Dziś ciąg dalszy relacji z „muzealnego frontu”, ale teraz o tym, co radnym z „Sanhedrynu” umknęło podczas sądu nad dyrektorem Gołębiem z Muzeum Regionalnego w Krasnymstawie. A poza tym, dowiemy się jak to jest, z tym byciem dyrektorem muzeum u innych i co mówi o tym ustawa…
Majewski poprzednik Gołębia wzbudzał kontrowersje i nawet protestowała rada muzealna, gdy startował w konkursie. O zarządzaniu muzeum nie miał bladego pojęcia. Słyszy się za to, że równoważył te braki (albowiem jemu wolno równoważyć) wyjątkową ugodowością. Jednakże, na czym polegała owa ugodowość to się nie idzie dowiedzieć konkretnie. Cudowna właściwość owiana jest mgłą tajemnicy i woalem milczenia. Z tego, co udało mi się ustalić, to w tym stadle też iskry leciały, ale nikt wyżej niż trzeba było nie podskakiwał. Majewski sam sobie porządek wprowadził, a Gołąb trzeci rok nie może, bo wszyscy pchają mu tam łapy. Tym samym mamy w Muzeum wojnę jak na Ukrainie. Zarówno tu, jak i tam koniec konfliktu nie leży w gestii stron sporu, tylko w wypadku Ukrainy dogadania się USA z Rosją, a u nas to problem radnych, którzy powinni przestać być aliantem pracowników.
Co skrzętnie przemilczeli i dlaczego?
A tymczasem na sesji nadzwyczajnej 21 lipca żaden z radnych skupionych w Sanhedrynie, który próbował osądzać Gołębia na czele z arcykapłanem Janeczkiem nawet się nie zająknął w sprawie pracy części muzealników w biłgorajskim muzeum. No skoro tak ma wyglądać dochodzenie do prawdy to wypada zapytać od kiedy radni z Janeczkiem w awangardzie mają te objawy? Przecież to jest kamień węgielny wszystkiego i zwrotnica dziejów. Widać nie chcą o tym mówić, bo to burzy ich tezy i całą narrację.
W Biłgoraju pracuje w tej chwili już troje z krasnostawskiej ekipy a pierwszy poszedł tam na pół roku przed powołaniem Gołębia na dyrektora. Teraz ta trójka to już prawie kolonia i wygląda to na stałe osadnictwo „na prawie biłgorajskim” i tak jak kiedyś musi być ten pierwszy: pionier i „sołtys zasadźca”. Majewski, gdy szedł do Biłgoraja to wziął sobie, czy to w wianie, czy na pamiątkę jednego ze swoich podwładnych. Widać się lubili… Szczerze trzeba powiedzieć, że nasze tęgie „senatorskie głowy” o tym fakcie nie wiedziały i w zeszłym roku na sesji 30 września co poniektórzy byli zaskoczeni tym zjawiskiem. Wcześniej nie było takich sytuacji i doprawdy wygląda to tak, że Majewski wpływa na Muzeum w Krasnymstawie będąc dyrektorem Muzeum w Biłgoraju. Co istotne to akurat ten pracownik o pionierskich skłonnościach teraz dostał wypowiedzenie z pracy i wcześniej również.
W ogóle obie placówki zrosły się w sposób osobliwy, żeby nie powiedzieć pokraczny, ale to temat na inny felieton. To jak wspomniałem jakoś „Sanhedrynu” nie intryguje. Powiat krasnostawski płaci za pełne etaty i pracownicy dokazują w rodzimej jednostce, a w Biłgoraju gdzie mają szczątkowe lub jakąś inną formę zatrudnienia są jak do rany przyłóż. Widać nas stać, ale też nie do końca wiadomo która jednostka jest rodzima. Ta sytuacja, że się powtórzę jakoś nikogo nie intryguje, nikt nie pyta…Tymczasem, zamiast tym się zająć biolog jest na stole sekcyjnym, i kroi się go na filety.
Co na to ustawa i jak jest u innych.
Należy zauważyć, że w świetle przepisów rozporządzenia ministra kultury z 30 czerwca 2004 r. w sprawie organizacji i trybu przeprowadzania konkursu na kandydata na stanowisko dyrektora instytucji kultury (DzU nr 154, poz. 1629) formalne kryteria wyboru kandydatów na stanowisko dyrektora określa właściwy organizator (§ 2). W przepisach tego rozporządzenia brak jest zapisów określających kryteria, jakie powinien spełniać kandydat na dyrektora instytucji kultury, nie ma określonych wymogów co do kwalifikacji czy doświadczenia zawodowego, jak i sposobu dokumentowania powyższego. A zatem przepisy te cedują powyższe uprawnienie na organizatora instytucji kultury, którym w niniejszej sprawie jest zarząd powiatu. Tyle ustawa, która w tej kwestii rozwiewa wszelkie wątpliwości, a ewentualne zarzuty czyni niemądrymi…
Dyrektor tymczasem ma zarządzać i pozyskiwać środki, a od realizacji ma pracowników naukowych nazywanych merytorycznymi. Przecież organizator muzeum regionalnego Zygmunt Tokarzewski był — nauczycielem plastyki, regionalistą, żołnierzem AK i jak Janeczek mógł to przeoczyć. Wypada Tokarzewskiego wywlec z grobu jak drzewiej Czarniecki wywlókł truchło Chmielnickiego i mu nawtykać albo zrobić sąd nad nim jak papież Stefan VI nad truchłem swojego poprzednika Formozusa. W niedalekim Lublinie dyrektor Muzeum Lubelskiego na Zamku przyszła spoza muzealników i to zupełnie. Nikomu nie przyszło do głowy toczenie piany, ale Lublin to duże miasto nie to, co zaścianek zaścianka, jakim jest Krasnystaw. No i ta pani z kręgów politycznie bliższych towarzystwu zbuntowanemu w Muzeum Regionalnym. W Lublinie nie musieli się dogadywać i godzić, tylko dlatego, że się nie pokłócili. Wynika z tego, że lubelskie PO i cała reszta bardziej „otwarte” i swojaczki atakować nie będą. Co warte uwagi to nowa dyrektor Muzeum na Zamku teraz już oddziału Narodowego bardzo dobrze sobie radzi.
Po tym można wnieść, że u nas w jakiejś części idzie o wojnę z PiS a Gołąb jest z nim kojarzony ale tu znów jest knot albowiem część muzealników o których wyżej jeździ do Biłgoraja i „już pisowca” Majewskiego. Tam jak wiadomo rządzi PiS i to jak rządzi. Nie tak jak nasz, który się kłóci o byle co. Chyba że Majewski taki pisowiec, choć jest ich nominatem !? W tej kwestii jest „kociokwik” i całkowite pojęć pomieszanie, jak to na wojnie.
Eksport rewolucji
Janeczek winien swoje reformatorskie pomysły, jak przystało na pełnokrwistego rewolucjonistę, wyeksportować do Lublina i tam zacząć dyrektor Muzeum a prywatnie małżonce Prezydenta Żuka wyciągać braki kierunkowe. Niechby tam postrzępił języka. Przecież powinien, jest radnym powiatowym i skoro wziął się za porządki w tutejszym muzeum, bo jak leczyć to wszystkich! No i tam to jest dopiero pole do popisu! Idąc dalej, ale nie za daleko, to na czas sesji obok Janeczka usadzili Krzysia Zielińskiego, który po maszynach spożywczych Lubelskiej Politechniki a pracował w dziale promocji miasta Krasnystaw jako jej dyrektor nie będąc specem od marketingu i reklamy. Może stąd te „dni dinozaura i pocałunku”, ale choć za Krzysia było wesoło. Jak w takich okolicznościach „arcykapłan” może spokojnie siedzieć, toż „trąd niekompetencji” toczy powiat z radą włącznie!? A w Warszawie jest Muzeum Powstania Warszawskiego, które tworzył polonista Ołdakowski, no to już stan pandemii!
