14
6
W maju spore zamieszanie wywołały słowa byłego starosty, a obecnie radnego powiatu krasnostawskiego Janusza Szpaka, na temat rzekomego molestowania w Domu Pomocy Społecznej. W trakcie sesji wyjaśniał on, że jedna z opiekunek DPS-u w Krasnymstawie miała wykorzystywać seksualnie jednego z podopiecznych placówki. Dodał też, że o sprawie wie dyrektor DPS-u Ewa Kowalik, jednak nic z tym nie robi. Dlatego też zażądał wyjaśnienia tej sprawy oraz przesłania mu wyników na piśmie. Radny wyjaśnił, iż informacje te pochodzą z anonimu podpisanego „pracownicy Domu Pomocy Społecznej”, jaki znalazł w swojej skrzynce pocztowej.
Obecna na sesji dyrektor DPS-u Ewa Kowalik zapewniła, że nic nie wie na temat poruszonej przez radnego sprawy. Dodała, że robi wszystko, aby podopieczni czuli się bezpiecznie, ma też z nimi bardzo dobry kontakt. Przypomniała, że kiedyś pojawiały się już anonimy uderzające w placówkę, było to za czasów, kiedy Janusz Szpak pełnił funkcję starosty. Podkreśliła również, że cała sprawa uderza zarówno w Dom Pomocy Społecznej, pracownicę, jak też ją osobiście, dlatego też złoży w tej sprawie zawiadomienie do organów ścigania.
Ewa Kowalik postanowiła też z oskarżenia prywatnego walczyć przed sądem o dobre imię placówki oraz jej załogi. Odbyło się już posiedzenie pojednawcze, w którym radny Janusz Szpak występuje jako oskarżony. Na ostatniej sesji Rady Powiatu Krasnostawskiego podkreślił, że po raz pierwszy znalazł się w takiej sytuacji. Zapewnił też, że zna słowo przepraszam. Następnie odczytał oświadczenie, którego treść, jak sam wyjaśnił, została uzgodniona z prawnikami.
– Przepraszam dyrektor Domu Pomocy Społecznej w Krasnysmtawie panią Ewę Kowalik oraz pracownicę panią (…) za to, że w dniu 5 maja 2022 roku na sesji 43 Rady Powiatu Krasnostawskiego, będąc zobligowany treścią anonimu skierowanego do niego zacytowałem treść tego pisma i zobligowałem pana przewodniczącego Rady Powiatu do przeprowadzenia stosownego postępowania w celu wyjaśnienia zarzutów podniesionych w tym piśmie i poinformowania o sposobie załatwienia – mówił Janusz Szpak.
Radny dodał, że jego zamiarem nie było rozgłaszanie nieprawdziwych informacji na temat molestowania seksualnego, wykorzystywania jednego z wychowanków, a więc o takie postępowanie które mogło dyrektor oraz pracownicę DPS-u poniżyć w opinii publicznej i narazić na utratę zaufania potrzebnego do wykonywania swoich funkcji.
Janusz Szpak przypomniał jednocześnie, że na jednej z wcześniejszych sesji przeprosił już obie panie, tym razem postanowił to uczynić raz jeszcze, tym razem w obecności wysokiej rady.
(fot. DPS Krasnystaw)
Źródło; Lublin 112
Dziś o tym, że w polityce nawet takiej powiatowej nie istnieją żadne „przyjaźnie” tylko krótkoterminowe sojusze. A wszystko na przykładzie sesyjnych losów radnej Justyny Przysiężniak, której koledzy rzucili koło ratunkowe… z żelbetonu!
W starostwie po czwartkowej sesji odtrąbili sukces i tak świętowali, że korki poszły z hukiem w sufit, aż się tynk posypał. Pewnie raczyli się szampanem marki „Picollo” o smaku landrynek! Bo Marunio Nowosadzki z Jędrusiem Leńczukiem niczego innego do ust by nie wzięli, ten trunek dla nich w sam raz. Słodki, musujący i po tym nic się nie wydmucha! Już oczyma wyobraźni widzę jak spieniony i z bąbelkami rozlewają do kubków, a radości przy tym co niemiara, bo jest się z czego cieszyć. Marek gramoli się na Andrzeja biurko, potrząsa butelką i siu uuu po całym gabinecie, jak Louis Hamilton po kolejnym zwycięstwie w zawodach „Formuły 1”, A potem krzyczy: Andżeju pacz, żyjemy! Jest co fetować… Portki całe, ledwie kilka sińców. Kolejny dzień i kolejna sesja „przeżyta”. Do tego trwała ledwie ponad dwie godziny i incydentów nie odnotowano. Wicio przewodniczący Gołąba zakneblował, a za to mu się baton „Pawełek” należy i kilo pomarańczy, oraz tydzień wczasów na oddziale zakaźnym w krasnostawskim szpitalu!
To znaczy… gwoli ścisłości incydenty były, ale jak na „awanturnicze standardy” obecnej rady powiatu to można powiedzieć, że było znośnie. To tak jak na zabawie w podłej dzielnicy, gdzie jak jest jeden trup przez całą noc, to znaczy, że było spokojnie.
Krzyś na krucjacie
A incydent był z udziałem Krzysia Zielińskiego i Justynki Przysiężniak z domu Hałas. Krzyś zadał 11 pytań staroście Leńczukowi, które dotyczyły Justynki, ale o tym za chwilę, bo należy się parę słów wyjaśnienia. Radny Krzyś prowadzi obecnie ofensywę inspirowaną działalnością Misia Uszatka. Ten miś był bardzo mądry i oprócz oklapniętego uszka miał we wszystkim ostatnie słowo. Radny bardzo się złości jak ktoś się z tego śmieje, bo on uważa, że to bardzo ważne. Krzyś nie ukrywa, że nie znosi mamy radej Justynki, poseł Teresy Hałas. Głównie za to, że dzięki niej trafił na listę PiS przez co wlazł do lokalnej polityki. Ktoś zapyta; czy tak można!? Można jak widać, bo skoro są tacy co są źli na własne matki, że ich urodziły. To, co komu szkodzi wściekać się na takich co na listę wzięli. Krzyś tymi „saltami” chyba wszystkim chce udowodnić, że tego nie było i sam siebie wymyślił. Poza tym chyba nie ma na tyle odwagi, by pójść do jej biura na ulicy Poniatowskiego i tam wrzeszczeć. No to postawił na wariant poszarpania kiecki córce Justynce na sesji. On to nazywa aktywnością i „nową jakością”.
Tym razem poszło o to, że „guzdrałek” starosta Leńczuk powołał Justynkę na powiatowego pełnomocnika do kontaktów z Kołami Gospodyń Wiejskich. W związku z tym Krzyś musiał dopytać Leńczuka, bo jakby tego nie zrobił to uszko by mu nie oklapło. Pytał, czy Justynka ma kompetencje? Czy będzie brać za to pieniążki? Pytań było jak wspomniałem 11. W zasadzie pytał o duperele i bzdury, bo nikt tam za nic nie bierze pieniędzy i z tego nic nie wynika, ale Justynka na pewno się zdenerwowała a „Nowy Tydzień” o tym napisał. Potem jak Krzyś dostanie odpowiedzi to „Nowy Tydzień” znów napisze i tak w koło Macieju. I o to chodzi w tej zabawie… Mnie osobiście jest wszystko jedno czy jest pełnomocnik, czy nie ale dostrzegam w całym zajściu zupełnie coś innego. To teraz o tym!
System asekuracji i gwarancji
Justynka jest bardzo dobrą koleżanką Ewci Nieścior, radnej z Gorzkowa, co pozjadała wszystkie rozumy, ale chyba niektóre były nie pierwszej świeżości. Przyjaźnią się na zabój i jakby mogły to razem ubierałyby choinkę albo wiły wianki i darły pierze. Obie są wpatrzone w Bogusia Domańskiego, bo on jest biznesmen. Boguś nic ciekawego nie ma do powiedzenia, ale ma pieniądze. Tylko że to są pieniądze z obrotu ziołami, a nie z pisania książek. To źródło dochodu tłumaczy, dlaczego u niego tak ubogo z czymś ciekawym. Ewa Nieścior jest również koleżanką Krzysia Zielińskiego. Krzysiowi Ewci bełkotliwe supliki bardzo się podobają! W takiej działalności, jaką prowadzi Krzyś każdy, kto dużo i głupio gada jest mile widziany, a Ewa właśnie tak ma i stąd ta „przyjaźń”. Znowu Boguś Domański jest bliskim kolegą z Krzysiem, bo obaj nie lubią PiS i lubią teorie spiskowe. Czasem Boguś słucha Krzysia. To dobrze o nim nie świadczy, bo kto Krzysia słucha sam sobie szkodzi. Trzeba też wiedzieć, że Krzyś, Ewcia i Boguś wszyscy startowali z PiS a wciągała ich na listę Tereska Hałas mama Justynki.
Wyłania się z tego system sojuszy i towarzyskich znajomości, na który chyba liczyła po cichu radna Justynka. Bo Ewa dobrze żyje z Krzysiem. Boguś również, a ona ze wspomnianą dwójką też! Tylko nazwisko ma „be” Może mając taką towarzyską asekurację liczyła na to, że Krzyś jej nigdy nie zaatakuje, bo ona zawsze była w porządku. Poza tym są sąsiadami, bo mieszkają na tym samym osiedlu. Do tej pory Krzyś ani razu o niej nie wspomniał, a i ona nigdy go nie zaczepiała. Justynka nigdy nie wchodziła z nim w żadną wymianę zdań i próbowała być tak neutralna, jak Szwecja w czasie II światowej. Były co prawda wycieczki anonimowe pod adresem Justynki, ale nigdy na forum rady. Tak że to, co ją teraz spotkało było „pierwszym razem”
W czwartek 27 października system sojuszy legł w gruzach a Justynka stała się takim samym daniem głównym, jak indyk na „Święto Dziękczynienia” Wszystko przez panieńskie nazwisko, którego ukryć nie sposób. W sumie należało jej się za karygodną naiwność i brak charakteru, a całe zdarzenie ma wydźwięk pedagogiczny i dobrze, że do tego doszło. Może radna politycznie zmądrzeje i ocknie się z letargu. Choć ja na to nie liczę, bo przy całej sympatii to Justynka do polityki się nie nadaje, mimo tego, że ma ładny i ciepły głosik.
Ewa milczy we wszystkich językach
Najlepsza koleżanka Ewcia Nieścior milczała po Krzysiowych pytaniach, nawet nie próbowała wydusić paru słów!? Justynka nie dostała żadnego wsparcia, więc samotnie skwierczała na rożnie. Ewcia tak się zachowała jakby nic takiego nie miało miejsca. Gdyby zareagowała to byłby piękny gest, taki kobiecy i empatyczny, przecież tyle je łączy. Toż na zdjęciach stoją koło siebie albo blisko jak „psiapsióły” z liceum. Taki Jurek Stuhr 0,7 promila wydmuchał i miał takie wsparcie, że ojej! A tu u nas ni słowa, choć Justynka trzeźwa jak noworodek! Takich czasów żeśmy doczekali. Znieczulica Jasiu, znieczulica! Ewa ma mocno rozwinięty organ oralny i aż niepokoi, że teraz był w stanie spoczynku. Toż to nauczycielka, a te jak wiadomo mają strun głosowych więcej niż zwykli ludzie i do tego wyostrzony słuch jak u sowy. Przecież pytania były napastliwe infantylne i zwyczajnie głupie. No jak w takich okolicznościach nie wydusić z siebie kilku słów wsparcia dla stępienia „ostrza zarzutów”!?
W tej radzie do rangi dogmatu urosło przekonanie, że radny ma prawo do prawie wszystkiego i może gadać co mu ślina na jęzor przyniesie i to bez względu na sytuację. No i niech sobie Krzyś pyta, jest wolność słowa, ale to działa w obie strony, dlatego mogła się „oburzyć” i skomentować. Nieściorowa nie takie rzeczy komentowała. Czasem porywa się na zjawiska, których nie rozumie albo nie ma o nich bladego pojęcia. Wystarczy poczytać niektóre protokoły sesji czy komisji. A tu kamień we wodę i cisza jak po pogrzebie organisty. Pamiętam sesje, na których grillowano Andrzeja Gołąba, wtedy radnej z Gorzkowa dziób się nie zamykał, ale to był ledwie dyrektor. Teraz jest przy głosie Zieliński i do tego radny, kolega. Ale ten kolega okłada koleżankę Ewci i też radną. No i jak tu się zachować! Co wybrać!
Ewa śpiewa 100 lat!
Justyny mama to ciągle poseł, a Ewunia z tego korzysta i korzystała. Grzała się przy jej mandacie jak zmarznięci Niemcy przy ognisku pod Moskwą w grudniu 1941 I dzięki Teresce trafiła na listę, a nie musiała. Pcha się do zdjęć z Hałasową od dawna i żadnej okazji nie przepuści. Sesji fotograficznych z Krzysiem nie ma żadnych, bo on bezpartyjny, czyli w polityce „Pan Nikt” Hałas Tereskę ludzie znają a Krzysia nie? W Ewci grze Tereska była ważnym ogniwem. A trzeba pamiętać, że Nieściorowa ma ambicje sięgające stołka po wójcie Gorzkowa Kasprzaku, a w zeszłym roku marzyła o starościństwie! Ta „gminna” ambicja powoduje, że chyba nie będzie się dla Justynki narażać choćby nie wiem co! Ona teraz kalkuluje, ją nazwisko Hałas już tak nie fascynuje, jak wtedy gdy trzy lata temu Teresce śpiewała 100 lat i to najgłośniej, a to było po wyborach samorządowych a przed parlamentarnymi. Dla niej to już może nie być Hałas, ale jego echo. To karta bita, a gdyby zezłościła Krzysia to ten mógłby jej nadokuczać. Bo w radzie powiatu można być w dobrych relacjach z Krzysiem pod warunkiem, że o Teresce nie mówi się dobrze. A Ewunia widzi co Krzyś potrafi. To po co się denerwować…
Boguś z Leńczukiem też milczeli
Boguś też się nie spisał, a mógł nawet żartem Krzysia zdyscyplinować i rozładować gęstą atmosferę. Gdy chodziło o jego „osobiste ego” to w głębokim poważaniu miał Krzysia. Było tak, gdy obśmiał budowę bloków mieszkalnych na „chmielniku” I dobrze zrobił, bo to szaleństwo. Krzyś się przez to zagotował jak szybkowar, bo to było jego „Opus Magnum”. Leńczuk, do którego kierowano pytania też milczał i tylko odrzekł, że odpowie na piśmie. Mógł na gorąco skomentować, ale, że Justynka nieraz milczała jak jego „przypiekali” to, co się będzie wychylał, i niech się ona martwi i paznokcie obgryza.
Za Szpaka to było!
Z rządów Szpaka pamiętam taki obrazek. Na sesji Jędrek Kmicic będący w opozycji zapytał; czemu młodzież z powiatu idzie do szkół poza powiat. Szpak mu odpalił: a jak ty byłeś wicestarostą to jak było? Co nie pamiętasz? Andrzej! Za chwilę Henio Czerniej dorzucił: No właśnie, zapomniałeś!? No i tyle było ze zrywu Kmicica, udusili, go jak kot wróbelka, i ani zipnął. No i to było wsparcie! A dziś króluje zasada: jeden za wszystkich i każdy za siebie.
Towarzystwo z PiS jest zatomizowane, „rozdupcone” na indywidualne jednostki. Przypominają drużynę futbolową, która wchodzi na murawę, ale każdy ze swoją piłką, a ta może być tylko jedna! Do tego każdy chce grać w ataku i strzelać gole! Dlatego pakują ją do najbliższej bramki i mniejsza o to, że to ich własna. Jeszcze krzyczą na własnego trenera. Takie towarzystwo. Poziom wzajemnych uprzedzeń i animozji już dawno przekroczył stany alarmowe. Jeśli się na to nałoży własne „interesiki” i „ambicyjki” to wyłania się obraz surrealistyczny jak z bohomazów Picassa. Justynka Przysiężniak to dobra dziewuszka, miła spokojna i z uroczymi piegutkami na nosku. Jest też naiwna politycznie i nie jest „charakterna” To ostatnie w polityce jest potrzebne jak tlen. Do matki i posłanki z tą cechą się nie upodobniła, bo Tereska potrafiła i Szpakowi nawtykać. A koledzy zostawili ją w potrzebie, wręcz książkowo, słowa wsparcia nie dostała. Nie ona jedna, bo Gołąb i Ewa Kowalik tak samo skończyli. Tylko tu kto inny miał „pomagać” Dlatego wypada to wszystko, co spotkało Justynkę Przysiężniak ze strony kolegów podsumować cytatem z bajki Ignacego Krasickiego „Wśród serdecznych przyjaciół psy zająca zjadły”
Obrazek z sesji 27 października 2022. W punkcie poświęconym na interpelacje i zapytania radny Janusz Szpak dostaje głos i czyta tekst przeprosin skierowany do Ewy Kowalik i Moniki Podolak. O treści przeprosin i innych perełkach z tym związanych niebawem, dziś o czymś zgoła innym.
Ale tytułem wyjaśnienia; jest to następstwo zdarzenia z sesji 5 maja tego roku, gdy Janusz pełen werwy raczył zgromadzonych treścią anonimu zawierającego pomówienia. Po Szpaku widać było gołym okiem, że był tym poruszony i zabolała go do żywego konieczność pokuty.
Janusz musiał odreagować.
W takich okolicznościach musiał czym prędzej odreagować i dać upust złości z przeżytego „upokorzenia”. Nie trudno odgadnąć kogo wytypował na obiekt werbalnego sponiewierania. Wątpliwego wyróżnienia doświadczył Andrzej Gołąb dyrektor Muzeum Regionalnego i etatowa spluwaczka dla radnych i nie tylko. Choć Szpak bezpośrednio kierował żale do Leńczuka to adresatem właściwym i podmiotem domyślnym był BIOLOG z muzeum. Szpak mógł tego wszystkiego sobie i innym oszczędzić, ale…taki mamy klimat, a on był gdzie był przez 12 lat.
W tym celu posłużył się treścią odpowiedzi na zapytanie z poprzedniej sesji. Przypomnę, że były to owe „prostackie wycieczki” z sesji 3 października, mówiące o tym, że skoro Gołąb jest biologiem to, powinien zająć się bujaniem gołębi i hodowlą pszczół. No i kiedy sobie pójdzie z tego muzeum, tak jak przyszedł. Pisałem już o tym w felietonie z 12 października „Jesień ormowca” Właśnie tego „czegoś” dotyczyła odpowiedź Leńczuka.
Odpowiedź na piśmie Szpaka nie zadowoliła i tak się wzburzył, że ją zapieniony cytował. Burczał co chwila i narzekał, że widać alfabet był niewłaściwy, bo starosta mu odpowiedział nie tak jak chciał! Wytrząsał się nad jej treścią jak dziecko, które jest złe, bo musi iść spać i po drodze umyć nogi. Jeszcze doszedł do kontrowersyjnego odkrycia, że mimo wszystko nie jest głupi, choć może zdaniem innych głupio wyglądać. Teza bardzo odważna szczególnie w kontekście publicznego czytania przez niego anonimu. No cóż…
Z odpowiedzi Leńczuka wynika, że nie ma podstaw prawnych do odwołania dyrektora, ponieważ wykonuje swoje statutowe obowiązki w taki sposób, że sprawozdania z działalności muzeum są rok w rok przegłosowywane jednogłośnie, a tylko to jest podstawą do jego oceny przez radnych. Taki mniej więcej wniosek wypłynął z treści odpowiedzi co jest zgodne z prawem i rzeczywistością. Poza tym starosta wychwalił Gołąba jak diabli powołując się na wysoki i krajowy wydźwięk kulturalnych wydarzeń w muzeum…
Szpak przeprasza i moralizuje.
A czegóż się Januszek spodziewał? Przecież nie napiszą mu, że wywalą dyrektora, bo on chce, nie mając podstaw. To nie jest PRL w stanie wojennym, a on nie jest szefem opiniotwórczej komórki ORMO. Żeby wszystkich rozbawić, Janusz powiedział, że z taką retoryką daleko nie zajedziemy, a Leńczuk nie ma mandatu nawet moralnego. To ostatnie w ustach Szpaka tuż po czytaniu tekstu przeprosin dowodzi oderwania od rzeczywistości i świadczy jak bardzo oberwał publiczną „pokutą” No cóż, poradzić… Ale bóle fantomowe Szpaka po odspawaniu od powiatowego paśnika to jedno. Te już stały się normą i jego wyskoki mają charakter awantur i pyskówek, a jedna z nich jak wyżej zaowocowała dwoma pozwami i publiczną ekspiacją. To już wiemy i to punkt stały we wszechświecie.
Kneblowanie Gołąba.
Po wszystkiemu miała miejsce typowa dla polityki zarządu sytuacja. Otóż obecny na sali Andrzej Gołąb, dawał sygnały Boruczence, że chce zabrać głos. Toż Szpak mówi o nim i jego to dotyczy! Jest przecież podmiotem interpelacji, a na poprzedniej sesji, kiedy Szpak go poniewierał i wszystko się zainicjowało był nieobecny. Wypadało w takich okolicznościach, kiedy znów go poniewierają zabrać głos. Tymczasem Boruczenko na sygnały Gołąba był głuchy i ślepy! Dosłownie jak kret! Jak to nie pomogło, to dyrektor zwyczajnie podszedł do Wicia i szepnął mu na ucho, że chce parę słów powiedzieć. Ten takiej prośbie odmówił. Boruczenko taką decyzją go uprzedmiotowił i po raz kolejny pokazał, jaki jest plan w stosunku do jego osoby.
Gołąb ma być poniewierany i rzucany co rusz na ofiarę. Gówno ma się na niego lać kaskadami 24 godziny na dobę. Odmawia mu się głosu nawet w takich okolicznościach. Mówi się o nim, gdy jest nieobecny, a nawet jak jest obecny i dyskusja dotyczy jego osoby, to on ma milczeć. Ciekawe czy Boruczenko znosiłby takie szykany? Najlepiej jakby sam zrezygnował z roboty w muzeum. Może tak, ale nie jest Zielińskim Krzysiem, który jak wiadomo co najmniej dwa razy sam się z roboty zwolnił. Dlatego ten obrazek z sesji wart 1000 słów. Jakby kto nie wierzył w istnienie „pomysłu na Gołąba” to proszę zerknąć na zapis z kamer. To się w żadnych ramach nie mieści.
Co istotne, to gdy Boruczenko odmówił to nie podał żadnej przyczyny. Gdyby zasugerował, że może odpowiedzieć w innej części sesji dałoby się to zrozumieć. Boruczenko swoim kolegom radnym gotów nieba przychylić, a i sam sobie co rusz głos daje i komentuje jak Szaranowicz z TVP Sport. Tu odmówił uzasadnionej prośbie…
Crash test którego nie było.
By Wicio nie miał żalu to trzeba „docenić” fakt, że upchnął sesję w 2 godzinach z okładem. Tyle że jest w tej beczce miodu łyżka dziegciu albo i dwie. Na sesji był względny spokój i nie wystąpiła biegunka z „ad vocem”, Bo opanowanie tego ostatniego jest prawdziwą miarą kondycji Wici, to taki „crash test” A na razie, wyglądało to tak, jakby radni, jak jeden mąż opamiętali się i dali sobie akurat teraz spokój. Trudno w to uwierzyć i nadal nie wiemy, czy Wiciowi urosła w noc poprzedzającą sesję charyzma, czy nie. Sam wątpię i stawiam na przypadek albo chwilowe zawieszenie broni. Można to zilustrować sytuacją drużyny piłkarskiej, która wygrywa mecze walkowerem i awansuje na Mistrzostwa Świata. Tak „zrobione” wyniki nie mówią nic o poziomie drużyny ani potencjale piłkarzy.
Suszą mu głowę.
Podejrzewam, że Boruczence chłopaki z zarządu suszą głowę, by się ogarnął i był wreszcie przewodniczącym pełnej krwi. Tyle, że jeśli upomina go starosta i wicestarosta, którzy sami odwagą nie grzeszą to jak to wygląda? Ot wiódł ślepy kulawego. Wicio chyba wybrał wariant pośredni i coby nie sprowokować dyskusji Gołąba zakneblował, bo on też za nim nie przepada, ale nie dlatego że ten mu coś złego zrobił. Po prostu Wicio trzyma z większością i nie on jeden, a to że większość nie ma racji, jest bez znaczenia. Tylko że ta metoda ma jeden defekt. Nie może trwać w nieskończoność…
Adwokat swoich kolegów.
Sytuacja z zamilczaniem Gołąba daje do myślenia i Boruczenko wie co w trawie piszczy. Słyszałem co mówił na komisji etyki 23 września, a z tego wynikło, że jest adwokatem kolegów z rady i, mimo że włażą mu na głowę to robi wszystko żeby ich nie urazić, bo przecież lojalność plemienna jest nade wszystko. Nie bez znaczenia jest ich skarga z wiosny tego roku do wojewody na to, że nie chciał zwołać sesji nadzwyczajnej. Widać zadziałała na niego tak dyscyplinująco, że we wszystkim im przytakuje oraz chodzi przy nich na paluszkach…
Złudne nadzieje.
Nie zmienia to faktu, że marzeniem zarządu powiatu jest to, by czas przyśpieszył i już jutro był luty 2023 roku, a wtedy kończy się angaż Gołąba. Im się wydaje, że po tej dacie będzie cisza i spokój. Marzenia to płonne, ale nie można nikomu zabronić ich posiadać. Na razie, to na ostatniej sesji Zieliński pokazał, że nikt nie jest nietykalny. Gdy Gołąb odejdzie gówno zacznie się lać kaskadami na radnych, albowiem od lutego 2023 roku jest ponad rok do wyborów samorządowych. Krasnostawska dżungla nie pójdzie spać i ktoś musi zostać pożarty.
Tak na fajrant, to sesja Wiciowi wyszła jak w powiedzeniu „co się polepszy, to się popieprzy” Niby upchnął ją jako tako w przyzwoitym czasie, ale głosu dyrektorowi nie dał w kluczowym momencie. I można odnieść wrażenie, że modlił się, żeby który radny z czymś nie wyskoczył. I to nie on ich okiełznał tylko oni nie brykali, tak wygląda „sukces” od strony kuchni. Szpaka, gdy zaczął upominać to tak żeby go tylko nie urazić. Być może Wicio liczy na reelekcję i nie chce Januszowi podpaść, a w przyszłości różnie może być. Bo Wicio w splendorach władzy się rozsmakował. Dlatego uważam, że na tej sesji „poszczęściło” mu się jak furmanowi, któremu co prawda udało się w wozie naprawić kapcie, ale koń z rozpaczy powiesił się na dyszlu. Amen.
PS. Wypada pogratulować staroście odpowiedzi na zapytanie Szpaka. Było bardzo dobre i dobrze, że to wreszcie wybrzmiało. Powiadają, że lepiej późno niż wcale, ale ja tak nie uważam. Mnie mimo wszystko zastanawia, dlaczego tak późno? Przecież Andrzej Leńczuk od dawna ma świadomość tego, ile i na jakich polach działa muzeum i to samo się broni. Wystarczyło tylko na to się powoływać przy każdym ataku ze strony infantylnej opozycji. Dlaczego nie mówił o jego działalności w takim tonie cały czas? To już on sam wie najlepiej. Miał za to czas i ochotę w swoim gabinecie prowadzić politykę kadrową Muzeum Regionalnego, jakby był jego dyrektorem. Teraz cudownie odzyskał wigor na pół roku przed końcem kadencji Gołąba i wyszedł z tego rzadkiej urody łabędzi śpiew.
Dziś o tym, czym były szef struktur wojewódzkich „Solidarnej Polski” Krzyś Zieliński zabłysnął na sesji rady powiatu 3 października. A tak błysnął, że sam Stępień z Nowego Tygodnia oniemiał i przelał na papier! Bo trzeba wiedzieć, że jesteśmy świadkami nowej historii radnego. W tej opowieści jest bezpartyjny i cnotliwszy niż Joanna d’Arc. Wyjaśnimy również co Greta Thunberg ma wspólnego z Krasnymstawem!
Zapytał nasz Krzyś starostę Andrzeja Leńczuka, do jakiej partii należy i od kiedy oraz czy pełni tam jakąś funkcję? Wiadomo nie od dziś, że starosta jest związany z Prawem i Sprawiedliwością. Tak też zapytany odpowiedział i dodał, że do PiS należy od 2005 roku, a w partii nie pełni żadnej funkcji.
Psotny Krzyś uzasadnił.
Widać psotne pytanie zaskoczyło samego Stępnia i doszedł do wniosku, że trafił mu się w osobie Krzysia niezły oryginał. Dopytał więc, powodowany ciekawością do czego radny zmierza, i po jaką jasną cholerę mu ta wiedza. Krzyś odpowiedział, że „– Zapytałem starostę celowo o przynależność partyjną, bo nam zarzuca, że politykujemy, a sam, jak są problemy, to od nich ucieka” – Potem zabrnął jeszcze dalej i dodał – My jesteśmy w radzie z wyboru, a pan Leńczuk został starostą z nadania politycznego. I to jest ta różnica. W radzie nie ma żadnego oficjalnego klubu radnych. W przeciwieństwie do starosty nie należę do żadnej partii.
To teraz słów kilka co ja myślę o tym wszystkim.
Zarzut jakoby Leńczuk ucieka od problemów w ustach Krzysia to raczej kolejna próba zwrócenia na siebie uwagi. A to dopiero początek. Będziemy jeszcze świadkami rozbierania starosty do majtek, bo w tej grze wszystko jest możliwe, a wybory za 18 miesięcy. Lekko Leńczuk miał nie będzie i czeka go polityczna proktologia z gastroskopią. Wracając do wątku to Leńczuk, co by o nim nie mówić próbuje odpowiadać na wszystkie pytania samodzielnie, ale z różnym skutkiem i jedynie to mogłoby być zarzutem. Można się nawet pokusić o stwierdzenie, że jest w tej czynności nadgorliwy z krzywdą dla siebie, jak i tych, w których imieniu odpowiada.
Dyrektorów podległych jednostek trzyma z dala, kiedy radni do nich kierują pytania. To skutkuje niemiłosiernym bałaganem, ale z punktu widzenia Krzysia to dobrze, bo im gorzej, tym lepiej! Leńczuk jak opętany: dziękuje, przeprasza a nawet jak zaparkuje w pośpiechu auto przed starostwem na miejscu dla inwalidy to się kaja w prasie. Przeprasza też w sytuacji, gdy pracownik napyskuje petentowi. Lata jak w ukropie i jest na każde wezwanie oszalałej opozycji. Inny by się tak nie starał, gdyby to padło na Szpaka to Zieliński oberwałby na sesji z kilku stron. Krzyś zapomniał jak Szpak nazywał go „Małym Palikotem”
Uchylanie na żądanie
O uchylaniu Krzyś wie tyle, co Chodakowska o gimnastyce. Powiedzieć o nim, że autorytet to tak jakby nic nie powiedzieć. „Uchylanie” to w sumie jego trzecie imię, bo drugie to Jacek. W lipcu zeszłego roku nasz Krzysztof Jacek zwolnił się własnoręcznie z pracy w ratuszu i to wcale nie z jakiegoś „podminowanego” stanowiska tylko z działu promocji miasta. Wytrzymał tam 2 lata z małym okładem. Skoro niesforny Krzyś zwolnił się, to czy aby nie jest to czystej próby uchylanie? Dokonał tego odwrotu na miesiąc przed coroczną i sztandarową imprezą „Chmielakami” Akurat te zeszłoroczne były jubileuszowe. Dlatego Zieliński krytykujący w taki sposób nasze „utrapienie fryzjerów” starostę Leńczuka może tylko wzbudzić zdumienie. To tak wygląda jakby wyprał ze swojej pamięci co sam robił ledwie rok temu.
W 2010 roku wykręcił podobny numer. Wtedy zwolnił się z funkcji dyrektora PKS Krasnystaw! Kiedy zapytano, dlaczego; to opowiadał, że on woli się zwolnić niż oddział zlikwidować. Piękna ofiara, ale na nikim nie zrobiła wrażenia. Oddziałowi nie pomógł a sam został bez pracy. Czyli de facto uchylił się przed podjęciem trudnej decyzji, a to tak jakby uciec sprzed ołtarza! W takim razie należałoby zapytać po cholerę chciał być jego szefem? Czy wyobrażał sobie, że będą go nosić w lektyce po obiekcie i sypać kwiatki jak w procesji? Chyba tak! W PKS „wytrzymał” z 1,5 roku. Tak na marginesie.
Pleć pleciugo byle długo.
Politykowanie jest dyskutowaniem i z przynależnością partyjną nie ma nic wspólnego, ale to pierwsze traci sens, kiedy jest ponad miarę i nie ma znaczenia czy politykuje (rozprawia, deliberuje) dwóch żuli nad spadkiem wartości opakowań szklanych czy posłowie na Wiejskiej. Jeśli Leńczuk radnym to zarzuca, niechybny to znak, że ma dobry wzrok oraz słuch i mimo wszystko do końca nie zgłupiał. Widzi do czego to wszystko zmierza i nie on jeden. Zwykli ludzie śmieją się za plecami z naszych zaściankowych senatorów, a z „ad vocem” mają ubaw po pachy, bo urosło do magicznego zaklęcia. Krzyś i jego koledzy zapomnieli, że powinni debatować w granicach ustawy o samorządzie. Oni tymczasem zrobili z sesji jarmark i kto ze zwykłych mieszkańców będzie oglądał sesję trwającą od 4 do 7 godzin? Rzecz jasna, radni jednocześnie żądają od obywateli szacunku i bałwochwalczej czci. Jeżeli z tematów, które nie leżą w ich gestii próbują wycisnąć coś dla siebie, to jak to inaczej określić jak nie upolitycznianie i paplanina? Kiedyś takie zachowania określano mianem „warcholenia”
Pies i kij
Nadanie polityczne, na które powołuje się Krzyś to chyba lapsus, pomyłka. Leńczuk jest z nadania partyjnego tak jak on kiedyś. Skoro już tak to nazywa, niech mu będzie, może tylko w emocjach pomylił terminy. Krzyś, gdy zostawał dyrektorem PKS to ktoś musiał wyrazić na to zgodę, i polityka z partyjniactwem wtedy była po jego stronie i na jego usługach. Wtedy wyglądało to tak, że jegomość z „Cukrowni” i typowy cukrownik po maszynach spożywczych będzie kierował jednostką transportu publicznego, do tego sprawując mandat radnego powiatowego. Ciekawe czy ten nie miał wpływu na objęcie stołka? Wtedy jakoś mu to nie przeszkadzało a w ogóle jakoś tamtą epoką nie chce się chwalić. Ten „transfer z Cukrowni” do ledwo żywego PKS Krasnystaw, był jeszcze dziwniejszy niż Leńczuk jako starosta spoza rady. Gdy w połowie 2019 roku zostawał specem od promocji w ratuszu, to burmistrz Robert Kościuk czym się kierował? Czy polityczno-partyjne zależności nie miały znaczenia? Ot, przyganiała motyka gracy…
Podnosi jednocześnie Krzyś wyższość wyboru, zaznacza, że oni-radni są z wyborów a Leńczuk nie. To prawda, ale nie jest to niezgodne z prawem i nie ma większego znaczenia. Leńczuk, gdyby miał więcej ikry to odpowiedziałby Zielińskiemu, że owszem Panie radny jestem spoza rady, ale tylko dlatego, że Pan się na starostę nie nadaje! Jakby Pan był rozsądniejszy to nie musieliby sięgać po takiego dziadka jak ja! Byłoby kupę śmiechu a Zieliński zzieleniałby ze złości. Ale tak gwoli ścisłości to Andrzej Leńczuk na starostę też się nie nadaje właśnie dlatego, że jest bez ikry. O tym przekonaliśmy się po 3 latach sprawowania urzędu. Zieliński w tej kwestii jest bardziej „wiarygodny” i wystarczy 15 minut rozmowy z nim, żeby się przekonać, że fotel starosty powinien oglądać z daleka i przez szybę pancerną, a nie na nim zasiadać. Ot, komedia! No i przecież w kadencji 2006-10, gdy Krzyś był radnym to rządzący wtedy powiatem Szpak był z wyborów, ale Krzyś i tak z nim wojował, robił jota w jotę to, co teraz. Tak więc czy starosta spoza rady ma jakieś znaczenie? Jest jedynie powodem, jak każdy inny do wojenki, którą tylko Krzyś rozumie. Jak się chce psa uderzyć to kij zawsze się znajdzie….
Teraz jestem bezpartyjny!
A na koniec najlepsze! Krzyś powiada, że nie należy do żadnej partii i że żaden klub PiS w radzie powiatu nie istnieje. No ba! Jednak mało precyzyjnie się wyraził, winien powiedzieć, że już „nie jest” w żadnej partii! Leńczuk mógł dopytać; a w ilu Pan był Panie radny? Tu znów Krzyś by się zagotował i byłoby paradnie.
Partyjny „rozkład jazdy” Zieliński ma całkiem okazały. Kiedyś startował z list Samoobrony i sporo jej czasu poświęcił. Ona dała mu mandat radnego powiatowego w latach 2006-10. Nie był poślednim działaczem, ale jak został radnym to zaczynały urzekać go zielone barwy PSL i osobowość Janusza Szpaka. Czego dowodem było wstąpienie do klubu PSL. Jeśli w polityce istnieje coś takiego jak zaręczyny z pierścionkiem to można domniemywać że coś takiego wtedy wystąpiło ale wybranka jako „kobieta wyzwolona” zmieniła zdanie i skończyło się karczemną awanturą. Krzyś wyfrunął z przewodniczenia Komisji Zdrowia, a potem założył nawet nowy klub radnych. Gdy kadencja dobiegła końca został „bezpańskim zbawicielem” i zerkał nawet do Gowina, ale że ten ma w swoim logo zielone jabłko to dał sobie spokój, bo jak coś jest zielone to jest niedobre bo niedojrzałe. Poza tym widać miał przesyt zieleni z czterolistnej koniczynki od ludowców i wręcz wstrętu nabrał, ale go cały czas maskował, bo stara miłość nie rdzewieje. Warto wiedzieć, że fascynacji PSL nigdy nie podzielał nie grzeszący odwagą Nowosadzki Marek i do ich klubu nigdy nie wstąpił. Ten zawsze wierny PZK jak Penelopa Odysowi. A w 2012 Krzyś obwieścił światu, że montuje w Krasnymstawie „Solidarną Polskę” Na tę okoliczność ściągnął Jacka Kurskiego i Patryka Jakiego, choć znacznych gości miało być więcej ale tylko ci dojechali.
Krzyś na swoim!?
Obecnie i po spaleniu wszystkich mostów Krzyś podnosi przynależność partyjną do rangi ujmy czy czegoś podobnego, ale 4 lata temu lgnął pod partyjny sztandar jak pisklę pod kwokę. Mówi się, że sztandar partyjny daje liście 15% głosów więcej i to za sam fakt istnienia. Krzyś to powinien wiedzieć, przecież szefowanie strukturom wojewódzkim „Solidarnej Polski” było przepustką na listy Zjednoczonej Prawicy. Tylko lista pod sztandarem dawała gwarancję zamoczenia gęby w powiatowej melasie. Dziś, kiedy Krzysiowi nie wyszło, bo wyjść nie mogło to zmienił melodię i bezpartyjność stawia na pierwszym planie dorzucając do tego antypisowość. Nikt od niego takich deklaracji nie wymaga, a zwykli ludzie mają to w głębokim poważaniu gdzie Zieliński jest w tej chwili. Może nawet ta manifestacja zostać odebrana jak dezercja, bo gdy PiS traci to się radny odwraca i szuka innej szalupy. Prosty wyborca nie hamletyzuje i myśli lojalnościowo. Najlepiej widać to zjawisko na przykładzie elektoratu PSL. No i zmieniając w takim tempie „poglądy” Zieliński nie będzie dla nikogo atrakcyjnym politycznie.
Nie pozostaje mu nic innego jak tylko założyć bezpartyjny komitet i startować. Wie jak to się robi, albowiem taki już zakładał w 2018 roku. W 2010 również i startował w wyborach na wójta gminy Krasnystaw. Ten pierwszy był to lipa, by straszyć PiS, ale ci się nie bali. Nie chciał z niego korzystać, dobrze wiedział, że pewny sukces tylko pod sztandarem, w tym wypadku PiS. Jeśli partia ma branie to osobowość kandydata na radnego jest drugo a nawet trzeciorzędna. Wtedy decyduje siła ssania partii i miejsce na liście.
Klub bez licencji a PiS bez potencji
Klub widmo to gotowy scenariusz na film. Krzyś wyleciał z tego nieistniejącego klubu początkiem 2020 roku za głupotę, ale się nie zorientował, że ten nie istnieje. Bo Marek Nieścior go w „roztargnieniu” nie zarejestrował, taki z niego „Gapcio” Tym sposobem zrobiono go metodą na wnuczka a on nie dociekał czy klub został powołany. Od tego powinien był zacząć. W sumie dla powiatowego PiS to bez różnicy, bo i tak się rozsypali. W takich okolicznościach zakładanie klubu radnych było takim samym bezsensem jak podlewanie warzyw w czasie deszczu.
Tak na zakończenie. Bywa, że polityka człowieka nie chce i co rusz go wypluwa. Krzyś tak ma, ale nie chce tego zrozumieć i nie on jeden. Władysław II Jagiełło miał młodszego brata Świdrygiełłę, który był jego utrapieniem i przyczynkiem wielu zgryzot. Całe życie marzył o władzy jak nasz Krzyś. Miał tylko to i nic więcej. Pan Bóg nie obdarzył go polityczną intuicją ani odpowiednim charakterem, ale w imię tych marzeń potrafił szukać sojuszników w bardzo egzotycznych miejscach. Jednał się z Zakonem przeciwko własnej rodzinie a czasem działał na własną rękę. Gdy ją zdobył to nie na długo i chyba tylko po to, żeby się skompromitować. Ponoć wiał oknem i cudem łeb uratował. Krzyś bardzo podobny w tych rojeniach i sojuszach. Przecież swego czasu powiat wyzwalał od Szpaka a teraz wyzwala ze Szpakiem. To wszystko tłumaczyłoby miejsce, w którym się obecnie znajduje, jak i dorobek. Dlatego, jeśli wyląduje na schodach starostwa w akcie protestu z kawałkiem tektury z nabazgrolonymi żalami jak go świat nie docenia a ludzie skrzywdzili to ja się nie zdziwię. Greta Thunberg nastolatka ze Szwecji tak zaczynała przed tamtejszym parlamentem i proszę dziś jest ikoną walki o klimat. Może to jest metoda, by cele osiągnąć Panie radny…
PS. Pan radny wojował już ze wszystkimi i praktycznie formuła została wyczerpana. Dlatego podpowiadam aczkolwiek radny to pewnikiem wie, że wypadałoby zacząć wojować z klimatem. Jak widać po szwedzkim precedensie sukces murowany 😉
Boguś Domański kiedyś członek PiS i z jego list radny powiatowy, a przy tym prężny ultrakatolicki przedsiębiorca oraz obiekt politycznych westchnień niektórych pań w radzie powiatu będzie w poszukiwaniu oszczędności udzielał reformatorskich wskazówek! W takim duchu nasz Bogusław I Reformator wypowiedział się na sesji 3 października.
Z PiS się z hukiem rozwiódł ponad 2 lata temu. Tworzył z nim burzliwy związek i było to małżeństwo typowo polityczne. A że „serce nie sługa” to jego rozpad był tylko kwestią czasu. Przyczyn mogło być kilka, ale tą oficjalną była niezgodność charakterów i rozrzutna natura „małżonki”. Boguś nie lubił, jak wydaje jego pieniądze na pierdoły i w związku z tym tak ostygł, że ustało pożycie. Ostatnie miesiące spędził w separacji. Długo nie cierpiał i zaraz pocieszył się w ramionach bardzo ponętnej „Korony” Zwieńczeniem nowego uczucia był cichy ślub z wybranką, która w posagu wniosła udział w „Konfederacji”. „Korona” to „partia” religijna i bardzo patriotyczna tak jak on. Boguś ponoć się w niej podkochiwał i smalił cholewki będąc jeszcze w związku z PiS. Tak więc był to klasyczny, ale partyjny skok w bok. No i „Korona” młodsza!
Zmyślny gość i na tym koniec
Smykałki do interesów nie można mu odmówić i to jest koniec dobrych informacji. Skłonność do robienia „dutków” nie przekłada się na to co mówi i jak się zachowuje. Do tego jest „okropnie” religijny, ale tak po swojemu. Trudno machanie łapami przed nosem i wrzeszczenie na dyrektora Muzeum podczas sesji 21 lipca wytłumaczyć czymś racjonalnym, ale może Boguś „szanuj bliźniego” rozumie tak jak wymaga tego sytuacja i aktualny nastrój. Wielu takich „katolików” jest w polityce. Tak się przedsiębiorca z „miłości do bliźniego” uniósł, że inni radni musieli go uspokajać. Co Domański od Gołąba chce? Jaką mu potwarz wyrządził, że ten się tak pastwi. Trzeba pamiętać, że to nie tylko ten incydent. Na komisji etyki 23 września też zaprezentował taki program indywidualny, że Poperczyn, z którego pochodzi biłby brawo na stojąco. Paniom w niego wpatrzonym mimo wszystko to się bardzo podoba, bo to bardzo męskie! Może gdyby z nimi tak rozmawiał zmieniłyby zdanie, ale na razie są wpatrzone, że hej!
Obrażalski Bogunio
Jest też Boguś obrażalski jak jasna cholera. Zwróciłem mu uwagę na jego profilu FB, że machanie łapami przed nosem dyrektora i darcie gęby niezbyt pasuje radnemu. Zareagował błyskawicznie i usunął komentarz razem ze mną i już nie jestem Bogusia znajomym. Widać uznał, że jak ma cztery domy to nie będzie słuchał kogoś kto ma jeden. Teraz nie mogę korzystać z jego mądrości życiowych i głębokich przemyśleń. Odciął mnie od takiej krynicy wiedzy i zdroju cnót, że nic tylko palnąć sobie w łeb!
Kwiatki Bogunia i przebłyski
Tak więc Boguś wiele rzeczy mówi i robi w radzie powiatu chyba tylko po to, żeby zabłysnąć i paniom zaimponować, bo te spijają z jego ust każdą sylabę. Tym niewyszukanym sposobem jest dla nich Bradem Pittem z Poperczyna!
Ma w dorobku takie kwiatki jak pandemia, co jest robotą szatana. Widać musi szatana znać skoro takie szczegóły ujawnia ale zna też Krzysia Zielińskiego. Mając takich kamratów w kompanii nie można się nudzić. No cóż, jak się ma pieniądze, to o ciekawych kolegów nie trudno, bo oni sami cię znajdą.
Potem było opowiadanie, że pandemii nie ma, ale jakby kto chciał olejkiem tymiankowym się na nogi postawić po covidzie, którego nie ma to on wie gdzie go dostać. Łączył też powiatową bibliotekę z muzeum w jeden organizm, ale to zszywanie psa z kotem nie wyszło, albowiem Warszawa nie dała zgody.
Miewa i przebłyski rozsądku zupełnie nie zawinione, jak wtedy gdy tłumaczył bezsens budowy blokowiska na chmielniku. O tak! Taki Boguś miły dla oka i ucha, niechby gadał długo. Ten występ był racjonalny do tego stopnia, że Krzyś Zieliński ze skóry wychodził i warczał; Boguś wstyd mi za ciebie! Wyszło z tego zgrabne widowisko, bo Krzyś jak diabeł święconej wody unika racjonalnych argumentów, a właśnie Boguś i do tego jego przyjaciel popsuł mu cyrkuśne przedstawienie. Niestety, ale mimo wszystko Domański ekscentrycznych zachowań ma całkiem sporo.
Ja wam oszczędności znajdę!
Nie ma co się „rozwodzić” tylko pora powiedzieć o co Bogulowi w tych reformach chodzi. Otóż nasz przedsiębiorca stwierdził, że można oszczędności znaleźć i przeznaczyć na podwyżki przez restrukturyzację zatrudnienia. Jak stwierdził, w administracji niektórzy są niepotrzebni! On postuluje, żeby skrzyknąć wszystkich dyrektorów podległych powiatowi jednostek na komisję finansów i etyki, a tam już wszystko wytłumaczy. Tak czy siak, program naprawczy zasadza się na zwalnianiu, bo inaczej się nie da.
Nie tak dawno, kiedy Andrzej Gołąb dał dwa wypowiedzenia z Muzeum podniosło się larum, a Boguś ochoczo do nagonki się przyłączył. Nie on jeden, jednym z największych krytyków był i jest Krzyś Zieliński „przyjaciel” Bogusia i zausznik. Wrzeszczał Krzysio, że zwalnianie to głupota i przecież ci ludzie tu; czyli w mieście płacą podatki. A jak Boguś będzie restrukturyzować, to zapewne takie zjawisko nie wystąpi?
Wymowne milczenie
Gdy Boguś dawał rady na sesji to siedzący obok Krzyś nie zareagował, bo widać im wolno, a wrzaski w Muzeum były tylko potrzebą chwili, żeby poudawać przed ogłupionym narodem, jak to się walczy, i coby słupki poparcia poszły w górę. Krzyś w demagogi jest „primus inter pares”. Gdyby powołano na uczelni wydział „demagogi i pierdół namolnych” to on byłby profesorem belwederskim. Taki dobry jest! Piwko następny krzykacz, podobnie jak Zieliński milczał. Wystroił się akurat w czerń i wyglądał jak proboszcz tylko bez koloratki. Jemu się to może nie podobać, bo niechybnie zburzyłoby jego spokój. Rola Wałęsy skakającego przez płot jakoś się post komuniście co mieszczaninem został nie widzi. On woli w zaciszu CIS smarować bułę masłem od burmistrza Kościuka i to z obu stron. W zeszłym roku wysmarował na 94 tysiące. Jeszcze Boguś mu narobi roboty i zwolnieni przyjdą do niego szlochając ;Trybunie ludowy nasz czerwony Janosiku ratuj! W muzeum tak, żeś gardłował, ratuj i nas! Piwko to taki sam obrońca miejsc pracy, jak i gilotyna jest lekarstwem na bóle głowy.
Chory fundament państwa
To teraz ciut historii, w 1998 roku na skutek reformy koalicji AWS-UW powstała między innymi nowa struktura terytorialna, która miała usprawnić funkcjonowanie kraju poprzez likwidację województw, ale to był cel deklarowany. W ten sposób wygenerowano miejsca pracy dla swojego zaplecza. Wszystko dlatego, że rządząca wcześniej Polską koalicja SLD-PSL dosłownie obsiadła kraj na wszystkich szczeblach i nie było gdzie swoich powciskać. Gwoli ścisłości były jeszcze trzy reformy; oświaty, zdrowia i emerytalna. Boguś o tym nie wspomina i tak sobie lekko o wszystkim opowiada jakby był u siebie w Krauteksie. Bez likwidacji powiatów Bogusia gadanina jest tylko popisami dla omdlewających na jego widok pań. Jeśli ktoś w Warszawie się nie obudzi to tak będzie jak jest, ale na razie to się nie zanosi.
Liberał bezlitosny w łódzkim stylu ?
Chce Boguś reformować, szukać oszczędności poprzez redukcję zatrudnienia, ale gdy rok temu podnoszono wysokość diet to rzucił się na tę kasę jak wilk na owcę. Niczego nie proponował, rękę podniósł „za”. Przecież liberał z niego, wolnościowiec i bogobojny patriota. W ostatnim roku uzyskał dochód w wysokości 2 milionów i ma 4 domy, z czego jeden wart 2 miliony, ale widać doszedł do wniosku, że 1700 drogą nie chodzi. Przy tym, co ma, to w sumie grosze. Mógłby zrezygnować z diety bądź przekazać na zbożny cel, bo przecież rozmodlony, że ojej! To byłoby dobrym zaczynem, ale widać uważa, że jak jest finansowo niezależny to może robić co chce.
Będzie oszczędności szukał kosztem takich co mają tyle co kot napłakał i co oni winni, że grupa cwanych łajdaków akurat pod koniec lat 80. wymyśliła taki model gospodarczy? Sam Adaś Michnik ideolog postkomuny powtarzał, że my tu Polakom zafundujemy coś pośredniego między komuną a kapitalizmem żeby oszczędzić narodowi „pazernego kapitalizmu”. Czyli Michnik chciał chronić rodaków przed takimi jak Boguś; prywatnymi przedsiębiorcami. A tak naprawdę była to zasłona dymna na złodziejskie uwłaszczenie postkomuny. W efekcie czego mamy udoskonalonego Gierka. Te Bogusia pomysły „bawią” Są wyrwane z kontekstu dziejowego, a on jako uzdrowiciel jakoś mi nie pasuje, albowiem reformowałby takie zakamarki, ale tylko po to żeby nikomu znacznemu nie nadepnąć na odcisk. A to, że wszędzie widzi pieniądze to niebezpieczne jest. Ci, co promują eutanazję też pieniądz widzą, bo człowiek im starszy, tym więcej kosztuje.
Liberalna Anglia w szczycie prosperity nie była rajem a liberalizm owszem ciekawy, ale wszystkiego nie rozwiąże. Tylko czy Boguś jest liberał i kto on jest !? Bo ja odnoszę wrażenie, że dla niego ważne tu i teraz. On by taką Polskę urządził, że ta dzisiejsza w porównaniu byłaby rajem i nie chciałbym żyć w tej zmajstrowanej przez niego. To byłaby Łódź z „Ziemi Obiecanej” z nim w roli Bucholca. Nie po drodze mi z jego pomysłami i nie daj Boże być przez niego uszczęśliwianym. Ten kraj jest chory, ale Boguś lekarstwa nie ma. Te jego zioła, owszem wartościowe, ale to tylko suplementy i nie na wszystko pomagają.
Szpital… Panie Bogdanie!
Mimo wszystko jest takie miejsce gdzie Bogulo mógłby rozładować napięcia reformatorskie i rozwinąć teorie ekonomiczne. Wcale nie daleko tylko tuż za miedzą. Jest nim powiatowy szpital, ta jednostka generuje kosmiczne koszty. Jego „Krautex” z czterema domami, gdyby wpadł w czarną dziurę szpitala nie zostawiłby nawet śladu. Dałoby się tylko usłyszeć; chlup! Tam dopiero jest pole do popisu i poligon! Tam się ścierają interesy, a Hipokrates ogania się od „ekonomistów w kitlach” Ma Bogulo w nim „krew z krwi”; brata medyka, a poza tym bratanica również tam się dobija i to z takim wdziękiem, że w średniowieczu tak szturmowano bramy obleganych miast. Tylko wiór leci! Tak zaopatrzony, w takie autorytety winien medykom wytłumaczyć; że wicie rozumicie dla wspólnego dobra oraz ratowania ojczyzny, gdybyście zechcieli mniej zarabiać.
Należałoby z tego powodu czym prędzej zwołać nadzwyczajną sesję, a jak to nie wystarczy to cały cykl. Obecnie przedstawia się „szpitalne historie” od zupełnie innej strony, tej politycznej. Lekarze są niemalże traktowani jak nienaruszalne fundamenty i na pewne tematy mówić nie wolno, a tymczasem należałoby pokazać stronę ekonomiczną. Który oddział, jakie przynosi dochody. Tu medyk Janeczek powinien być nieocenionym źródłem informacji. Winien Leszek poopowiadać ze swadą, tak jak mówi o muzeum czy DPS o swoim oddziale, na którym jest tyle samo co Putin w Rosji prezydentem, a on ordynatorem . Leszek toć pół milioner i jeszcze ma praktykę prywatną. Boguś w takich okolicznościach poczułby się zapewne jak Jan Kazimierz próbujący ogarnąć rozwydrzonych oligarchów. Byłaby to piękna rekonstrukcja historyczna, a może zakończona malowniczą rzezią bratobójczą jak pod Mątwami w 1666 roku. Ciekawe co usłyszałby od lekarskich królewiąt?
Parafrazując Bonapartego. Szpital Panowie! Szpital ! Tam można dokonać rzeczy wielkich, a starostwo i restrukturyzacja urzędniczego proletariatu to marne kretowisko. W związku z tym dziś zakończenia nie będzie… Scenariusz i Reżyseria; Boguś Domański. Czytała; Krystyna Czubówna.
W maju czytał plugawy anonim, a w październiku dał popis ormowskiej buty. Kto taki? Janusz Szpak, facet który przez 16 lat nami rządził. Przez ten czas pchał się do szkół i na pierwsze strony gazet. Tak samo jak kiedyś do ORMO, ale tym ostatnim nie chce się chwalić. To dziś o tym i co z tego dla nas wynika.
Czytanie plugawego anonimu przez ormowca Szpaka już było, bezrozumna i nie wiadomo, w jakim celu prezentacja fotografii pensjonariuszy DPS również, ale gwoli ścisłości to ostatnie jest osiągnięciem Janeczka Leszka radnego i medyka z prowincjonalnego szpitala. To on położył fundamenty pod deprecjację dyrektora Muzeum Regionalnego Andrzeja Gołąba, bo jak wiadomo BIOLOG jako dyrektor w muzeum to rzecz kuriozalna! W krasnostawskim grajdole można być starostą 16 lat i mieć w biografii zatajony 12-letni staż w ORMO i to nikomu nie przeszkadza. Tuzy intelektu jak Janeczek akceptują takie hybrydy. BIOLOG, mimo że w zgodzie z ustawą jest wrogiem publicznym i hańbą. Gołąb, póki co gorszy niż faszysta…
Na sesji 3 października Januszek Szpak radny z PSL oraz jego powiatowy prezes, jak również były starosta z 16-letnim stażem na tym stanowisku, do tego prezes powiatowych struktur OSP. Ponadto kawaler kilku orderów, sześciokrotny kandydat do parlamentów z ramienia PSL, a także posiadacz dwóch pozwów sądowych za pomówienie z paragrafu 212. Te ostatnie medalowe trofea Janusz ustrzelił za jednym zamachem po przeczytaniu plugawego anonimu godzącego w Bogu ducha winnych ludzi. Znów dał popis swojego geniuszu, kultury osobistej i politycznej oraz humanizmu rodem z ORMO. W tym ostatnim był 12 lat, co skrzętnie przemilczał w swojej biografii.
Przewodniczy Boruczenko czyli bajzel i tandeta
A było tak, że dziadunio Szpak skierował 4 zapytania. W tym miejscu warto przypomnieć, że dla usprawnienia ustawodawca zapisał taką zasadę, że interpelacje i zapytania zgłaszane są do przewodniczącego rady przed sesją na piśmie. Nie trudno zgadnąć, że w tym wypadku tak nie było i Szpak gadał tak sobie, albowiem nieudolny Boruczenko nie potrafi już niczego wyegzekwować. Jest to ewidentne i świadome łamanie Ustawy o Samorządzie. Fajtłapowatość „Furmana powiatowej bryczki z Łopiennika” w takich okolicznościach jest kuriozalna, ale żeby szyku zadać to za to „dziadostwo” bierze Wicio ponad 3 tysiące złotych. Ta kwota nie jest opodatkowana, to czysty grosz, w sumie za nieudolność, byle jakość i tandetę. Przeciętnego Kowalskiego powinna w tym momencie zalać krew, albowiem zwykły zjadacz chleba, by zarobić równowartość jego diety musi ponieść koszty dojazdu, za coś odpowiadać i coś wymiernego robić, ale to tylko tak tytułem dygresji. Takiego słomianego interreksa wydał Łopiennik i Porozumienie Ziemi Krasnostawskiej.
Ormowiec w akcji
Wracając do meritum to wspomniane zapytania dotyczyły CPK i DPS, jak również drożyzny, problemów z zakupem węgla. Pytał, bo chciał sobie podokazywać. Jednak ostatnie pytanie nie pozostawia złudzeń co do intencji. Janusz nie strzymał i powiada tak; A kiedy się skończy ta ciemna „noc smuty rządów” dyrektora w Muzeum? Kiedy sobie pójdzie tak jak przyszedł? Bo on jest BIOLOG i nie ma kompetencji, a skoro tak to jako biolog może gołębie bujać i zajmować się pszczołami!
To kącik sojuszu chłopsko-robotniczego albo „Mały PRL” ; Piwko, Zając i Szpak. Jak widać gęby roześmiane świadczą o podobnym poczuciu humoru wynikającym z tych samych czerwonych korzeni.
Rzucanie gównem
Widać, że siennicko-latyczowski ormowiec koniecznie chciał czymś zabłysnąć i coś jeszcze dodać. Przywalił więc w dyrektora muzeum i trudno to czymś racjonalnym uzasadnić, był to instynktowny jaskiniowy odruch. Ormowcy w stanie wojennym tak miewali, że potrafili przylać przypadkowemu przechodniowi po nogach albo plecach tylko, dlatego że mogli, gdyż mieli pałę i kolegów. Musiał Januszek słowem „kopnąć” i „gównem rzucić”, bo nie byłby sobą a sesja byłaby dla niego zmarnowana. A ta była przecież zwołana w sprawie sytuacji w DPS i między innymi przez niego. To po cholerę walić w Gołąba? Czemu Szpak kąsa w taki sposób, skoro za sprawozdaniem rocznym z Muzeum Regionalnego głosuje i nie tylko on? Wszak wszyscy radni przegłosowali je w czerwcu tego roku jednogłośnie tak jak i w latach powszednich. Gdzie zatem tkwi przyczyna Szpakowej „insurekcji” czy to ormowski, prostacki i prymitywny etos czy przypadłość związana z wiekiem?
A może wina metryki ?
Z tym ostatnim coś może na rzeczy być, albowiem w Liście do Ziobry, w którym skarżył się na „Dziennik Siennicy” i który Janusz ormowiec wysmarował do spółki z aktywem ludowym z Siennicy w marcu 2019 roku powołał się na jeden z komentarzy jego dotyczący, a ten brzmiał; „stary pryk z demencją starczą” Wtedy Janusza to bolało, ale patrząc co wyczynia ostatnimi czasy, jak się zachowuje i o co pyta oraz kogo to ów może wcale nie jest przesadzony a autor błyskotliwie już wtedy zdiagnozował przyczynę. Może niezbyt elegancko, ale Szpak dziwnym zbiegiem okoliczności też lwem salonowym nie jest czemu daje wyraz co jakiś czas. Można się pokusić o stwierdzenie, że w jakiś cudowny sposób idzie w sukurs postawionej diagnozie. Bo czy człowiek w pełni władz umysłowych czyta anonim na sesji albo z prostacką pogardą i niczym nieuzasadnioną wyższością traktuje swoich rozmówców. Jednocześnie co rusz powtarzając, jakie to ma doświadczenie w samorządzie liczone w dziesiątkach lat!?
Student ormowiec i do tego prymus
Jeśli ormowiec mówi o „ciemnej nocy” to czy aby dobrze się czuje w tym momencie? Szpak tam terminował całe 12 lat od 1977 do 1989 roku. Siedział jak pilny uczeń do momentu aż rozformowano jednostkę macierzystą i przesiąkł do szpiku kości tą ideologią co widać na każdym kroku. W efekcie tych 12-letnich studiów i wiedzy tam nabytej jego rządy były tak oświecone, jak atomowy rozbłysk. A na ten bez uszczerbku na zdrowiu patrzeć nie sposób. Czy jak zarządzał to czerpał pełnymi garściami z podręczników do administracji i zarządzania, czy raczej posiłkował się zapamiętanymi ormowskimi szeptankami? Szkoda, że się chwalić swoimi perełkami nie chce a mógłby, tak dla kontrastu. Powinien sypać przykładami swoich salomonowych decyzji jeżeli Gołąbowi zarzuca brak kompetencji. Skoro już o tych mowa to niechby Janusz przedstawił stosowne dokumenty na swoje kompetencje. O ile wiadomo to opierając się na jego biografii żadnych podyplomowówek z zarządzania lub administracji nie posiada. Nawet wykształcenie wyższe ponoć ekonomiczne zdobył, ale na uczelni, której nazwy nie podaje. Dlaczego? Czyżby to był WUML co po rozwinięciu brzmi; Wieczorowy Uniwersytet Marksizmu Leninizmu? Potępiany przez niego Gołąb studiował na UMCS…
Anonimy chleb powszedni
Janusz winien opowiedzieć jak w 2013 roku robił swoją autorską politykę kadrową i czytał na zarządzie powiatu, w skład którego oprócz niego wchodzili; Grabek Andrzej, Piwko Marek, Henio Czerniej i Pędzisz Janusz; anonim dotyczący dyrektora PCPR Waldka Fedorowicza. Czego tamten anonim dotyczył ani kto był autorem nie wiadomo, ale wszystko się zbiegło ze zmianami regulaminów w PCPR. Bardzo się to wtedy Romkowi Żelaznemu nie podobało i słusznie. Grzmiał w „Echu Krasnegostawu” nad tą praktyką jak Savonarola nad grzechami mieszkańców XV wiecznej Florencji. Dzięki temu wiemy, że Janusz pewną biegłość w używaniu anonimów posiada co stawia jego wyczyn z 5 maja tego roku gdy czytał na sesji „ścierwo” dotyczące Ewy Kowalik i opiekunki z DPS w innym świetle. Już wiadomo skąd ta łatwość i brak oporów, jak widać dla niego czytać plugastwa nie pierwszyzna.
Szpaczyzm
O innych błyskotliwych posunięciach okresu „szpaczyzmu” najlepiej opowiada wspomniany Romek Żelazny; Gall wcale nie Anonim, kronikarz tamtej „świetlanej epoki” O wojnie z Żerebcem dyrektorem DPS na ul. Kwiatowej, któremu zafundowano wizytę u prokuratora, ale jak to nic nie dało to Szpak publicznie wrzeszczał że „Tomuś bija ludzi” coby zrobić mu czarną legendę. Finał tej batalii był w sądzie pracy i powiat wypłacił mu sowite zadośćuczynienie podobno w wysokości 40.000 złotych. Było tych „perełek” więcej niż pereł w naszyjniku Barbary Radziwiłłówny. A choćby wojna o rozszerzenia programowe w I LO tuż przed wyborami 2018 roku albo zgodne z prawem (tak samo, jak biologia Andrzeja Gołębia) dzielenie działek, którymi zajmowało się 3 lata temu CBA, tyle że z etyką to wspólnego nic nie miało. W 2016 roku dyrektora w II LO też tak powoływał, że wojewoda mu całe przedsięwzięcie uchylił, a było to w 14 wiośnie sprawowania urzędu starosty. Taki z niego fachowiec ! A konkurs w I LO gdzie Nowosadzki wycofał swoją kandydaturę, bo może coś usłyszał?
