Takich żeśmy doczekali czasów…

 

Leńczuk, jak się okazało to człowiek już bez kultury (dotychczas mienił się człowiekiem kultury) ulega omamom i od dawna twierdzi, że wszystko, co robi jest takie, jak on mówi, a nie takie, jakie jest. Wypadałoby zapytać co na to lekarze, ale może, i to pytanie niebawem padnie. Skoro tak pogrywa, to długo czekać nie musiał na reakcję adwersarzy i po ostatnich wypadkach w końcu jej się doczekał. Dziś o tym…

Ale tytułem wstępu to wypada nadmienić, że w radnym powiatowym i byłym staroście, liderze lokalnego PSL Januszu Szpaku odezwał się latyczowski zawadiaka z kawalerskich czasów. Można powiedzieć, że stanął w obronie kultury, wierności pewnym zasadom i przy okazji ujął się za kobietą. A tak! W efekcie tego zebrał rzęsiste owacje po obu stronach politycznej barykady i takich czasów żeśmy doczekali. Dziękowano mu posesji, a na Leńczuka padła słuszna infamia. Tak zwanemu staroście ostał się, jak Jaśkowi z Wesela ino sznur i Nieścior z Kraśniczyna równie uczciwy i rozgarnięty politycznie, jak i on. Teraz o tych dwóch na mieście gadają, że nieszczęścia chodzą parami…

W roli pytającego wystąpił właśnie Janusz Szpak i z wrodzonym wdziękiem byłego funkcjonariusza ORMO, czyli dysponując solidnym warsztatem werbalnie spałował kościołowego i rozmodlonego starostę, co jest na „ty” ze wszystkimi proboszczami krasnostawskich parafii. Nie lał w niego zbyt długo, bo zdrowie już nie to, ale upokorzył i przeczołgał książkowo. Nikt Leńczuka nie żałował…

Sam Janusz co prawda ma sporo na sumieniu, ale póki co najsroższego grzechu w polityce wystrzega się, jak dziewica zamtuza. O, nim powiedzieć, że zdradził tych, którym coś zawdzięcza nie sposób, bo jak mawia on już ludowcem umrze. Taki przywiązany do swoich pryncypałów, że ponoć zdjęcie Krzysia Hetmana nosi w portfelu razem z fotką żony Wandy. Jemu co najwyżej zdarzało się naobiecywać niektórym stanowisk i awansów, ale to wszystko po to co by ich zdopingować do roboty politycznej. A jak robotę wykonali to rozstawiał ich po kątach, ale żeby próbować oszwabić tych z wyższych szczebli nawet nie myślał. No taki w sumie z niego uczciwy człowiek, jak sędzia w Piłkarskim Pokerze co ustami Henryka Bisty mówił; „Ja jestem sędzia uczciwy! Zapłaciliście za trzy zero. To będzie trzy zero!”,

Wracając do młócki Leńczukowego zadu to pałowanie dotyczyło wpojenia zasad i szeroko pojętej kindersztuby, a odbyło się na ostatniej sesji 7 września tuż po godzinie 10. Na szczęście dla dolnego zwieńczenia pleców świątobliwca z PiS nie trwało długo, bo to były zaledwie krótkie pytania z uwagami na tyle bolesnymi, że po wszystkiemu obserwatorzy doszli do wniosku, że „człowiek już bez kultury” minę miał „jakby w pysk dostał”. Szpak w punkcie przewidzianym do interpelacji i zapytań, jak sam powiedział zada dwa pytania, i to bardzo krótkie…

Pierwsze dotyczyło zaproszeń na dożynki. Ciekawiło go, czemu organizator, czyli starostwo, a w efekcie Leńczuk nie zaprosił przedstawicieli innych partii politycznych tylko zrobił widowisko pod PiS. Bo Janusza dopytywał o to sam poseł z PO Krzysztof Grabczuk, którego Leńczuk powinien pamiętać, albowiem sporo mu zawdzięcza, na co zwrócił Szpak uwagę! Ale to nie był koniec, bo Janusz w drugim pytaniu zapytał, czemu Leńczuk dystansuje się od posłanki Hałas, której również wiele zawdzięcza… O to zaciekawieni ludzie pytają i on dopytuje w ich imieniu O odpowiedź poprosił na piśmie, i to był cwany wybieg, bo Leńczuk pewnie naskrobie takich głupot, że słońce przyćmi…

Z dożynkami jest historia prosta, żeby nie powiedzieć toporna. To nie była zwykła uroczystość, gdzie rolnicy – mieszkańcy powiatu mieli zachwycać się zespołem Mazowsze. Ono było tłem dla właściwej gwiazdy, która o dziwo ani nie śpiewała, ani nie tańcowała. Gwiazda miała wyjść na scenę i gadać o tym, jaki PiS jest fajny, Bo to nie, kto inny, a osławiony „wołomińczyk” Rysio Madziar. Wszystko było skrojone pod niego i on miał brylować i anonsować się wszystkim jako nowy jasny idol i obiekt westchnień „starosty”. Teresa Hałas była i owszem, ale to nie dla niej grał skrzypek, jak wyśpiewywał kiedyś Grechuta. Jej się nie dało w domu zamknąć albo w jakiś inny sposób „wyzerować”. Musiano na czas uroczystości pogodzić się z jej obecnością. Nawet gdzieś w starostwie po sesji Leńczuk miał rozżalony Szpaka pytaniami powtarzać, że on posłance promocję na dożynkach robił. No skoro tak to może lekarstwa pomylił albo zjadł niemyte owoce ze swojej działki, bo przecież ludzie słyszeli, jak Leńczuk z Madziarem spijali sobie miód z pyszczków. Byli, jak te dwa dalmatyńczyki z kreskówki Disneya w scenie, gdy oba jednocześnie wciągały pyszczkami nitkę makaronu tylko po to by ostatecznie w miłosnym finale ich wilgotne noski spotkały się ze sobą. Ryszardzie! Andrzeju! Takie lukry padały co rusz, a nikt nie słyszał Andrzeju! Tereso! Leńczuk nie prosił przedstawicieli innych partii, bo po co psuć Rysiowi widoki. To miał być popis jego organizatorskich talentów.

Nie wysilił się intelektualnie, bo na taki pomysł wpaść by konkurencji nie prosić nie jest trudno. To musiało być wiernopoddańcze widowisko, albowiem Leńczuk i radny „nepotek” Nieścior z Kraśniczyna muszą o Ryśka względy rywalizować z tymi z ratusza. Mamy tym sposobem wyścig do Ryśkowego serca kościółkowych ministrantów Leńczuka z jednej i ratuszowych biurokratów od Kościuka z drugiej. Śmiesznie jest przez to, a oni wpisują się w tendencję wieszania się przy cudzej klamce, bo sami nic nie potrafią wymyślić sensownego… Madziar rodem z Wołomina i nawet meldunek w Kraśniczynie tego nie zmieni – że to „ciało obce” Zakładają, że taki „na ślinę klejony” pomoże i nieba przychyli i jak tak, to czemu nie postawić na kogoś ze Szczecina wypada zapytać?

Grabczuk obecnie poseł PO kiedyś wicemarszałek sejmiku w żywocie Leńczuka to bardzo ważne ogniwo, a nawet epoka, kawał epoki. Kiedyś był jego jasnym panem, i to jemu Leńczuk służył, a służył wiernie i tak się go trzymał mocno jak klej, którym smarują plakaty w kampanii wyborczej. Bo kiedy „człowiek bez kultury” w wyniku kontroli zawiadywanego przez siebie KDK musiał wiać na z góry upatrzone pozycje to w całym przedsięwzięciu brał udział Szpak i przez to stał się dysponentem wiedzy co do szczegółów całego przedsięwzięcia. To dlatego dziś ma taką śmiałość do Leńczuka, któremu wtyka, co chce i kiedy chce. No i w jakiś sposób zatwardziały pisowiec regularnie opłacający składki musiał przetrwać w niesprzyjającym sobie środowisku Urzędu Marszałkowskiego, gdzie brylowało PO-PSL.

Co tam musiał robić, ile dawał z siebie dobrowolnie to sam wie najlepiej. Teraz Szpak to wszystko wykorzystuje i ruga go za byle co i poniewiera. Ten w odpowiedzi tylko głowę spuszcza, i to gapienie się na swoje buty, które swego czasu wytykał mu Janusz nie wzięło się znikąd. Nie potrafi się Leńczuk ociąć i odciąć, a potem zripostować, bo żeby tak zrobić trzeba najpierw mieć charakter… i tak to wygląda. Potrafi być „nieustępliwy” wobec swoich, tych mu się najlepiej okłada. To taki marny format polityka, niestety. Ech!  I są historie w naszym grajdołku z Leńczukiem i Grabczukiem w tle, które się fizjologom nie śniły, jak mawiał kiepski klasyk.

A o tym, jak potraktował posłankę… No mój Boże. Tego nie rozumie nikt z chyba nim samym na czele. Ma Leńczuk 66 lat jest emerytem z godziwą emeryturą, którą można porównać do pajdy białego pieczywa posmarowanego masłem z obu stron. W 2018 roku, gdy jeszcze pracował w Urzędzie Marszałkowskim w Lublinie jako smutny urzędnik mógł jedynie uśmiechać się do myśli o takiej ostatniej prostej do emerytury jako starosta. Jednak pojawiła się Teresa Hałas i dał mu drugą szansę, ale on miast być lojalnym i wdzięcznym to ją „koncertowo sprzedał”, bo niestety jest… i tu co, kto uważa, a słownik służy swoją pomocą. Tego, w jaki sposób to zrobił i po co nikt nie rozumie. Bo nie jest młody i głupi, i u progu kariery i chce osiągnąć coś w życiu, więc musi się ześwinić. Nie determinuje go gromadka płaczących dzieci w ciasnym mieszkaniu, które do spółki dzieli z teściami. Jednym słowem nic go nie pcha do zdrady, bo jest w innym okresie życia. Ma w sumie wszystko, a nawet więcej. Jest w przedsionku starości, czasu na podsumowania i refleksje. Może zapomniał, że może nie mieć szans na naprawę tego świństwa, które umyślnie popełnił. Ale może jest znacznie gorzej, w co ja wierzę, bo w ogóle nie uważa, że zrobił coś niewłaściwego. Bo to jest dziwny w sumie człowiek, który został pokarany już na początku tym, co ma w głowie. Mało lotny złośliwiec, który z głupotą i nonszalancją jest za pan brat. Nie rozumie tego, co robi, a nawet nie chce słyszeć o tym że może się pomylił i można inaczej. Jednocześnie jest „fanatycznie” religijny, jakby mógł to z księżmi krasnostawskich parafii koncelebrował by msze.

A tak na finał to po tym wszystkim Leńczuk z posłanką nie rozmawia i tak ją traktuje, jakby jej zupełnie nie było. Tak się zachowuje jakby wygrał wybory i miał mandat a przecież jest spoza rady.  I takich żeśmy czasów doczekali, że o przyzwoitość dopomina się były aparatczyk i funkcjonariusz ORMO. Najgorsze, że jest „w prawie” I tą smutną refleksją spod samiuśkiego ołtarza, via Latyczów żegnam czytelników do następnego razu…

 

 

31
3

Burdel, pierdel i serdel czyli rzecz o listach wyborczych PiS i nie tylko

 

PiS odsłonił karty i wreszcie opublikował pełne listy do wyborów parlamentarnych. Cytując Marszałka Piłsudskiego w naszym okręgu nr 7; burdel, pierdel i serdel… Można odnieść wrażenie, że „Nowogrodzka” szykuje się do roli opozycji, bo chyba znają prawdziwe wyniki sondaży. Ta lista jest marna, ale w w innych okręgach nie lepiej…

Dla Teresy Hałas posłanki z PiS od dwu kadencji i z powiatu krasnostawskiego miejsca ostatecznie nie przewidziano. Choć do piątku 1 września była na dziewiątce. Jej miejsce zajął członek zarządu sejmiku wojewódzkiego Zdzisław Szwed z Chełma, który wcale nie miał na te parlamentarne rejzy ochoty. Tym samym od kilkunastu lat wyborcy PiS z terenu powiatu nie mają „swojego” kandydata, na którego mogliby oddać głos. Za taką sytuację odpowiada politycznie; Robert Kościuk pełnomocnik powiatowy PiS a moralnie Leńczuk Andrzej do niedawna człowiek Teresy, a obecnie „dziki lokator” gabinetu starosty przy ulicy Sobieskiego, do tego członek PiS o długoletnim stażu, bezkrytycznie i bezgranicznie oddany partii. To jak się okazało Brutus powiatowej sceny i prawdziwe utrapienie.

Dziwne listy i egzotyczni kandydaci

W innych powiatach kandydatów wysyp przechodzący w nadreprezentację. Są takie, gdzie jest ich nawet po kilku, ale nie można nie odnieść wrażenia, że niektórzy znaleźli się na listach, dlatego że nie mieli co ze sobą zrobić. Wiele nazwisk tak naprawdę nic nie mówi. Tylko u nas i w powiecie włodawskim „bez reprezentacyjna” posucha. Z tym że włodawski nie miał posła, a krasnostawski miał i jeszcze ma, by teraz stracić wszelkie widoki. Na pierwszy rzut oka trudno pojąć, dlaczego wśród 24 kandydatów nie znaleziono miejsca dla dwukrotnej i aktualnej posłanki do tego do niedawna przewodniczącej rolniczej „Solidarności” Przewodniczenie to atut niebagatelny, ale dla rozsądnych, tym bardziej że obecny przewodniczący również nie znalazł się w kręgu zainteresowania „kompozytorów” list. Dla okulisty Misztala z Zamościa miejsce jest, choć wielu go w tej roli nie widzi. Czesława Caruk z Janowa Podlaskiego członek zarządu powiatu bielskiego również kandyduje!? Ta dwójka to reprezentanci grupy „egzotycznej” na liście. Najczęściej to urzędnicy i chyba z łapanki. Doprawdy ciężko pojąć zasady takiej kompozycji, kierując się racjonalnymi przesłankami.

Duszek wyzionął ducha i desant spadochroniarzy

Z obecnych posłów na aucie znalazł się również dwu kadencyjny Marcin Duszek z Radzynia Podlaskiego. I tu dochodzimy do przyczyny całego zamieszania oraz absencji Teresy. Duszek padł ofiarą łańcucha zdarzeń zainicjowanego pojawieniem się Ryszarda Madziara. Jego marsz w górę listy by ostatecznie dopchać się do „dwójki”, nie będąc posłem, a jedynie pełnomocnikiem od Sasina, tuż za Kamińskim doprowadził do takiego zamieszania, że Stefaniuk były prezydent Białej Podlaski i obecny poseł był bliski utraty widoku na dobre miejsce i w celu jego polepszenia poświęcono właśnie Duszka oddając Stefaniukowi jego radzyński matecznik.

To musiał być szok i konsternacja, bo miesiąc temu liderem całej listy PiS w „siódemce” widziano właśnie Stefaniuka bliskiego współpracownika senatora Biereckiego. Ostatecznie wylądował na „szóstce”, i to może być jedno z ostatnich miejsc „biorących” Lista do czwartego miejsca pełna spadochroniarzy. Trzeci jest Sachajko; kiedyś od Kukiza, a potem z PSL i z Zamościa. Czwarta Pawłowska, na którą gdy się dłużej patrzy, to widać naszego postkomuszego Piwkę. To kolejny import i gdy startowała z Lewicy 4 lata temu, to również była „spadochroniarzem” w siódemce. Teraz oprócz tego tytułu zyskała miano „obrotowa”. Ale to Madziar jest utrapieniem dla wielu regionalnych polityków PiS.  Dla nich, ludzi stąd, to ciało obce i do tego bezczelnie roszczeniowe. Pierwszym tubylczym posłem jest Tomasz Zieliński z Tomaszowa Lubelskiego na piątym miejscu!

Krasnostawski nowotwór z przerzutami czyli wojna domowa

W powiecie krasnostawskim sytuacja jest bardziej złożona, albowiem tu mamy wojnę domową i szarpaną między dwiema frakcjami PiS. Tak się ułożyło, że Tereska Hałas padła ofiarą konfliktu i „przegrała wygrany mecz” Wszystko dzięki spektakularnej zdradzie „starosty” Leńczuka alias Brutusa i gdyby nie to byłaby na listach. Jeśli mieć pretensje do kogoś, to właśnie do niego. Ten miast stać obok swojego posła, któremu zawdzięcza starościński stołek, bo jest na nim spoza rady, to zaczął kombinować na własną rękę. Leńczuk nie jest persona szczególnie lotna i zdolna przewidzieć konsekwencje swoich bezrozumnych pomysłów i co ciekawe to inaczej nie potrafi. Dostaje białej gorączki, gdy musi być racjonalny. W głupocie i absurdzie czuje się swobodnie jak ryba w wodzie. To typowy bezrefleksyjny dojutrek, duży chłopczyk. Funkcjonujący od koncertu do koncertu, od dożynek do dożynek. Mazowsze, czy Śląsk… nie słyszałby nigdy o nich gdyby nie miały zespołów folklorystycznych i co nie śpiewa albo tańcuje dla niego uwagi nie jest warte. Te przeżycia z pogranicza kultury i wygłupów organizuje dzięki stowarzyszeniu „Gloria Vitae”. Temu tworowi duszę, czy co tam ma zaprzedał i wszelką energię. Bo można lubić muzykę i wydarzenia plenerowe, ale gdy się jest starostą, to te nie mogą być treścią sprawowania urzędu. Tylko że Leńczuk tego nie rozumie.

Z drugiej strony barykady stoi powiatowy pełnomocnik PiS i burmistrz Krasnegostawu Robert Kościuk w jednej osobie. Jest zielony w polityce jak ruń pola golfowego w maju i też wyobraźnią specjalnie nie grzeszy, ale od porad ma Lucjana Cichosza byłego senatora i kandydata z PiS na posła w wyborach 2019 roku i przez to rywala Teresy Hałas. Cichosz został ściągnięty do ratusza na zastępcę, a raczej sam się ściągnął wiosną tego roku ze stołka dyrektora stadniny w Janowie Podlaskim by nadzorować „ostateczne rozwiązanie kwestii Teresy”, Ale do niego i Kościuka mieć pretensji nie wypada, a jeśli już to raczej symboliczne. A to dlatego, że obaj mają swoje rojenia i na nich wpływu nie ma. Z ich obecnością należy się pogodzić, ale taktownie przeciwdziałać, budując własną frakcję. Wysiłki tych dwóch spełzły by na niczym, gdyby Leńczuk trwał przy Teresie. Bo coby nie mówić to więcej atutów mimo wszystko miała ona, ale odkąd wymyślono zdradę i głupotę, a Leńczuk docenił korzyści płynące z tych dwu ścieżek kariery to zaczęły się problemy.

Pełnomocnik się nie popisał 

Poza wszelkimi wątpliwościami jest to, że sytuacja wygenerowana przez wojnę podjazdową godzi w mieszkańców i wyborców PiS, bo pozbawiono ich możliwości oddania głosu na kogoś, stąd, i to wystąpiło w pełnej bezlitosnej okazałości. Samemu Kościukowi, bo on politycznie za to odpowiada jest wszak pełnomocnikiem PiS na powiat taka sytuacja nie przynosi zaszczytu, a wręcz go definitywnie eliminuje, kompromituje i ośmiesza jako polityka i organizatora. Tak pomyśli statystyczny wyborca… Nie dość, że nie potrafił załagodzić konfliktu, to jeszcze pielęgnował powiatową wojnę w najlepsze. Nikogo też nie wypromował na jej miejsce bądź w kontrze. Pełnomocnik nie jest od prowadzenia prywatnych wojenek tylko od budowy struktur i współpracy z lokalnym posłem, jaki by on nie był. W polityce nie ma miejsca na uprzedzenia i animozje, a jak się tego nie rozumie, to zawsze można dać sobie spokój… albo zostać pośmiewiskiem. Kościuk, gdy brał pełnomocnitwo za poręką Sasina wiedział, że to sytuacja sprzeczna z logiką poprawnych relacji. Ale mimo to trwał w swoim przekonaniu i eskalował konflikt. By go prześledzić wystarczy sięgnąć do lokalnych gazet.

Czy naród polityczny się zakocha?

To, że Kościuk będzie optował za Madziarem było oczywistym. W końcu ten jest od Sasina, od którego dostał pełnomocnictwo na powiat i dla niego Madziar to Sasin, tylko mniejszy. Duet z ratusza przekonał Madziara, że wycięcie Teresy zagwarantuje mu wygraną, bo ta na liście może mu jakoś zagrozić. Oni natomiast za wypchnięcie jej z listy i tym samym pozbawienie wpływów zrobią mu w powiecie świetną robotę i wprowadzą w teren, a kogo się da to nakłonią do zakochania się w nim. To ostatnie niemożliwe, ale co szkodzi obiecać. „Naród polityczny” miewa chimery, ale przymuszania nie cierpi i takie salta nie wychodzą nikomu na zdrowie. Przekonał się o tym Cichosz w Siennicy Różanej cztery lata temu. Dostał poparcie od Szpaka z PSL i Proskury, ale mimo to zarobił w całej gminie 90 głosów, gdy skazywana na pożarcie poseł Tereska Hałas ponad 240… bo polityka i wybory to nie algebra, gdzie dwa plus dwa daje cztery tylko psychologia z pełnym wachlarzem emocji. Ale co tam,  Ryśkowi zależy! Skoro ktoś tyle oferuje, a jego przecież interesuje mandat!? Głupi ten co daje, ale jeszcze głupszy ten co nie bierze!

No i wyjałowili powiat do gołej ziemi, byle tylko jej się pozbyć. Życie odradza się nawet po erupcji wulkanu ale to będzie takie jak oni chcą. Cichosz zakłada, że po wyborach parlamentarnych razem z Kościukiem będą układać listy do wiosennych wyborów samorządowych, bo oni jako jedyni ostaną się na krasnostawskim pustkowiu i z protektorem Madziarem za plecami. I tylko o to chodziło, o nic więcej.

Na co liczy Leńczuk z Nieściorem ?

Natomiast Leńczuk nie wytrzymał, bo jest bez charakteru i miast skupić się wkoło poseł i budować zaplecze to dosłownie z jednym radnym Nieściorem tak samo lotnym, jak i on poleciał w te pędy do Madziara, chcąc mu się podlizać. Nawet nie kalkulował szans posłanki, a te miała całkiem spore, jak to mówią wylał dziecko z kąpielą i poszedł na skróty. Jako wkład do klubu wielbicieli Madziara wniósł swoją zdradę co można porównać do „otwarcia bram obleganego miasta”, Bo ta zdrada jest nie, byle jaka przecież na stronę przeszedł sam STAROSTA i zaufany posłanki. A skoro opuściło ją własne otoczenie, to jej szanse stopniały do zera i wszyscy są zadowoleni! Tu ciekawostka! W 2021 to Hałas Teresa ratowała Leńczukowi absolutorium. On wtedy już był trzeci rok starostą i jak widać przez ten okres nie zmężniał i żadnej konsolidacji środowiska nie dokonał. I z taką charyzmą chce teraz iść w politykę.

Leńczuk liczy, że po wyborach Madziar doceni i zagwarantuje jemu i Nieściorowi miejsce na listach. Tylko że tego mogą nie doczekać, bo duet z ratusza wszystkich uciekinierów od Teresy Hałas wyeksterminuje co do jednego i nikt im w tym nie przeszkodzi. Bo z kim będzie się liczył Madziar? Z Leńczukiem, który ma Nieściora z kilkorgiem wnucząt. Czy z Kościukiem i Cichoszem którzy coś tam mają i byli pierwsi? Na Siennicy Różanej buduję się struktury PiS i to kolejna ciekawostka ale te są robione pod ratusz. No i ratusz chce pełnej władzy i kontroli. Głupcami by byli, gdyby tego nie zrobili.

Po co im oni, skoro mają swoich, a wiedzą, ile z nimi kłopotu? Wiedzą też, ile warci, skoro zdradzili kogoś, kto im dał wszystko. Juliusz Cezar mawiał, że zdrady przyjmuje, ale zdrajcami gardzi. Cichosz raczej o Cezarze nie słyszał, bo to nikt z Żółkiewki, ale zasadę zna. Jednym słowem, gdyby nie tchórzostwo i głupota Leńczuka sytuacja, gdy w powiecie brak kandydata na posła nie miałaby miejsca i tylko on za to odpowiada. Wstyd…

Determinacja jednak podziwu nie godna

Samo przekonanie o tym, że obcy niezwiązany z powiatem będzie o ich poświęceniu pamiętał to tylko ściema i celem rzeczywistym było zlikwidowanie Teresy, a pod jakim pozorem i przy użyciu, jakich argumentów i czyimi rękoma to już jest mało istotne, bo cel uświęca środki. A opinię buduje się na faktach, a nie na metodach… Tak przynajmniej uważa Machiavelli Takie same nadzieje pokładano w Sasinie 4 lata temu. I ile razy ten był w Krasnymstawie? Ile biur poselskich założył i gdzie jest obecnie? Dziś startuje z „jedynki” w Białymstoku, czyli wędruje po ścianie wschodniej w najlepsze… ale tak jak wspomniałem mnie, to wygląda raczej na działanie w celu wycięcia Tereski, a jak to się dokona, to nawet bez Madziara sobie damy radę. Tak myślą w ratuszu… Przegrany będzie tylko Leńczuk, bo zdrajców nie szanuje nikt. 

A jak w innych powiatach ?

A jak myślą w innych powiatach „siódemki” Tam nikt nie odważyłby się stawiać na obcego spadochroniarza. Taka sytuacja wydarzyła się tylko w powiecie krasnostawskim! I gdyby cel był rzeczywiście szczytny, to można by docenić upór i wizjonerstwo. W Zamościu za Zawiślakiem otoczenie stanęło murem i delegacje na Nowogrodzką waliły jak pociągi z zaopatrzeniem na front. W efekcie, czego wyszarpano dla niego 11. miejsce. I może to nie jest imponujące, ale mimo wszystko jest, i to był test dla struktur, który te zaliczyły. W sąsiednim Biłgoraju gremialnie władze starostwa poparły aktualną poseł i kandydatkę Beatę Strzałkę, jest na liście 13. A w Krasnymstawie, co zrobił Leńczuk, ile razy był z delegacją w sprawie swojej posłanki na Nowogrodzkiej? Zrobił wiele, aż nie wiadomo jak rachować i tylko po to by nie zrobić nic. Organizował koncerty dożynki i plótł głupoty, a potem zwiał do „sasinowego chrześniaka” na kilka miesięcy przed ogłoszeniem składu list, bo sobie uroił, że zostanie drugim Paderewskim. Ten, jak wiadomo próbował łączyć kulturę z polityką, ale nie wyszła mu ta hybryda. Nasz Leńczuk nie jeździł, nie zabiegał, tyłka nie ruszył, choć padały od radnych propozycje i on o tym wie, bo był przy tych rozmowach. Ale i na takie kompromitacje znalazł wyjście, a te są jeszcze większą kompromitacją, bo wszystkiemu zaprzecza i tłumaczy się w sposób tak naiwny i głupawy, że słuchacze o słabszych nerwach mogą, posunąć się do rękoczynów tudzież, rozważać wariant, czy napluć w twarz, czy pod nogi. Wiem coś o tym, bo niektóre słyszałem na własne uszy i nikomu nie życzę.

Reasumując… to paradoks jest taki, że Tereska Hałas z „dziewiątki” pomogłaby „chrześniakowi Sasina” i całej liście więcej niż jej absencja. Wilk byłby syty, a owca cała… Ale jak wspomniałem, być może nikt w PiS nie wierzy w sukces, bo w całym kraju jest masa rozczarowań, a u nas pomogły urazy tych z ratusza i głupota Leńczuka. Można było jej zaproponować inne miejsce, ale na to nikt nie wpadł. I to przemawia za tym, że jej eksterminacja nie była przypadkiem, bo jej ma nie być w ogóle. Nawet jako przegrany poseł stanowiłaby dla ratusza zagrożenie. A tak skorzysta ratusz i myśli że skorzysta Leńczuk.

Kiedy cztery lata temu PiS szedł do wyborów nie był „zużyty” władzą i listy wyszykował w oparciu o zasadę „wszystkie ręce na pokład” To był PiS sprzed pandemii i wojny… Ale teraz powinien być zdeterminowany bardziej i powtórzyć tamten manewr.  Tam jednak widać kapitulację i markowanie ofensywy, tak samo jak nomen omen na wojnie za naszą wschodnią granicą… Ale to ich problem.

U nas krąży bezpodstawna opowieść z kręgów władzy, kolportowana celowo i co do tego nie ma wątpliwości. Wszystko po to by przykryć małostkowe i w sumie prymitywne ale prawdziwe powody o których była mowa. A ta mówi jakoby Hałas Teresa nie jest na liście gdyż podpadła Kaczyńskiemu za „piątkę dla zwierząt”  i to jest kara. Skoro tak, to czemu są na nich Ardanowski i Zawiślak ? Zawiślak został tak jak Teresa zawieszony, a Ardanowski nazwał „piątkę” łajdactwem. Odpowiedź jest prosta… Są bo za nimi wstawiło się otoczenie i zaplecze, a u nas kto miał to zrobić, skoro Leńczuk już rok temu znalazł pomysł na siebie i prysnął do Madziara. To jak w takich okolicznościach nie zgodzić się z Grzegorzem Braunem, który mawia; gorszą od chamstwa jest tylko zdrada. 

36
5

Siennica Różana jak Wrocław czyli abstrakcyjne pomysły na eko biznes

Dziś o tym, że opozycja w radzie gminy jest potrzebna, ale przede wszystkim o pomyśle, który ma „pomóc ziemi”, a tak przynajmniej twierdzi jeden z bohaterów felietonu. Sam pomysł jest w naszych warunkach abstrakcyjny, ale mimo to bardzo korzystny dla mieszkańców; pod jednym warunkiem… że nic z tego nie wyjdzie.

Tytułem zagajenia trzeba pamiętać, że Proskurowa Siennica ekologiczna i przyjazna środowisku, jak diabli. Nawet jest na to certyfikat! I to jest to czerwone jabłuszko przywiezione czy dosłane kiedyś Leszkowi z Warszawy. Jabłuszko z plastiku… podobno. A jak ta przyjazna gmina wygląda w praktyce? Wystarczy przypomnieć, że była w planach biogazownia na Zagrodzie i do tego ludziom pod nosami. Lud tamtejszy jednak się zbuntował i Alicja Pacyk w jego imieniu i za jego przyzwoleniem oprotestowała smrodliwe przedsięwzięcie i skutecznie, bo nic z tego nie wyszło. Wójt się nie poddał i swojego dopiął! Lewą wytwórnią łazienkowej armatury na czynnym ujęciu wody w sąsiednim Kozieńcu. A ponad dwa lata temu wrócił na Zagrodę z PSZOK, który spalił na panewce. Ale się nie poddał i susem z PSZOK przeskoczył na Siennicę Dużą. Chciał go lokować przy głównej ulicy i pod nosem oraz oknem imć Tomaszewskiego. I znów pomysł nie wyszedł tylko dlatego, że wspomniany stanął okoniem do spółki z sąsiadami. Dziwne w sumie te pomysły i jeszcze dziwniejsze źródła determinacji naszego Leszka…

Prezentacja na sesji

Obecnie chyba jesteśmy świadkami kolejnej próby. No i w tym duchu 10 sierpnia na sesji rady gminy Siennica Różana pojawiło się „trzech cwanych biznesmenów” spod Chełma z jeszcze cwańszym pomysłem na biznes w Proskurowej Siennicy. Co ciekawe, to jeden z nich swego czasu wykonywał usługi zbioru płodów na terenie gminy Siennica Różana. Przez co gminę dogłębnie spenetrował i można powiedzieć inwestycyjnie się w niej rozmiłował. Sam to przyznał… i dlatego tu chce umiejscowić swój biznes, a pozostali dwaj dzielnie mu w tym sekundowali.

Dlatego przyszli na zaproszenie wójta, by się naocznie zaprezentować i opowiedzieć o szczegółach planu, który uczyni gminę jeszcze bardziej awangardową w ekologii i „pomoże ziemi” Plan trzech eko biznesmenów zasadza się na tym, że chcą kupić pięć hektarów w Kozieńcu, tam gdzie kiedyś była piaskownia, a potem mają zamiar wybudować „kompostownię odpadów zielonych” oczywiście na wolnym powietrzu. Surowcem będzie wszelakie dobro pochodzenia roślinnego; trawa, gałęzie… Cały proces „z pola na stół” ma wyglądać, tak że… UWAGA… rolnik, jeśli ma dajmy na to trawę, to nasamprzód musi łąkę skosić, trawę zebrać i przywieść im na składowisko. Tak na marginesie to właśnie eko biznesmeni zwracali uwagę na to, że gmina obfituje w łąki, których nikt nie użytkuje rolniczo. Zapleczem, dostarczającym surowca ma być niemalże cała Lubelszczyzna! No niezły abstrakt! I mają chłopaki rozmach…

Ale to nie jest najmocniejszy punkt programu, albowiem, gdy już rolnik dowiezie, to musi zapłacić biznesmenom za odbiór trawy. O, i to jest dopiero mocne!? Potem, za bramą i na placu, gdy ta trafi na silos będzie regularnie napowietrzona poprzez mieszanie. To ostatnie brzmi bardzo swojsko i w naszej gminie to słowo wytrych do zrozumienia wielu sytuacji…

Gdy się już stertę napowietrzy, to ta przeistoczy się siłami natury w „ulepszacz glebowy”. Wtedy szczęśliwy rolnik będzie mógł ów „dar słońca i wiatru” nabyć, by sobie go rozsypać po polu, czy ogrodzie, coby mu rosło do samego nieba. Oczywiście nabyć może za pieniądze, bo jakżeby. Eko biznesmeni nawet podali szacunkową cenę i ta oscylowała między 40 — 55 złotych za tonę. Sprytnie, jak widać, zadbali o stały dopływ gotówki na każdym etapie działalności. Tak naprawdę to koszty zostały zrzucone na barki rolnika, którego tylko trzeba namówić, bo na szczęście jeszcze nie ma administracyjnego przymusu. To, że nie można spalać liści, czy podciętych gałęzi nie jest póki co zagrożeniem, bo każdy znajdzie miejsce na składowanie gdzieś w obejściu. Wieś ma, jak widać, zalety. A skoro tak to, o co chodzi?

Wójtowi się podoba !

Wizyta tych trzech z prelekcją była, po to, by zachować pozory transparentności. To ma wyglądać jak spektakl kwitnącej demokracji. No i całą odpowiedzialność mają ponieść radni od Proskury. To przypomina przerzucenie kosztów na rolnika, o czym wspomniałem wyżej. No ale taka nasza specyfika, i oni już nie takie rzeczy przepychali swojemu pryncypałowi… Zrobią to, ale nie od razu, bo wójt już jest przekonany, czego dał wyraz na komisjach rady przed sesją. Leszek opowiadał o całym projekcie z wypiekami na twarzy, i to mało powiedzieć. Chłop się do tego wręcz zapalił jak kiedyś stodoła komendanta Janusza! Opowiadał rozemocjonowany, że to bardzo ciekawe i że będą korzystać ze środków unijnych. Później się okazało, że jednak nie i chcą w ten biznes zainwestować własne pieniądze.

Leszka radni pytali ale ostrożnie

Leszek na sesji siedział cicho i tylko okiem łypał. Nie był zadowolony, że pada wiele pytań i do tego szczegółowych. Jego radni pytali, ale tak jakby wyczuli intencje szefa; byle nie za dużo wypłynęło i te najistotniejsze były dziełem radnych opozycyjnych; Andrzej Korkosza i Alicji Pacyk, ale o tym za chwilę. Marysia Jeleń pytała, czy dróg nie uszkodzą, dowożąc i wywożąc urobek, a Kargula ciekawiło co z utwardzeniem podłoża, bo piaskownia na wodzie stoi.

Eko biznesmeni nie mieli trudności z odpowiedziami i na wszystko sypali gotowymi ripostami. Teren się utwardzi i nic nie przesiąknie. Będą szamba na odcieki, a drogi nie ucierpią, bo rolnicy będą w większości przywozić surowiec ciągnikami. Ot co!? Nawet gdy Manio Mielniczuk zapytał, czemu na swoich gruntach tego nie robią, bo zauważył, że jeden z eko biznesmenów jest rolnikiem to właśnie ten „rolnik” odpowiedział, że u niego w gminie jest plan przestrzennego zagospodarowania i ten nie przewiduje takich inwestycji. A zapłacić za jego zmianę to rzecz kosztowna. I po co taki wydatek, skoro po sąsiedzku w Siennicy planu przestrzennego brak i jest wszechmocny i światły wójt, który samodzielnie decyduje, wydając decyzję o warunkach zabudowy.

Gdyby radni zaczęli obawiać się, że na placu bio fermentowni mogą się dziać rzeczy inne niż deklarowane to i tu była niespodzianka… Inwestorzy chcą zatrudnić z terenu gminy ze dwie może trzy osoby jako operatorów ładowarek. No i taki ktoś jednocześnie będzie robił za gminny monitoring i męża zaufania. Wystarczy go zapytać co się tam dzieje i on odpowie albo sam będzie gadał. Nie ma co! Metoda bardzo nowatorska i opierająca się na znajomości duszy tutejszego ludu. Znając życie to lud tutejszy ją udoskonali, bo taki operator i mąż zaufania w jednym pewnie po jakimś czasie zacznie żądać dodatkowych opłat za informacje z placu. Jak się dobrze postara, to będzie miał drugie pobory bez ZUS i podatku.

Sęczkowskiego zainteresowało jak taki zakład wygląda i czy nie dałoby się go „odzobaczyć” Odpowiedzieli mu, że najbliżej „coś zbliżonego” jest w Białej Podlasce, ale tam przerabia się inny surowiec. I jakby bardzo chciał zobaczyć „100% wzorca” to Wrocław ma spółkę komunalną o takim profilu działalności…

Przegłosować i to już !

Na koniec eko biznesmeni uznali, że proces „uwodzenia radnych” dobiegł końca i zawnioskowali, by ci przegłosowali sprzedaż tu i teraz. Banach, jednak przystopował te zapędy, bo on też chce mieć coś do powiedzenia jako przewodniczący rady. Dobro lokalnej społeczności u niego plasuje się na dalszych lokatach. Hamował, bo tego jego majestat wymagał… Ci z kolei ponaglali, bo czuli się pewnie po wstępnych rozmowach z wójtem…

Pytania radnych z opozycji

Z daleka wszystko pachnie opowieścią tak bezczelnie naiwną, że strach słuchać bez uszczerbku dla inteligencji. A że wójtowi to się podoba jest niechybnym znakiem, że coś w tej historii nie jest do końca dopowiedziane. Dla mnie to „maskirowka”, jak z buntem Prigożyna. Leszka nieskrywana radość jest najlepszą rękojmią, że to inwestycyjny szajs. Jedyną „prawdą” w tym wszystkim jest to, że chcieliby wejść w posiadanie pięciu hektarów, i to rzeczywisty cel. Co tam zrobią, gdy kupią to już pozostaje w gestii ich wyobraźni i finansów. A to, że chcą zainwestować swoje, a nie unijne znaczy, tyle że w każdej chwili mogą zmienić decyzję. Swój grosz się z reguły szanuje. Jak powszechnie wiadomo oparcie się na zewnętrznym finansowaniu krępuje na kilka lat. I akurat ten fakt prywatnego finansowania wyłowił Korkosz, bo zaczął pytać.

Alicji Pacyk udało się ustalić, że istnieje możliwość zmiany profilu, gdyby przerób masy roślinnej nie zdał egzaminu, bo byłoby go zbyt mało. Eko biznesmeni zapewnili, że nie chcieliby tego robić, ale tak czy siak furtka istnieje, a skoro nic ich nie wiąże tylko własna wola, to różnie może być. I co mieli odpowiedzieć na tym etapie podchodów?

Ach ten Wrocław !?

Ten Wrocław, na który się powołali jest równie interesujący i nie napawa optymizmem. Nie dlatego, że szkodzi otoczeniu, tylko tamta działalność jest wkomponowana w profil tamtejszego zakładu komunalnego. To coś jakby odnoga PSZOK w ramach, której stworzono Kompostownię Odpadów Zielonych. Odpady można dostarczyć maksymalnie w ilości 0,7 m³ (6 worków 120l) Ponadto przetwarzają odpady z ogrodów i parków, z których powstaje organiczny środek poprawiający właściwości gleby „e-kompost” i tam oddaje się za darmo. Wobec tego faktu chyba nikt nie przejdzie obojętnie. To już całkiem zmienia postać rzeczy. Duże miasto dysponuje odpowiednią ilością zielonego surowca, z którym mieszkaniec nie ma co zrobić, bo to miasto. Wrocław liczy ponad 674 tysiące mieszkańców w tym część dysponuje trawnikami i przydomowymi ogrodami. Surowca mają tym samym po kokardę i jego przerób ma sens. Do tego dochodzi logistyka, bo to teren wysoce zurbanizowany. I to jest właściwy moment na kolejną ciekawostkę, do której dokopała się Alicja Pacyk swoimi pytaniami. Otóż nasi eko biznesmeni przewidują obrót na poziomie 3 tysięcy ton w ciągu sezonu od kwietnia do listopada, a to tyle samo, co ma wrocławska kompostownia w 674 tysięcznym mieście!

Wieś ma swoją specyfikę… na szczęście

Mają rozmach i brak hamulców!? Ale u nas… w wiejskich warunkach przy takich „zachętach”, gdzie trzeba za wszystko płacić ta inwestycja nie ma szans powodzenia. To raczej atrakcyjna ściema. Jak wyżej, na wsi takie problemy rozwiązuje się inaczej z racji przestrzeni. Może jedyną korzyścią będzie fakt, że ujawnią się najmniej rozgarnięci z okolicy. Bo zapłacić za wszystko z uśmiechem to trzeba mieć pewne intelektualne braki, mówiąc oględnie. Już widzę jak za dopłatą zwożą im z całego województwa zieleninę… Z tego mogą być jedynie zadowoleni psychiatrzy i socjologowie, bo to doskonały materiał do badania specyfiki umysłowości mieszkańców ściany wschodniej… Tyle pożytku.

A tak finalnie to kiedy Bonaparte planował inwazję na Wyspy Brytyjskie pojawił się cwaniak i hochsztapler niejaki Quatremere-Disjouval, który chciał go zainteresować koncepcją kawalerii na wytresowanych do tego celu delfinach. Te wystrojone w odpowiednie uprzęże i worki z powietrzem, by nie nurkowały zbyt głęboko miały na swoich grzbietach przenosić francuskich żołnierzy na angielskie wybrzeże. Napoleon, jak to usłyszał to się wściekł i o mało cwaniaka nie skrócił o głowę. Taka historia, a wójt powinien być w skowronkach, bo przez chwilę był plasowany na poziomie Cesarza Francuzów. Tylko że, jak widać, głupich pomysłów nie wytępisz, ale można ograniczać ich zasięg. Co prawda nie pomaga w tym „polityczna poprawność” No ale nasz wójt nie Napoleon, więc… przyklasnął pomysłowi i może on jako jedyny zna prawdziwe zamiary. I skądś eko biznesmeni wiedzieli, że w Siennicy są łąki i kandydaci na barany, które będzie można strzyc, a jak i to się skończy, to odzierać ze skóry, mówiąc przy tym, że to wszystko dla ich dobra…

24
0

W społeczeństwie ogarniętym powszechną wariacją miejsce jedynego człowieka przytomnego jest w szpitalu wariatów.

 

Dziś zupełnie z innej beczki. Temat felietonu to w sumie przemyślenia zainspirowane rocznicą Bitwy Warszawskiej. Część poruszonych zagadnień dotyczy historii Polski z ostatnich 300 lat i tego czym i po co jest „frazes” Zapraszam do lektury.

Od połowy XVIII wieku w Polsce rządzi pusty frazes. Był i wcześniej, ale od tego czasu wziął zdecydowanie górę i jak już się umościł na tronie, to zejść z niego nie chce. To jest plan, sposób i pomysł na złapanie steru rządów i możności żerowania na zasobach państwa oraz obywatelach. Tego im się nie mówi wprost, bo niby wszystko dla ich dobra.

W takich okolicznościach państwo nie może funkcjonować, bo frazes nie przewiduje rozwiązań dla gospodarki, polityki zagranicznej i zdefiniowania interesu narodowego. To jest opcja na „tu i teraz” jednocześnie funkcjonuje agentura nazywana jurgieltem. To nic innego jak służalczość wobec obcych nie zawsze ościennych państw, oczywiście za ” złoto z ich sakiewek”. Sąsiedzi są z reguły „przezorni” i lubią wiedzieć co się za płotem dzieje, a jak mogą mieć wpływ, to korzystają. Polska, czy jak tam wcześniej się nazywała, gdy była lepiej rządzona również takich okazji nie przepuszczała. Tak to wygląda…

Człowiek lepiej się czuje jak sam siebie okłamie

Bywały i dobre pomysły na Polskę, ale te jakoś nie miały siły przebicia, bo jurgielt skutecznie je torpedował. No cóż, kiedy się wejdzie na taką ścieżkę to trudno z niej zejść. To trochę tak jak próbować wyskoczyć z pociągu, gdy ten mknie przed siebie albo uciekać z rozkręconej karuzeli. Tyle nasze elity zdołały wymyślić przez ostatnie 300 lat. W efekcie, czego frazes i jurgielt jako pomysł na państwo to nasz jedyny wkład w historię polityczną świata i zarazem nasze utrapienie oraz przyczyna zgryzot, ale tylko dla tych, co rozumieją istotę problemu. Znakomita większość woli wierzyć w propagandę, bo to wygodne i lepiej się człowiek czuje…

Nie szanują nas, bo się sami nie szanujemy

Przez to nas świat nie traktuje na poważnie i nie szanuje. Mówią przy tym żeśmy łatwowierni. Tak twierdził Churchill a wiedział, co mówi, bo akurat to jemu żeśmy uwierzyli i zaufali. Ambasador Rosji za czasów Katarzyny II Otto Magnus von Stackelberg zdiagnozował bardzo trafnie Polską duszę i wedle tego Polacy kochają się we frazesie, patosie i pustosłowiu. Czyli my to lubimy i trafiło na podatny grunt. Głosiciele takich mądrości, za którymi nic nie idzie zawsze znajdą drogę do naszego serduszka, a jak tam już trafią, to nieszczęście gotowe. U nas „mózg polityczny” nie istnieje, a jeśli jest to może wielkości kurzego. Polak w znakomitej większości nie wierzy w to, że świat rządzi się inną dewizą. Ta opiera się na czymś podobnym do zasady wzajemności.

Ale jak już o tym mowa, to ciekawostka. Proszę znaleźć zasadę wzajemności w stosunkach polsko-niemieckich dotyczących praw mniejszości narodowych. Niemcy u nas z nich korzystają, w sejmie zasiada poseł reprezentujący „mniejszość niemiecką” a Polacy w Niemczech nie mogą nawet marzyć o czymś takim. To od razu i bez litości pokazuje nasze miejsce w szeregu i stopień suwerenności. Wracając do wątku to polityką krajów poważnych rządzi interes z bilansem zysków i strat. Co będziemy mieć z tego albo co nam grozi jak tego nie zrobimy, i to jest jasne i czytelne, tylko nie między Odrą i Bugiem, bo tu jest „frazes” Nawet w sytuacjach z nożem na gardle „frazes” bierze górę i kombinatorstwo.

Kajdany zdjęte razem z butami

W Dreźnie po pobiciu Prus i po po powołaniu Księstwa Warszawskiego Napoleon rzucił hasło, że trzeba w nim uregulować stosunki na wsi. Co się rozumiało jako nadanie chłopstwu praw i swobód. Bonaparte wyrósł z idei Rewolucji Francuskiej i tam, gdzie stanęła jego armia wprowadzał swoje porządki. Pomysł był francuski jednym słowem i dobry, ale wykonanie już polskie i po polsku się skończyło, czyli nadętym frazesem… Na mocy dekretu z 21 grudnia 1807 roku, nadano chłopom taką wolność, że ci skończyli w jeszcze większym zniewoleniu. A już wtedy po Insurekcji Kościuszki wiedziano, że chłop może być przydatny, i to potencjalny sojusznik. Już wtedy w Uniwersale Połanieckim Kościuszko poszedł do przodu bo „rozczytał” potrzeby wsi, ale mimo to dekret z grudnia cofnął czas, choć to się wydaje niemożliwe. Reforma wedle ukazu polegała na osobistej wolności, ale bez prawa do własności uprawianej ziemi. Chłop bez ziemi jest nikim, czyli nic to nie zmieniło w jego położeniu. Oczywiście mógł na niej pracować, ale ta była własnością szlachcica, a jak robił to w sposób niezadowalający, to mógł zostać wyrugowany. Jeśli chciał się swobodnie przemieszczać i podjął decyzję, że chce iść w świat był zobowiązany do pozostawienia swemu panu całego inwentarza i zasiewów z narzędziami. A często do odejścia motywował go fakt, że nic nie było jego. Bo nic tak ludzi nie trzyma w miejscu, jak własność. I „Góra urodziła mysz”, bo po co, komu wolność bez własności. Mówiono nie bez racji o tym akcie, że „zdejmował chłopu kajdany z nóg razem z butami”.

Reforma Wilczka 

Ta sytuacja z 1807 w skutkach i zamyśle przypomina ustawę Wilczka z 1988 roku, która była liberalna przez 18 miesięcy, a potem tak ją wyregulowali, że znów wróciła komuna i państwo steruje ręcznie gospodarką poprzez system koncesji. O uwłaszczeniu celowo też nikt nie mówił, bo łatwe do przewidzenia to, że drobny właściciel i przedsiębiorca z miejsca poprze partie z programami ograniczającymi socjal i rozdawnictwo oraz optującymi zmniejszenie interwencji państwa w gospodarkę. I można o tym jeszcze długo pisać…

Hekatomby za guziki i  czy świat ma sumienie ?

Inny „frazes” to ten z 39 roku „nie oddamy ani guzika”, bo mamy gwarancje Wielkiej Brytanii, Francji i honor! To znowu dowodzi braku zrozumienia, czym jest polityka zagraniczna. Brać w ciemno gwarancje od państwa bez de facto armii lądowej. A drugi gwarant taki chętny do wojaczki po hekatombie Wielkiej Wojny, że całą armię schował za wybudowaną linią statycznych umocnień.

W efekcie tego „frazesu” oddaliśmy gacie i nie tylko, bo niemożliwym jest wygrać starcie z pierwszą armią świata. Wehrmacht do końca 1941 równych sobie nie miał a gospodarka Niemiec była drugą na świecie i pierwszą w Europie. Władysław Studnicki rówieśnik Piłsudskiego nawet napisał o tym książkę „Wobec nadchodzącej II wojny światowej”  W niej wszystko skrupulatnie wyłożył, policzył i udowodnił. Przewidział zwyczajnie przyszłość ale rząd Sławoja poszedł dalej… i zarekwirował cały nakład, a co było potem to wiadomo. No i przecież honor…

By już skończyć ten wątek to warto wspomnieć, że byliśmy w pewnym sensie inspiracją dla Francji. Marszałek Petein umotywował jej kapitulację tym, że woli się poddać i ocalić choć część państwowości i terytorium bo wojna do samego końca w efekcie odda go na pastwę wroga. Określił taki stan mianem „polonizacji”. Wiedział co Niemcy w naszym kraju wyprawiali po wrześniu 39. Tak nas zapamiętano…

Nie mądrzejsi byli inspiratorzy powstania warszawskiego, którzy tak jak Okulicki twierdzili, że zbrojnym zrywem i przelaną krwią wzruszymy sumienie świata… Co ciekawe, współczesny Okulickiemu Anders decyzję o powstaniu nazywał zbrodnią. I to już przypomina teraźniejszy frazes…

Ukraina mocarstwem i kto ma roszczenia?

Wojna na Ukrainie, gdzie Ukraińcy walczą po to byśmy my nie walczyli, czyli ta się toczy w rzekomo naszym interesie, a silna Ukraina to bezpieczna Polska. To są prezydenta Dudy Andrzeja interpretacje… W tym momencie najlepiej chwycić za młotek i palnąć się w czoło, jeśli raz nie wystarczy to operację powtórzyć. Szaleńcem trzeba być lub zwykłym durniem by w to wierzyć. Ukraina ma względem Polski roszczenia terytorialne i u nich to wcale nie jest margines polityczny. Gdy będzie silna jak chcą niektórzy, to zechce wyegzekwować to, co jej się „należy”. Tym bardziej, jeśli okroją ją na wschodzie i różnie może być… USA i całe NATO gdy się uparło, to „kosowskim albańczykom” wykrojono państwo z Serbii, by ją rozbić i zantagonizować. Rosja tego nie poparła i taki precedens posłużył jej przy aneksji Krymu…

Skoro o roszczeniach terytorialnych; to Niemcy również je mają, aczkolwiek nie podnoszą ich tak wprost. Ale za kanclerstwa Adenauera atlasy geograficzne pokazywały Niemcy w granicach z 1938 roku. Ten kanclerz był wręcz wściekły na okrojenie Niemiec na wschodzie i zachodniej granicy PRL nie uznawał. Zmieniło się to dopiero za jego następcy Willego Brandta i dobrze byłoby to pamiętać.

Rosja o dziwo żadnych roszczeń terytorialnych sobie nie rości, ale my ją mamy nienawidzić, bo taka mądrość etapu…

Umowa z 2 grudnia 2016 roku gwoździem do trumny

Tak żadne poważne państwo nie traktuje swojej polityki zagranicznej. Ale przecież Polak wszystko łyknie jak mawiał w 2005 roku Kurski Jacek alias „mister 3%” że „Ciemny lud, to kupi”. Zadłużamy się między innymi na poczet pomocy zbrojnej dla Ukrainy. Kupiony przez nas sprzęt i ofiarowany jedzie tylko po to na wschód, żeby Rosjanie go spalili, bo Leopardy też płoną, i to jak! A nasza hojność na podstawie umowy zawartej 2 grudnia 2016 roku. Z jej treści wynika, że w razie napaści na jedną ze stron umowy to strona druga zobowiązuje się do udostępnienia napadniętemu wszystkich zasobów państwa niezbędnych do prowadzenia wojny, i to wszystko ZA DARMO! W umowie to się nazywa nieodpłatnie. Żadnych weksli nic…

Z defilady na front i wojna kosztuje

Ostatnio nasze władze posunęły się do pewnej nonszalancji i 15 sierpnia na rocznicę cudu nad Wisłą i Święta Wojska polskiego ulicami Warszawy przejdzie defilada. Pierwsza na bogato od trzech lat! Ma być 200 egzemplarzy różnych broni i 2 tysiące żołnierzy. Obawiam się, że to, co pokażą to akurat to, co jeszcze nie zostało wywiezione w ramach umowy. Ale może być i, tak że sprzęt pojedzie z defilady prosto na front (bo jak nie, to będzie afront), tak jak miało to miejsce w 1941, kiedy oddziały Armii Czerwonej z defilady przed Stalinem na Placu Czerwonym szły wprost w okopy bić Niemca. Świat nie zna takich regulacji, by pchać się w konflikt, nie mając żadnych celów politycznych i dawać miliony w sprzęcie i zasobach państwa za darmo. W tej części świata to się nie zdarza.

Wojna kosztuje, a Koreańczycy za swoje K 2 chcą dolarów, a nie podziękowań i naręczy kwiatów.

Polscy lotnicy za to, że bili się z Niemcami nad Anglią na angielskich samolotach musieli za nie płacić. I to oburzało, bo jak to tak!? Ale Anglicy za każdą śrubkę, czy czołg dostarczony z USA również musieli płacić złotem i koloniami. Dzisiejsze bazy wojskowe USA rozsiane po świecie to owoc tamtej wymiany z 1940 roku. Sowieci za pomoc udzielona republikańskiej Hiszpanii kazali sobie płacić złotem. Niestety, ale tak świat funkcjonuje i w sumie to racjonalne. Bo wszystko kosztuje i, by wyprodukować czołg trzeba kupić surowce i opłacić tych którzy go poskładają. Gdyby świat funkcjonował na polskich zasadach, czyli dajemy wszystko za darmo i z dobrego serca, bo ktoś chce wojować to wojny nigdy, by się nie skończyły. Ciągle byliby chętni do wspierania za dziękuję. Umowa nie jest nawet za „dziękuję”, bo my nawet i tego chyba nie oczekujemy. Po prostu majątek narodowy rozdaje się postronnym jak stuknięta ciotka z demencją srebra rodowe przygodnie napotkanym przechodniom. To bardzo źle rokuje w kontekście roszczeń środowisk żydowskich o zwrot mienia bez spadkowego.

Gdyby ktoś chciał zobaczyć pełny tekst tego arcydzieła sztuki dyplomacji i dbałości o interes narodowy z grudnia 2016 roku to ten jest dostępna na Monitorze Sejmowym i umieszczono go tam dopiero w 2019 roku.

W zamian pogarda

Ukraińcy w zamian drwią z próśb o ekshumację polskich ofiar ludobójstwa z Wołynia, a premier stawia krzyż w polu z patyków i opowiada głupoty. Tymczasem Niemcy prowadzą na Ukrainie ekshumacje szczątków swoich żołnierzy z czasów II wojny światowej, jak gdyby nigdy nic. Stoi za tym niezwykle sprawny „Niemiecki związek Ludowy Opieki nad Grobami Wojennymi” W zeszłym roku ekshumowano szczątki ponad 800 żołnierzy.

To nie może być zaskoczeniem. Ukraina ma stare sentymenty względem Niemiec i „pierwszą państwowość” zawdzięcza II Rzeszy. Ta doprosiła Ukraińską Republikę Ludową do stołu rokowań pokojowych między Rosją sowiecką i kajzerowskimi Niemcami przy zawieraniu pokoju brzeskiego w marcu 1918 roku. Przedstawicieli Rady Regencyjnej tej samej która Piłsudskiemu przekazała władzę 11 Listopada nikt tam nie chciał oglądać. A to, że III Rzesza nie spełniła oczekiwań Ukraińców w czasie II wojny mało znaczy, skoro dziś Niemcy są pierwszą gospodarka Europy i kręcą UE jak im się podoba. Dlatego Niemiec na Ukrainie, nawet jak nic nie daje, a wręcz mówi, że nie da ma większy ciężar gatunkowy niż Polak, który dałby wszystko.

Do tego zasypują nas zbożem, ale nie ich tylko z tych pól, które na Ukrainie posiada kapitał z USA reprezentowany przez Cargill, Monsanto… Ziemi ornej na Ukrainie mają 41 milionów, z czego 17 we władaniu kapitału USA. Są jeszcze Niemcy od Bayera, Saudyjczycy i Izrael…

 Kto myśli racjonalnie; ten ruska onuca

I taka to wojna, ale my do wszystkiego na poważnie i z sercem na dłoni. PiS tak się zachwycił ideą pomocy, że sam uwierzył we własną propagandę i przekonał opinię publiczną, nawet tę część co z reguły głosuje na PO. W kwestiach „frazesu” oba elektoraty zgodne. O reszcie „elektoratów po magdalenkowych” nie ma co wspominać, bo i tu jest zgoda. Wyłamuje się „niemagdalenkowa Konfederacja” za co sypią się na nią oskarżenia i obelgi o agenturalność. A ta polega na tym, że konfederaci nie chcą pauperyzacji i zniszczenia kraju. Osobliwe, ale tak jest w patologicznych rodzinach, kiedy wrogami są ci, którzy alkoholikowi nie pozwalają wynieść z domu drogocennych przedmiotów celem upłynnienia.

Tak się u nas porobiło i końca nie widać… To nie żart, bo Duda chce chyba odtworzenia imperium jagiellońskiego, coś nawet przebąkuje. A z zakłamanej historii pełnej frazesów wyciąga się kłamliwe i fałszywe wnioski. Tak powtarzał Józef Szujski a wiedział coś o tym, bo był historykiem „szkoły krakowskiej”  Coś w naszej historii jest nie tak i inni to widzą. I tak się składa, że John Mearsheimer we wznowionej  monumentalnej pracy swojego autorstwa „Tragizm Polityki Mocarstw” przedmowę dedykował Polakom i Koreańczykom.  Akurat nam i im, bo oba kraje leżą na styku stref wpływów i mogą być wykorzystane do tytułowej tragicznej w skutkach gry. A tytuł powyższego felietonu, to cytat z opinii Stanisława Mackiewicza o proroczej treści wspomnianej pracy Studnickiego i tyle na dziś… 

 

 

30
0

Nie od obroku koń się narowi

 

Andrzej Leńczuk „człowiek kultury” oddany Gloria Vitae i PiS bardziej, niż Nadieżda Krupska Leninowi. A w tym, co ostatnio „wykręcił” to taki mądry jak ten babki kot z przysłowia, co to zjadł świeczkę i siedział po ciemku. No trudno to inaczej podsumować i dziś właśnie o tym… 

„Mój” Leńczuk Andrzej przezywany „starostą” wykręcił mi ostatnio bardzo ciekawy numer i przez to; wszystko, co o nim sądzę stało się „ciałem”. Najpierw pogniewał się na mnie, i to tak srodze, że bez kija nie podchodź! Nie podoba mu się, że o Gołębiu z muzeum ciągle piszę, a on, by już nie chciał, bo tego już w muzeum nie ma od maja. Widać „starosta” uważa, że to przemawia za wyciszeniem tematu.  Ale kiedy ostrzegałem, że pozbycie się go nic tak naprawdę nie zmieni i trzeba człowieka „bronić” to słuchać nie chciał i robił swoje. No nie on jeden, ale tak było. Teraz mnie wypada robić swoje, i przecież ja tylko komentuję to, co on nawyprawiał. Jestem zaledwie kronikarzem tego wszystkiego.

Kiedy wygasło uczucie

Raptowny rozjazd naszej „znajomości” który swego czasu był okraszony dozą pewnej sympatii, bo każdy zasługuje na jakieś zaufanie, choćby „na raz”, rozpoczął się rok temu po słynnej sesji poświęconej zwolnieniu dwójki „fachowców, jakich świat nie widział” z muzeum regionalnego oraz deklaracji, że będzie konkurs, bo dyrektor nie przywrócił rzeczonych „fachowców” do pracy. No tak trzeba było Gołębia pokarać, że korzysta z dyrektorskich uprawniań, ale dziś wszystko sparciało i świat powoli staje na głowie. A Leńczuk ma w tym znaczny udział… Po takiej manifestacji, co jest wbrew sztuce rządzenia i zdrowemu rozsądkowi trudno sympatie utrzymać. To się tak musiało skończyć. Ale mimo to „coś tam” z „uczucia” zostało i skoro kiedyś głośno mówiłem, że to „mój starosta” to obecnie też tak uważam, ale wyrażam to dodatkowo przymiotnikiem — „bezmyślny” i nadal go lubię tylko ciut inaczej. Bo jakże go nie lubić!

Zamilczanie jako sposób i bezradny Nagowski

Co ważne, ale celowo bagatelizowane i zamilczane przez obóz „bezwładzy” i wszystkich zaangażowanych w muzealny bajzel (bo oni rzeczy niewygodne i wręcz haniebne najchętniej, by wymazali z pamięci, a reszcie zakazali pamiętać) to fakt, że ta wspomniana sesja z 21 lipca zeszłego roku i naciski Leńczuka były bezprawną ingerencją w politykę kadrową dyrektora, która jest ustawowo zagwarantowana. To co wyrabiał i wyrabia „tak zwany starosta” w żadnych cywilizowanych kategoriach się nie mieści. To wszystko w świetle kamer i na rympał. Uważam, nawet że tym się ktoś powinien zainteresować z zewnątrz. Jest jednocześnie kościołowym i rozmodlonym z buźką rokokowego putta samorządowcem. Toć w jego wzroku i ciepłym grymasie jest więcej niewinności niż w całej Danusi Jurandównie!

I taki ktoś takie numery potrafi wykręcać, ale przecież mądrość ludowa ma na takowe sytuacje swoje spostrzeżenia ubrane w przysłowia. I tu pasuje „Modli się pod figurą, a diabła ma za skórą”, a jak się do tego przypomni numer, jaki Teresce wykręcił pod ZOL z Madziarem to nie ma o czym gadać. O tym, że od początku stosował dywersję, bo tak naprawdę Gołąb miał wyfrunąć po góra pół roku to też nie ma co się spierać wobec aktualnego poziomu wiedzy w tym temacie. Wszystkie te tańce i oberki nad dyrektorem były tylko dlatego, by dogodzić radnym, a to żaden plan tylko bezbrzeżna głupota. Owoce tego widać dziś w Muzeum Regionalnym. Bajzel jest taki, że wysłany na „misję stabilizacyjną” starościński audytor Nagowski najchętnie uciekłby stamtąd do Norwegii i poprosił o azyl, ale i on ma za swoje, bo kiedyś myślał, że to wszystko takie proste, a Gołąb nie potrafi.

Leńczuk majstruje przy informacji publicznej

Ale do rzeczy i pora o tym poopowiadać co Leńczuk nawywijał. 20 lipca zwróciłem się do starostwa na podstawie ustawy o dostępie do informacji publicznej o udostępnienie pełnej dokumentacji wraz z załącznikami z konkursu na dyrektora muzeum z 11 lipca tego roku. Termin na rozpatrzenie takiego wniosku to 14 dni. W 13 dniu otrzymałem „coś”. Niby „w czasie”, ale nic nie stało na przeszkodzie, by odpowiedzieć znacznie szybciej. Tym bardziej że to „coś” to raptem pięć stron, a z „pisemnym rozkazem” Leńczuka sześć. Ale niech tam przecież tam mają pełne ręce roboty; niebawem dożynki i Mazowsze przyjedzie! Trzeba być wyrozumiałym…

Z żądanych dokumentów był tylko protokół bez załączników i ani słowa, dlaczego tylko tyle. Żadnych wyjaśnień, kamień we wodę! Widać przez 13 dni prawnik starostwa i komentator poczynań Putina prof. Szewczak głowił się jak tu się ustosunkować. Trzeba wiedzieć, że profesor strasznie miły sercu „starosty” i jest osobistym laryngologiem, bo stoi najbliżej jego ucha. Ale jak ten mu płaci, to co ma nie stać!?

To był prolog, bo… zwróciłem „dobrodziejowi” Leńczukowi uwagę na brak załączników mejlowo. Odpowiedzią było mi 24-godzinne milczenie Pani Oli, bo to jej zlecono niewdzięczne zadanie dystrybucji tych „ogryzków”. Dobę zajęło wymyślenie odpowiedzi. Starosta przemówił przez Olę z „nowosadzkiej oświaty”, jak zły duch ustami Regan z „Egzorcysty”. Usłyszałem kolejne „coś”, a brzmiało, że aż zacytuję „W odpowiedzi na mail informuję, że żądana informacja nie jest informacją publiczną. Dnia 02 sierpnia 2023 r. pocztą mailową na wskazany przez wnioskodawcę adres przesłano skan protokołu posiedzenia Komisji Konkursowej powołanej w celu przeprowadzenia postępowania konkursowego na stanowisko dyrektora Muzeum Regionalnego w Krasnymstawie, który jako mający charakter urzędowy podlega udostępnieniu w rozumieniu ustawy o dostępie do informacji publicznej.”

Bezpodstawna cenzura i wszystko na odp…

Wypada się nie zgodzić z tą kulawą interpretacją i spuentować to wszystko słowami generała gwardii Piotra Cambrona z jego finału bitwy pod Waterloo. Kiedy ostatni czworobok gwardii napoleońskiej otoczyli Anglicy to ten na propozycję poddania odpowiedział „A gówno!” Tak i ja się z Leńczuka propozycją nie zgadzam słowami dzielnego generała, bo… to o co wnioskowałem mieści się w pojęciu informacji publicznej, a on żadnej, jak widać, podstawy prawnej nie podaje i uzasadnienie jest na przysłowiowe odp…

Precyzuje za to, co jest informacją publiczną sama ustawa w punkcie pierwszym, jak i Sąd Najwyższy w orzeczeniu z 2007 roku, ale przecież tu o co innego idzie i on jest przy okazji złośliwy, bo jakżeby inaczej. Dobrze wie, co jest w załącznikach i w całym konkursie, ale to już popij wodą jak tu mawiają. O tym, co jest „nie tak” następnym razem, a jest co ukrywać przed opinią publiczną. Tyle że już się mleko rozlało…

Jak było z dostępem do informacji za Szpaka

Za czasów Szpaka jakoś w 2017 zwróciłem się z podobnym wnioskiem dotyczącym konkursu z I LO w 2014 roku. To był ten jedyny konkurs, w którym Nowosadzki Marek pojawił się tylko po to, żeby Fidecka mogła zostać dyrektorem i cieszyć oczy jednych i drażnić tupaniem swoich szpilek uszy drugich. Jak wiadomo Marek wtedy się obraził i wycofał swoje „papiery” W tym wypadku dostałem od starostwa wszystkie dokumenty co do jednego i była tego pełna koperta. Tymczasem bogobojny Leńczuk wprowadza swoje pomysły jak kiedyś w KDK i teraz w muzeum. A w 2016 roku wójt gminy Siennica Różana Proskura Leszek poszedł podobną ścieżką. Też się uchylał od odpowiedzi… Skierowałem sprawę do Sądu Administracyjnego w Lublinie i ten po rozpatrzeniu mnie przyznał rację, a wójtowi nakazał informacji udzielić. To nie jest tak, jak sobie „Ciaputek” myśli, ale takim postępowaniem wierny partyjnej doktrynie, że jak Prawo jest w nazwie i Sprawiedliwość również, to tyle jednego i drugiego starczy i można robić co się chce.

Szpak i jego instynkt

Brak wkoło niego, jednego, rozsądnego, który, by mu te „kretynizmy” odradził. Nie powiem, że Szpak był „anioł”, bo wiadomo, w jakim niebie był przez 12 lat i może gdyby to od niego samego zależało to zrobiłby tak samo. Ale może nim, by taką decyzję podjął to z kimś, by to skonsultował. Leńczuk nikogo nie słucha i w starostwie to wiedzą i wiedzą. Szpak nie był ani błyskotliwy, ani wyjątkowy, ale instynktownie wyczuwał mądrzejszych od siebie. Jak mógł to ich wycinał z pierwszego szeregu, by mu nie zagrażali, i to była polityka, ale jak trzeba było, to się nimi otaczał i ich słuchał. Oczywiście nie, tak, by ci nabrali podejrzeń, że on nie wie nic i nie rozumie. Choć nie jest wstydem pytać, ale nasze rodzime „kartoflane polityki” uważają inaczej.

Zazwyczaj po krytycznym bombardowaniu za jakiś czas ich rady sprzedawał jako swoje koncepcje. Sprytne to było i niech mu tam a robił jak Dyzma, ale między innymi dzięki temu rządził 16 lat!? Głupoty też mu się zdarzały, ale nie taśmowo! I taki Hryniewicz, co by o nim nie myśleć to miał i ma łeb na karku a kiedy Szpak go słuchał to orkiestra grała bez fałszu. Wojtek w wielu sprawach akcentował swoje zdanie. Koszałek Opałek potrafił się z nim nawet kłócić, a z Banachem to nawet uwielbiał to robić szczególnie przy Szpaku. Wyobracał go i wszyscy byli zadowoleni. Gorzej było, gdy Szpak słuchał Kamińszczaka, ale ten to nawet jak sam siebie posłuchał to i sobie potrafił zaszkodzić.

Otoczenie Leńczuka i nadskakiwanie radnym

Leńczuk dobrał takich współpracowników, że są w pewnym sensie jego „klonami” Sekretarz Gajecka „Dnia Zwycięstwa” nie sprokuruje. Na rady Marka Nowosadzkiego nie ma co liczyć, bo Leńczuk w nim widzi rywala, to po co go słuchać. A Marek woli spychać wszystko na niego, skoro ten się rwie do rządzenia. Nieściora słuchać to tak samo, jakby mówić do siebie w pustym pokoju.

Ewa sekretaressa vel sekretarzyca powinna być progiem zwalniającym dla durnych rajdów „świętoszkowatego starosty”, ale niestety nie jest. Gdyby kilka razy „michę” rozbił i wylądował na warsztacie to może do jego zwojów, by coś trafiło. Sekretarz tak naprawdę po to jest. A tak!? Ewa przepisy pewnie zna, bo tyle lat już w tym przybytku bytuje, ale co z tego, jak nie potrafi pociągnąć za spust. Ona politycznego nosa nie ma albo ma katar, a może chce mieć katar? To bardziej pocieszycielka strapionych albo siostra z „Czerwonego Krzyża” Co ranę przemyje kubek z wodą poda…

Pani Ewa dusza kobieta, ciepła jak wełniane skarpety z Krupówek, ale woli nieugiętej ma tyle co Leńczuk rozsądku. Kiedy on coś palnie Ewa tego nie koryguje i nie krytykuje, a jedynie służy za „wzmacniacz sygnału”. Widać wierzy tak jak i sam Leńczuk, że jak się jest starostą i tyle siedzi w kościele pod samym ołtarzem i zna wszystkich proboszczów to zawsze ma się superpomysły. No i tak samo jak „starosta” jest opętana misją dogodzenia radnym. Nie wiadomo, z jakiego poradnika to zaczerpnęli, ale tak to wygląda. Ona uważa, że z sercem na dłoni można być sekretarzem, bo można… ale bardzo krótko. Po wyrwaniu serca żyje się kilka sekund i Aztekowie na ofiarnych ołtarzach to nawet sprawdzili…

Gdyby mogła to w domach radnych z ich dziećmi odrabiałaby lekcje, podlewała im kwiatki i wyprowadzała psy na spacer. To bardzo wrażliwa kobieta i po kilku rozmowach z nią miałem wrażenie, że jestem w przedszkolu i zapisuję do niego własnego syna. Tym bardziej to dziwne, bo ja nie mam syna!? To doskonały materiał na świętą tudzież błogosławioną, a na sekretarza w takim klimacie niekoniecznie… Tu musi być ktoś o wdzięku pielęgniarza z izby wytrzeźwień albo portiera z hotelu robotniczego, by „człowiekiem kultury” potrząsnąć.

Na finał. Ja bym z Leńczukiem pięciu minut nerwowo nie wytrzymał. Z tej mąki chleba nie będzie, bo zboże okazało się techniczne. On widać z kimś się ściga, jest w jakiejś wyimaginowanej swojej i tylko jemu znanej Lidze Mistrzów i chyba poczuł się Zidane bezmyślności i złośliwości w galaktycznym Realu Madryt. W starostwie rządzi ten co pierwszy rano wstanie co się rozumie jako rządy przypadku. Tam realizowana jest złośliwa improwizacja i nadskakuje się radnym. Tam się czas liczy od koncertu do dożynek. Tam nie ma pór roku tylko kalendarz artystyczny. I tak się kręci… jakoś.

Widzą to w starostwie, ale milczą, bo co mają zrobić. Takich złośliwych „kretynizmów”, jak, choćby ten z nieudzieleniem pełnej informacji jest całkiem sporo. A te wynikają z jego charakteru, on po prostu taki jest. To z niego wychodzi, bo w nim siedzi, a stare rosyjskie przysłowie potwierdza tę okoliczność słowami „Nie od obroku koń się, się narowi”. Bo to cechy osobnicze determinują takie zachowania i tą mądrością od sąsiadów ze wschodu, tak samo doświadczonych przez rządzących jako i my żegnam czytelników do następnego felietonu.

 

35
4

Promocja bez promocji czyli kociokwik po krasnostawsku

Nasz Leńczuk alias „Ciaputek” von „Smerf Ciamajda” idzie w politykę na całego. Wziął sobie na tę podróż „krasnala” i radnego „Nepotka” z Kraśniczyna Marka Nieściora. I to jest cały jego dwór ! I żeby było ciekawiej, to czasem nasz roztargniony „starosta” zapomina o swoim Nieściorku i nie tylko. Dziś właśnie o takiej historii, która wydarzyła się jakiś czas temu, bo 6 czerwca, ale wartej wspomnienia. Dzięki niej wiemy, jaki z niego przewidujący polityk zdolny do porwania ludzi za sobą… To znaczy jednego „ludzia” póki co!?

„Ciaputek” podobno chce startować do sejmiku samorządowego co byłoby logicznym zagospodarowaniem rozpoznawalności. Tylko czy 5 lat wystarczy? W tych wyścigach trzeba mieć głosów liczonych w tysiącach. Szpak były starosta i ormowiec próbował do sejmu co prawda i było licho, a strostą był kilkanaście lat! Ale są i tacy co uważają, że wyskoczy do powiatu z miasta… Tu mógłby coś ugrać, ale starostą raczej nie będzie. I może nie ma co podpowiadać, by licha nie kusić. Starczy tych jego pomysłów, bon motów i strategicznych wizji. Nawet gdyby „poszedł do Lublina” przy założeniu, że jakimś cudem nałupi krzyżyków przy swoim nazwisku jesteśmy wygrani, bo zejdzie z oczu i już głupot nie nawyczynia. A jeśli umoczy definitywnie, to wyląduje u siebie na działce wśród gąszczu ogórków, pomidorów i kartoflanych łętów. Tak czy siak, będziemy na plusie. Po tym, co od roku wygaduje i wyrabia uważam, że to dopust boży i apokalipsa na dwóch nogach. A przynajmniej spełnia wszystkie kryteria definicji obu terminów. W sferze kontaktu z mediami i podejmowania decyzji to jest pełnowymiarowa klęska. Coraz częściej plecie takie kocopoły, że oczy przecieram ze zdumienia, że tak można. Co by nie robił i gdzieby nie startował on się do polityki nie nadaje. Jest wielkie chłopisko, ale politycznie bez wyobraźni i momentami złośliwe jak koń co szczypie przechodniów tylko dlatego, że lubi.

Spłacanie skradzionego auta

A szóstego czerwca objawił się jego geniusz polityczny o przenikliwość godnej szefa promocji cmentarza. Oberwał nawet za to na sesji od Szpaka. Najlepsze w tym jest to, że on nic nie zrobił za co mógłby cięgi zbierać. I jeszcze scena powiatowa takich cudów nie zaznała, żeby obrywać za rzeczy niepopełnione. W sumie miał okazję błysnąć, ale to spaprał, a oberwał, jakby coś rzeczywiście na tym zyskał. To jest pech, ale osobliwy i nie bez przyczyny, bo ten jest „wypracowany” i na własne życzenie. Jak w historii, kiedy kradną ci auto kupione na raty, a ty nie dość, że chodzisz pieszo, to jeszcze spłacasz, a sąsiedzi ci zazdroszczą, bo są święcie przekonani, że masz w garażu Aston Martina!? Jego już leją co do zasady i dla samego lania. Rzecz o jego rzekomej promocji politycznej przed ZOL w Krasnymstawie, bo ponoć Leńczuk ją robił i oburzył „wszystkich”, czyli Szpaka, który na sesji 15 czerwca mu za to nawtykał! Tymczasem…

Sabat pod ZOL

Spotkanie z sesją zdjęciową wymyślił prawdopodobnie ktoś od Rysia Madziara, do którego smali cholewki nasz Leńczuk z Nieściorem, i to jest fakt. Wszystko, po to by ten im zagwarantował miejsca na liście do wyborów samorządowych. Oczywiście bliżej Ryśka jest Kościuk z Cichoszem i ci dwaj przed ZOL naciągnęli swojego zaplecza po kokardę. ZOL się nadaje do takich demonstracji, bo świeże tynki i zapach nowiutkiej farby wabią! A poza tym można dopiec Teresce Hałas, która zabiegała za funduszami na jego remont. Choć po prawdzie nie wszyscy tam byli z klucza partyjnego, ale Kościuk obstawił się takimi swoimi jak ksiądz ministrantami. Pomagał mu w tym spędzie Cichosz… I tak! Stawiła się Monika Grzesiuk z Lewicą kojarzona i wójt z Kraśniczyna, dlatego że ona z Cichoszem kiedyś pracowała w ARiMR. W czasie ostatnich parlamentarnych Cichosz; kandydat na posła z PiS, teraz wiceburmistrz właśnie w Kraśniczynie miał swoją jedną z kilku „kwater polowych” Pełno go tam było jak ukraińskiego zboża teraz tak jego wtedy. Był na plakatach wiszących po płotach, był na fotografiach z Moniką… W takich okolicznościach, jak pod ZOL nie przyjechać!? Musiała!

Stawił się i Kucharczyk „Pan na Rudniku” i od zawsze zwolennik Cichosza. Co go tak w osobowości Lucjana urzekło to nie wiadomo. Może takt, kultura osobista, czy krasomówstwo, ale fakt jest faktem, że jak Paweł Kucharczyk Cichosza zobaczy, to oczy mu się skrzą jak szron w mroźny poranek.

Był i mój ulubiony wójt, o którym z rzadka wspominam… bo ulubiony; roztropny Janusz Pędzisz. Choć nazwisko sugeruje pośpiech, czy raptowne usposobienie to próżno tego w jego behawiorze szukać Pędzisz jest, jakby dla żartu, albowiem, to jest polityk bardzo wstrzemięźliwy, ale nie tchórz za to elastyczny w granicach przyzwoitości. Nazwać go fajsławskim Orbanem albo Erdoganem to chyba właściwe odniesienie do sposobu reagowania na dynamikę zmian otoczenia. On też się stawił, bo fajsławiaki szczególnie pod jego rządami hołdują zasadzie kiedyś sformułowanej na potrzeby reklamy „Delicji” „Tam dom twój, gdzie serce twoje” co u nich się czyta; tam „poparcie”, gdzie pieniądze, przy czym oni to jeszcze rozwijają twórczo o doprecyzowanie; jak dużo i w jakim czasie i czy nie dałoby się więcej? Mnie się to podoba, bo elastycznych i przy tym eleganckich wójtów w powiecie jak na lekarstwo. Zawsze Nowosadzkiemu powtarzam; patrz Pan na Pędzisza, jaki suwerenny i też nauczyciel, czyli można!? Marek tylko wzrok spuszcza i coś tam mamrocze pod nosem. Zły jest na takie dictum.

Byli jeszcze; Kościuk, Cichosz i kilku urzędników z ratusza. Jednym słowem burmistrz stworzył pozór licznego zaplecza i „bleszczaty” na jedno oko może, by uwierzył. Wszystkich zaopatrzono w tabliczki z tworzywa sztucznego z wypisanymi kwotami, ile dostali od PiS. Oczywiście z kronikarskiego obowiązku wspomnę, że gminy tradycyjnie zielone lub stojące okoniem do Zjednoczonej Prawicy delegatów na sesję fotograficzną pod ZOL nie podesłały. Nie było nikogo z Siennicy Różanej, Żółkiewki, Krasnegostawu, Gorzkowa czy Izbicy… Przed takim „szczerbatym frontem” stanął stylowo niedogolony Madziar i naopowiadał jak to nieba nam przychyla.

Samotny biały żagiel

A jak zaprezentował się Leńczuk na politycznej promocji, za którą dostał cięgi, a którą spaprał, bo jej de facto nie było? Ano ten w roztargnieniu przyszedł sam! Nonszalancko sterczał, jakby stał na przystanku i czekał na busa. Jeszcze mu dali tabliczkę, coby się nie nudził i żeby mu smutno nie było tak do szczętu. On nie wpadł na to, żeby wziąć ze sobą zarząd powiatu. Wyszło, że nikt za nim nie stoi i jest solista. Śmiali się z niego i w sumie dobrze, bo ta pustka wkoło niego odpowiada jego rzeczywistej sile. Łatwiej zorganizować koncert, niż ściągnąć kilkoro osób, żeby nie świecić oczami. Gdyby to zrobił to zagrałby na nosie nieobecnym wójtom z PSL i taka Żółkiewka miałaby swojego ambasadora, bo Jasio Mróz członek zarządu stamtąd. Jakby po Nieściorową posłał to Gorzków też miałby swoje oczy i uszy, a ta, by przyleciała w dyrdy, a może nawet na miotle. Wyszło po dziadowsku! Nieściorka swojego potakiwacza i członka PiS z Kraśniczyna widzianego nowym wójtem również brakło, a aktualna wójt Grzesiuk była, choć ta z Lewicą się kojarzy!? No i jak to wygląda? No zabawnie! Mógł sobie wziąć jakiegoś dyrektora, a choćby z ZDP, bo dróg trochę naklepali, ale on na to nie wpadł. Po wszystkim mieli niektórzy do niego złość, i to niemałą, że nic nie wiedzieli, a ten im nie powiedział. I słusznie…

Wcześniej taki sam numer wykręcił Teresie Hałas, kiedy ściągnął dzień przed oficjalnym otwarciem ZOL Ryśka Madziara, a jej nic nie powiedział. No geniusz, strateg, feldmarszałek… Tak to wygląda jak robi coś sam. A na sesji Szpak mu nawtykał za to, że jak wyżej była promocja! A ten nic nie zrobił, i to dosłownie, ale Szpak widział w tym promocję polityczną, bo sobie stanął samotnie jak latarnia. No nie ma świat litości dla naszego „Ciaputka”

Na zakończenie dwie rzeczy istotne w politycznym życiorysie Leńczuka. Ta słynna sesja z 27 kwietnia zwołana przez zarząd przed sesją opozycji dotycząca debaty o stanie rolnictwa. Ta, na której zarząd powiatu wystosował swoje stanowisko i na której była telewizja… to nie był pomysł Leńczuka. To była ostatnia akcja Tereski Hałas, która gdy usłyszała o zamiarach Szpaka i Zielińskiego, to się zagotowała i ostatni raz mu pokazała jak się rozstawia opozycję po kątach. Wymyśliła to wszystko, nim dobrze na krześle usiadła. To jest baba z głową w miejscu przez anatomię przewidzianą, więc nie miała z tym kłopotów. Leńczuk dostał to do wykonania, dlatego co zwróciło moją uwagę on, mimo, że szło dobrze to na sesji był bez ognia i taki jakiś zmiętolony… Realizował cudzy plan i do tego dobry!? I też bym taki był, jakby „baba” mnie w taki sposób rozjechała, będąc błyskotliwszą, a prochu nie wymyśliła i wstyd, że on na to nie wpadł. Taki z niego człowiek kultury. A jak wyszedł pomysł Tereski, to wszyscy widzieli. Szpak ręce załamywał jak maturzysta, którego zaskoczyły pytania, a Zieliński pod koniec sesji spłynął, jak woda z rynny i na następnej sesji już tej zwołanej na ich wniosek 28 kwietnia  zdenerwowany Jasiowi Mrozowi z zarządu odpalił cyt „Więcej czytania, a mniej myślenia” Potem jeszcze krzyczał, że komisja etyki za telewizję. I jeszcze ich w telewizji „powycinali” i wyszło pięknie. Majstersztyk! Ale Leńczuk, jak wiadomo Tereskę odstawił na bok, bo „głupia baba ze wsi” i teraz ma kolegę z miasta Janeczka, który też jest ze wsi tylko już zapomniał. No i jest wesoło…

Ciaputek, tymczasem w siódmym niebie, bo ma absolutorium i nowego kolegę Janeczka, o którym wspomniałem. Teraz głowę zaprzątają mu dożynki i da Bóg to do kwietnia będzie je organizować co miesiąc, bo w pisanie wniosków na Gloria Vitae to on wkłada więcej woli nieugiętej niż przy rządzeniu powiatem, a może on jej tyle ma? Ale tego nie wiadomo na pewno. Dlatego na tych powiatowych w sierpniu będzie tańcować i zawodzić Mazowsze i już złośliwce gadają, że drogo, a ja powiadam, a co tam niech tam będzie! Przynajmniej dożynki mamy na miarę prezydenckich, skoro starosty nie mamy na miarę powiatu i tą refleksją smutną jak ceny pszenicy żegnam czytelników do następnego felietonu…

 

24
4

Konkurs którego mogłoby nie być, czyli, byle w spokoju do wyborów dotrwać!

Dziś o tym, czego Leńczuk naważył i co go łączy ze słynnym Andrzejkiem z Plutycz, jednym z bohaterów „Rolników Podlasia” A także cała garść refleksji i hipotez dotycząca dalszego rozwoju sytuacji w krasnostawskim muzeum. A na koniec złowróżbne ostrzeżenie dla wszystkich kierowników ze starostwa i takich którzy mogliby… a co!? Odpowiedź w felietonie!

 

Na miasto wyciekła informacja, że zarząd powiatu niebawem, bo już za niespełna miesiąc zadebiutuje na krasnostawskich „Chmielakach”. Czym!? Bo przecież nie budą z kebabem albo stoiskiem z rękodziełem. Choć trzeba przyznać, że tam kilku potrafi to i owo wystrugać. Otóż kochani czytelnicy starosta Leńczuk z kolegami naważył piwa. Zwać się ma „Muzealne”, ale są propozycje, by nazwać je „Koszmarem Kustosza”. Piwsko ponoć ohydne w smaku i wyjątkowo dolnej i „nieudolnej” fermentacji.

 

Epoka Regentów nadchodzi

We wtorek 11 lipca odbył się konkurs mający wyłonić dyrektora Muzeum Regionalnego. Ten był zwieńczeniem procesu fermentacji i dojrzewania właśnie tego piwska. Konkurs odbył się i tyle można o nim powiedzieć, albowiem „stan posiadania” jest po, taki sam, jak i przed. Wielu wieszczyło taki finał, który nic nie zmienia. Pesymiści mówili nikt się nie zgłosi, a optymiści jak się ktoś zgłosi, to i tak nie wybiorą. Zatem linia frontu nie drgnęła nawet na milimetr. Dyrektora nie ma i się zanosi, że długo nie będzie. Czeka nas „epoka regentów”.

Klęska urodzaju i Marta która kiedyś może wypłynie

Szanowne gremium siedziało od godziny 10 do 16, a w ofertach doświadczyli typowej klęski urodzaju co kiedyś było corocznym zjawiskiem w radzieckim rolnictwie! W konkursowe szranki stanęło czterech kandydatów mimo wyśrubowanych i zaporowych warunków. Te „zasieki” były zmajstrowane pod „znienawidzonego” Gołębia to było wiadomym od dawna. Dwóch kandydatów z terenu powiatu i dwóch spoza. Nawet w płciach były zachowane parytety! Dwie panie i dwóch panów. Nikt w międzyczasie płci nie zmieniał, czyli wszystko jeszcze po staremu.

W pierwszej fazie, weryfikacji zawartości ofert względem wymagań odpadła dwójka i też zgodnie z parytetami i równością płci. Pierwszy Andrzej Gołąb i bardziej przez to, że jest byłym dyrektorem, który w ciągu 3 lat zorganizował 40 wystaw i pozyskał 550,000 tys. złotych środków zewnętrznych. Przez to stał się niechcący większym człowiekiem kultury od Leńczuka. To, że ma zarządzanie kulturą jakoś ich nie przekonało, ale to nie będzie koniec, bo dzięki temu coś wiemy. Drugi zweryfikowany negatywnie to Pani Marta i do tego krasnostawianka, której brak do wymaganych 3 lat na stanowisku kierowniczym coś z pół roku, ale ona jeszcze wypłynie. Musi poczekać i znaleźć protektorów, tyle że konfliktu w muzeum nie zgasi, a wręcz przeciwnie, ale to tytułem dygresji.

Finał bez goli

Do ścisłego finału przeszedł archeolog i pewna pani, która jest tak mocno z zewnątrz, że gdyby została wybrana, to musiałby mieszkać kątem jak ta „uczycielka” z Konopielki u jakichś krasnostawskich Kaziuków… Drugi aspirujący to archeolog i jak ćwierkają wróble persona, w której rozmiłowali się ci z kółka rewolucyjnego w muzeum. Ale to mu nie pomogło, bo tak się chłop zaprezentował przed komisją, że przepadł, jak ciotka Mańka w Czechach. Oględnie mówiąc to zapamiętali go przedstawiciele rady i starostwa, tak że długo nie zapomną, a gdyby dyrektorem został to podejrzewam, że Muzeum Regionalne ogłosiłoby niepodległość i na jego terenie obowiązywałyby wizy.

Tak że komisja w składzie Nieścior Ewa vel Nieścioressa – przewodnicząca komisji i księżna prawie łowicka, Janeczek medyk i historyk z własnej ulotki jako wice, Artur Capała były dyrektor MR, Konrad Grochecki poeta, archeolog i posiadacz oprócz doktoratu nagany za szarpanie wierzchnich warstw dyrektora Gołębia i reprezentujący pracowniczą Solidarność oraz Aleksandra Stachula oko i ucho Nowosadzkiego i Małgorzata Bandosz odtwórców ludowych nie mogli się zdecydować i jest, co jest, czyli nie ma amnestii dla Tomasza Nagowskiego, który teraz tam siedzi, nawet dosłownie i o tym za chwilę.

Walka o Ogień i kogo się Leńczuk obawia

A co dalej!? Dalej jest już jeno popiół i łzy, a kraj zniszczony, a wilcy po zgliszczach chutorów wyją. Sytuację bezrefleksyjnego Leńczuka i zarządu powiatu, ale głównie jego, bo on w muzeum „nadaje ton” można zilustrować kadrem z filmu „Walka o Ogień” To ten moment, kiedy trzech jaskiniowców siedzi na rachitycznej brzozie na pustkowiu, a pod nimi spacerują tygrysy szablozębne.

Foto; Kadr z filmu Walka o Ogień. Źródło: You Tube

Jak widać zarząd obraduje w składzie niepełnym. Jest ich na brzozie trzech. Pod drzwiami…pardon, pod brzozą opozycja już ostrzy ząbki.

Tak wygląda sytuacja Leńczuka on może tylko opędzać się od dzikich zwierząt i sam do tego stanu doprowadził. Jest politycznie w tej muzealnej kwestii zaorany i cytując jego od niedawna nowego kolegę „ober medyka” Janeczka „Durniem trzeba być…”, by się do takiego punktu krytycznego doprowadzić. Mając doskonały punkt wyjścia co trzeba pamiętać, bo póki poseł Tereska Hałas miała pieczę to było jako tako i przy założeniu, że on ciut słuchał. O, takich jak on mówili kiedyś bacowie, że „nim słonko zasło wsyćkie owiecki wygubieł”.

Gdy rozpisze nowy konkurs, to będzie musiał obniżyć wymagania. Wtedy wpakują mu się takie siły, których on się obawia, a które sam wyhodował, czyli rewolucjoniści z muzeum bądź koledzy rewolucjonistów. A mają takich kolegów na mieście, i to całkiem sporo. Boi się i Nowosadzkiego, że ten wirtuoz intrygi wepchnie mu jakieś jajko niespodziankę. Nowosadzki jak chce to takiego pirueta wykręci, że biblijny wąż co Ewę namówił to przy nim zwykły siermiężny parkowy padalec. Marek zawsze działa na sferę emocji, i to tak subtelnie, podprogowo. Najnowszego kolegi; Janeczka, który mu ostatnio kadził na sesji pokazem starych gazet, mówiąc, że każda władza ma swoje czasy i swoje problemy też zalicza do grona takich, których się obawia. Wie jak ten potrafi namieszać.

Artur się napatrzył i nie chce

Sytuacja dla mnie osobiście arcyzabawna i materiału źródłowego więcej, niż ryb w sieci po połowie w Jeziorze Galilejskim… Bombardowany jak Hamburg przez aliantów, ale nie bombami tylko propozycjami startu bądź objęcia „Pełniącego Obowiązki Dyrektora” był i jest Artur Capała. Z punktu widzenia spokoju i porządku w muzeum kandydat idealny i on mógłby tam porządek zaprowadzić oczywiście na pewnych warunkach. Tylko jest jedno małe „ale” Artur nie chce, bo jak tłumaczy nagabującym on już był. Poza tym nie jest durniem i stosuje się do zasady, że jak władzę mają nie za mądrzy, to rozsądni trzymają się od tego z dala. To jest facet, który jak coś kupuje, to za gotówkę. Wie, co to zdrowy rozsądek, dlatego do wejścia w bagno żadna siła go nie namówi. I tak podczas trwania konfliktu w muzeum doskonale widział, jak zachował się Leńczuk z całym zarządem i ile były warte jego zapewnienia i gwarancje.

Widział te piramidalne głupoty chłopaków ze starostwa, widział ich kretyńskie posunięcia, bo urządzenie sądu kapturowego w dwóch turach latem 2021 roku na wniosek Janeczka, gdzie pastwiono się nad dyrektorem, a między innymi jednym z zarzutów był słoik miodu do takich się zalicza. Widział obstrukcję i czystej próby mącenie. Widział skutki głupot Janeczka, jego pchania łapek po same obojczyki, co by tylko dokuczyć namieszać, a potem pleść głupoty na sesji… Hipokryzji się naoglądał po kokardę mówiąc kolokwialnie. Również widzi, ile, kto w muzeum zapału wkłada do roboty, bo tam pracuje od dwudziestu kilku lat. On zna to środowisko, a troje z rewolucyjnej piątki przyjmował do pracy.

Sam sobie kubeł pomyj wylał na głowę

Do Leńczuka to, co nawyczyniał chyba dotarło i można o nim powiedzieć na osłodę, że lepiej późno niż wcale tak jak kiedyś powiedział jeden Żyd, gdy spóźnił się na pociąg. Nietrudno wywnioskować, że w jego sytuacji nic się nie zmieniło. Rozpisania nowego konkursu boi się jak dziecko borowania. Chce przeczekać w gąszczu uników do wyborów w kwietniu. W ten piątek 14 lipca zebrał się zarząd powiatu i przyjął protokół z konkursu. Obradował bardzo krótko, bo coś z półtorej godziny, a na ich standardy to mgnienie. Dłużej podpisywano kapitulację Westerplatte… A miny mieli takie, jakby czytali własne nekrologii albo jak Mateusz Borek po meczu z Mołdawią.

Ma stracha, i to mało powiedzieć. Wie, że jeśli zdecyduje się na konkurs będzie znów zamieszanie, a choćby przy powołaniu nowego składu komisji. Znając Zielińskiego i Piwkę to wcześniej czy później atak nastąpi, a są i inni chętni do szarpania. Nawet jak postawił zaporowe warunki do ostatniego konkursu, to Zieliński go zrugał zupełnie bez sensu ot tak, a przecież zrobił co tamten chciał. Leńczuk uważa, że takiemu, jak Krzyś można dogodzić. Gdy rok temu bezmyślnie ogłosił, że rezygnuje z przedłużenia angażu Gołębiowi i zakomunikował, że będzie konkurs otworzył nowy rozdział, a opozycji dał nowe pole do popisu z nowymi wariantami psot.

Czyli sam sobie wylał na głowę wiadro pomyj. Za chwilę padł wniosek, żeby do komisji konkursowej powołać wszystkich przewodniczących komisji rady powiatu. Niektórzy zanosili się śmiechem, że taki przewodniczący komisji rolnictwa może uzasadnić swoją obecność tym, że w muzeum mają ekspozycję stałą dotyczącą, chmielu, chmielarstwa i piwowarstwa. No takie absurdy. Tak że zagrzęźli, a czort karty rozdaje, ale ma to Leńczuk co chciał. Wszystko jest pokłosiem durnej koncepcji, by dyrektorów rzucać na pożarcie rozszalałej opozycji. Brak politycznego rozsądku i jakiegokolwiek planu u Leńczuka tak widoczny jak braki w uzębieniu bohatera „Rolników z Podlasia” nomen omen też Andrzeja z Plutycz.

Amnestii może nie być

Najbardziej „żal” „osadzonego” Tomka Nagowskiego, który obecnie pełni obowiązki dyrektora muzeum do końca lipca. Amnestii dla niego może nie być a wręcz prolongata zesłania. Tak jak dla tych łagierników u Sołżenicyna, którym właśnie dobiegał koniec odsiadki ale komendant łagru im zakomunikował, że Moskwa dołożyła im jeszcze 5 lat. Tomek chce wracać do siebie na trzecie piętro. Tęskni jak psiak ze schroniska. Poznał specyfikę muzeum zobaczył jak tam niektórzy pracują i co mają w głowach. Przeżył to sam jak Lombard wyśpiewał i jak Gołąb doświadczył. Mimo że swego czasu uprawiał sporty walki chce ustąpić, aby zwyciężyć jak mawiają na bardzo dalekim wschodzie. W tym wypadku wygra swoje zdrowie i może odzyska równowagę.

Jedną spektakularną klęskę, ale nie do końca swoją, bo tak naprawdę ta idzie na konto Leńczuka już zaliczył, albowiem on jako audytor starostwa i dyrektor nie potrafi wyegzekwować od ponad dwóch miesięcy od administratorów nieoficjalnej strony muzeum na FB, by ta zaprzestała działania, bo to szkodzi wizerunkowi muzeum. No i tak to wygląda, ale zdaniem prasy i samego Leńczuka to Gołąb nie potrafił zarządzać. Teraz wyszło jednak że i Leńczuk z Tomaszem Nagowski również nie potrafią.

A co na finał? Bo coś musi być! Otóż Leńczuk ma jeszcze trzy opcje i wszystkie „atomowe”. Może poprosić o pomoc swojego nowego alianta, czyli mądralę i ordynatora ginekologii radnego Janeczka. Ten ma czasu w bród i nie odmówi, albowiem na położnictwie tłumów nie ma, a regentem jeszcze nigdy nie był. Zapłatą za to będzie wotywna tablica na fasadzie muzeum, której treść Leszek sam podyktuje i koniecznie, żeby było; „W tym budynku od sierpnia 2023 do kwietnia 2024 roku głosił kazania, umoralniał, wskrzeszał i nauczał oraz wrzeszczał na Niemców Leszek Janeczek”.

Może też Leńczuk spróbować wariantu z powołaniem któregoś z podległych mu naczelników czy kierowników zwał jak zwał na pełniącego obowiązki dyrektora muzeum. Z takiego „klucza” jest Nagowski i może takimi „nieszczęśnikami” rotować do wyborów. Dlatego u Berezy, Frąca, Klusa, Szkody, Pawelec, Sysy, Dudka, Stachuli czas spokoju dobiegł końca i zaczną się nieprzespane noce. Mogą przyjść po nich nad ranem albo w niedzielę. Leńczuk w desperacji to Leńczuk nieobliczalny. Każdy może dostać powołanie, bo podlega poborowi, a wszyscy mają kategorię „A” I taki wybraniec zostanie rzucony na odcinek „powiatowego Orzysza”, a co to było za PRL to proszę sprawdzić. Jedyne wyjście dla wspomnianych to omdlewać na widok „tak zwanego starosty”, modlić się żarliwie albo z okien gabinetów spuszczać drabinki sznurowe i wiać do domu na L 4. Po „wakacjach w muzeum” nikt już sobą nie jest do końca, a zdrowie ma się tylko jedno.

Ale ostatni wariant jest moim zdaniem najlepszy i przecież Leńczuk sam za nim lobbował, i to byłoby zwieńczeniem pewnego procesu. Obecnie w kadrach pracuje przywrócona „Pani Kierownik”, o której powrót zabiegał Leńczuk, i to dwukrotnie. Jest fachowcem w administracji, jakiego świat nie widział. Sąd to potwierdził wyrokiem przywrócenia, a Leńczuk również, bo jak wspomniałem dwa razy zabiegał, a ten trzeci to fakt, że starostwo nie wnioskowało o apelację. Czyli tuż po wyroku pierwszej instancji padnięto sobie w ramiona. Ale to nie koniec „świetnych opinii” o fachowości tej pani, bo jest jeszcze jedna i wieńcząca wszystkie. Ta jest doktora, poety, członka komisji konkursowej z naganą Pana Konrada. Wyczytałem ją z jego autorskiego i publicznego posta z 13 lipca zeszłego roku. Jest zapewne sercem przemyślana, a powstała na okoliczność zwolnienia dwójki „fachowców” i jego przyjaciół. Jak w takich okolicznościach jej nie przytoczyć „Właśnie zostały zwolnione z pracy dwie osoby, specjaliści, etnolog i kierownik kadrowy, były marką tego miejsca, częścią zespołu, który miał duże doświadczenie i współpracował ze sobą jak mechanizm w jednym z zegarków Patek Philippe” Co prawda złośliwcy na mieście gadają, że ten zegarek pokazywał czas, jaki chciał, ale nie wierzmy podżegaczom wojennym i zgodnym chórem powtórzmy za Panią Naczelnik Gminy bohaterką „Wyjścia Awaryjnego” graną przez Bożenę Dykiel „Podłość ludzka nie zna granic” A o tym, co odkrył i zapisał audytor Tomasz Nagowski, gdy kilka lat temu prowadził kontrolę w muzeum po prostu wypada zapomnieć, mając dobro instytucji kultury na względzie. Tak więc jest rozwiązanie wręcz salomonowe, które podsunęły niebiosa pod nos naszego nieszczęsnego starosty. I tą sugestią, która pośrednio dowodzi, że i w Niebie mają poczucie humoru żegnam czytelników do następnego felietonu…

 

 

28
6

Kto pyta nie błądzi ale kto czyta wie o co pytać czyli ratowanie księgarni po krasnostawsku

 

Jakiś czas temu zlikwidowano odwieczną dobranockę z godziny 19.00. Nikt się za nią nie upomniał, ale pewnie tylko dlatego, że nie wiedział o tym radny miejski Brodzik. A w Krasnymstawie, gdy zamknięto ostatnią księgarnię, to radny już taki beztroski nie był i stanął na wysokości zadania. Od jakiegoś czasu polityka sprowadza się do zadawania infantylnych pytań i składania głupich wniosków. To dziś o tym…

Płci można nawymyślać tak jak zapytań. Radny Brodzik z PZK i z Rady Miasta skierował ostatnio zapytanie do Kościuka dotyczące tego, jak miasto może przeciwdziałać zamknięciu ostatniej księgarni w mieście, bo lokal należy do zasobów miasta, a ludziom ponoć doskwiera ta księgarska pustka. W to ostatnie zupełnie nie wierzę i nie rozumiem celu zadawania takich pytań, bo skoro jest się 20 lat w samorządzie, to powinno się wiedzieć co miasto może w takiej sprawie? I tak też mu odpowiedzieli…

Że księgarnia była prywatna, a problemy z zapłatą czynszu były już od dawna. Obniżano go, ale te zabiegi nic nie dały i jest, co jest. Dlaczego się Brodzik tak księgarnią przejął to ja do końca nie wiem, ale w ostatnich wyborach w jej witrynie eksponowało się pokaźne stadko wróbelków z PZK. Nawet Jakubiec „wisiał” koło Kmicica jak za dawnych lat! A obaj rywale w wyścigu do fotelu burmistrza…

Może Brodzik dopytuje, bo jego formacja straciła przestrzeń do ekspozycji wdzięków swoich kandydatów, a wybory w kwietniu przyszłego roku. Teraz każda witryna jest na wagę złota! Może jednak radnemu rzeczywiście na sercu leży księgarnia i jak to bywa w takich sytuacjach ludzie prosili to on złożył zapytanie. Choć na tych zawsze powołują się radni, by usprawiedliwić swoje nie zawsze mądre pytania i są ci ludzie wygodnym uzasadnieniem nie do ustalenia jak nieznani sprawcy. To czystej próby hipostaza a Brodzik jak na człowieka sportów walki kopnął manekina i czeka, że ten mu odda. Gdyby na mnie padło, to ja bym odpowiedział proszącemu sam, a nie prosił o to Kościuka. Bo uważam, że pytaniem można się również skompromitować tak jak i odpowiedzią. Takie rzeczy lepiej załatwiać w cztery oczy.

Radni obydwu samorządów, choć i w gminach nie jest lepiej celują w pytaniach, które podają w wątpliwość zdrowy rozsądek, a czasem zdrowie psychiczne. Toć Janeczek już będzie jak trzeci miesiąc wojuje o zmianę napisu na nie swojej tablicy z Nowosadzkim i Stowarzyszeniem Absolwentów I LO. To już jest wariactwo czystej próby. A to są przykłady z ostatniego okresu i jakby tak poszperać, to znalazłoby się takich bzdetów więcej. O wyczynach Krzysia Zielińskiego co zeszłej jesień chciał budować chodnik pod kościołem w Siennicy Nadolnej, który potrzebny był tylko kuropatwom i zającom. A o szczegółach afery na moście w Łopienniku nie wspomnę. Piwko z muzeum wyjść też nie może i szaleje tam jak „sowiecki kodeks karny”, jak czegoś nie ma to „sam wymyśla”…

Tymczasem brak księgarni nie znaczy nic i wiele podmiotów zostało zlikwidowanych, o które nikt się nie dopytuje w taki sposób. Radny zupełnie zapomniał, że sprzedaż książek przeniosła się do internetu. Tam można kupić co się chce i za dużo mniejsze pieniądze. Zwykła ekonomia. Księgarnia z ul. Okrzei i tak od dawna pełniła rolę sklepu papierniczego. A Brodzik, pytając dowiódł, że albo nic nie rozumie zmian wkoło albo… i tego bym się obawiał siedzi w nim socjalista. Bo oczekiwać od miasta, by coś z upadającą księgarnią zrobiło to nic innego jak zawoalowana prośba o dotowanie. To już jest protekcjonizm rodem z PRL, i to taki bezcelowy… Nic tylko zakładać biznesy radnym, a potem prosić o dotację miasto jak będzie krucho. A sugestie, żeby zrobić jakieś ustępstwa właśnie pod księgarnię są jak wyżej socjalizmem, bo czemu nie rozszerzyć tego na inne biznesy? Ale może Brodzik uległ zwykłej modzie i żeby podkręcić sobie licznik wystąpień zadał takie, a nie inne pytanie.

W mieście role księgozbiorów spełniają dwie biblioteki i starczy. A jedna ta miejska nawet jest tuż obok zlikwidowanej księgarni. Nic się złego nie dzieje, bo jak wspomniałem książki kupuje się w internecie. Księgarnia a nawet kilka w takim mieście jak Krasnystaw nic nie znaczą, bo to, że są to nie oznacza, że ludzie czytają. Czego pośrednio dowodzi sam Brodzik swoim, co by nie mówić infantylnym pytaniem do burmistrza. On pyta, jakby pytania nie przemyślał, bo chyba za często nie kupuje książek albo w ogóle, bo się nie orientuje co i jak.

Jakimś miernikiem i tym, do czego się dąży w każdym cywilizowanym kraju jest zadowalający poziom czytelnictwa i tu jest o czym debatować… ale o tym to już nie mówił. I chyba nie jest z tym tragicznie, choć mogłoby być lepiej, bo 56% Polaków deklaruje, że w ciągu ostatniego roku nie przeczytało nic, i to są dane z 2021 roku. O ograniczonym dostępie do książek nikt nie mówi, bo tych jest w bród albo w brodzik! Tylko siadać i czytać! Jednak i mimo wszystko w Krasnymstawie ludzie do obu bibliotek chodzą i co czytają i jacy po tych lekturach są to temat na doktorat. Książki są dostępne jak, kto chce i brak księgarni w mieście nie stoi niczemu na przeszkodzie. Z innych ciekawostek dotyczących czytelnictwa, bo żal nie wspomnieć. Według danych Krajowego Instytutu Mediów za 2021 rok, w Indiach czytają najwięcej, bo w przeliczeniu na czas poświęcony w ciągu tygodnia to jest 10,6 h. Polska w takim zestawieniu jest na 13. miejscu z 6,5 h. W Europie najlepsi są rodacy Szwejka ze swoimi  7,5 h. Ogólnie najwięcej czyta się w krajach o gospodarkach dynamicznie rozwijających się. Czyta Azja! Druga jest Tajlandia, a potem Chiny i Filipiny…

A na koniec element komiczny z elementami historii alternatywnej, bo musimy pamiętać, że samorządy naszego grajdołu słyną z niego i nim stoją. Szczęściem upajać się w tym wszystkim powinien dyrektor Miejskiej Biblioteki, którego ja cenię za poczciwość i pogodę ducha i dlatego wspomnę jak bardzo. Proszę sobie wyobrazić, że na miejscu Brodzika jest Zieliński albo Janeczek, albo biblioteka powiatowa jest na Okrzei razem z dyrektorem Borzęckim. Ot tak wyszło! Wtedy interpelacje wyglądałyby zupełnie inaczej!

Gdyby pytał powiatowy Zieliński, to Artur Borzęcki byłby sprawcą upadku księgarni, bo to jego konkurencja i on był głównym szatanem! Zarzucono, by mu, że on ma książki za darmo, a tam są za pieniądze, i to jest damping i nieuczciwa konkurencja i tak nie może być! Do biblioteki wpadłby na kontrolę jeszcze Piwko, który zrobiłby burę, że dzieł Marksa i Lenina nie eksponuje się należycie, a przecież to klasyka! Raz dwa znaleźliby się świadkowie, którzy potwierdziliby fakt namawiania przechodniów przez dyrektora do odwiedzin jego przybytku. Ba! Byliby i tacy którzy przysięgaliby na zdrowie swoich matek, że Borzęcki książki obiecał przynieść do domu, byle tylko od niego brać! Tak że dyrektor Artur jest szczęściarz, a w krasnostawskim grajdole różnie może być. Przecież Andrzej Gołąb nie spodziewał się takiej burzy w muzeum, które z punktu widzenia strategicznej roli w powiecie jest zadupiem zapiecka w grajdole. A gdyby Janeczek zaczął pytać, to też byłoby nieszablonowo. Zaraz pojawiłyby się zarzuty, ale nie wprost, jak u Zielińskiego tylko takie zawoalowane! Pierwszy i koronny to: dlaczego na bibliotece nie wisi żadna tablica!?

25
2

Atomowy PIT czyli nowatorska strategia radnego Janeczka😉

Dziś o tym, jak dobrali się do Janeczka oświadczenia majątkowego i przez to role się odwróciły w przezabawny sposób. Ale to był zaledwie kamyk, który uruchomił lawinę jego osobliwych tłumaczeń i odkrywczych koncepcji. Trzeba przeczytać, reszta w felietonie…

W związku z nasilającymi się „mało mądrymi” wystąpieniami naszych „jeszcze mniej” umiłowanych przywódców wypada każdy felieton dotyczący tego, co w powiecie opatrzeć nagłówkiem „Z dziejów głupoty w powiecie krasnostawskim” Nie ma chyba wyboru. Na początek perełka autorstwa niezawodnego w tej dyscyplinie Leszka Janeczka… Takiej analizy to i Herodot, by się nie powstydził, ale przy okazji dowiemy się, jak uważnych i oddanych czytelników ma „Nowy Tydzień”, a przynajmniej jednego…

Jak donosi „Nowy Tydzień” i co czyta Krzyś

Jak donosi właśnie Nowy Tydzień w numerze z 10 lipca; Leszek Janeczek, radny powiatu krasnostawskiego, nie umieścił w swoim oświadczeniu majątkowym „faktu”, że jest współudziałowcem i członkiem zarządu spółki East-West Poland. Na brak tej informacji w oświadczeniu radnego Janeczka z PiS zwrócił uwagę jeden z ich czytelników.

Z tego, co mi wiadomo to Krzyś Zieliński, radny kiedyś startujący z list PiS, a obecnie bezpański samuraj. I swego czasu „kolega” Janeczka; ręka w rękę brali udział w wielu hucpach jest również namiętnym czytelnikiem Nowego Tygodnia! Do tego koleguje się z niejakim Stępniem, jednym z korespondentów wojennych tego zacnego medium.

Krzyś również zaczytuje się w Dzienniku Siennicy, o czym trzeba wspomnieć, ale po tej lekturze bardzo się złości, bo nie lubi czytać o sobie, gdy go nie chwalą tylko piszą jak sami uważają. Krzyś, co też nie jest tajemnicą w takich wykopaliskach na polu oświadczeń majątkowych ma sporą wprawę oraz „osiągnięcia”. Być może jeszcze korzysta z usług naszego niegdysiejszego kompaniona, który lubował się w takich poszukiwaniach, a wręcz miał do tego zapamiętanie.

Co Krzyś wykopał podczas jesiennych wykopek

Ale wracając do pasji Krzysia to jesienią zeszłego roku „wykopał” i nie były to kartofle ale niegodziwości związane z nie wpisaniem do oświadczenia majątkowego dotacji z ARiMR przez Justynę Przysiężniak. Znaną z tego, że jest córką swojej matki. Dotację, zresztą zwróciła, bo miała ku temu osobiste powody.To jej jednak nie pomogło, bo ma matkę posłankę i o to tu szło…

Wyobracał i wycisnął również Księżuka Mirosława jak saszetkę z ekspresowej herbaty po piątej filiżance. Ten „złoczyńca” z ul. Kościuszki był wiceprezesem stowarzyszenia „Wspólny Krasnystaw” i przybocznym Teresy Hałas, z którą Krzyś drze koty z wdzięczności, że trafił dzięki niej na listę, a w efekcie do polityki i może sobie „dorobić”. Z tymi co mu pomogli w wyborach też drze koty, żeby nie było! Obaj z Witkowskim Bartkiem z Narodowego Krasnegostawu coś wiemy na ten temat. Stowarzyszenie prowadzi działalność gospodarczą, a Księżuk, mimo że nic z tego nie miał to funkcji nie wpisał i Krzyś grzmiał, bo jego zdaniem powinien wpisać. Potem Księżuk z tej funkcji zrezygnował i tyle było wszystkiego.

Co symptomatyczne to radny Krzyś chciał, i to również pobrzmiewa w artykule z Nowego Tygodnia w sugestiach tego anonimowego czytelnika, żeby informować służby o niegodziwościach radnych i że to któryś tam z kolei przypadek. Nawet lokalne media we wrześniu zeszłego roku dostały informację meilową o niecnotliwych czynach wspomnianej dwójki radnych. Oczywiście wszystko anonimowo i z lipnych skrzynek. Widać ten co za tym stoi głupich szuka. Taka zbieżność w oczekiwaniach anonimowego czytelnika i Krzysia! No proszę! Krzyś też mógł poinformować służby, ale nie chciał i ciekawe, czemu, bo na sesjach wrzeszczał wniebogłosy. Dziwne to, ale jak się zna Krzysia meandry umysłowości, to już nie tak bardzo. Tak że grzeszki Janeczka wyglądają na kontynuację i ten Krzyś tu i tam…

Janeczka warszawskie interesy i Estoński trop

Wracając do Janeczka „grzesznego żywota” to czytelnik i informator, bo tak go nazywa „Nowy Tydzień” zauważył, że cyt „w Krajowym Rejestrze Sądowym Leszek Janaczek widnieje jako udziałowiec i członek zarządu spółki East-West Poland, z siedzibą w Warszawie na ul. Włodarzewskiej. Spółka, jak wynika z rejestru, powstała w 2008 r., a radny posiada w niej 100 udziałów o wartości 10 tys. zł. Taką informację radny powinien ujawnić w swoim oświadczeniu majątkowym, a nie zrobił tego kolejny rok z rzędu. I nieważne, czy on w tej spółce coś zarobił, czy nie. Niewpisanie tych informacji jest złamaniem przepisów i powinny się tym zająć odpowiednie organy, a radny, jeśli robi to umyślnie, powinien stracić mandat.” No ba! Ja bym Janeczkowi mandat zabrał za zwykłą głupotę i marnowanie innym czasu, ale to byłby niebezpieczny precedens, albowiem w taki sposób straciłoby mandaty z 2/3 radnych.

Sam Janeczek stwierdził w obronie, że cyt; „owszem kilkanaście lat temu był współzałożycielem spółki East-West i członkiem jej zarządu, ale spółka nigdy nie podjęła faktycznej działalności. – Poza tym ta spółka dawno została sprzedana, ale jej nowy właściciel chyba też nie prowadzi w niej żadnej działalności. Z tego, co wiem wyjechał gdzieś do Estonii – tłumaczy Janeczek. – Nie mam pojęcia, co z tą spółką się dzieje, czy ona w ogóle działa i dlaczego nie zostałem wykreślony z KRS-u. To już bardzo dawno nie moja sprawa – uważa i zapewnia, że nigdy nie zarobił dzięki tej spółce ani złotówki. Przeciwnie, stracił swój wkład.”

Wypada pogratulować…

Wypada pogratulować „anonimowemu” psotnikowi konsekwencji i pomysłowości. Jest to doskonały przykład burzy w szklance wody, ale takim jak Janeczek takie coś doskonale psuje krew i samopoczucie. Tacy jak on są przewrażliwieni na swoim punkcie do obłędu! Toć czas zapłaty przyszedł i zbiera co zasiał drzewiej. Medyk nie oszczędzał złośliwości innym, a przede wszystkim dyrektorom z DPS, czy Muzeum Regionalnego. Teraz przyszła na niego kolej i dowiedzieliśmy się z jego ust, że jeszcze stracił 10,000! Co potwierdzałoby jego dogłębną znajomość ekonomii i inwestowania w Polsce, o czym za chwilę, ale na biednego nie trafiło. Przecież, gdy sobie radni sami skaczą do oczu, to dla nas postronnych najlepszy to widok i wart każdych pieniędzy… To że nie docieka co dalej ze spółką, też dobre! W 2021 roku kiedy rozpętał burzę w DPS interesowało go nawet to, czy zakupiono na krasnostawskim cmentarzu komunalnym kwaterę dla jednego z pensjonariuszy z ul. Kwiatowej. Ot…Zmieniają się czasy i zainteresowania u medyka. Jedynie chęć zaistnienia w przestrzeni publicznej ciągle, niezmiennie ta sama bo wysoka.  

Poszedł medyk na całego czyli polityka !

Ale dobrego nie koniec i dochodzimy do pysznego nadzienia! Nasza mądrala w kitlu z ogromniastym ego poruszona do żywego tłumaczy to wszystko jak zwykle po swojemu, że nie wypada nie dopytać, od kiedy ma Pan te objawy Panie Janeczek? Zacytujmy Nowy Tydzień, by świadectwo prawdzie dać jak odpowiedziała Smoliwąsowa z „Ballady o Januszku” adwokatowi na zarzut zakatrupienia teścia przez swojego jedynak ze złości „Według niego sprawę ktoś wyciągnął z powodów politycznych. – Podczas absolutoryjnej sesji rady powiatu chwaliłem obecne władze Polski, a krytykowałem opozycję, przypominając, że to za jej rządów było wysokie bezrobocie, a Polacy mało zarabiali i gdyby dalej rządziła dzisiejsza opozycja, być może Władimir Putin, widząc słabość Polski i nas też zdecydowałby się zaatakować. Widać, że prawda zabolała i ktoś zaczął szukać na mnie aż tak głębokich haków – komentuje Leszek Janeczek.”,

Co o tym myśleć?

Jeśli ginekolog wspomina o głębokości, to widać w nim człowieka jednej pasji i wie, co mówi. Dalszy komentarz wydaje się zbyteczny, ale trzeba przyznać, że medyk w tej analizie cudzych motywacji co do jego osoby naruszył przestrzeń powietrzną Federacji Rosyjskiej i zrobił rundę nad Kremlem. Gorzej się chyba czuje niż wygląda. Putin w tym wszystkim paluchy maczał. Rzeczywiście Janeczek podtrzymuje narrację PiS o wszech winie Putina, ale nowatorsko rozszerza jego możliwości i prawie siedzi w jego głowie. Dorobił taką ideologię, że ta nie wytrzymuje krytyki. Bo ten jego zdaniem zaatakowałby Polskę kiedyś, bo wtedy mało zarabialiśmy, a jak teraz zarabiamy więcej, to już nie. Wystraszył się siły naszej złotówki z orłem w koronie!? Skoro była taka okazja, to czemu nie skorzystał były kagiebista, by granice przesunąć na Odrę?

Wynika z tego, że napada się bezrobotnych i mniej zarabiających, żeby im ukraść… No właśnie co!? Biedę chyba… bo skoro są biedni i nic innego nie mają.

Wywrócił historię do góry kołami

Od wieków głównym celem agresji była chęć zagarnięcia cudzego bogactwa. Bywają wyjątki jak od każdej zasady, ale tę się pojawiły, kiedy zaczęto myśleć i kalkulować przez pryzmat geografii… Grabież co najwyżej spadała na drugie miejsce. Biedna, bo skalista Szwecja łupiła Europę w XVII wieku. Nawet niektórzy znawcy historii Szwecji nazywali ten wiek szwedzkim. Przetrąciła ich dopiero przegrana pod Połtawą w 1709. Dlatego Szwecja wojowała, że była biedna, a nie na odwrót, i to było celem głównym. Wzbogacić się w krótkim czasie i dzięki temu dojść do znaczenia.

Wyprawa przyszłego króla Karola X Gustawa jeszcze wtedy księcia na Pragę i jej złupienie z biblioteką Rudolfa II w 1648 to był majstersztyk łupiestwa. O rajdach Torstenssona, „Potopie” nie wspomnę i „Wojnie Trzydziestoletniej”. Do dziś w Szwecji odnajdują zagrabione mienie w prywatnych kolekcjach…

Indian z obu Ameryk łupiono, bo byli bogaci w złoto… Mongołowie podbijali Chiny dla Ich bogactwa, a nie biedy, czy z nadmiaru czasu wolnego przy wypasie koni i bydła. Aleksander Macedoński zaczynał podbój Imperium Achemenidów z 70 talentami w kieszeni… Tyle miał na starcie co się równało dwutygodniowemu żołdowi dla swoich wojaków. Był spłukany i szedł na Persów z nadzieją zdobycia bogactwa, jakiego świat śródziemnomorski i skalista Macedonia nie widziała. Bo Macedończyk znaczy tyle co człowiek z gór, a tam są skały i kozy…

Brytyjska Kompania Wschodnio Indyjska podbiła Indie w celu eksploatacji ich bogactwa, bo wtedy Indie Wielkich Mogołów były drugą gospodarką świata, tuż po Chinach…

Marksistowska ekonomia i takaż dialektyka

Z medyka również świetny ekonomista, o czym wspomniałem. Wierzy, że podniesienie średniej krajowej to oznaka siły i bogactwa. O gospodarce i ekonomii wie bardzo dużo, i to jest „jego wiedza i jego interpretacja” której nie waha się głosić. To z kolei dowód na odwagę… No skoro dzierży się tytuł Ginekologa Lubelszczyzny zdobyty w plebiscycie Kuriera Lubelskiego dzięki zaledwie 40 wysłanym kuponom, to jest to jakaś rekomendacja! Tymczasem dobrze wiedzieć, że pieniądz jest takim samym towarem jak wszystko inne i jeśli jest go za dużo, to skutkuje spadkiem wartości – inflacją. We własnym oświadczeniu Janeczek hołduje zasadzie, że stały i stabilny dochód ma przewagę nad zarabianiem na „wolnym rynku”, gdzie trzeba zabiegać o klienta. Bo jak o niego chodzi, to już jest wstrzemięźliwy. Z zatrudnienia w SP. ZOZ uzyskał ponad 382 tys. a z praktyki prywatnej, gdzie jak wspomniałem trzeba zabiegać o klienta tylko 96 tys. przychodu, z czego dochodu 75 tys. Śmieszno i straszno, i to jest renesansowy medyk w całej okazałości…

Występujemy z NATO i PIT-em ich, tych łobuzów!

Wobec szeregu jego odkryć Polska winna wypowiedzieć członkostwo w NATO, bo skoro lepsze zarobki chronią od Putina i napaści kogokolwiek, to po jaką jasną cholerę tam siedzieć. A idąc dalej, to po co armia, skoro można bronić się lepszymi zarobkami? Janeczek w myśl tej filozofii nie musi się bać. Agresorów postraszy swoim PIT-em, broń mu niepotrzebna. Przynależność do sojuszu jest na nic, bo średnia krajowa działa jak broń odstraszania, którą jest dla państw, które nie znają odkrycia Janeczka arsenał atomowy. A to nasze bogactwo to skąd? Bo chyba nie z siły gospodarki, a raczej z dodruku i pożyczania na programy rozdawnicze na 9%, Czyli jesteśmy zadłużeni po uszy… Mimo to armię zlikwidować, bo przecież kosztuje, a pieniądze rozdać. Najlepiej wpompować w oddziały ginekologii i położnictwa, na których więcej pustych łóżek niż noworodków. Zacząć o krasnostawskiego szpitala i nazwać to opłatą za gotowość! Tylko jak wytłumaczyć upadek I RP, gdzie głupota oligarchii i myślenie tylko o sobie owocowała kompletnym brakiem armii przy jednoczesnym jej bogactwu i posiadaniu swoich prywatnych!? W kluczowym momencie sił zbrojnych brakło w Państwie liczącym w przededniu pierwszego rozbioru ponad 14 milionów ludności. Sąsiedzi mieli w tym czasie po 200 tysięcy przeszkolonych żołnierzy.

O tym, że Prusy po I rozbiorze osiągały dochód z jednej tylko komory celnej w Tczewie równy dochodowi z całej Brandenburgii to już nie ma co wspominać, bo Janeczek gotów nie uwierzyć, mimo że to fakt i dowód, że rozgrabili nas, bo byliśmy względem sąsiadów bogaci, ale bezbronni. Habsburgowie po I rozbiorze mieli kupę radości z Bochni i Wieliczki… i ponad 2 milionów nowych, poddanych, z których można brać rekruta.

Janeczek w tym chwaleniu rządzących zapomina i nie tylko on, ale to nie pocieszenie, że jesteśmy w NATO. Ten sojusz militarny w oficjalnej propagandzie nie istnieje, jakby wyparował! Nie zdarzyło się na przestrzeni jego istnienia, by Rosja, czy wcześniej Związek Radziecki napadła na jakieś państwo członkowskie. Bywało, że uczestnicy paktu bili się między sobą jak Grecja z Turcją, ale to nas nie interesuje. Jest w końcu osławiony 5 artykuł mówiący o udzieleniu pomocy napadniętemu państwu – członkowi paktu przez pozostałych sygnatariuszy. Co prawda ten nie zobowiązuje do natychmiastowej pomocy, ale póki co nikt w Rosji nie wpadł na to by spróbować jak ten działa w praktyce.

Wypada zakończyć, a wyszło smakowicie, bo śmiesznie jak zwykle, gdy Janeczek doprasza się uwagi. Otóż na sesji, o której wspomniał sam wyżej opowiadał, chwaląc PiS i biorąc tym samym Leńczuka w obronę. Robił to wszystko w oparciu o pokaz slajdów z gazet sprzed 10 lat. To było przedsięwzięcie, bo trzeba było zrobić kwerendę i się przygotować. Janeczek nie robił tego, po to by nikt tego nie zauważył. O co to nie! Chciał rozgłosu i pewnie marzył, że ktoś go zauważy! Gazety rozpisywać się będą, a jemu gratulować. Wiadomo, kwiaty laudacje i wzruszone starsze panie…ale tak nie było, bo było zgoła inaczej. Zauważyli, i napisali co sam spostrzegł, ale nie tak, jak chciał. Tylko przy okazji i sam dośpiewał resztę.

Ten co mu psotę zrobił, tajemniczy czytelnik pasjonat i domorosły śledczy również nieznany. Czy jest nią królowa powiatowej szachownicy, o której kiedyś wspominał Janeczek ze złością, czy pionek dwa pola dalej siedzący. Choć ten bardziej konik, bo porusza się dość nietypowo, ale chciałby być królową i „bić” wszystkich. Tak że mamy kolejną „zagadkę”

Co do zaangażowania medyka w straszenie Rosją i naświetlenie przyczyn „bogactwa” to wiedza i wykładnia szczera ale na poziomie ucznia klasy 8 szkoły podstawowej w Wólce Orłowskiej im. Bitwy Grunwaldzkiej. I tym chwalebnym nawiązaniem do batalii z czasów, gdy obawiali się nas Niemcy i Ruscy, bo była armia, a nie PIT Janeczka żegnam czytelników do następnego felietonu.

 

28
1

„Serwis nieoficjalny” ale problem realny czyli kolejna odsłona „kinder” rewolucji w krasnostawskim muzeum.

Dziś o kolejnym sukcesie skutecznej powiatowej władzy jakiej świat nie widział, a której sława sięga poza układ słoneczny. Dowiemy się jak rzucone na front doborowe dywizje grenadierów ponoszą klęskę w walce z nomadami na kudłatych konikach. A walka idzie w sumie o kilka szałasów ale to symbole !

Tytułem wstępu, bo historia już to zna i co by osłodzić klęskę i nieudolność. Józef Ratzinger, gdy został wybrany Ojcem Świętym i przybrał imię Benedykta XVI to mało kto zwracał uwagę na fakt, że wcześniej był prefektem Kongregacji Nauki i Wiary. A to nic innego jak Święta Inkwizycja, tyle że pod zmienioną nazwą za pontyfikatu Pawła VI. Takim sposobem Inkwizytor papieżem został. Wydawałoby się, że lepiej trafić targany skandalami i walkami koterii Kościół nie mógł, bo oto strażnik moralności i doktryny wiary stanie na jego czele i go uzdrowi. Po jakimś czasie jednak zrezygnował i odszedł na emeryturę. Kawalarze mówią; dlatego że to Niemiec, bo ci pracują do emerytury. A Polacy do śmierci jak nasz Wojtyła. Inni powiadają, że jednak przeraził się oporem struktur i bezmiarem bajzlu. Do mnie bardziej przemawia to drugie…Podobnych przykładów można znaleźć więcej, a choćby taki Jan Kazimierz Waza. Ten doświadczył podobnego rozczarowania i jak jego próby wzmocnienia władzy królewskiej spełzły na niczym to się obraził i abdykował. Ano… wszędzie dobrze gdzie nas nie ma. Te dykteryjki są po to coby naświetlić pewien problem, który występuje i w naszym nieszczęsnym powiecie zwanym grajdołem pod obecnymi rządami człowieka kultury niejakiego Leńczuka Andrzeja. Otóż w muzeum pełniącym obowiązki dyrektora został Tomasz Nagowski właśnie taki tubylczy strażnik doktryny i moralności, i prawie monarcha, bo to audytor znany w powiecie, z którego usług korzystał nawet siennicki Proskura. I ten Tomek spotkał się z czymś takim, że… aż trzeba przeczytać felieton!

Ciut historii problemu celem wprowadzenia czytelnika w arkana…

Na „nieoficjalnym” profilu Muzeum Regionalnego w Krasnymstawie na Facebooku w ostatnich dniach kwietnia opublikowano post „witający” nowego dyrektora, ale to było takie powitanie, po którym trzeba sprawdzić, czy ma się portfel i policzyć wszystkie palce. By nie mówić o abstrakcji to wypada go zacytować; „Szanowni Państwo, z przyjemnością informujemy o zmianie na stanowisku dyrektora Muzeum Regionalnego w Krasnymstawie. Z dniem 1 maja 2023 roku funkcję pełniącego obowiązki dyrektora objął pan Tomasz Nagowski. Mamy nadzieję na owocną i spokojną współpracę”.

Niby nic, ale jak się zna autorów i ich prawdziwe intencje… to ten wpis bardziej żegnał odchodzącego w dorobionej mu niesławie Andrzeja Gołębia, niż witał Tomasza Nagowskiego, a ta owocna współpraca i spokojna jest tu celowo. Brzmi jak zawoalowana wskazówka, do jakich i przez kogo podsuniętych nut Nagowski ma ćwierkać. Dla Pana Tomasza miał to być zaszczyt, że o to jest witany przez pracowników, którzy pokładają w nim nadzieje, ale niech wie, kto tu ma ostatnie słowo. To tak, jakby Tomaszowi wciśnięto na dzień dobry kredyt, o który wcale nie prosił, a musi go spłacać z odsetkami! Wpis był oczywistą prowokacją i dziecinadą, bo tam „bawią się takie potencjały” To nic innego jak kolejny akt infantylnej wojenki. To jest strona instytucji kultury, czy się to komuś podoba, czy nie jak chcą witać, to u siebie na prywatnych stronach.

Z treści wynika, jakby cała załoga była w skowronkach, a to przecież wierutna bzdura. Część zbuntowana pisze w imieniu wszystkich i tym samym zawłaszcza sobie rolę wyraziciela woli wszystkich. Ci, co chcą wiedzieć to wiedzą, że spokojnej współpracy nie było, bo kilku radnym zachciało się wojować i znaleźli podatny grunt w zdziecinniałych muzealnikach, którzy tak do końca szczerzy nie są, bo jeden ze zbuntowanej piątki ma ambicje dyrektorskie, ale skrzętnie je ukrywa.

 Leńczuk się zezłościł i po co serwis jest serwis „nieoficjalny”

Polecenie wyegzekwowania usunięcia „powitania” Tomaszowi wydał starosta Andrzej Leńczuk i co rzadko się zdarza celnie to uzasadnił albo mu uzasadnili, ale mniejsza z tym. Dostrzegł osobiste emocje piszących, ale wcale nie wydał polecenia chętnie, bo dla niego wszystko jedno, czy wpis jest, czy go nie ma. On oddałby ostatnią koszulę, żeby adwersarzowi dogodzić i najlepiej, żeby to była cudza koszula. Do bardziej zdecydowanych kroków zmusiło go kilka rozmów okraszonych dosadnymi uwagami dotyczącymi jego starościńskiej charyzmy.

Profil na FB był i jest prowadzonym przez jednego z obecnych pracowników, archeologa i poetę w jednej osobie i byłego, zwolnionego przez Andrzeja Gołąba dyscyplinarnie. Ten drugi jest „mózgiem” całej grupy dywersyjno- rewolucyjnej. Choć są i tacy którzy podejrzewają, że w  działaniach tego gremium bierze udział inny organ ale to kwestia otwarta i polemiczna. Profil powstał w 2013 roku, na zasadzie zaufania i założenia, że administratorzy wiedzą co to dorosłość i odpowiedzialność. Ale został opatrzony w październiku 2022 roku adnotacją „serwis nieoficjalny”, i to była jawna samowolka i infantylna prowokacja Widać w międzyczasie przedefiniowali oba pojęcia. Bo jak wspomniałem tam się bawią takie potencjały, które trącą przedszkolem. Domniemywam, że krótka adnotacja „nieoficjalny” była pokłosiem albo zemstą jednego z administratorów wyróżnionego swego czasu naganą za testowanie wytrzymałości marynarki dyrektora Gołębia i czymś na kształt solidarności ze zwolnionym kolegą. Tak mu się odpłacił za to, że nie wylał go z roboty. A warto dodać, że dzianinowa szarpanina przyprawiła o zawrót głowy i niesmak nawet bardzo oddanych przyjaciół w zarządzie powiatu. Nie trwało to długo ale jednak. Wiele na to wskazuje, choć w duszy u niego nie siedzę, ale to na coś takiego wygląda. 

 A poza tym to miał być symbol oporu, jak kiedyś za komuny wpinanie oporników w klapy marynarek. Kibicującym temu przedsięwzięciu bardzo to się spodobało, bo taka tam symbolika i filozofia. Mogli chodzić w imię protestu po muzeum na czarno jak kobiety po powstaniu styczniowym, jednak oni wybrali taką formę.

Na skargę do radnych i gazet

Po tym, jak dostali prikaz usunięcia tego powitalnego wykwitu, to rozdzwoniły się telefony do gazet i adwokatów z łona rady powiatu. Dzieci z muzealnej piaskownicy poczuły się dotknięte takim obrotem sprawy, bo „nadzieja” Nagowski coś im każe, a oni przecież są niewinni! Niektórzy radni nie byli już zainteresowani. Przede wszystkim profil został przez Muzeum utworzony, jest opatrzony logotypem tej instytucji, wskazuje jej oficjalne adresy, kontakty i dane pracowników. Muzeum administruje serwisem i ma prawo decydować, co się na nim znajduje.

Tak wygląda serwis nierządny😉

Pamiętam wypowiedź Piwki z komisji rewizyjnej z 23 września 2022 roku, kiedy zaczął w słowotoku przebąkiwać o nowej aferze oczywiście z winy Gołębia. A to był właśnie czas, kiedy w muzeum już wrzało w sprawie serwisu, bo jak wspomniałem pracownik zwolniony nadal przykładał paluszki do jego prowadzenia. Wypowiedź Piwki to 23 września, a dopisanie frazy „serwis nieoficjalny” 16 października. To chyba o to chodziło. Mimo tego na kolejnych sesjach do tego nie wracał. Może dziecinada nie znalazła poklasku albo były rzeczy ciekawsze. Teraz było podobnie, bo tematem zajął się jedynie Stępień z Nowego Tygodnia i napisał o cenzorskich poczynaniach Leńczuka jakoś w pierwszej dekadzie maja. Piwko nawet pary z gęby nie puścił w tej sprawie na sesji i cicho siedział. Reszta adwokatów z rady też… No cóż, tu można wywnioskować? Ano tylko to, że chyba dzieciaki z tym pomysłem przegięły nawet w oczach swoich obrońców.

Wcześniejsze wygłupy dwójki adminów

Kilka lat wcześniej  na serwisie jeszcze bez dopisku „nieoficjalny” również buzowało. Razu jednego administratorzy przepełnieni jakąś bliżej nieokreśloną misją zbawienia świata weszli w polemikę z Bartkiem Witkowskim z „Narodowego Krasnegostawu” Oni lewica spod szyldu Urbanowego NIE-a on od Wyklętych i Państwa Podziemnego… Padały tam różne argumenty, a Witkowski na koniec ochrzcił obydwu dziarskich adminów mianem „Flipa i Flapa”, i też musieli swoje głupawe wykwity usuwać.

W 2017 roku „obsmarowali”  Krzysia Zielińskiego wtedy aspirującego do miana radnego i bardzo zainteresowanego sytuacją w muzeum i rządami Majewskiego. Wtedy Krzyś był gorącym patriotą, bo on tak miewa, że jest tym, co akurat może przynieść profity. W tym zainteresowaniu Krzyś popełnił we wrześniu 2017 roku ociekający troską o muzeum artykuł na Dzienniku Siennicy „Wiocha w Muzeum” A ja się po wszystkim nasłuchałem od pracownika i obrońcy cnoty Majewskiego, ile to w tym nieprawdy. Nawet ten chciał pisać na to replikę, do której gorąco go zachęcałem, ale gdzieś mu ochota przeszła. Wszystko było prawdopodobnie w podzięce za artykuł i krytykę muzeum „na mieście”  Krzyś nie miał wyboru tylko się zezłościć i pognać do Majewskiego. Majewszczak wysłuchał skarg i tych dwóch wezwał, a potem im „po majewsku” wytłumaczył o niestosowności wycieczek pod adresem Krzysia z użyciem muzealnego facebooka, bo on chce tu mieć spokój!  Nie byli zadowoleni połajanką… ale musieli przełknąć żabę. Teraz Zieliński jest ich obrońcą, bo jak wiadomo, żeby dopiec Teresce zaangażował się w muzeum i szarpał Gołębia z nią utożsamianego, który był kiedyś jego człowiekiem. Skomplikowane prawda, ale to jest krasnostawski grajdół i sam Krzyś?

Gołąb reagował a w starostwie mieli ubaw

Ale reakcja starostwa na jesieni zeszłego roku przerosła wszelkie oczekiwania gdy Gołąb poszedł do Leńczuka w sprawie „tandemowej administracji”  z udziałem zwolnionego „powstańca wielkopolskiego”  i „nieoficjalnych” manifestów na FB. Poszedł, bo jak zlekceważy to mu gotowi zarzucić, że nie dopilnował. Oczywiście konsylium radców starostwa i niektórzy z wierchuszki przyznali Gołębiowi rację i pokiwali z troską głowami. Ale nie zrobiono z tym kompletnie nic. Choć mieli ich na deskach, taka tam panuje mądrość. Im ta sytuacja pasowała jak jasna cholera, bo w tym momencie dopiekano Gołębiowi, a jemu można i pies go trącał, żeby nie powiedzieć dosadniej. Niech go tam leją! I taki owaki z nim! Mieli kupę radochy z takiego obrotu sprawy.

Tomek pancerna pięść sprawiedliwości ale w kieszeni

W końcu minął czas Gołębia i w muzeum znalazł się ten wspomniany już wyżej Tomasz Nagowski główny audytor. Facet, który w starostwie pełni rolę Inkwizytora albo szefa od spraw wewnętrznych. Moc ma jak Kiszczak w czasach Jaruzelskiego. I ten Tomek obdarzony mocą sprawczą, pancerna pięść sprawiedliwości nie potrafi wegzekwować zaprzestania bezprawia przez dwa miesiące, bo posługiwanie się logotypem i nie tylko w takich okolicznościach jest bezprawiem. Są na to konkretne przepisy i prawne wykładnie dostarczone jeszcze w zeszłym roku przez Gołębia. Poza tym Tomek jest prawnik i karnista z aplikacją prokuratorską! Tylko co on może, skoro zarząd powiatu nie daje mu wsparcia, a przecież nie jest znienawidzonym Gołębiem, który był dla zarządu obciążeniem jak pewnego razu stwierdził Nieścior Marek. I tu muszę poczynić dygresję, żeby była jasność co do filozofii życiowej radnego i jego zasad, na które się często powołuje. Zatrudnienie Nieściora córki w wydziale rolnictwa, a potem w Cukrowni Krasnystaw gdy on jest członkiem zarządu i dwóch zięciów obciążeniem nie jest. No chyba tak to należy rozumieć.

Nagowski już jest tym wymarzonym i własnoręcznie wybranym przez Leńczuka i też jest jak to mówią na nic!? To o co do cholery chodzi? Świat nie widział tak rozlazłej i bezmyślnej władzy, gdzie od roku zwolniony pracownik kieruje do spółki z drugim serwisem. Takie rzeczy tylko w starostwie rządzonym przez „charyzmatycznego ciaputka” Leńczuka. I co to jest „serwis nieoficjalny”, Ile muzeów posiada takie „cosik” które już trwa 8 miesięcy?

Tomek w skowronkach i jak fajnie być dyrektorem

Na początku maja nawet pozwoliłem sobie zapytać Pana Tomasza, kiedy rozwiąże ten problem. Odpowiedział z irytacją, bo widać przekazuje w tym zachowaniu nastroje swoich zwierzchników, że to nie jest priorytet i ma ważniejsze sprawy na głowie. No dobra, ale chyba szczery to on nie był, bo takie postawienie sprawy to zwyczajna głupota albo prikaz z góry, bo przecież wszyscy widzą to dziwactwo w sieci i żeby to rozwiązać wystarczy 15 minut i po cholerę odkładać coś ad acta jak można, a nawet trzeba zrobić już. Tomek wtedy był euforycznie nastawiony do swojego nowego odcinka frontu i nawet mu się podobało.

Tomek chce do domu

Po Nocy Muzeów, gdy krążył koło Leńczuka jak satelita to nawet bardzo, ale im dłużej siedział i sam wcielał w życie własne wnioski pokontrolne, tym nabierał chęci do powrotu na swoje śmiecie, gdzie ma spokój. Szczęście go jednak opuściło, bo pod koniec czerwca zaproszono go na posiedzenie bezrządu powiatu i zaproponowano przedłużenie angażu w muzeum do końca lipca. Wiadomo konkurs na dyrektora ma być w lipcu i trzeba sprawnie kogoś w to „grząskie coś” wprowadzić. On biedny, choć ma czarny pas w karate nie potrafił się obronić przed tym kukułczym jajem i dostał je do wysiadywania. W ciemnym zaułku lepiej, by sobie poradził, ale tu był bezradny.

 Nie chciał wracać, bo zdrowie ważniejsze, ale wrócił i… wziął się za ten „serwis nieoficjalny”, Bo i ci z zarządu zaczęli go ponaglać, gdyż stracili cierpliwość do sytuacji, którą sami stworzyli i ta o nich dobrze nie świadczy, gdy został ogłoszony konkurs. Kto wejdzie w takie coś jako nowy dyrektor? Czy to „coś” nie odstraszy potencjalnych kandydatów? Czyli gówno, bo ciężko znaleźć zamiennik wylało się na nich.

Tak wygląda strona rządowa działająca od 27 czerwca😉

Tomek walczy w „wojnie sześciodniowej”!?

Od tygodnia w ich imieniu, ale bez poparcia Tomek wojuje, a jak wspomniałem pięść pancerna sprawiedliwości z niego ale w kieszeni, z administracją serwisu nieoficjalnego. W efekcie tego naporu z jednej strony, a uporu z drugiej Muzeum Regionalne ma UWAGA dwie strony na FB. Jedna to ta „stara i nieoficjalna”, a druga nowa i właściwa założona 27 czerwca. Schizma chyba dopadła muzeum, ale do papieskiej to im jeszcze daleko, tam było w pewnym momencie pięciu następców św. Piotra. Bój jest zażarty, bo co jakiś czas zmieniają się treści i z nieoficjalnej zniknęło logo muzeum, ale nadal jest przekierowanie na stronę internetową. Obydwie działają i póki co to dowód nieporadności Leńczuka i zarządu. To ma być jasny i czytelny przekaz dla starostwa, że my nie odpuścimy!  Cyrk to mało powiedzieć…

Nagowski Tomasz przekonał się na własnej skórze, że dawać komuś dyspozycje i pouczenia, a wprowadzić je w życie to biegunowo odległe przyjemności. Powinien też zrozumieć, że główni sprawcy tego bajzlu i decyzyjnego sracza, bo do prawdy ciężko to inaczej określić za co z góry przepraszam siedzą spokojnie w swoich gabinetach, a on się użera i jeszcze go poganiają. Pretensje winien mieć głównie do Leńczuka, bo ten od jakiegoś czasu przejął „kontrolę” nad muzeum i on decyduje o metodach. Może do Nagowskiego dotrze co Gołąb miał tam przez 3 lata, a on nie był z bajki zarządu od początku tak jak Tomasz.

Reasumując całe zajście, to teraz buntownicy urośli w siłę i nie muszą się liczyć z nikim, bo mają związki zawodowe i od biedy znajdą wsparcie u radnych. Wszystko dzięki głupocie zarządu, ale jak wróci z „urlopu” drugi pracownik Mateo „Che” Guevara, który jak się było można przekonać działa w myśl złotej dewizy autorstwa swojego idola, wspomnianego Guevary rewolucjonisty rodem z Argentyny „Bądźmy realistami, żądajmy co niemożliwe” to się dopiero zacznie! I tą refleksją w latynoskich rytmach żegnam czytelników do następnego felietonu.

 

31
4