O braku ducha w narodzie


Jest na FB grupa „Siennica Różana w fotografii” skupiająca mieszkańców gminy i nie tylko. Administrowana jest między innymi przez Pana Radosława, który nadaje jej ton. A tam- już jakiś czas temu- wywiązała się dość burzliwa dyskusja- poruszono w niej temat oddolnej inicjatywy. Mnie to doskonale koresponduje do wójtowej polityki z chodnikiem na Rudce i polityki wszelakiej. Dlatego połączyłem wątki w jedną historię. 

Bodźcem do burzliwej debaty był atmosferyczny despekt przez który kilka drzew „marki” lipa położyło się plackiem na dachu kapliczki na „Starym Cmentarzu” robiąc z niego naleśnik. No i kto posprząta cały bałagan-gmina- ksiądz czy mieszkańcy-pytano? Zdaniem Pana Radka- ludzie-którzy powinni wykrzesać z siebie energię i rękawy zakasać… Na dowód tego, że można- przytoczył przykład, jak to w Machnowie niczym nie powodowani mieszkańcy wyczyścili cmentarz, który miał zakrzaczenia plasujące go w charakterze ścisłego rezerwatu przyrody. Pan Radek stoi na pozycji, może nie pełnokrwistego obrońcy ale kogoś kto z góry założył, że UG jest niepokalany i w złym tonie jest od niego wymagać reakcji w sprawie wiatrołomów i nie tylko. W pewnym momencie Pan Radosław poczuł zawód meandrami wywodów członków grupy. Mimo że dzielnie szukał konsensusu, zrezygnowany stwierdził w ripoście do innego dyskutanta:  „OBAWIAM SIĘ, ŻE DUCHA W NARODZIE BRAK”. Moim zdaniem w stwierdzeniu braku jego obecności miał wiele racji. Ale mimo to uważam, że sprawa nie jest do końca przesądzona. Dlatego postanowiłem dorzucić garść swoich obserwacji i konkretnych przykładów, które mogą rzucić trochę światła na to- jak do takiego stanu doszło.

Na „górze” wszystko się zaczyna

Moim zdaniem to styl rządów i w związku z tym panująca atmosfera w gminie Siennica Różana -i innych- bo problem nie dotyczy tylko nas- ma istoty wpływ. To tam na „górze” wszystko się zaczyna. A czasem nawet przesądza o żywotności inicjatyw oddolnych. Innymi słowy im więcej wszechwładzy i kontroli, to inicjatywa wygląda gorzej… Bo to jak o chodniku na Rudce wypowiedział się wójt, jak to zreferował, jest typowym przypisaniem sobie zasług, a to deprymuje i zniechęca. A to jedna z metod. Tylko on miał pecha, że trafił na Korkosza. Ten jest chłop z krwi i kości, i nie pozwoli żeby Proskura lazł mu w szkodę. Ale jeśli trafi się na kogoś o miękkiej osobowości to „operacja” może się udać. Jeśli ktoś chce dobitnych przykładów kreatywności „góry” to wystarczy prześledzić przyczyny wszelkich rewolucji i buntów. W nich chodziło o jedno-żeby władza pozwoliła ludziom na wolne i nieskrępowane działanie. Oczywiście w rozsądnych granicach. Czy się to komuś podoba czy nie, władza ma instrumenty by zainspirować ale i ograniczyć.

Autopromocja nie jest zła

Zagłuszanie cudzego wysiłku i zaangażowania przez tych co mają w tym interes ma opłakane skutki dla lokalnych społeczności. To czasem potrafi ją cofnąć całą o dziesiątki lat, do przysłowiowej jaskini. Najbardziej rzutki element traci zainteresowanie, wraca do siebie i interesuje go tylko własny koniec nosa. A to jest nawet zrozumiałe, bo życie nie zna próżni. Skoro nikt jego wysiłków pamiętać nie będzie, to po co robić cokolwiek? Człowiek jaki by nie był jednak lubi być doceniony, w jakiś tam sposób zauważony i wyróżniony. To całkiem naturalne i nie ma w tym niczego złego. Takimi nas Pan Bóg stworzył powiedzą wierzący- albo tacy jesteśmy powiedzą wątpiący. To działa przede wszystkim motywująco. Niektórzy uważają, że rzeczy wielkie i te mniejsze, jak i całkiem małe trzeba robić po cichu i bez rozgłosu, nie żądając słów uznania. Nie wydaje mi się to do końca ani szczere ani rozsądne. No i jakby zubożało nasze otoczenie i przez to warstwa kulturalno-obyczajowa, gdyby „wyciąć” z przestrzeni publicznej wszystkie upamiętnione akty fundacyjne? No i czemu nie przypominać komuś, że coś się zrobiło dla innych? Inna rzecz, że jak się człowiek ciut nie pochwali, to kto to zrobi ? W autopromocji, takiej rozsądnej nie ma niczego zdrożnego.

