Notariusze Proskury czyli magia liczb

 

Powiadają złośliwcy, że skoro Duda wszystko Kaczyńskiemu podpisuje to musi być notariuszem. Idąc tym tropem to można skonstatować, że Proskura przelicytował Kaczyńskiego mając 12 notariuszy. Ci mu  ostatnio klepnęli facecję za 750.000 złotych, z podziwu godnym zapałem. Dziś właśnie o tym i oczywiście wszystko z przymrużeniem oka.

Po PSZOK, który miał być pod oknem Tomaszewskich i „zainstalowaniu” w dworku Trzebiatowskiego z jego abstrakcjami, doszedł triumwirat rządzący gminą, jak kiedyś Rzymianie do wniosku, że to co potrójne jest doskonałe i dokoptował w ciągu roku trzeci „wykwit”. Ten jeszcze ciepły, jak bułki z siennickiej „Małgosi” ale coś mi się zdaje, że to wcale nie jest ich ostatnie słowo. Proskura ma jeszcze 2 lata, a on czasu nie zwykł marnować i pewnie coś wymyśli. Tym razem Lesio odkrył na nowo w sobie powołanie do robienia „biznesu” za nie swoje pieniądze i nieba nam przychyla inwestując w nieruchomości. Jak sam powiada: chodzi o interes gminy. W co ja zupełnie nie wierzę…

Mordercze negocjacje Lesia

W czwartek 14 października odbyło się posiedzenie rady gdzie przegłosowano stosunkiem głosów 12 „za”, przy 2 „wstrzymujących” i 1 „przeciw”-uchwałę w której wyrażono zgodę na zakup nieruchomości sąsiadującej z UG, której cena ofertowa wynosi: 750.000 złotych. Ta znajduje się wis-a-wis budynku szkoły podstawowej w Siennicy Różanej, po drugiej stronie drogi. W jej skład wchodzi: dom, stodoła, budynki gospodarcze i staw o powierzchni 46 arów. Wszystko o powierzchni 1 ha i 49 arów, w dwóch geodezyjnych działkach. Proskura został nawet upoważniony do rozmów i pertraktacji na poprzedniej sesji. Oczywiście trzeba zaznaczyć, że Lesio tak dzielnie walczył o każdy gminny grosz, że z szacunku do publicznych finansów zgodził się na 750.000. A negocjator z niego twardy, zna się na materii, przecież miał kiedyś Stary Sąd i nieruchomości nad jeziorem Białym. Może nawet te jeszcze w familii są, bo to perły w koronie, a on wie jak i co kupować, i za ile.

Wyższa oferta trafia do kosza!?

Jeszcze siennickie oczy nie widziały takich cudów żeby kupujący z wysokiej i to bardzo ceny- usprawiedliwiał sprzedającego. Takich cudactw oko nie widziało i ucho nie słyszało. Obaj z Banachem stoją „chyba niechcący” po stronie sprzedających, co wynika z ich rzęsistych tłumaczeń w trakcie sesji. To wygląda kuriozalnie i przede wszystkim daje do myślenia. Tam praktycznie obie strony utwierdzają się w przekonaniu, że 750.000 to okazja! Proskura przekonywał, że biegły sądowy z Krasnegostawu doradzał mu żeby nie doprowadzać do licytacji, gdyż jego zdaniem cena może pójść w górę. „Bo znajdzie się taki co was przelicytuje” miał powiedzieć mu ów mędrzec z miasta. To wszystko ma sens ale pod pewnymi warunkami… Żeby licytować musi być fizycznie co najmniej jeszcze jeden chętny. I podobno był, bo padły na sesji nawet jego personalia i to bez owijania w bawełnę, a kto chce je poznać może to sobie odsłuchać. Ten jest przedsiębiorcą i miał oferować 800.000 złotych ale sprzedające jednak pogardziły jego ofertą i podarowały wspaniałomyślnie 50.000 złotych, ot tak… Dziwne, prawda!? Cała teoria w tym miejscu się posypała. O licytację jednak powinny sprzedające zabiegać, mimo wszystko. Albo sprzedać temu który daje więcej. Przecież w ich sytuacji licytacja to  dobrodziejstwo, istotą sprzedaży jest uzyskanie jak największej ceny za swój towar. Tym bardziej, że nieruchomość sprzedaje się tylko raz. Tylko czy one tego naprawdę chciały?

Korkosz mówi: sprawdzam!

Oczywiście drugi i „nie anonimowy” oferent wzbudził zainteresowanie Andrzeja Korkosza, który na sesji zapytał Banacha: czy aby ten ze swoją ofertą był na pewno, bo to dziwne, że ktoś wspaniałomyślnie darowuje 50.000 złotych. Banach odpowiedział, że trzeba wierzyć w to, że był! No, kuriozum! Korkosz nie byłby sobą gdyby nie chciał wszystkiego wyjaśnić. Zadzwonił do oferenta, a ten oczywiście odebrał. Korkosz zapytał o jego udział w całej transakcji, po czym ten odpowiedział, że teraz nie może rozmawiać i zaraz oddzwoni…To „zaraz” trwa już kilka dni, po tej demonstracji chyba największy optymista straci złudzenia.

Co tak na prawdę kupujemy?

Alicja Pacyk swoim zwyczajem solidnie przygotowała się do dyskusji i korzystając z pomocy męża, który ma uprawnienia do wyceny nieruchomości przedstawiła swój operat. Podała konkretne wartości składników nieruchomości i opisał całą metodę. Tego to się nasze orły nie spodziewały i słuchali jak kot skrobania myszy pod podłogą. Wynikło z tego, że w oparciu o aktualne ceny jak również przyjęte zasady wartość nieruchomości wynosi 565.000 złotych czyli 185.000 mniej niż cena na ślepo zaakceptowana przez Proskurę. Przy czym jest to wariant dość optymistyczny dla wartości nieruchomości.

Ponadto Radna Pacyk omówiła części składowe nieruchomości skrupulatnie. To z jej ust, a nie Proskury dowiedzieliśmy się, że dom liczy 50 lat. Staw nie był pogłębiany również 50 lat, a nad działką przebiega linia średniego napięcia, która swoją obecnością powoduje wyłączenie spod budownictwa około 20 arów działki i jak stwierdziła: za to też żeśmy zapłacili…Poza tym działka ma kształt nieregularny i tam gdzie jest węższa znajduje się sieć średniego napięcia, a tam gdzie szeroka jest staw, jest jeszcze pochyłość wynosząca kilka arów w kierunku stawu. Po zsumowaniu wynika że kupiono ok 0.82 ha jako takiego gruntu z budynkami za 750.000.

Zwróciła uwagę na fakt braku utwardzonego podwórza oraz jego ciasnotę, a także na to, że dom nadaje się do kapitalnego remontu oraz na koszty kredytu i aktu notarialnego, który będzie wynosił 6.000 złotych. Generalnie kupno otwiera listę kolejnych wydatków, a jak wysokich to można sobie tylko wyobrazić i śmiało mnożyć krotności wydanej sumy na zakup.

Banach adwokat

Przypomniała również, że sprzedające też miały operat szacunkowy robiony pod potrzeby podziału majątku sprzed dwóch lat i ten również jest dużo niższy niż 750.000. Wyszło przy okazji, jak to często w bywa w takich niegramotnych sytuacjach, że nieruchomość nigdy nie była poddana weryfikacji przez rynek. Innymi słowy, nigdzie na żadnym portalu panie jej nie ogłaszały i tak naprawdę, co, Alicja zasygnalizowała cena jest tylko ich propozycją. Banach to skwitował, że nie miały takiego obowiązku. Czym dowiódł, że po raz kolejny nie wie o czym mówi. A tymczasem wartość rzeczywistą  nieruchomości na danym terenie określa się na podstawie między innymi kwoty sprzedaży zawartej w umowie czy akcie notarialnym, a nie  ofert sprzedaży. Te są tylko pobożnymi życzeniami i chciejstwem.  Warto wiedzieć, że gmina wcale nie prosiła o opinię własnego rzeczoznawcy i bardzo się towarzystwo śpieszy. A żeby było weselej Banach swój dom o powierzchni 165 metrów wycenił na 100.000zł, prawie darmo… Ale jednocześnie otrzymaliśmy kolejny dowód jak się dba o gminne finanse i co oni o inteligencji mieszkańców myślą… Wniosek radnej był taki, że z niewiadomych przyczyn przepłacamy, a przecież ustawa o finansach publicznych mówi o szczególnej dbałości i rozsądnym wydatkowaniu.

 

Palma ze świerka czyli aktor amator w akcji

Notariusze” Proskury dawali z siebie ile mogli, wszystko po to żeby Leszek był z nich zadowolony. Może za dzielną obronę zaprosi do gabinetu, napoi kawą z nowego expresu i nawet pozwoli posłodzić, a jak dobrze pójdzie to poklepie po plecach i skomplementuje? Kto wie…Z powodu wygłaszanych przez nich głupot nie należy broń Boże płakać , to groziłoby odwodnieniem i w efekcie komplikacjami. Rozsądek i umiar oraz logika poszły precz, przecież „orzeł biznesu” nie może się mylić. Taka ich doktryna…

Wiesia Popik powiada, że ona jest za kupnem, choć nie widziała obiektu zakupu i postuluje żeby w tym budynku urządzić coś dla ludzi starszych. Wedle niej, ponoć ktoś na Zdżannem kupił 40 arową działkę za 600.000 złotych ale po wszystkiemu skorygowała informację i powiedziała, że działka została sprzedana za…60.000 złotych. To też daje do myślenia. Kargul Boguś znów na łbie stawał, bo to budowlaniec radny aktor-amator i akrobata. Boguś powiada, że stodoła trochę w stanie nie za bardzo ale można to poprawić, a w domu są dwa liczniki i jedna skrzynka gazowa z licznikiem.

Trzeba wspomnieć, że wójt zabrał radnych na wycieczkę, tak samo jak w czerwcu do Chojnic, tylko tu poszli pieszo. Oczywiście w celu zapoznania się z walorami nieruchomości i westchnieniom oraz zachwytom nie było końca. Sęczkowskiemu na ten przykład bardzo spodobał się skłon działki w kierunku stawu i powiada, że to najładniejsze miejsce. Ba, panie radny ale przede wszystkim drogie i nikomu nie potrzebne oprócz Proskury.

Boguś Kargul dostawał budowlanych objawień, co chwila błyskało mu w jaźni, jak na słupie wysokiego napięcia w czasie burzy. Oczyma wyobraźni widział różne warianty zagospodarowania ale jakoś nic o ich kosztach nie mówił. Widać pieniądz dla niego nie ważny, swoich nie wydaje tylko cudze. Na sesji by znów błysnąć opowiadał Boguś historię, jak to na Maciejowie sąsiedzi mieli działkę ze starą chałupą i teraz dają im za nią 200.000 tysięcy, a oni nie chcą sprzedać! Wyciągnął z tego wniosek pod tezę, że trzeba kupować za 750.000, bo będzie drożej! Sąsiedzi jeśli to prawda, powinni działkę z chałupą czym prędzej sprzedać, bo nic nie drożej w nieskończoność. Z Bogusia niestety taki znawca jak i ogrodnik, bo i za to się bierze. Świerka co go ma w swoim ogródku tak przyciął, że wyszła z niego palma, co stanowi metaforę-symbol Bogusia politycznej osobowości.

Dorabianie ideologii

Ta potrzeba kupna została wygenerowana na poczekaniu, gołym okiem to widać. Jeszcze wiosną Proskura tylko przebąkiwał i planował przenosić tam amfiteatr-po co? Ale zamieszanie z Trzebiatowskim trochę mu spiętrzyło obowiązki, trzeba było swoim notariuszom powiedzieć co mają myśleć. Teraz przyszedł czas na zakupy z wyższej półki. Gmina tak na prawdę zakupu nie potrzebuje ale Proskura już tak. Gada od rzeczy powołując się na przykład Krasnegostawu gdzie sprzedano prywaciarzowi teren w centrum po PKS, tam gdzie teraz Lidl. Ubolewał że miasto tego nie kupiło. Wtedy burmistrzem był jego kolega Jakubiec, a bardzo bliskim współpracownikiem Turzyniecki nasz obecny sekretarz.

Ale ciekawe czy Proskura kupowałby Stary Sąd za trzykrotność tej ceny za którą go kupił w 1998 roku? Zapewne kupował, bo cena była przystępna i co najważniejsze pieniądze były jego. Szuka Lesio usprawiedliwień dla swoich bezmyślnych posunięć i powołuje się na abstrakcyjne przykłady, które są nie porównywalne, gdyż dotyczą zupełnie innej problematyki i innych epok. Szasta pieniędzmi bo nie jego, bredzi, tumani, a w tych opowieściach pełno niespójności i logicznych dziur.

Zapomniał Proskura jak Starą Gminę w 2016 roku sprzedał za 122.000 i jak wtedy argumentował. A Kargul zapomniał jak opowiadał o tym, że to wszystko prawie ruina, bo biały kamień i lepiej sprzedać. Dziś narracja jest odwrócona o 180 stopni, a ludzie ci sami! Wtedy ta sprzedaż niczym nie była uzasadniona, tak jak teraz, to kupno.

Wiatę budować ale to już !

Dorobiono na poczekaniu bajkę ale okropnie szpetną i kulawą o tym, że gmina potrzebuje pomieszczeń na przechowywanie sprzętu i to teraz, w tej chwili!

Obecnie gminny sprzęt korzysta z wiat firmy „Bozamet”. Budowa takowej na placu gminy, który jest niedaleko odpada, bo będzie to koszt 600.000 złotych tak twierdzi Proskura. Dlatego trzeba kupić coś za 750.000, żeby było swoje…Koszty adaptacji utwardzenia placu będą duże i że się powtórzę mogą stanowić krotność kwoty zakupu. Bajka jest na tyle duraczeniem, że przecież w takich okolicznościach wynajem powierzchni garażowych jest opłacalny i rozsądny, gdyż ewentualne remonty przeprowadza właściciel, a cały plac jest utwardzony betonem i asfaltem. Do tej pory nie było problemu garażu, ten eksplodował jak wulkan na potrzeby uzasadnienia wydatku 750.000 złotych. Co ciekawe nikt nie przedstawił kwot wynajmu garaży.

Jakby co, to się sprzeda?

W ogóle nie bierze się pod uwagę tego, że może jesteśmy w środku paniki i bańki spekulacyjnej, a wiele na to wskazuje. Z ręką w nocniku może obudzić się ten kto kupi nieruchomości, a za jakiś czas gdyby chciał sprzedać nie odzyska pieniędzy nie mówiąc o zysku. Proskura jeszcze przekonywał, że jakby finanse gminy stanęły na krawędzi to się działkę sprzeda. No ba! Tylko za ile? Skoro ona ma ograniczoną przydatność, tę wykazała Alicja Pacyk przy okazji zamiarów kupna przez drugiego chętnego, który jak wiadomo prowadzi działalność i tak jak radna zauważyła, gdyby chciał działkę kupować pod działalność gospodarczą, to niestety ta się do tego nie nadaje, bo linia średniego napięcia i po co mu zabagniony staw? Owszem ma walory ale tylko do zamieszkania w takim charakterze jak obecnie. Ponoć Lesio konsultował zakup działki, tak powiedział, a robił to na zebraniach wiejskich. Mógł co najwyżej bąknąć jak to ma w zwyczaju, a nie konsultować. Albowiem konsultacje to nic innego jak rozmowa w oparciu o informację i argumenty. Tylko że na Rudce i Zagrodzie nikt o tym nie słyszał. Może mówił tam gdzie był osobiście ale mimo wszystko to dziwna praktyka, tym bardziej, że dotyczy majątku gminy. Mógł i powinien mówić o tym Turzyniecki, skoro jeździł w Lesia zastępstwie.

Reasumując to Proskura bardzo chce kupić i cała sytuacja wygląda jak z zakazem picia alkoholu gdy lekarz kategorycznie zabronił ale jak się bardzo chce to jednak można. Gmina weźmie kredyt, my go spłacimy, a wójt w razie potknięcia konsekwencji nie poniesie. Będzie potrzeba, to nową głupawą teorię na usprawiedliwienie wymyśli, jego 12 notariuszy wszystko przyklepie. Sprzedające panie mają swój „ złoty strzał” o co nawet nie można mieć do nich pretensji, dla nich to okazja. Ich nie obowiązuje dbałość o finanse gminy, a o własne i jak widać one to kryterium spełniły dzięki Proskury hojności i naszym podatkom. Okoliczności i nonszalanckie wręcz momentami naiwne zachowanie duetu Proskura & Banach też jest mocno kontrowersyjne.  Spowoduje lawinę pytań i dyskusji, szczególnie w kontekście widowiska z drugim chętnym do zakupu w tle… Ja mam czyste sumienie, na tego „orła biznesu” z ZMW nie głosowałem i ani jednemu jego słowu nie wierzę a Banachowi tym bardziej. Za 2 lata znów wybory i może pora łuski z oczu zrzucić i postawić na rozsądek i gospodarskie podejście. 

39
15

Ucho Nowosadzkiego czyli siła pretekstu

Dziś na wesoło o tym jak ważny jest pretekst i czy ucho może nim być. Poza tym uchylimy rąbka tajemnicy na czym polega sojusz dwóch Marków, a także dowiemy się czemu jeden z nich to „filar kulejący” I jak zwykle masa innych ciekawostek „Od Sasa do Lasa”

Marek Nowosadzki pozazdrościwszy Janeczkowi wojenki w muzeum otworzył swój „autorski” front do walki z powołaniem wicedyrektora ds. dydaktycznych Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego im. Janiny Doroszewskiej lub jak kto woli – „u Gontarza w czerwonej szkole”. Wszystko na zasadzie franczyzy, ale czkawką mu się to jednak odbija i tak nabroił, że długo tego bajzlu nie posprząta. Zimnej krwi to on do takich „interesów” nie ma, co najwyżej zimne piwo w lodówce.

Tytułem wstępu i nim przejdziemy do ciekawostek i teorii spiskowych w tym zakresie z ostatniej sesji 30 września, to wypada rzucić okiem na fragment artykułu z „Super Tygodnia”, który zaznajamia z tematem i dotyczy wydarzeń z sesji rady powiatu z lipca tego roku. Mniej więcej wtedy dokonano poczęcia tego pomysłu, wątpliwej jakości i takich samych owoców.

Na ostatniej sesji rady powiatu Marek Piwko pytał, czym dyrektor Piotr Gontarz kieruje się w tej sprawie. Zdziwiło go, że na stanowisko zastępcy rekomenduje osobę, która pracuje w SOSW od niespełna dwóch lat.

Dlaczego dyrektor nie wybrał kogoś z kadry? Czy osoba bez doświadczenia na stanowisku kierowniczym poradzi sobie w pracy z dziećmi wymagającymi kształcenia specjalnego? – dociekał przewodniczący komisji rewizyjnej.

Dyrektor rozpoczął w czerwcu procedurę powołania Lidii Jurkiewicz na stanowisko swego zastępcy. Rada pedagogiczna SOSW zaopiniowała pozytywnie tę kandydaturę 28 czerwca. Wydział oświaty, kultury i promocji powiatu w krasnostawskim starostwie i członkowie zarządu powiatu dowiedzieli się o tym fakcie z nieoficjalnych źródeł dopiero w następnym miesiącu.

O rozpoczęciu procedury powołania nowej osoby na stanowisko wicedyrektora SOSW dowiedziałem się w lipcu. Muszę przyznać, że pan dyrektor nie poinformował, od kiedy osoba obecnie piastująca to stanowisko zamierza odejść na urlop na poratowanie zdrowia. Nie miałem też informacji, kogo zamierza zaproponować na zastępstwo – mówi wicestarosta Marek Nowosadzki.

Dopiero w ubiegłym tygodniu zarząd powiatu zapoznał się z wnioskiem dyrektora Piotra Gontarza. Była dyskusja na temat rozpoczętej procedury i zaproponowanej kandydatki, ale wyrażenie opinii zostało przełożone na następne posiedzenie.

W międzyczasie do starostwa wpłynęły odpowiedzi na zapytanie Marka Piwki. Wynika z nich, że dyrektor powołuje się na przepisy prawa oświatowego i 34-letni staż pedagogiczny kandydatki, w tym 15-letnie doświadczenie w pracy z dziećmi niepełnosprawnymi. Argumentuje, że jej kompetencje i bogate doświadczenie są gwarancją zapewnienia jakości pracy placówki.

Rzeczywiście, wyłącznym prawem dyrektora jest wybór osoby na stanowisko zastępcy, ale dobrym obyczajem, praktykowanym przez szefów innych szkół, jest informowanie o planowanych zmianach organizacyjnych. W SOSW jest ponad 60 pracowników pedagogicznych. Wiele osób ma staż pracy w tej placówce powyżej 10 lat. Pan dyrektor miał naprawdę duże możliwości, aby nominować kogoś ze swoich współpracowników. Niektórzy czują się teraz zaskoczeni i pominięci – komentuje wicestarosta.

Lidia Jurkiewicz była naczelnikiem wydziału oświaty w krasnostawskim starostwie od początku maja do końca sierpnia 2019 roku. Od następnego miesiąca zaczęła pracować w SOSW, gdzie uzyskała etat nauczycielski.

Nocne Marki

Znając lokalną scenę i poziom kunsztu aktorskiego uczestników widowiska, to trudno dać wiarę, że Piwko sam na te pytania wpadł. Wierzyć mi się nie chce, że informacje o „bezeceństwach” Gontarza trafiły akurat do niego. Ze środowiskiem nauczycielskim tak jest kojarzony, jak z branżą fitness albo środowiskiem „Krasnystaw Biega”. To zagajenie wedle mnie było jedynie przepustką do wywodów Nowosadzkiego, ktoś musiał Marka wywołać do odpowiedzi, a ten już wiedział co mówić. Reszta to już kalka jego zachowań z muzeum, gdzie „mało ładnie” i z pominięciem zasad zdrowego rozsądku rozgrywał swoją kulawą gierkę, nie pomny tego, że jedyny kulawy który potrafił czarować, to Garrincha- brazylijski mistrz z mundialu roku 58 i 62. Tu w sprawie powołania Jurkiewicz, wygłosił tak jak w muzeum komunikat do prasy, całkiem zbędny w kontekście prawa przysługującego dyrektorowi.

Bardzo krótka pamięć Marka

Może to słuchacza wprawić w osłupienie, wszak Marek musi jeszcze pamiętać „swój” konkurs sprzed 7 lat na dyrektora I LO w którym brał udział. Tam miał swojego kandydata na zastępcę, bo bez zaufanego „wice” szkoda fatygi, trudno w to uwierzyć, że nie pamięta tej fundamentalnej zasady. Ale miał też proponowanego drugiego kandydata na zastępcę, który nie był szczytem jego marzeń, a jeśli już, to był szczytem marzeń tych których była powiatowa fujarka, bo jak mówi ludowa mądrość- tego melodia czyja fujarka. Jak się to skończyło to sam wie i po co do tego wracać. Z takiego założenia wychodził i Gontarz ale jemu mniej wolno, i nie wiadomo dlaczego. Poza tym co to Nowosadzkiego interesuje, skoro prawo skądinąd logiczne tak mówi? Bo mnie się zdaje, że zbiegło się wszystko przypadkowo, ale było wykorzystane rozmyślnie.

Marek jako „podmiot domyślny”

A na sesji 30 września Marek Nowosadzki był nieobecny. Ponoć zachorzał, co wcale nie dziwi, bo choroba była jedynym rozsądnym wyjściem i przyszła w bardzo właściwej chwili. Ale mimo swojej absencji, to, i tak jego duch krążył po sali obrad, jak zabłąkany komar po sypialni. Piwko w pewnym momencie zaczął Nowosadzkiemu dziękować i nawet posunął się do słownego ukłonu połączonego z czapkowaniem. Tak chylił czoła przed Markiem, że złożył na jego „nieobecnym policzku” pocałunek śmierci. Dziękował mu lewicowy trubadur za to, że był przeciwny kandydaturze Lidii Jurkiewicz na wicedyrektora. Czyn to zaiste bohaterski, tylko czemu Marek nie przyszedł osobiście tych laurów odebrać? Ale w to Piwko, kolega serdeczny nie wnikał. Pytali i inni czym się kierowali członkowie zarządu, że podjęli taką a nie inną decyzję. Pamiętać trzeba, że na 5 członków zarządu powiatu za kandydaturą było 3, wstrzymał się -Suchorab Piotr, a Nowosadzki był przeciw.

Gerwazy z Żółkiewki i jego ciekawostki

W końcu Jan Mróz rozsądny i powściągliwy w mowie, z wąsiskami jak Gerwazy i do tego emerytowany dyrektor szkoły z Żółkiewki rzucił więcej światła na całą sprawę. Z jego ciekawych refleksji wynikło, że były dwa głosowania rady pedagogicznej: jedno tajne, a drugie jawne. W obydwu wyniki były od siebie biegunowo odległe czemu się Mróz  dziwił. Ale potem wynikło z jego głośnych rozważań, że nauczycieli ktoś podpuszczał, co jest całkiem możliwe, bo w sytuacji gdy zmienia się władza w organie prowadzącym takie sytuacje są normą. Z tego co szepczą po kątach wynika, że telefony grzały się do czerwoności.  Jan Mróz vel Gerwazy zwrócił uwagę, że wynik głosowania zarządu nie ma żadnego znaczenie i nie wpływa na wybory dyrektora, tak samo jak wyniki głosowania rady pedagogicznej. Wszystkie są tylko formą opinii i niczym więcej…Głowił się Jan czemu takie prawo, bo zaiste to trąci absurdem ale może w innych okolicznościach ma to znaczenie i jest wskazówką?

Historyczny mechanizm

Zaistniał we wszystkich głosowaniach pewien mechanizm, który nasuwa historyczną analogię. W 1812 roku 23 października wybuchł w Paryżu spisek generała Maleta. Ten rozpuścił plotkę o śmierci Bonapartego w Rosji i przejął władzę. Szybko stłumiono bunt ale Napoleon przekonał się o słabości swojej władzy w Paryżu i kruchości jej podstaw. Większość otoczenia poparła spiskowców albo stała bezczynnie. Napoleon wcześniej w razie swojej śmierci na następcę wyznaczył syna, a tego nie poparł nikt… . Tak samo o tym co „piszczy” w swoim otoczeniu dużo dowiedział się Gontarz po obu głosowaniach, mógł nawet nabrać dodatkowej pewności, że dobrze iż postawił na Jurkiewicz. Tym bardziej, że szukał wśród kadry chętnych i nie znalazł. Postawienie na kogoś nowego, z kim się „na papierosa” przez kilka lat nie chodziło i kogoś kto w efekcie właśnie tobie to zawdzięcza jest z punktu widzenia zarządzania słuszne i uzasadnione, bo zaufanie to podstawa. Co ciekawe to te dwa głosowania były efektem jego pomyłki. Powinien zarządzić jedno i tajne, a nie jawne. Musiał je powtórzyć gdyż w przeciwnym razie organ nadzoru uchyliłby mu decyzję ale w efekcie zyskał bezcenną wiedzę na temat kolegów i koleżanek. Ale i zarząd powiatu przekonał się o tym, że Nowosadzki to „filar kulejący”… Dopytywał i Zieliński czym kierował się Nowosadzki ale Leńczuk odpowiedział, że w tej kwestii musi Marka pytać. Znając uczucia gorące jakie żywi Zieliński względem Nowosadzkiego, to Krzyś z Marka przy nadarzającej się okazji wytopi z wiadro tłuszczu i wyrwie kawał mięcha. Musi Marek do następnej sesji obmyślić treść odpowiedzi albo liczyć, że niedyspozycja znów go dyskretnie dopadnie i położy do łóżka…

Przesadna troska o wizerunek

Marek wyczuł widać słabość otoczenia i napór „rebeliantów” od Janeczka i zaczął rozpychać się w swoich kompetencjach, jak UE w stosunku do Polski ale rzeczywistość jest jeszcze bardziej złożona. Tego nikt głośno nie powiedział ale to wszystko jest jednak wymierzone w poseł Hałas Teresę. Lidia Jurkiewicz przez niektórych jest kojarzona z nią, a to już wystarczy tak jak Gołąb Andrzej, w którego sprawie wypowiadał się nie raz Janeczek. Widać Nowosadzki to wie w końcu rozmawia ze wszystkimi z racji stanowiska. Pod wpływem Janeczka który ciągle marudzi o tajemnych wpływach Teresy zaczął się obawiać że ten zacznie mu zarzucać służalczość, brak reakcji i w rezultacie ucierpi jego kryształowy wizerunek. Tak jakby jego trwania przy Szpaku przez 16 lat nigdy nie było. Janeczek może sobie bić brawo, bo ktoś wreszcie chyba uwierzył w jego propagandę, ale z drugiej strony wystraszony Nowosadzki to żadne trofeum. Do eksponowania nad kominkiem zupełnie się nie nadaje. Gdyby Nowosadzki przeszedł nad tą nominacja spokojnie dziś by problemu nie miał a Zieliński na następnej sesji będzie dopytywał i rwał niego kawały mięsa.

Moim zdaniem Nowosadzki próbuje się dystansować i demonstruje to w taki sposób, wie, że Hałasowa publicznie mu nie nawtyka, a Janeczek może. Można w konsekwencji tego zaobserwować tendencję, że na chłostę krytyki i pod pręgierz stawia się ludzi kojarzonych z poseł. Traktuje ich się jak ofiary składane na ołtarzu swoich słabości, bo nie ma się odwagi być stanowczym. A nie są to ludzie z łapanki, którzy 30 lat podnosili szlaban w PGR. Wręcz przeciwnie, mają mocne, a nawet bardzo papiery ale to nie ma znaczenia. Mimo że Gołąb ma zarządzanie, to ta biologia urosła już do rangi słonia w menażerii, a przecież na tym stanowisku kierunkowe wykształcenie nie jest wymagane. Na drogim biegunie jest „ormostwo przemilczane” byłego starosty a „etyczny” Nowosadzki nigdy publicznie kierowany „dobrym obyczajem” Szpakowi uwagi w tej kwestii nie zwrócił i nie poprosił o wyjaśnienie. A gdy na sesji w 2017 roku rozdano uzupełnienie Janusza życiorysu, to o mało Nowosadzki nie zemdlał. A teraz gdy kogoś trzeba pod ścianą postawić, to padło na nich, a zbiegło się to z wojną na górze i lokalnymi porachunkami. I te dwie rzeczy mają odrębne życia i toczą się równolegle…

Marketing polityczny

Jeszcze tylko trochę Marek poćwiczy z zakładaniem nogi na nogę to będzie krasnostawską Jaworowicz, bo medialnie zasygnalizował środowisku, że dba o nie i podkręcił sobie licznik interwencji. Nie szkodzi, że to do złudzenia przypomina sytuację kiedy bokser chce podgonić sobie bilans walk zakończonych nokautem i przeciwników dobiera wśród pensjonariuszy domu starców, bo takie są prawa marketingu politycznego. Ten niestety przeszedł w pewnym momencie w spacer po brzytwie. Skoro Nowosadzki chciał zyskać u Janeczka, Nieściorowej czy innych, to stracił u Hałas Teresy, której zawdzięcza wszystko. No ale ona ma etykietę PiS- widać można w nią lać bez opamiętania. To może wydawać się irracjonalne i pozbawione sensu, aczkolwiek polityka takich zachowań nie jest pozbawiona. Jerzy Rakoczy Książę siedmiogrodzki najechał w sojuszu z Chmielnickim i Szwedami na Rzeczpospolitą w 1657 roku, bo mu naopowiadali, że odkuje się terytorialnie. Mimo że stosunki miał dobrosąsiedzkie i cała awantura nosiła znamiona szaleństwa. On jednak dał się namówić i w efekcie czego zebrał taki łomot, że stracił pozycję, księstwo, a na koniec i życie…To co się dziwić irracjonalności Marka? Za Szpaka Marek był przewodniczącym rady powiatu i takich demonstracji nie robił, a było ku temu okazji przez 16 lat co niemiara.

Ludwik XIV z ul. Piekarskiego

Ma Nowosadzki „polityczną skłonność” do przesadnego i trącącego groteską wartościowania problemów, do dzielenia włosa na czworo i obsesyjnie-małostkowego patrzenia na banalnie proste sprawy. Jest też więźniem własnej wyszukanej etykiety… To trochę przypomina zachowanie starzejącego się Ludwika XIV, który tak dopracował swój absolutyzm, że absolutnie decydował o wszystkim w taki właśnie małostkowy sposób. Kierował kampaniami wojennymi, będąc kilkaset kilometrów od teatru działań. Kurierzy czekali na instrukcje, nim ten wstał odbył cały ceremoniał, zgodnie z etykietą i łaskawie zerknął w papiery. Bo jemu się zdawało, że wojna mogła poczekać, priorytetów nie uznawał. W efekcie przegrał kluczową bitwę pod Blanheim i całą Wojnę o Sukcesję Hiszpańską. Ale na tym nie koniec podobieństw, tak jak Burbon- Nowosadzki, co widać, uprzedza się do ludzi, a to bywa zgubne…Ludwik swego czasu spotkał na swoim dworze „kurduplowatego” Eugeniusza Sabaudzkiego, który chciał zaciągnąć się do jego armii ale, że był niskiego wzrostu to go wyśmiał i popędził. Mimo że ten miał „solidny papier” i dobrze rokował. Habsburgowie już tacy głupi nie byli, przyjęli go z otwartymi ramionami, a nawet w niego zainwestowali. Ten się pięknie odpłacił i z nawiązką zwrócił. Lał i to dosłownie wojska francuskie, tylko wióry leciały w czasie wspomnianej „ Wojny o Sukcesję Hiszpańską” Za kilkadziesiąt lat w uznaniu jego wojennego geniuszu Bonaparte wymieniał go jako jednego z siedmiu najwybitniejszych wodzów, a to już jest jakaś rekomendacja.

Alpinista polityczny

Życzyć wypada Markowi Nowosadzkiemu by startował w wyborach do rady powiatu dokąd uzna za stosowne i by zdobywał mandat. Mało kto wie ale ma skończoną Administrację i Zarządzanie, zna się na urzędniczej materii. Takiego ma kształconego żona męża, syn ojca a matka syna i ulica Piekarskiego mieszkańca… Bywa czasem rozsądny ale pod jednym warunkiem, że nie myśli w kategoriach „co ludzie powiedzą” Ale skoro wspomniane myślenie go zdominowało już definitywnie i w tym wypadku  „wskrzeszenia Łazarza” nie będzie, nie można mu powierzać niczego więcej prócz tego co sam zdobył, czyli mandatu. Jest to uwaga w formie instrukcji na przyszłość dla potencjalnych chętnych do koalicji z nim. W taki sposób rządzić się nie da, piłując gałąź na której się samemu siedzi. Nowosadzki nie jest w stanie pojąć, że właściwy teatr działań wojennych, to ten na który trzeba odpierać ataki Szpaka i bzdurne rojenia Janeczka i innych. To tam powinien zabierać głos, tym bardziej, że jeśli o Szpaka chodzi to pamięta jego porządki. Jest Nowosadzki „polityczny alpinista” potrafi zdobyć mandat ale już go zagospodarować i wypełnić pożądaną treścią nie jest w stanie, bo strach skutecznie go paraliżuje.

 

Do tych wspominanych wystąpień i papierowych „ Opus Magnum” i oper mydlanych Nowosadzki nie miał żadnych podstaw, ani pretekstu. A jaki ten ostatni jest ważki to o tym opowiada historia angielskiego żeglarza i przemytnika Jenkinsa, któremu w 1738 roku podczas kontroli statku Hiszpanie w sprowokowanej bójce czy pojedynku ucięli ucho. Po wszystkim cwany przemytnik obwoził je po świecie i pokazywał jako dowód na hiszpańskie okrucieństwo. W efekcie czego przekonał angielski parlament do zbrojnej interwencji i wojna trwała 9 lat. Do historii konfliktów przeszła pod nazwą „Wojna o ucho Jenkinsa” Jak widać on choć miał „swój” pretekst i takiej wielkości, a Nowosadzki nie ma nawet tego.

37
10

Lepszy Powiat według Piwki

Dziś o talentach aktorsko-oratorskich Marka Piwki i jego lewicowej wrażliwości na dźwięk. A także o jego mrożącej krew w żyłach prawie antyklerykalno-muzealnej krucjacie w środku nocy. Spróbujemy również rozgryźć co znaczy jego enigmatyczne hasło z kampanii wyborczej 2018 roku „Lepszy powiat” oraz uchylimy rąbka tajemnicy: kim chciał być gdy był brzdącem i co z tych marzeń się ziściło. Wszystko oczywiście na wesoło, bo jakżeby inaczej.

System ostrzegania przeciwpożarowego zamontowany w Muzeum Regionalnym liczy 26 lat. Podczas gdy jego pełna użyteczna sprawność oscyluje w granicach lat 10, a przy łucie szczęścia można go wydłużyć do 15. Zarówno czas jak i uderzenie pioruna w 2008 roku nie przeszło bez uszczerbku dla jakości jego funkcjonowania i prawdopodobnie z tej przyczyny załącza się samorzutnie co jakiś czas. Wyje prawie tak donośnie jak radny Piwko na ostatniej sesji rady powiatu opowiadał o nim swoje kocopały…

Z okazji „Dnia Chłopaka” spóźnione… ale szczere życzenia, zdrowa, szczęścia i  pełni chłopięcej radości dla radnego Marka- składa  jakże cierpliwy suweren. Ale  jednocześnie suweren korzystając z okazji i będąc  świadom wielkiego nawału obowiązków związanych z globalno-kosmicznym kryzysem z alarmem w muzeum zapytuje nieśmiało: kiedy będzie obiecane kąpielisko na Chmielniku i co z ufundowaniem stypendium dla uzdolnionego sportowca, o którym Marek mówił w kampanii wyborczej 2018 roku?

Pytania świeżo powitego

Związanych z ponad normatywnym „wyciem” wspomnianego alarmu interwencji PSP było na przestrzeni ostatnich lat grubo ponad 200 ! „Niesforne” czujki załączają się nie tylko w muzeum, ale i w dwu pozostałych instytucjach zlokalizowanych pod tym samym dachem tj. Bibliotece Powiatowej i Młodzieżowym Domu Kultury. Problem notowano już w czasach dyrektora Fedorowicza. Natomiast radny Piwko, zmarszczywszy brew pyta… tak jakby się wczoraj urodził, a zważywszy na jego „fizis” ciężko w to wczorajsze powicie uwierzyć. Pyta dopytuje, troska się… Prawie jak o parking pod „Biedronką” dwa lata temu, chcąc być jednocześnie poważnie traktowanym…Radnym nie jest pierwszą kadencję, o nie! To już osobistość co paluszki maczała w powiatowej i miejskiej melasie trochę wcześniej. Był radnym powiatowym w kadencji 2010-2014 i zapewne musiał słyszeć alarm w budynkach kolegium pojezuickiego, jak również wiedzieć o przyczynach tego stanu. Ale teraz słyszy jakby bardziej. Teraz w jego interesie jest słyszeć i pytać. A może ma to związek z tym, że wtedy starostą był Szpak Janusz. Ale i to ciekawe czy wtedy zgłaszał ten „wyjący problem” z takim samym zapałem, jak czyni to obecnie? Dziś jest pewne, że jest potrzeba, a ta jest matką i wynalazków i takich działań jak to Piwkowe pytanie. Widać trzeba radnemu zabłysnąć, pohukać i nie ważne, że się wygłupi, bo jednak ten powiatowy Paryż jest wart mszy. On też by chciał coś wyszarpnąć i coś sobie w polityczne CV wpisać, a choćby taki bzdet.

30 września- „Dzień Chłopaka”

Sesja na której dokazywał z kolegami wypadła nomen omen 30 września, w „Dzień Chłopaka” Wrażenie można było odnieść, że radni to chłopcy, a przynajmniej ich część i właśnie w najlepsze celebrują swoje święto. To chyba tylko ich niefrasobliwość albo niewiedza sprawiły, że niektórzy nie pozakładali krótkich portek na szelkach, i nie pobrali ze sobą łopatek i plastikowych wiaderek. A przewodniczący rady powiatu Boruczenko nie wjechał na środek sali, z taczką piachu żeby mogli w nim grzebać, kopać tunele, robić babki i sypać go sobie we włosy albo za koszulę. Dziecięcy instynkt naszym kinder-radnym podpowiadał, by przedłużali „obrady” w opór. Pletli więc, dokazywali, wygłaszali płomienne brednie, które zajęły im prawie 2 godziny na 4 trwania sesji. W tych ostatnich równych sobie nie miał Janeczek, ale tylko póki co. Konkurencja mu rośnie i to w oczach, w postaci właśnie Mareczka Piwki, który na lewym skrzydle robi co może. Ten ma potencjał i słowiczym głosikiem potrafi takie głupoty wyćwierkać, że ortodoksyjny Żyd po ich wysłuchaniu: zjadłby Torę, pejsy obciął i uciekł do Jordanii przechodząc na islam.

Jak był mały chciał być strażakiem

Właśnie on, w tej „rozgdakanej kakofonii” jako pierwszy zabrał głos. Problem był ważki i Piwko na co dzień dyrektorujący w podległym miastu CIS- który w tych okolicznościach jest akronimem „Ciszy i Spokoju” Właśnie o te dwie wartości oparł clou wystąpienia. Zaczął z grobową miną opowiadać, że straż pożarna przyjeżdża na kościelny plac na sygnale. To wszystko dlatego, że w muzeum włącza się czasem alarm. Popijał Marek w trakcie tych płomiennych bajań wodę, bo widać gadanie o straży wzmogło w nim łaknienie i spotkały się żywioły, do tego migotający strażacki wóz musiał radnemu dziecięce marzenia odczopować. Pewnie kiedyś tam, będąc małym Piwkiem- tak jak wielu rówieśników chciał zostać strażakiem i jeździć czerwonym wozem z sikawką, na włączonym kogucie. Ale gdy dorósł to wyśniony wóz strażacki zamienił się w SLD i tylko, to co ocalił z dziecięcych marzeń, to czerwone barwy ale bardzo intratne. Tak się czasem marzenia materializują dziwacznie, ale to tylko żart ale i dowód na to, że Pan Bóg ma poczucie humoru.

Nocny bój Marka o świeckie państwo 

Mieszkańcy pojęcia nie mają, jak Marek się narażał dla ich bezpieczeństwa i idei świeckiego państwa, gdy oni smacznie spali. Wykazał się w całym zajściu odwagą tych co Pałac Zimowy szturmowali, bo nawet poszedł w pojedynkę w „paszczę lwa” na plac kościelny, przed muzeum, czym nie omieszkał się pochwalić. Czy tę peregrynację odbył w tureckim szlafroku, z cygarem i szklaneczką whisky, tak jak na kawiorową lewicę przystało. Czy może w ciapach, szlaftmycy i piżamie… tego nie wiadomo, bo się nie pochwalił. Ale może sobie do politycznego CV wpisać również tę wyprawę, jako prawie krucjatę w obronie świeckiego państwa. Bo jak na człowieka lewicy przystało, był pod wrotami przybytku konkurencji w walce o rząd dusz. Czarzasty jak się dowie, to go schwali, a  Spurkowa udzieli mu przywileju w formie koncesji na nieograniczone spożywanie jaj na śniadanie i w kanapkach. Bo może nie wszyscy to wiedzą, ale ta ostatnia wieszczka z Brukseli zakazała swojemu otoczeniu konsumpcji jaj!? Wędkować też chce zakazać…Takie koleżanki partyjne ma radny Piwko.

Dusze czyśćcowe

Wracając do trwożliwej relacji z nocnej eskapady pod watykański przybytek, to Piwko stanowczo Leńczukowi wydał polecenie, żeby mu wyjaśnić: czemu to tak wyje po nocy. Ale można domniemywać, że mogą to być czynniki spoza tego wymiaru, i wyją nie tyle wadliwe alarmy, co dusze pierwszych sekretarzy krasnostawskiego PZPR. Piwko powinien brać to pod uwagę. Teraz on jest ich spadkobiercą w prostej linii i niech lepiej w pokucie duszom czyśćcowym nie przeszkadza, taka jest mądrość etapu. Nigdy nie wiadomo co z jego duszą będzie, a tę ma na pewno i to w rozmiarze XXL. Ale póki co, to się widać biedaczysko nie wysypia. Wiadomo że krótszy sen, to i metabolizm gorszy i się ponoć od za krótkiego spania tyje, tak mawiają uczone dietetyczki.

Teatr jednego aktora

Jak się Piwko uporał z muzeum, to wylał całą kadź żalów pod adresem „krwawego dyrektoriatu”, który powiatem rządzi, ale nie całego, bo Nowosadzki jest bardzo „cacy”. Jak on biedny jęczał. A że się odezwał i go za to spotkały represje w postaci prześmiewczego opisania w internecie, i jakichś anonimów. A innych to do komisji etyki skierowali. I co wy tam jeszcze szykujecie dla radnych- dopytywał ? Że też dla wzmocnienia przekazu i podkreślenia osobistego dramatu nie wyszedł na środek sali, i nie stanął w teatralnej pozie, najlepiej w todze z prześcieradła z cytrą w dłoni i tak jak Neron nie wyśpiewał swoich żali w kierunku „krwawego zarządu powiatu” A jakby się na koniec rozpłakał teatralnie i pchnął prosto w serce sztyletem, takim jakich używają aktorzy, to dostałby owacje na stojąco. Po takiej demonstracji na pewno zmiękłyby serca „katów z zarządu”

 Tymczasem dyrektor muzeum „Krwawy ciemiężyciel i kat z Rudnika” złożył wniosek do ministerstwa o nowy system. Aż dziwne czemu w sprawie przyczyny braku reakcji na problem alarmu przez te wszystkie lata nie zwołali radni pod przewodnictwem Piwki komisji powiatowej. To też by można sobie w CV wpisać. A tu mogłyby być ciekawe wnioski. Wszak poprzednik Gołębia- Majewski „Anioł Bezskrzydły z Turobina” urzędował 3 lata.  Ścieżkę do „Wielkiego Chana” z PSL Janusza Szpaka, wtedy starosty, miał wydeptaną jak słonie drogę do wodopoju na sawannie pod Kilimandżaro. Trzeba nie mieć o czym gadać żeby takimi „pierdołami” wypełniać interpelację. To jak strzelanie do muchy z armaty. Zawsze w takiej sytuacji ośmiesza się kanonier.

 

Sodomici na horyzoncie

Zatrwożył się i upomniał o pieniądze, a jest wszak absolwentem ekonomii na UMCS, nie tej marksistowskiej, tylko tej drugiej, ale jest w SLD o dziwo dzięki tej pierwszej. Bo całe SLD jest dzięki niej… Jego uwagę zwróciło pismo-list Waldemara Budy ministra, który na portalu samorządowym skierował apel, by samorządy złagodziły stanowisko wobec szerzenia ideologii LGBT. Piwko zakomunikował, że przez takie coś możemy nawet 5 milionów z „Funduszy Norweskich” nie dostać. A to jest ciekawy watek, bo swego czasu, a dokładnie w 2019 roku samorząd wojewódzki przyjął uchwałę w sprawie rodziny i żeby było ciekawiej to głosami PiS i PSL. Dziś Szpak wrzeszczy w drugą stronę, że przypomnę jego klekot z 24 września z Siennicy . A gdy Piwko pojękuje w sprawie „sodomitów”, to ten sam sejmik wycofał się z części uchwały z 2019 roku. Kocioł jednak jest i nie trudno spostrzec, że wszystko się robi żeby walić na oślep w PiS, a przy okazji i w perspektywie czasu w siebie. Gdzieś radnemu umyka, że to wszystko szantaż finansowy.

 

Posprzeczali się na koniec z Witoldem Boruczenko, który twierdził. że rada powiatu zajęła tylko stanowisko, a nie podjęła uchwałę. A poza tym to było zdanie tylko kilku radnych. W efekcie tych tłumaczeń  Boruczenko zaplątał się we własne portki i wyrżnął orła. Niestety Piwko miał racje, bo uchwała była całej rady na co przedstawił stosowny dokument podpisany przez samego Boruczenkę… Ale ten też dobrze kombinował, bo o każdym przegłosowanym akcie prawnym większością można powiedzieć, że jest stanowiskiem części radnych, posłów, a nie wszystkich i to będzie zgodne ze stanem faktycznym. Finalnie „łopieński Nowosadzki” stwierdził, że na zarządzie będą się do tego odnosić. A Piwko jak zwykle: co starosta na to? A tymczasem starosta w tej sprawie może porechotać, bo przecież radnym nie jest ale powiada, że jak środków nie dostaniemy to nic nie zyskamy… ale i nic nie stracimy. Tym samym wpisał się w logikę, którą narzucił Piwko w obu swoich interpelacjach…

Paradoks Piwki

Dworek starościński jest uroczy i stanowi perełkę architektury w krajobrazie tego konającego miasta. Również jest esencją polskiej tradycji i kultury, a siedzi w nim spadkobierca krasnostawskich sekretarzy i lewicy co to jeszcze niedawno panów z dworów wypędzała, a je przerabiała na obory albo chlewy. Gdy trzeba było to je równała z ziemią. Piwko o tym wie, bo sam docenia urok tego miejsca. Można to odebrać jak, co by nie mówić- pośmiertny triumf szlachetczyzny i tradycji, jednak korzenie są ważne. Ale mimo tego lewica dziś z tradycją znów walczy, przy pomocy „nowej tradycji” jaką niesie LGBT. Do tego radny chwali się rodziną i słusznie, ale wspomniane cztery litery walą właśnie w rodzinę, jako przeszkodę na drodze do zatomizowania społeczeństwa i stworzenia z ludzi „glajszachtu” masy ludzkiej, oderwanej od właśnie własnych korzeni. Wszystko po to, żeby szybciej stworzyć europejski związek radziecki. Czy się Piwko na te frukty załapie… Wątpię. Bo z reguły rewolucja czyści z wielkim zapałem swoje szeregi. Dziś już Jaruzelska jest faszystka, a Rafał Woś- publicysta „Polityki” został z niej wykopany, bo za mało radykalny i rozsądnie mówi o celach i istocie lewicy.

 

Wypada to jakoś podsumować…Dla mnie, to już nie jest samorząd, tylko zabawa oraz pajdokracja pełną gębą. Muzealne bajdurzenia Piwki są szczególnym przypadkiem, a to tylko ułamek tego co się działo na sesji… On za takie „bzdety” bierze 14.496 złoty rocznie.  Jak widać siedzenie w przeuroczym miejscu, jakim jest CIS, odcisnęło się na osobowości Marka tak, że zdziecinniał. To zapewne wina tego kwiecia i strzechy oraz kwitnących wokół krzewów. A dobrze mu tam, jak wiejskiemu proboszczowi tym bardziej, że kościół za miedzą. Jedyne i sensowne wyjście to niech sobie kupi stoppery do uszu- po 2,99 za komplet-stać go, a potem niech siebie posłucha. Gwarantuję mu że stopery założy. A na przyszłość  niech na litość Boską, czy w kogo tam wierzy, nie przychodzi na sesję z takim głupotami. Może się rozchorować jak Nowosadzki który na sesji nie był. Skoro to tak ma wyglądać, to tylko czekać jak za chwilę zacznie się radny staroście skarżyć, że schabowy źle wysmażony, a kartofle twarde i buty go piją. Piwko to jest jednak lewica i przypadkiem tam się nie znalazł, tam wszystko na głowie stoi od płci po stosunki własnościowe. Ale może on to tak rozumie i tak ma wyglądać ten „Lepszy Powiat” z jego ulotki wyborczej!?

 

36
14

Jak to z hołotą było…

 

Dziś prezentujemy echa wyczynów „mistrza” Jutrzenki-Trzebiatowskiego w Chojnicach. Są to artykuły z tamtejszej prasy i sprzed 11 lat...

 

 

 

 

Finster przeprasza za hołotę

Piątkową konferencję prasową burmistrz Arseniusz Finster rozpoczął od słowa przepraszam. Włodarz skierował je do wszystkich mieszkańców Chojnic, którzy poczuli się urażeni wypowiedzią Janusza Jutrzenki Trzebiatowskiego udzieloną w ostatnim numerze tygodnika „Czas Chojnic”. Krakowski artysta, który już we wrześniu otworzy w miejskiej baszcie swoją galerię, zapytany przez dziennikarkę o to ile zajmie zwiedzanie obiektu odpowiedział: „Hołocie zwiedzanie zajmie trzy minuty, koneserom trzy godziny”.

– Chciałbym w imieniu Janusza Jutrzenki Trzebiatowskiego przeprosić za tę wypowiedź. On ubolewa, że coś takiego powiedział – mówił burmistrz. – Jest pełen pokory i te przeprosiny wyartykułuje bezpośrednio jak tylko wróci, ponieważ teraz jest w Krakowie. 

Ponadto Finster tłumaczył, że Trzebiatowski żył przez ostatnie dni w stresie związanym z przenosinami do Chojnic swoich dzieł i zbiorów. Malarz miał być zmęczony i przepracowany, gdyż od rana do wieczora spędzał czas w baszcie, pilnując wszystkiego osobiście. Nie najlepsza kondycja miała być właśnie przyczyną tej niefortunnej wypowiedzi.

 

Czy jest to jednak wystarczające usprawiedliwienie dla kogoś, kto chce być ambasadorem sztuki wyższej w naszym mieście? Czyż nie właśnie osoba nazywana przez burmistrza mistrzem ma dawać przykład innym, że kultura powinna być  zawsze i wszędzie pisana przez duże K? Tym bardziej że możliwość jej szerzenia artysta otrzymał od mieszkańców Chojnic. To bowiem z ich podatków na utworzenie Centrum Baszta poszło prawie 800 tys. złotych.

W Siennicy też zaanonsował się z przytupem, zagroził odpowiedzialnością karną Alicji Pacyk. Jednocześnie chcąc „ukulturalniać” mieszkańców gminy w dworku wyremontowanym między innymi z ich podatków. Dla mnie to abstrakcja może nawet biologiczno-polityczna.

21
5

Ostatnia Wieczerza Szpaka czyli przywracanie utraconego kontaktu z rzeczywistością

Dziś z przymrużeniem oka o tym, jak z „gminnej czereśni” Szpaka pogonili. Wiał z niej, o mało łapci nie pogubił. Będzie też o nowinkach obyczajowych w Siennicy, które wartkim strumieniem płyną z brukselskiego kołchozu, oraz o ich niespodziewanych propagatorach, którzy nie do końca rozumieją o co w tym wszystkim chodzi. I parę słów o tym, co ma wspólnego z tym wszystkim Magdalena Cielecka .

Janusz Szpak opuścił urząd starosty krasnostawskiego po przegranych wyborach samorządowych jesienią 2018 roku z prawie 75 tys. zł w kieszeni. 111 tys. zł brutto wyniosła odprawa, jaką otrzymał na pożegnanie z urzędem. Złożyło się na nią: 31,380 zł – samej odprawy, 6,2760 zł – odprawy emerytalnej i 17,575 zł – ekwiwalentu za niewykorzystany urlop wypoczynkowy. Po odjęciu podatków, na tzw. rękę były starosta otrzymał 74,6 tys. zł. Ale to widać mało, żeby osłodzić rozstanie. Chodzi więc Janusz po sesjach, a jest wszak na otarcie łez radnym za 1000 złotych miesięcznie i wrzeszczy zupełnie bez sensu. Próbuje być chyba opozycją, ale z niego taka opozycja jak Trzebiatowskiego „profesor” Choć on zapewne ma inne zdanie na temat swojej „rozrywkowej działalności” .Wpada również na występy gościnne do Siennicy Różanej. Tyle że tu znalazł takiego, co już kilka razy dał mu po uszach i to znienacka..

 

Niemoralna propozycja

Na początku sesji, nim wszyscy dobrze się rozsiedli Korkosz Andrzej zwrócił uwagę, że wszędzie panuje taki zwyczaj, że radni gminy obradują przy stole, który jest tylko wyłącznie dla nich. Natomiast miejsce Janusza Szpaka radnego powiatowego, który jest w takim momencie gościem jest w części sali specjalnie do tego przeznaczonej, czyli w tym wypadku- pod ścianą…

Oczywiście lekki szum się podniósł po tej uwadze, bo jak to tak!? Radni jednak specjalnie się nie upierali przy tym wniosku Korkosza, tylko trochę pomruczeli pod nosami. Banach powiedział, że z racji wieku niech jeszcze Szpak siedzi tu gdzie siedzi, ale na przyszłość niech już siada w miejscu przeznaczonym dla gości. Oczywiście Wiesia Popik musiała uderzyć w wiernopoddańcze ton, mówiąc „bo zasłużony” Oczywiście bez żadnej argumentacji, będąc tym sposobem podobną, tym co Trzebiatowskiemu tytuł „Honorowego…” nadawali w uznaniu rzekomych zasług.

 

Srebrna głowa matuzalema ruchu ludowego Janusza, skrzy się niczym  lodowiec w Alpach…Uwieczniona chwila jest historyczna, od następnej sesji Janusz zasiądzie w  siennickiej „Zatoce Sztuki”  i zaiste doskonale będzie komponował się z „Pejzażem Siana”

Zatoka Sztuki

 „Pod ścianą” brzmieć  może jak wykluczenie i kojarzyć się z przedsionkiem wieczności. Ale tylko  jeśli w pobliżu znajduje się pluton egzekucyjny w godzinach pracy. Jednak w  siennickim wypadku obawy są płonne, a wrażenia zdradliwe. Gminne miejsce dla gości jest wygodne, ustronne i upstrzone dziełami mistrza Trzebiatowskiego. Przytulne jak kącik dla maluchów w dużych centrach handlowych. Brak tylko konika i autka na żetony, zjeżdżalni i dmuchanego słonia. Ale są za to wspomniane dzieła! Aż smutek ogarnia i duszę drąży, że Szpak nie chce zasiadać w ich otoczeniu. Taki „Pejzaż Siana” w którym jeszcze nikt się siana nie dopatrzył, to cymesik, że palce lizać. A do tego Trzebiatowski to przyjaciel, którego talentu i twórczości jest Janusz wielkim admiratorem, i ze wszystkich sił pomagał „wielgiego artystę” do Siennicy ściągnąć!

Echa lipcowej sesji

Na poprzedniej sesji, wpadli z wizytą do Siennicy: starosta Leńczuk i radny z Kraśniczyna Nieścior Marek, członek zarządu- podementować Szpaka rewelacje które rozpowiada. O dziwo wiedzieli gdzie usiąść…Tamta sesja odbiła się pewnym echem, bo Szpak zupełnie się pogubił gdy ich zobaczył. W stosunku do Leńczuka zachowywał się arogancko i po prostacku, a gdy Nieścior wychodził z sali, to Januszowi chyba włączyło się „Radio Moskwa”, bo pożegnał go rosyjskim -da swidania… Szok Janusza pogłębił jeszcze Korkosz, który mu przypomniał w kontekście prawdomówności dziury w jego chwalebnej biografii, która milczy o niebieskim berecie i 12 letnim pontyfikacie w ORMO. Tak że ta sesja była przedłużeniem „parszywej serii”

Wdzięki Magdaleny Cieleckiej

Ale wracając do „usadzonego” Szpaka, to ten jak się z nokautu ciut otrząsnął, powiada tak – „miałem zabrać głos na końcu sesji, ale, że dostałem pstryczka w nos po raz kolejny od radnego Korkosza, to zmieniłem zdanie, a swoje refleksje chcę przedstawić w tej chwili i wyjść z sesji, bo Pan Korkosz nie może na mnie patrzeć…” Znając Korkosza- chłopa z krwi i kości, to zapewne wolałby patrzeć na Magdalenę Cielecką, uważaną za jedną z najśliczniejszych polskich aktorek, a jakby jeszcze siedziała tak, jak Jaworowicz, eksponując „ układ przeniesienia napędu” to tym bardziej. Zresztą takie widoki są dla oka miłe, bo to harmonia i czyste piękno, a jak się widziało kobiece akty u Jutrzenki-Trzebiatowskiego, to tym bardziej zdrowy, tętniący życiem chłop za takim krajobrazem tęskni, a Korkosz widział. Odchorował, ale widział… Ta uwaga Szpaka była tylko i na szczęście jego ekspresyjną projekcją, i aktem rozpaczy, bo Korkosz nic takiego nawet nie zasugerował, oprócz tego, że miejsce Szpaka jest pod ścianą, zgodnie ze zwyczajem, czego nawet Banach nie próbował negować…

Zachód wschodu Janusza

Poobijany jak auto na zatłoczonej ulicy w Kalkucie- Janusz przeszedł do meritum, i zaczął opowiadać jak to na posiedzeniu komisji w powiecie zasłyszał, że w strategii rozwoju powiatu nie ma ujętej współpracy ze wschodem. Począł się użalać, że w samotności zatracenie…Ale o dziwo, jak on był starostą, to współpraca była tak owocna, że jakoś nie wymienił jej owoców. Czemu? Moim skromnym zdaniem jechać na wschód w celach współpracy, można turystycznie i to nawet bardziej cieszy Ukraińców, bo zostaje im w kieszeni wymierny owoc w postaci hrywien i wątroba zdrowsza. A poza tym, od polityki zagranicznej jest Warszawa. A Szpak gdy rządził, to jak diabeł święconej wody unikał tego, co było domeną instytucji centralnych. Ale że zmieniła się opcja rządząca i trafił do opozycji, to i on optykę zmienił. A poza tym ukraińskie zboże i płody rolne są dla nas piekielną konkurencją, a nim Szpak o współpracy powie to niech porozmawia z rolnikami, takimi co orzą i sieją. Ma takiego za płotem…

W awangardzie postępu z Marysią Kiliańską

Potem Janusz zdał relację z zebrania w Siennicy Różanej, w którym brał udział i wyszło z tego, że losem LGBT jest bardzo poruszony. A wszystko przez uchwałę podjętą przez samorząd województwa lubelskiego, w sprawie zaprzestania szerzenia ideologii LGBT i związanych z tym szantaży finansowych Brukseli. Unia mówi wprost i jasno, że jeśli nie przyjmiemy nowinek obyczajowych, to oni nie wypłacą kasy z Funduszu Odbudowy. Z rewelacji Szpaka wynikło, że na tym zebraniu znalazł się mieszkaniec, który stwierdził bardzo przytomnie, że to dobrze, że samorząd wojewódzki opiera się ideologii LGBT. Oczywiście Szpak był oburzony jego zdroworozsądkową postawą, ale znalazł nieoczekiwane wsparcie w osobie Marysi Kiliańskiej, której podziękował w swoim wystąpieniu, że owemu mieszkańcowi odpowiedziała: a jakby to dotyczyło pańskiego syna!? Nic dodać nic ująć…Kiliańska nie po raz pierwszy daje dowody, że nie wie o czym do końca mówi. Brakło tu tylko w tle sceny z Misia Barei jak milicjant wmawia kierowcy wykroczenie mówiąc: „ A gdyby tu było nagle przedszkole w przyszłości i wasz synek mały przechodził w przyszłości, którego jeszcze nie macie? Więc nie mówcie mi, że siedzi z tyłu!”

W 1977 roku Janusz wstępował do ORMO, które też jak LGBT było awangardą ale miało bardziej spójny program i mniej barwne umundurowanie oraz prostszy zakres czynności. Jeśli Januszowi się wydaje, że to drugie zaszczepi w Siennicy i będzie z Kiliańską ambasadorem i prężnym tęczowym aktywistą, to wypada życzyć jedynie szczęścia i pogratulować odwagi i pomysłowości. Ten ruch jest tak wielowątkowy, że aż niebezpieczny. Lenin z Marksem w zaświatach proszą o amnestię, bo chcieliby wrócić i poznać osobiście tych co postulaty LGBT wymyślili, taki to szok wywołuje nawet tam. Warto by nasza dwójka pamiętała, że te „cztery litery” dla takich jak oni, ma daleko idące udogodnienie, które nazywa się eutanazja…Hitem sieci jest wywiad z młodziankiem, który powiada, że skoro 3-4 letnie dziecko ma samoświadomość psa, a psy się usypia to czemu by nie!? A eutanazję też można brać pod uwagę w wypadku starszych… Paradoks jest taki, że między homoseksualistami są rozsądni ludzie i tak naprawdę to nie chcą żeby ich ktoś wyzwalał i równał im prawa. O dziwo chcą tylko spokoju. Tylko że  tych „wyzwoliciele” nie chcą dopuścić do głosu, gdyż podważyłoby to sens całej zadymy. Gdzieś Szpak zapodział to, że wyzwalanie uciśnionych mniejszości do złudzenia przypomina to „wyzwolenie” z 1917 i 1944 roku. W tym wypadku LGBT idzie z zachodu i przez instytucje, oraz przy pomocy szantażu finansowego, a tamto szło ze wschodu, mając w awangardzie zionących gorzałą sołdatów na czołgach.

Z ambony o szczepieniach

Poruszył jeszcze Szpak temat Covida, z którym się przez ostatni rok mocno zbratał, aż dziw bierze i niepokój ogarnia czym będzie straszył jak się wreszcie pandemia skończy. Tu Janusz powiedział, że do propagowania szczepień można by wykorzystać kościół. To też ciekawa koncepcja, bo jeśli LGBT zatriumfuje, to z kościoła zostanie tylko kupa gruzu… ale to tylko tak na marginesie. Pomysł bardzo zacny i można by to tak zorganizować, że Szpak, Kiliańska i proboszcz we trójkę będą chodzić po gminie. Proboszcz będzie namawiał do szczepień i spacer dobrze mu zrobi, bo ruch to zdrowie w erze Covid. Natomiast Szpak z Kiliańską będą uświadamiać sexualnie i promować idee LGBT, oraz wyzwalać siennickich gejów. Tylko w sprawie tych ostatnich muszą uważać, żeby gajowego nie pomylili z gejem, bo to tylko różni się od siebie jedną literą. A taki gajowy zwykł posiadać broń i psa, a ten zazwyczaj- co pan ustrzeli to pod nogi przyniesie. Tak że po zachowaniu tych rygorów i daleko idącej ostrożności, może wspomniana trójka ruszać w gminę i ekumenizować…

Serce Matki” i pakuj manatki

A jak Szpak już skończył dzielić się swoimi przemyśleniami, to zacytował specjalnie dla Korkosza fragment z piosenki Mieczysława Fogga „Serce Matki” Choć można było odnieść wrażenie, że realizował scenariusz który Korkosz mu storpedował…

Żyjemy wśród zamętu i braku sentymentu
Tu sztuczny śmiech, tam znów sztuczne łzy
Obłuda, fałsz – to są życia gry
Miłości szczerej nie ma, epoka kłamstw, krzywd i mąk
Nikt nie jest sobą, czas rządzi tobą,
Okrutna obojętność w krąg…

W zasadzie fragment doskonale ilustruje Szpaka rozsypkę, po „przepikowaniu” pod ścianę. „Doskonale” nie pasuje do niczego i przypomina stan ducha Tuska, po aferze hazardowej, kiedy spuszczeni z łańcucha dziennikarze tak dali popalić kolegom Donka, że ten ze strachu, że będzie następny zdymisjonował Grzesia Schetynę, który nic z tym wspólnego nie miał. Zapytany czemu to zrobił i czym się kierował odpowiedział: „Bo Grzegorza Schetynę darzę pełnym zaufaniem…”No niestety tak zazwyczaj mówi człowiek w malignie, albo amoku i gdy jest zdruzgotany. Wypisz wymaluj jak nasz Janusz…

Spóźnione pukanie

A po wszystkim zaczął się Janusz stukać palcem w swoje czoło, mówiąc, że w Korkosza czoło mu nie wypada. Gest to niczego sobie i taki „kozacki” ale w innych okolicznościach i kto inny winien być adresatem. Wielka szkoda i zaniechanie, że Szpak go nie wykonał w kierunku swojego druha partyjnego- Proskury 6 lat temu, gdy ten „montował” na ujęciu wody w Kozieńcu dla 95% mieszkańców gminy firmę, która używała do swojej, jak się okazało nie do końca legalnej działalności blisko 50 substancji niebezpiecznych dla życia i zdrowia. Czyżby Janusz, tak doświadczony i jedynie słuszny starosta nie wiedział że „Ustawa o zarządzaniu kryzysowym” nakłada na wójtów i starostów obowiązek szczególnej dbałości o tzw. infrastrukturę krytyczną do której zalicza się ujęcia wody. Dlatego wtedy wypadało pukać, a nawet łomotać. 

Bujanie gołębi

I jakby kto myślał, że to koniec, to się zawiedzie, bo Szpak powołał się na słowa Jana Turskiego więźnia Oświęcimia który kiedyś powiedział żeby nie być obojętnym… I znów nie wiadomo o co chodzi. Ale to dla Korkosza żadna nowina, bo gdzie może to obojętnym nie jest. Począwszy od wycinki drzew, a skończywszy na cenie śmieci. Powinien Szpak te słowa skierować do siebie samego, sprzed kilku lat i do swojego otoczenia. A po wszystkim wstał i powiedział, że chyba już nie przyjdzie nigdy i palnął w drzwi jak zmyty.

Planował posiedzieć do końca sesji, do- 11 godziny i pobrykać, a tu się okazało, że jeszcze przed dziewiątą był w domu. Może załapał się na skrobanie kartofli, na piątkowy obiad i tłuczenie kotletów. A jak je nie daj Boże tłukł, to z taką złością, że przez tak wytłuczone schabowe widać wiatraki na Sielcu, a deska nadaje się na opał,  tłuczek na złom.

Jakby Janusz gołębie miał, to by je „bujał” jak Balcerkowa w Alternatywach, a jakby miał jaką chudobę, to by poszedł siana zadać albo przepalikować… A tak żeby się wygadać, musi na sesję przyjść. Co nawet sam stwierdził, że przyszedł podzielić się przemyśleniami. Tylko, że sesja nie jest od gadania bez sensu i gdyby przyszedł zwykły mieszkaniec i tak chciał gaworzyć, to Banach by mu na to nie pozwolił.

Wypada to podsumować. Szpak tak naprawdę nie ma nic do powiedzenia, z tej gadaniny nic nie wynika. Tym razem planował wielki spektakl, a przyszedł 24 września, o 8 rano wypachniony, wykrochmalony i świeży jak bukiet o rosie zrywanych konwalii. Wszystko miał przygotowane, obmyślone w każdym szczególe. Figury poustawiał i brykał z radości, bo plan był doskonały. A tymczasem  cicha uwaga tuż na początku, by zajął sobie należne miejsce, to był piorun z jasnego nieba i dostał Janusz tak, że nie było co zbierać. Wprost w przedział amunicyjny, jak mawiali kanonierzy gdy okręt zamieniał się w kulę ognia po takim trafieniu. Był tylko huk, błysk, kupa pierza, i złość bezradna oraz paniczna ewakuacja. Finalnie wyszła z tego Szpakowi „Ostatnia Wieczerza” przy gminnym stole z nim w roli mesjasza, między swymi uczniami. Zainicjowano tym samym pierwszy etap procesu przywracania utraconego kontaktu z rzeczywistością…

.

 

50
9

Człowiek i twórca…

Finster radnych nie przekonał

Kilka miesięcy temu Burmistrz Miasta Chojnice gościł radnych z Siennicy Różanej – którzy w czasach pandemicznych brali udział w specjalnej sesji na Sali Obrad Rady Miejskiej Chojnic. Pisałem o sprawie tutaj. Jaki był cel tej wizyty radnych z dalekiej gminy? Otóż Arseniusz Finster chciał nakłonić radnych do tego, żeby przyjęli Janusza Jutrzenkę Trzebiatowskiego do siebie. Tak jak i to zrobiły Chojnice. Przy okazji podczas sesji Arseniusz Finster odradzał lekturę moich tekstów i nieco mnie poniżył w oczach radnych Siennicy, ale to margines sprawy. Przyzwyczaiłem się do tych wycieczek personalnych i ciągłego publicznego odżegnywania mnie od czci i honoru.

Wrócę jednak do meritum. Radni byli w Chojnicach, głównie za namową swojego wójta, który widzi jakiś interes dla swojej społeczności w tym, żeby wyremontować w Siennicy czy koło Siennicy pałacyk i tam umieścić kolejną Galerię Janusza Jutrzenki Trzebiatowskiego. Problem w tym, że to się nie wszystkim radnym podoba. Co w Chojnicach powinno zwrócić naszą uwagę, to to, że mechanizm „powstawania” Galerii Jutrzenki jest jakby powielony na zasadzie franczyzy – u nas też był remont za środki publiczne Baszty Więziennej, potem przyjęcie dobytku artysty i następnie dozgonne finansowanie przybytku bez oglądania się na potrzeby społeczne. Dla mnie osobiście w dzisiejszej ocenie to co robi Jutrzenka Trzebiatowski to jest postawa takiego peerelowskiego kabotyna, który w nosie ma dobro społeczne uważając się za pępek świata.

Jak więc potoczyły się dalsze losy inicjatywy Jutrzenki-Trzebiatowskiego w Siennicy, czy „malarz” w końcu zadomowił się tam ze swoimi pracami i zdołał namówić lokalną elitę polityczną do transferowania środków publicznych na działalność jego kolejnej galerii, co z powodzeniem udało mu się w Chojnicach przy wsparciu nieocenionego Arseniusza Finstera?

Otóż doniesienia są raczej ponure. Zresztą najbardziej jest ciekawe w tej i chojnickiej historii to, jakimi argumentami dysponuje Jutrzenka, że dla swoich celów pozyskuje sobie władze gmin? Czy lokalni włodarze są tak puści i pyszni, że myślą iż ugrzeją się jakimś ewentualnie „blaskiem odbitym”?

W tamtejszej radzie gminy są jednak osoby zdroworozsądkowe, takie np. jak radna Alicja Pacyk, która postanowiła wyrazić swój pogląd na próby „wciśnięcia” Trzebiatowskiego i jego sztuki lokalnej społeczności. Widać w małej gminie ludzie mają więcej oleju w głowie niż chojniczanie, którzy niczym masa biernie przyjmują wszystkie działania Finstera. Otrzymałem w  sprawie galerii Jutrzenki – planowanej – listy radnej do artysty oraz odpowiedź na jeden z tych listów, który na adres Urzędu Gminy skierował Janusz Jutrzenka-Trzebiatowski. Proszę te listy uważnie przeczytać i wyciągnąć samodzielnie wnioski o kulturze, zamiarach i intencjach „chojnickiego artysty”, a szczególnie o jego wrażliwości społecznej i umiejętności realnej i trzeźwej oceny rzeczywistości. Na koniec dodam, Baszta Jutrzenki w Chojnicach powinna zostać pozbawiona tego imienia i zamieniona w Galerię Chojnickich Artystów, gdzie wszyscy mieliby szansę prezentować swoje dzieła, znaleźliby dla swojej twórczości miejsce i wsparcie publiczne. Oto listy:

 

Poniższy list został odczytany przez autorkę na sesji 27 lipca 2021 roku i zapewne dostarczony przy pomocy Poczty Polskiej do adresata…

Zagroda, dnia 22 lipca 2021 roku.

Szanowny Panie Kończą się prace budowlane przy rewitalizacji dworku w Siennicy Różanej, natomiast dyskusja na temat jego zagospodarowania rozpoczęła się w dniu 17 marca 2021 r. podczas spotkania Pana z radnymi gminy, władzami gminy i dwoma mieszkańcami. Proponowany przez władze gminy pomysł na umieszczenie w dworku Pana prac (stworzenie muzeum) wzbudza wiele kontrowersji wśród części radnych i mieszkańców gminy. Przedstawiane i preferowane są inne propozycje, aby w dworku stworzyć Muzeum Kultury Siennickiej i umieścić w nim dokumenty, zapiski i wspomnienia o ludziach, którzy swoim życiem i pracą zasłużyli się dla tej społeczności począwszy od Mikołaja Reja, zachować dziedzictwo twórczości ludowej, przywołać ducha czasu z okresu świetności dworku poprzez odpowiednie urządzenie pomieszczeń, prowadzić tam zajęcia tematyczne dla dzieci, młodzieży i dorosłych, ponieważ w obecnym budynku Centrum Kultury brakuje miejsca. Organizować okresowe wystawy prac różnych artystów, w tym również i Pana, organizować kameralne koncerty w sali głównej, wystawiać spektakle miejscowego Teatru Pokoleń i zapraszać inne. Takie zagospodarowanie dworku sprawi, że dworek będzie ciągle się zmieniał, zapraszał, pokazywał nowości. Natomiast umieszczenie tam tylko Pana prac, nawet w części (na piętrze) wyłączy tę powierzchnie z bieżącego aktywnego korzystania, wystawę obejrzy się tylko raz, dworek, albo przynajmniej jego część, będzie „martwy”. Natomiast tętniący życiem budynek może być magnesem, który integrować będzie mieszkańców i osoby spoza terenu gminy. Pana prace, które opisuje Pan jako „nurt abstrakcji biologicznej” są trudne w odbiorze i ma Pan tego świadomość . Społeczeństwo ziemi siennickiej to w głównej mierze rolnicy, których życie codzienne to trud pracy na roli, troska o zagwarantowanie rodzinie poczucia bezpieczeństwa finansowego i borykanie się z codziennością. Potrzebują również, jak każdy człowiek, jakiejś odmiany, wyjść z domu coś zobaczyć, posłuchać, zabawić się. Potrzebują doznawać pozytywnych, przyjemnych przeżyć estetycznych. Pana sztuka tego im nie zapewni, trudno ją zrozumieć. Nawet Pana wystawa stała plakatu umieszczona w Zespole Szkół Rolniczych w Siennicy Różanej zostanie usunięta. Rodzice uczniów uczęszczających do tej szkoły zwrócili się z taką prośbą do dyrektora tejże szkoły twierdząc, że nie pełni ona roli edukacyjnej, a wręcz przeciwnie zawiera prace, które w budynku szkoły znaleźć się nie powinny. Umieszczone w Sali konferencyjnej budynku Urzędu Gminy Pana prace z serii „pejzaż siana” jako pejzaż fantastyczny będący wytworem wyobraźni nie zachwycają i nie kojarzą się z realistycznym krajobrazem ziemi siennickiej, ani widokiem jakiejkolwiek natury, trudno też znaleźć w nich formy symbolu. Nie ma ważnego, istotnego powodu dla którego mieszkańcy Gminy Siennica Różana mieliby stworzyć dla Pana muzeum lub przeznaczyć znaczną część dworku na Pana prace i potrzeby. Nie jest Pan ani przez miejsce urodzenia, ani przez miejsce pracy czy zamieszkania związany z naszą gminą. Wprawdzie w 2014 r. przyznany został Panu tytuł „Honorowego Obywatela Gminy Siennica Różana”, który zgodnie z regulaminem nadawania tego tytułu, winien być wyrazem szczególnego wyróżnienia i uznania za wybitne i trwałe zasługi na rzecz rozwoju i promocji gminy. Chciałam poznać te zasługi poprosiłam więc władze gminy o udostępnienie wniosku o nadanie Panu tego tytułu. Okazuje się że gmina takim wnioskiem nie dysponuje. Trudno zatem ocenić jakie są Pana zasługi dla naszej gminy. W dostępnych materiałach można znaleźć jedynie informacje, że początkowo uczestniczył Pan w plenerach malarskich, potem był Pan tylko kustoszem wystaw poplenerowych oraz prowadził wykład dla Uniwersytetu Trzeciego Wieku. Innych informacji nie ma. Czy to są zasługi wybitne i trwałe niech Pan sam oceni. Jest też pan malarzem amatorem, ponieważ na Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie ukończył Pan Wydział Architektury Wnętrz, nie malarstwa, a z dostępnych w Internecie Pana życiorysów wynika, że jest Pan malarzem z wykształcenia. W naszej ocenie właściwymi lokalizacjami dla eksponowania Pana dorobku są miasta: Chojnice i Kraków. Jedno z racji miejsca Pana urodzenia, drugie z racji Pana miejsca zamieszkania i wieloletniej pracy. Ponadto miasto Kraków jako mekka artystów, jest miejscem jak najbardziej właściwym dla uczczenia Pana twórczości jako artysty i Pana prac. Jest tam inne środowisko, może bardziej rozumiejące sztukę i jest większe prawdopodobieństwo, że zostanie pan we właściwy sposób doceniony i upamiętniony. Umieszczenie Pana Prac w Siennicy Różanej, miejscowości na kresach wschodnich położonej w dalekiej odległości od dużych miast skazuje Pana sztukę na niebyt. Proszę przemyśleć czy rzeczywiście gmina Siennica Różana jest właściwym miejscem dla przetrwania Pana w pamięci potomnych.

Z wyrazami szacunku Alicja Pacyk Radna Gminy Siennica Różana

Odpowiedź Janusza Jutrzenki Trzebiatowskiego:

 

 

I kolejny list od radnej, który pozostał już bez odpowiedzi:

 

Zagroda, dnia 24 sierpnia 2021 rok. Szanowny Panie Piszę do Pana kolejny list, ponieważ w dalszym ciągu szukam informacji na temat Pana wybitnych i trwałych zasług na rzecz rozwoju i promocji gminy Siennica Różana za które otrzymał Pan tytuł Honorowego Obywatela Gminy. Podkreślam „wybitnych i trwałych”, ponieważ zgodnie z regulaminem nadawania tego tytułu, tylko za takie zasługi przyznaje się to szczególne wyróżnienie, będące wyrazem uznania i podziękowania za trud, pracę i uzyskane rezultaty. Zgodnie z tym Regulaminem wniosek o nadanie tytułu powinien być przedstawiony w formie pisemnej. Jak informowałam Pana w poprzednim liście gmina takim wnioskiem nie dysponuje. Kontynuując poszukiwania poprosiłam gminę o udzielenie informacji co stanowiło podstawę procedowania uchwały o nadanie Panu tytułu „Honorowego Obywatela Gminy” oraz kto zgłosił tę inicjatywę i jak ją przedstawił (poprosiłam o udostępnienie jej treści). W odpowiedzi gmina odpisała, że nie jest w stanie określić prekursora tej inicjatywy oraz przesłanek skłaniających do podjęcia uchwały o nadanie Panu tytułu „Honorowego Obywatela Gminy”. Nasuwa się więc pytanie jak to się stało, że otrzymał Pan ten zaszczytny tytuł a nikt nie wie za co i kto zgłosił tę inicjatywę. Jak to się stało, że uchwała została podjęta bez wniosku i zgłaszającego a co najistotniejsze z naruszeniem zasad określonych w Regulaminie Przyznawania Tytułu „Honorowego Obywatela Gminy Siennica Różana”, który wyraźnie określa formę zgłaszania, zakres informacji jakie wniosek powinien zawierać oraz określa możliwego wnioskodawcę. Uważam, że Pan wie kto był inicjatorem tego wniosku, ja mogę się tylko domyślać, ale zastanawiające jest dlaczego w chwili obecnej ta osoba milczy a wręcz wypiera wszystko, co wówczas proponowała i przedstawiała do procedowania. Czy to znaczy, że zrozumiała niewłaściwość swojego postępowania oraz to, że być może nie było z Pana strony żadnych wybitnych i trwałych zasług na rzecz rozwoju i promocji gminy. Proszę rozważyć to we własnym sumieniu i jeżeli moje wnioski są dla Pana krzywdzące, proszę przedstawić własną wersję tamtych wydarzeń i określić zasługi, abyśmy wszyscy mieli przeświadczenie, że rzeczywiście zasługuje Pan na miano „Honorowego Obywatela Gminy Siennica Różana” a brak przestrzegania procedur przewidzianych przepisami regulaminu to tylko uchybienie. Jest też kolejna kwestia związana z Pana osobą a mianowicie nazwanie Pańskim imieniem sali konferencyjnej Urzędu Gminy w Siennicy Różanej. Okazuje się, że Rada Gminy nie podejmowała uchwały w tej sprawie. Zapytałam więc gminę w jakim trybie, przez kogo i w oparciu o jakie przepisy nadano sali konferencyjnej imię Janusza Jutrzenki Trzebiatowskiego. W odpowiedzi otrzymałam, że jedyną informacją w sprawie nadania imienia sali konferencyjnej jest wzmianka w protokóle z obrad sesji Rady Gminy podczas której nastąpiło otwarcie sali i nadanie jej Pana imienia. Ponownie powtarza się więc sytuacja, że nie można określić inicjatora tego wniosku, trybu procedowania oraz nie wskazano przepisów prawa jakie stanowiły podstawę tego rodzaju działania. Zapytany przez mnie o to radca prawny powiedział, że samorząd może działać tyko w oparciu o przepisy prawa ustawowego lub w oparciu o uchwały Rady Gminy stanowiące akty prawa miejscowego. Każde działanie gminy i każda inicjatywa winny znaleźć odzwierciedlenie w obowiązujących przepisach prawa. Tutaj takiego odniesienia nie ma. Wynika z tego wniosek, że nadając imię Sali konferencyjnej nie przestrzegano żadnych przepisów prawa ani nie zastosowano żadnych procedur, ani zasad. Imię jednak sala ma, był więc ktoś, kto to zainicjował i przeprowadził, ale znów ta osoba, z nieznanych nam pobudek, nie chce albo nie może przyznać się do nieuzasadnionego, bezpodstawnego działania. Czy zatem honory jakie otrzymał Pan od Gminy w Siennicy Różanej w kontekście opisanych przeze mnie naruszeń procedur są ważne, zapytam o to stosowne instytucje sprawujące nadzór nad stosowaniem i przestrzeganiem prawa przez samorząd gminny. Uważam, że zasadnym jest weryfikowanie Pana zasług dla społeczności ziemi siennickiej w kontekście perspektywy przeznaczenia dla Pana prac i potrzeb znaczącej części rewitalizowanego dworku stanowiącego dziedzictwo historyczne i kulturowe tej ziemi. Zdaniem wielu w budynku tym winno być w pierwszej kolejności miejsce dla zachowania pamięci o tych wszystkich, którzy tej ziemi służyli, bronili jej, kultywowali tradycje, dbali o jej rozwój i promowali ją a na co dzień dworek powinien służyć mieszkańcom gminy. Tak naprawdę to Pan nawet nie wie gdzie leży ziemia siennicka. W jednym z wywiadów udzielonym gazecie „Dziennik Polski” w dniu 3 grudnia 2016 r. powiedział Pan „Przygotowuję też eksponaty, które pojadą na Zamojszczyznę, do dworku w Siennicy Różanej, gdzie powstaje kolejne muzeum Trzebiatowskiego … .” Informacyjnie podaję, że ziemia siennicka nie leży na Zamojszczyźnie tylko na ziemi krasnostawskiej ( w powiecie krasnostawskim) w województwie lubelskim. W kontekście przedstawionych faktów, gdzie gmina nie dysponuje żadnymi dokumentami wskazującymi na Pana zasługi, gdzie wszystkie działania mające na celu uhonorowanie Pana zostały przeprowadzone z naruszeniem przepisów prawa, proszę Pana o rzetelną i obiektywną refleksję, czy ziemia siennicka zobowiązana jest w jakiś szczególny lub jakikolwiek sposób zadbać o pamięć o Panu udostępniając dla Pana prac i potrzeb znaczną powierzchnię, jedynego jaki ma i odremontowanego za kwotę ponad 4 miliony dworku. Z wyrazami szacunku
Alicja Pacyk   Radna Rady Gminy Siennica Różana
Źródło: Chojnicki Blog Polityczny
17
10

Dulszczyzna po krasnostawsku

Dziś o tym jak grube miliony mogą uciec powiatowi krasnostawskiemu sprzed nosa, bo kilku mądrali ma „oczy szeroko zamknięte”. Wojna domowa jest dla nich ważniejsza i nic to, że obaj fascynaci historii. Jeden z nich nawet jej uczy, co nie oznacza, że wyciągają z niej wnioski. Będzie i parę słów o tym, co im w duszy gra. Wszystko w żartobliwo-gorzkim sosie…

Kiedy przyglądam się „pracy” radnych z „Sądu Ostatecznego” w muzeum zachodzę w głowę i retorycznie pytam: Panowie czy to jeszcze samorząd, czy już rozrywka!? Bo to co ostatnio wyprawiają „nasze paniska” zaczyna mieć co raz mniej wspólnego z pracą „ku wspólnemu dobru”, a bardziej przypomina przaśne show. Szczególnie dwójka- Nowosadzki i Janeczek- jak widać i słychać, ma bardzo bogate wnętrze, tak bogate jak oferta IKEA w Lublinie,  do tego artystyczno-sceniczne zacięcie. Szukając w tym „twórczym amoku” pozytywów i zważywszy, że się radni tak mocno zakolegowali przy piłowaniu gałęzi na której nomen omen obaj siedzą, to może by się wreszcie zdecydowali  na jedną z dwu rozważanych działalności. Jeśli mogę, to zdecydowanie doradzam drogę śpiewaczej kariery w duecie…

Krasnostawski „Modern Talking”

Nawet jest taki duet idealnie odpowiadający ich potrzebom: Modern Talking się nazywa. Zapewne pamiętają jaką popularnością cieszył się ten „niemiecki towar eksportowy” w latach 80 tych. Tym bardziej, że panowie mają już na starcie 50% ich scenicznego wizerunku. Jeden z wokalistów był blondynem, a to ukłon w stronę srebrno platynowej poświaty na głowie Marka Nowosadzkiego, która aż się prosi by ją tak zagospodarować. Gdyby nie ostatnie wyczyny, to poświatę można by uznać za początki aureoli. Zaś drugim wokalistą był brunet, i w tych okolicznościach kruczoczarny Janeczek byłby jeszcze lepszy od niemieckiego oryginału. Nowosadzki jako wiano wniósłby, oprócz „prawie aureoli” czar, urok, maniery i radiowy głos…Bo skoro czyta „Moralność Pani Dulskiej” w I LO tak, że kobiety na Stężycy mdleją, a tamtejsze kury znoszą po dwa jaja jednocześnie, to co tam dla niego zaśpiewać   „ You’re My Heart, You’re My Soul ”    (kliknij link) i zatrzepotać rzęsami niczym Jelonek Bambi. Teksty piosenek już leżą gotowe i są jeszcze gorące. Wszystkie autorstwa Leszka Janeczka, wystarczy dopisać nuty do jego kwiecistych filipik z sesji…

Obaj mają sceniczne ciągoty. Janeczek lubi błyszczeć przed kamerami, nawet gdy to tylko gawęda o „Kraszczadach” w TVP Lublin i nie przeszkadza mu, że telewizja reżimowa. Nowosadzki szaleje przy blasku fleszy na powiatowych uroczystościach, przy mównicy pręży się jak kot i rzęsiście gestykuluje. Marka na fotorelacjach z nich jest więcej niż „Cisowianki” w trzech krasnostawskich Biedronkach i tak pokochał obiektyw, że gotów pozować przed fotoradarem, żeby tylko móc się uwiecznić. A Ewa Nieścior? Ewa mogłaby być ich impresariem i próby mieliby w remizie w Gorzkowie.

Panie doktorze Marku!

Ale jakby „Modern Talking” nie wypalił, może doktor Janeczek siłą woli, w której jest bardzo do PiS warszawskiego, a ten do przedwojennej sanacji podobny, sprawić żeby Marka Nowosadzkiego nostryfikowano na skróty i wciągnięto w poczet lekarzy krasnostawskiego SP. ZOZ. A co to za sztuka dla niego zrobić z Marka lekarza, on się wszędzie nadaje? Wszak chciał łączyć Janeczek Muzeum Regionalne z Biblioteką Powiatową na zasadzie chciejstwa. Oczywiście specjalizacja do wyboru. A Nowosadzki w białym kitlu i ze stetoskopem byłby magnesem, głównie dla pacjentek. Ho! Już tam nie jedna kobitka z temperaturą 36 i 7 kresek kazała by się wieźć na sygnale. Byle tylko przyjął ją i osłuchał ten przystojny lekarz, podobny do doktora Jakuba Burskiego alias Artura Żmijewskiego z Leśnej Góry. Kasłały by panie, jak „Star 28” za komuny nazywany kaszlokiem albo gruźlikiem…

Puenta rozciągnięta…

A teraz do puenty, która będzie rozwlekła jak konflikt w muzeum…To wszystko co doradzam, to nic innego jak niechciane rady, a te jak wiadomo są najgorsze. Tak jak ja sypię niechcianymi radami, tak i wspomniana dwójka nimi sypie w Muzeum Regionalnym. Nie mając pomysłu, ni woli, nie mówiąc o kompetencjach w tej sprawie. Tam tylko o prywatna dintojrę idzie na Teresce Hałas, no, a poza tym tam jest dyrektor na którego głowie spoczywa to wszystko. Tylko nie trzeba mu w tym przeszkadzać i to już wiemy. Miejsce lekarza Janeczka jest na ginekologii,  nie w muzeum, a Nowosadzkiego w gabinecie wicestarosty na ul. Sobieskiego, który „dzierżawi”, a nie posiada na własność.

Tymczasem Tereska Hałas jest autostradą po rządowe pieniądze, ale chłopaki wolą leśne zabagnione ścieżki, pełne dziur i wystających korzeni. Na których łatwo wykuć sobie oko, wybić zęby albo złapać kleszcza. Zamiast szarpać poły jej spódnicy i duraczyć, należy u tej spódnicy się uwiesić i wrzeszczeć: Teresa załatwiaj kasę dla powiatu, bo to twoje i nasze 5 minut. Niech ludziom coś po nas zostanie…

Tak jak po Zamoyskim został Zamość, Tomaszów Lubelski i Zwierzyniec, tak po Hałasowej zostaną asfalty, chodniki-cała infrastruktura. Wszyscy skorzystamy…Szpak wiedział jakie możliwości to daje i przecież trzy razy próbował zostać posłem. Na szczęście „Matka Boska z Radecznicy” widać czuwa i mu się to nie udało. Aż się boję co by było, gdyby posłem został. Może dziś wszyscy byliby w PSL, łącznie z kotami, psami i ptactwem domowym. A tymczasem to jej szczęście dopisało, i to dwa razy z rzędu. Jest teraz silniejsza w Warszawie dzięki temu, że powiedziała „nie” przy „Piątce dla Zwierząt”. Kaczor ją zawiesił ale tylko dobrze jej to zrobił. Gdy ona tak beztrosko wisiała, to Kaczyński myślał i tak wymyślił, że ją jeszcze szybciej odwiesił niż ją zawieszał. W międzyczasie pożegnano się z Gowinem, co znów ją wzmocniło. Teraz przy rządzie mniejszościowym każdy głos ma znaczenie, a do tego jest Tereska szefową Solidarności RI. Sztandar związku ciut naftaliną zalatuje, ale drzewiec jesionowy jeszcze zdrowy, może żebra porachować. Liczyć się z nim wypada, to symbol. Ślepym trzeba być i bezmyślnym, by tego nie rozumieć i takie są fakty, czy się Tereskę lubi czy nie…

Nowosadzki wykształcony i obyty, żyjący w dostatku, to samo Janeczek…ale pełne konta, rozsądku nie dają. Tak jak „Nobel” Tokarczuk rozumu nie dał.  Zamiast coś koło Hałasowej zbudować, jakąś namiastkę, choćby w celu „dojenia Warszawy” dla korzyści powiatu, to jeden z drugim latają jak „Żyd po pustym sklepie” i wrzeszczą. Ale może trzeba iść do okulisty, by to zobaczyć, a w krasnostawskim ZOZ okulistyka bardzo dobrze stoi. Janeczek ma tam praktycznie przez ścianę, a Nowosadzki góra 1500 metrów z ul. Piekarskiego.

Zwykłych zjadaczy chleba wojna w muzeum nie interesuje i ambicyjki radnych. Niektórzy nawet nie wiedzą, że w Krasnymstawie jest muzeum. Mają ten konflikt tak głęboko za kością ogonową, że proktolog jest bezradny. Zatem słów brak na tę głupotę „wybrańców ludu” I jak tak panowie ma wyglądać wasza praca i pełnienie mandatu, to może lepiej zrobić jak radzę i się nie wygłupiać za publiczne pieniądze, nie bić piany, że zacytuję Janeczka.

Mierzi mnie to i to, że własne brudy wynoszą do gazet, zamiast załatwiać to we własnym gronie- jak uczy nomen omen „Dulszczyzna” I jak to ma tak do wyborów w 2023 roku wyglądać, to wieńczę to cytatem ze wspomnianej „Moralności Pani Dulskiej”, czytanej ostatnio tak pięknie przez Nowosadzkiego- „ A niech was wszyscy diabli”

42
18

Patroszenie Gołębia czyli Afganistan w krasnostawskim muzeum na wesoło

 

Uchodźcami koczującymi na granicy z Białorusią, inflacją i czwartą falą pandemii bym się nie przejmował, to jest nic w porównaniu z tym co wyrabiają niektórzy radni w Muzeum Regionalnym w Krasnymstawie. Zgłupieli od tej polityki i urojeń wyższościowych albo wskutek źle dobranej diety. Do tego stopnia, że zrobili własnymi rękoma z placówki o charakterze „zaściankowego zaścianka” powiatowy Afganistan, który jest na ustach wielu. Dziś o tym właśnie z przymrużeniem oka…

Od półtorej roku radni grzeją bzdurne niesnaski między dyrektorem, a częścią pracowników. Do czerwoności grzeją, żeby na tym zbić kapitalik wyborczy i załatwić swoje sprawki. Część traktuje to jako wojnę z własną formacją, a inni picują tym swój wizerunek „kolegi wszystkich” Jeszcze są z tego piekielnie dumni! I to jak! Miny robią przy tym śmiertelnie poważne, uważają się za rozjemców i mężów opatrznościowych, co to wszystko wiedzą najlepiej. Brak im tylko na dymiących czerepach od ozdrowieńczych rad błękitnych hełmów, i kamizelek z logo ONZ albo Czerwonego Krzyża…

Cała sytuacja pasuje jak ulał do bon motu śp. Stefana Kisielewskiego o istocie socjalizmu, który powiadał, że ten bohatersko walczy z problemami których nie ma w innych ustrojach. Radni tak się zachowują jakby w muzeum nie było niezawisłego dyrektora. Zapomnieli w tym amoku, że to on ma ułożyć sobie relacje z załogą ale by to nastąpiło nie trzeba mu się wtrącać i łap pchać. Tymczasem niektórzy „muzealnym rebeliantom” dowożą amunicję i prowiant, szepcząc do ucha: podtrzymujcie opór, niech świat się dowie o bezeceństwach dyrektora, a my jesteśmy z wami! Czuwaj!

Sąd Ostateczny

Ostatnio komisję o charakterze i uprawnieniach „Sądu Ostatecznego” zwołali, pospołu z częścią rzekomo uciśnionych pracowników muzealnej placówki i grillują „krwawego dyktatora”- dyrektora Gołębia Andrzeja. Janeczek obwieścił ten doniosły fakt na ostatniej lipcowej sesji rady powiatu. Ten „Pol Pot z Rudnika” waży może z 70 kilogramów, i to z okularami i tym co ma w kieszeniach, ale rozszarpują go na sztuki, i biesiadują na nim jakby to były szwedzki stół . A trza przyznać, że wśród biesiadników są same tuzy „zdrowego odżywiania” i tytani bezinteresowności!

Proszę wstać, Sąd idzie!

Pierwszy z brzegu- Piwko Marek: lewicowiec, nieugięty obrońca ludu robotniczego zza biurka w CiS. Ten by sobie od ust odjął i ostatnią koszulę potrzebującym oddał, a nią kilku zapewne by obdzielił. Brał udział w komedii, bo jest przewodniczącym komisji rewizyjnej w radzie powiatu, a poza tym w dobrym tonie jest, by ktoś z lewicy był przy tym gdy „sądzą” kogoś z prawicą utożsamianego. A nuż Gołąb uciska mniejszości seksualne albo potajemnie organizuje Hitlerowi imieniny, jak parę lat temu wynajęty „nazista” przez TVN w lesie pod Wodzisławiem Śląskim? Bardzo się lewicy przez ostatnie lata imponderabilia zmieniły. Wystarczy Piwkę posłuchać i zobaczyć…

Jest i Leszek „chwalipięta” Janeczek, regionalista, ordynator ginekologii i położnictwa, prowodyr całej nagonki. Jak widać człowiek zapracowany, jak pszczoła w maju. Ten znów nie może opędzić się od przyszłych matek, spragnionych rodzić pod jego kuratelą. Walą do niego drzwiami i oknami, białki ciężarne jak chromi i ułomni do Antoniego Kosiby alias Doktora Wilczura. Kolejki brzemiennych sięgają z jednej strony parkingu pod Tesco, a z drugiej wylotówki na Zamość! Oddział ginekologii pęka w szwach! Rodzą się dzieci wszędzie, na schodach, parapetach i przyszpitalnych ławkach, a wrzask osesków świeżo powitych ludziom w okolicznych blokach spać nie daje. Gorsze to niż cmentarna pozytywka księdza Skowrona. Wróble ćwierkają, że jeszcze trochę to cała ściana wschodnia: od Suwałk po Ustrzyki w krasnostawskim szpitalu na świat przychodzić będzie. Taki magnetyzm i urok oraz ciepło osobiste posiada Janeczek- ordynator, a personel niższy nie może nachwalić się tak wrażliwego, i taktownego szefa z tak wielkim sercem, jak garaż na karetkę. Teraz jak widać, w tym nawale obowiązków znalazł czas by ratować „stosunki międzyludzkie” w „Muzeum Regionalnym” i potępiać „krwiożerczego” Gołębia z „krwią na rękach” i drugim śniadaniem w teczce.

I jest w tym towarzystwie rozjemców, ku mojemu wielkiemu zdumieniu i rozbawieniu istna perła, co się zowie Marek Nowosadzki alias „ Wercyngetoryks z Piekarskiego” Słynący z tego, że tak jak dzielny Gall wojował z Cezarem, tak i on wojował ze Szpakiem, wytykał mu błędy przez 16 lat jego rządów. Szpak jak mówi samorządowa legenda, przez całe swoje panowanie bał się tylko jednego człowieka, właśnie…Marka Nowosadzkiego, a bał się go jak Niemcy  majora „Hubala”.

Marek też paluszkami skubie „gołębinę z grilla” jak wróbelek i wygłasza swoje facecje w typie „mądrości spod Pakości” Wie co mówi, przecież ma bogate doświadczenie w zarządzaniu ludzkim zasobem. Wszak 7 lat temu był „prawie dyrektorem” I LO, ale 17 centymetrowe szpilki Pani Edyty i 40 kilo kobiecego trotylu powstrzymało jego szarżę na dyrektorski stołek. W konfrontacji z takim orężem był bez szans i życiem postanowił nie ryzykować. Wycofał się więc z konkursu, pokątnie łzę ocierając, roztrzęsiony ale z godnością. Kiedy już łzy wyschły, to się pozbierał i żelazną ręką kierował zawartością swojej garderoby. No i stąd te doświadczenia w zarządzaniu. Była i Ewa Nieścior, ale na pierwszym „procesie” Ona przecież zna się na wszystkim, począwszy od lepienia pierogów, a skończywszy na fizyce jądrowej

Sąd Ostateczny nad Gołębiem

Sąd Ostateczny” jak wspomniałem, miał dwie odsłony i sądzono Gołębia dwa razy w przeciągu miesiąca. O jego drugim posiedzeniu donosi lokalna prasa. To odbyło się w muzeum 31 sierpnia, przy udziale wyżej wspomnianych i starosty Leńczuka oraz Nieściora Marka, członka zarządu powiatu. Przybyli pracownicy muzeum, w liczbie mocno okrojonej. Praktycznie konflikt orbituje wokół jednej osoby, która ma przy sobie trzy… dla wsparcia. Większość nie skorzystała z możliwości wylania żali, albo ich nie mieli albo całą imprezę uważają za problem jednego człowieka. Dość wymowny i świadczący o celowości spotkania był gest byłego dyrektora Capały, który wzruszył ramionami i stwierdził, że jego to nie dotyczy, po czym wyszedł.

Byli a jakże związkowcy z Solidarności z Zamościa, a jeden z nich w trakcie „procesu” podniósł zarzut, który ciężko uznać za poważny. Jego zdaniem: „Dyrektor Gołąb robi rzeczy straszne, ale on nie może powiedzieć jakie!” Przypominam że wszyscy w tym gronie są dorośli, a spotkanie nie odbywa się w przedszkolu, by uświetnić Dzień Dziecka…Potem było jeszcze ciekawiej, a „szokujące zarzuty” sypały się jak tynk z fasady Kościoła św. Franciszka Ksawerego podczas konserwacji. Dyrektor kontaktuje się drogą mailową, jest zła atmosfera, pracownicy nie wiedzą co maja robić, są przepracowani…Szczególnie to pierwsze jest srogie i pachnie kryminałem. Dziś w każdej firmie pracuje się na mailu, a nie musieć oglądać szefa to bonus od losu…Oczywiście „sędziowie z rady powiatu” na czele z Nowosadzkim, słuchali tego w skupieniu i nie docierało do nich, że to wszystko dęte i zakrawa na marnowanie czasu.

Był i element folkloru…bo co pomyśleć o stwierdzeniu, że jedyne wyjście z sytuacji to dymisja dyrektora i już. Wynika z tego że dyrektor pracownika zwolnić nie może, a jakby próbował  to jest czyn godny potępienia, ale gdy pracownik domaga się zwolnienia dyrektora, to wtedy czyn już jest chwalebny. Mimo że w obu przypadkach, ktoś traci pracę. No i wreszcie okazało się, że Majewski to był prawie anioł bezskrzydły, też były problemy na początku ale potem wszystko się ułożyło. No, ba! Z reguły dyrektorzy są wynoszeni pod niebiosa, w chwili gdy już dyrektorami nie są. Ta sama praktyka spotykana jest po rozwodach, jeśli kolejny partner rozczaruje, to się gloryfikuje poprzedniego. Metoda ma taka dobrą stronę, że można robić to bez końca, ale to tylko taka dygresja. Wyszło na światło dzienne jeszcze i to, że jeden z pracowników od 2 lat pracuje na rzecz Muzeum w Biłgoraju. Jak się porachuje to musiał podjąć tam pracę pół roku przed pojawieniem się Gołębia w Krasnymstawie. Jeszcze Gołąb przywłaszcza sobie pracę podległych mu pracowników, no i to jest wreszcie jakiś konkret! Żeby takiego wrażenia nie było, nigdzie nie powinno być dyrektorów, a tak na poważnie- to owoce pracy można przywłaszczyć z reguły na stanowiskach równorzędnych, a dyrektor co do zasady firmuje i kieruje wszystkim. Dlatego wspomniany Capała moim zdaniem wiedział co robi opuszczając szanowne gremium, tym bardziej, że dyrektorem kiedyś w Muzeum Regionalnym był i zna kolegów i koleżanki…

A co na to starosta Leńczuk? Ano próbował łagodzić i był zaskoczony wizytą związków zawodowych, a Nowosadzki wcale! Wyglądało to tak, jakby nikt go o tym nie poinformował…

Instynkt prawdę ci powie

Wilkołazki Marcin również przybył, przecież nie mógł opuścić takiego widowiska i chyba dobrze się bawił. Jego zachowanie i reakcje są najlepszym probierzem celowości, sensu i finału całej 18 miesięcznej szarpaniny. Otóż Wilkołazki nie odzywał się nic albowiem jest to osobnik obdarzony instynktem bieszczadzkiego wilka. Wystarczy że rano, po przebudzeniu zaciągnie powietrza w nozdrza i za parę sekund wie co w trawie piszczy, i co się jak skończy. To jest polityk, który ma więcej niż 6 zmysłów…Jego widać ta donkiszoteria zupełnie nie interesuje, ważniejsza jest dla niego robota i zarabianie. Na przykład, przy projekcie „Kultura w Sieci”, a poza tym jest radnym miejskim, a nie partyzantem. Ale to „krwawy Gołąb” wprowadził zasadę dodatkowego wynagradzania pracowników za pracę przy projektach. Zatem jego milczenie jest obrazkiem wartym tysiąca słów, jednak wśród nich nie ma: trzeba wywalić Gołębia.

Dywersant wychodzi z cienia

Przemówił i Nowosadzki, ale to nie był Marek jakiego znamy. Jakimś cudem opętał go duch Klaudii Jachiry i gadał jego ustami: „Pan dyrektor powinien odpowiedzieć sobie na pytanie w czym jest problem i dlaczego przez półtora roku nie ułożył sobie z podwładnymi stosunków…” Poszczuł aksamitnie, wskazał winnego nie mając żadnych dowodów, a Gołębiowi nie pozwolono się tłumaczyć. Przerywano mu co chwilę i zasypywano gradem pytań. Pracownicy ponad miesiąc temu z okładem, skierowali do zarządu pismo, w którym wyłożyli swoje argumenty, ale nikt ze starostwa na czele z Nowosadzkim z treścią tego pisma Gołębia nie zaznajomił. Sam Mareczek w trakcie tych wygłupów, bo inaczej tego nazwać nie sposób, powoływał się na jego treść .Tym samym bombardowano go zarzutami z którymi nie pozwolono mu się zaznajomić i w konsekwencji ustosunkować. Wygląda to jak… i tu pasuje określenie, ale po co algorytmy drażnić i dzieci mogą czytać.

W Nowosadzkiego suplice do „Super Tygodnia” próżno szukać wzmianki o tej sytuacji. A co będzie Nowosadzki całą prawdę mówił!? Toż ona nie pasuje do scenariusza i podważa cały sens „Sądu Ostatecznego”, a także jego błyskotliwych popisów. Zapachniało w pewnym momencie historyjką z czasów Dzikiego Zachodu, gdy szeryf do osadzonego powiada: „najpierw zrobimy ci uczciwy proces a potem cię powiesimy” Taki jest obraz od kuchni tego „konfliktu” i warto na przyszłość zaznajomić się z metodami pracy Pana Nowosadzkiego: arbitra elegancji, szyku i do niedawna rozsądku. Nowosadzki swoim wystąpieniem, którego pełna wersja jest dostępna w „Super Tygodniu” zrobił największą głupotę w swojej 20 letniej karierze, która od tej chwili jest na prostej drodze do tytułu     „ Judasz też miał marzenia”.

Dodał jeszcze i chyba żartował, że zarządowi powiatu zależy na słuchaniu dobrych rzeczy o placówce: a my -jak to ujął, skupiamy się na szukaniu jakiegoś konsensusu i czy to jeszcze możliwe…Tu już poszedł na całego, bo jakby było mało to zasygnalizował, że sprawa nadal jest otwarta z okładaniem Gołębia. Ale przecież od zawierania konsensusów jest dyrektor, bo to jego podwładni, a nie Nowosadzkiego. Widział zapewne Marek ten moment spotkania, kiedy Gołąb wyciągnął do pracowników rękę na zgodę i jak dwóch z nich gest zbyło, ale tym się do prasy Marek już nie pochwalił. W tej fazie grillowania Gołębia Nowosadzki przyćmił Janeczka…

Piwko, a piana na dwa palce.

Rzecz w pewnym momencie oparła się o finanse, a poszło o „Krasnostawskie Towarzystwo Historyczne” na którego czele stoi Lech Dziedzic, obecny na „rozprawie” które to, ma adres taki jak „Muzeum Regionalne”, a wiceprezesem jest Gołąb. Wzburzyli się tym „sędziowie”, że ojej. No bo, jak to tak! Dyrektor podnosi argument pracy swoich podwładnych na rzecz innego muzeum, w tym wypadku chodzi o Biłgoraj- w którym „nomen omen” jest teraz Majewski, a tymczasem „skorumpowany” Gołąb sam siedzi we władzach stowarzyszenia! I jak to tak! Pewnie pieniądze transferuje! Się okazało, że nic nie transferuje i drugiego Amber Gold nie będzie, a potwierdziła to księgowa z muzeum. Stowarzyszenie jest po to, by starało się pozyskiwać środki z zewnątrz dla muzeum. Muzeum Regionalne jako takie nie może. Z resztą powołanie takowego miał „krwiożerczy” Gołąb w swojej koncepcji, którą przedstawił na konkursie półtora roku temu. I o dziwo Nowosadzki z Piwkiem tego nie wiedzieli. Szczególnie ten pierwszy…Ostatnia impreza w Piaskach Szlacheckich z okazji uczczenia miejsca i rocznicy urodzenia Antoniego Norberta Patka założyciela słynnej i uznanej w świecie szwajcarskiej firmy produkującej zegarki Philipe-Patek właśnie odbywała się dzięki stowarzyszeniu. Zarówno muzeum jak i powiat nic to nie kosztowało.

Ale czy Janeczek, Piwko i Nowosadzki chcą o tym słuchać? A  Gołąb się stara nie gorzej niż Majewski, a może z większym rozmachem, co widać po stronie internetowej, ale  żeby wspomnianym chciało się chcieć, tak bardzo jak im się nie chce, to wszystko wyglądałoby inaczej. A tu spirala absurdu jest znacznie większa, Ewa Nieścior nie miała zahamowań przed pouczaniem Gołębia, by potem uczestniczyć i stawać do zdjęcia z między innym  ambasadorem Szwajcarii w Piaskach Szlacheckich na wspomnianej imprezie. Janeczek nie lepszy, gdy przyjechała TVP Lublin kręcić materiał o „Kraszczadach”, to nie myślał zapierać się w drzwiach gdyby go przed kamerę chcieli wlec, tylko poszedł z własnej woli. Usiadł w obiektywie, mikrofon wziął w dłonie, opowieść snuł i ego łatał. Niestety ich behawioru nie pojmiesz, bez uprzedniego wydojenia wiadra gorzały. Takie to wesołe towarzystwo.

Teflonowy Marek

To co wyczynia od jakiegoś czasu Nowosadzki nie jest bezmyślną gadaniną ani hipokryzją, ale jest to czytelny sygnał z jego strony do gotowości rozmontowania koalicji i przystąpienia do rozłamowców, za cenę utrzymania stanu posiadania. Marek już z kluczami i młotkiem pod poduszką śpi, taki się w nim polityczny macher odezwał. To w muzeum rozsypie się ten układ rządzący powiatem. Taki dostaniemy oficjalny komunikat. Oczywiście Nowosadzki jak i Janeczek ustroją przekaz tak, że to wszystko przez biologa Gołębia i Hałasową. No, ta ostatnia to prawie zbrodniarka z Gusen! Będzie to taka sama prawda jak to, że Saddam miał broń chemiczną albo jak to, że Polacy ramię w ramię z Hitlerem mordowali Żydów, i jak to, że obozy koncentracyjne są polskie. Ale gdy się popatrzy z drugiej strony, to skoro ten koalicyjny gmach zawali się przez jednego biologa, to będzie to dowód, że widać ta konstrukcja była marna, skoro wywaliła się o dyrektora z zapadłej dziury jaką jest muzeum. Dla porównania: Szpakowi gdyby przyszło utrzymać i skonsolidować władzę ,to nie zatrzymałaby go dywizja grenadierów pancernych Waffen SS, wspierana przez 502 batalion czołgów ciężkich. A oni przekoziołkowali na niszowym dyrektorze. Tymczasem prawda o nadchodzącym rozłamie, a w zasadzie finale trwającego rozpadu, zainicjowanego tuż po wygranych wyborach, jest prozaiczna. Otóż w niektórych radnych odezwały się z czasem cechy osobnicze. Osobiste ambicje u Nieściorowej, oraz trudne i swarliwy charakter u Janeczka. I ostatnio dołączyło picowanie wizerunku u Nowosadzkiego. Ten ostatni czuje swąd nadciągającego pożaru, ze strachu pójdzie nie z tymi co mają władzę i mogliby ją skonsolidować, tylko pójdzie z tymi których się boi, a boi się Janeczka, Nieściorowej i jeszcze kilku, na czele ze Szpakiem. A nuż zaczną gadać i ucierpi jego wizerunek „Teflonowego Marka” w takim wypadku to przecież lepiej z nimi. Wszystko to, plus starosta „słaby” nie koniecznie zły, ale „słaby” bo spoza rady i katastrofa gotowa. No i jeszcze „bezpodstawna nienawiść” do Hałasowej, przynajmniej ze strony Janeczka, a Nowosadzki też ją „znienawidza” powoli, tylko musi się z tym jeszcze trochę przespać. Nowosadzki mimo wszystko na wicestarostę się nadaje, ale przy „silnym” staroście,  w takim układzie jak jest, Marek skupia się na „szminkowaniu” swojego wizerunku i wszystko temu podporządkowuje, nawet zdrowy rozsądek, którego zwyczajnie przestaje słuchać…

No i czy to nie jest góralskie wesele, do którego dołączył „inteligent” Nowosadzki, który też się leje z innymi, ale za chwilę jego będą lać…ale to już będzie w pełni uzasadnione i cholernie bolesne. 

Zatem oczy przecieram ze zdumienia, a już trochę po Mateńce Ziemi chodzę, ale czegoś takiego, takiej erupcji głupoty politycznej przyobleczonej w złotogłów pustych i dętych zarzutów i haseł jeszczem nie widział i nie słyszał!? Takich cudactw nie było w magnackich menażeriach w dawnej Rzeczypospolitej. Cielak z trzema głowami i piątą nogą, to za mało by to zobrazować. Wleźli do muzeum i w nim zagrzęźli jak Amerykanie w Afganistanie tyle że ci na 20 lat…I destabilizują, plotąc androny i patrosząc Gołębia w imię „dobra powiatu” W tym całym zamieszaniu tylko Gołąb Andrzej jest na swoim miejscu- w muzeum. Cała reszta albo biega na skargę do radnych albo ci przychodzą do muzeum. To kto tu do…licha pomieszał porządek rzeczy!? 

PS. Panie Marku drogi… porównanie Pana do Wercyngetoryksa jest próbą uzmysłowienia Panu głupoty w którą Pan zabrnął, w oparciu o coś co już miało miejsce. Ów nieszczęsny Gall zachował się bezmyślnie wywołując powstanie przeciw Rzymowi, zupełnie tak jak Pan czyni obecnie. Naraził współplemieńców na krwawe straty i osłabił ich witalne siły. Do dziś historycy nie wiedzą po co rozpętał powstanie, bez szans powodzenia, które na dodatek przegrał w głupi sposób…  I zapewne zna Pan  finał tej absurdalnej historii, jak  dał się otoczyć  Cezarowi na wzgórzu w Alezji, bez wody, z zapasami żywności na zaledwie 1 miesiąc dla 90.000 armii i cywili. Skutkiem tego, Cezar pojmał go w try miga i po paru latach udusił, a w trakcie triumfu obwoził w klatce.  Za 1800 lat Napoleon postawił mu za tę głupotę pomnik, bo jego  Francja potrzebowała symbolu, tak samo jak Pan z kolegami teraz szukacie pretekstu-symbolu w muzeum. A mniemam, że wszystko co Pan ostatnio wyczynia, jest po to, by trafić na cokół. W tych dwu podobnych historiach przewija się wspólny motyw, a jest nim gołąb, taki jak  z muzealnego parapetu. Bo musi Pan pamiętać, że na pomnikach one zwykły siadać i się defekować, i czy w takich okolicznościach Panie Marku warto mieć  pomnik?

47
26

Życie składa się z gestów

Polski Ład” ma nadejść, a „Proskurowy Ład” hula w najlepsze od ponad 30 lat. Dziś o kolejnej jego odsłonie i związanych z tym „urzędniczych wykwitach” miłościwie panującego wójta i jego sztabu. Dowiemy się co z petycją w sprawie śmieci i poznamy historię topoli z Rudki, do której wycięcia Turzyniecki był „za krótki” Wsio na wesoło, no to co? Jedziemy !?

W 1995 Emir Kusturica serbski reżyser nakręcił komedio-dramat „ Underground” Jeden z głównych bohaterów – Marko, po zajęciu w 1941 roku Jugosławii przez Hitlera w piwnicy umieszcza grupę uchodźców. Piwnica staje się dla nich światem w którym żyją z dala od okupanta. Przekonuje ich by dla niego produkowali broń i inne chodliwe dobra. Marko handluje nimi na czarnym rynku, wojna się jednak kończy ale tylko dla niego. Cwany  „przedsiębiorca” wmawia uchodźcom, że ciągle trwa. Ci przekonani jego słowami, koczują tam jeszcze dwadzieścia lat, produkując co im Marko każe, a on dzięki temu się bogaci…

W Siennicy sytuacja jest podobna, z tą różnicą że wójt wszystkich chce dopiero zapędzić i zamknąć w „piwnicy” by robili tak jak jemu wygodnie. W tym wypadku, żeby nie chcieli od niego i jego sztabu nic, żeby mu dali pensję i święty spokój, a ekwiwalenty za urlop weźmie sobie już sam, bo wie jak. Część nawet już w tej mentalnej piwnicy siedzi i to nawet dobrowolnie, ale 30 % z lekkim okładem nijak nie chce tam wleźć… Tymczasem Leszek „prawodawca” nawet tworzy przepisy, ale tylko po to żeby ich samemu nie przestrzegać. Wyłuszczyła to pięknie Alicja Pacyk w kolejnym liście do „rzekomego profesora” Trzebiatowskiego w hucpie z przyznawaniem zaszczytnego tytułu „Honorowy Obywatel Gminy” i nadania sali obrad „sali plenarnej” jego nazwiska. Ostatnio wójt jak i jego „sztab” znów błysnęli swoją kreatywną złośliwością i wybiórczą znajomością prawa na poziomie Technikum z Lubyczy Królewskiej. Tym razem była to ustawa o petycjach…

Lew z Rońska

A było tak, że Andrzej Korkosz zadzwonił w piątek 27 sierpnia do UG w sprawie petycji dotyczącej obniżenia ceny za odpady. Chciał dopytać co z nią dalej, bo dobiegały ustawowe 3 miesiące przewidziane na jej rozpatrzenie. Obrady Komisji Skarg i Petycji zakończyły się w sumie niczym, a petycję skierowano pod obrady rady i co ważne nikt  nie wie co dalej. Telefon odebrał jaśnie oświecony sekretarz Turzyniecki. Niestety z tonu głosu „Lwa z Rońska” Korkosz wywnioskował, że ten zadowolony nie był, ale lwim zwyczajem nie zaryczał. Wyglądało to tak z ich perspektywy, jakby im znów radny roboty narobił i zburzył urzędniczy spokój, a ten jest przez nich pożądany, jak duży spadek w postaci kamienicy w Śródmieściu Warszawy po bezdzietnej ciotce. Poza tym był piątek i godzina 14.53 !? Długo Andrzej czekać nie musiał na reakcję „Pałacu Namiestnikowskiego”, i lew zaryczał z opóźnieniem, we wtorek, bo w tym dniu Andrzej otrzymał pismo, które prezentujemy na fotografii poniżej…

Dziecinada „Pałacu Namiestnikowskiego”

Pismo jest typowym wytworem urzędniczym i wpisuje się w grę na czas w sprawie ceny za odpady, ale taką przyjęli taktykę i co im zrobisz? Najistotniejsze jest tu ostatnie zdanie w które wlano dobre wiadro, żółci, złości i przy okazji bezbrzeżnej głupoty, a które brzmi: Proszę poinformować o treści pisma mieszkańców w imieniu których Pan występował(!?) Jak to rozumieć i co to znaczy? Ano nic mądrego to nie znaczy i jest to li tylko nic innego, jak popis piramidalnej głupoty, i urzędniczej złośliwości rodem z przedszkola. Nie dość, że wymyślono coś tak głupiego, to jeszcze przelano na papier i podpisał się pod tym wójt, przystawiając swoją pieczęć. Widać musieli tym „wykwitem” odegrać się z bezsilnej złości na radnym za zbieranie podpisów. Ale przy okazji nadepnęli na przysłowiowe grabie, a te dały im w czerepy aż zadzwoniło jak na kościelnej dzwonnicy. Dostarczył sztab na czele z Leszkiem na swoją szkodę, dowody świadczące o braku wyobraźni i znajomości prawa, a trzeba pamiętać, że Lecho na gminnym stolcu zasiada już 31 rok!?Tymczasem przepisy mówią wyraźnie:

Art. 8.

  1. Na stronie internetowej podmiotu rozpatrującego petycję lub urzędu go obsługującego niezwłocznie zamieszcza się informację zawierającą odwzorowanie cyfrowe (skan) petycji, datę jej złożenia oraz – w przypadku wyrażenia zgody, o której mowa w art. 4 ust. 3 – imię i nazwisko albo nazwę podmiotu wnoszącego petycję lub podmiotu, w interesie którego petycja jest składana.

  2. Informacja, o której mowa w ust. 1, jest niezwłocznie aktualizowana o dane dotyczące przebiegu postępowania, w szczególności dotyczące zasięganych opinii, przewidywanego terminu oraz sposobu załatwienia petycji.

Wynika z tego, że obowiązkiem podmiotu rozpatrującego w tym wypadku UG jest informowanie na swojej stronie internetowej, czyli w formie elektronicznej o tym co dzieje się aktualnie w sprawie każdej petycji. Niby proste i klarowne ale nasze lwy samorządu musiały się głupawo odegrać. Nawet w zakładce Biuletynu Informacji Publicznej umieścili treść petycji, ale jakie jej dalsze losy to już nie !? A właśnie Korkosz dzwonił po to by dopytać: co dalej? Można wysnuć wniosek, że gdyby nie zadzwonił to wcale by się nie fatygowali. No i nie wiadomo jak Korkosz miał poinformować 501 osób podpisanych pod petycją!? Zabolało ich to zbieranie podpisów i to straszliwie, widać w szoku pourazowym są do dziś dnia. Wszak całą sesję praktycznie poświęcili rozdzieraniu szat nad podpisami, biadoląc jak przekupa nad skopkiem rozlanej śmietany. Tymczasem zdrowy rozsądek podpowiadał, by wszystko zgodnie z procedurą umieścić na swojej stronie internetowej na której miejsca w bród, i nie drażnić i nie pajacować. Skoro można informować o bezdomnych psach i przesympatycznej suczce która poszukuje właściciela lub domu, to co stoi na przeszkodzie, by poinformować mieszkańców o losach petycji tym bardziej, że prawo tak nakazuje !? Ale widać pies na większą uwagę zasługuje albo gmina w tej kwestii schodzi na psy !?

Nic śmiesznego!?

Ale żeby było bardziej malowniczo i wesoło, to nawet można próbować bronić naszych łebskich urzędników albowiem jest w ustawie o petycjach taki zapis który mówi:.

Art. 13.1.Podmiot rozpatrujący petycję zawiadamia podmiot wnoszący petycję o sposobie jej załatwienia wraz z uzasadnieniem w formie pisemnej albo za pomocą środków komunikacji elektronicznej. 2.Sposób załatwienia petycji nie może być przedmiotem skargi.

Może mamy do czynienia z sytuacją jak z filmu „Nic Śmiesznego” gdzie asystent wlókł reżysera kilkaset kilometrów, by pokazać mu las o którym wyczytał w scenariuszu. Dopiero na miejscu okazało się, że zakończenie zdania jest na drugiej stronie i w efekcie czego nie chodzi o las tylko o cmentarz, który w tekście określono „lasem krzyży”! Nasze orły widać zaślepione złością na Korkosza pominęła punkt 8, a 13 bardzo przypadł im do gustu ze względu na zawartość. Tylko że w przekroju całego zdarzenia trzynastka okazała się pechowa… Tak czy siak ostatniego zdania i wykwitu żółci ze złośliwością obronić nie sposób.

Wiele się da, jak się chce!?

 To teraz słów kilka o topoli z Rudki, która uschła bo widać nic lepszego do roboty nie miała ale pokazała jak w soczewce czego urzędnikom brak i co u nich kuleje… W dniu 02 sierpnia 2021 złożył Korkosz pismo do wójta w sprawie usunięcia drzewa w Rudce, tuż obok zabytkowej kapliczki . Prosili go o to starsi i schorowani właściciele posesji przy której uschnięte drzewo stoi, bo konary zaczynały się łamać i spadać na drogę. Po drugiej stronie drogi biegnie linia energetyczna, co też stwarza dodatkowe zagrożenie. Wójt oczywiście przyjął pismo i powiedział, że się tym zajmie. 4 sierpnia 2021 odebrał Korkosz telefon od sekretarza gminy, który pochwalił się, że sprawdzili na mapkach i drzewo rośnie na prywatnym gruncie, i gmina nie będzie ponosić kosztów usunięcia. Pilarz z którym rozmawiali poinformował, że koszt usunięcia to około 1000zł. W takich okolicznościach sekretarz zobowiązał się, że pojedzie do tych państwa aby im to wszystko wyjaśnić, bo jak nie pojechać, skoro ta informacja dla UG błogosławieństwem!? Ale tak się złożyło nieszczęśliwie dla naszych urzędników, że składając pismo zasugerował Korkosz wójtowi, że Zarząd Dróg Powiatowych posiada samochód ze zwyżką i czy by się nie dogadać z dyrektorem Klusem, może by pomogli? Ale widać wójt zapomniał albo chciał zapomnieć, w piśmie tego Korkosz nie podniósł, a Proskura widać doszedł do wniosku, że co nie wpisane w rejestr ważne nie jest i co się będzie wychylał. Ale że Korkosz zawzięty to po telefonie od sekretarza zadzwonił do dyrektora Marka Klusa z ZDP z prośbą o pomoc, coś widać przeczuwał. Klus nie odmówił tylko powiedział, że muszą przyjechać i zobaczyć w czym rzecz. Za jakiś czas Korkosz nadział się na Turzynieckiego- akurat jak ten był u starszych państwa, by im wytłumaczyć, że jeśli się godzą to muszą pokryć koszty wycinki, a sugestię Korkosza o Klusie jak widać zbyto milczeniem. Dlaczego? Jak to radny zobaczył i usłyszał to skrzętnie z takiej okazji skorzystał i powiada już teraz bezpośrednio do Turzynieckiego, że Zarząd Dróg Powiatowych ma samochód ze zwyżką ! Sekretarz tak ponaglony i zagnany w kozi róg zadzwonił do dyrektora i ten powiedział, że pomoże i postara się usunąć drzewo…

 

Finał był taki, że drzewo zostało wycięte w ciągu 48 godzin i bez kosztów. Ot zwykła ludzka przysługa, w końcu o to chodzi.

 

Sytuacja identyczna jak ta z Rudki miała miejsce w roku ubiegłym w Siennicy Królewskiej Dużej, w okręgu Banacha… żeby nie było!? Przy posesji jednego z mieszkańców, przy drodze gminnej rosła też pokaźnych rozmiarów topola, która z czasem uschła. Ta miała znacznie mniej szczęścia i tańców związanych z jej wycinką było co niemiara. Mieszkańcy zgłaszali ten fakt do gminy ale reakcji ciężko było się doczekać. Dopiero po interwencji Korkosza coś drgnęło, ale i tak pielgrzymek z UG było tyle, że prawie do gołej ziemi ścieżkę wydeptali, a cmokali i kręcili głowami przy tym, jakby to była wycinka w rezerwacie 500 letniego dęba-pomnika przyrody. Gdyby tam przepływała rzeka to pewnie bobry szybciej by się z topolą uwinęły… Jak widać w przytoczonych scenkach rodzajowych naszych urzędników trzeba poszturchiwać i pokazywać prawie palcem, a i tak gotowi zrobić po swojemu.

Tymczasem życie składa się z gestów, takich jak szeroko pojęte zachowania ujęte dość lakonicznie i esencjonalnie w Bibli mówiące o tym by głodnych nakarmić, łaknących napoić, a starszym pomóc…chciałoby się dodać. Gesty porządkują życie i sprawiają, że ono staje się znośniejsze i to wypływa z naszej religii i kultury łacińskiej. W Bizancjum było inaczej i być może ta kultura bliższa naszym urzędowym bojarom, ale to tak na marginesie. Tym bardziej w gminach, które są najmniejszymi jednostkami samorządu terytorialnego, przez to są najbliżej ludzi i ich spraw i na miły Bóg nie są tylko od ściągania podatków i innych opłat. Ale ostatnimi czasy ta odległość uległa znacznemu wydłużeniu i urzędy stał się miejscem pobytu przez 8 godzin od 7.30 do 15.30 i tak 5 dni w tygodniu. Co nie koniecznie musi znaczyć, że wszyscy tam sumiennie pracują. W razie jakiś problemów szuka się dość często energicznie jak czegoś nie zrobić, jak pójść po najmniejszej linii oporu, jak się wyłgać, a przecież na takie działania zużywa się tyle samo energii. Żeby się wykręcić też się trzeba nagłowić !? A w naszym wypadku, jeśli gdzieś w tle pojawi się nazwisko radnego z Rudki to jak widać z przytoczonych przykładów „Pałac Namiestnikowski” dostaje torsji i spazm i to zaczyna sprowadzać się do poziomu instynktu, a tam już nie ma miejsca na gesty. I to by było na tyle…

28
10

Kolejny list, kolejne ciekawostki

 

Zagroda, dnia 24 sierpnia 2021 rok.

Szanowny Panie

Piszę do Pana kolejny list, ponieważ w dalszym ciągu szukam informacji na temat Pana wybitnych i trwałych zasług na rzecz rozwoju i promocji gminy Siennica Różana za które otrzymał Pan tytuł Honorowego Obywatela Gminy. Podkreślam „wybitnych i trwałych”, ponieważ zgodnie z regulaminem nadawania tego tytułu, tylko za takie zasługi przyznaje się to szczególne wyróżnienie, będące wyrazem uznania i podziękowania za trud, pracę i uzyskane rezultaty.

Zgodnie z tym Regulaminem wniosek o nadanie tytułu powinien być przedstawiony w formie pisemnej. Jak informowałam Pana w poprzednim liście gmina takim wnioskiem nie dysponuje. Kontynuując poszukiwania poprosiłam gminę o udzielenie informacji co stanowiło podstawę procedowania uchwały o nadanie Panu tytułu „Honorowego Obywatela Gminy” oraz kto zgłosił tę inicjatywę i jak ją przedstawił (poprosiłam o udostępnienie jej treści). W odpowiedzi gmina odpisała, że nie jest w stanie określić prekursora tej inicjatywy oraz przesłanek skłaniających do podjęcia uchwały o nadanie Panu tytułu „Honorowego Obywatela Gminy”. Nasuwa się więc pytanie jak to się stało, że otrzymał Pan ten zaszczytny tytuł a nikt nie wie za co i kto zgłosił tę inicjatywę. Jak to się stało, że uchwała została podjęta bez wniosku i zgłaszającego a co najistotniejsze z naruszeniem zasad określonych w Regulaminie Przyznawania Tytułu „Honorowego Obywatela Gminy Siennica Różana”, który wyraźnie określa formę zgłaszania, zakres informacji jakie wniosek powinien zawierać oraz określa możliwego wnioskodawcę.

Uważam, że Pan wie kto był inicjatorem tego wniosku, ja mogę się tylko domyślać, ale zastanawiające jest dlaczego w chwili obecnej ta osoba milczy a wręcz wypiera wszystko, co wówczas proponowała i przedstawiała do procedowania. Czy to znaczy, że zrozumiała niewłaściwość swojego postępowania oraz to, że być może nie było z Pana strony żadnych wybitnych i trwałych zasług na rzecz rozwoju i promocji gminy. Proszę rozważyć to we własnym sumieniu i jeżeli moje wnioski są dla Pana krzywdzące, proszę przedstawić własną wersję tamtych wydarzeń i określić zasługi, abyśmy wszyscy mieli przeświadczenie, że rzeczywiście zasługuje Pan na miano „Honorowego Obywatela Gminy Siennica Różana” a brak przestrzegania procedur przewidzianych przepisami regulaminu to tylko uchybienie.

Jest też kolejna kwestia związana z Pana osobą a mianowicie nazwanie Pańskim imieniem sali konferencyjnej Urzędu Gminy w Siennicy Różanej.

Okazuje się, że Rada Gminy nie podejmowała uchwały w tej sprawie. Zapytałam więc gminę w jakim trybie, przez kogo i w oparciu o jakie przepisy nadano sali konferencyjnej imię Janusza Jutrzenki Trzebiatowskiego. W odpowiedzi otrzymałam, że jedyną informacją w sprawie nadania imienia sali konferencyjnej jest wzmianka w protokóle z obrad sesji Rady Gminy podczas której nastąpiło otwarcie sali i nadanie jej Pana imienia. Ponownie powtarza się więc sytuacja, że nie można określić inicjatora tego wniosku, trybu procedowania oraz nie wskazano przepisów prawa jakie stanowiły podstawę tego rodzaju działania. Zapytany przez mnie o to radca prawny powiedział, że samorząd może działać tyko w oparciu o przepisy prawa ustawowego lub w oparciu o uchwały Rady Gminy stanowiące akty prawa miejscowego. Każde działanie gminy i każda inicjatywa winny znaleźć odzwierciedlenie w obowiązujących przepisach prawa. Tutaj takiego odniesienia nie ma. Wynika z tego wniosek, że nadając imię Sali konferencyjnej nie przestrzegano żadnych przepisów prawa ani nie zastosowano żadnych procedur, ani zasad. Imię jednak sala ma, był więc ktoś, kto to zainicjował i przeprowadził, ale znów ta osoba, z nieznanych nam pobudek, nie chce albo nie może przyznać się do nieuzasadnionego, bezpodstawnego działania.

Czy zatem honory jakie otrzymał Pan od Gminy w Siennicy Różanej w kontekście opisanych przeze mnie naruszeń procedur są ważne, zapytam o to stosowne instytucje sprawujące nadzór nad stosowaniem i przestrzeganiem prawa przez samorząd gminny.

Uważam, że zasadnym jest weryfikowanie Pana zasług dla społeczności ziemi siennickiej w kontekście perspektywy przeznaczenia dla Pana prac i potrzeb znaczącej części rewitalizowanego dworku stanowiącego dziedzictwo historyczne i kulturowe tej ziemi. Zdaniem wielu w budynku tym winno być w pierwszej kolejności miejsce dla zachowania pamięci o tych wszystkich, którzy tej ziemi służyli, bronili jej, kultywowali tradycje, dbali o jej rozwój i promowali ją a na co dzień dworek powinien służyć mieszkańcom gminy.

Tak naprawdę to Pan nawet nie wie gdzie leży ziemia siennicka. W jednym z wywiadów udzielonym gazecie „Dziennik Polski” w dniu 3 grudnia 2016 r. powiedział Pan „Przygotowuję też eksponaty, które pojadą na Zamojszczyznę, do dworku w Siennicy Różanej, gdzie powstaje kolejne muzeum Trzebiatowskiego … .”

Informacyjnie podaję, że ziemia siennicka nie leży na Zamojszczyźnie tylko na ziemi krasnostawskiej ( w powiecie krasnostawskim) w województwie lubelskim.

W kontekście przedstawionych faktów, gdzie gmina nie dysponuje żadnymi dokumentami wskazującymi na Pana zasługi, gdzie wszystkie działania mające na celu uhonorowanie Pana zostały przeprowadzone z naruszeniem przepisów prawa, proszę Pana o rzetelną i obiektywną refleksję, czy ziemia siennicka zobowiązana jest w jakiś szczególny lub jakikolwiek sposób zadbać o pamięć o Panu udostępniając dla Pana prac i potrzeb znaczną powierzchnię, jedynego jaki ma i odremontowanego za kwotę ponad 4 miliony dworku.

Z wyrazami szacunku

Alicja Pacyk

Radna Rady Gminy Siennica Różana

38
6