To że wójta Proskurę popierają Ochotnicze Straże Pożarne i większość Kół Gospodyń Wiejskich oraz sławetny Uniwersytet Trzeciego Wieku wiadomo już od dawna. Ostatnio do grona popleczników dołączył Klub Piłkarski „Znicz” Wszystko to dzięki osobistemu zaangażowaniu Damiana Dobosza, jego wiceprezesa, którego ścieżka kariery jest osobliwa, bo zaczynał jako skazany na godziny prac społecznych w tutejszym UG. Potem wylądował jako wiceprezes Klubu podległego Wójtowi Proskurze i finansowanemu z publicznych funduszy. Tuż przed wyborami agitował na jego rzecz, umieszczając na profilu klubu apel z poparciem. Proskura nie widzi problemu w tym, że za pieniądze podatników robi sobie kampanię a motorem tej jest osoba karana, o skłonności do agresywnych zachowań oraz rozchwiana emocjonalnie. Oto relacja jego wybryków z Koncertu Noworocznego i tuż po nim.
Poszedłem sobie, bo mnie wójt sms-e zaprosił, a i ciekawość mnie zżerała, jak będzie wyglądał Opłatek Ludowy w tej nowej formule. Spóźniłem się o 24 minuty. Na korytarzu spotkałem Magdalenę Łozę z UG. Zapytałem ją, od kiedy trwa impreza? Odparła, że 18 minut. Była urzędniczo miła, ale spięta. Ma bowiem świadomość, że ja nie pałam miłością – w przeciwieństwie do niej – do „proskurowej polityki”. Siadłem spokojnie obok małżeństwa Korkoszów z Rudki i chłonę te przemówienia i ludowe dziwy. Wkrótce tuż za mną ni stąd, ni zowąd rozsiada się wiceprezes Klubu Piłkarskiego „Znicz” Siennica, niejaki Damian Dobosz – nieoficjalny minister sportu w naszej gminie – jakby gdzie indziej miejsc nie było. Towarzyszy mu właśnie Magda Łoza, urzędniczka UG, ta z korytarza – tak bliska sercu wiceprezesa. Tu mi się czerwona lampka zaświeca, bo za mną stoją dwa rzędy pustych krzeseł, ale akurat siennickie państwo Macron wybrali to z widokiem na moją łysą glacę. O ho! No to już po spokojnym oglądaniu.
Rozbrykany Damianek
I się nie pomyliłem. Najpierw rozbrykany Damianek klepie mnie w ramię, tak jak byśmy byli kumplami i wspólnie rzucali policyjnymi bloczkami do wypisywania mandatów. Może tak się przywitać chciał? Zbywam natręta, ale ten z zapałem trzylatka, który chce zwrócić na siebie uwagę, a to kopnie w nogę od krzesła, a to wystukuje rytm, bo koncert zaczął zespół „Plateau” Szampańsko się chłopak bawi, a od czasu do czasu moje imię i nazwisko moje wymawia. Sprzeczki szuka. Pani wiceprezesowa Magda, urzędniczka UG, też kontenta, bo zachowanie lubego wcale jej nie wadzi – ba, imponuje jej tupetem młody junak! Żart goni żart, sielanka śmiechy, Macronowie brykają, jak dwa koziołki na alpejskiej grani – dzieciak zaczyna prowokować.
Koncert się kończy, a Monsieur President znów coś chce i szuka zaczepki. Znów go zbywam. Widzowie wychodzą i Państwo Macron też. Ja czekam, próbuję opóźnić swoje wyjście, może natręt się odczepi. Ale gdzie tam! Stroi się w paltocik i sterczy przy drzwiach. No masz! Jak pech, to pech? No nic, trza koło natręta przejść. A ten do mnie z uwagą. Że dobrze wyglądam! No spostrzegawczy, jak mało kto – Damianek! To fakt, brzuch mi urósł. Odpowiadam, że Magda też dobrze swego czasu wyglądała i to podobno jego zasługa była. I żeby się odczepił – wskazując właściwy palec. Gdzie tam! Chłopak zaczyna się gotować. Oczy palą mu się takim ogniem, jak przy pożarze rafinerii i zaczyna powarkiwać.
Ojciec wnuczki nie musi być zięciem!?
– Nie pokazuj mnie palcem, nie pokazuj mnie palcem, bo coś ci z tym palcem zrobię! – tak bełkotał. Nim się połapałem Damianek już jest ze mną „na Ty”! Odpowiadam spokojnie, żeby dał spokój, bo to, co wygaduje brzmi, jak groźby karalne. Atmosfera gęstnieje, a mnie wcale nie chce się z dzieciakiem gadać. Idę do szatni po kurtkę, ale po drodze spotykam moje rozwiązanie problemu, czyli sołtyskę Grażynę Łozową, która jest Magdy matką a dla Damiana winna być teściową. Przynajmniej tak mi się wydaje. – Pani Łozowa, pani se zięcia uspokoi, bo się do mnie przyczepił i coś chce! – mówię do niej. To, co mi odpowiada Grażyna całkiem zbija mnie z tropu i rzuca na incydent nowe światło. Nerwowo odpowiada, że to nie jej zięć!
A Magda milczy
– No jak nie Pani, co się Pani wstydzi? Toż to ładny chłopak – jej mówię, ale na głupka chyba wychodzę, bo widać o siennickich sprawach intymnych mało wiem… No nic, kurtę biorę, idę do drzwi, a Dobosz cały czas przy mnie. Prawie wchodzi na mnie jak mucha na plaster miodu. Ja dam trzy kroki, on też. Ja się zatrzymam, on też. Istny cyrk z dzieciakiem. Ale nagle na horyzoncie majaczy drugie koło ratunkowe! Widzę Magdalenę Łozę, no to idę jak w dym i już z lekka poirytowany mówię: „Magda weź i uspokój tego swojego dzieciaka, bo się przykleił i coś chce”. Jej reakcja była do przewidzenia – zrobiła głupią minę i tylko na tyle było stać urzędniczkę z siennickiego UG. No i znów musiałem się z natrętem użerać. Pytam go. „Czego ty tak naprawdę chcesz? Masz córkę, może jej tyle uwagi poświęć, co mnie i będzie dobrze”. Pytam:, „Co mi zrobisz? Czy dom mi obrzucisz butelkami?” Tu prezes Znicza tak odpowiada, że nie pozostawia miejsca na spekulację.
–Kopie…jak przystało na piłkarza
Ja tego nie muszę! Zrobi to ktoś inny – słyszę od prezesa. Tym samym wyraźnie daje mi do zrozumienia, że chyba wynajmie kogoś, bo przecież znajomości w siennickim pół światku ma. Dwa lata temu i to publicznie w debacie o bezpieczeństwie mówił, że on wpłynie na tych, co niszczą gminne mienie, tylko Policja musi przeprosić mu jego matkę, którą ponoć obrazili. Mówił to przy sali pełnej ludzi i staroście Szpaku, Proskurze i komendancie Policji z Krasnegostawu. Ale póki, co ja chcę wyjść i spokojnie jechać do domu, a Dobosz, jak cień lezie za mną. Wokół pełno ludzi, a ja sam użeram się z natrętem. Dobra! W końcu wychodzę na zewnątrz z Doboszem dosłownie przyklejonym do pleców. I tu ministrowi sportu puszczają nerwy, bo widać nie dałem mu się sprowokować w tłumie ludzi, to on w odwecie kopie mnie w nogę. Ewidentnie próbuje je podciąć. Tu się nerwowo zrobiło i sypnąłem w jego kierunku wiązankę. Aż się przechodnie poodwracali. Ale nic, idę do auta, a ten za mną tylko, że teraz to już wyzywa i straszy.
–Autograf wice-prezesa
Jeszcze cię załatwię, masz przejebane! Skończę to, co ty zacząłeś! – cytuję jego groźby. Przez moment pomyślałem, że może chce pisać na „Dzienniku Siennicy”? Dzieciak zachowuje się jak psycho-fan. Na koniec Damianek przerasta sam siebie i najzwyklej w świecie pluje na mnie. Gustowna charcha wylądowała na moich plecach – dysponuję jej fotografią, ale z oczywistych estetycznych względów daruję jej publikację. Takie autografy pan wice prezes rozdaje, bo przecie sportowiec i to zawołany. No cóż, tak w praktyce wygląda siennicka zgoda. Tak zachwalana przez Grabczuka i Zająca. A muzyka jednak nie łagodzi obyczajów. Nic dodać, nic ująć. Znalazł Proskura sobie wiernego pomagiera od propagandy i sportu a Magdalena partnera. Pozazdrościć też Grażynie sołtysce zięcia, bo udany jak drugi skok Stocha w Sapporo w ostatni weekend…
PS. Po złożeniu w niedzielę zawiadomienia o jego „koncertowym wyczynie” na tutejszym posterunku, Damian Dobosz usunął w ciągu kilku godzin wszystkie komentarze, które dotyczyły mojej osoby. Wśród nich były wyjątkowo wulgarne ocierające się o pornografię. Co ciekawe w złożonym zawiadomieniu była mowa właśnie i o nich. Wyczyścił więc swój profil praktycznie do zera. Mimo, że wspomniane treści były do tej pory na jego stronie od lutego 2017 roku. Zasadne jest pytanie skąd wiedział o tym co należy usunąć, bo trudno uwierzyć w przypadek.
Ślusarczyk Piotr