Zupełnie niedawno zdeklarowaliśmy swoje poparcie dla naszych sympatii w wyborach samorządowych. Wybór dokonany, skład Rady Powiatu znany i teraz czekamy na ukonstytuowanie się władz powiatowych. Czekamy, czekamy, czekamy jak młody Werter najpierw na uczucie kochanej kobiety a później na śmierć. Cierpienie Wertera przeniosło się na dziesiątki tysięcy młodych ludzi analizujących ten utwór przed maturą. Aby skrócić nasze oczekiwanie spróbuję zasygnalizować sytuację, która nas dotyczy i często przez nas urzędników jest kreowana.(dwadzieścia lat byłem urzędnikiem)
W burzliwej dyskusji, spowodowanej artykułem „Ta ostatnia niedziela”, a dotyczącej obsady kadrowej starostwa po wyborach, znalazł się ciekawy komentarz autora o nicku „Młot na arbuzy”. Komentarz dotyczy stosunku urzędników do petentów i tempa pracy owych urzędników. Podobno gdzieś na południu ale nie w ciepłych krajach tylko w Polsce, mapki odbiera się w dniu złożenia wniosku, a nie po 14 dniach jak to jest przyjęte w Krasnymstawie. Paradoks polega na tym, że ci krasnostawscy urzędnicy wcale nie obijają się, może i leniuchowali przez pierwsze 14 dni od początku czegoś tam. Ale teraz pracują intensywnie, muszą się uwijać bo codziennie trzeba załatwić te sprawy, które wpłynęły czternaście dni temu, by nie przekroczyć terminu. Zawinił ich szef w prapoczątkach działalności takiego czy innego wydziału. Pracują uczciwie a ogólnie opinię mają nienajlepszą, tak płacą za błędy i zaniechania swych zwierzchników.
Gorzej jest gdy za bycie sumiennym płacą zwykli ludzie. Jak wiele osób lubię spacery po lesie, ale nie zawsze jest pięknie. Na skraju lasu, przy drodze z Chełmca do Baraków leży od paru lat, stos kilkunastu sosen. Kiedy siedziałem na nich odpoczywając i obserwując ptaszki, motylki, pojechał ciągnikiem rolnik. Po wymianie uprzejmości opowiedział smutną historię leżącego drewna. Dawno temu kilka osób odziedziczyło po swoich rodzicach las. W postępowaniu spadkowym każda z nich uzyskała prawo do 1/6 części lasu. Nigdy nie przeprowadzono podziału nieruchomości bo to koszt. Po kilkunastu latach jeden z współwłaścicieli przekazał „na państwo” swoje gospodarstwo wraz z 1/6 częścią lasu. Skarb Państwa też nie wystąpił o podział działki. Czas płynął drzewa rosły. Po kolejnych kilkudziesięciu latach kobieta będąca współwłaścicielką lasu, wycięła kilkanaście sosen, potrzebnych do remontu domu. I wtedy swoją moc pokazało Państwo za pośrednictwem urzędników – strażników leśnych. Drewno zostało zaaresztowane i w tym areszcie, na skraju lasu leży od kilku lat. Areszt mu nie służy, gnije, żrą je robaki, rosną na nim grzyby. Wobec kobiety wszczęto postępowanie karne, w efekcie przeszła załamanie nerwowe. Jakie mamy efekty prężnego działania strażników prawa? Kobieta ze starganymi nerwami i uprawnionym poczuciem krzywdy, z niewyremontowanym budynkiem. Nadal istniejący bałagan własnościowy w działce leśnej, gdzie nie można wyciąć nawet jednego drzewa bo nie wiadomo gdzie jest własność Państwa. Zmarnowany materiał budowlany w postaci drewna. I kiedy schodziłem w kierunku Ściecharki, natknąłem się na stertę eternitu. Nie było tam strażników leśnych, czy ekipy sprzątającej a eternit wyglądał na leżący od kilku lat. Ciekawe czy nadleśnictwo jest zobowiązane do utrzymania porządku w administrowanym lesie i usuwanie śmieci? Co udowodniono marnując conajmniej 20 m3 drewna budowlanego. Czy w setną rocznicę odzyskania niepodległości wciąż musimy obserwować carski system urzędniczy, bezwzględny, głupi, bez odrobiny empatii.
Mirosław Ignacy Kaczor