Znowu takie zawłaszczanie i podcinanie skrzydeł ma bardzo zabawne konsekwencje, bo ludzie w akcie nawet nie zamierzonej zemsty wszystko co się w okolicy wydarzy, a wymagałoby kolektywnego działania zrzucają na barki władzy. Ich zdaniem skoro wszystko władza zawłaszczyła, i do wszystkiego sobie prawa rości, i wszystko chce kontrolować to niech w takich okolicznościach sama wszystko robi. Niech idą do roboty urzędniki zza biurek, radne i sołtysy. Prosta logika ale wystarczy…

Gniazdo szerszeni

W tym zniechęcaniu do oddolnej działalności nie bez znaczenia jest zachowanie otoczenia „władzy najwyższej”, a każda władza ma swoich pretorian oddanych do granic rozsądku i poza nie. Tym bardziej gdy wójt rządzi długo, co w naszym przypadku ma miejsce. Takie otoczenie rywalizuje nie dość, że ze sobą o względy pryncypała, to jeszcze działa odstraszająco na tych co chcieliby coś robić poza ustaloną przestrzenią i na własną rękę. To tak funkcjonuje jak pierwsza rubież obronna i przypomina strukturę organizacyjną gniazda szerszeni. Tam królowa jest w środku, a żołnierze na zewnątrz pilnują jej spokoju. Oni rozkazy potrafią zrozumieć nawet jak te nie padną. Wiem o czym mówię, bo sam doświadczyłem takiego zjawiska w 2015 roku na spotkaniu z wójtem. Za to, że się odważyłem skrytykować jaśnie oświeconego rzuciły się na mnie jego dwie wierne amazonki. Tak bez powodu- a przynajmniej tak mi się zdawało. Jedna wrzasnęła: A kto Pan jest! Druga arbitralnie zadecydowała- Pan sieje ferment! Proskura był obok ale o nic je nie prosił, a one tak same z siebie! Nic to nie wniosło do dyskusji ale kurtyna opadła. Widać miałem się zacząć wstydzić… Już przez litość pominę ich nazwiska ale jedna jest obecnie radną, a druga nigdy nią nie była-i dobrze.

Takie towarzystwo „saperów” wyznacza również nieformalnie niepisany dekalog zachowań -co wolno, ile wolno i jak co robić żeby władza była zadowolona. To jest rodzaj prawa zwyczajowego czy pewnej wsiowej etykiety dworskiej. Oczywiście władzy jest to na rękę czego nikomu tłumaczyć dwa razy nie trzeba. Trochę to przypomina żydowskie instrukcje jak bogobojny Żyd ma się zachowywać w szabas.

 

Nawet istnienia tych nieskodyfikowanych przepisów zakosztowałem na własnej skórze i to nie raz. A to próbowano mnie zakrzyczeć, ośmieszyć albo wmówić straszliwe grzechy przeciw majestatowi Lecha. W innych okolicznościach, to znaczy w innej epoce prawdopodobnie zawisłbym na przydrożnym drzewie albo skończyłbym przy odrobinie szczęścia w  głębokim lochu.

Korzyści z apatii

Rządzącym pod każdą szerokością geograficzną i występująca w tych okolicznościach apatia jest na rękę. A apatia musi się pojawić wcześniej czy później. Im ta ofiara z ludzkiej aktywności w imię ich świętego spokoju bardzo odpowiada, tym bardziej jak władza ma świadomość bardzo ograniczoną i horyzonty wąziutkie. Bo w sumie to same korzyści- nikt nie przychodzi do UG niczego nie żąda i przede wszystkim nie ma zagrożenia, że jakaś grupa mieszkańców jest poza kontrolą i się zorganizuje. No nie daj Boże jakby zaczęła mieć jeszcze polityczne ambicje. A tak to taki wójt śpi spokojnie snem sprawiedliwego, bo wie, że nie ma w gminie jakiegoś stowarzyszenia co to miewa swoje pomysły na rzeczywistość. W Siennicy takie zjawisko miało miejsce do 2015 roku- przez 25 lat rządów Proskury. Przecież on przed powstaniem Dziennika Siennicy i apostazją Korkosza miał wszystko pod butem. Wszyściutko było poukładane jak w wojskowej nocnej szafce, do kantu i pod kolor. Cała gmina była u jego stóp. 

Co już istniało w gminie to miało jego błogosławieństwo i piętno- KGW, OSP czy Stowarzyszenie „Miłośników Ziemi Siennickiej”. W tych organizacjach można się było spełniać ale na określonych warunkach. Żadnych innych suwerennych tworów nie było. Nawet funduszu sołeckiego bano się uchwalić, bo nie daj Boże jeszcze wieś miałaby swoje kieszonkowe i nie przychodziłaby prosić o taczkę kruszywa czy piachu. Wiszenie na wójtowej klamce jest malownicze i buduje wszechwładny obraz każdego pryncypała. W takich „okolicznościach przyrody” jest jak w doktrynie totalnego państwa-„wszystko w państwie nic poza państwem”- pełna władza i niechby kto spróbował inaczej.

Moc piętna

Jak piętno się odciska to wystarczy zerknąć na reaktywowany w 2017 klub piłkarski-z resztą to na Dzienniku Siennicy ukazały się o takiej potrzebie pierwsze wzmianki. W tym wypadku jakiś tęgi serwilista posunął się w czasie wyborów samorządowych roku 2018 by na oficjalnej stronie FB opublikować wiernopoddańczy apel, wskazując kogo klub popiera w wyborach. A był tam wójt i cała pasująca do gminnej melodii reszta. Zapomniano że klub jest finansowany z funduszy publicznych- czyli naszych podatków. A poza tym rozwój sportu wójt ma zapisany w ustawie i nie istnieje taka możliwość, że nie da na niego środków jeśli jest potrzeba. Ale co zabawne to jemu się ciągle dziękuje i tak w koło Macieju.

Próby zmartwychwstania i jak to się skończyło

Trzeba wspomnieć o pewnych próbach reaktywacji społecznej suwerenności, bo przecież coś tam próbowało drgnąć. Na Siennicy Dużej zmieniły się władze KGW i powstało coś zupełnie nowego. Długo jednak tej „wiosny” nie było, bo przecież Panie które miały coś do powiedzenia były spoza atestowanych kręgów miłych „władzy najwyższej”. Dlatego zaraz po wyborach samorządowych 2018 trzeba było zrobić przewrót żeby pokazać kto tu rządzi. Część Pań bełkotliwymi oskarżeniami poczuło się dotknięte i odeszło. Obecnie w KGW rządzi stary sprawdzony aparat i nawet lawenda uschła ale widać tak ma być. Gdyby Pan Radek zechciał porozmawiać z tymi, które doświadczyły siennickiej wersji miłości bliźniego i odeszły z KGW to zapewne byłby zdruzgotany…

Cezary nie do pary ?

A 2 lata temu miało miejsce wydarzenie, które jest ilustracją tego jaki los spotyka tych którzy byli kiedyś potrzebni i to bardzo, a kiedy zrobili swoje to musieli odejść jak ten przysłowiowy murzyn. Bo taki los był udziałem pierwszego trenera Znicza Siennica Różana po reaktywacji- Cezarego. Zaznaczam że opieram się na ogólnodostępnych informacjach, a reszta to wnioski.

Gdy powstawał klub, a on się zgodził trenować to owacjom nie było końca. Na stronie fejsbukowej klubu pisano o nim i o tym fakcie w samych superlatywach- Super- Trener Znaleziony. Witali go jak Żydzi Jezusa w Palmową Niedzielę na uliczkach Jerozolimy- brakło tylko osiołka na którym mógł wjeżdżać- w tym wypadku na boisko. Cezary był-co dało się wyczuć ostatnią deską ratunku-sękatą ale jednak. Tam się do trenowania nikt nie palił, kolejki chętnych nie zaobserwowano. Z czasem choroby wieku dziecięcego przezwyciężono i zdawało się wszystko być w jak najlepszym porządku. Nic tylko grać i cieszyć się grą ale coś tam zazgrzytało, i w 2020 roku Cezaremu „podziękowano nie dziękując” Nagle przestał być Mesjaszem jakim był 3 lata wcześniej. Jak obwieszczano jego przyjście do klubu głośno- tak jego odejście przemilczano. I to tak że nawet mysz nie pisnęła.

Strona fejsbukowa klubu jest prowadzona bardzo skrupulatnie i wtedy i dziś. Prawie tak jak buchalteria żydowskiego lichwiarza. A o „pożegnaniu bez pożegnania” strona milczała we wszystkich językach. A przecież nie opuszczano nawet urodzin poszczególnych zawodników, a tu zniknięcie trenera odbyło się jak pogrzeb ofiar Grudnia 70. Potem pojawił się komunikat, że Pan Jacek jest trenerem… i tabor cygański pojechał dalej, tylko we wsi kur się doliczyć nie mogą. W ogóle to tak wygląda jakby Jacek był od zawsze!? Trza przyznać, że koronkowa robota i zdmuchnęli go jak świeczkę. Teraz znów się trener zmienił ale Jacka pożegnano tak jak siennicka kultura nakazuje, a nowego przywitano jak Gagarina- gdy z powrotem z orbity na ziemię wrócił w jednym kawałku. Szukałem przyznam szczerze licząc, że może co pominąłem, a jednocześnie dając sobie nadzieję, że przecież nie może być aż tak źle, A tymczasem było- bo niczego co wyglądało na pożegnanie Pana Czarka nie znalazłem. 

Przypominam to całe zdarzenie choć Pan Cezary to nie moja bajka, a nasze bajki nawet się nie stykają. Jeśli już- to funkcjonują obok siebie. Ale uważam, że nie zasłużył na takie dictum, bo tak można zrobić z każdym. To miłe nie jest i cała sytuacja pasuje jak ulał do przyczyn braku ducha, bo skoro tak się człowieka docenia!? Mógł i powinien Proskura wpłynąć swoim autorytetem na zarząd klubu, by ten stworzył choć pozory „normalnego” rozwodu. Ale jak widać nic takiego nie wystąpiło. Nikt by o to do wójta pretensji nie miał, w końcu on jest zdaniem niektórych najważniejszy w całej gminie. A jak ważne są pożegnania to wójt wie, bo przecież Krysię Skórę niegdysiejszą „sekretarzycę” żegnano z pompą, kwiatami i na słodko.

 Siłę i moc pochwały wójt potrafi docenić, a nawet sam czasem z tego korzysta. Jednak bardziej lubi jak to jego chwalą. Nie raz słyszałem to na własne uszy. Tylko że jak już chwali i dziękuje, to swój stary, sprawdzony, odwieczny i atestowany aktyw. A aktyw kraśnieje na licach i rośnie w oczach. Pod tym względem to niezrównana jest Grażyna Kielech sołtyska- radna- multi instrumentalistka.

A tak na zakończenie…Nie ma atmosfery do oddolnej działalności w gminie i wiele się robi żeby nie było. Duch ma być ale okiełznany i na smyczy ale tu nawet nie ma co brać na smycz, bo ducha brak-tak jak zawyrokował Pan Radek. Dlatego apatia jest naturalną rzeczą.

Z docenianiem i autopromocją ja osobiście problemu nie mam, bo mnie doceniają i to jak!  Ze 6 lata temu na jakimś spotkaniu z wójtem Korkosz dla zgrywy zaproponował żeby statuetkę „Zasłużony dla Gminy Siennica Różana” nadać mnie. Bo jak Andrzej stwierdził -Ślusarczyk to tyle dla tej społeczności robi. Proskura nic nie odrzekł, a można było odnieść wrażenie, że ta propozycja wstrząsnęła nim do głębi i mowę mu odjęło. Czas pokazał, że statuetki nie dostałem ale uhonorowali mnie w jeszcze lepszy sposób-pisząc na mnie donos do Ziobry i włócząc po sądach i prokuratorach. Co było ewenementem na skalę może nawet kraju. To co tam zawarli i czego oczekiwali od ministra jest najlepszym dowodem na to, że działalność na własną rękę w tej gminie i w oparciu o wolności obywatelskie jest dla nich nie do przełknięcia i zaakceptowania. Dlatego niech Pan Radek się nie dziwi, że ducha brak. Mój póki co jest i ma się dobrze. Jedno mnie jeszcze cieszy, że Proskura i cała pożal się Boże śmietanka nie ma wpływu na dwie rzeczy. Pierwsza to pogoda, a druga to „Dziennik Siennicy”😉

23
7

2 komentarze do “O braku ducha w narodzie”

  1. Czasami mam wrażenie że co niektórzy wpadają w sidła własnej „mądrości”, a jak to wychodzi to w praktyce to można przeczytać poniżej:
    – Co robicie baco?
    – A srom panocku/
    – A portki toście ściągnęli!
    – Ło kruca fuks!

    13

    6
  2. ” To jest rodzaj prawa zwyczajowego czy pewnej wsiowej etykiety dworskiej.”
    Ani jedno, ani drugie, panie Piotrze.
    To jest przejaw, mentalności mużyka.

    9

    6

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *