Jak Franek Dolas z Czerepachem miny rozbrajali

Eeech, to nasze dobro narodowe – ten nasz Proskura. Chodzący dowód, że człowieka na starość nie zmienisz i jest taki etap w życiu, w którym człek jest już „niewyuczalny”. Prędzej kot zacznie szczekać lub maturę zrobi niż takiego oduczysz robienia po swojemu. Od 4 lat radny Korkosz „ten co to za młody”, wedle Waldka Nowosada, co jakiś czas zadaje to samo pytanie: kiedy wójt skończy z traktowaniem gminy, jak własnego folwarku?!

Na ostatniej sesji, nim eksdyrektor ZDP Banach, a w Siennicy jakiś cudem przewodniczący RG, ją oficjalnie otworzył miało miejsce pewne zdarzenie. Trwało może z 5 minut, a było clou metod Proskury oraz książkowym przykładem „Pana na folwarku”. Tuż przed sesją sekretarz Dariusz Turzyniecki wniósł uwagę, by w jej porządku umieścić dodatkowy punkt. Dotyczył on przesunięć w budżecie. Dziwna to praktyka, bo o ile przesunięcia nie są niczym nagannym, to zgłaszanie takiego wniosku przed rozpoczęciem sesji już jest. Zmiany w planie obrad wprowadza się po jej otwarciu, a te muszą być głosowane. Trudno uwierzyć w pomyłkę, bo Turzyniecki musi znać procedurę. W końcu ma prawie 30-letnie doświadczenie pracy w samorządzie. Być może celowo zapomniał? Oczywiście całego zajścia nie zarejestrowały kamery. Gdyby ktoś szukał potwierdzenia, znajdzie jedynie poszatkowaną relację. Wniosek ów przedstawił bardzo sprytnie, bo wynikało z niego, że celem głównym jest pozyskanie funduszy na zakup gruzu do remontu dróg polnych. Te, jak powszechnie wiadomo, są pięta achillesowa siennickiej władzy. A po tym, jak hucznie oddano do użytku prawie kilometrowy, pięknie utwardzony wygon na Siennicy Różanej – każde sołectwo chce mieć u siebie taką polną A4. Powoływanie się na nie to doskonała przykrywka, jak dawniej pokazywanie rzekomo głodnych dzieci przez żebrzących na ulicach Rumunów. Każdemu serce zmięknie, nikt oponował nie będzie.

Manewry z mamoną

Manewr by się może udał, gdyby nie interwencja radnej Alicji Pacyk, która poddała w wątpliwość sens całej operacji i pokazała jej drugie dno. Jej sprawne oko wyłowiło pewien absurd. Wszak Turzyniecki mówił tylko o pieniądzach na gruz, których z całej kwoty przesuniętych funduszy było zaledwie 36 tys. zł! I tu wyszło szydło z worka i skończył się dziadom odpust. Prawdopodobnie chodziło o sprytne przepchniecie funduszy z jednej inwestycji na drugą. Wójt inwestor wymyślił, że przesunie środki w wysokości 100 tys. zł. Ze świetlicy w Żdżannem zabierze 50 tys. i z Woli Siennickiej też tyle samo. Następnie tak pozyskane fundusze podzielił na nowo i przekazał 54 tys. na świetlicę w Dużej Siennicy, a na Stójło 10 tys. zł, zaś 36 tys. przeznaczył na zakup gruzu na remont dróg gminnych – tego gruzu, który miał być przykrywką dla całej operacji. Jak zwykle radnych stawia się przed faktem dokonanym, bo Proskura nie chce pojąć, że wedle prawa rządzi rada, albo widocznie na kursach instruktorów ZMW jeszcze o tym nie mówili. Nikt z radnych tak naprawdę nie wie o skali i zakresie remontu świetlic wiejskich. Jednym słowem w tej kwestii jest informacyjna „czarna dziura”. Oczywiście Alicja zwróciła i na to uwagę. Nawet Wiesława Popik, radna ze Żdzannego nie miała świadomosci, że jej umiłowany Wójt robi ją w konia! Takiego samego, jak te, które biegają po padoku przed plebanią w jej rodzinnej wiosce. Zapytana o to, co o tym sądzi, jakimś cudem i może nieświadomie stanęła okoniem Proskurze! Stwierdziła tonem proszalnym, że w sumie to trzeba by się przyjrzeć temu, co się w świetlicy dzieje. A oni, by takie same płytki chcieli, jak są w Boruniu, żeby jakiś standard jednak był.

Skubanie wiosek

Wszystko to dzięki przytomności Alicji, która zaapelowała, by cały ten „nowy podział” przedyskutować na komisjach. Popikowa Wiesia jest jedną z kilku ślepo oddanych radnych Wójtowi. Kazał Proskura list do Ziobry podpisać, Wiesia podpisała bez zastanowienia. A co tam przecie Leszkowi odmówić to grzech! A Leszek w rewanżu i w podzięce Żdżanne oskubał za plecami wiernej radnej . Tak nagradza najbardziej oddanych – robieniem w konia! Tu nawet Sęczkowski poparł Pacykowej i Popikowej wniosek i też stwierdził, że trzeba to jednak dać na komisje. Darek od jakiegoś czasu to się prawie mąż opatrznościowy zrobił. Kiedyś gardłował za Proskurą, że słuchać tego nie szło. Pytania zadawane przez Korkosza też mu bardzo przeszkadzały. Nawet podejrzewał, że te sam Kaczyński zadawać każe. A teraz taki zrównoważony polityk się zrobił. Widocznie coś do niego dotarło. Milczącą zgodę dała natomiast Marzena Dubaj, radna z Woli Siennickiej. Mimo że Proskura aż 50.000 zł zabrał z jej remizy! Ale Marzena przyzwyczaiła już wszystkich do tego, że Wola jest Dubajowa a słowo Proskury święte, choć może być najzwyklej w świecie bzdurne. Bardzo to niepokojące dla strażackiej braci, bo przecie remiza na Woli ma prawie taki sam status, jak bazylika katedralna, tylko tu kult jest świecki i bardzo paździerzowy.

Nie pierwsza to taka zagrywka miłościwie panującego. Z podwyżkami diet sołtysów też było podobnie i widać w tym było geniusz naszego światłego przywódcy. Nie cierpi Proskura przejrzystości i transparentności, oj nie cierpi. Katorgą są dla niego te wszystkie zmiany, które wprowadzono w ustawie samorządowej od tej kadencji. Trudniej mu się rządzi, a było tak beztrosko. Na szczęście zabezpieczył się przezornie i swego czasu Panią Krysię wyekspediował na emeryturę, a znad Wisły ściągnął Darka Turzynieckiego. Ten jest mu bezgranicznie oddany, niemal jak Lodzia Paciorek wójtowi Koziołowi z filmowych Wilkowyj. Dariusz bardzo szybko wszedł w buty Krysi. Tylko wyższe obcasy podkowami zastąpił i z zapałem robi wszystko, by pryncypał był kontent. Jeśli komuś wydawało się, że w jakiś sposób oświeci naszego hospodara i nada mu proobywatelski sznyt, srogo się zawiódł. Jest jeszcze gorzej i nici z westernizacji. W mieście miał Darek przydomek „mały rycerz”, lecz po siennickim epizodzie już zyskuje miano Czerepacha.

Czerepachowe sztuczki

Swe oddanie i przydatność, jak również podziwu godną adaptację pokazał nasz filigranowy sekretarz w czasie wyborów samorządowych. Jak wiadomo Porozumienie Ziemi Krasnostawskiej (PZK) walczyło głównie o mandaty do Rady Powiatu. Gminy ich zupełnie nie interesowały. Tylko w jednej zapałali chęcią marszu do władzy. Oczywiście była to Siennica Różana. Dlaczego i jaki mieli w tym interes? PZK jako takie interesu nie miało, bo to ugrupowani miejsko-powiatowe, ale Proskura już tak. Chodziło o rozbicie głosów i w efekcie utrącenie kandydatów przeciwnego obozu, w tym wypadku był to Komitet Andrzeja Korkosza. Stara to praktyka jak świat i zaliczana do kanonu świńskich sztuczek przedwyborczych. Do takiej zagrywki jest potrzebny jakiś usłużny komitet i najlepiej, żeby był lipny. W tym wypadku Darek był pod ręką. No jak można było z tego nie skorzystać? Toż Darek podlega służbowo Proskurze i jest sekretarzem w PZK i do tego blisko z Januszem Rzepką. Wystarczyło szepnąć słowo, a Nowosadzki nic nie musi wiedzieć. Reszty dopełniła Feliksa Głowacka, która organizowała całe przedsięwzięcie z ramienia wójta a oficjalnie PZK. W gminie takich przypadków były cztery. Na Siennicy Różanej, Woli Siennickiej, Siennicy Dużej i na Zagrodzie. W dwóch przypadkach byli to kandydaci startujący z komitetu PZK. Korzystano jeszcze z usłużności OPS Brodowskiego, tak gwoli ścisłości, by obraz był pełny.

Operacja prawie się udała – trzech kandydatów od Korkosza poległo, a jedynym, który przeszedł tę próbę ognia była Alicja Pacyk – doświadczona księgowa i kobitka o nieugiętym charakterze. Została rzec by można jedna, ale jaka?! W swoim okręgu miała Aldonę Rozwałko z PSL i Kędziorę z PZK. Alicja nigdy nie pasowała do koncepcji Proskury, więc wrzucenie Kędziory miało dopełnić dzieła jej zniszczenia. Okazało się jednak, że miała na tyle mocne poparcie, iż wygrała dość pewnie z Kędziorą, a Aldona zanotowała bardzo kiepski wynik, który oczywiście zawdzięcza samemu Proskurze, bo ten przekombinował. Nie pierwszy to przypadek, gdy Wójt oddanych sobie stronników traktuje instrumentalnie i przedmiotowo.

