Obrazek wart 1000 słów. Zarząd powiatu na „Bitwie Regionów” a Leńczuk udaje, że „wszystko gra”(!?)

 

Zdjęcie pochodzi z posta

Fotografia pochodzi z Bitwy Regionów podczas dni Krasnegostawu… Bitwa Regionów jest konkursem kulinarnym, gdzie Koła Gospodyń z terenu powiatu rywalizują tym, co upichcą. Zarząd powiatu miał również brać udział w zawodach i wystawić swoje stoisko, ale z niewiadomych przyczyn nie doszło do skompletowania załogi. Na fotografii widzimy Andrzeja Leńczuka stojącego między poseł Teresą Hałas, a radną powiatową i prywatnie jej córką Justyną Przysiężniak. Zdawałoby się, że wszystko jest w najlepszym porządku, ale to złudzenie optyczne, albowiem Leńczuk „zakradł się” i wyszło ze stoi ot tak… Te zabiegi z jego strony to nic innego jak próba zatarcia niemiłego wrażenia z ostatnich miesięcy, kiedy zaparł się własnej posłanki i dobrodziejki, bo Rysiek Madziar zapiał nawet nie trzy razy, ale tylko raz… a on poleciał do niego jak panna do ułana z obrazów Kossaka. Nasza „Apokalipsa z Gloria Vitae”, jak widać, wzięła sobie swój nietakt do serca i próbuje nawiązać z Tereską jakiekolwiek kontakty. O złośliwościach Leńczuka już nie mam ochoty pisać i odsyłam do swojego felietonu z maja pt.; Człowiek Kultury w pełnej krasie… Również w ostatnim numerze Nowego Tygodnia jest spowiedź Leńczuka, który się tłumaczy, ale, tak że boki zrywać. Twierdzi, że wszystko jest w jak najlepszym porządku i Teresa Hałas jest „jego posłem”. Tylko że fakty temu przeczą, a jego są i owszem tylko głupoty, które popełnia co rusz.  A na koniec tego wątku to wedle znawców zjawisk atmosferycznych ten deszcz, który padał w sobotę był znakiem, że to niebo płacze nad Leńczukiem.

Trzeba zauważyć, że pięcioosobowy rząd powiatu talenty kulinarne posiadł w stopniu mistrzowskim… I tak ; radny Marek Nieściory specjalizuje się w pieczeniu tzw. pieczeniarstwo, tak jak on uwędzić, czy upiec swojego interesu nie potrafi nikt! Siostra Anastazja co pisze książki o gotowaniu mogłaby za nim brytfannę z rożnem nosić… Jego szynka macerowana zwana „zięciowską” znana wszem wobec. A peklowana polędwica w jałowcu i z cukrem palce lizać. Ta dla odmiany zwie się „nepotka”. 

Natomiast Jasio Mróz; serce oddał owocom jezior i stawów. Przeto inaczej być nie mogło i zakochał się w zupach rybnych. Przez dietę umysł ma dość jasny i myśli klarowne ale jego działania czasem przypominają łososia w drodze na tarło. Innym „kucharzom” idzie pod prąd i bywa, że nie zawsze dociera do celu…

Piotrek Suchorab na co dzień cichy i spokojny, zdawałoby się zagubiony. Z całej piątki najmniej obdarzony talentami kuchennymi. Aczkolwiek w dymie wędzarki Nieściora swoje uwędzić potrafi. Gdyby dać mu w ajencję budę z kebabem, po jakimś czasie rozdawałby je „co łaska”. U poprzedniego „kucharza” Szpaka dorabiał jako kuchcik – pomoc kuchenna i otwierał okna. Czynność w „kuchni powiatowej” istotna, ale to mógł robić byle kto. Jemu się zdarza nie czytać do końca tego, co podpisuje.  Tak naprawdę Suchorab specjalizuje się w kompotach… A śliwkę potrafi wrzucić do niego z wierzchołka komina ciepłowni Krasnostawskiej Spółdzielni Mieszkaniowej ale kompot musi stać na środku „chmielnika” To jedyny warunek.

Nowosadzki „łapserdak z Piekarskiego” obdarzony takim talentami kulinarnymi, że żadna szanująca się gospodyni w kuchni bez niego obyć się nie może. On jest jak rękawica do piekarnika albo pstrokaty fartuszek lub makatka z jeleniem na rykowisku. Po prostu takie cudo jak on musi w „nowoczesnej” kuchni być. Marek doskonale roznieca i podnieca „ogień”. W Muzeum Regionalnym, gdzie przez trzy lata grillowano dyrektora Andrzeja Gołębia sam paliwo donosił i pilnował temperatury. On, nie chwaląc się był jednym z „podpalaczy” To rzadkiej próby talent, bo potrafić jedną zapałką… i nie ma znaczenia, czy to muzeum, stacja paliw, czy skład amunicji. Poza tym specjalizuje się w gotowaniu jaj na miękko, i to jego danie PO-PiS-owe. Ponoć jak je gotuje, to płacze i chwali się, że jeszcze nigdy żadnego nie rozbił. Czasem korzysta z „cateringu” i innych jadłodajni, ale, tak żeby inni nie widzieli. Długo gotował u Szpaka ale niektórzy twierdzą, że tak na prawdę był tam kelnerem. Bywa i, tak że cudze przepisy przypisuje sobie. Kiedy coś przypali albo spali na węgiel to zamiast przyznać się do błędu wszystkim wmawia, że tak ma być, bo tak jest w przepisie… który gdzieś się akurat zawieruszył. Ogólnie po kuchni porusza się z gracją, ale nikt się tym, co serwuje nie najadł. Zwolennik kuchni molekularnej i kremów, sosów oraz blendowania wszystkiego w jedną pulpę. Ponoć ta skłonność wynika z tego, że łatwiej ukryć składniki i ich nie pierwszą świeżość… Lubi napuszczać szefów kuchni na klientów i odwrotnie…

Leńczuk to już jest coś, co się wymyka wszelkim kryteriom! W gotowaniu nie patrzy w przepis i wszystko robi, kierując się „swoim rozumem”. Zaczyna sernik, a finalnie wychodzi mu z tego pieróg biłgorajski ze śliwkami w musztardowym sosie. A w smaku są to gęsie pipki ze śledziami po kaszubsku. W ten sposób chce zadowolić wszystkich i pozwala, żeby inni grzebali mu w garach. Poprzez to notuje największą ilość zatruć i ucieczek od stołu. Temperamentem kuchennym przypomina flaki albo kluski leniwe. Ponoć przypala wodę na herbatę. Pod każdym względem jest nowatorski. W Muzeum Regionalnym upiekł gołębia nadzianego obietnicami… do dziś mają tam refluks oraz zgagę i mówi, że jeszcze coś im ugotuje. Jak ognia boi się „sanepidu” Teresa Hałas na szczęście nigdy nie siada z nim do stołu, ale on chce dla niej gotować. W kuchni nie nosi czepka! Z ryb uwielbia sumy takie ponad 15 800. Teraz chce gotować dla Ryśka Madziara, bo przez żołądek do serca najbliżej, ale w ten czwartek na „sesji” może wpaść właśnie „sanepid” i nie przedłużyć mu pozwolenia na prowadzenie całej pożal się boże garkuchni. Tak że takie są te nasze Gordony Ramsaye, Wojciechy Amaro i Gesslery. Takich mistrzów patelni i chochli ze świecą szukać, ale od nich nic do ust nie brać jak ci obywatelu życie i zdrowie miłe.

 

21
1

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *