Co gryzie Marcina?

Polityka w mieście czy powiecie utkana jest z małych zawiści, traum, prywatnych uraz, czy niespełnionych ambicji. I jak sięgniemy pamięcią, to w radzie powiatu poprzedniej kadencji było epicentrum głupoty. Każdy z każdym o wszystko darł koty. Widać Marcin doszedł do wniosku, że skorzysta ze sprawdzonych wzorców, bo ma powody.

Marcina trauma sięga czasów, jak z Robertem Kościukiem w poprzedniej kadencji wpadli sobie w ramiona. Był to romans na oczach całego miasteczka, i to musiało się tak skończyć, bo Robert z dwójką radnych nie był na samorządowym rynku matrymonialnym żadną partią. Sztandar miał co prawda PiS-owski, ale poszarpany jak dziadka portki, w których koło domu chodził.

W 2019 dzięki dreptaniu Lucjana Cichosza przy Sasinie dokleili mu pełnomocnictwo PiS na powiat i wtedy pytano retorycznie, po co? Po czasie okazało się, że był to „przyczółek” do wojny z Tereską Hałas, ale to już inny wątek i nie na dziś.

W mieście te PiS-owskie błyskotki nie znaczyły nic i był tu Robert w miasteczku, przykładając do niego standardy towarzyskie pierwszej Rzeczypospolitej zubożały szlachcic, któremu po sławie przodków ostał się herb mocno nadwyrężony, wspomnienia, zardzewiała karabela i kulawy wałach. Marcin natomiast to już większy „cwaniak” ze swoją piątką radnych! On, jak ormiański kupiec ze Lwowa co na handelku z Multanami dorobiony, ale bez widoków na karierę, bo nieherbowy. Dlatego aby przebić szklany sufit awansu omotał „herbowego golasa” Kościuka i się udało.

Był co prawda jeszcze z siódemką radnych wyniosły Prusak i zimny jak styczniowy poranek w Jakucji Andrzej Jakubiec, ale u Roberta na samą myśl o nim zadawnione urazy odzywały się jak zgaga. Bo nie daj Boże, jakby doszło do ożenku to Robert miał wizję siebie siedzącego w kuchni i obierającego kartofle dla niego. A trzeba wiedzieć, że Prusacy w kartoflach gustują. Dlatego Wilkołazki zagościł w Roberta serduszku na bliżej nieokreślony czas…

Efektem tej płomiennej współpracy był „dżentelmeński układ”, bo jak nam tak dobrze teraz, to czemu tego nie kontynuować? Polegał na tym, że jak Robert wygra, a Marcin wykręci dobry wynik to oczywiście koalicja, ale przede wszystkim weźmie go na „wice” A za 5 lat tak „podrasowany” Marcin już samodzielnie wystartuje na burmistrza, bo Kościuk już nie będzie mógł. Ta impotencja to już wynika z ustawy, która mówi, że można „być” najwyżej dwie kadencje z rzędu, czyli 10 lat.

To, że Robert nazbiera radnych to nawet nikt nie zakładał, bo sadząc po składzie list były to nazwiska wybłagane albo z łapanki. I jakby to wypaliło, to wtedy Marcin miałby piękną drogę do upragnionego fotela w ratuszu. Drogę bezpieczną, pewna i z piękną emeryturą, bo do niej to ma coś z czternaście lat. Nic nie stałoby na przeszkodzie, aby Marcin potem wziął Roberta na wice. Zmienialiby się jak żurawie w kluczu i dotrwali do emerytur. Ale  jak wiemy ten zabieg „chirurgii politycznej” zupełnie się nie udał, bo zza pleców wyskoczył Miciuła, który skazywany na pożarcie wygrał i „namieszał”.

Jednak nim do tego przykrego końca doszło ratował Marcin Kościuka jak mógł i jak już mógł w drugiej turze. Zadecydował o jego poparciu jednoosobowo, a cała formacja przy tej czynności pełniła rolę statystów. Desperacji w tym akcie było więcej, jak rozsądku, bo mieszkańcy przecierali oczy ze zdumienia. Skoro trąbi się o zmianie na fotelu, to skąd wsparcie „lichutkiego” Kościuka którego ta zmiana z pierwszej tury miała dotyczyć? No bo jest „dżentelmeński układ”, ale kto tam o nim wiedział! Co prawda w tak zwanym międzyczasie pojawił się Kamil Hukiewicz jako kandydat „Krasnostawian” na burmistrza, ale mimo że to kolega ze stowarzyszenia był bardziej pomysłem własnych teściów i Marcina swoim kandydowaniem zmroził. Marcin unikał pokazywania się z Kamilem i wspierania jak tylko mógł i przez ten czas paznokcie ogryzał z nerwów zamiast płatków na śniadanie.

