O ormowskiej etyce w powiatowej polityce

 

Człowiek rodzi się z mózgiem, ale rozumu nabywa z czasem” Tym hasłem Janusz Szpak szermował na ostatniej sesji rady powiatu bez litości. Potem, jak gdyby nigdy nic przeczytał publicznie niezweryfikowany przez instytucje do tego powołane anonim, godzący w dobre imię postronnych osób, w tym dyrektor DPS na ul. Kwiatowej w Krasnymstawie. W związku z tym niektórzy uważają, że procesy o zniesławienie są kwestią czasu.

Kiedy prawie 4 lata temu, po wyborach Januszka Szpaka pozbawiano służbowego auta z kierowcą i czeredy pochlebców. A także gabinetu przy ulicy Sobieskiego i w efekcie politycznego znaczenia. To nikt nie przypuszczał, że z tego powodu w jego jaźni zalęgnie się „robak politycznego szaleństwa”

Przegląd pola bitwy

Dlatego Szpak rządny rewanżu znalazł sobie jakiś czas temu, wśród ludzi wymagających opieki, troski i w jakiś sposób dotkniętych przez los- pole do swoich bitew. Tego wątpliwego zaszczytu doświadczył- Dom Pomocy Społecznej na ul. Kwiatowej w Krasnymstawie. Akurat tam, gdzie kiedyś władała jego pupilka, wielce czcigodna pani Mróz. I gdzie obecnie dyrektoruje pani Kowalik, która zdecydowanie nie jest dla niego wielce czcigodna, jak wynika z przebiegu wypadków.

Kowalikowa, gdy została dyrektorem wprowadziła szereg zmian. Widać te wpłynęły na niektórych pracowników- zwolenników starego porządku, w taki sposób, że zaczęli doskonalić się w sztuce epistolografii, płodząc masę bezsensownych anonimowych donosów. Warto wspomnieć, że swego czasu do DPS „powojować” wpadał przemądrzały ginekolog- Janeczek. Czy tym sposobem urosła mu szarża i przybyło belek na pagonach, tego nie wiadomo, ale w DPS się udzielał? I właśnie jeden z takich anonimów trafił do „niecierpliwych rączek” Szpaka, za pośrednictwem poczty. Janusz na sesji nie omieszkał się tym pochwalić, a nawet zwrócić uwagę, że na kopercie jest znaczek!

Szpak w buciorach w cudzej pościeli

Takiej okazji przepuścić nie mógł i go przeczytał, a w nim zostało napisane, że w DPS na ulicy Kwiatowej w Krasnymstawie dochodzi do… Tu mam pewien problem natury etycznej. Otóż Szpak bezmyślnie przeczytał od deski do deski anonim zawierający niezweryfikowane plotki o ciężkim kalibrze, godzące w dobra osób trzecich. W związku z tym nie mam ochoty tego cytować i traktować Szpaka jako wtórne źródło. Być może zrobi to niezawodny redaktor z „Nowego Tygodnia”, który ostatnio ochoczo rozpisywał się o częściach garderoby, bądź ich braku właśnie w DPS opierając się na rewelacjach z anonimów.

Otóż treść anonimu zawiera kategoryczne stwierdzenie, a nie podejrzenie, że w DPS dochodzi od wielu lat między konkretnym opiekunem a wymienionym z imienia pensjonariuszem do sytuacji, w których opiekun dopuszcza się wobec pensjonariusza czynu zabronionego, i zagrożonego karą na podstawie Kodeksu Karnego. Specyfikację czynu przemilczę. Mimo że w anonimie nie pada imię i nazwisko pracownika, to autor ustami czytającego Szpaka podał taką właściwość pracownika, po której można go zidentyfikować. Na pewno w DPS wiedzą kto to jest.

W tej placówce istnieje system identyfikacji, który pozwala zastąpić nazwiska. Polega na nadaniu konkretnej osobie konkretnego symbolu, który jest do niej przypisany na stałe. Tak więc mimo braku personaliów, można ustalić kto zacz. Skoro ja już wiem, to jaki problem dla tych, którzy tam pracują? To nie koniec parad Szpaka, bo ostatnie zdanie anonimu stwierdza bez wątpliwości to, że dyrektor Kowalik o wszystkim wiedziała i nie reagowała.

Na to, co przeczytał oczywiście nie miała żadnych dowodów. Bawił się Janusz przy tym szampańsko i rozpierała go radość. Dla jego umysłowości był to sukces, i to nie byle jaki, a, że pracownikowi i pensjonariuszowi wywrócił życie prywatne do góry nogami to już jest mało istotne. Ofiary, choćby niewinne muszą być, gdy on walczy w jakże słusznej sprawie odzyskania należnej mu politycznej schedy.

Suchorab i Kowalikowa rujnują Szpakowi „widowisko”

W zachowaniu Szpaka dało się zauważyć grę na „widowisko” i wiele na to wskazuje, że on to zrobił umyślnie. Kiedy odczytał anonim to zażądał odpowiedzi na niego na piśmie. A to znaczy, że nie chciał na sesji głośnej polemiki z faktami, które udostępnił zgromadzonym i widzom. Miało to być widowisko jednego aktora i jednej roli. On miał dać sobie upust i tyle, a gazety miały napisać jak bezlitośnie wypunktował Zarząd Powiatu. Liczył na to, że nikt się nie odważy. Poza tym, od jakiegoś czasu sesje odbywały się bez dyrektorów podległych jednostek. Dlatego mógł tak kalkulować. Bywało tak, że młócono Muzeum, DPS, a ich szefowie nie byli zapraszani. To „nie zapraszanie” to już niedopatrzenie fajtłapowatego Zarządu Powiatu, bo w tej sytuacji nawet Covid nie jest usprawiedliwieniem, gdy są łącza internetowe.

W tym wypadku członek zarządu Piotr Suchorab poprosił obecną tym razem na sali obrad dyrektor DPS panią Kowalik, by się odniosła do rewelacji Szpaka. Ponadto zauważył, że anonim nie tylko ten, ale i inne biją w ludzi rzetelnych. On coś wie na ten temat, bo jak stwierdził pracuje już 30 lat i często bywa w DPS. Dodał ponadto, że Szpak otrzyma odpowiedź pisemną i tylko on ją będzie znał, a sytuacja wymaga by odpowiedź była publiczna. Tym stwierdzeniem Suchorab rozbił, ale i rozgryzł taktykę Szpaka i wywołał do odpowiedzi dyrektorkę DPS, która na tej sesji była obecna, gdyż chciała odpowiedzieć na „zaczepki” Szpaka z poprzedniej sesji.

Kowalikowa, gdy dostała głos stwierdziła, że skoro tak się sprawy mają to ona składa zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa. Zapytała Szpaka czemu nie pojawił się na kontroli z Komisją Zdrowia w DPS, a jest jej członkiem? Bo jak zauważyła z kontrolą pojechał do DPS w Bończy i Surhowie. Dlaczego w związku z tym wypowiada się o rzeczach, o, których nie ma pojęcia. Dociekała czemuż to anonimy o takich treściach trafiają na ręce Szpaka, a nie do niej lub do Komisji Etyki czy branżowych związków zawodowych, które są w DPS. Szpak słuchał, ale go to irytowało, bo widać nie tak miało być.

A furii prawie dostał, gdy Kowalikowa przypomniała mu jak pisano o sytuacji w DPS za czasów gdy on był starostą. Dla niego to już było za wiele i zaczął Kowalikowej zarzucać, że go w gazetach oczernia i opluwa i żeby mu nie mówiła co ma robić. Nawiązywał chyba do jej wypowiedzi do ostatniego numeru „Nowego Tygodnia” i artykułu „Wódka się leje…”. A tam nie było niczego co można określić opluwaniem i oczernianiem. Sam tytuł był cytatem z jego wypowiedzi, a dyrektorka jedynie wspomniała o praktykach w DPS za jego czasów na podstawie publikacje prasowe. To go tak widać rozsierdziło. W tym miejscu jeszcze dodał Janusz, że on był starostą tyle lat i o DPS tak nie pisali. Kowalikowa i na te ostatnie rewelacje miała odpowiedź, i podsunęła mu pod nos skany artykułów z prasy o DPS za jego rządów. Szpak tę potyczkę przegrał, bo oprócz emocjonalnych zwrotów i powoływania się na chwalebną przeszłość nic nie powiedział. Jego widać ta utrata władzy i znaczenia boli gorzej niż nam się zdaje, i do tego stopnia, że momentami prawie mówi o tym wprost…

ORMO wylazło.

Czytanie anonimu i pyskówki z Kowalikową były widowiskiem na poziomie szarpaniny za remizą w pokrzywach i demonstracja piramidalnej głupoty kosztem osób postronnych- niczym poza tym. Tam nie było ni krzty ochrony interesu publicznego, bo gdyby się nim Szpak kierował to złożyłby zawiadomienie do Prokuratury Rejonowej w Krasnymstawie celem wyjaśnienia sytuacji, skoro podjął takie informacje na podstawie anonimu. On tego jednak nie zrobił, bo gdyby to uczynił nie mógłby dokonać medialnej zadymy na transmitowanej sesji. Samo wykonanie było takie na miarę adepta ORMO. Nawet osoby przychylne Szpakowi nie są w stanie tego obronić, bo się zwyczajnie nie da. W tym wypadku pociechą aczkolwiek marną ale w pewnym sensie tłumaczącą prymitywne zachowanie Szpaka jest fakt przynależności przez 12 lat do wspomnianego już ORMO. Trzeba pamiętać, że ono było tylko rezerwą Milicji Obywatelskiej i jak widać nie szedł tam materiał, który można zaliczyć do orłów. Czasami tacy z rezerw awansowali i tak jak nasz Janusz zostawali starostami, ale chyba tylko po to, żeby czytać publicznie anonimy, gdy już nimi być przestaną.

Mogę jako skromniutki zjadacz chleba…

O całej zaistniałej sytuacji wypowiedzieć się niemalże jak absolwent prawa bez dyplomu i radcowskiej aplikacji. Jako że często chadzam po niezawisłych sądach w różnych rolach. To w wyniku takich „spacerów” posiadłem pewną wiedzę z tego zakresu. Swego czasu opublikowałem list, w którym zawarte były treści niepotwierdzone. Mimo że nie były to kategoryczne stwierdzenia, to Temida ustami przeuroczej i filigranowej sędzi oznajmiła mi, że musi mnie ukarać. W moim czynie nie był żadnej próby robienia polityki i nigdy tego nie wykorzystywałem w tym celu. Jeśli ktoś wykorzystywał, to strona przeciwna, albowiem było to doskonałe narzędzie do walki z całą moją działalnością. Ba! W moim działaniu był nawet interes publiczny, tyle że ja nie potrafiłem go zaakcentować na tyle dobitnie by przekonać niezawisły sąd. Być może brak pomocy prawnika zemścił się w tej sytuacja, a ten, co się akurat powinien poczuwać wycofała się na z góry upatrzone pozycje, bo akurat skończył mu się abonament cywilnej odwagi. W mojej historii istotne jest uzasadnienie sądu. Otóż wynikło z niego, że list mogłem napisać i sąd to rozumie, ale nie powinienem go publikować ze względu na niektóre treści. W sumie trudno zarzucić takiemu wywodowi brak logiki. Dlatego to, co zrobił Szpak było w pewnym sensie kalką tamtej sytuacji sprzed lat, do tego perfidną. Bo widać z daleka, że to plota. Dodatkowo obciąża go fakt, że jest osobą publiczną, którą obowiązują surowsze zasady niż zwykłych Kowalskich. No i przecież Janusz moją historię zna! Jest jej częścią, a nawet bohaterem i na podstawie listu, o którym wspomniałem, Szpaka i Proskurę przepraszałem w prasie. Czyżby w amoku wojny politycznej nie pomyślał o tym, on, który wszystkich poucza i strofuje? 

Pozwy powinny się sypać

Treść anonimu, póki niezweryfikowana- jest pomówieniem, plotką, ale to ja tak uważam, i wszystko na to wskazuje-łącznie z wyjaśnieniami dyrektor Kowalik. Ważne jest i to, że w orzecznictwie sądów są wyroki skazujące nawet w sprawach, gdy nie podaje się nazwisk i imion, a jedynie cechy, po których można osobę zidentyfikować. W tym wypadku właśnie tak było.

A co sobie pomyślą inni, którzy prawo znają piąte przez dziesiąte? Dojdą do wniosku, że skoro przeczytał to Szpak to tak musiało być i do tego-a jest to kluczowe zrobił to były starosta-osoba publiczna, a on się nie może mylić. Siła rażenia Szpaczej głupoty jest wielka, bo do tego została dokonana środkiem masowego przekazu, jaką jest transmisja i rezonans prasy. Póki nie są wyjaśnione opisane w anonimie zdarzenia nie należał o tym mówić publicznie jeszcze w taki sposób. Taki wniosek z tego wypływa. Doszło w ten sposób do złamania prawa, a wszystko kwalifikuje się pod paragraf 212 Kodeksu Karnego. Oprócz tego dochodzi ewidentne naruszenie dóbr osobistych na zasadach Kodeksu Cywilnego.

Januszek jako były ormowiec stosuje etykę sytuacyjną, tak na rympał i bezczelnie. Wcześniej, gdy na sesji rozważano, do jakiej komisji oddać sprawę mandatu radnego Domańskiego- bo ten nie wiadomo gdzie mieszka, a prasa o tym się rozpisywała. Szpak zaczął wrzeszczeć, że to wstyd zajmować się takimi sprawami i co to za jakieś podsłuchy i w ogóle wstyd dla powiatu! Bo trzeba wspomnieć na marginesie, że Domański wystąpił z PiS i Szpakowi bardzo to odpowiada. Peeselowcy nawet mu tego postępku gratulowali i stąd „perskie oczko” w kierunku zielarza z nie wiadomo skąd. Ale za kilkanaście minut Szpak jak gdyby nigdy nic, sam wyciągnął anonim i go przeczytał. To właśnie ta wspomniana typowa ormowska etyka sytuacyjna, która zastąpiła tą chrześcijańską. Ot… Anonim na Domańskiego jest zły, bo on jest „wrogiem” mojego wroga, a „mój” anonim jest dobry, bo akurat mam w tym interes- i tak to wygląda… No i skoro człowiek rodzi się z mózgiem, a rozumu nabywa tak jak Szpak to pokazał, to ja mam ochotę wyrazić prośbę: Panie Boże zatrzymaj Świat, bo ja wysiadam…

 

 

40
7

Jurek Lewczuk -😃 pełny optymizmu

 

Izbica to urokliwe miejsce, a na dodatek dotknięte stygmatem „mocy” i wyjątkowości. Żeby za daleko nie sięgać wstecz, to kiedyś była tam liczna diaspora Żydów. Potem przyszli komuniści, a potem był Karol Babiarz…Teraz nastała epoka kosmicznego burmistrza Jurka Lewczuka, który sam o sobie tak mówi-per Jurek. Czekać tylko, a to kwestia czasu jak na izbickich polach wyląduje UFO, a z niego rozlegnie się tubalny głos-Jurek pora wracać!!!

Proszę zwrócić uwagę na ostatnie zdanie wieńczące  Jurka wywody, bo ocieka szczerością za którą w pewnych okolicznościach trzeba padać na kolana i błagać o przebaczenie, a bywa i tak że można dostać po twarzy😉

Źródło: FB Jurek Lewczuk post publiczny

Wynurzenia jego wysokości burmistrza są z kategorii tych padających na warszawskich salonach. To ta sama stajnia intelektualna- „sorry taki mamy klimat” albo, że za 6 tysięcy pracuje albo idiota albo złodziej lub „ta podwyżka nam się należała” O ile skrupulatne wyliczenia i prognozy są do zaakceptowania, to nonszalancji puenty nie sposób nie zauważyć. W związku z tym bardzo ciekawa i w pewnym stopniu znamienna jest reakcja mieszkańców na Jurka wpis. Tylko jedna osoba odniosła się i zasugerowała zmniejszenie podatków, reszta przyjęła burmistrzowskie facecje jako nową świecka tradycję. W takich okolicznościach wypada gorzko zapłakać albowiem skoro ludzie nie dostrzegają takich kwiatków, to po co jakiekolwiek normy. To w pewnym stopniu wyjaśnia zachowania radnych na czele ze Szpakiem i Krzysiem Zielińskim w radzie powiatu. Być może jest to wirus i tak wygląda covid-19 w krasnostawsko-izbickiej mutacji😉

26
4

Niewypały

 

Dziś o tym jak strajk włoski można wykorzystać do wojenek w powiatowym przedszkolu. A poza tym dowiemy się o postępach geniuszu radnego powiatowego Krzysia Zielińskiego. On się nie chwali, bo jest „skromnym geniuszem” ale zna się na więcej niż wszystkim. Nawet ostatnio opracował nowatorską metodę badania kondycji mostów. On chłopak z Leśniowic, po Lubelskiej Politechnice i maszynach spożywczych…

Nim jednak przejdę do meritum, to wypada mi złożyć na ręce „Nowego Tygodnia” podziękowania za to, że mnie biednego robaczka ocalił. Może przypadkowo i w sposób całkiem nie zamierzony ale jednak. Muszę podziękować, bo nie strzymam. Tak więc DZIĘKUJĘ…

Otóż dziękuję za to, że to oni a nie ja muszą słuchać słowiczych treli radnego Krzysia Zielińskiego i przelewać to wszystko na papier. Czuję się tym faktem wręcz cudownie ocalony. Niemalże jak ten piechur, któremu kula armatnia przeleciała nad głową gdy się pochylił buta zasznurować. A wiem o czym mówię, bo dane mi było być blisko przy onym „influenserze lokalnej polityki”- co to wszystko wie najlepiej. Gdy widzę artykuły w Nowym Tygodniu podpisane „ps” to się autentycznie cieszę, że to nie moje „pś” a różnicę stanowi jedynie znak diakrytyczny w postaci kreseczki. Gdyby mi przyszło Krzysiowe perory spisywać i publikować, a jeszcze słuchać jego światłych rad i połajanek, to różnie mogłoby być. Zdrowie jest jednak najważniejsze. Przecież kiedyś- o czym Krzyś zdaje się zapominać byłem jednym z „ jego ludzi” do spółki z Witkowskim Bartkiem i jeszcze kilkoma. Takiegośmy zaszczytu doświadczyli i awansu! Obawy mam wydaje mi się całkiem słuszne, mimo tego, że Krzyś się na mnie pogniewał ale nie daj Boże jakby chciał się przeprosić. Przecież z Januszem Szpakiem- swoim niegdysiejszym wrogiem przeprosił się i obaj działają na forum rady jak ojciec i syn! Dlatego cieszy mnie, że „Nowy Tydzień” przy wydatnym udziale redaktora Stępnia tak ochoczo zechciał być „psiapsiółą” radnego, bo ja bym się za żadne pieniądze tego nie podjął. Nie byłbym w stanie tych wynurzeń słuchać, i to jeszcze ze spiżowym czołem. Dlatego podziwiam odwagę redaktora Stępnia ale podpowiadam, że przed każdym wywiadem z Krzysiem niech redaktor weźmie wapno z magnezem, takie w tabletkach rozpuszczanych w wodzie. To pomaga zachować wspomniane wyżej spiżowe czoło i cała mimikę twarzy. Ja tymczasem śmiać się z tego wolę, bo to jest zdecydowanie najlepsze i jedyne możliwe w tej sytuacji. Mnie taki sposób uprawiania polityki mierzi i to okropnie. Lubię konkret…

Krzyś psotny miś

Ale cóż my tam mamy w poniedziałkowym numerze Nowego Tygodnia z 2 maja!? No prawie wywiad rzekę! W artykule pod tytułem- „Szykuje się gorąca sesja-radni opozycji są oburzeniu”-same ciekawostki ale na poziomie zabawy w berka, i z Krzysiem w roli głównej. Krzyś występuje tu jak mniemam jako front-men opozycji w radzie, jak i jej rzecznik. Tytuł zapowiada bez ceregieli, że grupa na wyrost nazywana „opozycyjni radni” zacznie kolejny odcinek serialu „ O co by się jeszcze powydurniać” Poziom merytorycznej debaty spadł w tej radzie do „poziomu poniżej poziomu”. To już nie są obrady, tylko seria odwiertów w zamulonym dnie.

Radny Krzyś klaruje redaktorowi jak to przetarg na most w Łopienniku jest podejrzany. Pierwszy przetarg unieważniono, a drugi wygrała ta sama firma tylko już cena jest wyższa o 1.300. 000. No to jak nic pewnie korupcja? Zastanawia że w tych okolicznościach jeszcze nie przyklejono do tego przetargu osoby poseł Tereski Hałas. Przecież wszyscy wiemy jaka jest złowieszcza i wpływowa. Jest tak zła, że nawet diabły nie chcą jej do piekła brać, dlatego zanosi się, że będzie żyć wiecznie i co gorsza startować w wyborach ku rozpaczy Krzysia. W jej wypadku można zaobserwować pewne sprzężenie. Jeśli już wybucha jakaś żłobkowa afera. Taka jak to w żłobkach bywają często, że Kasi ze „starszaków” Małgosia z „maluchów” zabrała kapcia, a lalce wydłubała oko- to kwestią czasu jest kiedy pojawi się tam jej nazwisko i zarzuty, że jest wpływowa, pociąga za sznurki itp. Tu jeszcze jakimś cudem nie padło nazwisko złowieszczej dyktatorki, co ma biuro na Poniatowskiego w Krasnymstawie, ale może Krzyś na sesji rady powiatu która ma się odbyć 5 maja nadrobi zaległości i tradycyjnie przypomni Tereskę i jej zatajoną rękę.

Zespól złego wchłaniania

O okolicznościach przetargu na wykonanie mostu na komisji 21 kwietnia, która odbyła się tuż przed sesją którą ochrzczono niewypałem na łamach „Nowego Tygodnia” opowiadano radnym i Krzysiowi szczegółowo. Robił to pracownik starostwa senior Dudek. Skoro po tym wykładzie Krzyś nie załapał, to można wysnuć z tego dwa wnioski. Pierwszy to taki, że opowiadania Krzysia jak jest wszechstronnie wykształcony i tym samym bystry są bujdą na resorach. Bo jak to pogodzić z tym, że mimo tych tłumaczeń on nadal nie rozumie, i znów zacznie pytać na nadchodzącej komisji i sesji- co zapowiada w artykule z 2 maja w „Nowym Tygodniu” Wstyd przecież jak jasna cholera, tym bardziej jak się wcześniej miało ambicje bycia wicestarostą!? No i to nie jest jego pierwsza kadencja!? Z taką pamięcią!? Jedno tłumaczenie powinno wystarczyć ale może Krzyś nie przyswaja!? Są w przyrodzie takie sytuacje kiedy organizm nie przyswaja. Na przykład jest coś takiego jak „zespól złego wchłaniania” Drugi wniosek jest taki, że Krzyś i spółka robią to dla widowiska. Zastosowali złośliwie zasady „strajku włoskiego” Te jak wiadomo opierają się na skrupulatnym do przesady zachowaniu procedury. W tym wypadku każą sobie tłumaczyć. To przypomina zachowanie dziecka, które chce ciągle tę samą bajkę ale dziecko jest dziecko i ma swoje prawa wynikające ze swojego wieku. Niektórzy radni na czele z Krzysiem tworzą w ten sposób widowiska, którego już nikt nie rozumie. Tak naprawdę wszyscy widzowie stracili wątek po 15 minutach oglądania gniota w stylu „Mody na Sukces”

Ale obawiam się że może jest zupełnie inaczej, a zaobserwowałem to już kiedyś u Krzysia-on wierzy w to co robi i mówi. A jeśli tak, to nadziei znikąd…To tłumaczyłoby jego burzliwą karierę zawodowo-polityczną, a ta nadaje się na kontynuację losów Adasia Miałczyńskiego. Bo kto zwalnia się w czasie pandemii z dobrze płatnej pracy w ratuszu, a potem ląduje w radzie nadzorczej wysypiska śmieci za kilka stówek ? No kto!? Ano Krzyś inżynier…

Krzyś na moście

Jest i taki fragmencik który mnie osobiści urzekł. Opowiada o tym jak przemądrzały Krzyś Zieliński pojechał do Łopiennika obejrzeć rzeczony most. Jak go testował nie wiem, bo się nie pochwalił ale może poskakał po nim. Kopnął w przypory, próbował szarpać za barierki…A potem doszedł do wniosku, że skoro most wytrzymał jego obciążenie i jego „ego” to widać jest w dobrym stanie i remont mu nie potrzebny. No i tak też stwierdził w artykule, że jego zdaniem remont nie jest potrzebny. W tym krótkim wystąpieniu Krzyś zawarł manifest samego siebie, te parę słów warte tyle co opasłe tomiszcze. Bo jak absolwent Politechniki Lubelskiej ze specjalności budowy i eksploatacji maszyn spożywczych można mieć kompetencję wypowiadać się na temat kondycji mostu? Moim skromnym zdaniem, Krzyś mógłby po opowiadać o udogodnieniach konstrukcyjnych i zasadach działania krajalnicy do chleba, a nie wyrokować w sprawie mostów. Przecież te ostatnie są wyjątkowymi konstrukcjami. Tu trzeba mieć wiedzę fachową i to jest wąska specjalizacja…I jakim cudem tak wszechstronnie wykształcony jak Krzyś- geniusz-inżynier nie pracuje w zawodzie? Inżynierów szukają, bo wszędzie ich brak. Dlaczego więc Krzyś „ krasnostawski inżynierski czarnoziem” leży odłogiem?

Geniusz spod Mrówki

Ale to nie koniec, jeszcze opozycyjni radni z Krzysiem na froncie zagięli parol na program „Mocni Energią” A to jest program na który 2 lata temu złożono dokumenty i realizowany jest z tzw. Funduszy Norweskich. W ramach tego projektu ma być przeprowadzona termomodernizacja budynków oświatowych oraz mają być zamontowane instalacje fotowoltaiczne. To też im się nie podoba- wszystko na kolanie robione, a poza tym to nie będzie zimą działać. Tak zawyrokowali ale żaden z radnych- krzykaczy nie jest biegłym, ani nie posiada uprawnień do projektowania ale wypowiadają się jakby je mieli. No jak nic trzeba żeby zajął się tym Krzyś Zieliński, bo ma kompetencje-jak wiadomo jest wszechstronnie wykształcony, a poza tym mieszka prawie vis-a-vis składu budowlanego „Mrówka” na Rejowieckiej. A to sąsiedztwo „Mrówki” mogło sprawić, że nabył uprawnień budowlanych i może być też biegłym w budowlance i termoizolacji. Po historyjce z mostem można dojść do wniosku, że geniusz wchłania to co akurat potrzeba. Wystarczy że przemaszeruje obok opery i już wieczorem zna wszystkie arie, a jak otrze się o mury seminarium, to na drugi dzień jest księdzem. Wystarczy że był tam raz i napatrzył się na wszelakie budowlane utensylia i tym sposobem magicznym nabył wiedzy…

Tym samym zapowiada nam się kotłowanina następna i nie ostatnia, bo na horyzoncie absolutorium. Można mieć przekonanie graniczące z pewnością, że wydurnianie się radnych jest póki co jedynym wkładem i owocem tej pożal się Boże rady. To obecne darcie kotów zapoczątkowało się blisko 2 tygodnie temu. Redaktor Stępień opisał to w artykule „ Sesja Niewypałem” Tym razem te wygłupy to autorski pomysł głównie Krzysia, choć inni korzystają z okazji żeby wtrącić swoje „ 3 grosze” Nie mógł Krzyś wytrzymać, bo „aferka chmielnikowa” nie przebiegła zgodnie z jego zamysłem, a zaangażował się w nią całym swoim geniuszem. Tak więc doszedł do wniosku, że zabłyśnie tu i dlatego w odwecie wymyślił kolejnego bzdeta. 

Tytuł „Sesja niewypałem” inicjujący cały cykl redaktorowi bardzo się udał i jest proroczy. Powinien być interpretowany szerzej. Oddaje doskonale nie tylko fakt, że szybka sesja dotycząca zmian w budżecie nie doszła do skutku ale przede wszystkim dowodzi tego, że kilku radnych zachowuje się jak „niewypały samorządowe” na czele z Krzysiem.

 

PS. Na wspomnianej komisji 21 kwietnia- gdzie wszystko się zaczęło- zaszły pewne wypadki, które nie są znane nawet redaktorowi Stępniowi z Nowego Tygodnia. Po prostu część opozycji  tak się zagalopowała, że omal nie doszło do głosowania nad odrzuceniem poprawek w budżecie. Skutkowałoby to utratą wielkich kwot ale w pewnym momencie Nowosadzki postawił rozpędzonych opozycjonistów pod ścianą, bo im to szaleństwo zgrabnie uzmysłowił. Wystraszyli się politycznej odpowiedzialności i przez moment leżeli wszyscy na deskach…Ale problem w tym, że fajtłapowaty Zarząd nie potrafił tego faktu przedstawić w mediach. Dlatego opozycja wstała z desek i obróciła kota ogonem. Teraz wrzeszczą, że: nie wytłumaczyliście! Jednym słowem w postępowaniu opozycji dochodzi do sytuacji, że są gotowi zrujnować wszystko, a Zarząd nie potrafi tej bezmyślnej destrukcji i głupoty pokazać szerszej publiczności. PiS od zawsze miał problem z przekazem nawet gdy zrobił coś dobrze…

 

 

30
6

O braku ducha w narodzie


Jest na FB grupa „Siennica Różana w fotografii” skupiająca mieszkańców gminy i nie tylko. Administrowana jest między innymi przez Pana Radosława, który nadaje jej ton. A tam- już jakiś czas temu- wywiązała się dość burzliwa dyskusja- poruszono w niej temat oddolnej inicjatywy. Mnie to doskonale koresponduje do wójtowej polityki z chodnikiem na Rudce i polityki wszelakiej. Dlatego połączyłem wątki w jedną historię. 

Bodźcem do burzliwej debaty był atmosferyczny despekt przez który kilka drzew „marki” lipa położyło się plackiem na dachu kapliczki na „Starym Cmentarzu” robiąc z niego naleśnik. No i kto posprząta cały bałagan-gmina- ksiądz czy mieszkańcy-pytano? Zdaniem Pana Radka- ludzie-którzy powinni wykrzesać z siebie energię i rękawy zakasać… Na dowód tego, że można- przytoczył przykład, jak to w Machnowie niczym nie powodowani mieszkańcy wyczyścili cmentarz, który miał zakrzaczenia plasujące go w charakterze ścisłego rezerwatu przyrody. Pan Radek stoi na pozycji, może nie pełnokrwistego obrońcy ale kogoś kto z góry założył, że UG jest niepokalany i w złym tonie jest od niego wymagać reakcji w sprawie wiatrołomów i nie tylko. W pewnym momencie Pan Radosław poczuł zawód meandrami wywodów członków grupy. Mimo że dzielnie szukał konsensusu, zrezygnowany stwierdził w ripoście do innego dyskutanta:  „OBAWIAM SIĘ, ŻE DUCHA W NARODZIE BRAK”. Moim zdaniem w stwierdzeniu braku jego obecności miał wiele racji. Ale mimo to uważam, że sprawa nie jest do końca przesądzona. Dlatego postanowiłem dorzucić garść swoich obserwacji i konkretnych przykładów, które mogą rzucić trochę światła na to- jak do takiego stanu doszło.

Na „górze” wszystko się zaczyna

Moim zdaniem to styl rządów i w związku z tym panująca atmosfera w gminie Siennica Różana -i innych- bo problem nie dotyczy tylko nas- ma istoty wpływ. To tam na „górze” wszystko się zaczyna. A czasem nawet przesądza o żywotności inicjatyw oddolnych. Innymi słowy im więcej wszechwładzy i kontroli, to inicjatywa wygląda gorzej… Bo to jak o chodniku na Rudce wypowiedział się wójt, jak to zreferował, jest typowym przypisaniem sobie zasług, a to deprymuje i zniechęca. A to jedna z metod. Tylko on miał pecha, że trafił na Korkosza. Ten jest chłop z krwi i kości, i nie pozwoli żeby Proskura lazł mu w szkodę. Ale jeśli trafi się na kogoś o miękkiej osobowości to „operacja” może się udać. Jeśli ktoś chce dobitnych przykładów kreatywności „góry” to wystarczy prześledzić przyczyny wszelkich rewolucji i buntów. W nich chodziło o jedno-żeby władza pozwoliła ludziom na wolne i nieskrępowane działanie. Oczywiście w rozsądnych granicach. Czy się to komuś podoba czy nie, władza ma instrumenty by zainspirować ale i ograniczyć.

Autopromocja nie jest zła

Zagłuszanie cudzego wysiłku i zaangażowania przez tych co mają w tym interes ma opłakane skutki dla lokalnych społeczności. To czasem potrafi ją cofnąć całą o dziesiątki lat, do przysłowiowej jaskini. Najbardziej rzutki element traci zainteresowanie, wraca do siebie i interesuje go tylko własny koniec nosa. A to jest nawet zrozumiałe, bo życie nie zna próżni. Skoro nikt jego wysiłków pamiętać nie będzie, to po co robić cokolwiek? Człowiek jaki by nie był jednak lubi być doceniony, w jakiś tam sposób zauważony i wyróżniony. To całkiem naturalne i nie ma w tym niczego złego. Takimi nas Pan Bóg stworzył powiedzą wierzący- albo tacy jesteśmy powiedzą wątpiący. To działa przede wszystkim motywująco. Niektórzy uważają, że rzeczy wielkie i te mniejsze, jak i całkiem małe trzeba robić po cichu i bez rozgłosu, nie żądając słów uznania. Nie wydaje mi się to do końca ani szczere ani rozsądne. No i jakby zubożało nasze otoczenie i przez to warstwa kulturalno-obyczajowa, gdyby „wyciąć” z przestrzeni publicznej wszystkie upamiętnione akty fundacyjne? No i czemu nie przypominać komuś, że coś się zrobiło dla innych? Inna rzecz, że jak się człowiek ciut nie pochwali, to kto to zrobi ? W autopromocji, takiej rozsądnej nie ma niczego zdrożnego.

