SZANOWNI PAŃSTWO…

Teresa Hałas

 

SZANOWNI PAŃSTWO…

Znajomi i Przyjaciele…

Drodzy facebook-owicze…

Zbliżamy się do dnia 15 października – daty kolejnych wyborów Parlamentarnych 2023 r.

Pragnę wszystkich Państwa poinformować, że nie kandyduję do żadnej z Izb Parlamentarnych. To tak tytułem wstępu, bo wielu z Państwa wciąż pyta, gdzie moje wyborcze materiały, a wielu innych odwiedza moje Biuro Poselskie z propozycją wsparcia mojej kampanii…

KOCHANI…

Wyjaśniam to najkrócej jak tego wymaga zaistniała sytuacja. To władze PiS w ostatniej chwili przed rejestracją list zrezygnowały z mojej kandydatury w tych wyborach. Szkoda jednak, że powiatowa władza partyjna, czyli Pełnomocnik PiS Powiatu Krasnostawskiego nie zgłosił żadnego innego kandydata – mieszkańca Ziemi Krasnostawskiej. Jest to niewątpliwie ewenement w skali okręgu, gdyż niektóre powiaty reprezentuje wielość kandydatów i tyko Nasz jak sierota został jak widać wytypowany dla zebrania głosów wyborców PiS przez kogoś z innego obszaru.

W związku z zaistniałą sytuacją pragnę Wszystkim Państwu serdecznie podziękować za te wszystkie lata, za możliwość bogatej współpracy, za dyskusje i spotkania w szkołach, wiejskich świetlicach, klubach, przeróżnych instytucjach, na sportowych boiskach i wszędzie tam, gdzie byłam przez Państwa zapraszana… lub tam, gdzie Państwo niejednokrotnie przyjęliście moje zaproszenie. Cieszy fakt, że poza wszelkimi podziałami potrafiliśmy współpracować na wielu, przeróżnych płaszczyznach. To był dla mnie wielki honor i zaszczyt pełnić w imieniu moich wyborców mandat Posła RP. Przez osiem lat (czas dwóch kadencji) miałam przyjemność gościć w moim Biurze Poselskim wielu z Was. Tutaj poznałam Państwa życiowe problemy, często zawiłe i krzywdzące. Wzmacniałam to wszystko poradami prawnika, których tylko przez okres ostatnich czterech lat było 1279. Zawsze cieszyły nas sprawy wygrane z korzyścią dla zainteresowanych. Nigdy nie zapomnę młodego rolnika, który przyjechał z innego okręgu wyborczego w kampanii zbierania malin z rękami czerwonymi od malinowego soku i swoją ważną sprawą, którą w końcu udało się przy naszej pomocy i życzliwości kogoś z odpowiednich władz nadzoru pozytywnie sfinalizować. Nigdy nie zapomnę skargi dzieci z Domu Dziecka, która w ciągu doby została pozytywnie rozpatrzona, a dzieci maja swoją najlepszą Panią Dyrektor. To są tylko dwa przykłady, a była ich jak to w życiu cała masa.

SZANOWNI PAŃSTWO…

Ciszę się, że moje relacje z wyborcami, czy środowiskiem samorządowców były poprawne. Każda inicjatywa, każda inwestycja dedykowana mieszkańcom nadawała lepszego, gospodarczego i społecznego wymiaru, budowała więzi i społeczny szacunek.

W moich obowiązkach sejmowych w sposób zasadniczy kierowałam się potrzebami obywateli wyznając zasadę, że posłem się bywa. Z jednej strony miałam świadomość reprezentacji i dyscypliny partyjnej, z drugiej potrzeb moich wyborców. Z tego powodu trzeba było postawić się nieraz ponad partyjne priorytety i wybrać obywatelskie racje. Taka była niejednokrotnie moja postawa i potrzeba głosowań nad kilkoma projektami ustaw: piątka dla zwierząt, segregacja sanitarna, lex konfident, bezkarność urzędnicza, czy mrożenia majątków polskich przedsiębiorców bez wyroku sądów. Nie poparłam również ustawy o nieruchomościach, w tym warunków wywłaszczeń pod potrzeby CPK, projektu o ochronie przyrody, czy ostatnio ustawy prawo geologiczne i górnicze. Wszystko to zrobiłam w imię obrony ludzkich interesów. Chcę powiedzieć, że nikogo nie obwiniam i nikogo nie oskarżam, bo wiem, że nie myli się tylko ten kto nie podejmuje żadnych działań. Należy również zawsze zauważać przyjęcie przez Rząd i Parlament wielu ważnych i potrzebnych rozwiązań propaństwowych i prospołecznych, bo takich na przestrzeni tych ośmiu lat było wiele. Warto dostrzegać zawsze jak złożona jest Nasza sytuacja geopolityczna, ale każdy Parlament i każdy Rząd musi dbać przede wszystkim o swoje narodowe dobra i potrzeby swoich obywateli poprzez swoją uczciwość, solidny przekaz, poszukiwania kompromisów i budowania społecznej zgody.

SZANOWNI PAŃSTWO…

Życie często zaskakuje stawiając przed Nami różne wyzwania, ważne jest, by umieć je przyjąć z pokorą bo… odejść nie znaczy zapomnieć, jak istnieć nie znaczy pamiętać.

Dzisiaj żegnając się z Państwem zabieram ze sobą wiele wspaniałych wspomnień obejmując życzliwą pamięcią każdego z Was. Pozostańcie w zdrowiu i przy najlepszej nadziei na każdy dzień.

Z serca dziękując za wszystko kłaniam się Państwu i ślę moje najlepsze życzenia.

Teresa Hałas

50
10

Ciekawostki kampanii

Janusz Szpak radny powiatowy, lider PSL, komendant OSP i były członek ORMO, ale po przemianie bardzo czuły i wrażliwy, goszcząc na sesji Rady Gminy Siennica Różana w dniu 28 września zapowiedział, że wnioskuje o sesję nadzwyczajną rady powiatu. To pokłosie tego, że żadna z gmin powiatu nie otrzymała grosza z programu operacyjnego potocznie zwanego PGR. No i mamy kolejne reperkusje głupoty Leńczuka z Nieściorem i z małej chmurki będzie niechybnie potop… Kostki domina po tym, jak pogrzebali szanse posłanki na miejsce na liście PiS walą się z hukiem i przysypią ich samych. Szczególnie oberwie kościołowy Leńczuk. Szpak byłby durniem, gdyby tego faktu bezbrzeżnej głupoty nie wykorzystał. Co jak co, ale on takich okazji nie przesypia. A będzie lał Leńczuka i istnieje całkiem uzasadniona obawa, że może mu zdrowie na tę okazję wrócić. I takich żeśmy czasów doczekali…

 

A tego pomysłu strach komentować, bo to jak wypowiedzenie wojny Szpakowi. Nie po to Janusz został komendantem, żeby mu tu jakiś Madziar po remizach latał i jak bitwa to bitwa. Do ostatniego żywego druha…Ale ten numer już był przerabiany chyba w pandemii. Do sprawdzonych rozwiązań się wraca…

Natomiast Ryś Madziar, tymczasem puszcza ckliwe filmiki na swoim FB. Na ostatnim z 27 września opowiada przez 28 sekund, jak poszedł pobiegać głowę przewietrzyć. To drugie całkiem zrozumiałe, bo po tych wszystkich bzdurach opowiadanych tu i tam trzeba organ dotlenić. Trafił nad zalew na Czajkach gmina Kraśniczyn… W wieczornej scenerii opowiada o pięknym księżycu, bo widać w Wołominie jest inny, brzydszy. Ten tutejszy jest bajkowy, bo się przegląda w tafli zbiornika. Czego to chłop nie wymyśli, żeby tylko na niego głosować… No ale jak już o tym „wymyślaniu” to Rysio spotkał się z zarządem spółdzielni mieszkaniowej „Osiedle Cukrowni”, a to tam, gdzie rządzi „żelazna” Janina Szawarska. I tu uwaga, bo uradzili, że… i tu zacytuję oficjalny komunikat spółdzielni. „ Komunikat. Po spotkaniu doradcy Ministra Aktywów Państwowych Pana Ryszarda Madziara jednocześnie kandydata na Posła, z zarządem spółdzielni wypracowano koncepcję obniżenia ceny zakupu energii cieplnej od Cukrowni o około 20% w stosunku do ceny urzędowej, począwszy od 01.10. Br. W związku z powyższym zaliczki na centralne ogrzewanie i podgrzanie wody dla osiedla w Siennicy Nadolnej zostaną od października o tyle zmniejszone”. Zarząd Spółdzielni… Przezornie nie podawali nazwisk członków zarządu, bo każdy by chciał i tak się zdobywa serca by potem zdobyć portfele. I tyle z newsów…

28
2

Fejsbuk prawdę ci powie czyli „zlewanie” Leńczuka

Klęska Naszych Samorządów takim tytułem straszy „Najmądrzejszy Tydzień” na pierwszej stronie. Czcionka wielgaśna i czerwona na żółtym tle. Ta kompozycja to widać nie przypadek, bo kiedyś o ludziach niespełna rozumu mówiono, że mają „żółte papiery” To, co ostatnio się wyrabia w powiecie krasnostawskim szaleństwem trąci, tak że barwa tła jest nieprzypadkowa…

Czkawką się odbija to, że Leńczuk z Nieściorem odwrócili się od posłanki i postawili na Ryśka Madziara spadochroniarza z Wołomina. Pogrzebali szansę powiatu na swojego posła i są w tej durnocie odosobnieni, co dobrze o ich stanie umysłu i politycznym rozumie nie świadczy. Nie ma posła „stąd” i nie ma kasy „tu”, a Zenek Martyniuk do tego dopisałby smograjny refren; sru tutu, sru tutu i wszyscy by nucili, zalewając się łzami…

W całym powiecie chlipią i zadają sobie pytanie; dlaczego i gdzie te kandydaty co miały sypać złotem? Bo dawanie na kościół rajcuje tylko tych co do niego chodzą… Żółkiewka złożyła wniosek na tak zwane PGR-y opiewający na 2 mln złotych. Zając sekretarz gminy rozkleił się i rączęta załamywał, bo co to będzie!? Najbardziej to im chyba żal tej drogi na Turobin… Monika Grzesiuk umoczyła 6 baniek. Więcej umoczył tylko Wojewódzki w spółce u Palikota. Nic Kraśniczynowi nie pomogło, że piękny Rysio zameldował się w chałupce na Starej Wsi. Ciamajdowaty Leńczuk też ręce załamuje i nie wie, dlaczego nikt nic nie dostał. A przypomnę, że i zarząd powiatu składał wniosek na drogę powiatową w gminie Kraśniczyn na Majdanie Surhowskim, która miała być prezentem dla Nieściora Marka radnego i nepoty oraz pomagiera w tej operacji przeskoku w „gulasz węgierski”. To ciekawe, bo nawet dureń wie, dlaczego nie ma kasy i skoro tak to… komentarz staje się zbyteczny i tu trzeba lekarza od głowy pytać.

O i tu w Kraśniczynie jest ciekawostka, bo wróble ćwierkają, że w tym szukaniu kąta dla „gulaszu węgierskiego” z Wołomina tropy wiodą do Kościuka, który tę chałupkę wybierał razem ze wspomnianym Nieściorem. Chałupinka jest ponoć od kolegi Kościuka. A Nieścior już jest u dywersantów z ratusza tak nieformalnie i od dawna tam aplikował. Bo obaj z Leńczukiem już z rok temu rozmyślali o przeskoku w „nadprzestrzeń” do Ryśka via ratusz tylko dumali jak to zrobić!? Nieścior bez skrupułów za plecami Leńczuka ugrywał swoje i już przy sporze o chmielnik, gdzie jak wiadomo miasto darło koty z powiatem „umalowane oko puszczał” w stronę ratusza. I to wtedy narodził się pomysł przerzucenia Nieściora córki z wydziału rolnictwa i leśnictwa w starostwie do cukrowni na sekretariat, bo tam nie jest potrzebne prawo jazdy i znajomość gatunków drzew. No i w cukrowni głównym dyrektorem jest niegdysiejszy zastępca Kościuka i w takich okolicznościach wystąpił właściwy klimat do transferu Nieściora latorośli. Leńczuk o tym zupełnie nie wiedział, i to dotarło dopiero do niego jak „latorośl” żegnała się ze starostwem ciastem i czekoladowym cukierkiem a on się biedny na to załapał zupełnym przypadkiem. W takich słodkich okolicznościach starosta wszedł w posiadanie informacji o awansie córki kolegi… do nomen omen cukrowni. Wszystko widać było jak w Weselu u Wyspiańskiego… „symboliczne” A o całej operacji zamontowania „gulaszu węgierskiego” w Kraśniczynie też tradycyjnie nie wiedział.

I pewnie oznak, że wystawiają go do wiatru i za drzwi też nie spostrzeże. Te oznaki już są i Nieścior go zostawi bez mrugnięcia okiem. Takie są reguły tej gry, że takich jak on wyrzuca się na żer krokodylom, jak podczas podróży białych odkrywców w górę afrykańskich rzek wyrzucano murzyńskich chłopców, gdy zielone gady nie dawały spokojnie płynąć. Jak się „zdradziło” to trzeba spać w butach i zabiegać o względy, a i do tego sumienie gryzie. Życie po takim wyskoku nie jest lekkie, ale nie ma co nad Leńczukiem płakać. Dorosły jest, i to przecież „człowiek kultury” Do kościoła lata jak busy do Lublina to wie, że Judasz próbował srebrniki oddać, ale arcykapłani zwrotu nie przyjęli, bo w takim wypadku jest tak, że po odejściu od kasy reklamacji nie uwzględnia się… Leńczuka kopią w zad, i to okropnie, ale ten widać czucia w tej części siebie nie ma. Bystry jak diabli, ale ważne, żeby koncerty z Gloria Vitae wychodziły ładnie.

Wystarczy zerknąć na relacje na FB, który jak cyganka prawdę ci powie. Kościuk z Cichoszem przykleili się do Ryśka jak plastry i powiat krasnostawski, to w jego oczach oni. Ten drugi to przyszły starosta tak mówią przynajmniej niektórzy, a i on taka wizją nie pogardzi, bo jego nie nakarmisz, tak jak Piwki z CIS. W zeszłym tygodniu Madziara zaniosło do Chełma na galę MMA. Stoją więc na zdjęciu na ściance z Kamilą Grzywaczewską z PiS. Ta znowu uroiła sobie, że chce zostać senatorem i póki co pracuje w KOWR. Młoda w sumie dziewucha i co ona szuka w senacie między dziadkami? Może lubi dojrzałe towarzystwo!? Na tej ściance obok Ryśka; Kościuk i Cichosz z zaciśniętą pięścią… O Leńczuku ani słychu, ani widu. Zwyczajnie olali go, a ten myśli, że same gołąbki wpadną do gąbki. Na innych fotkach z gali widać, że Ryś wlazł do oktagonu i łapy wyściskał zawodnikom. Jak widać, okrutnie zdesperowany i cudem jest, że którychś z zawodników mu nie odwinął… Potem były biegi charytatywne w Krasnymstawie pod szyldem PKO i też Kościuk brylował, a Leńczuka nikt nie informował. Zlewają go okrutnie ale ma co chciał.

A jak Madziar po Krasnymstawie latał z ulotkami, to Kościuk tuż za nim, a Leńczuk w tym czasie był… u siebie w domu albo miejscu nikomu nieznanym. W Płonce w ostatnią niedzielę, gdy świętowano 100-lecie OSP Leńczuka też olali. Był Szpak komendant powiatowy OSP, tylko że on z PSL. W tle dyskretnie przebiegał Jasio Mróz, co prawda członek zarządu powiatu z PiS i mieszkaniec Żółkiewki, ale to Leńczuk powinien być hosudarem… Rysiek za to gwiazdorzył nie jakieś tam strażaki. Już tam pan na Rudniku wójt Paweł Kucharczyk zadbał by Ryś dobrze się bawił. Siadał więc wołomiński torreador za kółkiem ofiarowanego OSP wozu, za kierownicę szarpał. Radości miał tyle co wnusio na wizycie z dziadkiem w lunaparku. Tylko waty cukrowej mu brakło i pomalowanej farbą gęby… No cyrk! I tą refleksją z gminy, gdzie zawracają bociany, ale Madziar absolutnie nie żegnam do następnego razu…

 

21
5

Jak rozwiązują problem kompostowni w Żółkiewce czyli udomowienie przebiegłego Lisa

W Gminie Żółkiewka tak jak w Siennicy Różanej rządzą ci z PSL, ale mimo wszystko ci pierwsi zdają się słuchać tego, co płynie z terenu. A Wójt Lis tym samym zdaje się być lisem domowym, takim do pogłaskania! O sekretarzu Zającu nie pomnę… Rzecz dotyczy tego, że i u nich pojawił się inwestor z Lublina, który chce budować w Olchowcu kompostownię, taką jak w Siennicy Różanej na gruntach Kozieńca po piaskowni. Pisałem o szczegółach tego pomysłu w felietonie z 28 sierpnia  http://www.dziennik-siennicy.pl/siennica-rozana-jak-wroclaw-czyli-abstrakcyjne-pomysly-na-eko-biznes/ W Siennicy jak przystało na monarchię absolutną z elementami przemysłu rozrywki wystarczy, że pomysł podoba się Wójtowi, i to w zasadzie przesądza o wszystkim, bo wszystko, czyli decyzja rady zdaje się być tylko formalnością. Nasz Proskura nawet nie maskuje swojej radości i poparcia. Dlatego dziś artykuł dotyczący właśnie Żółkiewki i wstrzemięźliwej postawy tamtejszego wójta z sekretarzem…

 

Protestują przeciwko budowie kompostowni

20 września 2023

Umieszczone w Biuletynie Informacji Publicznej Gminy Żółkiewka ogłoszenie dotyczące sprawy wydania spółce IBNC w Lublinie decyzji środowiskowej na budowę kompostowni rolniczej w Olchowcu zaniepokoiło mieszkańców tej miejscowości i sąsiednich wsi. Chcą protestować, bo uważają, że inwestycja jest zagrożeniem dla ich zdrowia.

Od kilku dni w gminie Żółkiewka nie mówi się o niczym innym, jak tylko o planowanej budowie kompostowni rolniczej na działkach przynależnych do sołectwa Olchowiec. Mieszkańcy są mocno zaniepokojeni i mówią wprost, że nie chcą sąsiadować z wysypiskiem śmieci. Wiadomość na ten temat ukazała się w Biuletynie Informacji Publicznej Gminy Żółkiewka. Urzędnicy zamieścili ogłoszenia dotyczące złożonego przez lubelską spółkę IBNC wniosku o wydanie decyzji środowiskowej na budowę kompostowni rolniczej.

Mając na uwadze, że inwestycja zalicza się do kategorii przedsięwzięć mogących znacząco oddziaływać na środowisko, chcielibyśmy, aby każdy mieszkaniec naszej gminy był świadomy, że w miejscu, gdzie jest planowana kompostownia, może powstać wysypisko odpadów, które znacząco pogorszy nasze codzienne funkcjonowanie – twierdzą mieszkańcy wsi Borówek, sąsiadującej z Olchowcem. Według nich, to właśnie im kompostownia może najbardziej dać się we znaki.

Mieszkańcy obawiają się również, że planowana inwestycja znacząco obniży komfort życia oraz sprawi, iż młodzi ludzie w przyszłości nie będą zainteresowani pozostaniem w gminie Żółkiewka. – Boimy się również, że w wszyscy mieszkańcy gminy zostaną obciążeni utylizacją odpadów, nad którymi w rzeczywistości nie będziemy mieli żadnej kontroli. Problem dotyczy również dwóch sąsiednich gmin, Gorzkowa i Rudnika. Mieszkańcy tych gmin są właścicielami gruntów rolnych na terenie Olchowca. Eksploatacja kompostownika według nas bardzo mocno obniży wartość naszych nieruchomości, zarówno działek rolnych jak i budowlanych.

Mieszkańcy podkreślają, że na terenach, gdzie ma powstać kompostownia oraz w pobliskich okolicach występują gatunki chronionych zwierząt oraz ptaków. – Mamy na myśli łosie, sowę pójdźkę, koszatkę leśną, sójkę, myszołowa, puszczyk, kruki, drozdy, trznadle, dzięcioła zielonego, dzięcioła czerwonego, szpaka, kosa, dudka oraz inne. Występuje tutaj również rzadka roślina – centuria pospolita, która znajduje się pod ochroną, ale także wiele leczniczych źródełek wodnych – podkreślają. – Kategorycznie nie zgadzamy się z niszczeniem wspomnianych gatunków oraz pięknej nieskazitelnej przyrody, o którą dbały wiekami poprzednie pokolenia.

Ich zdaniem, piękna topografia tej okolicy może być zniszczona przez jednego człowieka. – Nasz przedsionek do Roztocza został poddany teraz wielkiej próbie. Musi wygrać ludzki zdrowy rozsądek, a nie nieustanne dążenie do zarabiania wielkich pieniędzy, gdyż wszyscy jesteśmy świadomi, że nasza planeta nieodwracalnie się zmienia – mówią. – Nasze wody gruntowe i powierzchniowe, rzeka Żółkiewka, zbiornik wodny w Gorzkowie są zagrożone przez ciężkie metale, którymi jest nasączony zagęszczony szlam oraz zakładowe odpady kanalizacyjne.

Inwestor zaznaczył, że kompostownik ma być ogrodzony betonowym murem, co nie przekonuje mieszkańców. – Po dzikiej polnej dróżce ciężkie samochody każdego dnia mają przewieść nawet 100 ton odpadów i ścieków. Niemalże 12 tys. mkw. ma być pokryte betonową płytą i ogromną wiatą namiotową o pow. 6 tys. m kw. Naszym zadaniem jest bronić krajobrazu i zatrzymać go takim, jakim zostawili go nasi przodkowie – uważają mieszkańcy.

Marcin Zając, sekretarz gminy Żółkiewka, uspokaja mieszkańców. Zapewnia, że żadne decyzje w tej sprawie nie zostały wydane. – W Biuletynie Informacji Publicznej jest umieszczona informacja, że wpłynął taki wniosek od firmy. Zgodnie z procedurą czekam na opinię Regionalnego Dyrektora Ochrony Środowiska, sanepidu i innych instytucji. Decyzja środowiskowa zostanie wydana przede wszystkim zgodnie z wolą mieszkańców – zaznacza Marcin Zając. (s)

Źródło: Nowy Tydzień

A w aktualnym wydaniu Nowego Tygodnia z 25 września wypowiada się sekretarz Zając. Zarzeka się, że pozytywnej decyzji środowiskowej na pewno nie wyda. Ponadto na sesji rady gminy 15 września pojawili się oburzeni mieszkańcy… 

13
3

Jaka „piękna” katastrofa !

Po opublikowaniu15 września listy z szóstej edycji naboru środków z rządowego programu PGR samorządowcy z powiatu winni czym prędzej „staroście” Leńczukowi i Nieściorowi z Kraśniczyna podziękować, i to tak z fasonem, coby ruski rok popamiętali. Właśnie powiat zbiera owoce tego, jak wygląda w praktyce stawianie na obcego kandydata na posła i nie ma to znaczenia, że zameldowanego tymczasowo na terenie powiatu.

Tak tytułem wstępu i nieodzownego przypomnienia. Leńczuk „tak zwany starosta” z PiS z Nieściorem Markiem członkiem zarządu powiatu i radnym również z PiS i z Kraśniczyna „zdradzili” ostentacyjnie poseł Teresę Hałas. Polecili swoje niewinne duszyczki i zardzewiałe szable amantowi z Wołomina Ryśkowi Madziarowi, człowiekowi Sasina, który teraz zakochał się w Białymstoku. Ryś jest na liście PiS na „dwójce” kosztem posłanki. Bilans tej zdrady, głupawej i szkodliwej doprawdy imponujący, bo nie ma PiS kandydata na posła stąd, i to pierwszy taki przypadek od kilkunastu lat. Tym samym elektorat Zjednoczonej Prawicy nie ma na kogo głosować. I już widać opłakane skutki tej spektakularnej rejterady, o czym za chwilę.

Kaliber „zdrady” podkręca fakt, że obaj zostali przez posłankę swego czasu wyfutrowani po kokardę. Leńczuk został starostą spoza rady z uposażeniem 15 800 brutto, a Nieścior członkiem zarządu powiatu z uposażeniem 2 500. Szczególnie ten ostatni, zasiadając w tym gremium pełnił funkcję w sposób niezwracający niczyjej uwagi. Wykazywał się za to wybitną kreatywnością, jeśli chodziło o „wtykanie” członków rodziny, gdzie się da. W tym celu w łonie powiatu funkcjonował nieoficjalnie program socjalny „Nieścior plus” w kontrze do osławionego „500 plus”.

Ale Pan Bóg jest zgrywus i doszedł do wniosku, że przydałby się kubeł lodowatej wody na ich rozpalone łepetyny. I w ostatni piątek na tych dwóch spadło polityczne nieszczęście, przez, co jest i śmiesznie, i strasznie. Co prawda bardziej doświadczyło „prywaciarza” z Kraśniczyna, ale nie ma nad kim płakać.

Starostwo i gminy z terenu powiatu od kilku lat składają wnioski na dofinansowanie inwestycji na swoim terenie. Każdy robi to niezależnie, wedle uznania. Ostatnio Leńczuk, chcąc wyróżnić Nieściora za wyjątkowe oddanie zgłosił do szóstej edycji programu potocznie nazywanego PGR drogę w Majdanie Surhowskim gmina Kraśniczyn. To jak wiadomo rodzinne strony Nieściora, jego okręg i matecznik. A pewne dofinansowanie, że się powtórzę miało być prezentem dla radnego, bo oddany Leńczukowi jak Lodzia Paciorek wójtowi z Wilkowyj.

Wszystko zdawało się zmierzać do szczęśliwego finału i w piątek ogłoszono na stronach kancelarii premiera szczegółowe listy obdarowanych samorządów z terenu województwa. Tymczasem po zaznajomieniu się z ich treścią wyszło, że inwestycji w Majdanie Surhowskim nie ma. Mało tego! Żadna gmina z terenu powiatu nic nie dostała, a wnioskowały prawie wszystkie! Ale nie ma tego złego i skoro nikt nic nie dostał to przynajmniej dostał Leńczuk, a dostał po tej lekturze wytrzeszczu i napadu złości oraz przygnębienia. Podobno szuka sprawców, ale trzeba mu zasugerować, co by stanął z radnym Nieściorem przed lustrem to raz dwa winnych znajdzie i zobaczy.

Musiała ta lektura boleć, bo pewny był na 200% No przecież zawsze coś dostawali, a to miało być na bank, jak to, że po maju jest czerwiec! I teraz dochodzimy do sedna sprawy…

Rozdanie środków miało miejsce, w momencie gdy Teresa Hałas dzięki ich staraniom nie jest posłem i nic nie znaczy, czyli jest w stanie takim, jaki sobie wymarzyli, a dołożyli do niego niejedną cegłę. Można nawet posunąć się do stwierdzenia, że dla tego celu wybudowali cegielnię. Ta ich „nirvana” trwa już dwa tygodnie i wszystko, co po 2 września, a wtedy ogłoszono składy list do parlamentu bez Teresy; bezdyskusyjnie idzie na konto Leńczuka, Nieściora i ich nowego protektora Madziara. Jak widać po listach PGR, debiut Ryśka jako jasnego idola i promotora z jednej oraz Leńczuka jako sługi z drugiej zakończył się kompromitacją.

Wyszła na wierzch, i to błyskawicznie stara prawda, że gdy była posłanka stąd, to miał kto za tym wszystkim chodzić i pilotować. Bo napisać list to jedno, a dostarczyć go do odbiorcy to drugie. „Baba ze wsi” którą zdradzili i traktowali przez ostatnie miesiące podle robiła za kuriera i lobbystę, nawet gdy wiedziała, że obaj są u Madziara! Do końca strała się być posłem, stąd, ale im to przeszkadzało. Po owocach ich poznacie mawiają teolodzy i sadownicy z okolic Grójca. To teraz w myśl tego nastał czas zbiorów ekspresowo dojrzewających fruktów głupoty i bezmyślności. Widać jak na dłoni jak radny dba o swój okręg i co dla niego jest priorytetem i co potrafi „załatwić”. Bo zięciów i córkę wciskał perfekcyjnie i skutecznie.

Tereskę osobiście znali u Morawieckiego, tak jak Leńczuka nie znają poza rogatkami miasta. Jej znaczenie wzrosło szczególnie po tym, gdy chwiała się większość sejmowa i zaczął dokazywać Ziobro z Gowinem. A ci dwaj nieszczęśnicy zamienili ją na obcego i gdy zabrakło posłanki skończyły się protekcje i w efekcie pieniążki. A to jest zaledwie wierzchołek góry lodowej i będzie gorzej…Po wyborach, gdy może PiS skleci rząd, ewentualny koalicjant będzie wyszarpywał swoje i będzie mniej do podziału.

A jak w innych powiatach? Okazuje się, a nie było to trudne do przewidzenia, że na liście jest mnóstwo inwestycji z gmin w powiatach, które UWAGA w nadchodzących wyborach mają na listach PiS swoich lokalnych posłów. To rozdanie środków ma zabarwienie polityczne, ale które nie ma!? Wybory za niespełna miesiąc. Warszawa zadecydowała, nie oglądając się na nic, że rozdysponuje środki na powiaty i gminy, gdzie są partyjni kandydaci do parlamentu. Ale takie traktowanie, z jakim mamy obecnie do czynienia będzie stałą tendencją, bo inaczej być nie może i tak jest zawsze, a jeśli dojdzie do koalicji, o czym wspomniałem będzie jeszcze trudniej cokolwiek wyszarpać bez lobbowania lokalnego posła. Gdyby było odwrotnie, to po co mieć posła, skoro bez niego jest tak samo jak z nim? W pierwszym rzędzie nakarmią samorządy z parlamentarzystami, a z resztek, jeśli takowe spadną z pańskiego stołu; pozostałych.

Ale ktoś, kto bacznie obserwuje poczynania Leńczuka z Nieściorem może zarzucić, że przecież powiat ma kandydata na posła, i to pewniaka, bo calutki tych dwóch oddało do jego dyspozycji. Ten nazywa się Ryszard Madziar i nawet zameldował się tymczasowo w Kraśniczynie. A z Nieściorem są na ty! Ale widać w Warszawie mają to w głębokim poważaniu i robią sobie z tego grubą nieprzyjemność, bo wiedzą, że rezolutny Ryś jest tylko po to by zebrać głosy i zasiąść w ławach na Wiejskiej. Warszawa uważa, że on jest z Wołomina i tego się trzyma, bo to akurat prawda, a Bareja nie wymyśliłby lepiej…

Madziar do żadnego powiatu nie jest przypisany z żadnym się nie utożsamia. Natomiast Przemysława Czarnka opowieści na spotkaniach z wyborcami, że Madziar zakochał się w Chełmszczyźnie to blaga, bo jak się zakochał to się i odkocha. Sasin też tak miał a teraz zakochał się w Podlasiu. Ryśka terenem łowieckim jest cały okręg „numer siedem”. Jego interesuje tylko ława na Wiejskiej i jeśli w niej zasiądzie, to więcej skorzysta Wołomin niż powiat krasnostawski.

Rozdanie pokazało jak się rzeczy mają, a Leńczuk, stawiając wszystkie oszczędności na obcego, bo z Wołomina chce nas przekonać, że bycie chorym jest lepsze niż bycie zdrowym. Bo tak to należy rozumieć. Nie powinno zbytnio dziwić i to, że mógł ktoś w tej operacji blokady całego powiatu maczać dyskretnie paluszki, a choćby konkurencja. Bo fakt, że żadna gmina z powiatu ani wniosek samego Leńczuka dla Nieściora nie zdołał się przebić uderza w starostę. Pokazuje, że jest słaby i bez możliwości. Jeśli ktoś przekonał decydentów, że można nie dać nikomu, bo cel uświęca środki to, czy w takich okolicznościach Leńczuk znajdzie się na liście do kwietniowych wyborów samorządowych. To mogły być ukryte intencje jak w opowiadani „Złamana szabla”  Bo ukryć liść jest najlepiej w lesie, a gdy go brak to trzeba go zasadzić.

Może Madziar nie pomógł, bo nie chciał sobie tym głowy zawracać. A co mu zależy i kto to jest Leńczuk dla niego? Każdy wie, że z pogardą traktuje się takich co całują po rękach i nieproszeni czapkują, kłaniając się w pas. Z takimi nikt się nie liczy, bo skoro są tacy, to na wszystko się zgodzą i wszystko wezmą za dobrą monetę, nawet siarczystego kopniaka. I dlatego, skoro brak osobistej godności, to nie ma powodów by pomagać. A później, po wyborach!? Później Rysio będzie już bardzo zapracowanym posłem…

Na zakończenie wypada „podlać” szczególnie Nieściorowi z Kraśniczyna trochę otuchy. Bo doprawdy znalazł się w sytuacji nie do pozazdroszczenia, tym bardziej że ponoć ma ambicje startować na urząd wójta. Motywację ma… wszak wnuki rosną! Ale jak on się z tego wszystkiego wytłumaczy przed wyborcami, to pozostaje zagadką. Wobec tego doradzałbym przekierować uwagę mieszkańców na profity płynące z posiadania nowego mieszkańca gminy rodem z Wołomina Ryśka Madziara. Radny winien ludziom opowiadać, że co prawda drogi mamy dziurawe i nic nam nie dali, ale o proszę sama prawa ręka Sasina zakochała się w naszej małej ojczyźnie. Może radny nawet w ramach ocieplenia wizerunku i zbratania się z prostym ludem oprowadzać wycieczki po posesji Ryszarda w Starej Wsi. Opowiadając przy tym, że oto tu nasz „honorowy mieszkaniec” jada śniadania, tam odpoczywa, tu go pogryzły osy, a tam obszczekał pies. A w to okno patrzy na Kraśniczyn i myśli o Polsce. Po wszystkiemu wypadałoby urządzić wzorem szlaku Wyszyńskiego szlak Madziara i znowuż samemu oprowadzać oczywiście za drobną opłatą by starczyło na czternastą i piętnastą emeryturę, bo radny okropnie interesowny. I tym rechotem przez łzy żegnam czytelników do następnego felietonu…

PS. Ale choć nabór do szkół ponadpodstawowych mają zadowalający. Tylko że tu już Nowosadzki puchnie z dumy, jak świeżo upieczony ojciec…   

 

 

 

41
4

Takich żeśmy doczekali czasów…

 

Leńczuk, jak się okazało to człowiek już bez kultury (dotychczas mienił się człowiekiem kultury) ulega omamom i od dawna twierdzi, że wszystko, co robi jest takie, jak on mówi, a nie takie, jakie jest. Wypadałoby zapytać co na to lekarze, ale może, i to pytanie niebawem padnie. Skoro tak pogrywa, to długo czekać nie musiał na reakcję adwersarzy i po ostatnich wypadkach w końcu jej się doczekał. Dziś o tym…

Ale tytułem wstępu to wypada nadmienić, że w radnym powiatowym i byłym staroście, liderze lokalnego PSL Januszu Szpaku odezwał się latyczowski zawadiaka z kawalerskich czasów. Można powiedzieć, że stanął w obronie kultury, wierności pewnym zasadom i przy okazji ujął się za kobietą. A tak! W efekcie tego zebrał rzęsiste owacje po obu stronach politycznej barykady i takich czasów żeśmy doczekali. Dziękowano mu posesji, a na Leńczuka padła słuszna infamia. Tak zwanemu staroście ostał się, jak Jaśkowi z Wesela ino sznur i Nieścior z Kraśniczyna równie uczciwy i rozgarnięty politycznie, jak i on. Teraz o tych dwóch na mieście gadają, że nieszczęścia chodzą parami…

W roli pytającego wystąpił właśnie Janusz Szpak i z wrodzonym wdziękiem byłego funkcjonariusza ORMO, czyli dysponując solidnym warsztatem werbalnie spałował kościołowego i rozmodlonego starostę, co jest na „ty” ze wszystkimi proboszczami krasnostawskich parafii. Nie lał w niego zbyt długo, bo zdrowie już nie to, ale upokorzył i przeczołgał książkowo. Nikt Leńczuka nie żałował…

Sam Janusz co prawda ma sporo na sumieniu, ale póki co najsroższego grzechu w polityce wystrzega się, jak dziewica zamtuza. O, nim powiedzieć, że zdradził tych, którym coś zawdzięcza nie sposób, bo jak mawia on już ludowcem umrze. Taki przywiązany do swoich pryncypałów, że ponoć zdjęcie Krzysia Hetmana nosi w portfelu razem z fotką żony Wandy. Jemu co najwyżej zdarzało się naobiecywać niektórym stanowisk i awansów, ale to wszystko po to co by ich zdopingować do roboty politycznej. A jak robotę wykonali to rozstawiał ich po kątach, ale żeby próbować oszwabić tych z wyższych szczebli nawet nie myślał. No taki w sumie z niego uczciwy człowiek, jak sędzia w Piłkarskim Pokerze co ustami Henryka Bisty mówił; „Ja jestem sędzia uczciwy! Zapłaciliście za trzy zero. To będzie trzy zero!”,

Wracając do młócki Leńczukowego zadu to pałowanie dotyczyło wpojenia zasad i szeroko pojętej kindersztuby, a odbyło się na ostatniej sesji 7 września tuż po godzinie 10. Na szczęście dla dolnego zwieńczenia pleców świątobliwca z PiS nie trwało długo, bo to były zaledwie krótkie pytania z uwagami na tyle bolesnymi, że po wszystkiemu obserwatorzy doszli do wniosku, że „człowiek już bez kultury” minę miał „jakby w pysk dostał”. Szpak w punkcie przewidzianym do interpelacji i zapytań, jak sam powiedział zada dwa pytania, i to bardzo krótkie…

Pierwsze dotyczyło zaproszeń na dożynki. Ciekawiło go, czemu organizator, czyli starostwo, a w efekcie Leńczuk nie zaprosił przedstawicieli innych partii politycznych tylko zrobił widowisko pod PiS. Bo Janusza dopytywał o to sam poseł z PO Krzysztof Grabczuk, którego Leńczuk powinien pamiętać, albowiem sporo mu zawdzięcza, na co zwrócił Szpak uwagę! Ale to nie był koniec, bo Janusz w drugim pytaniu zapytał, czemu Leńczuk dystansuje się od posłanki Hałas, której również wiele zawdzięcza… O to zaciekawieni ludzie pytają i on dopytuje w ich imieniu O odpowiedź poprosił na piśmie, i to był cwany wybieg, bo Leńczuk pewnie naskrobie takich głupot, że słońce przyćmi…

Z dożynkami jest historia prosta, żeby nie powiedzieć toporna. To nie była zwykła uroczystość, gdzie rolnicy – mieszkańcy powiatu mieli zachwycać się zespołem Mazowsze. Ono było tłem dla właściwej gwiazdy, która o dziwo ani nie śpiewała, ani nie tańcowała. Gwiazda miała wyjść na scenę i gadać o tym, jaki PiS jest fajny, Bo to nie, kto inny, a osławiony „wołomińczyk” Rysio Madziar. Wszystko było skrojone pod niego i on miał brylować i anonsować się wszystkim jako nowy jasny idol i obiekt westchnień „starosty”. Teresa Hałas była i owszem, ale to nie dla niej grał skrzypek, jak wyśpiewywał kiedyś Grechuta. Jej się nie dało w domu zamknąć albo w jakiś inny sposób „wyzerować”. Musiano na czas uroczystości pogodzić się z jej obecnością. Nawet gdzieś w starostwie po sesji Leńczuk miał rozżalony Szpaka pytaniami powtarzać, że on posłance promocję na dożynkach robił. No skoro tak to może lekarstwa pomylił albo zjadł niemyte owoce ze swojej działki, bo przecież ludzie słyszeli, jak Leńczuk z Madziarem spijali sobie miód z pyszczków. Byli, jak te dwa dalmatyńczyki z kreskówki Disneya w scenie, gdy oba jednocześnie wciągały pyszczkami nitkę makaronu tylko po to by ostatecznie w miłosnym finale ich wilgotne noski spotkały się ze sobą. Ryszardzie! Andrzeju! Takie lukry padały co rusz, a nikt nie słyszał Andrzeju! Tereso! Leńczuk nie prosił przedstawicieli innych partii, bo po co psuć Rysiowi widoki. To miał być popis jego organizatorskich talentów.

Nie wysilił się intelektualnie, bo na taki pomysł wpaść by konkurencji nie prosić nie jest trudno. To musiało być wiernopoddańcze widowisko, albowiem Leńczuk i radny „nepotek” Nieścior z Kraśniczyna muszą o Ryśka względy rywalizować z tymi z ratusza. Mamy tym sposobem wyścig do Ryśkowego serca kościółkowych ministrantów Leńczuka z jednej i ratuszowych biurokratów od Kościuka z drugiej. Śmiesznie jest przez to, a oni wpisują się w tendencję wieszania się przy cudzej klamce, bo sami nic nie potrafią wymyślić sensownego… Madziar rodem z Wołomina i nawet meldunek w Kraśniczynie tego nie zmieni – że to „ciało obce” Zakładają, że taki „na ślinę klejony” pomoże i nieba przychyli i jak tak, to czemu nie postawić na kogoś ze Szczecina wypada zapytać?

Grabczuk obecnie poseł PO kiedyś wicemarszałek sejmiku w żywocie Leńczuka to bardzo ważne ogniwo, a nawet epoka, kawał epoki. Kiedyś był jego jasnym panem, i to jemu Leńczuk służył, a służył wiernie i tak się go trzymał mocno jak klej, którym smarują plakaty w kampanii wyborczej. Bo kiedy „człowiek bez kultury” w wyniku kontroli zawiadywanego przez siebie KDK musiał wiać na z góry upatrzone pozycje to w całym przedsięwzięciu brał udział Szpak i przez to stał się dysponentem wiedzy co do szczegółów całego przedsięwzięcia. To dlatego dziś ma taką śmiałość do Leńczuka, któremu wtyka, co chce i kiedy chce. No i w jakiś sposób zatwardziały pisowiec regularnie opłacający składki musiał przetrwać w niesprzyjającym sobie środowisku Urzędu Marszałkowskiego, gdzie brylowało PO-PSL.

Co tam musiał robić, ile dawał z siebie dobrowolnie to sam wie najlepiej. Teraz Szpak to wszystko wykorzystuje i ruga go za byle co i poniewiera. Ten w odpowiedzi tylko głowę spuszcza, i to gapienie się na swoje buty, które swego czasu wytykał mu Janusz nie wzięło się znikąd. Nie potrafi się Leńczuk ociąć i odciąć, a potem zripostować, bo żeby tak zrobić trzeba najpierw mieć charakter… i tak to wygląda. Potrafi być „nieustępliwy” wobec swoich, tych mu się najlepiej okłada. To taki marny format polityka, niestety. Ech!  I są historie w naszym grajdołku z Leńczukiem i Grabczukiem w tle, które się fizjologom nie śniły, jak mawiał kiepski klasyk.

A o tym, jak potraktował posłankę… No mój Boże. Tego nie rozumie nikt z chyba nim samym na czele. Ma Leńczuk 66 lat jest emerytem z godziwą emeryturą, którą można porównać do pajdy białego pieczywa posmarowanego masłem z obu stron. W 2018 roku, gdy jeszcze pracował w Urzędzie Marszałkowskim w Lublinie jako smutny urzędnik mógł jedynie uśmiechać się do myśli o takiej ostatniej prostej do emerytury jako starosta. Jednak pojawiła się Teresa Hałas i dał mu drugą szansę, ale on miast być lojalnym i wdzięcznym to ją „koncertowo sprzedał”, bo niestety jest… i tu co, kto uważa, a słownik służy swoją pomocą. Tego, w jaki sposób to zrobił i po co nikt nie rozumie. Bo nie jest młody i głupi, i u progu kariery i chce osiągnąć coś w życiu, więc musi się ześwinić. Nie determinuje go gromadka płaczących dzieci w ciasnym mieszkaniu, które do spółki dzieli z teściami. Jednym słowem nic go nie pcha do zdrady, bo jest w innym okresie życia. Ma w sumie wszystko, a nawet więcej. Jest w przedsionku starości, czasu na podsumowania i refleksje. Może zapomniał, że może nie mieć szans na naprawę tego świństwa, które umyślnie popełnił. Ale może jest znacznie gorzej, w co ja wierzę, bo w ogóle nie uważa, że zrobił coś niewłaściwego. Bo to jest dziwny w sumie człowiek, który został pokarany już na początku tym, co ma w głowie. Mało lotny złośliwiec, który z głupotą i nonszalancją jest za pan brat. Nie rozumie tego, co robi, a nawet nie chce słyszeć o tym że może się pomylił i można inaczej. Jednocześnie jest „fanatycznie” religijny, jakby mógł to z księżmi krasnostawskich parafii koncelebrował by msze.

A tak na finał to po tym wszystkim Leńczuk z posłanką nie rozmawia i tak ją traktuje, jakby jej zupełnie nie było. Tak się zachowuje jakby wygrał wybory i miał mandat a przecież jest spoza rady.  I takich żeśmy czasów doczekali, że o przyzwoitość dopomina się były aparatczyk i funkcjonariusz ORMO. Najgorsze, że jest „w prawie” I tą smutną refleksją spod samiuśkiego ołtarza, via Latyczów żegnam czytelników do następnego razu…

 

 

31
3

Burdel, pierdel i serdel czyli rzecz o listach wyborczych PiS i nie tylko

 

PiS odsłonił karty i wreszcie opublikował pełne listy do wyborów parlamentarnych. Cytując Marszałka Piłsudskiego w naszym okręgu nr 7; burdel, pierdel i serdel… Można odnieść wrażenie, że „Nowogrodzka” szykuje się do roli opozycji, bo chyba znają prawdziwe wyniki sondaży. Ta lista jest marna, ale w w innych okręgach nie lepiej…

Dla Teresy Hałas posłanki z PiS od dwu kadencji i z powiatu krasnostawskiego miejsca ostatecznie nie przewidziano. Choć do piątku 1 września była na dziewiątce. Jej miejsce zajął członek zarządu sejmiku wojewódzkiego Zdzisław Szwed z Chełma, który wcale nie miał na te parlamentarne rejzy ochoty. Tym samym od kilkunastu lat wyborcy PiS z terenu powiatu nie mają „swojego” kandydata, na którego mogliby oddać głos. Za taką sytuację odpowiada politycznie; Robert Kościuk pełnomocnik powiatowy PiS a moralnie Leńczuk Andrzej do niedawna człowiek Teresy, a obecnie „dziki lokator” gabinetu starosty przy ulicy Sobieskiego, do tego członek PiS o długoletnim stażu, bezkrytycznie i bezgranicznie oddany partii. To jak się okazało Brutus powiatowej sceny i prawdziwe utrapienie.

Dziwne listy i egzotyczni kandydaci

W innych powiatach kandydatów wysyp przechodzący w nadreprezentację. Są takie, gdzie jest ich nawet po kilku, ale nie można nie odnieść wrażenia, że niektórzy znaleźli się na listach, dlatego że nie mieli co ze sobą zrobić. Wiele nazwisk tak naprawdę nic nie mówi. Tylko u nas i w powiecie włodawskim „bez reprezentacyjna” posucha. Z tym że włodawski nie miał posła, a krasnostawski miał i jeszcze ma, by teraz stracić wszelkie widoki. Na pierwszy rzut oka trudno pojąć, dlaczego wśród 24 kandydatów nie znaleziono miejsca dla dwukrotnej i aktualnej posłanki do tego do niedawna przewodniczącej rolniczej „Solidarności” Przewodniczenie to atut niebagatelny, ale dla rozsądnych, tym bardziej że obecny przewodniczący również nie znalazł się w kręgu zainteresowania „kompozytorów” list. Dla okulisty Misztala z Zamościa miejsce jest, choć wielu go w tej roli nie widzi. Czesława Caruk z Janowa Podlaskiego członek zarządu powiatu bielskiego również kandyduje!? Ta dwójka to reprezentanci grupy „egzotycznej” na liście. Najczęściej to urzędnicy i chyba z łapanki. Doprawdy ciężko pojąć zasady takiej kompozycji, kierując się racjonalnymi przesłankami.

Duszek wyzionął ducha i desant spadochroniarzy

Z obecnych posłów na aucie znalazł się również dwu kadencyjny Marcin Duszek z Radzynia Podlaskiego. I tu dochodzimy do przyczyny całego zamieszania oraz absencji Teresy. Duszek padł ofiarą łańcucha zdarzeń zainicjowanego pojawieniem się Ryszarda Madziara. Jego marsz w górę listy by ostatecznie dopchać się do „dwójki”, nie będąc posłem, a jedynie pełnomocnikiem od Sasina, tuż za Kamińskim doprowadził do takiego zamieszania, że Stefaniuk były prezydent Białej Podlaski i obecny poseł był bliski utraty widoku na dobre miejsce i w celu jego polepszenia poświęcono właśnie Duszka oddając Stefaniukowi jego radzyński matecznik.

To musiał być szok i konsternacja, bo miesiąc temu liderem całej listy PiS w „siódemce” widziano właśnie Stefaniuka bliskiego współpracownika senatora Biereckiego. Ostatecznie wylądował na „szóstce”, i to może być jedno z ostatnich miejsc „biorących” Lista do czwartego miejsca pełna spadochroniarzy. Trzeci jest Sachajko; kiedyś od Kukiza, a potem z PSL i z Zamościa. Czwarta Pawłowska, na którą gdy się dłużej patrzy, to widać naszego postkomuszego Piwkę. To kolejny import i gdy startowała z Lewicy 4 lata temu, to również była „spadochroniarzem” w siódemce. Teraz oprócz tego tytułu zyskała miano „obrotowa”. Ale to Madziar jest utrapieniem dla wielu regionalnych polityków PiS.  Dla nich, ludzi stąd, to ciało obce i do tego bezczelnie roszczeniowe. Pierwszym tubylczym posłem jest Tomasz Zieliński z Tomaszowa Lubelskiego na piątym miejscu!

Krasnostawski nowotwór z przerzutami czyli wojna domowa

W powiecie krasnostawskim sytuacja jest bardziej złożona, albowiem tu mamy wojnę domową i szarpaną między dwiema frakcjami PiS. Tak się ułożyło, że Tereska Hałas padła ofiarą konfliktu i „przegrała wygrany mecz” Wszystko dzięki spektakularnej zdradzie „starosty” Leńczuka alias Brutusa i gdyby nie to byłaby na listach. Jeśli mieć pretensje do kogoś, to właśnie do niego. Ten miast stać obok swojego posła, któremu zawdzięcza starościński stołek, bo jest na nim spoza rady, to zaczął kombinować na własną rękę. Leńczuk nie jest persona szczególnie lotna i zdolna przewidzieć konsekwencje swoich bezrozumnych pomysłów i co ciekawe to inaczej nie potrafi. Dostaje białej gorączki, gdy musi być racjonalny. W głupocie i absurdzie czuje się swobodnie jak ryba w wodzie. To typowy bezrefleksyjny dojutrek, duży chłopczyk. Funkcjonujący od koncertu do koncertu, od dożynek do dożynek. Mazowsze, czy Śląsk… nie słyszałby nigdy o nich gdyby nie miały zespołów folklorystycznych i co nie śpiewa albo tańcuje dla niego uwagi nie jest warte. Te przeżycia z pogranicza kultury i wygłupów organizuje dzięki stowarzyszeniu „Gloria Vitae”. Temu tworowi duszę, czy co tam ma zaprzedał i wszelką energię. Bo można lubić muzykę i wydarzenia plenerowe, ale gdy się jest starostą, to te nie mogą być treścią sprawowania urzędu. Tylko że Leńczuk tego nie rozumie.

Z drugiej strony barykady stoi powiatowy pełnomocnik PiS i burmistrz Krasnegostawu Robert Kościuk w jednej osobie. Jest zielony w polityce jak ruń pola golfowego w maju i też wyobraźnią specjalnie nie grzeszy, ale od porad ma Lucjana Cichosza byłego senatora i kandydata z PiS na posła w wyborach 2019 roku i przez to rywala Teresy Hałas. Cichosz został ściągnięty do ratusza na zastępcę, a raczej sam się ściągnął wiosną tego roku ze stołka dyrektora stadniny w Janowie Podlaskim by nadzorować „ostateczne rozwiązanie kwestii Teresy”, Ale do niego i Kościuka mieć pretensji nie wypada, a jeśli już to raczej symboliczne. A to dlatego, że obaj mają swoje rojenia i na nich wpływu nie ma. Z ich obecnością należy się pogodzić, ale taktownie przeciwdziałać, budując własną frakcję. Wysiłki tych dwóch spełzły by na niczym, gdyby Leńczuk trwał przy Teresie. Bo coby nie mówić to więcej atutów mimo wszystko miała ona, ale odkąd wymyślono zdradę i głupotę, a Leńczuk docenił korzyści płynące z tych dwu ścieżek kariery to zaczęły się problemy.

Pełnomocnik się nie popisał 

Poza wszelkimi wątpliwościami jest to, że sytuacja wygenerowana przez wojnę podjazdową godzi w mieszkańców i wyborców PiS, bo pozbawiono ich możliwości oddania głosu na kogoś, stąd, i to wystąpiło w pełnej bezlitosnej okazałości. Samemu Kościukowi, bo on politycznie za to odpowiada jest wszak pełnomocnikiem PiS na powiat taka sytuacja nie przynosi zaszczytu, a wręcz go definitywnie eliminuje, kompromituje i ośmiesza jako polityka i organizatora. Tak pomyśli statystyczny wyborca… Nie dość, że nie potrafił załagodzić konfliktu, to jeszcze pielęgnował powiatową wojnę w najlepsze. Nikogo też nie wypromował na jej miejsce bądź w kontrze. Pełnomocnik nie jest od prowadzenia prywatnych wojenek tylko od budowy struktur i współpracy z lokalnym posłem, jaki by on nie był. W polityce nie ma miejsca na uprzedzenia i animozje, a jak się tego nie rozumie, to zawsze można dać sobie spokój… albo zostać pośmiewiskiem. Kościuk, gdy brał pełnomocnitwo za poręką Sasina wiedział, że to sytuacja sprzeczna z logiką poprawnych relacji. Ale mimo to trwał w swoim przekonaniu i eskalował konflikt. By go prześledzić wystarczy sięgnąć do lokalnych gazet.

Czy naród polityczny się zakocha?

To, że Kościuk będzie optował za Madziarem było oczywistym. W końcu ten jest od Sasina, od którego dostał pełnomocnictwo na powiat i dla niego Madziar to Sasin, tylko mniejszy. Duet z ratusza przekonał Madziara, że wycięcie Teresy zagwarantuje mu wygraną, bo ta na liście może mu jakoś zagrozić. Oni natomiast za wypchnięcie jej z listy i tym samym pozbawienie wpływów zrobią mu w powiecie świetną robotę i wprowadzą w teren, a kogo się da to nakłonią do zakochania się w nim. To ostatnie niemożliwe, ale co szkodzi obiecać. „Naród polityczny” miewa chimery, ale przymuszania nie cierpi i takie salta nie wychodzą nikomu na zdrowie. Przekonał się o tym Cichosz w Siennicy Różanej cztery lata temu. Dostał poparcie od Szpaka z PSL i Proskury, ale mimo to zarobił w całej gminie 90 głosów, gdy skazywana na pożarcie poseł Tereska Hałas ponad 240… bo polityka i wybory to nie algebra, gdzie dwa plus dwa daje cztery tylko psychologia z pełnym wachlarzem emocji. Ale co tam,  Ryśkowi zależy! Skoro ktoś tyle oferuje, a jego przecież interesuje mandat!? Głupi ten co daje, ale jeszcze głupszy ten co nie bierze!

No i wyjałowili powiat do gołej ziemi, byle tylko jej się pozbyć. Życie odradza się nawet po erupcji wulkanu ale to będzie takie jak oni chcą. Cichosz zakłada, że po wyborach parlamentarnych razem z Kościukiem będą układać listy do wiosennych wyborów samorządowych, bo oni jako jedyni ostaną się na krasnostawskim pustkowiu i z protektorem Madziarem za plecami. I tylko o to chodziło, o nic więcej.

Na co liczy Leńczuk z Nieściorem ?

Natomiast Leńczuk nie wytrzymał, bo jest bez charakteru i miast skupić się wkoło poseł i budować zaplecze to dosłownie z jednym radnym Nieściorem tak samo lotnym, jak i on poleciał w te pędy do Madziara, chcąc mu się podlizać. Nawet nie kalkulował szans posłanki, a te miała całkiem spore, jak to mówią wylał dziecko z kąpielą i poszedł na skróty. Jako wkład do klubu wielbicieli Madziara wniósł swoją zdradę co można porównać do „otwarcia bram obleganego miasta”, Bo ta zdrada jest nie, byle jaka przecież na stronę przeszedł sam STAROSTA i zaufany posłanki. A skoro opuściło ją własne otoczenie, to jej szanse stopniały do zera i wszyscy są zadowoleni! Tu ciekawostka! W 2021 to Hałas Teresa ratowała Leńczukowi absolutorium. On wtedy już był trzeci rok starostą i jak widać przez ten okres nie zmężniał i żadnej konsolidacji środowiska nie dokonał. I z taką charyzmą chce teraz iść w politykę.

Leńczuk liczy, że po wyborach Madziar doceni i zagwarantuje jemu i Nieściorowi miejsce na listach. Tylko że tego mogą nie doczekać, bo duet z ratusza wszystkich uciekinierów od Teresy Hałas wyeksterminuje co do jednego i nikt im w tym nie przeszkodzi. Bo z kim będzie się liczył Madziar? Z Leńczukiem, który ma Nieściora z kilkorgiem wnucząt. Czy z Kościukiem i Cichoszem którzy coś tam mają i byli pierwsi? Na Siennicy Różanej buduję się struktury PiS i to kolejna ciekawostka ale te są robione pod ratusz. No i ratusz chce pełnej władzy i kontroli. Głupcami by byli, gdyby tego nie zrobili.

Po co im oni, skoro mają swoich, a wiedzą, ile z nimi kłopotu? Wiedzą też, ile warci, skoro zdradzili kogoś, kto im dał wszystko. Juliusz Cezar mawiał, że zdrady przyjmuje, ale zdrajcami gardzi. Cichosz raczej o Cezarze nie słyszał, bo to nikt z Żółkiewki, ale zasadę zna. Jednym słowem, gdyby nie tchórzostwo i głupota Leńczuka sytuacja, gdy w powiecie brak kandydata na posła nie miałaby miejsca i tylko on za to odpowiada. Wstyd…

Determinacja jednak podziwu nie godna

Samo przekonanie o tym, że obcy niezwiązany z powiatem będzie o ich poświęceniu pamiętał to tylko ściema i celem rzeczywistym było zlikwidowanie Teresy, a pod jakim pozorem i przy użyciu, jakich argumentów i czyimi rękoma to już jest mało istotne, bo cel uświęca środki. A opinię buduje się na faktach, a nie na metodach… Tak przynajmniej uważa Machiavelli Takie same nadzieje pokładano w Sasinie 4 lata temu. I ile razy ten był w Krasnymstawie? Ile biur poselskich założył i gdzie jest obecnie? Dziś startuje z „jedynki” w Białymstoku, czyli wędruje po ścianie wschodniej w najlepsze… ale tak jak wspomniałem mnie, to wygląda raczej na działanie w celu wycięcia Tereski, a jak to się dokona, to nawet bez Madziara sobie damy radę. Tak myślą w ratuszu… Przegrany będzie tylko Leńczuk, bo zdrajców nie szanuje nikt. 

A jak w innych powiatach ?

A jak myślą w innych powiatach „siódemki” Tam nikt nie odważyłby się stawiać na obcego spadochroniarza. Taka sytuacja wydarzyła się tylko w powiecie krasnostawskim! I gdyby cel był rzeczywiście szczytny, to można by docenić upór i wizjonerstwo. W Zamościu za Zawiślakiem otoczenie stanęło murem i delegacje na Nowogrodzką waliły jak pociągi z zaopatrzeniem na front. W efekcie, czego wyszarpano dla niego 11. miejsce. I może to nie jest imponujące, ale mimo wszystko jest, i to był test dla struktur, który te zaliczyły. W sąsiednim Biłgoraju gremialnie władze starostwa poparły aktualną poseł i kandydatkę Beatę Strzałkę, jest na liście 13. A w Krasnymstawie, co zrobił Leńczuk, ile razy był z delegacją w sprawie swojej posłanki na Nowogrodzkiej? Zrobił wiele, aż nie wiadomo jak rachować i tylko po to by nie zrobić nic. Organizował koncerty dożynki i plótł głupoty, a potem zwiał do „sasinowego chrześniaka” na kilka miesięcy przed ogłoszeniem składu list, bo sobie uroił, że zostanie drugim Paderewskim. Ten, jak wiadomo próbował łączyć kulturę z polityką, ale nie wyszła mu ta hybryda. Nasz Leńczuk nie jeździł, nie zabiegał, tyłka nie ruszył, choć padały od radnych propozycje i on o tym wie, bo był przy tych rozmowach. Ale i na takie kompromitacje znalazł wyjście, a te są jeszcze większą kompromitacją, bo wszystkiemu zaprzecza i tłumaczy się w sposób tak naiwny i głupawy, że słuchacze o słabszych nerwach mogą, posunąć się do rękoczynów tudzież, rozważać wariant, czy napluć w twarz, czy pod nogi. Wiem coś o tym, bo niektóre słyszałem na własne uszy i nikomu nie życzę.

Reasumując… to paradoks jest taki, że Tereska Hałas z „dziewiątki” pomogłaby „chrześniakowi Sasina” i całej liście więcej niż jej absencja. Wilk byłby syty, a owca cała… Ale jak wspomniałem, być może nikt w PiS nie wierzy w sukces, bo w całym kraju jest masa rozczarowań, a u nas pomogły urazy tych z ratusza i głupota Leńczuka. Można było jej zaproponować inne miejsce, ale na to nikt nie wpadł. I to przemawia za tym, że jej eksterminacja nie była przypadkiem, bo jej ma nie być w ogóle. Nawet jako przegrany poseł stanowiłaby dla ratusza zagrożenie. A tak skorzysta ratusz i myśli że skorzysta Leńczuk.

Kiedy cztery lata temu PiS szedł do wyborów nie był „zużyty” władzą i listy wyszykował w oparciu o zasadę „wszystkie ręce na pokład” To był PiS sprzed pandemii i wojny… Ale teraz powinien być zdeterminowany bardziej i powtórzyć tamten manewr.  Tam jednak widać kapitulację i markowanie ofensywy, tak samo jak nomen omen na wojnie za naszą wschodnią granicą… Ale to ich problem.

U nas krąży bezpodstawna opowieść z kręgów władzy, kolportowana celowo i co do tego nie ma wątpliwości. Wszystko po to by przykryć małostkowe i w sumie prymitywne ale prawdziwe powody o których była mowa. A ta mówi jakoby Hałas Teresa nie jest na liście gdyż podpadła Kaczyńskiemu za „piątkę dla zwierząt”  i to jest kara. Skoro tak, to czemu są na nich Ardanowski i Zawiślak ? Zawiślak został tak jak Teresa zawieszony, a Ardanowski nazwał „piątkę” łajdactwem. Odpowiedź jest prosta… Są bo za nimi wstawiło się otoczenie i zaplecze, a u nas kto miał to zrobić, skoro Leńczuk już rok temu znalazł pomysł na siebie i prysnął do Madziara. To jak w takich okolicznościach nie zgodzić się z Grzegorzem Braunem, który mawia; gorszą od chamstwa jest tylko zdrada. 

36
5

Siennica Różana jak Wrocław czyli abstrakcyjne pomysły na eko biznes

Dziś o tym, że opozycja w radzie gminy jest potrzebna, ale przede wszystkim o pomyśle, który ma „pomóc ziemi”, a tak przynajmniej twierdzi jeden z bohaterów felietonu. Sam pomysł jest w naszych warunkach abstrakcyjny, ale mimo to bardzo korzystny dla mieszkańców; pod jednym warunkiem… że nic z tego nie wyjdzie.

Tytułem zagajenia trzeba pamiętać, że Proskurowa Siennica ekologiczna i przyjazna środowisku, jak diabli. Nawet jest na to certyfikat! I to jest to czerwone jabłuszko przywiezione czy dosłane kiedyś Leszkowi z Warszawy. Jabłuszko z plastiku… podobno. A jak ta przyjazna gmina wygląda w praktyce? Wystarczy przypomnieć, że była w planach biogazownia na Zagrodzie i do tego ludziom pod nosami. Lud tamtejszy jednak się zbuntował i Alicja Pacyk w jego imieniu i za jego przyzwoleniem oprotestowała smrodliwe przedsięwzięcie i skutecznie, bo nic z tego nie wyszło. Wójt się nie poddał i swojego dopiął! Lewą wytwórnią łazienkowej armatury na czynnym ujęciu wody w sąsiednim Kozieńcu. A ponad dwa lata temu wrócił na Zagrodę z PSZOK, który spalił na panewce. Ale się nie poddał i susem z PSZOK przeskoczył na Siennicę Dużą. Chciał go lokować przy głównej ulicy i pod nosem oraz oknem imć Tomaszewskiego. I znów pomysł nie wyszedł tylko dlatego, że wspomniany stanął okoniem do spółki z sąsiadami. Dziwne w sumie te pomysły i jeszcze dziwniejsze źródła determinacji naszego Leszka…

Prezentacja na sesji

Obecnie chyba jesteśmy świadkami kolejnej próby. No i w tym duchu 10 sierpnia na sesji rady gminy Siennica Różana pojawiło się „trzech cwanych biznesmenów” spod Chełma z jeszcze cwańszym pomysłem na biznes w Proskurowej Siennicy. Co ciekawe, to jeden z nich swego czasu wykonywał usługi zbioru płodów na terenie gminy Siennica Różana. Przez co gminę dogłębnie spenetrował i można powiedzieć inwestycyjnie się w niej rozmiłował. Sam to przyznał… i dlatego tu chce umiejscowić swój biznes, a pozostali dwaj dzielnie mu w tym sekundowali.

Dlatego przyszli na zaproszenie wójta, by się naocznie zaprezentować i opowiedzieć o szczegółach planu, który uczyni gminę jeszcze bardziej awangardową w ekologii i „pomoże ziemi” Plan trzech eko biznesmenów zasadza się na tym, że chcą kupić pięć hektarów w Kozieńcu, tam gdzie kiedyś była piaskownia, a potem mają zamiar wybudować „kompostownię odpadów zielonych” oczywiście na wolnym powietrzu. Surowcem będzie wszelakie dobro pochodzenia roślinnego; trawa, gałęzie… Cały proces „z pola na stół” ma wyglądać, tak że… UWAGA… rolnik, jeśli ma dajmy na to trawę, to nasamprzód musi łąkę skosić, trawę zebrać i przywieść im na składowisko. Tak na marginesie to właśnie eko biznesmeni zwracali uwagę na to, że gmina obfituje w łąki, których nikt nie użytkuje rolniczo. Zapleczem, dostarczającym surowca ma być niemalże cała Lubelszczyzna! No niezły abstrakt! I mają chłopaki rozmach…

Ale to nie jest najmocniejszy punkt programu, albowiem, gdy już rolnik dowiezie, to musi zapłacić biznesmenom za odbiór trawy. O, i to jest dopiero mocne!? Potem, za bramą i na placu, gdy ta trafi na silos będzie regularnie napowietrzona poprzez mieszanie. To ostatnie brzmi bardzo swojsko i w naszej gminie to słowo wytrych do zrozumienia wielu sytuacji…

Gdy się już stertę napowietrzy, to ta przeistoczy się siłami natury w „ulepszacz glebowy”. Wtedy szczęśliwy rolnik będzie mógł ów „dar słońca i wiatru” nabyć, by sobie go rozsypać po polu, czy ogrodzie, coby mu rosło do samego nieba. Oczywiście nabyć może za pieniądze, bo jakżeby. Eko biznesmeni nawet podali szacunkową cenę i ta oscylowała między 40 — 55 złotych za tonę. Sprytnie, jak widać, zadbali o stały dopływ gotówki na każdym etapie działalności. Tak naprawdę to koszty zostały zrzucone na barki rolnika, którego tylko trzeba namówić, bo na szczęście jeszcze nie ma administracyjnego przymusu. To, że nie można spalać liści, czy podciętych gałęzi nie jest póki co zagrożeniem, bo każdy znajdzie miejsce na składowanie gdzieś w obejściu. Wieś ma, jak widać, zalety. A skoro tak to, o co chodzi?

Wójtowi się podoba !

Wizyta tych trzech z prelekcją była, po to, by zachować pozory transparentności. To ma wyglądać jak spektakl kwitnącej demokracji. No i całą odpowiedzialność mają ponieść radni od Proskury. To przypomina przerzucenie kosztów na rolnika, o czym wspomniałem wyżej. No ale taka nasza specyfika, i oni już nie takie rzeczy przepychali swojemu pryncypałowi… Zrobią to, ale nie od razu, bo wójt już jest przekonany, czego dał wyraz na komisjach rady przed sesją. Leszek opowiadał o całym projekcie z wypiekami na twarzy, i to mało powiedzieć. Chłop się do tego wręcz zapalił jak kiedyś stodoła komendanta Janusza! Opowiadał rozemocjonowany, że to bardzo ciekawe i że będą korzystać ze środków unijnych. Później się okazało, że jednak nie i chcą w ten biznes zainwestować własne pieniądze.

Leszka radni pytali ale ostrożnie

Leszek na sesji siedział cicho i tylko okiem łypał. Nie był zadowolony, że pada wiele pytań i do tego szczegółowych. Jego radni pytali, ale tak jakby wyczuli intencje szefa; byle nie za dużo wypłynęło i te najistotniejsze były dziełem radnych opozycyjnych; Andrzej Korkosza i Alicji Pacyk, ale o tym za chwilę. Marysia Jeleń pytała, czy dróg nie uszkodzą, dowożąc i wywożąc urobek, a Kargula ciekawiło co z utwardzeniem podłoża, bo piaskownia na wodzie stoi.

Eko biznesmeni nie mieli trudności z odpowiedziami i na wszystko sypali gotowymi ripostami. Teren się utwardzi i nic nie przesiąknie. Będą szamba na odcieki, a drogi nie ucierpią, bo rolnicy będą w większości przywozić surowiec ciągnikami. Ot co!? Nawet gdy Manio Mielniczuk zapytał, czemu na swoich gruntach tego nie robią, bo zauważył, że jeden z eko biznesmenów jest rolnikiem to właśnie ten „rolnik” odpowiedział, że u niego w gminie jest plan przestrzennego zagospodarowania i ten nie przewiduje takich inwestycji. A zapłacić za jego zmianę to rzecz kosztowna. I po co taki wydatek, skoro po sąsiedzku w Siennicy planu przestrzennego brak i jest wszechmocny i światły wójt, który samodzielnie decyduje, wydając decyzję o warunkach zabudowy.

Gdyby radni zaczęli obawiać się, że na placu bio fermentowni mogą się dziać rzeczy inne niż deklarowane to i tu była niespodzianka… Inwestorzy chcą zatrudnić z terenu gminy ze dwie może trzy osoby jako operatorów ładowarek. No i taki ktoś jednocześnie będzie robił za gminny monitoring i męża zaufania. Wystarczy go zapytać co się tam dzieje i on odpowie albo sam będzie gadał. Nie ma co! Metoda bardzo nowatorska i opierająca się na znajomości duszy tutejszego ludu. Znając życie to lud tutejszy ją udoskonali, bo taki operator i mąż zaufania w jednym pewnie po jakimś czasie zacznie żądać dodatkowych opłat za informacje z placu. Jak się dobrze postara, to będzie miał drugie pobory bez ZUS i podatku.

Sęczkowskiego zainteresowało jak taki zakład wygląda i czy nie dałoby się go „odzobaczyć” Odpowiedzieli mu, że najbliżej „coś zbliżonego” jest w Białej Podlasce, ale tam przerabia się inny surowiec. I jakby bardzo chciał zobaczyć „100% wzorca” to Wrocław ma spółkę komunalną o takim profilu działalności…

Przegłosować i to już !

Na koniec eko biznesmeni uznali, że proces „uwodzenia radnych” dobiegł końca i zawnioskowali, by ci przegłosowali sprzedaż tu i teraz. Banach, jednak przystopował te zapędy, bo on też chce mieć coś do powiedzenia jako przewodniczący rady. Dobro lokalnej społeczności u niego plasuje się na dalszych lokatach. Hamował, bo tego jego majestat wymagał… Ci z kolei ponaglali, bo czuli się pewnie po wstępnych rozmowach z wójtem…

Pytania radnych z opozycji

Z daleka wszystko pachnie opowieścią tak bezczelnie naiwną, że strach słuchać bez uszczerbku dla inteligencji. A że wójtowi to się podoba jest niechybnym znakiem, że coś w tej historii nie jest do końca dopowiedziane. Dla mnie to „maskirowka”, jak z buntem Prigożyna. Leszka nieskrywana radość jest najlepszą rękojmią, że to inwestycyjny szajs. Jedyną „prawdą” w tym wszystkim jest to, że chcieliby wejść w posiadanie pięciu hektarów, i to rzeczywisty cel. Co tam zrobią, gdy kupią to już pozostaje w gestii ich wyobraźni i finansów. A to, że chcą zainwestować swoje, a nie unijne znaczy, tyle że w każdej chwili mogą zmienić decyzję. Swój grosz się z reguły szanuje. Jak powszechnie wiadomo oparcie się na zewnętrznym finansowaniu krępuje na kilka lat. I akurat ten fakt prywatnego finansowania wyłowił Korkosz, bo zaczął pytać.

Alicji Pacyk udało się ustalić, że istnieje możliwość zmiany profilu, gdyby przerób masy roślinnej nie zdał egzaminu, bo byłoby go zbyt mało. Eko biznesmeni zapewnili, że nie chcieliby tego robić, ale tak czy siak furtka istnieje, a skoro nic ich nie wiąże tylko własna wola, to różnie może być. I co mieli odpowiedzieć na tym etapie podchodów?

Ach ten Wrocław !?

Ten Wrocław, na który się powołali jest równie interesujący i nie napawa optymizmem. Nie dlatego, że szkodzi otoczeniu, tylko tamta działalność jest wkomponowana w profil tamtejszego zakładu komunalnego. To coś jakby odnoga PSZOK w ramach, której stworzono Kompostownię Odpadów Zielonych. Odpady można dostarczyć maksymalnie w ilości 0,7 m³ (6 worków 120l) Ponadto przetwarzają odpady z ogrodów i parków, z których powstaje organiczny środek poprawiający właściwości gleby „e-kompost” i tam oddaje się za darmo. Wobec tego faktu chyba nikt nie przejdzie obojętnie. To już całkiem zmienia postać rzeczy. Duże miasto dysponuje odpowiednią ilością zielonego surowca, z którym mieszkaniec nie ma co zrobić, bo to miasto. Wrocław liczy ponad 674 tysiące mieszkańców w tym część dysponuje trawnikami i przydomowymi ogrodami. Surowca mają tym samym po kokardę i jego przerób ma sens. Do tego dochodzi logistyka, bo to teren wysoce zurbanizowany. I to jest właściwy moment na kolejną ciekawostkę, do której dokopała się Alicja Pacyk swoimi pytaniami. Otóż nasi eko biznesmeni przewidują obrót na poziomie 3 tysięcy ton w ciągu sezonu od kwietnia do listopada, a to tyle samo, co ma wrocławska kompostownia w 674 tysięcznym mieście!

Wieś ma swoją specyfikę… na szczęście

Mają rozmach i brak hamulców!? Ale u nas… w wiejskich warunkach przy takich „zachętach”, gdzie trzeba za wszystko płacić ta inwestycja nie ma szans powodzenia. To raczej atrakcyjna ściema. Jak wyżej, na wsi takie problemy rozwiązuje się inaczej z racji przestrzeni. Może jedyną korzyścią będzie fakt, że ujawnią się najmniej rozgarnięci z okolicy. Bo zapłacić za wszystko z uśmiechem to trzeba mieć pewne intelektualne braki, mówiąc oględnie. Już widzę jak za dopłatą zwożą im z całego województwa zieleninę… Z tego mogą być jedynie zadowoleni psychiatrzy i socjologowie, bo to doskonały materiał do badania specyfiki umysłowości mieszkańców ściany wschodniej… Tyle pożytku.

A tak finalnie to kiedy Bonaparte planował inwazję na Wyspy Brytyjskie pojawił się cwaniak i hochsztapler niejaki Quatremere-Disjouval, który chciał go zainteresować koncepcją kawalerii na wytresowanych do tego celu delfinach. Te wystrojone w odpowiednie uprzęże i worki z powietrzem, by nie nurkowały zbyt głęboko miały na swoich grzbietach przenosić francuskich żołnierzy na angielskie wybrzeże. Napoleon, jak to usłyszał to się wściekł i o mało cwaniaka nie skrócił o głowę. Taka historia, a wójt powinien być w skowronkach, bo przez chwilę był plasowany na poziomie Cesarza Francuzów. Tylko że, jak widać, głupich pomysłów nie wytępisz, ale można ograniczać ich zasięg. Co prawda nie pomaga w tym „polityczna poprawność” No ale nasz wójt nie Napoleon, więc… przyklasnął pomysłowi i może on jako jedyny zna prawdziwe zamiary. I skądś eko biznesmeni wiedzieli, że w Siennicy są łąki i kandydaci na barany, które będzie można strzyc, a jak i to się skończy, to odzierać ze skóry, mówiąc przy tym, że to wszystko dla ich dobra…

24
0

W społeczeństwie ogarniętym powszechną wariacją miejsce jedynego człowieka przytomnego jest w szpitalu wariatów.

 

Dziś zupełnie z innej beczki. Temat felietonu to w sumie przemyślenia zainspirowane rocznicą Bitwy Warszawskiej. Część poruszonych zagadnień dotyczy historii Polski z ostatnich 300 lat i tego czym i po co jest „frazes” Zapraszam do lektury.

Od połowy XVIII wieku w Polsce rządzi pusty frazes. Był i wcześniej, ale od tego czasu wziął zdecydowanie górę i jak już się umościł na tronie, to zejść z niego nie chce. To jest plan, sposób i pomysł na złapanie steru rządów i możności żerowania na zasobach państwa oraz obywatelach. Tego im się nie mówi wprost, bo niby wszystko dla ich dobra.

W takich okolicznościach państwo nie może funkcjonować, bo frazes nie przewiduje rozwiązań dla gospodarki, polityki zagranicznej i zdefiniowania interesu narodowego. To jest opcja na „tu i teraz” jednocześnie funkcjonuje agentura nazywana jurgieltem. To nic innego jak służalczość wobec obcych nie zawsze ościennych państw, oczywiście za ” złoto z ich sakiewek”. Sąsiedzi są z reguły „przezorni” i lubią wiedzieć co się za płotem dzieje, a jak mogą mieć wpływ, to korzystają. Polska, czy jak tam wcześniej się nazywała, gdy była lepiej rządzona również takich okazji nie przepuszczała. Tak to wygląda…

Człowiek lepiej się czuje jak sam siebie okłamie

Bywały i dobre pomysły na Polskę, ale te jakoś nie miały siły przebicia, bo jurgielt skutecznie je torpedował. No cóż, kiedy się wejdzie na taką ścieżkę to trudno z niej zejść. To trochę tak jak próbować wyskoczyć z pociągu, gdy ten mknie przed siebie albo uciekać z rozkręconej karuzeli. Tyle nasze elity zdołały wymyślić przez ostatnie 300 lat. W efekcie, czego frazes i jurgielt jako pomysł na państwo to nasz jedyny wkład w historię polityczną świata i zarazem nasze utrapienie oraz przyczyna zgryzot, ale tylko dla tych, co rozumieją istotę problemu. Znakomita większość woli wierzyć w propagandę, bo to wygodne i lepiej się człowiek czuje…

Nie szanują nas, bo się sami nie szanujemy

Przez to nas świat nie traktuje na poważnie i nie szanuje. Mówią przy tym żeśmy łatwowierni. Tak twierdził Churchill a wiedział, co mówi, bo akurat to jemu żeśmy uwierzyli i zaufali. Ambasador Rosji za czasów Katarzyny II Otto Magnus von Stackelberg zdiagnozował bardzo trafnie Polską duszę i wedle tego Polacy kochają się we frazesie, patosie i pustosłowiu. Czyli my to lubimy i trafiło na podatny grunt. Głosiciele takich mądrości, za którymi nic nie idzie zawsze znajdą drogę do naszego serduszka, a jak tam już trafią, to nieszczęście gotowe. U nas „mózg polityczny” nie istnieje, a jeśli jest to może wielkości kurzego. Polak w znakomitej większości nie wierzy w to, że świat rządzi się inną dewizą. Ta opiera się na czymś podobnym do zasady wzajemności.

Ale jak już o tym mowa, to ciekawostka. Proszę znaleźć zasadę wzajemności w stosunkach polsko-niemieckich dotyczących praw mniejszości narodowych. Niemcy u nas z nich korzystają, w sejmie zasiada poseł reprezentujący „mniejszość niemiecką” a Polacy w Niemczech nie mogą nawet marzyć o czymś takim. To od razu i bez litości pokazuje nasze miejsce w szeregu i stopień suwerenności. Wracając do wątku to polityką krajów poważnych rządzi interes z bilansem zysków i strat. Co będziemy mieć z tego albo co nam grozi jak tego nie zrobimy, i to jest jasne i czytelne, tylko nie między Odrą i Bugiem, bo tu jest „frazes” Nawet w sytuacjach z nożem na gardle „frazes” bierze górę i kombinatorstwo.

Kajdany zdjęte razem z butami

W Dreźnie po pobiciu Prus i po po powołaniu Księstwa Warszawskiego Napoleon rzucił hasło, że trzeba w nim uregulować stosunki na wsi. Co się rozumiało jako nadanie chłopstwu praw i swobód. Bonaparte wyrósł z idei Rewolucji Francuskiej i tam, gdzie stanęła jego armia wprowadzał swoje porządki. Pomysł był francuski jednym słowem i dobry, ale wykonanie już polskie i po polsku się skończyło, czyli nadętym frazesem… Na mocy dekretu z 21 grudnia 1807 roku, nadano chłopom taką wolność, że ci skończyli w jeszcze większym zniewoleniu. A już wtedy po Insurekcji Kościuszki wiedziano, że chłop może być przydatny, i to potencjalny sojusznik. Już wtedy w Uniwersale Połanieckim Kościuszko poszedł do przodu bo „rozczytał” potrzeby wsi, ale mimo to dekret z grudnia cofnął czas, choć to się wydaje niemożliwe. Reforma wedle ukazu polegała na osobistej wolności, ale bez prawa do własności uprawianej ziemi. Chłop bez ziemi jest nikim, czyli nic to nie zmieniło w jego położeniu. Oczywiście mógł na niej pracować, ale ta była własnością szlachcica, a jak robił to w sposób niezadowalający, to mógł zostać wyrugowany. Jeśli chciał się swobodnie przemieszczać i podjął decyzję, że chce iść w świat był zobowiązany do pozostawienia swemu panu całego inwentarza i zasiewów z narzędziami. A często do odejścia motywował go fakt, że nic nie było jego. Bo nic tak ludzi nie trzyma w miejscu, jak własność. I „Góra urodziła mysz”, bo po co, komu wolność bez własności. Mówiono nie bez racji o tym akcie, że „zdejmował chłopu kajdany z nóg razem z butami”.

Reforma Wilczka 

Ta sytuacja z 1807 w skutkach i zamyśle przypomina ustawę Wilczka z 1988 roku, która była liberalna przez 18 miesięcy, a potem tak ją wyregulowali, że znów wróciła komuna i państwo steruje ręcznie gospodarką poprzez system koncesji. O uwłaszczeniu celowo też nikt nie mówił, bo łatwe do przewidzenia to, że drobny właściciel i przedsiębiorca z miejsca poprze partie z programami ograniczającymi socjal i rozdawnictwo oraz optującymi zmniejszenie interwencji państwa w gospodarkę. I można o tym jeszcze długo pisać…

Hekatomby za guziki i  czy świat ma sumienie ?

Inny „frazes” to ten z 39 roku „nie oddamy ani guzika”, bo mamy gwarancje Wielkiej Brytanii, Francji i honor! To znowu dowodzi braku zrozumienia, czym jest polityka zagraniczna. Brać w ciemno gwarancje od państwa bez de facto armii lądowej. A drugi gwarant taki chętny do wojaczki po hekatombie Wielkiej Wojny, że całą armię schował za wybudowaną linią statycznych umocnień.

W efekcie tego „frazesu” oddaliśmy gacie i nie tylko, bo niemożliwym jest wygrać starcie z pierwszą armią świata. Wehrmacht do końca 1941 równych sobie nie miał a gospodarka Niemiec była drugą na świecie i pierwszą w Europie. Władysław Studnicki rówieśnik Piłsudskiego nawet napisał o tym książkę „Wobec nadchodzącej II wojny światowej”  W niej wszystko skrupulatnie wyłożył, policzył i udowodnił. Przewidział zwyczajnie przyszłość ale rząd Sławoja poszedł dalej… i zarekwirował cały nakład, a co było potem to wiadomo. No i przecież honor…

By już skończyć ten wątek to warto wspomnieć, że byliśmy w pewnym sensie inspiracją dla Francji. Marszałek Petein umotywował jej kapitulację tym, że woli się poddać i ocalić choć część państwowości i terytorium bo wojna do samego końca w efekcie odda go na pastwę wroga. Określił taki stan mianem „polonizacji”. Wiedział co Niemcy w naszym kraju wyprawiali po wrześniu 39. Tak nas zapamiętano…

Nie mądrzejsi byli inspiratorzy powstania warszawskiego, którzy tak jak Okulicki twierdzili, że zbrojnym zrywem i przelaną krwią wzruszymy sumienie świata… Co ciekawe, współczesny Okulickiemu Anders decyzję o powstaniu nazywał zbrodnią. I to już przypomina teraźniejszy frazes…

Ukraina mocarstwem i kto ma roszczenia?

Wojna na Ukrainie, gdzie Ukraińcy walczą po to byśmy my nie walczyli, czyli ta się toczy w rzekomo naszym interesie, a silna Ukraina to bezpieczna Polska. To są prezydenta Dudy Andrzeja interpretacje… W tym momencie najlepiej chwycić za młotek i palnąć się w czoło, jeśli raz nie wystarczy to operację powtórzyć. Szaleńcem trzeba być lub zwykłym durniem by w to wierzyć. Ukraina ma względem Polski roszczenia terytorialne i u nich to wcale nie jest margines polityczny. Gdy będzie silna jak chcą niektórzy, to zechce wyegzekwować to, co jej się „należy”. Tym bardziej, jeśli okroją ją na wschodzie i różnie może być… USA i całe NATO gdy się uparło, to „kosowskim albańczykom” wykrojono państwo z Serbii, by ją rozbić i zantagonizować. Rosja tego nie poparła i taki precedens posłużył jej przy aneksji Krymu…

Skoro o roszczeniach terytorialnych; to Niemcy również je mają, aczkolwiek nie podnoszą ich tak wprost. Ale za kanclerstwa Adenauera atlasy geograficzne pokazywały Niemcy w granicach z 1938 roku. Ten kanclerz był wręcz wściekły na okrojenie Niemiec na wschodzie i zachodniej granicy PRL nie uznawał. Zmieniło się to dopiero za jego następcy Willego Brandta i dobrze byłoby to pamiętać.

Rosja o dziwo żadnych roszczeń terytorialnych sobie nie rości, ale my ją mamy nienawidzić, bo taka mądrość etapu…

Umowa z 2 grudnia 2016 roku gwoździem do trumny

Tak żadne poważne państwo nie traktuje swojej polityki zagranicznej. Ale przecież Polak wszystko łyknie jak mawiał w 2005 roku Kurski Jacek alias „mister 3%” że „Ciemny lud, to kupi”. Zadłużamy się między innymi na poczet pomocy zbrojnej dla Ukrainy. Kupiony przez nas sprzęt i ofiarowany jedzie tylko po to na wschód, żeby Rosjanie go spalili, bo Leopardy też płoną, i to jak! A nasza hojność na podstawie umowy zawartej 2 grudnia 2016 roku. Z jej treści wynika, że w razie napaści na jedną ze stron umowy to strona druga zobowiązuje się do udostępnienia napadniętemu wszystkich zasobów państwa niezbędnych do prowadzenia wojny, i to wszystko ZA DARMO! W umowie to się nazywa nieodpłatnie. Żadnych weksli nic…

Z defilady na front i wojna kosztuje

Ostatnio nasze władze posunęły się do pewnej nonszalancji i 15 sierpnia na rocznicę cudu nad Wisłą i Święta Wojska polskiego ulicami Warszawy przejdzie defilada. Pierwsza na bogato od trzech lat! Ma być 200 egzemplarzy różnych broni i 2 tysiące żołnierzy. Obawiam się, że to, co pokażą to akurat to, co jeszcze nie zostało wywiezione w ramach umowy. Ale może być i, tak że sprzęt pojedzie z defilady prosto na front (bo jak nie, to będzie afront), tak jak miało to miejsce w 1941, kiedy oddziały Armii Czerwonej z defilady przed Stalinem na Placu Czerwonym szły wprost w okopy bić Niemca. Świat nie zna takich regulacji, by pchać się w konflikt, nie mając żadnych celów politycznych i dawać miliony w sprzęcie i zasobach państwa za darmo. W tej części świata to się nie zdarza.

Wojna kosztuje, a Koreańczycy za swoje K 2 chcą dolarów, a nie podziękowań i naręczy kwiatów.

Polscy lotnicy za to, że bili się z Niemcami nad Anglią na angielskich samolotach musieli za nie płacić. I to oburzało, bo jak to tak!? Ale Anglicy za każdą śrubkę, czy czołg dostarczony z USA również musieli płacić złotem i koloniami. Dzisiejsze bazy wojskowe USA rozsiane po świecie to owoc tamtej wymiany z 1940 roku. Sowieci za pomoc udzielona republikańskiej Hiszpanii kazali sobie płacić złotem. Niestety, ale tak świat funkcjonuje i w sumie to racjonalne. Bo wszystko kosztuje i, by wyprodukować czołg trzeba kupić surowce i opłacić tych którzy go poskładają. Gdyby świat funkcjonował na polskich zasadach, czyli dajemy wszystko za darmo i z dobrego serca, bo ktoś chce wojować to wojny nigdy, by się nie skończyły. Ciągle byliby chętni do wspierania za dziękuję. Umowa nie jest nawet za „dziękuję”, bo my nawet i tego chyba nie oczekujemy. Po prostu majątek narodowy rozdaje się postronnym jak stuknięta ciotka z demencją srebra rodowe przygodnie napotkanym przechodniom. To bardzo źle rokuje w kontekście roszczeń środowisk żydowskich o zwrot mienia bez spadkowego.

Gdyby ktoś chciał zobaczyć pełny tekst tego arcydzieła sztuki dyplomacji i dbałości o interes narodowy z grudnia 2016 roku to ten jest dostępna na Monitorze Sejmowym i umieszczono go tam dopiero w 2019 roku.

W zamian pogarda

Ukraińcy w zamian drwią z próśb o ekshumację polskich ofiar ludobójstwa z Wołynia, a premier stawia krzyż w polu z patyków i opowiada głupoty. Tymczasem Niemcy prowadzą na Ukrainie ekshumacje szczątków swoich żołnierzy z czasów II wojny światowej, jak gdyby nigdy nic. Stoi za tym niezwykle sprawny „Niemiecki związek Ludowy Opieki nad Grobami Wojennymi” W zeszłym roku ekshumowano szczątki ponad 800 żołnierzy.

To nie może być zaskoczeniem. Ukraina ma stare sentymenty względem Niemiec i „pierwszą państwowość” zawdzięcza II Rzeszy. Ta doprosiła Ukraińską Republikę Ludową do stołu rokowań pokojowych między Rosją sowiecką i kajzerowskimi Niemcami przy zawieraniu pokoju brzeskiego w marcu 1918 roku. Przedstawicieli Rady Regencyjnej tej samej która Piłsudskiemu przekazała władzę 11 Listopada nikt tam nie chciał oglądać. A to, że III Rzesza nie spełniła oczekiwań Ukraińców w czasie II wojny mało znaczy, skoro dziś Niemcy są pierwszą gospodarka Europy i kręcą UE jak im się podoba. Dlatego Niemiec na Ukrainie, nawet jak nic nie daje, a wręcz mówi, że nie da ma większy ciężar gatunkowy niż Polak, który dałby wszystko.

Do tego zasypują nas zbożem, ale nie ich tylko z tych pól, które na Ukrainie posiada kapitał z USA reprezentowany przez Cargill, Monsanto… Ziemi ornej na Ukrainie mają 41 milionów, z czego 17 we władaniu kapitału USA. Są jeszcze Niemcy od Bayera, Saudyjczycy i Izrael…

 Kto myśli racjonalnie; ten ruska onuca

I taka to wojna, ale my do wszystkiego na poważnie i z sercem na dłoni. PiS tak się zachwycił ideą pomocy, że sam uwierzył we własną propagandę i przekonał opinię publiczną, nawet tę część co z reguły głosuje na PO. W kwestiach „frazesu” oba elektoraty zgodne. O reszcie „elektoratów po magdalenkowych” nie ma co wspominać, bo i tu jest zgoda. Wyłamuje się „niemagdalenkowa Konfederacja” za co sypią się na nią oskarżenia i obelgi o agenturalność. A ta polega na tym, że konfederaci nie chcą pauperyzacji i zniszczenia kraju. Osobliwe, ale tak jest w patologicznych rodzinach, kiedy wrogami są ci, którzy alkoholikowi nie pozwalają wynieść z domu drogocennych przedmiotów celem upłynnienia.

Tak się u nas porobiło i końca nie widać… To nie żart, bo Duda chce chyba odtworzenia imperium jagiellońskiego, coś nawet przebąkuje. A z zakłamanej historii pełnej frazesów wyciąga się kłamliwe i fałszywe wnioski. Tak powtarzał Józef Szujski a wiedział coś o tym, bo był historykiem „szkoły krakowskiej”  Coś w naszej historii jest nie tak i inni to widzą. I tak się składa, że John Mearsheimer we wznowionej  monumentalnej pracy swojego autorstwa „Tragizm Polityki Mocarstw” przedmowę dedykował Polakom i Koreańczykom.  Akurat nam i im, bo oba kraje leżą na styku stref wpływów i mogą być wykorzystane do tytułowej tragicznej w skutkach gry. A tytuł powyższego felietonu, to cytat z opinii Stanisława Mackiewicza o proroczej treści wspomnianej pracy Studnickiego i tyle na dziś… 

 

 

30
0

Nie od obroku koń się narowi

 

Andrzej Leńczuk „człowiek kultury” oddany Gloria Vitae i PiS bardziej, niż Nadieżda Krupska Leninowi. A w tym, co ostatnio „wykręcił” to taki mądry jak ten babki kot z przysłowia, co to zjadł świeczkę i siedział po ciemku. No trudno to inaczej podsumować i dziś właśnie o tym… 

„Mój” Leńczuk Andrzej przezywany „starostą” wykręcił mi ostatnio bardzo ciekawy numer i przez to; wszystko, co o nim sądzę stało się „ciałem”. Najpierw pogniewał się na mnie, i to tak srodze, że bez kija nie podchodź! Nie podoba mu się, że o Gołębiu z muzeum ciągle piszę, a on, by już nie chciał, bo tego już w muzeum nie ma od maja. Widać „starosta” uważa, że to przemawia za wyciszeniem tematu.  Ale kiedy ostrzegałem, że pozbycie się go nic tak naprawdę nie zmieni i trzeba człowieka „bronić” to słuchać nie chciał i robił swoje. No nie on jeden, ale tak było. Teraz mnie wypada robić swoje, i przecież ja tylko komentuję to, co on nawyprawiał. Jestem zaledwie kronikarzem tego wszystkiego.

Kiedy wygasło uczucie

Raptowny rozjazd naszej „znajomości” który swego czasu był okraszony dozą pewnej sympatii, bo każdy zasługuje na jakieś zaufanie, choćby „na raz”, rozpoczął się rok temu po słynnej sesji poświęconej zwolnieniu dwójki „fachowców, jakich świat nie widział” z muzeum regionalnego oraz deklaracji, że będzie konkurs, bo dyrektor nie przywrócił rzeczonych „fachowców” do pracy. No tak trzeba było Gołębia pokarać, że korzysta z dyrektorskich uprawniań, ale dziś wszystko sparciało i świat powoli staje na głowie. A Leńczuk ma w tym znaczny udział… Po takiej manifestacji, co jest wbrew sztuce rządzenia i zdrowemu rozsądkowi trudno sympatie utrzymać. To się tak musiało skończyć. Ale mimo to „coś tam” z „uczucia” zostało i skoro kiedyś głośno mówiłem, że to „mój starosta” to obecnie też tak uważam, ale wyrażam to dodatkowo przymiotnikiem — „bezmyślny” i nadal go lubię tylko ciut inaczej. Bo jakże go nie lubić!

Zamilczanie jako sposób i bezradny Nagowski

Co ważne, ale celowo bagatelizowane i zamilczane przez obóz „bezwładzy” i wszystkich zaangażowanych w muzealny bajzel (bo oni rzeczy niewygodne i wręcz haniebne najchętniej, by wymazali z pamięci, a reszcie zakazali pamiętać) to fakt, że ta wspomniana sesja z 21 lipca zeszłego roku i naciski Leńczuka były bezprawną ingerencją w politykę kadrową dyrektora, która jest ustawowo zagwarantowana. To co wyrabiał i wyrabia „tak zwany starosta” w żadnych cywilizowanych kategoriach się nie mieści. To wszystko w świetle kamer i na rympał. Uważam, nawet że tym się ktoś powinien zainteresować z zewnątrz. Jest jednocześnie kościołowym i rozmodlonym z buźką rokokowego putta samorządowcem. Toć w jego wzroku i ciepłym grymasie jest więcej niewinności niż w całej Danusi Jurandównie!

I taki ktoś takie numery potrafi wykręcać, ale przecież mądrość ludowa ma na takowe sytuacje swoje spostrzeżenia ubrane w przysłowia. I tu pasuje „Modli się pod figurą, a diabła ma za skórą”, a jak się do tego przypomni numer, jaki Teresce wykręcił pod ZOL z Madziarem to nie ma o czym gadać. O tym, że od początku stosował dywersję, bo tak naprawdę Gołąb miał wyfrunąć po góra pół roku to też nie ma co się spierać wobec aktualnego poziomu wiedzy w tym temacie. Wszystkie te tańce i oberki nad dyrektorem były tylko dlatego, by dogodzić radnym, a to żaden plan tylko bezbrzeżna głupota. Owoce tego widać dziś w Muzeum Regionalnym. Bajzel jest taki, że wysłany na „misję stabilizacyjną” starościński audytor Nagowski najchętnie uciekłby stamtąd do Norwegii i poprosił o azyl, ale i on ma za swoje, bo kiedyś myślał, że to wszystko takie proste, a Gołąb nie potrafi.

Leńczuk majstruje przy informacji publicznej

Ale do rzeczy i pora o tym poopowiadać co Leńczuk nawywijał. 20 lipca zwróciłem się do starostwa na podstawie ustawy o dostępie do informacji publicznej o udostępnienie pełnej dokumentacji wraz z załącznikami z konkursu na dyrektora muzeum z 11 lipca tego roku. Termin na rozpatrzenie takiego wniosku to 14 dni. W 13 dniu otrzymałem „coś”. Niby „w czasie”, ale nic nie stało na przeszkodzie, by odpowiedzieć znacznie szybciej. Tym bardziej że to „coś” to raptem pięć stron, a z „pisemnym rozkazem” Leńczuka sześć. Ale niech tam przecież tam mają pełne ręce roboty; niebawem dożynki i Mazowsze przyjedzie! Trzeba być wyrozumiałym…

Z żądanych dokumentów był tylko protokół bez załączników i ani słowa, dlaczego tylko tyle. Żadnych wyjaśnień, kamień we wodę! Widać przez 13 dni prawnik starostwa i komentator poczynań Putina prof. Szewczak głowił się jak tu się ustosunkować. Trzeba wiedzieć, że profesor strasznie miły sercu „starosty” i jest osobistym laryngologiem, bo stoi najbliżej jego ucha. Ale jak ten mu płaci, to co ma nie stać!?

To był prolog, bo… zwróciłem „dobrodziejowi” Leńczukowi uwagę na brak załączników mejlowo. Odpowiedzią było mi 24-godzinne milczenie Pani Oli, bo to jej zlecono niewdzięczne zadanie dystrybucji tych „ogryzków”. Dobę zajęło wymyślenie odpowiedzi. Starosta przemówił przez Olę z „nowosadzkiej oświaty”, jak zły duch ustami Regan z „Egzorcysty”. Usłyszałem kolejne „coś”, a brzmiało, że aż zacytuję „W odpowiedzi na mail informuję, że żądana informacja nie jest informacją publiczną. Dnia 02 sierpnia 2023 r. pocztą mailową na wskazany przez wnioskodawcę adres przesłano skan protokołu posiedzenia Komisji Konkursowej powołanej w celu przeprowadzenia postępowania konkursowego na stanowisko dyrektora Muzeum Regionalnego w Krasnymstawie, który jako mający charakter urzędowy podlega udostępnieniu w rozumieniu ustawy o dostępie do informacji publicznej.”

Bezpodstawna cenzura i wszystko na odp…

Wypada się nie zgodzić z tą kulawą interpretacją i spuentować to wszystko słowami generała gwardii Piotra Cambrona z jego finału bitwy pod Waterloo. Kiedy ostatni czworobok gwardii napoleońskiej otoczyli Anglicy to ten na propozycję poddania odpowiedział „A gówno!” Tak i ja się z Leńczuka propozycją nie zgadzam słowami dzielnego generała, bo… to o co wnioskowałem mieści się w pojęciu informacji publicznej, a on żadnej, jak widać, podstawy prawnej nie podaje i uzasadnienie jest na przysłowiowe odp…

Precyzuje za to, co jest informacją publiczną sama ustawa w punkcie pierwszym, jak i Sąd Najwyższy w orzeczeniu z 2007 roku, ale przecież tu o co innego idzie i on jest przy okazji złośliwy, bo jakżeby inaczej. Dobrze wie, co jest w załącznikach i w całym konkursie, ale to już popij wodą jak tu mawiają. O tym, co jest „nie tak” następnym razem, a jest co ukrywać przed opinią publiczną. Tyle że już się mleko rozlało…

Jak było z dostępem do informacji za Szpaka

Za czasów Szpaka jakoś w 2017 zwróciłem się z podobnym wnioskiem dotyczącym konkursu z I LO w 2014 roku. To był ten jedyny konkurs, w którym Nowosadzki Marek pojawił się tylko po to, żeby Fidecka mogła zostać dyrektorem i cieszyć oczy jednych i drażnić tupaniem swoich szpilek uszy drugich. Jak wiadomo Marek wtedy się obraził i wycofał swoje „papiery” W tym wypadku dostałem od starostwa wszystkie dokumenty co do jednego i była tego pełna koperta. Tymczasem bogobojny Leńczuk wprowadza swoje pomysły jak kiedyś w KDK i teraz w muzeum. A w 2016 roku wójt gminy Siennica Różana Proskura Leszek poszedł podobną ścieżką. Też się uchylał od odpowiedzi… Skierowałem sprawę do Sądu Administracyjnego w Lublinie i ten po rozpatrzeniu mnie przyznał rację, a wójtowi nakazał informacji udzielić. To nie jest tak, jak sobie „Ciaputek” myśli, ale takim postępowaniem wierny partyjnej doktrynie, że jak Prawo jest w nazwie i Sprawiedliwość również, to tyle jednego i drugiego starczy i można robić co się chce.

Szpak i jego instynkt

Brak wkoło niego, jednego, rozsądnego, który, by mu te „kretynizmy” odradził. Nie powiem, że Szpak był „anioł”, bo wiadomo, w jakim niebie był przez 12 lat i może gdyby to od niego samego zależało to zrobiłby tak samo. Ale może nim, by taką decyzję podjął to z kimś, by to skonsultował. Leńczuk nikogo nie słucha i w starostwie to wiedzą i wiedzą. Szpak nie był ani błyskotliwy, ani wyjątkowy, ale instynktownie wyczuwał mądrzejszych od siebie. Jak mógł to ich wycinał z pierwszego szeregu, by mu nie zagrażali, i to była polityka, ale jak trzeba było, to się nimi otaczał i ich słuchał. Oczywiście nie, tak, by ci nabrali podejrzeń, że on nie wie nic i nie rozumie. Choć nie jest wstydem pytać, ale nasze rodzime „kartoflane polityki” uważają inaczej.

Zazwyczaj po krytycznym bombardowaniu za jakiś czas ich rady sprzedawał jako swoje koncepcje. Sprytne to było i niech mu tam a robił jak Dyzma, ale między innymi dzięki temu rządził 16 lat!? Głupoty też mu się zdarzały, ale nie taśmowo! I taki Hryniewicz, co by o nim nie myśleć to miał i ma łeb na karku a kiedy Szpak go słuchał to orkiestra grała bez fałszu. Wojtek w wielu sprawach akcentował swoje zdanie. Koszałek Opałek potrafił się z nim nawet kłócić, a z Banachem to nawet uwielbiał to robić szczególnie przy Szpaku. Wyobracał go i wszyscy byli zadowoleni. Gorzej było, gdy Szpak słuchał Kamińszczaka, ale ten to nawet jak sam siebie posłuchał to i sobie potrafił zaszkodzić.

Otoczenie Leńczuka i nadskakiwanie radnym

Leńczuk dobrał takich współpracowników, że są w pewnym sensie jego „klonami” Sekretarz Gajecka „Dnia Zwycięstwa” nie sprokuruje. Na rady Marka Nowosadzkiego nie ma co liczyć, bo Leńczuk w nim widzi rywala, to po co go słuchać. A Marek woli spychać wszystko na niego, skoro ten się rwie do rządzenia. Nieściora słuchać to tak samo, jakby mówić do siebie w pustym pokoju.

Ewa sekretaressa vel sekretarzyca powinna być progiem zwalniającym dla durnych rajdów „świętoszkowatego starosty”, ale niestety nie jest. Gdyby kilka razy „michę” rozbił i wylądował na warsztacie to może do jego zwojów, by coś trafiło. Sekretarz tak naprawdę po to jest. A tak!? Ewa przepisy pewnie zna, bo tyle lat już w tym przybytku bytuje, ale co z tego, jak nie potrafi pociągnąć za spust. Ona politycznego nosa nie ma albo ma katar, a może chce mieć katar? To bardziej pocieszycielka strapionych albo siostra z „Czerwonego Krzyża” Co ranę przemyje kubek z wodą poda…

Pani Ewa dusza kobieta, ciepła jak wełniane skarpety z Krupówek, ale woli nieugiętej ma tyle co Leńczuk rozsądku. Kiedy on coś palnie Ewa tego nie koryguje i nie krytykuje, a jedynie służy za „wzmacniacz sygnału”. Widać wierzy tak jak i sam Leńczuk, że jak się jest starostą i tyle siedzi w kościele pod samym ołtarzem i zna wszystkich proboszczów to zawsze ma się superpomysły. No i tak samo jak „starosta” jest opętana misją dogodzenia radnym. Nie wiadomo, z jakiego poradnika to zaczerpnęli, ale tak to wygląda. Ona uważa, że z sercem na dłoni można być sekretarzem, bo można… ale bardzo krótko. Po wyrwaniu serca żyje się kilka sekund i Aztekowie na ofiarnych ołtarzach to nawet sprawdzili…

Gdyby mogła to w domach radnych z ich dziećmi odrabiałaby lekcje, podlewała im kwiatki i wyprowadzała psy na spacer. To bardzo wrażliwa kobieta i po kilku rozmowach z nią miałem wrażenie, że jestem w przedszkolu i zapisuję do niego własnego syna. Tym bardziej to dziwne, bo ja nie mam syna!? To doskonały materiał na świętą tudzież błogosławioną, a na sekretarza w takim klimacie niekoniecznie… Tu musi być ktoś o wdzięku pielęgniarza z izby wytrzeźwień albo portiera z hotelu robotniczego, by „człowiekiem kultury” potrząsnąć.

Na finał. Ja bym z Leńczukiem pięciu minut nerwowo nie wytrzymał. Z tej mąki chleba nie będzie, bo zboże okazało się techniczne. On widać z kimś się ściga, jest w jakiejś wyimaginowanej swojej i tylko jemu znanej Lidze Mistrzów i chyba poczuł się Zidane bezmyślności i złośliwości w galaktycznym Realu Madryt. W starostwie rządzi ten co pierwszy rano wstanie co się rozumie jako rządy przypadku. Tam realizowana jest złośliwa improwizacja i nadskakuje się radnym. Tam się czas liczy od koncertu do dożynek. Tam nie ma pór roku tylko kalendarz artystyczny. I tak się kręci… jakoś.

Widzą to w starostwie, ale milczą, bo co mają zrobić. Takich złośliwych „kretynizmów”, jak, choćby ten z nieudzieleniem pełnej informacji jest całkiem sporo. A te wynikają z jego charakteru, on po prostu taki jest. To z niego wychodzi, bo w nim siedzi, a stare rosyjskie przysłowie potwierdza tę okoliczność słowami „Nie od obroku koń się, się narowi”. Bo to cechy osobnicze determinują takie zachowania i tą mądrością od sąsiadów ze wschodu, tak samo doświadczonych przez rządzących jako i my żegnam czytelników do następnego felietonu.

 

35
4