Absolwenci czyli „skandal” w cudzysłowie

 

Dziś o pewnej praktyce mającej miejsce na okręcie flagowym Marka Nowosadzkiego, czyli w I LO. To fajny w sumie pomysł, ale w takiej postaci jak obecnie bardzo niebezpieczny, dlatego póki czas należy wprowadzić korekty i „błąd” naprawić. Co by skandal został w cudzysłowie.

Skandalem” na razie w cudzysłowie powiało i to tak, że na takim podmuchu latawce z żelbetonu można puszczać. Miejsce tegoż to mury I LO imienia Władka Jagiełły w Krasnymstawie. To ten sam co mu się fucha jakiś czas temu trafiła w postaci jednej Jadzi bardzo nieletniej i całego królestwa. Potem nastawiali mu pomników, bo w sumie był wybitny i jak na polskie warunki abstynent, pił tylko wodę. Na ścianie szkoły też jest w rozmiarach gargantuicznych, albowiem niegdysiejsza dyrektorka Edysia Fidecka „królowa szpilek i krótkich form scenicznych” umieściła go tam, kierując się szczwaną dewizą, że jak ona jest królowa to król by się jej przydał i adoptowała go do siebie jako „małżonka malowanego” nomen omen na ścianie. Edysia, choć w tym duecie była malusia, to była nader żywotna i widoczna, a jak się wdrapała na szczyt schodów w galerii handlowej w Lublinie z Krzysiem Hetmanem to jakby bardziej. Chciała być posłanką i wielka szkoda, że nie została, bo byłaby najurodziwszą, ale to już prehistoria…

Wymyślili fajny plan

Wymyślili sobie plan, który zasadza się na zapraszaniu w te zacne mury absolwentów liceum co doszli do czegoś, kimś są, mają jakieś zasługi i dorobek. To ma widać przekonać dzieciaki, że warto wybrać ten przybytek nauki, bo potem jest się takim kimś. No i zważywszy na te kryteria w ostatnim czasie pojawił się profesor i prawnik Marcin Szewczak uczony tak, że ojej. Tytułów i specyfikacji ma więcej niż pralka programów albo robot kuchenny wariantów użycia. Ma również profesor w naszym starostwie u Leńczuka fuchę i doradza w różnych sprawach. Gadał więc ów gość coś z 45 minut, a po wszystkim dzieciakom rozdał świecidełka, bibeloty i poszedł skąd przyszedł. Przewodnikiem, towarzyszem oraz konferansjerem w tej ekskursji był wicestarosta Marunio Nowosadzki, nienagannie zestrojony, bo on też absolwent i zasłużony. Marek przewodniczy również „Stowarzyszeniu Absolwentów I LO” a czyni to z „godnościom osobistom”, w oparach dobrych perfum i podobno to on Papieżowi doradza co mówić z okna do tłumu i co na siebie włożyć.

Od złego końca zaczęli, bo absolwent był od zawsze

Wszystko niby dobrze, ale źle zaczęli, od niewłaściwego końca! Wypatrzyli w Lublinie profesora a tu na miejscu mają co najmniej kilku utytułowanych absolwentów których winni zaprosić! Zaprosić to mało powiedziane ! Powinni zapraszać non stop, w koło Macieju, bo to są lokomotywy lokalne i łby kanclerskie. Pierwszy to Leszek Janeczek doktor medycyny! Kończył szkołę podstawową im. Bitwy Grunwaldzkiej u siebie w Wólce Orłowskiej a potem wylądował w I LO im Władysław Jagiełły. Widać w tym przypadku nie ma, bo i wojowniczy Leszek jest na co dzień w polityce, tylko że nie tak przewidujący, jak Jogajła. Ale ta ciągłość i konsekwencja plasuje go jako absolwenta nad absolwentami i od niego winni zacząć. Jest ekspertem od równika w dół ze specjalnością grotołaz-speleolog, bo to ginekolog! Leszek taki popularny, że sława wykracza za powiat i narodek to docenił. Pod koniec zeszłego roku naród w plebiscycie na najpopularniejszego ginekologa Lubelszczyzny przyznał mu zwycięski laur. Potrzeba było do tego zaledwie 40 głosów. Koledzy w innych województwach potrzebowali setek, a nawet tysięcy, a nasz Leszek 40. Geniusz… Wzbogacił się o bardzo rzadkiej urody dyplom i wieczne pióro. No i jak w takich okolicznościach nie powiedzieć, że on wybitny!? Jak go dzieciom nie pokazywać!

Do tego Leszek ma mundur legionowy i się w niego przebiera, szablę też ma. O ego nie wspominam, bo to truizm… Ponadto Leszek jest autorytet we wszystkim prawie, uwielbia innych pouczać. Muzeum tak zreformował, że do dziś pożaru zgasić nie mogą a w DPS tak Kowalikowej porządku pilnował, że ta z wdzięczności uhonorowała go komisją etyki.

Fotograficzna pasja absolwenta

W tym miejscu zazębia nam się kolejna pasja Leszka, a jest to mięta do fotografii. Wystawiał więc swoje prace po różnych galeriach bibliotecznych, a nawet w „dalekim” Nałęczowie. Ta skłonność do utrwalania przelotnej chwili spowodowała, że na jednej z sesji pokazał zdjęcie pensjonariuszy DPS, ale z tego, co wiadomo on autorem mistrzowskiego ujęcia nie był. Nie nominowali go za to do „World Press Foto”, ale do wspomnianej już komisji etyki. Prezentacja odbiła się szerokim echem a prasa musiał usuwać mistrzowskie ujęcie ze swoich szpalt. Taki nasz Leszek fotograf z pasją, drugi Puchalski… To właśnie tym postępkiem „bardzo rozsądnym” zaskarbił sobie szacunek dyrektor DPS Ewy Kowalik i rozsławił swoje fotograficzne pasje. No i jak kogoś takiego dzieciom nie pokazać?

Prawie poliglota

Uczył się również sześciu języków a ściślej był zainteresowany .To ostatnie to przełom i nowe spojrzenie i przede wszystkim nie żart. W jego biograficznej notce z okazji, gdy dostawał „Order Nestorii” w 2010 roku przyznawany za osiągnięcia przez czasopismo „Nestor” wpisano właśnie coś takiego, nie bez jego zgody ! Już nie biegła znajomość, czy komunikatywna ma znaczenie tylko to, że się człowiek interesuje. No i jak w takich okolicznościach nie uhonorować Leszka! Przy tak postawionej rzeczy Leszek pchnął świat do przodu i nie jednemu humor i samoocenę poprawił. Pomysł naprawdę wart zainteresowania, bo z czytelnictwem można zrobić podobnie. Ta innowacja to ukłon w stronę młodzieży co czytać nie lubi. Znaczenie może mieć ilość książek na półce a nie to ile się z nich przeczytało i zrozumiało przekaz. Warto też wspomnieć, że notkę biograficzną w Nestorze ma nasz Leszek najdłuższą. To prawie „List do Efezjan” albo skrypt „Kazania na Górze”! Wszystko wpisał! Nawet i to, co zupełnie nie przystaje do profilu czasopisma. Bo jak się jest wybitnym, to można wiele…

Nowosadzki zazdrośnik z piekła nie wyjdzie!

A tu proszę! Nowosadzki zazdrośnik jeden, widać w tym spisku paluchy po łokcie maczał i Janeczka nie zaprosili, takiego tuza! Tylko zaczęli od jakiegoś profesora! Marek w najgłębszą czeluść piekła za to trafi, a diabły będą za karę palić jego garnitury. Jego za karę odzieją w plandekę albo „garnitur” kupionych na bazarze w Mokrem pod Zamościem. Nie pierwsza to potwarz pod adresem naszego medyka, bo na ostatniej sesji rady powiatu wyszła na światło dzienne rzecz jeszcze haniebniejsza. Otóż powołano do życia „Młodzieżową Radę Powiatu” i ta już miała pierwsze inauguracyjne spotkanie. Oczywiście inicjatorem jej powstania był Janeczek i nawet na FB starostwa powiatowego wspomniano o tym fakcie, ale to go nie zadowoliło, bo on sobie to inaczej wyobrażał. Nikt inny nie byłby w stanie czegoś takiego wymyślić jak młodzieżowa rada, żeby była jasność! Takie rzeczy tylko pod smolistą czupryną Janeczką mogą zostać poczęte, inni to mogą co najwyżej nauczyć się buty sznurować. Myślał, że go w związku z tym zaproszą i jakoś docenią! Że go przyniosą w mundurze legionowym z domu do starostwa na rękach. Wszystko w akompaniamencie piszczałek, cytr i kościelnych dzwonów. Leszek pozdrawiałby wiwatujące tłumy, a rozhisteryzowane matki podawałyby mu dzieci do pocałowania. Taka forma uhonorowania zapewne by go zadowoliła, bo Leszek kocha splendor i wszędzie go na gwałt szuka. Wspominek, że to jego pomysł, to mało, prawie nic!? To tak jakby o Katedrze Notre Dame powiedzieć… ot kościół.

Tylko jak to zrobić jak on od zdrowia i rolnictwa w komisjach rady? Jak go z tą młodzieżą pożenić i skoligacić, skoro on ma z nią kontakt jak ta jest jeszcze embrionem albo oseskiem. Może czasem jak nastolatka śpieszy w dorosłość, to i do niego zajrzy, ale to są spotkania na innym gruncie i wtedy o co innego idzie. Zaprosili na inaugurację Nieścior Ewę, szefową komisji oświaty co bardziej się komponuje, choć do ideału tej koncepcji daleko, ta jest w Gorzkowie nauczycielką o nauczania początkowego, a w radzie pierwszą kadencję. Strach Ewę brać na patronkę czegokolwiek, bo jej pomysły i koncepcje rodem z azjatyckich satrapii. Na razie było to zagranie bezpieczne, bo jakby się takie dwie osobowości spotkały, w takiej konstelacji to Hiroszima przy tym byłaby eksplozja noworocznych fajerwerków.

Dlatego on się na sesji oburzał do żywego, czym rozbawił słuchaczy. Oberwał rykoszetem Nowosadzki, widać jego zatajoną rękę, ale wypachnioną wyczuł w tym pominięciu. Janeczek zwrócił uwagę, że mógłby lepiej wytłumaczyć koszta budowy ulicy Sobieskiego Szpakowi Januszkowi, bo ten jak już starostą nie jest to go wszystko interesuje jak na ormowca przystało. No ale lepiej zawsze wszystko można i więcej też, szczególnie jeśli chodzi o liczbę urodzeń, na której ginekologii właśnie somolisto włosy doktor przewodzi. Ale ! Jak tak można i niech się nasz mediolańczyk Nowosadzki wstydzi i żeby mu za tę niegodziwość mole najlepsze koszule zjadły!

Historyk z ulotki

Do tego jest Janeczek historyk, bo sam tak zadecydował… Wpisał sobie na ulotkę wyborczą i sam się nostryfikował. Czysto jak Napoleon co to sam sobie koronę cesarską na głowę założył, uprzednio wziąwszy ją z rąk Papieża Piusa VII. Studia są dla takich co muszą się uczyć, a Leszek widać już wiedział wszystko to po co? A on jak sam stwierdził w jednym wywiadzie czasu nie zwykł „haić” No i jak kogoś takiego młodzieży nie pokazać? Toż to samograj samowystarczalny i autarkia na dwu nogach!? No i przede wszystkim nadał Leszek pojęciu odwagi nowe znaczenie. Na sesji przed świętami, wtedy gdy szukał chętnych do wyjazdu na Dzikie Pola to stwierdził, że tam wojna a my nie reagując tchórzymy. Czyli brak chęci wycieczki po nie wiadomo co pod rakiety i bomby jest tchórzostwem, a milczenie o porządkach na jego ginekologii gdzie jest ordynatorem…no właśnie czym jest? To pewnie rozsądek reglamentowany!? Miłością bliźniego doktora natura też hojnie obdarzyła. Jednych określa mianem „Dyzmy” a Gołąbowi z muzeum biologie ciągle wypomina, jednocześnie broniąc wszelkiego dostępu do ginekologii i wszystkich „tajemnic” z jej funkcjonowaniem związanych.

Elastyczny absolwent

A do poseł Teresy Hałas tak pała „uczuciem”, że o mały włos grozi to samozapłonem. Królową ją swego czasu nazywał a siebie skromnie pionkiem. No i o dziwo bardzo dobrze mu się współpracuje z Januszem Szpakiem byłym starostą. Jak dwa łyse konie się rozumieją, bez słów. Zapewne to skutek 16 lat rządów tego ostatniego, jak również żelaznego uchwytu jego palatyna Mateja w SPZOZ. Janeczek może poczytać tę epokę jako złotą. Wtedy był szczęśliwy, bo chwyt „za mordę” doskonale stabilizował sytuację w szpitalu, nie to, co teraz. A owoce współpracy ze Szpakiem doskonale podsumował jeden z pracowników DPS Krasnystaw, który stwierdził na sesji nadzwyczajnej w zeszłym roku podsumowując reformatorską działalność obu samorządowców słowami; „Pan Szpak zrobił ze mnie zboczeńca a Janeczek złodzieja”

Reasumując tego absolwenta to Leszek jest doskonały przykład na wszelkie okazje, tam bracie znajdziesz wszystko. Nie przymierzając jak w Piwdronce, tylko różnej jakości te frykasy. Można dla przykładu prześledzić proces majstrowania kariery w mieście niewiele większym od wsi, w której się urodziło. Ten marsz zza gumna i przez opłotki potem pola i łąki do miasta był za szybki albo miasto było za blisko i to widać. Gdyby poszedł na Zamość czy Lublin inaczej mogłoby być. Większe skupiska ludności są surowszymi recenzentami poczynań i uczą pokory a taki Krasnystaw to w sumie Leszkowa Wólka Orłowska w trakcie jarmarku czy odpustu. Dlatego Janeczek ma tu w karpiowym bagnistym grajdole dobrze a my wesoło i niech mu tam zdrowie dopisuje. Dlatego takiego absolwenta należało zaprosić nasamprzód, by opowiedział o sobie żywym słowem i niektóre wspomniane tutaj wątki barwnie rozwinął.

PS. A może zrezygnować z absolwentów…skoro jest Janeczek, to szkoda zachodu. Ale żeby było ciekawiej to niech przychodzi na spotkania z młodzieżą, raz w kitlu ale bez stetoskopu. Potem ze stetoskopem, za jakiś czas w mundurze bez szabli a potem z szablą. Takich kombinacji można wiele spłodzić i niech opowiada. Nowosadzki zadba tylko o rzęsiste brawa co rusz i w taki sposób zyska zarząd powiatu trochę oddechu. No i czy nie trzeba było wpaść na taki pomysł 4 lata temu? Tak dowartościowany medyk i absolwent mógłby siedzieć cicho na forum rady, bo jeszcze w uszach słyszałby oklaski i wiwaty z liceum a tak to mamy co mamy. Bo w jego wypadku chodzi tylko o sławę i dowartościowanie, żeby go chwalili i słuchali jak kiedyś proboszcza…

 

 

 

 

 

23
12

„Prać” a nie paktować Panie Nowosadzki…

Najmądrzejszy Tydzień” piórem ober redaktora Stępnia zafundował nam suchą relację z fragmentu sesji powiatowej pod wszystko mówiącym tytułem „Były starosta ma niesmak. 500 metrów pod lupą…” Żadnych od redaktorskich dociekań tam nie ma, bo widać teraz u nich taka „mądrość etapu” panuje. Stępień jak ma w czymś „interes” to postrzępi jęzora, ale to musiałoby być coś z muzeum o Gołąbie albo o Księżuku czy Przysiężniakowej. Tu było bardzo postnie i głos oddał Szpakowi oraz Nowosadzkiemu. Ten ostatni mógł wykorzystać swoją szansę  lepiej, ale zrobił tradycyjnie, czyli po swojemu. A jak to po swojemu wyszło i o co w tym chodzi to za chwilę.

Rzecz, która wywołała u Szpaka „refluks”, dotyczy ponad 3 milionów kosztów remontu ulicy Sobieskiego w Krasnymstawie. Janusz policzył sobie po swojemu, ale w politycznym kalkulatorze i mu wyszło, że to bardzo drogo! Czy to nie aby wedle zasady „postaw się a zastaw się” -dociekał a potem powiedział, że ma niesmak. Bo ile na wsiach można by za takie kwoty wyremontować dróg! No ba…ale miasto, to nie wieś. 

Głupiego udaje… ale może on rzeczywiście wierzy w to co mówi? Często odnoszę wrażenie, że Szpak jest w takim stanie emocjonalnym, że widać wierzy!? On kiedyś wierzył w przewodnią rolę partii i sojusz z ZSRR, to co tam dla niego. Zresztą to był „słaby” starosta, tylko remizy go rozumiały, reszta uciekała jak tylko zaczął przemawiać. On jak już przestał być blisko powiatowej melasy, to widzi wszystko jak sokół. Rolnikom współczuje, boleje nad losem pracowników w muzeum, szpitalem się troska i wrzeszczy jak wyżej. Ale do tego potrzebne było odspawanie do powiatowego paśnika. Bo oni tak mają, że, jak już „nie są” to wtedy wiedzą, co i jak. Wtedy to już wszystko się da!