Doczekaliśmy takich barbarzyńskich czasów gdzie zwykłego dyrektora, który nie jest osobą publiczną poniewiera się co sesja i traktuje jak szmatę, mając w przysłowiowej dupie jego uprawnienia do własnej polityki kadrowej wynikające z mocy prawa. O jego godności z racji człowieczeństwa nawet nie ma co wspominać, albowiem nieformalnie Gołąb został zdehumanizowany. Okłada go kto chce, tylko dlatego, że słaby zarząd ze starostą pozbawionym wyobraźni na czele, rzucił go na pożarcie rozhukanej opozycji, by kupić tym własny spokój. W żadnych kanonach sprawowania władzy to się nie mieści, albowiem tak się nie rządzi. Ot po prostu „takie zwierze nie istnieje” Poniewiera go kto chce i jak chce, nawet gdy jest nieobecny. Co wygląda już na stałe nękanie i pachnie medialno-werbalnym linczem. Czekać tylko jak będą próbować go wieszać jak koniokrada na Dzikim Zachodzie. Leńczuk z Nowosadzkim akurat wtedy wyjdą za potrzebą a Boruczence zaparują binokle. Dumny również powinien być ze swojego „dzieła” „historyk z ulotki” medyk Janeczek, albowiem on tę modę na poniewierania BIOLOGIEM wprowadził i jak widać ta „ciąża rozwija się prawidłowo”. No i taki z niego „historyk”, że w jego pojmowaniu i „ulepszaniu” świata biolog ma odejść a ormowiec ma zostać. Amen
PS. Skoro Szpak BIOLOGA odsyła do bujania gołębi to wypada jego jako pełnoprawnego dziadka wyekspediować na emeryturę do piastowania wnuka. Pszczelarzy i bartników w dawnej Polsce zwalniano od przysięgi przed sądami. Widać uważano, że ktoś kto potrafi „dogadać się” z pszczołami musi być z natury uczciwy. Tym samym etos pszczelarza odległy etosowi ormowca. Ten ostatni dogadywał się, ale przy pomocy pały i okutych buciorów…
Dziś trochę przemyśleń i obserwacji z „najzabawniejszej tragedii” ostatnich lat, czyli rozpadu powiatowego PiS. Dowiemy się jak Andrzej Leńczuk wcisnął się w zbroję Wallenroda, a także czemu Marek wicestarosta mógłby wybierać Papieża. No i parę słów o pasji Wicia „Furmana z Łopiennika” do szerzenia anarchii. Ponadto wyjaśnimy o co chodzi z tymi majtami!
Kiedy Francją rządził Ludwik XIV to wymyślił „politykę reunionów” co się tłumaczy jak: zjednoczenie. Polegało to na wyszukaniu powodu, najczęściej błahego co by przyłączyć jakieś ościenne księstwo lub jego fragment do Królestwa Francji. Upatrzył sobie na tę zabawę rozparcelowaną na blisko 300 organizmów państwowych Rzeszę Niemiecką. Nad wszystkim czuwały trybunały przez niego powołane, żeby nie było, że to bezprawie i samowola! Tak działając nadoklejał bezkrwawo sporo terytoriów etnicznie niemieckich. Musiał potem część zwrócić, ale taki Strasbourg od zawsze niemiecki od tamtego przyłączenia stał się francuski i jest w granicach Francji po dziś. W tej zabawie Ludwisiowi nikt nie powiedział; ręce precz! Nawet Cesarz z Wiednia na te gwałty był głuchy i ślepy, a przecież tereny Niemiec były strefą jego wpływów. Powód bierności Wiednia był prozaiczny, wtedy Habsburgowie mieli spore kłopoty z Turcją, a były to czasy oblężenia Wiednia. Ludwiś przebiegle wybrał akurat ten moment na swoje fikołki, bo wyczuł słabość przeciwnika zaangażowanego w wojnę z półksiężycem. Właśnie słabość jest w tej i w naszej historii kluczem.
Gadanie o Dupie Maryny
Dziś w XXI wieku ponoć jesteśmy mądrzejsi, bo mamy ustawy, konstytucje, zakresy kompetencji, i wszystko tak wyregulowane, że powinno hulać jak ciotka Baśka po kielichu na weselu o czwartej nad ranem. Teraz jest wszystko jasne, o bezprawiu myśleć nawet nie wolno! Żyć nie umierać!
A tymczasem na zakuprzu krasnostawskim historia się powtórzyła, już bez Turków ale z wyraźnymi wpływami mongolskimi. Reinkarnowała się akurat tutaj, bo miała intelektualne podglebie w osobie radnego Piwko, który na sesji „bezrady powiatu” 6 września mówił otwartym tekstem, że mimo tego iż sprawy kadrowe w Muzeum Regionalnym nie są w gestii radnych to on będzie o tym gadał ! To że Piwko jest demagog z metra cięty i do tego infantylny widać na pierwszy rzut oka, ale zastanawia brak reakcji triumwiratu rządzącego powiatem czyli: Nowosadzkiego, Leńczuka i Boruczenki, jak i całego „bezrządu powiatu” To tak można gadać o czym się chce!?
Oni tym głuchym milczeniem nad tym o czym bajdurzy Piwko sprawili, że to „bełkotliwe coś” stało się pełnoprawne i jest traktowane na poważnie, a radny wyczuł słabość i wpakował się w nią z buciorami. Gadają więc o przysłowiowej „Dupie Maryny” po kilka godzin i nic z tego nie wynika. Bo jak można poświęcać cenny czas na coś co nie może być przedmiotem obrad rady?
Przewodniczący Boruczenko w takim momencie powinien to przerwać i radnego przywołać do porządku, ale dla niego jest ważniejsza „demokracja” niż porządek. Przecież cała sesja nadzwyczajna z 21 lipca z punktu widzenia prawa nie miała sensu i zakończyła się niczym. Dlatego jeszcze trochę to Nowosadzki z Leńczukiem doczekają takiej sytuacji, że Krzyś Zieliński i Piwko będą debatować nad tym jaką powinni zakładać bieliznę. Jeden będzie twierdził, że Nowosadzkiemu i Leńczukowi lepiej w majtach w grochy a drugi, że absolutnie nie! A potem obaj zażądają sesji wyjazdowej w ich chałupach i tam będą radzić. Oczywiście Boruczenko się zgodzi, bo jakżeby inaczej…
Wituś; wytrwały krzewiciel anarchii
By na sesji panował porządek przewodniczący musi być adwokatem zarządu, ale w powiecie to zjawisko nie występuje. Boruczenko wypracował sobie oryginalny styl, taki niepowtarzalny. Polegający między innymi na wygłaszaniu na jednym wydechu swoich mentorskich przemyśleń. Nikomu te pienia nie są do niczego potrzebne, nic nie wnoszą, ale on widać lubi sobie pogadać. Warto przypomnieć, że przewodniczący rady gminy w Siennicy Różanej Banach też ma taką skłonność. Poza tym, dopuszcza wszystkich do głosu, a nawet dopytuje czy ktoś jeszcze chce coś powiedzieć. To się stało już tak popularne jak powiedzonko Rysia z Klanu: dzieci myjemy rączki!
Można odnieść wrażenie, że Wicio jest, „głuchy” tylko o tym nie wie. Może w jego uchu siedzi krasnoludek i wali młotem w kowadełko albo dmucha w trąbkę Eustachiusza i zakłóca odbiór informacji z zewnątrz? Dlatego czasem nie rozumie co się do niego mówi. Bajzel który prowokuje osiąga chwilami takie rozmiary, że inni radni zwracają mu uwagę na to, że nie panuje nad salą. Wtedy Wicio strzela „focha” i bajzel trwa nadal. Skutkiem tego sesje przypominają oddział noworodków, na którym jeśli jedno zapłacze, to za chwilę wrzeszczą wszystkie. W naszym wypadku zapalnikiem jest zwrot; ad vocem, który działa jak; sezamie otwórz się. Jeśli on już padnie to zaczyna się gwar jak w kolejce do mięsnego za Gierka, a Wicio tylko się poci i poprawia binokle.
Wicio jest zafascynowany swoją władzą i pozycją. Nie on jeden, bo radny Zieliński to wręcz popadł w opętanie. W tym wypełnianiu swoich obowiązków za które bierze ponad 3 tysiące złotych żadnej maestrii ani majestatu nie widać. Widać za to wielgaśnego chłopa podobnego żmudzkiemu niedźwiedziowi, który stoi bezradny i patrzy na swoje poplątane gacie i wzdycha; co to robić!? Wicio twierdzi, że czasy się zmieniły i teraz tak będzie! Piękna laurka, ale tak może powiedzieć 6 latek gdy nóg myć nie chce. Gdy się prowadzi obrady, za takie pieniądze, wypada robić to sprawnie. Nowosadzki byłby o niebo lepszy, może kosztowałoby go to ze dwie koszule na sesje, i tu musiałby się starać, bo nie miałby na kogo się oglądać. Byłoby sprawniej.
Jego otwartości i „umiłowaniu wolności i każdego słowa” zawdzięczamy to, że Szpak mógł przeczytać anonim. Fakt! Dzięki temu zarobił dwa pozwy i teraz może mieć pretensje do Wicia, że mu nie przerwał a mógł. Ale fakt następny i bezsporny; to przewodniczący widząc co radny chce zrobić powinien mu zabrać głos i zażądać wydania paszkwila. Na tym nie koniec, bo po tym jaka Szpak podał Boruczence przez usłużnego Zająca anonim to Boruczenko powinien pofatygować się z nim do miejscowej prokuratury, a tak wyszło że musiała zrobić to Ewa Kowalik. Jak wiadomo anonim jej dotyczył i wyszło jak w czarnej komedii; donosiła na siebie.
A to jak prowadził sesję z 21 lipca na której „patroszono” Gołębia to była klasyka Wiciowej „ciamajdowatości”. Radni wchodzili w słowo, gadali do siebie a Domański wymachiwał łapami przed nosem Gołąba jak holenderski wiatrak. Boruczenkę to wszystko przerosło i powożąc zaprzęgiem kucyków wywalił furmankę, tak tą sesję można podsumować; jak i „furmana z Łopiennika”
Nowosadzki: przyczajony tygrys i ukryty smok!?
Jest jeszcze w odwodzie Nowosadzki, który mimo „autorytetu” na takie dziwactwa jak to Piwkowe milczy i w ogóle zszedł do podziemia jak żołnierz Wietkongu. Cieszy się, że jego nie pytają, tylko grillują na przykład Gołębia. On go nie darzy sympatią i to jest z jego punktu widzenia bardzo fajne. Najbardziej jest ukontentowany jak „mordują” kogoś obok, a nie akurat jego. Zapomina że jak tamtego „zamordują” to przyjdą po niego, bo tak to działa. Chyba mu umknęło, jak na początku kadencji Krzysiu Zieliński dzioba dzierał, bo wedle niego zajął jego miejsce jako wicestarosta. Przez to bycie wicestarostą „nie rzucającym się w oczy” Nowosadzki nauczyciel historii, powinien wiedzieć, że danie zgody na wchodzenie sobie na głowę w imię świętego spokoju źle się kończy i nie jest warte ceny jaką się ponosi. To droga donikąd. Przecież historia której uczy, kipi od takich przykładów, a choćby to co wyprawiał z Rzeczypospolitą w czasie wojny 7-letniej Fryderyk II. Ale widać Pan Marek historii tylko uczy, a nie stosuje w praktyce. On przygotowuje dzieci do zdania matury z historii i tylko tyle. Czego się obawia i czym ryzykuje?
Przecież na papierze Nowosadzki wypada najlepiej, zna historię i jest chłop szykowny, co krasnostawskie matrony doceniają w wyborach! Podobno po nich, nawet swoich plakatów nie musi sprzątać. Te w cudowny sposób znikają z płotów albowiem wspomniane panie chyłkiem znoszą je do swoich domów i traktują jak relikwie drugiego stopnia. Ponoć Marka plakaty wiszą nad ich łóżkami zamiast „Jezusa w Ogrójcu” a czasami pospołu. Ma Nowosadzki powodzenie jak śledź w Wielki Piątek.
Te Marka podyplomówki, magisteria to jak skład Realu Madryt z nim jako Zidanem w awangardzie. A jak się odszykuje i wypachni to się prezentuje jak kardynał przed konklawe, taki blichtr i majestat bije z niego. Brak mu tylko płaszcza podbitego sobolami. Tak więc samym swoim widokiem winien krew w żyłach ścinać a tymczasem nic takiego u jego antagonistów nie występuje. Włażą mu na głowę, a on kwili mysim barytonem miarowo popiskując. Czemu te zalety i potencjały nie mają przełożenia na rzeczywistość, to już temat na rozprawę doktorską.
Andrzej; Wallenrod z wyboru?
Leńczuk Andrzej trzeci triumwir, to człowiek dziwny a starosta jeszcze dziwniejszy. Podobno jest tym ostatnim ale nie do końca, bo nie potrafi się zdecydować czy nim być czy nie i trwa to już 4 rok! Jemu w głowie gra Orkiestra Polskiego Radia albo śpiewa Eleni. On się wstydzi, że może komuś nie przypaść do gustu tym co powie. Jako że silnie kościołowy to wymyślił bardzo chrześcijańską technikę obrony dyrektorów, tych ze swojej strony barykady i kojarzonych z poseł Hałas. Jest bardzo widowiskowa i sprowadza się do rzucania ich, jak pierwszych chrześcijan na ofiarę, ale nie lwom tylko opozycji, czy to z własnych szeregów czy tej od Szpaka. Poza tym Andrzej lubi nadstawiać policzek, jak na gorliwego katolika przystało, zgodnie z maksymą nowo testamentową. Tylko że policzek nie jest jego, ani ten pierwszy ani tym bardziej drugi. Puchną więc gęby dyrektorom, bo Ewa Kowalik swoje przeżyła, tak jak i Gołąb Andrzej, który jest w trakcie przeżywania.
Janeczek szaleje a „bezrząd” udaje Greka
Dość powiedzieć, że kiedy Janeczek w DPS szalał w zeszłym roku i zwieńczył to demonstracją głupoty w czystej postaci poprzez opublikowania fotografii mieszkańców DPS z ul. Kwiatowej podczas sesji, to nikt mu w tym nie przeszkadzał. Fotografię uzyskał od osób trzecich, a wizerunki pensjonariuszy były ich prywatnym dobrem i zgody na fotografowanie nie dawali nikomu. Skończyło się to komisją etyki dla Janeczka, a prasa usuwała fotografię ze swoich szpalt. Zrobiło się gorąco i zapachniało nawet pozwem. Rola „bezrządu” i Leńczuka w całym zajściu ograniczyła się do pozy biernych widzów. Bronić dobrego imienia DPS musiała samotnie jego dyrektor Kowalik Ewa, właśnie skierowaniem Janeczka na komisję etyki, co było dla bufonowatych radnych szokiem. Czas pokazał, że nie był to ostatni raz, a baba z niej charakterna. Co istotne to w trakcie Janeczka występów Ewy Kowalik nie było na sesji albowiem nikt nie wpadł na pomysł by ją zaprosić. Jak mogła wobec tego odpierać „furiackie” ataki medyka i czy można taką sytuację zrozumieć na trzeźwo!?
O dyrektorach bez dyrektorów
Skoro już mowa o bytności dyrektorów na sesjach, to warte odnotowania jest to, że ich na nie nie zapraszano. Trwał ten proceder dość długo. Od niedawna coś drgnęło ale Gołębia zaprosili, bo chcieli go pookładać, a Ewę Kowalik poproszono tylko dlatego, że sesje poświęcono DPS i w takich okolicznościach jej obecność była obowiązkowa. Wracając do wcześniejszej praktyki, to skutek tego był taki, że na zadawane pytania przez radnych dotyczące jednostek odpowiadał Leńczuk starosta. Odpowiadał tak, że niektórzy obgryzali ze złości paznokcie, a opozycja ganiała Leńczuka jak zwierzynę łowną. Jemu się to chyba podobało, widać Andrzej lubi taką formę aktywności ruchowej, bo lepsze to niż chodzenie na basen. Tu się choć rozbierać do majtek nie trzeba. Potęgowano w ten sposób chaos a „Nowy Tydzień” miał żerowisko jak mało kiedy i wykreował się obraz „pierdołowatego” obozu władzy. Panujący wtedy Covid nie jest wytłumaczeniem ponieważ istniej coś takiego jak łącza internetowe. Dyrektorzy dysponują taką wiedzą, że rozjechaliby antagonistów w try miga, ale Leńczuk tak zarządził jak zarządził. Co o tym pomyśleć i czy tak można rządzić?
Kurtyna opadła razem z portkami
Jeśli chodzi o sytuację dyrektora Muzeum Regionalnego, to tu jest arcyciekawie. Widać gołym okiem, że Leńczuk z większością zarządu powiatu odcięli się od niego. Zrobili to dyskretnie już grubo ponad rok temu, a pierwsze jaskółki pokazały się nawet tuż po konkursie w 2020 roku w którym Gołąb został wybrany na dyrektora, ale wylazło wszystko oficjalnie do przestrzeni publicznej w ciągu ostatnich 3 miesięcy. Ciężko to ukryć, tak samo jak maszerującą dywizję piechoty po otwartym stepie. Leńczuk wygłasza do gazet takie komunikaty, że te nie pozostawiają wątpliwości, o co mu chodzi i co zamierza. Dla kontrastu, czy ktoś pamięta Januszka, byłego starostę okładającego na sesjach Banacha z ZDP lub Anetę Mróz z DPS? Okładali inni ale i to dużo powiedzieć. Oni zaledwie próbowali i byli z opozycji, ale nigdy z obozu władzy. Za Szpaka takie praktyki nie wchodziły w grę. Tam było zwarcie szyków i więcej solidarności niż solidarności w „Solidarności” u Mańka Króla z Lublina.
Zarząd po prostu poszedł na skróty i uwierzył w to co mówi opozycja i przyjął ich narrację. A skoro tak, to oni już uwierzą we wszystko. W wielu sprawach dotyczących Muzeum Leńczuk mówi jednym głosem z opozycją. W ogóle wobec Gołąba realizuje się łajdacki i wredny plan. Tam nikomu nie zależy na wyjaśnieniu o co chodzi, bo Gołąb ma pełnić funkcję spluwaczki i „przedmiotu” nad którym można się pastwić.
Jasio Mróz wiosny nie czyni, ale dobrze że jest
Może jeden Jasio Mróz z „bezrządu” zachowuje w tym muzealnym amoku zdrowy rozsądek, ale on jest osamotniony. Jest również jego postawa dowodem, że większość wcale nie musi mieć racji. Janek Mróz czego nie ukrywa, podchodzi do tego racjonalnie, sam kiedyś był dyrektorem. Wiele by o tym wszystkim pisać, bo smaczków jest cała spiżarnia a zima za pasem.
Generalnie zarząd powiatu z PiS-em przegrał bitwę w mediach i uwierzył opozycji oraz rozwrzeszczanej gawiedzi na ulicy. Przegrał dlatego, że jej nawet nie podjął, padli już w szatni trzymając się futbolowych terminów. „Ich” strona internetowa nie istnieje, tak jak współpraca z mediami. Na sesjach brakuje ripost, celnych odpowiedzi i szeroko pojętej obrony swoich racji, a jest czego bronić i czym. Można pokusić się o stwierdzenie, że zarząd siedzi na stosie nabitych karabinów, ale jak już strzela to w swoje kolana.
Jest za to przesyt przemilczania, uchylanie się i naiwnej wiary, że jeśli się kogoś poświęci to tym zyska się spokój. Leńczuk twierdzi, że tak właśnie ma to wyglądać ale skoro tak to kartofel jest owocem…Dlatego opozycja narzuciła swoją narrację i to oni mówią co jest właściwe, ot tak jak z polityką kadrową w Muzeum Regionalnym. W tej chwili już nawet wygrana PiS w wyborach parlamentarnych może nie pomóc naszym powiatowym przebierańcom. Jak wiadomo te „wybory warszawskie” mają pewien wpływ na samorządowe. Póki co, to ci co się za powiatowy PiS uważają rozpaczliwie się bronią w odosobnionych gniazdach oporu jak kapitan Raginis w bunkrach pod Wizną. Ot i tyle z nich zostało. Cała formacja szybciej się rozlazła niż chusteczka higieniczna na deszczu, ale jak się prawie 4 lata przespało i pogniewało na swojego posła, to jak ma być…
Piotr Suchorab członek Zarządu Powiatu reprezentujący w nim „Krasnostawian” w ostatnim numerze „Nowego Tygodnia” dał popis takiego hartu ducha i niezłomności, że można spać spokojnie, bo jakby co to on nas obroni. A jak sobie weźmie do kompanii starostę Leńczuka i wicestarostę Nowosadzkiego oraz Wicia Boruczenkę to przepędzą Putina za Ural, a może nawet dalej. Takie w nich drzemią zuchy!
Dopadły Piotrka prasowe charty i zapytały, dlaczego podpisał się pod wnioskiem zarządu powiatu do burmistrza Kościuka, w którym mowa o zmianie w planie przestrzennego zagospodarowania sławnego „chmielnika”, co to jest polem bitwy między miastem i powiatem i tym samym kolejnym aktem wojny domowej.
Świnia po krasnostawsku w chmielowym sosie
Warto przypomnieć w formie dygresji, że leją się od momentu wygranych wyborów samorządowych w 2018 bez oglądania na skutki dwie grupy przedszkolaków z PiS. Żeby nie było! Tak do końca nie są pisowcami z krwi i kości, ale 4 lata temu wszyscy pisowcami się czuli i sztandar biało-niebieski całowali, jak żołnierze na przysiędze co to zaraz idą na front prosto w okopy. Wtedy byli pozornie zgodni. Teraz naparzają się, bo jak widać, do władzy nie dorośli. Na tej wojnie gdzie pól bitewnych jest znacznie więcej, korzystać będą inni, ale pisowcom skonfliktowanym w sumie o nic; tłumaczyć kretynizm wojny domowej jest takim samym sensem, jak gadać do głupiego, że sikanie do własnej zupy nie podnosi jej walorów smakowych.
Leją się więc o abstrakcję i bzdurę wymyśloną na poczekaniu, tylko po to, żeby się lać, bo rzekome tanie mieszkania, które mają powstać na chmielniku to bzdura i kretynizm czystej próby jak kolumbijska kokaina. To tak samo realne, jak elektryczne auta Morawieckiego albo inwestorzy z Kataru za Tuska. Główny lajtmotiw jest taki, że Kościuk z miasta chce budować, a Leńczuk starosta nie chce sprzedać gruntu pod budowę. Ludzie bijali się o mniejsze rzeczy niż „chmielnik” a choćby o świnię jak w 1858 roku, gdy na wyspie u zachodnich wybrzeży USA świnia wlazła w szkodę i spowodowała wojnę na poważnie zakończoną arbitrażem międzynarodowym. W krasnostawskim przypadku świnią i to podłożoną było zaplanowanie przez miasto na gruntach powiatu za powiatu plecami osiedla!
Piotrek na spowiedzi a PiS na deskach
Wracając do Piotrkowej pokuty to rzecz poszła o to, że zdaniem Wilkołazkiego lidera Krasnostawian, co jest „szefem” Suchoraba we wniosku przeznaczono na infrastrukturę sportową jedynie 60 arów z ponad 7 hektarów „chmielnika” a miało być 1,5 ha. Mowa tam jeszcze o zabudowie jednorodzinnej i wielorodzinnej, co też się Marcinowi nie widzi. W ogóle oni wszyscy powariowali i sami wprowadzili się w stan głupawej ekstazy i czekać tylko jak zaczną w mroźne ranki biegać po mieście w bieliźnie wrzeszcząc w niebogłosy. Sztorcuje Marcin Suchoraba, którego można by nawet żałować, bo z drugiej strony co miał zrobić? Nawymyślali głupot i teraz trzeba ze spiżowym czołem do nich się odnosić. Być może jest to początek nagonki na Piotra, coby się go pozbyć z listy, bo jak wieść powiatowa niesie „Krasnostawianie” szykują się do wielkiego skoku po władze by PiS wyciąć. Być może chcą przebudować listę, a Piotrek im nie pasuje. Skok, jeśli do niego dojdzie byłby ciekawym widowiskiem, bo PiS się rozsypał. Jakby go wycięli poniżej korzeni nikt by nie płakał, z wyjątkiem Stępnia z NT, bo nie miałby o czym pisać. Dowiedli pisowce, że strach im władzę dawać nawet w sołectwie, bo i tu narobiliby bajzlu. Anarchia u nich jest tak daleko posunięta, że gdyby dziś przyszło to nie stworzą nawet listy ale to temat na inny felieton. A podejrzewam, że jak zaczną ją tworzyć to się dopiero wezmą za łby i Tutsi z Hutu będą się mogli od nich uczyć.
W dobrej wierze…
Tymczasem to wszystko nic, bo najbardziej urzeka reakcja samego Suchoraba na zarzut; jak mógł pod czymś takim się podpisać. Ten nawet nie pomyślał, czy ten jest uprawniony, tylko na ślepo uznał, że popełnił prawie grzech śmiertelny i począł się kajać i to jak! Łyknął to wszystko na jeden raz, aż zadzwoniło. Piotrek się prawie rozsypał w tej pokucie i powiedział, że on tego, co podpisywał to nie czytał i wszystko robił w dobrej wierze…
No ba! W dobrej wierze to Konrad Mazowiecki Krzyżaków do siebie w 1226 zaprosił i w takiej samej dobrej wierze jego wnuk; Władysław Łokietek poprosił w 1309 coby wypędzili z jeszcze jego Gdańska Brandenburczyków a ci jak już to zrobili to weszli i zajęli ich miejsce a siedzieli w nim do 1466… No i w końcu jeden chłop w dobrej wierze poszedł do spowiedzi i w dobrej wierze księdzu powiedział, że spał z jedną Zośką bardzo zamężną i nie byłoby w tym nic dziwnego tylko, że ksiądz też tam zachodził i przy Zośce robił za termofor. To wszystko było w dobrej wierze, jak i podpis Piotra, a poza tym to czy on mógł podpisywać w jakiejś innej wierze !? No i jak widać działanie w dobrej wierze często jest początkiem kłopotów ale i ciekawych obserwacji…
Piotrek i czteroletni „napastnik”
Chłop z niego dorosły, a podeszli go jak dzieciaka. Piotrek widać bardzo spolegliwy i jakby go czterolatek zaczepił w południe na ulicy i wyseplenił: Piotrek dawaj kasę, bo mam w ręku misia i nie zawaham się go użyć; to radny oddałby portfel razem z portkami, kluczami do domu i auta. Jeszcze by przeprosił za ociąganie i napastnika zaprosił na lody. Radny Piotruś co by nie mówić ze swoim stażem w samorządzie powinien być znacznie twardszym zawodnikiem, a nie takim o konsystencji kisielu. Tłumaczenia powinien dobierać zdecydowanie lepsze. Nawet można uznać, że dobrał, bo pod koniec artykułu powiedział, że żadna klamka nie zapadła i decyzja nie jest ostateczna Jakby pociągnął tłumaczenie w tym kierunku to miałoby to ręce i nogi, ale bez opowiadania, że nie czytał a tak to wyszedł z tego materiał źródłowy do kabaretu…
Tusk też nie czytał…
W tym miejscu warto przypomnieć w formie ciekawostki i na otarcie łez, że gdy Tusk podpisywał Traktat Lizboński amputujący Polsce kawał suwerenności to też go nie czytał i się do tego przyznał jak nasz Piotrek! To nie koniec, bo dla równowagi ostatnie tłumaczenie Kaczyńskiego na spotkaniu z wyborcami w Nysie czemu za traktatem głosował jest dopiero zabawne! Stwierdził właściciel kota i połowy Polski, że głosował za nim by obóz patriotyczny doszedł w przyszłości do władzy. Do dziś nikt nie wie co to ma znaczyć.