Metoda na Heroda

Wracając do wątku Alicji Pacyk to zródeł jej mocnej pozycji w Zagrodzie należy szukać w czasach gdy stanęła na czele komitetu który sprzeciwiał się budowie biogazowni… To wtedy wkroczyła na scenę.W 2014 roku w czasie wyborów samorządowych Pani Alicja doszła do wniosku, że skoro jest demokracja to przecież można wystartować w wyborach. Cel miała ambitny, bo chciała zawalczyć o fotel Wójta Siennicy Różanej. W końcu była świeżo po tym jak uratowała Zagrodę przed cuchnącą inwestycją w postaci wspomnianej już biogazowni. Poznała też arogancję i sobiepaństwo Proskury. Chyba to ostatecznie ją przekonało do takiej decyzji Nawet znalazł się komitet który przystał na jej propozycję, wszystko wydawało się proste i klarowne. Jednak w pewnym momencie komitet cofnął poparcie i wszystko legło w gruzach.Zrobiono to tak perfidnie by Alicja już nie miała czasu zarejestrować swojego komitetu i znaleźć kandydatów na radnych do obsadzenia wymaganych co najmniej 2/3 okręgów. 

Skąd mogła wiedzieć, że komitet Platformy Obywatelskiej, z którego miała startować to zwykła lipa, Strojek to zwykły figurant, a wszystko było zwykłą i perfidną zasadzką? Siennicka Platforma w tamtym czasie to zwykła iluzja, wydmuszka. Stworzona po to, by wypełnić przestrzeń publiczno-polityczną, udawać i mamić ludzi. Ktoś z zewnątrz popatrzy i powie, że w Siennicy jest demokracja, bo są dwa komitety. Tak naprawdę Strojek słucha we wszystkim Proskury. Swego czasu nieruchomości od Gminy dzierżawił i pierwsze skrzypce gra nad tutejszym zalewem, jeśli o gospodarkę rybacką idzie. Jak w takiej sytuacji można mówić o wiarygodności PO? W tych wyborach smutny Pan z Siennicy Dużej udzielał się w OPS Brodowskiego i też tak, by rozbijać głosy Korkoszowi. Alicja w takich okolicznościach polec musiała, ale co nie zabije, to wzmocni i po tym brudnym falstarcie w końcu doczekała się pełnokrwistego debiutu. Proskura zawsze się jej obawiał, a wręcz bał, bo jest bystrzejsza od niego i nie ma kompleksów. Zlała go przy biogazowni i jeszcze nieraz da mu łupnia. Tymczasem Leszek pisze list do ministra Ziobry i żali się na krytykę. Jak go nie krytykować za manipulacje za plecami radnych? Za rozbijanie głosów w kampanii? O tym nie znajdziemy ani słowa w bumadze do Ziobry. Kombinuje Lesio już niemal 30 lat, prawie jak Franek Dolas w „Jak rozpętałem II wojnę światową” Tylko że ten grany przez Mariana Kociniaka bawi do łez, a „ludowy Franek” przyprawia o ból głowy i konsternację.

46
56

Trąd u ołtarza

Na temat głośnego filmu „Nie mów nikomu” mamy w tak zwanej przestrzeni publicznej dwa przekazy, które usiłują się nawzajem zagłuszyć. Pierwszy przekaz to „Sekielscy ujawnili bezmiar ohydy i zepsucia w polskim Kościele, systemowe ukrywanie przestępców seksualnych i ogromną krzywdę wyrządzoną ofiarom”. Przekaz drugi natomiast to „Sekielski zrobił ten film na polityczne zamówienie, to grająca na emocjach propaganda wymierzona w Kościół, a poprzez niego w PiS, która ma wpłynąć na wynik wyborów i dać wygraną lewicy”.

Z jakiegoś niezrozumiałego dla mnie powodu każdy, kto w wypełnianiu owej „przestrzeni publicznej” bierze udział, jest przez medialne żandarmerie sztorcowany, że musi się pod jednym z tych przekazów podpisać, a drugi potępić. Tymczasem wcale przecież nie są one sprzeczne – i moim zdaniem oba są prawdziwe. To, że jeśli nawet nie sami autorzy filmu (choć, przypominam, to przecież ten sam Sekielski, który przed laty ukrytą kamerą „wkręcał” w alkowie pani Beger posła Lipińskiego, przygotowując ogłoszenie przez PO pierwszego, kompletnie już dziś zapomnianego „ciamajdanu”), to na pewno organizatorzy jego ogromnej medialnej promocji mają określone polityczne intencje i rachuby – wcale nie wyklucza faktu, że film po prostu pokazuje prawdę. A prawda ma to do siebie, że nie można jej unieważnić pytaniami „kto za tym stoi” i „komu to służy.

Trafienie jest celne i bolesne, i polscy katolicy mają cholerny problem. Nawet nie tyle z pedofilią i z wypieraniem, chronieniem oraz usprawiedliwianiem „swoich” pedofilów, bo to istnieje i przybiera formy zorganizowanych mafii w różnych środowiskach – choć, oczywiście, pełna zgoda, że od kapłanów i Kościoła wymagać trzeba wielokrotnie więcej, niż od sfer artystycznych, biznesowych czy od polityków. Problemem prawdziwym jest skala niesterowności, rozkładu i zgnilizny, jaka ogarnęła polski Kościół w bezpiecznym ciepełku i bezruchu, jakiego zażywał on przez dziesięciolecia w cieniu wielkości Jana Pawła II – bezruchu, który zamienił się w zaduch „brudnej wspólnoty”, kryjącej nawzajem swoje grzechy i odstępstwa, czego ukoronowaniem było sławne „nie chcemy żadnych świstków wielokrotnie kserowanych” prymasa Glempa. Widać przecież, jak silnie powiązane były nadużycia pedofilskie z wewnątrzkościelną sitwą homoseksualną (czego Sekielski zdaje się nie zauważać, choć z pokazanych w filmie przypadków tylko jeden dotyczy molestowania dziewczynki) oraz z byłą agenturą SB (o czym wie na pewno, bo mówił to w wywiadach, ale w filmie temat ominął – podobnie, jak ominął litościwie tych przełożonych księży-pedofilów, którzy kojarzeni są z „kościołem otwartym” i liberalnym salonem).

Jeśli nie zdobędziemy się na szybkie i stanowcze działania zaradcze, jeśli nadal będziemy kościołem Pieronków i Głodziów, a nie Isakowiczów-Zaleskich, to legenda Jana Pawła II może zostać zniszczona (On to przecież, a nie jakiś Cybula czy Jankowski są prawdziwym celem ataku), Kościół zaorany jak w Irlandii i Polska straci bodaj czy nie ostatnią zaporę, chroniącą ją przed przerobieniem na, za przeproszeniem, tęczowy burdel z perspektywą stopniowego „wrogiego przejęcia” przez islam, wedle wzorców zachodnioeuropejskich.

Polacy-katolicy, powtórzę więc, mają ze swoim Kościołem cholerny problem – co zresztą dla większości tzw. prawicowych publicystów nie jest żadnym zaskoczeniem, a tylko smutnym spełnieniem ich przestróg.

Natomiast czy problem ma PiS i czy spełnią się nadzieje opozycyjnych salonów, już pijanymi ze szczęścia, że im Sekielski ze Smarzowskim wygrali wybory – to ja bym wątpił. Owszem, przez chwilę mogło się tak wydawać. Ale „totalna opozycja”, jak zawsze, okazała się niezawodna. Przykryć sugestywne, wstrząsające twarze ofiar pedofilii z filmu Sekielskich agresywną gębą nabuzowanego posła Nitrasa i obrazkami z sejmowego cyrku z wymachiwaniem transparentami i rzucaniem w Jarosława Kaczyńskiego dziecięcymi bucikami to naprawdę pijarowski majstersztyk. Po raz kolejny wraca natrętne pytanie, ile im wszystkim Kaczyński musi płacić. I kiedy wszyscy ci opozycyjni pajace zakrzykną wreszcie zgodnie: panie prezesie, meldujemy wykonanie zadania! – już po przegranej „totalnej opozycji” za tydzień, po jej przegranej w wyborach krajowych na jesieni, czy dopiero po tym, jak definitywne utopienie formacji lewicowo-liberalnej przypieczętują przegraną Tuska w wyborach prezydenckich w przyszłym roku?

Media antypisu i oddane układowi z Magdalenki „elity opiniotwórcze”, które rzuciły się radośnie konsumować sukces filmu Sekielskich, bliskie są powtórzenia czegoś, co nazywam „efektem Kwaśniewskiego-Mariotta”. Kilka razy mieliśmy w polskiej polityce podobną sytuację, odpalenia krótko przed wyborami propagandowej bomby, która miała zupełnie zmieść przeciwników, co zresztą ciekawe, wtedy po stronie umownie prawej. Myślę o pokazaniu filmiku z mocno „filipińskim” Aleksandrem Kwaśniewskim i Markiem Siwcem, „jajcującymi” sobie z Jana Pawła II w kampanii prezydenckiej Mariana Krzaklewskiego oraz o nagraniu z hotelu Mariott, dokumentującym matactwa Janusza Kaczmarka, Ryszarda Krauzego i Andrzeja Leppera. W obu wypadkach (i kilku podobnych, pomniejszych) wyborcza wunderwaffe zawiodła – i w obu przypadkach dokładnie z tej samej przyczyny. Ponieważ pierwszy, bulwersujący przekaz, został szybko przegrzany i doprowadzony do groteskowej parodii. Kiedy wizytę Kaczmarka u Krauzego pokazała telewizja raz, i jeszcze po pierwszej powtórce, sondaże mocno wychyliły się na rzecz PiS. Kiedy nadgorliwie zaczęto ja grzać po kilka razy dziennie, nawet najbardziej oporny wyborca zauważył, że ktoś próbuje go emocjonalnie nakręcać w jakimś sobie wiadomym celu. A tego nikt nie lubi.

Licytacja między Biedroniem, Schetyną, panią Scheuring-Wielgus i innymi, kto zawsze walczył z pedofilami, a kto ich chronił albo wezwań dla walki nie podchwytywał, licytacja między PO z PiS na projekty ustaw zaostrzających kary, cały ten sejmowy cyrk z wczoraj, wiodą do tego samego skutku. Podobnie jak to dęte tworzenie pozorów, telewizyjną propagandą oraz groteskowo przesadzonymi słupkami jakiejś partyjnej sondażowni-krzak, że  niby nastąpił „nowy sierpień”, ludzie masowo powstają przeciwko znienawidzonemu Kościołowi i jego sprzymierzeńcom z PiS, tłumy wychodzą na ulicę z tęczową pianą na ustach i ustawiają się w kolejki do urn. Pamiętam takie wzmożenia, choćby w czasie drugiego „ciamajdanu”, tego „w obronie wolności słowa” – „martwy” Diduszko, „policja użyła gazu, to ich moralny koniec”, zdyszane relacje z rewolucji w tefałenach, sugerujące kadrowaniem, że Sejm szturmowany jest przez rewolucyjne tłumy, Warszawa płonie, a państwowa telewizja już wyleciała w powietrze… Zawsze jak dotąd trwały one bardzo krótko i za każdym razem krócej.

Tyle, że wybory do europarlamentu to sprawa mało istotna, po nich będą następne, po nich znowu następne… A upadek Kościoła, jeśli do niego dopuścimy, może być katastrofą rozpoczynającą długie pasmo nieszczęść dla Polski. Coś z tym wreszcie trzeba zrobić, i to coś radykalnego.

„Biada złym pasterzom, którzy prowadzą do zguby owce mojego pastwiska”. To nie ja napisałem. To mówi Pan.

Rafał Ziemkiewicz
21
37

Koalicja Obciachu

Stronnicy „opozycji totalnej” muszą mieć doprawdy niezwykle mocne mięśnie powiek. Trzeba nie lada siły, by zdołać zamknąć oczy na to, jakim obciachem i pośmiewiskiem jest całe to towarzystwo, które pompatycznie stroi się w takie przymiotniki jak „demokratyczny”, „europejski” czy „obywatelski”.

Reakcja „totalnych” na przedwyborcze zapowiedzi była oczywiście do mdłości przewidywalna, PiS jak zwykle zagrał na pewniaka. Po pierwsze, jednym chórem zakrzyknęli politycy PO i jej „przystawki”, „piniędzy nie ma i nie będzie”, to nieodpowiedzialne rozdawnictwo, populizm, prosta droga do ruiny budżetu i kupowanie wyborców, czyli „korupcja polityczna”. Po drugie: to wszystko przecież nasze postulaty programowe, nasze pomysły, które PiS nam ukradł.

To naprawdę nie była jakaś wpadka – że Schetyna powiedział tak, a Neumann czy Kopacz inaczej, bo się w porę nie umówili co do „przekazu dnia”. Obie narracje od wielu dni funkcjonują w przekazie opozycji równolegle i najwyraźniej opozycja nie dostrzega między nimi sprzeczności, tak, jak pani Janda nie widzi nic dziwnego w tym, że w jednym wpisie przechwala się swą wrażliwością na cierpienia zwierząt, a w drugim zachwala „fois gras” pałaszowane właśnie w wykwintnej restauracji.

Dłubię w politycznej publicystyce od bez mała trzydziestu lat (pierwszy felieton wydrukowałem w pierwszym numerze „Najwyższego Czasu” w roku 1991), miałem już przez ten czas do czynienia z niezliczoną liczbą głupot i nonsensów, w jakie nasze życie publiczne zawsze obfitowało, ale nie przypominam sobie w ciągu tych wszystkich lat czegoś tak kuriozalnego, jak list reżyserów i filmowców, potępiający Jarosława Kaczyńskiego za to, że na konwencji PiS zacytował słowa Agnieszki Holland „walczymy o to, żeby znowu było tak jak było”. Filmowcy nie posuwają się aż tak daleko, by negować, że pani Holland tak powiedziała, przemawiając na demonstracji KOD-u, bo słyszała to przecież cała Polska (ja też) – ale zacytowanie przez Kaczyńskiego obraża ich zdaniem ich koleżankę, bo ona mówiąc to miała na myśli co innego, niż zdaniem autorów listu miał na myśli Jarosław Kaczyński ją cytując.

Co tak naprawdę może mieć na myśli pani Holland trudno dociec. Ona z kolei podpisała się pod innym listem (te nieustannie podpisywane zbiorowe listy to sama w sobie komedia, reliktowy instynkt salonów – jak u Bułhakowa, obcięło Berliozowi głowę, to trzeba natychmiast napisać jakiś list, podpisać zbiorowo i gdzieś wysłać), a mianowicie pod listem broniącym wicedyrektora warszawskiego muzeum przed konsekwencjami dyscyplinarnymi za to, że po morderstwie na Pawle Adamowiczu rozpowszechniał grafikę, na której profil Jarosława Kaczyńskiego wpisany był w rękojeść noża. Zdaniem podpisanych, w tym pani Holland, owa grafika to nic złego, „sztuka krytyczna”. A mnie wciąż dźwięczy w uszach ta sama pani Holland mówiąca Tomaszowi Lisowi, że plastelinowe figurki-karykatury pani Pieli w TVP Info to „faszyzm”. Tak, nie „sztuka krytyczna”, tylko „faszyzm”. Może od osoby, która ze śmiertelną powagą i skruchą przyznała się, że kogoś kiedyś pozbawiła życia poprzez nakłuwanie szpilką laleczki vodoo nie powinno się wymagać więcej niż od pałaszującej fois grais miłośniczki zwierząt, ale przecież opozycja świadomie czyni z obu tych pań swoje autorytety i ikony.

Osobiście czekam teraz na list np. Towarzystwa Dziennikarskiego, które potępi cytowanie sławnej „jedynki” na której „Gazeta Wyborcza” biła na alarm, że PiS chce dać podwyżki nauczycielom, pielęgniarkom i innym – bo „Gazeta Wyborcza”, pisząc to co napisała, nie miała na myśli tego co napisała, co zresztą napisała wyraźnie odcinając się od siebie samej jeszcze tego samego dnia. Przy czym pierwszy potępił tytuł i grafikę na pierwszej stronie redaktor Bartosz Wieliński, widniejący na tejże pierwszej stronie jako redaktor prowadzący wydania. Jak widać, składanie tzw. samokrytyk i odcinanie się od własnych błędów i wypaczeń ma michnikowszczyzna głęboko w DNA i nic tego dziedzictwa „drużyn walterowskich” nie jest w stanie w nim stłumić. Nie była to przecież pierwsza taka farsa – dopiero co odcinała się „Wyborcza” od własnego, również czołówkowego materiału o kopercie Birgfellnera, po tym, jak publicznie wyznaczył właściwą interpretację sprawy mecenas Giertych. A wcześniej rozsyłała prenumeratorom specjalne objaśnienie, na czym polega odkryta przez nią „afera”, bo tak ją opisała, że nikt, nawet zawodowcy, nie mógł zrozumieć, o co w tekście chodzi – a miał to być, przypomnę, wedle jej zapowiedzi, tekst, który wstrząśnie Polską, zmieni scenę polityczną i raz na zawsze skompromituje PiS.

Ewa Kopacz, opowiadająca z przejęciem w telewizji, jak jaskiniowcy polowali na dinozaury obrzucając je kamieniami, i to „miesiącami”, nie jest wszak jakąś szeregową członkinią PO – to była premier, obecnie wybierająca się do Parlamentu Europejskiego, jakby mało tam było jednej Róży Thun. I to właśnie ona wyznacza poziom umysłowy opozycji. Tylko ludzie równie jak wspomniane panie inteligentni i mądrzy mogą  wierzyć, że potęgę PiS złamie koalicja wszystkich ze wszystkimi z programem wszystko dla wszystkich. Koalicja, w którą na dodatek na plan pierwszy wysunięto symbolicznie praktycznie nieistniejącą w sondażach ani wyborach kanapową partię Zielonych, której dwoje przewodniczących wystąpiło w akcie założycielskim na równych prawach z liderami PO, PSL, SLD i Nowoczesnej (Zieloni mają dwoje przewodniczących, męskiego i żeńskiego, dla parytetu – co moim zdaniem jest otwartym seksizmem, jeśli nie faszyzmem, bo skoro już w przeciwieństwie do zwykłych partii stosują parytet to gdzie są współprzewodniczący homo i trans?)

Środowiska tworzące Zielonych głoszą, że jedzenie mięsa to „holocaust zwierząt”, domagają się zamknięcia farm futerkowych i drobiowych, w ogóle zakazu hodowli, chcą zakazać nawet dojenia krów (ja nie żartuję!). Po prostu idealny koalicjant dla PSL, jakby mało już było wiejskim wyborcom sojuszu z rozwydrzonymi perwersami od LGBT.

To wszystko – a każdy dzień to kolejna „beka” – nie jest żadnym przypadkiem, tylko logicznym skutkiem. Wszystkie opisane tu nonsensy mają jeden wspólny mianownik, jeden, ten sam powód, który sprawia i to, że „Wyborcza” potępia z oburzeniem podwyżki dla pielęgniarek, i to, że Janda rozpowszechnia rzekomą wypowiedź prezydenta będącą tak prymitywnym i oczywistym fejkiem, że zauważyłby to nawet mój york, i to, że Holland i inni Kali raz potępiać faszyzm, a raz chwalić „sztukę krytyczną”. Tym mianownikiem jest nienawiść do Kaczyńskiego (a w nim – do tej gorszej, „niewyedukowanej”, „kupionej za pińset” Polski, dla której pogarda wyłazi z Jaśnie Oświeconych na każdym kroku). Nienawiść tak wielka, że dobre jest wszystko, absolutnie wszystko, czym można w PiS uderzyć – nawet za cenę oczywistego nonsensu, zaprzeczania sobie samemu i innego rodzaju samokompromitacji. Których zresztą antypis w nieustannym moralnym wzmożeniu graniczącym z obłędem już nie jest w stanie zauważyć.

Rafał Ziemkiewicz

Czytaj więcej na https://fakty.interia.pl/opinie/ziemkiewicz/news-koalicja-obciachu,nId,2861393#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=chrome

20
23

Banach w tęczowych gaciach

 

Zmian już wreszcie przyszła pora…

Zarząd Dróg bez dyrektora!

Poszedł Piotrek, poszedł precz

Jego pognać – wielka rzecz!

(ludowa przyśpiewka zasłyszana przy grillu w powiecie)

No i się wreszcie stało i się naród stęskniony doczekał, zaś miejsce nad kominkiem, gdzie zazwyczaj wiesza się największe trofea myśliwskie zostało zapełnione. Piotruś Banach już nie jest Dyrektorem Zarządu Dróg Powiatowych. Tym samym skończyła się pewna epoka. Jeszcze wcześniej na osłodę gramotę do Ziobry wysmażył i jeszcze gacie założył. Nie byle jakie, bo tęczowe. A jak potem brązu nabiorą?

Starosta Leńczuk może sobie pogratulować. Kto by pomyślał, że taki niezwykle zwykły Andrzej, miłośnik jazzu i człowiek związany z kulturą, co to rowerem do Częstochowy jeździł, a jednak za spust pociągnął, jak rasowy myśliwy, gdy przyszła pora. Choć są i tacy, co uważają, że tak naprawdę to celownik na Banacha wyregulowała sama poseł Hałas, a Leńczuk, jak Pawlak w scenie na transatlantyku może powiedzieć „ja tylko pociągnął”. W sumie dobrze wyszło, albowiem to trofeum obrosło w czarną legendę i wszystkim dało się we znaki. Był Piotrek, jak Pałac Kultury i Nauki, jak pomniki wdzięczności Armii Czerwonej, jak Lenin w Nowej Hucie – wiecznie żywy. Niestety, ale tu w powiecie zawsze kojarzył się będzie z najgorszą stroną Szpaczego zamordyzmu, arogancji i braku kindersztuby. Lubił Pan Dyrektor niepotrzebnie pokazywać, kto tu rządzi, a z ZDP uczynił udzielne księstwo, w którym rządził, jak chciał. Myślał, że Szpak będzie rządził wiecznie. A tu jesienią sruuuu…

Data Piotrkowej abdykacji też historyczna – 30 kwietnia. W 1945 r. Hitler palnął se wtedy w łeb. Mało tego, 30 kwietnia to Międzynarodowy Dzień Jazzu, którego nomen omen Leńczuk jest wielbicielem. Można się nawet pokusić o stwierdzenie, że właśnie oto mamy pierwsze owoce sławetnej gramoty do Ziobry, co to jednym z sygnatariuszy był Banach. Widać Ziobro list przeczytał, ale się nie nabrał, a pognano precz jednego z sygnatariuszy. Komicznie to teraz wygląda z perspektywy czasu. Może lokalny PSL, będąc już praktycznie na deskach, nie powinien pisać już nic do Ziobry, żeby o sobie nie przypominać? Chyba że pisać, ale nie wysyłać, tylko taki wytwór wyobraźni wypaczonej powiesić na gwoździu w miejscu ustronnym – może kto to w wychodku przeczyta, nim skorzysta.

Przyczyny odejścia są na razie owiane mgłą tajemnicy, ale daje do myślenia, że Piotrek sam złożył rezygnację z trzymiesięcznym okresem wypowiedzenia – zaproponował Zarządowi Powiatu, by nie musiał przez ten czas świadczyć obowiązku pracy. Innymi słowy Piotrek nie chce się w robocie pokazywać, weźmie równowartość pensji z 3 miesięcy i tyle go będziemy widzieć. To dobrze, bo nikt za nim płakać nie będzie. Musiała się odbyć jakaś męska rozmowa może i z prokuraturą w tle, bo ta już wertuje dokumentacje w krasnostawskim szpitalu. Widok Banacha odchodzącego ze spuszczoną głową w kierunku zachodzącego słońca może trafić na kuchenne makatki, tak, jak kiedyś słynny porykujący jeleń co to za PRL kuchnie zdobił. Czeka i Piotrusia rewolucja w rodzinnym stadle, bo on z zawodu dyrektor, ale bez angażu, a żona Regina ciągle z angażem wicedyrektorki w SP Siennica Różana.Będzie jej musiał w chałupie z drogi schodzić.

Zostanie Piotrkowi na otarcie łez przewodniczenie Radzie Gminy w Siennicy, ale tylko za 1200 miesięcznie. Jak to się wszystko dziwnie układa, bo mawiają że pycha kroczy przed upadkiem, a jeszcze coś ze 4 lata temu o wicestarostwie marzył, bo jemu zawsze jest mało. Ma on trochę za kołnierzem, oj ma. Wystarczy prześledzić całą historię z chodnikiem na Rudce, jak również posłuchać, co petenci opowiadają jak ich Pan były dyrektor traktował…Nawet NIK Banachowi błędy wytknął (cit.):

W związku z ustaleniami kontroli przedstawionymi w protokole kontroli, podpisanym w dniu 1 grudnia 2009 r., Najwyższa Izba Kontroli stosownie do art. 60 ust. 1 ustawy o NIK, przekazuje Panu Dyrektorowi niniejsze wystąpienie pokontrolne.

Najwyższa Izba Kontroli negatywnie ocenia zarządzanie przez ZDP drogami powiatowymi w latach 2007-2009 (I półrocze) w zakresie zapewnienia bezpieczeństwa ruchu drogowego.

Powyższą ocenę uzasadniają stwierdzone nieprawidłowości polegające między innymi na: − nieprzeprowadzeniu kontroli okresowych pięcioletnich i rocznych dróg, − niestosowaniu słupków prowadzących na łukach poziomych o promieniu mniejszym niż 450 m − prowadzeniu robót utrzymaniowych dróg bez projektów czasowej organizacji ruchu, − nierzetelnym prowadzeniu książek obiektów budowlanych.

Skończyło się dla Banacha definitywnie, jak on bidny teraz bedzie żył bez tych podziękowań, które mu co sesję składali? Jak bez tych bankietów? A ten z 2016 roku z okazji Dnia Drogowca to dopiero był huczny! Wódka była tak schłodzona, że aż szron z niej na podłogę kapał, a ten dzik, co go na koniec wnieśli z zimnymi ogniami w każdym możliwym otworze ciała. To dopiero było Bizancjum. Teraz Piotrkowi przyjdzie wrócić na kilka hektarków i pracować. Będzie miał czas pszenicę dopilnować, zebrać i sprzedać w najwyższej klasie, to samo z burakami. Będzie miał czas przepisy ruchu drogowego doczytać – dlaczego w terenie zabudowanym jest ograniczenie prędkości. No i zapewne nie omieszka doczytać do końca ustawy samorządowej, żeby wreszcie wiedzieć, że komisja rewizyjna powinna mieć plan pracy. Będzie się nieraz Piotrek przez sen wydzierał „sól sypać do piaskarki!” a i nie raz, jak Borową jechał będzie, to mu oczy mgłą zajdą i łzę uroni, bo on też wrażliwy człowiek, tylko gdzie indziej tę wrażliwość umiejscowioną ma. Po wsi mówi się, że do Izbicy Lewczuk go weźmie. To nie jest zły pomysł, a po tym ostatnim wszystkiego można się spodziewać. Wszak Izbicy „zaoranej” przez Babiarza może być już wszystko jedno…

Na koniec słów parę o garderobie, bo i na tym polu PSL notuje straty. Lider zespołu „Bayer Full” Sławomir Świerzyński – działacz PSL opuścił szeregi swojej partii z przyczyn etycznych, bo tak można wywnioskować z jego wypowiedzi w różnych mediach. Mianowicie Świerzyński twórca hitu „Majteczki w kropeczki” oburzył się na ludowców po tym, jak ci weszli w sojusz z Koalicją Europejską. To było za dużo dla lidera discopolowej kapeli, albowiem jedyne majtki, jakie Sławomir akceptuje to te w kropeczki, a tu ludowcy pakują się w tęczowe barchany. Taka wolta! Tylko że niebawem te tęczowe reformy, bynajmniej nie rolne tudzież nie legginsy, mogą zmienić barwę na brąz, który wiadomo czego jest oznaką. A zmieniający się kolor majtek to nic innego, jak zewnętrzny objaw strachu, który na stałe zagościł w oczach ludowców. Wybory do Parlamentu tak ich przerażają, że jeszcze przed jesienią muszą je zrzucić. A jak one przyrosną?