Znowu takie zawłaszczanie i podcinanie skrzydeł ma bardzo zabawne konsekwencje, bo ludzie w akcie nawet nie zamierzonej zemsty wszystko co się w okolicy wydarzy, a wymagałoby kolektywnego działania zrzucają na barki władzy. Ich zdaniem skoro wszystko władza zawłaszczyła, i do wszystkiego sobie prawa rości, i wszystko chce kontrolować to niech w takich okolicznościach sama wszystko robi. Niech idą do roboty urzędniki zza biurek, radne i sołtysy. Prosta logika ale wystarczy…

Gniazdo szerszeni

W tym zniechęcaniu do oddolnej działalności nie bez znaczenia jest zachowanie otoczenia „władzy najwyższej”, a każda władza ma swoich pretorian oddanych do granic rozsądku i poza nie. Tym bardziej gdy wójt rządzi długo, co w naszym przypadku ma miejsce. Takie otoczenie rywalizuje nie dość, że ze sobą o względy pryncypała, to jeszcze działa odstraszająco na tych co chcieliby coś robić poza ustaloną przestrzenią i na własną rękę. To tak funkcjonuje jak pierwsza rubież obronna i przypomina strukturę organizacyjną gniazda szerszeni. Tam królowa jest w środku, a żołnierze na zewnątrz pilnują jej spokoju. Oni rozkazy potrafią zrozumieć nawet jak te nie padną. Wiem o czym mówię, bo sam doświadczyłem takiego zjawiska w 2015 roku na spotkaniu z wójtem. Za to, że się odważyłem skrytykować jaśnie oświeconego rzuciły się na mnie jego dwie wierne amazonki. Tak bez powodu- a przynajmniej tak mi się zdawało. Jedna wrzasnęła: A kto Pan jest! Druga arbitralnie zadecydowała- Pan sieje ferment! Proskura był obok ale o nic je nie prosił, a one tak same z siebie! Nic to nie wniosło do dyskusji ale kurtyna opadła. Widać miałem się zacząć wstydzić… Już przez litość pominę ich nazwiska ale jedna jest obecnie radną, a druga nigdy nią nie była-i dobrze.

Takie towarzystwo „saperów” wyznacza również nieformalnie niepisany dekalog zachowań -co wolno, ile wolno i jak co robić żeby władza była zadowolona. To jest rodzaj prawa zwyczajowego czy pewnej wsiowej etykiety dworskiej. Oczywiście władzy jest to na rękę czego nikomu tłumaczyć dwa razy nie trzeba. Trochę to przypomina żydowskie instrukcje jak bogobojny Żyd ma się zachowywać w szabas.

 

Nawet istnienia tych nieskodyfikowanych przepisów zakosztowałem na własnej skórze i to nie raz. A to próbowano mnie zakrzyczeć, ośmieszyć albo wmówić straszliwe grzechy przeciw majestatowi Lecha. W innych okolicznościach, to znaczy w innej epoce prawdopodobnie zawisłbym na przydrożnym drzewie albo skończyłbym przy odrobinie szczęścia w  głębokim lochu.

Korzyści z apatii

Rządzącym pod każdą szerokością geograficzną i występująca w tych okolicznościach apatia jest na rękę. A apatia musi się pojawić wcześniej czy później. Im ta ofiara z ludzkiej aktywności w imię ich świętego spokoju bardzo odpowiada, tym bardziej jak władza ma świadomość bardzo ograniczoną i horyzonty wąziutkie. Bo w sumie to same korzyści- nikt nie przychodzi do UG niczego nie żąda i przede wszystkim nie ma zagrożenia, że jakaś grupa mieszkańców jest poza kontrolą i się zorganizuje. No nie daj Boże jakby zaczęła mieć jeszcze polityczne ambicje. A tak to taki wójt śpi spokojnie snem sprawiedliwego, bo wie, że nie ma w gminie jakiegoś stowarzyszenia co to miewa swoje pomysły na rzeczywistość. W Siennicy takie zjawisko miało miejsce do 2015 roku- przez 25 lat rządów Proskury. Przecież on przed powstaniem Dziennika Siennicy i apostazją Korkosza miał wszystko pod butem. Wszyściutko było poukładane jak w wojskowej nocnej szafce, do kantu i pod kolor. Cała gmina była u jego stóp. 

Co już istniało w gminie to miało jego błogosławieństwo i piętno- KGW, OSP czy Stowarzyszenie „Miłośników Ziemi Siennickiej”. W tych organizacjach można się było spełniać ale na określonych warunkach. Żadnych innych suwerennych tworów nie było. Nawet funduszu sołeckiego bano się uchwalić, bo nie daj Boże jeszcze wieś miałaby swoje kieszonkowe i nie przychodziłaby prosić o taczkę kruszywa czy piachu. Wiszenie na wójtowej klamce jest malownicze i buduje wszechwładny obraz każdego pryncypała. W takich „okolicznościach przyrody” jest jak w doktrynie totalnego państwa-„wszystko w państwie nic poza państwem”- pełna władza i niechby kto spróbował inaczej.

Moc piętna

Jak piętno się odciska to wystarczy zerknąć na reaktywowany w 2017 klub piłkarski-z resztą to na Dzienniku Siennicy ukazały się o takiej potrzebie pierwsze wzmianki. W tym wypadku jakiś tęgi serwilista posunął się w czasie wyborów samorządowych roku 2018 by na oficjalnej stronie FB opublikować wiernopoddańczy apel, wskazując kogo klub popiera w wyborach. A był tam wójt i cała pasująca do gminnej melodii reszta. Zapomniano że klub jest finansowany z funduszy publicznych- czyli naszych podatków. A poza tym rozwój sportu wójt ma zapisany w ustawie i nie istnieje taka możliwość, że nie da na niego środków jeśli jest potrzeba. Ale co zabawne to jemu się ciągle dziękuje i tak w koło Macieju.

Próby zmartwychwstania i jak to się skończyło

Trzeba wspomnieć o pewnych próbach reaktywacji społecznej suwerenności, bo przecież coś tam próbowało drgnąć. Na Siennicy Dużej zmieniły się władze KGW i powstało coś zupełnie nowego. Długo jednak tej „wiosny” nie było, bo przecież Panie które miały coś do powiedzenia były spoza atestowanych kręgów miłych „władzy najwyższej”. Dlatego zaraz po wyborach samorządowych 2018 trzeba było zrobić przewrót żeby pokazać kto tu rządzi. Część Pań bełkotliwymi oskarżeniami poczuło się dotknięte i odeszło. Obecnie w KGW rządzi stary sprawdzony aparat i nawet lawenda uschła ale widać tak ma być. Gdyby Pan Radek zechciał porozmawiać z tymi, które doświadczyły siennickiej wersji miłości bliźniego i odeszły z KGW to zapewne byłby zdruzgotany…

Cezary nie do pary ?

A 2 lata temu miało miejsce wydarzenie, które jest ilustracją tego jaki los spotyka tych którzy byli kiedyś potrzebni i to bardzo, a kiedy zrobili swoje to musieli odejść jak ten przysłowiowy murzyn. Bo taki los był udziałem pierwszego trenera Znicza Siennica Różana po reaktywacji- Cezarego. Zaznaczam że opieram się na ogólnodostępnych informacjach, a reszta to wnioski.

Gdy powstawał klub, a on się zgodził trenować to owacjom nie było końca. Na stronie fejsbukowej klubu pisano o nim i o tym fakcie w samych superlatywach- Super- Trener Znaleziony. Witali go jak Żydzi Jezusa w Palmową Niedzielę na uliczkach Jerozolimy- brakło tylko osiołka na którym mógł wjeżdżać- w tym wypadku na boisko. Cezary był-co dało się wyczuć ostatnią deską ratunku-sękatą ale jednak. Tam się do trenowania nikt nie palił, kolejki chętnych nie zaobserwowano. Z czasem choroby wieku dziecięcego przezwyciężono i zdawało się wszystko być w jak najlepszym porządku. Nic tylko grać i cieszyć się grą ale coś tam zazgrzytało, i w 2020 roku Cezaremu „podziękowano nie dziękując” Nagle przestał być Mesjaszem jakim był 3 lata wcześniej. Jak obwieszczano jego przyjście do klubu głośno- tak jego odejście przemilczano. I to tak że nawet mysz nie pisnęła.

Strona fejsbukowa klubu jest prowadzona bardzo skrupulatnie i wtedy i dziś. Prawie tak jak buchalteria żydowskiego lichwiarza. A o „pożegnaniu bez pożegnania” strona milczała we wszystkich językach. A przecież nie opuszczano nawet urodzin poszczególnych zawodników, a tu zniknięcie trenera odbyło się jak pogrzeb ofiar Grudnia 70. Potem pojawił się komunikat, że Pan Jacek jest trenerem… i tabor cygański pojechał dalej, tylko we wsi kur się doliczyć nie mogą. W ogóle to tak wygląda jakby Jacek był od zawsze!? Trza przyznać, że koronkowa robota i zdmuchnęli go jak świeczkę. Teraz znów się trener zmienił ale Jacka pożegnano tak jak siennicka kultura nakazuje, a nowego przywitano jak Gagarina- gdy z powrotem z orbity na ziemię wrócił w jednym kawałku. Szukałem przyznam szczerze licząc, że może co pominąłem, a jednocześnie dając sobie nadzieję, że przecież nie może być aż tak źle, A tymczasem było- bo niczego co wyglądało na pożegnanie Pana Czarka nie znalazłem. 

Przypominam to całe zdarzenie choć Pan Cezary to nie moja bajka, a nasze bajki nawet się nie stykają. Jeśli już- to funkcjonują obok siebie. Ale uważam, że nie zasłużył na takie dictum, bo tak można zrobić z każdym. To miłe nie jest i cała sytuacja pasuje jak ulał do przyczyn braku ducha, bo skoro tak się człowieka docenia!? Mógł i powinien Proskura wpłynąć swoim autorytetem na zarząd klubu, by ten stworzył choć pozory „normalnego” rozwodu. Ale jak widać nic takiego nie wystąpiło. Nikt by o to do wójta pretensji nie miał, w końcu on jest zdaniem niektórych najważniejszy w całej gminie. A jak ważne są pożegnania to wójt wie, bo przecież Krysię Skórę niegdysiejszą „sekretarzycę” żegnano z pompą, kwiatami i na słodko.

 Siłę i moc pochwały wójt potrafi docenić, a nawet sam czasem z tego korzysta. Jednak bardziej lubi jak to jego chwalą. Nie raz słyszałem to na własne uszy. Tylko że jak już chwali i dziękuje, to swój stary, sprawdzony, odwieczny i atestowany aktyw. A aktyw kraśnieje na licach i rośnie w oczach. Pod tym względem to niezrównana jest Grażyna Kielech sołtyska- radna- multi instrumentalistka.

A tak na zakończenie…Nie ma atmosfery do oddolnej działalności w gminie i wiele się robi żeby nie było. Duch ma być ale okiełznany i na smyczy ale tu nawet nie ma co brać na smycz, bo ducha brak-tak jak zawyrokował Pan Radek. Dlatego apatia jest naturalną rzeczą.

Z docenianiem i autopromocją ja osobiście problemu nie mam, bo mnie doceniają i to jak!  Ze 6 lata temu na jakimś spotkaniu z wójtem Korkosz dla zgrywy zaproponował żeby statuetkę „Zasłużony dla Gminy Siennica Różana” nadać mnie. Bo jak Andrzej stwierdził -Ślusarczyk to tyle dla tej społeczności robi. Proskura nic nie odrzekł, a można było odnieść wrażenie, że ta propozycja wstrząsnęła nim do głębi i mowę mu odjęło. Czas pokazał, że statuetki nie dostałem ale uhonorowali mnie w jeszcze lepszy sposób-pisząc na mnie donos do Ziobry i włócząc po sądach i prokuratorach. Co było ewenementem na skalę może nawet kraju. To co tam zawarli i czego oczekiwali od ministra jest najlepszym dowodem na to, że działalność na własną rękę w tej gminie i w oparciu o wolności obywatelskie jest dla nich nie do przełknięcia i zaakceptowania. Dlatego niech Pan Radek się nie dziwi, że ducha brak. Mój póki co jest i ma się dobrze. Jedno mnie jeszcze cieszy, że Proskura i cała pożal się Boże śmietanka nie ma wpływu na dwie rzeczy. Pierwsza to pogoda, a druga to „Dziennik Siennicy”😉

23
7

Cztery prawdy

Dziś prezentujemy dwa artykuły z Nowego Tygodnia w kolejności chronologicznej. Oba dotyczą tego samego-chodnika w Rudce. Ukazały się co prawda w prasie ale są na tyle treściwe i ważne, że wypada je przeczytać jeden po drugim i wyciągnąć wnioski. 