U radnego nie było powodów do takiego kajania i przepraszania za to, że się żyje. Jest członkiem zarządu i obowiązuje go względem Leńczuka jakaś lojalność a poza tym to wszystko duby smalone i bzdury cała ta inwestycja na chmielniku. No i przecież kiedy wiosną głosowano czy sprzedać jego część Suchorab był „za”, ale tym samym przeciw Leńczukowi. O lojalności w tej kadencji wielu pozapominało i mamy „burdel” jak ta lala, ale dla kurażu i zdrowotności bronić się wypada skoro portki się na rzyci nosi. Zamieszanie wynika z takich wrzutek jak chmielnik, które mają taki sens i prawdopodobieństwo jak postawienie znaku „teren zabudowany” na autostradzie przez pustynię.
Rewanż i jest remis
Nowosadzki w tym podpisywaniu udziału nie brał i się z tej Jałty ulotnił, tak napisali w gazecie, ale dokonała się „zemsta” na Suchorabie, bo gdy głosowano w zeszłym roku podwyżki diet to Suchorab wstrzymał się od głosu ale dietę wziął. Nowosadzki, choć diety nie bierze, bo jest wicestarostą lojalnie głosował „za”. Odchorował to bidulek… Dzięki temu został Marek tłustym kotem, choć kęska nawet nie powąchał. Teraz jakby rachunki się wyrównały i obaj mają w siniakach i zadrapaniach remis…
Nowa praktyka i co z niej wynika
W związku z Piotrkową pielgrzymką pokutną można wysnuć wniosek, że w zarządzie i części rady powiatu wyewoluowała nowa moda. Bo są w radzie dwie grupy o biegunowo odległych reakcjach na bodźce zewnętrzne. Pierwsza grupa to ta służalczo-cierpiętnicza w postawie względem swoich adwersarzy. Można to określić dendrologicznym terminem mając na względzie klona z miejskiego rynku i ochrzcić ich „samorządowymi klęczącymi drzewami”. W tym zacnym gronie jest Leńczuk starosta, Nowosadzki wicestarosta, Boruczenko „przewodniczący bezrady i Mojżesz kulejący”. Wicio co trzeba wiedzieć, tak charyzmatycznie prowadzi obrady, że jakby Mojżesz tak Izraelitów wiódł do Kaananu, to chodziliby w kółko. Teraz już Suchorab dołączył rzutem na taśmę i w tym gronie chyba trwa zażarta rywalizacja; kto bardziej klęknie i pozwoli sobie wejść na głowę. Piotrek w debiucie wniósł całkiem niezłe widowisko i teraz czekać na ripostę reszty. Pozostała trójka co rusz wypuszcza serwilistyczne balony a Leńczuk Andrzej „utrapienie wszystkich fryzjerów” w ciągu ostatnich miesięcy popadł w jakiś bliżej nie określony amok i jest krok od tego, że na wiosnę bociany uwiją mu w kędziorach czupryny gniazdo, a on ani drgnie. O szczegółach tego przedsięwzięcia innym razem, bo ciekawe to jak jasna cholera. Tak czy siak, to wspomniany klon ma towarzystwo, ale i konkurencję…
Druga frakcja to ci, co pozjadali wszystkie rozumy i przez to pławią się w bucie, arogancji a zwykła prostacka głupota urosła u nich do rangi charyzmatu. Wystarczy posłuchać wynurzeń Janeczka, bełkotu Zielińskiego, pierdół Domańskiego, wrzasków Szpaka czy paplaniny Nieściorowej. Właśnie ci pastwią się nad tymi pierwszymi. Jest i cała reszta, która biernie się temu przygląda z różnych powodów. No i jest Józio Wroński, który jak podsumuje mądrali to idzie w pięty…
Na zakończenie ciut otuchy radnemu się należy. Wypada twardszym być, tym bardziej, że imię Piotr zobowiązuje, bo z greki to znaczy tyle, co skała; petros. Tylko że znając skłonność radnego do dziwnych tłumaczeń gotów powiedzieć, że jest skałą, ale osadową jak piasek czy less i skoro tak to wystarczył strumień zarzutów i popłynął. Mimo wszystko Suchorab ma zalety i jedna z nich to brak skłonności do intrygowania. A w tej radzie powiatu to wartość dodana, bo jest kilku rzemieślników intrygi, jak i jeden „wirtuoz”.
Doczekali my takich czasów, w których kot instynktownie wyczuwa, co jest dla niego najlepsze, i w tym przekonaniu utwierdza nawet reklama telewizyjna. Wniosek z tego taki, że kocur może o sobie dowolnie decydować. My nie mamy takiego luksusu instynktu, który coś by podpowiadał. Mamy za to władzę, która instynkt zastępuje. W Siennicy Różanej jest nią wszechmocny wójt Leszek Proskura.
W ostatnim numerze „Nowego Tygodnia” zostało napisane w artykule pod wszystko mówiącym tytułem „Czy wójt głębiej sięgnie do kieszeni ?”, że nasz jasny idol unieważnił przetarg na budowę przedszkola. Szkoda, bo przedszkole ma być takie jak ogierek Kargula, który jak wiadomo był fajny i „amerykancki” Ponadto za tytuły powinni w „Nowym Tygodniu” przydzielać sowite premie, bo czyja ta kieszeń na pierwszy rzut oka nie wiadomo i można dojść do wniosku, że Leszka! Przez takie sugestie może jeszcze ktoś uwierzyć, że Proskura jak hetman i kanclerz Jan Zamoyski funduje za swoje. Dopiero potem autor daje do zrozumienia, że kieszeń „nasza” a tylko ręka jest wójta. Czyli klasyka.
Cwany plan
Gmina otrzymała od państwa z programu „Polski Ład” 9,444 miliona na budowę przybytku o nazwie „przedszkole”. Było to „prawie” rok temu. To „prawie” z czasem zdaje się kluczowe. Wójt sobie pomyślał, że jak tak, to te „prawie” 10 baniek będzie w 85% pokrywać jego cwany plan, a on sobie dołoży oczywiście nie ze swoich tylko z naszych te 15% i mu się to wszystko domknie i zbilansuje. Potem odtrąbi sukces… Tak sobie to skalkulował, tylko że zapomniał gdzie żyje i że inni: czytaj- wykonawcy na takie kalkulacje mają swoje anty kalkulacje, bo chcą zarobić. Tym bardziej, jeśli do trwającej pandemii w międzyczasie dochodzi wojna na Ukrainie, którą żyje cały naród, a do tego inflacja co miesiąc większa, bo rząd jakby było mało nieszczęść rozdaje na prawo i lewo i ją nakręca.
Szok po otwarciu kopert
Leszek myślał jak ostatni naiwny, że jemu jakimś cudem się uda i….bardzo się zaskoczył, gdy zajrzał do kopert w trakcie przetargu. Doznał chłop prawie szoku, który redaktor Stępień określił zaledwie mianem „sporego zaskoczenia” i być może są to nawet słowa samego Leszka. To dobrze, niech wie co to zaskoczenie, albowiem wielu jest notorycznie w takim stanie, gdy słucha jego pomysłów i pokrętnych tłumaczeń…
Najtańsza oferta opiewała na „zaledwie” 13,2 miliona, a najwyższa na 20 milionów. Była i trzecia, ale o tej cicho sza, może to było coś pośrodku? Dobrze to nie wygląda, bo do najniższej trzeba by dołożyć prawie 5 milionów z „naszej” kieszeni.
Walczy dalej
Czy wójta po tym czytaniu podnosili z podłogi, to nie wiadomo, bo nie napisali o tym, ale jakby gruchnął o parkiet byłoby to zupełnie na miejscu. Po wszystkiemu jak się nasz Leszek z zaskoczenia otrząsnął, to wziął i przetarg unieważnił, a wie jak się to robi bo parę tygodni wcześniej unieważnił konkurs na dyrektora Centrum Kultury. Drugi ogłosił 10 sierpnia i następne otwarcie kopert z ofertami przetargowymi wyznaczył na 29 sierpnia w nadziei, że będzie taniej!
Ta nadzieja jest bardzo płonna i przypomina marzenie skazańca o tym, że akurat nad jego karkiem gilotyna się zatnie! Zapowiada również, że jakby co to się zakres prac przy planowanym przedszkolu okroi, żeby się zmieścić w kosztach. No, jest to jakieś wyjście tylko czy to już nie za późno. Jak dalej tak pójdzie to te prawie 10 milionów starczy mu na fundamenty!? W takiej sytuacji należy sobie zadać pytanie; czy ta budowa ma jeszcze sens i czy kiedykolwiek miała?
Nadal nie wiemy ile kosztowałaby modernizacja już istniejącego przedszkola przy szkole podstawowej, albowiem tam rzecz się rozbija o klatkę schodową. Mówi się, że miałoby to kosztować „dużo” tylko nikt nie wie co znaczy „dużo” Żadnych kalkulacji na owo „dużo” nikt nie przedstawił…
Brać bo dają
Dla pojmowania świata przez Proskurę i jego otoczenie nie bez znaczenia jest ten magiczny zwrot mówiący o dofinansowaniu, z którego wynika, że wystarczy coś tam dołożyć, jakieś przysłowiowe grosze i za nie będzie coś zupełnie nowego. Tak tymczasem nie jest, bo nie jest to do końca prawda, ale działa owa sztuczka jak hipnoza i rozpala umysły tych, którym się za specjalnie główkować nie chce. A nie chce im się, bo to nie ich pieniądze i ich odpowiedzialność. Ludzie lubią jak im się coś daje taki wniosek z tego wynika.
W poprzedniej kadencji na jednej z komisji stanęła sprawa budowy czegoś tam z dofinansowaniem i mniejsza co to było, a wtedy Andrzej Korkosz naszym decydentom zadał pytanie o charakterze szarady. Zapytał, czy gdyby państwo dawało 95% na budowę sieci domów publicznych, to czy też by w to wchodzili? Oczywiście odpowiedzi się nie doczekał po dziś dzień, ale charakterystyczne jest to, że wystarczy zarzucić temat dofinansowania a samorządy łykają to jak pelikany, nie patrząc czy inwestycja ma sens. Ot dają to bierzemy…
Kot ma lepiej
Jest jeszcze jeden smaczek, taki wysupłany w porywie szczerości. Stępień pisząc artykuł musiał polegać na opinii kogoś z UG, bo sformułował takie zdanie, które brzmi mniej więcej tak, że kiedyś tam planowano przedszkole w Zagrodzie, ale były obawy, że rodzice, którzy pracują w Krasnymstawie nie zechcą dowozić dzieci i zabiorą je do przedszkoli w mieście. Dla pełnego obrazu w Zagrodzie przedszkole miało być lokowane w budynku zabytkowego spichrza, który obecnie jest wystawiony do sprzedaży. To bardzo siennickie tłumaczenie, bo akurat rodzice pracujący w Chełmie podlegają podobnym prawom i dlaczego tylko jeden kierunek ma znaczenie?
Ważne w tym szczerym wyznaniu jest i to, że nikt z rodzicami nie rozmawiał, co jest niepisaną tradycją w gminie rządzonej przez Leszka. Gdyby Proskura chciał, to poznałby zdanie mieszkańców, bo co to za problem. Gmina liczy zaledwie ciut ponad 4 tysiące mieszkańców i jaki w tym problem spotkać się z zainteresowanymi? Kanały informacyjne i dystrybucyjne ma w postaci sołtysów i radnych. Gdy trzeba było podpisać się pod listem do Ziobry, żeby naskarżyć w nim na Ślusarczyka, to aktyw z całej gminy spisał się chwacko! Wobec tego zrywu, co tam dla nich odwrócić wektor w drugą stronę i iść z informacją pod strzechy? Przecież tu o dzieci idzie. W tym wypadku objawiła się w pełnej krasie przywódcza rola partii, która wiedziała lepiej, że rodzice mogliby się nie zgodzić, więc partia postanowiła co postanowiła. To nas plasuje niżej niż wspomniane koty, te wszak mają instynkt i mogą się nim kierować, a my takich co myślą za nas. A jak myślą to właśnie widać.
Nowa geografia
Mieszkańcom Zagrody po tym wszystkim została na otarcie łez łamigłówka, bo jak to jest, że ich miejscowość leży zaledwie od centrum 5 kilometrów i przy drodze głównej do tego wojewódzkiej, a tu w gazecie na potrzeby aktualnej rozgrywki stają się miejscowością na uboczu? Skoro tak, to gdzie znajdują się Baraki i Stójło? Myśleć, o czym mają jak widać wszyscy. Na to pytanie próżno czekać odpowiedzi, bo widać to władza decyduje co w gminnej geografii jest centrum, a co uboczem- jak ma w tym interes.
Wychodzi przy tym, jak rdza na Polonezie, że w gminie rządzi wójt i przypadek. Ten drugi grosza za swoje rządy nie bierze, ale ma przemożny wpływ na tego pierwszego i można powiedzieć, że tak naprawdę to on rządzi. W gminie brak jakiegokolwiek pomysłu czy koncepcji gospodarki nieruchomościami. Przedszkole powinno być już dawno i nawet nie w Zagrodzie tylko w dworku, obok szkoły w Siennicy Różanej, który tak samo, jak budynek dawnego przedszkola w Zagrodzie jest zabytkowy (a to pośredni dowód, że w zabytkach można lokować co się chce, ale jak się chce), ale ten temat omija się skrzętnie jak dziurę w moście, bo tam plany były co do zagospodarowania już dawno. Co też po części dowodzi, że wójt planować potrafi, tylko musi mieć w tym interes polityczny.