Dlatego smutna mina Szpaka na obchodach Św Floriana, który siedzi obok komendanta Pylaka, coś znaczy. Jakby Janusz chciał powiedzieć „Te… Pylak, przytul mnie! Miałem parszywy tydzień, bo mi Piotrka pognali”. Został się Januszowi na pamiatkę po tym całym Bizancjum tylko strażacki mundur i ten drugi w kolorze blue. A Kaczyński nie próżnuje, tylko podbiera elektorat, a dobry w tym jest, jak mało kto. Co to tam dla niego ukraść taki PSL? On, jak mały był, to przecież ukradł Księżyc!

Piotr Ślusarczyk

56
51

Ciotka łunia (pisownia celowa)

Poniższy tekst trafił na nasza stronę jako komentarz . Autorem jest użytkownik forum podpisujący się „aaa” Komentarz jest celny i na czasie albowiem za trzy tygodnie finał wyścigu do ełroparlamentu (pisownia celowa). W związku z tym zasługuje na tekst wiodący. Zapraszamy do lektury.

 

Dla tych, którzy zachwycają się Unia Europejską, a nie pamiętają PRL i ZSRR, napisze kilka zdań:

Dzisiejsze Schengen istniało za PRL, można było bez problemu na dowód osobisty poruszać sie po krajach tzw „demokracji ludowej” . Co większość skrzętnie wykorzystywała. Do Turcji też dało radę pojechać.
Na każdą złotówkę, którą otrzymujemy z tzw „budżetu Unii” dokładamy dwie własne do każde inwestycji. Poza tym tak zwany „budżet Unii” to nic innego jak składki państw członkowskich, czyli także nasze. Na 100 mld zł , które nasz kraj „dostał” z Unii, 52 mld zł wpłacił do jej budżetu. Do tych 100 mld zł trzeba doliczyć około 200 mld na wkład własny, dokumentację oraz obsługę różnych agend i agencji wymaganych przez prawo Unii, np ARiMR, zatrudnianych tam urzędników itp. Bo Unia ma wymagania.
Co do samych inwestycji – możemy budować co nam się tylko podoba, pod warunkiem, że Unia na to pozwoli. W pierwszej kolejności rozpoczęto budowę autostrad zachów-wschód (pisownia celowa) ponieważ były one pilnie potrzebne Niemcom do transportu towarów na i z Ukrainy i Rosji. Nie Polsce, tylko Niemcom.
Na budowę korytarza północ-południe do 2015 roku nie było zgody, a „kanał” ten nam jest bardzo potrzebny, natomiast zagraża Niemcom, Belgii, Holandii i Francji. Takie kraje jak Słowacja czy Czechy nie maja dostępu do morza i portów, a korytarz drogowo-kolejowy północ-południe do polskich portów na Bałtyku już dziś uszczknął około 20% ruchu w Hanowerze, Hawrze i Hamburgu. Do tego promowana przez Grupę Wyszehradzką nowa droga kolejowa do Chin po szerokim torze z terminalem przeładunkowym jest kolcem w d…. dla Niemców i Francji, które do tej pory obsługiwały gros ruchu statków morskich. Kanał ten jest szybszy prawie 2 razy i 3x tańszy niż transport morski.
Co do rolnictwa – jego sytuacja strukturalna nie zmieniła się. Do wejścia Polski do Unii rolnik był biedny, ale „na swoim. Po szoku Balcerowicza, rolnicy drastycznie ograniczyli akcję kredytową, posiłkując się wyłącznie środkami własnymi. Osławione finansowanie PROW niestety lawinowo spowodowało narastanie zadłużenia. Ceny maszyn , urządzeń i środków do produkcji wzrosły od 2 do 3 razy w stosunku do stanu sprzed 2004 roku. Wszystkie środki do produkcji obłożono maksymalną stawką VAT 23% (wcześniej większość była bez tego podatku). Wymagania ARiMR generują dla rolników ogromne koszty administracyjne – wymogi szkoleniowe to już kilka dni w roku nawet dla małego gospodarstwa, obowiązkowa rejestracja wszystkich zwierząt, upraw, kary za nawet minimalne uchybienia. Rolników kontroluje już kilkadziesiąt różnych instytucji. Wprowadzono obowiązkowe opłaty za tzw „odstępstwo siewne” czyli za siew własnym materiałem . Ceny materiału siewnego poszybowały w górę, dla pszenicy są wyższe o 100-150% niż koszt wykonania materiału siewnego własnymi środkami, a już w 2020 roku będą dodatkowe obostrzenia, tzn zakaz sprzedaży środków do zaprawiania i wykonywania zaprawiania w domu.
Wystarczy popatrzeć na popularne portale komornicze, jak wygląda sytuacja ekonomiczna rolników.
Większość sprzętu kupowana jest na komercyjne kredyty, a dopiero po czasie można dostać zwrot z PROW jeśli przejdzie się pozytywnie weryfikację, czyli zapłaci kasę firmie, która wniosek przygotuje pod zawiłe wymagania ARiMR. Często ten sam wniosek wypełniony przez rolnika jest odrzucany, a z pieczątką „firmy” kuzyna królika, idzie bez zastrzeżeń.

Z kraju wyjechało w/g danych GUS około 2,5 miliona młodych ludzi w wieku produkcyjnym, z czego szacunkowo 2 miliony trwale i w dłuższej perspektywie ściągną jeszcze około 1 miliona osób jako transfer swoich rodzin. Powstała luka na rynku FUS i ZUS, przez którą ten sam rząd, który szczycił się mianem „zielonej wyspy na morzu kryzysu” musiał ukraść ludziom 150 miliardów z OFE.

Jak byliśmy tylko rynkiem zbytu na drogie i gorszej jakości towary (co sama Unia przyznała i niemrawo chce zakazać takiej dyskryminacji) to było BARDZO OK
Jak byliśmy kopalnią doskonałej, młodej, wykształconej i pracowitej siły roboczej, to też było BARDZO OK. Jak w Polsce postały firmy konkurencyjne dla niemieckich czy francuskich i zaczęły szturmem zdobywać rynek (np transportowy) to błyskawicznie zaczęto nam rzucać kłody pod nogi

Jak ośmielamy się mieć własne zdanie w kwestiach geopolitycznych, tworzyć własne koalicje, wzmacniać armię i sojusze polityczno – militarne, automatycznie stajemy się krajem niedemokratycznym i łamiącym standardy unijne.

Pamiętajmy, że ilekroć naszej historii wspominamy takie kraje jak Francja, Niemcy, Rosja – zawsze bliskie związki z tymi krajami kończyły się dla Polski tragicznie, chyba, że prowadziliśmy z nimi grę z pozycji siły jako strona mocniejsza. Może wielu z was nigdy nie uczyło się, jak za czasów saskich Prusy podkopywały pozycję Polski zalewając nasz kraj podrabianym pieniądzem, aby zniszczyć dobrą renomę, jaką miał nasz kraj w handlu między wschodem a zachodem Europy.

Dla mnie „wstanie z kolan” to nie jest tylko „ośmieszający gest”. To jest pewien etap, który musimy przejść. To, co z powodzeniem udało się w roku 1918, gdy Polska z roli nieistniejącego kraju stała się jednym z głównych rozgrywających i na miarę swoich możliwości zbudowała od zera dość sprawnie działające państwo, dzieje się i teraz.

Wykorzystanie pieniędzy swoich wrogów do zbudowania własnej siły to nie żaden wstyd, to majstersztyk polityki. Dlaczego pod dyktando Unii mamy budować coś, co nie jest nam potrzebne ? Do tej pory tak właśnie było , ale powoli się zmienia.
Dla mnie 15 lat członkostwa, to co najmniej 10 lat zmarnowanych. Mam nadzieję, że to się zmieni.

33
25

Witia na kocie jedzie!

 

No i stało się. Przewodniczący rady powiatu Witia Boruczenko znalazł w końcu miłość swojego życia, przynajmniej na razie, na tak długo, jak mu się to będzie opłacać. A szukał jej długo, wytrwale i już od młodych lat. Zaczynał jeszcze jako nastolatek w ZSMP, gdzie z ramienia Frontu Jedności Narodu jako młodzieżowiec, został radnym Gminnej Rady Narodowej w Łopienniku. A za demokracji to już mu samo poleciało. Był radnym gminnym, przewodniczącym rady gminy, kandydował na wójta, zdobywając kilkanaście procent głosów. W międzyczasie próbował swych sił do powiatu z mizernym skutkiem: z PSL, SLD oferowało mu dopiero czwórkę, więc zrezygnował. W 2014 r. ubiegał się o mandat z PO, równie z podobnym skutkiem.

Jak ślepej kurze ziarno trafiło mu się w dopiero tych wyborach. Zupełnie przypadkowo. Otóż PZK szukało kogoś na swoją listę. Chytre Łopieńczaki doradziły mu właśnie Witię i Józia Kowalika, wcześniejszego radnego z PSL, którego Szpak się wyrzekł. A wszystko po to, by rozbić lewicowo-peeselowskie głosy. Zależało im na wycięciu ustępującego wójta Jasia Kuchty, który kandydując do rady z PSL czuł się już pewniakiem, ba, wicestarostą. Strategiczna operacja się udała, Jasio nie tylko się skompromitował, bo dostał tylko 288 głosów, ale i przepadł peeselowski mandacik. Nie wszedł Jasio, ale psim swędem dostał się Witia, czego łopieńczaki już nie zakładały. I słusznie myślały, bo Witia dostał jedynie 279 głosów, a Józio 243 – zaraz po Marku Nowosadzkim byli to rekordziści w powiecie z PZK, na medalowych miejscach. A łącznie było to aż 522 głosy na PZK! A potem znowu mu się trafiło i to jak! PiS zrobiło go przewodniczącym rady powiatu, jakby nikogo nie miało od siebie. Może nie miało, bo przeważali słabi kandydaci. Łopieńczaki jeszcze raz za swoje rozczochrane głowy się złapały. Ale wróćmy do miłosnych tematów.

Zaawansowanie uczuciowe naszego łopieńskiego polityka bardzo poważnie wygląda! Widać pierścionek już dał, klękając na jedno kolano, wcześniej naobiecywał i chyba oświadczyny zostały przyjęte. Już kaban na weselisko czuje obuch siekiery, a i wódka w lodówce i oranżada w piwnicy stoi i czeka. Ta miłość PiS się nazywa. Oniemieć można, gdy zobaczy się znajomą buźkę Witii na fociach z sobotniej konwencji PiS w Lublinie. To się mu poszczęściło! Niemal jak Monice Jaruzelskiej, co to ostatnio znalazła miłość swojego życia, tylko że we Francji i pośród tamtejszej arystokracji. PiS „poszerza bazę” jak nic, aż przyzwoici ludzie o prawicowych poglądach za łby się łapią . Takim oto prostym, w sumie chałupniczym sposobem Boruczenko stał się żarliwym patriotą i „dobrozmianowcem”. Jak wytłumaczyć to nawrócenie? Boruczenko zdobył niespełna 280 głosów, a pnie się w karierze, jak strażak po drabinie na zawodach – którym zresztą jest! Kultowy dialog z „Samych Swoich”:

Kaźmirz! Patrzaj no! Witia wierzchem jedzie!

Ni może być! Na kocie?!

W obecnej chwili szczególnie w Łopienniku, ale chyba i w całym powiecie jest prawdziwy. Aż do bólu. Witia jedzie na kocie i to nie na byle jakim, bo Prezesowym. Szkoda, bo to wszystko może bardzo źle się skończyć, ale to będzie jeszcze nie teraz. Dopiero wtedy, gdy PSL z koalicją wygrają wybory i do władzy wrócą. Szpak na to bardzo liczy, by wrócić.

Dostał Nowosadzki nóż w plecy od Witii zaraz po wyborach? Dostał. To czemu by i PiS miał nie dostać, znając zamiłowanie do kariery Witii i jego wcześniejsze poglądy, a przede wszystkim życiorys. Posłance Hałas ten nóż przejdzie na wylot i to ze sporym zapasem. Nóż wszak już ma wolne, bo Wicio wyjął go z pleców Pana Marka i przezornie schował do kieszeni. Zmienią się polityczne wiatry, to i Witia zmieni swoją optykę i z żarliwego patrioty stanie się żarliwym ludowcem. Tym bardziej, że w wyborach na wójta w Łopienniku gorliwie pomagał Arturowi Sawie, tak gromko popieranym na słynnych dożynkach w Łopienniku przez samego Szpaka i Kuchtę, zresztą z nim blisko spowinowaconym – żonami.

Póki co wszyscy są zauroczeni, bo Witek czaruje jak Harry Potter.Zna odpowiedzi na wszystkie pytania. (Do tej pory taką wiedzę miał tylko Tadeusz Sznuk prowadzący teleturniej „Jeden z Dziesięciu”, bo dzierżył kartki z odpowiedziami) Nie próbuje w żaden sposób rozliczać Szpaka, a jest wszak za co. Jest bardzo ugodowy i koncyliacyjny. Toż furtki na Szpakową stronę gwoźdźmi nie zabije, a wręcz tą ugodowością smaruje zawiasy, by te nie skrzypiały, jak czmychał do niego będzie. Myśli naiwny PiS, że zrobił interes życia i transfer prawie taki, jak AC Milan na zakupie Krzysztofa Piątka z FC Genoa. Owszem, Witia też „el Pistolero”, tylko taki chałupniczy i domorosły. Ale umie strzelać – w plecy. Ale co tam, zachwytom nie ma końca, jeśli jakiś seksuolog chce szukać tego osławionego punktu „G”, powinien szukać go w lokalnym PiS. Taka tam ekstaza… Dowody z tej miłości Pani poseł umieściła na swoim fejsbuku. Są nimi zdjęcia z konferencji PiS w Lublinie z udziałem Kaczyńskiego i Morawieckiego oraz rzeczonego Witii ps. „Dobra Zmiana”.

Do Lublina go wieźli prawie jak święconkę do kościoła w Wielką Sobotę. Tylko on się tym do tej pory na swoim fejsiku nie pochwalił, a chwali się tam byle czym. Ha! Przed Szpakiem nową miłość skrzętnie ukrywa. Wesołych Świąt wszystkim życzę! A koty osobiście też bardzo lubię.

Piotr Ślusarczyk

40
13

Szkoły bez polityki!

 

Przed chwilą trafił do nas tekst komentarza od autora podpisującego się „aaa”. Ze względu na jego bardzo rzeczowe, wyważone i bardzo analityczne podejście do naszego systemu oświaty zamieszczamy go jako tekst wiodący. Prosimy o równie rzeczowe komentarze do niego, tym bardziej, że podniósł on wysoko poprzeczkę nad tak nośnym i jakże ważnym tematem – chodzi o przyszłość naszych dzieci. Jeśli autor pracuje w szkole, jest nauczycielem wysokich lotów. Chapeau bas! Szczególnie za obywatelskie podejście i cenną, chłodną analizę. Takich nauczycieli cenimy i szanujemy za tzw. ethos jako symbol dawnej inteligencji ze sznytem lat minionych. Zapraszamy podobnych autorów do jeszcze częstszej współpracy w redagowaniu naszej strony. Będziemy zaszczyceni.

Piotr Ślusarczyk

 

Gdy w ubiegłym roku Policja przeprowadziła akcję chorobową a urzędnicy KAS zagrozili strajkiem włoskim, to pieniądze dla nich znalazły się od ręki. O ile podwyżki dla Policji znalazły w społeczeństwie zrozumienie, o tyle z KAS był problem na tyle poważny, że poszczególni naczelnicy dostali prikaz z góry, aby rozluźnić trochę pęta wobec obywateli i poczynić wszelkie działania, aby obraz skarbówki w społeczeństwie nieco ocieplić, bo po podwyżkach ze strony obywateli zaczęły się sypać gromy, porównania do nierobów itp, którzy tylko cisną obywateli i doją podatki. Wstrzymano też dalsze podwyżki. Identyczna sytuacja jest w innych branżach administracyjnych.

Kiedyś Lenin napisał, że nie da się wyrugować inteligencji, klasy średniej samą brutalną siłą, ale biorąc pod uwagę, że większość z nich w państwie pracuje w szeroko rozumianej administracji publicznej, to można ich pokonać w inny sposób. Jeśli będą niedoceniani, słabo opłacani, to staną się podatni na korupcję i wpływy, aby chociaż trochę polepszyć swój status. Wówczas ich poważanie w społeczeństwie znacząco spadnie, a opinie głoszone przestaną się liczyć . Dokładnie od 1989 roku co i rusz widać , ze ta komunistyczna idea nie umarła i kolejne grupy pokazują, jak bardzo upadły. Zacznę od dziennikarzy, którzy w pogoni za groszem napiszą wszystko, co im się każe, dalej sędziowie, adwokaci, księża-biznesmeni. Teraz padło na nauczycieli. Nie jest mi ich szkoda, bo w imię walki polsko-polskiej nigdy nie byli się w stanie zorganizować, tylko szczuli sami na siebie. A teraz dali zmieszać z błotem jako „komuchy, PO-wcy itp”.

Najśmieszniejsze jest to, że społeczeństwo dostało rozdwojenia jaźni. Z jednej strony rozumie , że nauczyciele słusznie domagają się podwyżek oraz zmian programowych w szkolnictwie. Z drugiej strony, plucie jadem w publicznej telewizji spowodowało, że ani forma protestu, ani jego przedstawiciele nie są przez społeczeństwo akceptowani. Jeśli szkołą, zgodnie z pewnymi ogólnymi założeniami, ma wychowywać przyszłych obywateli, to przepis na to jest dość prosty, potrzebne sa cztery rzeczy – dobry program, pieniądze, pieniądze i jeszcze raz pieniądze.

Szkolnictwo podstawowe i średnie wepchnięto w łapy samorządów, gdzie rządzi od lat kumoterstwo, prywata i lokalne układziki. Nie da się realizować reformy oświaty, jej przystosowania do realiów rynku pracy , gdy szkołami rzadza lokalni kacykowie, którzy mają albo ograniczoną wyobraźnię, albo wcale jej nie mają, albo rządzą nimi pewne niezdrowe ogólnie sentymenty. Tu ważne jest spojrzenie w przyszłość na 10-20-30 lat, a nie „do kolejnych wyborów” a po nas to choćby i potop. Jeśli dyrektorem w liceum zostaje osoba po linii partyjnej, która nie tylko nie ma pojęcia o nauczaniu, ale również o zarządzaniu szkołą i współpracy z ludźmi, to proszę się nie dziwić, że LO z wieloletnimi tradycjami można pod względem poziomu położyć w 4 lata na łopatki. Przecież ludzie to widzą, jak postępuje upadek. Pójdą tam, gdzie poziom jest lepszy i dobór kadry bardziej merytoryczny. W ten sposób z powiatu ubywa coraz więcej młodzieży a i ci z sąsiednich też się nie garną. Pamiętam czasy, gdy na dworcu PKS w Krasnymstawie stały setki uczniów w oczekiwaniu na autobus. Założę się, że dziś , nawet uwzględniając niż demograficzny, co najmniej z połowa potencjalnych uczniów uczęszcza do szkół poza powiatem. To z kolei odbija się na finansach, ba za uczniem idzie subwencja. Im mniej uczniów , tym mniej kasy na utrzymanie szkół. Marne pensje dla nauczycieli i obcinanie dodatków. Ci lepsi, z ambicjami – odchodzą. Do innych szkół albo całkiem, z zawodu. Koło się zamyka. Im słabszy poziom kształcenia, tym mniej chętnych i tak dalej i tak dalej.

