Dziś na poprawę humoru o wybiórczej wrażliwości wójtowych „jastrzębi” oraz o tym, jak słuchać ze zrozumieniem i co Wiesia Popik ma wspólnego z archaniołem Gabrielem. A także o tym, komu Grażyna oddała serce i co paluszek solony ma wspólnego z kulturą…
Grudzień dobiega końca następna sesja tuż, tuż, bo 30 grudnia, a tu nie było słowa o sesji rady z 3 grudnia. To teraz parę wesołych słów właśnie o niej…Podatki wspaniałomyślnie nie zostały podniesione, co jest gestem godnym odnotowania i uwiecznienia. Ale znając zapał Proskury za jakiś czas zrobi to ze zdwojoną siłą i to wodospadu, jak te tabletki z reklamy, co z taką właśnie siłą czyściły protezy zębowe. Bo co jak co, ale zęby na tym, jak ludek siennicki sprytnie wykiwać, obduraczyć i wmówić mu, że inaczej się nie da, to nasz wiejski strateg zjadł i to wszystkie, łącznie z ósemkami.
Sławek -kaznodzieja-mechanik-człowiek…
Sam z siebie głos zabrał Sławek Knap w sprawie gardłowej. I widać to owoc nasiadówek garażowo-warsztatowych, aż po świt, w klubie dyskusyjnym „Pod Urwanym Korbowodem” Nasz mechanik-cudotwórca palną taką filipikę, że nie jeden wikary mógłby mu pozazdrościć takiego owocnego kazania. Mówił co prawda tylko kilkanaście sekund i bardzo szybko, na jednym oddechu, jak lektor z reklamy, ale powiedział co chciał. Brzmiał Sławek w tym wywodzie, jak silnik po kapitalnym remoncie! Oczywiście dodawał co rusz od siebie ozdobnik „co nie!?” I brzmiało to mniej więcej tak: trzeba poprawić zjazdy -co nie, do posesji-co nie, bo ludzie co nie prosili” Co nie-pozostanie zapewne bez odzewu i na pewno wójt tej płomiennej i jedynej w swoim rodzaju interwencji wyjdzie w sukurs i zjazdy naprawi. Bo czego to się nie robi dla tak uroczego radnego, który ma wymagania żadne, a zadowala go wójtowski uścisk dłoni i fakt, że może postać obok Banacha, swojego niegdysiejszego nauczyciela, a teraz przewodnika i mentora…
Polowanie z jastrzębiami
Wójtowe „jastrzębie” siadły na Korkosza albowiem radny z Rudki popełnił rzecz haniebną i urągającą dobremu obyczajowi. Normalnie należała mu się anatema, przepadek mienia i chłosta pod kościołem, tak z 20 batów na goły tyłek ale władza nasza jako, że jest ludowa i wyrozumiała więc skończyło się na słownym upomnieniu, bez wpisania w akta…Poszło o to, że Rudka- wioska Andrzeja korzystając z Funduszu Sołeckiego i własnymi siłami budując altankę na placu pod remizą przekroczyła zakładany koszt inwestycji o 1400 złotych. Właśnie ten czyn łobuzerski z pogranicza kradzieży zuchwałej przelał czarę goryczy i Marysia Kiliańska, słynąca z odwagi i bezstronności upomniała, żeby na przyszłość już tak nie robiono, bo to bardzo zły przykład. Ale ona wcale nie były jedyna albowiem wcześniej, na komisji w tym tonie pouczyła radnego niezawodna Marzena, radna z Woli. Grzmiał na komisji nad Korkoszem radny i „jastrząb z Kozieńca”- Sęczkowski. Równie słynący z rozwagi, mądrości co z krystalicznej uczciwości i bezinteresowności…
Tylko że rzecz w tym, że to wszystko dęte i nosi znamiona zwykłej infantylnej, głupawej złośliwości, takiej samej jak opisywana wcześniej na tej stronie sytuacja, kiedy służby Proskury kazały Korkoszowi poinformować mieszkańców podpisanych pod petycja w sprawie śmieci o dalszych jej losach. Skarbnik wyjaśniła na sesji, że Rudka niczego w sumie złego nie zrobiła, bo musiała dokończyć inwestycję, a winne rosnące ceny, a nie poszerzenie jej zakresu. Ale radni od Proskury musieli zrobić swoje, bo tak i już. Skoro mają większość bezwzględną, to trzeba to na każdym kroku demonstrować, nawet jak korzyści z tego żadnych.
Riposta Korkosza
Korkosz moralizatorom odpowiedział spokojnie, ale dosadnie, i powołał się na podwójne standardy. Przypomniał wszystkim troskającym się o finanse milczenie, gdy wójt brał z kasy gminnej ponad 26.000 tyś ekwiwalentu za urlop na który powinien pójść. Dopytywał czemu nie gardłowali gdy kupowano nieruchomość za 750.000 tyś, ewidentnie przepłaconą i w śmiesznych okolicznościach. O wicedyrektorze w szkole który był tyle lat i nie za darmo, a potrzeby nie było- też wspomniał. Dodał również, że kiedy w budżecie były przesunięcia na termoizolację remiz na innych wioskach i inne inwestycje, to on nie dyskutował tylko podnosił solidarnie rękę „za”, bo skoro się zaczęło to mimo wszystko trzeba skończyć.
Grażyny serce w rozterce i „nie” dla Godlewskich!
Gdy Korkosz powiedział swoje, to jastrzębie odpowiedziały ale tak, że trudno to powtórzyć albowiem zawsze jest problem z kimś kto mówi nie na temat. Pierwsza jak zwykle ruszyła z odsieczą Wiesia Popik i kwieciście przemawiała z takim zapałem, że szkoda wielka ,że kto nie wpadł na pomysł by to wystąpienie okrasić muzyką Wagnera, a jej samej szaty powłóczystej i miecza ognistego w dłoń nie włożyć. W tym uniesieniu przypominała, jako żywo archanioła Gabriela ale w żeńskiej wersji i na Żdżanne, ale tylko dla tych, którzy chcieli w tym wystąpieniu go zobaczyć. Tak na prawdę gadała po swojemu i ćwierkała z taką słodyczą, jak tylko to ona potrafi, a pewnie radnemu Kołtunowi z Wierzchowin, co jest pszczelarzem zawołanym, po tej erupcji słodyczy mogły się roje pszczele z zimowego letargu pobudzić. Wiesiunia przesłodka biadoliła, że na chodnik w Wierzchowinach to znowuż ona dała i rękę za nim podniosła. Tak jakby miała w tej kwestii jakiś inny wybór. Na koniec wspięła się na wyżyny umiejętności profetycznych i powiedziała, że wie, że będzie opisana! Jak na to wpadła to zdradzić nie chciała, a Dziennikowi Siennicy nie wypada zawieść ją w tej kwestii, bo to byłoby niegrzeczne. I powiedziała Wiesława jeszcze, że ona sobie nie życzy żeby nazywać ją siostrą Godlewską, bo to jej uwłacza ! A stanowcza przy tym była. jak wspomniany archanioł Gabriel, wtedy gdy wypędzał Adama i Ewę z biblijnego raju. Widać radna Godlewskich nie lubi, bo tamte są młodsze. Ale znowuż jeśli chodzi o odwagę, to Wiesia im dorównuje, a nawet w porywach potrafi je dystansować.
Grażyna „Solejukowa z Borunia” też się zagotowała, jak woda na pierogi, pewnie w geście solidarności z koleżanką, i powiedziała: żeby wszyscy wiedzieli ile to oni serca w remizę wkładają. Nie wiadomo jak to rozumieć i do czego to komu potrzebne!? Bo serca, płucka i wątróbki: ogólnie- podroby, to się często do farszu w pierogi pakuje. Ale jak to przykleić do tego co Korkosz mówił, to już Grażyna nie wyjaśniła.
Obydwa wystąpienia były jak zwykle i wpisują się w długą tradycyjne gadanie dla samego gadania i dochodzi już do tego, że adwersarze Korkosza nie rozumieją o czym on do nich mówi. A mówi poprawną polszczyzną i bez metafor, to jest prosty komunikatywny język, bez udziwnień. Nawet tłumaczenie Alicji Pacyk nie pomaga, taki jest opór materiału. Obie ludowe walkirie w samorządzie siedzą od lat, więc należałoby wreszcie nauczyć się słuchać ze zrozumieniem, a nie pleść co ślina na język przyniesie.
Wiercipięta z Kozieńca
Miał i wielkie chwile radny Sęczkowski, to był widać jego dzień, a to owocowało bardzo ciekawymi bon motami. Na przykład w trakcie krótkiej dyskusji przy głosowaniu mało istotnej uchwały, wręcz banalnej, która dotyczyła transportu, górnolotnie stwierdził, że w głosowaniu nad nią radni na komisji głosowali zgodnie ze swoim sumieniem. Zabrzmiało tak jakby głosowali za wojną albo pokojem. Ale dzięki tej deklaracji dowiedzieliśmy się, że radni posiadają sumienia i nawet mogą swobodnie nimi dysponować, co w obozie zwolenników Proskury częstą praktyką widać nie jest. A w czasie „spięcia” Korkosza z radnymi w sprawie 1400 złotych, gdy Andrzej wytknął Proskurze, że cudzymi rękami go atakuje, bo tak odebrał te komiczne pouczenia od kilku zwolenników wójta. Sęczkowski zaczął się zabawnie tłumaczyć, bo się poczuł dotknięty, a był jednym z pouczających, że wójt z tym nic wspólnego nie ma i wynikło z tego, że oni tak sami z siebie. On mógł być szczery w tym co powiedział. Tyle tylko, że to świadczy o daleko posuniętej samodyscyplinie, jak za pierwszej komuny kiedy doły partyjne robiły, to o czym nawet góra nie zdążyła pomyśleć, bo tak je wytresowano.
Sęczkowski walczy z kulturą o życie
Na sam koniec sesji, w wolnych wnioskach Alicja Pacyk przeczytała swoją odpowiedź na pismo „profesora rzekomego” Jutrzenki w którym ten „wielgi artysta” z charakterystyczną dla jego „wielgości” skromnością zarzucił radnej, że naruszyła jego dobra osobiste, jako artysty i człowieka. Czytała więc swoje stanowisko, jak Pan Bóg przykazał ale na radnych od Proskury, to już było za dużo, to były męki niewysłowione.
Zaczęli się w trakcie tego w sumie krótkiego czytania, wiercić jak dzieci. A to sobie coś szeptali, bo akurat teraz poczuli potrzebę i para „umoralniaczy” Sęczkowski z Kiliańską też. Ale nie dość na tym, bo wspomniany duet akurat wtedy wpadł na pomysł by się pakować. Sprzątali więc do toreb co tam mieli w zasięgu wzroku i było ich własnością. Sęczkowski torbę wziął na kolana i pchał w nią dobytek w te pędy, jakby po sesji czasu nie było. Jednym słowem przestali Alicji słuchać, co jest zachowaniem z pogranicza prostactwa i zwykłej głupoty, a kto nie wierzy niech zerknie na zapis sesji. Ale wspomniany Sęczkowski, jak sobie poszeptał z Kiliańską i Wiesią, a w torbie swoje skarby poupychał, to wpadł na pomysł żeby zacząć chrupać paluszki, robił to z zapałem głodnego chomika.
Może się bał, że mu Kiliańska wszystkie paluszki zje, bo i ona zaczęła podjadać i zbyt często sięgać do paluszkowego paśnika? Wciskał więc je prosto w dziób, z taką pasją, jak zamek karabinu maszynowego połyka pociski. W pewnym momencie coś poszło nie tak, widać podajnik się zapchał, i się Darkowi korek zrobił. Jak na bramkach na A2 albo na Kanale Sueskim, gdy kontenerowiec w lipcu tego roku stanął w poprzek i go zablokował. Lekko radny odkaszlnął ale maseczka do tego zaczęła przeszkadzać, bo ją miał na „górnym wlocie”, chcąc być w zgodzie z przepisami. Próbował przepchnąć następnym paluszkiem ale nie pomogło, więc w akcie rozpaczy zalał wszystko wodą mineralną. Ale gdzie tam! Pomysł był nie trafiony! Widać tam na górze, już nie korek tylko karambol się zrobił, a jak się woda z paluszkami spotkała, to się zrobił beton. Nic to!? Radny maseczkę zdjął, gały wybałuszył i kaszlać zaczął, jak topielec!
W końcu wstał ostatkiem sił, ogarnął kryzys, zabezpieczył tyły. Potem brzuch wciągnął i jak baletnica, kaszlając, przepchnął się do drzwi, w kierunku toalet, życie bezcenne ratować. Jak wrócił, za jakiś czas, to zadowolenie malowało się na licu i błogość niebiańska, bo zgon był blisko ale skończyło się szczęśliwie. Tak się kulturalnie najadł…
Alicja tymczasem już skończyła czytać, a on prawie nic z tego nie słyszał, bo taką zrobił sobie pauzę i tyle miał zajęć. I takim sposobem kultura zaszkodziła radnemu, z obu stron biorąc go w kleszcze. Bo musiał słuchać o kulturze, a z drugiej strony sam jej nie zachował albowiem w trakcie wystąpienia drugiego radnego robił wszystko tylko nie siedział spokojnie i słuchał jak ta nakazuje.
Wobec tego, do końca nie wiadomo, jak z kulturą w Siennicy jest!? Jej instytucji jest trzy, bo niebawem podwoje otworzy Dworek z Jutrzenką w środku, remiza na Dużej Siennicy pracuje pełną parą i Centrum Kultury jest od dawna. Do tego KGW, UTW i inne przybudówki. A tu jak widać zabrakło kultury, żeby spokojnie i cierpliwie wysłuchać drugiego radnego. Czyli rację mają niektórzy, mówiąc, że tyle tych jednostek kultury, że skąd jej nabrać !? I jest z tym problem, przynajmniej w radzie, bo taki Maniuś Mielniczuk parę sesji wstecz, nim Banach oficjalnie sesję zakończył, to wstał i zwyczajnie wyszedł, bo mu się znudziło i nikt go nie upomniał. Ale gdy na tej ostatniej sesji Korkosz skwitował postawę radnych mianem marionetek, to Banach go upomniał żeby tak nie mówił. Ten sam Banach któremu Korkosz co to wiecznie za młody i bez kultury, parę chwil wcześniej przypomniał, że Banacha wyborcy zwrócili się do niego żeby ten upomniał go, w ich imieniu. Gdyż ci skierowali do gwiazdora z Siennicy Dużej zapytanie na e-maila w sprawie drogi, a Piotruś przez prawie dwa tygodnie nie raczył się z nimi skontaktować…
Ten incydent z paluszkami to był znak, że już najwyższa pora odejść od koryta.
Jak usłyszałem żeby nie nazywać radnych siostrami Godlewskimi, to też się paluszkami udlawilem. Jak mawia młodzież było to epickie