Pieszo ze Żdżannego do Krasnegostawu

30 marca 2022

Gmina Siennica Różana położyła bardzo mocny nacisk na bezpieczeństwo pieszych. W wielu miejscowościach przy drodze powiatowej z Krasnegostawu w kierunku Chełma od kilku lat są chodniki. Brakuje go jedynie między Rudką a Siennicą Królewską Dużą. Za rok, może dwa, ma się to jednak zmienić.

Liczne śmiertelne wypadki z udziałem pieszych sprawiły, że kilka lat temu zdecydowaliśmy się na budowę chodników wzdłuż drogi powiatowej, przebiegającej przez Siennicę Różaną, z Krasnegostawu w kierunku Chełma – podkreśla Leszek Proskura, wójt gminy. – Była to dobra decyzja, bo nie ma już tragicznych wypadków. Poprawiliśmy bezpieczeństwo pieszych i w tym kierunku chcemy cały czas zmierzać.

Chodników brakuje jeszcze między Rudką a Siennicą Królewską Dużą oraz między Wierzchowinami a Żdżannem. – Chodnik w Rudce kończy się w połowie miejscowości. Wraz z powiatem chcemy go wybudować i połączyć z chodnikiem w Siennicy Królewskiej Dużej. To prawie półtorakilometrowy odcinek – tłumaczy wójt Proskura.

Koszty opracowania dokumentacji i realizacji inwestycji zostaną podzielone po równo między gminę i powiat krasnostawski. – Mamy takie ustalenia ze starostą Andrzejem Leńczukiem. Nam zależy na tym, by ten chodnik powstał. Gdy tak się stanie, odcinek ze Żdżannego do Krasnegostawu, choć to kilkanaście kilometrów, będzie można pokonać bezpiecznie pieszo. Co prawda w Kozieńcu jest ścieżka rowerowa, ale korzystają z niej głównie piesi – podkreśla wójt Proskura. (ps)

Źródło: Nowy Tydzień

Burza wokół chodnika

11 kwietnia 2022

Od kilkunastu lat mieszkańcy Rudki i Siennicy Królewskiej Dużej zabiegają o budowę chodnika łączącego obie miejscowości. Dopiero jednak w tym roku powiat i gmina będą opracowywać projekt, co nie uszło uwadze gminnego radnego Andrzeja Korkosza, który przypomina wójtowi Siennicy Różanej, Leszkowi Proskurze, komu tak naprawdę najbardziej zależy na budowie chodnika.

Gmina Siennica Różana i Zarząd Dróg Powiatowych w Krasnymstawie w tym roku chcą opracować dokumentację projektową, by w kolejnych latach rozpocząć budowę chodnika z Rudki do Siennicy Królewskiej Dużej na około półtorakilometrowym odcinku. Gminny radny, Andrzej Korkosz z Rudki, przekonuje, że za tą inwestycją chodzi od kilkunastu lat, słyszał wiele obietnic, z których nic nie wynikało.

Jako mieszkańcy Rudki i Siennicy Królewskiej Dużej zabiegamy o nią od 2007 roku – mówi. – Sam skierowałem do Zarządu Dróg Powiatowych w Krasnymstawie, byłego starosty Janusza Szpaka, który mieszka na terenie gminy Siennica Różana i wójta gminy, Leszka Proskury wiele pism w sprawie chodnika. Zastanawiam się, dlaczego tej inwestycji nie wykonano w 2006 roku, kiedy powiat krasnostawski przebudowywał drogę z Krasnegostawu do Siennicy Różanej. Byłoby zdecydowanie taniej.

Zdaniem Korkosza, odcinek z Rudki do Siennicy Królewskiej Dużej, przy którym nie ma chodnika, należy do najniebezpieczniejszych na całej trasie z Krasnegostawu do Siennicy Różanej. – Tam jest ostry zakręt o słabej widoczności, głębokie rowy, z jednej strony las, ruch spory, ludzie chodzą drogą i każdy obawia się o własne zdrowie i życie. Ten chodnik już dawno powinien być wybudowany – twierdzi radny.

Andrzej Korkosz zapewnia, że były starosta krasnostawski Janusz Szpak wielokrotnie składał deklaracje, a przed wyborami samorządowymi w 2018 r. obiecywał mieszkańcom, że powiat inwestycję zrealizuje. – Były takie spotkania w Rudce we wrześniu 2017 roku, a potem w grudniu w Siennicy Różanej, podczas których ówczesny starosta Szpak zadeklarował budowę chodnika. Okazały się to tylko puste słowa. Inne samorządy od lat idą w kierunku zapewnienia bezpieczeństwa pieszym na drogach. Chodniki są budowane w wielu miejscach, a szczególnie tam, gdzie jest bardzo niebezpiecznie. Władze gminy i powiatu przez kilkanaście lat nie potrafiły właściwie zareagować – twierdzi radny.

Janusz Szpak, który przez 16 lat rządził powiatem krasnostawskim, zapewnia, że starostwo miało dobrą wolę budowy chodnika, również wtedy, gdy była przebudowa drogi z Krasnegostawu do Siennicy Różanej. – Wszystkie inwestycje na drogach powiatowych realizowaliśmy w porozumieniu z samorządami. Wyglądało to tak, że gminy finansowały je w połowie, a gdy mieliśmy pozyskaną dotację, dokładały 50 procent do udziału własnego. W tamtym czasie gmina Siennica Różana nie była w stanie finansowo dołożyć się do chodnika, dlatego nie został on wybudowany przy realizacji drogi – wyjaśnia Janusz Szpak, obecnie radny powiatu krasnostawskiego.

Były starosta zapewnia, że od samego początku popierał budowę chodnika, ale powiat bez finansowego udziału gminy niewiele mógł zrobić. Wójt Siennicy Różanej Leszek Proskura z kolei przekonuje, że Janusz Szpak, gdy był starostą, nie składał obietnicy, a jedynie deklaracje. – Byłem na tych zebraniach i twierdziłem, że jeśli powiat rozpocznie inwestycję, gmina dołoży się do projektu oraz realizacji. Przyszedł właśnie taki moment, że Zarząd Dróg Powiatowych w Krasnymstawie uznał, by opracować projekt i Siennica Różana będzie partycypowała w jego kosztach. Dołożymy się również do budowy. Widzimy potrzebę wykonania chodnika i jeśli tylko powiat będzie gotowy do inwestycji, na pewno go wesprzemy – komentuje wójt Proskura.

Zdaniem radnego Korkosza, władza w gminie jakby zapomniała o fakcie, że mieszkańcy przez lata upominali się o chodnik i ot tak sobie ogłosiła, że wraz z powiatem przystępuje do opracowania projektu technicznego. – Tak to wygląda, bo wójt nie raczył nawet o tym wspomnieć. Zastanawiam się, czy gdyby nie to, że przez lata upominaliśmy się o chodnik, władze w powiecie i gminie zdecydowałyby się na jego budowę. Warto, żeby wszyscy wiedzieli, że to mieszkańcy Rudki i Siennicy Królewskiej Dużej walczyli o tę inwestycję – twierdzi Andrzej Korkosz, największy w gminie oponent wójta Proskury, a zarazem jego rywal w ostatnich wyborach samorządowych. (ps)

Źródło: Nowy Tydzień

W październiku 1812 roku Wielka Armia wycofując się z Moskwy znów przemaszerowała przez pole bitwy pod Borodino- gdzie wcześniej biła się krwawo z Rosjanami. Ponoć w trakcie tego przemarszu na pobojowisku znaleziono francuskiego żołnierza, który przeżył tam z połamanymi nogami 2 miesiące- jedząc korzonki i zielsko. Taką miał widać chłopina chęć do życia i determinację…

Tej ostatniej od Proskury nie wymagam w takim wymiarze w tłumaczeniu historii chodnika na Rudce, ale mógłby się lepiej postarać. Mógłby to zrobić z poszanowaniem cudzej inteligencji i zdrowego chłopskiego rozsądku. Chyba że wyprowadzka do prowincjonalnej mieściny jaką jest Krasnystaw zabiła ów bezpowrotnie. Może lepiej-a sam już nie wiem co lepsze i bezpieczniejsze- nie wypada wymagać od niego niczego, bo po co się denerwować. Uparty jest Leszek jak ten koń cyrkowy, co go chłop kupił i chciał nim orać pod kartofle, a ten mu z pługiem chodził w koło- bo taki nawyk wyniósł z cyrkowej areny. Wie Leszek przecież, że od prawie 7 lat patrzy mu się na ręce i leje po nich jak zrobi coś durnego. Wie.. Ba! Musi to wiedzieć bo z pamięcią u niego nie jest jeszcze tak źle, a przynajmniej nigdy tego publicznie nie mówił. Tym bardziej nie jest źle bo w drugim artykule pamięć niby odzyskał, może gadał głupoty ale mimo to.

Taka to widać specyfika siennickiej pożal się Boże władzy, że się pcha pierś do orderu podczas gdy na order zasługuje zupełnie ktoś inny. Korkosz Andrzej poświęcił na chodnik kilka lat i zgromadził pękatą teczkę materiałów, a Proskura nawet słowem nie wspomniał, jakby nigdy w tym wszystkim Korkoszy na Rudce nie było ani mieszkańców którzy podpisali się pod petycjami. Lecho jest przewidywalny i pewne jest jak w banku, że coś palnie albo zrobi głupotę. To w sumie w pewnych okolicznościach zaleta, bo dla mnie jest ciągle o czym pisać. Korkosz też nie pozwoli sobie w kaszę dmuchać i Lechowi znów kota popędził. Oczywiście gdyby odwrócić sytuację i Leszka postawić w miejsce Andrzeja to nie posiadałby się z oburzenia. Może w akcie rozpaczy napisałby kolejny list do Ziobry, jak to już raz zrobił do spółki z kolegami ludowcami. A już to jak obaj sobie ze Szpakiem zarzuty czynili- to wręcz epickie i powinno trafić do podręczników. Jakby kto chciał aktualizować „Dzieje głupoty w Polsce” Bocheńskiego to powinien ten fragment zamieścić…

No i na koniec jesteśmy lepsi niż w „Ranczu” Albowiem tam była taka pamiętna scena kiedy Witebski redaktor dwóch czasopism opowiadał skołowanej Lucy, że jedno przedstawia prawdę wójta, a drugie prawdę proboszcza. Dopiero jak te dwie prawdy złoży się do kupy to wyjdzie „najprawdziwsza prawda”  Ale jak już wspomniałem, to my jesteśmy lepsi, bo mamy 3 prawdy a nawet 4. Bo pierwsza to ta wójtowa z pierwszego artykułu. Potem w drugim są dwie prawdy-jedna Szpak- druga znów Proskury. Jest wreszcie czwarta, która wieńczy wszystkie i mogłaby je swobodnie zastąpić- to ta Korkosza. No i czy w takich okolicznościach można przestać się śmiać z Proskury i Szpaka? 