Na szczęście wszystko ślicznie wyjaśnił Nowosadzki i do części merytorycznej nie można się przyczepić, bo opowiadał tak jak wygląda. Oj tam! Markowi to i ja czasem wierzę, tak i tu zrobiłem. Otóż powiat wydał na remont coś ponad 800 tysięcy i przy całej inwestycji jest to „zaledwie”. Tak więc to jest kluczowa informacja a cała reszta stanową środki zewnętrzne. Są w tym koszta chodników zatok postojowych, kanałów burzowych i cała ta infrastruktura, której nie widać, bo schowana pod asfaltem a być musi. Marek ładnie i składnie to wyjaśnił, tak że nawet najbardziej oporny uczeń zrozumiałby i do tej części uwag mieć nie należy. Czepił się co prawda Janeczek, ale chyba tylko ze złości, że go na inaugurację obrad Młodzieżowej Rady Powiatu nie zaprosili.

To teraz o tym, co jest nie do końca tak jak być powinno w Markowej pogadance. W przekazie Nowosadzkiego brakuje pazura i ikry, nie pierwszy to raz i zapewne nie ostatni. Szpak nie jest uczniem, tylko byłym starostą co ma swoich grzeszków w stosunku do miasta ze cztery furmanki a Marek jest miastowy od zawsze. Wchodzi przez to Szpak rządzącym na przysłowiowy łeb i jeszcze wrzeszczy, że to ich wina. W Nowosadzkiego przekazie brak woli walki i tego strzału na bramkę, która w sumie jest pusta, bo bramkarz leży plackiem vide Szpak po wyborach. Marek drybluje przez całe boisko tylko po to, żeby w najważniejszym momencie piłką trafić dzieciaka na trybunach i wybić mu przy okazji zęby, miast wpakować z zimną krwią piłkę do siatki. No taki jego urok i jemu się wydaje, że tak się mecze wygrywa a tymczasem to nie tak. Bo oni mają się czym pochwalić i czym bronić, tylko nie potrafią tego sprzedać. To tak jakby zdechnąć z głodu, siedząc w pełnej po sufit spiżarni, taki to paradoks. Leży w powiecie polityka informacyjna i im bliżej wyborów, tym gorzej. O obronie swoich racji i elastycznym reagowaniu to nawet nie ma co wspominać. Zapomnieli, że polityka to wojna tylko z użyciem innych narzędzi. A na odwrót też to tak działa i Clausewitz o tym pisał.

Szpak to jest przeciwnik, którego można do łez doprowadzić i wyłomotać, będąc obłożnie chorym i lewą ręką. Tam jest czym wojować a on jest emocjonalnie rozdygotany, czasem jak nastolatek. Reaguje często po furiacku i bezmyślnie a Kowalik Ewa pokazała jak z nim rozmawiać. Gdy skrytykować ich za brak pomysłu… to oni twierdzą, że jest dobrze, ale to tak jakby wszystkim wkoło wmawiać, że zzieleniały trup nie jest trupem, tylko śpi a zieleń to naturalny zdrowy odczyn… Widać się zarząd ze starostami na klęczące drzewo w rynku napatrzył i też chce klęczeć, ale to jest zupełnie inne „boisko” Nowosadzki winien przypomnieć jak wyglądały inwestycje drogowe w mieście za czasów Szpaka. Tu niezbędne jest porównanie do czegoś, w tym wypadku do 16 lat trwania Janusza. Niechby przypomniał ile dziesiątków kilometrów asfaltów w grodzie na skarpie położył. Chodnikami mógłby też się pochwalić… Dobrze, gdyby opowiedział,  jakich wtedy miał bezgranicznych wielbicieli na ulicy Granicznej, zapomnianej przez Boga i chyba nawet listonoszy. Długo rządził i byłoby, o co pytać. O ten klub radnych miejskich, co to miał powstać w zeszłej kadencji rady Nowosadzki też powinien głośno Szpaka zapytać. Przecież był jego pomysłodawcą a wszystko zdechło nim okrzepło, i ciekawe czemu. Szpak wtedy nie był zainteresowany, bo w jego mocy było dwóch z miasta; Suchorab i Korkosz. Taki klub Januszowi nie był w smak i to dopiero był niesmak. Teraz to co innego, miasto ma w sumie „czwarty rok miesiąca miodowego”, w zarządzie powiatu mają trzech z miasta.

Tymczasem Marek tłumaczy cierpliwie, że się powtórzę, jakby w szkole był a tu trzeba „prać”. Prać tak jak stary Kiemlicz synom doradzał. W naszym wypadku pranie sprowadza się do notorycznego przypominania Januszowi jego „złotej epoki” w mieście. To nie tajemnica, że Szpaka wybierały gminy wiejskie. Miasto mało go interesowało, tam gdzie miał interes to poszedł piechotą. Do szpitala, obu liceów….Wszędzie miał bliziutko a do Wojtka Maślony zawiózł go fiakier Szkałuba za podatników pieniądze i tak ta miłość Szpaczo — Miejska wyglądała i takie to były osiągnięcia. Nowosadzki winien mu to przypominać, bo dyskurs polityczny na tym między innymi polega, a on tymczasem tłumaczy, bo boi się narazić. Ot cały Marek, kolega wszystkich. Zapomina, że charakternych to dopiero szanują i właśnie takich możliwości koalicyjne rosną. W polityce trzeba być trochę sukinsynem, bo cię nie szanują. Niestety on jest jak widać bojący, ale ładnie ubrany i pachnący i już się nie zmieni a szkoda. Gdyby był tak odważny jak jest ładny, to ja bym był spokojny o losy powiatu a nawet Polski. A tak, to nie jestem…

 

24
8

Krasnostawska „Leśna Góra” czyli gorzkie uwagi i wcale nie tajemnicze „ciacho”!

Na profilu FB starostwa powiatowego w Krasnymstawie umieszczono informację, którą prezentujemy poniżej. To wystarczyło co by ruszyć nerw krasnostawskim kobietom. Te nie czekały do 8 marca i same zrobiły sobie prezent. Wzięły decyzję o przeniesieniu opieki świątecznej na stół sekcyjny i dawaj filetować jak karpia na Wigilię! Oberwało się służbie zdrowia i to fest.  Jest mimo wszystko nadzieja! Ta jest blondynem, „ciachem” i lekarzem ze świątecznego dyżuru! 

Prezentujemy całą żywiołową dyskusję, ale oryginał dostępny jest na profilu starostwa powiatowego. Jeśli kto chce szukać szczegółowych danych, to tam odsyłam…Panie w ocenach zgodne jak mało kiedy, a dyskusje bywały i pod licznymi udostępnieniami. Co prawda jedna z pań się wyłamała i napisała zupełnie coś innego, ale to może być pielęgniarka! A to się nie liczy!😉

Anna D

A ja bym radziła osobom które odpowiadają za zatrudnianie lekarzy z dyżurów zorientowały się kogo zatrudniają. Łaskę robią ze muszą wstać do pacjenta a jak już wstają nawet nie zbadają. Byłam ostatnio pani doktor zniesmaczona że rano musi wstać nawet mnie nie zbadała. Dala w ślepo lek.

Marta R

Anna D- to prawda, nawet osłuchać dziecka się nie chce?

Karolina Sa

Anna D– to prawda czy osoba dorosła czy dziecko to strach jechać na nocną opiekę. Zero jakiejkolwiek pomocy zbadania itp ??

Klaudia Z

To prawda. W przychodni wiecznie nie ma miejsc do pediatry. A jeśli chce się dostać to kilka dni wcześniej trzeba zapisywać dziecka. Na nocnej opiece jedno wielkie nieporozumienie. Zostają wizyty prywatne. Ale najważniejsze, że kasa ze składek zdrowotnych się zgadza.

Anna W

Klaudia Z– dlatego ja się przepisałam do innej przychodni… Dzwonię mówię że dziecko 40 stopni kaszel, a oni że miejsce za 4 dni no to jest jakaś porażka…

Klaudia Z

Anna W– ma pani rację. Tam to jest stała praktyka. Albo z racji że jesteśmy z poza Krasnegostawu pani z rejestracji mówi nam żebyśmy się przepisali bliżej swojego miejsca zamieszkania bo oni mają za dużo pacjentów.

Kamila J

Anna D- Dokładnie. Jak nie doktorka, która ” chyba słyszy zmiany w płucach” i przepisuje antybiotyk w zawiesinie a dawkowanie daje w tabletkach a po powrocie do niej słyszę ” naprawdę tak zapisałam?! Ja już sama nie wiem co ja piszę”, po lekarza który jest mega bucem i pyta po co przyszłyśmy i czego sobie same w domu nie możemy poradzić.

Ewelina N-S

Kamila J – pan „doktor” z nocnej opieki chyba sam ze sobą nie może sobie poradzić…

Agata J- W czwartek 22.12 na szczęście trafiłam na normalną lekarkę na nocnej opiece, ale to co słyszałam od znajomych potwierdza powyższe komentarze.

Ess Ka

Ta cała wasza opieka jak i SOR nie nadaje się do niczego.. Zero szacunku do człowieka, zero jakiejkolwiek empatii czy chęci pomocy osobom które naprawdę cierpią bo nikt z przyjemności do Was nie przychodzi.. Moja noga nigdy tam już nie postanie ani moich bliskich choćbym miała ich na rękach zanieść do innego miasta do szpitala.. Wstyd. Niewiem po jaką cholerę Wy tam siedzicie. ?

Ess Ka

A o dostaniu się w jakiekolwiek święta lub w nocy można zapomnieć.. Prędzej się przez Ciebie przewrócą niż pomogą wstać.

Sylwia K

Nocna opieka to porażka i dotyczy to całego personelu nawet Pan, które rejestrują bo biorąc dowód od potencjalnego pacjenta nie potrafią go prawidłowo zarejestrować . Po dwóch godzinach oczekiwania pod gabinetem okazuje się że pacjent nie jest zarejestrowany a przeszedł procedurę rejestracji tak się przynajmniej wydaje.

Edyta Ż

Dyrekcja Szpitala powinna się dogłębnie przyjrzeć pracy personelu, od pracowników rejestracji po lekarzy włącznie! Nie wiem jak można dopuścić do takiego poziomu ignorancji ze strony pracowników nocnej i świątecznej opieki w sytuacji gdy ktoś potrzebuje pomocy! Chyba nie ma kto tam nimi dobrze potrząsnąć. Szok po prostu w jakich czasach przyszło nam żyć, pozostaje ratować się prywatnie, ale z drugiej strony w imię czego chodzić prywatnie jak co miesiąc są nam potrącane składki i to nie małe! na ubezpieczenie zdrowotne!

Patrycja P

Jedna wielka porażka i pomyłka…

Agnieszka

Trudno to nazwać opieką.

Anna W

Na nocnej to tylko jeden jedyny lekarz jest naprawdę spoko. Nigdy nie pamiętam nazwiska ale młody człowiek, zawsze bardzo sympatyczny, z podejściem do pacjenta.

Justyna D

Anna W potwierdzam, byłam w Szczepana z dzieckiem, bardzo fajny pan doktor, w okularach, nazwiska tak samo nie pamiętam, ale miły i z podejściem do dzieci. Trafiłam już kiedyś na niego z dzieckiem. Jednaz pani z rejestracji też jest bardzo miła. Ogólnie kilka razy w życiu musiałam korzystać z opieki swiatecznej z dzieckiem i na szczęście za każdym razem nie trafiałam źle.

Katarzyna M

Anna W dr Olcha?

Anna W

Katarzyna M naprawdę nie przypomnę sobie a nie mam żadnej starej recepty. Wiem jedynie wysoki szczupły blondyn

Katarzyna M

Anna W to na pewno dr Olcha. Faktycznie Super podejście do pacjenta i rodzica

Patrycja Cz

Jak dla mnie to porażka totalna . Byłam ostatni raz . Pani doktor jak można ją tak nazwać wielce obrażona . Dziecko przez ręce się przelewało a ona z hukiem ,,no podejdź tu,, dziecko przestraszone . Nie wiem po co ona tam była na pewno nie pomóc..

Joanna F-F Byłam 25.12. Przyjęła mnie młoda lekarka. Jestem bardzo zadowolona. Otrzymałam pomoc, po którą przyszłam. Panie w rejestracji również życzliwe i sympatyczne.

Co ja myślę o tym…

Z przyczyn politycznych i trochę ponaglany własnymi obserwacjami przyłączam się do wniosków pań! Jest krasnostawski szpital cudactwem nad cudactwami, gabinetem osobliwości, gdzie karzeł z przyrodzeniem konia to banał a brzuchomówca to blagier. Stosunki panujące w jego trzewiach do normalnych nie należą i nawet wybrzmiało to na ostatniej sesji rady powiatu 29 grudnia, ale o tym innym razem. Walka buldogów pod dywanem to nic w porównaniu do tego, co tam się rozgrywa.

W radzie powiatu środowisko szpitalne ma wcale pokaźną reprezentację! Jest przemądrzały Janeczek ordynator ginekologii, Piotr Suchorab, który lekarzem nie jest, ale ze szpitala wyrastają mu nogi. Jest i Boguś Domański lokalny przedsiębiorca uciekinier z PiS, ale przede wszystkim ambasador swojej familii, która w szpitalu chciałaby reform, ale pisanych pod siebie. W takich okolicznościach i przy takim potencjale dyrektor Matej Piotr, poprzednik Jarzębowskiego nie mógł się ostać, a trzeba powiedzieć, że z medykami miał niezłą przeprawę i malowniczy przydomek. Potrafił jednak towarzystwo trzymać krótko, wprost za mordę.

Wiele wojenek w łonie tej obecnej niby koalicji rządzącej miało początek w szpitalu albo przez szpital i to jest ciekawy temat, do którego trzeba wrócić i coś napisać, bo naród powinien wiedzieć.

Dlatego zawsze Boga proszę o zdrowie, a ilekroć przechodzę koło ponurego gmaszyska szpitala i słyszę kraczące wrony, to jakby bardziej prosić zaczynam i tylko zdrowie wtedy ma znaczenie. Dziwne, ale nad cmentarzem też kraczą i czy to przypadek!? Być może to znak, że tu się zaczyna, a tam się kończy… Ale jak o leżenie w tej jednostce w celu podreperowania zdrowia idzie to ja nie mam tyle odwagi co były starosta Janucho Szpak, który w szpitalu do zdrowia przychodził po słynnym parkowaniu w sadzie ponad 5 lat temu w wyniku czego wytorupało go jak worek kartofli. Nie chciałbym się czuć za żadne skarby świata jak ten syn, który odwiedził w szpitalu ojca i zobaczył, że ten dygoce, bo jest mu zimno. A jak zgłosił ten fakt i poprosił o dodatkowy koc dla ojca, bo swój miał przywieźć nazajutrz, to ojcu zmierzono temperaturę, zamiast dać koc od razu bez durnego gadania. Temperatura wyniosła 36 i 6 kresek co było triumfem medycyny! Starsi ludzie czasem marzną, no takie z dziadków huncwoty, że coś odczuwają inaczej niż zdrowsi i młodsi. O czajnik do zagotowania wody na herbatę też nie chciałbym się wykłócać…

Mówią też, że sukcesy lekarskie pławią się w słońcu a pomyłki skrywa ziemia. To ostatnie podsumowała pani na profilu fejsbukowym „Miasto Krasnystaw” w dość lapidarny sposób pod wspominanym wyżej postem o zmianie lokalizacji opieki…

Dziwi mnie, że medyk Janeczek milczy i mimo wielgaśnego autorytetu, którego na 10 wozów drabiniastych nie zmieścisz nie pójdzie do kolegów lekarzy i nie przemówi do nich jako autorytet i najpopularniejszy ginekolog Lubelszczyzny! I niechby ze szpitala zrobili wzór dla innych. By byli mili profesjonalni i niech będzie tak jak w Leśnej Górze! Ciekawie by to było… Prowincjonalny szpital też może być marką, a nie jedynie kością niezgody i kopalnią lekarskich fortunek. Bo co jak co lekarska brać zarabia dobrze i ciągle im mało. Ale co tam! Leszek tymczasem ma inne zajęcia i pcha łapy do Muzeum Regionalnego a kiedyś do Domu Pomocy Społecznej w Krasnymstawie. Taki z niego reformator cudzych ogródków! Chwalić się również Leszek nie chce tym, że blisko rok temu odbyło się spotkanie lekarzy ze szpitala z władzami powiatu. To było w gorącym okresie, kiedy robiono polityczną gówno burzę o rzekomym zamykaniu oddziałów. To wtedy Szpak ściągał Grabczuka i obaj zziębnięci z czerwonymi nochalami jak renifer Rudolf pitolili trzy po trzy stojąc przed szpitalem. A Januszek chciał Leńczukowi nakładać chomąto zobowiązań, że ten ma głową ręczyć za rozwiązanie problemu w szpitalu. Problemu, który był nie tak straszny jak go malowali, ot nadęty coby mieć o co powrzeszczeć, bo do gierek politycznych szpital nadaje się jak mało co. Sam nigdy takiego „chomąta” nie przyjąłby a nawet nie chciałby o czymś takim słyszeć ale taka jest gówniana polityka w tym nieszczęsnym kraju że drugiemu robi się to co sobie jest niemiłe a nawet niemożliwe. Wracając do spotkania lekarzy z władzami starostwa to padło tam wiele gorzkich słów, ale o dziwo to medycy wytykali sobie wzajemne urazy i spotkanie nie poszło po Leszka Janeczka myśli, który był jego inspiratorem. Potem była sesja i przemilczano treść owego spotkania. Było o tym tak cicho, jak w kościele po śmierci organisty. Tam się nie było czym chwalić!

Podzielam pogląd, że gdyby wprowadzić w służbie zdrowia warunki gospodarki rynkowej i prywatyzacji, gdzie wygrywa się poziomem usług i profesjonalizmem to ten szpital zostałby zdmuchnięty jak świeca. Oczywiście są oddziały, które mogłyby się ostać i lekarze takoż. Ponoć okulistyka dobrze tu stoi, ale nie zmienia to faktu jak uważają niektórzy ze mną włącznie, że tu w Krasnymstawie wieś się leczy a na nich to co jest wystarcza. Poza tym pieniądz płynie czy jest dobrze, czy źle a w takich warunkach stałego dopływu gotówki nawet święty by się zbiesił. Jest jednak promyczek nadziei w tym wszystkim, bo panie w swojej dyskusji zwróciły uwagę, że jest w szpitalu jeden lekarz Olcha ma na nazwisko i przytaczam je w pełnym brzmieniu, gdyż nasze niewiasty uznały, że nie dość, że miły to jeszcze przystojny. Tak więc jest nadzieja i takich nam trzeba. Niech i Olcha będzie byle tylko nie szedł w ślady pompatycznego Janeczka, o którym też kiedyś pisały kobiety, ale na innym profilu, że przystojny…

Tak czy siak trzeba mieć zdrowie by chorować a jak kto chce żyć spokojnie to lepiej nie drażnić kobiety, kucharza i człowieka z nożem. Ale może być i tak, że kobieta, jak na doskonałość przystało ma nóż i jest kucharzem. Wtedy to już jesteś bracie trup!… Oczywiście Ani Grodzkiej to zjawisko nie dotyczy, co nie jest żadnym pocieszeniem.

 

 

31
3

Wesoła Lwowska Fala i Wyprawa Kijowska

Wiatrem od wschodu powiało na sesji powiatu 29 listopada, a to za sprawą dwóch incydentów. Pierwszy to wizyta „Szczepcia i Tońcia” ze Lwowa alias Zamościa. A ściślej z zamojskiego oddziału „Wód Polskich” Drugi powiew, to propozycja medyka Janeczka „wyprawy kijowskiej” tropem Bolesławów; Chrobrego i Szczodrego oraz Naczelnika Piłsudskiego na objętą wojną Ukrainę.

Najsamprzód parę słów o gościach ze Lwowa co jechali przez Hrubieszów i Zamość. Panów przybyło dwóch, jeden mówił po polsku, bez akcentu i być może w tym duecie jest po to, by tłumaczyć tego pierwszego, który jest jego szefem. Szefem nie byle jakim, bo „hosudar” Daciuk Eugeniusz, to jak podaje „Polsat News” teść samego Jacka nad Jackami „sokoła” Sasina. Sasin z kolei jest kolegą naszego burmistrza Roberta Kościuka i taka to sztuka! Jak powszechnie wiadomo, na skutek „badań naukowców od powiązań rodzinnych” teść nie jest rodziną, tylko to już zupełnie odrębna forma istnienia. Takie czasy, taka semantyka. Przyjemnie było słuchać Pana Daciuka, który oprócz „niebycia” rodziną dla Sasina był albo ciągle jest tłumaczem języka rosyjskiego. Ta miłość i zapamiętanie dla mowy Puszkina, Lermontowa i Majakowskiego skutkuje co słychać co rusz pięknym zaśpiewem. Dlatego ja się upajałem burzanami znad Dniepru, zapachem traw i świeżo ruszonej ziemi. To wszystko było w jego mowie obecne jak „Polska” w muzyce Chopina. Szkoda, że kto na pomysł nie wpadł i w tle tak rzewnie opowiadającego Daciuka „Dumki na dwa serca” nie puścił, ale może następnym razem.

Radni brodzili w polskich wodach…

Radni skorzystali z wizyty „malowniczego” duetu i pytali. Jasio Mróz jako „namiętny nawlekacz robaka na haczyk” próbował dociekać, jak to jest z zarybianiem, bo ci z Warszawy wskazują jakimi gatunkami, a jego to irytuje. Odpowiedział mu „tłumacz Daciuka”, że pierwszy raz słyszy o takiej praktyce. Natomiast Marek Nieścior dopytywał, jak to jest z rowem melioracyjnym na łące. Tu litości nie było i dowiedział się, że obowiązek utrzymania spoczywa na właścicielu nieruchomości. Alie gienieralnie Polskije Woodi biedne jako ta mysz koscielna i riubelków u nich tolko szo kot napłakał. Ot, i samie prabliemy! Na szczęście na wypłaty starcza, bo po to firma jest, a Pan Daciuk tak malowniczo perorujący wart każdych rubelków. W tym duecie od merytorycznego opowiadania był „tłumacz Daciuka z Daciuka na polski” co było widoczne aż nadto. Wniosek z wizyty jest taki, że „Wody Polskie” będą płynąć nawet jak ich nie będzie. Panowie a szczególnie ten drugi i merytoryczny dużo wie i chętni wchodzi w dyskusję, ale pieniędzmi, to oni nie śmierdzą. W związku z tym ich wizyty noszą znamiona objazdowej działalności rozrywkowej, które dla podniesienia dochodowości winny być biletowane.

Janeczkowi wody odeszły!

A potem miał występ medyk Janeczek, tak prawie na sam koniec sesji w wolnych wnioskach, jak na gwiazdę pierwszej wielkości przystało. Tym samym fenomen IV kwartału stał się „faktycznym faktem”, takim udowodnionym ponad wszelką wątpliwość. Przypomnę coby czytelnik wiedział, że ów polega na tym, że Janeczek w ostatnim kwartale roku musi palnąć coś cholernie wyjątkowego, co postawi jego postać w centrum uwagi. Nasza „doktor Quinn w portkach” był całą sesję mało aktywny i o dziwo bardziej słuchał niż gaworzył. Jak przyszło do wolnych wniosków to się uruchomił i wychynął z chaszczy. Wszak koniec wieńczy dzieło i on tym końcem chciał być, no i był!

„Począł” się ciut krygować (a poczęcie u ginekologów jest kluczowe), że niby nie wie jak zacząć, bo Boruczenko tymi porządkami, które na tej sesji wprowadził zbił go z pantałyku. Dla jasności przypomnę, że Witold Boruczenko zaczął egzekwować zapisy statutu, które mówią o zgłaszaniu interpelacji i zapytań przez radnych na piśmie. Jest to „przełomowy przełom”, coś jakby woda zaczęła płynąć pod górę. Daj Boże Witkowi wytrwałości w ogarnianiu tego bajzlu i pieprznika. Właśnie Janeczek, gdy się o tym nasłuchał, to zaczął się tłumaczyć, stękać, że niby nie wie, że się waha. Po prostu dopadło go coś, jak bóle porodowe, ale on grał jednym słowem i to dość marnie. W końcu nadszedł ten moment, a „wody odeszły” i wydusił z siebie, jak matka dziecię i powiada tak! Trzeba jechać na Ukrainę, bo mamy jako powiat podpisaną współpracę z tamtejszymi jednostkami samorządu terytorialnego!

Drang nach Osten” i jak wrócić w jednym kawałku!?

Drang nach Osten” tak to zabrzmiało i bardzo wiarygodnie w ustach naszego medyka. Wszak mowę Goethego zna, jak Daciuk mowę swoich „patronów”, a to tłumaczyłoby jego pewność w głoszeniu na forum rady pewnych opinii i politycznej buty! Bo jak wiemy wkoło same Dyzmy! Niemiecki to taki język, w którym można komuś wypowiedzieć wojnę albo czegoś żądać. No i wyjaśniła nam się przy okazji zagadka Janeczkowej zawziętości i pewności siebie.

Wracając na wschodnie bezdroża, warto wiedzieć czemu akurat teraz i po jasną cholerę? Leszek i tu słuchaczy nie pozostawił bez wyjaśnień i wszystko pięknie uzasadnił.
Mamy wojnę powinniśmy tam pojechać, co by zobaczyć jak funkcjonuje ichniejsza służba zdrowia, obrona cywilna i podpatrzeć rozwiązania systemowe. Po prostu jechać, żeby obejrzeć, na wycieczkę! No ba! Widać Janeczkowi mało tytułu ginekologa Lubelszczyzny za 2022 rok! Jeszcze i tak chce zabłysnąć. Ale czy z urwaną głową przez zabłąkany pocisk da się prowadzić praktykę lekarską i być ordynatorem? Nawet przyszycie tej części ciała nic nie pomoże, a to, że Frankensteina złożono z kawałków nie jest żadną rekomendacją. Może być i tak, że Leszek zna chińskie powiedzenie, bo on często je cytuje, ale nie do końca rozumie (na Bismarcka też się lubi powoływać, tak gwoli ścisłości). Owa mądrość z Kitaju brzmi, że tego, co się na własne oczy zobaczy, to nie zastąpi 1000 opowiedzianych przez kogoś słów. 

I tu warto zatrzymać się dłużej i skąd te pomysły?

Szkoda, że medyk i „historyk z własnej ulotki” nie był taki dociekliwy i żądny naocznej weryfikacji rzeczywistości w DPS na Kwiatowej w Krasnymstawie w kontekście anonimów i tej wojny co ją tam rozpętał dwa lata temu. Kowalik Ewa pamięta mu tę „wyprawę bez wyprawy”, jak mielił ozorem, a potem pokazał publicznie zdjęcie, na którym byli pensjonariusze na zbiorowej sali, bo akurat było docieplanie budynku. To przecież o to wylądował przed komisją etyki.

Janeczek chce jechać na ogarniętą wojną Ukrainę i podnosi to na sesji z właściwym sobie temperamentem. A to jest jakieś kilkaset kilometrów na wschód, w rejon objęty walkami, gdzie trup ścieli się gęsto, rakiety latają i często spadają gdzie popadnie. Ale co tam! Dla kontrastu dwa lata temu, w czasie „Covid-19” ani razu nie pofatygował się do DPS na Kwiatowej, do którego ma tak blisko, że mógłby iść w przysłowiowych ciapkach. Tam o rakietach nie słyszał nikt ani o ścielącym się trupie. Jednym słowem, to miejsce spokojne a wręcz przyjazne. Nie pomagały tłumaczenia Ewy Kowalik, że nic w DPS nie dzieje się złego. Głuchy na fakty zawarte w wyjaśnieniach grzmiał jak kalwiński kaznodzieja, a Kowalikowa rzeczowo odpowiadała. Odpowiedzi trafiały w próżnię, bo on i tak wiedział lepiej. Dla niego informacje od „tajemniczych ktosiów” były wiążące, bo akurat pokrywały się z tym co chciał osiągnąć. W ogóle tamto zajście z finałem za pół roku, kiedy pokazał sławne zdjęcie pensjonariuszy o czym było wyżej, zasługuje na odrębne opracowanie, albowiem motywacja Janeczka i sekwencja zdarzeń jest bardzo ciekawa, a najbardziej rozbieżność między tym, co wiedział, a co powiedział. Miał w głębokim poważaniu fakty, bo on wiedział najlepiej a teraz jak wyżej… Nach Ukraina! Tam będzie szukał nauki. Ot i jak to się wszystko pięknie dopięło, jak radny Piwko dopina się pasem przy swoich portkach nim pójdzie w CIS posiedzieć… Szczegółów medyk nie podał, jak miałoby to wszystko wyglądać. Ale cugle wyobraźni można popuścić. Ja sobie Janeczka wyobrażam na kasztance jak Piłsudskiego. Kobyła oczywiście z pod krasnostawskiej Białki, a on w mundurze legionowym, bo ma taki ! W ręku buława, wzrok piorunujący a reszta konduktu na osiołkach, bo hierarchia musi być. Moim zdaniem takie „krucjatowe” pomysły rodzą się przez ten mundur, ale to temat na inną okazję…

Reakcje słuchaczy

Starosta Leńczuk odpowiedział, ale chyba nie do końca zrozumiał albo tak chciał zrozumieć, bo Andrzej to taka „chałupnicza konstrukcja”. Zaczął opowiadać, że oni Ukraińcom już pomogli, co jest zgodne z rzeczywistością. Janeczek dawaj swoje, że jemu o wyjazd chodzi… Skończyło się tym, że nie pojechali. A reakcja kolegów radnych była taka, że jej w ogóle nie było. Bo trzeba wiedzieć, że Janeczek te pomysły „wyprawy na Kijów” snuł już na komisji. On tym poważnym jak 9 miesiąc gadaniem napędził im stracha, jak jasna cholera i spowodował nie lada konsternację! Bo kto pojedzie w strefę działań wojennych, gdzie rakiety latają jak jaskółki po niebie a na drogach bandyterka.

Nieściorowa była przerażona, toć ona ze swojego Gorzkowa to najdalej na wschód jeździ do Krasnegostawu, ale tylko dlatego, że tam jest 2200 złotych do wzięcia i musi i chce. Ale dalej to za żadne skarby świata nie pojedzie. Ewa wójtem chce być w Gorzkowie, a nie trupem na Ukrainie! Szpak Janucho wielki miłośnik wschodu, co we wrześniu zeszłego roku jęczał nad upadkiem stosunków z ukraińskimi obłastiami, teraz ni zipną. Milczał jak kurhan spopielały i nie rwał się do Janeczkowego orszaku! Nawet z Zającem Marcinkiem swoim oddanym „doręczycielem anonimów” w trakcie medykowej encykliki wyszli z sali. Krzyś Zieliński też gdzieś poleciał, a Nieścior Marek również spacerował. Widać uznał, że to pora na rozprostowanie kości. Po prostu chętnych trzeba by było szukać w łapankach na mieście!

Tabletka tuż po…

To nie pierwszy taki „psikus”, kiedyś wymyślił wyjazd na poznańską „Polagrę”, by szukać kontrahentów na owoce miękkie gdy tymczasem Kościuk inicjował zagłębie przetwórstwa rolno spożywczego… Łączył też muzeum regionalne z biblioteką powiatową, ale tylko po to, żeby Gołąba się pozbyć z tego pierwszego, bo po takiej fuzji potrzebny byłby nowy konkurs. Mądrala z Wólki Orłowskiej ma sporo ślepych uliczek samorządowej pomysłowości, ale miewa i przebłyski rozsądku, jak wtedy gdy pytał w kontekście budowy mieszkań na chmielniku o ilość pustostanów w mieście. Jednak mimo tych jaskółek to jego występy są owocem gonitwy pomysłów i to takiej na oślep. Ten ostatni z krucjatą na Dzikie Pola do takich się zalicza i jakby kto wymyślił „tabletkę dzień po” na głupie inicjatywy, to tu należałoby je zażyć i popić wodą z granicznego Bugu, tak dla pewności.

Na finał… to chętnie posłuchalibyśmy relacji z jego własnego podwórka, czyli oddziału ginekologii. Zapewne dane na temat ilości urodzin, kwestii finansowych i „porządków dynastycznych” byłyby ciekawe. Ukrainne tematy są jedynie odciąganiem uwagi od właściwego teatru działań; nomen omen wojennych. To taki front fiński z czasów II światowej, a jak wiadomo tam nie działo się nic godnego uwagi, oprócz jazdy na nartach Finów i Rosjan. Po cholerę tam się pchać skoro media obydwu nurtów informują na bieżąco!? Akurat relacje z tego, jak funkcjonuje służba zdrowia zasługują na wiarę, co do reszty przekazu trzeba mieć wątpliwości, albowiem pierwszą ofiarą wojny zawsze jest prawda. Ale żeby nie być gołosłownym w kwestii drażliwości krasnostawskiej ginekologii, to powołam się na krótki kadr z sesji jak mgnienie oka i sprzed chyba prawie roku. Gdy Leńczuk rzucił w kierunku Janeczka uwagę dotyczącą finansów oddziału, tak mimochodem, od niechcenia. Ledwie się otarł, nawet słowo „ginekologia” nie padło!? To reakcja medyka była natychmiastowa i przeszła wszelkie oczekiwania! Paluch doktorski poszedł w górę, jak pocisk z granatnika w sufit na Komendzie Głównej Policji w Warszawie, a on sam wyrzucił jednym tchem z siebie; proszę nie iść w tę stronę ! Czyli ginekologia to; Zakazane Miasto, teren za Styksem, Terra incognita, zwał jak zwał, ale moim skromnym zdaniem tam jest ciekawiej niż na Ukrainie i o tym byśmy posłuchali. Zagadnienia z Muzeum Regionalnego, DPS, Janeczek już z wielką pieczołowitością naświetlił, a kiedy zacznie opowiadać o swoich „sukcesach”? A poza tym ze wschodnich wycieczek, jeśli wyniesie się całą głowę to już jest osiągnięcie, ale równe zeru i nie o to tu chodzi. To jak dochód z eksportu surowców, tu i tam nie ma wartości dodanej. Tam żadnej nauki nie ma, co najwyżej jest to doskonały przykład złego przykładu. Jeśli podglądać rozwiązania systemowe na czas wojny, to w krajach poważnych, a nie w państwie upadłym. Takiej samej jakości są i prezenty stamtąd. O czym przekonał się Komendant Policji, który na imieninach prezent od ukraińskiego kolegi rozpakował. Miał być ponoć nie nabity, ale ten nienabity przebił dwa stropy i na szczęście obyło się bez ofiar. Jedyny wschód, który inspiruje i ma znaczenie, to ten daleki. A to, że Krasnystaw ma ulicę Gawryłowa, który był felczerem, zielarzem, z Petersburga stanowi wyjątek od reguły, ale i ją potwierdza i tyle nauk z „tego” wschodu wystarczy w sam raz. Amen

PS. A teraz rzuty karne! Nasz Janeczek bardzo niespójny… Kiedyś dawno temu, ale nie tak, żeby nie pamiętać szukał nauki na zachodzie i odbywał liczne staże medyczne: w Holandii, w Niemczech, w Bawarii u profesora Fritza Dietmara, ucznia prof. Semma, twórcy europejskiej laparoskopii, w 1998 r. miesięczny staż z zakresu chirurgii onkologicznej w ginekologii, w Klinice Grosshadern w Monachium, u profesora Hermanna Heppa, wybitnego operatora, onkologa ginekologicznego. Po latach Leszek zmienił kompas i chce jechać na wschód po naukę, a tak naprawdę bardziej po rozgłos! Dlatego Leszkowi w nowym roku życzę zdrowia i niech mu te pomysły „rosną” jak mawiają Chińczycy jak bambus po deszczu! Niech tam rosną i obojętnie jakie. On tym sposobem się spełnia, a ja mam o kim i o czym pisać. No i czekamy na szczegółowy raport z ginekologii!

 

26
8

Dziennik Siennicy życzy czytelnikom i nie tylko

U nas życzenia są ciągle te same, bo uniwersalne i nie wypada życzyć czegoś innego. Poza tym życzenia powoli się spełniają co dowodzi tezy, że szczęścia na świecie jest ograniczona ilość i w kontekście przyrostu ludności, nie starczy dla każdego. Tak więc kto pierwszy ten lepszy! No i nie zapominajmy, że był taki ktoś jak Jezus i od niego to się zaczęło, a jak powiedzą wojujący ateiści; przez niego. Ilustrację też mamy ciągle tą samą, bo ładna. I nawiązuje do istoty Świąt. Dlatego dla wszystkich bez podziału na kategorie i elektoraty; zdrowych spokojnych i pełnych rodzinnego ciepła świąt Narodzenia Pańskiego. Odpoczynku od codziennego zabiegania oraz chwili zadumy. Wszelkiej pomyślności w Nowym Roku oraz spełnienia w życiu osobistym i  zawodowym.

Życzy Dziennik Siennicy.

38
5

Fiasko „reform” i „anatomia złości” (!?)


Dziś o dalszych losach pomysłów Bogusia Domańskiego w sprawie odchudzenia administracji jednostek starostwa. Temat co prawda sprzed blisko dwóch miesięcy, ale uznałem, że warto. Tym bardziej że „Najmądrzejszy Tydzień” ni słowem nie wspomniał. Na usprawiedliwienie „obsuwy” powiem tylko tyle, że przecież tak wiele się działo w powiatowym gnieździe szerszeni! A poza tym Bogusia trzeba doceniać, toć po to jest nasza „poperczyńska lawenda”, co pachnie tak intensywnie, aż w nosie wierci! Będzie i parę słów o drugiej „wesołej wiewiórce” Krzysiu Zielińskim i jego anatomicznych rojeniach w sprawie „pleców” z ulicy Poniatowskiego. Opowiemy o tym, jak dostał malowniczo po nochalu, bo jakoś tym się pochwalić do „swojego organu prasowego” nie chciał…

Na początku lat 90 tych w telewizorni bawił dzieci duet wiewiórek bliźniaków Chip i Dale. Różniły się tylko rozstawem zębów. Pierwszy miał jedynki w kupie, a drugi legitymował się furtką między nim jak brama na parking przed starostwem. W fabule gryzonie założyły biuro detektywistyczne pod nazwą „Brygada Ryzykownego Ratunku” i dawaj bawić widzów! Dlatego jak patrzę co robi Zieliński z Domańskim i w jaki sposób, to analogia z tymi dwoma od Disneya sam mi się nasuwa. Po prostu nie mogę! No i jeden z gryzoni był w kapeluszu…

Apostoł reform w akcji.

W poniedziałek 24 października odbyło się posiedzenie komisji etyki i finansów pod egidą Bogusia Domańskiego, biznesmena, humanisty, lokalnego filozofa i kolegi Krzysia. Było to posiedzenie, którego Boguś zażądał na sesji 3 października, pisałem o tym w felietonie „Boguś I Reformator”. To tu Bogulo miał wszystkich oświecić jak znaleźć oszczędności w administracji jednostek podległych starostwu. Nikt nie odważył się mu odmówić, toteż skrzyknięto jak szeregowców na placu apelowym i stawili się dyrektorzy DPS w szyku zwartym, by chłonąć Domańskiego światłe wskazówki. Radny snuł swoje wizje pewny ich doniosłości, a czuł się przy tym pewnie jak Święty Paweł „Apostoł Narodów”. Ale wizje jak to wizje… Nikt poza Bogusiem chyba tego, co powiedział nie traktował na poważnie, bo jego rojenia zasadzały się na tym, by sformować jedną księgowość dla wszystkich DPS-ów. Sugerowałbym ze swojej strony, by jeszcze wyposażyć ten lotny oddział w kobyły z PSO Białka i niechby na oklep księgowi jeździli od jednego DPS-u do drugiego. To latem, a na zimę kobyły ciągnęłyby barakowóz, taki jak ten Drzymały albo sanie takie same jak w scenie kuligu z „Potopu” Hoffmana. Byłoby tanio i ekologicznie oraz widowiskowo.

Chruściel i jego krótka pamięć.

Tak czy siak, prośbie Bogusia stało się zadość i „pogadał se” tak jak kiedyś Janeczek na sesji nadzwyczajnej w sprawie szczepień na Covida. Ewa Kowalik zauważyła, że pomysły Domańskiego są nie realne bo-i tu odwołała się do pamięci Tadzia Chruściela, który był swego czasu na kontroli z komisją rewizyjną w DPS na ul. Kwiatowej i widział ile jest faktur oraz papierów wszelkiej maści z jednego tylko miesiąca do opisania! A były tego całe naręcza. Radny tak wywołany milczał i jakoś w swojej pamięci nie mógł sobie tej sceny odgrzebać. Widać Tadziowa „księgowość” ma zastoje i to jej reforma by się przydała. No i chyba Chruściel nie chciał sobie przypomnieć, bo jest w opozycji do PiS, a bardziej do zdrowego rozsądku i w takich okolicznościach wolał udać „zgapionego”, bo to burzyło wnioski reformatorskie Domańskiego, który jak on z PiS wojuje. Oni w tej radzie tak miewają, że są gotowi na czarne mówić białe, jeśli to tylko w jakiś sposób może drugiej stronie dopiec. Głupie to ale co zrobić jak oni tak lubią!? Ale dla ciekawostki warto powiedzieć, że w takim DPS Surhów jest miesięcznie do 800 sztuk faktur i wszelakiej makulatury do opisania. A na kontroli, której nie chciał Chruściel pamiętać segregatorów było 8 z jednego miesiąca! To chyba sporo!? W sztukach „bezwzględnych” jest to ponad 2 tysiące papierów. Właśnie dla tych 2 tysięcy w „papierologii” zatrudnionych jest 18 osób a są jeszcze zintegrowane pod to systemy komputerowe, które sporo kosztowały.

Wicio Boruczenko miał chwilę bohaterskiego uniesienia i wydusił z siebie bardzo trzeźwą uwagę, że rachunkowość, na którą powołuje się Domański, to nie to samo co księgowość. Ano mądrze prawi, bo i Wiciowi zdarzają się takie chwile chwały, aczkolwiek za mało w stosunku do potrzeb. Teraz już Witek zmienił kurs i zaczął być asertywny, tylko czy to trwała zmiana?

Wiewiórka Krzyś i „Wspólny Krasnystaw”

Na komisji był i Krzyś Zieliński, bo jest jej członkiem. Jak zobaczył Ewę Kowalik, to mu się worek z pytaniami rozsupłał tak jak małym dzieciom sznurowadła. Najpierw dociekał z wypiekami na policzkach o to, czy w DPS na Kwiatowej pracuje Prezes Stowarzyszenia „Wspólny Krasnystaw”. Już mu się zdawało, że zębiska zatopi w łydce dyrektor Kowalik, a tu pudło! „Prezes” kiedyś tam pracował, ale się wziął i zwolnił sam, bo ponoć znalazł coś lepszego! To zwalnianie na własną prośbę trochę zabrzmiało dla Krzysia znajomo. On też tak robi, ale z tą różnicą, że nie znajduje nic lepszego. Tym samym wyszedł niezamierzony efekt komiczny. A trzeba wiedzieć, że od jakiegoś czasu trwa nagonka na „Wspólny Krasnystaw” i tam jest afera jak jasna cholera. „Najmądrzejszy Tydzień” rozpisuje się o rzekomym zatajaniu dochodów w oświadczeniu majątkowym przez Księżuka Mirka radnego i wiceprezesa wspomnianego stowarzyszenia i pracownika biura poselskiego Hałas Tereski. Te wszystkie sprawy łączy właśnie osoba Tereski, bo to wygląda na obrzucanie gównem ludzi z nią związanych. Prymitywne to i w sumie gówno warte, ale jak ktoś lubi ręce w takiej substancji zanurzać, to nie można mu zabronić. Ludzie mają różne pasje. Toć Polska wolny kraj, nieszczęśliwy, ale wolny.

 „B” jak „plecy”

Potem Krzyś przystąpił do „planu B” i dawaj na drugą nóżkę pytać o zastępcę dyrektora DPS. Tu triumfem powiało, bo już był pewny, że w tę łydkę to na pewno zębiska zatopi! A tu znów dupa i nawet gorsza niż wcześniej! Jeszcze oberwał po nochalu. To była scena epicka. Krzyś pytał czemu nie było konkursu na to stanowisko! Kowalikowa odpowiedziała, że jest to awans wewnętrzny zgodny z prawem na podstawie artykuł 20 Ustawy o Pracownikach Samorządowych i nikogo o zgodę pytać nie musi, a już jego to na pewno. Ponadto stanowisko jej zastępcy wynika z zaleceń pokontrolnych. I to jest dopiero ciekawostka! Radni niejednokrotnie wnioskują o kontrole, ale po nich nie czytają protokołów pokontrolnych i zaleceń, a potem strzępią jęzory, tak jak zrobił to w tej chwili Krzyś. Gdyby przeczytał to by wiedział. Ano! Widać, że jak wpadnie Krzyś w ten swój „szał zakupowy”, to pyta jak obłąkany. No i pojawiły się w końcu wątki anatomiczne. Czy ten zastępca to nie miał, aby pleców, Bo te plecy to jak zwykle biuro poselskie na ul. Poniatowskiego; dopytywał Krzyś?

 Triada; dupa, plecy, głowa.

Plecy to część ciała położona strategicznie i z góry zwieńczona głową, a z dołu dupą. To po trosze taka ziemia niczyja i terytorium tranzytowe. Jak się na to patrzy z perspektywy, to jest w tym jakiś pomysł na człowieka i ważne w życiu, żeby głowa z tym drugim nie zamieniły się miejscami, bo wtedy jest kłopot. Być może po to są plecy, by jedno nie było blisko drugiego, bo zdrowy dystans w tym wypadku ma zbawienne skutki. Ot tak, dla bezpieczeństwa. Bywa i tak, że niektórym udaje się jakimś cudem zamienić te dwa elementy nie naruszając podstaw anatomii. Ponadto oba organy są łudząco podobne w budowie. Oba mają dwie półkule, ale zupełnie do czego innego i czym innym wypełnione. Być może właśnie to niektórych zwodzi i prowadzi na manowce. Jak kto ulegnie tej pokusie, to wtedy takie życie jest pasmem udręk. Wspomniane zjawisko dość często występuje w polityce wszystkich szczebli i tu uprzywilejowanych nie ma!

 Stateczny Tomek i Krzyś „zazdrośnik”

Są i plecy w życiu synonimem protekcji, poparcia albo przyśpieszonego awansu. Taki Bonaparte pleców nie miał, ale miał Józefinę, która spółkowała leżąc na plecach ze wszystkimi znacznymi osobistościami tamtej epoki! No takie życie…
Najważniejsze są jednak kompetencje i nawet radny Zieliński je ma, ale do maszyn spożywczych i produkcji cukru z buraka, a nie do oceniania innych. To teraz parę słów o kogo ta Krzysiowa utarczka. Zastępcą Ewy Kowalik jest Tomek Duda. Młody w sumie chłopak, ale z dużym doświadczeniem w pracy oraz z mocnymi papierami. Ponoć te ostatnie tak dobre, że nawet Zieliński byłby zielony z zazdrości. Najważniejsze jest to, że Tomek wie o co w tym wszystkim chodzi. Ma też Tomek ciągłość pracy sięgającą ponad 12 lat. On po prostu robi swoje i się z roboty nie zwalnia i nie wybrzydza. Mógłby Krzyś od Tomka, 35-letniego statecznego chłopaka uczyć się konsekwencji i racjonalnej oceny rzeczywistości, ale to tylko tak na marginesie.

Troszkę statystyki i Krzyś dostaje po nochalu.

O tym, jak jest w DPS wiemy z gazet, ale są to informacje o charakterze nie poznawczym, bo co z tego, że ktoś tam szedł w stringach grać w tenisa stołowego. To żadna sensacja skoro niektórzy pensjonariusze są ludzie z intelektualnymi uszczerbkami, ale jak to ma służyć politycznej wojnie to, czemu nie skorzystać. Pisać o tym w duchu sensacji, to trzeba mieć problemy ze zbyt ciasnym obuwiem albo coś z przysadką. Dlatego wypadałoby podać ciut statystyki, skoro Stępień pisze o bieliźnie i tenisie stołowy. I tak Kowalik Ewa dowodzi prawie batalionem, albowiem ma ponad 500 dusz w placówce. W tej liczbie zawiera się około 300 podopiecznych i ponad 200 pracowników różnej maści. Dla porównania batalion liczy od 300 do 700 dusz, czyli wojskowa analogia ma tu zastosowanie i nawet odpowiedzialność podobna. Budżet DPS to już ponad 16 milionów złotych, a dla porównania budżet Gminy Rudnik to coś ponad 17 milionów. Dużo… No i jak w takich okolicznościach nie mieć zastępcy? Kowalik Ewa to sumienny dyrektor ale niedoceniany przez starostę i zarząd, a dlaczego? O tym można by napisać epos. Najlepsze było pod koniec, kiedy Ewa zbierała się do wyjścia z komisji. Zapytała kierowana „babską ciekawością”, taką samą, jak wtedy gdy Ewa w Raju zainteresowała się zawartością pewnej jabłonki i powiada: Panie radny Zieliński! A Pan to tak dopytuje o ten konkurs na mojego zastępcę. To czy aby Pan nie chciał nim zostać? No po takim wyznaniu wszyscy parsknęli śmiechem, a Krzyś się speszył…

Logika Kalego alias Zielińskiego.

Wypada wspomnieć historyjkę z Krzysia udziałem sprzed kilku lat, gdzie plecy były w tle, a Krzyś się oburzył do żywego! Bo to w sumie smutne, że jak jemu coś sugerują to tupie nóżkami, a jak on komuś to jest wszystko dobrze. To się nawet nazywa „Logika Kalego”. Ale wracając do rzeczy, to jakiś czas temu, jeszcze za rządów nieżyjącego już wójta gminy Krasnystaw- Korczyńskiego; Krzyś wystartował na kierownika Gminnego Zakładu Komunalnego. Mnie się wydaje, że zrobił to celowo, bo cienia szansy nie miał, ale to temat na osobne rozważania.

No wszystko było fajnie, ale tylko do momentu ogłoszenia wyników. Tu Krzyś przepadł, bo nie mogło być inaczej, startował jako były kandydat na miejsce Korczyńskiego z wyborów samorządowych i jego antagonista. Trzeba wiedzieć, że Krzyś po skończonej kadencji 2006-10 jak już wszelakie mosty do powiatu spalił, to się chciał „spróbować” w zawodach; kto Korczyńskiego zepchnie z gminnego zydla. W tym spychaniu Krzyś przepadł, ale do rady wprowadził kilku radnych ze swojego komitetu i poprzez nich był aktywny w gminnej polityce. Innymi słowy, był rywalem urzędującego wójta i to takim zapiekłym. Wszystko byłoby się rozlazło po kościach, ale Krzyś wysmarował skargę na przebieg konkursu do komisji rewizyjnej, że go niesprawiedliwie „uwalili” i dawaj wrzeszczeć! Krzyś z Korczyńskim w jej trakcie poprztykali się, a po wszystkiemu Zieliński zwołał konferencję prasową, ale najlepiej odmaluje tę atmosferę fragment prasowy o co tam szło „Sygnatariusz skargi (Krzyś Zieliński) twierdzi ponadto, że podczas posiedzenia ( komisji rewizyjnej- przyp. autora) wójt miał sobie pozwolić na wycieczki pod jego adresem, więc jak wspomnieliśmy na wstępie, złożył oświadczenie, w którym domaga się publicznego potwierdzenia lub zaprzeczenia postawionym podczas obrad komisji tezom. Mianowicie pyta, czy wójt podtrzymuje tezę, że Zieliński miał „położyć” krasnostawski oddział PKS Wschód w Lublinie w latach 2008-2010 pracował tam jako dyrektor. Kolejna kwestia dotyczy tego, że Janusz Korczyński w 2007 roku miał „załatwić” Zielińskiemu awans służbowy podczas jego pracy w Cukrowni Krasnystaw, a ten, zamiast go przyjąć, wolał wziąć odprawę i odejść z pracy”.

Zły był przy tym, jak widać, jak jasna cholera, tupał nóżętami jakby kapustę w beczce deptał i zapowiadał kroki prawne. Ja mu się nie dziwię i taka to historia!

Na oślep

Przytaczam tę historię co by Krzysiowi przypomnieć, że skoro jemu były takie posądzenie a szczególnie „załatwienie” awansu nie w smak, to doskonale wie jak to „smakuje” Tymczasem mija kilka lat a on sam takie sugestie wysnuwa pod adresem osoby w sumie dla niego neutralnej. Przecież Tomek Duda nie jest z nim w żadnym konflikcie, nie są rywalami na żadnej płaszczyźnie. Krzyś wtedy miał na pieńku z Korczyńskim i jeśli ten mu coś odpalił, to tylko dlatego. Wie Krzyś, że to „miłe” nie jest, to, po jaką jasną cholerę rzucać w kogoś gównem? Uważam, że Korczyńskiego konfabulacja była obliczona na to, by Zielińskiego „zamknąć”, bo się zwalczali.

Tak się żyć chyba nie da szukając wszędzie spisków, knowań i pleców. To droga do obłędu i latania po mieście w jednym bucie i rozchełstanej koszuli z pianą na ustach. Rok temu Krzyś ląduje w radzie nadzorczej „KRAS-EKO” Wypada zapytać dlaczego akurat on, i skoro jest przedstawicielem miasta, to kto jest jego plecami? W 2019 roku, kiedy Krzyś zostawał szefem promocji miasta „Najmądrzejszy Tydzień” napisał, że był widziany w sztabie wtedy jeszcze kandydata na burmistrza Roberta Kościuka. Powiązano w ten sposób Krzysia obecność z objęciem stanowiska i tak jak wyżej; kto był czyimi plecami?

Krzyś Zieliński buduje „konsekwentnie” legendę swojej ponad przeciętnej aktywności w lokalnej polityce. Ale w tym marszu na szczyty obrywa po nosie. Plan, który sobie na tę okazję wymyślił widać nie jest genialny i zapewne z nikim go nie skonsultował. A przecież reklama mówi, że wszystko trzeba konsultować z lekarzem bądź z farmaceutą. Można też z Paniami z Poradni Pedagogicznej, która znajduje się na parterze starostwa.

Na finał kilka „nieproszonych rad” Krzyś na Tomków powinien uważać, bo oni przynoszą mu pecha. Ze 13 lat temu jeden Tomek i radny miejski wyprowadził Krzysiowi zęba na spacer. Prasnął go w dziób, bo widać uznał, że szkoda słów. W ten sposób zmaterializowała się rzymska dewiza; Acta non verba, czyny zamiast słów. Pisał o tym Romek Żelazny „Krasnostawski Michnik, że radnemu na imprezie w Borku drugi radny gębę obił. A potem koledzy radni postawili Krzysia przed komisją etyki i też był zły, bo nie dość, że ząb, to jeszcze komisja i przecież to suma summarum on najbardziej ucierpiał. No ale tak to jest, jak się wchodzi w niemerytoryczne spory, czego i na październikowej komisji byliśmy świadkami? Po jaki… (i tu należałoby powołać się na męski organ, za pomocą którego przedłuża się rodzaj ludzki i którym ponoć świat podparty) czepił się Tomka, osoby niepublicznej i z dala od polityki? Prawdopodobnie stoi za tym osobista uraza do Tereski Hałas. W efekcie czego rąbie na oślep, bo Tomek jest zastępcą Ewy, która jest z Teresą kojarzona. Trochę to Krzysiowe odgrywanie się na Bogu ducha winnych, przypomina zachowanie wsiowego urwisa, co nie lubi sąsiada, ale, że ten silniejszy to się go boi. Lecz gdy gdzieś w polu dojrzy jego kota albo psa, to drogi nadłoży, żeby futrzaka kopnąć, albo wyrządzić inny despekt. Ot i tyle. Zwykła „gówniażeria”. Amen!

 

25
9

„Filozof” z Poperczyna na sesji w Łopienniku, czyli co i dlaczego ludzie mają w dupie

Biłgoraj wydał filozofa Palikota, co gorzałę destyluje i lata w białej wełnianej czapce. To już jest pewien postęp, bo kiedyś latał z silikonowym fiutem po konferencjach, ale to było, wtedy gdy „był w polityce” My mamy Bogusia Domańskiego, co aspiruje niechcący do miana „filozofa” i jest w polityce. Nasz  lata po sesjach bez silikonowych wspomagaczy, ale z głupim gadaniem. W tym celu był ostatnio w Łopienniku. Co istotne biłgorajski Janusz do swoich destylatów dodaje „zioło”, a nasz w ziołach siedzi. Siedzi i bredzi… dziś właśnie o tym i czemu ludzie mają na szczęście głupie gadanie w dupie!

 

Doda alias Dorota Rabczewska obecnie realizuje się w reality show „12 kroków do Miłości” Formuła jest prosta, musi być gość i trza do niego dojechać, a jak już dojedzie, to chłop ją czaruje i adoruje. Dorotce ciężko sprostać, toteż wychodzi nabzdyczona, a później opowiada, co było nie tak. No tak to ona nic nie znajdzie oprócz „piniędzy”, ale spokojna głowa, to o nie chodzi. Dorota ma powodzenie, bo silikonowy cycek i rybie usta mają amatorów, a poza tym nie jest brzydka. Jest też „popularna”. Gorzej z tym, co w głowie. No dobra! Wspominam o tym, bo Boguś Domański uczestniczy w podobnym show. Miłości nie szuka, „piniądze” już ma, a szuka jedynie słuchaczy. To ostatnie jest zabawne i karkołomne, bo nie jest mówcą. Również musi do nich dojechać i jeśli jakieś „kroki” u niego występują, to on już zrobił co najmniej pierwszy! Ostatnio był w Łopienniku na sesji rady gminy!

 Alleluja, Boguś wreszcie znalazł czas!

Boguś 18 listopada wparował na obrady rady gminy w Łopienniku Górnym. Wiadomo, że w tej gminie ma swoją firmę. Gdzie Boguś mieszka tak naprawdę, to do końca nie wiadomo, bo „wyrok” komisji etyki zwołanej w celu wyjaśnienia gdzie orzeł biznesu „gniazduje”, to znaczy jak na orła przystało; gdzie znosi jaja i wychowuje pisklęta nic nie wyjaśniły. Wiemy jedynie, wnioskując po jej przebiegu, jak bardzo radni chcą być ślepi i stronniczy. Ot, żeby tylko koledze włos z czupryny nie spadł, ale to temat na inny felieton.

 

Wyszło, że Bogusia na sesji wyczekiwali jak cytrusów przed Bożym Narodzeniem za komuny, a jak wreszcie przyszedł to dostał głos i skrzętnie tę szansę wykorzystał! Najpierw podziękował wójtowi Sawie za zaproszenie i przyznał się, że on nie mógł przyjść, bo był zajęty. Robotę miał, tak powiedział. No i lepiej późno niż wcale; dodał! Z tym „późno” to można tak komuś powiedzieć, gdy w końcu rozsądku nabierze na stare lata, czego wypadałoby Bogusiowi życzyć, ale to tak na marginesie. Gospodarzowi Boguś za zaproszenie zrewanżował się całą stertą komplementów. Wobec tego bardzo mu się nowy budynek Urzędu Gminy spodobał i nie omieszkał pochwalić. Powiada Boguś, że gratuluje siedziby, bo kosztowała 2 miliony i ta cena była zdaniem Bogusia bardzo atrakcyjna. No i Boguś nie byłby sobą, gdyby nie wypomniał łącznika między starym a nowym szpitalem w Krasnymstawie, bo ten to już za 4,7 miliona. Tradycyjnie zapomniał, w jakich czasach rozbudowywano UG w Łopienniku i ile co kosztowało oraz jaki był charakter obu inwestycji. Siedziba urzędu była rozbudową, a nie budowaniem od fundamentów.

No i bardzo mu się dobrze z wójtem współpracuje, bo z poprzednikami Artura Sawy nie było tak miluśnie. Uuu… to się Kuchta z Rybakiem wściekną! Ale jak kto ma pieniądze, to może mówić co chce, tak to jest. Tematu jednak dalej nie ciągnął, bo miał coś znacznie ważniejszego do powiedzenia.

Boguś jako czwarty mędrzec ze Wschodu.

Boguś przyszedł łopieńczaków oświecić przynosząc im dobrą nowinę na temat zmian w świecie, bo on wie jak je rozumieć i chyba tylko on! Widać uznał, że na wsi nie mają telewizorów ni internetu i przez to są ciemne, jak torba po cukrze w środku nocy. Dlatego wizyta na sesji miała charakter duszpastersko-misyjny.

Zaczął więc Domański opowiadać jak to się świat zmienia! Bo idzie nowy światowy ład, w którym 1% ludzkości ma mieć wszystko, a pozostałe 99% ma nie mieć nic! To jak! Czyli co? Zabiorą nam nawet koszule, gacie, o majtach nie wspominając. Żony też zabiorą, ale razem z teściowymi! Jak kto ma długi, też mu zabiorą, bo jak wszystko to wszystko. W sumie…może warto! No a jak kto rozumu nie ma, to mu nie zabiorą. Super! Głupi to ma zawsze szczęście. Po opowiadał, że wszystko będzie na kartki, a nawet już jest, bo on jako przedsiębiorca to prąd będzie miał reglamentowany. Pandemii też nawtykał, bo wymyślona i po to, żeby ludzi okraść. Tu wypadałoby się zatrzymać i zerknąć na Bogusia oświadczenie majątkowe i przypomnieć jak olejki sprzedawał właśnie na tę pandemię co była wymyślona. A po oświadczeniu widać, że jego nie okradli!

Dalej było jeszcze mroczniej, bo stwierdził, że świat będzie wielkim obozem! Ciekawe, bo skąd tyle drutu kolczastego nabrać. Może Boguś powinien otworzyć fabrykę drutu? Straszył Domański tak z 10 minut, a wszyscy słuchali, ale bez strachu. Powiedział, że radni jednakowo ci w powiecie czy tu w gminie nie mają instrumentów, żeby się przed tym wszystkim bronić, bo mało mogą, ale powinni próbować. Na koniec Bogdan się ulitował i wlał w serca niewylęknionych słuchaczy otuchę.

Otrzyjcie łzy płaczący!

Pocieszył, żeby się nie bali, bo ten nowy światowy ład to nie wejdzie w życie. To się nie uda i on to wie, bo gdzieś tam jest widoczne światełko nadziei. Boguś tylko nie doprecyzował czy to światełko to nie przypadkiem z tego reglamentowanego prądu. Przyczyną porażki sił zła leży w prędkości wprowadzania ładu! Za szybko to się dzieje i przez to ludzie się zorientowali! A potem Boguś złożył hołd kuchni francuskiej (widać oprócz tego, że biznesmen to i smakosz) i powiedział, że jakby społeczeństwu powoli wprowadzali ten ład i  gotowali tak powolutku, jak tę żabę z przysłowia, to siły zła by triumfowały, a tak to nic z tego nie będzie. No i zapewnił, że jest wierzący w Boga ( ciekawe co Bóg na to), i wie, że kłamstwo przegrywa zawsze. No ba! Ja bym dodał, że nawet siły zła przegrają jak są niezbite dowody, że się racji nie ma, a ma się dobrych kolegów i do tego radnych. Tu istotne jest zdefiniowanie, co akurat jest tym złem. Bo jak babcia Leonia Pawlak mawiała; póki granaty są w kieszeni kościołowej marynarki, sprawiedliwość musi być po naszej stronie!

Com się pośmiał, to moje!

Słuchałem i ja z zaciekawieniem internetowej relacji jego wycieczek, a szczególnie ubawiła mnie uwaga o fiasku ładu. Bo skoro tak, to po cholerę było to opowiadać!? Tak można gadać o deszczu na pustyni Atacama, który ma nadejść, ale nie nadejdzie…bo tam nie padało od 500 lat! No niepojęte są ścieżki i meandry Domańskiego zamysłów. Przy nim Jurek Lewczuk, burmistrz Izbicy i kolejny facecjonista urasta do rangi zwykłego zatroskanego o stan swoich włości samorządowca. To wszystko, co powiedział było facecją , bełkotem, zwykłym marnowaniem cudzego czasu.

To nawet mogłoby być ciekawe, ale by te teorie sprzedać trzeba mieć więcej wiedzy niż chęci. Gdyby nie mandat radnego powiatowego to przewodniczący rady wyprosiłby go z jej obrad. Poza tym przydałaby się Bogusiowi umiejętność barwnej narracji. Ciekawie opowiadać nie potrafi, gramatyka i składnia w jego wywodach nie istnieje i bajdurzy przez to nieskładnie jak potłuczony.  Żeby opowiadać o czymś abstrakcyjnym trzeba mieć oprócz wiedzy bogaty i „żywy” język. Do tego dobrze w takiej opowieści opierać się na historycznych analogiach. Do jednej się Boguś nawet odwołał i powiedział że Związek Radziecki upadł w pół roku. Ciekawa interpretacja, nie powiem ale skoro tak to niech radny powie ile tworzył swój „Krautex” Rozpad czy budowa to procesy rozłożone na dziesiątki lat. Czasem trzeba tworzyć na poczekaniu barwne metafory, by słuchacz nie pierzchnął do domu z nudów. Z taką gadką to Domański może „iść na Grójec”, jak pisał Wiech w swoich satyrycznych warszawskich opowiastkach o takich co wciskają kit. Miliony na koncie jednak nie przekładają się na jakość przemyśleń, ale są jak widać przepustką, mandatem lub czymś co dodaje pewności. Być może niektórzy uważają, że jeśli ktoś ma głowę do biznesu to zna się na wszystkim. Tak jednak nie jest i swego czasu w swoich felietonach pisał o tym Stefan Kisielewski.  Stwierdził, że można być mistrzem szachowym ale w kwestii Bliskiego Wschodu kompletnym ignorantem. 

Barbarzyńcy mieli filozofa w dupie !

A poza tym sesja rady gminy to nie czas i miejsce na takie salta. I chyba z tym ostatnim jest coś na rzeczy, bo w sukurs temu idzie reakcja słuchaczy a ściślej słuchaczki. Jedna z radnych (chyba z Borowicy) mimo Bogusia „strasznego wykładu” zapytała o rzeczy przyziemne (tak jakby puściła mimo uszu jego gadaninę), ale dla lokalnej społeczności bardziej niż istotne, a dla niej to wręcz gardłowe. I choć na początku „doceniła” Bogusia mówiąc, że i ona też wie, co to ten Polski Ład. Tym samym pomieszała wszystko, bo światowy i ten nasz to dwa programy zupełnie niezależne i taka między nimi różnica, że światowy ma nadejść a nasz jest i to utrapieniem! Bogusia cały „wykład” potraktowała eufemizmem mówiąc, że odważny i takie tam, ale ona brnąć w tę stronę nie będzie, żeby nie było draki. Normalnie w cztery oczy i w bardziej sprzyjających okolicznościach powiedziałaby; panie co pan pieprzy za głupoty, ale że obrady są transmitowane to widać gryzła się w język. Radna zaczęła dopytywać o inwestycje powiatu na terenie gminy Łopiennik pytając; co z drogami w Borowicy i Żulinie. A co to znaczy? Ano tyle i to, że ludzie w dupie mają Bogusia facecje i może nawet kierując się własną wygodą w przemieszczaniu po gminie, po równym asfalcie, są do bólu rozsądni w tej przyziemności.  Prości ludzie częściej bywają rozsądni niż ci lepiej sytuowani, bo życie ich do tego zmusza. Pytają go, bo jest radnym powiatowym i tylko inwestycje powiatu na terenie gminy absorbują ich uwagę, a nie pieprzenie o abstraktach w nudny jak flaki z olejem sposób. Jakby chcieli wykładu to poszliby z powrotem do szkoły. Jest to pociecha, że prosty naród wie co do czego, i w sumie naród kalkuluje nawet nieświadomie, i to dobrze. Stanley Becker za taką obserwację, o ekonomicznych teoriach zachowań ludzkich w 1992 roku dostał Nobla!

No dramat !

Boguś odpowiedział na te „kąśliwe” pytania, ale tak, że powinni go kijami pogonić i nawtykać lejąc po grzbiecie, aż do samego „Krautexu” I jeszcze mu powinni wykrzyczeć, żeby im się więcej na oczy nie pokazywał, póki nie zmądrzeje! To jak się wykręcił bije wszelkie rekordy głupoty, a trza pamiętać, że w tej kategorii w naszym grajdole silna konkurencja. Powiedział, że w sumie to nie ma wiedzy na ten temat, bo on się z PiS dwa lata temu wypisał, bo go słuchać nie chcieli. Teraz jest w opozycji i na nic wpływu nie ma. Nie wierzyłem jak tego słuchałem albowiem jegomość ma chrapkę na poselski mandat albo na sejmik wojewódzki, najbiedniej! Tymczasem gada jak pierwszy lepszy, a nawet gorzej. Bycie w opozycji nie zwalnia od posiadania informacji dotyczących swojego okręgu wyborczego, a nawet jest tak, że opozycja chce wiedzieć wszystko. Boguś tymczasem sprzedaje narrację, że skoro nie jest w tej części rady, która ma władzę, to jest odcięty od szczegółów. No dramat! I co on plecie, toż to wstyd! Żeby lepiej to zobrazować, to posłużę się przykładem; po rozwodzie nie przestaje się być ojcem, a jakby kto zapomniał to jest od tego obowiązek alimentacyjny który takiemu zapominalskiemu raz dwa przypomni. O etycznej stronie zagadnienia już nie pomnę. Poza tym nikt mu się boczyć na PiS nie kazał i sam się wypisał, bo taki miał kaprys i niechby powiedział precyzyjnie; dlaczego? Poza tym, jak się ma pieniądze, to można mieć kaprysy, jak widać. Radna nie pożywiła się u Bogusia żadną wiedzą i taki z niego pożytek, że w sumie nieużytek. Z tej mąki chleba nie będzie, nawet jeśli zmienić piekarnię.

Specyficzna konstrukcja, ten Domański

Domański jest ofiarą własnego sukcesu i nie on jeden, bo łatwiej zrobić duże pieniądze w sprzyjających okolicznościach z udziałem pewnej dozy pomysłowości i odwagi (czego nie można mu odmówić) niż nabyć zdrowego rozsądku. Domańskiemu zdaje się, że pieniądzem można wszystko, a tymczasem można wiele, ale nie wszystko. Widać uwierzył, że skoro jest przedsiębiorcą majętnym to posiadł mandat do oświecania innych. W takim przekonaniu mogą go również utwierdzać wielbiciele z FB, a jest ich ciut. W takiej sytuacji żal Grzegorza Brauna i jego „Korony”, albowiem Domański nic do niej nie wniesie i to zupełnie. To nie jest transfer, który się zwróci z nawiązką. Messi z Bogusia nie jest, bo jeśli trzymać się futbolowej nomenklatury (mamy mundial w Katarze) to Boguś z upodobaniem gra dość egoistycznie i pakuje piłkę do swojej bramki. Przypomnę, że z list PiS startował i dzięki nim zdobył mandat. Potem się obraził, lecz mandatu nie oddał i na forum rady jest opozycją zupełnie „nie-konstruktywną”, czyli najlepiej strzela mu się w swoich. Czasem powie coś rozsądnego, ale tego jest zbyt mało w stosunku do potrzeb.

I kto zagwarantuje Grzegorzowi Braunowi, że Boguś i na niego się nie obrazi i nie pójdzie w siną dal, jeśli nie dostanie tego czego będzie chciał? Owszem ma kasę, ale skoro jest jego to może stawiać warunki, a to już z grą drużynową, jaką jest polityka niewiele ma wspólnego. To coś podobnego do kupowania stopni oficerskich za Burbonów we Francji. Wystarczyła pewna suma, a nie wojskowe predyspozycje i patent był twój. Dlatego już oczyma wyobraźni widzę Bogusia na Wiejskiej, jak opowiada to samo co w Łopienniku a wszyscy ryczą ze śmiechu i ktoś krzyczy by straż marszałkowska przyniosła kaftan. Z tak „ukierunkowanego” polityka nikt pożytku miał nie będzie, albowiem on ją traktuje, jak zabawkę. A jest Boguś do tego momentami bezczelny i ociera się o chamstwo. Jedyną pokorę, o której słyszał to pewnie Pokora, aktor. Na ostatniej sesji rady powiatu wyszedł w trakcie obrad, o czym wspominałem w poprzednim felietonie. Ot znudził się i palnął w drzwi, choć nie było podstaw do takich dziecięcych reakcji.

Boguś to specyficzna konstrukcja, to jak samolot z drewna w epoce odrzutowców kompozytowych. Owszem hobbistycznie przy dobrej pogodzie, to i owszem poleci, ale nie daj Boże w deszcz. Czasem nawet próbowałem z Bogusiem porozmawiać, ale wszystko spełzło na niczym, bo nie ma o czym. Jego trzeba najlepiej słuchać. Tylko to, co mówi, nie dość, że marne to jeszcze źle podane. No nie wystarczy chcieć…

 

Witek strażnik Teksasu i Łopiennika !

Ale w Łopienniku nie mają tak źle, bo ich „interesów” pilnuje Boruczenko, który ostatnio „sadła” nabrał i wziął za mordeczki radnych. Ba ! Nawet Boguś w swoim wystąpieniu 18 listopada wspomniał o nim, że informacje dotyczące inwestycji powiatowych w gminie są domeną właśnie Witka i jakby co to po informacje to do niego. Bo Domański oprócz tego, że nic nie wie to jak trzeba poprzeć coś w Łopienniku to zawsze jest „za” Tak powiedział! Choć tyle, a spróbowałby inaczej, łaski nie robi!

 

Wypada Domańskiemu zdrowia życzyć i jeśli chce rozgłosu, to niechby wlazł w komitywę ze wspominanym już biłgorajskim filozofem Palikotem. Ten znów w Boga nie wierzy, a Boguś to i owszem! Co rusz to światu przypomina, jakby się bał, że jak tego nie powie to przestanie być wierzący, a Pan Bóg się obrazi. Poza tym biłgorajski filozof gorzałę i piwo robi z suszu konopnego. Niechby Boguś mu surowca dostarczał, to wszyscy skorzystamy. A jak absolwent filozofii z absolwentem Akademii Rolniczej połączą swoje potencjały, to eksplodują feerią pomysłów i będzie dziura w ziemi, jak wyrobisko w Turowie! Potem panowie pozakładają sobie na rozgrzane czerepy wełniane czapy, takie jak teraz Palikot nosi w swoich filmikach na FB i będą się spierać o wartości, i wszystko transmitować. Finalnie wniosek z Domańskiego występu jest mało dla niego krzepiący. Wyszło na to, że radny przyszedł do mieszkańców nieprzygotowany i zielony jak wiosenna trawka. Słuchali go tylko dlatego, że zmusiła ich sytuacja. Prosta kobita ze wsi sprowadziła go na ziemię nie używając dosadnych słów. O i tyle albo aż tyle. Na razie, to taki Boguś do polityki tak pasuje, jak Dorota Welmann do żeńskiej reprezentacji w kosza. Amen!

 

27
6

Powiatowa polityka z cyckami w tle i slalom między psimi kupami, czyli „demokracja po krasnostawsku”.


Dziś o cyckach, „wolności słowa” i o tym, jak to z nią jest i było oraz o tym, jak Witold Boruczenko ryknął, uprzednio wstając z kolan. A ryknął tak donośnie, że Szpak prawie z piór obleciał, a wszyscy zobaczyli Witkowe kły i czarne podniebienie! No i słów parę o psich kupach i jakości polityki.

Kiedy Demetrios Poliorketes został królem Macedończyków, to poddani przynosili mu własne problemy spisane na kartkach, a ten potrafił je wyrzucić do rzeki. Ot tak… W końcu zdarzyło się i tak, że zaczepiony przez staruszkę, która miała do niego prośbę odpowiedział jej, że nie ma dla niej czasu! Na ripostę długo czekać nie musiał, bo babuleńka odpaliła: no jak tak, to nie bądź królem! Zamurowało go po tej uwadze, ale czy zmądrzał to nie wiadomo…

Witek wstaje, ryczy i radnych „ćwiczy”

Widać w tej anegdotce bardzo uniwersalnej, że można czasem nie rozumieć swojej roli i to tak na zabój, a problem stary jak ludzkość. W naszym dusznym grajdole też tak jest, a choćby przypadek Wicia Boruczenki przewodniczącego Rady Powiatu. Nie tylko on zapomniał o swojej roli, albowiem większość radnych dostała pomieszania pojęć dlatego sesje są jakie są. No i starosta Andrzej też miewa „przerwy w nadawaniu sygnału” i czasem jak coś palnie, to nie ma co zbierać! Wracając do wątku, to trzeba uczciwie napisać, że Witold Boruczenko wreszcie wstał z kolan i ryknął jak Pan Bóg przykazał, jak na łopieńskiego niedźwiedzia przystało. Złapał na sesji rady powiatu 29 listopada całe rozhukane towarzystwo za przysłowiową mordę i wprowadził porządek. Mnie się to bardzo podobało, bo z grubsza wszystko zaczęło być na swoim miejscu. Są tam małe niedociągnięcia, ale kierunek słuszny i tak trzymać, a Krzysia Zielińskiego niech tam krew zalewa. Dobrze mu tak!

Dlatego jak wyżej; dobrze, że Witold Boruczenko wziął się za robotę i aż miło było na niego patrzeć, bo się uwijał jak mrówka albo pszczółka. Tym bardziej że pognębił pyszałkowatych i rozhukanych radnych. No skoro tak, to, jak tu nie bić mu braw!? Czy Wicio wytrwa w postanowieniu, tego nie wiem, ale na razie to twardy był jak tatrzański granit i nie pomogły straszenia ni płaczliwe prośby Szpaka, Piwki, i Zielińskiego oraz demonstracje Romka Żelaznego, który na sesję przyszedł, ale na tym się skończyło. W takiej sytuacji za ryczącego Witka trza się modlić, żeby się nie rozmyślił albo nie daj Boże nie wywrócił na plecy.

Krzyś harcownik przodownik

Wszystko zaczęło się w punkcie „Interpelacje i zapytania radnych” Oczywiście chciał błyszczeć Krzyś Zieliński, który przygotował sobie na tę okazję cztery interpelacje. Z tej czwórki jedna miała charakter granatu zaczepnego domowej roboty. Krzyś umyślił sobie w swoim psotnym rozumku, że odczyta odpowiedzi na te 11 pytań co je zadawał Leńczukowi na poprzedniej sesji i które dotyczyły powołania Justyny Przysiężniak na pełnomocnika do kontaktów z KGW. To był ze strony Krzysia zabieg o charakterze bardzo gwiazdorskim, a chodziło mu o zwrócenie na siebie uwagi. To wszystko wina tej cholernej kamery, co wisi pod sufitem i transmituje! Jak radni tylko zobaczą jej szklane oko to dostają szaleju.

Pożar i cycek

Ludzie na przestrzeni historii gonili za sławą i rozgłosem i to jak! Bidny szewc z Efezu; Herostrates wpadł na dość odważny pomysł, ale nie wyszukany i podpalił świątynię Artemidy w Efezie; cel osiągnął. Do dziś go wspominamy, a przypłacił to głową. W USA w 2004 roku Janet Jackson siostra „wybielonego” Michaela jak chciała zwrócić na się uwagę, to podczas koncertu na finał rozgrywek Futbolu Amerykańskiego z biustonosza wyskoczył jej niby przypadkiem jej własny, prywatny cycek i wesoło podskakiwał razem z nią. Dzięki takiemu zabiegowi pamiętają o niej do dziś, a prawy sutek miał swoje 5 minut i też jest zadowolony. Co śpiewała nie pamięta nikt, albo mało kto. Krzyś, jako że cycków w takiej okazałości nie posiada a podpalanie czegokolwiek byłoby ryzykowne wymyślił właśnie takie „narodowe” czytanie odpowiedzi i gadanie o tym, co mu się w nich nie podoba. Durne to a tak przecież można bez końca i znając jego przypadłość i zapamiętałość to gadałby do dnia następnego. Trzeba pamiętać o podstawowym założeniu Krzysia działalności na forum rady, a jest nim czyste wydestylowane dokuczanie innym, nic poza tym. Z jego paplaniny nic dla nas nie wynika. Dróg nie przybywa ani chodników, a termomodernizacji szkół również. To jest działalność bezproduktywna jak nucenie z rana przed lustrem. Za to ostatnie jeszcze nikt „Bursztynowego Słowika” nie dostał. Rozgłos jest natomiast produktem ubocznym bardzo pożądanym jak nomen omen wysłodek buraczany.

Na kłopoty Grabek, po nim nie ma poprawek.

Wicio zareagował jak owczarek niemiecki i Krzysia upomniał, że to nie w tym punkcie i tak nie można. A jakby chciał to może co najwyżej złożyć interpelację dotyczącą odpowiedzi, a co znaczy, że może ponowić pytania jak coś jest jego zdaniem nie tak. To nie jest punkt, w którym są przewidziane dyskusje nad odpowiedziami! Wszelkie wątpliwości rozwiał radca starostwa Grabek, a to jest postać nietuzinkowa i gdyby ktoś nie czuł się pewnie na Sądzie Ostatecznym to zalecałbym brać Grabka. Tak wytłumaczy, że nic dodać, nic ująć. Nawet niebiańska adwokatura byłaby bezradna…

Szpak dostaje lanie na żądanie.

Szpak Januszek też rączkę w górę podniósł i powiada, że ma zapytanie. Wicio odpowiedział, że nici z tego, bo zgodnie z prawem i statutem wszystkie zapytania i interpelacje zgłaszamy na piśmie przed sesją do przewodniczącego. Szpak się na takie dictum zezłościł, że ojej! Jakby miał na głowie kaszkiet to rzucałby nim o podłogę i skakał po nim jak te postacie z kreskówek. To był szok, bo jak to tak! Tego nigdy nie było! Krzyczał, że to jak za PRL! Zapomniał, że dla niego to była złota epoka, a może to dlatego do niej wraca, no i jak były ormowiec o PRL gada to wszystko stanęło na głowie. W pewnym momencie nawet wstał i zarządził wymarsz z sesji. Miał chyba na myśli siebie i kolegów z PSL, ale ci nawet tyłków nie próbowali podrywać, bo dobrze im, to co będą wychodzić. W sumie to Szpaka problem!? Mógł napisać! I tu też Grabek zamiatał miotłą ze stali i wybijał rojenia Szpakowi ze łba.

Psie kupy -problem z d….

Bronili Janusza inni. Piwko zaczął biadolić po swojemu (a uwielbiam „biedronkowo- kawiorowego” wrażliwca słuchać, nikt tak nie zawodzi i pojękuje jak on). Marunio zaczął pouczać Grabka, że źle interpretuje! Ot wszystko, byle tylko nadal stan chaosu utrzymać i „żeby było tak jak było” Po ćwierkaniu Piwki można dojść do wniosku, że istnieje coś takiego jak reinkarnacja, albowiem w jego bez mała 50-letnim ciele reinkarnowało się caluśkie przedszkole infantylnych bajtli. A po tym wnoszę, bo słyszę co Piwko mówi i jak. Piwko to jest w sumie polityk wielkiej wagi i takiegoż kalibru, doprawdy komuś takiemu co to z dyrektorami wszystkich europejskich muzeów jest się na „ty” nie wypada zaprzątać sobie głowy Grabkiem. Co tam jakiś radca!  Z 10 lat temu, gdy Piwko był w radzie powiatu to złożył interpelację o psich kupach, bo ich pełno i co to z nimi robić. No i jak zapytał to od razu pomógł! Niechby takiej tematyki się trzymał, bo ma do tego rękę. Mało powiedzieć rękę! Talent ukryty, jakiś dar czy nawet coś z pogranicza sił nadprzyrodzonych. Ma radny tę odwagę, że trudnych tematów się nie boi i potrafi po nie sięgać. Toć psie gówno temat cholernie społecznie nośny. Po jego interwencji psy ponoć zaczęły się podcierać, a jak którego na spacerze przypiliło to ogon wcisnął w zad i do domu gnał, że hej, by tam dokonać obstrukcji zgodnej z psim BHP. Koty też zaczęły robić kupy w piasek, ale w związku z tym strach na „Chmielaki” zapraszać Andrzeja „Piaska” Piasecznego. Niestety ofiary muszą być, jak ma być porządek. Taki z Piwki krasnostawski odpowiednik Sylwii Spurek… ale na wszelki wypadek niech Grabka nie poucza. Po co talent marnować. Niech na psich kupach robi politykę, bo miastowe burki już pewnie z radości merdają ogonami na takiego ambasadora! Sam przecież psa ma!

Romka manifest; prawie rewolucyjny

Szpak rzecz jasna pogodzić się z tym nie potrafił i w trakcie sesji, jak tylko mógł, to przygadywał Boruczence, ale jak to mówią „kiedy wiozą padyszachowi zboże, to kapitan nie troszczy się o wygody myszy na statku” Prawo jest prawo i Szpak winien zamknąć dziób, tym bardziej że odmówił wykonania prostej czynności w postaci przelania na papier zapytań. Był na sali obrad niegdysiejszy redaktor „Echa Krasnegostawu” Romek Żelazny alias „krasnostawski Michnik” Siedział słuchał i notował, ale jak się nasłuchał to postanowił zainterweniować jak „ Czerwony Krzyż”. Rączkę podniósł w górę i czekał aż go ktoś zauważy. Boruczenko taką gimnastykę zbywał i postawił na przeczekanie, ale niektórzy z PSL zaczęli pohukiwać, że oto jest głos z publiczności! Wicio odpalił, że nie przewiduje głosu dla publiczności tym bardziej że był to już sam koniec sesji. Uzasadnił to tym, że społeczeństwo ma swoich przedstawicieli i do nich może zgłaszać swoje problemy, a ci na sesji… Widać ta deklaracja Żelaznym wstrząsnęła, jak kiedyś jazda maluchem po ulicy Granicznej w Krasnymstawie, bo aż wstał i podszedł do stołu radnych i dawaj powoływać się na swoje prawa i konstytucję. Zaczął Wicia brać pod włos, że niby rola cenzora nie bardzo mu pasuje. Boruczenko patrzył na niego i słuchał z takim wyrazem twarzy jak ten chłop co wrócił po zachodzie słońca do chałupy od żniw. Pot się z niego leje, ręce bolą, łeb pęka, a jego Zośka wrzeszczy coby jeszcze krowę wydoił i świnie nakarmił. Bo Ona cały dzień nie miała czasu, bo była u „mamusi”… Dlatego Wicio powiada tak; Panie! Pan coś do mnie ma!? A poza tym Pan się nie przedstawił a tak w ogóle zamykam obrady sesji! Ech… Piękny to był widok jak Wicio skończył sesję „rzutem karnym” a Romek nie obronił. Bo Romek chciał sobie pogardłować, ale mu nie dali…

Jak z „wolnością” było za Janusza.

Szpak, gdy był starostą to wszystko musiało hulać na melodię pod niego skrojoną. Dziś nie chce przestrzegać statutu, za którym sam głosował 3 lata temu, bo właśnie w nim stoi to na co powołuje się Boruczenko i ten statut mu kilkukrotnie przypomniano. Jak widać wesołe towarzystwo na czele z nim zakosztowało w warcholeniu i dawaj gębę drzeć, ale Wicio, że się powtórzę; niewzruszony był jak granit. Pięknie za „mordę” towarzystwo złapał, szarpali się jak ta kura co na rosół idzie, ale Wicio nie ustąpił.

Januszek tymczasem stosuje etykę sytuacyjną jak ta lala. Dobrze pamiętam sesje za jego czasów, gdy Nowosadzki robił wszystko by pracować w służbie Janusza spokoju. Mnie głos dano tylko raz, a potem jak mawiał Nowosadzki każda moja wizyta na sesji była jak mecz piłkarski podwyższonego ryzyka, bo nie wiadomo komu Ślusarczyk „przyp….” No i wtedy za rządów Szpaka mnie się głos należał, bo w statucie nie było takich dosłownych zapisów jak teraz i był wyrok sądu w Łodzi, na który się powoływałem, ale mimo to stawali na głowie, żeby kneblować. Teraz jest statut a w nim zapis i zabawnie wyszło, a poza tym mamy wojnę polsko-polską. To już nie ma nic wspólnego ze swobodą wypowiedzi, wolnością słowa czy prawami człowieka i obywatela. To się zrobił istny dom wariatów.

Co istotne to nikt Szpakowi głosu nie zabrał. Chodzi tylko o ucywilizowanie zasad, bo rada to nie jarmark. Proszono go jedynie, żeby zapytania przelewał na papier, a on powiedział, że tego nie zrobi! Czyli de facto sam się głosu pozbawił, bo odmówił wykonania prostej czynności zapisanej w statucie, za którym sam głosował. Widać mu się wydaje, że jak był 16 lat starostą i 12 lat w ORMO to jest ponad prawem. Z drugiej strony przecież Szpak funkcjonuje w społeczeństwie, które opiera się na pewnych zasadach. I tak na drogach królują przepisy ruchu drogowego, jeździ się prawą stroną. Ciekawe czy w stosowaniu wspomnianych też będzie jak zbuntowany nastolatek i zacznie jeździć lewą stroną, i z takimi prędkościami, jakie sobie umyśli. No skoro tak, to może do następnych wyborów nie dotrwać i albo kogo zabije, albo siebie, ale skoro taki liberał to proszę bardzo. Najwyżej zdrapią go z drzewa, a ksiądz odprawi egzekwie i tyle będzie z latyczowskiego gieroja. Jaki problem, by coś napisać i złożyć przed sesją przewodniczącemu, przecież tu o zwykły ład i porządek idzie.

To naprawdę zastanawiające, że ktoś, kto potrafił przeczytać plugawy anonim na sesji nie potrafi napisać kilku słów, a choćby odręcznie i złożyć u przewodniczącego. Starsi od niego opanowali sztukę pisania na laptopie, to nie jest takie trudne i ile zabawy przy tym. A jak już odręcznie pisać nie chce, to niech mu kolega Zając napisze, skoro usłużnie podaje anonimy, to co tam dla niego. Jest jeszcze Krzyś Zieliński, który „papie” Januszowi pomocy nie odmówiłby…

Przesyt…

Osobiście dość mam tego bajzlu, tych pierdół, kłótni i zwykłych chamskich pyskówek. To, że ktoś został oderwany od paśnika albo nie dostał tego czego chciał, nie jest powodem do robienia z sesji wychodka. Jak kto chce wychodkowej atmosfery wystarczy wleźć do Toy Toya w ostatnim dniu Chmielaków. Tam często „wolność słowa” leży na krawędzi deski, a „demokracja” wycieka na zewnątrz po podłodze. Gdy się za długo postoi, to można nią przesiąknąć. No i jaka to anielska muzyka, kiedy nie słychać tego, że papier się skończył, co na nasze się tłumaczy jako „ad vocem”. Kiedy ja chciałem głosu na sesji, za czasów „dzisiejszego demokraty i byłego ormowca” Szpaka nikt się za mną nie wstawił, tak jak za Żelaznym, byłem sam jak przysłowiowy palec. Jednak Romek narzekać nie powinien, albowiem w lipcu na sesji, na której grillowano Andrzeja Gołąba głos dostał, i gadał co chciał i ile chciał. Trzepał „worem z emocjami” tylko, że nic z tego nie wynikło, ale głos miał. No to chyba nie jest tak źle.

Stan „wolności wyrażania opinii” za PiS jest doskonały i jeszcze nigdy tak dobrze nie było. To jest szczyt doskonałości i teraz idzie walka, żeby to utrzymać jak nie przymierzając formę u Małysza albo Stocha. Słowo ma się dobrze dlatego, że na słowa i słowem się walczy. To jest ciągle udoskonalana broń, a cała sytuacja przypomina dosłownie „wyścig zbrojeń” Tylko tu udoskonalane jest „słowo”. Latają obelgi wyzwiska bardzo wyszukane w obie strony z prędkością światła i jest wesoło. To w „warszawce” jak mawiał na wszystko, co poza powiatem Szpak. Tu u nas w naszym dusznym grajdole „PiS powiatowo- nie- wiadomo jaki” przybrał pozę cierpiętnika, w którego leją wszyscy, którzy chcą. Po forach internetowych byli pracownicy starostwa plotą co im ślina na jęzory przyniesie, bo im się „dobre” skończyło, i skoro piszą to im widać nikt nie zabrania ani nie represjonuje. Nawet są tacy „kozacy” co Hałas Teresce pod zdjęciami z uroczystości wymieniają uwagi nie do końca zasadne i zwyczajnie „oborowe” i mogliby sobie darować, ale gdzie tam! Odważne są chłopaki. Spróbowaliby za Szpaka tak gębę drzeć to ruski miesiąc by popamiętali.

Natomiast to sesyjne wolne słowo to już zjawisko bardzo osobliwe o charakterze endemicznym; tylko u nas występuje jak susły perełkowe. Ma się ono jeszcze lepiej jak to z „warszawki” Wyśmienicie z nim jest! Dowodem są dwa pozwy sądowe Szpak za czytanie plugastwa na sesji i późniejsze przeprosiny dwóch pań. Jest i w tym „dorobku” komisja etyki dla Janeczka i Zielińskiego z Piwką. O złośliwościach w czasie „dyskusji” nawet nie ma co wspominać, bo jest ich więcej niż racjonalnych wniosków. Darcie mordy jest co sesja a sesji nadzwyczajnych również było ponad 20 z czego może kilka miało uzasadnienie, bo trzeba było wprowadzić zmiany w budżecie Pod tym względem powiat krasnostawski jest samotnym liderem w województwie. Skrzyknąć się, na sesję, której być nie powinno, bo tak było 21 lipca w czasie grillowania Gołębia; to jest dowód, że towarzystwo robi co chce ale i prawa nie zna. Po tej rozeszli się z niesmakiem, bo dopiero na niej dotarło do nich, że odwołać dyrektora nie mogą.

Darcie gęby urosło do rangi dogmatu i co se powrzeszczą to ich. Przecież taki Szpak zyskał w czasie pandemii przydomek „radny nadzwyczajny”, bo zwoływał sesje w trybie natychmiastowym i wrzeszczał o pandemii jakby wrzątkiem się zlał. Gówno to dało, bo „pandemię zakatrupił” Putin wojną na Ukrainie, czyli „bratnia pomoc” przyszła ze wschodu można by skonstatować, jak za PRL. Tak czy siak, wychodzi na to, że wolności jest przesyt i kwitnie jak ogrody Semiramidy.

W imię tego wszystkiego kłócą się, wrzeszczą i obrzucają „gównem”. Nazywają to wolnością słowa, demokracją a były ormowiec odwołuje się jak gdyby nigdy nic; że… PRL. To tylko kwestia czasu jak Szpak na sesję w komży z kadzidłem wparuje i zacznie wrzeszczeć, że on wie jak Kościół zreformować i zacznie pedofilii w sutannach szukać. Zagląda do kościoła co jakiś czas, żeby palnąć mowę pogrzebową, to uzna, że ma mandat i może!

Najbardziej doniosła i wręcz demonstracyjnie-górnolotna była postawa radnego Domańskiego Bogusia. Gdy popatrzył i posłuchał tej męczeńskiej Szpakowej histerii to się wziął i obraził i wyszedł. To wyglądało tak jakby na coś takiego czekał! Oddał wnioski swojej komisji Ewie Nieścior do odczytania i klapnął drzwiami i tyle go widzieli. Pofukał, po prychał i paszoł! Można odnieść wrażenie, że jemu już się samorząd powiatowy nudzi i zdziecinniał Boguś do cna. Dobrze, że na sesję klocków nie przynosi albo misiów i się nimi nie bawi.

Na zakończenie podzielę się pewną obserwacją. Może jesteśmy o krok od wiekopomnego odkrycia dotyczącego przyczyn „gównianej” jakości polityki w tym nieszczęsnym kraju. Jak wiadomo politykę tworzą ludzie tylko dlaczego akurat ci i czemu do niej trafili, na podstawie czego? Zapewne każdy choć raz zadał sobie to pytanie. Tylko jak rozpoznać we wczesnym dzieciństwie kto ma do czego skłonności i kim będzie, gdy dorośnie. Dzieci we wczesnym stadium przejawiają pewne zainteresowania i to jest banał. Jest wszak obiegowe powiedzenie; czym człowiek za młodu nasiąknie tym na starość trąci i to należy potraktować za punkt wyjścia, albowiem mądrości ludowe są sumą obserwacji poprzednich pokoleń. Dlatego nowe światło na ten problem może rzucić wystąpienie właśnie Marka Piwki sprzed 10 lat, o którym wspominałem wyżej. On widać coś wie, ale ze skromności dozuje nam tę tajemną wiedzę. Radny użył w swej interpelacji o psich kupach soczystego języka i problem odmalował jak umiał, powiedział, że to duży problem w mieście, że dzieci, które nie są jeszcze świadome co leży na ich drodze, potrafią się tymże zabawiać” i to jest cytat z niego samego a ten pochodzi z protokołu. No jak tak to jesteśmy w domu albo blisko niego! Wystarczy tylko ustalić czym się nasza krajowa klasa polityczna zabawiała w dzieciństwie! Widać jest związek między tym czym się bawi dzieciak, a tym co robi w wieku dorosłym. Polityka obecnie nosi miano albo panienki sprzedajnej, albo pospolitego gówna. Jednym słowem, jeśli dziecko bez oporów bierze w rączki psią kupę, to gdy dojrzeje może pójść w politykę, bo ma już tę odwagę i brak hamulców, pierwsze nomen omen koty za płoty! Skoro kupę bierze to w dorosłości jego pochodne weźmie bez skrupułów, a świat polityki nimi usłany. Dlatego zagadka prawie rozwiązana, choć zapewne są i wyjątki a przynajmniej więcej wiemy i można śmiało powiedzieć, że czym się bawiłeś w dzieciństwie tym na starość będziesz się upajał. Dlatego, jeśli rodzic zobaczy jak jego pociecha bierze w rączęta psi ekskrement, to jeśli rodzic świadomy wyrwie mu to z rąk, a jak mniej świadomy, to się nawet ucieszy, że ma przed sobą przyszłego posła, radnego, ministra a może i prezydenta. Nie wiemy, czy tak się robi tylko po psich odchodach i na razie badania trwają” a może za jakiś czas radny Piwko znów podzieli się z nami barwną uwagą w formie interpelacji i będziemy mądrzejsi. Bo są jeszcze koty, ale jest Kaczyński ich ambasador! Amen…

 

26
7

Popularność, Atencja, Wyróżnienie czyli PAW po krasnostawsku

 

Dziś ciut o „ludzkich słabościach” do popularności. Postaram się również wyjaśnić fenomen IV kwartału i co ma z tym wspólnego paw z krasnostawskiego rynku. Poza tym garść przemyśleń nie do końca przemyślanych, bo skoro radnym powiatowym wolno, to trzeba z nich brać przykład…


Leszek Janeczek medyk z naszego powiatu, radny i „historyk z własnej ulotki” oraz ordynator ginekologii, jak również prowadzący prywatną praktykę został wybrany głosami czytelników „Kuriera Lubelskiego” ginekologiem roku 2022 na Lubelszczyźnie. To wszystko w ramach zacnego plebiscytu o nazwie „Hipokrates”, który ma zasięg ogólnopolski i jest organizowany przy pomocy regionalnych dzienników w poszczególnych województwach. Mamy więc bohatera „Wielgiego” formatu, który oprócz miłości tłumów został nagrodzony statuetką i wiecznym piórem…

Europa w Krasnymstawie

Jednym słowem kopnął nasz grajdoł zaszczyt porównywalny chyba tylko do trzymania pod kluczem Maksymiliana Habsburga na zamku w Krasnymstawie, ale to diabelnie dawno było, bo w XVI wieku! Kategorii w plebiscycie było bez liku a wygrać go to tak jakby „The Lancet” wspomniał o tobie na swoich szpaltach a to pismo medyczne wydawane od 1823 roku w formie tygodnika. Przez to pierońsko opiniotwórcze bardziej niż „Gazeta Wybiórcza” Michnika. Tak że nie w kij dmuchał takie osiągnięcie, toć to prawie Nobel albo Grammy. Gwoli ścisłości to nagrodzili Leszka za osiągnięcia z prywatnej praktyki, a nie za „ordynatorowanie” krasnostawskiej ginekologii, która jak wiadomo jest bardzo prężna i dochodowa w skali całego krasnostawskiego szpitala oraz wzorcowo kierowana niczym szwajcarski zegarek. W zasadzie to ginekologia i położnictwo ciągnie cały szpital i wyrasta ponad poziom europejski, a inni lekarze mogliby się od Janeczka uczyć. Taki dobry! Podobno brytyjska rodzina królewska chce tu się rodzić jakby co…a przynajmniej taka była ostatnia wola nieboszczki Elżbiety II. „Matej” starosty Leńczuka, czyli „TęsknookiJarzębowski Andrzej dyrektor szpitala stawia go za wzór organizacyjny i cały jest w skowronkach mając tak świetną i prężną ginekologię akurat u siebie. Tak się dobrze w szpitalu czuje mogąc obcować z Janeczka charyzmą pod jednym dachem, że ponoć wcale do domu na noc wracać nie chce. Siłą go trzeba do auta zapędzać coby do chałupy jechał! Ja mu się nie dziwię toć Leszek Janeczek to bohater jak z ruskiej bajki. Co to Smoka zabił, zbójców przepędził, dziewice uratował grosza za to nie wziął tylko dobre słowo, a po wszystkim na swoim koniku bułanym odjechał w stronę zachodzącego słońca innym pomagać. To postać wybitnie wybitna…

Jak Leszek zdobył ten laur…

Bój o ten tytuł był morderczy i całe Lubelskie stało się polem bitwy, takich zmagań świat nie widział. To była batalia jakby Łuk Kurski spotkał się z Gwiezdnymi Wojnami… Ale że Leszek ma genialny zmysł strategiczny wynikający z faktu, że czasem na 11 listopada przebiera się w mundur legionowy to skonstatował, że jemu wystarczyło jedynie 40 głosów ale widać to było 40 „najważniejszych” w województwie! Posunięcie odważne i rozegrał to jak Bonaparte pod Samosierrą gdzie zaledwie szwadron polskich ułanów zdobył cztery baterie i wyrąbał drogę na Madryt.

Dobrze wiedzieć przy tym sukcesie, bo to nieodzowne i w pełnym blasku ukazuje jego doniosłość, że województwo lubelskie liczy coś ponad 2 miliony mieszkańców i w tym kobiet jest ciut ponad połowa! No i drugie dobrze, że Janeczek głównie eksploruje teren powiatu krasnostawskiego, który liczy niespełna 65 tysięcy mieszkańców i tu też kobiet jest ciut więcej niż połowa. Dlatego te 40 głosów na Leszka Janeczka co dały mu niebagatelny sukces zakrawają na cud operacyjnej sztuki wojennej. No teraz słowa Churchilla o polskich lotnikach z czasów Bitwy o Anglię, które brzmiały „Jeszcze tak wielu nie zawdzięczało tak wiele tak nielicznym” w naszych okolicznościach nabierają rumieńców a u nas brzmiałyby „Jeszcze nigdy jeden tak wiele nie dostał w imieniu tak licznych z udziałem tak nielicznych”. Te 40 głosów to, że się powtórzę zakrawa na cuda i jest spektakularnym sukcesem odniesionym przy nikłych nakładach, ale może przez to jest tak wesoło a „Dziennik Siennicy” dlatego jest stroną o charakterze satyrycznym, bo nawet gdyby nie był to wcześniej czy później musiałby się nim stać. No nie ma siły! Tu co krok to jakiś materiał źródłowy do kabaretu się napatoczy.

Vox populi vox dei?

Poza tym z wyrokiem ludu się nie dyskutuje! Przecież „lód” nie może się mylić, bo taki sam „lód” wybrał Leszka na radnego. W ogóle „lód” rządzi i to może tłumaczy, dlaczego często na Święto Pracy 1 Maja pada śnieg. Gdy Leszek startował na radnego powiatowego z miasta i listy PiS to dostał kilkaset głosów, a żeby być ginekologiem roku w dwumilionowym województwie, wystarczyło czterdzieści. Cud… jakby nie patrzeć, no cud! Kana Galilejska to przy tym kuglarska sztuczka!

Dobrze wiedzieć przy okazji jak ginekologom w innych województwach „nie poszło” i zerknąć na oddane na nich głosy. W Małopolsce; Agnieszka Fuchs – 3846 głosów. Dolnośląskie; Dr. nauk medycznych Mikołaj Karmowski-1842. Mazowieckie; Monika Bator Gregorczyk- 1551, Świętokrzyskie; Sadik Abozig- 442, Podkarpacie Maciej Pabisiak- 673, Podlaskie; Zbigniew Skoczylas- 914, Łódzkie Mateusz Nowak- 501, Wielkopolskie; Adam Kujawa- 817, Warmińsko- Mazurskie; Leszek Frąckowiak- 1115, Kujawsko- Pomorskie; Magdalena Czekiń- 359, Zachodniopomorskie; Joanna Werbimer- 575, Lubuskie; Juliusz Rzepka- 261, Śląskie; Adam Tiszler-1454 i Opolskie; Bartosz Siciak- 542… Na tym tle Janeczek ze swoimi 40 głosami robi wrażenie wyjątkowej ergonomii, ekologii i co tam tylko chcesz! A i się wyróżnia po dwakroć. W sumie ma co chciał i Dawid pokonał Goliata!

Drzwi do kariery na oścież otwarte

Jak to się na dalszą karierę przełoży i czy będzie z tego trampolina na ministerialny stołek, to nie wiadomo. Może to wszystko być, ale jak doktor będzie startować w wyborach to pewnie trafi informacja o jego „sukcesie” na wyborczą ulotkę. Nie dość, że historyk to ginekolog Lubelszczyzny za 2022 rok… Tak że Janeczek tylko musi poczekać jak ta informacja o nim pójdzie w świat i rozdzwonią się telefony. Zaproszą go do TVP a tam Maciek Kurzajewski z Kasią Cichopek zaczną go przepytywać w telewizji śniadaniowej. Potem w Polsacie Anna Grodzka na wizji umówi się z naszym lekarzem na wizytę, bo akurat poczuje macierzyńskie ciągoty… A ci z TVN złożą Leszkowi propozycję Tańca z Gwiazdami a on nie odmówi. I zatańczy z radną Ewą Nieścior, bo Ewa tańcować lubi i szlify zrobiła na powiatowych studniówkach. Tańczyć będą zmysłowe tango a Pawlović i Egurolla nie docenią zalet ich wykonania, bo nie trzymali ramy i mylili kroki. A mimo to widzowie w swoim głosowaniu zagłosują tak, że Leszek dostanie 40 głosów i wygra, bo historia lubi się powtarzać a paw na rynku tym razem spali się z zazdrości. A o pawiu za chwilę, bo on tu jest winowajcą…

Łasy na pochlebstwa

Janeczek co zawsze powtarzam łasy na pochlebstwa i sławę, ale jak ktoś lubi odpustowe zabawki to, czemu nie. Jak go nie pochwalą to się sam wychwali tak jak na ulotce zrobił z siebie historyka. Może a jest to moja satyryczna wizja i teoria spiskowa to wszystko ma zatajoną motywację! Leszek od 3 lat zawsze uruchamia się w IV kwartale roku, a to czas szczególny. Wychodzi mu z tego niechcący rywalizacja z Bożym Narodzeniem i Sylwestrem, ale tu chyba nie o to chodzi. W zasadzie i niechcący zrobiło się z tego triduum. On zaczyna pierwszy jakimś dowolnym, ale „błyskotliwym” wyskokiem. Potem opisują to gazety a za chwilę są Święta i Sylwester, tu już błysków jest cała masa, bo choinka i fajerwerki, neony… i PAW na rynku.

No jak kto nie wierzy w gwiazdorstwo IV kwartału to w zeszłym roku gdzieś o tej porze, zwołano sesję nadzwyczajną na jego wniosek w celu promocji szczepień. Oczywiście prym wiódł on i serdelkowym i oskarżycielsko wzniesionym paluchem piętnował wątpiących a niesfornych straszył kłopotami i zgonem. Było wesoło a całe jarmarczne widowisko trwało coś ze 7 godzin. Oczywiście temat podjął „Nowy Tydzień” i wywalił tytuł na pół pierwszej strony „Doktor Janeczek – nie bójmy się szczepień ”. No cóż, chcieć więcej! Gwiazda zabłysła! Nikt od tej paplaniny nie stał się mądrzejszy żeby nie było, oprócz Leszka rzecz jasna, bo on błyszczał z dumy jak nawoskowana karoseria Daci Duster radnej Ewy Nieścior z Gorzkowa. W 2020 również w analogicznym okresie Leszek rozpętał burzę o DPS. O! Tu to była corrida, bez byka, ale jednak. To wtedy grzmiał nad zarządem powiatu, że nie reaguje a pensjonariusze na jednej sali, a Covid! Lał w Ewę Kowalik dyrektor DPS jak oszalały a „Nowy Tydzień” aż się kopcił czarnym dymem jak palone opony przez związkowców. Gwiazda znów rozbłysła!

No i tak to się układa, że tędy owędy od 3 sezonów koniec roku albo szerzej jego czwarty kwartał musi paść łupem gwiazdora Leszka Janeczka! W tym czasie wszystkie jupitery muszą akurat jego oświetlać i nie wiem co ale tak musi być! Czy radni i osoby publiczne podzieliły się całym rokiem i przypisały sobie konkretne jego pory tego nie wiem ale to tak przynajmniej w Janeczka przypadku wygląda. Zawsze, gdy dzień robi się krótki, liście spadają z drzew to rozbłyska jego gwiazda tak ta nomen omen przed narodzeniem Jezusa wyznaczała trzem mędrcom ze wschodu drogę do Betlejem.

A oto złoczyńca na gorącym uczynku schwytany! No jak żyć w takich warunkach! Ponoć gdy nasz medyk koło niego przechodzi, to ten dyskretnie przygasa…

Neonowy złoczyńca

Ale tak jak wyżej wspomniałem tu nie o rywalizację ze Świętami i Sylwestrem chodzi tylko o tego pawia z rynku co go tam radny powiatowy Zieliński postawił jak jeszcze u Kościuka w promocji miasta pracował. Wiadomo Święta Bożego Narodzenia jeszcze są w Polsce nie zabronione jako katolicki zabobon i by je zasygnalizować to Krzyś gdzieś wyczytał, że w Betlejemskiej Szopce były pawie. Paw jest cały z neonów i świeci bezczelnie jak jasna cholera, a jeszcze naiwne ludzie robią sobie z nim zdjęcia i cmokają, jaki on piękny i to on skupia całą uwagę. Jest tak ważny, że się ludzie o niego kłócą, jak o miedzę albo o gruszę na niej.

Nawet jeden mieszkaniec co rok z pawiem wojuje, a że ma na nazwisko Miś to wyszła z tego wojna Misia z Pawiem. „Nowy” Tydzień nawet wziął się za relacjonowanie tych potyczek. Czyli neonowy cudak ma wpływ na ludzkie zachowania i to zostało udowodnione! W takich okolicznościach przyrody Janeczek może poczuć się dotknięty, bo z nim nikt sobie zdjęć nie robi i on tak uwagi nie przykuwa, bo się tak nie świeci i nie jest taki duży! No ma tylko „wielgą” czarną torbę i „Wielgie” ego, ale to i torba blasku nie dają. Nawet jakby chciał to nie da rady. Toż od takiej deprecjacji rozchorować się na skrofuły można i ogólnie na zdrowiu zapaść.

Janeczek jako „najpierwsiejszy” z obywateli skory do pouczania wszystkich mający tak wielgaśne ego i będący w swoim mniemaniu najjaśniejszym punktem lokalnej społeczności nie może chyba znieść faktu, że coś tam jaśniej od niego świeci. No jakże to tak! Przecież nie dalej jak w zeszłym roku sam stwierdził, że wkoło same Dyzmy, a to było wyznanie miłości bliźniego, że hej! Pod koniec roku zawsze coś wymyśla, jak nie sesje to gromowładne interpelacje, a teraz wziął udział w plebiscycie gazetowym którego wyniki obwieścili w czwartym kwartale ! No co! Kupy się wszystko trzyma a pawia niebawem zaczną montować…

A na zakończenie najlepsze! 3 listopada odbył się finał ogólnopolski i tu Leszek poprawił miejsce, albowiem był w nim 11! Liczby głosów nie udało się podkręcić, bo otrzymał ich 13. Zwycięzcą została pani ginekolog z województwa mazowieckiego, a ta pani z małopolskiego, która miała w swoim województwie najwięcej, bo prawie 4 tysiące była trzecia! Za cholerę nie wiadomo o co w tym wszystkim chodzi i branie w tym udziału jest indywidualną sprawą. Dla mnie ta sytuacja z plebiscytem jest doskonałą ilustracją polityki Leszka Janeczka w radzie powiatu, bo tam też nie wiadomo o co mu chodzi. Startował z listy PiS wojuje z nimi jak z wrogiem najgorszym. Biologa z muzeum regionalnego nie znosi wręcz obsesyjnie, choć ten mu złego słowa nigdy nie powiedział. No i stworzył w radzie jednoosobową nieubłaganą opozycję. Nie jest sam, bo i inni, którzy z listy PiS startowali robią podobnie ale on jest najlepiej „kształcony” a mimo to nie przekłada się ta zaleta na postrzeganie swojej roli. Tak jak szedł do plebiscytu, taki i idąc do polityki nie zrozumiał do końca zasad. Tylko weź mu to powiedz! Tu i tam w związku z tym jest śmiesznie. Idąc w politykę strach pomyśleć, że mógł zasad nie rozumieć, ale chyba jednak tak było, bo zapomniał, że liczy się gra drużynowa, a nie indywidualne popisy, które on preferuje. Tak jest na całym świecie, bo inaczej się nie da. Wątpię, sądząc po jego zachowaniu czy zna ustawę o samorządzie a szczególnie prawne ograniczenia, które z niej wynikają. Nasz ginekolog właśnie pokazał, że są rzeczy, których i on nie rozumie do końca, ale Dyzmy to tamci, on nie…

 

41
9

„Koszałek Opałek”- Reaktywacja!

Czy Andrzej Leńczuk jest „złym” starostą? Na tak postawione pytanie należy odpowiedzieć, że nie jest, albowiem w ogóle nie jest starostą. Owszem ma gabinet z tabliczką na drzwiach, pieczątkę i okupuje pomieszczenie z paprotką na piętrze, ale starostą jest jedynie tytularnym ze swojego wyboru. Jest przede wszystkim Andrzejem!

Mija już czwarty rok od jego intronizacji, a on się nie może zdecydować czy starostą „być” i tak to wygląda. Jak go zapytać, czy to prawda to zaprzeczy i powie, że on uważa inaczej. Do fryzjera też nie chodzi…

Jest za to szczęściarzem, który w jesieni życia (oby żył jak najdłużej) zaczął do pracy chodzić, a ma tak blisko, że może w ciapkach pójść i piżamie. On dalej ma na działkę niż do roboty! Przedtem jak wiadomo, dojeżdżał do Lublina, a to już było wyzwanie i męka. To nie koniec uśmiechów Fortuny, bo do tego wyrobił sobie „rzutem na taśmę” piękną, jak letni poranek emeryturę. Tu należy się sprostowanie, bo ów rzut to raczej był dyskretnym szturchnięciem Tereski Hałas, która go na ten stołek namaściła, ale on jej wdzięczny tak do końca nie jest. Andrzej robi wszystko po swojemu, a przynajmniej zdecydowaną większość. A robi odwrotnie niż podpowiadają kanony rządzenia. A to się mądruje na sesji, że jakby do niego skierowali pytania to on odpisałby inaczej. Tak właśnie skwitował dwa miesiące temu odpowiedzi na zadane pytania przez radnych Andrzejowi Gołąbowi dyrektorowi Muzeum Regionalnego. Do dziś nie wiadomo po co?

Albo jak pytają dyrektorów podległych jednostek, to on ich trzyma z dala i sam odpowiada, ale w taki sposób, że tamci ze złości obgryzają paznokcie. Taki z niego „niesztampowy” starosta! Metodę rzucania na pożarcie rozszalałej opozycji wspomnianych dyrektorów już znamy i rozpisywać się o niej nie ma sensu. Pozwala sobie też wchodzić na głowę byłemu staroście Szpakowi, który kpi z niego w sposób niewybredny w żywe oczy i tak przez tą jego bezczynność tamten rozpuścił jęzor na sesji, że słuchać tego nie sposób. Tak czy siak, Andrzej jest jako starosta niewyraźny, jak pas startowy podczas śnieżnej zamieci. Ciężko w jego poczynaniach znaleźć stanowczość i zdecydowanie, ale dziwnych zwrotów i wypowiedzi jest całkiem pokaźny arsenał. Twierdzi, że ma swój rozum…no skoro tak!? To właśnie pokosztowała go radna Justyna Przysiężniak.

Ostatni numer „Nowego Tygodnia” z poniedziałku 14 listopada zamieścił artykuł o tym jak starosta Andrzej powołał w osobie radnej i wiceprzewodniczącej rady powiatu wspomnianą Justynę Przysiężniak na pełnomocnika do kontaktów z Kołami Gospodyń Wiejskich. To w tej sprawie zadał 11 pytań Zieliński Krzyś i nic w tym pełnomocniku w sumie nie ma dziwnego tylko, że zdaniem Wojciecha Hryniewicza starosta podał złą podstawę prawną. Ja się „obawiam”, że Hryniewicz alias „Koszałek Opałek” może mieć rację. Hryniewicz był na tyle pewny, że pod wnioskiem się podpisał z imienia i nazwiska, a to coś znaczy. Jego zdaniem doszło tu do połączenia funkcji wykonawczej z funkcją stanowiącą. Bo radna pełniąc taką funkcję podlega staroście i jest wiceprzewodniczącą, a tym samym byłaby to sprzeczność i konflikt interesów. O jeden grzybek w barszczu za dużo…

Jak pisze „Nowy Tydzień” Hryniewicz skierował swoją skargę do służb wojewody i jak wspomniałem może to się skończyć unieważnieniem decyzji starosty Leńczuka. Nie jest to jakieś wielkie coś za co wieszają albo stawiają pod ścianą, ale po co robić tak, żeby się czepiali a ktoś miał satysfakcję i używanie. Hryniewicz ma spore doświadczenie, bo oprócz tego, że jest właścicielem kundelka to jeszcze był sekretarzem 20 lat przy Szpaku i nie jest tak głupi jak niektórzy by chcieli. Wiele uwag jego autorstwa otoczenie Szpaka zbywało, co kończyło się dla Janusza nie za dobrze. To nie jest głupi facet i ponoć nawet na własne oczy widział portret Szpaka w stroju szlacheckim, który ten dostał na 15-lecie starościńskich rządów, a to był widok dla ludzi o mocnych nerwach.

Dlaczego on to zrobił, ktoś zapyta? Ano odpowiedź jest według mnie banalnie prosta. PiS go zdjął ze stanowiska dość „brutalnie” Niektórzy w starostwie chcieli robić kariery a do tego dołożyła się chęć odwetu i rewanżu za politykę Janusza, której twarzą niejednokrotnie był właśnie Wojtuś. Tak jak wspomniałem on nie zawsze się z wieloma posunięciami pryncypała zgadzał ale jak Pan każe to „sługa” musi. Tak że koniec końców Wojtek pofrunął bardzo malowniczo. Szczęściem był w wieku chronionym, ale jego końcówka była dość przykra jak końcówka Demetriosa z Faleronu. Tym się różniła od wspomnianego, że Wojtek za równowartość pensji sekretarza ślinił znaczki w wydziale budownictwa. Demetrios tyle szczęścia nie miał i kończył w mieścinie pośród piachu gdzieś w Egipcie, ale obydwa epilogi były upokarzające…

W efekcie takich przeżyć duma urzędnicza została urażona i Wojtek musiał pokazać tak samo, jak Judyta bohaterka powieści Kaśki Grocholi o wszystko mówiącym tytule „Ja wam pokażę” A jak tylko usłyszał o powołaniu w taki sposób Justyny Przysiężniak z domu Hałas to dodatkowo go to zmotywowało i musiał to zrobić. Tym bardziej że Justyna to córka Teresy Hałas przyczyny jego nieszczęść. Ot i całe podłoże…ale to nie zmienia faktu, że służby starosty mogły się lepiej postarać. Nie byłoby tego, gdyby wspomniane zrobiły to „inaczej” Nomen omen tak „inaczej” jak „inaczej” Andrzej Leńczuk odpowiedziałby na owe pytania do Gołąba o których wspominałem. Powinien Andrzej tego przypilnować , wszak wie, że jest pod „Argusowym Okiem” Ma do tego starosta na swoich usługach „czterech jeźdźców prawniczej apokalipsy”. Dwóch ze starego zaciągu, jednym jest Grabek słynący ze „skuteczności”. Nie omieszkam stwierdzić, że gdyby jego wysłać po reparacje wojenne do Berlina to wyrwałby je Scholtzowi z gardła razem z Bramą Brandenburską. Jest i Justyna Ćwirta-Jelonek, która jest pewnym „kompromisem” i „pomostem bardzo zwodzonym”, a także gałązką oliwną, ale z kolcami. Są i dwaj nowi w tym jeden profesor prawa i czego tylko chcesz. Można go nawet zobaczyć w telewizji LUBLIN. To jest człowiek „rozrywany” jak śledź w poście i proszony do komentowania wszystkiego. Tyle że nie wiadomo czy profesor jest bardziej profesor, czy prawnik „użyteczny”. A poza tym ja nie wierzę w profesorów od czasu, gdy Hartmann profesorem filozofii został.

Ma  Andrzej prawie baterię dział a tu wychodzi, że były emerytowany sekretarz i do tego w okularach podziurawi mu wyjściowy garnitur, bo że się powtórzę Wojtuś może mieć rację z naciskiem, że raczej. Chyba że wojewoda ma lepszych prawników, bo nie takie cuda spod piór pociotków Temidy wychodzą, ale to się okaże i zobaczymy. I może być tak że Andrzej wyszedł przed orkiestrę, tak jak napisali w „Nowym Tygodniu” tylko nuty pogubił. Dzięki temu jest wesoło a szarpane portki trzeszczą a jak puszczą to pokaże się goła…prawda i do tego pionowo i bezzębnie uśmiechnięta!

 

27
11