Patrząc na sytuację wokół siebie, generalnie można ocenić optymistycznie działania w sklepach, na stacjach benzynowych. Wszędzie porządek, ludzie pilnują chociażby przyzwoitych odstępów. Nie widać smarkających i kaszlających. Byłem dziś w tej sławnej „Mrówce” , którą jakaś osoba obsmarowała na FB, no i zonk. Tłumu nie ma, ludzie w kolejce co 2 m. Nikt nikomu w drogę nie wchodzi. Widać, że ci, co z konieczności siedzą w domu, starają się jakoś ten czas zagospodarować na od dawna odkładane remonty i remonciki. Tu podmalować, tam wieszaczek przywiesić. Żeby nie zwariować od oglądania telewizji.
Na stacjach paliw też środki ostrożności. W sklepach spożywczych tak samo, ale paniki nie widać. I bardzo dobrze.
To, co mnie martwi, to preferowanie marketów kosztem drobnego, rodzimego handlu. Targowisko miejskie zamknięte na cztery spusty. Czarno widzę następne pół roku, przed Urzędem Pracy zaczną ustawiać się kolejki, jeśli rząd nie podejmie zdecydowanych działań na rzecz małych i średnich przedsiębiorstw. Bo odroczenie płatności danin publicznych za czas, gdy przedsiębiorca z powodu przymusu administracyjnego nie może wykonywać działalności to po prostu pusty żart. Koniecznie jest umorzenie tych płatności wszędzie tam, gdzie ustawodawca wprost zakazał. I tyle.
A dla miękkiego lądowania, konieczne jest moim zdaniem wprowadzenie czasowo, na przykład na pół roku lub rok prawa do płacenia danin na ZUS tylko wtedy, gdy osiągnie się dodatni bilans, czyli dochód do opodatkowania. Bo inaczej w ciągu roku cofniemy się ze stopą bezrobocia do lat 1992-1998, gdy co piąty był bez pracy. Kolejne 2-3 miliony wyemigruje za pracą, na co tylko czekają Niemcy, Francuzi czy Belgowie. Już w tej chwili okazuje się, że bez polaków w Niemczech nie będzie komu rozwozić żywności do sklepów. A może wystarczyłoby poluzować nieco prawny kaganiec? Umiesz jeździć samochodem – przeszkolimy cię tydzień i wio na małą ciężarówkę , a jak sobie dasz radę , to na dużą. Jak kiedyś w PKS, 17-to latek jeździł Starem pod okiem starszego kolegi po fachu.
Ale nie, to by było za proste, prawda ? Wszędzie konieczne zezwolenia , koncesje i akcyza.
Nasz rząd nie może ogarnąć, że aby coś dostać, należy czasem coś oddać. Za żadne skarby nie chce poluzować kagańca na alkohol nie skażony, aby chociaż trochę przeznaczyć na produkcję środków do odkażania. Bo jak buchalter ma w genach, że nie, to nie i koniec.
Rząd, Sejm i Senat wszelkimi możliwymi środkami broni się przed ogłoszeniem stanu wyjątkowego. Bo czym w istocie jest ten „stan epidemii” jak nie stanem wyjątkowym. Tylko w ramach stanu wyjątkowego dopuszczalne jest zawieszenie pewnych praw obywateli i wprowadzenie dodatkowych obowiązków, jak na przykład zakaz przemieszczania. Tylko że wprowadzenie wprost stanu wyjątkowego oznacza, że trzeba przesunąć wybory co najmniej o 90 dni od zakończenia stanu wyjątkowego. No i z wyborów 10 maja nici. A wyjścia są dwa – albo rząd okaże się skuteczny w walce z wirusem i jego notowania, a wraz z nimi prezydenta pójdą w górę , albo nie i szansa na reelekcję przepadnie.
A zawsze sukces ma wielu ojców i pod sukces rządu podczepi się opozycja. Mimo, że nadal kąsa i „obsikuje” pantofle ludziom PiS, to jakby trochę przycichła, bo tak jak wcześniej nie miała pomysłu na siebie, tak i teraz nie wie, co mówić. Ale potem będą wypinać pierś do orderów, jak się uda. A jak się nie uda, to pierwsi do krytyki. Tak czy tak, im później wybory, tym szansa na reelekcję mniejsza. I nie wiem jak wam, ale mnie hasło „wyborcy do urn 10 maja” coraz bardziej kojarzy się z tą kolumna ciężarówek ze zwłokami we Włoszech, jadącą do krematorium.
Nadal jestem dobrej myśli, że razem damy radę i tylko martwię się, co po tym potopie ?