siennicy Różanej był w 2020 w Chojnicach na jubileuszu 10-lecia Galerii Janusza Jutrzenki TrzebiatowskiegoW relacji z tego wydarzenia na stronie Galerii podano, że „Leszek Proskura, wójt Siennicy Różanej, gdzie powstaje podobna placówka, wyznał, że przyjechał się uczyć do Chojnic…„.

Chyba ten pomysł ma w gminie Siennica Różana nie tylko zwolenników. Na lokalnym portalu „Siennicą pod prąd” ukazał się niedawno tekst pt. „Cyrk jedzie do Chojnic na wesoło”. Jeden fragment (pisownia oryginalna): „Umiłowany wódz znający się na prawie wszystkim znów wpadł na genialny pomysł. Czy się przedtem skonsultował z lekarzem lub farmaceutą, tego nie wiadomo, ale sądząc po jego „kalibrze i jakości” to warto by było. Otóż w dniach 10-12 czerwca Rada Gminy będzie jechać do Chojnic, a tam ma się odbyć sesja. Do tych samych Chojnic z których pochodzi „profesor rzekomy” i „mistrz” Jutrzenka -Trzebiatowski!? Ktoś zapyta „a po jaką jasną cholerę w Chojnicach?” Odpowiedź jest oczywista… ponieważ w Siennicy ma powstać „Muzeum Kultury Siennickiej”„. W dalszej części tekstu jest … artykuł z portalu chojnice24 z marca 2013 nt. kontroli Komisji Rewizyjnej w Galerii Janusza Jutrzenki Trzebiatowskiego.

Wczoraj (7.06) na swym blogu Marcin Wałdoch tak skomentował planowaną wizytę radnych z Lubelskiego: „(…) Rajcy z południa Polski (Siennica Różana leży 650 km od Chojnic) przyjeżdżają do Chojnic w konkretnym celu. Jakim? Otóż nie jest to żaden interes publiczny. Wójt Siennicy Różanej postanowił zabrać rajców do Chojnic, aby w Chojnicach zostali oni „urobieni” przez towarzystwo Arseniusza Finstera na rzecz przekonania ich co do słuszności zasponsorowania i otwarcia w gminie Siennica Różana galerii…Jutrzenki-Trzebiatowskiego! (…)”

Jak przekazał nam wiceburmistrz Adam Kopczyński, delegacja samorządowców z Siennicy planuje zwiedzić m.in. Chojnickie Centrum Kultury oraz siedzibę Galerii Janusza Jutrzenki Trzebiatowskiego. Sesja będzie transmitowana z sali chojnickiego ratusza na konto na YT Urzędu Gminy w Siennicy Różanej.

Ilustracją artykułu jest screen ze strony UG w Siennicy Różanej.

 

 

 

Jak się okazuje ze strony internetowej gminy Siennica Różana, rajcy i wójt tej gminy będą 11 czerwca o godz. 14.00 odbywać będą swoją sesję wyjazdową w Chojnicach, sesja odbędzie się w Sali Obrad Rady Miejskiej Chojnic. Informacje na stronie gminy: https://siennica.pl/2021/06/02/informacja-o-obradach-sesji-rady-gminy-siennica-rozana-w-dniu-11-06-2021-r/?fbclid=IwAR1f1wp86Eo5YkMeSOZz0TMst8D0fZX6JOm4AwjvZE4MvvxNz_tKd2Q9w7U . Zaskoczeni?

Już wyjaśniam. Rajcy z południa Polski (Siennica Różana leży 650 km od Chojnic) przyjeżdżają do Chojnic w konkretnym celu. Jakim?
Otóż nie jest to żaden interes publiczny. Wójt Siennicy Różanej postanowił zabrać rajców do Chojnic, aby w Chojnicach zostali oni „urobieni” przez towarzystwo Arseniusza Finstera na rzecz przekonania ich co do słuszności zasponsorowania i otwarcia w gminie Siennica Różana galerii…Jutrzenki-Trzebiatowskiego!
Cieszyć się? Płakać? Warto powstrzymać reakcje. Nie wiadomo bowiem czy Chojnice pozbywają się z baszty więziennej swego „największego artysty” wraz z jego dobytkiem czy to tylko element procesu pączkowania galerii Trzebiatowskiego, który teraz chce mieć swój drugi „życiowy dobytek” w galerii w Siennicy Różanej. Skądinąd w tej sytuacji ciekawe jest to, jakimi argumentami posługuje się starszy Pan malarz, że tylko dla niego cała rada gminy przemierza ponad 600 km, aby dać się przekonać przez Arseniusza Finstera co do talentów Jutrzenki?
Rajcom z Siennicy Różanej zalecam ostrożność i krytycyzm w przyjmowaniu wszelkich wiadomości w Chojnicach – szczególnie proszę zapytać o ilość odwiedzających basztę Jutrzenki oraz o koszty jej utrzymania. Poza tym proszę być gotowym na to, że i w gminie Siennica Różana Jutrzenka uzna, że jego sztuka i wydatki publiczne na nią nie spotkają się z dobrym odbiorem, więc w oczach „artysty” zostaniecie „chamami”, tak jak i nas chojniczan ochrzcił kiedyś Jutrzenka.
Z żalem obserwuję jak radni w Polsce zajmują się społem rzeczami miałkimi i nieważnymi, ale robią to, bo to cementuje ich ciche interesiki i niejasne układy, a z interesem publicznym nie ma to nic wspólnego – taka jest moja opinia.
32
4

Gdzie jest Nemo?

Na ostatniej sesji zaszły wypadki które dowodzą, że duch PRL w gminie jeszcze dycha, choć kaszle, charczy, mało płuc nie wypluje. A Leszkowe „radne” w tym ledwie żywym duchu dokonali pełnego zwrotu przeciw wyborcom i to w przytłaczającej większości własnym. Był i debiut jak w Opolu, a Banach poznał nowe słowo. No to jedziemy z przymrużeniem oka, choć czasem ma się ochotę zamknąć oba, żeby tego „cyrku” nie oglądać…

Poszło o petycję w sprawie obniżki cen za odpady i wydawałoby się, że padną wreszcie konkrety, bo ile można czekać ? Tymczasem wydarzyło się coś, co określić innymi słowy niż te uważane powszechnie za obelżywe nie sposób. Zamiast wziąć się do roboty, to biadoli z przerwami jak ich urażone ego boli, jak im to źle, jakich to dyskomfortów i absmaków doświadczają. Brakło tylko żeby wszyscy „proskuryści” zaczęli się licytować: kto ma zgagę, kto wrzody albo nadkwasotę, a komu się hemoroidy pokazały…Na prawie 3 godziny obrad, nie stękali tylko nad swoim losem gdy głosowali uchwały, ale w pozostałym czasie jęczeli jak „dusze czyśćcowe” na czele z samym Proskurą i Banachem.

Co istotne to nikt im w tych „jękach” i zawodzeniach nie przeszkadzał, a wręcz przeciwnie. Pootwierali się więc szeroko, jak się drzwi od kurnika rankiem otwiera, a żale wyleciały z nich niczym chmara kur, wprost na stertę nawozu i odpadków, żeby pogrzebać. Z tą różnicą, że u kur w efekcie da to jajko, a tu w zasadzie było wielkie nic. Te 501 podpisów które zebrano, to była ta czara goryczy, ten kamień obrazy… Bo jak to tak!? Przecież oni grali na przeczekanie, a tu im ktoś cały misterny plan popsuł i „naruszył strefę komfortu”

Grażyna „wrze”, a Banach moralizuje

Po odczytaniu przez Korkosza treści petycji, dostarczył ją do banachowych rąk własnych, tych samych rąk, które tak niestrudzenie pracują bardziej dla swojego portfela niż na naszą rzecz. Ten jak już ją dostał, to pokazała się pierwsza rysa, taka jak na ścianie chałupy co osiada. Banach skomentował to tak: właśnie petycje kieruje się do przewodniczącego rady!? Po co ta uwaga, tego nie wiadomo, ale widać musiał jakoś powietrze upuścić. Gdyby sapnął albo zagwizdał, też by uszło albowiem ten wtręt był ni w pięć, ni w dziesięć. Widać było, że zły przy tym, a cała sytuacja wyprowadziła go z równowagi.

Rysa poszła aż do sufitu jak jeszcze Korkosz zapytał: co z drogą polną na Boruniu koło Lubasia? Gdy zbierał podpisy, to jeden z mieszkańców poprosił go o interwencję w tej sprawie. To zadziałało na Grażynę Kielech, jak oczko co poleciało w ostatniej parze rajstop. Grażyna bardzo się zeźliła i buchnęła złością i jakby jej wtedy termometr wetknąć, to rtęć wyskoczyłaby na podłogę Wywiązała się nawet dyskusja jak wymiana piłek na korcie i Grażynka stwierdziła, że u nich to jest wszystko dobrze i tam na tej „lubasiowej drodze” to już nic nie trzeba. Zabawnie to zabrzmiało jak zapewnienia komunistów za Bieruta, że u nas wszystko kwitnie, a zachód właśnie bankrutuje. Tyle że Korkosz był pewny swego i cierpliwie jej tłumaczył: owszem tam już było równane, ale nie wszędzie. 

Grażynie to się w pojęciu nie mieściło, mimo, że miejsca tam sporo, bo jak to tak, żeby ktoś obcy kręcił się po jej dzielnicy? Wszystko Grażyna bierze do siebie i wieś jak widać traktuje jak swoje lenno…Potem Banach zaczął umoralniać Korkosza, że co prawda zbieranie podpisów po całej gminie nie jest zabronione, ale upomina Korkosza żeby kolegów radnych szanował… Uwaga zupełnie bez sensu i o randze bełkotu, ale warta dygresji. Za umoralnianie bierze się facet, który „nomen omen” odpisywał na pisma w sprawie wycinki drzew mieszkańcowi Borunia w taki sposób, że ten musiał interweniować u jego przełożonych. Niech szacunku Banach nauczy się sam, bo na tym polu ma sporo do nadrobienia. Tylko może lepiej niech mu kto wytłumaczy, byle tylko nie kazać mu czytać. Jemu często się zdarza nie doczytać do końca, tak jak ze statutem parę lat temu było i ostatnio z rzekomym wymogiem monitoringu na PSZOK. No i niestety wyborcy z okręgu Banacha jak mają problem to idą z nim do Korkosza, tak jak było w zeszłym roku, gdy mieszkańcy którzy nie mieli wodociągu za swojego przedstawiciela uznali Korkosza.

Żdżańskie „Siostry Godlewskie” w akcji, a jedna debiutuje…

Ale to nie koniec, jakby kto myślał… Zabrały głos „siostry Godlewskie ze Żdżannego”-Wiesia Popik radna i jej sołtys, bo tak ją sama utytułowała, a jest to jej własna, prywatna synowa. I tak jak Godlewskie marnie śpiewają, tak i Wiesia z synową marnie argumentowały.  Synowa to szczerze powiedziawszy debiut miała bardzo udany, taki udany, że jakby była publika to by ją „wybuczeli” i skrzynka pomidorów z kwiatami w donicach poleciałaby w dowód uznania w jej kierunku. W tym debiucie to do końca nie wiadomo o co jej chodziło i pewnie myślała, że się przestraszą ci do których kierowała swoje „przedszkolne gromy”, albo będą mieć co najmniej wyrzuty sumienia. Stwierdziła że bardzo się poczuła źle, bo ci co zbierali podpisy to do niej nie przyszli i ją pominęli. Skąd u niej takie feudalne pomysły, diabeł jeden wie? Póki co, to Wiesi synowa wymagać może takiego posłuchu od członków rodzinnego stadła, a rządzić może swoją garderobą i tym co ma w notarialnym akcie własności.

Wygląda na to z ich wynurzeń, że obie z Wiesią postawiłyby chętnie na granicy z Wierzchowinami szlabany i wprowadziły wizy i może jeszcze godzinę policyjną, bo za całe zamieszanie z podpisami obarczyły radnego z sąsiednich Wierzchowin Kołtuna Piotra. Wiesia po ubolewała, że pieniądze ze żdżańskiego chodnika przekazała na drogę w  Wierzchowinach, a tu taka niewdzięczność. Ano tylko, że jedno z drugim nie ma nic wspólnego, i czy Wiesia wie ile razy Wierzchowiny zrzekały się na rzecz innych wiosek? Radny tymczasem siedział sobie spokojnie jak czerw w ulu, i słuchał jak Godlewskie koncertują. Warto podkreślić, że na Żdżannem zebrano blisko 60 podpisów.

 

Nie broni wójta!?

Na sam koniec sesji synowa Wiesi zrobiła coś co z punktu widzenia sołectwa i jej samej było bardzo korzystne, i gdyby nie wcześniejsza kocia muzyka i żale, to można pokusić się o konstatację, że ona wcale nie będzie złym sołtysem. Powiedziała, że dochodzi do wniosku, iż brakło informacji i wcale nie chce bronić wójta ! A ona za punkt honoru postawiła sobie, żeby ludziom wyjaśnić dlaczego taka cena śmieci…Trzymamy kciuki za pomysł tylko niech zrobi to uczciwie i też pokaże mieszkańcom wyliczenia radnej Alicji Pacyk…

Trzeba obiektywnie przyznać, że tym brakiem informacji to przywaliła Proskurze centralnie między oczy. Wiesi synowa-sołtysowa nie śledziła całej śmieciowej epopei i niestety w tym szczerym wyznaniu pokazała całą obłudę władzy i prawdziwego winowajcę. Jest nim, nie kto inny, tylko Proskura, który tradycyjnie jak podejmie decyzję to się nigdy z niej nie tłumaczy, bo po co? Sołtyska ze Żdżannego jeszcze chyba do końca nie wie w co wdepnęła. Coś mi się zdaje, że takich wyznań szczerych, jak to ostatnie o braku informacji już z jej ust nie usłyszymy albo nowe idzie i ja się mylę. Już ją tam „domowa komisja etyki” weźmie w obroty i postawi do pionu. Wszak nie po to zostawała sołtysem, żeby Proskurze błędy wytykać…

Trafna puenta Alicji

W tym amoku i rozpaczliwej obronie to w pewnym momencie „proskurowa trupa” straciła kontakt z rzeczywistością, i tak pletli jakby zapomnieli co było wcześniej, i co sam Proskura obiecał. Właśnie brak tej informacji był kluczem. Pięknie to Alicja Pacyk wyłuszczyła na sam koniec sesji: gdyby była informacja, tak jak wójt na jednej z komisji obiecał, to dziś nie byłoby tej sytuacji.

Gdzie jest Nemo?

Proskura nadal nic z tego co się stało nie rozumie. U niego te stany przypominają zachowania rybki z „Gdzie jest Nemo” To się zazwyczaj pojawia gdy problemy przerastają rzeczywiste umiejętności. Wystąpiło i teraz, choć problemy były do rozgryzienia w kilka minut…Wójt stwierdził, że winny brak zebrań i covid a poza tym, jak był na wyborach sołtysa w Żdżannem to nikt o śmieci nie pytał. Z tym ostatnim to mógł pójść dalej, i powiedzieć, że był na wszystkich cmentarzach zbierać opinie, słowa sprzeciwu nie usłyszał. No i jak zwykle zbieranie podpisów to napuszczanie jednych na drugich. Są tą tradycyjne uniki Leszka. Dwa lata temu był winny Ślusarczyk, to napisał skargę do Ziobry, a teraz covid. Na tego covida niech też skargę napisze, najlepiej do Łukaszenki, będzie oryginalny, w tamtą stronę jeszcze nikt się nie skarżył. W jego świecie zawsze winny musi być, on zawsze robi dobrze i chce dobrze.

Petycja Proskury na Wierzchowinach

Zapomniał Leszek że na Wierzchowinach dwa lata temu, chciał pisać petycję i mieszkańców do starosty Leńczuka wieźć w sprawie drogi, właśnie tej która teraz powstaje. Wszystko po to żeby tym „palnąć” w PiS. Tylko, że radny Kołtun nie chciał wejść w ten interes i sam załatwił sprawę kilkoma rozmowami z Leńczukiem, bo ten do sprawy podszedł racjonalnie- czego o wójtowym postępowaniu w tej chwili nie sposób powiedzieć. Pamięć to niestety Leszek ma krótszą niż jego najkrótsza strzelba. Zbieranie podpisów jest rzeczą normalną w normalnym świecie, ale widać on żyje w świecie nienormalnym, zresztą sam go przez 30 lat budował. Poza tym, ludzie dali mu do zrozumienia, żeby zaczął z nimi rozmawiać i tłumaczyć swoje decyzje. Do tej pory, czym się Lecho nie chwali, nie przedstawił żadnych danych na podstawie których ustalili cenę śmieci. Ma też Lecho trudności ze zrozumieniem tekstu albowiem parę razy palną, że każdy by podpisał żeby nie płacić, a tymczasem petycja dotyczyła płacenie, ale w mniejszym wymiarze. Kargul też podobnie prawił, tak jakby niczego nie zrozumieli. Natomiast informację mógł rozesłać przez sołtysów, w końcu po coś są.

Boguś z workiem

Chwilę „politycznej głupawki” miał i Boguś Kargul, widać siedzenie obok Banacha za stołem prezydialnym niesie takie skutki uboczne. Ale też tak bywa, jak domorosłemu filozofowi, prostemu jak ściana nośna, da się ciut władzy: to plecie. Bogulo stwierdził, że chodził po Maciejowie i „optyczno-ręcznie” ważył worki ze śmieciami i niektórych to unieść nie potrafił, takie ciężkie były. Jego zdaniem to ludzie więcej niż 30 kilo wystawiają i to przez to musi być ta cena, bo my za tonę śmiecia płacimy. Słuchało się tego z niedowierzaniem, co to za argument? Może radny chce w grudniu za Mikołaja chodzić i tak go do worów ciągnie? Czy Kargul pomyślał, ile jest w stanie wytrzymać worek foliowy kilogramów zawartości gdy zostanie uniesiony kilkadziesiąt centymetrów ponad podłoże? Takie to Bogusia opowiadanie wiarygodne, jak i solidne są te budowane przez Banacha pobocza na Maciejowie, albo tak jak prosty był ten chodnik na końcu Dużej Siennicy, co go nowy dyrektor ZDP w 2019 kładł od nowa…

Hipokryzja hipokryty

Banach też na koniec błysnął jak sarna lustrem. Trzech radnych posądził o hipokryzję, bo się wstrzymali od głosu, a teraz innych przedstawiają w złym świetle. W tej wypowiedzi jest cały Banach, jak zwykle nie doczytał czym jest hipokryzja. Ta występuje wtedy gdy mówi się jedno, a robi drugie, przy czym to drugie jest biegunowo odlegle od tego pierwszego. To gdzie tu hipokryzja skoro trzech radnych wstrzymało się od głosu w sprawie podwyżki śmieci, i konsekwentnie żąda wyjaśnień już od pół roku i prosi o to żeby uczciwie rozmawiać? Poznał Banach nowe słowo i chciał błysnąć, ale, że znów nie doczytał to tak go użył, że pasowało w całej wypowiedzi jak dźwięk krowiego dzwonka na końcu IX symfonii Beethovena. Jeszcze Banach powiedział, że mamy mądrych ludzi w Siennicy i wody z mózgu nie trzeba im robić. Aż się prosi żeby w związku z tym przypomnieć jego występy, tylko z ostatnich 6 miesięcy, te o konieczności posadowienia PSZOK pod oknem Tomaszewskich, i o 20% wzroście ilości śmieci w związku z dwukrotnym odbiorem w ciągu miesiąca. Jeśli to nie jest robienie wody z mózgu, to Banach jest afroamerykański gwiazdor NBA. A to, że mamy „mądrych ludzi” w Siennicy, to fakt oczywisty i żadne odkrycie, ale jak oni kończą? Najlepszą ilustracją ich „losu” jest to co się stało w KGW „Lawenda” Oczywiście Banach dodał, że on i radni stoją na straży budżetu, i on żadnych argumentów nie przyjmuje w związku z tym. Wobec tego jak można się szanować i rozmawiać skoro deklaruje się, że żadnych argumentów nie będzie się słuchać? Sam, dosłownie kilka minut wcześniej do wzajemnego szacunku nawoływał. Widać od razu ile te jego deklaracje warte, a jego słowa jak widać- nic nie znaczą.