Widać, że przyczyną kłopotów nauczycieli i ich strajku jest polityka. Ta duża, i ta lokalna. Ten węzeł gordyjski da się rozwikłać , wybierając na dyrektorów szkół ludzi merytorycznie dobrych, a nie po linii partyjnej. Marny, ale „swój”. Nauczyciele sa w stanie wiele ścierpieć, mając za plecami murem dobrego dyrektora i jego poparcie. Jak mówi stare przysłowie: stado baranów pod wodzą lwa jest więcej warte, niż stado lwów pod wodzą barana. I coś w tym jest. Patrząc na wybory dokonywane przez nową władzę w naszym powiecie, na razie nie mam pewności, że nie będzie powielać przykrych błędów poprzedniej ekipy, kierując się interesem własnych „elit” zamiast dobrem ogółu. Obym nie miał racji.

41
5

NAUCZYCIELE ZE SZTACHETĄ

Żenada w polskich szkołach jest skutkiem nałożenia się różnych działań i różnych emocji, ale bezpośrednimi sprawcami kłopotów tegorocznych maturzystów i gimnazjalistów są policjanci. Ponieważ w dzisiejszym jazgocie życia publicznego nikt już nie pamięta niczego, co było dawniej niż przedwczoraj, na wszelki wypadek przypomnę: policjanci tuż przed obchodami stulecia odzyskania niepodległości, dzięki wybraniu właściwego momentu zdołali skutecznie chwycić rząd za gardło, przydusić i wydusić podwyżki. Trwała wtedy niepewność co do Marszu Niepodległości i wojna nerwów podkręcana przez „totalną opozycję” oraz jej media, wręcz otwarcie zanoszących modły do Tego, w którego nie wierzą, żeby doszło do jakichś „faszystowskich” ekscesów i zamieszek. Gdy w takiej sytuacji policjanci masowo zaczęli się przenosić na lewe zwolnienia lekarskie, rząd pękł, sypnął kasą – i ofiary epidemii „psiej grypy” cudownie z dnia na dzień ozdrowiały.

Był to wzorcowy sukces, budujący etos – jak swego czasu pozwoliłem sobie to nazwać – „Polski samoobronnej”. Chodzi o sposób myślenia o państwie i wpisanej do jego konstytucji zasadzie „sprawiedliwości społecznej”, tkwiący korzeniami w mentalności pańszczyźnianych fornali. Opisałem swego czasu tę mentalność jako „polactwo” w książce pod takim właśnie tytułem (wciąż do nabycia, bo też po kilkunastu latach nic nie straciła na aktualności); w skrócie, można oddać go słowami poety Brylla: trzeba „swoje ucapić!”. Policjanci akcję „ucapiania” wykonali wzorcowo: wybrali odpowiedni moment, przydusili z całą bezwzględnością, czniając ewentualne konsekwencje dla państwa czy „porządku publicznego”, i wydusili.

Nauczyciele, grożąc sparaliżowaniem egzaminów, a teraz, gdy egzaminy mimo wszystko się udały, pozbawieniem uczniów promocji, niedopuszczaniem ich do matury, niewypisywaniem świadectw etc. mieli nadzieję ten numer powtórzyć. Zwłaszcza od chwili, gdy PiS ogłosił swoją „piątkę Kaczyńskiego”. To był sygnał: władza rozdaje kasę, jak nie „ucapimy” teraz, rozda wszystko innym. W wypowiedziach związkowców i strajkujących, jeśli otrząsnąć je z propagandowych frazesów, jest to stały wątek: to jest ten moment, jak nie teraz, to dopiero za kilka lat.

Tego rodzaju emocje, nawet najsilniejsze, same w sobie jednak jeszcze do strajku na tę skalę nie wystarczały. Trzeba je organizować – na tym zresztą zasadza się „sprawiedliwość społeczna”, czyli ten swoisty darwinizm państwa socjalistycznego, na mocy którego redystrybuowane przez władzę pieniądze trafiają… nie, bynajmniej nie do „najbardziej potrzebujących”, tylko do tzw. „silnych branż”. A silne są te, które mają tzw. przełożenie na politykę i są w stanie narobić władzy kłopotów.

Tyle, że organizujący środowiskowe „ucapianie” Związek Nauczycielstwa Platformy Obywatelskiej (bo prób wmawiania, że p. Broniarz i jego kompania są apolityczni nie da się traktować poważnie) miał jeszcze inne wyrachowanie. Narastającą wśród nauczycieli gotowość „upomnienia się o swoje” postanowił połączyć z politycznymi interesami „totalnej opozycji”, która od dawna już próbuje „wyłączyć państwo PiS” w drodze serii buntów „branżowych”.

ZNPO, strasząc zablokowaniem egzaminów (strajkujące nauczycielstwo do szału doprowadza używana przez władze fraza, że „wzięli uczniów na zakładników”, ale ta wściekłość wynika z faktu, że tak właśnie zrobili i nie da się temu w uczciwy sposób zaprzeczyć), postawiło więc celowo warunki zaporowe, nie do spełnienia. Tysiąc złotych na głowę do podstawy wynagrodzenia (od której naliczane są procentowo dodatki – czyli tak naprawdę ok 1500 pln dla każdego z ok. 700 tysięcy „gogów”), i to z wyrównaniem od stycznia 2019, daje kwotę, która położyłaby każdy budżet.

Wydawało się to inspiratorom całej akcji bardzo sprytną pułapką na rząd. Kiedy PiS, chwycony za gardło perspektywą zablokowania całych kilku roczników, wypłaci horrendalne podwyżki – musi ruszyć oczekiwana od trzech lat lawina. Wszyscy się, słysząc o tym, wściekną, podobnie jak wściekli się nauczyciele słysząc o „trzynastkach” dla emerytów (dlatego właśnie żądania ZNPO musiały być tak spektakularnie wyśrubowane a negocjatorzy tak nieustępliwi). Do „ucapiania” ruszą kolejarze, lekarze, strażacy, urzędnicy pośrednictwa pracy i kto żyw w ogóle, i nastanie ogólny chaos i bezhołowie. Gdyby zaś rząd nie zapłacił – paraliż edukacji i niemożność długotrwałego łączenia pracy z zajmowaniem się nagle puszczonymi samopas dziećmi wywoła wściekłość (z jakichś powodów opozycja uroiła sobie, że ta wściekłość musi się obrócić przeciwko władzy, a nigdy przeciwko strajkującym) i skutkiem też będzie chaos tudzież ogólne bezhołowie.

Czyli to właśnie, czego opozycja wygląda tęsknie odkąd stała się opozycją, a już teraz, przed wyborami – szczególnie usilnie.

Cóż, zwykle w życiu bywa tak, że gdy się chce złapać dwie sroki za ogony jednocześnie, nie łapie się żadnej. Ku ogólnemu zaskoczeniu rząd zdołał przeprowadzić egzaminy, i to kompletnie rozbiło założony scenariusz. Co więcej, RiO orzekła (nie powinno to być zaskoczeniem, wystarczyło zapoznać się z przepisami), że za czas strajku samorządom nie wolno wypłacać nauczycielom wynagrodzenia, choćby nawet chciały. Rozpaczliwe tworzenie przez ZNPO „funduszu strajkowego” dopiero teraz, cztery dni po rozpoczęciu „bezterminowej” akcji (takie rzeczy robi się znacznie wcześniej) samo w sobie jest dowodem, jak bardzo z tym protestem „nie pykło”.

To, co wydawało się atutem planu – fakt, że generalnie środowiska nauczycielskie są „na lewo”, i można było się spodziewać ich masowego poparcia – okazało się mieć i drugą, niekorzystną dla planu stronę. Strajkujące panie, które na okoliczność „walki z państwem PiS” powyciągały czarne kiecki z aborcyjnych protestów, wyśpiewujące po internetach jakieś improwizowane strajkowe pieśni (moim faworytem jest ta z refrenem „już czas karczować ciemnogrodu las” – proste piękno poetyckiej metafory połączone z głębią przekazu), a przede wszystkim wybuch agresji wobec „pisowskich łamistrajków”, szczególnie katechetów i w ogóle księży, zawsze przez czarne lewactwo znienawidzonych, jakieś „szpalery hańby”, wdzieranie się z wrzaskiem na szkolenia dla egzaminatorów, przeszkadzanie uczniom w pisaniu egzaminów puszczaniem im z głośników krowich poryków  – wszystko to dzień po dniu skutecznie demoluje wizerunek nie tylko „walki o godność zawodu i lepszą szkołę”, ale i nauczycielstwa jako grupy zawodowej.

Tym bardziej, że największa agresja zwróciła się przeciwko uczniom. Nie udało się zablokować egzaminów? To zablokujemy wam świadectwa. Nie dopuścimy do matur! Powpisujemy wszystkim dwóje! Od razu z pomocą w potęgowaniu chaosu ruszył „apolityczny” rzecznik Bodnar, zapowiadając, że podważy legalność odbytych egzaminów gimnazjalnych. PiS dodał swoje, iście ostachowiczowskim „kopnięciem w klatkę z małpą”, jakim było ogłoszenie tuż przed wyznaczonym terminem strajku, że będzie walczył o zrównanie unijnych dopłat dla hodowców do poziomu zachodnioeuropejskiego. Można było być pewnym (i moim zdaniem tak założono) że media PO dla judzenia nauczycieli zrobią z tego mem „PiS daje 500+ na krowy, a nauczycielom skąpi!” i wykorzystają do judzenia, czego skutkiem ubocznym będzie kolejna fala „inteligenckiego” hejtu na „wiochę”, popychającego kluczowy w nadchodzących wyborach elektorat postpeeselowski ku PiS.

Łatwo wierzę tym, którzy piszą w necie „w mojej szkole podział jest prosty – ci, co głosowali na PO i SLD strajkują, ci co na PiS – nie”. Jedynym efektem nieudanego „strajku przeciwko PiS” (określenie prof. Jana Hartmana, który ogłosił ów strajk drugim Sierpniem’80) jest umocnienie i zaognienie nienawistnego, plemiennego podziału w kolejnej grupie zawodowej i kolejnej części Polski.

Nie wyczerpuje to negatywnych skutków niezakończonej jeszcze sprawy. Tygodnik „Polityka” wrzucił na okładkę tyradę Adasia Miauczyńskiego z „Dnia Świra”, archetypicznego dla III RP inteligenckiego frustrata-nieudacznika. Chyba redaktorzy zachowali się instynktownie i równie bez chwili pomyślenia, jak nauczyciele. Kto zna film wie przecież, że finałem tej pełnej bezsilnych bluzgów tyrady jest apostrofa: „czemu nie jestem chamem ze sztachetą! Ktoś by się ze mną liczył!”.

Otóż nauczyciele osiągnęli teraz właśnie tyle, że w oczach ludzi zrównali się z „chamem ze sztachetą”. Potraktowali uczniów dokładnie tak samo, jak samoobronni chłopi wypędzane pod rządowymi gmachami tuczniki czy wysypywane na ulicę jabłka. Pewien niewymierny, ale kluczowy kapitał, jakim były związany z nauczycielskim zawodem – z powołaniem, teoretycznie – etos oraz należny mu szacunek, po tych „szpalerach hańby” i blokowaniu „bachorom” promocji definitywnie i nieodwołanie poszły się czochrać.

A „kasy” za tę cenę wielkiej i tak nauczyciele nie wyduszą, bo sztacheta, którą wymachują, okazała się marna i dla rządzących niezbyt groźna.

Mądry rząd skorzystałby z tej okazji, żeby wreszcie rozpirzyć feudalny system polskiej oświaty, posłać w diabły „kartę nauczyciela” wraz z płacową urawnirowką i zacząć budować lepszy system, oparty na konkurencji między szkołami i większej kontroli rodziców. Ale co tam marzyć w postkolonialnej, plemiennej Polsce o „mądrym rządzie”… Pozostaje tyle, że jak dotąd nikt nigdy w dziejach „urzeczywistniającej zasady sprawiedliwości społecznej” III RP na proteście, choćby najgłupszym i najbardziej bezprawnym, nie stracił – to nie USA, gdzie zdarzało się całym centralom związkowym bankrutować wskutek zasądzonych odszkodowań za skutki strajków. A ten wypadek może być pierwszym wyjątkiem w związkowym sobiepaństwie i bezkarności.

PS. Last but not least, ponawiam apel do p. Broniarza  i jego podwładnych, żeby zrezygnowali ze swych wiązkowych kwietniowych pensji w takim samym procencie, o jaki pomniejszone będą zarobki nauczycieli, których podjudzili, i przeznaczyli te pieniądze na założony przez siebie „fundusz strajkowy”. Wypadałoby, naprawdę.

Czytaj więcej na https://fakty.interia.pl/opinie/ziemkiewicz/news-nauczyciele-ze-sztacheta,nId,2933676#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=chrome

19
29

Kwiatki z Janusza rabatki


 

Powoli, mozolnie idą zmiany w powiecie. W miarę upływu czasu wychodzą kwiatki ze szpakowego ogródka. Oj, trzeba się będzie naplewić… A jak sienniccy sygnatariusze nowy List spłodzą?

Gdzie najłatwiej podłożyć świnię? Zapewne w chlewni. Nowy zarząd powiatu ma nie lada problem. Jak donosi ubiegłotygodniowy „Super Tydzień”, powiat mógł w wyniku transakcji stracić kilkaset tysięcy złotych. Pies pogrzebany jest w mętnych okolicznościach sprzedaży dwóch działek.

Najpierw podział, potem sprzedaż

Pierwsza, pod starą chlewnią przy Zespole Szkół im. Bartosza Głowackiego (dawny rolniczak), druga leży tuż obok. Wcześniej stanowiły one geodezyjną całość, będąc jedną działką. Stąd zdziwienie obecnych władz: dlaczego i kto podzielił wspomniane, tym samym obniżając ich rynkową wartość? Nie trzeba chyba nikomu tłumaczyć, kto w 2017 r. był starostą. Takie właśnie ciekawostki co rusz napotyka Leńczuk, a z nim zarząd. Póki co panowie wertują dokumenty i szukają odpowiedzi na powyższe pytania. Wspomnieć należy, że szczęśliwym nabywcą atrakcyjnych nieruchomości został jegomość, który prywatnie jest szwagrem Pani Marii Kiliańskiej, radnej gminy Siennica Różana i sygnatariuszki Listu do Ziobry, co to go Szpak, Proskura i Banach wysmarowali. Ów jegomość zaś jest już w poważnym wieku, wcześniej był prezesem GS-u w Łopienniku i w Siennicy Różanej. Jak wiemy, za PRL-u GS-ami zarządzała partyjna nomenklatura, próbując udowodnić wyższość spółdzielczości socjalistycznej nad prywatną własnością. Z jakim skutkiem? Do tej pory budy po tym GS-ie straszą przejezdnych . Ten jegomość jednak – jak widać – zmądrzał na stare lata i przekonał się do prywatnej własności. Swojej.

Być może na kanwie tego całego zajścia z chlewnią w tle po korytarzach starostwa rozeszła się pogłoska o wizycie CBA. Jednak, jak wynika z odpowiedzi starosty Leńczuka, obecny zarząd bada sprawę i wcale nie jest wykluczone, że poinformuje w najbliższym czasie organy ścigania.

Mniej dyrektorów

To nie koniec ciekawostek. Na początku kwietnia ze stołkiem dyrektora Wydziału Geodezji w starostwie pożegnał się Marcin Dziewulski. Barwna to postać, niemalże jak witraż francuskiej katedry. Być może przyczyną był brak zaufania? I tak oto odszedł kolejny wierny zausznik Szpaka. Jeśli ktoś powie, że nic się w tym powiecie nie zmienia, będzie w błędzie. Nawet w Powiatowym Urzędzie Pracy likwidacji ulega stanowisko zastępcy dyrektora. Jak wiadomo, wielkoduszny Szpak swego czasu przygarnął Andrzeja Jakubca z lubelskiej, powyborczej tułaczki. W związku z tym, że Polska to bogaty kraj, a szczególnie nasz powiat, powołał go na zastępcę dyr. Janusza Rzepki. Widać Leńczuk doszedł do wniosku, że zastępca nie jest potrzebny i zlikwidował to dyrektorskie stanowisko. Oczywiście finansowo Jakubiec nie straci, gdyż jest w okresie chronionym. Można wywnioskować że Leńczuk tą decyzją wybiega w przyszłość, by nie powielać Szpaczych absurdów.

Podobnie było w Powiatowym Centrum Pomocy Rodzinie, gdzie Papa Januszek Żyśkę zastępcą zrobił, a Leńczuk stanowisko zlikwidował… Takie to wychodzą kwiatki po umiłowanym przez Lud Szpaku i zapewne  nie będzie to koniec zmian. Tymczasem Szpak-ormowiec pisze listy do Ziobry, z czego rechocą już nawet dzieci w przedszkolu, a starsi peeselowcy łapią się za głowy. Marzy o powrocie, wielkie nadzieje wiąże z jesiennymi wyborami, bo gdyby PiS odsunięto od władzy, tu w powiecie zmianie ulegnie wszystko, co jest przedłużeniem rządu w terenie. Policja, KRUS… Z Sanepidem jest ciut inaczej, bo obecnie włada w nim Pani która jest synową sołtysa Brzyszki z Rudki – kolejnego sygnatariusza sławetnej gramoty do Ministra Ziobry. Nie ma co ukrywać, że ta Pani bardzo odpowiadała poprzedniej, peeselowskiej władzy, a wręcz zabiegano, by akurat ona objęła schedę po udającej się na emeryturę dyr. Niewiadomskiej. Ot, zrobił sołtys polityczną przysługę swojej synowej, przypominając jej polityczny rodowód.

Znowu List napiszą?

Na zakończenie wypada podsumować ten jakże ciekawy ciąg wydarzeń. Leńczuk, wątpiąc w uczciwość i mając czelność „być zaskoczonym” sprawą szczególnie działek, naraża się na to, że Szpak może znów napisać List-skargę. Wcześniej na mnie, teraz na niego, a co?! Ci sami sygnatariusze z Siennicy stoją za nim murem – wszystko podpiszą, co im podsunie, nawet na byczej skórze. Że się z nich potem ludzie w kułak recholą, tego nie są już świadomi. Albowiem jest to nic innego jak „zaburzenie więzów społecznych oraz zaufania do samorządu i organów państwa”. Powyższy fragment pochodzi ze słynnej złotej gramoty do Ziobry. Wątpienie w geniusz i krystaliczną uczciwość Szpaka to zbrodnia, bo czymże innym może być? Toć Szpakowi ORMO ufało aż przez 12 lat i jak by nie ten 1989 rok, to by może i adiutantem Kiszczaka został..? Mundur już miał, co z tego że niebieski – jeszcze lepszy. I na pałowanie jaki ekwipunek?!

A sienniccy sygnatariusze ufają mu jeszcze bardziej niż wspomniana organizacja. Już garbują skórę z byka na epistołę przeciwko nowemu staroście. Mundur w kolorze blue też jeszcze w szafie do szczętu nie sparciał.

42
41