Lp | Miejscowość | Miejsce | Data | Godzina |
1 | Siennica Królewska Duża | Remiza OSP | 11.02.2019 r. | 17.00 |
2 | Zagroda | Świetlica wiejska | 12.02.2019 r. | 17.00 |
3 | Siennica Różana | Świetlica wiejska | 13.02.2019 r. | 17.00 |
4 | Boruń | Świetlica wiejska | 14.02.2019 r. | 10.00 |
5 | Stójło | Świetlica wiejska | 14.02.2019 r. | 14.00 |
6 | Rudka | Świetlica wiejska | 18.02.2019 r. | 17.00 |
7 | Wola Siennicka | Remiza OSP | 19.02.2019 r. | 17.00 |
8 | Kozieniec | Świetlica wiejska | 20.02.2019 r. | 16.00 |
9 | Żdżanne | Remiza OSP | 21.02.2019 r. | 17.00 |
10 | Siennica Królewska Mała | Świetlica wiejska | 25.02.2019 r. | 17.00 |
11 | Wierzchowiny | Remiza OSP | 28.02.2019 r. | 17.00 |
12 | Baraki | Świetlica wiejska | 01.03.2019 r. | 10.00 |
13 | Maciejów | Świetlica wiejska | 04.03.2019 r. | 17.00 |
14 | Zwierzyniec |
Kategoria: Uncategorized
Koniec Bizancjum
Dawno, dawno temu w odległej galaktyce…, choć to znacznie bliżej było, bo w powiecie krasnostawskim. Imperator przegrał wybory i skończyła się tym samym pewna epoka. Nieważne, że patrząc z perspektywy czasu i jej spuścizny, nie powinna się ona w ogóle zacząć. Albowiem Imperator-satrapa nie miał zielonego pojęcia o gospodarce i ekonomii. Potrafił za to, i to po mistrzowsku, wykorzystywać administrację samorządową do robienia polityki ze szkodą dla całego powiatu. I tak przez 16 lat…
Wpoił wielu swoim pomazańcom „chodzenie na skróty” i doprowadził do tego, iż szczególnie ostatnie 4 lata były okresem rozkładu i bezwolnego gnicia. Wszak cały Zarząd Dróg Powiatowych jest niczym innym tylko udzielnym księstwem wykrojonym bez jakiegokolwiek rozsądnego uzasadnienia dla dyr. Banacha. Czym się Szpak kierował? Możliwe, że znał „Czarnego Piotrusia” i jego chorobliwe ambicje, w efekcie czego musiał mu coś dać. Lecz obsadzenie w roli kierownika jakiegoś referatu w starostwie byłoby zbyt ryzykowne. Po prostu Banach w jednym miejscu, blisko Szpaka to zbyt duże wyzwanie dla zdrowia tego drugiego oraz stabilności konstrukcji samego budynku. Tak więc wyekspediowanie Banacha na Borową było idealnym rozwiązaniem. Bo jest, blisko ale nie za blisko i ma swoje zabawki a jego „ego” może wreszcie swobodnie rozpychać się w budynku ZDP… W innych powiatach takiej efemerydy nie ma, bo po co komu taki twór, który tylko organizuje przetargi na budowę dróg a z ich utrzymaniem sobie nie radzi? Gdzie dyrektor jest arogancki, niedouczony i opryskliwy?Nowi włodarze muszą się z tym „wyasfaltowanym bagnem” zmierzyć.
Z kolei w oświatowym zakątku imperium są takie praktyki, że dyrektor szanującego się liceum jest jednocześnie szefem miejsko-gminnych struktur PSL. I nawet w tym wypadku zastosowanie złotej, szpakowej zasady, że co niezabronione to dozwolone – jest mało przekonywujące.
Z tego, co widać i słychać, już zaczynają wcielać w życie swoje wizje i pomysły, które są dość ciekawe i mogą zwiastować jakże oczekiwany przez tutejszy lud „Koniec powiatowego Bizancjum”. To nic innego, jak synonim biurokratycznego rozpasania, tak jak w ostatnich miesiącach drugiej kadencji prezydenckiej Kwaśniewskiego.
Co rusz starosta Leńczuk spotyka się z ciekawymi zjawiskami. A to się okazuje, że ta pani z drugiego piętra jest matką tej pani z pierwszego piętra starostwa… Jest takich sytuacji bez liku. Problem pozostał i nasi włodarze będą musieli się z tą pamiątką po „Januszowym Bizancjum” zmierzyć.
Koniec przywilejów władzy
Póki co Leńczuk z Nowosadzkim na pierwszy ogień wzięli ograniczenie przywilejów władzy. Ofiarą padły auta służbowe. Słynny czarny „Januszowóz” marki Peugeot, który codziennie przemykał z Siennicy po ulicach i drogach powiatu poszedł w odstawkę. Nie uświadczysz jego widoku na podjeździe starostwa, stoi w garażu i używany jest tylko do dalszych eskapad. Panowie używają własnych aut, bo przecież mają prawa jazdy. Nawet na Koncert Noworoczny do Siennicy Różanej przyjechali autem starosty. W takich okolicznościach z funkcją osobistego kierowcy Szpaka pożegnać się musiał jowialny Lecho Szkałuba. Barwna z niego postać, jak łowicka zapaska, bo swego czasu był z niego powiernik, boodyguard i trzeci wicestarosta. Odgrywał rolę niemalże taką, jak kiedyś powiernik Mietek Wachowski przy Wałęsie. Często można było go spotkać na schodach przed gabinetem swojego mocodawcy, jak taksował spojrzeniem petentów, zagadywał. Nie pozbyto się Szkałuby ot tak, gdyż byłoby to nie humanitarne. Zesłano go na Daleki Wschód, czyli do DPS w Bończy, gdzie powiat się kończy, bo tam też może być kierowcą.
Miły, milszy… Banach!
Teraz jedyny czarny Peugeot, który jeździ i straszy to ten służbowy z ZDP. Tam jeszcze trwa Banach Piotr – najbardziej charakterystyczny relikt szpakowej epoki i symbol o takim wydźwięku, jak pomnik Lenina w Nowej Hucie. Lecz nad głową Piotrka zbierają się czarne chmury i być może to, że jest radnym w Siennicy Różanej i tym samym trudniej go zwolnić, może nie mieć żadnego znaczenia. Banach w tej chwili gra rolę swojego życia i gdyby chciał z tym performerem startować do Szkoły Teatralnej, Englert ze Stuhrem biliby mu brawo. A i Antony Hopkins na rozdaniu Oskarów posadziłby go koło siebie. Jednym słowem Piotrek gra dobrego. Wszystkich a szczególnie Leńczuka z Nowosadzkim chce przekonać, że dobry, miły i usłużny to był od zawsze. Jest na każde wezwanie i skinienie, polecenia wykonuje, jak wzorowy majordomus, a jest przy tym prędki, jak Usain Bolt. A to, że widziano go kiedyś innym – według niego – było zbiorowym złudzeniem optycznym, bo nigdy nie był arogancki oraz nigdy nie był oceanem ambicji. Jeśli już był jakimś zbiornikiem na ciecze, to najwyżej „Morskim Okiem” spokoju i wyrozumiałości.
Tylko, że duet starościński nie chce się nabrać i audyt w ZDP trwa. A jak wieść powiatowa niesie, Banach winien już chyba powoli sprzątać gabinet. Wszak pani Edyta z sekretariatu ZDP już znalazła w ostatnich dniach bezpieczną przystań u Proskury w Siennicy. Jak widać ewakuacja w pełni… Są i tacy w starostwie, którzy uważają, że patrzenie na tak usłużnego Banacha przynosi im ulgę i poprawia humor. Tylko czy wyborca PiS to zrozumie? I czy Banach to nerwowo wytrzyma, bo on ostatnio był na kolanach, jak szedł do Pierwszej Komunii. Choć gdyby PiS go chciał, to by nie odmówił, bo jest przecież z zawodu dyrektorem. A jego żona Regina w Szkole Podstawowej w Siennicy, której jest wicedyrektorem już wcieliła procedury ratunkowe. Ostatnio założyła związek zawodowy nauczycieli „Solidarność”. Nawet ci związani z PSL pytają wprost: kiedy wreszcie wyleci Banach?
Ślusarczyk Piotr
C D N…
Ile zarabiają sołtysi?
Sołtysi w Gminie Siennica Różana to specyficzna grupa z otoczenia wójta. Ostatnio zażądali podniesienia diet do wysokości 200 złotych, choć wcześniej ustalono na komisjach podwyżkę do kwoty 150 złotych. Pozostał po tym niesmak a wójt nie jest w tej sytuacji bez winy. Ich zarobki są jedynie tematem spekulacji i domniemań. Chcąc zerwać z wszechobecną barierą informacyjną publikujem ich kwoty z ostatnich 2 lat
By powiększyć tabele kliknij dwukrotnie
Słów kilka i refleksji o zaufaniu
Ja i za pewnie mieszkańcy Zażółkwi czujemy się bardzo rozgoryczeni i oszukani. Dlaczego?
Zaufaliśmy władzy. Uwierzyliśmy , że wspólnym wysiłkiem można osiągnąć wiele, że dobra wola i współpraca przynoszą pozytywne efekty. Przebudowano część ulicy Kłosowskiegoi Rońska, rozpoczęto przebudowę dalszego jej odcinka. Radość jest ogromna , gdy patrzy się na zachodzące zmiany, na to jak poprawia się bezpieczeństwo mieszkańców i użytkowników drogi wojewódzkiej nr 842. A co z mieszkańcami Zażółkwi? Obiecano nam, że w budżecie województwa lubelskiego na rok 2019 będą środki finansowe na realizację drugiego etapu, jeśli wójt złoży do końca sierpnia wniosek o przyjęciu tego zadania do realizacji. 12. lipca 2018 r. został złożony wniosek na całość inwestycji. I co? Okazało się że w projekcie budżetu Województwa Lubelskiego nie ma nawet wzmianki o Zażółkwi. Na nasze pismo otrzymaliśmy taką odpowiedz cytuję „Jednocześnie informuję, ze Gmina Krasnystaw nie złożyła wniosku w sprawie kontynuacji zadania w roku 2019.” Czyżby ten wniosek leżał zapomniany w czyjejś szufladzie? Wniosek składa się raz.
Więc o co chodzi?
Czy chodzi oto byśmy znowu oflagowali wieś? Wywiesili hasła żądające poprawy bezpieczeństwa na szosie? Żebyśmy zaczęli ‘maszerować” i pikietować? Zaczęli krzyczeć na całą Polskę ? Bo co, bo zmieniła się władza. Nie ma sprawy. Jeśli trzeba, to zrobimy to. Na razie zaczęliśmy pukać do różnych drzwi, szukać pomocy i wsparcia dla naszej sprawy. Najbardziej boli mnie to, że my szarzy obywatele tracimy zaufanie do władzy. Nie rzuca się słów na wiatr, nie rozbudza się się nadziei,a później zapomina się o danym słowie. Gdy zbliżają się wybory padają wielkie słowa, obietnice . Idziemy, stawiamy krzyżyk i wierzymy ,że wybraliśmy dobrze. A potem rozbijamy się o mur obojętności. Dobry gospodarz to ten , który dba o całe swoje gospodarstwo, o równomierny jego rozwój. Nie wiem jakimi kryteriami kieruje się „władza”rozdzielając środki finansowe.
Czy ważne jest skąd pochodzi dana osoba sprawująca władzę ? Z jakiego miasta, regionu? Budując dom nie wylewamy tylko fundamentów, ale buduje się i ściany, stawia dach. Nam wylano fundamenty, narobiono apetytu na piękny dom i zostawiono samych sobie, rozgoryczonych i oszukanych.
Pisząc te gorzkie słowa nie chodzi mi o wywołanie fali dyskusji na temat : która władza jest lepsza „ta” czy „tamta”. Chodzi mi o to by nie łamać ZASADY ZAUFANIA OBYWATELA DO WŁADZY. Łatwo jest coś zniszczyć, trudniej odbudować.
Ostateczna decyzja w sprawie budżetu Województwa Lubelskiego na 2019 r. zapadnie na sesji Sejmiku Województwa Lubelskiego 28 stycznia 2019 r.
Mieszkaniec.
Ludzie listy piszą
Napisał sam o sobie
Poniższy tekst pochodzi z ogólnodostępnej strony fejsbukowej której właścicielem jest Damian Dobosz. Być może opisane tu problemy są odpowiedzią na to co dzieje się obecnie. Możliwe, również, że interwencja lekarza która jest tu sugerowana byłaby najlepszym rozwiązaniem. I to nie jest złośliwość…
Dobo Roadtrip Źródło
Miniony rok 2016 był najcięższym w moim życiu. Z własnego wyboru doprowadziłem do niecodziennych sytuacji, która z czasem zaczęła mnie przerastać. Niczym nowotwór zaczęła mnie zżerać od środka. Nim bardziej starałem się znaleźć rozwiązanie… tym było gorzej. Gonitwa myśli, zadręczanie się, bezradność, które towarzyszyły mi każdego dnia. Doprowadziły do pojawienia się kolejnych problemów. Pojawiło się wiele sytuacji stresogennych, które chciałem jakoś odreagować. Życie zaczęło mnie przerastać, zaczęło się „odreagowywanie”. Byłem chyba na tyle słaby, że nie potrafiłem znaleźć jakiegokolwiek rozsądnego rozwiązania. Każde nowe napotkane rozczarowanie, kończyło się wyjściem na alko. W pewnym momencie nie potrzebowałem nawet znajomych. Siadałem sam przed komputerem, piłem i wychodziłem dalej pić. Bez znaczenia… ranek, południe czy noc. Było źle to się wychodziło, aby choć na kilka minut zapomnieć o problemach. W czasie „melanżowania” narobiłem trochę zamieszania u siebie w gminie. Kilka drobnych dewastacji… Kilka większych… Dwie sprawy w sądzie… Gdzie na temat każdej mógłby powstać oddzielny, obszerny artykuł. Przy okazji zawiodłem kilka bliskich mi osób. Stany jakie zaczęły mi doskwierać były… a raczej są nie do opisania. Ciągły stres doprowadził do regularnych koszmarów, nocnych krzyków, wachania nastroju, wielu innych prze**banych stanów. Uśmiech stał się kamuflażem, a radość złudzeniem. Pierwszy raz w moim 23 letnim życiu nie pojechałem z rodziną na Wigilię. Nie miałem ochoty z kimkolwiek dzielić się opłatkiem czy też składać życzeń. Siedziałem sam w domu, było mi z tym dobrze. Rozstrojenie psychiczne coraz bardziej zaczęło mnie męczyć. Pojawiły się najgorsze z możliwych myśli, które bardzo często powracają. Generalnie nie wiem czy mam pisać w czasie przeszłym czy w teraźniejszym… Żyje jedynie dla mojej mamy, którą kocham najbardziej na świecie oraz 2 innych bardzo bliskich mi osób… Momentami i to nie wystarcza… Mimo to walczę i staram się nie poddawać. Staram się wracać do treningów. Biegać, pływać, robić to co zawsze sprawiało mi najwięcej radości. Uprawiać sport… Jednak i to nie zawsze pomaga… Lekka depresja mogłaby być moim życzeniem noworocznym 😀 Po kilku wybrykach znajomi, rodzina czy nawet obcy… Zaczęli proponować pomoce psychologiczne. Twierdząc, że nie radze sobie w sytuacjach stresogennych. Hmm…. Po części mogli mieć nawet racje 😮 Dlaczego nie skorzystałem i nie mam zamiaru? Bo wszystkiego co rozgrywa się w mojej głowie jestem bardzo świadomy. Jeżeli sam sobie nie poradzę i wszystkiego nie poukładam, nikt mi nie pomoże. Bardzo doceniam chęci innych, ale jestem zbyt dumny człowiekiem… Nie zamierzam nigdzie się wybierać. W 2016 nie wykonałem ani 1 tripa. Duży wpływ na to miała moja „praca wakacyjna”. Z resztą… Chyba po prostu się usprawiedliwiam. Dlaczego wam o tym wszystkim opowiadam? Żebyście wiedzieli, że nie jestem wzorem do naśladowania i nikogo z was nie chciałbym oszukiwać. Większość z was ( około 300 osób). To osoby, które spotkałęm na tripach lub znajomi. Jako życzenie noworoczne prosiłbym o odlajkowanie mojego FP przez tych, którzy nie chcą się ze mną utożsamiać. Coby później nie było rozczarowań. Chcę, aby osoby, które zostaną były w pełni świadome jakim człowiekiem jestem. Aby były ze mną od początku do końca, bez względu na to jak się układa moje życie… W zamian mogę obiecać zaangażowanie i szczerość. Obiecać, że moja mama bez względu na to jakim byłem/jestem synem, jeszcze nie raz będzie ze mnie dumna. Wiem, że to czytasz mamo… Bardzo Ciebie kocham i nie chce żebyś katowała mnie w domu nawiązując do tego wpisu… Aby nie kończyć smutnawo w 2016 zostałem odznaczony na Gali Honorowego Dawcy za oddanie 6l Krwi. Jeden z niewielu moich sukcesów 2016. Kończąc pragnę dodać, iż bardzo wierzę w Boga. Wierzę w to, że wszystko co nas spotyka ma jakiś cel i sens. Dlatego, też życzę wam udanego roku 2017.
Story o niechcianym zięciu
To że wójta Proskurę popierają Ochotnicze Straże Pożarne i większość Kół Gospodyń Wiejskich oraz sławetny Uniwersytet Trzeciego Wieku wiadomo już od dawna. Ostatnio do grona popleczników dołączył Klub Piłkarski „Znicz” Wszystko to dzięki osobistemu zaangażowaniu Damiana Dobosza, jego wiceprezesa, którego ścieżka kariery jest osobliwa, bo zaczynał jako skazany na godziny prac społecznych w tutejszym UG. Potem wylądował jako wiceprezes Klubu podległego Wójtowi Proskurze i finansowanemu z publicznych funduszy. Tuż przed wyborami agitował na jego rzecz, umieszczając na profilu klubu apel z poparciem. Proskura nie widzi problemu w tym, że za pieniądze podatników robi sobie kampanię a motorem tej jest osoba karana, o skłonności do agresywnych zachowań oraz rozchwiana emocjonalnie. Oto relacja jego wybryków z Koncertu Noworocznego i tuż po nim.
Poszedłem sobie, bo mnie wójt sms-e zaprosił, a i ciekawość mnie zżerała, jak będzie wyglądał Opłatek Ludowy w tej nowej formule. Spóźniłem się o 24 minuty. Na korytarzu spotkałem Magdalenę Łozę z UG. Zapytałem ją, od kiedy trwa impreza? Odparła, że 18 minut. Była urzędniczo miła, ale spięta. Ma bowiem świadomość, że ja nie pałam miłością – w przeciwieństwie do niej – do „proskurowej polityki”. Siadłem spokojnie obok małżeństwa Korkoszów z Rudki i chłonę te przemówienia i ludowe dziwy. Wkrótce tuż za mną ni stąd, ni zowąd rozsiada się wiceprezes Klubu Piłkarskiego „Znicz” Siennica, niejaki Damian Dobosz – nieoficjalny minister sportu w naszej gminie – jakby gdzie indziej miejsc nie było. Towarzyszy mu właśnie Magda Łoza, urzędniczka UG, ta z korytarza – tak bliska sercu wiceprezesa. Tu mi się czerwona lampka zaświeca, bo za mną stoją dwa rzędy pustych krzeseł, ale akurat siennickie państwo Macron wybrali to z widokiem na moją łysą glacę. O ho! No to już po spokojnym oglądaniu.
Rozbrykany Damianek
I się nie pomyliłem. Najpierw rozbrykany Damianek klepie mnie w ramię, tak jak byśmy byli kumplami i wspólnie rzucali policyjnymi bloczkami do wypisywania mandatów. Może tak się przywitać chciał? Zbywam natręta, ale ten z zapałem trzylatka, który chce zwrócić na siebie uwagę, a to kopnie w nogę od krzesła, a to wystukuje rytm, bo koncert zaczął zespół „Plateau” Szampańsko się chłopak bawi, a od czasu do czasu moje imię i nazwisko moje wymawia. Sprzeczki szuka. Pani wiceprezesowa Magda, urzędniczka UG, też kontenta, bo zachowanie lubego wcale jej nie wadzi – ba, imponuje jej tupetem młody junak! Żart goni żart, sielanka śmiechy, Macronowie brykają, jak dwa koziołki na alpejskiej grani – dzieciak zaczyna prowokować.
Koncert się kończy, a Monsieur President znów coś chce i szuka zaczepki. Znów go zbywam. Widzowie wychodzą i Państwo Macron też. Ja czekam, próbuję opóźnić swoje wyjście, może natręt się odczepi. Ale gdzie tam! Stroi się w paltocik i sterczy przy drzwiach. No masz! Jak pech, to pech? No nic, trza koło natręta przejść. A ten do mnie z uwagą. Że dobrze wyglądam! No spostrzegawczy, jak mało kto – Damianek! To fakt, brzuch mi urósł. Odpowiadam, że Magda też dobrze swego czasu wyglądała i to podobno jego zasługa była. I żeby się odczepił – wskazując właściwy palec. Gdzie tam! Chłopak zaczyna się gotować. Oczy palą mu się takim ogniem, jak przy pożarze rafinerii i zaczyna powarkiwać.
Ojciec wnuczki nie musi być zięciem!?
– Nie pokazuj mnie palcem, nie pokazuj mnie palcem, bo coś ci z tym palcem zrobię! – tak bełkotał. Nim się połapałem Damianek już jest ze mną „na Ty”! Odpowiadam spokojnie, żeby dał spokój, bo to, co wygaduje brzmi, jak groźby karalne. Atmosfera gęstnieje, a mnie wcale nie chce się z dzieciakiem gadać. Idę do szatni po kurtkę, ale po drodze spotykam moje rozwiązanie problemu, czyli sołtyskę Grażynę Łozową, która jest Magdy matką a dla Damiana winna być teściową. Przynajmniej tak mi się wydaje. – Pani Łozowa, pani se zięcia uspokoi, bo się do mnie przyczepił i coś chce! – mówię do niej. To, co mi odpowiada Grażyna całkiem zbija mnie z tropu i rzuca na incydent nowe światło. Nerwowo odpowiada, że to nie jej zięć!
A Magda milczy
– No jak nie Pani, co się Pani wstydzi? Toż to ładny chłopak – jej mówię, ale na głupka chyba wychodzę, bo widać o siennickich sprawach intymnych mało wiem… No nic, kurtę biorę, idę do drzwi, a Dobosz cały czas przy mnie. Prawie wchodzi na mnie jak mucha na plaster miodu. Ja dam trzy kroki, on też. Ja się zatrzymam, on też. Istny cyrk z dzieciakiem. Ale nagle na horyzoncie majaczy drugie koło ratunkowe! Widzę Magdalenę Łozę, no to idę jak w dym i już z lekka poirytowany mówię: „Magda weź i uspokój tego swojego dzieciaka, bo się przykleił i coś chce”. Jej reakcja była do przewidzenia – zrobiła głupią minę i tylko na tyle było stać urzędniczkę z siennickiego UG. No i znów musiałem się z natrętem użerać. Pytam go. „Czego ty tak naprawdę chcesz? Masz córkę, może jej tyle uwagi poświęć, co mnie i będzie dobrze”. Pytam:, „Co mi zrobisz? Czy dom mi obrzucisz butelkami?” Tu prezes Znicza tak odpowiada, że nie pozostawia miejsca na spekulację.
–Kopie…jak przystało na piłkarza
Ja tego nie muszę! Zrobi to ktoś inny – słyszę od prezesa. Tym samym wyraźnie daje mi do zrozumienia, że chyba wynajmie kogoś, bo przecież znajomości w siennickim pół światku ma. Dwa lata temu i to publicznie w debacie o bezpieczeństwie mówił, że on wpłynie na tych, co niszczą gminne mienie, tylko Policja musi przeprosić mu jego matkę, którą ponoć obrazili. Mówił to przy sali pełnej ludzi i staroście Szpaku, Proskurze i komendancie Policji z Krasnegostawu. Ale póki, co ja chcę wyjść i spokojnie jechać do domu, a Dobosz, jak cień lezie za mną. Wokół pełno ludzi, a ja sam użeram się z natrętem. Dobra! W końcu wychodzę na zewnątrz z Doboszem dosłownie przyklejonym do pleców. I tu ministrowi sportu puszczają nerwy, bo widać nie dałem mu się sprowokować w tłumie ludzi, to on w odwecie kopie mnie w nogę. Ewidentnie próbuje je podciąć. Tu się nerwowo zrobiło i sypnąłem w jego kierunku wiązankę. Aż się przechodnie poodwracali. Ale nic, idę do auta, a ten za mną tylko, że teraz to już wyzywa i straszy.
–Autograf wice-prezesa
Jeszcze cię załatwię, masz przejebane! Skończę to, co ty zacząłeś! – cytuję jego groźby. Przez moment pomyślałem, że może chce pisać na „Dzienniku Siennicy”? Dzieciak zachowuje się jak psycho-fan. Na koniec Damianek przerasta sam siebie i najzwyklej w świecie pluje na mnie. Gustowna charcha wylądowała na moich plecach – dysponuję jej fotografią, ale z oczywistych estetycznych względów daruję jej publikację. Takie autografy pan wice prezes rozdaje, bo przecie sportowiec i to zawołany. No cóż, tak w praktyce wygląda siennicka zgoda. Tak zachwalana przez Grabczuka i Zająca. A muzyka jednak nie łagodzi obyczajów. Nic dodać, nic ująć. Znalazł Proskura sobie wiernego pomagiera od propagandy i sportu a Magdalena partnera. Pozazdrościć też Grażynie sołtysce zięcia, bo udany jak drugi skok Stocha w Sapporo w ostatni weekend…
PS. Po złożeniu w niedzielę zawiadomienia o jego „koncertowym wyczynie” na tutejszym posterunku, Damian Dobosz usunął w ciągu kilku godzin wszystkie komentarze, które dotyczyły mojej osoby. Wśród nich były wyjątkowo wulgarne ocierające się o pornografię. Co ciekawe w złożonym zawiadomieniu była mowa właśnie i o nich. Wyczyścił więc swój profil praktycznie do zera. Mimo, że wspomniane treści były do tej pory na jego stronie od lutego 2017 roku. Zasadne jest pytanie skąd wiedział o tym co należy usunąć, bo trudno uwierzyć w przypadek.
Ślusarczyk Piotr
Wielka Smuta zamiast Ludowego Opłatka
Podobno Wiliam Pitt „Młodszy”, kiedy przetrawił gorycz porażki III koalicji anty-napoleońskiej, którą finansował, jako premier Wielkiej Brytanii – położył się w swoim łóżku, odwrócił twarz do ściany i umarł. Nasz były starosta i sułtan ruchu ludowego po podobnej porażce umarł wokalnie! I to tak na dobre, bo nawet na ostatnim Koncercie Noworocznym w Siennicy przemówić nie raczył!
Co, jak co, ale Janusz przemawiać lubił. Bo oprócz władzy przemowy były jego konikiem. Ba! Całą stadniną! Szczególnie lubił uprawiać ten proceder po remizach i wiejskich świetlicach. Uwielbiał, jak peeselowski ludek słuchał go z zachwytem, choć plótł w kółko to samo i mało, kiedy z sensem. A wiejska gawiedź biła mu gromkie brawa, starsze zaś ludowe matrony rzucały ku jego licu czułe i zalotne westchnienia. W ostatnią niedzielę zwyczaj ten zarzucił i peeselowskich tyrad nie wykrzyczał – w zamian była złość i gorycz po stracie ulubionego gabinetu – jego drugiego domu oraz wszelkich insygniów władzy. Gorzkie doznania potęgował fakt, że na Koncert Noworoczny, – bo tak teraz nazwano „wielowiekowy” siennicki Opłatek Ludowy, przybył nowy starosta Andrzej Leńczuk i wicestarosta Marek Nowosadzki. Szczególnie ten ostatni irytuje Szpaka, bo nie dość, że odrzucił awanse Janusza, gdy ten chciał go widzieć, jako swojego koalicjanta. Marek, mając dość upokorzeń, zbył go uśmiechem człowieka, który właśnie myśli o rewanżu – to jeszcze po tym wszystkim odważył się przyjechać do Mekki ludowców!
Nowosadzki jak Sinatra
Siadł tedy Nowosadzki w pierwszym rzędzie. Założył dostojnie i luzacko nogę na nogę i słuchał – wystarczyło, że był. Mówić nie musiał! Brakowało mu tylko mikrofonu, bo wyglądał jak Frank Sinatra na kameralnym koncercie, a Szpaka w tym czasie zalewała ludowa krew. No, bo jak to tak może być, żeby taki Nowosadzki przyjeżdżał i to z Leńczukiem do jego Siennicy Do jego sułtanatu? Ma to, na co przez tyle lat pracował… Tak to bywa po utracie władzy, nie raz może Janusz poderwie się na równe nogi znad talerza rosołu, bo akurat jakiś czarny, duży samochód koło okna przejechał…, Ale nie… to nie Szkałuba tylko ktoś do sąsiadów w gości zajechał.
Grabczuk zaczyna kampanię a Zając lukruje
Przemawiał i Leńczuk, ale krótko i na werbalnym luzie, przepraszając, że mówi z widoczną chrypą. Powiedział, że Siennicę to zna i pamięta, że zawsze była mocna chórami. To by się zgadzało, bo większość jednym głosem śpiewa za Proskurą i nikomu nie przeszkadza, że fałszują na potęgę a melodia trąci kiczem. Natomiast senator Józef Zając, choć po tych komplementach zasłużył na miano zająca wielkanocnego – takiego z czekolady – tak słodził, opowiadając, jak jest Siennicą zauroczony i że tam, chyba w kuluarach Sejmu o niczym innym się nie mówi tylko o siennickiej zgodzie, jako wzorze do naśladowania – naszego Proskurę i jego ludowców do Gowina chce przepisać?! W podobnym duchu przemawiał Grabczuk, który piał nad siennickim parlamentaryzmem i rozsądkiem narodu. Uczcił też Grabczuk minutą ciszy pamięć prezydenta Adamowicza zamordowanego przez psychopatycznego nożownika, a nie przez Kaczyńskiego – jakby chciała PO. Ubolewał pan Krzysztof i pytał retorycznie, gdzie i w jakim kierunku zmierza nasza polityka? Ewidentnie Grabczuk już rozpoczął kampanię wyborczą do parlamentu, bo nie omieszkał wspomnieć o tym, że w wyborach samorządowych zdobył ponad 25.000 głosów. Z taką ilością głosów może posłem zostać.
Waldek Nowosad jak Wajda
Rozdawano też siennickie Oskary, czyli statuetki jednorożca. W tym roku laureatem został Waldek Nowosad, były przewodniczący rady gminy. Tu się Waldek prawie wzruszył, bo przecież razem z Proskurą tworzyli parę, jak z powiedzenia „Takich dwóch, jak nas trzech, to niema ani jednego”. Co, jak co ale ten kawałek mosiądzu się Nowosadowi należy, bo dzielnie wspierał wójta w tym, żeby w Siennicy żadnego społeczeństwa obywatelskiego nie było a kwitły za to ruskie zwyczaje. Goście też nie dopisali. Zaledwie dwóch wójtów, ale żadnego dyrektora ze starostwa. Ale wśród ViP-ów siedział Sławomir Kamiński, świeżo odwołany ze stanowiska naczelnika oświaty przez nowego starostę. Co Kamińskiego znęciło do Siennicy, trudno zgadnąć, bo chyba nie miłość do muzyki, bo na tej zna się tak samo, jak na opowiadaniu dowcipów między nauczycielami. Tą wizytą Sławek pokazał, skąd wyrósł i potwierdził słuszność własnej degradacji. Tyle z tej wiekopomnej kiedyś imprezy, niesłusznie nazywanej ludową, bo była zjazdem urzędników. Widzów też tyle, co Mielniczuka kot napłakał. Może ze dwieście osób.
Impotencja PSL
Zespół „Plateau” zaśpiewał, za co mu zapłacono i chyba tylko on był w swoim żywiole, choć akustyka sali temu nie służyła. W swoim repertuarze mieli nawet utwór zadedykowany tym, co skończyli 40-lat. Tylko, że w Siennicy mieć 40 lat to tak jakby się jeszcze nie urodzić. Jest się zawsze za młodym, wie o tym najlepiej radny i kandydat na wójta Andrzej Korkosz, który zawsze jest za młody i to w opinii nagrodzonego Oskarem Nowosada. Ludowej ekstazy w tym roku nie było a jedyne i szczątkowe podniecenie wywołał wspomniany zespół. Ponieważ „Plateau” to w sexuologii faza podniecenia seksualnego. Lokalny PSL nie dość, że po klęsce to jeszcze boryka się z impotencją przywództwa.
ADAMOWICZ JAKO BLIDA-BIS
„Świeże groby zawsze wzruszą, obojętnie gdzie kopane – jak porosną, się okaże, kto szczuł i co było grane”, śpiewał przed laty Jacek Kleyff. Grób byłej minister Barbary Blidy zarósł już, by trzymać się konwencji tej piosenki, trawą tak wysoką, że przez prawie dwa tygodnie po śmierci Pawła Adamowicza nikt o niej nie wspomniał. A przecież przypomnienie jej nazwiska w tym kontekście wręcz się narzuca.
Oceńcie Państwo sami. Sprawa zamknięta została pięcioma wyrokami sądowymi, o których mało kto wie, bo tzw. wiodące media ledwie je odnotowały – czytelnik zapewne domyśla się, dlaczego, a jeśli nie, to zaraz się domyśli. Powstał również raport specjalnej komisji sejmowej, o którym informowano w sposób, delikatnie mówiąc, groteskowy – zupełnie pomijając zawartość raportu, a skupiając się na fanfaronadzie przewodniczącego komisji Ryszarda Kalisza, który ogłosił, że w raporcie owym stwierdza „naruszenie przez rząd Jarosława Kaczyńskiego Konstytucji”.
Mało kto zapytał, na czym konkretnie miało owo naruszenie polegać – kto to zrobił, dowiedział się, że na powołaniu przez rząd Jarosława Kaczyńskiego do walki z „mafią węglową” zespołu międzyresortowego, a Konstytucja powoływania zespół międzyresortowych nie przewiduje. Nie przewiduje też na przykład tzw. gabinetów politycznych, więc wedle takiej logiki o naruszenie Konstytucji można oskarżyć absolutnie każdy z dotychczasowych rządów i pewnie wszystkie następne.
Ale Kalisz miał powody, by przykryć własny raport wygadywaniem głupstw, nie tylko ten jeden, by nie dyskredytować całej antypisowskiej histerii z lat 2005-2007 (jak zdyskredytował ją przewodniczący innej antypisowskiej komisji specjalnej owych czasów, Andrzej Czuma, który prostolinijnie przyznał, że żaden z zarzutów o nadużycia władzy, które miał udowodnić, nie potwierdził się). Otóż z raportu Kalisza wynikało jasno, że Barbara Blida wcale nie popełniła samobójstwa. Analiza okoliczności, ran, śladów balistycznych obalała centralny punt całej propagandowej narracji.
Skoro nie samobójstwo – to co było przyczyną tragicznej śmierci polityk, której nazwisko powtarzali kiedyś wszyscy, a dziś jakby mało kto pamiętał? Z raportu wynika, że była minister próbowała się postrzelić, aby zamiast na przesłuchanie trafić do szpitala – tylko nie znała właściwości specyficznej amunicji, jaką nabity był jej pistolet. Samo w sobie rozbija to narrację o „zaszczuciu” niewinnej kobiety, bo człowiek niewinnie „zaszczuwany” raczej sztuczek z samookaleczeniem nie próbuje.
Wśród owych pięciu wyroków, które wymieniłem, było skazanie w listopadzie 2015 roku niejakiej Barbary Kmiecik, przez media nazwaną „Śląską Alexis” i dwóch byłych szefów spółek węglowych. W tym procesie, na podstawie tego samego materiały dowodowego, odpowiadać miała także Barbara Blida. Oczywiście stwierdzenie przez sąd, że „mafia węglowa” naprawdę istniała, i naprawdę dokonała, w osobach skazanych, wyłudzeń na szkodę skarbu państwa w kwocie około 50 miliardów złotych, w żaden sposób nie uprawnia do stwierdzenia, że Blida również była winna. Ale z całą pewnością uprawnia do stwierdzenia, że prokuratura – w przeciwieństwie do sądu nie zobowiązana do „domniemania niewinności” – miała zupełnie wystarczające podstawy, by nakazać jej zatrzymanie i doprowadzenie na przesłuchanie, podczas którego, wskutek naiwnej uprzejmości funkcjonariuszy wobec zatrzymywanej kobiety, doszło do śmiertelnego wypadku.
Jeśli jeszcze się Państwo nie domyślają, dlaczego przypominam te sprawy (a, rzecz ciekawa, niełatwo je wyguglać, przy pisaniu tego tekstu okazało się, że muszę sięgać do swojego archiwum i szukać po datach i nazwiskach, bo wyszukiwarka sama z siebie ich nie podpowiada; ciekawy przyczynek do wojny informacyjnej toczonej o wizerunek „transformacji” i poprzednich rządów) – to jeszcze jedno ważne przypomnienie.
Otóż w chwili aresztowania i śmierci Barbara Blida była całkowicie zmarginalizowana przez swą partię, omalże z niej wyrzucona. SLD dobrze wiedziało, jakie zarzuty będą jej postawione, i najwyraźniej nie wierzyło w ich odparcie – więc na wszelki wypadek odcięło się od swej byłej minister tak demonstracyjnie, jak tylko było to możliwe.
Wszystko zmieniło się, kiedy była koleżankę otoczył nimb męczeństwa i kiedy z jej trumny zrobiono taran, którym odsuwano PiS od stołków. Wtedy Blida została nie tylko na powrót zapisana do SLD, ale wręcz podniesiona do rangi świętej patronki tej formacji. Postkomunie jako patronka zbyt wiele nie pomogła – ale PiS mocno zaszkodziła. Naprawdę może ktoś nie pamiętać już tych wzniosłych deklamacji o jej „zaszczuciu”, o „krwi na rękach”, o „dusznej atmosferze rządów PiS”, atmosferze, która „zabija”? A tyle było duszoszczypatielnych apeli, przemówień, elegii i trenów, nawet film, ba, nawet piosenka z wpadającym w ucho discopolowym „bitem”.
No cóż, jeśli już zapomnieliśmy – to właśnie mamy dość dokładną powtórkę. Paweł Adamowicz rok temu był przedmiotem wściekłych ataków PO za to, że wbrew poleceniom partyjnego kierownictwa nie zrezygnował z kandydowania na kolejną kadencję, i został z tej PO, nie pamiętam już, zupełnie wylany, czy tylko zawieszony. Media PO „jechały” po niejasnościach w oświadczeniach majątkowych prezydenta Gdańska ani odrobinę nie mniej, niż media PiS, a bodaj nawet ostrzej, bo we frakcyjnych, wewnętrznych wojnach temperatura jest nieco wyższa, niż w mocno już zrytualizowanej plemiennej wojnie PiS – PO. To nie Płażyński wypominał konkurentowi „walizkę z pieniędzmi”, tylko Jarosław Wałęsa, to nie „Gazeta Wyborcza” wróżyła mu, że jeśli nie podporządkuje się PO, to „nie doczeka końca kadencji”, tylko najbardziej lizusowski z lizusów PO, „Newsweek”.
Dopiero teraz, pośmiertnie, znowu stał się Adamowicz członkiem PO, jej założycielem, i, jako męczennik, świętym patronem. Za życia ją kompromitował, groził propagandowym „umoczeniem”, więc się odcinano – martwy stał się bardzo pożyteczny. Więc znowu do mdłości możemy się nasłuchać patetycznych frazesów, jak to był „zabijany słowami” przez PiS, a szczególnie przez państwową telewizję.
Nie ma w tym nic prócz cynizmu i walki o władzę – zwłaszcza nie ma w tym sensu. Nagła śmierć człowieka z rąk psychopatycznego bandyty wstrząsnąć musi każdym, i trudno dziwić się PO, że chce ten wstrząs i te emocje wykorzystać do swoich celów. Ludzie, którzy rozpętywali histerię pod pretekstem „masowej wycinki drzew”, której w ogóle nie było, nazywali wielką aferą upadek kilku nieudolnie zarządzanych SKOK-ów, a ostatnio próbowali zrobić „faszyzm” z sanitarnego odstrzału dzików, nie mogli pominąć takiej okazji. Walczą o przeżycie – i to nie tyle z PiS, co z „symetrystami” i z Biedroniem. To ich ma moralnie sterroryzować narracja o „krwi na rękach”, „zaszczuciu”, „zbrodni politycznej” no i w ogóle, krwawym reżimie, w obliczu którego nikt nie ma prawa mieć żadnych wątpliwości, pytań ani programów, tylko wszyscy mają podporządkować się Schetynie i jego aparatczykom.
Współczuję serdecznie rodzinie zamordowanego, i jak większość Polaków spuszczam zasłonę milczenia na przekonanie wdowy, że wypełnia jakieś posłannictwo męża, upokarzając demonstracyjnie na pogrzebie Prezydenta i Premiera RP czy, już nazajutrz po pogrzebie, używając jego śmierci do judzenia w TVN24 na odwiecznych wrogów z PiS. Ale, jeśli współczucie można stopniować – to dużo bardziej niż owdowiałej pani Magdalenie współczuję osieroconej córce Jolanty Brzeskiej, która żyć musi ze świadomością, że po ostatnich wyborach mordercy jej matki otworzyli szampana i że pewnie nadal z poparciem miejscowych kacyków prowadzą swe gangsterskie interesy, na drodze których próbowała im się stanąć okrutnie zamordowana działaczka społeczna.
Mówiąc teraz o wszystkich tych ostrych, czasami istnie nienawistnych słowach, jakie spadały na Adamowicza, musimy pamiętać, że nienawiść rodzi się z poczucia bezsilności. A Adamowicz stał się – i myślę, że mimo tragicznej śmierci pozostanie – symbolem bezkarności, jaką cieszą się w Polsce wszelkiego rodzaju złodzieje i gangsterzy z rozmaitych „układów”. Przez ponad 20 lat rządził miastem, które stało się w tym czasie „polskim Palermo”, „małą Sycylią”, w którym nikt – poza drobnym złodziejaszkiem – nie może być skazany za nic, w którym prokuratury, sądy, urzędy skarbowe paraliżuje powszechna amnezja, jak to widzieliśmy na przesłuchaniach komisji „Amber Gold”. Jakby dla ponurej ironii, niemal w dniu jego pogrzebu trójmiejski sąd „skazał” winnego sprowadzenia i składowania toksycznych odpadów byłego sekretarza Lecha Wałęsy na… grzywnę 25 tysięcy złotych. Prokuratura żądała 4 lat, ale sąd uwierzył w dobrą wolę oskarżonego. Trzeba komentarzy?