„Naszwasz” człowiek i stanowiska dla zaplecza
Niechby jeszcze Janeczek z Nowosadzkim zajrzeli do Biłgoraja, bo tam Majewski zastąpił dr. Dorotę Skakuj na stołku dyrektora, która też startowała w konkursie. Na upartego to też powód do wojny, bo wtedy Majewski miał pracę i nic to, że z powiatu biłgorajskiego. Tylko w Biłgoraju więcej rozumu mają i nikt nie wpadł na pomysł wojny o Majewskiego, bo może dostrzegli jej bezsens. Może uratowała go jego „turobińskość”? Pani była dyrektor i doktor miała w Muzeum Ziemi Biłgorajskiej 8-letni dyrektorski staż i sporo publikacji a musiała uznać wyższość magistra z Turobina. To, że się płaci stanowiskami za poparcie to nie nowina i trzeba mówić o tym otwartym tekstem. Przecież wicestarostwo dla Nowosadzkiego jest taką zapłatą za koalicję, a Janeczek obraziłby się, gdyby kto inny został przewodniczącym komisji zdrowia…
Majewski to ciekawe zjawisko w Krasnymstawie jest peeselowcem a w Biłgoraju pisowcem. Tak szybko nawet Jezus wody w wino nie przemieniał jak się Majewszczak przeistacza, ale co zrobić. Jak widać „elity partyjne” przenikają się jak ludność i kultura na pograniczu. Być może nikt przez to go w Biłgoraju nie atakuje, bo jest „naszwasz” człowiek. W Krasnymstawie też to zjawisko występuje, bo są tacy, że wszędzie im dobrze a choćby Nowosadzki Marek, który na każdą szafę się wdrapie jak wie że tam są cukierki. Zresztą Majewski kiedyś witał Kaczyńskiego chlebem i solą…
Tak czy siak, wypada naszym pieniaczom życzyć odrobiny refleksji, bo zalety Gołąb ma i żeby im się tak chciało jak jemu się chce a że część pracowników woli wojować niż pracować, to trudno. W Muzeum sporo się dzieje wartościowego mimo wojny domowej i dyrektor jest z terenu powiatu, a że po biologii. Ustawa cytowana wyżej jasno precyzuje. Może wypadałoby orłom samorządowym zacząć chadzać do Muzeum, ale nie w charakterze inkwizytorów albo okazjonalnie, bo akurat starostwo korzysta z lokum pod swoje spotkania. W Biłgoraju skoro już o nim mowa to mają taki zwyczaj, że nie wieszają psów na swojej poseł i Beata Strzałka jest eksploatowana jak śląskie kopalnie w swoich najlepszych latach. Nikomu tam nie przychodzi do łba, żeby się z nią kłócić i toczyć „wojny domowe”. Zalet z posiadania swojego posła jest wiele a z jego braku nie ma dosłownie nic. Jest się czarną dziurą na mapie i tyle, ale jak ktoś nie dorósł do roli radnego powiatowego, to ma problem.
Muzeum jest wytrzepane jak nie przymierzając torba po cukrze i wypadałoby znaleźć nowy obiekt do rozbijania na atomy. Zbliża się wszak 18 sesja nadzwyczajna i należałoby ją uczcić czymś wyjątkowym. Może zacząć mówić o tym, czy lekarz bez specjalizacji może asystować pod okiem lekarza ze specjalizacją. Nie, żeby potępiać takie praktyki, bo te są dopuszczalne, ale dla zdrowotności można się wziąć za łby, tak jak w przypadku biologa w muzeum, który wcale nie musi być „muzealnikiem” Amen.
Jan Łukasz Ołdakowski dyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego W 1998 ukończył studia na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego. W 2001 ukończył podyplomowe studium oceny i wyceny zasobów przyrodniczych w Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego. To SGGW plasuje go jako dalekiego kuzyna naszego Gołąba. Toć on prawie biolog! Czekać tylko jak Janeczek wpadnie do jego gabinetu i będzie go umoralniał😁
A co panie Piotrze w Różanej słychać ? bo na Dłużej bociany klekoczo że pieter się zwolnił w Izbicy i na wójta startuje.Juz zaczynam się bać !!!