Są to niestety symptomy odrealnienia, arogancji głupoty i zapowiedź ich eskalacji. Natomiast Banach robi się bardziej agresywny niż Proskura i tam gdzie trzeba ugodowości, dialogu, i zmiany nawyków, pokazuje bezmyślny upór na pograniczu bezczelnego chamstwa. Sytuacja jest rodem z 1976, kiedy rządzący zwrócili się przeciw rządzonym i tak jak robotników z Radomia nazywali warchołami, bo powiedzieli dość podwyżkom, tak i tu wymachują brakiem kultury, hipokryzją jęcząc przy tym, ale jednocześnie nie widząc swoich rażących zaniedbań i zwykłej głupoty. W rządzeniu najważniejsze jest słuchanie i dialog, a nie ciągłe gadanie o nim, tak jak robi to Banach z Proskurą. Dla nich czas się zatrzymał w latach 80-tych, i to hen… gdzieś w świetlicy kołchozu pod Uralem. Amen

 

 

33
8

Wielodzietne rodziny solą w oku władzy

Władza zużywa rządzących im dłużej ją dzierżą. Jak bardzo musi być zużyty Proskura i jego „trupa cyrkowa”, skoro niektórzy siedzą z nim za „prezydialnym stołem” 30 lat? A świat się szybciej zmienia niż im się wydaje. Dlatego dziś słów kilka o narastających objawach zmęczenia władzą i zblazowaniu na przykładzie epizodu „Karty Dużej Rodziny” z sesji  Rady Gminy 28 maja. No to jedziemy na wesoło o kulejącej władzy…

Pomysł objęcia obniżką ceny odpadów dla wielodzietnych rodzin tzw. „Karta Dużej Rodziny” był inicjatywą radnego Andrzeja Korkosza, którą zgłosił w formie interpelacji już na poprzedniej sesji- 11 marca. Wydybał taką nowinkę-udogodnienie, bo wertował przykłady korzystnych rozwiązań dla licznych rodzin w innych jednostkach samorządu terytorialnego. Koniec końców Korkosz „zarzucił” go jeszcze na komisjach rady , te zaopiniowały pomysł pozytywnie, bo czemu nie!? Doszło nawet do tego, że wprowadzenie obniżek cen śmieci dla wielodzietnych rodzin o 2 złote umieszczono w porządku obrad piątkowej sesji. Kto wiary nie daje, niech sprawdzi na stronie UG.

Sęczkowski saper

Ale niestety na jej początku padł wniosek o wycofanie punktu z porządku obrad. Wszystko było jak widać z góry ukartowane. Proskurowa „trupa” karnie i w sumie bezmyślnie podniosła ręce „za” i punkt poszedł się „czochrać” Do zgłoszenia wycofania wniosku wytypowali oddanego „sapera” Sęczkowskiego, ten rozbrajał minę i wydukał cały wniosek z „mętnym” uzasadnieniem, tak jak mu napisali. Czytał z kartki, bo język urzędowy zawiły, ale jak się podjął, to co zrobić. Sęczkowski dywagował czy duża rodzina to nie to samo co wielopokoleniowa. Bo są rodziny z trójką dzieci z dziadkami w domu i Darek nie wie co w takiej sytuacji.

Cała sytuacja była z pogranicza surrealizmu, jakby rolnik z 40 letnim doświadczeniem nagle, w mgnieniu oka zapomniał kiedy się sieje, a kiedy żniwuje. Ale widać kazali mu, to plótł w interesie mocodawców, tak, że się kurzyło jak z zagrzybionej pszenicy za kombajnem. Szkoda i to wielka, że Sęczkowski przez prawie 30 lat sprawował mandat radnego  niewiele przez ten czas się nauczył, a jeszcze mniej zrozumiał z tego czym jest jego sprawowanie. Wstyd takie bzdury opowiadać skoro ma się „autorytet” Trzeba było doczytać czym jest duża rodzina w myśl „Karty…”, czasu było wszak mnóstwo. 

Dywagacje Sęczkowskiego dowiodły jedynie tego, że argumenty były po to by przekonać samych siebie. Nikt rozsądny w to nie uwierzy, a wręcz przeciwnie. Ci myślący  dojdą do wniosku, że to teatralne zagrywki, coś trzeba było powiedzieć. Jednocześnie może być Sęczkowski dumny z siebie, z powierzonego zadania wywiązał się znakomicie, choć w oczach myślących ludzi skompromitował się po całości. Wójt zaś winien w podzięce rzucić mu się na szyję i znów na wesele zaprosić. A ten argument Sęczkowskiego- w sumie „ich”, ta dbałość o finanse żeby nadużyć nie było, wręcz łzy wyciska. Tylko gdzie ta dbałość była razem z nim, gdy pryncypał Leszk „golił” ekwiwalenty za urlopy ? Ale „wspaniałomyślnie” obiecali, że do tematu wrócą po półroczu, jak dane spłyną. To czekanie jest niczym innym jak „grą na przeczekanie”

Skoro tyle „kontrowersji” pojawiło się nagle i znaków zapytania, to po co umieszczano w porządku obrad ten punkt, skąd takie przeoczenie? Przecież na komisjach doskonale wiedzieli czym jest „duża rodzina” i głosowali za nim na „tak”?

Banach cenzor

Zabrała głos i Alicja Pacyk, która zwróciła uwagę, że o „Karcie…” mówiono już na sesji 11 marca. Banach oczywiście kneblował ją jak tylko mógł, przy tym puszył się jak paw  były dyrektor ZDP po którym został bałagan na jego placu, jak w izbie po noclegu sowieckich sołdatów. Widać, że temat był mu niewygodny. Argument  miał  jeden… nie bo nie, i już. Ale że Pacyk Alicja jest konsekwentna, to temat podjęła na samym końcu sesji, w wolnych wnioskach. Definitywnie rozprawiła się z wójtową ustawką. Zapytała, jak za obniżką dla wielodzietnych rodzin zagłosowały poszczególne komisje. Wyszło z tego, że wszystkie były na „tak” dla obniżki o 2 złote. Inaczej powiedzieć nie mogli i tego się już ukryć nie dało. W takim razie zapytała: dlaczego nie przegłosować tego dziś? Jej zdaniem byłby to ukłon w kierunku rodzin i jak to ujęła „ci ludzie mieliby już teraz taniej za odpady, a my moglibyśmy się zastanawiać co robić z resztą” Jak nie trudno zgadnąć, nikt tego głosu rozsądku słuchać nie chciał, bo bezmyślny i ślepy odwet był ważniejszy…

Kiliańska ze sznurówką

Głos zabrała jeszcze Kiliańska Maria, ale słuchać jej argumentacji to tak jak wycierać podłogę sznurówką, gdy mop stoi obok. Kiliańska od paru lat konsekwentnie brnie w „bagienną” retorykę, która pogrąża jej „autorytet” albo ucieka od trudnych tematów. Jest przy tym osobą wykształconą, byłym dyrektorem I LO w Krasnymstawie i nauczycielem. O sobie mówi, że cieszy się autorytetem, tymczasem wszystko robi tak żeby było jak wójt chce. I tym razem było nie inaczej. Zaczęła Kiliańska udowadniać, że oni to naprawdę nie wiedzą co to ta duża rodzina i czy ludzie rzetelnie będą z tego korzystać. No i tego nie przemyśleli i teraz muszą. Generalnie rozbudowała to co wcześniej powiedział Sęczkowski. Czyli były dyrektor z „autorytetem” nie jest w stanie odkryć nic nowego- „przekonywującego” niż to co wcześniej powiedział prosty i usłużny chłop z Kozieńca. A kiedyś jak „ jeden mąż” obrazili się radni od Proskury na określenie „ciemnogród”…

Głupota decyzyjna znakiem firmowym

To co dominuje od lat w otoczeniu Proskury, a wręcz jest przepustką do „obcowania” z nim, to głupota. Głupota bezbrzeżna, piramidalna, taka w słowie, czynie i przemilczeniu. Nie mieli się czego czepić i jak wybrnąć z bałaganu którego sami narobili, to odegrali się na rodzinach wielodzietnych, bo najwyraźniej pomysłodawca nie odpowiadał. Nie było ważne , że pomysł był dobry i korzystny dla wielu. Paradoksalnie przegłosowanie obniżki załagodziłoby napiętą sytuację, tylko, że oni tego pojąć nie potrafią. Instrukcje Proskury są dla nich ważniejsze, są jak dekalog. Nawet jeśli w głębi duszy z nim się nie zgadzają, to i tak poprą, jak zapatrzona w swojego guru sekta.

Od czego właściwie jest urzędnik?

Z drugiej strony to jak to jest, że Korkosz wpadł na ten pomysł ? Samo urzędnicze otoczenie na czele z najdroższym sekretarzem, drogim jak „Rolex” mogło również wpaść na ten sam pomysł co radny, to ta sama wiedza, z tych samych źródeł. Mogło!? Radni też mogli „wyguglać” Wystarczyło tylko ruszyć głową i czterema literami, wszystko jest kwestią zmuszenia się do wysiłku intelektualnego. Wysiłku za który bierze się pieniądze, a te są z podatków tych na rzecz których się „rzekomo” pracuje . Piszę „rzekomo”, bo jak widać robotę się markuje i jak przychodzi co do czego, to radny ubiega dobrze opłacanych urzędników. Lepiej i wygodnie udawać, że „Karty”nie ma, po co roboty se dodawać i wójta niepokoić? Dać coś mieszkańcom nie jest w interesie władzy. To sytuacja jak z ekwiwalentami urlopowymi Proskury, bo gdy szło o pieniadze dla niego to wiedział jak je wziąć.

Odmieniec” z Rudki

Korkosz jest „odmieniec”, radny który wedle siennickich standardów, a przynajmniej tych które obowiązują w „cyrku” Proskury mógłby nic nie robić ,tak jak „etatowe niemowy” Górny i Knap. Mógłby nie wykazywać się żadną inwencją, inicjatywą i wreszcie, mógłby kompletnie przychodzić nieprzygotowany na sesje, żeby tylko je przesiedzieć. Przecież tak robi większość wójtowych radnych i jemu w to graj ,o to nawet chodzi, by siedzieli cicho, a on tym sposobem miał spokój. Ale Korkosz jest inny, młodszy i z gospodarskiej familii. To zupełne przeciwieństwo Proskury. Całe życie pracował sam na swoim, nie tak jak Proskura, który od 30 lat „przyspawał się” rękami swoich wyznawców do budżetowej michy i ciągnie z niej ile wlezie.

Na zakończenie dodam, że do posiedzenia Komisji Rewizyjnej w środę 26 maja wszystko było na właściwej drodze. Wątpliwości i chęć nowych przemyśleń pojawiły się na dwie doby przed sesją i to u wszystkich wójtowych radnych. Ot, jaka zadziwiająca chęć kolektywnego przemyślenia? Wszystkich jednocześnie dopadły wątpliwości. W pływaniu synchronicznym, by wypracować takie zgranie trzeba lat morderczych ćwiczeń. Rzadkie, a wręcz niemożliwe zjawisko wystąpiło wśród wójtowych radnych. Nawet weselnicy pijący gorzałę równo nie upijają się równocześnie. Amen

26
6

Dzieci i ryby…

 

 Z przymrużeniem oka o dzieciach i rybach, które nie biorą.

W Siennicy być dzieckiem nie jest łatwo. Jak jest z dużej rodziny to to żaden atut, a wręcz balast. Władza potrafi z porządku obrad sesji wycofać punkt dotyczący obniżki za śmieci dla takich rodzin, z trzema dzieciakami minimum. Tak jak to miało miejsce na ostatniej sesji z piątku 28 maja. Do tego 1 czerwca na oficjalnej stronie UG Siennica nie istnieje… O tym, że przyszłość narodu ma swoje święto, żadnej wzmianki. Cisza jak po pogrzebie organisty. Za to są dwa posty, jeden informuje, że 4 czerwca jest dniem wolnym od pracy, oraz drugi o wymownej treści „Pamiętajmy o naszych psach” Oczywiście ten ostatni z całą instrukcją, jak z psem postępować żeby był szczęśliwy. A o dzieciach ni słowa… To całkiem zrozumiałe, bo dzieci nie głosują, to po co nachalnie o nich pamiętać!? Tu w Leszkowej Siennicy 11 listopada świętuje się 9, to co się dziwić, że 1 czerwiec gdzieś się zapodział.

Pomyślał za to o dzieciach dzierżawca zbiornika, który miał być kąpieliskiem a został łowiskiem. Dzierżawca łowiska „Sum” i „złotoręki biznesmen” zorganizował zawody wędkarskie pod patronatem wójta i „Stowarzyszenia Miłośników Ziemi Siennickiej” Nie w kij dmuchał impreza, bo dla łącznie 21 sztuk latorośli. Z przebiegu i finału zawodów niektórzy rodzice -obserwatorzy wysnuli wniosek, że wśród tutejszych ryb zjawisko korupcji nie występuje albowiem najzwyklej w świecie nie biorą!? A przynajmniej milcząca większość nie bierze. Ale jak się okazało, przyczyna braku korupcji wśród ryb leży w tym, że dzień wcześniej dzierżawca posypał im z grobli. Podobno takie coś to wręcz rytuał i obowiązek, nieodzowny jak amen w pacierzu i zawsze jest w poniedziałek. Poza tym ryba musi dostawać witaminy i szczepionki regularnie…Tym sposobem dzieci dowiedziały się, że ryba lubi regularność jak rogacizna i trzoda chlewna i jak taka nie przymierzając kura!? Odpłaca ryba tym, że nie daje się złapać, ale coś za coś. A może jest tak z rybą jak z tym dzikiem z „Nie ma mocnych” co to od mgły tumanieje tylko w tym wypadku od sypania w poniedziałek. Akurat po poniedziałku był wtorek i 1 czerwca, taki zbieg okoliczności!? Rodzice utyskiwali, bo co to za frajda moczyć kij żeby tylko robaka wykąpać wbrew jego woli? Złapać rybę to jest cel sam w sobie! Owszem parę brań było, ale ten 70 centymetrowy węgorz co się dał złapać od razu został między rybami okrzyknięty frajerem dekady…Stary wyga, dorosły wędkarz z bezowocnego moczenia kija nic sobie nie robi. Bo jak jest blisko sklep z całą paletą zup chmielowych to czas umiejętnie zabije. Jeśli jest daleko to się wcześniej odpowiednio zaopatrzy. Pewnie to wina tego kalendarza, bo to pech w czystej formie, żeby „Dzień Dziecka” wypadł we wtorek tuż po „rytualnym” sypaniu w poniedziałek. Ale nie ma tego złego co na dobre finalnie wychodzi i niech się dzieci uczą, że życie łatwe i sprawiedliwe nie jest. Jak dorosną to się dopiero zdziwią. Ważne że wójt był zadowolony i władze „Stowarzyszenia…” Obdarowali dzieci brelokami i co tu narzekać!? W sprawie braku brań nad zalewem „Stowarzyszenie” też nic nie poradzi albowiem jest „Stowarzyszeniem Miłośników Ziemi Siennickiej” i jak widać woda jest poza zasięgiem ich „miłowania” A dzieci niech zapamiętają sobie jedno prawidło, że od lat w czerwcu obchodzi się tylko jedno prawdziwe święto- imieniny wójta Leszka 3 czerwca, które są prawie jak „Boże Ciało”, bo też są procesje. Amen

25
5

Cyrk jedzie do Chojnic na wesoło

Sprawa „Dworu Sztuki” nabiera rumieńców jak regularnie i do syta karmione prosię. Wkrótce wyrośnie z niego tłuściutki kaban, ale Siennica z tej operacji będzie mieć tylko kojec gnoju i rachunki za prąd, wodę. Szynki, boczki i schab zajadał będzie kto inny.

Umiłowany wódz znający się na prawie wszystkim znów wpadł na genialny pomysł. Czy się przedtem skonsultował z lekarzem lub farmaceutą, tego nie wiadomo, ale sądząc po jego „kalibrze i jakości” to warto by było. Otóż w dniach 10-12 czerwca Rada Gminy będzie jechać do Chojnic, a tam ma się odbyć sesja. Do tych samych Chojnic z których pochodzi „profesor rzekomy” i „mistrz” Jutrzenka -Trzebiatowski!? Ktoś zapyta „a po jaką jasną cholerę w Chojnicach ?” Odpowiedź jest oczywista… ponieważ w Siennicy ma powstać „Muzeum Kultury Siennickiej” No i czego nie rozumiecie? I jak „pięknie” Lecho prawie wszystkich ograł, jak wytrwale dąży do absolutu? Obiecał, przez 10 lat powtarzał, a to się nazywa dotrzymywanie obietnic i nic nie szkodzi, że Trzebiatowski nie jego wyborca. Głupi ten który myśli, że „swojaków” należycie doceni, głupi i naiwny. Jakby tak miało być, to blisko 600 kilometrów za pieniądze podatnika Proskura nie tłukł by się ze swoją pożal się Boże „trupą aktorską” na Kaszuby. Lesio właśnie daje dobitnie wszystkim do zrozumienia, że on tu rządzi i będzie to co zaplanował- „ Nie mamy pańskiego płaszcza i co nam Pan zrobi?” Bareja już to filmem zilustrował, absurd goni absurd, a do tego jeszcze głupota na horyzoncie. Bo „swojacy” są od płacenia podatków na rzecz jego dworu i „głupawych” kaprysów. Mogą też „swojacy” kornie giąć plecy przed jego majestatem i oczywiście milczeć, tyle im wolno. Szczególnie to ostatnie mile widziane i zalecane przez lekarza lub farmaceutę. Dziś barwny opis działań Komisji Rewizyjnej, ale tej w Chojnicach. Tekst jak widać na czasie, wszystko przed nami…

 

Rewizyjna oceniła działalność Galerii Trzebiatowskiego

W środę (20.03) Komisja Rewizyjna podsumowała efekty kontroli realizacji zadań przez Galerię – Muzeum Janusza Trzebiatowskiego oraz środków finansowych wydatkowanych na ten cel w 2012 roku.

Zgodnie z informacją podaną przez burmistrza Arseniusza Finstera (w piątek 15.03) posiedzenie w tej sprawie miało rozpocząć się o godzinie 10. W dostępnym na stronie internetowej urzędu zestawieniu zaplanowanych spotkań radnych w tym dniu, takiej zapowiedzi nie było. Umieszczono natomiast wzmiankę o wspólnym posiedzeniu trzech komisji – komunalnej, ochrony środowiska i rewizyjnej, które zaplanowano na godzinę 9.00. Po jej zakończeniu członkowie komisji rewizyjnej nie pozwolili niżej podpisanemu na obserwowanie pracy komisji rewizyjnej, gdyż nie miało to być formalne posiedzenie, a kontynuacja kontroli galerii. Dopiero po ponadgodzinnych obradach została urządzona konferencja prasowa. Udało nam się jednak ustalić o czym rozmawiano za zamkniętymi drzwiami sali obrad i jakie podjęto wnioski.

Wyjątkowo kontrola została przeprowadzona siłami całego składu komisji, a nie w wykonaniu wyłonionego zespołu kontrolnego. Radni oprócz sprawozdania z ubiegłorocznej działalności otrzymali także plan pracy na 2013 rok. Wśród kilkunastu punktów warto nagłośnić takie, jak „Akcja z młodzieżą harcerską i kolonijną – Zapraszamy do Baszty”, koncert skrzypaczki Kai Danczowskiej w auli LO, recytacja wierszy przez Jerzego Trelę (prawdopodobnie także w auli LO), wystawa w Szanghaju dzieł Janusza Jutrzenki Trzebiatowskiego pt. „Ziemia polska, ziemia kaszubska” czy wydanie tomiku wierszy gospodarza baszty przy ul. Sukienników za kwotę 1200 zł w ponad 500 egzemplarzach. W planie jest także wydanie w trzech językach ulotki – przewodnika oraz urządzenie kilku wystaw. Na jednej z nich mają znaleźć się obrazy ze zbiorów zaprzyjaźnionego z Chojnicami miasta.

Jak się wyraził prowadzący obrady Antoni Szlanga, działań popularyzatorsko – warsztatowych samej galerii jest żenująco mało. Radni wpadli na pomysł, aby kustosz Julia Chabowska – Reca promowała ją podczas lekcji wychowawczych lub na zajęciach z wiedzy o kulturze przede wszystkim w szkołach ponadgimnazjalnych. Niektórzy jednak obawiali się, czy wówczas nie zajdzie konieczność zatrudnienia dodatkowej osoby, która pełniłaby zastępstwo w galerii. Kolejne pomysły ma zaproponować pani kustosz oraz Rada Programowa Galerii. Prawie jednogłośnie zaakceptowano stanowisko, że organizowane przez galerię imprezy nie powinny być biletowane lub za zaproszeniami. Ma wystarczyć informacja w mediach i plakaty. Radni postulują, aby na najwyższej kondygnacji baszty funkcjonowały czasowe wystawy twórców z naszego regionu. Prawdopodobnie pierwszą z nich będzie dorobek niedawno zmarłego Andrzeja Stanke. Miała być otwarta jeszcze w czerwcu 2012 roku.

Komisji nie udało się ustalić jednoznacznie, jaka była frekwencja zwiedzających w 2012 roku. Jeden z wniosków pokontrolnych zaleca założenie ewidencji podobnej do tej, co funkcjonuje w miejskiej czytelni.  Do rozliczenia ubiegłorocznych wydatków na działalność galerii, które wyniosły łącznie 102 tysiące złotych (w tym tzw. koszty stałe 80 tys. zł), nie było zastrzeżeń. Komisja proponuje, by galerię objąć scentralizowanym systemem zakupów materiałów biurowych, który prowadzi urząd miejski. Zauważono także, że program imprez organizowanych przez Galerię nie jest ujęty w kalendarzu wydanym przez chojnicki UM.

Na podsumowaniu kontroli był także obecny burmistrz Arseniusz Finster. Zauważył, że nie ma w centrum miasta dobrej informacji wizualnej adresowanej do turysty, który nie korzysta z Internetu, a chciałby poznać drogę dojścia do Galerii, bazyliki czy muzeum regionalnego. Być może wkrótce pojawią się nowe tablice informacyjne.

Źródło: Chojnice24pl

 

22
4

Krowa Własowa na gminnej łące

 

Późniejszy generał sowiecki i „zdrajca” po 1942 roku, a wedle innych bohater – Andriej Własow, gdy zaczął w latach trzydziestych ubiegłego wieku „pracować” w strukturach Armii Czerwonej, to we wspaniałomyślnym geście za pierwszą pensję kupił swoim teściom krowę. Kupił, bo ci przymierali głodem, tak jak wielu chłopów w tamtym czasie w Rosji Sowieckiej. Tylko skąd mógł przewidzieć, że właśnie ta „krowina” usytuuje teściów w grupie kułaków? Na ten gwałtowny „awans” wartko zareagował aparat opresji i zaaresztował teściów razem z krową. Po wszystkim zesłano staruszków na Syberię, gdzie jako kułacy oboje, solidarnie wyzionęli ducha. Natomiast los krowy pozostaje nieznany…

Jak widać w pewnych okolicznościach historyczno-politycznych prezent może być kłopotem i to nie lada. Nie inaczej jest i w proskurowej „republice rad” Leszek ochoczo bierze TIR-y pełne „prezentów” od Jutrzenki-Trzebiatowskiego. Bierze bo ten daje i robi to z pełną tego świadomością. O brak takowej nie można go nawet posądzać, wójtem jest od ponad 30 lat. Do tego w Chojnicach aż kipi od doświadczeń, jeśli chodzi o koszty całej „muzealnej” imprezy i jej funkcjonowanie. Tylko jakoś Leszek udaje, że nic w tej materii nie wie, a finanse są dla niego drugorzędne. Być może te „bizantyjskie gesty” wynikają z faktu, że pieniądz nie jego, tylko publiczny. W artykule z Super Tygodnia  „Nie dla Muzeum jednego artysty” słowem się nie zająknął na ich temat. Dlatego dziś parę słów o nich i całej otoczce „galerii jednego artysty” z chojnickiej perspektywy. Źrodłem portal Chojnice24.pl.

 

Drogi honorowy

Kwestie percepcji sztuki pozostawiamy odbiorcom. Ilu odwiedziło progi galerii Janusza Jutrzenki Trzebiatowskiego, nie udało nam się dowiedzieć. Takich statystyk bowiem urząd nie prowadzi. Sprawdzamy, ile pieniędzy do tej pory ratusz wydatkował na funkcjonowanie galerii jednego artysty, któremu niedawno radni przyznali honorowe obywatelstwo.

Galeria Muzeum Janusza Jutrzenki Trzebiatowskiego została uroczyście otwarta pod koniec września 2010 roku w Baszcie Więziennej. Roboty remontowe kosztowały 600 tys. zł. W tamtym roku miasto wydało na funkcjonowanie galerii ponad 200 tys. zł. Przez cały 2011 rok było to znacznie mniej, bo 120 tys. zł. W kolejnych jeszcze mniej: 2012 – 90 tys. zł, 2013 – 80 tys. zł, 2014 – 69 tys. zł. Od początku funkcjonowania galerii jednego artysty koszty funkcjonowania wyniosły 580 tys. zł. Czy to dużo czy mało, zależy od punktu odniesienia. Dla przykładu dokładnie 580 tys. zł kosztował projekt nowego domu kultury pod hasłem Balturium, jak do tej pory niezrealizowany.

W tym czasie urząd finansował także wydawnictwa, w których prezentowana jest twórczość Trzebiatowskiego, określanego mianem mistrza. Najdroższe było wydanie katalogu zbiorów. Tysiąc sztuk kosztowało ponad 30 tys. zł. Poza tym wspomnianym opracowano jeszcze trzy katalogi z pracami artysty aktualnie mieszkającego w Krakowie. Jak podkreśla burmistrz Arseniusz Finster, jedynie raz Janusz Trzebiatowski dostał wynagrodzenie w wysokości 1,5 tys. zł za opracowanie i przygotowanie koncepcji merytorycznej i graficznej katalogu związanego z organizowaną w baszcie wystawą plakatu. Wydrukowany został on w 500 egzemplarzach, a łączny koszt wraz z umową zleceniem dla artysty wyniósł prawie 10 tys. zł. Mniejsze kwoty pochłonęły wydruk folderu promocyjnego czy dwóch tomików wierszy, bo Trzebiatowski, jest nie tylko malarzem, rzeźbiarzem i plakacistą, ale też poetą.

Łącznie od 2011 roku na wydawnictwa z twórczością mistrza wydatkowano 63 tys. zł. Dla porównania pula grantów miejskich na zadania z zakresu kultury i sztuki, które zrealizowane zostaną przez organizacje i stowarzyszenia w pierwszym półroczu wyniosła 31 tys. zł.

Jak widać i bez honorowego tytułu Janusz Trzebiatowski może czuć się w Chojnicach doceniony. W rodzinnym mieście bywa kilka razy w ciągu roku. Co roku przy okazji rocznicy powstania galerii odbywają się Dni Sztuki. Burmistrz podkreśla, że Trzebiatowski wyjazdy finansuje z własnej kieszeni, a na czas pobytu w Chojnicach zajmuje ostatnie piętro w galerii swojego imienia. W ramach umowy z miastem podarował kilkaset swoich prac oraz zbiorów etnograficznych. Kiedy pojawiły się kontrowersje w związku z przyznaniem tytułu, burmistrz mocno akcentował, że mistrz był współtwórcą Galerii Współczesnej Sztuki Polskiej 84′ w chojnickim muzeum, jeździ po świecie i promuje Chojnice, a jego prace znajdują się w British Museum czy Ermitażu w Sankt Petersburgu. Ten ostatni argument nie znalazł jednak potwierdzenia w rzeczywistości po sprawdzeniu przez Michała Drejera, dziennikarza Radia Weekend. Na ile Janusz Trzebiatowski jest znany i poważany w artystycznym środowisku i jakie przełożenie na promocję Chojnic ma jego działalność, nie podejmujemy się oceny. W Chojnicach na pewno jego nazwisko zasłynęło przy okazji nazwania części ewentualnych odbiorców hołotą. Na ile chojniczanie znają sztukę artysty z Krakowa, także ciężko powiedzieć. W baszcie nie jest prowadzona żadna ewidencja zwiedzających, bo wstęp do galerii utrzymywanej przez miasto na szczęście jest bezpłatny. Nie ma biletów. Nie ma statystyki. Nawet komisji rewizyjnej rady miejskiej nie udało się ustalić podczas kontroli placówki, ile osób odwiedziło ją w 2012 r. i choć jeden z wniosków pokontrolnych zalecał założenie ewidencji na wzór funkcjonującej w miejskiej czytelni, to jak widać nie doczekał się realizacji.

Źródło: Chojnice24pl

Naiwny ten kto sądzi, że Proskura rodzimych twórców należycie  doceni. Wszak, co już wspomniałem Trzebiatowski całe TIR-y chce tu zwieźć, a coś mi się zdaje, że jedna kondygnacja może być tylko dla niego. Chojnickim zwyczajem to poddasze bardzo atrakcyjne i bliżej z niego do tak wytęsknionego przez „mistrza” absolutu. Pokój gościnny i pracownia to standard, by mieć gdzie natchnienie na płótno przelewać. Nasi twórcy to nie ten kaliber, „mistrz” może być tylko jeden. Jak kto rozumie czym są proporcje, to wie o czym mówię. Poza tym niezmiernie ciężko wszystko odkręcić, skoro 11 lat się obiecywało, a wręcz zapewniało nie mając nawet „strzępka” uchwały i jakiejkolwiek formy przyzwolenia ze strony Rady Gminy. I będzie tak jak z tytułową krową. Tyle że na Syberię nikt nie pojedzie, ale my za to będziemy płacić. Proskura złotówki na utrzymanie nie wyłoży ze swojej kieszeni, wszystkie podatki płaci w Krasnymstawie, tam mieszka. Ot, mecenas sztuki za cudze pieniądze. Tak naprawdę, Trzebiatowskiemu należy się do ekspozycji co najwyżej jedna ściana, nie więcej. Amen.

22
6

Londyn Jutrzenki

 

Dziś „Komedii Dekady” ciąg dalszy, tym razem inne chojnickie medium- Chojnice 24.pl zgłębiło meandry „artystycznej wielkości” Trzebiatowskiego. Ten, jak widać, jest znany tylko do końca nie wiadomo gdzie i przez kogo. Pewnikiem znają go w Chojnicach, Krakowie i zna go kilka osób w Siennicy… i w Londynie! W tym ostatnim to…a przeczytajcie sami.

Jutrzenka odebrał tytuł honorowego obywatela

– To jest najszczęśliwszy dzień w moim życiu – mówił chwilę po otrzymaniu tytułu Honorowego Obywatelstwa Miasta Chojnice Janusz Jutrzenka Trzebiatowski. Z gratulacjami dla krakowskiego artysty pospieszyli m.in. członkowie Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego. „Sto lat” zagrał zespół Kaszuby.


Jest razem z nami, ale zostawił nam to co najlepsze. To co tworzył przez całe swoje życie i za to bardzo serdecznie Tobie dziękuje w imieniu mieszkańców – mówił burmistrz Arseniusz Finster. Za docenienie wszechstronnego artysty w liście przesłanym do ratusza dziękował Stanisław Dziedzic z Wydziału Kultury i Dziedzictwa Narodowego w Krakowie.

Trzebiatowski będący Kaszubą, chojniczaninem z urodzenia, a krakusem z wyboru, nie krył radości i wzruszenia z otrzymanego tytułu. – To jest najszczęśliwszy dzień w moim życiu– zaznaczył artysta, który w najbliższym czasie zamierza reklamować Chojnice na Europejskich Dniach Dziedzictwa w Szczecinie. – Zapraszam na 18.00 do baszty– dodał malarz.

Janusz Jutrzenka Trzebiatowski w poczet honorowych obywateli Chojnic trafił decyzją rady miejskiej z dnia 26 stycznia br. Nadanie tytułu artyście, który od 2010 roku prowadzi w Baszcie Więziennej muzeum swojego imienia wzbudziło sporo kontrowersji wśród mieszkańców. W trakcie dzisiejszej sesji nie znaleziono czasu na wyjaśnienie tych ostatnich. Przypomnijmy, wbrew informacjom podawanym przez artystę, a rozpowszechnianym przez Urząd Miejski w Chojnicach, jego dzieł próżno szukać w Ermitażu, British Museum czy Lipsku (sprawa wyszła na jaw dzięki reporterowi radia Weekend). Z Wikipedii na jakiś czas zniknęła zaś nota o artyście autorstwa chojnickich urzędników.

Zapytaliśmy burmistrza czy urząd zweryfikował już informacje dotyczące dorobku artysty i muzeów będących w posiadaniu jego prac.

– Janusz Trzebiatowski przedstawił mi numery telefonów do dyrektorów muzeów. Na razie nie chcę mówić z jakich miast. Będzie prowadzona kwerenda czasopism, które wtedy o tym pisały. Być może problem z British Museum polega na tym, że reporter Radia Weekend pytał tylko o obrazy Trzebiatowskiego, a ten twierdzi, że tam są jego medale. Ciężko stwierdzić, ale na pewno te sprawy będą wyjaśnione w najbliższym czasie, ale to wymaga też czasu.

Czy nie lepiej było poczekać z nadaniem tytułu? – pytamy. –Lepiej byłoby, gdyby notka biograficzna, którą pozyskaliśmy od samego zainteresowanego, była w pełni prawdziwa. Natomiast czy te medale są w British Museum? Myślę, że to nie skutkowało decyzją radnych. Rada miejska mogła cofnąć to obywatelstwo, ale nikt o to nie wnosił. Nie powiem, że nie ma to znaczenia. Ale nie miało takiego znaczenia, żeby wstrzymywać się z nadaniem honorowego obywatelstwa. Gdyby było tak, że w żadnym z podanych miejsc nie ma jego prac, to uznałbym to za skandal. Natomiast w kilku nie ma, a w większości jednak są. Dajmy Trzebiatowskiemu wyjaśnić British Museum.

Źródło:Chojnice24.pl

22
9