To były chwile dla niego trudne jak jasna cholera. Bo gdyby Hukiewicz burmistrzem został to tak, jakby się w jedno popołudnie dowiedział, że zlikwidowali jego etat w I LO, spaliło się muzeum, gdzie też dorabia, a do tego ruska rakieta wysadziła tylko jemu mieszkanie w bloku. Kandydatura Kamila była również odpowiedzią na Miciułę z PZK i próbą przejęcia kontroli nad Krasnostawianami przez nowego drapieżnika w postaci Piotra Jelonka byłego porucznika SB i „teścia rzekomego” Kamila. Tylko że jego do stowarzyszenia to Marcin sam sobie wpuścił mamiony wizją pomocy Jelonka przy organizacji listy do rady powiatu w nadchodzących wyborach samorządowych.

Bo trzeba pamiętać, że Marcin w poprzedniej kadencji szczęśliwym splotem okoliczności miał w radzie i zarządzie powiatu radnego Piotrka Suchoraba. I po takim współrządzeniu smaku nabrał i dlaczego by nie spróbować znów. Tylko Jelonkowi wszystko się pozmieniało po jesiennych wyborach parlamentarnych, gdzie Koalicja Obywatelska z przystawkami mogła stworzyć większościowy rząd. No i jakby nie daj Boże Kamil wygrał to wtedy teście Kamila kręcili by Krasnostawianami, a Marcin siedziałby w schowku na szczotki, ale szczęśliwie Hukiewicz malowniczo poległ. Po tym „morderstwie przy urnie wyborczej” na Hukiewiczu nastał szczęśliwy koniec, a wszystko w drugiej turze zdawało się wrócić do „normy” i nadzieja odżyła. Ale nie „zgrało”, bo to ostatecznie Miciuła z PZK zmiótł Kościuka i teraz Marcin z tej złości co ma pod ręką to bierze, coby przylać w niego. Niczym nie pogardzi…

Teraz są akurat śmieci, ale za jakiś czas to może być coś innego i ogranicza go tylko jego wyobraźnia. Ma czego żałować i za czym płakać i ten żal w nim siedzi jak drzazga za paznokciem, a boli jak jasna cholera. A jeszcze jak pomyśli, że burmistrz wyżej stoi to nic tylko się powiesić z rozpaczy.

Do tej batalii za swoje urazy zapędził „Krasnostawian”, jak ruscy oficerowie sołdatów pod niemieckie cekaemy, ale tylko po to, żeby to lepiej wyglądało i nosiło znamiona poważnej oddolnej inicjatywy, a oni robią za drzewa w lesie, za którymi przebiega wilk Wilkołazki. Wszystko tam jest wyreżyserowane poza granice przyzwoitości. Oni statyści polityczni idą niechętnie i jeszcze bez słowa krytyki, bo jakby tam, który powiedział coś nie pomyśli to podpadnie liderowi i niech zapomni o karierze, bo to Marcin decyduje, kto trafi na listy. Dobrze to jednak o ich „rozumie” nie świadczy, ale co zrobić… Szczególnie „Panie Krasnostawianki” potulne w tym procederze, ale widać taki tam islamski patriarchat panuje i gdzie „prawa kobiet”? Na wsi o takich sytuacjach mówi się porzekadłem, że „jak byk pierdzi to obora słucha!”.

No i co tu na koniec powiedzieć? Chyba tylko tyle, że po 21 kwietnia wszystko, co spadło na Marcina Wilkołazkiego jest winą Miciuły i przyzwyczajmy się do tego, bo inaczej to nie będzie. Jak po tej dacie wdepnie w psią kupę na chodniku w Zamościu, to bezdyskusyjnie jest wina Daniela, bo ten ma aż dwa psy i nieważne, że jeden z nich mieści się w plecaczku najmłodszej córki. Mógł przecież z nimi być w tym mieście i zmusić, coby się sfajtały na chodnik, bo może Wilkołazki tu przyjedzie i wdepnie. I taka tam „wojenna logika”.

11
0

Jeden komentarz do “Co gryzie Marcina?”

  1. Wsparłbyś Pan lepiej pracowników PGK, bo teraz to już na pewno podwyżek nie dostaną. Dlaczego ten temat jest pominięty? Dlaczego ich zarobki próbowały być wykorzystane jako argument za podwyżką śmieci a teraz prezes -nominat burmistrza zatrudnia sobie v-ce dyrektora z odpowiednia pensją. Nowo powołany przez burmistrza prezes a już sobie nie radzi ? Wygląda na to, że na sesji było typowe bicie piany jakie to miasto i PGK mają kłopoty finansowe, jak to PGK przez brak podwyżek za śmieci nie podniesie wynagrodzeń swoim pracownikom, którzy i tak zarabiają najniższa krajową. Może zapytałbyś się Pan burmistrza dlaczego mówione jest jedno a robione drugie ?
    Jak już Pan coś próbuje pisać to poproszę obiektywnie, bo na razie wgląda to tak że jesteś Pan typowym klakierem.

    2

    0

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *