A tak to wygląda w Chojnicach

 

Poniższy tekst pochodzi z chojnickiego bloga politycznego. Oni już mają to, co my mamy mieć…Warto zwrócić uwagę na zamieszczony scan dokumentu, bo tanio nie będzie. 

Co się dzieje z Galerią Jutrzenki Trzebiatowskiego?

Powstała około dekadę temu, otwierana z wielką pompą, zapowiadana jako serce kultury chojnickiej i Mekka artystów – Galeria Jutrzenki Trzebiatowskiego chyba umarła i zatarły się po niej ślady na mapie Chojnic, pozostały tylko rachunki dla Miasta Chojnice? 

Pamiętam, że koszt remontu baszty, która mieści Galerię Jutrzenki Trzebiatowskiego wyniósł około 1 mln zł. Ponadto Miasto wzięło na siebie utrzymanie tego obiektu oraz jego kustosza, a Jutrzenka Trzebiatowski oddał swe dzieła Miastu, zachowując prawa do lokalu w baszcie. Do dziś uważam, że dla Miasta Chojnice był to tragiczny interes. Zarówno w znaczeniu społecznym jak i gospodarczym. Nie dość, że wpakowano około miliona złotych środków publicznych w „domek zabaw i wystaw” dla jednego człowieka, to jeszcze miejsce to faktycznie stoi puste i raczej nie służy już nikomu i niczemu, poza tym, że jest przy głównej arterii miasta pomnikiem przerośniętego ego dwóch ludzi – Jutrzenki Trzebiatowskieg i Finstera, który chciał się nieco ugrzać w świetle „sztuki”. Żałosne, małomiasteczkowe i szkodliwe społecznie działanie, w mojej ocenie, z których zresztą słynie nasz włodarz.

Jak sytuacja wygląda po latach? Otóż Miasto Chojnice już nie prowadzi nawet od 2015 r. ewidencji o odwiedzinach w Galerii Jutrzenki Trzebiatowskiego, ale płaci ze środków publicznych na utrzymanie „tego domku dla jednego malarza”. Czy to nie jest kolejny przykład tego jak źle zarządzane są Chojnice?

Obecnie zaś jest na horyzoncie kolejna Galeria Jutrzenki Trzebiatowskiego, ale … w gminie Siennica Różana na Lubelszczyźnie. Zaskakujące prawda? O sprawie napiszę wkrótce więcej, ale dziś tylko zdradzę, że i w tej gminie chore pomysły włodarzy samorządowych rozpalają wyobraźnię mieszkańców, na myśl o tym, że z pieniędzy publicznych przeznaczone będą być może miliony na kolejne mauzoleum dla jednego artysty malarza – Jutrzenki Trzebiatowskiego.  Czy wielki „przyjaciel” Chojnic znudził się już swoją galerią w Chojnicach?

Źródło: Chojnicki Blog Polityczny Marcin Wałdoch
26
9

Krakowiaczek jeden, a ich tylko siedem albo duch Jałty w Siennicy

Wójt ruszył ostro z pit stopu po zmianie opon, bo niespodzianie spadł na tor, deszcz… pytań, ale nic to nie dało i tak wpadł w poślizg. Tym razem poszło o kampanię promującą jedynie słuszny pomysł zagospodarowywania dworku. My też jedziemy tyle, że wolniej i na wesoło.

 Wszystko wyłożono w zgrabnie pisanym materiale zamieszczonym na internetowej stronie UG Siennica Różana. Autorem tegoż, jest dziennikarz z Informacyjnej Agencji Samorządowej, obecny na spotkaniu z siódemką radnych 17 marca 2021roku. Naturalną koleją rzeczy podchwyciła to lokalna prasa i wszystko zdawało się być w porządku i harmonii, ale odniosła się do tego radna Alicja Pacyk, która na owym spotkaniu również była.  Jak wynika z uwag radnej, opublikowanych na łamach „Nowego Tygodnia” wiele istotnych faktów umknęło dziennikarzowi z IAS.  Ale tak zainicjowana wymiana opinii wywołała efekt domina.

 Teraz nasza kolej i napiszemy o tym jak do „siennickiej Jałty” doszło i dlaczego było siedmiu radnych. Wszystko jest piekielnie ciekawe i grzech by mieszkaniec, obywatel, wyborca i podatnik nie wiedział, co się, za jego plecami i za jego pieniądze dzieje.

Niewygodne pytania Alicji Pacyk

 Cała historia z dworkiem zaczęła się dużo wcześniej, wręcz tonie w pomroce dziejów, ale o tym może innym razem, choć to też warte uwagi. Katalizatorem i kopniakiem do marcowego spotkania z „powiedzmy” siódemką radnych były pytania, które padły na sesji Rady Gminy 11 marca. Najpierw radny Korkosz zadał w formie interpelacji kilka pytań dotyczących sali w UG, która nosi imię Jutrzenki-Trzebiatowskiego. Ta interpelacja była taka sobie i nie wywołała „paniki” u Proskury, wszak pytał Korkosz o to już kilka razy. Były to zaledwie dalekie przebłyski, jak to często bywa gdy „błyska” nad Lublinem.

Huknęło całkiem blisko i „spalenizną” zapachniało, dopiero gdy Alicja Pacyk zapytała na koniec sesji, w wolnych wnioskach. Jej pioruny były celne i waliły raz po raz w ten sam punkt, a Proskura gdyby nie maseczka pewnikiem szczękę zbierałby z podłogi. Radna zapytała: co wspólnego ma Trzebiatowski z Gminą, i dlaczego wójt w lutym 2020 roku w kwartalniku „Awangarda Lubelska” wypowiedział się, że w Siennicy Różanej powstaje Muzeum Jutrzenki-Trzebiatowskiego. Jeszcze do tego zapytała czemu nie promuje się swoich twórców, tylko kogoś obcego?

Dołączył się i Korkosz, który powołał się na internetową stronę Galerii Jutrzenki Trzebiatowskiego w Chojnicach. Tam zostało napisane, jak to wójt był 26 września 2020 roku na 10-leciu jej istnienia i powiedział, że przyjechał do Chojnic uczyć się i znów potwierdził, że w Siennicy powstaje Muzeum Trzebiatowskiego, takie samo jak to w Chojnicach.

Jutrzenka przybywa z odsieczą

Po tym „laniu” Proskurze widać wszystkie kontrolki na pulpicie zapaliły się jednocześnie na czerwono, a dyfuzor jak kiedyś Kubicy zwyczajnie zdechł! Postanowiono przyśpieszyć operację, bo atmosfera gęstnieje. Trzebiatowskiego ściągnięto do Siennicy tak, że zawodowa Straż Pożarna mogłaby pozazdrościć czasu reakcji. Artysta i rzekomy „profesor” ma blisko 86 lat, ale z Krakowa przygnał na Lubelszczyznę wartko i na ten tychmiast. W Siennicy był już w poniedziałek, tylko że on kompletnie nie był świadom o co chodzi, a tym bardziej że coś jest „nie tak” To wyszło dopiero potem, w trakcie trzydniowej wizyty.

Prosty plan

Plan początkowo był banalnie prosty, trzeba się spotkać ze swoimi przewodniczącymi komisji i tylko z nimi i zacząć sprzedawać swoją już ogłoszoną ponad rok temu w prasie decyzję w sprawie Muzeum. Spotkanie ustalono na środę 17 marca na godzinę 10. Zaproszono Marię Kiliańską, Sęczkowskiego, Marzenę Dubaj, Kargula Bogdana. Później okazało się, że tylko Wiesia Popik z przewodniczących komisji nie stawiła się na „konferencję”. Oczywiście mieli być i byli Banach z Wójtem, Misiurą Andrzejem oraz kruczowłosy dziennikarz z IAS. Jak już się wszystko wydawało, że jest „ogarnięte” i znów Lesiowi słoneczko zaświeciło, to jedyna maleńka chmurka na tym lazurowym niebie samozadowolenia, zwyczajnie się oberwała i zaczęły się dziać cuda. Widać ręka boska wzięła się do roboty lub jak kto woli jej świecki odpowiednik- przypadek.

Fryzjer który zmienił wszystko

Otóż we wtorek 16 marca Jutrzenka-Trzebiatowski, jakoś tak przed południem drepcząc nózia za nózią, wracał sobie od fryzjera, bo widać uznał, że po co w Krakowie przepłacać ? Szedł w kierunku UG i będąc na wysokości przyszłego „Dworu Sztuki” wpakował się na Korkosza, a w zasadzie to ten mu drogę zajechał i wyskoczył z auta jak diabeł z pudełka. Przedstawił się Jędrek szarmancko, zagajając do „artysty” i zaczęło się prawdziwe strzyżenie, po którym zrobiło się łyso nie jednemu. Ale póki co rozmowa rozwijała się w pożądanym przez obu kierunku. Trzebiatowski gaduła, widać nawet się ucieszył z tego, że na zapadłej wsi, gdzie jeno rzepak i pszenica, ktoś go rozpoznał, w końcu nie w kij dmuchał- krakowskiego „artystę”. I tak Jutrzenka  zaświtał z tej radości, że mu się „powiedziało” o tym, iż w środę 17 marca będzie spotkanie z przewodniczącymi komisji- wszystko organizuje wójt. Korkosz naturalnie się tym zainteresował i powiada, że też by chciał na nim być. Na to rzekomy „profesor” stwierdził, że wójta trzeba o to pytać. I tak postali jeszcze, pogaworzyli i na koniec się rozeszli. Każdy w swoją stronę- Korkosz na Rudkę, a Trzebiatowski do UG…

Cuda, cuda, ogłaszają

Za kilka godzin nastąpił cudów ciąg dalszy- Korkosz odbiera telefon, dzwoni sekretarz Turzyniecki i gada nietęgim głosem, że „profesor” Trzebiatowski opowiadał im o spotkaniu z nim i oni teraz pytają: czy jutro Korkosz by przyszedł na spotkanie i czy jeszcze kogoś ze sobą weźmie? Z takiej okazji Korkosz skorzystał skwapliwie, wziął ze sobą Alicję Pacyk. Tym oto sposobem i w takich okolicznościach przyrody Andrzej Korkosz i Alicja Pacyk trafili na spotkanie z Januszem Jutrzenką-Trzebiatowskim w sali imienia Janusza Jutrzenki-Trzebiatowskiego w tutejszym Urzędzie Gminy- na którym miało ich wedle wszystkich znaków na ziemi i niebie najzwyklej w świecie nie być, bo wszystko miało odbyć się „po cichu” Tak jak w piosence „Cichosza”- nomen omen w wykonaniu Grzegorza Turnaua  artysty również z Krakowa. 

Emeryty, autorytety i mecenasy sztuki

Ale to jeszcze nie koniec, bo jak na spotkaniu pojawił się Korkosz i Alicja Pacyk, to przybyły również dwie zacne persony-Szpak Januszek- radny powiatowy i Waldek Nowosad- emerytowany i niegdysiejszy współrządca gminy, obaj znawcy sztuki, koneserzy i mecenasi-jak się później okazało. Dziwnym zbiegiem okoliczności kruczowłosy dziennikarz w swojej relacji ze spotkania nawet słowem się nie zająknął o obecności takich person. Być może zaproszono ich jako „armaty autorytetu” dla wzmocnienia siły ognia perswazji i by w razie czego równoważyć Korkosza i Pacyk Alicję. Jeśli tak, to obaj byli bezrobotni, gdyż na niewygodne pytania Alicji nie byli w stanie skutecznie reagować i Jutrzenka musiał bronić się sam.

Na koniec wypada przypomnieć, bo analogia sama się nasuwa, że tak jak 15 lat temu afera „Fryzjera” skompromitowała środowisko piłki kopanej w Polsce, tak marcowa wizyta u fryzjera skompromitowała politykę „po cichu” władz gminnych i znów poszedł w cholerę cały misterny plan. Jak widać PSZOK nie nauczył nic, nie wyciągnięto żadnych wniosków. Oczywiście to nie koniec tej opowieści albowiem wątków jest jeszcze wiele, o nich niebawem…

 

36
3

Wielkanoc

Z okazji Świąt Wielkanocnych wielu łask Bożych, miłości która będzie wypełniać Wasze serca oraz wszelkiej pomyślności i spełnienia planów w życiu osobistym. Niech Zmartwychwstały Jezus odnowi w Was wiarę i ufność w Boga Jedynego, który roztoczy nad Wami opiekę, Wesołego Alleluja !

Życzy Dziennik Siennicy

26
0

Sztuka przez duże „S” albo gdzie pogrzebany jest pies?

Czytelnik „Joker” podesłał taki artykuł znaleziony w „Nowym Tygodniu” przysłał go jako komentarz, ale z powodu treści zasługuje na tekst wiodący.

 

Bardzo interesujący artykuł ze strony Nowy Tydzień.
Tylko chyba w tekście zamiast Teresa, powinno być Alicja 

Co dalej za zabytkowym dworkiem?”
30 marca 2021
Tydzień temu informowaliśmy, że władze gminy Siennica Różana zamierzają przekazać modernizowany dworek w ręce prof. Janusza Trzebiatowskiego, który chce utworzyć w nim tzw. Dwór Sztuki. Informację taką powzięliśmy ze strony internetowej urzędu. Po emisji artykułu na ten temat dostaliśmy list od radnej gminy Siennica Różana, Teresy Pacyk. Radna, która brała udział w spotkaniu na temat dalszej przyszłości dworku, przekonuje, że inicjatywa prof. Trzebiatowskiego nie jest jedynym pomysłem na zagospodarowanie zabytku.

Treść listu, który otrzymaliśmy
od radnej Teresy Pacyk:

(…) Z uwagi na to, że treść artykułu nie oddaje prawdy o tym jak przebiegało spotkanie i jakie tematy zostały w czasie dyskusji poruszone, uważam za swój obowiązek, wnieść uwagi uzupełniające, aby oddać istotę i ducha tego spotkania, w którym jako radna uczestniczyłam. Po pierwsze wyjaśnić należy że nie było to spotkanie ze wszystkimi radnymi. W skład Rady Gminy w Siennicy Różanej wchodzi 15 radnych. W spotkaniu z prof. Trzebiatowskim uczestniczyło 7 radnych. Dlaczego tylko część radnych została zaproszona na spotkanie, nie zostało to w żaden sposób wyjaśnione. Uważam, że kwestia zagospodarowania rewitalizowanego dworku jest bardzo istotna i o tym co tam będzie powinni decydować wszyscy radni. Koszt rewitalizacji dworku to kwota prawie 4 mln zł, w tym znaczna część środków pomocowych.

W artykule napisane zostało, że jedną z rozważanych koncepcji jest utworzenie muzeum sztuki współczesnej „Dwór sztuki”, którą proponuje prof. Trzebiatowski, a jego dorobek artystyczny jest na tyle bogaty, że do Siennicy Różanej mógłby przekazać tyle eksponatów, ile pomieści „Dwór sztuki”. Na pytanie o miejsce w dworku dla rodzimego dziedzictwa kulturowego, prof. Trzebiatowski stwierdził, że twórczości ludowej nigdy nie było po drodze ze sztuką przez duże „S”, jakim są jego dzieła. Przez co, moim zdaniem, należy rozumieć, że koncepcja Prof. Trzebiatowskiego nie przewiduje umieszczenia w dworku nic innego jak tylko jego prac.

Nie wspominano w artykule, że na tym spotkaniu przedstawiona została przez dyrektora Centrum Kultury w Siennicy Różanej inna koncepcja zagospodarowania dworku, a mianowicie „Muzeum Kultury Siennickiej”, w którym znalazłoby się miejsce na pokazanie dorobku wszystkich ważnych dla historii i rozwoju Ziemi Siennickiej ludzi, w odpowiedniej proporcji, w tym również dla prac prof. Trzebiatowskiego.

Prof. Trzebiatowski chciałby obok swoich prac promować dzieła polskich noblistów, wybitnych kompozytorów i innych artystów tworzących sztukę, przez duże „S”. Na pytanie, kto będzie ponosił koszty tej promocji, prof. odpowiedział, że gmina. Ale jeżeli gmina przekaże mu dworek, to koszty będzie ponosił on. I tutaj moim zdaniem Pan Profesor ujawnił całą prawdę, że chodzi o przejęcie dworku.

W trakcie spotkania dowiedzieliśmy się od Pana Profesora, że obecnie tiry powiozły jego prace na wystawę do Niemiec, a stamtąd „zjadą” prosto do Siennicy Różanej. Z wypowiedzi tej wynika, że wszystko już zostało postanowione, uzgodnione, ale tylko z Wójtem, bez jakiejkolwiek konsultacji z radnymi czy mieszkańcami gminy. Radni Rady Gminy w Siennicy Różanej dopiero 11 marca 2021 r. podczas obrad sesji Rady Gminy dowiedzieli się, że w Siennicy Różanej buduje się muzeum prof. Trzebiatowskiego. Zaznaczyć trzeba, że informację tę przekazał Wójt, ale nie z własnej inicjatywy tylko w odpowiedzi na zapytanie radnej. Wcześniej nikt o rzeczywistym przeznaczeniu rewitalizowanego dworku nie wiedział.

Dowiedzieliśmy się również, że z prac profesora, które przyjadą bezpośrednio z Niemiec, tylko część zostanie przekazana aktem notarialnym gminie, natomiast pozostała część zostanie w gminie w formie depozytu. Na pytanie kto będzie ponosił koszty przechowywania depozytu oraz odpowiadał za jego zabezpieczenie – odpowiedź nie została udzielona, ale można się domyślać, że gmina.

Prof. Trzebiatowski twierdzi, że Ziemia Siennicka to jest jego ziemią i jego obowiązkiem jest jej służyć. Trudno znaleźć uzasadnienie do takiego stwierdzenia. Profesor urodził się na ziemi kaszubskiej, całe swoje życie zawodowe (artystyczne) spędził w Krakowie. Jak dotychczas żadnych wymiernych efektów tej służby nie widać. Pomimo długoletniego, aczkolwiek okazjonalnego, związku Profesora z ziemią siennicką za jego przyczyną nie pojawił się żaden inwestor. Nic nie mówi się o jakimś wkładzie osobistym, czy materialnym w rewitalizację dworku. Prof. Trzebiatowski nie wykazuje również cech filantropa, ponieważ w zamian za przekazanie obrazów dla gminy Sala Konferencyjna gminy została nazwana jego imieniem.

Na spotkaniu Pan profesor roztaczał wizję ekspozycji prac w swoim muzeum. Na pytanie o koszty infrastruktury dla tych prac (stelaże, gabloty, renesansowe stoły, witryny itp.) Pan prof. odpowiedział, że koszty poniesie gmina. Koszty ubezpieczenia zbioru – gmina. Koszty odpowiedniego zabezpieczenia pomieszczeń, monitoring – gmina, koszty utrzymania dworku muzeum – gmina.

Na stwierdzenie, że gmina ma określony budżet oraz wiele zadań i potrzeb do finansowania i może nie wystarczyć środków na finansowanie wszystkiego, Pan Trzebiatowski odpowiedział, że tu nie ma dylematu, kultura przede wszystkim.

W trakcie spotkania radni wyrazili pogląd, że chętnie przyjmą prace Profesora Trzebiatowskiego, ale jako wystawę na określony czas, po czym chcieliby aby organizować wystawy okresowe innych artystów, wtedy dworek tętniłby życiem, a w sytuacji kiedy umieści się prace tylko jednego artysty, jako stałą ekspozycję muzealną to dworek będzie „martwy”. Wyrażono pogląd, że w okolicy nie ma atrakcji turystycznych, okoliczne miasta też nie są atrakcyjne turystycznie w związku z tym nie będzie, komu odwiedzać tego muzeum. Mieszkańcy gminy odwiedzą wystawę tylko raz.

W opublikowanym artykule wskazano na pełną aprobatę ze strony Wójta gminy dla pomysłu utworzenia w rewitalizowanym dworku muzeum prac Janusza „Jutrzenki” Trzebiatowskiego. Natomiast z przebiegu spotkania wyraźnie wynikało, że radni dopiero pierwszy raz podejmowali dyskusję na ten temat i co najważniejsze mają inną wizję dla zagospodarowania tego dworku. Przesłanie wynikające z opublikowanego artykułu jest krzywdzące dla radnych obecnych na tym spotkaniu i dla Dyrektora Centrum Kultury, ponieważ oni takiej aprobaty nie wyrazili, poza dwoma radnymi.”

Alicja Pacyk
Radna Gminy Siennica Różana
(opr. kg)
Źródło: Nowy Tydzień

28
0

Imperatorki, gwardzistki, radne, sołtyski

Mamy już „model boruński” gdzie „rządzi” jednoosobowo Grażyna, ale na drugim północnym skraju gminy inicjuje się drugi, familiarny i klanowy, a przez to bardziej elastyczny. Rzecz się dzieje w Żdżannem, a dziś z przymrużeniem oka o obu albowiem 1 kwietnia za pasem.

Na Żdżannem wybrali nowego sołtysa. Po abdykacji Ścibakowej wieś bezkrólewia nawet nie powąchała i wszystko odbyło się tak płynnie, jak atak pozycyjny „Barcy” w jej najlepszych latach. Kandydatów było dwóch. Jeden był mężczyzną a drugi synową Wiesi Popik, radnej, bardzo oddanej polityce i instrukcjom płynącym z UG.

40 dusz i już

Wybory skupiły zainteresowanie u ponad 40 żdżańskich dusz i te wybrały synową Wiesławy, która też z sołtysowej dynastii, z sąsiednich Wierzchowin. Tym samym Wiesia scaliła władzę w obrębie swojej familii i chyba pozazdrościła tym samym koleżance Grażynie z Borunia. Tylko że ona poszła inną drogą, ale i tak jest fajnie, a wójt raczej zyskał wiernego wykonawcę i admiratora. Jeśli synowa, choć w połowie tak oddana, jak teściowa polityce pryncypała Leszka, to tak oddanych „gwardzistów” mógłby pozazdrościć nawet Kadafi. Ten wiedział w czym rzecz, bo miał gwardię w biustonoszach i z kałachami, zamiast spódnic, w liczbie do 40 Pań. Póki co, to jeszcze trochę wójtowi brakuje do wspomnianej liczby i szkopuł w tym, że one i tak go nie obroniły, ale próbować można.

Prawie jak Thatcher

Jakby się kto spodziewał naśladownictwa Margareth Thatcher, to srodze zawiedziony będzie, bo w tym wypadku tylko płeć się zgadza. Mamy za to model familiarno-klanowy, ale co tam, ważne żeby było wesoło. O to ostatnie Wiesława zadba, albowiem wrodzoną fiskomika posiada w stopniu większym niż wystarczający.

Imperatorowa Grażyna

Ale z drugiej strony, to gdzie tam Wiesi do Grażyny, ta to dopiero skumulowała władzę w jednej garści! Stalin nawet takiej nie miał, bo był tylko pierwszym sekretarzem i zawsze powtarzał: co ja mogę!? To dopiero przemawia do wyobraźni, a jest Grażyna wszak radną, sołtysem i jeszcze ma pod sobą KGB. To ostatnie po rozszyfrowaniu nie jest tak „złowieszcze”, a tylko podobne do sowieckiego pierwowzoru z inicjałów. Ostatnio na FB zmienili nazwę na Koło Gospodyń Wiejskich Boruń, czym rozwiali wszelkie wątpliwości.

Kiedyś nawet na zdjęciu Grażyna prezentowała się w sutannie i trzeba przyznać, że bardzo jej twarzowo w tej kreacji. Zdjęcie mogło wywołać palpitację serca u co niektórych, ale to tylko taki psikus był, bo Grażyna jeszcze do tego ma ciągoty sceniczne i w inscenizowanych kabaretowych występach bierze udział. Tak, że ksiądz może spać spokojnie, wikarego miał nie będzie. Ale jakby się Grażyna uparła, a ksiądz zaniemógł, to i mszę odprawi, i kazanie rąbnie, nawet lepiej niż Szpak.

Secesja Borunia!?

Jest wszak Grażyna multiinstrumentalistka, jeszcze śpiewa w chórze i lepi pierogi na obie nogi. I jakby chciała, to może nawet ogłosić secesję Borunia i w efekcie jego niepodległość. Świetlicę już ma i pełnię władzy, niezależność energetyczną, bo las wkoło, a jak las się skończy, to się węgla „Manem” ze Śląska przywiezie. To, co jej tam za różnica!? Sama jedna, jak widać zapewni wsi wszystkie potrzeby i żelazną ręką porządek, i ład w siole utrzyma. Politykę zagraniczną też udźwignie, do Ziobry drogę zna, list podpisała. Kiedyś to nawet jej sołectwo pierwsze miejsce w przyroście naturalnym zajęło, ale to może przez te lasy!? A stąd to już krok do założenia dynastii, swojego księcia Karola ma.

Koniec końców, Żdżanne jeszcze tym się od Borunia różni, że jest dopiero na początku swojej drogi i „boruńskiej góry” nie mają, ale zawsze można w czynie społecznym górę usypać, tak, jak Kościuszce kopiec w Krakowie. Co jest zdecydowanie lepszym pomysłem niż PSZOK pod cmentarzem…

28
8

Z historii powtórka, co lepsze kawałki z gminnego podwórka- część 2

Dziś część druga, ale znając realia wcale nie ostatnia, albowiem „gieńiusze” z UG ostatniego słowa nie powiedzieli i na polu „wciskania ciemnoty” jak również mnożenia absurdu swoje do zrobienia jeszcze mają. A z tego co wróble ćwierkają wiosna zanosi się bardziej niż ciekawą. Tak że wynik można jeszcze podkręcić. Ale my póki co jedziemy na wesoło, żeby nie przedłużać.

Kolejna ciekawostka to sprawozdania wójta z tego co robił między sesjami. Garstka ludzi wie, że ten punkt pojawił się na wniosek właśnie Korkosza. Ale nim się pojawił to wszystko zaczęło się od tego, że Andrzej znów w Statucie wyczytał, iż to obowiązkowy punkt każdej sesji. W takiej sytuacji Pani Anna Fornal powinna być dumna z Korkosza, gdyż jak widać zaszczepiła w nim tak skuteczne czytelnictwo, kiedyś go przecież uczyła, wójta chyba też…

I znów Statutu nie doczytali

W ogóle kiedyś, a mówimy tu o latach sprzed końcówki roku 2015 sesje to był jakiś cyrk, w którym tylko słonia na piłce brakło i foki z piłką na nosie. Te, trwały śmiesznie krótko, wszystko było jakimś widowiskiem z pogranicza komedii absurdu czy innego surrealizmu. Jakieś spotkania towarzyskie, czy coś w ten deseń…Wójt wchodził, siadał, gapił się przed siebie i tak mu leciało. Spowiadać się z tego co robił, nie musiał, bo nikt tego nie żądał. Dopiero po uwagach Korkosza, „spowiedź” weszła na stałe do repertuaru, ale zanikły podziękowania i to nie tak od razu. Trzeba było je obśmiać, a przecież dziękowano sobie za byle co.

Podziękowania jako „produkt regionalny”

Podziękowania były tutejszym wkładem w Ustawę o Samorządzie, a miały tak rozbudowany ceremoniał jak przy hinduistycznych obrzędach, tyle, że bez kadzideł i sypania płatków kwiecia. Wstawały sołtysy, albo radne, jak „meksykańska fala” i jeden przez drugiego laudowali: za wykoszenie, podsypanie i inne, w sumie duperele i głupoty. Gdzieś po drodze nikomu do łba nie przyszło, że adresaci hołdów mają sowicie płacone, łaski nie robią i kim oni u licha są!? Toż to chłopskie syny!?. Oczywiście facjaty adresatów laudacji jaśniały radością, taką szwejkowską, a ego podskakiwało jak skwarka na patelni.

Bywało i tak, że podziękowania były zacięte jak derbowe mecze piłkarskie, tylko się iskry z piszczeli sypały! W takim jednym pojedynku, Proskura wygrał z Banachem 6 do 5 i to rzutem na taśmę sołtyski z Baraków, w ostatniej chwili. Ta prawie szczupakiem zanurkowała z tym swoim podziękowaniem! Emocje były prawie jak na meczu Brazylia – Polska na mundialu we Francji 1938 roku, kiedy Ernest Wilmowski 4 gole „kanarkom” wbił.

Podpisy jak zło konieczne

Zbieranie podpisów to też praktyka niemile widziana przez Proskurę, choć tu jest mały wyjątek. Jeśli zbierają podpisy w jego interesie i żeby dokopać staroście Leńczukowi i pisowym w powiecie, to i owszem. Ale gdy już Leszek jest celem, to wtedy nie bardzo… Tak właśnie było „nie bardzo” ze zbieraniem podpisów za budową chodnika w Rudce. Ileż to się Korkosz nasłuchał, a po co, a na co? Przecież wicestarosta Czerniej był i to wystarczy.

Swoją drogą, to jakim „gieńiuszem” trzeba być, by budować drogę od podstaw i nie zbudować w miejscach niebezpiecznych chodnika, a na łuku zakrętu zlokalizować przystanek bez bezpiecznego dojścia i jeszcze wywalić przejście dla pieszych wprost do rowu i w las?

W 2015 roku „Dziennik Wschodni” opisał sytuację i Banach pytany o wszystko odrzekł, że sprawy nie zna!? To jest dopiero kumulacja urzędowej głupoty i arogancji, jak w totku. Przecież „naddyrektor” pięć razy w tygodniu, dwa razy dziennie do roboty przez Rudkę jeździł!? Ale z „banachowymi urzędowymi wywodami” jest tak, że jak się komu wydaje, że już większej głupoty nie da się palnąć, to wystarczy Banacha „poprosić” i on to zrobi…a dowodem powyższe tłumaczenie w „Dzienniku Wschodnim”  

A po co ludzie mają wiedzieć?

Korkosz zawsze był zwolennikiem przejrzystości i transparentności działań władzy. Upominał się całą zeszłą kadencję, by umieszczać na stronie Biuletynu Informacji Publicznej protokoły z sesji. Zawsze spotykał się w tej kwestii z przysłowiową ścianą i betonem. Tłumaczył się Proskura zawsze tym, że to nie obowiązkowe, ale Korkosz odpowiadał, że skoro nie obowiązkowe to i nie zabronione i wystarczy dobra wola!? Lesio zawsze w tym momencie milczał, bo gdzieś dobra wola, to nie do końca jego „bajka” Ale oniemiał Korkosz, jak wysłuchał na jednej z komisji tyrady radnego, którego nazwisko znów przemilczymy ze zwykłej litości o tym że „ Po co ludzie mają wiedzieć o czym my tu rozmawiamy?” Takie niestety standardy wyznaje obóz władzy i to jest kultywowane po dziś dzień…

Fundusz Sołecki: poród z komplikacjami

Tu dopiero była jazda, ile się Korkosz natłumaczył, tylko on wie, ale w końcu jakimś cudem, przegłosowali. Co ciekawe „Fundusz Sołecki” funkcjonuje w Polsce od 2009 roku i służy pewnemu usamodzielnieniu mieszkańców. Ile zatem przez ten czas gmina straciła środków, które można uznać za dotację? Tłumaczenia by w to nie wchodzić były różne i sprowadzały się do jednego: nie, bo nie.

Stara gmina pod młotek

Pod młotek poszła „Stara Gmina” za marne 122.000 złotych, budynek w dobrej lokalizacji i z historią. Może liczyć nawet do 130 lat, przeciw sprzedaży było dwóch radnych: Korkosz Andrzej i Mochniej Andrzej. Specjalnie sentymentów nie było, podobnie jak przy sprzedaży „Ośrodka Zdrowia” Szybka decyzja jak przy rzucie karnym. Cała operacja wpisuje się w politykę historyczną prowadzoną w gminie, gdzie 11 Listopada świętuje się 9 listopada.

Miał być bal, wyszła stypa

Na koniec kadencji zorganizował Proskura spotkanie z radnymi i ze Szpakiem w nowo oddanej do użytku świetlicy na Boruniu. To miał być wiec wyborczy, a wszystko było owiane mgłą tajemnicy i woalem elitarności. I tak to było robione żeby tylko Korkosz tam się nie pojawił, ale jeden z wójtowych radnych zagaił, czy to celowo, czy nieświadomie do Korkosza: czy składkę na imprezę dał? Wszystko działo się w ostatniej chwili, bo może Korkosz nie pójdzie, może czasu miał nie będzie, ale poinformowany został! Cwany wybieg i obliczony na, to że może się uda. Ale Jędrek, tak jak wilk krew, tak on zwietrzył o co biega i jednak wszystko zrobił żeby być. Jak przyszedł to radość była taka jak u tego chłopa, któremu ósma córka się urodziła i podrożała gorzała, a wszystko w jedno popołudnie. Miny zrzedły biesiadnikom, nosy poopadały a wódka smakowała jak woda z sedesu, siedzieli w tej świetlicy jak na stypie… A jak tę składkę brała główna organizatorka, to pierwszy raz w życiu pieniądz nie sprawił jej radości, tylko zakłopotanie…

Stłamsić wszystkich

Kiedyś gdy rządzili sami i nikt im na ręce nie patrzył, mogli robić co chcieli. Zapadała decyzja gdzieś w kuluarach, albo jak se Proskura coś wieczorem zamyślił to rankiem robił i nikt nie wdawał się w dyskusję, tak jak w tej chwili. Stworzyli to dziwadło, tego potworka, nazwali to „Siennicka Zgoda” i wedle niego dobierali sobie radnych, a jak się trafił „nadpobudliwy”, to zakrzyczeli i tyle. Czasem zdarzało się tak, że przez sito przecisnął się jakiś „ciekawski”, a choćby Korkosz. Obecnie najbardziej wiernymi wzorcowi „Siennickiej Zgody” w radzie są Górny, Knap i Zaworska. Z tego co się słyszy, to od dwóch lat jeszcze głosu żadne nie zabrało, ale żywi są na pewno, bo wchodzą do sali sami i tak i z niej wychodzą.

To co się teraz na komisjach i sesjach dzieje jest żywą ilustracją ich mentalności i tego co w nich siedzi. Tylko że dziś nikt się zakrzyczeć nie pozwoli. Oni zupełnie nie potrafią rozmawiać i dyskutować, w nich ta arogancja siedzi jak Żyd za szynkwasem, ale pojawił się jeszcze dodatkowo strach, bo się śmieją z nich i wszystko wyłazi na światło dzienne. Nawet zwolennicy nieśmiało zaczynają łby podnosić i krytykować. A jeśli już ma być zgoda to na ich warunkach. Rządy bez krytyki i opozycji doprowadziły do stanu oderwania od rzeczywistości i „wykoślawienia” władzy. Z drugiej strony coś przez te ostatnich pięć lat się zmieniło na plus. A choćby przyznanie „Funduszu Sołeckiego” Zanosi się, że jak już wyżej wspomniano na ciąg dalszy głupich pomysłów i jeszcze głupszych tłumaczeń.

22
4

Z historii powtórka, co lepsze kawałki z gminnego podwórka

Dziś trochę absurdów, które wydarzyły się w poprzedniej kadencji, jest to przegląd „ lepszych kawałków” jak również tłumaczeń ssanych na poczekaniu z palca. Doskonale korespondują z aktualnymi absurdami, z resztą to ciągle ci sami twórcy, zmieniają się tylko okoliczności. Prezentujemy  część pierwszą, gdyż  jest tego pokaźna ilość i rozumem tego nie pojmiesz a wzrokiem nie obejmiesz. No to jedziemy w oparach absurdu i na wesoło.

„Odkrycie” przez Banacha 20 procentowego wzrostu ilości śmieci na skutek częstszego ich odbioru w ciągu tego samego okresu rozliczeniowego to dobry punkt wyjścia do przypomnienia jak to kiedyś bywało z wymyślaniem różnych dyżurnych głupot, by dociekliwego zbyć i wyprowadzić na manowce. 

W tym wypadku nieocenionym źródłem są wspomnienia Jędrka Korkosza z czasów gdy był radnym kadencji 2014-2018. A to wspomnienia malownicze, niemalże jak te z wojska albo z wieczoru kawalerskiego. Wtedy to się działo, a to jak Korkosz wchodził w to wszystko, jak go próbowano temperować, przycinać, to dopiero materiał na scenariusz siennickiej wersji „Rancza”

Niesforny koalicjant

Były nawet takie sugestie, gdy Andrzej zaczął pytać i drążyć różne drażliwe kwestie, że przecież startował z komitetu PO więc obowiązuje go lojalność, przecie na szczeblu rządowym jest koalicja! Korkosz zawsze zbywał i odpowiadał, że jego ludzie wybrali i takie argumenty nie mają żadnego znaczenia. Doszło do tego, że w pewnym momencie zainteresował się sam „Pan Janek”, który był ambasadorem PeŁo we wsi, po tym jak na sesję jesienią 2015 roku przyszło kilku mieszkańców Rudki w sprawie chodnika. A to była pamiętna sesja, trwała ponad 4 godziny, co było wtedy rekordem. To wtedy Proskura pierwszy raz publicznie oberwał za dziki, że aż wiór się z niego posypał, a „Nowy Tydzień” to ślicznie opisał. Oberwał też Stasiuk Rysiek, za „nasze NKWD” Zaskoczenie było wtedy zupełne, bo nikt się takiego obrotu sprawy nie spodziewał. Potem było już z górki, bo się Korkosz w pojedynkę wziął za samorządową partyzantkę.

A po co do gazet!?

Na komisji rewizyjnej latem 2015 roku jeden ze „znacznych” w otoczeniu wójta, którego nazwisko przemilczymy ze zwykłej litości, powiada: „Stała się rzecz przykra i smutna, tu u nas…” Korkosz jak to usłyszał to pomyślał, że pewnie umarł kto i zaraz na wieniec zbierać będą. A tu się okazało, że to o niego samego idzie!  Wszystko o to, bo się wypowiedział do gazety z kilkoma rolnikami z terenu gminy na temat szkód łowieckich i bezczynności wójta, jak również jawnego konfliktu interesów, gdyż Lechu myśliwy w Kole Łowieckim „Szarak” z którym największy problem. Oczywiście biadolenie się zaczęło nad radnego głową, że jak tak można, przecież trzeba było przyjść i porozmawiać, i, że w ten sposób cierpi „siennicka zgoda” Korkosz wyśmiał to wszystko i stwierdził, że gazety są od tego żeby pisały, o tym, co władzy nie wygodne i skoro władza „leci w kulki” to niech się nie dziwi. Za rok jak powstał „Dziennik Siennicy” to wszystko się ziściło, co do joty i jakby jeszcze bardziej.

Struski miał ubaw

Z problemem szkód łowieckich też była jazda bez trzymanki z elementami woltyżerki. Przecież Proskura tak naprawdę o to ma do dziś kłopot, albowiem od tego wszystko się zaczęło. Bo ile można było znosić impertynencję „towarzyszy” od św. Huberta i głupawe tłumaczenia jego samego? I do czego to podobne, żeby w tak „świetnie zarządzanej gminie” jak Siennica rolnicy spali po polach, jak zwierzęta pilnując zasiewów? Proskura migał się jak mógł, organizował spotkania z Kołami Łowieckimi a sam siadał z boku. W zasadzie użyczał tylko sali, bo przecież jemu bliższa myśliwska brać niż chłopstwo. To ostatnie ma tylko płacić podatki i korzyć się przed jego wójtowskim majestatem.

Sytuacja diametralnie się zmieniła gdy na przełomie roku2015/16 grupka rolników poświęciła kilka dni i odwiedziła parę instytucji. Jak po sznurku poszli z wizytą- Związek Łowiecki w Chełmie, Dyrekcję Lasów Państwowych w Lublinie i Sejmik Samorządowy, jeszcze wtedy peeselowski. W tym ostatnim Dyrektor Wydziału Rolnictwa Sławomir Struski gały przecierał ze zdziwienia, gdy posłuchał o porządkach w proskurowej Siennicy. Przecie cała śmietanka PSL/PO zjeżdżała do Siennicy na „Opłatki Ludowe”, a Proskura się puszył jak hrabia, jaki to on menadżer, gospodarz. Tylko że nikt nigdy słowem się nie zająknął jak tu jest naprawdę. Po tej wizycie u Struskiego „coś” do Lecha dotarło, dostał tą wizytą, rzec by można, jak kaczym śrutem z solą i podejście musiał zrewidować.

Teraz każdą chłopską inicjatywę w sprawie szkód łowieckich poprze, a i skorzysta z prawa do uczestnictwa w ustalaniu limitów odstrzałowych. Tylko że na razie spokój, ASF wytłukł dziki do nogi w Siennicy. Do tamtego czasu było tak jak wyżej wspomniano – Proskura tylko słuchał, salę udostępniał i miał z głowy. Jeszcze powtarzał „co ja mogę, co ja mogę” i wzruszał przy tym  teatralnie ramionami.

Własnego Statutu nie znali…

Próbowano Korkosza zwalczać tym, że za młody i w związku z tym: co on tam wie… Wymachiwali jego młodością, tym „niby koronnym argumentem” ochoczo i z takim zapamiętaniem, że nie raz sami walili się nim w łeb, tak jak cepem gdy się macha bez wprawy i pojęcia. Aż kiedyś Korkosz przeczytał „Statut Gminy” i nie dość, że go przeczytał, to go jeszcze zrozumiał.

Zapytał po jego lekturze, gdzie plany pracy Komisji Rady? Wszyscy oczy w słup, nikt nic nie wie, jak w tej scenie z „CK Dezerterów” kiedy cwany Czech udawał Hucuła i na każde pytanie odpowiadał „ichś wajś nichśt” W swojej pogoni za wiedzą poszedł Korkosz znacznie dalej. Wyszedł skądinąd ze słusznego założenia; skoro jest młody to trzeba mu się uczyć i w związku z tym zapytał równolegle jeszcze o wszystko służby Wojewody. Te odpisały, że Gmina prawo złamała brakiem planów pracy dla komisji, a szczególnie dla Komisji Rewizyjnej, dla tej ostatniej jest to obligatoryjne, wynikające wprost z treści ustawy. Przewodniczącym Rewizyjnej był „naddyrektor” Banach i wstyd z tego powodu był, jak diabli, tego bezhołowia było kilkanaście lat!? Banach w pewnym momencie nawet minę taką zrobił jak „Kot ze Shreka” i jak by go kto nie znał, to, by jeszcze przytulił. Powiada „naddyrektor” do Korkosza „A po co było do Wojewody pisać, trzeba było przyjść i powiedzieć…” Korkosz wtedy go wyśmiał i odpowiedział „Przecież ja za młody i wedle was, co ja tam wiem!? To wy tyle lat w samorządzie i własnego statutu żeście nie przeczytali, przecież musieliście go przegłosować i przyjąć. To ja wam mam mówić, jak wam nie wstyd!?”

Pływające torfy

Kolejna dyżurna bzdura wymyślona na poczekaniu to „pływające torfy” na zalewie w Siennicy. Różne rzeczy i persony unosiły się na marszczonym bryzą lustrze tego akwenu, a to ksiądz z wędką na łódce. Albo myśliwy w łódce, a potem pod łódką, bo pod wodę jak kowadło poszedł gdy się ta wykopyrtnęła, ale tylko się wody ożłopał i strachu najadł. Widać jeszcze nie pora na niego. Pływały ryby, ale inaczej niż natura by chciała, bo do góry brzuchami. Pływały łabędzie, kaczki i ptactwo wszelakie. Torfów pływających nikt jednak nie widział, te się „cudownie” pojawiły gdy Korkosz zapytał, czemu kiedyś miało być kąpielisko, a potem nagle zrobili z tego łowisko? Odpowiedział mu Waldek Nowosad z miną odkrywcy, że radny jest za młody i poza tym, to tu są torfy pływające, ucinając tym wszelkie dyskusje, a zły był przy tym jak chłop na babę! Ale potem przecież, składali wniosek na kąpielisko z całym zapleczem. Cały projekt kosztował ponad 90 tysięcy. Widać te torfy gdzieś w międzyczasie popłynęły, przepadły, a może wylazły na wał i poszły na „busa” pod Kościołem na przystanek? Jak widać fantazja naszych samorządowców nie opuszcza i niektórzy winni rozważyć czy na emeryturze jakich bajek dla dziatwy nie pisać, bo jak widać, potencjał jest.

CDN

27
2

O torcie na wesoło

Jak się komu wydaje, że sołtysy stanęli na wysokości zadania to będzie „lekko pół średnio” zawiedziony, ale trza ich zrozumieć i rozgrzeszyć. Albowiem, owszem stanęliby tylko, że na ich drodze postawiono przeszkodę nie do obejścia, bardziej zdradliwą niż biebrzańskie mokradła.

Otóż  postawiono tort, a tego raczej nie przewidzieli. Tort czym jest, każdy wie, kupa cukru, słodkie to, w związku z tym siłę rażenia i wabienia ma i wielu na to leci, co kończy się albo nadwagą, albo cukrzycą, albo…zupełnym zbiciem z tropu i odwróceniem uwagi.

Bo było, tak, że sołtyska ze Żdżannego złożyła insygnia władzy. Widać powiedziała se w duchu jak Chylińska w piosence „Kiedy powiem sobie dość” Po porostu skończyła kobita z sołtysowaniem i właśnie z tego powodu był ten tort na piątkowej audiencji u Lecha. Tak na słodko ją pożegnali i podziękowali. Natomiast wójt cwanie tort uczynił słodkim gwoździem spotkania. W marcu- 11 był Dzień Sołtysa to może ten tort po trosze i z tej okazji ? Tak czy siak, Proskura jednym cukierniczym wyrobem dwie okoliczności załatwił, a gorzkie sprawy słodyczą potraktował…

Jak już tort zagościł w brzusiach sołtysów, to się atmosfera rozluźniła, stres puścił. Ktoś tam z sali zapytał o cenę śmieci, a wójt odpowiedział, że dużo ludzi zgłosiło chęć kompostowania. Ktoś zapytał, co z wymianą glikolu w instalacji solarnej, bo naród by chciał wiedzieć? I też nic specjalnego i godnego uwagi Proskura nie odpowiedział. A tort tymczasem cały czas w robocie i glukoza we  krwi… Jeszcze powiedzieli, że z tą fotowoltaiką to nie tak różowo, bo okresy rozliczeniowe są co dwa miesiące i to wcale nie takie dobre. Bardziej się Leszek otworzył na PSZOK, zaczął tłumaczyć po swojemu, że to wszystko niepotrzebne i oni to tylko planowali, a przecież w tej chwili mają dobre miejsce. No, i bardzo mu się żal sołtyski z Dużej Siennicy zrobiło, bo w sprawie PSZOK to jej się oberwało, jego zdaniem nie słusznie i po co ta afera, i komu zależało na tym wszystkim. Potem jeszcze Proskura poopowiadał o tym, że „Pałac Sztuki” w Siennicy powstaje i sołtysy pojadą na wycieczkę do Chojnic. Tymczasem cukier coraz szybciej zaczął krążyć w krwiobiegu i w efekcie było po spotkaniu…Tak że przez żołądek do serca trafić można, a Proskura to wie i skrzętnie z tego skorzystał.

Sołtys z Dużej oberwała, ale tylko dlatego, że nie nadaje się na Sołtysa, taki jest wniosek „pokontrolny”, sama sobie winna. Bycie Sołtysem to nie tylko chodzenie po chałupach i roznoszenie nakazów podatkowych, i kwitów na wodę czy ścieki. Na wsi był problem, a ona zawiodła, nie zrobiła nic, przynajmniej nigdzie jej słychać nie było, przy zbieraniu podpisów przeciw PSZOK powinna być. Pewnie jak roznosiła nakazy, to i w tamten koniec Dużej Siennicy trafiła, ale widać wychodzi z założenia, że chodzi tylko wtedy jak jej się opłaci. Podobno za każdy nakaz dostarczony do mieszkańca sołtys ma 2 złote…A sołtyska niech ma żal do Proskury, bo bałaganu, to on z Banachem i Turzynieckim narobili.

Po spotkaniu wiemy, że PSZOK zostaje na Siennicy Małej, póki co. W sumie to jest miejsce nienajgorsze, ale do ideału to mu sporo brak. Zaletą dla Proskury jest to, że Zenek Bobrowski jest jedynym przeciwnikiem tej lokalizacji i raczej „Westerplatte” z tego nie wyjdzie, a jak Proskura użyje tego swojego ludowego czaru, to Zenka przekona. Ale jest jeden warunek o którym Proskurze nie wolno mówić. Bo żeby to wszystko z PSZOK koło Zenka wypaliło, to Zenek musi być sam, bo jeśli „Zenków” przybędzie i „Zenki” zbiorą podpisy to… nawet przyczepa tortów nie pomoże. Amen

27
6

Dwadzieścia procent stu procentowego Banacha

Jeszcze trochę to orzeł z godła odwróci się kuprem do sali a skrzydłami złapie  za łeb, bo nie strzyma. Taka konkluzja nasuwa się po „paranukowych” odkryciach Banacha. Ten jest chyba w życiowej formie. O szczegółach tychże w satyrycznym felietonie, tym razem traktującym o epizodach śmieciowych i nie tylko z sesji i komisji. No to wszyscy do walca, były drogowiec zaprasza i jedziemy na wesoło!

Pierwsza propozycja ceny za odpady wynosiła 18 złotych ale wspaniałomyślnie zjechano do 17 złotych, to miało miejsce jeszcze jesienią. Specjalnie nad tym obóz rządzący gminą się nie rozwodził. Mimo tego i tak 17 zł sytuuje nas na pozycji samodzielnego lidera, ale nikt z tego liderowania w gminie nie puchnie z dumy. Chełm i Krasnystaw mają po 12 złotych. A trójce królewiąt jest wszystko jedno. Zza spiżowej bramy UG posłali taki komunikat i nikomu nie muszą nic tłumaczyć, złotówka w dół, mieli gest. Ale jaskółka nadziei i rozsądku jest, cała sprawa ma wrócić pod obrady komisji. Tylko że łatwo nie będzie, bo jest Banach i jego teoria, o czym za chwilę.

Ciut statystyki

Gmina Siennica Różana liczy 4116 zameldowanych mieszkańców. Z tego co wiadomo złożono w UG 3244 deklaracje na odbiór odpadów. Różnica między zameldowanymi a złożonymi deklaracjami wynosi 872 osoby. Do końca nie wiadomo co w tej liczbie się zawiera i jakoś nikt z UG tego nie drąży Ponadto 2900 osób zadeklarowało kompostowanie a 344 osoby będą płacić 17 złotych ponieważ nie przysługuje im żadna ulga. Nie wiadomo też, ile osób z tych 3244 zalega z opłatami.

Nie drażnić elektoratu tylko, że tu jest pies pogrzebany!?

Do rozpoznania  jest skala zjawiska zgłaszania do deklaracji zaniżonej liczby domowników. Najlepiej by było gdyby płacili wszyscy, ale niejednokrotnie wójtowie boją się mieszkańców ponaglać, bo to drażnienie elektoratu. A przecie taki wójt to swój chłop w ich mniemaniu, bo niczego nie egzekwuje i przymyka oczy. To jak taką symbiozę burzyć?! Podnosi się wtedy ceny śmieci dla tych którzy płacą regularnie i rzetelnie, to oni utrzymują cały kram na swoich plecach. Jest to komunistyczna sprawiedliwość, ale sytuacja jest dynamiczna i zanosi się na to, że śmieci będą drożeć. To tylko kwestia czasu gdy taka filozofia nakładania obciążeń na jednych, by niwelować cwaniactwo drugich runie z hukiem.

Wyjście jest jedno, należy wyegzekwować w miarę rzetelne deklaracje przy jednoczesnej zachęcie w postaci obniżenia ceny. Płacimy wszyscy, ale płacimy mniej. W innych gminach dla licznych rodzin są specjalne zniżki. Z resztą od wymyślania koncepcji  jak to zrobić jest wójt. Wbrew pozorom, to da się osiągnąć, tylko trzeba chcieć. Wójt musi zaprząc w to także swój autorytet. W naszym wypadku przecież Lechu go ma, bo zyskał 70% poparcia. Dla wielu, to, on jak rabin. Tak że nic tylko brać się do roboty…

Teoria Banacha albo gnę się przed tobą jak trzcina, tajfunie mądrości…

Teraz o obiecanej teorii Banacha słów kilka, ale wcześniej należy się skontaktować z lekarzem bądź farmaceutą albowiem pachnie to piramidalnymi bredniami. „Nad dyrektor” doszedł do wniosku, że podwyżka musi być, bo ilość śmieci w gminie wzrosła o 20% z tego powodu, że odpady będą odbierane dwa razy w miesiącu. No i w sumie on to by chciał być dobrze zrozumiany ale… A przecież płacimy za ilość ton!? W ogóle Banach ma jakąś tajemną wiedzę i przyobserwował to zjawisko. Tylko cholera jak to możliwe!? Ci sami ludzie, ta sama populacja. Nawet covid nic nie pozmieniał a Banach twierdzi, że ludzie nagle 20% więcej wyprodukowali i wyprodukują, bo od kwietnia do października odpady mają być odbierane dwa razy w miesiącu! 

Tymczasem statystyki GUS mówią, że w 2018 r. w skali kraju zanotowano wzrost produkcji odpadów o 4,3% w porównaniu z 2017 r. W 2019 r. zanotowano wzrost o 2,1% w stosunku do 2018 roku. A jakby odbierać cztery razy w miesiącu, to pewnie wzrost byłby o 40%!?

Jeszcze mu Turzyniecki wtóruje, że tak u nas jest! Sam w Krasnymstawie śmieci mając po 12 złoty. Przecież zwiększenie produkcji śmieci uzależniona jest od czynników cywilizacyjnych. Ta tendencja występuje wtedy gdy zmienia się tryb życia na bardziej konsumpcyjny. To wynika z zamożności i dostępność towarów i nigdy nie dzieje się gwałtownie. A może nagle wystąpiły jakieś anomalie anatomiczne i ludziom zaczęły pojawiać się bliźniacze układy pokarmowe? Albo wyrastać po cztery nogi? A może ci których brak w deklaracjach zaczęli produkować!? Ale to również ślepa uliczka.

Co ma piernik do wiatraka?

Ciekawe czy duet naukowców „Pat i Mat” zbadał to zjawisko w innych samorządach? Kijem w sumie ta teoria podparta, jakoś tego po cenach śmieci u sąsiadów nie widać i co ma jedno do drugiego!? Podobno w Izbicy wzrosło w blokach, tylko Banach nie wie czemu Izbica ma mimo tego niższą cenę!? Ciekawe czy Lewczuk wie o tym odkryciu. I jakich Banach narzędzi użył do tych badań? O ile można się zgodzić z Banachem w tym, że poszczególne frakcje mogą drożeć i będą wzrastać ceny za składowanie, to 20% wzrost ilości śmieci wywołany poprzez częstszy odbiór w tym samym  czasookresie jest kompletną bzdurą, a teoria to konsekwencja zupełnie czego innego. 

Cała historyjka jest naciągana jak wiele wcześniejszych. Po prostu jesteśmy świadkami metod jakimi się rządzi w Siennicy od lat. Kiedyś podobne w duchu historie wymyślał Tusk, a choćby inwestora z Kataru dla Stoczni Gdańskiej albo osławione trzy lokalizacje PSZOK autorstwa naszych luminarzy. Banach jako reprezentant władzy upiera się przy „rządowym projekcie”, a potem w jego obronie  rzuca na szalę co ma pod ręką, bez zastanowienia, stąd historyjka o 20 procentach. Oczywiście wymachuje przy tym  „swoim autorytetem” jak ormowiec lizakiem. Kiedyś to działało i z przyzwyczajenia gada o jakiś wzrostach, straszy, puszy się jak indor. Powtarza że on wie, bo ma doświadczenie. Z jego „doświadczeniami” jest tak, że kilkanaście lat Komisja Rewizyjna, której przewodniczył, pracowała bez planu pracy. On się nawet ze statutem gminy w tym zakresie nie zapoznał, a komisji przewodniczył. Co kontrolował, za co brał pieniądze? A jaki bajzel na placu ZDP zostawił? Przecież to wstyd tak dbać o mienie publiczne, ale mędrkuje co rusz, bo coś mu się wydaje.

12 złoty już wystarczy 

Alicja jest księgową z doświadczeniem, które zdobyła pracując w prywatnych firmach i instytucjach budżetowych, wie co mówi, dlatego tak panicznie Proskura i jego kompania reagują na jej słowa. Przedstawiła kilka symulacji cen śmieci skalkulowanych na 14, 13 i 12 złoty. Cena śmieci wedle wyliczeń Alicji Pacyk mogłaby być na poziomie 12 złotych i też by się wszystko spięło. A poza tym w zeszłym roku zmieścili się w zakładanych kosztach. Tu cały czas ścierają się dwie wizje, ta radnej, gdzie próbuje się łagodzić wzrosty opłat, z tą drugą, urzędową, robioną z perspektywy biurka.

Radna Pacyk zawsze na jedno zwraca uwagę. Otóż wedle jej obserwacji ludzie mają świadomość podwyżek i nawet to rozumieją, ale nie można podnosić obciążeń o 70% tak jak zrobiono w przypadku śmieci i do tego jednorazową decyzją. Takie stawianie sprawy mieszkańców irytuje. Wszak nie tylko odpady poszły w górę, poszło wszystko i to czuć w portfelach. Podwyżki zdaniem Alicji, jeśli już nieodzowne należy wprowadzać stopniowo i powoli a nie na przysłowiowego chama, dopychając kolanem i przede wszystkim trzeba rozmawiać i tłumaczyć. Ludzie czują się przez takie podejście upokorzeni i traktowani jak stado baranów. Proskura, Trzyniecki i Banach żyją z mieszkańców i dla nich bardzo dochodowe to urzędnicze „przerzucanie papierów”, stać ich zapłacić nawet 30 złoty za śmieci.

Banach na dechach

Po tych teoriach Banacha miała miejsce scenka rodzajowa. Alicja stwierdziła, że na gadki Banacha trzeba brać poprawkę i przypomniała, że w listopadzie na komisji upierał się przy tym, że monitoring jest obowiązkowy na PSZOK. Tymczasem okazuje się, że racji kompletnie nie miał, albowiem monitoring jest wymagany gdy PSZOK prowadzi Gminny Zakład Gospodarki Komunalnej, a jeśli Gmina, to nie ma takiego obowiązku. Wytknęła mu to prosto w twarz z czym się musiał skwaszony Banach zgodzić. I taka jest wiedza i metody działania Banacha, ostatnie słowo musi być jego i nie ważne, że głupie. Banach jak widać wali jedną głupotę za drugą, taśmowo, prawie tak jak się asfalt leje. PSZOKU na Dużej też bronił, bo nie u niego pod oknem, by później wiać przed Tomaszewskim.

Jaka praca taka płaca

A na sesji w czwartek Andrzej Korkosz zawnioskował żeby wprowadzić do porządku obrad punkt dotyczący obniżenia diet radnym sołtysom i przewodniczącemu rady gminy do poprzedniego stanu. Zawnioskował również o obniżkę pensji wójta i sekretarza. Trochę się adresaci podgotowali na ten wniosek, ale Banach go odrzucił i skierował na obrady komisji. W sumie po ostatnich wypadkach, festiwalu samowoli, po co przepłacać? Radni od Proskury klepią prawie wszystko, co ten im podsunie, jeszcze do tego opowiadają głupoty albowiem teoria o 20 procentach jest odzwierciedleniem Banacha w 100 procentach. To jeszcze za to płacić!?

W takich okolicznościach trzeba pomyśleć nad nowym wariantem, należy każdemu radnemu który bzdury plecie, nakazać całą dietę wpłacać do świnki skarbonki. Banach niech wpłaci 1200 złotych na poczet przyszłych głupich pomysłów. Bo u niego to tak jak w tym powiedzeniu, że dzwonią tylko nie wiadomo w którym kościele. W efekcie „opłat za emisję głupot” może być tak, że po roku będziemy mieć nadwyżkę budżetową, jako jedyni w powiecie i to dopiero będzie powód do dumy, a nie jak do tej pory najdroższy sekretarz i 17 złotych za śmieci. Amen

36
4

Morawiecki o RIO: w samorządach nastąpiło za duże przybliżenie kontrolowanych i kontrolujących

Taka refleksja sprzed 4 lat…

Nie szykujemy żadnego bata, ale chcemy, aby mechanizmy kontrolne były niezależne (…) w wielu miejscach w samorządach nastąpiło za duże przybliżenie kontrolowanych i kontrolujących. Dlatego sądzę, że pewne odświeżenie struktury się przyda – o zmianach dotyczących Regionalnych Izb Obrachunkowych mówi Mateusz Morawiecki, wicepremier, minister rozwoju i finansów.

• Morawiecki zaznacza, że o tym, co dokładnie zmieni się w przepisach będzie można mówić dopiero po zakończeniu procesu legislacyjnego. 

• Nowe rozwiązania – według rządu – mają wzmocnić kontrolną i pomocniczą wobec samorządu terytorialnego funkcję RIO.

• Nowela daje RIO szersze pole do kontroli. Zgodnie z nią inspektorzy będą badać nie tylko jak dotąd, legalności wydatków, ale też gospodarność. 

Morawiecki odniósł się do ostatnich zmian dotyczących Regionalnych Izb Obrachunkowych, dotyczących m.in. zasady wyłaniania prezesów izb i rozszerzających uprawnienia nadzorcze izb nad jednostkami samorządu terytorialnego.

„Nie szykujemy żadnego bata, ale chcemy, aby mechanizmy kontrolne były niezależne. Przez 20 lat miałem okazję uczestniczyć w życiu korporacyjnym profesjonalnych firm. Wiem, że audyt, kontrola to bardzo ważny mechanizm. Tymczasem w wielu miejscach w samorządach nastąpiło za duże przybliżenie kontrolowanych i kontrolujących. Dlatego sądzę, że pewne odświeżenie struktury się przyda” – powiedział Morawiecki. „Co dokładnie nastąpi to zobaczymy, jak zakończy się proces legislacyjny” – dodał.

W czwartek Senat opowiedział się za nowelizacją ustawy o Regionalnych Izbach Obrachunkowych, która zmienia zasady wyłaniania prezesów izb i rozszerza uprawnienia nadzorcze izb nad jednostkami samorządu terytorialnego. Odrzucono wniosek senatorów PO o odrzucenie ustawy w całości. Ustawa trafiła do podpisu prezydenta.

Regionalne Izby Obrachunkowe (RIO) to państwowe organy nadzorujące i kontrolujące jednostki samorządu terytorialnego w zakresie gospodarki finansowej oraz zamówień publicznych. Do ich zadań należy m.in. nadzór nad uchwałami budżetowymi jednostek samorządu terytorialnego, w ramach którego wskazuje na ewentualne nieprawidłowości i termin ich usunięcia. Prowadzą również działalność informacyjną i szkoleniową w sprawach budżetowych.

Nowe rozwiązania – według rządu – mają wzmocnić kontrolną i pomocniczą wobec samorządu terytorialnego funkcję RIO. Przewidują m.in., że premier nie będzie już musiał zasięgać opinii sejmików wojewódzkich przed wydaniem rozporządzenia w sprawie m.in. dot. siedzib izb, zasięgu terytorialnego ich działania, organizacji, czy liczby członków kolegium w każdej z nich.

Nowelizacja wprowadza też zmiany w zasadach przeprowadzania konkursu na prezesa izby. Do tej pory kandydata na prezesa wybierało w konkursie kolegium izby spośród członków kolegium i pozostałych kandydatów spełniających wymogi, które pozwalają zasiadać w kolegium; w skład komisji konkursowej wchodziło trzech członków kolegium. Zgodnie z nowymi przepisami, prezesa izby powołuje i odwołuje premier na wniosek szefa MSWiA; kadencja prezesa ma trwać 6 lat.

Źródło: portalsamorzadowy.pl

10
4