16
4

Wielkanoc

Z okazji Świąt Wielkanocnych wielu łask Bożych, miłości która będzie wypełniać Wasze serca oraz wszelkiej pomyślności i spełnienia planów w życiu osobistym. Niech Zmartwychwstały Jezus odnowi w Was wiarę i ufność w Boga Jedynego, który roztoczy nad Wami opiekę, Wesołego Alleluja !

Życzy Dziennik Siennicy

23
2

Felieton rocznicowy

 

W Nowym Tygodniu ukazał się artykuł o tym jakim dobrodziejstwem jest PSZOK dla Łopiennika i jak ożywia krajobraz. Z tego powodu pozwoliłem sobie go zacytować poniżej. Ale to nie jedyny powód. Drugi jest taki, że przecież już rok mija jak „ruch oporu” z Siennicy Dużej wybił wójtowi lokalizację PSZOK z głowy właśnie tam. Pozwoliłem sobie też skreślić parę słów i o tym, bo w dobrym tonie jest pamiętać Leszka pomysły…

12 stycznia 2022 Nowy Tydzień- Gminny pszok tonie w śmieciach.

Przeznaczony na Punkt Selektywnej Zbiórki Odpadów Komunalnych teren za remizą strażacką w Łopienniku Dolnym wygląda jak wysypisko śmieci. Takiego bałaganu, jak mówią mieszkańcy, jeszcze nie było. Śmieci są porozrzucane, a powinny być posegregowane.

Na terenie remizy strażackiej w Łopienniku Dolnym od kilku lat funkcjonuje gminny Punkt Selektywnej Zbiórki Odpadów Komunalnych. Ponieważ działka nie jest ogrodzona, każdy może na nią wejść, ludzie zwożą odpady, gdy nie ma pracownika.

Gmina nie ma nad tym kontroli – uważa jeden z mieszkańców. – W okresie świąteczno-noworocznym teren za remizą przypominał wysypisko śmieci. Odpady były wszędzie. Można było odnieść wrażenie, że przez kilka tygodni nikt z urzędu gminy tutaj nie zaglądał.

Bałagan dokładnie widać z drogi powiatowej i pod względem estetyki nie wygląda to najlepiej. O tym, że na terenie za remizą strażacką nie ma porządku, pisaliśmy kilka tygodni temu. W ciągu niespełna miesiąca śmieci przybyło. Trudno mówić, że ktoś nad PSZOK sprawuje kontrolę.

Wójt gminy Łopiennik Górny, Artur Sawa, wyjaśnia, że dopiero 4 stycznia br. została podpisana umowa na usługi w zakresie odbioru odpadów komunalnych z terenu gminy. Nowo wyłoniony wykonawca został zobowiązany do niezwłocznego uprzątnięcia zgromadzonych w PSZOK śmieci. (ps) Źródło: Nowy Tydzień

Z okazji rocznicy parę słów warto PSZOK poświęcić tym bardziej, że echa wojny o jego posadowienie pod oknem Tomaszewskiego mieszkańca Siennicy Dużej jeszcze nie przebrzmiały. Z rok temu Proskura i nieodłączny Turzyniecki przy wsparciu Banacha-radnego z tego okręgu gdzie odbyła się cała batalia zapewniali, że nowoczesny śmietnik górnolotnie zwany Punktem Selektywnej Zbiórki Odpadów Komunalnych zbudowany od podstaw to rzecz bezpieczna i miła dla oka. O samej lokalizacji mówili- tu- mając na myśli placyk niemalże pod oknem-będzie najlepiej powiadali i sypali zaletami tego pomysłu. Zachwytom nie było końca, nawet posunęli się do wizualizacji całego przedsięwzięcia. W ich opowiadaniach brakowało tylko kawiarenki, sklepu z pamiątkami i placu zabaw oraz długonogich wydekoltowanych hostess. Ścieżki dydaktyczne już były. Tymczasem śmietnik to śmietnik, jakby go nie nazywać i czym jest w istocie to widać na przykładzie Łopiennika. Choć ten łopieński nie był nowy tylko na prędce lokowany, ale to w sumie nic nie zmienia, bo po paru miesiącach eksploatacji nowe staje się używane. Jakby było w Siennicy z dozorem to można spekulować ale mając za miernik to jak się o jakości wody informuje, to z dozorem śmietnika byłoby podobnie nonszalancko.

I taka oto wątpliwa przyjemność ominęła Tomaszewskiego i spółkę. Aczkolwiek obecna lokalizacja nie jest szczytem marzeń, a tylko jest trochę lepsza. Choćby dlatego lepsza, że jest na Małej Siennicy tylko jeden niezadowolony, który nie sąsiaduje bezpośrednio. Co prawda nie wiadomo jak będzie dalej, bo wszystko wydaje się przycichło. Ale gdy pandemia minie i na leżącym obok kompleksie stawów zaczną odbywać się elitarne zawody wędkarskie, to takie sąsiedztwo może estetykę krajobrazu psuć i różnie może być. A Zenek jest esteta…

Idealnie byłoby wrócić na stare śmietnisko, w miejsce odludne. Ale… Jednocześnie nie wymagajmy zbyt wiele od człowieka renesansu jakim jest Proskura, który pcha na czynne ujęcie wody firmę i kupuje nieruchomość bez wyceny, za wielkie pieniądze i nie swoje. Nie wymagajmy, bo to w sumie nieludzkie. Pamiętać za to należy, że pomysł lokowania PSZOK, tak jak chciał, był bezrozumnym szaleństwem. Tylko upór Tomaszewskiego oraz mieszkańców, potencjalnych sąsiadów spowodował, że ten odstąpił przerażony skalą veta. Ich upór i maestrię trzeba tym bardziej docenić i pamiętać.

PSZOK to zawsze punkt zapalny nawet dosłownie, bo to miejsce składowania wszelakiej maści łatwopalnych przedmiotów, gdzie bałagan jest wielce prawdopodobny i wpisany w jego przeznaczenie. Nie tak dawno prasa donosiła o pożarze składowiska opon samochodowych na Elizówce… I nie wolno zapomnieć pomysłodawcy, że obok była stacja paliw i piękny zbiornik z ciekłym gazem na odsłoniętym terenie. A on mimo wszystko starał się tego nie zauważać. W tym miejscu należy zapytać: jak w ogóle można coś takiego wymyślić? I to bez brania pod uwagę, że to w sumie wstyd i auto-kompromitacja. Doprawdy ciężko jest przejść obojętnie koło takiej umysłowości, która wypuszcza takie kwiatki i się przy nich upiera gotowa bronić do ostatniej kropli krwi. Sądzę że Aleksander Bocheński autor „Dziejów głupoty w Polsce” gdyby pisał ją dziś to całą poświęciłby Leszkowi i jego pomysłom oraz kolegom którzy go dzielnie wspierali. On by się z Siennicy ruszać nie musiał żeby inspiracji szukać, bo ta sama pchałaby mu się przed oczy…

Generalnie w Polsce dbałości o otoczenie trzeba ludzi uczyć i łatwo nie będzie… póki są lasy. Te jak wiadomo przyjmą każdą ilość śmiecia bo są pod ręką i są państwowe czyli niczyje. Dziwna to moda i jakiś trudno wytłumaczalny nawyk, że mimo opłat i odbioru śmieci wywozi się je albo hajcuje w piecu. Na zachodzie w lasach czyściej, bo są prywatne, a to może mieć znaczenie. Jak się patrzy i słucha co Proskura ostatnimi czasy wyrabia i mówi to człowiek dochodzi do wniosku, że ludzka głupota przerosła boskie miłosierdzie…

29
6

Tomaszek, bigos i podwyżka

Krwiożerczy PiS uchwałą stworzył możliwość podwyżki wójtom w wymiarze od 15 do 18 tyś brutto. Wiernym pretorianom wójta Leszka nie pozostało nic innego jak wybrać jakiś wariant. Wybrali ten minimalny do 15 tysięcy 576 złotych z prawie 10 tysięcy. Wszystko z wyrównaniem od sierpnia 2021roku. Moim zdaniem to mało i ja bym mu dał więcej. Ale mimo to, w miarę swoich skromnych instrumentów ja wójtowi daję, co mogę.  Wójta mamy udałego, przecież od jakiegoś czasu kroczy od sukcesu do sukcesu. Sobie radni dali ledwie stówę ponad to co mieli. Choć mieli ochotę na jeszcze i ślinka im ciekła  ale plan był inny… A sekretarz tak talentami obdarzony, że gra na dwóch fortepianach, ale nie zna nut i nogami do pedałów nie sięga. Banach widziany z Krakowa jest wielce szanowny. To dziś o tych resztkach z grudniowej sesji…

W idealnych okolicznościach, to znaczy w ciszy medialnej, gdyby nie było Dziennika Siennicy. Tak jak drzewiej bywało, gdy nie pisano prawie nic o Proskurze i Siennicy, a jeśli już to tylko o jasnych stronach rządów. To wtedy takiemu dobremu wójtowi, bo tak przecież o nim mówi Wiesia Popik, dano by znacznie więcej. Tak sobie mniemam analizując tutejsze zwyczaje i stosunki feudalne. Nie bez wpływu na wymuszony umiar, jest atmosfera wokół decyzyjnych wyczynów z ostatniego roku. A to było pasmo głupot, bzdur i kontrowersji. W nich próżno szukać sensu. Do tego komentowano je na tej znienawidzonej przez umiłowanego przywódcę stronie i po siennickich chałupach. Ludziom w Siennicy może nie zbywa na odwadze do krytycznych i publicznych demonstracji, ale w swoim gronie to już hamulce puszczają. Pomyśleć tak chwilę, to przecież wszczepienie tak naprawdę nie wiadomo po co „wielgiego artysty” do dworku wyremontowanego takim nakładem środków, idących w miliony, i zakup za 750 tyś nieruchomości bez wyceny, i też tak naprawdę nie wiadomo po co? Że już o szczegółach wojny z Tomaszewskim o PSZOK nie wspomnę i jeszcze kilku kwiatkach. To takie balety jakby nie patrzeć, nie mogły przejść bez echa. Dlatego głuchy Proskura nie jest i coś tam słyszy i ma obawy…

Pasmo sukcesów

Szczególnie te 750 tyś wydane tak lekką ręką dają do myślenia. Daj Boże każdemu takich transakcji, by dawano ile się chce ale coś jest chyba w związku z tym nie tak w wójtowej jaźni. Na sesji w grudniu wracał do tego i przekonywał, że to on miał rację. Te czkawki i powroty to chyba nic innego jak dowód na to, że się w Proskurze sumienie odezwało. Gdzieś tam głęboko jednak w nim siedzi i widać nie wytrzymało, dając znać o sobie. Wywalił bezmyślnie 750 tyś płacąc jak za mokre zboże, a do tego rzeczoznawcy nie powołał i widać z tego powodu ta czkawka. A jest jeszcze wycena sprzed 2 lat, ta to już zupełnie obala jego wersję. Nie mówiąc o tej optymistycznej, opiewającej na 560 tyś którą przedstawiła Alicja Pacyk. Widać to prawda, że pieniądze szczęścia nie dają, bez względu czy się je wydaje czy dostaje.

Alicja Pacyk jak miecz Damoklesa

Leszek szczególnie dostaje wzmożeń i febry gdy Alicja Pacyk pojawi się na horyzoncie. Trzeba jej przyznać, że ma na niego patent, gdy zaczyna go okładać pytaniami i pokazywać palcem jego mataczenia, to instruktor z ZMW wprost sypie się jak pałac w Krupem. To zasługa jej spokoju i autorytetu oraz tego, że zawsze swoje wywody podpiera dowodami. Ani Proskura czy Banach nie są w stanie ich podważyć. Mogą obaj, jedynie w akcie rozpaczy, jak skazańcy- odprowadzić wzrokiem spadające ostrze topora, jakim są jej argumenty. Albo co najwyżej mogą ich nie przyjąć do wiadomości lub uznać, że ich nigdy nie było. Pociesza w tej sytuacji jedno, że gorzej od ludzi krytycznych względem Proskury i ciągle duraczonych ma wspomniane wyżej jego własne sumienie i zdrowy rozsądek. Tych dwoje, to już tłamsi Leszek jak Putin opozycję. Oczywiście wszystko na korzyść sobiepaństwa, bezrozumnego ślepego uporu i dziecięcej złośliwości.

Byle szybko i bezboleśnie

Ale tu wiedział też, że jeśli dostanie więcej od minimum to zacznie się wałkowanie i roztrząsanie tematu. W efekcie czego zostanie rozsmarowany jak mucha na szybie, dlatego było minimum dla świętego spokoju. Wiedział że wcześniej rozsmarowali tych z powiatu i ochrzcili „tłustymi kotami” W takich okolicznościach miało to być szybkie głosowanie, bez ceregieli jak żałoba po teściowej, tak na jednej nodze i w tri-miga. Proskura to nie wójt z Łopiennika, który ma skłonności melodramatyczne i poczucie humoru ale chyba dlatego, że nie ma u siebie czegoś takiego jak Dziennik Siennicy. Widać posiadanie jednego wpływa na istnienie drugiego. Sawa po dużej podwyżce zdobył się na refleksję do prasy, że jemu z tą podwyżką źle…ale jakoś z nią żyje i widać da się z taką „chorobą” Ubawił tym wyznaniem i kto by się spodziewał, że z niego taka „księżniczka na ziarnku grochu”

Bezwiedne narzędzia

Radni od Proskury tymczasem nawet byli skłonni dać więcej i jeden z jego wesołej kompanii- Boguś Kargul, rzucił w formie żartu na komisji: a to podniesiemy wójtowi o10 %? Rozbawiony Korkosz zaproponował: a jakby o 20% obniżyć? Po takim badaniu nastrojów, ostatecznie dali sobie spokój. Dla nich wywindowanie pryncypałowi wynagrodzenia ponad ustawową kwotę byłoby doskonałym argumentem i furtką dla podniesienia sobie diet, a mieli na to ochotę… Sam Leszek w takiej sytuacji nie oponowałby, tylko zachęcił. W myśl zasady,, że za grzeczność należy odpłacać grzecznością. Jednak instynkt wodza i myślenie o swoim spokoju- bo przecież on i tak weźmie a oni niech się głowią, spowodowały, że zostali na poziomie ustawowym. Sobie podnieśli tylko o symboliczne 100 złotych, tak o inflację. Teraz między pensją wójta, a dietą jego radnych- bo wyklęta trójka to inne ma priorytety -jest taki rozziew, jak między carskim dworem, a mużykiem nadwołżańskim, co gdzieś po stepie boso za wołami chodzi.

W sumie to dobrze wyszło, zabawnie- bo to pokazuje kim dla niego są, i ile w jego polityce znaczą. Pamiętać trzeba również warunek jego polityki, który jest z gatunku- sine qua non- że Proskura wszystkie swoje głupoty uwiarygadnia ich rękami. Innymi słowy, jest tak, że gdy ktoś zarzuci mu coś, to on by zdjąć z siebie odium odpowiedzialności, wskazuje bez wahania na nich, jako odpowiedzialnych i potencjalnych winowajców. Mówiąc z bezradną miną, że to radni decydują.  Oni sami sprowadzili się do poziomu  narzędzia. Żywego, co prawda, ale tak bezrefleksyjnie i ślepo oddanego, że wystarczy przypomnieć dyskusje dotyczące na przykład kupna nieruchomości. W ich trakcie nie było żadnej krytyki, wszystko albo przemilczane albo wyparte ze świadomości. Prześcigali się w zachwytach, jeden przez drugiego, jak dzieci w muzeum zabawek. Oni do tej pory nie pojęli, że wójt wskazując na nich robi ich w przysłowiowe bambuko. Przecież wiedzą, że pomysłodawcą wszelkich posunięć prawie zawsze jest on. A choćby ostatni przypadek sprzedaży działki po posterunku milicji, przecież to była jego inicjatywa, której głupawo się wypierał na grudniowej sesji. Ci za branie na swoje barki i sumienia, narażając się na krytykę za jego głupoty dostają skrawki z pańskiego stołu ale widać ich to zadowala, no i takie sprawowanie mandatu tyle w sumie jest warte.  Nawet jakby ktoś chciał dać, to nie ma za co. Co prawda oni mają jeszcze chyba dla żartu wolną wolę, i mogą z niej korzystać ale skoro nie chcą. Tym sposobem mamy kwadraturę koła i jest wesoło.

W takich okolicznościach przyrody to żyć nie umierać Proskurze. Za nic nie odpowiada i bierze górę szmalu, a konsekwencje polityczne i wizerunkowe ponoszą wybrańcy ludu i sam lud który ich wybrał, a nawet i ten co nie wybrał. Ja niestety też… W Siennicy mało kto to rozumie, tu się ludzie tym nie interesują, bo jak wielu mówi: a co to da. Pomstują trochę w chałupach, rozchodzą zdenerwowanie, trzasną drzwiami i wszystko wraca na stare tory. W ogóle pisanie o takich sprawach, które są elementarne i bez których nie powinno się myśleć o byciu radnym, jest rzeczą żenującą. Bo to tak, jakby ktoś przystępował do matury i okazało się, że po 4 latach w liceum jest analfabetą… No to o czym my tu mówimy!?

Wierny Sęczkowski

Sęczkowski próbował nawet te 100 złoty umotywować tym, że co prawda posiedzeń było mniej przez pandemię, ale oni, i tak mieli dużo pracy. Prawdę rzekł, bo w ostatnim roku wójt sypał głupimi pomysłami z taką pasją, że oni machali za nimi jak holenderskie wiatraki. Sęczkowski w tej kadencji jest o wiele spokojniejszy, już tak się nie rzuca jak wcześniej. Może w zamian więcej bajdurzy, ale za to z Proskurą tworzy takie zgodne małżeństwo polityczne, i jest mu tak oddany, że jakby małżonkowie tak sobie ufali, to nie byłoby rozwodów. Korkosz to ujął deklaracją, że jemu to obojętne i on tę 100 przekaże na Koło Gospodyń. No i sołtysi doczekali się podwyżki o 50 złotych…

Banach na wójta

Męki musiał Banach przeżywać, jemu z tej operacji przybyło tylko 100 złoty. Ale zyskał jeszcze coś- motywację żeby startować w wyborach, bo tyle kasy w kupie to on w swojej chwalebnej karierze nigdy w jednym miejscu nie brał na raz. Będzie miał o czym śnić i nie raz po pierzynach rzucał się będzie, śniąc, że to on jest wójtem i to on bierze te 15 tyś brutto. Motywację ma porządną i powinien Proskurę naciskać żeby odchodził na pewno, tym bardziej, że on już emeryt za parę chwil… Ale jak będzie, to do końca nie wiadomo, bo może się i co Proskurze odwidzi w ostatniej chwili. Tym bardziej, że w roku samorządowych wyborów będą i parlamentarne. Mogą nasze ludowce liczyć, że tam w warszawce się odmieni i na nich ta odmiana losu spłynie.

Profesorska kurtuazja

Banach miał chwilę wzruszeń i to takich jak ojciec który córkę odprowadza do ołtarza. Poważnie!? Otóż profesor Wierzchoś z Krakowa, tu urodzony, przesłał na Banacha ręce list z życzeniami. List najważniejsze stwierdzenia zawierał tuż na początku albowiem tam zostało napisane o Banachu -„Wielce szanowny Panie Przewodniczący” No takim czymś musiał się pochwalić i jest to pierwszy przypadek, a przynajmniej ja nie znam innych, żeby dla kogoś Banach był wielce szanowny. Czytał to nasz Piotruś wzruszony, no bo jakże inaczej…Widać trzeba patrzeć na Banacha z bardzo daleka żeby był wielce szanowny. Profesor wspomniał o geniuszu Leszka, ale ogólnie i bardzo taktownie. Mniemam że on wie co Proskura tu wyrabia, bo Wierzchoś to inteligentny człowiek. W takich wypadkach kurtuazja jest najlepszym antidotum…A ja tego profesora już polubiłem.  

Darek i dwa fortepiany

A teraz parę słów o jakże drogim naszym sercom i portfelom sekretarzu Trzynieckim. Który jest jak hiszpański inkwizytor -twardy dociekliwy i wierci dziurę w brzuchu, ale w mieście i Kościukowi. Ilustracją tego fragment z Nowego Tygodnia numer z początku stycznia i tam- „ Uchwałę w sprawie diet poparło 12 radnych. Przeciwny był Andrzej Jakubiec, a od głosu wstrzymał się Dariusz Turzyniecki, który nie krył zaskoczenia z trybu zwołania sesji. Były wiceburmistrz miasta sądził, że nadzwyczajne posiedzenie rady ma dotyczyć zwiększenia pieniędzy na np. zimowe utrzymanie miasta, bo nastąpił atak zimy, ale nie przypuszczał, że chodzi o ustalenie diet. Radny zapytał, dlaczego tą sprawą rada nie mogła zająć się podczas normalnej sesji. – Czy dlatego, żeby ludzie nie mogli posłuchać? – dociekał.” Piękny popis samorządowej wirtuozerii, jak czytałem to biłem brawo. Jakiż on czujny, energiczny dociekliwy i demokrata pełną gębą. Bez litości w sercu punktujący Kościuka w walce o przejrzystość prac rady miasta. U nas kiedy siedzi obok swego pryncypała i chlebodawcy Leszka, to spływa na niego wójtowa aura i ten nieduży chłopek już ćwierka z innego klucza, całkiem inną melodię, choć nuty ciągle te same. U nas przeszkadza mu dociekliwość Alicji Pacyk i Korkosza. Takie cuda i takie przeistoczenie… Ale o Darku smaczków nie koniec, bo w tym artykule jest jeszcze taki fragmencik-

Turzyniecki przekazał też… złą wiadomość dla burmistrza Roberta Kościuka. Stwierdził, że włodarz Krasnegostawu naruszył dyscyplinę finansów publiczną.Zgodnie z opinią RIO i radcy prawnego wypłacanie diet według starych przepisów jest naruszeniem dyscypliny finansów publicznych. Nowe prawo obowiązuje od 1 listopada. Uposażenia za listopad dostaliśmy jednak według dotychczasowych zasad. Zatem doszło do złamania dyscypliny – tłumaczy radny Turzyniecki. Mało prawdopodobne jest jednak, by z tego powodu burmistrz Kościuk miał problemy, bo inne samorządy też dopiero w grudniu dostosowywały się do nowych przepisów.”

Ten fragment obrazuje pewne zjawisko, które jest w skutkach jak wynika z treści takie sobie, ale ja drżę o nasz skarb z Rońska. On nam się gotów ochwacić, przez te ciągłe zmiany ról. Nasz drogi sekretarz w mieście uwagę zwrócił Kościukowi, a w Siennicy za dwa dni odbywała się sesja i mimo tego mając tą wiedzę Darek nawet nie zipnął, choć zrobiono tak samo. Jak już wspomniałem, to problem żaden ta niby dyscyplina, ale w mieści Darek Kościuka postraszył, a w Siennicy…Fakt tu występuje w roli podpory reżimu, i z drugiej strony barykady. Ale fakt drugi jest taki, że oba samorządy popełniły te same błędy-wykroczenia, a tylko jednemu pogrożono paluchem. Pogrożono, bo taka była potrzeba polityczna. Tak jak w tym powiedzeniu żony co to miała męża nadużywającego, i zapytana czemu z nim siedzi odparła, że on owszem zbój ale mój.

Nie będzie to przesadą, że Proskure lokalna społeczność wywianowała i nobilitowała tym wybieraniem przez 32 lata i ustawiła na resztę życia. Normalnie gdyby gospodarzył, jak inni, w oparciu o takie pomysły, którymi sypie jak z rękawa, to ja mu wróżę rok gospodarczego życia nie więcej…Jednak praca na swoim, bez parasola kształtuje charakter, rozwija osobowość i uczy odpowiedzialności za swoje czyny. Trwanie na państwowym jest jak korzystanie z zapomóg- dobre dla portfela ale kaleczy. To ostatnie widać u Proskury, po tym co wyprawia, jakie pomysły rodzą się w jego światłym umyśle. Ale on taki jest i co mu zrobisz? I może nie do końca to nawet jego wina, tylko tych którzy go wybierają. A wybierają tylko po to, żeby nic od niego nie wymagać. O tak żeby se był, taki nasz Leszek. On tymczasem zachowuje się jak rozpieszczony jedynak- Tomaszek z „Nocy i Dni” co to samych zgryzot ojcom przysparzał. Radni z jego nadania są sparaliżowani i nie śmią go krytykować, ani zwracać uwagi. Dlatego przypomina to sytuację, którą można zobrazować wiejskim weselem w remizie, gdzie gości podjęto skisłym i cuchnącym bigosem. Jedzą to wszyscy choć zielenieją od tego na gębach, ale nikt z nich nie ma odwagi tego gospodarzowi powiedzieć. Tylko dlatego, że on ich na to wesele zaprosił…

32
3

Jest sprawa…

 

Jest sprawa…którą kieruję do wszystkich ale przede wszystkim do tłustych samorządowych kotów ze wskazaniem tych miejsko-powiatowych. Dzieci z „Domu Dziecka” są w potrzebie i wypadałoby je wspomóc tak bez politykowania tylko szerokim gestem. Dobrze by było faktu zbiórki nie wykorzystywać jako oręż do wzajemnych wojenek na sesjach i poza nimi. A jak już wspomożecie to możecie z czystym sumieniem wracać do swoich infantylnych przepychanek i żreć się dalej😉 Do następnej zbiórki😉

 

 

link do zrzutki https://zrzutka.pl/urzadzamy-pokoje-na-miare-dzieciecych…

 

 

16
2

Siennickie plagi

 

Kolejny wodociąg skażony

1 lutego 2022

To już prawdziwa plaga. Krasnostawski sanepid poinformował o skażeniu kolejnego wodociągu. Tym razem na terenie gminy Siennica Różana.

W ubiegłym tygodniu specjaliści z Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Krasnymstawie stwierdzili warunkową przydatność wody do spożycia przez ludzi, korzystających z wodociągu zbiorowego w miejscowości Kozieniec w gminie Siennica Różana. Problem dotyczył aż 3875 mieszkańców z 11 miejscowości: Boruń, Kozieniec, Maciejów, Rudka, Siennica Królewska Duża, Siennica Królewska Mała, Siennica Różana, Wierzchowiny, Wola Siennicka, Zagroda oraz Żdżanne.

  • Badania wykazały przekroczenie dopuszczalnej wartości parametru mikrobiologicznego bakterii grupy coli – poinformowała Justyna Staszewska z krasnostawskiego sanepidu. Sanepid wydał decyzję, w której stwierdzono warunkową przydatność wody do spożycia przez ludzi i nakazał zarządcy wodociągu przeprowadzenie działań naprawczych. – Wodę przeznaczoną do spożycia i przygotowania posiłków dla niemowląt i dzieci do lat 2 oraz osób ze znacznie obniżoną odpornością należy gotować minimum dwie minuty, a następnie bez gwałtownego schładzania pozostawić do ostudzenia – przypomina Staszewska. (kg) Źródło-Nowy Tydzień

Nie tak dawno, bo pod koniec grudnia zeszłego roku na sesji rady gminy sekretarz Turzyniecki bagatelizował zanieczyszczenie bakterią coli wody z wodociągu gminnego z takim zapałem jak kogut pieje z rana. Z jego relacji można było wywnioskować, że mieszkańcy ulegli prawie fatamorganie i histeryzują, jak pensjonarki po miłosnym zawodzie. Oni -władza jako, że mądra swą znajomością siennickiej duszy, w trosce o mieszkańców zdrowie i życie nie informowała ich- żeby nie siać paniki, czyli chroniła mieszkańców przed nimi samymi. Widać lud siennicki w panice- wystraszony gównem w wodzie gotów się zadeptać i narobić sobie tym szkody . Ale to wcale nie był koniec, jakby sekretarz i jego pryncypał chciał, i bakteria okrutnie z nich zakpiła- jak plaga na gminę spadła. Zarutko po Darkowych tyradach- w styczniu, a do tego inne medium niż Dziennik Siennicy o tym napisało. Teraz to już nie są żadne zwidy, tylko pewien problem, który będzie jak bumerang wracać, bo gówno ma taką właściwość, że lubi śmierdzieć dość długo.

Egiptem powiało…

Wobec tego, że problem urósł do rangi plagi, to należy zapytać kto zacz? Jak wiadomo miejsce wspomnianych przypadłości i ich wylęgarnia to Egipt. Kto nie wierzy odsyłam do Starego Testamentu. Tam jak wiadomo występują takie „znaki szczególne”, jak- faraon, piach, palmy i piramidy. W Siennicy o dziwo, również występują podobne symbole tylko bardziej swojskie. Łącznie z piachem, którego dystrybutorem w ilościach znacznych jest jeden Zenek. My też mamy kogoś o takiej specyfikacji jak faraon- o władzy nieograniczonej, tylko to się tu wójt nazywa.

Na szczęście jeszcze ten nie wpadł na pomysł żeby sobie piramidę stawiać, ale kto go tam wie, bo pomysły to ma takie, że „Polski Ład” przy nim, to wzór harmonii i porządku. Bo to albo firmę na czynnym ujęciu wody zainstaluje albo śmietnik Bogu ducha winnemu chłopu pod oknem będzie próbował wciskać… Ostatnio ludowy Cheops, za 750 tysięcy nieruchomość kupił. Bez niej Siennica jak mówią wtajemniczeni przestałaby być Różana. Oczywiście tę nieruchomość trzeba wyremontować, jak dobrze tym Cheops „zakręci” to wyjdzie z tego remontu piramida i sfinks na dokładkę.

Radny Kargul- nadworny architekt, już się w boksie grzeje na takie oberki. A trzeba było widzieć jak w czasie wizji lokalnej przed zakupem po nieruchomości latał, wizje miał co chwila, jak jasnowidz Jackowski! Rozemocjonowany był przy tym jak brzdąc na odpuście, co to w jednej łapie ma balon, a w drugiej loda włoskiego w waflowym kubku i nie wie co ściskać, a co lizać- z tej obfitości wyboru. A to przecież taki wirtuoz kielni, że w imię chwały Cheopsa- Leszka gotów się podjąć tego wyzwania. Boguś też taki nuworysz nie jest i kulturę Afryki Północnej zna, bo to światowiec. Kawał świata zjeździł i na pewno wiadomo, że był w Chojnicach, u innego faraona kolegi naszego faraona. Egipskich klimatów widać tak powąchał i za nimi zatęsknił, że świerka w swoim ogródku przerobił na palmę. Wszystko dzięki tajemnej wiedzy, co i jak przyciąć, żeby było jak się chce. Dziś przechodnie podziwiają to dzieło sztuki ogrodniczej, dumając co to artysta miał na myśli… Tak samo jak nad dziełami innego wszczepionego na siłę Siennicy artysty- wielgiego- kolorysty Trzebiatowskiego, autora dzieł o wysmakowanej formie.

Jak za Gomółki

 Ale wracajmy z Egiptu do meritum… Można odnieść wrażenie, że wiele komunikatów które wypadają na sesji z ust Turzynieckiego są przeznaczone dla idiotów, i to nie tylko o bakterie chodzi, bo z lokalizacją PSZOK było tak samo. Trzeba mieć tupet i wielkie poczucie bezkarności, w postaci parasola ochronnego pryncypała, żeby sobie na takie tłumaczenia pozwalać. No i jak teraz to wygląda, gdy bakteria w wodzie przybiera formę plagi-cytując autora artykułu z Nowego Tygodnia. Oni tymczasem są dobrze opłacani, nawet Proskura dostał podwyżkę -o czym następnym razem ale tak pogrywają, jak urzędniki w czasie powodzi w 1997 roku. Gdy ich pytano: co z zabezpieczeniami w postaci wałów przeciwpowodziowych, bo przecież to się może znów wydarzyć, to odpowiadali: że to była powódź stulecia. No i skoro tak, to następna będzie za mniej więcej tyle samo czasu. Śmiali się wszyscy z tego, tylko nie ci co im woda dobytek zabrała…Uważali ludzi za durni. Darek popadł w podobną manierę- jak tu 3 lata pracuje, to dopiero pierwszy raz i mało bakterii, a Proskura dokładał swoje zawodzenia od siebie, że wodę mamy dobrą… Co istotne, to fakt, że te kocopały i duby smalone opowiadał Proskura tuż po podwyżce uposażenia, dosłownie kilkadziesiąt minut po. Taką okazał wdzięczność i szacunek dla elektoratu. 

Był nawet moment że można było uwierzyć w poprawę komunikacji. Albowiem ostatnie zanieczyszczenie wody- to ze stycznia- władza potraktowała ciut inaczej. To się jednak okazało, że nie było nawet światełkiem w tunelu, jakby kto pomyślał. Było raczej tak jak z Polską z  przemówienia Wiesława Gomółki, który stwierdził: Polska przed wojną stała na krawędzi przepaści, ale jak przyszedł socjalizm, to zrobiła wielki krok w przód. No to i u nas podobnie. Nawet rozesłano esemesy i wszystko wydawało się być „git” Tylko że w nich nie było treści, te odsyłały na stronę UG i nie zawsze otwierał się link. Nawet wójta wyznawcy byli wściekli i ostrych słów nie szczędzili na takie traktowanie, widać poczuli się dotknięci. Wystarczyło kilka konkretnych słów w esemesie umieścić… Potem gdy woda zaczęła być już zdatna do spożycia to też esemesowo nikt już nie informował, pojawił się za to komunikat na stronie UG. Tylko  kto tam zagląda i po co jest system powiadamiania? Nieszczęsny działa jak trzeba życzenia złożyć ale te też są pisane bez polskich znaków, co wygląda jak kiepski żart. Albo gdy trzeba poinformować o tym by do UG nie przychodzić i głowy nie zawracać, bo pandemia lub gdy trzeba uważać na gołoledź. To ostatnie to nawet bardzo miłe. Tyle że stan pogody dostępny jest na każdym portalu, z rozpisaniem na godziny. Natomiast jeśli chodzi o jakość wody i wszystko co z nią związane, to tego już na Interii, Onecie i innych nie podają. Jedyne podawane stany wód, to te dotyczące nie jakości tylko ich poziomu- na Bugu we Włodawie albo Odrze i Nysie Łużyckiej lub Warcie.. Może Proskura i Turzyniecki pijąc wodę z krasnostawskich wodociągów uważają, że skoro ich to nie dotyczy bezpośrednio i ich rodzin to nie jest dla nich priorytetem?

Finalnie to użyte w artykule z „Nowego Tygodnia” sformułowanie o pladze, w naszym wypadku należy rozszerzyć dodatkowo albowiem ten medal ma dwie strony. U nas ta druga to plaga urzędniczej złośliwości i indolencji, w kwestii informowania mieszkańców o jakości wody w sytuacji gdy ma się ku temu wszystkie instrumenty.  

23
5