Nie dziwmy się, że obywatelom, którzy słyszą o takich wyrokach jak ten, czy o kilka dni wcześniejszy wyrok na Jana Śpiewaka, przysłowiowe noże otwierają się w kieszeni. Jeśli chce ktoś nazwać to mową nienawiści – niech nazywa. Ale niech się nie dziwi, że ta nienawiść spadała na prominenta, u którego odkryto jakieś niewiadomego pochodzenia „walizki z pieniędzmi” i mieszkania. I niech nie liczy, że żonglując emocjami po jego nagłej śmierci, wiele dla siebie ugra.
Grób Pawła Adamowicza porośnie trawą i zapomnieniem, tak samo jak porósł grób Barbary Blidy, politykierzy znajdą wkrótce nowe emocje do rozgrywania… Tylko ta bezsilność pozostaje w Polsce niezmienna.
Czytaj więcej na https://fakty.interia.pl/opinie/ziemkiewicz/news-adamowicz-jako-blida-bis,nId,2801727#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=chrome
Kiedy rozum śpi… to buszuje Maniek!
Sesja Rady Gminy z 28 grudnia to bezdyskusyjny popis jednego aktora. Aktor ów to człek skromny o horyzontach tak szerokich jak pola w Kasiłanie. O przemyśleniach głębokich jak zagrodnickie stawy tuż po spuszczeniu wody… Gdyby żył w Tybecie byłby zapewne dalajlamą a gdyby w Indiach to joginem albo derwiszem.
Marian Mielniczuk-, bo o nim mowa jest tak wybitnym ekspertem w dziedzinie samorządu, że pewnikiem w najbliższym czasie dorobi się gwiazdy na alei sław. Może i w Hollywood albo najbiedniej w Międzyzdrojach. Ale najpewniejsza byłaby gwiazda gdzieś tu w Siennicy. Może Wójt w podzięce odciśnie całego Mańka w betonie na jednej z inwestycji, jakie wkrótce będą się realizować? Takie dobro jak radny Mielniczuk trzeba gdzieś uwiecznić i uhonorować. Beton byłby idealnym tworzywem nie tam jakiś marmur czy granit albo brąz. Beton to jest to! On, jako jedyny oddaje istotę samego radnego…
Co ma kot do uchwały?
A oto, czym nasz Manio błysnął. Otóż na sesji wywiązała się krótka dyskusja dotycząca nielogicznego zapisu w uchwale. Tradycyjnie zainicjowała ją radna Pacyk Alicja, która słynie ze skrupulatności. No i Marian musiał przedstawić swój punkt widzenia. Posłużył się metaforą kota. Uznał, że przecież kot czy z zadu czy ze łba to ciągle ten sam kot ! Ale Maniek nie przewidział, że te dwa biegunowe końce kota mają różne zastosowanie i przeznaczenie. Może zwiodło go to, że oba kończą się otworami. Być może Maniek nie ma świadomości, który z otworów to wlot, a który wylot? Bo trzeba uświadomić Mańka, że przytulanie się do kociego zadu skutkuje innymi doznaniami estetycznymi niż do takiego pyszczka. Musi Maniek zapamiętać, że przód kota może pogryźć lub podrapać a tył to już jest dla tych o mocnych nerwach. Tak, że kot jest bardziej złożony niż się Mańkowi wydaje a metafora zupełnie nietrafiona i gdzie tu związek z uchwałą?
Lex Mielniczuk
Na tym nie koniec, bo później stanął problem drogi w Barakach. Owa droga jest powiatowa i gruntowa oraz stanowi dojazd do pól. Problem polegał na tym, że zakrzaczenie i drzewa wtargnęły w nią. W efekcie, czego, zaczęto jeździć po zasiewach RSP Zagroda. Jak usłyszał to Maniek, to bez namysłu stwierdził, że po zasiewach RSP można jeździć, bo oni to drogi pozaorywali! Jednym słowem Maniek już zaczyna wydawać wyroki odnośnie prawa własności. Na tym polu ma doświadczenie… Zdobył je w sprawie z silnikiem od kombajnu. Nie ma chyba świadomości ni rozsądku, że plotąc publicznie takie kuriozalne głupoty nawołuje i zachęca do niszczenia cudzego mienia! W tym wypadku jest to mienie RSP Zagroda. Ciekawe, co na to jego prezes- Adam Bojarski? Szanującemu się radnemu takie rzeczy nie powinny przejść nawet przez, myśl nie mówiąc już o ustach. Kilkukrotnie miałem okazję być na Komisji Rewizyjnej jeszcze w tamtej kadencji i Mielniczuk nigdy nie przyszedł na nią przygotowany. Nawet na jedną musiano go…. Wyciągać z łóżka, bo zaspał. Tłumaczył się, że myślał! Że ta ma być w innym terminie. Taki z niego radny.
Reasumując te występy to można dojść do wniosku, że Mielniczuk jest tylko po to w radzie żeby pleść bzdury, zwykłe głupoty oraz bezrefleksyjnie podnosić rękę za wójtem. Pół biedy gdyby od czasu do czasu wplótł jakąś swoją mądrość ludową w merytoryczny wywód, ale takowe nigdy mu się nie trafiły. Nikt tak mocno wśród wójtowych radnych nie rozmija się z rozsądkiem jak on ,a trzeba pamiętać ,że jest tam piekielnie mocna konkurencja. Słucha się tych jego „wyskoków” z zażenowaniem, bo jak trzy lata już uczestniczę w sesjach to nigdy nie usłyszałem od niego czegoś, co byłoby konstruktywne i związane z tematem. Ta przypowiastka o kocie jest tego najlepszym przykładem i jest do obejrzenia na nagraniu. Maniek uwielbia pleść brednie, ponieważ ma przyzwolenie wójtowskie a dla Proskury ośmieszanie rady gminy i idei samorządu jest bez znaczenia. Czego dowodem jest wystawienie Mańka na radnego. A ten, o dziwo, wygrał! Warto pamiętać, że jest on radnym z tych samych okolic co radna Alicja Pacyk. Różnica między nimi jest taka sama jak ww różnica pomiędzy wlotem a wylotem kota na którego Maniek się powołał. Miau!
Ślusarczyk Piotr